Pokój glówny
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój główny
Pomieszczenie mieszczące w sobie zarówno gabinet, sypialnię, salon, jak i kuchnię. Wbrew niewielkim rozmiarom mieszkanka, jest ono całkiem satysfakcjonujące dla właściciela. Cassianowi udało się w nie tchnąć trochę swojego osobliwego charakteru. Obok ściany, przy której znajduje się aneks kuchenny mieści się niewielka biblioteczka z podstawowymi eliksirami używanymi przez Uzdrowicieli i dziwnymi składnikami, których Cassian używa do swoich małych eksperymentów. Szczęśliwie mężczyzna nie ma dużego majątku własnego, więc spokojnie może upchać po szafkach sprzęt do eksperymentów, czy lektury prawiace o wiedzy medycznej.
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zmrużył ślepia, gdy pokój został zalany światłem. Zamrugał kilka razy by się przyzwyczaić. Uniósł brew ku górze słysząc jego uwagę.
- A ty jak waleń rzucony na brzeg. Poturlaj się jeszcze to zmienisz się w jeża. - zasugerował, przyglądając się temu ludzkiemu zezwłokowi i świecącymi resztkami butelki.
- Żebyś następnym razem wyskoczył na mnie z kolejną butelką? Mowy nie ma. I tak masz za dużo amunicji. - gdzieś zalśniły się opróżnione lub prawie opróżnione butelki. Nie było naturalnie w jego głosie nic upominającego. Cassiana sprawa co robi i dlaczego. Matt nigdy nie próbował go moralizować. Nawet nie pomyślał, by zdobyć się na coś podobnego. Bardzo wygodne było, że na podobną postawę czarodziej mógł liczyć ze strony uzdrowiciela. Nie potrzebował w końcu niepotrzebnej troski czy nadmiernego zainteresowania, a właśnie kogoś kto bez zbędnego pierdolenia i pytań po prostu mógłby go od czasu do czasu poskładać. Cassian w tej roli sprawował się idealnie, kij z tym, że często gęsto jebało od niego ognistą. Grunt, że rzadko kiedy pogarszał sytuację Botta.
Zmarszczył czoło.
- Rób co chcesz, lecz staraj się tę różdżkę trzymać tak dwa cale dalej od moich oczu... - Marudzi, łapiąc uzdrowiciela za nadgarstek i odsuwając sobie te jego łapsko na (jego zdaniem) względnie bezpieczną odległość. Nie żeby miał ważnie, że jak się Cass gibnie to właśnie nadzieje go na tą różdżkę jak na szaszłyka lub w jakimś pijackim napadzie wetknie mu ją do nosa....Będąc jednak trzeźwym stosował wobec pijaka zasadę ograniczonego zaufania. Na wszelki wypadek.
- A ty jak waleń rzucony na brzeg. Poturlaj się jeszcze to zmienisz się w jeża. - zasugerował, przyglądając się temu ludzkiemu zezwłokowi i świecącymi resztkami butelki.
- Żebyś następnym razem wyskoczył na mnie z kolejną butelką? Mowy nie ma. I tak masz za dużo amunicji. - gdzieś zalśniły się opróżnione lub prawie opróżnione butelki. Nie było naturalnie w jego głosie nic upominającego. Cassiana sprawa co robi i dlaczego. Matt nigdy nie próbował go moralizować. Nawet nie pomyślał, by zdobyć się na coś podobnego. Bardzo wygodne było, że na podobną postawę czarodziej mógł liczyć ze strony uzdrowiciela. Nie potrzebował w końcu niepotrzebnej troski czy nadmiernego zainteresowania, a właśnie kogoś kto bez zbędnego pierdolenia i pytań po prostu mógłby go od czasu do czasu poskładać. Cassian w tej roli sprawował się idealnie, kij z tym, że często gęsto jebało od niego ognistą. Grunt, że rzadko kiedy pogarszał sytuację Botta.
Zmarszczył czoło.
- Rób co chcesz, lecz staraj się tę różdżkę trzymać tak dwa cale dalej od moich oczu... - Marudzi, łapiąc uzdrowiciela za nadgarstek i odsuwając sobie te jego łapsko na (jego zdaniem) względnie bezpieczną odległość. Nie żeby miał ważnie, że jak się Cass gibnie to właśnie nadzieje go na tą różdżkę jak na szaszłyka lub w jakimś pijackim napadzie wetknie mu ją do nosa....Będąc jednak trzeźwym stosował wobec pijaka zasadę ograniczonego zaufania. Na wszelki wypadek.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Cassian naprawdę nie rozumiał motywacji Matthewa, który obrażał go z każdą swoją wizytą. Spojrzał na niego krytycznie, kiedy stał już obok niego i prychnął. Nie załapał żartu. Może za dużo wypił. Nie przejmując się jednak słowami mężczyzny, podszedł do swojego barku, z którego wyciągnął możliwie, że jedną z ostatnich pełnych butelek Ognistej. Podał ją mężczyźnie z krótkim ostrzeżeniem.
— Napij się, zaboli jak cholera.
Mało było jednak w jego tonie troski czy zrozumienia. Słowa wypowiedział jakoś sucho, ze zbyt wielką rzeczowością, a zbyt małą empatią, jak na uzdrowiciela. Kontakt z pacjentem jednak nigdy nie był jego mocną stroną. O ile nie można było narzekać na jego kompetencje w magii leczniczej, o tyle wielu pacjentów narzekało na sposób traktowania ich. Może i lepiej, ze ostatnio miał pod sobą Cece, która swoim entuzjazmem i wigorem przyciągała do siebie czarodziei. Chociaż to, że to robiła, wcale nie ułatwiało jej kontaktów z Cassianem.
— To z kim się tym razem tłukłeś, Bott?
Nie pytał dlatego, ze go to interesowało. Próbował rozproszyć jego uwagę, zanim rzucił zaklęcie majace na celu nastawić złamaną kość
— Articulatio — a chociaż zaklęcie to w większym stopniu nastawiało skręcone stawy, po pijaku, mimo, że było bardzo bolesne, uznał że warto będzie sprawdzić jego skuteczność przy okazji nastawienia przemieszczonej kości. Mimo to, po tym, jak rzucił zaklęcie, zauważył, że nos co prawda się nastawił, ale kość nie znajdowała się w ułożeniu takim, jakim powinna. Upewnił się co do tego stosując następne zaklęcie.
— Oculio Tertia.
Skrzywił się na sam widok tego, co zobaczył za pomocą tego zaklęcia. Z kością możliwe, że zababrało się jeszcze bardziej.
— Uuuu, chyba rozkruszyłem Ci nos. W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo ten ból jest możliwy do zniesienia?
Stawał na wyjście poza skalę, ale chciał znać zdanie pacjenta, zanim podjąłby się dalszych losowo rzuconych zaklęć. Chyba potrzebował się trochę otrzeźwić. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie prawidłowe działanie w tego rodzaju przypadkach. Zamiast tego przetarł swoje zmęczone oczy.
— Napij się, zaboli jak cholera.
Mało było jednak w jego tonie troski czy zrozumienia. Słowa wypowiedział jakoś sucho, ze zbyt wielką rzeczowością, a zbyt małą empatią, jak na uzdrowiciela. Kontakt z pacjentem jednak nigdy nie był jego mocną stroną. O ile nie można było narzekać na jego kompetencje w magii leczniczej, o tyle wielu pacjentów narzekało na sposób traktowania ich. Może i lepiej, ze ostatnio miał pod sobą Cece, która swoim entuzjazmem i wigorem przyciągała do siebie czarodziei. Chociaż to, że to robiła, wcale nie ułatwiało jej kontaktów z Cassianem.
— To z kim się tym razem tłukłeś, Bott?
Nie pytał dlatego, ze go to interesowało. Próbował rozproszyć jego uwagę, zanim rzucił zaklęcie majace na celu nastawić złamaną kość
— Articulatio — a chociaż zaklęcie to w większym stopniu nastawiało skręcone stawy, po pijaku, mimo, że było bardzo bolesne, uznał że warto będzie sprawdzić jego skuteczność przy okazji nastawienia przemieszczonej kości. Mimo to, po tym, jak rzucił zaklęcie, zauważył, że nos co prawda się nastawił, ale kość nie znajdowała się w ułożeniu takim, jakim powinna. Upewnił się co do tego stosując następne zaklęcie.
— Oculio Tertia.
Skrzywił się na sam widok tego, co zobaczył za pomocą tego zaklęcia. Z kością możliwe, że zababrało się jeszcze bardziej.
— Uuuu, chyba rozkruszyłem Ci nos. W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo ten ból jest możliwy do zniesienia?
Stawał na wyjście poza skalę, ale chciał znać zdanie pacjenta, zanim podjąłby się dalszych losowo rzuconych zaklęć. Chyba potrzebował się trochę otrzeźwić. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie prawidłowe działanie w tego rodzaju przypadkach. Zamiast tego przetarł swoje zmęczone oczy.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Każdy miał jakiś talent. Matthew przykładowo umiał robić sobie kłopoty i strzępić ryjem, kiedy nie było potrzeby. Zawsze jak otwierał dzioba to padały słowa, wydawać by się mogły nieprzemyślane, którymi zrażał do siebie ludzi, a innym załaził za skórę. Poezja.
Poparł się tyłkiem o jakąś komodę i przyjął butelkę.
- Rozpieszczasz mnie. - Zaśmiał się bo jak nazwać inaczej moment w którym alkoholik dzieli się prawdopodobnie awaryjną butelką. Naturalnie nie miał zamiaru pomstować. Wręcz przeciwnie - ochoczo dobrał się do butelki. Gdy odsunął ją od ust, czuł ciągle przyjemne palenie w przełyku.
- Grzmotołap - rzucił z pewnym rozbawieniem wspominając wymyślony, lecz jak się okazało w praktyce - bardzo prawdziwy pseudonim. - Nie pytaj. - żachnął się jeszcze raz - W ogóle następna walka będzie za kilka dni. Jakbyś chciał mogę cię w prowadzić. Jako widza lub zawodnika, jak chcesz. Ostatnio tych drugich jest deficyt. Bruno by na pewno docenił, lecz nie namawiam. Ogólnie impreza to jedna wielka prowizorka - bród, smród, przemoc i alkohol. Spodobałoby... - urwał nagle, skrzywił się mieląc po nosem wszelaką mieszankę przekleństw. Ból rozchodził się po czaszce i jakby wwiercał się w jej głąb. Oczy wbrew jego woli się zaszkliły. Miał ochotę odepchnąć od siebie tego chlejusa, lecz się powstrzymał. Zacisnął mocniej rękę na szyjce butelki.
- Zaraz ja ci coś rozkruszę...- wyrzęził przez zęby sugerując, że tak kurwa - wychodziło to czego doświadczał w tym momencie wychodziło poza tą cholerną skalę.
Poparł się tyłkiem o jakąś komodę i przyjął butelkę.
- Rozpieszczasz mnie. - Zaśmiał się bo jak nazwać inaczej moment w którym alkoholik dzieli się prawdopodobnie awaryjną butelką. Naturalnie nie miał zamiaru pomstować. Wręcz przeciwnie - ochoczo dobrał się do butelki. Gdy odsunął ją od ust, czuł ciągle przyjemne palenie w przełyku.
- Grzmotołap - rzucił z pewnym rozbawieniem wspominając wymyślony, lecz jak się okazało w praktyce - bardzo prawdziwy pseudonim. - Nie pytaj. - żachnął się jeszcze raz - W ogóle następna walka będzie za kilka dni. Jakbyś chciał mogę cię w prowadzić. Jako widza lub zawodnika, jak chcesz. Ostatnio tych drugich jest deficyt. Bruno by na pewno docenił, lecz nie namawiam. Ogólnie impreza to jedna wielka prowizorka - bród, smród, przemoc i alkohol. Spodobałoby... - urwał nagle, skrzywił się mieląc po nosem wszelaką mieszankę przekleństw. Ból rozchodził się po czaszce i jakby wwiercał się w jej głąb. Oczy wbrew jego woli się zaszkliły. Miał ochotę odepchnąć od siebie tego chlejusa, lecz się powstrzymał. Zacisnął mocniej rękę na szyjce butelki.
- Zaraz ja ci coś rozkruszę...- wyrzęził przez zęby sugerując, że tak kurwa - wychodziło to czego doświadczał w tym momencie wychodziło poza tą cholerną skalę.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
— Ech, zamknij się — buknął Cassian łatwo przechodząc ze spokoju w rozdrażnienie, kiedy dokładniej przyjrzał się rozkwaszonemu nosowi mężczyzny. Matthew nigdy nie pozwalał się mu nudzić. Grzmotołap, kimkolwiek był, rzeczywiście walił łapami jak gromem, patrząc po zadanym mężczyźnie ciosie. Morisson skrzywił się, patrząc wściekle na Botta. Było coś absurdalnego w tym, ze się złościł, chociaż w gruncie rzeczy cieszył, że mógł kogoś opatrzyć, bo zawsze go to w jakiś sposób relaksowało.
— Powiedziałeś mi wszystko, co chciałem wiedzieć, a czego nie dodałeś, to widzę.
Różdżkę, którą przez przypadek dotknął krwawej masakry na jego twarzy, wytarł w krawędź swojej koszuli i wyprostował się, bez wrażliwości dla krzywej miny Botta i jego niepokrywanych gróźb. Postanowił je zignorować, interesując się tematem.
— Organizacja bezpieczna? Nie przyleci nagle cały tabun Munga, oznajmiając mi, że wywalają mnie z pracy?
Cassian był zainteresowany bitkami, jeśli dobrze zorganizowanymi. Ostatnio zbyt dużo nagiął łaskawości szpitala, narażając swoją pozycję jako uzdrowiciela za niekontrolowane wybuchy złosci i bijatyki z gośćmi szpitala. Choć niechętnie, teraz musiał się bardziej pilnować, a skoro rozsądek do niego nie pasował…
— A zresztą.
Machnął ręką, decydując się, ze co mu szkodzi.
— Wchodzę w to, kiedy następna walka?
Słuchał właśnie odpowiedzi mężczyzny, w połowie rozpraszając go zaklęciem. Po przetarciu zmęczonych oczu dłonią, kącik jego ust nawet drgnął niemrawo w rozbawieniu, zanim wybuchł dziwnym, gardłowym śmiechem.
— Poczekaj do bitki. Naprawię Ci to.
Podrapał się po brodzie, zastanawiając się, jak to rzeczywiście poskładać z powrotem do kupy. W końcu po chwili rezygnacji, udał się najpierw do lady kuchennej, zamoczyć łeb pod wodą, gdzie myślało mu się znacznie lepiej. Chociaż rozlał wokół siebie hektolitry wody, przynajmniej przypomniał sobie odpowiednie przeciwdziałanie na panujący teraz krwotok mężczyzny.
— Dobra, mam! — oznajmił odkrywczo — Fosilio.
Zaklęcie, które wycelował w mężczyznę, w tej odległości uderzyło nie w niego, a w butelkę w jego dłoni, dlatego szkło posypało się na ziemię, a trunek rozlał po spodniach mężczyzny. Morisson ponowił próbę, tym razem celnie trafiając gdzie trzeba, hamując tym krwotok.
— Recivium, Renervate.
Dodał zaklęcie jedno po drugim, oczyszczając i regenerując ranę na tyle na ile to było możliwe, próbując złagodzić ból.
— A teraz?
— Powiedziałeś mi wszystko, co chciałem wiedzieć, a czego nie dodałeś, to widzę.
Różdżkę, którą przez przypadek dotknął krwawej masakry na jego twarzy, wytarł w krawędź swojej koszuli i wyprostował się, bez wrażliwości dla krzywej miny Botta i jego niepokrywanych gróźb. Postanowił je zignorować, interesując się tematem.
— Organizacja bezpieczna? Nie przyleci nagle cały tabun Munga, oznajmiając mi, że wywalają mnie z pracy?
Cassian był zainteresowany bitkami, jeśli dobrze zorganizowanymi. Ostatnio zbyt dużo nagiął łaskawości szpitala, narażając swoją pozycję jako uzdrowiciela za niekontrolowane wybuchy złosci i bijatyki z gośćmi szpitala. Choć niechętnie, teraz musiał się bardziej pilnować, a skoro rozsądek do niego nie pasował…
— A zresztą.
Machnął ręką, decydując się, ze co mu szkodzi.
— Wchodzę w to, kiedy następna walka?
Słuchał właśnie odpowiedzi mężczyzny, w połowie rozpraszając go zaklęciem. Po przetarciu zmęczonych oczu dłonią, kącik jego ust nawet drgnął niemrawo w rozbawieniu, zanim wybuchł dziwnym, gardłowym śmiechem.
— Poczekaj do bitki. Naprawię Ci to.
Podrapał się po brodzie, zastanawiając się, jak to rzeczywiście poskładać z powrotem do kupy. W końcu po chwili rezygnacji, udał się najpierw do lady kuchennej, zamoczyć łeb pod wodą, gdzie myślało mu się znacznie lepiej. Chociaż rozlał wokół siebie hektolitry wody, przynajmniej przypomniał sobie odpowiednie przeciwdziałanie na panujący teraz krwotok mężczyzny.
— Dobra, mam! — oznajmił odkrywczo — Fosilio.
Zaklęcie, które wycelował w mężczyznę, w tej odległości uderzyło nie w niego, a w butelkę w jego dłoni, dlatego szkło posypało się na ziemię, a trunek rozlał po spodniach mężczyzny. Morisson ponowił próbę, tym razem celnie trafiając gdzie trzeba, hamując tym krwotok.
— Recivium, Renervate.
Dodał zaklęcie jedno po drugim, oczyszczając i regenerując ranę na tyle na ile to było możliwe, próbując złagodzić ból.
— A teraz?
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przymknął ślepia w momencie w którym ten zwyrol dźgnął go różdżką. Zwalczył potrzebę wyrwania mu jej z ręki i rzucania w drugi kąt mieszkania. Pozwolił więc sobie na wysyczenie jakiej kolejnej czczej groźby, a co gorsza Cassian doskonale zdawał sobie sprawę, że Bott nie posunie się do realizacji jakiejkolwiek i podle grał z tego powodu na nosie Botta. Dosłownie. W końcu Bott nie przychodziłby tutaj gdyby na prawdę nie potrzebował doprowadzić się jakoś do użytku, a niestety potrzebował.
- Cass - brud, smród, przemoc i alkohol. - powtórzył upominająco, próbując ignorować pulsujący ból i jakoś zwerbalizować resztę myśli - Mało kto zadaje tam pytania - jeśli to cie interesuje. Krzywo się na takich odważnych patrzy, a potem znajduje się równie krzywo poskręcanych w rowach. Co do reszty to nie dam ci gwarancji. Chłopaki starają się wodzić za nos ministerskie psy, lecz nie mogą zabronić im węszenia. Nie gwarantuję też, że ktoś ci nie narobi smrodu, jeżeli cie rozpozna, lecz...kto by uwierzył, że tak szanujący się uzdrowiciel będący wzorem dla praktykantów mieszałby się w coś nielegalnego - zakpił ostatnimi słowami. Uśmiechnął się. Obaj w końcu wiedzieli, że do obu tych cech Cassowi było tak blisko jak Mattowi do świętości. No ale może inni o tym nie wiedzieli.
- Teoretycznie za dwa dni. Praktycznie jeśli czas ci nie pasuje to nie ma problemu bo są organizowane nieregularnie, lecz względnie często. Mogę cię informować. - Zaproponował. Darzył Casa swego rodzaju zaufaniem i wiedział, że ten nie wykorzysta tej informacji przeciw niemu. Zresztą oboje mieli na siebie wystarczająco dużo haków by jak przyjdzie co do czego dzielić jedną z cel Tower.
- Nie mogę się doczekać - jak nie trudno się domyślić nie było w jego głosie krzty entuzjazmu. Bardzkiej zmęczenie. Mimo wszystko dzień dla Matta jeszcze trwał. Dlatego kiedy Cass postanowił się trochę ogarnąć, czarodziej z ulgą się rozluźnił i przyłożył do ust butelkę alkoholu. Smak ognistej mieszał się z metalicznym posmakiem krwi, mimo, że Matt w miarę starannie przetarł chwilę wcześniej powierzchnię pod nosem rękawem. Nie spodziewał się jednak, że butelka trzaśnie mu bez ostrzeżenia w ręce. Przeklną zaskoczony bo na nic innego w tym momencie nie było go stać. Nie spodziewał się, tak samo jak nie spodziewał się serii zaklęć kierowanych ku niemu.
- Przypomnij mi dlaczego ja tu ciągle do ciebie przychodzę!? - Rzucił pretensjonalnie łypiąc to na Cassa, to na swoje spodnie to na resztki butelki trzymanej w ręce - Kurwa - burknął już spokojniej po czym bezceremonialnie puścił ją na podłogę. Szyjka ładnie się na niej skruszyła. - No ale tak...lepiej. Dzięki. - przyznał niechętnie bo rzeczywiście już z niego nie ciekło, a nawet powoli odczuwał, że niedługo będzie mógł nawet normalnie oddychać.
Po wymienieniu jeszcze kilku mniej lub bardziej trafnych przytyków wyszedł od Doktorka, zwracając mu uwagę, że będzie z nim w kontakcie w tej sprawie.
|zt x2
- Cass - brud, smród, przemoc i alkohol. - powtórzył upominająco, próbując ignorować pulsujący ból i jakoś zwerbalizować resztę myśli - Mało kto zadaje tam pytania - jeśli to cie interesuje. Krzywo się na takich odważnych patrzy, a potem znajduje się równie krzywo poskręcanych w rowach. Co do reszty to nie dam ci gwarancji. Chłopaki starają się wodzić za nos ministerskie psy, lecz nie mogą zabronić im węszenia. Nie gwarantuję też, że ktoś ci nie narobi smrodu, jeżeli cie rozpozna, lecz...kto by uwierzył, że tak szanujący się uzdrowiciel będący wzorem dla praktykantów mieszałby się w coś nielegalnego - zakpił ostatnimi słowami. Uśmiechnął się. Obaj w końcu wiedzieli, że do obu tych cech Cassowi było tak blisko jak Mattowi do świętości. No ale może inni o tym nie wiedzieli.
- Teoretycznie za dwa dni. Praktycznie jeśli czas ci nie pasuje to nie ma problemu bo są organizowane nieregularnie, lecz względnie często. Mogę cię informować. - Zaproponował. Darzył Casa swego rodzaju zaufaniem i wiedział, że ten nie wykorzysta tej informacji przeciw niemu. Zresztą oboje mieli na siebie wystarczająco dużo haków by jak przyjdzie co do czego dzielić jedną z cel Tower.
- Nie mogę się doczekać - jak nie trudno się domyślić nie było w jego głosie krzty entuzjazmu. Bardzkiej zmęczenie. Mimo wszystko dzień dla Matta jeszcze trwał. Dlatego kiedy Cass postanowił się trochę ogarnąć, czarodziej z ulgą się rozluźnił i przyłożył do ust butelkę alkoholu. Smak ognistej mieszał się z metalicznym posmakiem krwi, mimo, że Matt w miarę starannie przetarł chwilę wcześniej powierzchnię pod nosem rękawem. Nie spodziewał się jednak, że butelka trzaśnie mu bez ostrzeżenia w ręce. Przeklną zaskoczony bo na nic innego w tym momencie nie było go stać. Nie spodziewał się, tak samo jak nie spodziewał się serii zaklęć kierowanych ku niemu.
- Przypomnij mi dlaczego ja tu ciągle do ciebie przychodzę!? - Rzucił pretensjonalnie łypiąc to na Cassa, to na swoje spodnie to na resztki butelki trzymanej w ręce - Kurwa - burknął już spokojniej po czym bezceremonialnie puścił ją na podłogę. Szyjka ładnie się na niej skruszyła. - No ale tak...lepiej. Dzięki. - przyznał niechętnie bo rzeczywiście już z niego nie ciekło, a nawet powoli odczuwał, że niedługo będzie mógł nawet normalnie oddychać.
Po wymienieniu jeszcze kilku mniej lub bardziej trafnych przytyków wyszedł od Doktorka, zwracając mu uwagę, że będzie z nim w kontakcie w tej sprawie.
|zt x2
Przysiadł przy lekturach ściagniętych wcześniej z Biblioteki Londyńskiej. Podróż tą przypłacił niespodziewanym spotkaniem z Minerwą McGonagall i kacem, moralnym, jak i tym fizycznym, który odczuwał po wczoraj spożytej dużej ilości alkoholu. Powrót do starych nałogów nie pomagał mu w zrozumieniu treści ksiąg, które czytał. Niewielka część z nich należała jeszcze do jego przybranych rodziców. Ich biblioteczki uginały się od tytułów trudnodostępnych. Właśnie w nich miał zamiar odszukać informacje, który mogłyby się okazać pomocne w przebiegu prowadzonych przez Zakon Feniksa badań. Nie do końca był pewien jakich konkretnie informacji jeszcze potrzebowali, ponieważ nie dane było mu się zjawić na ostatnim spotkaniu Zakonu.
Ostatnio zwyczajnie nie czuł się najlepiej. Cece bardzo dobrze zajęła się jego fizycznymi obrażeniami po wizycie w kryjówce Grindelwalda, ale to jego psychika ucierpiała na tym najbardziej.
Zapijając kaca kolejną dawką alkoholu, zawisł nad książką, niezdarnie przewracajac kartki. Szukał jakiejkolwiek wiedzy, która pomogłaby im w stworzeniu tajnej gazety Zakonu. Niewidzialny tusz, pomoc w znalezieniu zaklęcia zmieniającego liter. Cokolwiek, co rzuciłoby mu się w oczy. Niestety te odmawiały u posłuszeństwa. Litery zacierały się ze sobą nawzajem. Dzienniki, które czytał pisane mrówczym pismem działały u na nerwy, a właśnie stąd spisał kilka najbardziej interesujących go kwestii.
Studiowanie ksiąg i notatników zajęło mu calą noc, jego nieefektywność pogłębiała ilość spożytego alkoholu. Swoje spostrzeżenia w nierozwadze chciał podesłać Garrettowi pocztą, zanim stwierdził, że nie byłby to najlepszy pomysł. Wpakował papiery do kieszeni kurtki i postanowił odwiedzić Weasleya osobiście. Zanim jednak to zrobił, zsunął się, walcząc z mdłościami, po ścianie, a chwilę potem zasnął. Wyglądał jak trup, jakim od środka już dawno był.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Cassian co prawda odpowiedzialny był za… no cóż mniej odpowiedzialne działania w etapie tworzenia konspiracyjnej gazety Zakonu Feniksa. Niemniej jednak obecnie kiedy większość członków Zakonu została przytłoczona przez obowiązki w pracy bądź życie prywatne, okazało się, ze każde, nawet najbardziej nieporadne do zaklęć ręce mogły okazać się pomocne. Morisson, chociaż nie znał się ani na transmutacji, ani na numerologii, zdecydował się pomóc. W końcu uzdrowiciel ostatnio i tak nie znajdował sobie lepszych rozrywek. Po kilku głębszych na zachętę i jeszcze kilku na rozpęd, szybka nauka transmutacji wydawała mu się nawet realna. Podjął się wyzwania, nie zrażając się do faktu, że nigdy nie był z niej najlepszy, a raczej miał dwie lewe ręce do magii tak skomplikowanej, znacznie cięższej niż uzdrawianie, do którego zdawał się mieć naturalne predyspozycje.
Najpierw przysiadł przed książką do transmutacji, zanim zaczął poszukiwania sposobów na zniekształcenie nagłówka w gazecie na inną treść. Chociaż wersy zacierały mu się ze sobą, decydował się popijać swoja niewiedzę i niedokształcenie alkoholem. Czuł się wtedy pełniejszy. Nie tylko w trunek w żołądku i promile we krwi, ale pełniejszy w głębokim rozumowaniu tego pojęcia. Zdawało się, ze wiedza go oświeca. Po alkoholu wszystko zdaje się prostsze i możliwe do osiągnięcia. Wieloletnie zmagania się z ogarnięciem magii transmutacyjnej nagle nie były już problemem. Wręcz przeciwnie. Był niemalże pewien, że urodził się w niej mistrzem. Zupełnie tak, jakby czuł, że może się równać z samą Minerwą McGonagall.
Lekko zataczając się na podłodze, oparł się jedną ręką na stole przed sobą. Drugą dłonią otworzył książkę na odpowiedniej stronie. Chciał wyczytać z niej inkantację, którą mógł zastosować, ale nawet podczas zmrużeniu oczu szło mu to z ciężkością. Mimo, ze pijacki umysł zdawał się zanotować jakieś wyczytane mądrości, chociaż były to zaledwie urywki zaklęcia, które wydukał nieporadnie, tak samo machając różdżką. Niedbały, przypadkowy ruch nadgarstkiem i powtórzenie jakichś słów nie mogły przynieść pożądanych efektów. Jako, że jednak wydawało mu się w danym momencie, ze w stanie, w jakim się znajduje może podbić cały świat, nie zaprzestawał swoich prób. Trwały one dłużej niż przeciętnie człowiek mógłby znieść w nocy o czwartej nad ranem po wielogodzinnej zabawie w odszukanie inkantacji na chybiuł-trafił. Kilka jego nieudanych prób nawet odniosło jakiś efekt, niekoniecznie zawsze zamierzony, ale coś się działo.
Raz możliwe nawet, że rzeczywiście przetransmitował cały nagłówek. Obudził się jednak o siódmej rano, przyklejony do biurka, z odbitym na twarzy rogiem książki i nawet jeśli rzeczywiście któreś z jego zaklęć zadziałało, nie był pewien czy potrafiłby swoje poczynania powtórzyć przed Garrettem – jak na załączonej gazecie, prezentując mu efekty swoich całonocnych zmagań.
| zt
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Swoje spostrzeżenia na temat gazety przekazał Garrettowi. Tyle o ile zapamiętał z prób, jakie podjął w nocy, w celu przetestowania kilku zaklęć na nagłówku gazety. Wbrew pozorom i jego podejrzeniom, nie było tego wcale tak niewiele. Większość swojego dorosłego życia spędził albo na promilach, albo na kacu. To, co robił w tym czasie nie było więc dla niego tak wielką przeszkodą jak dla większości osób z jego otoczenia. Niemniej jednak dostał ochrzan z góry od zakonników, że podejmuje się pracy nad badaniami pod wpływem alkoholu, więc tym razem, psiocząc sobie w głowie na wszystkich, bo tylko tyle mu pozostało, zajął się testami na trzeźwo. Miał sprawdzić działanie gazety pod kątem jej reagowania na zaklęcia transmutacyjne. Jako uzdrowiciel może powinien się w nich nieco podnieść. Na ten moment jednak większe kompetencje wykazywał stricte w magii leczniczej. Ta zaś nie mogła mu pomóc przy okazji weryfikowania prawidłowości działania konspiracyjnej gazety Zakonu Feniksa. Z westchnieniem wiec zakasał rękawy, wcześniej wyżywając się na swoich stażystach w pracy, aby teraz, w domu, stojąc przed tym kawałkiem makulatury, sam czując się nie lepiej niż Ci stażyści, podjąć się próby sprawdzenia działania tejże gazety.
Zaczął od najprostszych zaklęć transmutacyjnych. Początkowe, być może z uwagi na jego braki kompetencyjne, nie przynosiły żadnych efektów, kiedy celował różdżką w papier, próbując odkryć jego magiczne właściwości, albo właśnie sprawdzić, czy przypadkowo rzucone zaklęcie nie pokaże tajemnicy zbyt szybko. Nie był pewien ile w tym było jego nieumiejętności w czarowaniu w dziedzinie transmutacji, ale gazeta wydawała się oporna. Zapisał swoje spostrzeżenia i przeszedł do zaklęć trudniejszych, mających za cel odkryć prawdziwą zawartość Proroka, jakiego miał przed sobą. Rozpraszały go każde najmniejsze szmery, a może to ból głowy i suchość w ustach. Nie był pewien. Zrobił sobie krotką przerwę, w ktorej intensywnie wpatrywał się w nagłówek gazety. Po niespełna kilku minutach, wrócił do przerwanej czynności.
Kiedy po wielu próbach nagłówek ustąpił, a w jego miejsce pojawił się nowy, nieukazujący informacji obłudnego Proroka Codziennego, Cassian wstał z krzesła, sam zaskoczony efektem rzuconego zaklęcia. Wyglądało na to, że gazeta dla niewprawnych rąk, była dość odporna na przypadkowe ukazanie swojej treści, a dla Zakonników mogła się naprawdę okazać bardzo sprawnie wykonanym narzędziem do komunikacji między nimi.
Z tymi spostrzeżeniami zamierzał udać się do Garretta. Przynajmniej w kontekście nieszczęsnych zaklęć transmutacyjnych.
| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Ostatnio zmieniony przez Cassian Morisson dnia 24.02.17 12:40, w całości zmieniany 1 raz
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Jutro czekała go wizyta w Ministestwie Magii. W związku z tym, wycofano mu dzisiejszy i jutrzejszy dyżur w świętym Mungu. Jako, że jednak Cassian nie był wcale mocno uspołecznionym człowiekiem, nie miał co ze sobą zrobić, uznał, że może chociaż spróbuje bardziej przyczynić się do prowadzonych przez Zakon badań. Było to proste, z uwagi na fakt, że nie posiadał zbyt wielu znajomych, którzy mogliby go rozpraszać. Ostatnio nikt z nim nie sympatyzował, a sam Cassian zaczął znów odnajdować się w swojej samotni. Tonął w swoim własnym towarzystwie, a czas, jaki miał dla siebie, pożytkował w sposób, który wydawał mu się jeszcze chociaż trochę produktywny. Ostatnio Zakon był jedynym co trzymało go jeszcze na tafli.
Tym bardziej potrafił przysiąść przed rzeczą, na której zupełnie się nie znał i przetrwać w swoim postanowieniu pomocy. Był zbyt uparty, żeby sobie odpuścić. Wbrew swojej surowości i agresywności w stosunku do wielu spraw, Cassian był (nawet jeśli się okłamywał) idealistą. Wierzył w świat, w którym kobiety powinno się bronic własną piersią. Uważał, że Zakon to coś, co było potrzebne obecnemu magicznemu światkowi. Czasami, naprawdę uważał, że mogli coś zmienić. Jeśli Gazeta nad ktorą obecnie wszyscy pracowali mogła im w tym pomóc, był uparty, nie odpuszczał. Trzymał się tego zajęcia, nawet jeśli na zabezpieczeniach i numerologii nie znał się wcale.
Niewiele mówiły mu wnioski, jakimi podzielili się wszyscy po czasie prób i testów magicznych. Weryfikowano działanie gazety pod kątem użycia na niej zaklęć zwykłych, transmutacyjnych i obrony przed czarną magią. Wyszły pewne nieścisłości i uszczerbki w działaniu. Większości z nich Cassian nie rozumiał, nie wiedział jak załatać te dziury. Od tego jednak przygotował sobie odpowiednie lektury. Przyniósł je z biblioteki, licząc na to, że szybko się doedukuje w tym temacie.
Jak na razie jednak, jedyne co robił to jedynie swoimi działaniami i brakiem talentu, zamiast naprawiać gazetę, psuł ją. Na szczęście przygotował sobie kilka egzemplarzy. Po tym, jak kilka razy miał okazję obserwować jak literki rozpierzchły mu się po papierze i zniknęły na marginesach, a później rozlały się na biurku, pozostawiając atramentowe plamy na drewnie, zdecydował, że powinien nabrać trochę dystansu.
Wyciągnął z pod biurka butelkę alkoholu, pojąć się nim dla otrzeźwienia umysłu. Nie pochłaniał tego tyle, aby nie zamroczyć głowy promilami. Jedynie próbował powstrzymać senność, jaka kazała opadać jego powiekom, powoli zmęczonym od długotrwałego wpatrywania się w treść gazety. Raz Proroka, raz tej konspiracyjnej, będącej owocem działania wszystkich zainteresowanych badaniami zakonników.
Nie był pewien jak długo poddawał analizie wszystkie błędy w powstałym przedmiocie magicznym. Po jakimś czasie jednak, udało mu się zniwelować uszczerbki w działaniu. Nie zrobił tego najpewniej idealnie, nie był badaczem, a tylko sympatykiem Zakonu Feniksa. Pewnie było wiele osób, które wykazałoby się większą kompetencją od niego, niemniej jednak część błędów skorygował, zabezpieczył przynajmniej częściowo gazetę.
To, w jakim stopniu mu się to udało, mieli ocenić już wszyscy członkowie badań.
| zt
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pokój glówny
Szybka odpowiedź