Szklarnia
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Szklarnia
To jedna z mniejszych szklarni w całym ogrodzie botanicznym, bowiem znajdujące się tutaj niewiele okazów roślin. Są one jednak nietypowe, wręcz modne, wyhodowane w przeciągu ostatniego roku. Tabliczka na drzwiach ostrzega przed konsekwencjami związanymi z krzywdzeniem rosnącej tam flory - przy wejściu posadzono krzewy niepozornie wyglądających samosterowalnych śliwek, które nie wypuszczą ze szklarni nikogo, kto uczyniłby szkodę roślinom. W środku poza nietypowymi, przypominającymi pomarańczowe rzodkiewki, śliwkami, znajdują się także, cieszące się coraz to większą popularnością w czarodziejskich domach, fruwokwiaty. Jednym z nowszych odkryć są wyglądające na niezadowolone kłaposkrzeczki, a także niepozorne pykostrąki, z których dopiero po upuszczeniu strąków, wystrzeliwują cieszące oczy i powonienie kwiaty. Właśnie tu na własne oczy można zobaczyć wyhodowane zaledwie przed kwartałem wrzeszczące żonkile - ponoć, jeśli przypadną odwiedzającym do gustu, od niedawna w sklepie można kupić kilka sadzonek tego kwiatu.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:43, w całości zmieniany 1 raz
Dla Augustusa opieka nad roślinami w londyńskim, magicznym ogrodzie botanicznym była całym życiem. Uwielbiał fruwokwiaty, wrzeszczące żonkile i tulipany, sterowalne śliwki i inne rośliny znajdujące się w szklarni numer trzy, która aktualnie była zamknięta z powodu kwarantanny pośród wrzeszczących żonkili, które - nad czym bardzo ubolewał - nie wrzeszczały już tak, jak dawniej i najwyraźniej przeziębiły sobie swoje kwiatowe gardziołka. Właśnie szedł do szklarni powolnym krokiem stulatka, którym zresztą był - jednak jak na swoje lata nadal dobrze się trzymał. W jednej ręce dzierżył konewkę, w drugiej z kolei eliksir, który miał dodać do wody tuż przed spryskaniem wszystkich kwiatów w szklarni. Był ubrany w niebieskie ogrodniczki i słomiany kapelusz, a deszcz, który padał od jakiegoś czasu, w ogóle mu nie przeszkadzał. Kilka minut później wszedł do szklarni - zdziwił się, ponieważ drzwi do niej były otwarte. Nie powinny być otwarte, na brodę Merlina. Z różdżką w pogotowiu wgramolił się do środka. Od razu ich zobaczył - stali obok wrzeszczących żonkili i męczyli ich biedne gardziołka! - Halo! - zaczął gorączkowo, zbliżając się do Elyon i Gabriela drobnymi kroczkami. - Tu nie można! Kwarantanna! - zawołał głosem typowego, zrzędliwego staruszka. Odłożył konewkę i eliksir na bok, zanim znalazł się bliżej urządzających sobie schadzkę w szklarni dwójki młodych ludzi. Ach, kiedy był w ich wieku, nie wybierał takich beznadziejnych miejsc na spotkania. Ach, Gwendolyn i jej złote loki opadające na nagie ramiona skąpane w blasku księżyca... Pamiętał, jakby to było wczoraj, a nie sześćdziesiąt lat temu. Zaraz jednak oprzytomniał i pogroził palcem dwójce młodziaków. - Wychodzić! Wychodzić! Nie czytacie ogłoszeń? Szklarnia numer trzy zamknięta, do odwołania! - powiedział znowu dość donośnie jak na starszego czarodzieja w jego wieku. Westchnął ciężko, zdenerwowany, gdy młodzi ślamazarnie ruszyli się z miejsca. - Stresujecie moje żonkile! To przez was nie wrzeszczą już tak jak dawniej! A wy się tylko bawicie ich wrzaskiem jak małolaty... Ta dzisiejsza młodzież. Za moich czasów to takich jak wy przykuwało się do ścian w miejscach publicznych, aby oduczyć rynsztokowych zachowań! - splunął na podłogę, ale nie był pewien, czy Gabriel i Elyon jeszcze go słyszeli, ponieważ znikli za drzwiami prowadzącymi do szklarni numer trzy.
I show not your face but your heart's desire
Rozmowa kleiła się sama, tematów do rozmowy nie brakowało i trudno był pomyśleć, że między tą dwójką znajduje się jakikolwiek temat tabu. Jeden wieczór, o którym obydwoje próbowali zapomnieć. Być może odległość, która przez długi czas oddzielała Gabriela od wydarzeń w Wielkiej Brytanii, pozwoliła na zdystansowanie się do całej sprawy i w pewnym sensie wyparcie się tego, co między nimi zaszło. Mieli pozostać dwójką znajomych, jeżeli nie przyjaciół i absolutnie nikim więcej. A przynajmniej tak uważał Tonks, nie dopuszczając do siebie tego skrzekliwego, drwiącego głosiku z tyłu głowy, że próbował oszukać samego siebie. Uparcie przekonywał samego siebie, że to co łączyło go z Ely to tylko i wyłącznie przyjaźń. Cóż, może i faktycznie tak było, nie był w stanie tego jednoznacznie określić. Nie chciał jednak teraz zaprzątać tym sobie głowy, szczególnie dlatego, że nigdy nie był człowiekiem, który otwarcie umiał określić to co czuje. Nie lubił rozmawiać o uczuciach, dużo lepiej wychodziło mu ich okazywanie. Ale najpierw sam musiał dojść co tak właściwie czuje.
Wszystko było w porządku, gdyby nie pojawienie się - jak wydawało się Tonksowi - jednego z pracowników ogrodu botanicznego, który wyjątkowo poważnie musiał traktować swoje zajęcie. Rozumiał, że powinni zapoznać się z ewentualną wiadomością na wejściu, ale całkiem możliwe, że deszcz zmył wiadomość czy też przeoczyli ją z uwagi na panującą poza suchym wnętrzem ulewą. Naprawdę nie widział powodu, dla którego starszy mężczyzna gorączkował się aż tak. Jeszcze dostanie zawału! I kto wtedy będzie strzegł żonkili? - Najmocniej pana przepraszamy, nie chcieliśmy narazić zdrowia żonkili. Już stąd uciekamy - odparł, wychodząc naprzeciw furii ogrodnika niczym prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi, nie pozwalając, aby gniew nieustraszonego strażnika wrzeszczących żonkili spadł właśnie na nią. Chwycił blondynkę za dłoń i poprowadził w stronę następnej szklarni. Miał tylko nadzieję, że również stamtąd nie zostaną przepędzeni z Merlin jeszcze wie jakiego powodu. Czy to okrutne, że nie mógł powstrzymać śmiechu, który sam cisnął mu się na usta?
// zt x 2
Wszystko było w porządku, gdyby nie pojawienie się - jak wydawało się Tonksowi - jednego z pracowników ogrodu botanicznego, który wyjątkowo poważnie musiał traktować swoje zajęcie. Rozumiał, że powinni zapoznać się z ewentualną wiadomością na wejściu, ale całkiem możliwe, że deszcz zmył wiadomość czy też przeoczyli ją z uwagi na panującą poza suchym wnętrzem ulewą. Naprawdę nie widział powodu, dla którego starszy mężczyzna gorączkował się aż tak. Jeszcze dostanie zawału! I kto wtedy będzie strzegł żonkili? - Najmocniej pana przepraszamy, nie chcieliśmy narazić zdrowia żonkili. Już stąd uciekamy - odparł, wychodząc naprzeciw furii ogrodnika niczym prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi, nie pozwalając, aby gniew nieustraszonego strażnika wrzeszczących żonkili spadł właśnie na nią. Chwycił blondynkę za dłoń i poprowadził w stronę następnej szklarni. Miał tylko nadzieję, że również stamtąd nie zostaną przepędzeni z Merlin jeszcze wie jakiego powodu. Czy to okrutne, że nie mógł powstrzymać śmiechu, który sam cisnął mu się na usta?
// zt x 2
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spokojny stukot obcasów zdawał się ginąć w przepastnej szklarni, chociaż i tak nie było tu zbyt głośno, gdyż niewielu odwiedzających zdawało się skierować dzisiaj swoje kroki w kierunku ogrodów. Mimo to, takie miejsca nieczęsto bywały zupełnie ciche, czy to przez faunę, często kontrolowanie wpuszczaną w takie miejsca zwłaszcza w okresie zimowym, czy to przez sam fakt, że w głębokiej roślinności wiele rzeczy wydawało się niknąć. To jednak w takich miejscach Odetta czuła się dość dobrze, oddychając lżej i rozluźniając się widocznie.
Mogło to dziwić, bo w końcu wydawała się raczej człowiekiem miasta, dobrze odnajdując się w miejscach pełnych przepychu, elegancji czy niepozbawionych wygód wszelakich, które służba mogła od razu dostarczyć na byle ściągnięcie brwi, sama jednak musiała przyznać, że umiłowanie do natury siedziało w niej od dzieciństwa, kiedy często wybierała towarzystwo jednorożców. Przepięknych i czystych istot, które zawsze spowijała ta tajemnicza aura, a które podchodziły do niej z niezwykłą łagodnością. Te dni miały skończyć się wraz z jej zamążpójściem, więc tym bardziej umiłowania szukała pośród ich towarzystwa teraz, kiedy wiedziała, że pewna granica miała nadejść prędzej niż później.
Spotkanie dzisiejsze powinno być jednak wolne od trosk, dlatego z uśmiechem przyglądała się kwiatom i roślinom. Jej pamięć ze szkoły odnośnie zielarskich tematów wydawała się dość ulotna, tak więc chciała tym razem dołożyć wszelkich starań, aby odświeżyć swoje informacje na te tematy i wspominać nieco lepiej doświadczenia z ostatnich czasów, bo pani Fawley, którą miała okazję zapoznać w zeszłym miesiącu, wspominała o możliwościach nauki. Wydawała się do tego idealną osobą, a Odetta nie ukrywała również, że chętnie poznałaby ją bliżej. Była miła, kulturalna i miała do niej cierpliwość, a to się ceniło. Na pewno też z miłą chęcią poznałaby jej dzieci, ale wiedziała, że wpraszanie się do cudzego domu aby tylko zerknąć na niemowlęta mogło być..bardziej niż niepokojące. Teraz jednak rozmawiać miały o tych przepięknych roślinach, o tym, jak wykorzystywane w eliksirach składniki najlepiej przechowywać…o wszystkim, o czym Cressida chciała mówić! Unosząc głowę znad kwiatu, lady Parkinson rozejrzała się po okolicy, czy może widać już znajomą, z którą się dziś umówiła.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cressidę zawsze cieszyły pobyty wśród roślinności. Nic w tym dziwnego, skoro wychowała się jako Flint, wśród gęstych lasów Charnwood, zaś jej umiłowany pan ojciec uczestniczył w nadzorowaniu rodowej hodowli ingrediencji i znał się na magicznej florze jak mało kto. Nawet po ślubie nie zniknęło to zamiłowanie dziewczątka do roślin, gdy zamieszkała u Fawleyów również chętnie bywała w ogrodach i spędzała dużo czasu na świeżym powietrzu (przynajmniej kiedy pozwalała na to pogoda). Jeśli chodzi o wiedzę to daleko jej było do iście mistrzowskiego poziomu pana ojca, ale i tak znała się na roślinach lepiej niż większość dam w jej wieku. Była wierna tradycjom i wartościom w których wyrosła i pielęgnowała je nawet po zmianie rodowych barw.
Londyn podobno był bezpieczny, tak przynajmniej jej mówiono, choć i tak rzecz jasna nie mogła wyprawiać się do stolicy zupełnie samotnie. Towarzyszyła jej wierna służka, czuwając zarówno nad bezpieczeństwem, jak i czcią swojej pani. Choć z Odettą chciała się spotkać już od pewnego czasu, to w grudniu i początkiem stycznia jakoś nie nadarzyła się stosowna okazja. Cressie nie czuła się wówczas najlepiej, doskwierały jej regularne mdłości i większość czasu spędzała w dworku. Jedyną ważną uroczystością, w której uczestniczyła ostatnimi czasy, był noworoczny sabat. Kiedy więc szła w kierunku szklarni, otulona materiałem ciepłego, chroniącego przed styczniowym zimnem płaszcza, służka kroczyła tuż za nią, obserwując ją bacznie gotowa zareagować, gdyby dziewczątko znowu poczuło się gorzej. Cressida miała jednak nadzieję, że nie wydarzy się nic, co mogłoby negatywnie rzutować na spotkanie z Odettą. Lady Parkinson wydawała się miłą damą, z którą warto było się lepiej poznać.
Pod wieloma względami na pewno się różniły, bo choć Flintów i Parkinsonów łączyło konserwatywne podejście do czystości krwi, to oba rody ceniły nieco inne wartości. Flintowie byli bliskimi naturze ludźmi lasu, zaś Parkinsonowie uwielbiali blichtr i przepych. Cressidę wychowano na skromną, posłuszną córkę, a później żonę, i choć również ceniła życie w dostatku, to stroniła od bycia na świeczniku i wolała trzymać się na uboczu. Obie dziewczęta za młodu otrzymały więc nieco inne wychowanie, ale to wcale nie musiało przeszkadzać w ich relacji. Zwłaszcza że Fawleyowie, do których dołączyła po swoim ślubie, byli bliżsi światu Parkinsonów i mąż sam ją zachęcał do tego spotkania z Odettą, zadowolony że starała się poznawać nowe koleżanki. Zależało mu na tym, żeby nie była na salonach osamotniona i żeby przestała odczuwać skutki nauki za granicą, która zaowocowała tym, że nie miała wielu przyjaciółek.
Po krótkich poszukiwaniach w końcu odnalazła wzrokiem twarz znaną jej już z niedawnej wizyty w Domu Mody, a także z innych salonowych okoliczności, gdzie czasem się mijały. Na bladej, piegowatej buzi dziewczątka pojawił się łagodny uśmiech.
- Miło cię znowu widzieć, Odetto – przywitała ją grzecznie. W końcu były w podobnym wieku, więc nie musiały wiecznie mówić do siebie po tytule i nazwisku. Poza tym Cressie nie chciała budować sztucznego dystansu, skoro nie było to już pierwsze spotkanie. Jako mężatka miała nieco wyższą pozycję niż niezamężne damy, ale nie dawała tego w żaden sposób odczuć, zwłaszcza że nigdy nie należała do osób wywyższających się, a zawsze była wręcz niepewna siebie i swojej wartości. – Choć na zewnątrz jest tak zimno, miło znaleźć się w miejscu tak pełnym roślin. Tutaj na chwilę można zapomnieć o tym, że mamy styczeń i że na wiosnę musimy jeszcze trochę poczekać. Mogę też prawie zapomnieć, że to wciąż Londyn – odezwała się po chwili, rozglądając się z ciekawością. Była tu już nie raz, podczas wizyt w Londynie regularnie odwiedzała ogród magibotaniczny, a jednak i tak za każdym razem odnajdywała tu coś nowego i ciekawego. I choć zewnętrzne części ogrodu także poddały się zimie, to w szklarniach lato trwało cały rok za sprawą odpowiednich zaklęć i starań pracowników tego miejsca. Podobnie było i na ziemiach Flintów, jej pan ojciec wraz z innymi krewnymi i służbą dbali o to, by w szklarniach hodowla ziół odbywała się cały rok.
- Wszystko u ciebie w porządku? Byłaś na noworocznym sabacie lady Nott? – zapytała z ciekawością, w końcu zanim przejdą do konkretów mogły nadrobić i zaległości towarzyskie. Cressida może i nie była fanką ploteczek, ale była zwyczajnie ciekawa, co działo się u nowej koleżanki i czy wszystko było u niej w porządku. W końcu czasy nie były łatwe, ale Cressie wciąż miała nadzieję, że wszystko się niedługo uspokoi. Prawdziwym błogosławieństwem było dla niej to, jak niewiele wiedziała o wydarzeniach w świecie, choć gdy w grudniu odwiedziła Aquilę, ta zdradziła jej co nieco o mroczniejszej stronie oczyszczania Londynu. Na myśl o tym przeszedł ją lekki dreszcz, więc nie chciała o tym zbyt wiele rozmyślać.
Londyn podobno był bezpieczny, tak przynajmniej jej mówiono, choć i tak rzecz jasna nie mogła wyprawiać się do stolicy zupełnie samotnie. Towarzyszyła jej wierna służka, czuwając zarówno nad bezpieczeństwem, jak i czcią swojej pani. Choć z Odettą chciała się spotkać już od pewnego czasu, to w grudniu i początkiem stycznia jakoś nie nadarzyła się stosowna okazja. Cressie nie czuła się wówczas najlepiej, doskwierały jej regularne mdłości i większość czasu spędzała w dworku. Jedyną ważną uroczystością, w której uczestniczyła ostatnimi czasy, był noworoczny sabat. Kiedy więc szła w kierunku szklarni, otulona materiałem ciepłego, chroniącego przed styczniowym zimnem płaszcza, służka kroczyła tuż za nią, obserwując ją bacznie gotowa zareagować, gdyby dziewczątko znowu poczuło się gorzej. Cressida miała jednak nadzieję, że nie wydarzy się nic, co mogłoby negatywnie rzutować na spotkanie z Odettą. Lady Parkinson wydawała się miłą damą, z którą warto było się lepiej poznać.
Pod wieloma względami na pewno się różniły, bo choć Flintów i Parkinsonów łączyło konserwatywne podejście do czystości krwi, to oba rody ceniły nieco inne wartości. Flintowie byli bliskimi naturze ludźmi lasu, zaś Parkinsonowie uwielbiali blichtr i przepych. Cressidę wychowano na skromną, posłuszną córkę, a później żonę, i choć również ceniła życie w dostatku, to stroniła od bycia na świeczniku i wolała trzymać się na uboczu. Obie dziewczęta za młodu otrzymały więc nieco inne wychowanie, ale to wcale nie musiało przeszkadzać w ich relacji. Zwłaszcza że Fawleyowie, do których dołączyła po swoim ślubie, byli bliżsi światu Parkinsonów i mąż sam ją zachęcał do tego spotkania z Odettą, zadowolony że starała się poznawać nowe koleżanki. Zależało mu na tym, żeby nie była na salonach osamotniona i żeby przestała odczuwać skutki nauki za granicą, która zaowocowała tym, że nie miała wielu przyjaciółek.
Po krótkich poszukiwaniach w końcu odnalazła wzrokiem twarz znaną jej już z niedawnej wizyty w Domu Mody, a także z innych salonowych okoliczności, gdzie czasem się mijały. Na bladej, piegowatej buzi dziewczątka pojawił się łagodny uśmiech.
- Miło cię znowu widzieć, Odetto – przywitała ją grzecznie. W końcu były w podobnym wieku, więc nie musiały wiecznie mówić do siebie po tytule i nazwisku. Poza tym Cressie nie chciała budować sztucznego dystansu, skoro nie było to już pierwsze spotkanie. Jako mężatka miała nieco wyższą pozycję niż niezamężne damy, ale nie dawała tego w żaden sposób odczuć, zwłaszcza że nigdy nie należała do osób wywyższających się, a zawsze była wręcz niepewna siebie i swojej wartości. – Choć na zewnątrz jest tak zimno, miło znaleźć się w miejscu tak pełnym roślin. Tutaj na chwilę można zapomnieć o tym, że mamy styczeń i że na wiosnę musimy jeszcze trochę poczekać. Mogę też prawie zapomnieć, że to wciąż Londyn – odezwała się po chwili, rozglądając się z ciekawością. Była tu już nie raz, podczas wizyt w Londynie regularnie odwiedzała ogród magibotaniczny, a jednak i tak za każdym razem odnajdywała tu coś nowego i ciekawego. I choć zewnętrzne części ogrodu także poddały się zimie, to w szklarniach lato trwało cały rok za sprawą odpowiednich zaklęć i starań pracowników tego miejsca. Podobnie było i na ziemiach Flintów, jej pan ojciec wraz z innymi krewnymi i służbą dbali o to, by w szklarniach hodowla ziół odbywała się cały rok.
- Wszystko u ciebie w porządku? Byłaś na noworocznym sabacie lady Nott? – zapytała z ciekawością, w końcu zanim przejdą do konkretów mogły nadrobić i zaległości towarzyskie. Cressida może i nie była fanką ploteczek, ale była zwyczajnie ciekawa, co działo się u nowej koleżanki i czy wszystko było u niej w porządku. W końcu czasy nie były łatwe, ale Cressie wciąż miała nadzieję, że wszystko się niedługo uspokoi. Prawdziwym błogosławieństwem było dla niej to, jak niewiele wiedziała o wydarzeniach w świecie, choć gdy w grudniu odwiedziła Aquilę, ta zdradziła jej co nieco o mroczniejszej stronie oczyszczania Londynu. Na myśl o tym przeszedł ją lekki dreszcz, więc nie chciała o tym zbyt wiele rozmyślać.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Znajdowały się w miejscu gdzieś pośród szarości miasta i jego ostatnich problemów: tego, jak wojna rozrywała je na strzępy, tak jak cały kraj obecnie. Mimo to, tutaj wydawało się jeszcze spokojniej – to dlatego przypuszczała, że jej rodzina wciąż jeszcze dość sprawnie prowadziła swój biznes i dlatego było możliwe, aby w ogóle ruszała się z hrabstw. Nie ze względu na chęć rodziny do zatrzymania jej przy sobie, ale dla bezpieczeństwa siebie i innych. Sama też trzymała się głównych arterii miasta, nie wybiegając zbytnio poza główne ulice, wybierając miejsca w których krzywda była dla niej zdecydowanie zminimalizowana. Mimo to, człowiek chciał widzieć też coś więcej niż ściany Domu Mody Parkinson, a ona też kochała przyrodę, dlatego potrzebowała czasem spojrzeć na florę i faunę otaczającą ich dookoła…przynajmniej dopóki to była ta miła fauna, która nie próbowała jej zaatakować.
Z uśmiechem powitała Cressidę, ostrożnie podchodząc do niej, aby się przywitać – zimowe butki ostrożnie stawiała, nie chcąc ich zbytnio pobrudzić! W końcu były z najnowszej kolekcji, potrzebowała zadbać o nie…nawet jeżeli to nie ona je akurat je czyściła. Mimo to, mogła się cieszyć, że w tym miejscu nie wytworzyło się błoto, o śniegu już nie mówiąc, bo nie mogła nie skupiać się na tym, jak woda nie była zabójcza dla skórek! Mimo to, podeszła do lady Fawley, delikatnie całując jej policzki na powitanie, pozwalając też sobie zaraz się odsunąć, aby nie naruszać też tak mocno jej przestrzeni.
- Cressido, cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. Mam nadzieję, że wybrałam dobre miejsce na nasze spotkanie? – Nie pamiętała z kwestii roślin zbyt wiele od czasu, kiedy ukończyła Hogwart, a już na pewno nie równała się z tymi, którzy poświęcali temu całe swoje życie, łącznie z wychowaniem dzieci. Mimo to, chciała poznać lepiej naturę świata fauny, wiedząc, że pomoże jej to zyskać nieco wiedzy przydatnej przy eliksirach. – Zgadzam się, przebywanie pośród natury sprawia, że człowiek jest w stanie odpocząć od zgiełku i czasem wsłuchać się we własne myśli. Jeżeli będziesz czuć się na siłach, zaproszę cię kiedyś do Broadway Tower, jednorożce często pojawiają się w jej okolicach. Mogłabyś je obejrzeć też w zagrodzie – źrebięta są o wiele bardziej otwarte na obcych. – Dyskretnie nie dodawała więcej szczegółów, wiedząc, że niemiło było wytykać bycie mężatką, jakby to była jakaś ujma. Wręcz przeciwnie! Po prostu nie chciała wyjść na nieuprzejmą.
Rozpromieniła się na wspomnienie sabatu, ostrożnie przechodząc do boku Cressidy aby stać teraz obok niej, a nie naprzeciw – jeżeli będzie chciała jej coś pokazać, był to o wiele łatwiejszy sposób na to, aby rozmawiać bez ciągłego obracania głowy.
- Zjawiłam się tam razem z bratem. Jeżeli kojarzysz lady w sukni zielonej niczym wiosna, z maską czarną i ozdobą do włosów w kształcie motyla, to byłam ja! – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że nie łatwo było odnaleźć się w miejscu, gdzie każdy nosił maskę i nie każdy wiedział, jak wyglądała druga osoba. Odetta miała nieco większą wiedzę ze względu na informacje o niektórych ubraniach ze swojej pracy, a i tak nie rozpoznała wszystkich. – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś? W końcu to największe takie wydarzenie, potem zaś czekają nas jedynie te pomniejsze wydarzenia i wesela. Przy okazji, abstrahując lekko od tej rozmowy, nie potrzeba ci eliksiru jakiegoś? Udało mi się zdobyć parę składników, być może coś by ci pomogło?
Rozważała te kwestie nieco szerzej, niż odnośnie trucizn czy eliksirów bojowych, ale jeżeli pani Fawley czuła, że wszystko było wystarczające jak na jej sytuację, to nie miała nic przeciwko temu. Ale chciała się zaoferować.
Z uśmiechem powitała Cressidę, ostrożnie podchodząc do niej, aby się przywitać – zimowe butki ostrożnie stawiała, nie chcąc ich zbytnio pobrudzić! W końcu były z najnowszej kolekcji, potrzebowała zadbać o nie…nawet jeżeli to nie ona je akurat je czyściła. Mimo to, mogła się cieszyć, że w tym miejscu nie wytworzyło się błoto, o śniegu już nie mówiąc, bo nie mogła nie skupiać się na tym, jak woda nie była zabójcza dla skórek! Mimo to, podeszła do lady Fawley, delikatnie całując jej policzki na powitanie, pozwalając też sobie zaraz się odsunąć, aby nie naruszać też tak mocno jej przestrzeni.
- Cressido, cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. Mam nadzieję, że wybrałam dobre miejsce na nasze spotkanie? – Nie pamiętała z kwestii roślin zbyt wiele od czasu, kiedy ukończyła Hogwart, a już na pewno nie równała się z tymi, którzy poświęcali temu całe swoje życie, łącznie z wychowaniem dzieci. Mimo to, chciała poznać lepiej naturę świata fauny, wiedząc, że pomoże jej to zyskać nieco wiedzy przydatnej przy eliksirach. – Zgadzam się, przebywanie pośród natury sprawia, że człowiek jest w stanie odpocząć od zgiełku i czasem wsłuchać się we własne myśli. Jeżeli będziesz czuć się na siłach, zaproszę cię kiedyś do Broadway Tower, jednorożce często pojawiają się w jej okolicach. Mogłabyś je obejrzeć też w zagrodzie – źrebięta są o wiele bardziej otwarte na obcych. – Dyskretnie nie dodawała więcej szczegółów, wiedząc, że niemiło było wytykać bycie mężatką, jakby to była jakaś ujma. Wręcz przeciwnie! Po prostu nie chciała wyjść na nieuprzejmą.
Rozpromieniła się na wspomnienie sabatu, ostrożnie przechodząc do boku Cressidy aby stać teraz obok niej, a nie naprzeciw – jeżeli będzie chciała jej coś pokazać, był to o wiele łatwiejszy sposób na to, aby rozmawiać bez ciągłego obracania głowy.
- Zjawiłam się tam razem z bratem. Jeżeli kojarzysz lady w sukni zielonej niczym wiosna, z maską czarną i ozdobą do włosów w kształcie motyla, to byłam ja! – Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że nie łatwo było odnaleźć się w miejscu, gdzie każdy nosił maskę i nie każdy wiedział, jak wyglądała druga osoba. Odetta miała nieco większą wiedzę ze względu na informacje o niektórych ubraniach ze swojej pracy, a i tak nie rozpoznała wszystkich. – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś? W końcu to największe takie wydarzenie, potem zaś czekają nas jedynie te pomniejsze wydarzenia i wesela. Przy okazji, abstrahując lekko od tej rozmowy, nie potrzeba ci eliksiru jakiegoś? Udało mi się zdobyć parę składników, być może coś by ci pomogło?
Rozważała te kwestie nieco szerzej, niż odnośnie trucizn czy eliksirów bojowych, ale jeżeli pani Fawley czuła, że wszystko było wystarczające jak na jej sytuację, to nie miała nic przeciwko temu. Ale chciała się zaoferować.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cressida ostatnimi czasy rzadko opuszczała tereny dworku i jego przyległości, nawet na konne przejażdżki nie wybierała się nigdzie daleko i nigdy sama. Jeśli chodzi o inne miejsca, to regularnie odwiedzała jedynie posiadłość panieńskiego rodu. W Londynie pojawiała się sporadycznie i też zawsze w towarzystwie, choć i przed wojną również nie miała w zwyczaju samotnych wyjść, bowiem dobrze wychowanemu dziewczęciu nie wypadało bywać samotnie w miejscach, gdzie mogła napotkać jakiegoś obcego mężczyznę. A w tych czasach jakie teraz mieli niebezpieczeństw było znacznie więcej.
W Londynie i wcześniej bywała tylko tam, gdzie wypadało. Nigdy nie pozwalała sobie na zbaczanie z utartych, stosownych szlaków. Żadnych wypadów w miejsce plebejskie czy wręcz mugolskie, ani w okolice uchodzące za niebezpieczne już wtedy. Pojawiała się w miejscach znanych ze swojej renomy i zawsze unikała wszelkich kontrowersji. Ogród magibotaniczny nie był jednak niczym zdrożnym i nie było przeciwskazań do pojawienia się w nim. Tym bardziej, że pochodziła z rodu miłującego naturę, a w Londynie zdominowanym przez zabudowania niewiele było zakątków, gdzie można było się nią cieszyć. Cóż, dobrze że pan ojciec nie wydał jej za żadnego Blacka, bo niewątpliwie więdłaby i marniała, musząc mieszkać w mieście, ale gdyby tak się stało, zniosłaby to z pokorą, bowiem zdanie i wola pana ojca były święte.
- Tak, to dobre miejsce, sama zresztą lubię je odwiedzać, a w zimie niewiele jest sposobności do cieszenia się bujną roślinnością. Gdy jednak nastanie wiosna, z przyjemnością pokażę ci ogrody Fawleyów, są naprawdę piękne – odezwała się; mniej więcej od kwietnia, a najpóźniej maja będą się już mogli cieszyć pięknem natury poza szklarnianymi ogrodami. Teraz pozostawały szklarnie, gdzie dzięki odpowiednim zaklęciom roślinność trwała cały rok. – I oczywiście chętnie odwiedzę i twoje rodzinne strony i w miarę możliwości zobaczę jednorożce – dodała; jako mężatka na pewno nie będzie już mogła obcować z nimi tak, jak panny, ale zawsze mogła popatrzeć sobie z odległości.
Uśmiechnęła się leciutko, próbując sobie przypomnieć czy widziała tak ubraną damę. Wydawało jej się, że chyba tak, choć mnogość przebrań była tamtego dnia ogromna i trudno było zapamiętać je wszystkie, zwłaszcza jeśli z kimś tamtego dnia nie miała okazji dłużej porozmawiać.
- Ja byłam ubrana w odcieniach niebieskiego, a na mojej sukni i masce dominowały kwiatowe motywy. – W ubiegłym roku pokazała się w motywie memortka, więc tym razem, choć pozostała przy niebieskim kolorze, zdecydowała się na motywy roślinne, tak dla podkreślenia swojego pochodzenia z rodu zielarzy, ale i artystycznej, miłującej naturę duszy. Ale w jej przypadku maska nie dawała pełnej anonimowości, bo rude włosy i tak ją wyróżniały. – Byłam oczywiście z mężem, choć moi rodzice i rodzeństwo również tam byli. Nie wypada w końcu ominąć tak ważnego wydarzenia. – Zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy wszelkie odstępstwa mogły być poczytane jako wyraz buntu albo wręcz zdrady. A Cressie dbała o swoją reputację, zdając sobie sprawę, że jej postępowanie świadczy nie tylko o niej samej, ale także o rodzie jej męża i rodzie pochodzenia. Dbając o własną reputację pomagała dbać i o reputację rodów, z którymi była związana więzami krwi oraz małżeńskimi. Dlatego pojawiała się tam, gdzie pojawić się wypadało, i stroniła od spotykania się z członkami rodów, które odwróciły się od tradycji. Choć było to dla niej bolesne, odwróciła się nawet od rodziny swojej matki, bo dalsza oficjalna przyjaźń z nimi byłaby źle widziana w konserwatywnym środowisku. A dla dobra własnego i swoich dzieci wolała się nie wychylać. Taką już miała naturę, całe życie biernie płynęła z prądem, nigdy pod prąd.
Przyglądała się roślinom, wyszukując wzrokiem najciekawszych okazów, albo takich o których potrafiłaby coś więcej opowiedzieć. Nie była profesjonalną zielarką, jej wiedza pochodziła głównie z ojcowskich nauk, skąd dowiedziała się więcej niż ze szkoły, dzięki czemu w Beauxbatons na zielarstwie radziła sobie lepiej od większości rówieśników, bo pan ojciec w wakacje nie próżnował i dbał o to, żeby zdobywała wiedzę o tym, co bliskie sercom Flintów. Gdyby była chłopcem na pewno tych nauk byłoby jeszcze więcej, ale pan ojciec wiedział, że jego córki zostaną wydane do innych rodów, dlatego nie wymagał od nich nawet połowy tego, co od swojego umiłowanego pierworodnego syna. Podstawy rodowej schedy musiały jednak znać nawet dziewczęta. Leander Flint był bardzo konserwatywny, ale mimo to nie chciał, żeby jego córki były typowymi płytkimi damami nie znającymi się na niczym poza salonowymi ploteczkami.
- Na razie nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy, ale miło wiedzieć, że znasz się na eliksirach, będę wiedziała do kogo mogę się zwrócić gdy będę potrzebowała jakiejś mikstury. Ja sama niestety zawsze byłam marną alchemiczką – westchnęła cicho; wśród Flintów zdarzali się zdolni alchemicy, ale Cressida do nich nie należała. Jej oceny z eliksirów w szkole zawsze były przeciętne, i przed zupełną marnością ratowała ją dobra znajomość ingrediencji. Niestety pomimo niej jej szkolne rezultaty eliksirowe dalekie były od ideału. – Dość dobrze znam się na ingrediencjach, ale jeśli chodzi o przygotowywanie z nich mikstur… Cóż, tu już gorzej. A odkąd opuściłam szkolne mury chyba ani razu nie używałam kociołka. Może gdybym poćwiczyła to z czasem coś by z tego było, ale alchemia nigdy nie była moją ulubioną dziedziną. Rozumiem jednak, że najbardziej zależy ci na wiedzy o roślinach używanych w alchemii? – zapytała; zielarstwo było obszerne, więc łatwiej będzie doprecyzować jakiś jego zakres, od którego mogłyby zacząć. A Cressie chciała się upewnić, czy Odettcie zależy bardziej na wiedzy o roślinach ozdobnych, czy o ziołach które mogłaby używać w swoich eliksirach. Jej pan ojciec hodował zioła, z których potem korzystali alchemicy, więc mimo że sama nie warzyła eliksirów, posiadała na ten temat wiedzę. A jako artystyczna dusza miłująca piękno znała się też na gatunkach ozdobnych, bo u Fawleyów największe znaczenie miały właśnie one. Nie byli alchemikami, a artystami. Otaczające ich rośliny nie musiały być użyteczne, ważne że były ładne, ale jej pan ojciec wyznawał odwrotne podejście. Był do bólu praktyczny i konkretny, artystyczne dyrdymały były mu obce.
W Londynie i wcześniej bywała tylko tam, gdzie wypadało. Nigdy nie pozwalała sobie na zbaczanie z utartych, stosownych szlaków. Żadnych wypadów w miejsce plebejskie czy wręcz mugolskie, ani w okolice uchodzące za niebezpieczne już wtedy. Pojawiała się w miejscach znanych ze swojej renomy i zawsze unikała wszelkich kontrowersji. Ogród magibotaniczny nie był jednak niczym zdrożnym i nie było przeciwskazań do pojawienia się w nim. Tym bardziej, że pochodziła z rodu miłującego naturę, a w Londynie zdominowanym przez zabudowania niewiele było zakątków, gdzie można było się nią cieszyć. Cóż, dobrze że pan ojciec nie wydał jej za żadnego Blacka, bo niewątpliwie więdłaby i marniała, musząc mieszkać w mieście, ale gdyby tak się stało, zniosłaby to z pokorą, bowiem zdanie i wola pana ojca były święte.
- Tak, to dobre miejsce, sama zresztą lubię je odwiedzać, a w zimie niewiele jest sposobności do cieszenia się bujną roślinnością. Gdy jednak nastanie wiosna, z przyjemnością pokażę ci ogrody Fawleyów, są naprawdę piękne – odezwała się; mniej więcej od kwietnia, a najpóźniej maja będą się już mogli cieszyć pięknem natury poza szklarnianymi ogrodami. Teraz pozostawały szklarnie, gdzie dzięki odpowiednim zaklęciom roślinność trwała cały rok. – I oczywiście chętnie odwiedzę i twoje rodzinne strony i w miarę możliwości zobaczę jednorożce – dodała; jako mężatka na pewno nie będzie już mogła obcować z nimi tak, jak panny, ale zawsze mogła popatrzeć sobie z odległości.
Uśmiechnęła się leciutko, próbując sobie przypomnieć czy widziała tak ubraną damę. Wydawało jej się, że chyba tak, choć mnogość przebrań była tamtego dnia ogromna i trudno było zapamiętać je wszystkie, zwłaszcza jeśli z kimś tamtego dnia nie miała okazji dłużej porozmawiać.
- Ja byłam ubrana w odcieniach niebieskiego, a na mojej sukni i masce dominowały kwiatowe motywy. – W ubiegłym roku pokazała się w motywie memortka, więc tym razem, choć pozostała przy niebieskim kolorze, zdecydowała się na motywy roślinne, tak dla podkreślenia swojego pochodzenia z rodu zielarzy, ale i artystycznej, miłującej naturę duszy. Ale w jej przypadku maska nie dawała pełnej anonimowości, bo rude włosy i tak ją wyróżniały. – Byłam oczywiście z mężem, choć moi rodzice i rodzeństwo również tam byli. Nie wypada w końcu ominąć tak ważnego wydarzenia. – Zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy wszelkie odstępstwa mogły być poczytane jako wyraz buntu albo wręcz zdrady. A Cressie dbała o swoją reputację, zdając sobie sprawę, że jej postępowanie świadczy nie tylko o niej samej, ale także o rodzie jej męża i rodzie pochodzenia. Dbając o własną reputację pomagała dbać i o reputację rodów, z którymi była związana więzami krwi oraz małżeńskimi. Dlatego pojawiała się tam, gdzie pojawić się wypadało, i stroniła od spotykania się z członkami rodów, które odwróciły się od tradycji. Choć było to dla niej bolesne, odwróciła się nawet od rodziny swojej matki, bo dalsza oficjalna przyjaźń z nimi byłaby źle widziana w konserwatywnym środowisku. A dla dobra własnego i swoich dzieci wolała się nie wychylać. Taką już miała naturę, całe życie biernie płynęła z prądem, nigdy pod prąd.
Przyglądała się roślinom, wyszukując wzrokiem najciekawszych okazów, albo takich o których potrafiłaby coś więcej opowiedzieć. Nie była profesjonalną zielarką, jej wiedza pochodziła głównie z ojcowskich nauk, skąd dowiedziała się więcej niż ze szkoły, dzięki czemu w Beauxbatons na zielarstwie radziła sobie lepiej od większości rówieśników, bo pan ojciec w wakacje nie próżnował i dbał o to, żeby zdobywała wiedzę o tym, co bliskie sercom Flintów. Gdyby była chłopcem na pewno tych nauk byłoby jeszcze więcej, ale pan ojciec wiedział, że jego córki zostaną wydane do innych rodów, dlatego nie wymagał od nich nawet połowy tego, co od swojego umiłowanego pierworodnego syna. Podstawy rodowej schedy musiały jednak znać nawet dziewczęta. Leander Flint był bardzo konserwatywny, ale mimo to nie chciał, żeby jego córki były typowymi płytkimi damami nie znającymi się na niczym poza salonowymi ploteczkami.
- Na razie nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy, ale miło wiedzieć, że znasz się na eliksirach, będę wiedziała do kogo mogę się zwrócić gdy będę potrzebowała jakiejś mikstury. Ja sama niestety zawsze byłam marną alchemiczką – westchnęła cicho; wśród Flintów zdarzali się zdolni alchemicy, ale Cressida do nich nie należała. Jej oceny z eliksirów w szkole zawsze były przeciętne, i przed zupełną marnością ratowała ją dobra znajomość ingrediencji. Niestety pomimo niej jej szkolne rezultaty eliksirowe dalekie były od ideału. – Dość dobrze znam się na ingrediencjach, ale jeśli chodzi o przygotowywanie z nich mikstur… Cóż, tu już gorzej. A odkąd opuściłam szkolne mury chyba ani razu nie używałam kociołka. Może gdybym poćwiczyła to z czasem coś by z tego było, ale alchemia nigdy nie była moją ulubioną dziedziną. Rozumiem jednak, że najbardziej zależy ci na wiedzy o roślinach używanych w alchemii? – zapytała; zielarstwo było obszerne, więc łatwiej będzie doprecyzować jakiś jego zakres, od którego mogłyby zacząć. A Cressie chciała się upewnić, czy Odettcie zależy bardziej na wiedzy o roślinach ozdobnych, czy o ziołach które mogłaby używać w swoich eliksirach. Jej pan ojciec hodował zioła, z których potem korzystali alchemicy, więc mimo że sama nie warzyła eliksirów, posiadała na ten temat wiedzę. A jako artystyczna dusza miłująca piękno znała się też na gatunkach ozdobnych, bo u Fawleyów największe znaczenie miały właśnie one. Nie byli alchemikami, a artystami. Otaczające ich rośliny nie musiały być użyteczne, ważne że były ładne, ale jej pan ojciec wyznawał odwrotne podejście. Był do bólu praktyczny i konkretny, artystyczne dyrdymały były mu obce.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Nie przepadała za miejscami, które ze swojej natury były podejrzane – pamiętała niezadowolenie zarówno jej jak i Edwarda, kiedy przejść musieli częścią ulicy Śmiertelnego Nokturna, zdecydowanie nie przepadając za lokalnymi wrażeniami. Dziwiła się wręcz, że do tej pory nie zdecydowano się na porządne uprzątnięcie tego miejsca – Odetta wprost nie mogła sobie wyobrażać, aby było to jakkolwiek na miejscu, dlatego tym bardziej cieszyła się, że takich miejsc nie przychodzi jej odwiedzać. W innym wypadku byłaby to kompletna katastrofa.
- W takim razie zdecydowanie zapraszam, jeżeli chciałabyś, to nawet i w przyszłym miesiącu, być może zacznie robić się nieco cieplej na dłuższe przebywanie na zewnątrz. Przyznam, że jednorożce w zimowym okresie mają również swój urok, kiedy możesz porównać ich nieskazitelną biel z tym, co widoczne jest na śniegu. A sama też zarezerwuję czas w cieplejsze miesiące. – Uśmiechnęła się lekko, nie wiedząc nawet jak jeszcze mogłaby określić wspaniałość tych jasnych i nieskazitelnych stworzeń. Stanęła jeszcze ostrożnie odsuwając się od najbliższych rabatek kiedy zauważyła, że jej płaszcz zaczyna zaczepiać o liście, martwiąc się mimo wszystko bardziej o strukturę płaszcza.
- Czasem żałuję, że nie znam motywów sabatu z wyprzedzeniem, mogąc wtedy poświęcić więcej czasu na zaplanowanie stroju, mając moment do zdobycia tkaniny albo czegoś innego, co mogłoby uświetnić strój. Najczęściej mimo to się udaje, ale tęsknię do tego, wiesz… - Do długich przygotowań stroju, poświeceniu się całkowicie temu, aby pieczołowicie przygotować się do jakiegoś wydarzenia, wybierając dodatki i działając w całkowitym skupieniu. – Mam wrażenie, że mówię zbyt wiele, ale opowiadałam ci o tym, że chcę zacząć projektować? Nie będę się poświęcać szyciu, oczywiście, ale wydaje mi się, że wiele z moich pomysłów będzie można przenieść na papier. Mam nadzieję, że sam sabat za to minął ci przyjemnie? W końcu takie wydarzenie jest zdecydowanie możliwością odprężenia się i pozwolenia sobie na odpoczynek, zwłaszcza w obecnych czasach. – Ciekawa była, jak do tego będzie podchodzić, gdy sabaty spędzać będzie już nie tylko z własną rodziną, ale też z rodziną męża. Czy ten skorzysta z okazji i znajdzie kogoś innego, czy jednak będzie uciekać do innych.
Nigdy nie zajmowała się roślinami z zamiłowania. Nie ze względu na niechęć, nie ze względu na większe priorytety – gównie dlatego, że po prostu zwierzęta zawsze zajmowały ją bardziej. Delikatne i smukłe jednorożce, których szyje wyciągały się zgrabnie aby spojrzeć na nią z zainteresowaniem. Było to mimo wszystko podobne do zainteresowania, jakie Cressida przejawiała wobec własnych rodowych pasji, bo w końcu tak i ona spędzała swój czas i poświęciła się oddawaniu zainteresowaniu czymś, co mogło wiązać się z rodową przynależnością. Niestety, wymagania odnośnie jednorożców były o wiele bardziej ścisłe – w końcu do nich musiała podchodzić niezamężna kobieta z czystym sercem. W takich wypadkach trzeba było mocno zawęzić wymagania wobec członkiń rodu.
- Tak, interesowałam się eliksirami zasadniczo od czasów szkolnych i sama też zajmuję się tym teraz, nawet jeżeli moim głównym zadaniem jest też pomaganie rodzinnego interesu. Dlatego jeżeli kiedykolwiek chciałabyś jakiś eliksir albo też naukę tego, jak je ważyć, zawsze będę dostępna. Wiesz, z eliksirami jest trochę jak z perfumami, jeżeli pomoże ci to podejść do nich od nieco innej strony – zwłaszcza, że w obydwu kwestiach potrzebujesz serca, wokół którego zbudujesz wszystko. I niestety w obydwu wypadkach może coś nie wyjść, ale to też nie powód, aby się poddawać – w końcu porażki motywują do próbowania na nowo! – Miała wrażenie, że te ostatnie słowa motywowały jej rodzinę do pracy nad nią samą. Nie umiała powiedzieć, czy robili to ze wstydu czy z obowiązku, głównie jednak miała wrażenie, że była to kwestia nie miłości. Z tym jednak zawsze również się zastanawiała – czemu Edward w ogóle trzymał do niej jakikolwiek cień sympatii albo uczuć. Łatwiej chyba by mu było bez tego.
- Myślę, że możemy zacząć sobie od przypomnienia podstaw? Tych najbardziej regularnych i najczęściej widywanych. Tak abyś mi ogólnie opowiedziała, jakie mają właściwości same w sobie. Albo jak się je wykorzystuje poza eliksirami, o ile oczywiście tym się również interesujesz i miałabyś okazję, aby o tym jakkolwiek opowiedzieć. – Nie znała się na tym, jak takie lekcje można było prowadzić, dlatego skierowała się w stronę rabatek które wydawały jej się w miarę…łatwe? Rozpoznawała parę kwiatków, jak na przykład stokrotki!
- W takim razie zdecydowanie zapraszam, jeżeli chciałabyś, to nawet i w przyszłym miesiącu, być może zacznie robić się nieco cieplej na dłuższe przebywanie na zewnątrz. Przyznam, że jednorożce w zimowym okresie mają również swój urok, kiedy możesz porównać ich nieskazitelną biel z tym, co widoczne jest na śniegu. A sama też zarezerwuję czas w cieplejsze miesiące. – Uśmiechnęła się lekko, nie wiedząc nawet jak jeszcze mogłaby określić wspaniałość tych jasnych i nieskazitelnych stworzeń. Stanęła jeszcze ostrożnie odsuwając się od najbliższych rabatek kiedy zauważyła, że jej płaszcz zaczyna zaczepiać o liście, martwiąc się mimo wszystko bardziej o strukturę płaszcza.
- Czasem żałuję, że nie znam motywów sabatu z wyprzedzeniem, mogąc wtedy poświęcić więcej czasu na zaplanowanie stroju, mając moment do zdobycia tkaniny albo czegoś innego, co mogłoby uświetnić strój. Najczęściej mimo to się udaje, ale tęsknię do tego, wiesz… - Do długich przygotowań stroju, poświeceniu się całkowicie temu, aby pieczołowicie przygotować się do jakiegoś wydarzenia, wybierając dodatki i działając w całkowitym skupieniu. – Mam wrażenie, że mówię zbyt wiele, ale opowiadałam ci o tym, że chcę zacząć projektować? Nie będę się poświęcać szyciu, oczywiście, ale wydaje mi się, że wiele z moich pomysłów będzie można przenieść na papier. Mam nadzieję, że sam sabat za to minął ci przyjemnie? W końcu takie wydarzenie jest zdecydowanie możliwością odprężenia się i pozwolenia sobie na odpoczynek, zwłaszcza w obecnych czasach. – Ciekawa była, jak do tego będzie podchodzić, gdy sabaty spędzać będzie już nie tylko z własną rodziną, ale też z rodziną męża. Czy ten skorzysta z okazji i znajdzie kogoś innego, czy jednak będzie uciekać do innych.
Nigdy nie zajmowała się roślinami z zamiłowania. Nie ze względu na niechęć, nie ze względu na większe priorytety – gównie dlatego, że po prostu zwierzęta zawsze zajmowały ją bardziej. Delikatne i smukłe jednorożce, których szyje wyciągały się zgrabnie aby spojrzeć na nią z zainteresowaniem. Było to mimo wszystko podobne do zainteresowania, jakie Cressida przejawiała wobec własnych rodowych pasji, bo w końcu tak i ona spędzała swój czas i poświęciła się oddawaniu zainteresowaniu czymś, co mogło wiązać się z rodową przynależnością. Niestety, wymagania odnośnie jednorożców były o wiele bardziej ścisłe – w końcu do nich musiała podchodzić niezamężna kobieta z czystym sercem. W takich wypadkach trzeba było mocno zawęzić wymagania wobec członkiń rodu.
- Tak, interesowałam się eliksirami zasadniczo od czasów szkolnych i sama też zajmuję się tym teraz, nawet jeżeli moim głównym zadaniem jest też pomaganie rodzinnego interesu. Dlatego jeżeli kiedykolwiek chciałabyś jakiś eliksir albo też naukę tego, jak je ważyć, zawsze będę dostępna. Wiesz, z eliksirami jest trochę jak z perfumami, jeżeli pomoże ci to podejść do nich od nieco innej strony – zwłaszcza, że w obydwu kwestiach potrzebujesz serca, wokół którego zbudujesz wszystko. I niestety w obydwu wypadkach może coś nie wyjść, ale to też nie powód, aby się poddawać – w końcu porażki motywują do próbowania na nowo! – Miała wrażenie, że te ostatnie słowa motywowały jej rodzinę do pracy nad nią samą. Nie umiała powiedzieć, czy robili to ze wstydu czy z obowiązku, głównie jednak miała wrażenie, że była to kwestia nie miłości. Z tym jednak zawsze również się zastanawiała – czemu Edward w ogóle trzymał do niej jakikolwiek cień sympatii albo uczuć. Łatwiej chyba by mu było bez tego.
- Myślę, że możemy zacząć sobie od przypomnienia podstaw? Tych najbardziej regularnych i najczęściej widywanych. Tak abyś mi ogólnie opowiedziała, jakie mają właściwości same w sobie. Albo jak się je wykorzystuje poza eliksirami, o ile oczywiście tym się również interesujesz i miałabyś okazję, aby o tym jakkolwiek opowiedzieć. – Nie znała się na tym, jak takie lekcje można było prowadzić, dlatego skierowała się w stronę rabatek które wydawały jej się w miarę…łatwe? Rozpoznawała parę kwiatków, jak na przykład stokrotki!
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W przypadku Cressidy było podobnie. Kiedy ten jeden jedyny raz w życiu przyszło jej się znaleźć na Nokturnie naprawdę się bała, bo w dzieciństwie słyszała mnóstwo ostrzeżeń oraz historii o wiedźmach pożerających niewinne dziewczęta i innych strasznych rzeczach, które mogłyby ją spotkać, gdyby tylko tam zajrzała. Nokturn był terytorium zakazanym, ale tamtego dnia pojawiła się tam jako jedna z wielu szlachetnych gości zaproszonych przez Burke’ów, którzy zapewnili im bezpieczną przeprawę oraz artystyczne doznania na samym koncercie. Było tam też wiele innych dam, więc Cressida nie musiała się wówczas obawiać o stosowność, choć kiedy szła obskurną ulicą czuła się bardzo nieswojo i do tej pory miewała ciarki na wspomnienie tego.
- Oczywiście, bardzo chętnie – zgodziła się. Lubiła w końcu nie tylko rośliny, ale i zwierzęta. Flintowie, którzy ją wychowali, byli rodem bliskim naturze. Cressida zdobyła w panieńskim domu nie tylko wiedzę, ale też pokorę wobec świata przyrody, który rządził się swoimi prawami.
- O tak, lady Nott zwykle otacza swoje wydarzenia aurą tajemniczości, by nie zepsuć niespodzianki zbyt wcześnie… Dlatego i ja nigdy nie jestem pewna, czy podjęłam dobry wybór jeśli chodzi o suknię. Ale sam sabat upłynął całkiem przyjemnie, nie nudziłam się ani przez chwilę – przytaknęła, wciąż wodząc wzrokiem po roślinach, ciesząc nimi swoje oczy. – Myślę, że projektowanie to świetny pomysł. Twoje talenty na pewno pomogłyby twojej rodzinie. – W końcu jako Parkinsonówna na pewno świetnie znała się na modzie, i Cressie nie wątpiła w to, że mogłaby projektować piękne ubrania. Nie wypadało jej kaleczyć dłoni szyciem szat dla klientów, bo damom nie wypadało usługiwać innym, zwłaszcza niżej urodzonym, ale w samym tworzeniu projektów nie było przecież nic zdrożnego! Był to pewien rodzaj sztuki, znalezienia upustu dla swojej kreatywności.
Rodowe pasje były dla Cressidy bardzo ważne i zawsze ogromnie szanowała tradycje rodu w którym przyszła na świat (no, może poza polowaniami na ptaki), a także czarodziejów, którzy dbali o podtrzymywanie zwyczajów swoich rodów. Nigdy nie rozumiała tych spośród swoich rówieśników, którzy się buntowali i na siłę próbowali być odrębni. Wchodząc do rodu Fawleyów także szanowała ich świat, a nawet z pewną fascynacją obserwowała ich wrażliwość na sztukę i szeroko pojęte piękno. W końcu chociaż sama dorastała pod innym nazwiskiem, też miała w sobie ogromną artystyczną wrażliwość, której nigdy nie rozumiał jej pan ojciec, który dla odmiany był całkowitym przeciwieństwem artystycznej duszy. Cressida nie znała bardziej przyziemnego i pragmatycznego człowieka, który nie tracił czasu na czcze rojenia, a był do bólu konkretny. Ale miał w sobie pasję do roślin, którą przekazał swoim dzieciom, jednak Cressie i tak czasem zastanawiała się, dlaczego tak bardzo różniła się charakterem i usposobieniem od swojego rodzica, i skąd to się wzięło.
- Może kiedyś skorzystam z takiej możliwości, czasem dobrze byłoby umieć samej uwarzyć chociaż najprostsze mieszanki – odezwała się; może po prostu w szkole jeszcze nie była dostatecznie gotowa na należyte zagłębienie się w temat? Może przedmiotów było zbyt wiele, by potrafiła każdemu poświęcić tyle samo czasu i w każdym być dobra? Była wtedy przecież tylko dzieckiem. Lepiej radziła sobie z transmutacją, zielarstwem i opieką nad magicznymi stworzeniami, ponadto w Beauxbatons były przedmioty artystyczne, i fascynacja nauką malarstwa była w Cressidzie silniejsza niż ewentualne zainteresowanie eliksirami. A nie była też nigdy wybitną czarodziejką, jej zdolności magiczne były przeciętne i z tłumu uczniów nie wybijała się w żadną stronę. Może tylko na malarstwie znacząco wyprzedzała większość koleżanek i kolegów. Ale teraz, kiedy była dorosła i miała więcej wolnego czasu, zawsze mogła wrócić do spraw niegdyś zaniedbanych. W końcu na naukę nigdy nie było za późno, ludzie mogli uczyć się całe życie.
- Z tego co widzę, w tej szklarni są głównie gatunki ozdobne, ale zaraz możemy poszukać części, gdzie znajdziemy więcej roślin z zastosowaniem alchemicznym – powiedziała, rozglądając się uważnie i idąc alejką przed siebie. Co jakiś czas przystawała i pokazywała koleżance co ciekawsze okazy. – Chociaż niektórych roślin, które uchodzą za ozdobne, również można używać w eliksirach. Niekoniecznie jako serc, ale często jako dodatkowych składników. Tak jak na przykład trzepotka – wskazała interesującą roślinę o lekko drżących liściach, która znajdowała się po jej prawej stronie i akurat kwitła, więc obie mogły ją podziwiać w całej okazałości. Przystanęła przy niej na chwilę, bo to był naprawdę ładny i dorodny okaz. – Mój pan ojciec zajmował się hodowlą głównie roślin użytkowanych w eliksirach leczniczych. Pokazywał, które części roślin nadają się do eliksirów, bo nie wszystkie części są użyteczne. Co ciekawe, użyteczne są nie tylko gatunki magiczne, również zwykłe rośliny z naszych lasów i ogrodów mogą mieć swoje zastosowania. Jak mięta, melisa, stokrotki, rumianek, nawet róże! Oraz inne zioła i kwiaty, które pewnie znasz i na pewno używasz w swoich eliksirach. – Dlatego wydawało jej się, że o najbardziej pospolitych gatunkach nie było potrzeby opowiadać, bo osoba warząca eliksiry na pewno umiała je rozpoznać. Zresztą, kto nie rozpoznałby takiej stokrotki? Albo róży?
Jej uwagę przykuł kwitnący ciemiernik, który mógł mieć zarówno rolę ozdobną, jak i funkcje użytkowe. Pewnie znalazł się tu dla ozdoby, ale Cressie nie zapominała, że na tym nie kończyły się jego walory.
- Pan ojciec zawsze przedstawiał mi ciemierniki jako bardzo ciekawy przykład rośliny, której wszystkie części są użyteczne w eliksirotwórstwie, ale każda ma zupełnie inną naturę i zastosowanie – rzekła, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej z ojcowskich wykładów. Nie musiała sama umieć warzyć eliksirów, ale o roślinach jakieś pojęcie miała. Ciemierniki pamiętała dobrze, bo pan ojciec zawsze miał je w swoich szklarniach. – Mówił, że płatki jego kwiatów stanowią ingrediencję szlachetną, używaną do niektórych wywarów leczniczych, ale już łodyga ciemiernika ma charakter plugawy, zaś korzeń jest neutralny. Prawda, że to fascynujące, jak jedna roślina może w sobie łączyć tak różne natury? Pomijając te wszystkie zalety i użyteczność, to jest całkiem ładny i może też służyć jako ozdoba ogródka.
- Oczywiście, bardzo chętnie – zgodziła się. Lubiła w końcu nie tylko rośliny, ale i zwierzęta. Flintowie, którzy ją wychowali, byli rodem bliskim naturze. Cressida zdobyła w panieńskim domu nie tylko wiedzę, ale też pokorę wobec świata przyrody, który rządził się swoimi prawami.
- O tak, lady Nott zwykle otacza swoje wydarzenia aurą tajemniczości, by nie zepsuć niespodzianki zbyt wcześnie… Dlatego i ja nigdy nie jestem pewna, czy podjęłam dobry wybór jeśli chodzi o suknię. Ale sam sabat upłynął całkiem przyjemnie, nie nudziłam się ani przez chwilę – przytaknęła, wciąż wodząc wzrokiem po roślinach, ciesząc nimi swoje oczy. – Myślę, że projektowanie to świetny pomysł. Twoje talenty na pewno pomogłyby twojej rodzinie. – W końcu jako Parkinsonówna na pewno świetnie znała się na modzie, i Cressie nie wątpiła w to, że mogłaby projektować piękne ubrania. Nie wypadało jej kaleczyć dłoni szyciem szat dla klientów, bo damom nie wypadało usługiwać innym, zwłaszcza niżej urodzonym, ale w samym tworzeniu projektów nie było przecież nic zdrożnego! Był to pewien rodzaj sztuki, znalezienia upustu dla swojej kreatywności.
Rodowe pasje były dla Cressidy bardzo ważne i zawsze ogromnie szanowała tradycje rodu w którym przyszła na świat (no, może poza polowaniami na ptaki), a także czarodziejów, którzy dbali o podtrzymywanie zwyczajów swoich rodów. Nigdy nie rozumiała tych spośród swoich rówieśników, którzy się buntowali i na siłę próbowali być odrębni. Wchodząc do rodu Fawleyów także szanowała ich świat, a nawet z pewną fascynacją obserwowała ich wrażliwość na sztukę i szeroko pojęte piękno. W końcu chociaż sama dorastała pod innym nazwiskiem, też miała w sobie ogromną artystyczną wrażliwość, której nigdy nie rozumiał jej pan ojciec, który dla odmiany był całkowitym przeciwieństwem artystycznej duszy. Cressida nie znała bardziej przyziemnego i pragmatycznego człowieka, który nie tracił czasu na czcze rojenia, a był do bólu konkretny. Ale miał w sobie pasję do roślin, którą przekazał swoim dzieciom, jednak Cressie i tak czasem zastanawiała się, dlaczego tak bardzo różniła się charakterem i usposobieniem od swojego rodzica, i skąd to się wzięło.
- Może kiedyś skorzystam z takiej możliwości, czasem dobrze byłoby umieć samej uwarzyć chociaż najprostsze mieszanki – odezwała się; może po prostu w szkole jeszcze nie była dostatecznie gotowa na należyte zagłębienie się w temat? Może przedmiotów było zbyt wiele, by potrafiła każdemu poświęcić tyle samo czasu i w każdym być dobra? Była wtedy przecież tylko dzieckiem. Lepiej radziła sobie z transmutacją, zielarstwem i opieką nad magicznymi stworzeniami, ponadto w Beauxbatons były przedmioty artystyczne, i fascynacja nauką malarstwa była w Cressidzie silniejsza niż ewentualne zainteresowanie eliksirami. A nie była też nigdy wybitną czarodziejką, jej zdolności magiczne były przeciętne i z tłumu uczniów nie wybijała się w żadną stronę. Może tylko na malarstwie znacząco wyprzedzała większość koleżanek i kolegów. Ale teraz, kiedy była dorosła i miała więcej wolnego czasu, zawsze mogła wrócić do spraw niegdyś zaniedbanych. W końcu na naukę nigdy nie było za późno, ludzie mogli uczyć się całe życie.
- Z tego co widzę, w tej szklarni są głównie gatunki ozdobne, ale zaraz możemy poszukać części, gdzie znajdziemy więcej roślin z zastosowaniem alchemicznym – powiedziała, rozglądając się uważnie i idąc alejką przed siebie. Co jakiś czas przystawała i pokazywała koleżance co ciekawsze okazy. – Chociaż niektórych roślin, które uchodzą za ozdobne, również można używać w eliksirach. Niekoniecznie jako serc, ale często jako dodatkowych składników. Tak jak na przykład trzepotka – wskazała interesującą roślinę o lekko drżących liściach, która znajdowała się po jej prawej stronie i akurat kwitła, więc obie mogły ją podziwiać w całej okazałości. Przystanęła przy niej na chwilę, bo to był naprawdę ładny i dorodny okaz. – Mój pan ojciec zajmował się hodowlą głównie roślin użytkowanych w eliksirach leczniczych. Pokazywał, które części roślin nadają się do eliksirów, bo nie wszystkie części są użyteczne. Co ciekawe, użyteczne są nie tylko gatunki magiczne, również zwykłe rośliny z naszych lasów i ogrodów mogą mieć swoje zastosowania. Jak mięta, melisa, stokrotki, rumianek, nawet róże! Oraz inne zioła i kwiaty, które pewnie znasz i na pewno używasz w swoich eliksirach. – Dlatego wydawało jej się, że o najbardziej pospolitych gatunkach nie było potrzeby opowiadać, bo osoba warząca eliksiry na pewno umiała je rozpoznać. Zresztą, kto nie rozpoznałby takiej stokrotki? Albo róży?
Jej uwagę przykuł kwitnący ciemiernik, który mógł mieć zarówno rolę ozdobną, jak i funkcje użytkowe. Pewnie znalazł się tu dla ozdoby, ale Cressie nie zapominała, że na tym nie kończyły się jego walory.
- Pan ojciec zawsze przedstawiał mi ciemierniki jako bardzo ciekawy przykład rośliny, której wszystkie części są użyteczne w eliksirotwórstwie, ale każda ma zupełnie inną naturę i zastosowanie – rzekła, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej z ojcowskich wykładów. Nie musiała sama umieć warzyć eliksirów, ale o roślinach jakieś pojęcie miała. Ciemierniki pamiętała dobrze, bo pan ojciec zawsze miał je w swoich szklarniach. – Mówił, że płatki jego kwiatów stanowią ingrediencję szlachetną, używaną do niektórych wywarów leczniczych, ale już łodyga ciemiernika ma charakter plugawy, zaś korzeń jest neutralny. Prawda, że to fascynujące, jak jedna roślina może w sobie łączyć tak różne natury? Pomijając te wszystkie zalety i użyteczność, to jest całkiem ładny i może też służyć jako ozdoba ogródka.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Sama Odetta pamiętała, jak niemal całą drogę chowała się za ramieniem brata, starając się jak najlepiej aby nos zatykać w sposób dyskretny i niezwracający uwagi, ale sam Noktur miał nieznośny zapach, a ona nawet przy wyperfumowaniu własnego ciała zdawała się odczuwać wszystko dookoła. Był to tylko jeden z problemów i spodziewała się, że największym problemem w takim wypadku rzeczywiście może być coś, co widzimy dookoła a czego dotąd nie widzieliśmy, przerażać nas będzie najbardziej. Obydwie przecież z Cressidą słyszały historie o ciemnych sprawach Noktura i doskonale rozumiały, dlaczego nigdy nie powinny się tam wybierać. A teraz zapraszano je dokładnie w to miejsce.
- Najpewniej rozumiesz, że będę musiała zwracać uwagę na jednorożce podczas tego spotkania, ale nasze mają też parę młodych, a one nieco łagodniej podchodzą do ograniczeń, które mają wpisane w swoją naturę i dając się też pogłaskać zamężnym kobietom. – Wiedziała, że czasem można było jedynie żałować, że nie miało się do czegoś dogodnych warunków, ale też nie można było z tego powodu zajmować całego swojego życia jednym tematem. Co prawda jej rodzina zatrudniała służące jedynie pod zajmowanie się jednorożcami, ale Cressida nie mogła przecież czekać i nie wychodzić za mąż tylko dla tego, aby mogła spotkać jednorożce.
- Rozumiem doskonale te chęci owiania wszystkiego tajemnicą, niestety nie mogę chyba tego powiedzieć o reszcie mojej rodziny, która w tym momencie zapracowuje się nad wyraz, aby tylko dopiąć perfekcji związanej z sabatem. – Nie mogła narzekać, zwłaszcza kiedy mowa była o dodatkowym zarobku dla jej rodziny, a mimo to…tęskniła bardzo do dni, kiedy było chociaż przez chwilę spokojniej i wszyscy nie biegali za wyszukiwaniem odpowiedniej próbki jedwabiu albo pasującej do całości koronki. – Ale cieszy mnie, że słyszę, iż na sabacie bawiłaś się dobrze. I dziękuję, za twoje słowa pełne wiary, to miłe, zwłaszcza, że jeszcze nie dzieliłam się do końca swoim pomysłem z pozostałą rodziną, chcę zrobić to w niespodziance kiedy najpierw bym nauczyła się nieco tego fachu.
Miały z Cressidą podobne wrażenia odnośnie rodowych zajęć, co było też w pewnym stopniu rozważaniem ze strony Odetty – czy w momencie wyjścia za mąż będzie mogła kontynuować swoją pracę dla rodziny Parkinson, czy jednak będzie musiała się poświecić zupełnie nowemu rodowi? Na pewno tęskniłaby za dniami spędzonymi na wypróbowaniu kolejnej tkaniny, na kolejnej dopasowanej do niej sukni, których nikt jeszcze nie widział. Tęskniłaby za tym tak, jak wiedziała, że tęsknić będzie za obecnością jednorożców, tak jak będzie tęsknić za swoją rodziną na co dzień. Ciekawiło ją dopytać Cressidę, jak ona sobie z tym poradziła, w tym momencie jednak jej skupienie pobiegło natychmiast w kierunku eliksirów.
- To całkiem przydatne, zwłaszcza, że twoja wiedza ziół i natury może być niezwykle przydatna w takich wypadkach, miałabyś do tego sporą predyspozycje. W tym momencie mogłabym pokazać ci podstawowe eliksiry które mogłyby wydawać się czasem proste i nawet nieco naiwne, ale naprawdę przydatne. – Oczywiście, że znalazłaby czas w ramach swoich spotkań aby spotkać się z Cressidą i nauczyć jej podstawowych eliksirów. Nie musiało to być coś niezwykłego, przecież wystarczyły podstawowe zagadnienia aby tylko zorientować się, czy bez nauczycielskiego spojrzenia i z luźniejsza atmosferą dało radę się polubić eliksiry.
Uważnie słuchała wszystkich informacji odnośnie roślin, wiedząc, że w tym momencie miała niezwykłą okazję, aby dokładnie słuchać o roślinach i to jeszcze bezpośrednio od kogoś, kto miał na ten temat ogromną wiedzę. Milczała więc, słuchając uważnie i nie dając po sobie poznać, co tak naprawdę sądziła, nie dlatego, że uważała, że coś jej się nie podoba, ale też aby móc rozpoznać, co się kryło pod tymi wszystkimi tajemnicami i niespodziankami świata roślin. Latwo jej było uciekać myślami i w rozmowie, wolała wiec nie rozpraszać ani siebie, ani towarzyszki.
- Czy jest jeszcze jakiś kwiat, który ma równe sprzeczności co ciemiernik? Zawsze skupiałam się bardziej na zwierzęcych ingrediencjach, ale te roślinne wydają się równie ciekawe, co musi być najbardziej fascynujące jeżeli poświęcasz im całe życie. A gdybyś miała wymienić rośliny, które same w sobie mogą mieć właściwości lecznicze, bez użycia ich do eliksirów?
- Najpewniej rozumiesz, że będę musiała zwracać uwagę na jednorożce podczas tego spotkania, ale nasze mają też parę młodych, a one nieco łagodniej podchodzą do ograniczeń, które mają wpisane w swoją naturę i dając się też pogłaskać zamężnym kobietom. – Wiedziała, że czasem można było jedynie żałować, że nie miało się do czegoś dogodnych warunków, ale też nie można było z tego powodu zajmować całego swojego życia jednym tematem. Co prawda jej rodzina zatrudniała służące jedynie pod zajmowanie się jednorożcami, ale Cressida nie mogła przecież czekać i nie wychodzić za mąż tylko dla tego, aby mogła spotkać jednorożce.
- Rozumiem doskonale te chęci owiania wszystkiego tajemnicą, niestety nie mogę chyba tego powiedzieć o reszcie mojej rodziny, która w tym momencie zapracowuje się nad wyraz, aby tylko dopiąć perfekcji związanej z sabatem. – Nie mogła narzekać, zwłaszcza kiedy mowa była o dodatkowym zarobku dla jej rodziny, a mimo to…tęskniła bardzo do dni, kiedy było chociaż przez chwilę spokojniej i wszyscy nie biegali za wyszukiwaniem odpowiedniej próbki jedwabiu albo pasującej do całości koronki. – Ale cieszy mnie, że słyszę, iż na sabacie bawiłaś się dobrze. I dziękuję, za twoje słowa pełne wiary, to miłe, zwłaszcza, że jeszcze nie dzieliłam się do końca swoim pomysłem z pozostałą rodziną, chcę zrobić to w niespodziance kiedy najpierw bym nauczyła się nieco tego fachu.
Miały z Cressidą podobne wrażenia odnośnie rodowych zajęć, co było też w pewnym stopniu rozważaniem ze strony Odetty – czy w momencie wyjścia za mąż będzie mogła kontynuować swoją pracę dla rodziny Parkinson, czy jednak będzie musiała się poświecić zupełnie nowemu rodowi? Na pewno tęskniłaby za dniami spędzonymi na wypróbowaniu kolejnej tkaniny, na kolejnej dopasowanej do niej sukni, których nikt jeszcze nie widział. Tęskniłaby za tym tak, jak wiedziała, że tęsknić będzie za obecnością jednorożców, tak jak będzie tęsknić za swoją rodziną na co dzień. Ciekawiło ją dopytać Cressidę, jak ona sobie z tym poradziła, w tym momencie jednak jej skupienie pobiegło natychmiast w kierunku eliksirów.
- To całkiem przydatne, zwłaszcza, że twoja wiedza ziół i natury może być niezwykle przydatna w takich wypadkach, miałabyś do tego sporą predyspozycje. W tym momencie mogłabym pokazać ci podstawowe eliksiry które mogłyby wydawać się czasem proste i nawet nieco naiwne, ale naprawdę przydatne. – Oczywiście, że znalazłaby czas w ramach swoich spotkań aby spotkać się z Cressidą i nauczyć jej podstawowych eliksirów. Nie musiało to być coś niezwykłego, przecież wystarczyły podstawowe zagadnienia aby tylko zorientować się, czy bez nauczycielskiego spojrzenia i z luźniejsza atmosferą dało radę się polubić eliksiry.
Uważnie słuchała wszystkich informacji odnośnie roślin, wiedząc, że w tym momencie miała niezwykłą okazję, aby dokładnie słuchać o roślinach i to jeszcze bezpośrednio od kogoś, kto miał na ten temat ogromną wiedzę. Milczała więc, słuchając uważnie i nie dając po sobie poznać, co tak naprawdę sądziła, nie dlatego, że uważała, że coś jej się nie podoba, ale też aby móc rozpoznać, co się kryło pod tymi wszystkimi tajemnicami i niespodziankami świata roślin. Latwo jej było uciekać myślami i w rozmowie, wolała wiec nie rozpraszać ani siebie, ani towarzyszki.
- Czy jest jeszcze jakiś kwiat, który ma równe sprzeczności co ciemiernik? Zawsze skupiałam się bardziej na zwierzęcych ingrediencjach, ale te roślinne wydają się równie ciekawe, co musi być najbardziej fascynujące jeżeli poświęcasz im całe życie. A gdybyś miała wymienić rośliny, które same w sobie mogą mieć właściwości lecznicze, bez użycia ich do eliksirów?
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ich świat w pewien sposób się zmieniał, choć na pewno nie tak, jak zmieniło się życie zwykłych ludzi. Cressie nawet nie miała pojęcia o tym, jak ciężko żyło się teraz zwykłym czarodziejom, choć podczas grudniowej akcji zbiórki żywności dla ludności Kumbrii miała okazję zetknąć się z biedą i przekonać się, ile zła wyrządzała wojna rozpętana przez (jak wierzyła) szlamolubów. Mogła docenić własne szczęście ale i poczuć strach przed tym, że szlamolubni z zawiści mogą ją skrzywdzić.
- Z przyjemnością je poznam – powiedziała, zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń i z tego, że dorosłe jednorożce wolały dotyk niezamężnych dziewcząt, ale młode pozwalały podejść do siebie również mężatkom, a nawet chłopcom. Pamiętała lekcje z jednorożcami ze szkoły, dlatego właściwie nie była aż tak mocno stratna, bo miała okazję widzieć te istoty na zajęciach. – Czy wasze młode jeszcze mają złotą sierść, czy zaczęły już robić się srebrne? – zapytała, przypominając sobie, że źrebięta były złote, z wiekiem robiły się srebrne, a dopiero później białe.
- Twoja rodzina pewnie miała dużo pracy w związku z szyciem kreacji dla tylu różnych osób – zauważyła; ona sama też przecież była na sabacie w sukni z Domu Mody Parkinson. I wielu innych również. Co prawda zdawała sobie sprawę, że Parkinsonowie mieli ludzi którzy szyli suknie i inne elementy garderoby, ale same projekty pewnie były ich dziełem. – I wobec tego dziękuję za zaufanie, że podzieliłaś się ze mną swoim pomysłem. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Może za rok na sylwestrowym sabacie przyjdzie mi wystąpić w sukni twojego projektu? Jeśli zechcesz, mogę trochę pomóc ci z nauką rysunku.
Cressida jako malarka potrafiła też rysować, w końcu zanim w ogóle zaczęła malować na płótnie, swoją naukę sztuki zaczynała właśnie od rysowania. A jeśli chodziło o tęsknotę za panieńskim rodem, to oczywiście tęskniła, ale nadal mogła ich odwiedzać. I nikt jej nie bronił dalszego interesowania się roślinami i zwierzętami, a także jazdy konnej. Zdawała sobie jednak sprawę, że swoboda kobiety po ślubie zależała od podejścia męża, i że nie każda młoda dziewczyna trafiała na tak tolerancyjnego męża jak William. Cressidzie naprawdę się poszczęściło, że małżonek pozwalał jej na tak wiele i nigdy nie próbował jej odciąć od rodziny ani od dawnych pasji.
- Z chęcią – przytaknęła odnośnie eliksirów. Bo kto wie, może teraz okaże się, że miała szansę je nawet polubić bez tej szkolnej presji i surowego nauczyciela dyszącego w kark? Cressie na lekcjach często się stresowała i przez to popełniała błędy, co zniechęcało ją do eliksirów w tamtym czasie.
Nigdy nie powiedziałaby o sobie, że jej wiedza była ogromna, ale niewątpliwie wiedziała więcej niż większość dam, którym nie przyszło dorastać w rodzie Flint. I starała się swoją wiedzę w jakiś przystępny sposób przekazać, dzieląc się tym, co sama wiedziała na temat roślin, które mijały.
- Tak, inną rośliną alchemiczną, która łączy w sobie dwie sprzeczne natury, jest piołun – zaczęła. – W małej ilości może leczyć, ale w nadmiarze staje się toksyczny, dlatego alchemicy niewątpliwie muszą bardzo uważać w obchodzeniu się z nim, i to bardziej niż w przypadku ciemiernika, gdzie różne natury są po prostu uzależnione od części rośliny i trudno pomylić płatki z łodygą czy korzeniem. – Tak przynajmniej zakładała Cressida, że każdy, nawet kompletny ignorant, odróżni kwiat rośliny od jej łodygi. A w przypadku piołunu sprawa wymagała dużo większej subtelności, wyczucia i doświadczenia, co sama znała tylko z opowieści, bo przy swoich miernych umiejętnościach alchemicznych nie podjęłaby się warzenia niczego trudniejszego niż najprostsze mieszanki. – Właściwości lecznicze mogą mieć wszelakie zioła. Nie trzeba koniecznie robić z nich eliksirów, wystarczą napary i herbatki, choć mają one dużo słabsze właściwości niż eliksiry i nie pomogą na poważne dolegliwości. Ale taka melisa na przykład działa uspokajająco, a sok z malin jest dobry podczas przeziębień. – Sama dobrze pamiętała, jak w dzieciństwie podczas magicznego kataru oprócz eliksirów podawano jej różne napary ziołowe albo gorącą herbatę z dodatkiem soku z zebranych w lesie malin. Wciąż pamiętała jej wspaniały, słodki smak. W posiadłości Flintów często korzystano z dobrodziejstwa roślin nie tylko do eliksirów. Bardziej błahe dolegliwości były łagodzone z pomocą ziołowych mieszanek, więc Cressida potrafiła teraz powiedzieć Odettcie które zioła pomagały w łagodzeniu objawów przeziębień, a które mogły zadziałać dobrze na ból brzucha, zdenerwowanie albo zapewnienie sobie łatwiejszego zaśnięcia. Wszystko to wiedziała ze swojego wychowania w rodzie zielarzy. – Z niektórych ziół i kwiatów można wykonywać mieszki zapachowe, które można umieszczać między ubraniami dla zapewnienia im ładnego zapachu. Odpowiednio dobierając rośliny można też tworzyć kadzidła, do których potrzeba mieszanek konkretnych ziół i żywic. To mi przypomniało, że chyba sama muszę trochę odświeżyć wiedzę w tym zakresie, moja babka Flint potrafiła tworzyć naprawdę wiele różnych kadzideł.
Wspomniała przelotnie, jak pokój babci zawsze pachniał różnymi palonymi ziołami, które wywoływały rozmaite ciekawe doznania. Pytanie tylko, jak wiele pamiętała z jej nauk i czy potrafiłaby jeszcze stworzyć sama chociaż najprostsze kadzidło? Musiałaby poszukać babcinych notatek i sobie przypomnieć co nieco. Póki co skupiała się na tym, żeby wypatrywać w szklarni co ciekawsze rośliny i opowiadać o nich pomiędzy odpowiedziami na pytania Odetty.
- Z przyjemnością je poznam – powiedziała, zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń i z tego, że dorosłe jednorożce wolały dotyk niezamężnych dziewcząt, ale młode pozwalały podejść do siebie również mężatkom, a nawet chłopcom. Pamiętała lekcje z jednorożcami ze szkoły, dlatego właściwie nie była aż tak mocno stratna, bo miała okazję widzieć te istoty na zajęciach. – Czy wasze młode jeszcze mają złotą sierść, czy zaczęły już robić się srebrne? – zapytała, przypominając sobie, że źrebięta były złote, z wiekiem robiły się srebrne, a dopiero później białe.
- Twoja rodzina pewnie miała dużo pracy w związku z szyciem kreacji dla tylu różnych osób – zauważyła; ona sama też przecież była na sabacie w sukni z Domu Mody Parkinson. I wielu innych również. Co prawda zdawała sobie sprawę, że Parkinsonowie mieli ludzi którzy szyli suknie i inne elementy garderoby, ale same projekty pewnie były ich dziełem. – I wobec tego dziękuję za zaufanie, że podzieliłaś się ze mną swoim pomysłem. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Może za rok na sylwestrowym sabacie przyjdzie mi wystąpić w sukni twojego projektu? Jeśli zechcesz, mogę trochę pomóc ci z nauką rysunku.
Cressida jako malarka potrafiła też rysować, w końcu zanim w ogóle zaczęła malować na płótnie, swoją naukę sztuki zaczynała właśnie od rysowania. A jeśli chodziło o tęsknotę za panieńskim rodem, to oczywiście tęskniła, ale nadal mogła ich odwiedzać. I nikt jej nie bronił dalszego interesowania się roślinami i zwierzętami, a także jazdy konnej. Zdawała sobie jednak sprawę, że swoboda kobiety po ślubie zależała od podejścia męża, i że nie każda młoda dziewczyna trafiała na tak tolerancyjnego męża jak William. Cressidzie naprawdę się poszczęściło, że małżonek pozwalał jej na tak wiele i nigdy nie próbował jej odciąć od rodziny ani od dawnych pasji.
- Z chęcią – przytaknęła odnośnie eliksirów. Bo kto wie, może teraz okaże się, że miała szansę je nawet polubić bez tej szkolnej presji i surowego nauczyciela dyszącego w kark? Cressie na lekcjach często się stresowała i przez to popełniała błędy, co zniechęcało ją do eliksirów w tamtym czasie.
Nigdy nie powiedziałaby o sobie, że jej wiedza była ogromna, ale niewątpliwie wiedziała więcej niż większość dam, którym nie przyszło dorastać w rodzie Flint. I starała się swoją wiedzę w jakiś przystępny sposób przekazać, dzieląc się tym, co sama wiedziała na temat roślin, które mijały.
- Tak, inną rośliną alchemiczną, która łączy w sobie dwie sprzeczne natury, jest piołun – zaczęła. – W małej ilości może leczyć, ale w nadmiarze staje się toksyczny, dlatego alchemicy niewątpliwie muszą bardzo uważać w obchodzeniu się z nim, i to bardziej niż w przypadku ciemiernika, gdzie różne natury są po prostu uzależnione od części rośliny i trudno pomylić płatki z łodygą czy korzeniem. – Tak przynajmniej zakładała Cressida, że każdy, nawet kompletny ignorant, odróżni kwiat rośliny od jej łodygi. A w przypadku piołunu sprawa wymagała dużo większej subtelności, wyczucia i doświadczenia, co sama znała tylko z opowieści, bo przy swoich miernych umiejętnościach alchemicznych nie podjęłaby się warzenia niczego trudniejszego niż najprostsze mieszanki. – Właściwości lecznicze mogą mieć wszelakie zioła. Nie trzeba koniecznie robić z nich eliksirów, wystarczą napary i herbatki, choć mają one dużo słabsze właściwości niż eliksiry i nie pomogą na poważne dolegliwości. Ale taka melisa na przykład działa uspokajająco, a sok z malin jest dobry podczas przeziębień. – Sama dobrze pamiętała, jak w dzieciństwie podczas magicznego kataru oprócz eliksirów podawano jej różne napary ziołowe albo gorącą herbatę z dodatkiem soku z zebranych w lesie malin. Wciąż pamiętała jej wspaniały, słodki smak. W posiadłości Flintów często korzystano z dobrodziejstwa roślin nie tylko do eliksirów. Bardziej błahe dolegliwości były łagodzone z pomocą ziołowych mieszanek, więc Cressida potrafiła teraz powiedzieć Odettcie które zioła pomagały w łagodzeniu objawów przeziębień, a które mogły zadziałać dobrze na ból brzucha, zdenerwowanie albo zapewnienie sobie łatwiejszego zaśnięcia. Wszystko to wiedziała ze swojego wychowania w rodzie zielarzy. – Z niektórych ziół i kwiatów można wykonywać mieszki zapachowe, które można umieszczać między ubraniami dla zapewnienia im ładnego zapachu. Odpowiednio dobierając rośliny można też tworzyć kadzidła, do których potrzeba mieszanek konkretnych ziół i żywic. To mi przypomniało, że chyba sama muszę trochę odświeżyć wiedzę w tym zakresie, moja babka Flint potrafiła tworzyć naprawdę wiele różnych kadzideł.
Wspomniała przelotnie, jak pokój babci zawsze pachniał różnymi palonymi ziołami, które wywoływały rozmaite ciekawe doznania. Pytanie tylko, jak wiele pamiętała z jej nauk i czy potrafiłaby jeszcze stworzyć sama chociaż najprostsze kadzidło? Musiałaby poszukać babcinych notatek i sobie przypomnieć co nieco. Póki co skupiała się na tym, żeby wypatrywać w szklarni co ciekawsze rośliny i opowiadać o nich pomiędzy odpowiedziami na pytania Odetty.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Sama odczuwała, że ostatnimi czasy nie do końca poświęca się swoim obowiązkom jako lady trzech hrabstw, jako członkini rodziny Parkinson, której mieszkańcy ziem mieli przecież ufać i na której mieli polegać. Dlatego tak bardzo liczyła na możliwość spróbowania czegoś teraz, chociaż dbała również o własny rozwój. Mimo to, pilnowała się doskonale aby jednak coś zrobić, dlatego już teraz tworzyła pewne projekty, licząc na to, że kwestie przychodni dla mieszkańców hrabstw albo niespodzianka, którą szykować chciała przy omówieniu jej z Evandrą miała się udać. Miała wyjątkowo dobre serce i z usposobienia była łagodna, nie znaczyło to jednak, że zamierzała podążać drogą niektórych, których już nie było pomiędzy nimi, gdyż wybrali inne powinności nad własne rodziny.
- Postaram się wybrać termin, kiedy będą spokojniejsze – nie są agresywne, ale niektóre działania na terenach hrabstw je niepokoją. – Nie musiała oczywiście wskazywać, o czym tak w zasadzie mówiła, ale wojna nie sprzyjała żadnej istocie, zbyt płochliwej na to, aby wytrzymywać ciągły stres. – Są jeszcze złote, dopiero w sierpniu minie im rok. Młode rodzą się dopiero na wiosnę, ze względu na fakt, że potrzeba dobrych warunków do wychowania źrebiąt, a pastwiska w zimie nie są najwygodniejszym miejscem.
- Tak rzeczywiście było, wiele dam szczyci się posiadaniem od nas sukni na rozmaite okazje – skinęła głową Cressidzie z uśmiechem, wiedząc, że właśnie taki był powód nawiązania ich znajomości – ale sabat jest okazją wyjątkową. Nie można pokazać się tam w czymś, co już wcześniej ujrzało światło dzienne przy innej okazji, dlatego trzeba uważnie zwrócić się w kierunku firmy i rodziny, która jeszcze nie zawiodła jeżeli chodzi o możliwość dopasowania idealnego stroju. – Nie wiedziała w sumie czemu teraz ją to zastanowiło, ale rozważała, czy przypadkiem nie było to kwestią tego, jak łatwo przychodziło im ubieranie innych, skoro tak wiele godzin poświęcali sobie samym. Na podziękowania jej usta delikatnie rozciągnęły się w uśmiechu. – To miłe, ale nie wiem, czy jest za co dziękować. W końcu to ty sprawiasz, że czuję się swobodnie w tej rozmowie. Jeżeli byś tylko znalazła dla mnie czas, chętnie skorzystałabym z nauk rysunku.
Wydawało się, że kolejna myśl dość szybko pochwyciła jej uwagę i Odetta niczym ptaszek przechyliła głowę, najpierw wpatrując się pomiędzy rośliny, dopiero potem spojrzenie brązowych oczu przenosząc na Cressidę.
- Musiało ci nie być łatwo, jeżeli chodzi o znajomości? Mam nadzieję, ze to nie jest zbytnie wścibstwo, wiem jednak że wiele osób uczęszczało do Hogwartu. – Nie kojarzyła aby Cressida była z nimi, musiała więc chodzić do innej szkoły, prawdopodobnie edukację odbierając we Francji. Nie sprzyjało to jednak nawiązywaniu głębokich przyjaźni ze szlachcicami, którzy do szkoły wybrali się na rodzimej ziemi.
- W takim razie przygotuję proste składniki na nieskomplikowane mieszanki, tak aby bez presji spróbować przygotować coś razem. Jeżeli masz jakieś preferencje, mogę przesłać informacje o paru przykładach i mogłabyś wybrać to, co pasuje ci najbardziej. – Wiedziała, że w wypadku receptur na eliksiry było ich tyle, że łatwo było zgubić się we wszystkim, a już na pewno wtedy, kiedy nie poświęcało się temu większości swoich pasji. Tak jak z modą, było tak wiele możliwości.
Teraz jednak niczym pilna uczennica wsłuchiwała się w kolejne słowa, z zaciekawieniem godnym kogoś, kto chociaż nie słyszał o tym po raz pierwszy, chłonął jednak wiedzę na nowo, skupiając się z zachwytem na wszystkich zasłyszanych informacjach. Wiedziała, że rozwój w dziedzinie eliksirów był dla niej ważny, a odświeżenie sobie informacji o roślinach, zwłaszcza tych podstawowych, mogło pomóc jej w dalszym rozwoju.
- A jeżeli chodzi o rośliny, które mogą gwałtownie zmienić smak albo naturę naparu? Najczęściej do tego wybiera się zioła, ze względu na ich mocny posmak, ale czy jest jeszcze coś innego? Albo jakieś najsłynniejsze z ziół? – Wiedziała, że częściej niż rzadziej dodanie czegoś mogło całkowicie zmienić smak, a przez to i same właściwości danego eliksiru i mieszanki i ciekawiło ją, czy było coś takiego, czego jeszcze nie kojarzyła.
- Nigdy nie nauczyłam się przyrządzać kadzideł, ale jeżeli posiadasz takie możliwości, zdecydowanie powinnaś spróbować! Takie mieszanki potrafią dawać niesamowite efekty i mam szczera nadzieję, że taki czas byłby również tym miło spędzonym dla ciebie, gdzie mogłabyś też poświęcić się zainteresowaniom, a przynajmniej też w taki dość ciekawy sposób. Jeżeli byś kiedyś przygotowywała coś, to chętnie u ciebie zamówię takie kadzidło. – Sama nie miała na to odpowiedniej wiedzy, ale Cressida najpewniej potrafiłaby przyrządzić z tego coś niezwykłego.
- Postaram się wybrać termin, kiedy będą spokojniejsze – nie są agresywne, ale niektóre działania na terenach hrabstw je niepokoją. – Nie musiała oczywiście wskazywać, o czym tak w zasadzie mówiła, ale wojna nie sprzyjała żadnej istocie, zbyt płochliwej na to, aby wytrzymywać ciągły stres. – Są jeszcze złote, dopiero w sierpniu minie im rok. Młode rodzą się dopiero na wiosnę, ze względu na fakt, że potrzeba dobrych warunków do wychowania źrebiąt, a pastwiska w zimie nie są najwygodniejszym miejscem.
- Tak rzeczywiście było, wiele dam szczyci się posiadaniem od nas sukni na rozmaite okazje – skinęła głową Cressidzie z uśmiechem, wiedząc, że właśnie taki był powód nawiązania ich znajomości – ale sabat jest okazją wyjątkową. Nie można pokazać się tam w czymś, co już wcześniej ujrzało światło dzienne przy innej okazji, dlatego trzeba uważnie zwrócić się w kierunku firmy i rodziny, która jeszcze nie zawiodła jeżeli chodzi o możliwość dopasowania idealnego stroju. – Nie wiedziała w sumie czemu teraz ją to zastanowiło, ale rozważała, czy przypadkiem nie było to kwestią tego, jak łatwo przychodziło im ubieranie innych, skoro tak wiele godzin poświęcali sobie samym. Na podziękowania jej usta delikatnie rozciągnęły się w uśmiechu. – To miłe, ale nie wiem, czy jest za co dziękować. W końcu to ty sprawiasz, że czuję się swobodnie w tej rozmowie. Jeżeli byś tylko znalazła dla mnie czas, chętnie skorzystałabym z nauk rysunku.
Wydawało się, że kolejna myśl dość szybko pochwyciła jej uwagę i Odetta niczym ptaszek przechyliła głowę, najpierw wpatrując się pomiędzy rośliny, dopiero potem spojrzenie brązowych oczu przenosząc na Cressidę.
- Musiało ci nie być łatwo, jeżeli chodzi o znajomości? Mam nadzieję, ze to nie jest zbytnie wścibstwo, wiem jednak że wiele osób uczęszczało do Hogwartu. – Nie kojarzyła aby Cressida była z nimi, musiała więc chodzić do innej szkoły, prawdopodobnie edukację odbierając we Francji. Nie sprzyjało to jednak nawiązywaniu głębokich przyjaźni ze szlachcicami, którzy do szkoły wybrali się na rodzimej ziemi.
- W takim razie przygotuję proste składniki na nieskomplikowane mieszanki, tak aby bez presji spróbować przygotować coś razem. Jeżeli masz jakieś preferencje, mogę przesłać informacje o paru przykładach i mogłabyś wybrać to, co pasuje ci najbardziej. – Wiedziała, że w wypadku receptur na eliksiry było ich tyle, że łatwo było zgubić się we wszystkim, a już na pewno wtedy, kiedy nie poświęcało się temu większości swoich pasji. Tak jak z modą, było tak wiele możliwości.
Teraz jednak niczym pilna uczennica wsłuchiwała się w kolejne słowa, z zaciekawieniem godnym kogoś, kto chociaż nie słyszał o tym po raz pierwszy, chłonął jednak wiedzę na nowo, skupiając się z zachwytem na wszystkich zasłyszanych informacjach. Wiedziała, że rozwój w dziedzinie eliksirów był dla niej ważny, a odświeżenie sobie informacji o roślinach, zwłaszcza tych podstawowych, mogło pomóc jej w dalszym rozwoju.
- A jeżeli chodzi o rośliny, które mogą gwałtownie zmienić smak albo naturę naparu? Najczęściej do tego wybiera się zioła, ze względu na ich mocny posmak, ale czy jest jeszcze coś innego? Albo jakieś najsłynniejsze z ziół? – Wiedziała, że częściej niż rzadziej dodanie czegoś mogło całkowicie zmienić smak, a przez to i same właściwości danego eliksiru i mieszanki i ciekawiło ją, czy było coś takiego, czego jeszcze nie kojarzyła.
- Nigdy nie nauczyłam się przyrządzać kadzideł, ale jeżeli posiadasz takie możliwości, zdecydowanie powinnaś spróbować! Takie mieszanki potrafią dawać niesamowite efekty i mam szczera nadzieję, że taki czas byłby również tym miło spędzonym dla ciebie, gdzie mogłabyś też poświęcić się zainteresowaniom, a przynajmniej też w taki dość ciekawy sposób. Jeżeli byś kiedyś przygotowywała coś, to chętnie u ciebie zamówię takie kadzidło. – Sama nie miała na to odpowiedniej wiedzy, ale Cressida najpewniej potrafiłaby przyrządzić z tego coś niezwykłego.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
I Cressida miała dobre serduszko i łagodny temperament, czym nieco odbiegała od stereotypu rozkapryszonej lady. W grudniu zaangażowała się w akcję zbiórki żywności dla czarodziejskiej ludności Kumbrii, bo dzięki Aquili zafascynowała się ideą dobroczynności i dawania dobrego przykładu. Może dlatego tak dobrze rozmawiało jej się z Odettą – bo w gruncie rzeczy wiele je łączyło?
- Rozumiem. Ptaki na naszych ziemiach też czasem wydają się zaniepokojone – rzekła nieco bezwiednie, zaraz uświadamiając sobie, że Odetta nie wiedziała o jej zdolnościach, więc nie zdradziła, skąd o tym wie. Ale Cressie zdawała sobie sprawę, że zwierzęta też w jakiś sposób odczuwały to, że nie działo się najlepiej. Kiedy szalały anomalie było to szczególnie widoczne. A o ile ptaki mogły się łatwiej przemieszczać w poszukiwaniu dogodnych siedlisk, jednorożce były dużo bardziej ograniczone, zwłaszcza że poza chronionymi rezerwatami mogło je czekać wiele niebezpieczeństw ze strony zarówno czarodziejów, jak i mugoli.
- Gdyby pójść w sukni w której już kiedyś się było, z pewnością ktoś by to zauważył i przemienił to w kolejną nieprzyjemną plotkę – przyznała. – Nie wspominając o tym, że lady Nott na pewno byłoby przykro, gdyby ktoś wykazał się podobną niedbałością. – Nawet wycofana, nieśmiała Cressida wiedziała o tym, że na każdy sabat należało włożyć coś, w czym nie było się nigdy wcześniej, zwłaszcza na ten najważniejszy, noworoczny. Później mogła już wkładać te suknie i na inne okazje. Wychowana wśród rozsądnych Flintów nie lubiła marnotrawstwa, więc unikała czegoś takiego jak wkładanie czegoś tylko raz i kupowania co chwilę nowych rzeczy, była rozważna i nie trwoniła galeonów z taką łatwością, jak niektóre jej koleżanki.
- Cieszę się, że tak uważasz. – Naprawdę się ucieszyła, bowiem większość dziewcząt uważała ją za nudną, zbyt nieśmiałą i zahukaną, więc pochwała ze strony Odetty i jej przyznanie, że czuła się swobodnie w rozmowie, było przyjemne. Tym bardziej że Cressida nie była mistrzynią konwersacji właśnie przez swoją wrodzoną nieśmiałość. Ale z Odettą rozmawiało jej się na tyle dobrze, że nie czuła się tak onieśmielona jak przy niektórych. – Muszę przyznać, że ja też – dodała więc, a na jej piegowatej buzi pojawił się lekki uśmiech. – A jeśli chodzi o rysunek, to myślę, że możemy to zrobić, kiedy cię odwiedzę albo ty mnie.
Rzeczywiście Cressidzie nie było łatwo jeśli chodzi o znajomości. Gdyby była bardziej śmiała łatwiej pokonałaby przeszkodę, jaką była nauka w innej szkole, ale zahukanie i niepewność siebie niczego nie ułatwiały.
- To prawda, nie było mi łatwo. Gdy skończyłam Beauxbatons i zadebiutowałam na salonach, okazało się, że większość moich rówieśnic, które uczyły się w Hogwarcie, już się bardzo dobrze zna, a ja… czułam się obco. Znałam swoich krewnych oraz dzieci przyjaciół rodu, podtrzymywałam z nimi kontakty w wakacje, ale nawet od nich przez większość edukacji byłam oddzielona. Flintowie zwykle posyłają dzieci do Hogwartu, ja i moja siostra byłyśmy wyjątkiem – przyznała. Choć lubiła Beauxbatons czasem żałowała, że jednak nie mogła wybrać się do Hogwartu z bratem i kuzynami. Choć z drugiej strony, gdyby spełniły się jej żywione w dzieciństwie obawy i trafiłaby do Hufflepuffu, byłoby jej jeszcze trudniej. Nie dość, że przyniosłaby ogromne rozczarowanie panu ojcu, to jeszcze byłaby obiektem drwin rówieśnic, które tak jak należało trafiły do Slytherinu, ewentualnie Ravenclawu. A że Cressida miała niskie poczucie wartości już od dziecka, to kiedy jeszcze było w planach, że pójdzie do Hogwartu, zawsze panicznie bała się tego Hufflepuffu i trafienie tam dręczyło ją w koszmarach. W końcu zgodnie z tym, co mówił pan ojciec był to dom dla miernot i nieudaczników, a ona właśnie tak często postrzegała siebie w dzieciństwie. Ale za sprawą nacisków matki wraz z siostrą poszły do Beauxbatons, gdzie pole do popisu z przyjaźniami było niewielkie, bo mogły w zasadzie obracać się głównie w gronie tych lady które zostały tam wysłane tak jak one, a większość dam z angielskich rodów uczyła się w Hogwarcie i we Francji nie było ich aż tak wiele. Dlatego Cressida nie miała wielu przyjaciółek, a na salonach trudno jej było wejść w grono absolwentek Hogwartu, bo musiała konkurować z latami ich więzi i na starcie była przegrana w tym względzie, bo brakowało jej siły przebicia, żeby wejść w jakąś już istniejącą grupkę. Pozostawało liczyć na to, że z czasem narodzą się jakieś świeże przyjaźnie. Wydawało jej się, że z Odettą miały szansę nawiązać ciekawą relację.
- Musiałabym poczytać i się zastanowić. Naprawdę dawno w ogóle nie dotykałam kociołka. Ale wydaje mi się, że chętnie dowiedziałabym się, jak warzyć proste wywary lecznicze – powiedziała. Wiadomym było, że nie zamierzała tykać się trucizn, zresztą nie podejrzewała Odetty o ich znajomość.
Było dla niej miłe też to, że ktoś z takim zainteresowaniem słuchał tego, co miała do powiedzenia na temat roślin. Zamyśliła się nad kolejnym pytaniem.
- Każda nieodpowiednio dobrana roślina może zmienić smak i właściwości wywaru. Podobno czasem wystarczy jeden listek czegoś, co nie powinno się w miksturze znaleźć, żeby ją zepsuć. Jeśli chodzi o eliksiry, to na przykład nie można mieszać ze sobą roślin o szlachetnym i plugawym charakterze, ale jako alchemiczka na pewno o tym wiesz. Z jakich roślin zwykle korzystasz najczęściej w swoich wywarach? – spytała, bo była ciekawa, o jakich gatunkach Odetta już posiadała pewną wiedzę. – Zaś jeśli chodzi o ziołowe napary i herbatki, najlepiej korzystać z roślin, co do których właściwości jesteś pewna. Jeśli nie jesteś pewna wyglądu, warto sprawdzić też zapach, niektóre zioła, jak mięta, mają bardzo charakterystyczny i trudny do pomylenia. Zbierając zioła w lesie, obojętnie czy chcesz je wykorzystać do eliksirów czy do czegoś innego, łatwo o pomyłki, zwłaszcza jeśli poszukuje się ich bez odpowiedniego przygotowania. Niebezpieczne może być zbieranie owoców, zwłaszcza różnych jagód, bo niektóre gatunki są silnie trujące. – Ją w rodzinnym domu nauczono jak odróżnić jadalne jagody od tych, które lepiej było omijać, ale nie każdy miał taką wiedzę. Słyszała, że na jesieni przybyło przypadków zatruć owocami leśnymi wśród pospólstwa dotkniętego kryzysem żywnościowym. – Co do kadzideł musiałabym na ten temat po prostu poczytać i zorientować się, czy jestem w stanie coś takiego przygotować. Możliwości wykorzystywania roślin są naprawdę znaczne. Nie wspominając o tym, jak wiele jest pięknych kwiatów, którymi można cieszyć oczy w ogrodach… A odpowiednio dobrane gatunki mogą sprawić, że w ogrodzie zawsze coś będzie kwitło.
- Rozumiem. Ptaki na naszych ziemiach też czasem wydają się zaniepokojone – rzekła nieco bezwiednie, zaraz uświadamiając sobie, że Odetta nie wiedziała o jej zdolnościach, więc nie zdradziła, skąd o tym wie. Ale Cressie zdawała sobie sprawę, że zwierzęta też w jakiś sposób odczuwały to, że nie działo się najlepiej. Kiedy szalały anomalie było to szczególnie widoczne. A o ile ptaki mogły się łatwiej przemieszczać w poszukiwaniu dogodnych siedlisk, jednorożce były dużo bardziej ograniczone, zwłaszcza że poza chronionymi rezerwatami mogło je czekać wiele niebezpieczeństw ze strony zarówno czarodziejów, jak i mugoli.
- Gdyby pójść w sukni w której już kiedyś się było, z pewnością ktoś by to zauważył i przemienił to w kolejną nieprzyjemną plotkę – przyznała. – Nie wspominając o tym, że lady Nott na pewno byłoby przykro, gdyby ktoś wykazał się podobną niedbałością. – Nawet wycofana, nieśmiała Cressida wiedziała o tym, że na każdy sabat należało włożyć coś, w czym nie było się nigdy wcześniej, zwłaszcza na ten najważniejszy, noworoczny. Później mogła już wkładać te suknie i na inne okazje. Wychowana wśród rozsądnych Flintów nie lubiła marnotrawstwa, więc unikała czegoś takiego jak wkładanie czegoś tylko raz i kupowania co chwilę nowych rzeczy, była rozważna i nie trwoniła galeonów z taką łatwością, jak niektóre jej koleżanki.
- Cieszę się, że tak uważasz. – Naprawdę się ucieszyła, bowiem większość dziewcząt uważała ją za nudną, zbyt nieśmiałą i zahukaną, więc pochwała ze strony Odetty i jej przyznanie, że czuła się swobodnie w rozmowie, było przyjemne. Tym bardziej że Cressida nie była mistrzynią konwersacji właśnie przez swoją wrodzoną nieśmiałość. Ale z Odettą rozmawiało jej się na tyle dobrze, że nie czuła się tak onieśmielona jak przy niektórych. – Muszę przyznać, że ja też – dodała więc, a na jej piegowatej buzi pojawił się lekki uśmiech. – A jeśli chodzi o rysunek, to myślę, że możemy to zrobić, kiedy cię odwiedzę albo ty mnie.
Rzeczywiście Cressidzie nie było łatwo jeśli chodzi o znajomości. Gdyby była bardziej śmiała łatwiej pokonałaby przeszkodę, jaką była nauka w innej szkole, ale zahukanie i niepewność siebie niczego nie ułatwiały.
- To prawda, nie było mi łatwo. Gdy skończyłam Beauxbatons i zadebiutowałam na salonach, okazało się, że większość moich rówieśnic, które uczyły się w Hogwarcie, już się bardzo dobrze zna, a ja… czułam się obco. Znałam swoich krewnych oraz dzieci przyjaciół rodu, podtrzymywałam z nimi kontakty w wakacje, ale nawet od nich przez większość edukacji byłam oddzielona. Flintowie zwykle posyłają dzieci do Hogwartu, ja i moja siostra byłyśmy wyjątkiem – przyznała. Choć lubiła Beauxbatons czasem żałowała, że jednak nie mogła wybrać się do Hogwartu z bratem i kuzynami. Choć z drugiej strony, gdyby spełniły się jej żywione w dzieciństwie obawy i trafiłaby do Hufflepuffu, byłoby jej jeszcze trudniej. Nie dość, że przyniosłaby ogromne rozczarowanie panu ojcu, to jeszcze byłaby obiektem drwin rówieśnic, które tak jak należało trafiły do Slytherinu, ewentualnie Ravenclawu. A że Cressida miała niskie poczucie wartości już od dziecka, to kiedy jeszcze było w planach, że pójdzie do Hogwartu, zawsze panicznie bała się tego Hufflepuffu i trafienie tam dręczyło ją w koszmarach. W końcu zgodnie z tym, co mówił pan ojciec był to dom dla miernot i nieudaczników, a ona właśnie tak często postrzegała siebie w dzieciństwie. Ale za sprawą nacisków matki wraz z siostrą poszły do Beauxbatons, gdzie pole do popisu z przyjaźniami było niewielkie, bo mogły w zasadzie obracać się głównie w gronie tych lady które zostały tam wysłane tak jak one, a większość dam z angielskich rodów uczyła się w Hogwarcie i we Francji nie było ich aż tak wiele. Dlatego Cressida nie miała wielu przyjaciółek, a na salonach trudno jej było wejść w grono absolwentek Hogwartu, bo musiała konkurować z latami ich więzi i na starcie była przegrana w tym względzie, bo brakowało jej siły przebicia, żeby wejść w jakąś już istniejącą grupkę. Pozostawało liczyć na to, że z czasem narodzą się jakieś świeże przyjaźnie. Wydawało jej się, że z Odettą miały szansę nawiązać ciekawą relację.
- Musiałabym poczytać i się zastanowić. Naprawdę dawno w ogóle nie dotykałam kociołka. Ale wydaje mi się, że chętnie dowiedziałabym się, jak warzyć proste wywary lecznicze – powiedziała. Wiadomym było, że nie zamierzała tykać się trucizn, zresztą nie podejrzewała Odetty o ich znajomość.
Było dla niej miłe też to, że ktoś z takim zainteresowaniem słuchał tego, co miała do powiedzenia na temat roślin. Zamyśliła się nad kolejnym pytaniem.
- Każda nieodpowiednio dobrana roślina może zmienić smak i właściwości wywaru. Podobno czasem wystarczy jeden listek czegoś, co nie powinno się w miksturze znaleźć, żeby ją zepsuć. Jeśli chodzi o eliksiry, to na przykład nie można mieszać ze sobą roślin o szlachetnym i plugawym charakterze, ale jako alchemiczka na pewno o tym wiesz. Z jakich roślin zwykle korzystasz najczęściej w swoich wywarach? – spytała, bo była ciekawa, o jakich gatunkach Odetta już posiadała pewną wiedzę. – Zaś jeśli chodzi o ziołowe napary i herbatki, najlepiej korzystać z roślin, co do których właściwości jesteś pewna. Jeśli nie jesteś pewna wyglądu, warto sprawdzić też zapach, niektóre zioła, jak mięta, mają bardzo charakterystyczny i trudny do pomylenia. Zbierając zioła w lesie, obojętnie czy chcesz je wykorzystać do eliksirów czy do czegoś innego, łatwo o pomyłki, zwłaszcza jeśli poszukuje się ich bez odpowiedniego przygotowania. Niebezpieczne może być zbieranie owoców, zwłaszcza różnych jagód, bo niektóre gatunki są silnie trujące. – Ją w rodzinnym domu nauczono jak odróżnić jadalne jagody od tych, które lepiej było omijać, ale nie każdy miał taką wiedzę. Słyszała, że na jesieni przybyło przypadków zatruć owocami leśnymi wśród pospólstwa dotkniętego kryzysem żywnościowym. – Co do kadzideł musiałabym na ten temat po prostu poczytać i zorientować się, czy jestem w stanie coś takiego przygotować. Możliwości wykorzystywania roślin są naprawdę znaczne. Nie wspominając o tym, jak wiele jest pięknych kwiatów, którymi można cieszyć oczy w ogrodach… A odpowiednio dobrane gatunki mogą sprawić, że w ogrodzie zawsze coś będzie kwitło.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Przeczuwała, że to właśnie ta zbieżność charakterów była dla nich zdecydowanie błogosławieństwem – może i przez większość czasu nie miały ze sobą kontaktu, ale łatwiej było im go nawiązać teraz. Niestety, w przypadku Odetty byłaby nawet spora szansa na to, że nie zauważyłaby jakiejkolwiek różnicy pomiędzy prawdziwą przyjaźnień. Na całe szczęście dla całego jej rodu, nikt nie dawał jej zbytnich decyzyjności poza tym, gdzie działać mogła w swoim gronie i pozwalać sobie na rozporządzanie modą. W tym jednak była zachwycająca, poruszając się ze sprawnością godną kogoś, kto był święcie przekonany o swojej racji. I nikt jeszcze się nie skarżył, wręcz przeciwnie.
- Zwierzęta zawsze wydają się wyczuwać takie rzeczy, tak jakby miały pod to specjalny instynkt. Chociaż powiedziałabym, że to jeszcze kwestia tego, że w wielu wypadkach musiały po prostu walczyć o przetrwanie i to je właśnie ratowało w wielu sytuacjach. – Tęskniła za oglądaniem jednorożców w ich naturalnych środowiskach, ale musiała przyznać, że byłoby to po prostu zbyt niebezpieczne aby teraz też nie pilnować ich tras. Nie spodziewała się wiec, że za tym komentarzem może stać coś więcej, dlatego też nie doszukiwała się w tym specjalnych talentów. Chociaż z pewnością byłaby nimi zachwycona.
- Mam wrażenie, że nam, damom, ze względu na status, tak rzadko daje się jakieś podejście do tego, aby zachować te same suknie. Mężczyźni chodzić mogą w tym samym garniturze, nam jednak potrzeba się pokazać. Nie sądzisz, że to dość interesujące? – W sumie nigdy wcześniej o tym nie rozmyślała, zastanawiając się, czy powinna rzeczywiście nad tym pochylać. Na niej w kwestii wyglądu czekały nieco szersze obowiązki niż po prostu pokazanie się na mieście. Miała reprezentować najważniejszą część modowego przemysłu, nie było tu miejsca na wpadki. Może dlatego tak bardzo panikowała, kiedy w grudniu ryzykowała pojawieniem się w miejscu publicznym z plamą na płaszczu.
- Mam nadzieję, że to nie jest jakaś odmienna opinia? – Oczywiście, nieco obawiała się zbłaźnienia, ale…Cressida była przecież zawsze taka mila i dobra dla niej na ich spotkania, nie było w końcu tak źle, prawda? – Jesteś bardzo sympatyczna, jeżeli mogę już tak mówić i nie jest to zbyt bezpośrednie. Wiem, że jest to dość niepewne, zwłaszcza jeżeli w tym momencie ta sytuacja wśród szlachty jest dość….dynamiczna, ze względu na wojnę. – Bardzo problematyczne było, kiedy niektórzy zmieniali stronę i chociaż tęskniła za niektórymi, wiedziała też, że musi udawać, jakby nigdy nie istnieli, bo wybrali inną stronę. – Dziękuję, to miłe z twojej strony. Chętnie cię odwiedzę, jak również mogę cię zapewnić, że zawsze będziesz mile widziana w Broadway Tower.
W jakimś sensie rozumiała, że na pewno nie było jej łatwo. Nie przez wzgląd na to, że była zupełnie odseparowana – chociaż to na pewno tez miało spory wpływ – ale też przez to, że taka edukacja oznaczała, że powrót mógł zderzyć ją z nieco bolesną rzeczywistością.
- Całe szczęście, że w tym momencie masz też męża i nie jesteś tu zupełnie sama. Ale wiesz co, mam cudowny pomysł, powinnaś przyjść kiedyś do mnie. Jest taki cyrk w Londynie i są bardzo dobrzy, będę musiała się nimi zainteresować. Chciałam zrobić pewien wynajem, bo na sabacie bardzo się sprawdzili, a wiemy, że Adela nie wynalazłaby nikogo dziwnego, dlatego tak bardzo marzę aby mogli wystąpić też bardziej prywatnie. Przyjdziesz? Byłoby mi niezmiernie miło. Mogłabym zaprosić jeszcze kogoś, abyś lepiej poznała towarzystwo szlachcianek w naszym wieku! – Albo i jego okolicach. – Albo możemy też po prostu posiedzieć we dwójkę!
Wiedziała, że momentami łatwiej było siedzieć we dwójkę niż przy większej ilości osób. Gdyby wiedziała, jaki strach by kierował ja w przyjściu do Hogwartu, zapewne mogłaby opowiedzieć o swoim strachu i tym, że błagała wręcz tiarę przydziału o Slytherin, wiedząc, że w tym wypadku chciała iść tam, gdzie większość jej rodziny i gdzie teraz najpewniej były przyjmowane kolejne pokolenia czarodziejskiej szlachty.
- Maść z gwiazdy wodnej mogłaby być przydatna na początek. Jest dość prosta również, mogę ci ją przyrządzić i byś zadecydowała, czy ci pasuje, bardzo dobra leczniczo. Tylko najlepiej skonsultować jej użycie z kimś kto zna się już nieco na uzdrowcielstwie jeżeli nie jesteś pewna. – Nie uważała, że zajmowanie się truciznami było jakąś ujmą – może głównie dlatego, że rozważała je zawsze w kwestii tworzenia, ale nigdy w użytku. W końcu nie miała zamiaru robić komuś krzywdy.
- Bardzo często korzystam z przypraw, które używane są też w kuchni, tak jak cytrusy, anyż czy żyto, zajmując się też podstawowymi kwestiami jak kwiaty – róża, jaśmin, jemioła. Myślisz, że w takim wypadku dobrze byłoby móc założyć też jakoś własną szklarnię? Zastanawiam się nad tym, ale musiałabym pewnie też zatrudnić kogoś aby się tym zajmował, bo sama na pewno nie miałabym czasu. – Nie dlatego, że byłaby zła, bo w końcu sama by coś takiego chciała, ale po prostu zmęczenie czasem brało nad nią górę, a nie chciałaby zaniedbywać miejsca, które potem miało być jej źródłem do eliksirów.
- Jak tylko odświeżysz swoją wiedzę, daj znać, chętnie dowiem się nieco więcej! – Jeżeli to miało być coś, co sprawiałoby radość Cressidzie, to zdecydowanie widziała ją w tej roli.
- Zwierzęta zawsze wydają się wyczuwać takie rzeczy, tak jakby miały pod to specjalny instynkt. Chociaż powiedziałabym, że to jeszcze kwestia tego, że w wielu wypadkach musiały po prostu walczyć o przetrwanie i to je właśnie ratowało w wielu sytuacjach. – Tęskniła za oglądaniem jednorożców w ich naturalnych środowiskach, ale musiała przyznać, że byłoby to po prostu zbyt niebezpieczne aby teraz też nie pilnować ich tras. Nie spodziewała się wiec, że za tym komentarzem może stać coś więcej, dlatego też nie doszukiwała się w tym specjalnych talentów. Chociaż z pewnością byłaby nimi zachwycona.
- Mam wrażenie, że nam, damom, ze względu na status, tak rzadko daje się jakieś podejście do tego, aby zachować te same suknie. Mężczyźni chodzić mogą w tym samym garniturze, nam jednak potrzeba się pokazać. Nie sądzisz, że to dość interesujące? – W sumie nigdy wcześniej o tym nie rozmyślała, zastanawiając się, czy powinna rzeczywiście nad tym pochylać. Na niej w kwestii wyglądu czekały nieco szersze obowiązki niż po prostu pokazanie się na mieście. Miała reprezentować najważniejszą część modowego przemysłu, nie było tu miejsca na wpadki. Może dlatego tak bardzo panikowała, kiedy w grudniu ryzykowała pojawieniem się w miejscu publicznym z plamą na płaszczu.
- Mam nadzieję, że to nie jest jakaś odmienna opinia? – Oczywiście, nieco obawiała się zbłaźnienia, ale…Cressida była przecież zawsze taka mila i dobra dla niej na ich spotkania, nie było w końcu tak źle, prawda? – Jesteś bardzo sympatyczna, jeżeli mogę już tak mówić i nie jest to zbyt bezpośrednie. Wiem, że jest to dość niepewne, zwłaszcza jeżeli w tym momencie ta sytuacja wśród szlachty jest dość….dynamiczna, ze względu na wojnę. – Bardzo problematyczne było, kiedy niektórzy zmieniali stronę i chociaż tęskniła za niektórymi, wiedziała też, że musi udawać, jakby nigdy nie istnieli, bo wybrali inną stronę. – Dziękuję, to miłe z twojej strony. Chętnie cię odwiedzę, jak również mogę cię zapewnić, że zawsze będziesz mile widziana w Broadway Tower.
W jakimś sensie rozumiała, że na pewno nie było jej łatwo. Nie przez wzgląd na to, że była zupełnie odseparowana – chociaż to na pewno tez miało spory wpływ – ale też przez to, że taka edukacja oznaczała, że powrót mógł zderzyć ją z nieco bolesną rzeczywistością.
- Całe szczęście, że w tym momencie masz też męża i nie jesteś tu zupełnie sama. Ale wiesz co, mam cudowny pomysł, powinnaś przyjść kiedyś do mnie. Jest taki cyrk w Londynie i są bardzo dobrzy, będę musiała się nimi zainteresować. Chciałam zrobić pewien wynajem, bo na sabacie bardzo się sprawdzili, a wiemy, że Adela nie wynalazłaby nikogo dziwnego, dlatego tak bardzo marzę aby mogli wystąpić też bardziej prywatnie. Przyjdziesz? Byłoby mi niezmiernie miło. Mogłabym zaprosić jeszcze kogoś, abyś lepiej poznała towarzystwo szlachcianek w naszym wieku! – Albo i jego okolicach. – Albo możemy też po prostu posiedzieć we dwójkę!
Wiedziała, że momentami łatwiej było siedzieć we dwójkę niż przy większej ilości osób. Gdyby wiedziała, jaki strach by kierował ja w przyjściu do Hogwartu, zapewne mogłaby opowiedzieć o swoim strachu i tym, że błagała wręcz tiarę przydziału o Slytherin, wiedząc, że w tym wypadku chciała iść tam, gdzie większość jej rodziny i gdzie teraz najpewniej były przyjmowane kolejne pokolenia czarodziejskiej szlachty.
- Maść z gwiazdy wodnej mogłaby być przydatna na początek. Jest dość prosta również, mogę ci ją przyrządzić i byś zadecydowała, czy ci pasuje, bardzo dobra leczniczo. Tylko najlepiej skonsultować jej użycie z kimś kto zna się już nieco na uzdrowcielstwie jeżeli nie jesteś pewna. – Nie uważała, że zajmowanie się truciznami było jakąś ujmą – może głównie dlatego, że rozważała je zawsze w kwestii tworzenia, ale nigdy w użytku. W końcu nie miała zamiaru robić komuś krzywdy.
- Bardzo często korzystam z przypraw, które używane są też w kuchni, tak jak cytrusy, anyż czy żyto, zajmując się też podstawowymi kwestiami jak kwiaty – róża, jaśmin, jemioła. Myślisz, że w takim wypadku dobrze byłoby móc założyć też jakoś własną szklarnię? Zastanawiam się nad tym, ale musiałabym pewnie też zatrudnić kogoś aby się tym zajmował, bo sama na pewno nie miałabym czasu. – Nie dlatego, że byłaby zła, bo w końcu sama by coś takiego chciała, ale po prostu zmęczenie czasem brało nad nią górę, a nie chciałaby zaniedbywać miejsca, które potem miało być jej źródłem do eliksirów.
- Jak tylko odświeżysz swoją wiedzę, daj znać, chętnie dowiem się nieco więcej! – Jeżeli to miało być coś, co sprawiałoby radość Cressidzie, to zdecydowanie widziała ją w tej roli.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cressida zawsze była nastawiona do otoczenia miło i życzliwie, ale nieśmiałość utrudniała jej nawiązywanie bliższych relacji. Niektóre dziewczęta bardzo ją onieśmielały przez to, że były takie pewne siebie, ale przy Odettcie tego nie czuła i może dlatego rozmawiało jej się z nią stosunkowo łatwo i przyjemnie.
- Myślę że one wiedzą i czują więcej, niż niektórym czarodziejom się wydaje – zauważyła; zwierzęta swoje wiedziały wbrew temu, co niektórzy czarodzieje mogli sądzić, i lata rozmów z ptakami pokazały jej wiele. Jednak nie każdy posiadał podobny wgląd w ptasi świat, nawet wielu fachowców magizoologii mogłoby jej pozazdrościć tego, że posiadała dar porozumiewania się z ptakami i mogła je zapytać o wiele rzeczy. Takie zdolności były dość rzadkie i trzeba się było z nimi urodzić, a Cressie jeszcze za młodu uświadomiła sobie, że to odmienność, i że na salonach nie powinna się nią chwalić. Wielu mogłoby ją uważać za jeszcze większe dziwadło gdyby wiedzieli, że rozmawiała z ptakami, choć możliwe, że jeśli kiedyś z Odettą zaprzyjaźnią się bliżej, zdradzi jej ten sekret.
- To prawda, mężczyznom wybacza się więcej pod względem mody. Za to my, kobiety, musimy zawsze dobrze wyglądać i być ich ozdobami. – Takie już były podwójne standardy, mężczyznom wybaczano więcej, nie oceniano ich tak surowo, jeśli włożyli drugi raz ten sam strój. To rolą kobiet było dbać o urodę i być ozdobami dla mężów. Cressidzie zależało, żeby William nie musiał się za nią wstydzić. – Ale z drugiej strony, życie mężczyzn wcale nie jest takie lekkie i przyjemne, mają za to inne obowiązki i spoczywa na ich barkach wielka odpowiedzialność. – Bo może pod jednymi względami im wybaczano, ale pod innymi to na nich patrzono bardziej surowo. Kobiety mogły być ozdobami, nie musiały podejmować się poważnych obowiązków ani troszczyć się o byt materialny, ale to mężczyźni musieli dbać o dobro rodu oraz tego, czym ród się zajmował, często też zajmowali się sprawami politycznymi, a konsekwencje ich decyzji były bardziej dotkliwe. Z dzieciństwa pamiętała, że pan ojciec to od jej brata oczekiwał najwięcej, bo wiadomym było, że dziewczynki i tak po szkole wyjdą za mąż i zamieszkają z innymi rodzinami, za to brat miał być dumą Flintów, która godnie przedłuży nazwisko. – Nie chciałabym być mężczyzną, cieszę się, że nie muszę martwić się tym, co oni – przyznała; nigdy nie rozumiała tych dziewcząt które na siłę wchodziły w męskie role, chciały pracować czy nadmiernie interesowały się polityką. Jej dobrze było być kobietą, gdzie jej głównym obowiązkiem było wyjście za mąż i urodzenie dzieci, a poważniejsze troski były ściągane z jej barków. Wolała już problemy pokroju wyboru sukni na sabat niż martwić się męskimi sprawami. Znała swoje miejsce, tak było najprościej i najlepiej.
Nieco się onieśmieliła gdy rozmowa zeszła na temat tego, że było im w swoim towarzystwie miło, gdyż też obawiała się zbłaźnienia i tego, że za bardzo odkryje się ze swoimi odczuciami. A jeszcze z lat szkolnych pamiętała, że niektóre dziewczęta potrafiły potem wykorzystać słabości do swoich celów, choć miała nadzieję, że nie myliła się co do Odetty i że ona taka nie była.
Lekko zarumieniła się pod piegami i uśmiechnęła się.
- Miejmy nadzieję, że sytuacja będzie zmierzać w stronę uspokojenia się. Martwi mnie to wszystko, choć czuję, że bliscy dla mojego dobra o wielu rzeczach mi nie mówią. Może to i lepiej, wolę wiedzieć jak najmniej – przytaknęła; wygodniej było żyć pod kloszem i nie wiedzieć zbyt wiele, bo tylko niepotrzebnie by się zamartwiała. – Ale w grudniu zaangażowałam się trochę w pomoc magicznej ludności Kumbrii, zainspirowana działalnością mojej kuzynki Aquili. To naprawdę smutne i straszne, jak niektórzy czarodzieje teraz żyją. – To było jej pierwsze takie zetknięcie z tym, jak żyją zwykli ludzie, i martwiło ją to, ale wierzyła, że te wszystkie niedostatki żywności i inne problemy są skutkiem działalności bezmyślnej promugolskiej tłuszczy. Do jej mydlanej bańki docierały w końcu tylko starannie dobrane informacje, a naiwny umysł łatwo łykał propagandę, zwłaszcza że przecież wierzyła w to, że tradycje są dobre i należy się ich trzymać. A skali przemocy w kraju była nieświadoma, bo każdy z jej męskich krewnych wiedział, że tego typu informacje zbyt mocno by dziewczątko zmartwiły i zestresowały, miała przecież bardzo dobre i łagodne serduszko. Bolało ją jednak to, że musiała zerwać kontakty nawet z częścią rodziny, bo krewni matki znajdowali się po drugiej stronie barykady i wspierali promugolskość zamiast tradycji. Miała nadzieję, że w końcu odzyskają rozsądek i podążą za większością rodów.
- Masz rację, nie jestem teraz zupełnie sama, mam dzieci, męża, a jego rodzina też okazuje mi wsparcie. Poza tym mam kontakt też ze swoją rodziną, a także z niektórymi z dziewcząt, które również wysłano na nauki do Francji. – Bo niektóre dziewczęta z brytyjskich rodów też się tam uczyły, i siłą rzeczy Cressie była z nimi zżyta bardziej niż z byłymi uczennicami Hogwartu, których sporą część poznała dopiero w dorosłości, po debiucie. – Czy to ci sami, którzy byli na sabacie? – spytała z ciekawością. – Mogę przyjść, jeśli będzie sposobność, może poznam dziewczęta, z którymi jeszcze nie rozmawiałam zbyt wiele. A do spotkań w dwójkę też na pewno będzie okazja, zwłaszcza jeśli miałabym cię uczyć rysunku. Mój mąż na pewno nie będzie mieć nic przeciwko twojej wizycie ani temu, żebym ja odwiedziła ciebie.
Cressidzie też łatwiej przychodziły takie spotkania w dwójkę, wtedy czuła się mniej onieśmielona i przytłoczona, łatwiej było jej się też otworzyć niż przy większej grupie. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o relację z Odettą, wciąż wielu rzeczy o sobie nie wiedziały i dopiero z czasem będą poznawać się coraz lepiej.
- Czytałam o tej maści, nawet ją widziałam, ale nie miałam okazji sama jej przyrządzać, choć chętnie się tego nauczę. – Możliwe nawet, że kiedy była dzieckiem parę razy uleczono jej zadrapania taką maścią. W końcu w dzieciństwie zdarzyło jej się czasem skaleczyć podczas zabaw w lesie, nie wspominając o często bolesnych w skutkach upadkach z konia, gdzie czasem spotkanie z uzdrowicielem oraz przyjmowanie różnych mikstur było konieczne. – Zawsze możesz porozmawiać ze swoją rodziną na temat wydzielenia odpowiedniego miejsca w ogrodzie, choć wydaje mi się, że twoi bliscy i bez tego potrafiliby ci zapewnić dostęp do ingrediencji roślinnych także w zimie. A latem wiele naszych roślin może swobodnie rosnąć na zewnątrz, tylko gatunki egzotyczne potrzebują warunków szklarniowych przez cały rok. U Flintów szklarnie oczywiście są obecne, a i Fawleyowie mają małą oranżerię z roślinami ozdobnymi, choć większość piękna naszych ogrodów i tak znajduje się na zewnątrz. – A oranżeria była miejscem relaksu głównie wtedy, kiedy nadchodziły zimne miesiące, ale nie służyła ona do hodowli roślin użytkowych, a po prostu do cieszenia oczu.
Uśmiechnęła się leciutko, ruszając w stronę kolejnej alejki z roślinnością.
- Chodźmy dalej, jeszcze jest sporo do obejrzenia – zaproponowała, po czym mogły kontynuować swój spacer, podziwiając te atrakcje ogrodu magibotanicznego, które były dostępne zimą, a przy okazji Cressida starała się dzielić swoją wiedzą na temat roślin, zarówno tych ozdobnych, jak i użytkowych.
| zt.?
- Myślę że one wiedzą i czują więcej, niż niektórym czarodziejom się wydaje – zauważyła; zwierzęta swoje wiedziały wbrew temu, co niektórzy czarodzieje mogli sądzić, i lata rozmów z ptakami pokazały jej wiele. Jednak nie każdy posiadał podobny wgląd w ptasi świat, nawet wielu fachowców magizoologii mogłoby jej pozazdrościć tego, że posiadała dar porozumiewania się z ptakami i mogła je zapytać o wiele rzeczy. Takie zdolności były dość rzadkie i trzeba się było z nimi urodzić, a Cressie jeszcze za młodu uświadomiła sobie, że to odmienność, i że na salonach nie powinna się nią chwalić. Wielu mogłoby ją uważać za jeszcze większe dziwadło gdyby wiedzieli, że rozmawiała z ptakami, choć możliwe, że jeśli kiedyś z Odettą zaprzyjaźnią się bliżej, zdradzi jej ten sekret.
- To prawda, mężczyznom wybacza się więcej pod względem mody. Za to my, kobiety, musimy zawsze dobrze wyglądać i być ich ozdobami. – Takie już były podwójne standardy, mężczyznom wybaczano więcej, nie oceniano ich tak surowo, jeśli włożyli drugi raz ten sam strój. To rolą kobiet było dbać o urodę i być ozdobami dla mężów. Cressidzie zależało, żeby William nie musiał się za nią wstydzić. – Ale z drugiej strony, życie mężczyzn wcale nie jest takie lekkie i przyjemne, mają za to inne obowiązki i spoczywa na ich barkach wielka odpowiedzialność. – Bo może pod jednymi względami im wybaczano, ale pod innymi to na nich patrzono bardziej surowo. Kobiety mogły być ozdobami, nie musiały podejmować się poważnych obowiązków ani troszczyć się o byt materialny, ale to mężczyźni musieli dbać o dobro rodu oraz tego, czym ród się zajmował, często też zajmowali się sprawami politycznymi, a konsekwencje ich decyzji były bardziej dotkliwe. Z dzieciństwa pamiętała, że pan ojciec to od jej brata oczekiwał najwięcej, bo wiadomym było, że dziewczynki i tak po szkole wyjdą za mąż i zamieszkają z innymi rodzinami, za to brat miał być dumą Flintów, która godnie przedłuży nazwisko. – Nie chciałabym być mężczyzną, cieszę się, że nie muszę martwić się tym, co oni – przyznała; nigdy nie rozumiała tych dziewcząt które na siłę wchodziły w męskie role, chciały pracować czy nadmiernie interesowały się polityką. Jej dobrze było być kobietą, gdzie jej głównym obowiązkiem było wyjście za mąż i urodzenie dzieci, a poważniejsze troski były ściągane z jej barków. Wolała już problemy pokroju wyboru sukni na sabat niż martwić się męskimi sprawami. Znała swoje miejsce, tak było najprościej i najlepiej.
Nieco się onieśmieliła gdy rozmowa zeszła na temat tego, że było im w swoim towarzystwie miło, gdyż też obawiała się zbłaźnienia i tego, że za bardzo odkryje się ze swoimi odczuciami. A jeszcze z lat szkolnych pamiętała, że niektóre dziewczęta potrafiły potem wykorzystać słabości do swoich celów, choć miała nadzieję, że nie myliła się co do Odetty i że ona taka nie była.
Lekko zarumieniła się pod piegami i uśmiechnęła się.
- Miejmy nadzieję, że sytuacja będzie zmierzać w stronę uspokojenia się. Martwi mnie to wszystko, choć czuję, że bliscy dla mojego dobra o wielu rzeczach mi nie mówią. Może to i lepiej, wolę wiedzieć jak najmniej – przytaknęła; wygodniej było żyć pod kloszem i nie wiedzieć zbyt wiele, bo tylko niepotrzebnie by się zamartwiała. – Ale w grudniu zaangażowałam się trochę w pomoc magicznej ludności Kumbrii, zainspirowana działalnością mojej kuzynki Aquili. To naprawdę smutne i straszne, jak niektórzy czarodzieje teraz żyją. – To było jej pierwsze takie zetknięcie z tym, jak żyją zwykli ludzie, i martwiło ją to, ale wierzyła, że te wszystkie niedostatki żywności i inne problemy są skutkiem działalności bezmyślnej promugolskiej tłuszczy. Do jej mydlanej bańki docierały w końcu tylko starannie dobrane informacje, a naiwny umysł łatwo łykał propagandę, zwłaszcza że przecież wierzyła w to, że tradycje są dobre i należy się ich trzymać. A skali przemocy w kraju była nieświadoma, bo każdy z jej męskich krewnych wiedział, że tego typu informacje zbyt mocno by dziewczątko zmartwiły i zestresowały, miała przecież bardzo dobre i łagodne serduszko. Bolało ją jednak to, że musiała zerwać kontakty nawet z częścią rodziny, bo krewni matki znajdowali się po drugiej stronie barykady i wspierali promugolskość zamiast tradycji. Miała nadzieję, że w końcu odzyskają rozsądek i podążą za większością rodów.
- Masz rację, nie jestem teraz zupełnie sama, mam dzieci, męża, a jego rodzina też okazuje mi wsparcie. Poza tym mam kontakt też ze swoją rodziną, a także z niektórymi z dziewcząt, które również wysłano na nauki do Francji. – Bo niektóre dziewczęta z brytyjskich rodów też się tam uczyły, i siłą rzeczy Cressie była z nimi zżyta bardziej niż z byłymi uczennicami Hogwartu, których sporą część poznała dopiero w dorosłości, po debiucie. – Czy to ci sami, którzy byli na sabacie? – spytała z ciekawością. – Mogę przyjść, jeśli będzie sposobność, może poznam dziewczęta, z którymi jeszcze nie rozmawiałam zbyt wiele. A do spotkań w dwójkę też na pewno będzie okazja, zwłaszcza jeśli miałabym cię uczyć rysunku. Mój mąż na pewno nie będzie mieć nic przeciwko twojej wizycie ani temu, żebym ja odwiedziła ciebie.
Cressidzie też łatwiej przychodziły takie spotkania w dwójkę, wtedy czuła się mniej onieśmielona i przytłoczona, łatwiej było jej się też otworzyć niż przy większej grupie. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o relację z Odettą, wciąż wielu rzeczy o sobie nie wiedziały i dopiero z czasem będą poznawać się coraz lepiej.
- Czytałam o tej maści, nawet ją widziałam, ale nie miałam okazji sama jej przyrządzać, choć chętnie się tego nauczę. – Możliwe nawet, że kiedy była dzieckiem parę razy uleczono jej zadrapania taką maścią. W końcu w dzieciństwie zdarzyło jej się czasem skaleczyć podczas zabaw w lesie, nie wspominając o często bolesnych w skutkach upadkach z konia, gdzie czasem spotkanie z uzdrowicielem oraz przyjmowanie różnych mikstur było konieczne. – Zawsze możesz porozmawiać ze swoją rodziną na temat wydzielenia odpowiedniego miejsca w ogrodzie, choć wydaje mi się, że twoi bliscy i bez tego potrafiliby ci zapewnić dostęp do ingrediencji roślinnych także w zimie. A latem wiele naszych roślin może swobodnie rosnąć na zewnątrz, tylko gatunki egzotyczne potrzebują warunków szklarniowych przez cały rok. U Flintów szklarnie oczywiście są obecne, a i Fawleyowie mają małą oranżerię z roślinami ozdobnymi, choć większość piękna naszych ogrodów i tak znajduje się na zewnątrz. – A oranżeria była miejscem relaksu głównie wtedy, kiedy nadchodziły zimne miesiące, ale nie służyła ona do hodowli roślin użytkowych, a po prostu do cieszenia oczu.
Uśmiechnęła się leciutko, ruszając w stronę kolejnej alejki z roślinnością.
- Chodźmy dalej, jeszcze jest sporo do obejrzenia – zaproponowała, po czym mogły kontynuować swój spacer, podziwiając te atrakcje ogrodu magibotanicznego, które były dostępne zimą, a przy okazji Cressida starała się dzielić swoją wiedzą na temat roślin, zarówno tych ozdobnych, jak i użytkowych.
| zt.?
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Miała nadzieję, że Cressida zagrzeje już miejsca wśród lokalnej szlachty i poczuje się o wiele pewniej. Sama rozumiała, że nie było łatwo wyjść z inicjatywą, ale mimo to wciąż miała coś, dzięki czemu mogła się czuć pewnie jeżeli chodziło o relacje międzyludzkie: modę. W końcu wiele panien i pań z innych rodów nie interesowały się tym tam bardzo, przez co często w Domu Mody wymagana była asysta, a i ona mogła się przydać w tym momencie. Cressida być może również odnajdzie swoje powołanie.
- Czasem żałuję, że nie rozumiem jednorożców, ale z drugiej strony..ma to też swoje piękno, nie sądzisz? Fakt, że po prostu spoglądasz na zwierzę i czujesz, co chce ci przekazać! – Absolutnie się nie domyślała, jaki dar skrywa w sobie pani Fawley i wydawało się, że raczej domyśleć się nie będzie. Może kiedyś, w ramach rozwoju ich przyjaźni, Cressida przemoże się i opowie jej o tym, tego nie miała jak powiedzieć, sekret na pewno byłby bezpieczny. Zbyt wiele własnych potknięć musiała chować przed światem aby jeszcze chwalić się cudzymi.
- Nie powiem już o tych wszystkich dodatkach, które trzeba założyć, aby jeszcze jakoś wyglądać. – Ton jej był łagodny, ale myślami chyba na chwilę odpłynęła, bo jej brwi zmarszczyły się lekko, najwyraźniej myśląc o tym, jakie ceny potrafili postawić sobie ustawić prowadzący niektóre sklepy. Na szczęście wielu wystawców z Domu Mody bardzo dobrze wiedziało, kim jest Odetta i żaden z nich nie odważył się stawiać jej większych cen. Nie prosiła od razu o obniżenie cen, ale czy naprawdę musiała przepłacać za eleganckie kolczyki, kiedy chciała coś kupić? – Prawda to, mam wrażenie, że w wielu wypadkach trzeba wyglądać odpowiedni, w innych za to odpowiednia ilość biżuterii mogłaby przeszkadzać. – Nie umiała teraz dokładnie wpaść na to, jakie to zawody mogły by być, bo jedyne, co przyszło jej na myśl, to pływanie, a nie kojarzyła aby ktoś pływał w ramach swojego zawodu, mimo to byłoby to prawdopodobne. Chociaż gdyby tak się zastanowić, to syreny mogłyby nieziemsko wyglądać w eleganckiej biżuterii.
- Na pewno musiałybyśmy się zaangażować jakoś w tę wojnę, a tego naprawdę nie chcę. Tyle przemocy…mam co prawda parę planów odnośnie mieszkańców moich ziem, dlatego po rozmowie z moją kuzynką chciałabym móc wprowadzić je w życie, ale przekonamy się, czy zdołam im pomóc. Ale potrzebują naszej uwagi, zwłaszcza w zimę. – Nie tylko dobro jednorożców leżało jej na sercu i chciała zrobić co tylko mogła, aby jednak zapewnić im jakieś bezpieczeństwo. Ostatnio kręcili się podejrzani ludzie po terenie rezerwatu i musieli solidniej zabezpieczyć również ten teren.
- Jeżeli chcesz…myślę, że jeżeli połączymy siły, takie inicjatywy mogą wybrzmieć bardziej. Nasze ziemie łączy co prawda spora odległość, ale jeżeli zobaczą, że lady z różnych rodów współpracują, może przekona ich to do tego, że dbamy o to, aby w każdym zakątku Wielkiej Brytanii było bezpieczniej. – W końcu każdy dbał o swoje podwórko, ale nie wszystkie działania musiały być przeznaczone jedynie dla nich albo tylko dla mieszkańców jednego miejsca. W końcu Odetta była dumna ze swoich pomysłów i jeżeli by doszło do realizacji, miałaby nadzieję, że inne hrabstwa również na tym skorzystają. Co prawda na początek jej ludzie, ale potem nie było to problemem.
- Tak, cyrk jest ten sam i ufam, że skoro lady Adelaida Nott uznała go za godnego sabatu, to i ja nie mogę odmówić im kunsztu. Zwłaszcza, że musisz przyznać, iż całkiem się spisali. W tym momencie jednak nie stać mnie całkowicie aby opłacić występ całego, wiec o wiele mniejszy skład musi mi wystarczyć. – Nie, żeby narzekała, po prostu łatwiej było opłacić jej z własnej kieszeni jedną osobę, niż przeznaczać to na cały występ. Zresztą, ile osób miało niby zjawiać się w jednym Broadway Tower?
Wysłuchała jeszcze rozmów o ogrodnictwie, gotowa przemyśleć sprawę solidniej zanim nie poprosi nestora o dokładniejsze działania. A ponieważ przed nimi jeszcze była długa droga w świecie roślin, sama powędrowała za Cressidą, ciekawa, co jeszcze dziś będą omawiać.
zt
- Czasem żałuję, że nie rozumiem jednorożców, ale z drugiej strony..ma to też swoje piękno, nie sądzisz? Fakt, że po prostu spoglądasz na zwierzę i czujesz, co chce ci przekazać! – Absolutnie się nie domyślała, jaki dar skrywa w sobie pani Fawley i wydawało się, że raczej domyśleć się nie będzie. Może kiedyś, w ramach rozwoju ich przyjaźni, Cressida przemoże się i opowie jej o tym, tego nie miała jak powiedzieć, sekret na pewno byłby bezpieczny. Zbyt wiele własnych potknięć musiała chować przed światem aby jeszcze chwalić się cudzymi.
- Nie powiem już o tych wszystkich dodatkach, które trzeba założyć, aby jeszcze jakoś wyglądać. – Ton jej był łagodny, ale myślami chyba na chwilę odpłynęła, bo jej brwi zmarszczyły się lekko, najwyraźniej myśląc o tym, jakie ceny potrafili postawić sobie ustawić prowadzący niektóre sklepy. Na szczęście wielu wystawców z Domu Mody bardzo dobrze wiedziało, kim jest Odetta i żaden z nich nie odważył się stawiać jej większych cen. Nie prosiła od razu o obniżenie cen, ale czy naprawdę musiała przepłacać za eleganckie kolczyki, kiedy chciała coś kupić? – Prawda to, mam wrażenie, że w wielu wypadkach trzeba wyglądać odpowiedni, w innych za to odpowiednia ilość biżuterii mogłaby przeszkadzać. – Nie umiała teraz dokładnie wpaść na to, jakie to zawody mogły by być, bo jedyne, co przyszło jej na myśl, to pływanie, a nie kojarzyła aby ktoś pływał w ramach swojego zawodu, mimo to byłoby to prawdopodobne. Chociaż gdyby tak się zastanowić, to syreny mogłyby nieziemsko wyglądać w eleganckiej biżuterii.
- Na pewno musiałybyśmy się zaangażować jakoś w tę wojnę, a tego naprawdę nie chcę. Tyle przemocy…mam co prawda parę planów odnośnie mieszkańców moich ziem, dlatego po rozmowie z moją kuzynką chciałabym móc wprowadzić je w życie, ale przekonamy się, czy zdołam im pomóc. Ale potrzebują naszej uwagi, zwłaszcza w zimę. – Nie tylko dobro jednorożców leżało jej na sercu i chciała zrobić co tylko mogła, aby jednak zapewnić im jakieś bezpieczeństwo. Ostatnio kręcili się podejrzani ludzie po terenie rezerwatu i musieli solidniej zabezpieczyć również ten teren.
- Jeżeli chcesz…myślę, że jeżeli połączymy siły, takie inicjatywy mogą wybrzmieć bardziej. Nasze ziemie łączy co prawda spora odległość, ale jeżeli zobaczą, że lady z różnych rodów współpracują, może przekona ich to do tego, że dbamy o to, aby w każdym zakątku Wielkiej Brytanii było bezpieczniej. – W końcu każdy dbał o swoje podwórko, ale nie wszystkie działania musiały być przeznaczone jedynie dla nich albo tylko dla mieszkańców jednego miejsca. W końcu Odetta była dumna ze swoich pomysłów i jeżeli by doszło do realizacji, miałaby nadzieję, że inne hrabstwa również na tym skorzystają. Co prawda na początek jej ludzie, ale potem nie było to problemem.
- Tak, cyrk jest ten sam i ufam, że skoro lady Adelaida Nott uznała go za godnego sabatu, to i ja nie mogę odmówić im kunsztu. Zwłaszcza, że musisz przyznać, iż całkiem się spisali. W tym momencie jednak nie stać mnie całkowicie aby opłacić występ całego, wiec o wiele mniejszy skład musi mi wystarczyć. – Nie, żeby narzekała, po prostu łatwiej było opłacić jej z własnej kieszeni jedną osobę, niż przeznaczać to na cały występ. Zresztą, ile osób miało niby zjawiać się w jednym Broadway Tower?
Wysłuchała jeszcze rozmów o ogrodnictwie, gotowa przemyśleć sprawę solidniej zanim nie poprosi nestora o dokładniejsze działania. A ponieważ przed nimi jeszcze była długa droga w świecie roślin, sama powędrowała za Cressidą, ciekawa, co jeszcze dziś będą omawiać.
zt
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Szklarnia
Szybka odpowiedź