Pracownia na poddaszu
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia na poddaszu
Miejsce było zadbane, jak na kobiecą pracownię przystało, nawet jeśli porozstawiane na dębowych półkach buteleczki, pakunki i szklane naczynka, nadawały obraz chaosu. Przynajmniej dla kogoś postronnego. Na uboczu, tuż nad magicznie rzeźbionym wgłębieniem (paleniskiem?) znajdowała się wydzielona przestrzeń na kociołkowe aranżacje. Było i - specjalnie na potrzeby niektórych spotkań - przygotowane miejsca, by goście mogli spocząć przy rozsuwanym, magicznie powiększanym stole. I...najważniejsze. Wszechobecny, chociaż bardzo delikatny zapach bzu, utrzymywał się w pracowni nawet przy otwartych okiennicach.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 10.11.16 18:23, w całości zmieniany 1 raz
Panienka zawsze była dla mnie taka dobra. Nie odsyłała mnie, abym jej nie przeszkadzał, zapraszała mnie do siebie i rozmawiała ze mną bardzo miło. Przytaknąłem na pytanie panienki, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, aby odpowiedzieć, to panienka już sobie sama odpowiedziała. Więc wszedłem do środka tak jak prosiła, rozglądając się trochę niepewnie i patrząc na gościa, który po chwili mnie minął i sam opuścił poddasze. Mój pan na pewno będzie zadowolony z towarzystwa, które ostatnimi czasy było mu bardzo potrzebne. Spojrzałem na panienkę, a słysząc zmartwienie w jej głowie opuściłem uszy. I ja się zmartwiłem, bo nie chciałem, by panienka była smutna. Owa suknia musiała być dla niej bardzo ważna, a ja nie postarałem się wystarczająco, aby ją odnaleźć. Ale patrzyłem w garderobie, tak jak panienka kazała. Nie było jej tam.
- Jestem pewien panienko, w garderobie na pewno panienki sukienki nie ma. Nie przypominam sobie też abym ostatnio pakunek z sukienka odbierał, może panienki ojciec się nią zajął - zauważyłem.
Wbiłem swoje oczy w twarz panienki, która pochyliła się nade mną. Chciaż starała się uśmiechnąć i udawać, że nic się nie stało, to znałem ją już na tyle długo, że wiedziałem, że wcale tak nie jest. A byłem dobrym obserwatorem, bo jak mógłbym stawić się na każde zawołanie swoich właścicieli nie wiedząc o co im chodzi zanim jeszcze ci zdążyli mnie o tym werbalnie poinformować? Wyprostowałem się mocno, postawiłem uszy, szerzej otworzyłem oczy, a swoje łapki zacisnąłem w małe piąstki. Miałem zamiar pomóc panience najlepiej jak tylko będę potrafił, choćbym miał stanąć na głowie i żonglować przy tym świeżymi ciasteczkami, które zrobiła właśnie gospodyni. Zrobię wszystko, aby odnaleźć tę suknię.
- Oczywiście, że panience pomogę - oznajmiłem.
Tylko od czego miałem zacząć? Powinienem zajrzeć jeszcze raz do jej garderoby, czy aby na pewno magicznie się tam ponownie nie pojawiła, potem przeszukać resztę pomieszczeń, w tym sypialnie mojego pana, czy przypadkiem nie zabrał jej do siebie, a potem może teleportuję się do nowego domu panienki i sprawdzę, czy nie została odesłana jednak tam? Tak, to na pewno jest dobry plan.
- Jestem pewien panienko, w garderobie na pewno panienki sukienki nie ma. Nie przypominam sobie też abym ostatnio pakunek z sukienka odbierał, może panienki ojciec się nią zajął - zauważyłem.
Wbiłem swoje oczy w twarz panienki, która pochyliła się nade mną. Chciaż starała się uśmiechnąć i udawać, że nic się nie stało, to znałem ją już na tyle długo, że wiedziałem, że wcale tak nie jest. A byłem dobrym obserwatorem, bo jak mógłbym stawić się na każde zawołanie swoich właścicieli nie wiedząc o co im chodzi zanim jeszcze ci zdążyli mnie o tym werbalnie poinformować? Wyprostowałem się mocno, postawiłem uszy, szerzej otworzyłem oczy, a swoje łapki zacisnąłem w małe piąstki. Miałem zamiar pomóc panience najlepiej jak tylko będę potrafił, choćbym miał stanąć na głowie i żonglować przy tym świeżymi ciasteczkami, które zrobiła właśnie gospodyni. Zrobię wszystko, aby odnaleźć tę suknię.
- Oczywiście, że panience pomogę - oznajmiłem.
Tylko od czego miałem zacząć? Powinienem zajrzeć jeszcze raz do jej garderoby, czy aby na pewno magicznie się tam ponownie nie pojawiła, potem przeszukać resztę pomieszczeń, w tym sypialnie mojego pana, czy przypadkiem nie zabrał jej do siebie, a potem może teleportuję się do nowego domu panienki i sprawdzę, czy nie została odesłana jednak tam? Tak, to na pewno jest dobry plan.
I show not your face but your heart's desire
Musiała pomyśleć. Ale fakt zajmowania się wysublimowaną forma własnej garderoby, nigdy nie należało do jej priorytetów. Wiedziała co i dlaczego jej się podoba, ale nie skupiała się bez potrzeby na swoim wyglądzie. jak każda kobieta lubiła wyglądać pięknie, tym bardziej, gdy zatrzymywał się na niej wzrok Łowcy. Nie zaprzeczała, że sprawiało jej to przyjemność, ale nie stawiała tego jako priorytet. Przynajmniej, jeśli nie chodziło o tę sukienkę.
W jednej chwili wypuściła z placów, zbierane do tej pory szpargały, pieczołowicie układając je w prostej, drewnianej skrzyneczce. Pospiesznie, gestem różdżki wsunęła do środka, zawartość kilku szklanych półek i zamknęła wieko - Dostarczysz to proszę, do Nottinghamshire... tylko później - odwróciła wzrok do skrzata - tam jest kilka delikatnych ingrediencji - dodała łagodnie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że Irysek tak długo u nich pracował, że doskonale rozeznał się w specyfice alchemicznych paczek, które Inara wysyłała, bądź obierała - Będę wdzięczna, ale najpierw musimy poradzić sobie z sukienką - westchnęła, zaplatając dłonie przed sobą, wciąż wiercąc palcem po trzonku, trzymanej różdżki. Wzrok wciąż utrzymywała na zbawiennym towarzystwie, cicho wierząc, że doświadczony skrzat, dużo szybciej wydedukuje trasę zaginionej garderoby. Jeśli chodziło o eliksiry, Inara była szalenie skrupulatna, ale w innych, mniej dla niej kwestiach, potrafiła być całkiem roztrzepana. Tym bardziej teraz, wciąż pochłonięta wydarzeniami ostatnich dni, wręcz atakowana serią szlacheckich, rozmów, pytań i rad. W pewien absurdalny sposób była jednocześnie pobudzona i zmęczona całym zamieszaniem, w którego centrum się wciąż znajdowała - Mój ojciec? - powtórzyła jak echo, mrożąc oczy. Jeśli Adrien rzeczywiście odebrał pakunek, a widniały na nim jej inicjały, to musiał wziąć przesyłkę za jedną z alchemicznych, jakich dostawała wiele. Jeśli rzeczywiście mógł pomylić, to...
Odwróciła się gwałtownie na pięcie - Musi być tutaj w pracowni!...albo w tej drugiej, mniejszej w piwnicy... - i na smoczą krew...jeśli materiał znalazł się blisko czegoś żrącego, to albo niedługo miała mieć mały wybuch w pracowni, albo przynajmniej zniszczona zawartość przesyłki. I..zniszczone ingrediencje, a to wywoływało jeszcze większy niepokój - Paczka mogła być pomniejszona, może być z ...zieloną wstążką - wyliczała na głos, samej klękając przy jednej z szerokich szaf, otwierając z cichym skrzypnięcie dębowe drzwiczki - jeśli zobaczysz na niej jakąkolwiek substancję nie dotykaj, tylko mnie zawołaj - nie chciała, by jeszcze do tego Irysek się poparzył. I pomyśleć, że coś tak banalnego, jak przesyłka z sukienką, mogło wywołać takie zamieszanie? - dziwny zapach...to znaczy inny niż teraz... - w końcu pracownia wielokrotnie mieściła w sobie tony woni o niejednorodnym źródle - po prostu mnie zawołaj! - dodała pospiesznie, w końcu wertując kolejne elementy półek.
W jednej chwili wypuściła z placów, zbierane do tej pory szpargały, pieczołowicie układając je w prostej, drewnianej skrzyneczce. Pospiesznie, gestem różdżki wsunęła do środka, zawartość kilku szklanych półek i zamknęła wieko - Dostarczysz to proszę, do Nottinghamshire... tylko później - odwróciła wzrok do skrzata - tam jest kilka delikatnych ingrediencji - dodała łagodnie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że Irysek tak długo u nich pracował, że doskonale rozeznał się w specyfice alchemicznych paczek, które Inara wysyłała, bądź obierała - Będę wdzięczna, ale najpierw musimy poradzić sobie z sukienką - westchnęła, zaplatając dłonie przed sobą, wciąż wiercąc palcem po trzonku, trzymanej różdżki. Wzrok wciąż utrzymywała na zbawiennym towarzystwie, cicho wierząc, że doświadczony skrzat, dużo szybciej wydedukuje trasę zaginionej garderoby. Jeśli chodziło o eliksiry, Inara była szalenie skrupulatna, ale w innych, mniej dla niej kwestiach, potrafiła być całkiem roztrzepana. Tym bardziej teraz, wciąż pochłonięta wydarzeniami ostatnich dni, wręcz atakowana serią szlacheckich, rozmów, pytań i rad. W pewien absurdalny sposób była jednocześnie pobudzona i zmęczona całym zamieszaniem, w którego centrum się wciąż znajdowała - Mój ojciec? - powtórzyła jak echo, mrożąc oczy. Jeśli Adrien rzeczywiście odebrał pakunek, a widniały na nim jej inicjały, to musiał wziąć przesyłkę za jedną z alchemicznych, jakich dostawała wiele. Jeśli rzeczywiście mógł pomylić, to...
Odwróciła się gwałtownie na pięcie - Musi być tutaj w pracowni!...albo w tej drugiej, mniejszej w piwnicy... - i na smoczą krew...jeśli materiał znalazł się blisko czegoś żrącego, to albo niedługo miała mieć mały wybuch w pracowni, albo przynajmniej zniszczona zawartość przesyłki. I..zniszczone ingrediencje, a to wywoływało jeszcze większy niepokój - Paczka mogła być pomniejszona, może być z ...zieloną wstążką - wyliczała na głos, samej klękając przy jednej z szerokich szaf, otwierając z cichym skrzypnięcie dębowe drzwiczki - jeśli zobaczysz na niej jakąkolwiek substancję nie dotykaj, tylko mnie zawołaj - nie chciała, by jeszcze do tego Irysek się poparzył. I pomyśleć, że coś tak banalnego, jak przesyłka z sukienką, mogło wywołać takie zamieszanie? - dziwny zapach...to znaczy inny niż teraz... - w końcu pracownia wielokrotnie mieściła w sobie tony woni o niejednorodnym źródle - po prostu mnie zawołaj! - dodała pospiesznie, w końcu wertując kolejne elementy półek.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Oczywiście, że wiedziałem jak mam zajmować się wszystkimi alchemicznymi przesyłkami, które panienka Inara mi powierzała. Przecież przekazywałem, przenosiłem czy odbierałem je już od dawien dawna, a polecenia panienki zawsze wypełniałem skupulatnie. Więc gdy mówiła, że mam to przenieść później i są tam składniki delikatne, to doskonale wiedziałem, że później to znaczy później, a delikatne, to że mam tego pilnować jak oka w głowie i uważać na każdy ruch przy przenoszeniu. Teraz jednak priorytetem była panienki sukienka, która widac była bardzo ważna. Znałem panienkę od malutkiej dziewczynki, wiedziałem jaka jest, dlatego zawsze starałem się jej pomóc, gdy miała jakieś problemy. Obawiałem się, że sama mogła sobie nie poradzić ze znalezieniem pakunku. Słuchałem jej uważnie i co jakiś czas kiwałem główką pokładając uszy. Faktycznie mogła być pomniejszona, faktycznie ojciec panienki mógł uznać ją za ingrediencje i położyć gdziekolwiek. Panience cały dzień by zeszło na przeszukiwaniu domu. Ale od czego byłem ja? Własny skrzat rodziny Carrow, gotowy do tego, aby stanąć na głowie, aby w stu procentach wykonać zadania, które zostały mi zlecone?
- Poszukam na dole, panienko - oznajmiłem.
Panienka na pewno poradzi sobie z tym pomieszczeniem, znała je jak własną kieszeń, nikt tu raczej nie wchodził, więc gdy pan Carrow tu coś zostawił, to na pewno niedługo to znajdzie. Ta mniejsza pracownia była rzadziej wykorzystywana, trzymane tam były innego rodzaju ingrediencje i nie raz panienka sama zabraniała mi tam cokolwiek dotykać. A jeśli coś się komuś miało stać przy przeszukiwaniu półek, to wolałem wziąć to na siebie niż pozwolić, aby moja pani ucierpiała. Z cichym skrzypnięciem teleportowałem się na dół domostwa, prosto do pracowni. Rozejrzałem się uważnie szukając pakunku, brązowego lub zielonego papieru, którym mogła być owinięta. Zaglądałem do każdej szuflady, do każdej szafy, otwierałem wszystkie drzwiczki i wtykałem do środka swój nos, nie raz zezując szukając paczuszki nawet za meblami. Powoli traciłem nadzieję, pokładałem uszy i marszczyłem nosek niezadowolony z faktu, że będę musiał poinformować panienkę, że w tej pracowni, kiedy nagle coś zielonego mignęło mi na ścianie. Na jednej z wyższych półek coś leżało, wyglądała jak mała paczuszka, ale nawet stając na paluszkach nie byłem w stanie jej dosięgnąć. Wyglądała jednak obiecująco, obok stały fiolki, dlatego sam nie zdecydowałem się jej stamtąd ściągać. Teleportowałem się ponownie na górę.
- Panienko, chyba znalazłem - poinformowałem.
Byłem gotów, aby pójść z nią na dół i pokazać, gdzie znajduje się jej sukienka. Oby była cała i oby to było to, bo nie mieliśmy czasu na jego marnowanie.
- Poszukam na dole, panienko - oznajmiłem.
Panienka na pewno poradzi sobie z tym pomieszczeniem, znała je jak własną kieszeń, nikt tu raczej nie wchodził, więc gdy pan Carrow tu coś zostawił, to na pewno niedługo to znajdzie. Ta mniejsza pracownia była rzadziej wykorzystywana, trzymane tam były innego rodzaju ingrediencje i nie raz panienka sama zabraniała mi tam cokolwiek dotykać. A jeśli coś się komuś miało stać przy przeszukiwaniu półek, to wolałem wziąć to na siebie niż pozwolić, aby moja pani ucierpiała. Z cichym skrzypnięciem teleportowałem się na dół domostwa, prosto do pracowni. Rozejrzałem się uważnie szukając pakunku, brązowego lub zielonego papieru, którym mogła być owinięta. Zaglądałem do każdej szuflady, do każdej szafy, otwierałem wszystkie drzwiczki i wtykałem do środka swój nos, nie raz zezując szukając paczuszki nawet za meblami. Powoli traciłem nadzieję, pokładałem uszy i marszczyłem nosek niezadowolony z faktu, że będę musiał poinformować panienkę, że w tej pracowni, kiedy nagle coś zielonego mignęło mi na ścianie. Na jednej z wyższych półek coś leżało, wyglądała jak mała paczuszka, ale nawet stając na paluszkach nie byłem w stanie jej dosięgnąć. Wyglądała jednak obiecująco, obok stały fiolki, dlatego sam nie zdecydowałem się jej stamtąd ściągać. Teleportowałem się ponownie na górę.
- Panienko, chyba znalazłem - poinformowałem.
Byłem gotów, aby pójść z nią na dół i pokazać, gdzie znajduje się jej sukienka. Oby była cała i oby to było to, bo nie mieliśmy czasu na jego marnowanie.
I show not your face but your heart's desire
Hałas n a dole przypomniał jej o obecności ojca i wuja, którzy prawdopodobnie szybko znaleźli pomysł na urozmaicenie wieczoru porwanymi łakociami. Inara uśmiechnęła się pod nosem, ale bardzo szybko wróciła do celu, który próbował wytrącić ją z równowagi. Po urwanym słowotoku, jaki z siebie wydała, domowy skrzat bez trudu wyłapał właściwy sens i z ulgą kiwnęła głową, gdy potwierdził gotowość do przeszukania dolnej, nie tak często używanej pracowni. Zdążyła jeszcze odwrócić się przez ramię, posyłając lekki uśmiech, akurat w momencie, w którym skrzat z charakterystycznym trzaskiem zniknął, korzystając z teleportacji.
A jej działania nie skutkowały. Wertowała ze skrupulatnością godną prawdziwego alchemika, wszelkie zakamarki rozległej pracowni. Przejrzała najbardziej oczywiste kryjówki, potem skupiła się na mniej dostrzegalnych miejscach. Nie podejrzewała jednak, by ojciec wpadł na pomysł specjalnego ukrywania przysłanego pakunku. Cokolwiek więc miało się tu znaleźć, powinno było być na wierzchu. A Inara wystarczająco dobrze znała pomieszczenie pełne alchemikaliów, by z każdą kolejna chwilą, tylko potwierdzać teorię, że zapodzianej sukienki, nie mogło tu być.
Usiadła nieco zrezygnowana na podłodze pod jedną z półek, nawet nie zastanawiając się, że podobne zachowanie w innym miejscu, byłoby całkowitym nietaktem. Oparła dłonie na chłodnej fakturze ściany, zerkając na drzwi i analizując kolejne pomysły. Z lekkiego odrętwienia wyrwał ją dźwięk przynoszący ze sobą pojawienie się skrzata. Poderwała się z miejsca - Pokaż mi - westchnęła cicho, plasując w głosie pełgające na nowo, drobiny nadziei. Nie kłopotała się teleportacją i bez większego pardonu zbiegała ze schodów, starając się stawać na palcach, by echo obcasów nie rozlało się po całym dworku, alarmując niepotrzebnie domowników. Dopiero na miejscu stanęła spokojniej, czekając, aż skrzat wskaże jej znalezisko. Zerknęła w górę i chociaż sama nie należała do zbyt wysokich istot, bez kłopotu rozpoznała delikatną materię pakunku i zieleń wstążki, która bezsprzecznie musiała należeć do wyboru Lady Nott. - Jest. Znalazłeś - wspięła się lekko na palce i zdjęła z półki znalezisko - Dziękuję Irysku - uśmiechnęła się już całkiem promiennie, zaplatając dłonie na pakunku. Wieczór miał być uratowany.
zt i dziękuję <3
A jej działania nie skutkowały. Wertowała ze skrupulatnością godną prawdziwego alchemika, wszelkie zakamarki rozległej pracowni. Przejrzała najbardziej oczywiste kryjówki, potem skupiła się na mniej dostrzegalnych miejscach. Nie podejrzewała jednak, by ojciec wpadł na pomysł specjalnego ukrywania przysłanego pakunku. Cokolwiek więc miało się tu znaleźć, powinno było być na wierzchu. A Inara wystarczająco dobrze znała pomieszczenie pełne alchemikaliów, by z każdą kolejna chwilą, tylko potwierdzać teorię, że zapodzianej sukienki, nie mogło tu być.
Usiadła nieco zrezygnowana na podłodze pod jedną z półek, nawet nie zastanawiając się, że podobne zachowanie w innym miejscu, byłoby całkowitym nietaktem. Oparła dłonie na chłodnej fakturze ściany, zerkając na drzwi i analizując kolejne pomysły. Z lekkiego odrętwienia wyrwał ją dźwięk przynoszący ze sobą pojawienie się skrzata. Poderwała się z miejsca - Pokaż mi - westchnęła cicho, plasując w głosie pełgające na nowo, drobiny nadziei. Nie kłopotała się teleportacją i bez większego pardonu zbiegała ze schodów, starając się stawać na palcach, by echo obcasów nie rozlało się po całym dworku, alarmując niepotrzebnie domowników. Dopiero na miejscu stanęła spokojniej, czekając, aż skrzat wskaże jej znalezisko. Zerknęła w górę i chociaż sama nie należała do zbyt wysokich istot, bez kłopotu rozpoznała delikatną materię pakunku i zieleń wstążki, która bezsprzecznie musiała należeć do wyboru Lady Nott. - Jest. Znalazłeś - wspięła się lekko na palce i zdjęła z półki znalezisko - Dziękuję Irysku - uśmiechnęła się już całkiem promiennie, zaplatając dłonie na pakunku. Wieczór miał być uratowany.
zt i dziękuję <3
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia na poddaszu
Szybka odpowiedź