Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Niesamowitym jest to, jak bardzo człowiek pragnie wolności i do czego jest zdolny, gdy ktoś będzie próbował mu ją odebrać. I o ile tym razem nie chodziło o wolność mentalną biednych, uciśnionych serc szlachetnych panien, a rzeczywiście o fizyczną wolność i ucieczkę, o tyle cztery kobiety zamknięte w zatęchłym pomieszczeniu musiały wydostać się na wolność... Bardziej z obawy przed tym, co mogłoby je spotkać gdyby postanowiły zwyczajnie oczekiwać swoich oprawców bez żadnego działania. A tego chyba żadna nie chciała się dowiedzieć.
Majesty trzymała się - jak zresztą zawsze - przy Wynonnie, a gdy drzwi z impetem się otworzyły powalając biedną Parkinsonównę na podłogę, nie pozostało nic innego jak podjęcie kilku szybkich decyzji. Jak się okazało, wila o której wcześniej kilku mężczyzn wspomniało, spowolniła reakcje oprawcy na bodźce zewnętrzne. Oczy Majesty zaświeciły się na widok różdżki w dłoni przeciwnika. I gdy Wynonna rzuciła się na niego bez zawahania, Carrow zrobiła dokładnie to samo, ale jej celem było wybicie mężczyźnie z dłoni tego misternie obrobionego kawałka drewna. Z jakąkolwiek różdżką po ich stronie wszystko byłoby o wiele łatwiejsze...
Majesty trzymała się - jak zresztą zawsze - przy Wynonnie, a gdy drzwi z impetem się otworzyły powalając biedną Parkinsonównę na podłogę, nie pozostało nic innego jak podjęcie kilku szybkich decyzji. Jak się okazało, wila o której wcześniej kilku mężczyzn wspomniało, spowolniła reakcje oprawcy na bodźce zewnętrzne. Oczy Majesty zaświeciły się na widok różdżki w dłoni przeciwnika. I gdy Wynonna rzuciła się na niego bez zawahania, Carrow zrobiła dokładnie to samo, ale jej celem było wybicie mężczyźnie z dłoni tego misternie obrobionego kawałka drewna. Z jakąkolwiek różdżką po ich stronie wszystko byłoby o wiele łatwiejsze...
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Majesty Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Słuchała dokładnie słów mężczyzny marszcząc jedynie lekko przy tym czoło. Nie zapowiada nic dobrego... Dlaczego jej to nie dziwiło? Razem z mężczyzną skierowała się w stronę wyjścia.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz. Już i tak jestem wystarczająco w to wszystko wplątana, a ty każesz mi iść po prostu do domu i wypić sobie filiżankę herbaty?-Rzuciła ironicznie patrząc na niego ze złością. Nie miała zamiaru tego tak zostawić. Jakieś typki spod ciemnej gwiazdy nie będą rzucać na nią zaklęcia, uprowadzać niczego winnej czarownicy i panoszyć się po Pokątnej. Co to, to nie. widząc potykającego się mężczyznę prychnęła cicho. Jak widać nie tylko ona była dla siebie niebezpieczeństwem. Wyszli razem na plac, a rudowłosa kobieta wciąż wytrwale maszerowała za mężczyzną, który chyba zdążył to zauważyć i raczej nie miał zamiaru przemilczeć.-Sam sobie wracaj do domu. Dla twojej informacji Raiden ja się nigdzie nie wybieram.-Tę małą wymianę zdań przerwał jednak dość zaskakujący widok pojawiających się trzecich drzwi prowadzących do tego samego budynku, który właśnie opuścili. Ciekawa sztuczka.
-W porównaniu do ciebie ja posiłków nie potrzebuje.-Ponownie chwyciła swoją różdżkę i zaraz za mężczyzną udała się w kierunku tajemniczych drzwi.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz. Już i tak jestem wystarczająco w to wszystko wplątana, a ty każesz mi iść po prostu do domu i wypić sobie filiżankę herbaty?-Rzuciła ironicznie patrząc na niego ze złością. Nie miała zamiaru tego tak zostawić. Jakieś typki spod ciemnej gwiazdy nie będą rzucać na nią zaklęcia, uprowadzać niczego winnej czarownicy i panoszyć się po Pokątnej. Co to, to nie. widząc potykającego się mężczyznę prychnęła cicho. Jak widać nie tylko ona była dla siebie niebezpieczeństwem. Wyszli razem na plac, a rudowłosa kobieta wciąż wytrwale maszerowała za mężczyzną, który chyba zdążył to zauważyć i raczej nie miał zamiaru przemilczeć.-Sam sobie wracaj do domu. Dla twojej informacji Raiden ja się nigdzie nie wybieram.-Tę małą wymianę zdań przerwał jednak dość zaskakujący widok pojawiających się trzecich drzwi prowadzących do tego samego budynku, który właśnie opuścili. Ciekawa sztuczka.
-W porównaniu do ciebie ja posiłków nie potrzebuje.-Ponownie chwyciła swoją różdżkę i zaraz za mężczyzną udała się w kierunku tajemniczych drzwi.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Rowan Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Cztery pary drzwi, lewa, prawa i przeciwległa ściana, stolik, stołek. Słuchała uważnie lakonicznej relacji z wyglądu sąsiedniego pomieszczenia, próbując je sobie zwizualizować i znaleźć w całym tym obrazku cokolwiek, co mogłoby zadziałać na ich korzyść. Chwilę później podążały wszystkie w stronę drzwi, lecz gdy te zostały otwarte z impetem, przez głowę Lovegood przemknęła myśl, jak szalenie naiwny jest jej plan - był to jednak jedyny plan, jaki miała i musiała się go uczepić niczym tonący brzytwy. Zamarła w bezruchu, gdy jedna z kobiet wylądowała na ziemi, a do zatęchłego pokoiku wpadł mężczyzna z wyciągniętą różdżką. Dostrzegł ją i zastygł z uchylonymi lekko ustami, najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu widząc nosicielkę genu wili - czy nie można by ruszyć dalej od tego punktu? Harriett otworzyła usta, by wypowiedzieć pierwsze, naznaczone charakterystyczną pełną magnetyzmu, nieco wibrującą nutą, by zastosować siłę sugestii, na którą powinien być tym podatniejszy, skoro nie miał wcześniej okazji się uodpornić, a zaskoczenie działało na jego niekorzyść, ale nim spomiędzy karminowych warg wydobył się chociażby jeden zlepek sylab, dwie z kobiet skoczyły na mężczyznę w próbie obezwładnienia go. Za późno więc już było na subtelne sztuczki; nie chcąc zbyt optymistycznie ocenić tężyzny fizycznej swoich towarzyszek, podążyła w ich ślady, by połączyć swoje siły i liczyć na najlepsze.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Harriett Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Ledwo Raiden i Rowan przekroczyli próg usłyszeć mogli warczenie. Kiedy ich oczy przyzwyczaiły się do patrzenia w dość ciemnym pomieszczeniu zauważyć mogli trzy psy łypiące na nich groźnie. Musieli szybko działać zanim zwierzęta postanowią się na nich rzucić, a było to tylko kwestią czasu.
Marcelowi udało się oswobodzić, odzyskał pełną swobodę ruchów. Odczuwał ciągle lekkie zawroty głowy wywołane zaklęciem, ale mógł funkcjonować już normalnie. W ciemnym pomieszczeniu widział niewiele. Nikłe światło, które wpadało przez lekko uchylone drzwi nie pozwalało dostrzec mu nic niezwykłego. Podczas szamotania się jednak z więzami zahaczył o coś długiego leżącego po jego prawej stronie. Faktura przedmiotu była Parkinsonowi znana. Niezależnie od tego, kim byli jego porywacze postanowili zostawić modny parasol przy swoim właścicielu.
Kobietom udało unieszkodliwić się mężczyznę. Oszołomiony wdziękami Harriett nawet nie wiedział, kiedy wylądował na ziemi pozbawiony różdżki, którą aktualnie dzierżyła Majesty. Trzeba było działać szybko, zanim nadejdą posiłki.
|Na odpis macie 48 godzin.
Użycie nie swojej różdżki skutkuje odjęciem od ogółu statystyk bonusów przyznanych za różdżkę na czas jej używania.
Marcelowi udało się oswobodzić, odzyskał pełną swobodę ruchów. Odczuwał ciągle lekkie zawroty głowy wywołane zaklęciem, ale mógł funkcjonować już normalnie. W ciemnym pomieszczeniu widział niewiele. Nikłe światło, które wpadało przez lekko uchylone drzwi nie pozwalało dostrzec mu nic niezwykłego. Podczas szamotania się jednak z więzami zahaczył o coś długiego leżącego po jego prawej stronie. Faktura przedmiotu była Parkinsonowi znana. Niezależnie od tego, kim byli jego porywacze postanowili zostawić modny parasol przy swoim właścicielu.
Kobietom udało unieszkodliwić się mężczyznę. Oszołomiony wdziękami Harriett nawet nie wiedział, kiedy wylądował na ziemi pozbawiony różdżki, którą aktualnie dzierżyła Majesty. Trzeba było działać szybko, zanim nadejdą posiłki.
|Na odpis macie 48 godzin.
Użycie nie swojej różdżki skutkuje odjęciem od ogółu statystyk bonusów przyznanych za różdżkę na czas jej używania.
Powinien teraz wstać i ukłonić się elegancko, oszołamiającym uśmiechem dziękując za oklaski i róże rzucane mu pod stopy. Niestety marcelowego popisu nie widziała żadna widownia - może to i nawet lepiej, bo Parkinson był święcie przekonany, iż gdyby ktokolwiek go teraz obserwował, skutecznie udaremniłby jego chytry plan wyswobodzenia się z tych nieprzyjemnych, szorstkich więzów. Pierwsze co zrobił, gdy tylko odzyskał pełną władzę w dłoniach, to przytknął je sobie niebezpiecznie blisko oczu, by zobaczyć, czy aby przypadkiem nie ma na nich otarć i śladów, jakie mogłyby pozostawić po sobie trwałe blizny. Słabe światło wydostające się zza przymkniętych drzwi(?) wystarczyło do tego celu, jednakowoż poza tym mężczyzna ledwo co dostrzegał koniec własnego nosa. I do tego ciągle kręciło mu się w głowie! Czuł się prawie jak na karuzeli, chociaż zdecydowanie nie miał ochoty śmiać się radośnie oraz piszczeć z uciechy, jak to nieraz mu się zdarzało. Prędzej udawałby martwego, aniżeli podniósł głos, ryzykując, iż ktoś tutaj wtargnie i zobaczy, że odzyskał przytomność. A co, jeśli te łotry zechcą przeprowadzić na nim eksperymenty? W końcu przeżył uderzenie uśmiercającego zaklęcia! To nie było głupie wytłumaczenie jego porwania: Marcela znowu obleciał strach, który okropnie go rozdygotał - przypominał nieco trzęsącą się mandragorę tuż po wyrwaniu z ziemi i rzucającą się w - co prawda - niemej rozpaczy. Ustępującej jednak wraz z chwilą, gdy zahaczył którąś z kończyn o swój parasol. Poznał go od razu - po fakturze materiału oraz zapachu jego perfum, którym naturalnie został przesiąknięty. Cóż. Parasol sam w sobie nie stanowił żadnej broni, ale... Od czego był czarodziejem!
-Acus - wyszeptał, celując różdżką (naprawdę ją miał! W tylnej kieszeni spodni, bo najwyraźniej ci genialni porywacze nie wpadli na to, by macać go po tyłku) w parasol, z nadzieją, że uda mu się transmutować go w miecz. Lekki, nie taki dwuręczny, którego zapewne by nie udźwignął, a co dopiero, by nim machać, ale zawsze. Może jednak unikanie lekcji szermierki na rzecz baletu nie było wcale takim dobrym pomysłem? I tak oto, w wypadku pomyślnego czaru, Marcelowi miało odbić się czkawką jego lenistwo oraz dziecięcy upór.
-Acus - wyszeptał, celując różdżką (naprawdę ją miał! W tylnej kieszeni spodni, bo najwyraźniej ci genialni porywacze nie wpadli na to, by macać go po tyłku) w parasol, z nadzieją, że uda mu się transmutować go w miecz. Lekki, nie taki dwuręczny, którego zapewne by nie udźwignął, a co dopiero, by nim machać, ale zawsze. Może jednak unikanie lekcji szermierki na rzecz baletu nie było wcale takim dobrym pomysłem? I tak oto, w wypadku pomyślnego czaru, Marcelowi miało odbić się czkawką jego lenistwo oraz dziecięcy upór.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Było ciemno. Zdecydowanie za ciemno, ale Raiden nie zamierzał jeszcze pozwalać, by jakieś światło rozświetliło im drogę i mogące zaalarmować porywaczy o ich obecności. Zamiast tego zatrzymał się wolno, równocześnie wyciągając rękę, by zatrzymać również i Rowan. Chwila czekania, aż oczy przyzwyczają się do ciemności i mogli iść dalej. Jeszcze chwila... Z początku nie było to zbyt miłe uczucie, nie wiedzieć co miało się przed nosem, ale niedługo mieli się dowiedzieć. Raiden początkowo poczuł w powietrzu dziwny zapach podobny do mokrej, psiej sierści. W uderzenie serca później wiedział już co było tego powodem. Nieprzyjemne warczenie na kilka metrów przed nim powiadomiło go, że nie byli sami.
- Kuźwa... - wymsknęło mu się, gdy zobaczył trzy psiska patrzące groźnie w kierunku ich dwójki. Z deszczu pod rynnę? To chyba nie był jego szczęśliwy dzień. Co to za plugastwo roiło się na tej Pokątnej?! I nikt tego nie zauważył? Naprawdę nikt? Jak zwykle on musiał się wpakować w jakąś kabałę. Powoli zaczął działać. Nie zamierzał dawać powodu zwierzętom do gwałtownej reakcji. - Caeruleusio - mruknął, wyciągając różdżkę w stronę trzech psów, równocześnie mając świadomość, że jeszcze miał w pogotowiu swoją drugą broń. Nie chciał jej jednak używać, zdradzającym tym samym ich pozycję. Tego im jeszcze do szczęścia brakowało.
- Kuźwa... - wymsknęło mu się, gdy zobaczył trzy psiska patrzące groźnie w kierunku ich dwójki. Z deszczu pod rynnę? To chyba nie był jego szczęśliwy dzień. Co to za plugastwo roiło się na tej Pokątnej?! I nikt tego nie zauważył? Naprawdę nikt? Jak zwykle on musiał się wpakować w jakąś kabałę. Powoli zaczął działać. Nie zamierzał dawać powodu zwierzętom do gwałtownej reakcji. - Caeruleusio - mruknął, wyciągając różdżkę w stronę trzech psów, równocześnie mając świadomość, że jeszcze miał w pogotowiu swoją drugą broń. Nie chciał jej jednak używać, zdradzającym tym samym ich pozycję. Tego im jeszcze do szczęścia brakowało.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Z zadowoleniem Wynonna przyjęła fakt, że udało im się powalić przeciwnika. Majesty złapała różdżkę i choć jedna różdżka na cztery osoby to nie za wielka przewaga, to chociaż posiadały już jakąkolwiek broń. Wynonna przeszła nad powalonym mężczyzną i ponownie znalazła się w pokoju z którego jeszcze chwilę wcześniej została wyrzucona przy pomocy zaklęcia.
-To tamte drzwi. – powiedziała wskazując na te o których wcześniej wspominała. Sama jednak zamiast od razu do nich ruszyć rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. W końcu stwierdzając że jedyną rzeczą która może posłużyć jako broń był taboret. Ruszyła więc do niego, planując rozbić go o podłogę tak, by ona, Harriet i Victoria mogły wziąć po jednej jego nodze.
-To tamte drzwi. – powiedziała wskazując na te o których wcześniej wspominała. Sama jednak zamiast od razu do nich ruszyć rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. W końcu stwierdzając że jedyną rzeczą która może posłużyć jako broń był taboret. Ruszyła więc do niego, planując rozbić go o podłogę tak, by ona, Harriet i Victoria mogły wziąć po jednej jego nodze.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Nim wstałam, mężczyzna został już powalony na ziemię. Leżał skrępowany i chyba faktycznie miałyśmy do czynienia z willą, skoro ta kobieta tak na niego zadziałała. Drzwi zostały otwarte, a my mogłyśmy wyjść z tego małego pomieszczenia. Ruszyłam za lady Burke, rozglądając się niepewnie. Gdy kobieta wskazała drzwi, już chciałam do nich ruszyć, ale w połowie kroku zatrzymałam się, bo dotarło do mnie, że właściwie nie wiem co jest za nimi, a gdybym trafiła na kogoś złego i nie potrafiłabym się obronić.
Wtem usłyszałam odgłos uderzania krzesła o ziemię i aż podskoczyłam wystraszona. Spojrzałam na lady Burke zdziwiona i aż zasłoniłam usta, bo przecież nie wypadało mi tak stać z szeroko otwartą buzią.
- Co robisz, lady? - zapytałam przerażona. - Przecież mogą nas usłyszeć i tu zaraz przyjść! A mamy tylko jedną różdżkę.
Zaczęłam nasłuchiwać jakiś kroków. Bałam się, że zaraz drzwi otworzą się z hukiem, a ja znowu znajdę się na ziemi. Obawiałam się, że nam coś zrobią. Dopiero przecież co udało mi się wybudzić, nie chciałam znowu tracić przytomności.
- Poszukam różdżek - stwierdziłam tylko.
Wątpiłam, że uda mi się je znaleźć, ale kto wie. Może byli głupcami i zostawili je w tym pomieszczeniu. Zaczęłam zaglądać we wszystkie zakamarki, starając się coś znaleźć.
Wtem usłyszałam odgłos uderzania krzesła o ziemię i aż podskoczyłam wystraszona. Spojrzałam na lady Burke zdziwiona i aż zasłoniłam usta, bo przecież nie wypadało mi tak stać z szeroko otwartą buzią.
- Co robisz, lady? - zapytałam przerażona. - Przecież mogą nas usłyszeć i tu zaraz przyjść! A mamy tylko jedną różdżkę.
Zaczęłam nasłuchiwać jakiś kroków. Bałam się, że zaraz drzwi otworzą się z hukiem, a ja znowu znajdę się na ziemi. Obawiałam się, że nam coś zrobią. Dopiero przecież co udało mi się wybudzić, nie chciałam znowu tracić przytomności.
- Poszukam różdżek - stwierdziłam tylko.
Wątpiłam, że uda mi się je znaleźć, ale kto wie. Może byli głupcami i zostawili je w tym pomieszczeniu. Zaczęłam zaglądać we wszystkie zakamarki, starając się coś znaleźć.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Główna ulica
Szybka odpowiedź