Wydarzenia


Ekipa forum
Pub Wilk Morski
AutorWiadomość
Pub Wilk Morski [odnośnik]05.03.16 22:12
First topic message reminder :

Pub Wilk Morski

★★
Wiekowy już pub, który powstał wraz z założeniem magicznej części Doków. Pomimo tradycji i renomy, przyciąga najczęściej żeglarzy, z wnętrza, szczególnie późnymi wieczorami dobiegają morskie pieśni. Barman serwuje, wyróżniające się na tle piw jęczmiennych i czerwonych, zimne ciemne piwo jopejskie, o silnych właściwościach rozgrzewających. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się także popularny Porter wraz z Grogiem - silnym trunkiem rozcieńczonym wodą, podawanym z cytrusami, cynamonem lub cukrem dla poprawy smaku. Co piątek odbywają się tutaj wieczorki, podczas którym rozbrzmiewają takie szanty, jak: Sen o syrenie, Duchy z Albatrosa, Jolly Roger, Listy z Atlantydy, Na statku Lady Mary, Wodny Koń, Kołysanka dla Moruadh.
Główne pomieszczenie jest zatłoczone szczególnie wieczorami, ciężko o wolne miejsce. Wąskie przejścia prowadzą do mniejszych, dusznych salek. Na piętrze można wynająć pokój, o ile nie przeszkadza ci twardy materac.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:11, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Wilk Morski - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]01.03.20 21:41
Stoimy na zewnątrz, na jakimś zapyziałym podwórku - nie widać ulicy, jedynie krzywe dachy sąsiadujących z portowym barem pochyłych budyneczków. Wyglądają nieco jak odbicia zamieszkujących je ludzi. Chylące się do ziemi, jak starcy albo rosłe, jak barczyści mężczyźni, którzy jedną ręką podnoszą krowę. Są też takie wysmukłe, chwiejne, ledwo trzymające się na fundamentach z błota i słomy. To z kolei panieneczki, które potraciły głowy dla niegrzecznych chłopców z błyskiem w oku i stalowych muskułach i uciekły od mieszczańskich rodziców, by rodzić dzieci, doglądać mikroskopijnych ogródków na tyłach domów, a latem podawać mężowi chłodną lemoniadę udekorowaną listkami mięty z własnego zbioru. Dokładny przekrój wycinka społeczeństwa, wciąż pozostaję zadziwiony, jak wiele rzec mogę o ludziach, nawet ich widząc.
Na podwórku zalega syf. To psuje dobre wrażenie, jakie mam o tym konkretnym pubie. Z kontenerów wysypują się śmieci, po ziemi walają się resztki jedzenia, zgniłe warzywa i śmierdzące już mięso, a to wabi stado bezpańskich zwierząt. Ze środka dochodzą nas niecichnące odgłosy szant, którym wtóruje kilka kotów, przy okazji spożywania swej zdobyczy. Zdają się ukontentowane - no, może poza jednym, najmniejszym i najchudszym, nieustannie odpychanym przez swych kompanów od tego obrzydliwego szwedzkiego stołu. Żal mi go, bardziej z powodu wykluczenia, niż dlatego, że nie może aktualnie napełnić żołądka. Biedaczek wciąż i wciąż próbuje dorwać się do resztek, ale pacnięty łapą przez szarego kocura z postrzępionym uchem finalnie rezygnuje i ucieka w słabo oświetlony kąt. Miauczy żałośnie i z tą skargą zaczyna swoją toaletę. Obserwuję, jak liże swoje futerko z niesłabnącą fascynacją początkującego zoologa na swej pierwszej badawczej wyprawie. Dziś nie dostanie kolacji, ale nie rezygnuje przez z to z zadbania o swoją higienę. Jest dostojny w porównaniu z tą szajką kocich bandytów, posądzam ich o najgorsze. Pewnie atakują pozostawione bez nadzoru dziecięce wózki.
-Spójrz - pokazuję swej towarzyszce tą fiestę, bo to niesprawiedliwe, bym patrzeć mógł sam. Dla mnie to rzadkie widoki. Lśniąca sierść, rodowód określony do pięciu pokoleń wstecz, podniebienie przyzwyczajone do największych przysmaków, jakimi nie gardzą nawet ludzie. To są zwierzęta, ten tam jest ledwie zabiedzonym stworzeniem, niepotrzebnym nikomu. Mam jeszcze jednego rogalika, ostatniego, ale niech stracę. Dziś ze mnie dobry Samarytanin. Mój bilans złych i dobrych uczynków raczej przechyla się na korzyść tej drugiej strony, więc spróbuję nieco go odchylić. Odrywam kawałek rogalika i rzucam go na ziemię, w stronę kota, którego w myślach nieco przewrotnie nazywam Lordem. Początkowo się waha, ale głód zwycięża nad strachem, więc podchodzi, chwyta w zęby miękki smakołyk i czmycha gdzieś w ciemność. A to sukinsyn. Chciałem go chociaż pogłaskać.
Całe szczęście, zostaje mi ona. Też ma coś wspólnego z tym kotem, może to żywot pędzony w dokach, ale nie wygląda na nieszczęśliwą. Ciekawe, jak to jest. Nigdy nikogo o to nie spytałem, bo straszliwie boję się odpowiedzi. Że sam po prostu do tego zdolny nie jestem. Podoba mi się, z jaką ostrożnością dziewczyna smakuje mego podarunku. Nie je zachłannie, jak ja. Chce delektować się nowym smakiem, poznać go i zatrzymać jak najdłużej. Dla mnie to ulubione śniadanie i przekąska wedle kaprysu, dla niej to zatrzymanie w ustach obcości, która jest pyszna. Jej język przesuwa się po przypieczonej skórce i zbiera z wierzchu kryształki cukru, a ja uśmiecham się na to szeroko. Bezczelna mała siksa, pogrywa sobie ze mną, bo pewnie sądzi, że należę do tej zgrai, co przestaje myśleć, kiedy widzi kawałek łydki obleczonej w pończochę.
I pewnie by tak było, dziesięć lat temu. Obecnie robi to na mnie wrażenie tylko ze względu na jej odwagę albo może głupotę, z jaką daje się porwać obcemu.
-Masz rację - mówię, zaskoczony trafnością jej osądu. Czy nie doświadczyłem dokładnie takiej oceny, gdy zaciągnąłem się na statek Goyle'a? - nie jesteś jedną z nich, ale znasz ich dobrze. To tobie się spowiadają, kiedy wrócą zza siedmiu mórz? - trochę drwię, trochę pytam poważnie. Dziewczyna jest młoda, ale porusza się po portowej przestrzeni lekko, jak wiewiórka, a jej gesty i słowa zdradzają obycie i z mętami i dżentelmenami. To na pewno nie usadzona przy garach żona, ale też nie żadna dziwka. One tu od razu wsadzają język do gardła, a rękę do kieszeni.
-Syreny nie można złapać - zaczynam, bo snuję swoją opowieść, a nie recytuję przepis na zupę ogórkową - nie, jeśli ona sama tego nie zechce - patrzę na nią niezwykle bystrym wzrokiem, bujając się na stopach, nonszalancko, jak nastolatek podładowany obecnością dziewczyny w swojej osobistej przestrzeni.
-Syrena schwytana przemocą nie okaże ci ani krzty zainteresowania. Dostaniesz od niej tylko ciszę - dzielę się swoją wiedzą - moje przyjaciółki to istoty tak samo szlachetne, jak moi przyjaciele z dwiema nogami i rodowymi sygnetami na paluchach.
-Jeśli chcesz je sobie zjednać, zaciekaw je. Potraktuj jak równe sobie. Zaimponuj im. Spróbuj zaśpiewać - zdradzam brunetce, co lubią rybie panny, jak nieco złagodzić ich trudne obyczaje. Ty za mną poszłaś, pochwyciłaś mnie, choć tylko grzmiałem na cały głos marynarską przyśpiewkę. Kobiety to lubią, one nie są wyjątkiem.
-Jest takie miejsce... - zaczynam, po czym jednak zacinam się, milknę, to głupi pomysł - nieważne - rzucam zdenerwowany i nagle podskakuję jak oparzony, prędko wyciągając różdżkę i celując nią gdzieś w okolice moich nóg. Reaguję na wyrost, bo okazuje się, że to tylko kot - widać, że kurasant mu zasmakował, bo teraz łasi się, ociera i prosi o więcej.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Pub Wilk Morski - Page 8 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]03.03.20 19:28
Jak wiele punktów, którymi wykropkownane jest otoczenie, przestaje już poruszać, gdy żyje się tutaj totalnie, gdy zachwyt wyciąga szyję ponad ciemnawe piętro fabrycznych obłoków. Psia wyspa dawno zamknięta, ale nie tylko nią oddychało portowe stadko. Tu nikt nikogo nie gonił ze słomianą miotełką do porządków. Brud leniwie, bez pośpiechu rozmiękał pod dziurawymi pantoflami morskich roboli, aż wreszcie łączył się w bocznym korytku i po krzywej uliczce spływał w dół i w dół – prosto w ramiona słodkiej Tamizy. Brud przemykał jednak pod niemytymi paluchami, łasił się do wysłużonej podeszwy, wnikał w kwaśnym zapachu przez dziurkę od nosa, a potem gnoił swojego brata. Czy ten to zauważał? Nie.
Ona też już widziała coraz mniej. Mniej poezji w zapachu gnijącej ryby, mniej finezji w wywiniętych językach farby odklejającej się od starych budynków. Głucho przyjmowała tego wczorajszego grajka w zawijasie przemierzającego jakiś podły zaułek. Przestała zauważać, że ten tam zaplótł sobie warkoczyk na brodzie, a ten drugi buzię miał skąpaną we wrednej wysypce. Widziała za to inność, obcość, wyczuwała woń podejrzanych podszeptów, potrafiła wytargać z pierwszego lepszego cwaniaczka listę podłych sprawunków i wyczuwała granicę. Półprzezroczystą wiązkę splecioną z dusz, która zaczynała groźnie pulsować, kiedy coś działo się za bardzo, kiedy rechot przestawał być niewinny, kiedy należało przerwać rytm tego portowego życia. Z niektórymi spryciarzami było trudniej, zwinni w kłamstewkach, próbowali pieścić ją balladą, mydląc nie takim czarnym uzębieniem oczy, głaszcząc nie taką szorstką rączką. Jak ten tutaj? Wtedy na pomoc przychodziły szczegóły, powciskane w szpary drobnostki. Mógł pomazać buzię błotem, mógł zwinąć bezdomnemu łachy, ale i tak czuła jego nietypowość. W towarzystwie pływał nieźle, zdradzał się rogalikami, drżał czasem w soczystej nadgorliwości, a zaraz znów stopował, wyciągając jeszcze coś i jeszcze coś. Patrzyła na niego więc przelotnie, choć dalej intensywnie. Przytomniej jednak dopiero, gdy się odezwał, zdradzając fascynację byłe futrzakiem. – Kot jak kot – mruknęła niespecjalnie wzruszona zjawiskowością tego futrzanego spektaklu. Lizał się łapczywie pod śmietnikiem, mając w nosie podjaranego nim gościa. Wiele łap odbijało się na wilgotnych chodnikach tej dzielnicy, głodne miauczenie próbowało przebijać się przez hałasy nocy. Jakieś babska dokarmiały futrzaki, robiąc sobie z nich maskotki. Philippa nigdy nie czuła pociągu do kotów. Właściwie to do żadnych zwierząt, ale do czasu. Pojawienie się w jej życiu rosnącej gromady złotolubnych kretów rozmiękczyło ją, ale nie na tyle, by zaczęła podniecać się cwanym ogonem. Tymczasem on trwał w niezrozumiałym oczarowaniu. Straciła zainteresowaniem tym przedstawieniem, odbiła plecy od murów i poszurała swoim ślicznym butkiem po kamienistej płycie. Część włosów przykryła te szyderczo pofalowane brwi, część zasłoniła jej widok na tego typka. Całe szczęście. A gdy zmyślne kocisko wreszcie go wykiwało, uśmiechnęła się z satysfakcją. Jaka dzielnica, takie futrzaki, nie? – Chyba niewiele będzie z tej przyjaźni – rzuciła raczej pod nosem. Jeśli chciał zbawiać głodne kociaki, to potrzebował jeszcze więcej tych rogalików.
Rozpieszczone cukrem usta nie chciały ostatecznie się zacisnąć. Mogłaby być jak ten kot. Wykraść mu ostatni okruszek tej słodyczy, a potem czmychnąć gdzieś w ciemność i pozostawić go w osamotnieniu. Przecież robiła tak już wiele razy, robiąc pożytek z wprawnych, czułych dłoni. Błysnęła mu w oku jednak zagadka, przed którą wcale nie chciała się chować. Mógł przecież smakować tak dobrze jak ten rogalik. Mógł być też do cna zepsuty, pięknie opakowany w ładny policzek i wypędzlowane czółko. Cmoknęła dwa razy, nie dzieląc się z nim swoimi rozważaniami. Tę część zachowała dla siebie. – I to do mnie wracają – dopełniła jego odpowiedź, a jej twarz złagodniała. Lubiła być tą, która z zachwytem wysłuchiwać miała o srogich sztormach i syrenich ogonach. – Jestem ich lądem. Twoim jednak nie, dlaczego? – podpytała sprytnie, hacząc tu i tam. Chciała wiedzieć, skąd przybywał. Nie widywała go. Port był gęsty, ale wciąż mało kto był jej tak obcy jak on. Jakże trafnie ujął tę czułą relację Philippy i morskich wilków. Oni grzeszyli, a ona pozwalała im na wodospady lamentów i pochwał dla własnego napęczniałego ego.
Skuszona jego opowieścią, zrobiła krok, jakby chciała uzyskać jeszcze więcej tej tajemnej wiedzy. Mówił, jakby faktycznie miał o tym pojęcie. Niech mówi dalej. – Więc ty nie bierzesz przemocą? –zapytała otwarcie, pozostając oczywiście w temacie syrenich łowów. Lekko przechyliła głowę, nie odrywając od niego spojrzenia. – Jesteś tym dobrym, czułym i zafascynowanym? – Kolejne pytanie pachniało już osądem, choć niekoniecznie w te przymioty uwierzyła. – A gdy już je złapiesz, co z nimi robisz? – zapytała znów. Zainteresował ją. Pamiętała dobrze przechwałki durnych moczymord. W swoich wizjach trzymali morskie królewny w ciasnej, szklanej klatce, trzymali tylko dla siebie lub sprzedawali gdzieś za piramidy monet. – Mówisz o nich inaczej – zauważyła, nie kryjąc zaskoczenia. Mówił jak o siostrach, o rodzinie, o równych sobie istotach. Podobało jej się to. Przywykła do uprzedzeń, prymitywnych gadek o rasach, do sztucznych podziałów na ludzi i nieludzi, magicznych i niemagicznych. Nie znosiła zbędnego szufladkowania. Wyrastała, śpiąc na twardych materacach podziałów – na lepsze i gorsze sieroty, na grzeczne i niegrzeczne dzieci.
Nie umiała śpiewać, nie na tyle, by ktokolwiek mógł poczuć się oczarowany. Potrafiła się za to ruszać, płynęła, zachęcając ciało do miłego ruchu, rzeźbiła w powietrzu niewidzialne struktury. Na portowych łajdaków działało, ale dobrze wiedziała, że syrenie siostry mogły być bardziej wymagające. – Jakie to miejsce? – Nie pozwoliła mu tematu porzucić, nawet gdy kocisko chętnie ocierało się o jego łydkę. Widocznie potrafił oswajać.  
Ona też prosiła o więcej.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]03.03.20 21:29
Pocerowany kubrak i połatana peleryna nie wystarczy, by zmydlić oczy tych, dla których wschód słońca nad szarą masą ponurych doków jest codziennością. Przyjezdni dają się nabrać łatwo, kufel, piwo na stół, chamski żart pod nietęgim wąsem i już, swój chłop, nawet się nie obejrzysz, a grzmocą cię po plecach łapą wielką jak szynka i opowiadają, jak to im baba w łóżku dać nie chce. Marynarze na lądzie zawsze czują się obco - dlatego wszystkich traktują równo, może z wyjątkiem leniwych trutni i tych, co im natura męskości poskąpiła. Na moim ciele jako tako widać węzły mięśni, a na dłoniach odciski - wiedzieć nie muszą, że pochodzą ze zgoła innego źródła niż wspinaczka po niepewnym olinowaniu. Ufają mi, bo mówię jak oni, śpiewam jak oni i wyglądam, trochę jak oni.
Ona zaś ma głowę na karku, w jej oddechu nie czuć alkoholu, więc mimo tego żałosnego położenia - wije się kusząco wśród oprychów, zapijaczonych mord, ordynarnych brodaczy, którym tłuszcz kapie na misternie zaplecione warkocze - myśli chłodno. Może podobnie jak ja, znalazła się tu wyrwana z kontekstu. Nie, prędko oddalam ten pomysł, ta ziemia jest jej zbyt poddana. Gdy tańczy, zdaje się, że wszyscy umykają spod jej stóp. Dają jej miejsce, jakby właśnie jej się należało. Czy to królowa tej sceny? Samozwańcza perła czy maskotka ogorzałych piratów, chętnie wlepiających spojrzenie w jej dekolt i wirującą spódnicę? Ona wie o tym, lecz wcale o to nie dba. Robi swoje, bawi się przy tym, tak prosto i szczerze, że przez sekundę nie śmiem wątpić w jej intencję. Stuka obcasem, a ja po tym odgłosie zgaduję, że dziewczęce buty mają zdartą podeszwę - czy to w ogóle w czymś przeszkadza? Nie mogę się dziwić, że chce mnie rozpracować, że szuka czegoś, co zdradzi, że żaden ze mnie wioskowy łachmyta, ani wyrostek, co to na bakier jest ze sztuką czytania, bo jedyne czego zaznał w życiu to fizyczna harówa i spocone kobiece ciało w nieświeżej pościeli. Podrzucam jej wskazówki, jak temu kotu przed chwilą rzuciłem kawałek rogalika. On najpierw wącha, dopiero później wgryza się w miękki środek wypieku - tyle jestem w stanie dostrzec w mętnym świetle kiwającej się latarenki.
-Nie chcą go tam - mówię, jakoś tak nostalgicznie, jebać moje serce wrażliwe na podobne scenki rodzajowe. Wykluczenie zawsze mnie wzruszy, bo sam też do końca nigdzie nie pasuję. Lestrange od siedmiu boleści, gdyby nie brzmienie nazwiska pewnie skończyłbym w rowie, ale że nazywam się tak, jak się nazywam, ktoś bacznie pilnuje, by do tego nie dopuścić.
Słyszę, jak dziewczyna zbliża się do mnie, zeskakując z krzywego stopnia. Podeszwa buta w zderzeniu z nierówno położonymi kamieniami wydaje drapiący dźwięk, który skłania kocura do ucieczki. Jeszcze zanim daje dyla, patrzy się wprost na mnie swoimi wielkimi, bursztynowymi oczami, które w tym świetle, a jakże, są żółte, po czym znika, zostawiając mnie sam na sam z obiektem mych zainteresowań.
Obiektem? Poważnie tak o niej myślę? Ma cierpki żart i ładne ramiona. Bardzo chude, nawet nie: szczupłe, tylko właśnie chude. Jako dziecko mogła nie dojadać albo po prostu, taka się trafiła, wątła i drobna, jedna trzecia z byle jakiego marynarza.
-Jeszcze wróci - odpowiadam z przekonaniem, choć pewny wcale nie jestem, ale muszę podtrzymać tą grę wymiany odmiennych poglądów. Chcę zachwycić się z nią tym kotem, jego niezgrabnym chodem i dymem lecącym z sąsiedniego komina tak czarnym, że zostawia osad na domu obok, ale to droga prosta do demaskacji. Mnie oczarują pomyje wylane na klepisko, bo u nas takich nie ma, ale ona nawet nie zmarszczy nosa, przyzwyczajona do smrodu i widoku nieporządku. Ale może znajdziemy coś, co będzie nasze wspólne? Na przykład świeżo upieczony chleb grubo posmarowany masłem? Mewa przesiadująca na dachu kościoła, patrolująca okolicę, sprawdzająca, czy port tętni swoim życiem?
Sięgam po kolejnego papierosa, bo czuję, że muszę czymś zająć ręce. Odpalam go naturalnie, i wydmuchuję kłąb dymu, uroczo malinowego. Niefortunny powiew wiatru zadął w moją stronę, rzucając mi w twarz woń odpadków, leżących od południa ryb i statków, a jej, całą zawartość mych płuc.
-Bo moje miejsce nie jest na lądzie - wykręcam się od odpowiedzi, sam nie wiem już czy zgrabnie, czy raczej kulawo - a oni, dlaczego tak do ciebie lgną? Co dajesz im ty, czego nie daje im morze? - pytam, chociaż po części znam odpowiedź. Słucha. Słucha uważnie, a tego marynarze spragnieni są najbardziej. Nie młodego ciała wijącego się pod nimi, nie porządnego jedzenia i przedniego wina. To gaduły okropne, lubią się chwalić, pysznić i opowiadać - i przy niej, mogą. Są bohaterami i mordercami, ludźmi czynu, nieważne, czy przyświeca im sprawiedliwość czy chciwość i pragnienie pełnej kiesy.
-Nie, nigdy - zaprzeczam. Nie wyobrażam tego sobie - unieść na nie rękę? Zniewolić je? Spętać, jak stworzenia bezrozumne, potraktować gorzej niż zwierzęta? Wiem, że bywają niebezpieczne, ale przecież nie dla mnie.
-Nikogo nie udaję - odpowiadam, w zamyśleniu zaciągając się Jerellem. Nie podczas łowów, morze mnie zna, one mnie znają i akceptują, tak samo, jeśli przybędę do nich pochmurny i wściekły, jak i spragniony czułego syreniego śpiewu - rozmawiam z nimi. A potem się rozstajemy - mówię i wzruszam ramionami, bo nagle mi do nich tęskno.
Urodziwa brunetka jest równie odległa, co one, stojąca przede mną sztywno, niby na wyciągnięcie ręki. Jeszcze raz zaciągam się papierosem i przysuwam się do niej, wydmuchując jej w usta cały zebrany dym. Tylko tyle, przypadkowe muśnięcie wargami i nic więcej, przypadek, wynikający z szeroko otwartych ust. W gardle zostaje mi przyjemny posmak tytoniu i jej słodkawy zapach.
-Może kiedyś ci powiem - uśmiecham się przelotnie i biorę kicię na ręce, ryzykując podrapanymi ramionami, ale mam to gdzieś, może dodadzą mi zapomnianej męskości - gdzie cię szukać? Jeśli będę chciał wrócić?


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Pub Wilk Morski - Page 8 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]12.03.20 12:33
Nigdy nie miała swojego miejsca. Popychana z kąta w kąt dławiła się suchością swojej dziecięcej skóry, odorem syfiastej kopuły, pod którą zadawano szorstką torturę oczom zbyt młodym, by mogły jakkolwiek się przeciwstawić, zbyt samotnym, by pojmowały, w jakim opuszczeniu przyszło im stawiać pierwsze kroki. Społeczność potarganych sierot ściskała się w wąskiej sypialni, w której krzyk przedzierał się przez płacz. Niewiele pamiętała, niewiele chciała utrwalić na cienkich kartach wspomnień. Wolała kreować o wiele lepsze. Wypracowane przez duszę świadomą, mogącą z łatwością sięgać, zagarniać w drobną pięść każde pragnienie. Czuła na ustach słodkawy smak możliwości z chwilą, kiedy po raz pierwszy wyciągnięto do niej dłoń na podłej londyńskiej uliczce. Dorosła, przestała uporczywie zadrapywać te rany, który nigdy nie miały się zagoić. Nie brakowało jej determinacji, nie próbowała też w kruchości postaci umniejszać swoim mocom. Wręcz przeciwnie, krakała głośno, cwanie wydzierając dla siebie to wszystko, o czym tylko zamarzyła. Nie uginała się pod żadnym spojrzeniem chojrakującego brutala. Ani też pod blaskiem białego zęba bogatego pięknisia. Była silna, zahartowana, gotowa wytrzymać dużo więcej niż wypudrowana kredą panieneczka z królewskiego dworku. Chciała, by każdy to czuł, by nie ośmielił się zlekceważyć jej po raz drugi. Samcze osądy lubiły targać jej miękkie włosy w durnowatym przeświadczeniu, że stworzono ją po to, by klękała przed tłustym obliczem przypadkowego robola. Dziś to ten robol klękał przed nią. Ten układ podobał jej się o wiele bardziej, ale nie nastał szybko. Zmuszał ją do zagryzania zębów, do dość prymitywnych form załatwiania sobie kontaktów i do łamania ofiarowanego słowa. To był port. Wilgotny od oszustw, przekrzyczany śliniącymi się spojrzeniami i dopiero potem zjednoczony ponad świat królewskiego Londynu, ponad dalekie angielskie krainy. Wielu właśnie w niej widziało niepodzielną władczynię. Może nie całej dzielnicy, ale przynajmniej doków, w sercu których wyrastał dumnie od lat Parszywy – zbyt pogruchotany, by można go było rozpieprzyć, zbyt brutalny, by dało się go powstrzymać.
A typ od wypędzowanego rogalika mógł wiedzieć o tym wszystko lub nie wiedzieć nic. W zasadzie to miała to gdzieś. Liczyła się lepkość tej drobnej chwili, kiedy to pociągała go niewidzialną nicią bliżej i bliżej, nie przejmując się tym, jak kuriozalna nagle stała się ta relacja. Nie przejmując się tym, że to ona wyciągała pięty ku gwiazdom, byleby tylko ujrzeć więcej, powąchać bardziej. Opadała znów jednak na całą stopę, kiedy bawił ją tymi tanimi dyrdymałami. Przestała aż tak intensywnie uwodzić go falą własnych ruchliwych brwi. Wzruszał go pchalcz, czy co? Kocia sierota czuła się na ulicach dobrze. W przeciwieństwie do wyrzuconej przed laty czarownicy.
– I co? Zgarniesz go? Zbawisz? – zakpiła, podbijając jednocześnie swoje słówka tupnięciem czubka wysokiego, startego bucika. Ubrana była kobieco, wabiła portowego prymitywa, ale jak ktoś o tkaninach wiedział nieco więcej, mógł z łatwością obnażyć taniochę. Kombinowała kieckami z drugiej ręki, domalowywała kreski na pończochach, a jej makijaże nigdy nie były tak trwałe jak malowane oko gwiazdy z paryskiej opery. Nikt stąd jednak nie wiedział. Tutaj błyszczała, gdzie indziej już nie musiała. Nadrabiała urodą, kuszącymi skrawkami ciała i odpowiednią gadką. Kłamała nieźle. On też jej wierzył? Znikąd zakwitał tutaj między tłustawymi braćmi, dawał się klepać w nieco wątlejsze plecy łapom umorusanym od tutejszego śmietniska. Miał kolorowe fajki, miękkie serce i miłe oczy. Co w ogóle wiedział o świecie, w którym się znalazł?
Buraczył się w oparach tego różowego dymu, ale przy tym wydawał się mniej poruszony. Nie zabrał się jeszcze za miętoszenie jej tyłka, więc mogła ofiarować mu te parę minut więcej. Niech ma, niech się produkuje, niech składa łzawe modlitwy do jej kuszących ramion. To ta chwila, w której rzuca jej pod nos kolejną przemoknięta solą tajemnicę, a ona robi znów ten krok, by zaciągnąć się malinami.
– Może powinieneś się przekonać sam. Może… – urwała nagle, poprawiając bezczelną dłonią pozaginany kawałek jego wdzianka. – Może zasłużysz – dokończyła miękką, słodko. Lok przytulił się do jej brwi. – Nie pachniesz rybą. Nie pachniesz jak ktoś, kto rzadko bywa na lądzie – zauważyła, czując irytująco-intrygującą mieszankę obcych woni. Zrzucał kurtynę, ale pod nią napotykała znów zagadkę. Nie wiedziała, czy bardziej ją to nakręcało, czy jednak drażniło. O zgrozo.
Philippa jednak dziwiła się, kiedy mówił o syrenach tak ludzko, zwyczajnie, bez tej podniety, która popędzała marynarskie zadki do szaleńczego biegu. Jakby nie był mężczyzną, jakby nie uwodziły go jego własne, mokre fantazje. Rzadko która gęba z portu nie chciała uczynić z kobiety-ryby swojej niewolnicy. Może miał klasę, a może tak świetnie potrafił grać niewiniątko. Jakże sprytnie wyplątywał się z jej pułapek. Niech mu będzie. – Więc to sojusz. Ty i twoje morskie przyjaciółki – pokiwała głową, czując, że raczej nie było w tym większej sensacji. – Nie krzywdzisz ich – podsumowała ostrożnie, choć mimowolnie nasunęło się jej pewne pytanie. Jeśli nie ranił syren, to kogoś musiał, coś musiało być szramą na tej zbyt gładkiej buźce. Chciałaby się dowiedzieć, ale zbliżenie zadymionych warg ją rozproszyło. Kolorowa mgła przez chwilę ją otumaniała. Lekko zakołysała się na czubkach palców, przymknęła powieki. Całe doznanie wydawało jej się nieznośnie przyjemne.
Otwarte znów oczy wyłapały zagarniętego pod pachę futrzaka i uśmiech nazbyt pewny. Ścisnęła lekko pięść. – Wrócisz szybciej, niż ci się wydaje. Do serca doków – do Parszywego. Do mnie.
Nie planowała go zatrzymywać, aż za mocno wierząc we własne myśli. Przerabiała ten scenariusz wiele razy, ale nigdy jeszcze nie pachniał tak.


zt :pwease:
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]05.10.20 18:48
| 15 lipca

Powoli i metodycznie pracował nad tym, by uratować port przed rozkładem i jeszcze większym zniszczeniem. Nie mógł zapomnieć o huku, który wstrząsnął całą dzielnicą w dniu urodzin Ministra, a za który odpowiadali ci parszywi, bestialscy rebelianci. Ilu niewinnych czarodziejów ucierpiało przez ich brutalną akcję dywersyjną? Ile budynków i statków zostało uszkodzonych w trakcie zamachu...? Nie mógł pozwolić, by doszło do podobnej sytuacji – wtedy pełnił funkcję zarządcy nie więcej niż dwa tygodnie, lecz z każdym kolejnym dniem, każdym rozwiązanym problemem i pokonaną przeszkodą jego wpływy powinny rosnąć. Oczy wielu były zwrócone właśnie na niego, musiał upewnić się, że i przyjaciele, i wrogowie usłyszą o nowych porządkach, że nic i nikt nie zdoła podkopać jego pozycji. Miał jeszcze wiele do osiągnięcia, do skreślenia ze swej niezwykle długiej listy obowiązków, dlatego też napisał do Sigrun z prośbą o spotkanie w jego nowym – powoli przerabianym podług własnych potrzeb – gabinecie przy alei Theodousa Traversa. Nie tak dawno temu, w trakcie wspólnej wyprawy do olbrzymów, miał przekonać się, jak biegłą była w torturach i jak groźnie potrafiła się prezentować. A tego właśnie było mu trzeba, kolejnego pokazu siły. Minął miesiąc, odkąd pozbyli się Picharda, nabili jego ciało na maszt i wygłosili przemowę, do której wysłuchania zmusili przechodniów. Należało odświeżyć pamięć tych, którzy szeptali między sobą o bezprawnym przejęciu biura, którzy mieli czelność podważać słuszność ostatnich dyrektyw.
Był już wieczór, gdy ruszyli aleją w kierunku tej części magicznego portu, która powstała jako pierwsza. Było ciszej niż jeszcze kilka miesięcy temu, lecz czarodziejów nie brakowało – niektórzy przechadzali się brzegiem rzeki, korzystając z zaskakująco ciepłego wieczoru, inni ruszali dopiero na łowy, zamierzając zabawić dłużej w kasynie lub jednym z barów. – Idziemy do Wilka Morskiego – wyjaśnił w końcu, nie chcąc przedstawić swojego planu wcześniej, gdy znajdowali się jeszcze w budynku zarządu. Choć zadbał już o to, by obłożyć go odpowiednimi zaklęciami ochronnymi, zaś samo biuro – wyciszyć, to mimo to odczuwał podskórny opór przed poruszaniem tematów wymagających dyskrecji pod nosem czarodziejów, którym nie ufał, nie mógł ufać. – Powinniśmy tam znaleźć Regulusa Larsona, byłego pracownika Picharda. Nie stawił się na wezwanie, gdy odebraliśmy port temu żałosnemu starcowi – dodał, sięgając do kieszeni po papierośnicę, częstując się jednym ze skrętów, następnie wyciągając pudełeczko w kierunku idącej u jego boku Rookwood. Cieszył się, że może poprosić ją o pomoc. Pokładał niemałą wiarę w umiejętności wiedźmy, poza tym, już dawno nie mieli czasu, by zabawić się razem nad szklaneczką whisky, w oparach diablego ziela. I choć wolałby od razu przejść do przyjemności, to wiedział, że najważniejsze w tej chwili było dorwanie tego bezczelnego idioty. Zaś przemoc zdawała się jedynie rozniecać apetyt Sigrun. – Jeszcze do niedawna bał się pojawiać w porcie, doszły mnie jednak słuchy, że od kilku dni bawi w Wilku i nie szczędzi przy tym niepochlebnych komentarzy pod moim adresem. – Uśmiechnął się krzywo, półgębkiem, wydmuchując siwy dym w kierunku Tamizy. Głupiec. Czy naprawdę nie bał się, że go dorwą? A może właśnie o to mu chodziło – by w końcu to zrobili? Nie zdziwiłby się, gdyby cały ubiegły miesiąc Larson chował się po kątach, drżąc przy każdym głośniejszym szeleście, nie śpiąc w nocy, tylko zastanawiając się, kiedy po niego przyjdą. – Nie chodzi mi jedynie o to, by go zabić, Rookwood. Musimy pokazać wszystkim innym, którzy bawią się tego wieczoru w pubie, że nie mogą ignorować przemian. Że nie żartowaliśmy wtedy, miesiąc temu, i że nie żartujemy teraz, pozbywając się tej słabej, skrzywionej jednostki. Że robimy to dla ich dobra – dodał, przystając opodal wejścia do wiekowego lokalu. Do ich uszu dobiegały już głośne śmiechy, śpiewane nieumiejętnie szanty. Zza okien wylewało się ciepłe, chwiejne światło magicznych świec. Nie wątpił, że znajdzie tam tego śmiecia; bosman wysłał mu sowę nie wcześniej niż godzinę temu, że widział go na własne oczy. I że życzy dobrej zabawy. – Jesteś gotowa? Mam przy sobie dwie fiolki z eliksirem grozy, możemy z nich skorzystać, by zrobić na widzach jeszcze lepsze wrażenie – zakończył, przyglądając się smukłej twarzy blondynki z uwagą, na nieco dłuższą chwilę zawieszając wzrok na jej ustach. Nie mógł się rozpraszać, jeszcze nie teraz.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]14.10.20 19:39
To było wręcz zabawne, że w tej chwili najwięcej chaosu, zamętu i zniszczenia siał nie kto inny jak Zakon Feniksa. Zaczęło się od nieszczęsnego Stonehedge, gdzie śmierć poniosło stanowczo zbyt wielu przedstawicieli arystokracji, aby mogło to ot tak odejść w zapomnienie. Odkąd zaś Rycerze Walpurgii przejęli panowanie nad Londynem, musieli stawiać czoła zniszczeniu, które wrogowie próbowali weń wprowadzić. Niszczyli place, budynki, zabijali policjantów. Tonący brzytwy się chwyta - jak to mówią. To zabawne, bo Rookwood nie widziała się w roli stróża porządku i ładu, skoro sama miała w sobie czysty chaos. Zawsze to ona rozsiewała wokół zniszczenie, jakby urodziła się z nieposkromionym apetytem na destrukcję. Tymczasem jednak musieli trzymać w ryzach to miasto i jego mieszkańców. Czarny Pan pragnął mieć je we władaniu, musiało stać się zatem wspanialsze i czystsze niż kiedykolwiek - a każdy miał mu się całkowicie i bezwarunkowo podporządkować. Innej opcji nie było.
Portowa dzielnica, doki, zawsze słynęły z wyjątkowej niefrasobliwości. Luźnego podejścia do władzy i osób, które ją sprawowały. Ministerstwo Magii swoje, oni swoje, jakby ich wpływy tam nie sięgały - zupełnie jak na Nokturn, gdzie słynący ze sprzedaży czarnomagicznych artefaktów sklep Borgin&Burke od wieków był nietykalny. Należało jednak położyć temu kres, taki Sigrun wysnuła wniosek z dysput prowadzonych podczas obrad Rycerzy Walpurgii, bo sama nie bywała tu na tyle często, by znać to towarzystwo i łączące (czy dzielące) ich koligacje. Powierzyła wiarę w osąd Caelana, który miał usunąć Picharda, sprzeciwiającego się ich władzy, samemu przejmując władzę w porcie. Osobiście się w to nie zaangażowała, mając na barkach wiele innych obowiązków, lecz dotarły do niej wieści - wbicie na pal Picharda wyjątkowo Rookwood rozbawiło i żałowała, że nie miała obejrzeć tego na własne oczy.
Ale może jeszcze nie wszystko stracone.
Z ciekawością rozglądała się po budynku zarządu, badając spojrzeniem obrazy i skromne wnętrza, zastanawiając się nad planem na ten lipcowy wieczór, lecz w środku Goyle nie odezwał się ani słowem. Podążyła więc za nim na zewnątrz, obleczona w lekką suknię z czarnego materiału. Oczy miała podkreślone węgielkiem, co czyniło nieprzyjemne spojrzenie jeszcze cięższym, włosy zaś ciasno spięte nad karkiem.
- Napić się? - rzuciła żartobliwie, kiedy znaleźli się już na zewnątrz, podążając w bliżej nie znanym Rookwood kierunku, dopóki nowy zarządca portu nie zdecydował się wyjawić jej w końcu celu tego spotkania. Nazwisko Larson było wiedźmie obce, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Jeśli był na tyle bezczelny, aby otwarcie sprzeciwiać się Caelanowi i otwarcie obrzucać go oszczerstwami publicznie - należała mu się kara. - Najwyraźniej jest bardzo głupi. Albo naiwny. A może jedno i drugie - odpowiedziała na ten krzywy uśmiech jaki jej posłał. Wzruszyła przy tym ramionami - czy to było właściwie ważne? Ważne było to, że nie mogli puścić tego Larsonowi płazem. Goyle musiał udowodnić wszystkim, że nie należy z nim zadzierać. - Och, przecież wiesz, że nie wszędzie tak od razu lubię przejść do rzeczy. Gra wstępna wyjątkowo cieszy - odparła lekkim tonem, jakby rozmawiali o łóżkowych igraszkach, nie zaś planach na torturowanie byłego współpracownika Picharda, najlepiej publicznie, aby dać mu nauczkę i by nauczka ta dała do myślenia innym, którzy w duchu rozważali przyznanie mu racji.
Droga daleka nie była, niewielka odległość dzieliła Wilka Morskiego od biura zarządcy, atmosfera z ciężkiej i poważnej, zmieniła się w lekką i radosną za sprawą doskonale słyszalnych szant. Sigrun zwróciła spojrzenie na Caelana, nim jeszcze weszli do srodka.
- Zawsze jestem gotowa - odrzekła, uśmiechając się promiennie, odsłaniając przy tym wyraźną przerwę między jedynkami. Skinęła głową, na znak potwierdzenia. - Umiem robić wrażenie, nie sądzisz? - spytała zaczepnie, gdy zaproponował po kolejce eliksiru grozy. - Nie zaszkodzi jednak zrobić większe. Polej - dodała zaraz. Marynarze nierzadko bywali odporni na kobiecą siłę charakteru bardziej niż inni mężczyźni.



She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]22.10.20 8:58
Napić się? – Też – przyznał mrukliwie, próbował przy tym nie wybiegać myślami za daleko w przyszłość. Nie mogli się rozpraszać, jeszcze nie, jeśli chcieli zająć się Larsonem w odpowiednio dosadny i przemyślany sposób. Istniała przecież szansa, że nie był sam. Że spiknął kilku innych zaślepionych wykrzykiwanymi przez rebeliantów bzdurami, że miałaby to być zasadzka. – To może też być podstęp, grubymi nićmi szyty, nieudolny, lecz wciąż… podstęp. Dlatego miejmy oczy szeroko otwarte. Nie dajmy się zaskoczyć – dodał, zaciągając się obracanym w palcach papierosem. Wierzył, że dadzą sobie radę, nie brakowało im odpowiednich zdolności, wolałby przy tym uniknąć tej nocy wizyty u uzdrowiciela. Uniósł wyżej brwi, gdy Rookwood zaczęła mówić o grze wstępnej, niejednoznacznie, prowokująco; nie wygiął przy tym ust w uśmiechu, nie pozwolił, by choćby drgnął ich kącik, lecz to tylko dlatego, że naprawdę chciał nad sobą panować. Trzymać nerwy – i pożądanie – na wodzy. Jeszcze przyjdzie czas na zapomnienie, kontemplowanie miękkości skóry i przypominanie sobie charakterystycznych linii i kształtów. – Coś mi się obija – dodał cicho, przemycając w swej lakonicznej wypowiedzi niewinną zaczepkę, zaraz jednak przeniósł wzrok na budynek pubu, przydeptał niedopałek obcasem podkutego buta. Pijackie przyśpiewki mieszały się z szumem rzeki, zagłuszały prowadzoną rozmowę – to dobrze, nikt nie powinien ich podsłuchiwać. – Umiesz, zrobiłaś je na olbrzymach, zrobisz i na naprutych marynarzach. Nie zaszkodzi jednak łyknąć – odpowiedział cicho, sięgając do kieszeni po dwie niewielkie fiolki z eliksirem grozy, które otrzymał od Calanthe, następnie podał jedną z nich uśmiechającej się szeroko, charakterystycznie, Rookwood. – Na zdrowie – dodał jeszcze, nim wychylił zawartość naczynka jednym haustem. Odczekał krótką chwilę, upewnił się, że różdżka znajduje się na swoim miejscu, po czym podchwycił spojrzenie towarzyszki, skinął jej krótko głową i ruszył ku wejściu do Wilka Morskiego.
Minął w drzwiach dwóch niezbyt przytomnych już mężczyzn, śmierdzących przetrawionym alkoholem, wymiętych i zbyt głośnych; wyglądało na to, że go nie poznali. Wciąż mieli jeszcze trochę czasu, nim pub zacznie pękać w szwach, tu i ówdzie dostrzegał wolne miejsca, korytarze pozwalające przejść między kolejnymi skupiskami klientów – powiódł dookoła wzrokiem, szukając nim sylwetki Larsona. Wiedział przecież, jak ten wyglądał, znalazł jego zdjęcia, poprosił byłych współpracowników o opis aparycji. Wysoki, blondwłosy, o odlanej ze srebra dłoni i bliźnie ciągnącej się od skroni aż po brodę… Nie powinni go z nikim pomylić. – Siedzi w kącie, grają w kości. Widzisz? To ten z protezą – odezwał się do stojącej obok czarownicy, nie siląc się nawet na ściszanie głosu; gwar i tak zapewniał im anonimowość, przynajmniej do czasu. Sięgnął po jakarandowe drewienko, niepostrzeżenie wsunął je do rękawa koszuli, po czym powoli ruszył we wskazanym kierunku. Przyśpiewki zaczęły cichnąć, kiedy kolejni czarodzieje rozpoznali jego twarz, szeptali między sobą jego imię. Niektórzy cieszyli się na ten widok, wszak nie brakowało takich, którym podobały się wprowadzane w porcie zmiany. Inni jednak, w tym krzywiący się szpetnie, piorunujący go wzrokiem Larson, mieli pewne obiekcje. Wiedział, że nie ma dokąd uciekać.
- No, no, w końcu się spotykamy. Nie słyszałeś, że niegrzecznie jest odrzucać zaproszenia, tym bardziej zaproszenia od nowego zarządcy portu? – odezwał się głośno, wyraźnie, powoli skracając dzielącą ich odległość. Marynarze odsuwali się na boki, barman nerwowo przecierał szklanki; eliksir musiał działać. Wiedział, że Rookwood podąża tuż za nim, że nie speszą jej wygłodniałe spojrzenia pijaczków czy przytłaczający odór męskiego potu. – Nie do każdego bym się pofatygował, Larson, ale doszły mnie słuchy, że masz kilka zastrzeżeń odnośnie wprowadzanych porządków. Co ci się nie podoba? Może wzmożone kontrole ładunków? Tylko dlaczego miałoby ci to nie być w smak, hm? – Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, nie musiał. Uwaga i tak skupiona była na nim, na ubezpieczającej go kobiecie. Dopiero wtedy, dla wzmocnienia wagi swych słów, kopnął w stojący przed ofiarą stolik, wywracając szkło, rozlewając alkohol, posyłając drobniaki na podłogę. – Może dlatego, że brałeś udział w wywożeniu stąd szlam. Działałeś na szkodę Ministerstwa, działałeś na szkodę nas wszystkich – dodał twardo, z przekonaniem, choć nie miał pewności, czy tak było. To jednak było bez znaczenia. Istniała szansa, że właśnie dlatego nie w smak była mu zmiana pracodawcy, wzmocnienie wpływów Rycerzy. – Nie bądź śmieszny – syknął Larson, wciąż nie ruszając się ze swego miejsca, lecz coś w jego spojrzeniu zdradzało go z odczuwaną nerwowością. – Zabiliście Picharda, nabiliście na maszt, po czym bezprawnie przejąłeś jego stanowisko… – wypluwał z siebie kolejne słowa, zapominając chyba o zdrowym rozsądku, o instynkcie samozachowawczym. – Aquassus – warknął Goyle, chcąc przerwać ten wywód, zanim zdrajca się rozpędzi.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]08.11.20 15:04
- Jasne - odpowiedziała jedynie na sugestie, aby miała oczy szeroko otwarte. - Stała czujność - wyrzekła śmiertelnie poważnym tonem, prostując się przy tym i uniosła dwa palce do czoła, jakby przyjmowała rozkaz - nie mogła się powstrzymać od tego żartu, Goyle wydawał się taki poważny, ale naturalnie w pełni rozumiała dlaczego. Powierzono mu tę sprawę nie bez powodu. Był związany z magicznym portem właściwie od... zawsze? Tak jej się wydawało, że rodzina Goyle parała się żeglarstwem, a Caelan pielęgnował to rodzinne dziedzictwo. Pozbycie się stąd przeciwników Czarnego Pana i nowego Ministra Magii, przejęcie władzy musiało być dlań szczególnie ważne. Nawet jeśli tego nie przyznawał, to widziała powagę w jego oczach, wyrazie na twarzy - większą niż zwykle. Rookwood chciała go w tym wesprzeć, choć jak na razie to i bez jej pomocy radził sobie świetnie. Nabity na pal Pichard stanowił najlepszy na to dowód. Musiała jednak przyznać, że podobał jej się ten Goyle - bez skrupułów sięgający po władzę i wpływy. Chciała go przy tym obserwować, ta władczość mogła później znaleźć odzwierciedlenie w... Sigrun odegnała jednak myśli o tym, co miało zdarzyć się później, póki co. Tak jak powiedział Goyle - musieli się skoncentrować i zachować czujność. - Zdrowie - potwierdziła, stukając się z żeglarzem fiolką o fiolkę.
Przeszła kilka kroków w bok, aby spojrzeć w brudne okno. Trudno było dostrzec odbicie, jedynie zarys, ale mignął jej dziwny blask na wysokości oczu - eliksir grozy zadziałał. Sigrun przekroczyła próg pubu Wilk Morski zaraz za Caelanem, brodę unosząc przy tym wysoko, na różdżce zaciskała palce prawej dłoni. Wydawał się dość pusty, ale to kwestia czasu. Za godzinę, albo dwie będzie pełen od pijanych marynarzy, śpiewających przy tym szanty. A przynajmniej tak zazwyczaj by było - dziś powinna zapanować tu cisza i strach. Lęk przed tym co się stanie, jeśli wszyscy tu obecni nie pogodzą się z nowymi porządkami w magicznym porcie.
Nie wiedziała jak wygląda ten cały Larson, dlatego też czekała aż wskaże jej go Caelan; powiodła wzrokiem w sugerowaną przezeń stronę, do kąta, gdzie kilku mężczyzn grało w kości. Skinęła głową na znak, że go dostrzegła.
Wsunęła różdżkę do rękawa szaty, ruszając powoli za Caelanem, kiedy ten zdecydował się podejść do Larsona. Nieliczni goście obejrzeli się za nim, szeptali jego nazwisko, rozpoznali kim jest. Poczuła jakąś dumę, a w kącikach ust wiedźmy zatańczył uśmiech. A później przestała zwracać na nich uwagi - na zapijaczonych, cuchnących mężczyzn usuwających się Caelanowi z drogi z przestrachem. Ich towarzystwo bynajmniej jej nie krępowało. Niekiedy obracała się wśród jeszcze gorszych.
Stanęła obok Caelana. Przez pierwsze kilka chwil nie zajmowała głosu, pozwalając mówić nowemu zarządcy portu; powinien zaznaczyć swoją pozycję, mówić we własnym imieniu, przekonać wszystkich, że w tym miejscu mają słuchać właśnie jego. Nie odrywała spojrzenia od wyraźnie przestraszonego Larsona, który chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak szybko dojdzie do otwartej konfrontacji - a nawet w jej obliczu nie poszedł po rozum do głowy.
- Bezprawnie? - spytała w końcu zdziwiona, nic sobie nie robiąc z tego, że Larson dusi się od torturującego zaklęcia. - Bezprawnym jest wywożenie stąd szlam i zdrajców krwi bez pozwolenia, wbrew woli Ministerstwa Magii i nowego zarządcy portu. To zdrada, zdajesz sobie z tego sprawę? A zdrajców należy ukarać. Zwłaszcza, że widzę absolutny brak skruchy... - ostatnie słowa wypowiedziała z udawanym żalem. - Ilu próbowałeś zamydlić oczy, wciskając te bajki, aby odwrócić uwagę od swoich przestępstw? Wiesz jaka kara za to grozi? - wysyczała jadowicie Sigrun, podchodząc bliżej Larsona - wysunęła powoli różdżkę z rękawa szaty.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]09.11.20 9:12
Nie bał się samego Larsona. Wątpił, by zdrajca był w stanie realnie im zagrozić – do tej pory bazował przecież na kombinatorstwie, matactwach… Może przemawiała przez niego zbytnia pewność siebie, lecz nie podejrzewał tej gnidy o bycie wprawnym wojownikiem, zaprawionym w bojach mistrzem pojedynkowania się. Obawiał się raczej, że ten przygruchał sobie wianuszek wiernych, równie naiwnych marynarzy, pracowników portu, i skutecznie namieszał im w głowach. Stale siał zamęt, szkalując dobre imię Rycerzy i przewodzącego im Czarnego Pana. Musiał zostać ukarany.
Nie potrzebowali wiele czasu, by odnaleźć wśród klienteli pubu poszukiwanego czarodzieja; jego charakterystyczna proteza wskazywała im drogę niczym latarnia morska poszukującym brzegu żeglarzom. Bezzwłocznie skrócili odległość, która dzieliła ich od grających w kości pijaczków, po czym rozpoczęli przedstawienie, niewiele robiąc sobie z faktu, że rozbrzmiewające do tej pory przyśpiewki urwały się wpół słowa, a wszyscy wpatrywali się tylko i wyłącznie w nich, w ich sylwetki, w ich twarze. O to przecież chodziło, o publiczne wymierzenie kary, o uświadomienie portowi, że nowe porządki nie podlegały negocjacji – nie zamierzali dyskutować, na to było już za późno. Czar, którym uciszył zapędzonego w kozi róg Larsona, nie napełnił mu ust wodą, nie groził przedwczesnym uduszeniem ofiary, a jedynie oddziaływał na jego psychikę. – Tak, zabiliśmy go, bo tylko na to zasługiwał – przyznał głośno, wyraźnie; niech każdy, kto jeszcze o tym nie wiedział lub kto nie dawał wiary plotkom, pozna prawdę. Zanim zdążył kontynuować, rozwinąć myśl, do rozmowy dołączyła Rookwood. Pozwolił jej mówić, jeszcze przez chwilę podtrzymując działanie czarnomagicznego zaklęcia. Starał się mieć oczy dookoła głowy, nie przyglądać się jedynie trzymanemu w szachu idiocie, ale i jego towarzyszom. Nasłuchiwał, czy za ich plecami nie odezwie się zdradliwe skrzypienie desek, szuranie odsuwanego krzesła. – Tak jak zostało to powiedziane pod biurem zarządcy portu, każdy, kto działa przeciwko Rycerzom Walpurgii, przeciwko Czarnemu Panu, zostanie uznany za wroga i podzieli los Picharda. Miałeś szansę przysłużyć się naszej sprawie, zadbać o dobrobyt nie tylko portu, ale i całego miasta, stać się częścią nowego porządku. – Cofnął działanie zaklęcia, pozwalając mu na rozpaczliwe, głośne zaczerpnięcie powietrza, na żałosną walkę o oddech. – Odrzuciłeś jednak zaproszenie, oczerniałeś mnie i tych, w których imieniu występuję, za naszymi plecami. A teraz przyszedł czas na zapłatę – dodał chłodno, bez większych emocji, po prostu przedstawiając jemu – i wszystkim zebranym w karczmie – całą sytuację. Nie mogli się wycofać, nie mogli pobłażać. Akty surowej sprawiedliwości miały ustabilizować ich pozycję. – Expelliarmus – odezwał się znowu, chcąc odebrać przeciwnikowi różdżkę. – Esposas – dorzucił z zamiarem spętania go kajdanami. Liczył się z tym, że ten może spróbować obrony, lecz przecież stał na tyle blisko, że nie pozostawiał mu wiele czasu na reakcję. Wtedy jednak, wyczuwając rychły koniec rozmowy czy raczej nadchodzącą wielkimi krokami katastrofę, jeden z siedzących po stronie Sigrun mężczyzn poderwał się z miejsca, wykrzywiając swą nalaną, zabliźnioną mordę w grymasie złości. Rzucił się do przodu z zamiarem wytrącenia Śmierciożerczyni oręża. Tego się właśnie obawiał, że przekabaceni przez Larsona idioci staną w jego obronie, zaczną stwarzać problemy. – Uważaj – warknął tylko, nie mając dość czasu, by odpowiednio zareagować samemu, by stanąć pomiędzy kobietą a agresorem. Może i powinien zostawić to bez słowa, by nie zdradzać się z nerwami, może i powinien pozwolić wiedźmie poradzić sobie z tym na własną rękę… Trudno. Na to było już za późno.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]17.11.20 15:46
Rookwood trwała u boku Caelana, palce prawej dłoni zaciskając na różdżce, przysłuchując się jego rozmowie z Larsonem. To nie ona grała dziś główną rolę, a on. Goyle jako zarządca portu musiał wypracować sobie szacunek i oddanie, a jeśli nie szacunek - to zacząć wzbudzać strach na tyle duży, aby byli mu posłuszni. Jak mówiła dewiza rodu, dla którego pracowała Sigrun: niech nienawidzą, byleby się bali. Im dłużej żeglarza słuchała, tym większą miała pewność, że to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Wystarczyło dać mu czas, by dowiódł, że pod twardymi mięśniami kryje się jeszcze większa siła charakteru. Wierzyła, że Czarny Pan to doceni, że to dostrzeże.
W chwili, gdy Caelan wytrącił Larsonowi z dłoni różdżkę, Sigrun natychmiast wysunęła prawą stopę, aby przydeptać nieznajome drewienko butem i przyciągnąć je do siebie. Czarodziej i tak nie miał szans go pochwycić, Goyle nie czekał ani chwili, od razu skuł go magicznymi kajdanami. Fakt, że nie użył czarnomagicznych łańcuchów powinien Larson mógł uznać jako akt łaski - niezasłużonej.
Tego wieczoru nie zdążyła jeszcze nawet spojrzeć na alkohol. Jedyne co wypiła to kubek czarnej, mocnej kawy i eliksir grozy, sprezentowany przez Caelana, pozostawała więc trzeźwa jak niemowlę i nic nie mogło zmącić jej percepcji - czujna i skupiona prędko zorientowała się, że coś się dzieje z jej lewej strony. Najpierw usłyszała szuranie krzesła. Natychmiast zerknęła w tamtą stronę, dostrzegając jak wielki dryblas z nalaną mordą rzuca się w jej stronę, wyciągając ku wiedźmie łapę tak, ze nie pozostawiał wątpliwości - chciał wyrwać jej różdżkę. Ostrzegł ją i Goyla, ale już wtedy Sigrun odwróciła się do agresora przodem unosząc różdżkę, by powiedzieć szybko: - Adolebitque - wysyczała jadowicie. Mężczyzna był już zbyt blisko, aby wyczarować przed sobą tarczę. Czuła jego smród - pot, tani alkohol i najtańsze papierosy, mocz i ryby. Sporo od niej wyższy i szeroki w barkach, nie miałaby szans w fizycznym starciu, ale nie była brudnym mugolem, by się do tego zniżać. Czarnomagiczne, palące łańcuchy oplotły ciało oprycha, nie pozwoliły poruszać rękoma, a on sam zatoczył się, tracąc równowagę i opadając w bok. Upadł na drewniany stół, a ważył tyle, że po prostu go złamał. Stłukło się szkło, rozlał wokół tani alkohol. Sigrun nie przestawała mierzyć w niego różdżką. - Corio - wycedziła stanowczo, a okrutne zaklęcie zdarło skórę w jego twarzy. Krew zmieszał się z alkoholem. Mężczyzna wrzasnął. Barmanka uciekła na zaplecze, nie chcąc brać udziału w tym wszystkim, a może postanowiła kogoś zawołać.
- Każdy kto działa przeciwko nowemu zarządcy portu, działa przeciwko Czarnemu Panu i Rycerzom Walpurgii, przeciwko Ministerstwu Magii - a kara za to będzie bardzo bolesna i sprawiedliwa - oznajmiła głośno Sigrun, powtarzając słowa Caelana, aby wzmocnić ten przekazać - miał dotrzeć do wszystkich zebranych. Niech nie powtórzą błędu Larsona i nie podzielą jego losu. Jego samego pozostawiła Goyle'owi, który trzymał zdrajcę w garści - to życie należało do niego.
- Nie będzie żadnej tolerancji dla buntowników i niszczycieli nowego porządku - zagrzmiała, kierując różdżkę w dół, aby niewerbalnie rzucić zaklęcie Cruciatus. Oprych zaczął wić się na ziemi jak wąż, próbując oswobodzić z palących łańcuchów, które i tak wydawały się niewinną pieszczotą w obliczu bólu trawiącego trzewia. Cruciatus zadawał cierpienia tak potężne, niemożliwe do wyobrażenia, że jego krzyk miał nawiedzać wszystkich gości Wilka Morskiego w koszmarach. Sigrun powiodła po nich spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę, bez cienia uśmiechu, czy rozbawienia - chciała, aby wiedzieli, że nie żartowali, że to nie zabawa. To już nie ostrzeżenie. Mieli to potraktować poważnie.
- Będzie lepiej dla was, jeśli wydacie wszystkich, którzy zgadzają się z tym głupcem. Inaczej uznamy to za współpracę i bunt przeciwko Czarnemu Panu - oznajmiła Sigrun, patrząc na nich wyczekująco.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]23.11.20 8:10
Wyglądało na to, że jego ostrzeżenie było zbędne, i bez niego Rookwood zareagowałaby odpowiednio szybko – nie umiał się jednak powstrzymać. Byli tu we dwójkę, tylko we dwójkę. Gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, mogliby mieć nie lada kłopot z zapanowaniem nad wzburzonym tłumem. Chwilowo nie mieli się czego obawiać – Śmierciożerczyni z wprawą wyczarowała palące, czarnomagiczne łańcuchy, które oplotły atakującego ją dryblasa. Ten padł jak długi, rozwalając przy tym stół, wprowadzając jeszcze większe chaos i zamieszanie. Dobrze. Przedstawienie musiało trwać. Nie musiał zachęcać Sigrun, by kontynuowała; z własnej inicjatywy poszła za ciosem, sięgając po kolejną paskudną w skutkach klątwę, bezceremonialnie zdzierając ze swej ofiary skórę. I choć miał ochotę skrzywić się w reakcji na krzyki, donośne, niosące się po całym pubie, to zachował kamienną twarz. Przecież tak właśnie musiało być, taki los pisany był wszystkim, którzy śmieli sprzeciwiać się nowym porządkom. A im dosadniej zaznaczali swe panowanie, tym lepiej.
Nagle Larson poderwał się z miejsca, naiwnie, desperacko próbując wyminąć stojącego mu na drodze Caelana – a ten bez trudu pchnął go z powrotem na krzesło. Niech siedzi. Niech patrzy. I słucha. A miał czego. Wiedźma rzuciła jeszcze jedno zaklęcie i choć inkantację wypowiedziała jedynie w myślach, to Rycerz bez trudu domyślił się, czym potraktowała wijącego się po podniszczonych deskach marynarza. Wył jak zwierzę, dziko i nieludzko, odchodził od zmysłów, niczym rażony jednym z trzech zaklęć niewybaczalnych. Czy pozostali mieli wyciągnąć odpowiednie wnioski? Przestraszyć się na tyle, by nie próbować sztuczek? Obdarzyć ich należnym szacunkiem?
Kiedy towarzyszka kontynuowała, wydawała rozkazy, nie przerywał. Może to i on był tutaj zarządcą portu, lecz ona – naznaczoną Mrocznym Znakiem, zaufaną służką Czarnego Pana. – Decollatio – zaintonował pewnie, bez choćby cienia zawahania, celując w łokieć swej ofiary. Biedny, omamiony mrzonkami rebeliantów Larson. Jęczał coś, charczał, złorzeczył. – Masz coś do powiedzenia? Może to ty chcesz wskazać innych, którzy podzielają twoje jakże niepochlebne zdanie na nasz temat? Na temat nowego oblicza portu? – zapytał głośno, wyraźnie, by usłyszeć go mogli wszyscy zebrali w dusznej, zadymionej sali pubu. – Nie? – Uniósł wyżej brwi, gdy mężczyzna pobladł, czy to ze strachu, czy to z powodu utraty krwi, która wsiąkała w materiał odzienia, skapywała na drewnianą podłogę. – W takim razie pójdziesz z nami. Uwierz mi, znamy sposoby, by nakłonić cię do mówienia. A później wymierzyć odpowiednio surową karę za podburzanie mieszkańców Londynu przeciwko jedynej słusznej władzy – dodał, wwiercając wzrok w wykrzywioną grymasem bólu twarz Larsona. Ich kozła ofiarnego. Ciekawe, co wyśpiewałby pod wpływem serum prawdy. Przez salę przetoczył się cichy pomruk – nie mógł wiedzieć, czy to objaw niezadowolenia, strachu czy czegoś jeszcze innego. Cały czas miał się na baczności, dopuszczając do siebie myśl, że jeszcze ktoś spróbuje zaatakować, stanąć w obronie pochwyconego głupca. Zamiast tego z uparcie milczącej ściany obserwatorów wyłonił się jeden z marynarzy; dopiero po chwili Caelan rozpoznał jego twarz, podstarzały wilk morski pracował kiedyś dla jego ojca. – Niewielu tu takich, którzy mieliby się z nim zgadzać – zaczął cicho, wagę swej wypowiedzi podkreślając splunięciem gdzieś pod swe buty. – Najgorliwiej sprzeciwiali się i on, i ten drugi, który już został doprowadzony do porządku – dodał, uśmiechając się przy tym brzydko, prezentując w ten sposób pożółkłe, a w niektórych przypadkach i poczerniałe zęby. – Ale też tamten, Ackroyd, lubił się z nimi nawalić, jak na moje, to musiał wiedzieć, co im po głowach chodzi… I że niby Pichard dobry chłop był, tak mówił. O! – Wycelował paluchem w wybałuszającego oczy, kręcącego coraz mocniej głową młodziana, na oku dwudziestoletniego. Caelan powoli przeniósł swój wzrok na lico wskazanego czarodzieja; nie mogli przecież zignorować tej informacji.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]29.11.20 14:24
Z ich dwójki to Caelan zawsze cechował się nie tylko zimniejszą krwią, ale większym rozsądkiem. Nigdy nie był strachliwy, lecz rozważny i gdy trzeba było to ostrożny. Sigrun tego brakowało. Impulsywna, niekiedy lekkomyślna, w gorącej wodzie kąpana wyrywała się do przodu nie bacząc na konsekwencje. Może właśnie dlatego tak dobrze szło im właśnie we dwoje. Ona rozpalała ogień, a Goyle pilnował, by nie rozniósł się zbyt szerokim okręgiem i nie sparzył ich samych.
Gdyby zależało to wyłącznie od niej, byłaby skłonna wyrżnąć wszystkich wokoło Larsona, wyłącznie dlatego, że znaleźli się obok. Znała wiele zaklęć, które dałyby im nauczkę. Pokazały innym, że nie należy brać z nich przykładu. Goyle już się o tym przekonał, gdy podobnym przedstawieniem zdobyli przychylność plemienia olbrzymów. Tak jak o tym, że jasnowłosa wiedźma nie wiedziała kiedy powiedzieć sobie dość i miała skłonności do teatralnej przesady, co również mogło obrócić się przeciwko nim - dlatego dobrze, że zachował zimną krew i wciąż wiódł dzisiaj prym, grając główną rolę. Respektowała to, pozostając z boku, lecz nie pozostawała bierna. Niewerbalnie rzucona klątwa Cruciatus[ wyrywała z ust oprycha nieludzkie wręcz krzyki, agonalne i pełne cierpienia, nie był nawet w stanie wykrztusić słowa, by prosić o litość - albo łaskę śmierci. Sigrun, nie opuszczając różdżki, powiodła spojrzeniem po zebranych, z zadowoleniem odczytując z ich twarzy całą gamę emocji, a wśród nich dominowały różne odcienie strachu i zrezygnowania. Nikt nie zdecydował się im pomóc. Nikt nie drgnął, nawet wówczas, gdy Goyle znów popisał się zaklęciem Decollatio, zaś podłoga pubu Wilk Morski obficie spłynęła krwią.
Sigrun przerwała działanie zaklęcia niewybaczalnego, aby oprych umilkł, swoimi wrzaskami nie zagłuszał słów Caelana, które miały dotrzeć do wszystkich. Teraz jedynie wiercił się na podłodze, szlochając i jęcząc, bo choć ból ustał, to samo jego świeże wspomnienie nie dawało mu wytchnienia i ulgi. Sama zwróciła się ku Larsonowi, którego lewa ręka zaczęła zwisać bezwładnie, trzymana przez szczątkowe ścięgna i mięśnie, gdy Caelan oświadczył, że pójdzie z nimi. Uśmiechnęła się kącikiem ust, powstrzymała szeroki uśmiech, nie chcąc dać po sobie poznać jak ją to cieszy - na osobności zajmą się nim już odpowiednio i nie będzie musiała się powstrzymywać.
Gdy zadała pytanie, a Caelan podchwycił temat, zapadła cisza i początkowo sądziła, że tak pozostanie. Może gdyby była tu sama, obca i spoza ich portowej społeczności, tak właśnie by było, ale Goyle był jednym z nich. W końcu wyłamał się starszy mężczyzna, wskazując innego - sporo młodszego, który od razu zaczął zaprzeczać. Sigrun uchwyciła spojrzenie Caelana, aby zorientować się co o tym sądzi. Powinni go pojmać, dać wiarę słowom starca?
- On także pójdzie z nami. Przekonamy się co naprawdę siedziało mu w głowie - oświadczyła w końcu. Młodzieniec zaczął mówić, że ich popierdoliło i nie ma z tym nic wspólnego, rzucił się w stronę drzwi, lecz zaklęcie Jinx podcięło mu nogi i wyrżnął zjawiskowego orła przed wszystkimi. Nikt jednak się nie śmiał. -[ b]Adolebitque[/b] - zawołała wiedźma. - Jeśli sumienie masz czyste, nie masz się czego obawiać - stwierdziła pogodnie, zaczynając kroczyć w jego stronę.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]30.11.20 8:32
Już myślał, że nikt się nie odezwie, nie wykaże woli współpracy – na szczęście jeden z tłoczących się koło nich marynarzy postanowił przerwać pełną napięcia ciszę, zwrócić ich uwagę na niepozornego, pobladłego młodzieńca. Co on mógł wiedzieć o Pichardzie? Wyglądał na takiego, który dopiero co skończył szkołę, wciąż miał mleko pod nosem; najprawdopodobniej jedynie gadał, co mu ślina na język przyniesie, próbując przypodobać się panoszącym się po porcie rebeliantom, psioczącym nad kuflem piwa głupcom. Nie mogli przy tym zignorować takiej informacji, pozostawić go samemu sobie. Skinął starszemu żeglarzowi głową, dziękując za ten przejaw lojalności – lub strachu, choć przecież nie wyglądał na zlęknionego, raczej na zadowolonego z takiego obrotu spraw – po czym skierował różdżkę w stronę zaprzeczającego dzieciaka. Kiedy ten posłyszał słowa Sigrun, musiał zrozumieć, że nic mu już nie pomoże, że jest już po nim, bo w desperackim zrywie rzucił się w stronę drzwi, zaczął przedzierać przez otaczających ich klientów pubu. Nim jednak zdołałby zbliżyć się do wyjścia, wiedźma sprawnie podcięła mu nogi, a następnie spętała palącymi, niosącymi ze sobą namiastkę kary za tę niesubordynację łańcuchami. – Dobrze, wszyscy trzej zostaną przesłuchani, a każda pozyskana w ten sposób informacja będzie dokładnie weryfikowana. Jeśli jest więc coś, co chcielibyście powiedzieć, dodać, wiecie, gdzie można mnie znaleźć – dodał głośno, wyraźnie, wodząc wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych. Gestem polecił leżącemu na deskach podłogi, łkającemu cicho idiocie, by zebrał się do pionu. Wyglądało jednak na to, że potrzebował dodatkowej zachęty; trącił go czubkiem podbitego metalem buta, by zwrócić na siebie jego uwagę – może osiłek postradał już zmysły od klątwy niewybaczalnej, może przestał rozróżniać rzeczywistość od wytworu umęczonej wyobraźni, może dalej przeżywał sprawiony zaklęciem ból. To nieważne. Zabrał mu różdżkę, choć nie zapowiadało się na to, by czarodziej był z nią w stanie cokolwiek zrobić. Poderwał go do góry, uważając przy tym na wciąż oplatające jego ciało łańcuchy. – Larson, wstawaj – dodał chłodno, ostro, kątem oka spoglądając ku pobladłemu, osowiałemu mężczyźnie, po którego tu przyszli, który był powodem całego tego zamieszania. Tracił krew, musieli się nim szybko zająć, przesłuchać, nim zemdleje i stanie się dla nich bezużyteczny. – Zapamiętajcie ten wieczór na długo. Jeśli sumienie macie czyste, nie macie się czego obawiać – powtórzył za Sigrun. Nie chcieli przecież sprawić wrażenia pozbawionych rozsądku, szalejących bez planu czy powodu fanatyków. Nie byli Zakonem Feniksa. – Jeśli jednak nie staniecie po odpowiedniej stronie, stronie Czarnego Pana, Ministerstwa Magii, naszych odwiecznych czarodziejskich wartości, nie będzie dla was miejsca w naszym nowym, lepszym świecie – dodał, szukając na twarzach marynarzy, dziwek, kelnerek zrozumienia. A jeśli nie zrozumienia, to strachu. Następnie skinął towarzyszce głową, by ruszyła przodem, wyprowadziła bezimiennego dzieciaka przed budynek, samemu zajmując się ledwo stawiającym kolejne kroki dryblasem i ociekającym krwią Larsonem. Tłum rozstąpił się, nie chcąc ich dotykać, stawać im na drodze. To miała być długa noc – na szczęście Isle of Dogs nie znajdowała się daleko, tam będzie im najwygodniej zająć się pochwyconymi spiskowcami, a także pozbyć się ich ciał.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]05.12.20 16:13
Wszystko potoczyło się niemal dokładnie tak jak to zaplanowali. Larson został schwytany i nie miał już szans na ucieczkę. Z nagłym buntem ze strony jednego z jego kamratów szybko dali sobie radę. Obawiała się jedynie milczenia i ukrywania innych ze strony marynarzy, miała ich za hermetyczne i lojalne samemu sobie środowisko, lecz stary wilk morski poszedł po rozum do głowy. Szło nowe. Będzie lepiej, jeśli się do tego dostosują - i nie będą żałować. W nowym, czystszym świecie czarodzieje będą mieć powody do świętowania i zapanują nad światem - tego była pewna i w to, co mówił Goyle wierzyła bez żadnej wątpliwości.
Po ostatnich słowach Caelana pokiwała głową, zgadzając się z nim w pełni i powiodła spojrzeniem po zebranych, oczekując, że uczynią to samo. Wydawali się przestraszeni, w szoku. Kelnerki jakby zastygły w bezruchu i nie miało odwagi się poruszyć. To dobrze. Zrobili na nich wrażenie i niech przemyślą sobie to dobrze zanim choćby pozwolą na to, aby w ich otoczeniu ktoś powtarzał podobne głupstwa - jak dziś Larson. To się miało skończyć. Natychmiast. Nie podlegało to już żadnej dyskusji.
- Lepiej, żebyśmy nie byli zmuszeni do powrotu w podobnym celu zamiast wydawania galeonów na rum. Lojalnie ostrzegam, że nie mamy za wiele cierpliwości - dodała jeszcze Sigrun, po czym ruszyła w kierunku wyjścia, gdy Goyle skinął jej głową. Zrobili to, po co przyszli. Dalsza część nie potrzebowała już widowni.
Wymierzyła różdżką w młodzieńca, oskarżonego o podzielanie poglądów Larsona przez starego wilka morskiego, oczekując, że posłusznie ruszy do wyjścia.
- Pójdziesz po dobroci? - spytała poważnie, przechylając lekko głowę, a jej spojrzenie ostrzegało przed tym, by nie prowokował wiedźmy niepotrzebnie. Może wspomnienie o tym, co działo się z oprychem, prowadzonym przez Caelana było zbyt świeże, by pozwoliło mu na bunt - kiwnął głową, wszyscy widzieli jak drży, po czym zaczął iść w stronę drzwi.
Gdy tylko wszyscy opuścili pub zaczął się gorąco i gęsto tłumaczyć. Tak jak podejrzewali - plótł jedynie to, co mu ślina na język przyniosła, chciał przypodobać się innym, udowodnić jaki jest odważny i nie lęka się władzy. Rookwood zaklęciem pchnęła go, by ruszył się w kierunku Isle of Dogs - tam zmierzali dalej w milczeniu.
Nie zabili młodzieńca. Po przyciśnięciu kilkoma zaklęciami wciąż śpiewał to samo, błagając, aby go oszczędzili. Rookwood i Goyle zaś uznali, że będzie lepiej go puścić - ale po daniu mu solidnej nauczki. Wprawnie i mocno rzucone Larynx Depopulo, specjalność Sigrun, nie pozwoli mu na plecenie podobnych głupot przez długie tygodnie. Został ukarany tak należycie, że aż z nawiązką. Mógł być im jednak wdzięczny. Puścili go żywego. Bez języka i oka, okaleczonego na duchu i ciele, ale nie pozbawili go życia. Miał być w porcie dowodem i przypomnieniem tego co stanie się każdemu zdrajcy i następcy Larsona.

| zt x 2


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Pub Wilk Morski [odnośnik]28.01.21 23:56

11 VII '57


Dzielnice portowe w każdym mieście od zawsze pozostawały miejscami często odwiedzanymi przez niego. W końcu to tutaj najłatwiej było finalizować wszelkie transakcje związane z magicznymi stworzeniami, które zwykle transportowane były dalej albo dobijać targu, który nie zahaczał nawet o legalność. Takie dzielnice potrafiły zapewnić dyskrecję do pewnego stopnia, a pewne rzeczy umykały otoczeniu, gdy pozostawało się w łaskach starych bywalców i zarządców. Paradoksalnie przychylność pierwszych zdobywał zawsze, drugie było raczej rzadkością, bo nie zwykł dzielić się tym, co zarobił sam ani egzystować według czyiś zasad. W Londynie działał jeszcze inaczej, uważniej unikając spojrzeń osób, które mogły wejść w jego interesy. Jego niechęć do stolicy, potęgowała nieufność wobec otoczenia i wzgardę wobec czarodziejów kręcących się po porcie. Mimo to wiedział, że prędzej czy później będzie musiał rozejrzeć się po okolicy, by sprawdzić na ile może sobie pozwolić, jeśli będzie chciał działać w Londynie. Powrót w granice Anglii, ku jego zdziwieniu odbił się większym echem wśród dawnych wspólników oraz ludzi, którzy byli jego oczami i uszami w najróżniejszych miejscach, a przy tym nie słabł pomimo upływu miesięcy. Nie wyglądało to jednak tak dobrze, jak chciał, lecz na początek dobre chociaż tyle.
Po spotkaniu ze starym znajomym, nie ulotnił się tak szybko z portu, a zamiast tego skierował w stronę pubu, którego drzwi zdawały się nie zamykać. W środku było tłoczno, fałszywe melodie wygrywane na czymś, co może dawniej nazywane było instrumentem, przepite głosy zaczynające śpiewać szanty i smród potu, taniego alkoholu oraz papierosowego dymu. Mieszanka jakich mało. Parsknął pod nosem, co nawet głośniejsze utonęłoby w dźwiękach otoczenia, niezauważone przez nikogo. Kierując się w stronę kontuaru, nie próbował uważać, aby nikogo nie zahaczyć. Dziś, jak dawno nie, szukał zaczepki dla poprawy humoru, może dla zajęcia. Nie potrafił tego do końca sprecyzować i chyba nawet nie chciał, ale wśród marynarzy liczył na kogoś, kto spróbuje go zatrzymać po zbyt mocnym trąceniu barkiem. Odrobinę się rozczarował, gdy tak się nie stało, ale cóż… nic straconego, alkohol w końcu lał się nieprzerwanie. Zamówił Portera, stawiając na klasykę, by po zamknięciu dłoni na kuflu zając ostatni wolny stolik, który jakimś cudem ostał się, pomimo oblegających wnętrze czarodziejów. Upijając łyk, wyciągnął rękę ku kubkowi zniszczonemu przez czas i przechodzenie z rąk do rąk. Pamiętał, ile galeonów przegrał i wygrał, tracąc godziny nad kościanym pokerem w różnych zakątkach świata. Przechylił pojemnik, wyrzucając kości na blat. Trzy dwójki, trzy piątki, słabo. Zgarnął kości, wrzucając je z powrotem do kubka i uniósł spojrzenie na otoczenie, przydałby się kompan do gry, ale nie słynął z towarzyskiego usposobienia, stąd odpuścił. Innym razem wróci do jednej z ulubionych rozrywek takich miejsc. Zaczął obserwować zamieszanie, jakie tworzyło się kawałek dalej i był pewny, że za moment dojdzie do mordobicia ku rozrywce ogółu. Odwracając na chwilę spojrzenie, sięgnął do kieszeni, aby wyjąć paczkę papierosów i umieścić jednego w kąciku ust, pocierając lekko koniec, aby go odpalić. Nikotyna była miłą mu słabością, chociaż nie jedyną, gdy wypadała średnio na tle ciekawszych używek, od których swego czasu nie stronił. Dopiero teraz czując, jak w płucach gnieździ się pierwsza dawka dymu, powiódł spojrzeniem do tworzących zamieszanie marynarzy, nie zauważając nic ciekawszego w otoczeniu.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Pub Wilk Morski
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach