Złoty salon
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Złoty salon
Jeden z pokoi znajdujących się w "skrzydle pani". Swoją nazwę wziął od licznych złotych ornamentów oraz od tego, że ma okna zarówno od wschodniej i zachodniej strony. Rzadko wpuszcza się tutaj innych gości prócz najbliższych przyjaciół i rodziny.
- Wszystko gotowe- cichy głos jednej e służących wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam się zza sterty szkiców i notatek próbując wygląd przy tym w miarę dostojnie. Nie jestem pewna czy próbowałam oszukać siebie czy ją. Bliżej mi do pokręconego pracoholika niż do damy. Miałam być różą a jestem… Poprowadziła mnie do złotego salonu zgodnie z zasadami otwierając przede mną każde drzwi. Opowiadała o tym jak wypełniono każde moje polecenie a ja nawet nie potrafiłam odwdzięczyć się jej głupim uśmiechem. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia uderzył mnie blask odbitego światła. Minęło kilka chwil zanim byłam wstanie dostrzec kontury pokoju. Fortepian, sofy, stoliki, krzesła i zdjęcia. Mnóstwo zdjęć na których roiło się od dziwnie uśmiechniętych ludzi. Na jednym ja, na innym wraz z siostrami, gdzieś wchodzę na głowę Leai na jednym Fabian próbuje uczyć mnie grać. Tyle zdjęć tyle wesołych wspomnień. Aż dziw, że takie mamy. Przecież byliśmy wykuci z lodu, w naszych żyłach krążył jad nie wiedzieliśmy co to uśmiech czy miłość. Zaczęłam się przechadzać po pokoju przyglądając się fotografią. Gdzieś z tyłu wciąż krążyła mi myśl, że to nie mogły być moje wspomnienia. Zatrzymałam się na chwilę chwytając jedną z ramek w dłonie. - Zdrajca -warknęłam cicho chowając zdjęcie do jednej z szuflad. Kogo przedstawiało. Miałam 4 lata Lycus 16… Zdrajca! Machnęłam różdżką by otworzyć okna. Powiew świeżego powietrza odegnał złe emocje. To nie był dobry moment na budzenie demonów z przeszłości. Wróciłam do świata żywych dopiero gdy służąca wspomniała coś o Deimosie. Miał się spóźnić, interesy go zatrzymały. Usta drgnęły mi lekko. Bardzo dobrze, przynajmniej zdarzę na spokojnie porozmawiać z krewnymi. Po sprawdzeniu czy wszystkie talerze i półmiski są odpowiednio ułożone (za jakie grzechy Merlinie!?) mogłam wrócić do swojej komnaty by się przygotować. Włożyłam się siebie czarne płócienne spodnie , niebieską koszulę a włosom pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona. Nie miałam zamiaru bawić się w odświętne suknie ani drogie klejnoty. Fabian i Leandra byli jednymi z najbliższych mi ludzi…nie widziałam potrzeby by bawić się z nimi w oficjalne podchody. Gd prawie nadeszła wyznaczona godzina wróciłam do salonu dla zabicia czasu siadając przed fortepianem. Melodia, którą wypływała spod moich palców była mi dziwnie znana. Tak, to tą piosenkę tańczyliśmy na ślubie. - Znów zaczynasz Meg? Koniec zabawy w masochistę, teraz ty jesteś gurą! . Zganiłam samą siebie ale mimo to nie przestałam grać póki nie usłyszałam cichego pukania do drzwi. Podniosłam się z miejsca a gdy poinformowano mnie o pojawieniu się moich kuzynów kiwnięciem głowy kazałam ich wprowadzić na górę. - Witamy w Marseet - odezwałam się na ich widok nie szczędząc sobie przy tym chochlikowatego uśmiechu. Zaraz jednak porzuciłam formalności i podeszłam by najpierw uścisnąć Fabiana a potem Leandrę. - Deimos trochę się spóźni - odpowiedziałam na ich nieme pytanie. - Możecie zacząć oddychać. -dodałam cicho się śmiejąc.
Zaproszenie do Marseet wywoływało w Malfoy'u raczej ambiwalentne odczucia; z jednej strony nie mógł doczekać się spotkania ze swoją młodszą kuzynką będącą wszak jedną z bliższych mu osób, a z drugiej niekoniecznie miał ochotę na spędzenie popołudnia w towarzystwie jej męża, którego nie potrafił jeszcze do końca wyczuć. Grzecznościowe herbatki nigdy nie należały do ulubionych rozrywek Fabiana, szkoda było mu na nie czasu i nerwów, gdzie każde z nich było dla niego towarem wręcz deficytowym. Odkąd powrócił na Wyspy rzadko kiedy zdarzało się, aby gościł na podobnych spotkaniach czy też większych spędach dla arystokratów - jeśli nie kolidowało to z jego interesami nawet niespecjalnie przejmował się wiarygodnym usprawiedliwianiem swoich nieobecności. Leandra musiała przyzwyczaić się do sytuacji, w której mąż nieczęsto towarzyszył jej na balach czy też wernisażach - państwo Malfoy nie należeli do małżeństw, dla których wspólne wyjścia były chlebem powszednim. Jednak zaproszenia Megary nie mógł, nie chciał?, od tak zignorować. Nie widzieli się już... miesiąc, dwa? Nie pamiętał, co uświadomił sobie z pewnym zażenowaniem. Westchnął bezgłośnie, przepuszczając w drzwiach Leandrę i podążając za nią do salonu, w którym oczekiwała ich przybycia pani domu. Uśmiechnął się kwaśno pod nosem na myśl, że jego mała Meg dzierży tytuł opiekunki domowego ogniska. To było takie... abstrakcyjne? Jasnobłękitne spojrzenie mężczyzny przesunęło się powoli po bogato wyposażonym wnętrzu, aż w końcu spoczęło na niewysokiej kobiecej postaci. Odzienie jego kuzynki najdelikatniej można było nazwać... nieoficjalnym. Podchodząc do niej wykrzywił wargi w uśmiechu, w którym można było dostrzec coś na kształt złośliwej nutki jakby Malfoy'a rozbawił jakiś żart tylko jemu wiadomy.
- Czy to demonstracja tego kto w tym domu nosi spodnie? - zapytał, biorąc ją w ramiona i całując w sam czubek złocistej głowy, po czym zrobił krok w tył dopuszczając do Megary także Leandrę, a samemu w tym czasie uważnie rozglądając się po pokoju. Ulżyło mu, że chociaż przez chwilę będą sami, a przeistoczenie się we wprawnego dyplomatę zostało odroczone w czasie. Mógł pozwolić sobie na więcej swobody, obchodząc powoli pomieszczenie i zatrzymując się przed fotografiami w zdobionych ramkach. Wziął do ręki jedną z nich i uśmiechnął się patrząc na siebie samego próbującego wydobyć z Megary kilka czystych nut. Ile to już lat...? Dziesięć, może więcej. Nie pamiętał kto był autorem tego zdjęcia, chociaż gdyby musiał zapewne obstawiłby Astorię, która była jego nierozłącznym towarzyszem w czasie licznych wizyt u wujostwa.
- Twój uśmiech nic, a nic się nie zmienił, Meg. No może prócz ilości zębów - mruknął, odstawiając fotografię. Dopiero teraz jego uwaga skupiła się na dwóch małych dziewczynkach znajdujących się na zdjęciu obok. Zmarszczył brew rozpoznając w jednej z nich swoją żonę. Nie pierwszy raz ich koligacje rodzinne wprawiły go w niemałe zdumienie. Czym innym była bowiem znajomość drzewa genologicznego, a czym innym obserwowanie tego w życiu codziennym... - Nie wiem jak mogłaś z nią wytrzymywać, Leandro. Ja nie raz byłem na granicy cierpliwości, Astoria zdecydowanie była łatwiejsza w pożyciu - pokręcił głową, odwracając się i podchodząc do żony, aby objąć ją ramieniem w wąskiej talii.
- Czy to demonstracja tego kto w tym domu nosi spodnie? - zapytał, biorąc ją w ramiona i całując w sam czubek złocistej głowy, po czym zrobił krok w tył dopuszczając do Megary także Leandrę, a samemu w tym czasie uważnie rozglądając się po pokoju. Ulżyło mu, że chociaż przez chwilę będą sami, a przeistoczenie się we wprawnego dyplomatę zostało odroczone w czasie. Mógł pozwolić sobie na więcej swobody, obchodząc powoli pomieszczenie i zatrzymując się przed fotografiami w zdobionych ramkach. Wziął do ręki jedną z nich i uśmiechnął się patrząc na siebie samego próbującego wydobyć z Megary kilka czystych nut. Ile to już lat...? Dziesięć, może więcej. Nie pamiętał kto był autorem tego zdjęcia, chociaż gdyby musiał zapewne obstawiłby Astorię, która była jego nierozłącznym towarzyszem w czasie licznych wizyt u wujostwa.
- Twój uśmiech nic, a nic się nie zmienił, Meg. No może prócz ilości zębów - mruknął, odstawiając fotografię. Dopiero teraz jego uwaga skupiła się na dwóch małych dziewczynkach znajdujących się na zdjęciu obok. Zmarszczył brew rozpoznając w jednej z nich swoją żonę. Nie pierwszy raz ich koligacje rodzinne wprawiły go w niemałe zdumienie. Czym innym była bowiem znajomość drzewa genologicznego, a czym innym obserwowanie tego w życiu codziennym... - Nie wiem jak mogłaś z nią wytrzymywać, Leandro. Ja nie raz byłem na granicy cierpliwości, Astoria zdecydowanie była łatwiejsza w pożyciu - pokręcił głową, odwracając się i podchodząc do żony, aby objąć ją ramieniem w wąskiej talii.
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dziwi się samej sobie, jak niewiele jej do szczęścia potrzeba. Wystarczy zaproszenie od ukochanej kuzynki, mąż u jej boku (który wreszcie zgodził się towarzyszyć jej w czasie jakiegoś wyjścia) i kilka promieni słońca, przedzierającego się przez październikowe chmury. Jedynym, czego się obawia jest to, że nie uda jej się zachować powagi na widok Deimosa, wciąż mając w pamięci jego pijackie wybryki w Tower. Choć zupełnie naiwnie wierzy, że znoszenie dąsów lorda Carrowa jest ceną względnie niewielką w zamian za spędzenie całego wieczoru w towarzystwie osób jej najbliższych. Na jej wargach rozpościera się więc pogodny uśmiech, a przez całą drogę do Marseet entuzjastycznie opowiada mężowi o zbliżającym się wernisażu, nie pozwalając na to, by wkradła się między nich niezręczna cisza. Wciąż trudno jej pogodzić się z kolejną jego odmową, znów czując się jak mała dziewczynka, która ufnie przybiega z wyciągniętymi rączkami do matki, a zostaje odciągnięta od niej przez guwernantkę. Zaciska jednak zęby, powtarza samej sobie, że przecież Fabian nie jest entuzjastą spędów dla arystokratów, a jeśli ich własne relacje powoli zmierzają we właściwą stronę, nie powinna psuć tego wszystkiego kobiecymi fanaberiami i domagać się, by na siłę jej towarzyszył. W Czarownicy pisali przecież, że współczesne damy nie potrzebują już męskiej asysty, może więc czas wziąć przykład z Megary (nawet, jeśli brzmi to zupełnie niedorzecznie) i skorzystać z tej niezależności, na jaką jej pozwala. Obiecując to samej sobie, wchodzi do złotego salonu i posyła pani Carrow ciepły uśmiech. Pozwala, by Fabian objął ją jako pierwszy, po czym sama robi to samo, bez zbędnych oficjalności. W końcu są rodziną.
- Ślicznie wyglądasz, moja droga - komplementuje ją zupełnie szczerze, nawet jeśli sama nigdy nie odważyłaby się na gest tak wyzwolony, jakim w tych czasach bez wątpienia jest założenie spodni. - Ile mamy czasu? - dopytuje cicho, zastanawiając się kiedy pan domu popsuje tę cudowną sielankę. - Naprawdę się postarałaś - zauważa, rozglądając się po pomieszczeniu. Zaskakuje ją nieco, że Megarze udało zorganizować się to wszystko i tak doskonale odnajduje się w roli pani domu, choć przeczucie uparcie podpowiada jej, że zapewne ktoś jej w tym pomógł.
- Byłyśmy całkiem udanym duetem. Meg rozrabiała, a ja robiłam za nią słodkie oczy, żeby wydostać ją z tarapatów - zwraca się do niego żartobliwie i opiera jasnowłosą głowę o jego ramię, posyłając mu ujmujące spojrzenie. Po chwili jednak przykłada do ust wciąż obleczoną w koronkową rękawiczkę dłoń i dodaje konspiracyjnym szeptem, z łatwością słyszalnym dla Megary: - Ale nie da się ukryć, że z Astorią nie było tylu problemów.
Muśnięte karminową szminką usta wyginają się w delikatnym uśmiechu na samo wspomnienie błogich chwil spędzonych w rezydencji Malfoyów. Nie da się ukryć, że jedynie w towarzystwie swojego kuzynostwa czuła się po prostu dzieckiem, a nie panienką Avery. Z namawiającą ją do złego Meg, wiecznie matkującą Astorią i Lycusem, który z łatwością nosił ją na rękach. Spogląda tęsknie na znajome fotografie, po czym ujmuje w drobne dłonie ramkę z tą przedstawiającą Fabiana i Megarę, by przyjrzeć się jej uważniej.
- Nie wiedziałam, że byłeś takim cherubinkiem - mówi łagodnie, przenosząc wzrok na spokojną twarz męża. To jasne, że ciekawi ją jakim był dzieckiem i co spowodowało, że wyrósł na mężczyznę, z którym przyszło dzielić jej życie. - Co grałaś, Meg? Nie znam tej melodii - pyta kuzynkę, przypominając sobie, że gdy przekraczali próg rezydencji Carrowów, z góry dobiegał dźwięk fortepianu.
- Ślicznie wyglądasz, moja droga - komplementuje ją zupełnie szczerze, nawet jeśli sama nigdy nie odważyłaby się na gest tak wyzwolony, jakim w tych czasach bez wątpienia jest założenie spodni. - Ile mamy czasu? - dopytuje cicho, zastanawiając się kiedy pan domu popsuje tę cudowną sielankę. - Naprawdę się postarałaś - zauważa, rozglądając się po pomieszczeniu. Zaskakuje ją nieco, że Megarze udało zorganizować się to wszystko i tak doskonale odnajduje się w roli pani domu, choć przeczucie uparcie podpowiada jej, że zapewne ktoś jej w tym pomógł.
- Byłyśmy całkiem udanym duetem. Meg rozrabiała, a ja robiłam za nią słodkie oczy, żeby wydostać ją z tarapatów - zwraca się do niego żartobliwie i opiera jasnowłosą głowę o jego ramię, posyłając mu ujmujące spojrzenie. Po chwili jednak przykłada do ust wciąż obleczoną w koronkową rękawiczkę dłoń i dodaje konspiracyjnym szeptem, z łatwością słyszalnym dla Megary: - Ale nie da się ukryć, że z Astorią nie było tylu problemów.
Muśnięte karminową szminką usta wyginają się w delikatnym uśmiechu na samo wspomnienie błogich chwil spędzonych w rezydencji Malfoyów. Nie da się ukryć, że jedynie w towarzystwie swojego kuzynostwa czuła się po prostu dzieckiem, a nie panienką Avery. Z namawiającą ją do złego Meg, wiecznie matkującą Astorią i Lycusem, który z łatwością nosił ją na rękach. Spogląda tęsknie na znajome fotografie, po czym ujmuje w drobne dłonie ramkę z tą przedstawiającą Fabiana i Megarę, by przyjrzeć się jej uważniej.
- Nie wiedziałam, że byłeś takim cherubinkiem - mówi łagodnie, przenosząc wzrok na spokojną twarz męża. To jasne, że ciekawi ją jakim był dzieckiem i co spowodowało, że wyrósł na mężczyznę, z którym przyszło dzielić jej życie. - Co grałaś, Meg? Nie znam tej melodii - pyta kuzynkę, przypominając sobie, że gdy przekraczali próg rezydencji Carrowów, z góry dobiegał dźwięk fortepianu.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Czyżbyś nie wiedział, że na wojnie - uśmiechnęłam się konspiracyjnie - i w miłości- - dodałam na wszelki wypadek by zachować wymagane pozory - wszystkie chwyty dozwolone? - mając ich tak blisko siebie gdzieś z tyłu głowy przeszła mi myśl, że może choć na chwilę Marseet wypełni się radością i szczęściem. Wszystko przestanie pachnieć łzami i krwią. - Dziękuję- - odpowiedziała Leandrze naprawdę ciesząc się z jej słów. Jeśli miałam być szczera to myślałam, że to ona jako pierwsza przyczepi się co mojego nieoficjalnego stroju. - Widzisz? - przeniosłam wzrok na Fabiana - Tak powinno się witać dłuuugo niewidzianą kuzynkę - zbeształam go wyglądając przy tym dziwnie poważnie. Nie mogłam nie przyczepić się do tego, że długo się nie widzieliśmy. Zabawę w dorosłych czas zacząć zaśmiałam się cicho na tę myśl. Na pytanie Lei wzruszyła lekko ramionami. - Deimos ma w nawyku pojawiać się w najmniej odpowiednim momencie- - podeszła na chwilę do jednego z okien i wyjrzałam przez nie odsłaniając zasłony. W oddali widać było stajnie gdzie najpewniej znajdował się mój mąż. Istniała jeszcze opcja, że siedział w Londynie i wtedy może w ogóle się nie pojawi. - A może los się do nas uśmiechnie i może właśnie jakiś koń tańczy na jego plecach. - puściłam zasłoń ca znów skupiając całą uwagę na swoich kuzynach. - Robiłam co mogłam - wypięłam dumnie pierś słysząc kolejną pochwałę z ust kuzynki. Byłam wesoła i uśmiechnięta zupełnie nie zwracając uwag i na to, że właśnie mówiłam o śmierci mojego drogiego męża. Tylko na chwilę straciłam pogodny wyraz twarzy gdy Fabian wspomniał coś o uśmiechu. Instynktownie dotknęłam swojej szczęki obawiając się, że nie zaleczyłam wszystkich oznak czułość mojego męża. Zdając sobie sprawę, że chodzi mu o zdjęcie odetchnęłam z ulgą znów starając się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Jeszcze tego brakowało by ktoś się dowiedział o tym co się dzieje w Marseet. Dziś przecież mieliśmy się skupić na miłości i szczęściu. Nawet nie zwróciłam uwagi na to zgryźliwą uwagę Fabiana. Byłam zbyt zajęta obserwowaniem tego niby prozaicznego gestu jakim było objęcie żony. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Była jeszcze nadzieja…tak ona zawsze umiera ostatnia Ocknęłam się dopiero po chwili przewracając przy tym oczami. - Mówicie sobie co chcecie ale ja i tak wiem, że beze mnie wasze dzieciństwo byłoby strasznie nudne. - stwierdziłam zajmując jedno z miejsc przy stoliku. - Cherubinek? - przenosiłam wzrok to na Fabiana to na Lea - To była istna Mary Poppins we fraku!- nie mogłam się powstrzymać od śmiechu na samą myśl o Fabianie z latającą parasolką. - A jak byłam grzeczna to uczył mnie nowej melodii. Bez względu na to jak bardzo będzie zaprzeczał oficjalna wersja jest taka, że wyjątkowo marny był z niego nauczyciel - wyszczerzyła się niewinnie w stronę Fabiana. Niemal od razu przeniosłam wzrok na stojąc nieopodal fortepian. - Nie jestem pewna skąd ją znam - skłamałam płynnie. - Po prostu przyszła mi do głowy - dodałam szybko. Czułam się winna nawet za to małe kłamstwo ale po co schodzić na temat mojego życia skoro mogłam zająć się nimi. Machnęłam różdżką w filiżankach zaczął pojawiać się gorący napój. Trzeba było załatwić jeszcze jedną sprawę póki Deimosa nie było w pobliżu. - Fabian…to co pisałam na temat stażu jest już nieaktualne. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie. Moje małe zwycięstwo - uniosłam dumnie głowę. Euforia po odniesionym zwycięstwie jeszcze mi nie przeszła.
Filistrzy wszystkich światów, łączcie się, przyjdźcie mówić na ucho mi co też mam mówić. Jakiej gwary uzyć. I z jaką dozą bezczelności wiejskiego pachoła dziś zmierzyć wysublimowane gusta państwa Malfoy. Od wczoraj mnie nosi. Megara uciekła do pokoju, a ja zaraz wróciłem do swojego. Myśleć. Czy to dobrze, czy to źle. Ona w pracy, w ministerstwie. Co jej to da, co to da mi, czy zdołam się nią opiekować, jeżeli zyska jakąkolwiek faktyczną władzę? Nie przestrzegał mnie przed tym nikt jeszcze, dlatego to takie ciężkie. Zaprosiłem brata na polowanie, uśmiał się, kazał blefować, zabawić się konwencją i zwariować i w sumie... postanowiłem go posłuchać. Dać jej tego, o którym wciąż mówi, za jakiego mnie ma. Wieśniaka, który nie myśli, troglodytę, najgorszego kandydata, jaki mógł się trafić tej eleganckiej młodej feministce.
Dlatego czekam na odpowiedni moment. Mam całe zabłocone ubranie, wracam prosto z polowania. Aż mi się cieszy twarz, kiedy ważę w dloniach wielkie krwią broczące poroże, które niosę przez pół domu w asyście Alfreda. On wychodzi do przodu i wpada do salonu złotego z niepewną miną, chce powiedzieć pani Carrow, że jest problem, że ze mną jest problem, ale nie zdązy już tego uczynić. Wchodze i rozchlapuję błoto na dywan i patrzam na gości, którzy chyba ZAMARLI z wrażenia, a w każdym razie, z obawy, że tą głową łani krwią broczącą zaraz w nich rzucę. A i taki pomysł miałem.
- O żoneczko moja, banuwałaś za mną. A co tu dziś spotkykasz się ś nimi, to ja ju zaraz sie wyszykuje, ale pójdź tu pachołku - wołam na Alfreda oddając w jego dłonie ową głowę - Pokaż ino to mej żoneczce, niech oceni. A Fabian i Leandra, witojcie. Zerkajcie jakiego wielkiego łosia w zod złapałem, wierzgał że aż miło, ale ta wereda umierać nie chciała, odrąbałem jej łeb i oto macie. - podchodzę do gości i jebłem Fabiana mocno w plecy na powitanie.- Herbatka jak na podłazach, co mój druhu? No ale nicto, wlejmy w siebie czegoś mocniejszego - jeszcze raz uderzam i wyjmuje butelke, którą odkręcam i chlusnąłem w dwa szkła alkoholu że aż miło. Daje jedną szklaneczke Fabianowi i staje obok stolika przy którym siedzi oniemiałe towarzystwo. - A tylko se te spodnie wymienie i możesz tyrknąć coby gotowali wieczerze, Megara, wy z nami zjecie, conie? Pachole, wynieśtoże - pokazuje na śmierdzącą głowę, która zatruła cale powietrze. Zaczynam sobie charczeć jakby mi się na plucie zbierało. - To co, następnym razem ze mną w polowanie pójdziesz, Fabian. Opowiedz mi jakiego ustrzeliłes niedawno?
Jakbym wcale nie wiedział, że on ledwo wstaje z łóżka, bo chorowity.
tu se można sprawdzić słówka
Dlatego czekam na odpowiedni moment. Mam całe zabłocone ubranie, wracam prosto z polowania. Aż mi się cieszy twarz, kiedy ważę w dloniach wielkie krwią broczące poroże, które niosę przez pół domu w asyście Alfreda. On wychodzi do przodu i wpada do salonu złotego z niepewną miną, chce powiedzieć pani Carrow, że jest problem, że ze mną jest problem, ale nie zdązy już tego uczynić. Wchodze i rozchlapuję błoto na dywan i patrzam na gości, którzy chyba ZAMARLI z wrażenia, a w każdym razie, z obawy, że tą głową łani krwią broczącą zaraz w nich rzucę. A i taki pomysł miałem.
- O żoneczko moja, banuwałaś za mną. A co tu dziś spotkykasz się ś nimi, to ja ju zaraz sie wyszykuje, ale pójdź tu pachołku - wołam na Alfreda oddając w jego dłonie ową głowę - Pokaż ino to mej żoneczce, niech oceni. A Fabian i Leandra, witojcie. Zerkajcie jakiego wielkiego łosia w zod złapałem, wierzgał że aż miło, ale ta wereda umierać nie chciała, odrąbałem jej łeb i oto macie. - podchodzę do gości i jebłem Fabiana mocno w plecy na powitanie.- Herbatka jak na podłazach, co mój druhu? No ale nicto, wlejmy w siebie czegoś mocniejszego - jeszcze raz uderzam i wyjmuje butelke, którą odkręcam i chlusnąłem w dwa szkła alkoholu że aż miło. Daje jedną szklaneczke Fabianowi i staje obok stolika przy którym siedzi oniemiałe towarzystwo. - A tylko se te spodnie wymienie i możesz tyrknąć coby gotowali wieczerze, Megara, wy z nami zjecie, conie? Pachole, wynieśtoże - pokazuje na śmierdzącą głowę, która zatruła cale powietrze. Zaczynam sobie charczeć jakby mi się na plucie zbierało. - To co, następnym razem ze mną w polowanie pójdziesz, Fabian. Opowiedz mi jakiego ustrzeliłes niedawno?
Jakbym wcale nie wiedział, że on ledwo wstaje z łóżka, bo chorowity.
tu se można sprawdzić słówka
Miłość małżeńska promieniowała od Megary na odległość, każde jej słowo wypowiadane na temat szanownego świeżo upieczonego małżonka świadczyło o głębokim uczuciu, jakim go darzy. Malfoy powstrzymał się przed uniesieniem brwi w pytającym wyrazie, a także nie skomentował wzmianki o koniu tańcującym na plecach Deimosa - jego kuzynka zawsze miała specyficzne poczucie humoru. Przez myśl nie przeszłoby mu, że Marseet przerodziło się w regularne pole bitwy pomiędzy Megarą, a lordem Carrow. Przewraca oczami słysząc kolejne słowa Megary, po czym patrzy uważnie na Leandrę kręcąc przy tym jasnowłosą głową.
- Nie słuchaj jej, zmyśla okrutnie. Byłem świetnym nauczycielem, chociaż przy tym słoniowym uchu wcale łatwo nie było - zasłania się pół prawdą, uśmiechając się do Megary ponad głową żony. Niespecjalnie podoba mu się powrót akurat do tego wspomnienia, jednak nie daje tego po sobie poznać. Z ulgą przyjmuje więc zmianę tematu na bardziej dla niego neutralny, a także niechybnie interesujący dlań interesujący. Mruży nieznacznie jasne oczy, palcami muskając gładko ogolony podbródek. - I bardzo dobrze, kto wie, może poddając się ujmującej osobowości Twojego małżonka powiedziałbym dwa słowa za dużo - owszem, podkpiwa delikatnie. Z lorda czy lady Carrow? Pozostawia to dowolnej interpretacji. - Powiedziałaś mu czy sam się domyślił? Nie jest to raczej sprawa, którą można długo utrzymywać w tajemnicy.
Chce dodać coś jeszcze, gdy drzwi otwierają się gwałtownie i oczom zebranym ukazuje się wcześniej już widziany lokaj z niepewną miną oraz pan domu... Chłodne spojrzenie Malfoya powoli przesuwa się po ubłoconej osobie Carrowa, począwszy od butów, a kończąc na facjacie wykrzywionej w uśmiechu i porożu trzymanym w dłoni. Krwawe trofeum broczy dywan kroplami krwi, która miesza się z błotem naniesionym przez mężczyznę. Jedno jest pewne - Deimosowi udało się osiągnąć swój cel i wprawić towarzystwo w konsternację. Cisza, która zaległa w pomieszczeniu nie trwa długo przerwana przez męża Megary. Nie wszystkie słowa przezeń wypowiadane są dla Fabiana jasne, nie operuje gwarą z równą wprawą co lord Carrow, ogólny sens jednak pojmuje. Pozostaje mu jedynie zastanowić się co ma na celu podobne przedstawienie; rozładowanie być może niezręcznej atmosfery, zażartowanie z żony i jej krewnych, którzy mogą poczuć się urażeni takim przywitaniem? Bo chyba nie sądzi, że którekolwiek z nich uzna, że to naturalne zachowanie lorda Carrowa? Malfoy uśmiecha się naturalnie czując jak kuzyn klepie go w plecy, choć w duchu wzdryga się na podobną poufałość. Przyjmuje szklankę z alkoholem i okręca ją w długich palcach, nie spuszczając spojrzenia z jedynej ciemnowłosej osoby w towarzystwie.
- Nie wszyscy mają tyle szczęścia żeby móc pozwolić sobie na gonitwy w błocie i słocie żeby później móc zawiesić sobie kolejne poroże na ścianie. Ministerstwo absorbuje zbyt dużo mojego czasu... - zawiesza na chwilę głos, spoglądając kątem oka na żonę oraz Megarę, jakby chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że nie ma żadnych omam. - Aczkolwiek zaproszeniu na polowanie do Yorkshire nie potrafiłbym się oprzeć - co prawda ta forma rozrywki nie jest jego ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu to nie może powiedzieć, aby było mu niemiłe. No, chyba że przyjdzie mu znaleźć się sam na sam z Deimosem wtedy może zmienić co do tego zdanie. Na razie jednak pociąga długi łyk ze swojej szklanki z ulgą przyjmując, że przynajmniej przy wyborze alkoholu lord Deimos nie postanowił poczęstować go jakimś samopędnym bimber niewiadomego pochodzenia.
- Swoją drogą, to gwara właściwa północnemu Yorkshire? Musisz mi wybaczyć, ale nie przypominam sobie abym poznał stąd kogoś prócz Twojej rodziny, także nie orientuję się specjalnie w temacie. Czekam z niecierpliwością, aż Megara uraczy nas nią w Wilton. Jestem pewien, że lord Alfred także poczuje się mile zaskoczony takim wzbogaceniem kulturowym - uśmiecha się ponownie, choć błękitne oczy wciąż pozostają obojętne. Jest szczerze ciekaw rozwinięcia tego wieczoru; spotkanie zdecydowanie nie przebiega szablonowo, co przyjmuje z dziwnym... zadowoleniem? Deimos idealnie narusza zblazowanie właściwe arystokratom. Tylko co na to Leandra? A co ważniejsze Megara. Siedząc przy stole wygodniej opiera się na krześle i mierzy towarzystwo uważnym spojrzeniem spod lekko opuszczonych powiek.
/przepraszam za zwłokę
- Nie słuchaj jej, zmyśla okrutnie. Byłem świetnym nauczycielem, chociaż przy tym słoniowym uchu wcale łatwo nie było - zasłania się pół prawdą, uśmiechając się do Megary ponad głową żony. Niespecjalnie podoba mu się powrót akurat do tego wspomnienia, jednak nie daje tego po sobie poznać. Z ulgą przyjmuje więc zmianę tematu na bardziej dla niego neutralny, a także niechybnie interesujący dlań interesujący. Mruży nieznacznie jasne oczy, palcami muskając gładko ogolony podbródek. - I bardzo dobrze, kto wie, może poddając się ujmującej osobowości Twojego małżonka powiedziałbym dwa słowa za dużo - owszem, podkpiwa delikatnie. Z lorda czy lady Carrow? Pozostawia to dowolnej interpretacji. - Powiedziałaś mu czy sam się domyślił? Nie jest to raczej sprawa, którą można długo utrzymywać w tajemnicy.
Chce dodać coś jeszcze, gdy drzwi otwierają się gwałtownie i oczom zebranym ukazuje się wcześniej już widziany lokaj z niepewną miną oraz pan domu... Chłodne spojrzenie Malfoya powoli przesuwa się po ubłoconej osobie Carrowa, począwszy od butów, a kończąc na facjacie wykrzywionej w uśmiechu i porożu trzymanym w dłoni. Krwawe trofeum broczy dywan kroplami krwi, która miesza się z błotem naniesionym przez mężczyznę. Jedno jest pewne - Deimosowi udało się osiągnąć swój cel i wprawić towarzystwo w konsternację. Cisza, która zaległa w pomieszczeniu nie trwa długo przerwana przez męża Megary. Nie wszystkie słowa przezeń wypowiadane są dla Fabiana jasne, nie operuje gwarą z równą wprawą co lord Carrow, ogólny sens jednak pojmuje. Pozostaje mu jedynie zastanowić się co ma na celu podobne przedstawienie; rozładowanie być może niezręcznej atmosfery, zażartowanie z żony i jej krewnych, którzy mogą poczuć się urażeni takim przywitaniem? Bo chyba nie sądzi, że którekolwiek z nich uzna, że to naturalne zachowanie lorda Carrowa? Malfoy uśmiecha się naturalnie czując jak kuzyn klepie go w plecy, choć w duchu wzdryga się na podobną poufałość. Przyjmuje szklankę z alkoholem i okręca ją w długich palcach, nie spuszczając spojrzenia z jedynej ciemnowłosej osoby w towarzystwie.
- Nie wszyscy mają tyle szczęścia żeby móc pozwolić sobie na gonitwy w błocie i słocie żeby później móc zawiesić sobie kolejne poroże na ścianie. Ministerstwo absorbuje zbyt dużo mojego czasu... - zawiesza na chwilę głos, spoglądając kątem oka na żonę oraz Megarę, jakby chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że nie ma żadnych omam. - Aczkolwiek zaproszeniu na polowanie do Yorkshire nie potrafiłbym się oprzeć - co prawda ta forma rozrywki nie jest jego ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu to nie może powiedzieć, aby było mu niemiłe. No, chyba że przyjdzie mu znaleźć się sam na sam z Deimosem wtedy może zmienić co do tego zdanie. Na razie jednak pociąga długi łyk ze swojej szklanki z ulgą przyjmując, że przynajmniej przy wyborze alkoholu lord Deimos nie postanowił poczęstować go jakimś samopędnym bimber niewiadomego pochodzenia.
- Swoją drogą, to gwara właściwa północnemu Yorkshire? Musisz mi wybaczyć, ale nie przypominam sobie abym poznał stąd kogoś prócz Twojej rodziny, także nie orientuję się specjalnie w temacie. Czekam z niecierpliwością, aż Megara uraczy nas nią w Wilton. Jestem pewien, że lord Alfred także poczuje się mile zaskoczony takim wzbogaceniem kulturowym - uśmiecha się ponownie, choć błękitne oczy wciąż pozostają obojętne. Jest szczerze ciekaw rozwinięcia tego wieczoru; spotkanie zdecydowanie nie przebiega szablonowo, co przyjmuje z dziwnym... zadowoleniem? Deimos idealnie narusza zblazowanie właściwe arystokratom. Tylko co na to Leandra? A co ważniejsze Megara. Siedząc przy stole wygodniej opiera się na krześle i mierzy towarzystwo uważnym spojrzeniem spod lekko opuszczonych powiek.
/przepraszam za zwłokę
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Biedna, niczego nieświadoma Megara. Mimowolnie odwraca wzrok, gdy zaczyna mówić o swoim mężu, nie potrafiąc znieść jej spojrzenia. Po raz pierwszy posunęła się do czegoś takiego z własnej woli, bez nacisków ze strony ojca. Pani Carrow wydaje się tak zgorzkniała na samo wspomnienie jego osoby, co gdyby wiedziała? Fartownie szybko porzuca ten temat, a rozmowa wraca na tory o wiele bardziej odpowiednie.
- Nikt tego nie neguje, kochanie. Byłaś istną skarbnicą szalonych pomysłów - śmieje się wdzięcznie, starając przypomnieć sobie niektóre z wybryków starszej kuzynki. - Wyolbrzymiasz, Meg! Jestem przekonana, że jeśli nasze dzieci wdadzą się w ojca, będą naprawdę urodziwe - kręci głową z dezaprobatą, kątem oka spoglądając na swego małżonka by zaobserwować jego reakcję na to jedno, zwykle drażliwe słowo. Nie dane jej jednak dłużej zagłębiać się w ten temat, gdyż jej umysł przyćmiewa już zupełnie inna myśl.
Jak on śmie? Gdy pan domu wkracza do złotego salonu, urządzając przedstawienie godne podrzędnej trupy teatralnej, ogarnia ją jedynie złość. Zaciska drobne palce na materiale jasnej sukienki, w oniemieniu przyglądając się tej jawnej prowokacji. Czyżby Carrow rzeczywiście miał tyle tupetu, by zachowywać się w ten sposób po tym, co zrobił Megarze? Nagle zdaje sobie sprawę, że jest jedyną kobietą w tym towarzystwie świadomą tego haniebnego czynu; przenosi zatroskane spojrzenie na kuzynkę i bierze głęboki wdech. To wszystko dla niej. By nie pamiętała, by nie zadręczała się bolesnymi myślami, by mogła spojrzeć na męża bez jawnego obrzydzenia. Przekształciła jej wspomnienie bo tak będzie jej lepiej. Szczęśliwie chwilową konsternację pani Malfoy można usprawiedliwić zachowaniem Deimosa, gdy ten jednak zbliża się do Fabiana, beszta samą siebie. Nie powinna dać po sobie poznać, że wie. Nie tu i nie teraz. Wszystkie nauki jej ojca zbierają się w jedną całość, popychającą ją ku jasno wyznaczonemu celowi. Dlatego właśnie robi to, czego zapewne nikt po niej nie oczekiwał.
- Imponujące zwierzę, lordzie Carrow. Jestem przekonana, że będzie prezentować się wytwornie nad pańskim kominkiem - odpowiada z uprzejmym uśmiechem i gestem dłoni wskazuje na zdobny fotel (zdecydowanie zbyt piękny, by zniszczyło go błoto i pot) niedaleko siebie. - Pole było dziś wyjątkowo miękkie, nieprawdaż? Poluje lord z naganką? - dopytuje głosem przymilnym, a wszystko po to, by wreszcie spojrzał na nią. I gdy ich spojrzenia krzyżują się ze sobą zaledwie na moment, to on staje się dzikim zwierzęciem, a ona myśliwym. Leglimens. Wprawnie wdziera się do jego głowy, przemierzając otchłanie pamięci i wydobywając z niej to, czego potrzebuje. Sekrety, tajemnice. Gdy niczego nieświadomy odpowiada na jej pytanie, lawiruje pomiędzy najbardziej intymnymi wspomnieniami, by natrafić na to jedno. Mocniej. Naciska, moduluje, sprawia, że cała jego uwaga skupia się na błagalnych krzykach jego żony. Co jeszcze go boli? Niech pojawi się nagle, niespodziewanie. Niech torturuje, mieszając się z niedawnymi wydarzeniami. - Jako dziecko brałam udział w kilku polowaniach par force, mój ojciec jest ich zwolennikiem - kontynuuje. Zastanawia się, czy to już wystarczy. Czy dotknęło go wystarczająco mocno, czy głowa rozbolała od nadmiaru myśli. - Powinieneś pojechać z lordem Carrowem, kochanie. Przyda ci się trochę aktywności bo w ministerstwie masz jej jak na lekarstwo - sięga po dłoń swojego męża, by czule ją uścisnąć, jednocześnie posyłając mu przepraszające spojrzenie. Z drugiej strony, przy jego przypadłości, o której nie zamierza mówić nikomu, jest to przecież wskazane.
- Nikt tego nie neguje, kochanie. Byłaś istną skarbnicą szalonych pomysłów - śmieje się wdzięcznie, starając przypomnieć sobie niektóre z wybryków starszej kuzynki. - Wyolbrzymiasz, Meg! Jestem przekonana, że jeśli nasze dzieci wdadzą się w ojca, będą naprawdę urodziwe - kręci głową z dezaprobatą, kątem oka spoglądając na swego małżonka by zaobserwować jego reakcję na to jedno, zwykle drażliwe słowo. Nie dane jej jednak dłużej zagłębiać się w ten temat, gdyż jej umysł przyćmiewa już zupełnie inna myśl.
Jak on śmie? Gdy pan domu wkracza do złotego salonu, urządzając przedstawienie godne podrzędnej trupy teatralnej, ogarnia ją jedynie złość. Zaciska drobne palce na materiale jasnej sukienki, w oniemieniu przyglądając się tej jawnej prowokacji. Czyżby Carrow rzeczywiście miał tyle tupetu, by zachowywać się w ten sposób po tym, co zrobił Megarze? Nagle zdaje sobie sprawę, że jest jedyną kobietą w tym towarzystwie świadomą tego haniebnego czynu; przenosi zatroskane spojrzenie na kuzynkę i bierze głęboki wdech. To wszystko dla niej. By nie pamiętała, by nie zadręczała się bolesnymi myślami, by mogła spojrzeć na męża bez jawnego obrzydzenia. Przekształciła jej wspomnienie bo tak będzie jej lepiej. Szczęśliwie chwilową konsternację pani Malfoy można usprawiedliwić zachowaniem Deimosa, gdy ten jednak zbliża się do Fabiana, beszta samą siebie. Nie powinna dać po sobie poznać, że wie. Nie tu i nie teraz. Wszystkie nauki jej ojca zbierają się w jedną całość, popychającą ją ku jasno wyznaczonemu celowi. Dlatego właśnie robi to, czego zapewne nikt po niej nie oczekiwał.
- Imponujące zwierzę, lordzie Carrow. Jestem przekonana, że będzie prezentować się wytwornie nad pańskim kominkiem - odpowiada z uprzejmym uśmiechem i gestem dłoni wskazuje na zdobny fotel (zdecydowanie zbyt piękny, by zniszczyło go błoto i pot) niedaleko siebie. - Pole było dziś wyjątkowo miękkie, nieprawdaż? Poluje lord z naganką? - dopytuje głosem przymilnym, a wszystko po to, by wreszcie spojrzał na nią. I gdy ich spojrzenia krzyżują się ze sobą zaledwie na moment, to on staje się dzikim zwierzęciem, a ona myśliwym. Leglimens. Wprawnie wdziera się do jego głowy, przemierzając otchłanie pamięci i wydobywając z niej to, czego potrzebuje. Sekrety, tajemnice. Gdy niczego nieświadomy odpowiada na jej pytanie, lawiruje pomiędzy najbardziej intymnymi wspomnieniami, by natrafić na to jedno. Mocniej. Naciska, moduluje, sprawia, że cała jego uwaga skupia się na błagalnych krzykach jego żony. Co jeszcze go boli? Niech pojawi się nagle, niespodziewanie. Niech torturuje, mieszając się z niedawnymi wydarzeniami. - Jako dziecko brałam udział w kilku polowaniach par force, mój ojciec jest ich zwolennikiem - kontynuuje. Zastanawia się, czy to już wystarczy. Czy dotknęło go wystarczająco mocno, czy głowa rozbolała od nadmiaru myśli. - Powinieneś pojechać z lordem Carrowem, kochanie. Przyda ci się trochę aktywności bo w ministerstwie masz jej jak na lekarstwo - sięga po dłoń swojego męża, by czule ją uścisnąć, jednocześnie posyłając mu przepraszające spojrzenie. Z drugiej strony, przy jego przypadłości, o której nie zamierza mówić nikomu, jest to przecież wskazane.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na słowo dzieci drgnęłam niepewnie uważnie przyglądając się sylwetce mojej drogiej kuzynki. Czyżby chciałam nam coś zakomunikować? Tak bardzo pragnęłam ich szczęścia. Oddałabym całe serce ich dzieciom starając się być najlepszą ciocią na świecie. Nie byłoby dla mnie ważniejszych istot. Cóż…w końcu na kimś w końcu będę musiała wyładować pokłady instynktu macierzyńskiego. Nie zdążyłam niestety nic powiedzieć, moją uwagę przykuły słowa Fabiana. - Dwa miesiące to chyba jakiś rekord - uśmiechnęłam się z lekką drwiną. - Przechwycił jeden z listów. Myślał, że mam romans - nie mogłam się powstrzymać od złośliwego uśmiechu. - Żebyście go tylko widzieli. To naprawdę ciekawe doświadczenie patrzeć jak mężczyzna kipi z zazdrości. Musisz kiedyś spróbować Lea - zażartowałam zupełnie nie przejmując się w tej chwili obecnością Fabiana. Nagle ktoś praktycznie wpadł do pokoju. Widząc minę Alfreda byłam już pewna, że zaraz stanie się coś złego. W końcu się pojawił i jaśnie pan. Wielki Lord Carrow uważający się niemal za boga dziś umorusany w błocie po szyję z głową martwego zwierzęcia pod pachą. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że to przewidzenia i czegoś dodano mi do herbaty. Tyle, że Fabian i Leandra widzieli to samo co ja. Jak on mógł?! Przecież sam kazał zapraszać mi tu ludzi?! w głowie huczało mi od natrętnych myśli. Wzięłam głęboki oddech próbując się uspokoić. Musiałam coś wymyślić…i to szybko. Podkuliłam nogi na fotel siadając tyłem do Deimosa. Wyglądało to mniej więcej tak jakbym próbowała ignorować jego wyczyny. Słuchałam tego dziwnego przedstawienia czując jak zalewa mnie kolejna fala wściekło. Jeszcze nie przyszła pora na wstyd teraz był tylko gniew. Machnęła lekko różdżką by otworzyć okna i pozbyć się tego obrzydliwego zapachu. Gdy tylko Fabian wspomniał o nestorze naszego rodu przeniosłam na niego wściekłe spojrzenie. Jak śmiał mówić w ten sposób. Nie obchodziło mnie to jak świetnie się bawił uczestnicząc w tym dziwnym przedstawieniu urządzonym przed Deimosa. Miałam ochotę dać mu w twarz za samo porównanie mnie do tego prostaka. O zgrozo Lea również brała w tym udział. Rozmawiała z nim jak gdyby nigdy nic. - Czy wyście oszaleli?! - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Przeszłam na płyny francuski nie wierząc by mój drogi małżonek znał coś więcej prócz podstawowych zwrotów. Tylko go tym zachęcacie. - wciąż nie patrzyłam na Deimosa mając wrażenie, że jeśli to zrobię to rzucę mu się do gardła. Osunęłam się nieznacznie w zajmowanym prze siebie fotelu biorąc jednocześnie głęboki wdech. - Wielki Lord Carrow w pełnej krasie. - mruknęłam bardziej do siebie niż do nich. Wciąż jednak pamiętałam o trzymaniu się francuskiego. Skoro Deimosowi tak podobało się używanie gwary to ja mogłam się trzymać bardziej wysublimowanego języka. Jakby nie patrzeć była to przecież mowa moich przodków. - Mam tego dość- machnęłam różdżką mrucząc coś niewyraźnie pod nosem a wprost na głowę Deimosa wylało się cało wiadro wody. - To go powinno skutecznie ostudzić. - dodałam już w znacznie weselszym nastroju. - Alfred- - zawołałam lokaja, który pewnie i tak kręcił się gdzieś pod drzwiami. - Zabierz proszę pana do jego pokoi i dopilnuj żeby jeszcze dziś zobaczył go uzdrowiciel. Najwyraźniej uderzył się w głowę podczas polowania - Dopiero w tym momencie przeszłam na język angielski -Bezzwłocznie- po raz pierwszy spojrzałam na Deimosa zimnym dość beznamiętnym spojrzeniem. - Przyślij tu jeszcze Mary i Poppy mają natychmiast posprzątać. Moi goście i ja przejdziemy do ogrodu. - poleciłam wyraźnie dając do zrozumienia, że nie zniosę sprzeciwu. Przeniosłam wzrok na moich kuzynów dając im do zrozumienia, że pora wstać z miejsca.
-Bodyj ta kany, Fabian - macha łapą Deimos na pytanie o genezę owej gwary - Jakbym ci miał mówić, stąd to do nas doleciało, to byśmy cały wieczór przegadali, a babiniec nie lubi takich opowieści co - uhahał się, spoglądając to na Leandrę i Megarę. Czyżby w tym przelotnym kontakcie spojrzeń ógł dojrzeź wściekłość? To tylko daje mu siły na kolejne żarty. - Także kiedyindziej mój druchu, kiedyindziej - poklepuje znów plecy Fabiana i nagle słyszy jak Leandra do niego mówi. W innych okolicznościach powinien był nawet się do niej uśmiechem zwrócić. Ale dziś, dziś nie było takiej możliwości. Najpierw myślał, czy właśnie w całkowitości jej nie olać. Była wszak tylko kobietą. Ale zwykły odruch, bezwarunkowy, kazał się do niej zwrócić. I wtedy przegrał.
- Ano, ładny mi się trafił, ma bromble jak Megara, conie? - ucieszył się i w głębi duszy miał ochotę spytać jej jak śmie go usadzać w jego własnym domu. Spogląda w jej oczy, niewinne, duże i... hipnotyzujące?
To było tak dziwne uczucie. Jakby ktoś łaskotał go pędzlem po mózgu. Nigdy nie czuł swojego mózgu, więc na początku nie mógł się połapać co wlasciwie się działo. Ale nagle czuje ból. Stara się skupić na odpowiedzi, wygaszając na sekundkę to uczucie. - A to zależy czy ma być widowiskowo czy intymnie, droga Leo - odpowiada, zapominając się przy okazji, że miał mówić gwarą. Ale nie jest multitaskerem, a robienie trzech rzeczy na raz: a pilnowanie głowy i odpowiedzi na pytanie nie szło w patrze z gwarą. Mruga oczętami. Co się dzieje? Nagle coś ciężkiego, niby niewidzialna cegła siadło na jego mózg. Widzi obrazy obleśne, których wcale nie chciał widzieć. Wykrzywiona twarz swoja, wykrzywiona twarz żony. Czy ona płacze? Coś go nęci w brzuchu i coś go boli w uszach. W mózgu. Ktoś mu szpile zasadził. Siedzi otumaniony, marszczy brew, jakby musiał powstrzymwać się od sikania. Bo właśnie tak wygina jedną z nóg, jakby mu się śpieszyło do toalety. Kto to robi? Mógł się pytać długo. Ale nikt nie odpowie. Na sam koniec zdołał jej złożyć propozycje obejrzenia koni. - Ale to świetnie sie składa, zakasaj kiece i lecimy do stajni ! - pośmiał się i odwraca spojrzenie w stronę Megary.
- I jak oceniasz!? - niespeszony francuszczyzną pod własnym dachem (chociaż nieco zbity z tropu o czym mogą świadczyć jego rozbiegane oczy - wszak języka nie zna), chce ciągnąć i wskazuje brodą na łeb, który przytransportowano pod nogi Megary niczym dary. Ona się odwróciła i nie chce na lorda swego serca patrzeć, no jak dziecko. Zaraz ma odpowiedź. Wiadro wody na głowe wylane. Opanuj się, opanuj, trzyma w tego absurdu szponach, swoją godność i swój honor. Otwiera oczy, na które wciąż ścieka woda z wlosów i ŚMIEJE SIE. Megaro najsłodsza Megaro, słyszałaś śmiech lorda Carrow. I jego brzuch widzisz, jak się unosi w tym śmiechu. - O babo, to chyba był znak, że mi cuchnie ubranie, to se zara pójde je wyprać w bali, hyhy - pośmieli, pośmieli. Ale kiedy Megara zamiast się też pośmiać rozpoczyna rozkazywanie swojemu mężowi, on... ledwo nad sobą panuje. - Ano, tylko zmienie to odzienie, to jużli za wami ide. Megara, koniecznie pokaż im jaką mamy dorodną kapuste - zachęca kuzynów i Megarę, ale nie idzie wcale się przebrać, chociaż Alfred już stoi obok i patrzy na niego wyczekująco. Ten jednak zapalił sobie papierosa, wciąż bowiem czuje pewną konsernację. Czy wydawało mu się, że ktoś mu zagląda do umysłu, czy na prawdę tak było? Ale jeżeli tak, to kto był macką? Ma minę dziwaka i pewnie niewtajemniczeni się nie dowiedzą, ale jedna z tych osób na pewno już wie, że ON też wie.
- Ano, ładny mi się trafił, ma bromble jak Megara, conie? - ucieszył się i w głębi duszy miał ochotę spytać jej jak śmie go usadzać w jego własnym domu. Spogląda w jej oczy, niewinne, duże i... hipnotyzujące?
To było tak dziwne uczucie. Jakby ktoś łaskotał go pędzlem po mózgu. Nigdy nie czuł swojego mózgu, więc na początku nie mógł się połapać co wlasciwie się działo. Ale nagle czuje ból. Stara się skupić na odpowiedzi, wygaszając na sekundkę to uczucie. - A to zależy czy ma być widowiskowo czy intymnie, droga Leo - odpowiada, zapominając się przy okazji, że miał mówić gwarą. Ale nie jest multitaskerem, a robienie trzech rzeczy na raz: a pilnowanie głowy i odpowiedzi na pytanie nie szło w patrze z gwarą. Mruga oczętami. Co się dzieje? Nagle coś ciężkiego, niby niewidzialna cegła siadło na jego mózg. Widzi obrazy obleśne, których wcale nie chciał widzieć. Wykrzywiona twarz swoja, wykrzywiona twarz żony. Czy ona płacze? Coś go nęci w brzuchu i coś go boli w uszach. W mózgu. Ktoś mu szpile zasadził. Siedzi otumaniony, marszczy brew, jakby musiał powstrzymwać się od sikania. Bo właśnie tak wygina jedną z nóg, jakby mu się śpieszyło do toalety. Kto to robi? Mógł się pytać długo. Ale nikt nie odpowie. Na sam koniec zdołał jej złożyć propozycje obejrzenia koni. - Ale to świetnie sie składa, zakasaj kiece i lecimy do stajni ! - pośmiał się i odwraca spojrzenie w stronę Megary.
- I jak oceniasz!? - niespeszony francuszczyzną pod własnym dachem (chociaż nieco zbity z tropu o czym mogą świadczyć jego rozbiegane oczy - wszak języka nie zna), chce ciągnąć i wskazuje brodą na łeb, który przytransportowano pod nogi Megary niczym dary. Ona się odwróciła i nie chce na lorda swego serca patrzeć, no jak dziecko. Zaraz ma odpowiedź. Wiadro wody na głowe wylane. Opanuj się, opanuj, trzyma w tego absurdu szponach, swoją godność i swój honor. Otwiera oczy, na które wciąż ścieka woda z wlosów i ŚMIEJE SIE. Megaro najsłodsza Megaro, słyszałaś śmiech lorda Carrow. I jego brzuch widzisz, jak się unosi w tym śmiechu. - O babo, to chyba był znak, że mi cuchnie ubranie, to se zara pójde je wyprać w bali, hyhy - pośmieli, pośmieli. Ale kiedy Megara zamiast się też pośmiać rozpoczyna rozkazywanie swojemu mężowi, on... ledwo nad sobą panuje. - Ano, tylko zmienie to odzienie, to jużli za wami ide. Megara, koniecznie pokaż im jaką mamy dorodną kapuste - zachęca kuzynów i Megarę, ale nie idzie wcale się przebrać, chociaż Alfred już stoi obok i patrzy na niego wyczekująco. Ten jednak zapalił sobie papierosa, wciąż bowiem czuje pewną konsernację. Czy wydawało mu się, że ktoś mu zagląda do umysłu, czy na prawdę tak było? Ale jeżeli tak, to kto był macką? Ma minę dziwaka i pewnie niewtajemniczeni się nie dowiedzą, ale jedna z tych osób na pewno już wie, że ON też wie.
Nieświadomość. Niewiedza. Niewtajemniczenia.
Malfoy opiera się wygodniej na krześle, mrużąc przy tym nieznaczne blade ślepia i zastanawiając się jak długo jeszcze dane będzie im uczestniczyć w farsie lorda Carrowa. Początkowe zaskoczenie i nieznaczne rozbawienie zachowaniem dumnego zazwyczaj i mogącego chodzić w konkury w pawiami Deimosa powoli mija, a wściekłe spojrzenie rzucone przez Megarę skutecznie topi pokłady wyrozumiałości jasnowłosego mężczyzny. Ignoruje więc Deimosa, skupiając uwagę na drobnej postaci kuzynki. Czy ona naprawdę sądzi, że dla niego pyszną zabawą jest uczestniczenie w rozgrywkach pomiędzy nią, a jej mężem? Bo właśnie to określenie przychodzi mu na myśl; nie widzi innego powodu w zachowaniu Carrowa i reakcji Megary. Dziwi się, iż Meg w pytaniu zadanym jej małżonkowi dostrzega próbę podjudzenia go do dalszej komedii, a nie zniesmaczenie jego zachowaniem. Bo czymże innym jest próba dowiedzenia się czy w towarzystwie nestora rodu Malfoyów prezentowałby się równie... komicznie? Spogląda na kuzynkę spokojnie, obracając w dłoni szklankę z alkoholem podarowanym przez ciemnowłosego lorda.
- Nie mój cyrk, nie moje małpy - odpowiada równie płyną francuszczyzną, choć uważa to za kolejną dziecinadę. Nie komentuje przy tym wymiany zdań pomiędzy Leandrą, a Deimosem. Niespecjalnie interesuje się polowaniem, nie widzi więc potrzeby dokładania swoich trzech knutów do rozmowy. Zamiast tego obserwuje uważnie starszego mężczyznę będącego głównym bohaterem tego przedstawienia. Przez chwilę zdaje mu się, iż dostrzega u niego początki... udaru? Może to by tłumaczyło jego zgoła dziwne zachowanie? Lord jednakże powoli przestaje marszczyć brew i drgać nerwowo nogą i zamiast tego kontynuuje swój wywód zupełnie nie przejmując się wściekłą małżonką, aż ta wyczarowuje nad nim kubeł z zimną wodą. Trzeba przyznać Malfoyowi, że udaje mu się zachować beznamiętny wyraz twarzy, mimo iż w środku kipi aż od... zniesmaczenia, rozbawienia? A może zaskoczenia. Nie, to chyba jednak niesmak, który stara się spłukać głębokim haustem alkoholu. Kiepska komedia, aczkolwiek na pewno nie na tyle by nie podzielić się nią z przyjaciółmi - któż darowałby sobie opowiedzenie przy kieliszku tego czego właśnie świadkiem był jasnowłosy paniczyk.
- Może lepiej będzie jeśli przełożymy spotkanie na bardziej... dogodną sposobność? - nie uśmiecha się, marszczy przy tym lekko brew, choć w oczach gdzieś na dnie czai się złośliwy błysk. - Nie jestem pewien czy mam dzisiaj ochotę na oględziny k a p u s t y - ostatnie zdanie kieruje do Megary, tak jak ona chwilę wcześniej przechodząc na mowę ich przodków.
Malfoy opiera się wygodniej na krześle, mrużąc przy tym nieznaczne blade ślepia i zastanawiając się jak długo jeszcze dane będzie im uczestniczyć w farsie lorda Carrowa. Początkowe zaskoczenie i nieznaczne rozbawienie zachowaniem dumnego zazwyczaj i mogącego chodzić w konkury w pawiami Deimosa powoli mija, a wściekłe spojrzenie rzucone przez Megarę skutecznie topi pokłady wyrozumiałości jasnowłosego mężczyzny. Ignoruje więc Deimosa, skupiając uwagę na drobnej postaci kuzynki. Czy ona naprawdę sądzi, że dla niego pyszną zabawą jest uczestniczenie w rozgrywkach pomiędzy nią, a jej mężem? Bo właśnie to określenie przychodzi mu na myśl; nie widzi innego powodu w zachowaniu Carrowa i reakcji Megary. Dziwi się, iż Meg w pytaniu zadanym jej małżonkowi dostrzega próbę podjudzenia go do dalszej komedii, a nie zniesmaczenie jego zachowaniem. Bo czymże innym jest próba dowiedzenia się czy w towarzystwie nestora rodu Malfoyów prezentowałby się równie... komicznie? Spogląda na kuzynkę spokojnie, obracając w dłoni szklankę z alkoholem podarowanym przez ciemnowłosego lorda.
- Nie mój cyrk, nie moje małpy - odpowiada równie płyną francuszczyzną, choć uważa to za kolejną dziecinadę. Nie komentuje przy tym wymiany zdań pomiędzy Leandrą, a Deimosem. Niespecjalnie interesuje się polowaniem, nie widzi więc potrzeby dokładania swoich trzech knutów do rozmowy. Zamiast tego obserwuje uważnie starszego mężczyznę będącego głównym bohaterem tego przedstawienia. Przez chwilę zdaje mu się, iż dostrzega u niego początki... udaru? Może to by tłumaczyło jego zgoła dziwne zachowanie? Lord jednakże powoli przestaje marszczyć brew i drgać nerwowo nogą i zamiast tego kontynuuje swój wywód zupełnie nie przejmując się wściekłą małżonką, aż ta wyczarowuje nad nim kubeł z zimną wodą. Trzeba przyznać Malfoyowi, że udaje mu się zachować beznamiętny wyraz twarzy, mimo iż w środku kipi aż od... zniesmaczenia, rozbawienia? A może zaskoczenia. Nie, to chyba jednak niesmak, który stara się spłukać głębokim haustem alkoholu. Kiepska komedia, aczkolwiek na pewno nie na tyle by nie podzielić się nią z przyjaciółmi - któż darowałby sobie opowiedzenie przy kieliszku tego czego właśnie świadkiem był jasnowłosy paniczyk.
- Może lepiej będzie jeśli przełożymy spotkanie na bardziej... dogodną sposobność? - nie uśmiecha się, marszczy przy tym lekko brew, choć w oczach gdzieś na dnie czai się złośliwy błysk. - Nie jestem pewien czy mam dzisiaj ochotę na oględziny k a p u s t y - ostatnie zdanie kieruje do Megary, tak jak ona chwilę wcześniej przechodząc na mowę ich przodków.
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To jedynie kiepska i nader niesmaczna komedia, nie zamierza więc strzępić swych cennych nerwów na oburzające zachowanie lorda Carrowa, który najwyraźniej nie obawiał się tego, że już wkrótce stanie się pośmiewiskiem na salonach. Krzyżuje nogi w kostkach i wspiera plecy o miękkie oparcie drogiej sofy, obserwując go beznamiętnym spojrzeniem. Nie obawia się, że nakryje ją na gorącym uczynku, dzięki ojcu od lat zdaje sobie sprawę, że jest ostatnią osobą, na którą mogłyby paść podejrzenia. Łagodna, chorowita Leandra... jak mogłaby zrobić coś takiego? Sięga po szklankę z wodą i nagle zdaje sobie sprawę, że nie czuje na swych plecach sznurków, za które zwykle pociąga jej ojciec.
- Lady Malfoy - poprawia go, a jej uwadze nie umyka fakt, iż na chwilę porzucił farsę z gwarą. Udało się. Choć po spokojnym licu Leandry nie sposób tego poznać, w głębi duszy rozpiera ją duma - do tej pory jedynie czytała, że legilimencję wykorzystywać można w ten właśnie sposób, nie mając ani okazji, ani powodu by posuwać się do tak ich właśnie działań. A jednak gdy jednocześnie patrzy na to zwierzę, a nie człowieka, i biedną, niczego nieświadomą Megarę, wie, że to jedyne co może dla niej zrobić. - Z przyjemnością, lordzie Carrow, jednak przy innej okazji. Nie chciałabym ubłocić butów - odpowiada uprzejmie, a jednak nie m ochoty poświęcać dłużej swej cennej uwagi na wybryki Deimosa. Zwłaszcza, że jej drogiej kuzynce właśnie w tym samym momencie najpewniej puściły nerwy. - Uspokój się, proszę - zwraca się łagodnie do Meg. Kuzynka kipi złością i nie da się jej za to winić. Wszakże sama nie jest pewna, czy udałoby się jej zachować zimną krew, gdyby to jej małżonek postanowił odegrać takie przedstawienie. Nie mniej jednak, nie może pozwolić by wzburzenie przysłoniło jej jasność myślenia. - On do tego właśnie dąży, chce wytrącić nas z równowagi. Jak małe dziecko. Jeśli pokażesz, że robi to na tobie wrażenie, prędko nie przestanie - wyjaśnia jej spokojnie po francusku, po czym opiera dłoń na przedramieniu Fabiana i zerka na niego z ukosa, by upewnić się, że nie domyślił się co właśnie zrobiła, a jednocześnie zaobserwować jego reakcję. Beznamiętny, niewzruszony... zazwyczaj trudno jej odgadnąć, co dzieje się w jego głowie.
- Lub pozbawioną twojego drogiego męża - dodaje w języku francuskim do wypowiedzi własnego małżonka, posyłając Megarze przepraszające spojrzenie. - Nie jestem pewna, czy nasza obecność tu nie podsyci go do podobnego zachowania - kontynuuje, nie ruszając się z miejsca.
Nie chce zostawiać jej samej w takiej sytuacji, a jednak zdaje sobie sprawę, że nie powinna prosić Fabiana by dłużej znosił szaleństwa Carrowa.
- Lady Malfoy - poprawia go, a jej uwadze nie umyka fakt, iż na chwilę porzucił farsę z gwarą. Udało się. Choć po spokojnym licu Leandry nie sposób tego poznać, w głębi duszy rozpiera ją duma - do tej pory jedynie czytała, że legilimencję wykorzystywać można w ten właśnie sposób, nie mając ani okazji, ani powodu by posuwać się do tak ich właśnie działań. A jednak gdy jednocześnie patrzy na to zwierzę, a nie człowieka, i biedną, niczego nieświadomą Megarę, wie, że to jedyne co może dla niej zrobić. - Z przyjemnością, lordzie Carrow, jednak przy innej okazji. Nie chciałabym ubłocić butów - odpowiada uprzejmie, a jednak nie m ochoty poświęcać dłużej swej cennej uwagi na wybryki Deimosa. Zwłaszcza, że jej drogiej kuzynce właśnie w tym samym momencie najpewniej puściły nerwy. - Uspokój się, proszę - zwraca się łagodnie do Meg. Kuzynka kipi złością i nie da się jej za to winić. Wszakże sama nie jest pewna, czy udałoby się jej zachować zimną krew, gdyby to jej małżonek postanowił odegrać takie przedstawienie. Nie mniej jednak, nie może pozwolić by wzburzenie przysłoniło jej jasność myślenia. - On do tego właśnie dąży, chce wytrącić nas z równowagi. Jak małe dziecko. Jeśli pokażesz, że robi to na tobie wrażenie, prędko nie przestanie - wyjaśnia jej spokojnie po francusku, po czym opiera dłoń na przedramieniu Fabiana i zerka na niego z ukosa, by upewnić się, że nie domyślił się co właśnie zrobiła, a jednocześnie zaobserwować jego reakcję. Beznamiętny, niewzruszony... zazwyczaj trudno jej odgadnąć, co dzieje się w jego głowie.
- Lub pozbawioną twojego drogiego męża - dodaje w języku francuskim do wypowiedzi własnego małżonka, posyłając Megarze przepraszające spojrzenie. - Nie jestem pewna, czy nasza obecność tu nie podsyci go do podobnego zachowania - kontynuuje, nie ruszając się z miejsca.
Nie chce zostawiać jej samej w takiej sytuacji, a jednak zdaje sobie sprawę, że nie powinna prosić Fabiana by dłużej znosił szaleństwa Carrowa.
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W takich chwilach jak ta zaczęłam powoli rozumieć o co chodzi gdy ktoś wypomina mi, że jestem zbyt narwana. Z bólem serca musiałam przyznać rację tym co karcącą patrzyli na każdy mój ruch. Śmiech Deimosa dział na mnie niczym płachta na byka. W podświadomości właśnie wbijałam swoje długie cienkie palce w je gardło tak by wydobyć z niego struny głosowe. Jak wyglądała rzeczywistość? Opadłam na wcześniej zajmowany fotel wzdychając w geście poddania się. Czemu? Bo byłam damą i nie powinnam się zachować jak rozjuszone zwierze? Albo przygniotły mnie słowa Fabiana? Wydał mi się w tej chwili jakoś dziwnie obcy. Może pomyliłam się pisząc do niego o „zabawie w dorosłych”. Może on już wyrósł…stał się Malfoyem…granitową skałą, którą prędzej czy później będzie trzeba znienawidzić. Nie takiego kuzyna kochałam. Nie takiego człowieka pamiętałam. Może to już moje szaleństwo zapędziło się tak daleko, że nie jestem wstanie odróżnić przyjaciela od wroga. Z mojego gardła wydobyło się kolejne westchnięcie. Mój zapał do walki zniknął równie szybko jak się pojawił zostawiając za sobą jedynie postrzępione nerwy. Tylko Leandra wydawała się teraz oparciem. To jej słowa najwyraźniej do mnie przemawiały. - Gdzie mój raj? Gdzie świat córek Aresa? Gdzie ten kraj w którym harmonia przejęła władzę nad byłem i dziczą? - mruczałam pod nosem bardziej do siebie niż do mojego towarzystwa. Ten stary wiersz nie najlepszych zresztą lotów miał mi dodać siły i otuchy choćby po by być wstanie spojrzeć na człowieka, który zwać się miał moim lordem . Już znacznie spokojniejsza przeniosłam wzrok na kuzynkę. - Gdy następnym razem będziesz rozmawiać z Samaelem poproś go by zatrzymał jedno miejsce na oddziale dla Deimosa. Tydzień w tak cudownym miejscu dobrze mu zrobi - wciąż trzymając się francuskiego przyozdobiłam swoją wypowiedź lekko ironicznym uśmiechem. Teraz przecież i tak nic nie zrobię. Wyrywaniem organów wewnętrznych Deimosa zajmę się, gdy zostaniemy już sami. Na wzmiankę o tej całej kapuście skrzywiłam się z odrazą. - Nigdy nie jest się tak dumnym ze swoich francusko nordyckich korzeni gdy potomek angielskich monarchów mówi z taką pasją o warzywach – - podsumowałam całą sytuacją wzdrygając się na samą myśl, że ta zakała swojej rodziny jest kilka metrów od nas. Dobrze, że nie był wstanie mnie zrozumieć inaczej mało prawdopodobne żebym przeżyła do następnego dnia. - Przepraszam za wszystko. Nie miałam pojęcia, że tak to się skończy - przeniosłam wzrok to na Fabiana to na Leandrę wyrażając szczerą skruchę. - Nie mogę was zmuszać do dalszego uczestnictwa w tej szopce.- - wyjaśniłam czując jak pierwsze oznaki upokorzenia powoli dają o sobie znać. - Byłabym wdzięczna gdybyśmy nigdy nie wracali do tej sprawy- wypowiadając te słowa uciekłam w bok spojrzeniem. Wiedziałam, że minie dużo czasu zanim po raz kolejny będę mogła czuć się swobodnie w ich towarzystwie. O ile będzie to w ogóle możliwe.
Czy więc zdarza się to, czego tak bardzo pragnął? Patrzy na przerażone twarze gości i na ich niezręczne spojrzenia. Chcą wyjść? Niech idą, precz. Carrow uhahany będzie śmiał się jeszcze długo po ich wyjściu, bedzie patrzył jak Megara denerwuje sie i czerwieni ze złości.
Ale tak, już wygrał.
Jeszcze ta suka go poprawia. Ma szczęście, że nie są na eleganckim balu, bo gotów nazywać ją nie Malfoy, a Avery. Dziecko, co nie zasługuje na bycie częścią jego rodziny, mała, chuda, a do tego brzydka i zbyt dumna. Ostatkiem sił udało mu się powstrzymać przed wymierzeniem jej policzka. To on, zaprasza ją, wroga, w swoje progi, a ona śmie mu odpyskiwać? Miał rację stryj jegomość wypowiadając wojnę temu plugawemu rodowi. Jedynie Samael wydaje się być z nich wszystkich cokolwiek wart (myśl taka się w Deimosie utrzymuje, odkąd Fobos zaczął cenić pana Samaela).
- Na mowę żab wiec przechodzicie - zagrzmiał najstaszy z otoczenia. Spogląda na każdego (czyli na Fabiana i Megarę, bo oni się jeszcze cokolwiek liczą) z odrazą większą niz może zasłużyli. - Wystarczy was troche podejśc, a zachowujecie się jak banda nic nie wartych młokosów niemających ni krzty szacunku do starszych - wziął sie pod boki i na ten afront postanawia zareagować tak jak należy. - Cóż za snobstwo, poszli - unosi się Deimos, macha ręką lekceważąco, żebyli wyszli ci goście nieproszeni.
Oczywiście Megarze wyjść nie wolno, chociaż ona i tak jutro wyjeżdża na trzy dni na delegację. I jak chce, to sobie iść także może. Chociaż, kiedy się tak patrzy, jak z twarzą w dłoniach męczy się i nie umie nawet słowa przeciwnego Fabianowi i jego pożal sie boże żoneczce odpowiedzieć, to zaraz jakaś litość go bierze. Megara w tym całym zgromadzeniu jest bodaj najważniejsza i najbliższa jego sercu. Dlatego, kiedy widzi, jaka jest uległa i jak łatwo daje sobą manipulować, jeszcze rośnie jego zirytowanie prostacką postawą szlachciców.
Którzy przecież powinni świecić przykładem. A nie wypada obrażać gospodarza w jego własnym domu, używając jezyka, którego on nie zna, czy posyłając sobie spojrzenia nietęgie. Malfoy nie będzie tak uwłaczał gościnności Carrowa, nie licząc już nawet Averego, to kiedy zaproszenie na polowanie zostało tak brutalnie skomentowane w języku żabojadów - koniec zabawy.
- Alfred, odprowadź za drzwi - stoi Deimos i spoglada na państwo Malfoy (Avery), licząc że wyjdą. Jeżeli bowiem oni nie potrafią zachować się elegancko, on nie będzie się starał by wypraszać ich grzecznie.
Ale tak, już wygrał.
Jeszcze ta suka go poprawia. Ma szczęście, że nie są na eleganckim balu, bo gotów nazywać ją nie Malfoy, a Avery. Dziecko, co nie zasługuje na bycie częścią jego rodziny, mała, chuda, a do tego brzydka i zbyt dumna. Ostatkiem sił udało mu się powstrzymać przed wymierzeniem jej policzka. To on, zaprasza ją, wroga, w swoje progi, a ona śmie mu odpyskiwać? Miał rację stryj jegomość wypowiadając wojnę temu plugawemu rodowi. Jedynie Samael wydaje się być z nich wszystkich cokolwiek wart (myśl taka się w Deimosie utrzymuje, odkąd Fobos zaczął cenić pana Samaela).
- Na mowę żab wiec przechodzicie - zagrzmiał najstaszy z otoczenia. Spogląda na każdego (czyli na Fabiana i Megarę, bo oni się jeszcze cokolwiek liczą) z odrazą większą niz może zasłużyli. - Wystarczy was troche podejśc, a zachowujecie się jak banda nic nie wartych młokosów niemających ni krzty szacunku do starszych - wziął sie pod boki i na ten afront postanawia zareagować tak jak należy. - Cóż za snobstwo, poszli - unosi się Deimos, macha ręką lekceważąco, żebyli wyszli ci goście nieproszeni.
Oczywiście Megarze wyjść nie wolno, chociaż ona i tak jutro wyjeżdża na trzy dni na delegację. I jak chce, to sobie iść także może. Chociaż, kiedy się tak patrzy, jak z twarzą w dłoniach męczy się i nie umie nawet słowa przeciwnego Fabianowi i jego pożal sie boże żoneczce odpowiedzieć, to zaraz jakaś litość go bierze. Megara w tym całym zgromadzeniu jest bodaj najważniejsza i najbliższa jego sercu. Dlatego, kiedy widzi, jaka jest uległa i jak łatwo daje sobą manipulować, jeszcze rośnie jego zirytowanie prostacką postawą szlachciców.
Którzy przecież powinni świecić przykładem. A nie wypada obrażać gospodarza w jego własnym domu, używając jezyka, którego on nie zna, czy posyłając sobie spojrzenia nietęgie. Malfoy nie będzie tak uwłaczał gościnności Carrowa, nie licząc już nawet Averego, to kiedy zaproszenie na polowanie zostało tak brutalnie skomentowane w języku żabojadów - koniec zabawy.
- Alfred, odprowadź za drzwi - stoi Deimos i spoglada na państwo Malfoy (Avery), licząc że wyjdą. Jeżeli bowiem oni nie potrafią zachować się elegancko, on nie będzie się starał by wypraszać ich grzecznie.
Spokojne spojrzenie jasnowłosego mężczyzny powoli przesuwa się po twarzach zgromadzonych w salonie, a usta wyginają się w grymasie tak bardzo podobnym do tego, który można uświadczyć u osoby, której świeżo wypastowany but natrafia na zawartość psich kiszek. Mimo że Malfoy nigdy nie miał szczególnie wysokiego mniemania na temat braci Carrow zachowanie młodszego z nich wzbudza w nim spory niesmak. Nie dość, że naraża swoją małżonkę na upokorzenia przed krewnymi to dodatkowo i ich stara się obrazić w sposób prostacki, zupełnie niegodny człowieka ich klasy. Jak stryj mógł zgodzić się na wydanie swojej młodszej córki za tę kreaturę szlachcica? Kręci powoli głową, słuchając kolejnych słów Megary i żal mu jej, zasłużyła na coś więcej niż jej dano. Widzi jej rezygnację i trochę wzdryga się wewnętrznie na swoje wcześniejsze słowa, które może i nie powinny paść z jego ust. Uczucie to szybko mija, gdy tylko lord Carrow raczy ich kolejnym potokiem absurdu i głupoty, od której podnosi się malfoyowska brew. Słucha cierpliwe, nie przerywając choć gdzieś w kącikach warg tli się coś na kształt rozbawienia. Braki w edukacji stara się zasłonić niekulturalnością gości? Na Merlina, bezczelność Carrowa nie zna granic. Człowiek ze wsi wyjedzie, lecz wieś z człowieka nigdy. Malfoy przekręca lekko w bok głowę zdobioną czupryną platynowych włosów i spogląda uważnie - czyżby lekko kpiąco? - na starszego o całe sześć lat mężczyznę. Szacunek do starszych? Absurdalność sytuacji zaczynała go przerastać, więc podniósł się z zajmowanego miejsca.
- Carrow, ty naprawdę mówisz poważnie? - powstrzymał się od parsknięcia, obrzucając koniuszego lorda spojrzeniem tak bardzo charakterystycznym w Ministerstwie, gdy spotykano się z wyjątkowo nonsensownym przypadkiem. Dzięki Merlinowi za bandy kretynów, z którymi na co dzień przyszło mu pracować. Głupota ludzka nie robi już na nim wrażenia tak potęgującego jak na samym początku kariery, choć zetknięcie się z nią w osobie męża Megary jest w pewnym sensie zaskakujące. Słowa Deimosa nie wzbudzają w Malfoyu złości, a jedynie smutną rezygnację faktem przynależności tegoż do ich rodziny. - Nie wycieraj sobie prostackiej gęby innymi, to nie przystoi szlachcicowi - ostatnie słowo brzmi poniekąd jak splunięcie pełne odrazy, choć na jasnej twarzy wciąż maluje się beznamiętny spokój, który tak często dane było Fabianowi oglądać u ojca. Odwraca się od Carrowa, jakby ten nie zasługiwał na więcej uwagi i spogląda na żonę, unosząc oczy ku sufitowi niemo pokazując, że nonsensowność tej sytuacji coraz mniej mu się podoba. Wyciąga do niej dłoń, pomagając podnieść się na nogi i kierując w stronę wyjścia - dość tego cyrku.
- Meg, miło było Cię zobaczyć - skłania głowę przed kuzynką, czekając przy tym aż i Leandra pożegna się z nią jak należy. Pani Carrow nie odpowiadała za czyny męża, nie można więc winić jej za zaistniałą sytuację. Uznawszy, że nic więcej nie ma do dodania, opuszcza wraz z Leą Marseet i jego gburowatego gospodarza, któremu z butów pomimo chwilowego opuszczenia stajni wciąż wystaje słoma.
/zt Fabian i Lea
- Carrow, ty naprawdę mówisz poważnie? - powstrzymał się od parsknięcia, obrzucając koniuszego lorda spojrzeniem tak bardzo charakterystycznym w Ministerstwie, gdy spotykano się z wyjątkowo nonsensownym przypadkiem. Dzięki Merlinowi za bandy kretynów, z którymi na co dzień przyszło mu pracować. Głupota ludzka nie robi już na nim wrażenia tak potęgującego jak na samym początku kariery, choć zetknięcie się z nią w osobie męża Megary jest w pewnym sensie zaskakujące. Słowa Deimosa nie wzbudzają w Malfoyu złości, a jedynie smutną rezygnację faktem przynależności tegoż do ich rodziny. - Nie wycieraj sobie prostackiej gęby innymi, to nie przystoi szlachcicowi - ostatnie słowo brzmi poniekąd jak splunięcie pełne odrazy, choć na jasnej twarzy wciąż maluje się beznamiętny spokój, który tak często dane było Fabianowi oglądać u ojca. Odwraca się od Carrowa, jakby ten nie zasługiwał na więcej uwagi i spogląda na żonę, unosząc oczy ku sufitowi niemo pokazując, że nonsensowność tej sytuacji coraz mniej mu się podoba. Wyciąga do niej dłoń, pomagając podnieść się na nogi i kierując w stronę wyjścia - dość tego cyrku.
- Meg, miło było Cię zobaczyć - skłania głowę przed kuzynką, czekając przy tym aż i Leandra pożegna się z nią jak należy. Pani Carrow nie odpowiadała za czyny męża, nie można więc winić jej za zaistniałą sytuację. Uznawszy, że nic więcej nie ma do dodania, opuszcza wraz z Leą Marseet i jego gburowatego gospodarza, któremu z butów pomimo chwilowego opuszczenia stajni wciąż wystaje słoma.
/zt Fabian i Lea
Fabian Malfoy
Zawód : Pracownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Czarów
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
czasem
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
chciałbym zostawić to wszystko
i
ta głupia nadzieja
że
mam coś jeszcze
do zostawienia
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Złoty salon
Szybka odpowiedź