Akwarium z ośmiornicą
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]Akwiarum z ośmiornicą
Akwarium z olbrzymią ośmiornicą znajduje się w centralnej części magicznego portu; skryte jest pod okrągłą wiatą, przez którą przechodzi główny skwer. Ośmiornica - jeśli wierzyć tabliczce - jest niesamowicie inteligentna i posiada zdolności jasnowidzenia. Kiedy podchodzisz do akwarium, ośmiornica podnosi jedną z piłeczek (możesz rzucić kością k100), a legenda, którą oznakowane jest akwarium, objaśnia wróżbę:
1-20: czerwona piłeczka - jeśli jesteś tutaj z osobą przeciwnej płci, wkrótce może połączyć was głębokie romantyczne uczucie, w innym przypadku - poróżni was kłótnia.
21-40: zielona piłeczka - wkrótce twój sekret może zostać objawiony, jeśli to coś ważnego - miej się na baczności.
41-60: żółta piłeczka - to twój szczęśliwy dzień, cokolwiek by się nie działo - los będzie ci sprzyjał (+1 do wszystkich rzutów na okres bieżącego miesiąca fabularnego).
61-80: niebieska piłeczka - zbyt długo zbierasz się, by coś zrobić - chcesz komuś o czymś opowiedzieć, wyznać, zrzucić z siebie pewien ciężar, ale nie możesz znaleźć właściwej chwili - właśnie nadeszła.
81-100: biała piłeczka - powinieneś uważać na swoje zdrowie bardziej, niż dotychczas (jeżeli któraś z postaci choruje na jakąkolwiek chorobę, w tym momencie rozpoczyna się jej atak).
Od wewnętrznej strony wiaty znajduje się kaligrafowany regulamin, którzy przestrzega przed dokarmianiem ośmiornicy.
1-20: czerwona piłeczka - jeśli jesteś tutaj z osobą przeciwnej płci, wkrótce może połączyć was głębokie romantyczne uczucie, w innym przypadku - poróżni was kłótnia.
21-40: zielona piłeczka - wkrótce twój sekret może zostać objawiony, jeśli to coś ważnego - miej się na baczności.
41-60: żółta piłeczka - to twój szczęśliwy dzień, cokolwiek by się nie działo - los będzie ci sprzyjał (+1 do wszystkich rzutów na okres bieżącego miesiąca fabularnego).
61-80: niebieska piłeczka - zbyt długo zbierasz się, by coś zrobić - chcesz komuś o czymś opowiedzieć, wyznać, zrzucić z siebie pewien ciężar, ale nie możesz znaleźć właściwej chwili - właśnie nadeszła.
81-100: biała piłeczka - powinieneś uważać na swoje zdrowie bardziej, niż dotychczas (jeżeli któraś z postaci choruje na jakąkolwiek chorobę, w tym momencie rozpoczyna się jej atak).
Od wewnętrznej strony wiaty znajduje się kaligrafowany regulamin, którzy przestrzega przed dokarmianiem ośmiornicy.
Lokacja zawiera kości.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:28, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
11.07
Port był moim domem. Drugim właściwie albo nawet trzecim, ale jakże bliskim sercu żeglarza! Nic więc dziwnego, że spędzałem tu większość czasu, co rusz spoglądając tęsknie na przycumowane statki, uwijające się załogi, mężnych kapitanów, ulicznych pijusów i wyuzdane dziwki, uśmiechające się zalotnie do każdego przechodnia. Właśnie z jedną z nich sobie ucinałem pogawędkę, wlepiając gały w jej obfity biust, ale się szybko okazało, że tym razem nie miałem szczęścia (nic nowego w sumie), bo jak tylko wyszło na jaw, że jestem spłukany, to jakoś nagle całkiem straciła mną zainteresowanie. A że byłem już nieznacznie podchmielony, to jej nie daję odejść i mówię, żeby mi dała szansę, może to właśnie prawdziwa miłość! Nie słucha mnie jednak wcale, ba! Zanim się zdążę obejrzeć jej alfons już wyrasta przy mnie jak spod ziemi, żeby mi dać prztyczka w nos za nagabywanie nadobnej niewiasty. Normalnie to bym dał za wygraną, ale że we łbie mi szumiało i byłem w jakimś bojowym nastroju, to się wdaję z nim najpierw w dyskusję, a później szarpaninę, która się o dziwo kończy gorzej dla tamtego gościa niż dla mnie. Taki zrobiłem zgrabny unik, że jak się na mnie zamachnął, to aż wyrżnął prosto w beczkę ze śledziami, na co cały port zareagował gromkim śmiechem. A ja? Ja wiedziałem, że jak tylko pozbiera się spomiędzy ryb, to mam ostro przesrane, więc od razu się rzucam do ucieczki, byle dalej od tego miejsca! Nie wiem nawet czy mnie goni czy jednak zniknąłem gdzieś w tłumie, bo boję się nawet obejrzeć za siebie, a zatrzymuję dopiero przy akwarium z ośmiornicą w samym sercu magicznego portu. Wspieram dłoń na szkle, nieznacznie się pochylając i głęboko oddychając, po czym podążam wzdłuż przezroczystej ściany, wyglądając za róg i widzę tam tylko jakiegoś dzieciaka, na oko jakieś dziesięć lat, chociaż niespecjalnie się na tym znałem.
- Pssst, mały! - szepczę do niego, wychylając zza winkla tylko łeb - Zerknij za drugi róg i powiedz co widzisz! - wciąż nie podnoszę głosu. Sam bym mógł to zrobić, ale włosy mam charakterystyczne, jak ten kark gdzieś tam mnie szuka, to na bank od razu by poznał, że to ja. Nie, wolę nie ryzykować! Oby tylko mały okazał się skory do pomocy.
Port był moim domem. Drugim właściwie albo nawet trzecim, ale jakże bliskim sercu żeglarza! Nic więc dziwnego, że spędzałem tu większość czasu, co rusz spoglądając tęsknie na przycumowane statki, uwijające się załogi, mężnych kapitanów, ulicznych pijusów i wyuzdane dziwki, uśmiechające się zalotnie do każdego przechodnia. Właśnie z jedną z nich sobie ucinałem pogawędkę, wlepiając gały w jej obfity biust, ale się szybko okazało, że tym razem nie miałem szczęścia (nic nowego w sumie), bo jak tylko wyszło na jaw, że jestem spłukany, to jakoś nagle całkiem straciła mną zainteresowanie. A że byłem już nieznacznie podchmielony, to jej nie daję odejść i mówię, żeby mi dała szansę, może to właśnie prawdziwa miłość! Nie słucha mnie jednak wcale, ba! Zanim się zdążę obejrzeć jej alfons już wyrasta przy mnie jak spod ziemi, żeby mi dać prztyczka w nos za nagabywanie nadobnej niewiasty. Normalnie to bym dał za wygraną, ale że we łbie mi szumiało i byłem w jakimś bojowym nastroju, to się wdaję z nim najpierw w dyskusję, a później szarpaninę, która się o dziwo kończy gorzej dla tamtego gościa niż dla mnie. Taki zrobiłem zgrabny unik, że jak się na mnie zamachnął, to aż wyrżnął prosto w beczkę ze śledziami, na co cały port zareagował gromkim śmiechem. A ja? Ja wiedziałem, że jak tylko pozbiera się spomiędzy ryb, to mam ostro przesrane, więc od razu się rzucam do ucieczki, byle dalej od tego miejsca! Nie wiem nawet czy mnie goni czy jednak zniknąłem gdzieś w tłumie, bo boję się nawet obejrzeć za siebie, a zatrzymuję dopiero przy akwarium z ośmiornicą w samym sercu magicznego portu. Wspieram dłoń na szkle, nieznacznie się pochylając i głęboko oddychając, po czym podążam wzdłuż przezroczystej ściany, wyglądając za róg i widzę tam tylko jakiegoś dzieciaka, na oko jakieś dziesięć lat, chociaż niespecjalnie się na tym znałem.
- Pssst, mały! - szepczę do niego, wychylając zza winkla tylko łeb - Zerknij za drugi róg i powiedz co widzisz! - wciąż nie podnoszę głosu. Sam bym mógł to zrobić, ale włosy mam charakterystyczne, jak ten kark gdzieś tam mnie szuka, to na bank od razu by poznał, że to ja. Nie, wolę nie ryzykować! Oby tylko mały okazał się skory do pomocy.
Czytanie informacji na akwarium przerwało mu przybycie wyjątkowo zadyszanego jegomościa. Hjall odwrócił wzrok od niewielkiej tabliczki, którą już prawie skończył czytać i niespiesznie zlustrował go wzrokiem. Tak od stóp do głów, kompleksowo.
Ot, na pierwszy rzut oka nieznajomy wyglądał jak jeden z wielu marynarzy kręcących się wte i wewte po porcie, którzy szukają jakiegoś zajęcia, albo korzystają z wolnej chwili na lądzie. Podchmielony żeglarz pasował mu bardziej do tej drugiej kategorii.
Skąd wiedział, że ma do czynienia z marynarzem? Po spracowanych rękach, pewnie od ciągnięcia lin i pracy na pokładzie, po typowym kroku jaki mają marynarze jak zejdą na ląd i w sumie pewnie też trochę po ubiorze. Miał już wrócić do przerwanej czynności, ale nieznajomy zwrócił się do niego z niezbyt skomplikowaną, ale nieco dziwaczną prośbą.
-Po co? – zapytał trochę zdziwiony ale głos miał normalny. Nie widział powodu dla którego miałby szeptać, w końcu dookoła był ruch i gwar. Marne szanse by ktoś miał ich podsłuchać. No i w ogóle po co miałby ktoś to robić?
-I nie jestem mały- burknął, ale zaciekawiony wyjrzał za róg tak jak go o to poprosił marynarz. Wcale tego nie zrobił jakoś dyskretnie, po prostu wyszedł zza akwarium i spojrzał na ulicę. Przez chwilę się nie odzywał tylko szukał wzrokiem czegoś nietypowego, ale nic nie znalazł.
-Nic specjalnego. Ludzie spieszą się goniąc za swoimi sprawami, przekupnie próbują upchnąć jakieś fanty. Mewy rzuciły się na resztki ryb wywalone z kutra, jakiś dwóch kupców się o coś kłóci- zdał mężczyźnie krótką relację z tego co się dzieje w okolicy.
-Przed czym się chowasz? – zapytał odwracając się do Johnatana. Kto wie, może mu odpowie?Pytanie tylko czy historyjka będzie prawdziwa. Podchmieleni marynarze mieli tendencję do koloryzowania. Zastanawiał się czy w razie czego bardziej opłaci mu się wydać rozczochranego marynarza czy ostrzec go zawczasu. Chociaż na razie nie zanosiło się na to by ktokolwiek go szukał czy gonił.
Ot, na pierwszy rzut oka nieznajomy wyglądał jak jeden z wielu marynarzy kręcących się wte i wewte po porcie, którzy szukają jakiegoś zajęcia, albo korzystają z wolnej chwili na lądzie. Podchmielony żeglarz pasował mu bardziej do tej drugiej kategorii.
Skąd wiedział, że ma do czynienia z marynarzem? Po spracowanych rękach, pewnie od ciągnięcia lin i pracy na pokładzie, po typowym kroku jaki mają marynarze jak zejdą na ląd i w sumie pewnie też trochę po ubiorze. Miał już wrócić do przerwanej czynności, ale nieznajomy zwrócił się do niego z niezbyt skomplikowaną, ale nieco dziwaczną prośbą.
-Po co? – zapytał trochę zdziwiony ale głos miał normalny. Nie widział powodu dla którego miałby szeptać, w końcu dookoła był ruch i gwar. Marne szanse by ktoś miał ich podsłuchać. No i w ogóle po co miałby ktoś to robić?
-I nie jestem mały- burknął, ale zaciekawiony wyjrzał za róg tak jak go o to poprosił marynarz. Wcale tego nie zrobił jakoś dyskretnie, po prostu wyszedł zza akwarium i spojrzał na ulicę. Przez chwilę się nie odzywał tylko szukał wzrokiem czegoś nietypowego, ale nic nie znalazł.
-Nic specjalnego. Ludzie spieszą się goniąc za swoimi sprawami, przekupnie próbują upchnąć jakieś fanty. Mewy rzuciły się na resztki ryb wywalone z kutra, jakiś dwóch kupców się o coś kłóci- zdał mężczyźnie krótką relację z tego co się dzieje w okolicy.
-Przed czym się chowasz? – zapytał odwracając się do Johnatana. Kto wie, może mu odpowie?Pytanie tylko czy historyjka będzie prawdziwa. Podchmieleni marynarze mieli tendencję do koloryzowania. Zastanawiał się czy w razie czego bardziej opłaci mu się wydać rozczochranego marynarza czy ostrzec go zawczasu. Chociaż na razie nie zanosiło się na to by ktokolwiek go szukał czy gonił.
Ostatnio zmieniony przez Hjalmar Goyle dnia 18.07.18 10:05, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Bo to bardzo ważna sprawa jest, później ci wytłumaczę. - kiwam energicznie głową, tym samym wprawiając w ruch burze loków, zdobiących mój łeb. Poprawiam je obiema dłońmi, coby nie przysłaniały mi widoku.
- Wybacz, nie chciałem cię urazić. - uśmiecham się, bo nie chcę go zdenerwować przecież! Ja nie wiem czemu się wszyscy obruszali jak się doń mówiło per mały... Bycie małym to był wielki plus w ogólnym rozrachunku! Wszędzie się dało wleźć i łatwo zniknąć w tłumie, same pozytywy, nie ma co. Słucham dokładnie słów dzieciaka, marszcząc przy tym brwi i nos, a później się do niego zbliżam, nie wychodząc jednak poza krawędź akwarium.
- Hmmm... - mruczę pod nosem, a zaraz cmokam kilka razy i kiwam głową, bo wygląda na to, że faktycznie udało mi się zbiec. Wielki gość z parszywą mordą z pewnością wyróżniałby się z tłumu. Chociaż w porcie było takich wielu - Żadnych rosłych sku... skubańców? - pytam, tak dla pewności, a później macham ręką - A daj spokój, jeden półolbrzym, jak matkę kocham, prawdziwy półolbrzym! Wielki jak nas dwóch jeszcze razy trzy - gestykuluję energicznie, żeby nadać moim słowom więcej wyrazu i żeby zadziałać może chociaż trochę na wyobraźnię chłopaka - No i ten wielki chłop, wyobraź sobie, chwyta mnie za gardło jak tylko się zbliżam do jednej uroczej dziewki, co to się do mnie uśmiecha czarująco i w ogóle, więc jak go nie walnę! - w tym momencie zamachnąłem się pięścią - To aż wleciał w beczkę ze śledziami i... i właśnie dlatego teraz uciekam. Nie to, żebym się bał, mam więcej krzepy w łapach niż się może wydawać, ale nie rajcuje mnie agresja i takie różne. - kiwam głową, po czym chowam ręce w obszernych kieszeniach płaszcza, a zaraz rozglądam się naokoło, za kimś dorosłym, z kim ten knypek tu przyszedł... Chociaż z drugiej strony te portowe dzieciaki to wiecznie się wszędzie same włóczyły, małe huncwoty - Ty sam tutaj jesteś?
- Wybacz, nie chciałem cię urazić. - uśmiecham się, bo nie chcę go zdenerwować przecież! Ja nie wiem czemu się wszyscy obruszali jak się doń mówiło per mały... Bycie małym to był wielki plus w ogólnym rozrachunku! Wszędzie się dało wleźć i łatwo zniknąć w tłumie, same pozytywy, nie ma co. Słucham dokładnie słów dzieciaka, marszcząc przy tym brwi i nos, a później się do niego zbliżam, nie wychodząc jednak poza krawędź akwarium.
- Hmmm... - mruczę pod nosem, a zaraz cmokam kilka razy i kiwam głową, bo wygląda na to, że faktycznie udało mi się zbiec. Wielki gość z parszywą mordą z pewnością wyróżniałby się z tłumu. Chociaż w porcie było takich wielu - Żadnych rosłych sku... skubańców? - pytam, tak dla pewności, a później macham ręką - A daj spokój, jeden półolbrzym, jak matkę kocham, prawdziwy półolbrzym! Wielki jak nas dwóch jeszcze razy trzy - gestykuluję energicznie, żeby nadać moim słowom więcej wyrazu i żeby zadziałać może chociaż trochę na wyobraźnię chłopaka - No i ten wielki chłop, wyobraź sobie, chwyta mnie za gardło jak tylko się zbliżam do jednej uroczej dziewki, co to się do mnie uśmiecha czarująco i w ogóle, więc jak go nie walnę! - w tym momencie zamachnąłem się pięścią - To aż wleciał w beczkę ze śledziami i... i właśnie dlatego teraz uciekam. Nie to, żebym się bał, mam więcej krzepy w łapach niż się może wydawać, ale nie rajcuje mnie agresja i takie różne. - kiwam głową, po czym chowam ręce w obszernych kieszeniach płaszcza, a zaraz rozglądam się naokoło, za kimś dorosłym, z kim ten knypek tu przyszedł... Chociaż z drugiej strony te portowe dzieciaki to wiecznie się wszędzie same włóczyły, małe huncwoty - Ty sam tutaj jesteś?
Pewnie, bycie małym nie było takie złe o ile nie było się członkiem rodziny Goyle, gdzie byli sami rośli mężczyźni. Mikrus miałby wśród nich ciężkie życie. Poza tym te problemy z sięganiem do szafek, przedzieranie się przez tłum... nie, jednak nie jest tak fajnie.
Hjalmar uważnie obserwował poczynania nieznanego mu żeglarza. Gość ewidentnie wpakował się w jakąś awanturę. W sumie nie było to nic niezwykłego w porcie. Tutaj co i rusz coś się działo. Nie trzeba było też specjalnie się starać żeby w coś się wpakować i to niekoniecznie ze swojej winy.
-Żadnych- potwierdził - a przynajmniej w zasięgu wzroku - wzruszył ramionami z obojętną miną. Coś już podejrzewał jaka historia mogła się wcześniej rozegrać z udziałem mężczyzny.
-Półolbrzym? - powtórzył z nieco sceptyczną miną. Wydawało mu się, że na prawdziwego półolbrzyma ciężko trafić. Chyba jest ich niewielu, prawda? Zresztą kto ich tam może wiedzieć. Chłopak raczej nieczęsto bywał w miejscach gdzie można się natknąć na jakieś mieszańce.
"Wielki jak nas dwóch jeszcze razy trzy" powtórzył sobie w myślach. Coś mu nie grało.
-Jakby był taki duży to nie byłby już normalnym olbrzymem? No i wtedy to byś nie dał rady mu uciec - zauważył patrząc z podejrzliwą miną na marynarza.
-Coś chyba jednak do niej musiałeś powiedzieć. Wątpię, żeby tak cię łapał sam z siebie dla zwykłej rozrywki-wtrącił tylko.
-Aha...- mruknął tylko. Skoro Johnatan był w stanie uderzyć tego 'półolbrzyma' tak, że ten wleciał w beczkę ze śledziami to raczej nie był to półolbrzym, co najwyżej mógłby to być jakiś mężczyzna sporych rozmiarów.
-Aha... - pokiwał głową słysząc o braku zainteresowania agresją Bojczuka. -To może rozważ zmianę kariery? - jakoś tak wydawało mu się, że ciężko unikać przemocy zajmując będąc człowiekiem morza.
-Sam - potwierdził przypuszczena mężczyzny. Minę miał nadal obojętną, starał się wyglądać tak jakby miał pełne prawo tu być sam.
Hjalmar uważnie obserwował poczynania nieznanego mu żeglarza. Gość ewidentnie wpakował się w jakąś awanturę. W sumie nie było to nic niezwykłego w porcie. Tutaj co i rusz coś się działo. Nie trzeba było też specjalnie się starać żeby w coś się wpakować i to niekoniecznie ze swojej winy.
-Żadnych- potwierdził - a przynajmniej w zasięgu wzroku - wzruszył ramionami z obojętną miną. Coś już podejrzewał jaka historia mogła się wcześniej rozegrać z udziałem mężczyzny.
-Półolbrzym? - powtórzył z nieco sceptyczną miną. Wydawało mu się, że na prawdziwego półolbrzyma ciężko trafić. Chyba jest ich niewielu, prawda? Zresztą kto ich tam może wiedzieć. Chłopak raczej nieczęsto bywał w miejscach gdzie można się natknąć na jakieś mieszańce.
"Wielki jak nas dwóch jeszcze razy trzy" powtórzył sobie w myślach. Coś mu nie grało.
-Jakby był taki duży to nie byłby już normalnym olbrzymem? No i wtedy to byś nie dał rady mu uciec - zauważył patrząc z podejrzliwą miną na marynarza.
-Coś chyba jednak do niej musiałeś powiedzieć. Wątpię, żeby tak cię łapał sam z siebie dla zwykłej rozrywki-wtrącił tylko.
-Aha...- mruknął tylko. Skoro Johnatan był w stanie uderzyć tego 'półolbrzyma' tak, że ten wleciał w beczkę ze śledziami to raczej nie był to półolbrzym, co najwyżej mógłby to być jakiś mężczyzna sporych rozmiarów.
-Aha... - pokiwał głową słysząc o braku zainteresowania agresją Bojczuka. -To może rozważ zmianę kariery? - jakoś tak wydawało mu się, że ciężko unikać przemocy zajmując będąc człowiekiem morza.
-Sam - potwierdził przypuszczena mężczyzny. Minę miał nadal obojętną, starał się wyglądać tak jakby miał pełne prawo tu być sam.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Oddycham z ulgą, jak mi mówi, ze nie widzi nikogo takiego - to może oznaczać tylko jedno, że znowu udało mi się zbiec. Dobrze, że tak szybko biegam.
- Nie, nie, na olbrzyma za mały, olbrzym by był z pięć razy większy od nas! - kiwam energicznie głową, a przed oczami staje mi sylwetka Oliego. Ech, stary, poczciwy Oli, zdecydowanie muszę się z nim niebawem spotkać, bo zaczynałem już tęsknić za tym skurwielem. A i by mi się przydała jego pomocna pięść, kiedy czasy takie ciężkie - Szybko biegam. - dodaję, znowu machając łepetyną, aż mi się się uszy trzęsą.
- Same komplementy. - macham łapami, bo przecież jej mówiłem, że piękna, że czarująca, że serce bym jej oddał i wszystkie bogactwa, gdybym je tylko miał! Toż to same miłe rzeczy! Tylko dziwki nie lubiły biedaków, niestety. A trzeba mi było udawać szlachcica!
- Zmianę kariery? - pytam z szeroko otwartymi oczami, bo nie mam pojęcia o co temu szczylowi chodzi - Próbowałem, ale sztuka mimo wszystko nie daje mi takiej przyjemności jak podróż hen daleko, w stronę słońca. - wzdycham rozmarzony, zerkając gdzieś w dal, ponad głową dzieciaka i serce mnie aż kuje w piersi, tak się rwie do kolejnych przygód, których ostatnio w moim życiu coraz mniej.
- I nie boisz się, że... no nie wiem, że komuś się to nie spodoba? - tym razem marszczę brwi, chociaż zdawałem sobie sprawę, że te portowe dzieciaki to nie boją się niczego! Niemniej różne męty włóczyły się po porcie - jeden będzie przyjazny, jak ja na przykład, a dla drugiego takie dziecię to będzie łatwy kąsek. Pochylam się lekko do szczyla i rozglądam na boki, zanim zacznę mówić dalej, bardziej konspiracyjnym tonem - Podobno grasują tu przemytnicy narządów, polują właśnie na takie samotne dzieciaki, ja bym na twoim miejscu uważał. - mówię z poważną miną, ale w gruncie rzeczy to kłamię, bo wcale nic takiego nie słyszałem. Chciałem tylko trochę nastraszyć gagatka, tak dla zabawy, bo i czemu nie?
- Jak cię zwą, kolego? - pytam na sam koniec, przekrzywiając łeb na jedną stronę.
- Nie, nie, na olbrzyma za mały, olbrzym by był z pięć razy większy od nas! - kiwam energicznie głową, a przed oczami staje mi sylwetka Oliego. Ech, stary, poczciwy Oli, zdecydowanie muszę się z nim niebawem spotkać, bo zaczynałem już tęsknić za tym skurwielem. A i by mi się przydała jego pomocna pięść, kiedy czasy takie ciężkie - Szybko biegam. - dodaję, znowu machając łepetyną, aż mi się się uszy trzęsą.
- Same komplementy. - macham łapami, bo przecież jej mówiłem, że piękna, że czarująca, że serce bym jej oddał i wszystkie bogactwa, gdybym je tylko miał! Toż to same miłe rzeczy! Tylko dziwki nie lubiły biedaków, niestety. A trzeba mi było udawać szlachcica!
- Zmianę kariery? - pytam z szeroko otwartymi oczami, bo nie mam pojęcia o co temu szczylowi chodzi - Próbowałem, ale sztuka mimo wszystko nie daje mi takiej przyjemności jak podróż hen daleko, w stronę słońca. - wzdycham rozmarzony, zerkając gdzieś w dal, ponad głową dzieciaka i serce mnie aż kuje w piersi, tak się rwie do kolejnych przygód, których ostatnio w moim życiu coraz mniej.
- I nie boisz się, że... no nie wiem, że komuś się to nie spodoba? - tym razem marszczę brwi, chociaż zdawałem sobie sprawę, że te portowe dzieciaki to nie boją się niczego! Niemniej różne męty włóczyły się po porcie - jeden będzie przyjazny, jak ja na przykład, a dla drugiego takie dziecię to będzie łatwy kąsek. Pochylam się lekko do szczyla i rozglądam na boki, zanim zacznę mówić dalej, bardziej konspiracyjnym tonem - Podobno grasują tu przemytnicy narządów, polują właśnie na takie samotne dzieciaki, ja bym na twoim miejscu uważał. - mówię z poważną miną, ale w gruncie rzeczy to kłamię, bo wcale nic takiego nie słyszałem. Chciałem tylko trochę nastraszyć gagatka, tak dla zabawy, bo i czemu nie?
- Jak cię zwą, kolego? - pytam na sam koniec, przekrzywiając łeb na jedną stronę.
Hjalmar uważnie przyglądał się swojemu rozmówcy, także ciche westchnienie ulgi zostaje przez niego dostrzeżone. Znaczy się, że awantura musiała być całkiem spora, skoro dalej żeglarz obawiał się jakiegoś pościgu. Niestety wyglądało na to, że skutecznie zgubił ogon. A szkoda, przynajmniej by się coś działo ciekawego.
- Pięć razy? – powtórzył i spróbował sobie wyobrazić jakiej wielkości byłaby to istota. Wyszło mu, że generalnie dosyć spora. Nie chciałby chyba nigdy spotkać na swojej drodze wkurzonego olbrzyma. Inaczej, wkurzonego na niego olbrzyma.
-Mhm- mruknął tylko na uwagę o tym, że szybko biega. W sumie przydatna umiejętność.
-Komplementy? – spojrzał podejrzliwie na Johnatana. - Może po prostu jesteś kiepski w ich prawieniu? – nie mógł się powstrzymać przed małą złośliwością. Swoją drogą ciekawe czy komplementy według żeglarza również nimi były w rozumieniu kobiet.
-Dlaczego akurat w stronę słońca? – to zdanie akurat go zaciekawiło. No ale potem sam Bojczuk zadał mu pytanie.
- A komu niby miałoby się to nie spodobać? – No dobra jego rodzicom mogłoby. W zasadzie to pewnie tak będzie, ale Johnatan wcale nie musiał o tym wiedzieć, nie?
Gdy usłyszał o przemytnikach poczuł swego rodzaju rozbawienie. Naprawdę myślał, że uwierzy? No, może by tak było gdyby nie był Goylem. W każdym razie zdołał zapanować nad twarzą i postanowił udawać wystraszonego. Co mu szkodziło?
-Serio? Co się z nimi potem dzieje? – oczywiście chodziło mu o te porwane dzieci. – Dodają je do eliksirów, czy może używają w jakiś czarno magicznych rytuałach? – dopytywał się dalej. – Dlaczego nikt ich jeszcze nie znalazł? To chyba nie takie proste schować tyle dzieci- wyglądał na trochę przejętego tą informacją.
No ale potem żeglarz zapytał chłopca o imię.
-Hjalmar…- zawahał się na moment, nie wiedząc czy podawać nazwisko, ale uznał, że w porcie to akurat mu nie zaszkodzi – Goyle. A ty? – zapytał od razu swojego rozmówcę i w sumie uznał, że nie ma co zgrywać przestraszonego chłopca. No i przy okazji przypomniał sobie po co tu przyszedł.
-Też spróbujesz szczęścia? – zapytał czarodzieja i zbliżył się bardziej do akwarium. Ciekawy był jaką piłeczkę mu wylosuje ośmiornica.
- Pięć razy? – powtórzył i spróbował sobie wyobrazić jakiej wielkości byłaby to istota. Wyszło mu, że generalnie dosyć spora. Nie chciałby chyba nigdy spotkać na swojej drodze wkurzonego olbrzyma. Inaczej, wkurzonego na niego olbrzyma.
-Mhm- mruknął tylko na uwagę o tym, że szybko biega. W sumie przydatna umiejętność.
-Komplementy? – spojrzał podejrzliwie na Johnatana. - Może po prostu jesteś kiepski w ich prawieniu? – nie mógł się powstrzymać przed małą złośliwością. Swoją drogą ciekawe czy komplementy według żeglarza również nimi były w rozumieniu kobiet.
-Dlaczego akurat w stronę słońca? – to zdanie akurat go zaciekawiło. No ale potem sam Bojczuk zadał mu pytanie.
- A komu niby miałoby się to nie spodobać? – No dobra jego rodzicom mogłoby. W zasadzie to pewnie tak będzie, ale Johnatan wcale nie musiał o tym wiedzieć, nie?
Gdy usłyszał o przemytnikach poczuł swego rodzaju rozbawienie. Naprawdę myślał, że uwierzy? No, może by tak było gdyby nie był Goylem. W każdym razie zdołał zapanować nad twarzą i postanowił udawać wystraszonego. Co mu szkodziło?
-Serio? Co się z nimi potem dzieje? – oczywiście chodziło mu o te porwane dzieci. – Dodają je do eliksirów, czy może używają w jakiś czarno magicznych rytuałach? – dopytywał się dalej. – Dlaczego nikt ich jeszcze nie znalazł? To chyba nie takie proste schować tyle dzieci- wyglądał na trochę przejętego tą informacją.
No ale potem żeglarz zapytał chłopca o imię.
-Hjalmar…- zawahał się na moment, nie wiedząc czy podawać nazwisko, ale uznał, że w porcie to akurat mu nie zaszkodzi – Goyle. A ty? – zapytał od razu swojego rozmówcę i w sumie uznał, że nie ma co zgrywać przestraszonego chłopca. No i przy okazji przypomniał sobie po co tu przyszedł.
-Też spróbujesz szczęścia? – zapytał czarodzieja i zbliżył się bardziej do akwarium. Ciekawy był jaką piłeczkę mu wylosuje ośmiornica.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - DN' :
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - DN' :
Krzywię się na jego zarzuty. Jaki kiepski? Byłem mistrzem komplementów, ale już sobie daruję to gadanie i jeno macham ręką.
- No a dlaczego nie? Wschody i zachody nigdzie nie są tak piękne jak na głębokich wodach. Ale jeśli wolisz - płynięcie w przeciwnym kierunku jest równie fascynujące. - śmieję się - Nie wiem, różnie to bywa. - wzruszam ramionami - Co się z nimi dzieje? Pewnie zostają sprzedane na czarnym rynku, no wiesz, trochę na narządy, trochę na ingrediencje, a trochę do cyrku, uczą ich skakać i kręcić hula hop, poskramiać lwy i tygrysy, a te bardziej niegrzeczne trafiają do klatek z małpami i muszą znosić ich figle. Niefajnie, mówię ci. - kiwam głową, trochę się przy tym krzywiąc, ale owy grymas chyba bardziej już przypomina uśmiech, bo jakoś nie mogę się powstrzymać widząc jego przejętą minę - Dzieci są małe, łatwo je upchnąć w kufrze. - wzruszam ramionami.
- Hjalmar... Niezbyt brytyjskie imię. - ale jestem spostrzegawczy, czasem to aż sam siebie potrafię zaskoczyć, hehe. Znacznie jednak bardziej się dziwię, kiedy zdradza swoje nazwisko. Robię na moment poważną minę i mocno marszczę nos, przyglądając się dzieciakowi jakby z większym zainteresowaniem.
- Goyle? Miałem ostatnio przyjemność z jednym kapitanem Goylem, jesteś jakimś jego synem? Wciąż stacjonujecie w porcie? - pytam. A to ciekawe! W takim razie niewiele straciłem, właściwie nawet na dobre wyszło, tylko bym się wkurwiał, że ciągle jesteśmy na lądzie, kiedy już dawno powinniśmy płynąć hen za horyzont.
- Johnatan, Johnatan Bojczuk. - przedstawiam się, a słysząc jego kolejne pytanie ponownie wzruszam ramionami - Czemu nie? - również podchodzę bliżej akwarium i zerkam najpierw na to, co ośmiornica wylosowała dla chłopca. Niebieska piłeczka - patrzę na legendę, a później znowu na dzieciaka.
- No, Hjalmar, zrzuć z siebie ten ciężar, zamieniam się w słuch. - kiwam głową. Czasem łatwiej było wygadać się przed nieznajomym, więc może faktycznie powinien? A ze mnie to był całkiem niezły słuchacz, wbrew pozorom i nawet potrafiłem czasem trzymać język za zębami. Kątem oka spoglądam na zwierze, ciekaw co wylosuje dla mnie.
- No a dlaczego nie? Wschody i zachody nigdzie nie są tak piękne jak na głębokich wodach. Ale jeśli wolisz - płynięcie w przeciwnym kierunku jest równie fascynujące. - śmieję się - Nie wiem, różnie to bywa. - wzruszam ramionami - Co się z nimi dzieje? Pewnie zostają sprzedane na czarnym rynku, no wiesz, trochę na narządy, trochę na ingrediencje, a trochę do cyrku, uczą ich skakać i kręcić hula hop, poskramiać lwy i tygrysy, a te bardziej niegrzeczne trafiają do klatek z małpami i muszą znosić ich figle. Niefajnie, mówię ci. - kiwam głową, trochę się przy tym krzywiąc, ale owy grymas chyba bardziej już przypomina uśmiech, bo jakoś nie mogę się powstrzymać widząc jego przejętą minę - Dzieci są małe, łatwo je upchnąć w kufrze. - wzruszam ramionami.
- Hjalmar... Niezbyt brytyjskie imię. - ale jestem spostrzegawczy, czasem to aż sam siebie potrafię zaskoczyć, hehe. Znacznie jednak bardziej się dziwię, kiedy zdradza swoje nazwisko. Robię na moment poważną minę i mocno marszczę nos, przyglądając się dzieciakowi jakby z większym zainteresowaniem.
- Goyle? Miałem ostatnio przyjemność z jednym kapitanem Goylem, jesteś jakimś jego synem? Wciąż stacjonujecie w porcie? - pytam. A to ciekawe! W takim razie niewiele straciłem, właściwie nawet na dobre wyszło, tylko bym się wkurwiał, że ciągle jesteśmy na lądzie, kiedy już dawno powinniśmy płynąć hen za horyzont.
- Johnatan, Johnatan Bojczuk. - przedstawiam się, a słysząc jego kolejne pytanie ponownie wzruszam ramionami - Czemu nie? - również podchodzę bliżej akwarium i zerkam najpierw na to, co ośmiornica wylosowała dla chłopca. Niebieska piłeczka - patrzę na legendę, a później znowu na dzieciaka.
- No, Hjalmar, zrzuć z siebie ten ciężar, zamieniam się w słuch. - kiwam głową. Czasem łatwiej było wygadać się przed nieznajomym, więc może faktycznie powinien? A ze mnie to był całkiem niezły słuchacz, wbrew pozorom i nawet potrafiłem czasem trzymać język za zębami. Kątem oka spoglądam na zwierze, ciekaw co wylosuje dla mnie.
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Hjalmar słuchał jednym uchem paplaniny Johnatana. To nie tak, że go zupełnie nie słuchał, czy ignorował. Gdyby ktoś zapytał go o czym była przed chwilą mowa bez wahania byłby w stanie odpowiedzieć jaki był jej temat, tyle tylko, że się póki co nie wtrącał w słowotok marynarza. Zresztą i tak musiałby czekać, aż ten weźmie oddech.
-To z poskramianiem lwów to akurat ciekawe- zauważył. Co prawda Hjall wolałby wybrać jakąś inną ścieżkę kariery, bardziej magiczną, ale gdyby został takim poskramiaczem to nie krzywdowałby sobie za bardzo. A przynajmniej tak mu się wydawało. Miałby w końcu władzę nad tymi potężnymi stworzeniami. Kusząca wizja, nie ma co.
-Norweskie- odpowiedział po prostu postanawiając oświecić żeglarza. W sumie to często słyszał to stwierdzenie, można się przyzwyczaić po jakimś czasie. Chociaż na początku ciągłe pytanie o to samo go irytowało. No ale tego nie zmieni. Poza tym lubił swoje imię, nieco odmienne od tych, które nosili mieszkańcy Wielkiej Brytanii.
-Albo rozmawiałeś z którymś z moich wujów – odpowiedział czarodziejowi. – nie mam pojęcia czy są jeszcze w porcie czy już wypłynęli. – dodał jeszcze z lekkim wzruszeniem ramion, ale specjalnie się nie tłumaczył. Rzadko widywał braci Cadana, więc nie miał żadnych informacji czy jeszcze są w Londynie czy już gdzieś popłynęli.
Heath z lekkim rozczarowaniem spojrzał na piłkę, którą wylosował. Co niby miałby wyznawać? To, że perfidnie zeżarł wszystkie ciastka w domu tydzień temu? Bez sensu.
-Ta ośmiornica się pomyliła- burknął tylko. Wcale nie zamierzał się nikomu zwierzać. W końcu był raczej dość skrytym chłopcem. No, ale za to miał do niego pytanie. Zaciekawiła go jedna rzecz w zachowaniu mężczyzny.
-Nie boisz się anomalii? – patrzył na niego pytająco. Jakby nie było większość osób go unikała bojąc się jakiś nieprzyjemnych efektów przy przebywaniu z chłopcem.
No ale ośmiornica wylosowała inną piłkę dla żeglarza. Hjall poczuł lekkie ukłucie zazdrości.
-Szczęściarz- mruknął tylko w jego kierunku.
-To z poskramianiem lwów to akurat ciekawe- zauważył. Co prawda Hjall wolałby wybrać jakąś inną ścieżkę kariery, bardziej magiczną, ale gdyby został takim poskramiaczem to nie krzywdowałby sobie za bardzo. A przynajmniej tak mu się wydawało. Miałby w końcu władzę nad tymi potężnymi stworzeniami. Kusząca wizja, nie ma co.
-Norweskie- odpowiedział po prostu postanawiając oświecić żeglarza. W sumie to często słyszał to stwierdzenie, można się przyzwyczaić po jakimś czasie. Chociaż na początku ciągłe pytanie o to samo go irytowało. No ale tego nie zmieni. Poza tym lubił swoje imię, nieco odmienne od tych, które nosili mieszkańcy Wielkiej Brytanii.
-Albo rozmawiałeś z którymś z moich wujów – odpowiedział czarodziejowi. – nie mam pojęcia czy są jeszcze w porcie czy już wypłynęli. – dodał jeszcze z lekkim wzruszeniem ramion, ale specjalnie się nie tłumaczył. Rzadko widywał braci Cadana, więc nie miał żadnych informacji czy jeszcze są w Londynie czy już gdzieś popłynęli.
Heath z lekkim rozczarowaniem spojrzał na piłkę, którą wylosował. Co niby miałby wyznawać? To, że perfidnie zeżarł wszystkie ciastka w domu tydzień temu? Bez sensu.
-Ta ośmiornica się pomyliła- burknął tylko. Wcale nie zamierzał się nikomu zwierzać. W końcu był raczej dość skrytym chłopcem. No, ale za to miał do niego pytanie. Zaciekawiła go jedna rzecz w zachowaniu mężczyzny.
-Nie boisz się anomalii? – patrzył na niego pytająco. Jakby nie było większość osób go unikała bojąc się jakiś nieprzyjemnych efektów przy przebywaniu z chłopcem.
No ale ośmiornica wylosowała inną piłkę dla żeglarza. Hjall poczuł lekkie ukłucie zazdrości.
-Szczęściarz- mruknął tylko w jego kierunku.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Ciekawe? A nie bałbyś się lwów? - pytam, unosząc nieznacznie jedną brew i robię wielce zdziwioną minę, a owy wyraz twarzy tylko się pogłębia z każdym kolejnym słowem chłopaka.
- Wujów? Dużo was w porcie? W sensie Goylów? Wszyscy pływacie? - dopytuję, bo skoro nie udało się dostać na statek jednego, to może się uda z drugim? Trzecim, albo dziesiątym? Kij wie ilu ich tam pływało bo brytyjskich wodach.
- Pomyliła? - zerkam kątem oka na ośmiornicę, szybko jednak powracając do obserwowania Hjalmara - Jak wolisz, ale radziłbym ci się dobrze zastanowić, następna taka okazja może się już nie przydarzyć. - kiwam głową, ale nie będę go jakoś specjalnie namawiał. Jeśli wolał milczeć, to niech milczy... Co prawda ciekawskie było ze mnie stworzenie, jednak nie zamierzałem się nikomu narzucać. Przynajmniej nie tym razem i nie temu małemu.
- Czy nie boję się anomalii? - powtórzyłem, odwracając się już całkowicie w kierunku dzieciaka. Przez chwilę milczałem, wbijając jeno w niego spojrzenie, a w końcu moje wargi wyciągnęły się w uśmiechu - Jestem żeglarzem, nie straszne mi anomalie. - mrugam doń jednym okiem - Zresztą nie zauważyłem, żeby jakoś specjalnie się któregoś z nas trzymały. - wzruszam ramionami. Wiedziałem, że wokół dzieci dzieją się różne rzeczy, że bywają niebezpieczne i w ogóle, niestabilna magia wciąż krąży wokół ich postaci, ale obecność Hjalmara póki co w żaden sposób nie wpłynęła na otoczenie - nic nie wybuchło, nic nie umarło, ani nie powstało z martwych, żadnych bólów głowy, halucynacji ani nic z tych rzeczy, po prostu spokój. W to mi graj! A może to ja miałem szczęście? Tak chyba uważała ośmiornica, bo pokazała w moim kierunku żółtą piłeczkę - zgodnie z legendą symbol szczęścia. Roześmiałem się szczerze - czyżby jakiś promyk nadziei błyszczał mocniej niźli moja pecha gwiazda?
- No wreszcie trochę szczęścia w tym smutnym życiu. - wywracam oczami, chociaż trochę chce mi się śmiać, bo nie do końca potrafię uwierzyć, że serio może mnie spotkać coś dobrego... Jakby jednak tak dłużej nad tym pomyśleć, to już wcześniej miałem sporo szczęścia, że mi się udało uciec przed tamtym zbirem. Może więc warto chwytać dzień? Łapać szczęście za nogi i w ogóle? Poczułem kwitnący we mnie zew przygody i wiedziałem już, że za chwilę nogi poniosą mnie dalej!
- Wujów? Dużo was w porcie? W sensie Goylów? Wszyscy pływacie? - dopytuję, bo skoro nie udało się dostać na statek jednego, to może się uda z drugim? Trzecim, albo dziesiątym? Kij wie ilu ich tam pływało bo brytyjskich wodach.
- Pomyliła? - zerkam kątem oka na ośmiornicę, szybko jednak powracając do obserwowania Hjalmara - Jak wolisz, ale radziłbym ci się dobrze zastanowić, następna taka okazja może się już nie przydarzyć. - kiwam głową, ale nie będę go jakoś specjalnie namawiał. Jeśli wolał milczeć, to niech milczy... Co prawda ciekawskie było ze mnie stworzenie, jednak nie zamierzałem się nikomu narzucać. Przynajmniej nie tym razem i nie temu małemu.
- Czy nie boję się anomalii? - powtórzyłem, odwracając się już całkowicie w kierunku dzieciaka. Przez chwilę milczałem, wbijając jeno w niego spojrzenie, a w końcu moje wargi wyciągnęły się w uśmiechu - Jestem żeglarzem, nie straszne mi anomalie. - mrugam doń jednym okiem - Zresztą nie zauważyłem, żeby jakoś specjalnie się któregoś z nas trzymały. - wzruszam ramionami. Wiedziałem, że wokół dzieci dzieją się różne rzeczy, że bywają niebezpieczne i w ogóle, niestabilna magia wciąż krąży wokół ich postaci, ale obecność Hjalmara póki co w żaden sposób nie wpłynęła na otoczenie - nic nie wybuchło, nic nie umarło, ani nie powstało z martwych, żadnych bólów głowy, halucynacji ani nic z tych rzeczy, po prostu spokój. W to mi graj! A może to ja miałem szczęście? Tak chyba uważała ośmiornica, bo pokazała w moim kierunku żółtą piłeczkę - zgodnie z legendą symbol szczęścia. Roześmiałem się szczerze - czyżby jakiś promyk nadziei błyszczał mocniej niźli moja pecha gwiazda?
- No wreszcie trochę szczęścia w tym smutnym życiu. - wywracam oczami, chociaż trochę chce mi się śmiać, bo nie do końca potrafię uwierzyć, że serio może mnie spotkać coś dobrego... Jakby jednak tak dłużej nad tym pomyśleć, to już wcześniej miałem sporo szczęścia, że mi się udało uciec przed tamtym zbirem. Może więc warto chwytać dzień? Łapać szczęście za nogi i w ogóle? Poczułem kwitnący we mnie zew przygody i wiedziałem już, że za chwilę nogi poniosą mnie dalej!
Akwarium z ośmiornicą
Szybka odpowiedź