Jadalnia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Pomieszczenie najczęściej odwiedzane przez gości.
A więc praca. Tylko tyle. To, że nawet panna Bulstrode się bawi w pracowanie - to mnie znów zniesmacza. Kobiety i to ich nowoczesne przekonanie, że mogą coś znaczyć. Milburga była taka sama. Zawsze sądziła, że zna swoją wartość. Mówiła mi o tym, kiedy dumnie unosiła tę swoją nieszlachecką głowę. Cynthia to samo. Wymyśliła sobie teraz, że założy własną kawiarnię - bezemnie? Och, kawiarnia nie powstałaby, ale przecież Cynthia będzie utrzymywać, że to jej biznes. Pani Rosier? Czy nim osiągnęła wiek dojrzały była podobna do tych wszystkich kobiet. Jestem otoczony zewsząd harpiami, które tylko czekają, by zedrzeć ze mnie kolejne warstwy. Pieniądze, honor, radość. Me oblicze skamieniało naraz, kiedy sobie to uświadomiłem. - Skąd pomysł, że chciałbym ci tego zabronić - mówię obojętnie, zdając sobie sprawę, że jeżeli zajmie się pracą, to nie będzie mi się pałętała pod nogami. I dobrze. I tak będzie najrozsądniej.
Jestem kopią mego brata, dopiero teraz to zauważam. Fobos swą żonę dostał po przegranym zakładzie, czy i mi nie trafiła się trefna nagroda? Jeszcze nie wiem, czy nie choruje na serpentynę, jak żona Fobosa, może i to przedemną ukrywa. Trafił na dziecko, mi trafiło się też dziecko - ale rozwydrzone. Zawsze aspirowałem do tego, by być jak on, więc dlaczego odkrycie tego, że jesteśmy tacy sami, nagle tak mocno mnie męczy. Coś się we mnie zmieniło, czy to chwilowe? Powoli odnajduję w sobie oznaki człowieczeństwa? Niemożliwe. Chyba deser mi zaszkodził.
- Nigdy nie robisz tego, co chcę - mówię z przekąsem, kończąc tę dziwną wymianę zdań. Niech już się to skończy. Mogłem rozkazać jej czego tylko bym zapragnął. Mogłem wykorzystać ten moment. Ale zdawałem sobie sprawę z tego, że finalnie ona nie zrobi tego czego będę oczekiwał, więc nie chcę od niej nic. Przeraża mnie iście ta wizja, kiedy znów mam wrażenie, że osiągam nad nią władzę, a w końcu okazuje się, że się przeliczyłem. Za dużo razy już się to działo, bym mógł jej zaufać kolejny raz. Nie wiem co sądzić o tym, że pracuje. Może na prawdę ma romans. Wyślę za ną Samanthę, ta ją sprawdzi. Nie ma dalej sensu kłócić się z największą kłamczuchą pod słońcem.
Oddaję jej list, trącam go w jej stronę, jestem zniecierpliwiony. Jednocześnie puściłem jej nadgarstek, nie byl mi już do niczego potrzebny. Ośmieszyłem się, teraz rozumiem ten śmiech, który ją napadł. Ośmieszyłem się i pokazałem swoją słabość. Myślałem, że ma romans i odebrało mi zmysły. Nie, nie chciałem z nią jeść kolejnego smutnego posiłku. - Idź już - odtrącam ją po raz kolejny, jestem obrażony i nie zamierzam się znów dać jej zmanipulować. No ciekawe jak długo mi się uda utrzymać to postanowienie. Wychodzi? Spoglądam zza gazety. Mieliśmy nie być swoimi wrogami, a to nawet nie była moje marzenie, to ona o tym mówiła. I kiedy teraz znów się nimi stajemy, wydaje się, że tylko mi to przeszkadza. - Twoi kuzyni przychodzą jutro na herbatę, nie zapomnij wyjść wcześniej z pracy
Będę strasznie się ośmieszał przed jej rodziną. Niech i oni się dowiedzą, że nie wolno tak postępować z Carrowami. Bo jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Jestem kopią mego brata, dopiero teraz to zauważam. Fobos swą żonę dostał po przegranym zakładzie, czy i mi nie trafiła się trefna nagroda? Jeszcze nie wiem, czy nie choruje na serpentynę, jak żona Fobosa, może i to przedemną ukrywa. Trafił na dziecko, mi trafiło się też dziecko - ale rozwydrzone. Zawsze aspirowałem do tego, by być jak on, więc dlaczego odkrycie tego, że jesteśmy tacy sami, nagle tak mocno mnie męczy. Coś się we mnie zmieniło, czy to chwilowe? Powoli odnajduję w sobie oznaki człowieczeństwa? Niemożliwe. Chyba deser mi zaszkodził.
- Nigdy nie robisz tego, co chcę - mówię z przekąsem, kończąc tę dziwną wymianę zdań. Niech już się to skończy. Mogłem rozkazać jej czego tylko bym zapragnął. Mogłem wykorzystać ten moment. Ale zdawałem sobie sprawę z tego, że finalnie ona nie zrobi tego czego będę oczekiwał, więc nie chcę od niej nic. Przeraża mnie iście ta wizja, kiedy znów mam wrażenie, że osiągam nad nią władzę, a w końcu okazuje się, że się przeliczyłem. Za dużo razy już się to działo, bym mógł jej zaufać kolejny raz. Nie wiem co sądzić o tym, że pracuje. Może na prawdę ma romans. Wyślę za ną Samanthę, ta ją sprawdzi. Nie ma dalej sensu kłócić się z największą kłamczuchą pod słońcem.
Oddaję jej list, trącam go w jej stronę, jestem zniecierpliwiony. Jednocześnie puściłem jej nadgarstek, nie byl mi już do niczego potrzebny. Ośmieszyłem się, teraz rozumiem ten śmiech, który ją napadł. Ośmieszyłem się i pokazałem swoją słabość. Myślałem, że ma romans i odebrało mi zmysły. Nie, nie chciałem z nią jeść kolejnego smutnego posiłku. - Idź już - odtrącam ją po raz kolejny, jestem obrażony i nie zamierzam się znów dać jej zmanipulować. No ciekawe jak długo mi się uda utrzymać to postanowienie. Wychodzi? Spoglądam zza gazety. Mieliśmy nie być swoimi wrogami, a to nawet nie była moje marzenie, to ona o tym mówiła. I kiedy teraz znów się nimi stajemy, wydaje się, że tylko mi to przeszkadza. - Twoi kuzyni przychodzą jutro na herbatę, nie zapomnij wyjść wcześniej z pracy
Będę strasznie się ośmieszał przed jej rodziną. Niech i oni się dowiedzą, że nie wolno tak postępować z Carrowami. Bo jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Uważnie obserwowałam każdy skrawek jego twarzy. Coś się zmieniło. Nagle przestałam w nim dostrzegać cokolwiek. Skamieniał, stał się obojętny na wszystko. Czy nie powinnam teraz skakać z radość? To przecież był objaw tego, że wygrałam, że już nic nie stanie mi na drodze. Tyle, że jego spojrzenie…on już nawet nie patrzył na mnie. Miałam wrażenie, że mnie nie dostrzega. W ciągu kilku sekund przestałam dla niego istnieć. Już nie było nienawiści, tylko zimna obojętność. Dla czego to wszystko tak bolało. Jednak gdy dostałam pozwolenie wszystko to nie miało już dla mnie znaczenia. Miałam ochotę fruwać pod sufitem, śmiać się, tańczyć a zamiast tego - Dziękuję- szepnęłam cicho zaraz po tym jak z tej radość rzuciłam się mu na szyję. To było jak uderzenie o ścianę lodu. Chwilę później miałam ochotę schować się w jakimś ciemnym kącie i poczekać aż ten straszny pan sobie pójdzie. Odsunęłam się szybko wlepiając lekko zawstydzone spojrzenie w podłogę. Spuściłam mocniej głowę uginając się pod jego słowami. Miał rację, miał zupełną rację. Teraz wydawał się dla mnie taki dobry a ja tak mu się odwdzięczałam. Musiałam coś wymyślić…ale co… między nami nie ma już żadnego mostu, wszystkie własnoręcznie spaliłam. Zabrałam swój list pozwalając na razie wgrywać radości i ekscytacji nad strachem o to co będzie jutro i martwieniem się o Deimosa. Odwróciłam się zmierzając w stronę wyjścia nucąc przy tym pod nosem. Będę szczęśliwa jeszcze przez te kilka minut zanim wejdę do swojej sypialni i zdam sobie sprawy z tego co się dzieję. Gdy wspomniał o herbacie zatrzymałam się w miejscu ponownie odwracając się w jego stronę. Zupełnie o nich zapomniałam. Dla czego w ogóle ich zaprosiłam? Żeby pokazać im…no właśnie co? Niby mam później wytrzymać ich wielkie smutne oczy, które będą się o mnie martwić. Dla czego wszyscy użalają się nade mną a nikt mnie pomyślał o Deimosie? Zaskoczona własnymi przemyśleniami zmarszczyłam lekko brwi. - Oczywiście, wszystko jest już przygotowane - potwierdziłam. W końcu od czego jest Alicja i Alfred jak nie od ratowania mnie przed podobnymi sprawami?- Dobranoc Deimos - dodałam wciąż nucąc pod nosem. Zamknęłam za sobą drzwi i tanecznym krokiem wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju. Chwyciłam za swój dziennik wielkimi literami pisząc WYGRAŁAM! . Skąd mogłam wiedzieć, że nie minie wiele czasu a wyrwę tą stronę wrzucając ją prosto w ogień kominka. W ten jeden dzień, niczego jeszcze nieświadoma zestarzałam się o piętnaście lat.
/zt
/zt
Dzień przed podziemiami.
Poranek na dwa dni przed mikołajkami, był wyjątkowo spokojny. Przeglądam poranną prasę, jestem sam w jadalni. Megara jeszcze się przebiera, a może po prostu nie chce schodzić na śniadanie. Może zjeść w łóżku, mi to absolutnie nie przeszkadza, ma do tego prawo. Ja popijam czarną kawę, dodaję dwie krople mleka, mieszam, dodaję cukier, mieszam, próbuję, dodaję dwie kolejne krople mleka. Nagle uświadomiłem sobie, że wcale nie ruszyłem śniadania, tak jakbym czekał na coś. Na kogoś? Alfred wchodzi, żeby sprawdzić czy coś podać, a mi wpada do głowy absurdalna myśl, że chcę, żeby Megara tu zaraz zeszła. Nie zastanawiam się długo i jeszcze zanim Alfred wyszedł, proszę go, aby zawołał panią domu. Gdyby się głębiej zastanowić obowiązki pani domu pełnił Alfred i reszta służby, ale Megara tytuł zatrzymała.
Megara nie schodzi, do salonu zaś powraca Alfred z pocztą na złotej tacy. Popijam kawę i rozpieczętowuję kopertę zalakowaną zieloną pieczęcią. Od pierwszego zdania, czuję jak mi napój staje w gardle i chociaż nie miałem zwyczaju palenia przy śniadaniu, zaraz macham ręką do Alfreda, żeby podał popielniczkę i papierosy. Zapalam i czytam dalej, oczy me skaczą po tekście.
A więc jutro. Z kim? Z Rosierem? Cóż, gorzej chyba niż Rosier nie mógłbym trafić. Odkładam list i zaciągam się, spoglądam w niebo, które mam za oknem jadalni. Myślę nad tym, że nie spodziewalem się tak prędkiego wezwania. Mógł powiedzieć mi wcześniej. Jak mam się przygotować? I jak wytłumaczyć żonie. Czy muszę się jej tłumaczyć?
Swoją drogą, gdzie u licha ona się podziewa?
Poranek na dwa dni przed mikołajkami, był wyjątkowo spokojny. Przeglądam poranną prasę, jestem sam w jadalni. Megara jeszcze się przebiera, a może po prostu nie chce schodzić na śniadanie. Może zjeść w łóżku, mi to absolutnie nie przeszkadza, ma do tego prawo. Ja popijam czarną kawę, dodaję dwie krople mleka, mieszam, dodaję cukier, mieszam, próbuję, dodaję dwie kolejne krople mleka. Nagle uświadomiłem sobie, że wcale nie ruszyłem śniadania, tak jakbym czekał na coś. Na kogoś? Alfred wchodzi, żeby sprawdzić czy coś podać, a mi wpada do głowy absurdalna myśl, że chcę, żeby Megara tu zaraz zeszła. Nie zastanawiam się długo i jeszcze zanim Alfred wyszedł, proszę go, aby zawołał panią domu. Gdyby się głębiej zastanowić obowiązki pani domu pełnił Alfred i reszta służby, ale Megara tytuł zatrzymała.
Megara nie schodzi, do salonu zaś powraca Alfred z pocztą na złotej tacy. Popijam kawę i rozpieczętowuję kopertę zalakowaną zieloną pieczęcią. Od pierwszego zdania, czuję jak mi napój staje w gardle i chociaż nie miałem zwyczaju palenia przy śniadaniu, zaraz macham ręką do Alfreda, żeby podał popielniczkę i papierosy. Zapalam i czytam dalej, oczy me skaczą po tekście.
A więc jutro. Z kim? Z Rosierem? Cóż, gorzej chyba niż Rosier nie mógłbym trafić. Odkładam list i zaciągam się, spoglądam w niebo, które mam za oknem jadalni. Myślę nad tym, że nie spodziewalem się tak prędkiego wezwania. Mógł powiedzieć mi wcześniej. Jak mam się przygotować? I jak wytłumaczyć żonie. Czy muszę się jej tłumaczyć?
Swoją drogą, gdzie u licha ona się podziewa?
Dziwny widok. Nikt po cichu nie skrada się po korytarzach. Nikt nie zasłania twarzy poduszką przeklinając świat który nie chce dać mu spokoju. Tylko drobna postać stojąca na niewielkim balkonie. Białe włosy rozwiane na wszystkie strony, bose stopy zatopione w miękkim puchu pierwszego śniegu. Nie ważne, mróz nie ważny. Mogła się tylko uśmiechać ciesząc oczy widokiem opadających płatków. Chciała tańczyć tak jak one, wyciągnęła dłonie tak by kilka świeżych płatków zatrzymało się na niej a ona mogła patrzeć jak ich piękno znika. Ktoś krzątał się po pokoju ścieląc łóżko i przygotowując strój dla młodej pani. Służące wymieniały między sobą ukradkowe spojrzenia. Były przecież przy tym jak ich pani wciąż krąży pomiędzy łóżkiem i łazienką nie mogąc się zdecydować gdzie lepiej jest umrzeć. One już wiedziały a z pewnością miały swoje przypuszczenia. Czy to zawsze musi tak być, że służba o wszystkim dowiaduje się na długo przed państwem? Megara drgnęła lekko słysząc pukanie do drzwi i odgłos ich uchylania. Wiedziała kto przyszedł, niemal słyszała te wymówki którymi raczy go Alice. Uniosła wzrok na zachmurzone niebo pozwalając sobie na ostatni rozmarzony uśmiech. - Za chwilę zejdę na dół. Daj mi się tylko ubrać. - odezwała się w końcu, na tyle głośno by wszyscy zdołali ją usłyszeć. Przez chwile wydawało jej się, że służba zamarła. Niemal widziała niedowierzanie na ich twarzach. Jak to tak bez wymówek i ukrywania się po pokojach? Żadnych wykładów i próśb Alice o to by wypełniała należycie obowiązki żony? Co się dzieje? Gdy Megara weszła do sypialni Alfreda już nie było. Zrobiła kilka kroków zostawiając na dywanie mokre ślady i oddała się w ręce służby. Nie minęło wiele czasu a już było słychać jak zbiega po schodach niczym mała dziewczynka. Weszła do jadalni wyglądając na dziwnie…szczęśliwą. - Przepraszam za spóźnienie - podeszła w jego stronę iście tanecznym krokiem. - Biedna Alice nie mogła ściągnąć mnie z łóżka - uśmiechnęła się wesoła delikatnie muskając jego policzek. Była w tak dziwnie euforycznym nastroju, że nawet nie zwróciła uwagi na nienaturalność swoich poczynań a co dopiero na nastrój Deimosa. Zajęła miejsce tuż obok niego nie bawiąc się w ceremoniały ze szczytem stołu. Nałożyła sobie na talerz kilka ulubionych przysmaków dopiero po krótkiej chwili przenosząc uwagę na męża. Spojrzała na niego z ukosa marszcząc nieznacznie brwi. - Coś się stało? - spytała ostrożnie. Gdzieś z tyłu głowy zapaliła jej się czerwona lampka, że znowu coś mu się nie podoba. Wyrzuci tę myśl przypominając sobie, że przecież spadł śnieg a ona tak kochała zimę.
Żona pojawia się, Deimos zorientował się dopiero, kiedy poczuł jej usta na policzku. Zwraca spojrzenie w jej stronę, ona siada. To jest Megara? A może ktoś ją podmienił? Zabiera się za jedzenie i zadaje pytanie.
Pokręcona głowa, bo zaprzeczenie jest najłatwiejszym zmienieniem tematu. Odwrócone spojrzenie, bo wtedy nie może wyczytać w oczach, że kłamstwo się wkradło. Nagła zmiana frontu, głowa znów odwrócona tak by zwracala się w stronę żony. Jej dotyk wciąż czuje na policzku, ale nie wyciąga ramion po więcej. Daje jej wciągnąć jedzonko, którego zaczęła jeść ostatnio więcej. Może wreszcie przekonała się, że nie jest zatrute, kto tam wie te wariatkę.
- Wyglada na to, że będę musiał wyjechać w interesach. Nie na długo - zapewnia ją, tak jakby czas zmieniał znaczenie tego, że pozostawi ją samą po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie ma wyjścia, ale czy chce? Nie chce. Nie wie czy może jej ufać, przecież to Megara Carrow, która niegdyś nosiła nazwisko Malfoyów. Jest zdolna do wszystkiego, wymieni zamki w drzwiach, narzuci zaklęcia kamuflujące, będzie panią na zamku.
Deimos gasi papierosa w popielniczce i spoglada na żonę. Ta wygląda jakoś inaczej, ale nie może powiedzieć na czym polegać ma róznica. Chodzi przede wszystkim o to, że tu j e s t. Tak, to jest wystarczająco wyjątkowe. Ale czy to wszystko? Nie przygląda się, zabiera się do jedzenia. Nie ma ochoty, ale zabiera się.
- Musze jutro wyjechać, bo to pilne. Zostaniesz sama w Marseet - uświadamia jej na głos to, o czym pewnie sama pomyślała w pierwszej sekundzie, kiedy powiedział, że jedzie. Musiała skakać z radości.
Pokręcona głowa, bo zaprzeczenie jest najłatwiejszym zmienieniem tematu. Odwrócone spojrzenie, bo wtedy nie może wyczytać w oczach, że kłamstwo się wkradło. Nagła zmiana frontu, głowa znów odwrócona tak by zwracala się w stronę żony. Jej dotyk wciąż czuje na policzku, ale nie wyciąga ramion po więcej. Daje jej wciągnąć jedzonko, którego zaczęła jeść ostatnio więcej. Może wreszcie przekonała się, że nie jest zatrute, kto tam wie te wariatkę.
- Wyglada na to, że będę musiał wyjechać w interesach. Nie na długo - zapewnia ją, tak jakby czas zmieniał znaczenie tego, że pozostawi ją samą po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie ma wyjścia, ale czy chce? Nie chce. Nie wie czy może jej ufać, przecież to Megara Carrow, która niegdyś nosiła nazwisko Malfoyów. Jest zdolna do wszystkiego, wymieni zamki w drzwiach, narzuci zaklęcia kamuflujące, będzie panią na zamku.
Deimos gasi papierosa w popielniczce i spoglada na żonę. Ta wygląda jakoś inaczej, ale nie może powiedzieć na czym polegać ma róznica. Chodzi przede wszystkim o to, że tu j e s t. Tak, to jest wystarczająco wyjątkowe. Ale czy to wszystko? Nie przygląda się, zabiera się do jedzenia. Nie ma ochoty, ale zabiera się.
- Musze jutro wyjechać, bo to pilne. Zostaniesz sama w Marseet - uświadamia jej na głos to, o czym pewnie sama pomyślała w pierwszej sekundzie, kiedy powiedział, że jedzie. Musiała skakać z radości.
Może nie powinna się w to wtrącać. Jeść spokojnie i nie przejmować się tym dziwnym uczuciem, że coś jest nie tak. Jadła powoli a jej wzrok sam odkrył list spoczywający niedaleko. Nie chciała go czytać, nie miała d tego prawa, nie zrobiłaby czegoś takiego. Ale nie trudno było zgadnąć, że humor Deimosa jest z nim związany. Upiła łyk czarnej herbaty zastanawiając się nad tym jak go nakłonić do powiedzenia prawdy. Ale mężczyźni nigdy tego nie robią prawda? Bo są dumni albo nie chcą martwić biednych delikatnych kobiet. Gdy Deimos informuje ją o swoim wyjeździe odstawiła filiżankę. Zagryzła dolną wargę przez chwilę zastanawiała się co to właściwie oznacza, że wyjeżdża, że ją zostawia. Nie rozumiała czemu tak ją to niepokoi. - Mam nadzieję, że nie stało się nic złego - znów odwraca wzrok w jego stronę nie oczekując niczego więcej niż szybko wymyślonego kłamstwa. Przygląda mu się przez chwilę z dość nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zaraz jednak jakby spłoszona przenosi wzrok na pusty talerz i po raz kolejny bierze łyk herbaty. - Co to znaczy nie na długo ?-pyta po chwili. Jej dobry nastrój nieznacznie przygasł. Czyżby bała się, że duchy Marseet pożrą ją gdy jego nie będzie? Na razie chciała tylko wiedzieć na jak długo wyjeżdża.- - Pewnie nie będzie cię podczas Mikołajek - zauważyła nawet nie czekając na odpowiedź. Już nawet śnieg nie wydawał się tak piękny jak jeszcze przed chwilą. Nic ją nie obchodziło, że to święto było stworzone dla dzieci. Chciała je przeżyć z mężem. To przecież był ich pierwsze wspólne święta. A cały świat wypełnił się bielą. Rozmarzyła się przez chwilę i dopiero słowa o tym, że wyjeżdża już jutro sprowadziły ją na ziemię. Nie wyglądała na zadowoloną. Trochę jak dziecko któremu powiedziano, że Mikołaj nie istnieje i musi sobie z tym jakoś poradzić. Próbowała ukryć wszelkie oznaki rozczarowania pod lekkim, wesołym tonem. - Nie martw się. Alfred i Alice nie dadzą mi zginąć - czy też zmienić dworu w kupkę gruzu . Na tę myśl uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona. Gdyby była Deimosem pewnie tego właśnie by się obawiała. - Szkoda, że musisz jechać - sięgnęła po jego dłoń ściskając ją przez chwilę czy dwie.
Nie chciał jej denerwować, ale przede wszystkim nie mógł powiedzieć jej jaka jest prawda. Zabraniały mu tego wszelkie reguły i zasady członkostwa Rycerzy Walpurgii. Więc zakładając, że zechciałby się z nią podzielić, nie miałby nawet takiej możliwości. Ale nie chciał się podzielić, przecież wtedy musiałby wyjaśnić co to za stowarzyszenie. Megara, która wiedziałaby o nim tak wiele, byłaby niebezpieczniejsza. Miałaby wiedzę, a wiedza jest najważniejsza. Przydałaby się do wielu rzeczy, na przykład opracowania prawdziwego harmonogramu zajęć Deimosa. Absolutnie niemożliwe w aktualnych warunkach.
Dlatego nic nie powiedział, a nawet przyłożył różdżkę do listu i na oczach Megary list zamienił się w proszek, który odleciał daleko daleko.
- Muszę pomóc z jednym atenonanem, którego ostatnio sprzedaliśmy. Zachowuje się bardzo dziwnie z tego co napisali mi w liście - zamachał dłonią obok ucha, na miejscu wymysla historyjkę, oczywiście odrazu odnajdując w niej dziury. Po co zniszczył list, jeżeli były tam tylko tego typu informacje? Zaczyna się nieco denerwować, a dłon mu zadrgała kiedy nabijał pomarańczkę na widelec. Wzrusza bardzo nieznacznie ramionami w odpowiedzi na jej pytanie. - Nie wiem, powinienem wrócić w przeciągu tygodnia, ale może uda mi się wcześniej - ale by było, jakby wrócił po kilku godzinach! Wtedy może jeszcze na dwa trzy dni skoczyć do Milburgi... och, marzenie. Mikołajki z Milburgą od wielu lat były wspaniałe, nawet ubiegłoroczne spędzali w swoim towarzystwie. Jak wiele rzeczy zmieniło się od tego czasu.
- Mógłbym dać ci w takim razie prezent już dziś. Chyba, że zdołasz poczekać - dobrze, że złapała go za dloń, bo on tę dłoń trzymał nawet, kiedy ona już nie chciała. I musiała trzymac rękę w jego ręku, i musiała się na to zgodzić, bo on tego chyba chciał przede wszystkim.
- Alfred i Alice na pewno dobrze się toba zaopiekują - mówi to spoglądając jej intensywnie w oczęta, dając do zrozumienia, że za tymi słowami kryła sie również pewna groźba. Dotycząca tego, że jeżeli pojawi się w dworku inny mężczyzna, to Deimos dowie się o tym. O wszystkim się dowie. Podnosi jej dłoń zamkniętą w jego do swoich ust i składa na wierzchu pocałunek.
Dlatego nic nie powiedział, a nawet przyłożył różdżkę do listu i na oczach Megary list zamienił się w proszek, który odleciał daleko daleko.
- Muszę pomóc z jednym atenonanem, którego ostatnio sprzedaliśmy. Zachowuje się bardzo dziwnie z tego co napisali mi w liście - zamachał dłonią obok ucha, na miejscu wymysla historyjkę, oczywiście odrazu odnajdując w niej dziury. Po co zniszczył list, jeżeli były tam tylko tego typu informacje? Zaczyna się nieco denerwować, a dłon mu zadrgała kiedy nabijał pomarańczkę na widelec. Wzrusza bardzo nieznacznie ramionami w odpowiedzi na jej pytanie. - Nie wiem, powinienem wrócić w przeciągu tygodnia, ale może uda mi się wcześniej - ale by było, jakby wrócił po kilku godzinach! Wtedy może jeszcze na dwa trzy dni skoczyć do Milburgi... och, marzenie. Mikołajki z Milburgą od wielu lat były wspaniałe, nawet ubiegłoroczne spędzali w swoim towarzystwie. Jak wiele rzeczy zmieniło się od tego czasu.
- Mógłbym dać ci w takim razie prezent już dziś. Chyba, że zdołasz poczekać - dobrze, że złapała go za dloń, bo on tę dłoń trzymał nawet, kiedy ona już nie chciała. I musiała trzymac rękę w jego ręku, i musiała się na to zgodzić, bo on tego chyba chciał przede wszystkim.
- Alfred i Alice na pewno dobrze się toba zaopiekują - mówi to spoglądając jej intensywnie w oczęta, dając do zrozumienia, że za tymi słowami kryła sie również pewna groźba. Dotycząca tego, że jeżeli pojawi się w dworku inny mężczyzna, to Deimos dowie się o tym. O wszystkim się dowie. Podnosi jej dłoń zamkniętą w jego do swoich ust i składa na wierzchu pocałunek.
Z nieznacznie uniesionymi brwiami obserwowała jak list zmienia się w pył. Czuła, że Deimos ją okłamuje, że cała historia po prostu nie trzyma się całości. Zamiast jednak dociekać prawdy postanowiła przyjąć tezę, że przecież dla jej męża nie ma nic ważniejszego od dumy. Nic w nią przecież tak nie godzi jak wadliwy aeton. - Biedne zwierze-- odpowiedziała krótką dość nieobecnym głosem. - Rozumiem - kiwnęła lekko głową już bardziej przytomna. - Proszę cię bądź tak dobry i napisz kiedy wrócisz. Przynajmniej nie będę musiała się martwić - uśmiechnęła się lekko. Jej słowa można było rozumieć na dwa sposoby: jako troskę dobrej żony co z pewnością nie pasowało do postaci Megary albo, że coś kombinuje i chce zatrzeć wszelkie ślady jeszcze przed przyjazdem Deimosa. Druga opcja z pewnością lepiej pasowałaby do ich obecnej sytuacji. Tyle że według Megary to nie odpowiedni czas na szalone plany opierając się na zasadzie wysadźmy wszystko w powietrze i zobaczymy co będzie dalej . Chociaż te dwie ostatnie linijki listu lady Nott inspirowały do nowego skandalu. Megara pokręciła szybko głową chcąc się pozbyć z głowy niepotrzebnych myśli. Nie, nie, nie. Jest grudzień, pada śnieg a ja będę grzeczna obiecała sama sobie. - Będę grzeczna i poczekam - nie mogła powstrzymać się od lekkiego uśmiechu gdy zdała sobie sprawę, że prawie wypowiedziała swoje myśli na głos. Gdy Deimos przytrzymał jej dłoń poczuła się dziwnie niepewnie. Mimo tych kilku miesięcy spędzonych razem zdarzyły się momenty pełne zakłopotania. Podobne do tego gdy on znów chciał czegoś więcej, drobny gest miał się przedłużyć jeszcze o te chwilę lub dwie a ona miała na to pozwolić…bo tak postąpiłby dobra żona. Zmusił ją by spojrzała mu w oczy, wysłuchała jego groźby. Zrozumiała choć nie w tak dosłowny sposób jak Deimos tego chciał. W jej odczuciu brzmiało to w dość prosty sposób dowiem się o wszystkim co zrobisz . W ty miejscu chętnie przewróciłaby oczami bo przecież czy kiedykolwiek było inaczej? Jeśli Megara wiedziała, że po głowie jej męża krąży wizja przyprawionych rogów ciężko byłoby powiedzieć czy zaczęłaby się z niego naśmiewać czy po prostu wyszłaby oburzona. Kolejny niespotykany gest a ona mogła się tylko ładnie uśmiechnąć i skorzystać z chwili na oswobodzenie swojej dłoni. - A może pojechałabym odwiedzić kogoś z krewnych i dałabym służbie trochę wytchnienia. Dawno już nie widziałam Astorii czy Morfeusza - tym razem jej intencje były dość jasne. Nie miała zamiaru zostać i z utęsknieniem czekać na męża w dodatku z bandą obserwatorów rejestrujących każdy jej ruch. - Jeszcze się zastanowię- - machnęła ręką. - Nie będziesz miał nic przeciwko prawda? - przeniosła wzrok na Deimosa znów tryskając dobrym humorem. - Jest jeszcze sprawa sabatu. Podobno oboje dostaliśmy zaproszenie od lady Nott. Wiem, że to jeszcze dużo czasu ale powinniśmy się zastanowić czy mamy zamiar iść - zauważyła rezolutnie.
- Może odwiedź Leandrę i Fabiana? - proponuję ni to z gruchy ni z pietruchy, czemu akurat ona, czy ta porpozycja nie wyda się (prawidłowo) trochę podejrzana? Bo akurat z tymi państwo mam na pieńku - Absolutnie nie będę miał, to nawet lepiej dla ciebie
No jasne, lepiej żeby wyjechała i ewentualnie zdradzała go gdzie indziej. Łatwiej o to, żeby ktoś zrobił jej zdjęcie i wysłał do Deimosa albo prasy. Po czymś takim rogacz nawet nie interesowałby się jaki los ją spotka, po tym jak ją wywali z domu.
Ale nie to teraz zamuje jego głowę. Pali powoli i myśli, że nie podoba mu się to wszystko, musi się przygotować.
Z rozważań wybudza go Megara, która porusza bardzo przyziemny dla arystokratów temat. Sabat. Sabaty to zawsze były ulubione i jedyne imprezy na których pojawiali się Carrowowie. Tyle panienek chętnych na ożenek, to nigdzie nie było.
- Sabat? - skrzywia się lekko, zaraz jednak przestaje siedzieć taki spięty. Widzi w Megarze tę młodść, która od niego już odchodzi i kiwa głową. - Dlaczego chcesz się zastanawiać? Jeżeli masz ochotę, to nie bedę się opierał - mówi wymijajaco, pozostawiając jej całą masę możliwości reakcji. Może niech mu się wyspowiada jak lubi z nim tańczyć, ale denerwują ją tak oficjalne spotkania.
No jasne, lepiej żeby wyjechała i ewentualnie zdradzała go gdzie indziej. Łatwiej o to, żeby ktoś zrobił jej zdjęcie i wysłał do Deimosa albo prasy. Po czymś takim rogacz nawet nie interesowałby się jaki los ją spotka, po tym jak ją wywali z domu.
Ale nie to teraz zamuje jego głowę. Pali powoli i myśli, że nie podoba mu się to wszystko, musi się przygotować.
Z rozważań wybudza go Megara, która porusza bardzo przyziemny dla arystokratów temat. Sabat. Sabaty to zawsze były ulubione i jedyne imprezy na których pojawiali się Carrowowie. Tyle panienek chętnych na ożenek, to nigdzie nie było.
- Sabat? - skrzywia się lekko, zaraz jednak przestaje siedzieć taki spięty. Widzi w Megarze tę młodść, która od niego już odchodzi i kiwa głową. - Dlaczego chcesz się zastanawiać? Jeżeli masz ochotę, to nie bedę się opierał - mówi wymijajaco, pozostawiając jej całą masę możliwości reakcji. Może niech mu się wyspowiada jak lubi z nim tańczyć, ale denerwują ją tak oficjalne spotkania.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł - zaczęła niepewnie wciąż mając w pamięci to nieszczęsne spotkanie. Znów sięgnęła po jego dłoń przybierając jeden ze swoich najsłodszych i najbardziej błagalnych wyraz twarzy na jaki było ją w tej sytuacji stać. - Czy nie moglibyście się z Fabianem jakoś porozumieć? To jeden z moich najbliższych krewnych. Proszę cię Deimos…bardzo mi na tym zależy - ścisnęła mocniej jego dłoń jednocześnie wciąż się w niego wpatrując. Obawia się tylko tego, że w ramach rewanżu każe się jej dogadać z Yaxley…a to nie wchodziło w rachubę pod żadnych pozorem. Mogła się nawet wyrzec Leandry i Fabiana albo słuchać jego niekończące się docinki na temat jej nowej rodziny. Wzięła głęboki oddech dla oczyszczenia głowy z tak niepożądanych myśli. Niemal instynktownie przewróciła oczami gdy spytał o powód jej niepewności. - Oczywiście, że mam ochotę ale- zawahała się nie wiedząc do czego lepiej się nie przyznawać. Na pewno najlepiej ominąć szerokim łukiem wzmiankę o wernisażu ciotki a o którym nie zapomniała napomknąć lady Nott w swoim liście. - To ostatnie spotkanie do którego notabene mnie zmusiłeś było przeraźliwie nudne. Na samą myśl, że znów muszę się spotkać z tą bandą zgorzkniałych wiedźm wszystkiego mi się odechciewa- jęknęła cicho podkreślając swoją rozpacz. - A ty pewnie mnie zostawisz na ich pastwę - wygięła usta w podkówkę jakby zaraz miała się rozpłakać. Minie jeszcze minuta czy dwie zanim zda sobie sprawę, że zachowuje się jak ostatnia trzpiotka i że to przeraźliwie uwłaczające. Na razie jednak wciąż jest szczęśliwa i wesoła więc taką ją zostawmy.
Megara sama nie ma pojęcia jak wielką władzę posiada, a może tak bardzo boi się do tego przyznać, że woli jej zbyt często nie używać. Brzydzi się, bo okazałoby się, że to on jest pierwszym. I tak już wygrała, bo to nie ona, nie ona ma większą słabość i nie ona ma serce. Teraz jednak próbuje i bierze jego dłoń w swoje, prosi go, a on nie umie się nie przyłapać na tyym, że właśnie planuje jak przeprosić Fabiana. Czyli uległ prośbie Megary, nim skończyła mówić. Zbyt to jednak szybkie, więc czas ostudzić nadzieje żony.
- Bardzo ci zależy... - powtarza i mierzy ją spojrzeniem, obleśnym dość, bo takim, które mówi jej, że on chce żeby ona mu to pokazała najlepiej. Ta gra mogłaby trwać w nieskończoność: ona czegoś chce, a on to robi, ale otrzymawszy coś. Bo nic nie jest za darmo, za wszystko zapłacić trzeba.
Jeżeli nienawiść Megary była tak wielka, że nawet gotowa jest sie wyrzec Fabiana i Leandry, to na prawdę dużo się udało Deimosowi, że na święta dał jej tamten prezent. To jednak będzie już w przyszłości.
- Ten wieczorek u panny Rosier ci się nie podobał, zdaję sobie z tego sprawe. Zresztą już o tym rozmawialiśmy - przenosi dłoń na jej głowę i gładzi ją jak małe dziecko, ale może z uczuciem nieco czulszym niż do dziecka. Moja głupia żonka, myśli sobie - Niewiele mnie to zdziwiło, ale wolałem żebyś się przekonała na własnej skórze, jak dwulicowymi stworzeniami są Rosierzy. Byłaś Malfoyem, to podlizywali ci się, jesteś Carrowem, to już widzą, że niewiele tu ugrają i potraktowała cię tak jak cię potraktowała - wymądrza się i dodaje na koniec: - Na wernisażu, to ty chciałaś się wydostać, ale mi nie będzie przeszkadzało, jeżeli tym razem będziesz błyszczeć obok
Czaruje, czaruje ją. A nóż widelec, rzeczywiście dostanie Megarę Błyszczącą.
- Bardzo ci zależy... - powtarza i mierzy ją spojrzeniem, obleśnym dość, bo takim, które mówi jej, że on chce żeby ona mu to pokazała najlepiej. Ta gra mogłaby trwać w nieskończoność: ona czegoś chce, a on to robi, ale otrzymawszy coś. Bo nic nie jest za darmo, za wszystko zapłacić trzeba.
Jeżeli nienawiść Megary była tak wielka, że nawet gotowa jest sie wyrzec Fabiana i Leandry, to na prawdę dużo się udało Deimosowi, że na święta dał jej tamten prezent. To jednak będzie już w przyszłości.
- Ten wieczorek u panny Rosier ci się nie podobał, zdaję sobie z tego sprawe. Zresztą już o tym rozmawialiśmy - przenosi dłoń na jej głowę i gładzi ją jak małe dziecko, ale może z uczuciem nieco czulszym niż do dziecka. Moja głupia żonka, myśli sobie - Niewiele mnie to zdziwiło, ale wolałem żebyś się przekonała na własnej skórze, jak dwulicowymi stworzeniami są Rosierzy. Byłaś Malfoyem, to podlizywali ci się, jesteś Carrowem, to już widzą, że niewiele tu ugrają i potraktowała cię tak jak cię potraktowała - wymądrza się i dodaje na koniec: - Na wernisażu, to ty chciałaś się wydostać, ale mi nie będzie przeszkadzało, jeżeli tym razem będziesz błyszczeć obok
Czaruje, czaruje ją. A nóż widelec, rzeczywiście dostanie Megarę Błyszczącą.
Powinna dostrzec do co się kryło w jego spojrzeniu. Wyrwać swoją dłoń, wstać i odejść. Przynajmniej przewrócić oczami w duchu przeklinając cały naród mężczyzn i ich przeklętą dumę. Ale po co skoro można być szczęśliwym i przez jedną krótką chwilę nie dostrzegać w mężu śmiertelnego wroga. - Oczywiście, byłabym naprawdę szczęśliwa… - zapewniłam podkreślając to lekkim kiwnięciem głowy. - Jakoś ci to wynagrodzę - obiecała zupełnie nieświadoma, że Deimos właśnie tego chciał lub co gorsza, że kiedyś może to od niej wyegzekwować. Dla niej to były tylko słowa, które dobrze brzmiały i które trzeba było przecież wypowiedzieć. Ciekawe czy w takim stanie przypominała bardziej dziecko czy kobietę. Była rozpuszczoną księżniczką wychowaną w lodowym zamku czy dobrą żoną? Głupcem ten kto spróbuje zrozumieć małą lady Carrow. Małą bo ten gest, to gładzenie po głowie przypomina o przepaści która jest między nim. Już nie tylko wiek się na nią składa. Są inni, tak przeraźliwie inni od siebie. Krok do przodu, dwa kroki w tył, most zbudowany, nie ma żadnego mostu. I tak w kółko i w kółko aż w końcu któreś się nie odwróci i nie pójdzie w swoją stronę. Ale jeszcze nie teraz bo ona wciąż siedzi na miejscu a dotyk męża sprawia jej przyjemność, ta iskierka wesołego ciepła przeszywające całe ciało. - A ty już do niczego mnie już nie będziesz zmuszał - dodała pół szeptem. Czyżby za tych słów powoli zaczęła wyłaniać się prawdziwa Megara? Pora na burze? Nie, nie jeszcze chwilę. Deimos mówił dalej a z każdym słowem jego żona wydawała się jakby bardziej smutna. - Wszyscy arystokraci są tacy sami. To takie smutne. - jęknęła cicho. Powoli zaczęła sobie zdawać sprawę, że na zawsze straciła już dobry kontakt z Darcy czy z Tristanem. Świat byłyby o wiele poostrzy gdyby urodziła się w zwykłej rodzinie. Uniosła wzrok na męża starając się pozbyć niewygodnych myśli z głowy. Gdy tylko jego dłoń spoczęła na stole podniosła się z miejsca stając tuż za nim. Oplotła ramiona wokół jego szyi pochylając się nieznacznie. - Dziękuję - musnęła delikatnie jego policzek. - Postaram się być najpiękniejszą białą różą - zaśmiała się cicho jeszcze za nim uwolniła go ze swoich ramion. Jak niewiele trzeba było by zredukować ją do zwykłej ozdoby. Jedyna nadzieja w tym, że w ciągu tych kilku tygodni świat jeszcze tysiące razy zmieni swój bieg. I zmieni bo ona go zdradzi, on jej zaufa, znów się pokłócą.
- Nie będę ci już więcej przeszkadzać. Pójdę z Alice na mały spacer, na dworze jest dziś tak pięknie. - westchnęła z rozmarzeniem - Nie ma nic przeciwko prawda? - nawet nie czekała na jego odpowiedź. Tanecznym krokiem wyszła z jadalni kierując się w stronę swoich pokoi.
/zt
- Nie będę ci już więcej przeszkadzać. Pójdę z Alice na mały spacer, na dworze jest dziś tak pięknie. - westchnęła z rozmarzeniem - Nie ma nic przeciwko prawda? - nawet nie czekała na jego odpowiedź. Tanecznym krokiem wyszła z jadalni kierując się w stronę swoich pokoi.
/zt
Sama końcówka lutego przebiegała dość przyjemnie w posiadłości Marseet. Można by pomyśleć, że ucieczka Megary z domu i to, że Deimos musiał iść aż pod jej balkon, by mogli wyjaśnić kilka spraw, obróciła ich relacje o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz praktycznie nie wychodzili z łóżka i dopiero tydzień później zdecydowali się (i tak prędko) na to, żeby zaprosić kilka osób z najbliższego otoczenia. Deimos zgodził się oczywiście na państwa Malfoy, których ostatnio wywalił z Yorku, ale chyba nie odpowiedzieli na zaproszenie. Tak więc, tego popołudnia do Marseet mieli zjechać się lordowie Carrow i lady Flint. Oczekiwanie na Eurydyczkę miało się jednak przeciągnąć, gdyż jak sama napisała, czuje że ją rozkłada choroba. W tym wypadku Deimos wysłał jej wiadomość, by absolutnie nie ruszała się z domu i posłał jej kosz czekoladek, by tym ją zasłodzić i wyleczyć. A czekoladki miały w środku nieco alkoholu.
Niestety zabrakło dziś Fobosa, lecz on był o wszystkim wcześniej poinformowany. Lord Adrien i Lady Majesty przybyli na czas i zaraz po wymienieniu pierwszych uścisków i powitań, wszyscy zasiedli do stołu. Nawet jeżeli jeszcze nie zauważyli, że Megarce się nieco urosło, to w trakcie pierwszego dania, Deimos postanowił odsłonić wszystkie karty tego spotkania. Zanim więc kelnerzy zabrali danie, ten uniósł kieliszek i przerywa jedzenie.
- Kochani, jak możecie podejrzewać, nie spotkaliśmy się tu jedynie dla wspólnej przyjemności i by zajadać się tymi wspaniałościami. Chciałem, a właściwie chcielibyśmy z Megarą ogłosić wam pewną wspaniałą nowinę - tu zachęcająco i pełen dumy spogląda na swoją żonę, która się MUSI uśmiechać, bo skoro on się uśmiecha to i ona powinna, prawda? Będą kręcili tę szopkę nadzwyczaj spektakularną. - Moja kochana Megara spodziewa się dziecka
A mógł sobie odpuścić to kochana, ale chyba nikt się nie obrazi, że je dołożył? W każdym razie dumny Deimos czeka na oklaski. Wiadomo, wspaniała nowina.
Niestety zabrakło dziś Fobosa, lecz on był o wszystkim wcześniej poinformowany. Lord Adrien i Lady Majesty przybyli na czas i zaraz po wymienieniu pierwszych uścisków i powitań, wszyscy zasiedli do stołu. Nawet jeżeli jeszcze nie zauważyli, że Megarce się nieco urosło, to w trakcie pierwszego dania, Deimos postanowił odsłonić wszystkie karty tego spotkania. Zanim więc kelnerzy zabrali danie, ten uniósł kieliszek i przerywa jedzenie.
- Kochani, jak możecie podejrzewać, nie spotkaliśmy się tu jedynie dla wspólnej przyjemności i by zajadać się tymi wspaniałościami. Chciałem, a właściwie chcielibyśmy z Megarą ogłosić wam pewną wspaniałą nowinę - tu zachęcająco i pełen dumy spogląda na swoją żonę, która się MUSI uśmiechać, bo skoro on się uśmiecha to i ona powinna, prawda? Będą kręcili tę szopkę nadzwyczaj spektakularną. - Moja kochana Megara spodziewa się dziecka
A mógł sobie odpuścić to kochana, ale chyba nikt się nie obrazi, że je dołożył? W każdym razie dumny Deimos czeka na oklaski. Wiadomo, wspaniała nowina.
Adrienowe brwi powędrowały ku górze, gdy dostrzegł deimoową sowę w oknie. Zabawne, że pierwsze co mu przeszło wówczas przez myśl to fakt, że zapewne kuzynek przyłapał Inarkę na pożyczaniu jego cennych koników. Jednak już trochę mniej zabawne było to, że świtek papieru miast skargą był zaproszeniem. Na kolację. Zapewne bardzo wystawną i sytą...kolację. Kuzyn takie sobie cenił. Adrien podwinął wąsa wprawionym ruchem palców. No bo cóż, jak mus to mus!
Zgodnie z wolą adresata Carrow wcisnął się odświętny mundur, brodę swą wypielęgnował i wraz ze swą siostrą najdroższą karocą zaprzęgniętą w orszak Abraksanów lądował o wyznaczonej porze w wyznaczonym dworku. Wysiadł z karocy dłoń swoją podając zaraz siostrzyce swej coby jej dopomóc z godnie z manierą. Następnie gdy zdał swój płaszcz służbie pozwolił sobie na poprawienie przyciasnej kamizelki. Już jego kochana siostrzyczka w kochany sposób zdołała dostrzec ten mankament. "Pojeździłbyś ze mną na koniach, od razu byś troszkę zgubił" - mówiła.
- Gdybym tylko czas na to znalazł, moja Perełeczko...- odpowiadał będąc wyraźnie niepocieszony tym, że doba ma ledwie dwadzieścia cztery godziny - To całe zamążpójście Inarki mojej malutkiej sprawia, że każdą wolną chwilę spędzam na...- zmrużył ślepia zdając sobie rychło w czas sprawę z tego, że "inwigilacja zięcia" jest zajęciem, którym raczej nie wypada się chwalić -...studiowaniu ślubnej mody. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego ile odcieni może mieć biel. - podsumował myśl, uśmiechając się ciepło. Potem powitał gospodarze i małżonkę jego. W pierwszej chwili gdy z grzecznościami się wymienili miło mu się zrobiło, że jedynym któremu zima służy nie jest. Dzięki temu z mniejszym wyrzutem sumienia zasiadł do stołu. W momencie kiedy Deimos dał sygnał posłuchu, Adrien zalał go swoją atencją. Potem rozszerzył szerzej swe ślepia
- To...- zaczął, by zaraz wzmocnić swój głos wstając z werwą z siedziska - ...wspaniałe! - Zaczął bić energicznie brawo, a na jego twarzy pojawiła się żywa ekscytacja powodowana milionem myśli i pytań - Kiedy? Kiedy poród? Wiecie już? Konsultowana to sprawa już była? Jeszcze nie? A wróżbitka...? Mam kilka godnych polecenia jeśli trzeba!
Zgodnie z wolą adresata Carrow wcisnął się odświętny mundur, brodę swą wypielęgnował i wraz ze swą siostrą najdroższą karocą zaprzęgniętą w orszak Abraksanów lądował o wyznaczonej porze w wyznaczonym dworku. Wysiadł z karocy dłoń swoją podając zaraz siostrzyce swej coby jej dopomóc z godnie z manierą. Następnie gdy zdał swój płaszcz służbie pozwolił sobie na poprawienie przyciasnej kamizelki. Już jego kochana siostrzyczka w kochany sposób zdołała dostrzec ten mankament. "Pojeździłbyś ze mną na koniach, od razu byś troszkę zgubił" - mówiła.
- Gdybym tylko czas na to znalazł, moja Perełeczko...- odpowiadał będąc wyraźnie niepocieszony tym, że doba ma ledwie dwadzieścia cztery godziny - To całe zamążpójście Inarki mojej malutkiej sprawia, że każdą wolną chwilę spędzam na...- zmrużył ślepia zdając sobie rychło w czas sprawę z tego, że "inwigilacja zięcia" jest zajęciem, którym raczej nie wypada się chwalić -...studiowaniu ślubnej mody. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego ile odcieni może mieć biel. - podsumował myśl, uśmiechając się ciepło. Potem powitał gospodarze i małżonkę jego. W pierwszej chwili gdy z grzecznościami się wymienili miło mu się zrobiło, że jedynym któremu zima służy nie jest. Dzięki temu z mniejszym wyrzutem sumienia zasiadł do stołu. W momencie kiedy Deimos dał sygnał posłuchu, Adrien zalał go swoją atencją. Potem rozszerzył szerzej swe ślepia
- To...- zaczął, by zaraz wzmocnić swój głos wstając z werwą z siedziska - ...wspaniałe! - Zaczął bić energicznie brawo, a na jego twarzy pojawiła się żywa ekscytacja powodowana milionem myśli i pytań - Kiedy? Kiedy poród? Wiecie już? Konsultowana to sprawa już była? Jeszcze nie? A wróżbitka...? Mam kilka godnych polecenia jeśli trzeba!
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawda? Prawda wyglądała w ten sposób, że od momentu ponownego przekroczenia progu Marseet jego pani robiła wszystko żeby nie myśleć. Nie myśleć i nie rozmawiać o rzeczach najbardziej istotnych, o planach na przyszłość. Przecież wciąż skrywała przed mężem fiolkę z trucizną. Głupiec wierzył, że wystarczyła jedna noc by zmieniła zdanie i zapragnęła tego dziecka równie mocno jak on. Najlepszym sposobem na to by młode małżeństwo nie musiało ze sobą rozmawiać było zatrzaśnięcie drzwi sypialni ( jej sypialni a nie jego) i nie wystawianie nosa poza ramy łóżka. Deimos był szczęśliwy a Megara powtarzała tylko, że o wszystkim pomyśli jutro. Kilka pierwszym wzmianek o rodzinnym posiłku udało jej się zbyć w podobny sposób. Carrow nie dawał za wygraną i choć jego żona nie wiedziała czy dziecko rzeczywiście przyjdzie na świat w końcu uległa. Może dla świętego spokoju może dla zadowolenia męża. W każdym bądź razie zaproszeń do własnych krewnych nie wysłała. Rodzinna uczta? Nie, to zdecydowanie nie w stylu Malfoyów. Zresztą obawiała się, że wystarczy jedno spojrzenie bystrych oczu Leandry, Fabiana, Astorii czy Medei by prawda o jej egoizmie wyszła na jaw. Pojawili się więc tylko Carrowie. Dobry, wspaniały i cudowny Adrian i jego siostra hipokrytka. Jakie wesołe kółeczko! Megara nie miała najmniejszych wątpliwości, że uzdrowiciel wiedział o jej stanie. Mało to kobiet w ciąży naoglądał się w życiu? ( Tak się jej przynajmniej wydawało) Ale Deimos się uparł…tradycji musi stać się zadość czyż nie? Za nim jesz ogłoszono radosną nowinę myśli Megary biegały wokół dość specyficznego obrazka. Wydawało jej się, że ten posiłek można by przedstawić jako zbiorowisko trzech niedźwiedzi i jednego biednego węża. Tak, niedźwiedzi a nie aetonów. Która potężna łapa w końcu postanowi zgnieść jej głowę? Przez pierwszą część spotkania nie była zbyt rozmowna. Wiedziała, że w momencie w który zdecyduje się jednak na usunięcie dziecka to właśnie ci ludzie będą stali przy Deimosie. Gdy ten zaczął mówić Megara pozwoliła sobie na jeden wyjątkowo krzywy uśmiech. Przemówienie wciąż trwało a młoda lady Carrow mogła już tylko z zakłopotaniem opuścić wzrok i pozwolić by na jej blade policzki wstąpił pąsowy rumieniec. Uniosła spojrzenie gdy poczuła na sobie wzrok Deimosa. Przykleiła do twarzy coś co teoretycznie można nazwać radosnym uśmiechem. Pewnie nie zdobyłaby się nawet na to gdyby nie fakt, że właśnie wyobrażała sobie jak kończyny jej męża wybuchają jedna po drugiej. Gdy do uszu Megary doszły odgłosy oklasków miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nie, najpierw kara dla Deimosa. Widelec który dzierżyła w dłoni od momentu rozpoczęcia tej upokarzającej przemowy został z impetem ( na jaki pozwalała sytuacja) wbity w nogę szczęśliwego przyszłego ojca. W końcu wzrok Megary skupił się na gościach. - W sierpniu, przynajmniej tak twierdzi uzdrowicielka - odpowiedziała na pierwsze pytanie. Obawiając się Deimosowej epopei o tym, że to na pewno będzie chłopiec szybko dodała. - Chcemy mieć niespodziankę. Najważniejsze by urodziło się zdrowe- posłała w stronę swoich gości ciepły uśmiech jednocześnie jedną rękę kładąc na lekko już wystającym brzuchu.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Jadalnia
Szybka odpowiedź