Laboratorium astrologiczne
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Laboratorium astrologiczne
Pośrodku laboratorium, na posadzce, znajduje się olbrzymi rzeźbiony zegar ozdobiony malunkami gwiazdozbiorów oraz znaków zodiakalnych. Wokół niego rozstawione są szerokie ławy, na których pracują czarodzieje; obstawione księgami, woluminami, papierzyskami oraz buteleczkami z atramentem, nie rzadziej cennymi kamieniami oraz ingrediencjami alchemicznymi pomocnymi w rozwikływaniu najtrudniejszych zagadek świata czarodziejów, takich jak podróże w czasie czy podróże międzyplanetarne. Częstokroć bywają tutaj niewymowni i ponoć tylko oni znają wszystkie tajemnice tego wyjątkowego dla nauki miejsca.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.03.19 7:44, w całości zmieniany 1 raz
- To żaden problem - zapewniła, nie podnosząc głowy znad zapisanego papieru. Skrobała kaligrafowane litery, jedna za drugą, spisując wszystkie słowa, które dzisiaj tutaj padły. Były ważne, konkluzje czarodziejów być może nie prowadziły jeszcze do żadnego przełomu, ale z pewnością były silną bazą do rozpoczęcia poważnych badań - już praktyczniejszych. Do tego właśnie potrzebna była im krew.
Jej zdobycie nie było dla Minerwy żadnym wyznaniem, wystarczyło poprosić przełożonego, jak sądziła. Mieli w biurze wilkołacze próbki, pracowali nad nimi nieustannie, a że oba zespoły znajdowały się pod czujnym okiem Ministerstwa Magii, nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Kilka próśb, kilka zezwoleń i wyniesie je całkowicie legalnie. - Jakieś preferencje? Od kobiety, mężczyzny? Sugeruję osobę młodą, ale dojrzałą jako wilkołak, przynajmniej trzy lata po ugryzieniu. Potrzebujemy dojść do sedna sprawy, nie wiadomo, jak długo klątwa rozwija się w ciele. - Przygryzła pióro, w ostatniej chwili cofając jego kraniec, by nie chlapnąć na papier kleksa. - Myślę, że mogę też przynieść krew pani Weasley, znajduje się przecież pod naszą obserwacją. - Chyba, że przestanie stawiać się w rejestrze, ale nie bardzo mogła sobie na to pozwolić. Brygadziści tylko czekali na okazję - zwłaszcza przez wzgląd na jej nazwisko. Jeśli Ministerstwo ją zaproponowało, tym bardziej nie będzie w tym nic trudnego dla Minerwy. - Zajmuję się badaniem wilkołaków na co dzień, Inaro, pozyskanie tej krwi nie będzie dla mnie trudne. - Zapewniła ją, chcąc ukrócić rozmowy o znajomych. Brzmiały niebezpiecznie, samodzielnie pozyskanie podobnej próbki mogło skończyć się tragicznie.
- Zrobiłam notatki, oddaję je w twoje ręce - Zwróciła się do Inary, nie podając jej jednak papieru - atrament musiał najpierw wyschnąć. - To teraz... pączki? - dodała niepewnie, spoglądając łakomie na talerz zapełniony przez - tego nie wiedziała - Adriena. I uśmiechnęła się - szerzej, bo to był dobry dzień i konstruktywne spotkanie.
Jej zdobycie nie było dla Minerwy żadnym wyznaniem, wystarczyło poprosić przełożonego, jak sądziła. Mieli w biurze wilkołacze próbki, pracowali nad nimi nieustannie, a że oba zespoły znajdowały się pod czujnym okiem Ministerstwa Magii, nikt nie powinien mieć nic przeciwko. Kilka próśb, kilka zezwoleń i wyniesie je całkowicie legalnie. - Jakieś preferencje? Od kobiety, mężczyzny? Sugeruję osobę młodą, ale dojrzałą jako wilkołak, przynajmniej trzy lata po ugryzieniu. Potrzebujemy dojść do sedna sprawy, nie wiadomo, jak długo klątwa rozwija się w ciele. - Przygryzła pióro, w ostatniej chwili cofając jego kraniec, by nie chlapnąć na papier kleksa. - Myślę, że mogę też przynieść krew pani Weasley, znajduje się przecież pod naszą obserwacją. - Chyba, że przestanie stawiać się w rejestrze, ale nie bardzo mogła sobie na to pozwolić. Brygadziści tylko czekali na okazję - zwłaszcza przez wzgląd na jej nazwisko. Jeśli Ministerstwo ją zaproponowało, tym bardziej nie będzie w tym nic trudnego dla Minerwy. - Zajmuję się badaniem wilkołaków na co dzień, Inaro, pozyskanie tej krwi nie będzie dla mnie trudne. - Zapewniła ją, chcąc ukrócić rozmowy o znajomych. Brzmiały niebezpiecznie, samodzielnie pozyskanie podobnej próbki mogło skończyć się tragicznie.
- Zrobiłam notatki, oddaję je w twoje ręce - Zwróciła się do Inary, nie podając jej jednak papieru - atrament musiał najpierw wyschnąć. - To teraz... pączki? - dodała niepewnie, spoglądając łakomie na talerz zapełniony przez - tego nie wiedziała - Adriena. I uśmiechnęła się - szerzej, bo to był dobry dzień i konstruktywne spotkanie.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
- Cieszę się, że tutaj jesteś - powiedziała szczerze, siadając obok jasnowłosej dziewczyny - Cieszę się, że wszyscy tu jesteście - dodała przyglądając się tak kameralnej grupie, którą tworzyli. Początkowo zapowiadało się, że ich projekt będzie składał się z liczniejszej drużyny, ale...widocznie rzeczywistość miała na ten temat inne zdanie.
Początek spotkania wydawał się Inarze nieco rozmyty. Ciężko było jej się skupić na temacie, który mieli przeanalizować, nawet jeśli trzymała w dłoniach spisywane wcześniej notatki. Teraz - wszystko wydawało się jaśniejsze, prostsze. I perspektywa dalszych działań nie rzucała cienia, który wcześniej próbował ją odciągnąć od badań.
- Właściwie, to tak. Dobrze by było zdobyć kilka próbek, jak najbardziej różnorodnych. łatwiej będzie nam potem zanalizować całość. Może trafimy na zależność, która nam wskaże dalszą drogą działań? Może trafimy na silniejszy wyznacznik i katalizator? - oparła dłonie na stolik, rysując - tak jak na samym początku - niewyraźne, tylko samej wiadome kontury - Liczyłam, że panna Weasley zgodzi się z nami dobrowolnie współpracować, ale..jeśli nie będzie to możliwe, przyda się każda dostępność - potwierdziła słowa Minnie, kątem oka obserwując jak profesor Bartius rozmawia z jej ojcem. Mimowolnie uśmiechnęła się - Dobrze, w takim razie powierzam w twoje ręce to zadanie - możliwe, że nie było konieczności zdobywania wilkołackiej krwi w inny, niż ten legalny sposób. Znała kilku brygadzistów, dlatego mogła prosić o ewentualną przysługę. Skoro jednak Minerwa była w stanie poradzić sobie bez większych kłopotów, nie było sensu utrudniać sobie zadania.
- Dziękuję. Przydadzą się, kiedy będą spisywała wszystkie raporty - a to chyba będzie najbardziej skomplikowana część. na szczęście, starała sie systematycznie uzupełniać konieczne dokumenty - Tak! Tato!... - skierowała słowa wprost do swojego ojca, zapominając o oficjalnej stronie spotkania. Tą część mieli już za sobą - Pozwolisz, że skorzystamy z twoich darów? - zapytała, raczej nie oczekując niczego innego, jak zgody. Zaśmiała się wstając ze swego miejsca, by przechwycić pudełko i talerz pełen słodkości.
Początek spotkania wydawał się Inarze nieco rozmyty. Ciężko było jej się skupić na temacie, który mieli przeanalizować, nawet jeśli trzymała w dłoniach spisywane wcześniej notatki. Teraz - wszystko wydawało się jaśniejsze, prostsze. I perspektywa dalszych działań nie rzucała cienia, który wcześniej próbował ją odciągnąć od badań.
- Właściwie, to tak. Dobrze by było zdobyć kilka próbek, jak najbardziej różnorodnych. łatwiej będzie nam potem zanalizować całość. Może trafimy na zależność, która nam wskaże dalszą drogą działań? Może trafimy na silniejszy wyznacznik i katalizator? - oparła dłonie na stolik, rysując - tak jak na samym początku - niewyraźne, tylko samej wiadome kontury - Liczyłam, że panna Weasley zgodzi się z nami dobrowolnie współpracować, ale..jeśli nie będzie to możliwe, przyda się każda dostępność - potwierdziła słowa Minnie, kątem oka obserwując jak profesor Bartius rozmawia z jej ojcem. Mimowolnie uśmiechnęła się - Dobrze, w takim razie powierzam w twoje ręce to zadanie - możliwe, że nie było konieczności zdobywania wilkołackiej krwi w inny, niż ten legalny sposób. Znała kilku brygadzistów, dlatego mogła prosić o ewentualną przysługę. Skoro jednak Minerwa była w stanie poradzić sobie bez większych kłopotów, nie było sensu utrudniać sobie zadania.
- Dziękuję. Przydadzą się, kiedy będą spisywała wszystkie raporty - a to chyba będzie najbardziej skomplikowana część. na szczęście, starała sie systematycznie uzupełniać konieczne dokumenty - Tak! Tato!... - skierowała słowa wprost do swojego ojca, zapominając o oficjalnej stronie spotkania. Tą część mieli już za sobą - Pozwolisz, że skorzystamy z twoich darów? - zapytała, raczej nie oczekując niczego innego, jak zgody. Zaśmiała się wstając ze swego miejsca, by przechwycić pudełko i talerz pełen słodkości.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Odwzajemniła uśmiech na szczere, spontaniczne wyznanie Inary. Cieszyła się - cieszyła się również. Z tego, że się tutaj znalazła, że miała okazję pracować z tak wybitnymi umysłami - z profesorem, z panem Carrowem, doświadczonym uzdrowicielem, ale i z młodą ambitną alchemiczką. Cieszyła się, że mogła być częścią tego zespołu - zespołu, któremu ufała, że pokieruje te badania... na właściwe tory. Żadne z nich nie chciało krzywdzić niewinnych. Przed nimi najtrudniejsza część badań, a ciężka praca dopiero się zaczynała - ale poradzą sobie. Tak wybitny zespół mógłby przezwyciężyć każdą trudność. I każde z nich powinno zdawać sobie z tego sprawę.
- Przyniosę, co trzeba - obiecała, wciąż spoglądając na Inarę. - Nie angażujmy w to ludzi spoza zespołu, brygadziści... to źli ludzie, Inaro. Nie potrzebujemy trupów, żeby zdobyć tę krew. - A przynajmniej Minnie wierzyła, że ich nie potrzebują. Zdanie o brygadzistach miała jak najgorsze, nie pracowała z nimi, zajmowała się badaniem tego, co udawało im się odłowić - bardzo rzadko wracali z czymś, co było żywe. O wiele częściej po wilkołakach zostawała tylko skóra, futro i kupa niezbyt świeżego mięsa. Większość z nich była nadgorliwa, ale nie dlatego, że chcieli chronić ludzi przed wilkołakami. Większość z nich zwyczajnie chciała je zabijać. A to byli ludzi - tacy jak ona, tacy jak wszyscy tutaj zgromadzeni. Być może uogólniała, ale w pracy zbyt często miała z nimi do czynienia, by nie mieć wyraźnie wyrobionej opinii. - Przy okazji, może dowiem się, czy z panną Weasley... wszystko jest w porządku - dodała z cichym westchnieniem, przyczyny jej nieobecności mogły być bardzo różne. Minerwa próbowała być optymistką, ale nie zawsze i nie wszędzie było miejsce na optymizm. Wiedziała, jaki los najczęściej prędzej czy później spotykał wilkołaki - i miała nadzieję, że ich niedoszła znajoma nie miała niepotrzebnych kłopotów. Rejestr powinien zresztą zadbać o jej bezpieczeństwo, czy nie po to został utworzony? Nie, nie po to - rejestr miał dbać o bezpieczeństwo wszystkich, tylko nie samych wilkołaków.
Na koniec - ze śmiechem poczęstowała się pączkiem, skinąwszy głową Adrienowi w podzięce, nie wiedziała wszak wcześniej, że to on je przyniósł. Nie zdążyła zjeść obiadu przed przyjściem na spotkanie, toteż słodkość pochłonęła w dosłownie kilka chwil - na koniec oblizując palce z lukru.
- Były pyszne - zapewniła wszystkich zgromadzonych, na dłużej zatrzymując jednak wzrok na Adrienie. - Ale jeśli to wszystko... będę uciekać, od rana jestem na nogach! Inaro - zeskoczywszy już z krzesła zwróciła się do alchemiczki. - Gdybyś nie mogła się czegoś rozczytać, wyślij mi proszę sowę, razem z kopią. Starałam się stawiać wyraźne litery. Do widzenia wszystkim! - Obróciła się na pięcie stojąc tuż przed dziewczyną i grzecznie ukłoniła się przed pozostałymi. - I oby nasze kolejne spotkania skończyły się równie pomyślnie - To mówiąc, pomknęła ku schodom prowadzącym na dół wieży.
/zt
- Przyniosę, co trzeba - obiecała, wciąż spoglądając na Inarę. - Nie angażujmy w to ludzi spoza zespołu, brygadziści... to źli ludzie, Inaro. Nie potrzebujemy trupów, żeby zdobyć tę krew. - A przynajmniej Minnie wierzyła, że ich nie potrzebują. Zdanie o brygadzistach miała jak najgorsze, nie pracowała z nimi, zajmowała się badaniem tego, co udawało im się odłowić - bardzo rzadko wracali z czymś, co było żywe. O wiele częściej po wilkołakach zostawała tylko skóra, futro i kupa niezbyt świeżego mięsa. Większość z nich była nadgorliwa, ale nie dlatego, że chcieli chronić ludzi przed wilkołakami. Większość z nich zwyczajnie chciała je zabijać. A to byli ludzi - tacy jak ona, tacy jak wszyscy tutaj zgromadzeni. Być może uogólniała, ale w pracy zbyt często miała z nimi do czynienia, by nie mieć wyraźnie wyrobionej opinii. - Przy okazji, może dowiem się, czy z panną Weasley... wszystko jest w porządku - dodała z cichym westchnieniem, przyczyny jej nieobecności mogły być bardzo różne. Minerwa próbowała być optymistką, ale nie zawsze i nie wszędzie było miejsce na optymizm. Wiedziała, jaki los najczęściej prędzej czy później spotykał wilkołaki - i miała nadzieję, że ich niedoszła znajoma nie miała niepotrzebnych kłopotów. Rejestr powinien zresztą zadbać o jej bezpieczeństwo, czy nie po to został utworzony? Nie, nie po to - rejestr miał dbać o bezpieczeństwo wszystkich, tylko nie samych wilkołaków.
Na koniec - ze śmiechem poczęstowała się pączkiem, skinąwszy głową Adrienowi w podzięce, nie wiedziała wszak wcześniej, że to on je przyniósł. Nie zdążyła zjeść obiadu przed przyjściem na spotkanie, toteż słodkość pochłonęła w dosłownie kilka chwil - na koniec oblizując palce z lukru.
- Były pyszne - zapewniła wszystkich zgromadzonych, na dłużej zatrzymując jednak wzrok na Adrienie. - Ale jeśli to wszystko... będę uciekać, od rana jestem na nogach! Inaro - zeskoczywszy już z krzesła zwróciła się do alchemiczki. - Gdybyś nie mogła się czegoś rozczytać, wyślij mi proszę sowę, razem z kopią. Starałam się stawiać wyraźne litery. Do widzenia wszystkim! - Obróciła się na pięcie stojąc tuż przed dziewczyną i grzecznie ukłoniła się przed pozostałymi. - I oby nasze kolejne spotkania skończyły się równie pomyślnie - To mówiąc, pomknęła ku schodom prowadzącym na dół wieży.
/zt
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Miał bardzo pracowity poprzedni dzień. Na chwilę dosłownie pojawił się w domu w celu zebraniu notatek, potem niemalże biegiem wrócił do Hogwartu, cały dzień spędził w bibliotece, a na koniec wrócił do domu zostawić wszystko, czego udało mu się dowiedzieć, przespać się i wyruszyć na spotkanie w znane już z poprzednich zebrań grupy badawczej miejsce. Tym razem, o dziwo, zupełnie nie jak Hereward Bartius przybył na miejsce przed czasem. Miał więc chwilę, by obejrzeć miejsce, w którym miał dokonać się przełom jeśli chodzi o życie wielu biednych istot. Było piękne, godne z pewnością, gotowe, by robić sobie w nim zdjęcia i malować obrazy. W sam raz do tworzenia historii. Barty nie mógł się jednak pozbyć uczucia, że już od jakiegoś czasu drepczą w miejscu. Krążą wokół czegoś przełomowego, ale ciągle nie potrafią do tego dotrzeć. Męczyło go to, irytowało. Byli blisko, cały czas, wiedział o tym. Brakowało czegoś, jednego słowa, odpowiedniej myśli, żeby pchnąć wszystko kawałek dalej. Nie, to nie będzie krok milowy, raczej taki malutki, calowy wręcz. Może i nawet mniejszy. Ale pozwoli na postawienie kolejnego, a kolejny pozwoli na następny. I w końcu uzbiera się ich na tyle, by pokonać milę. Tak to działało, zawsze wolno, wymagało cierpliwości, sporo czasu i jeszcze więcej pracy. Jeden właściwy krok wymagał tysiąca w złych kierunkach. Ale w końcu muszą trafić na właściwy trop. Hereward nawet nieco zniechęcony brakiem większych postępów wierzył, że tak będzie. I miał nadzieję, że to, co odkrył w bibliotece Hogwartu będzie właśnie tym, czego potrzebowali. Zamierzał trzymać się tej myśli kurczowo. W końcu wpadł na nią po przeczytaniu dzieł największego autorytetu w dziedzinie lykantropii. Barty miał szczerą nadzieję, że zmyje hańbę pomyłki na pierwszym spotkaniu, a co ważniejsze, że te badania przestaną zaprzątać mu głowę aż tak. Był zmęczony snami, w których widział szarżującego wilkołaka albo człowiek w trakcie przemiany krzyczącego z bólu. Jego dobra dusza Zakonnika nie mogła znieść myśli, że są ludzie zmuszeni, by aż tak cierpieć i w dodatku spotyka ich jedynie dyskryminacja za coś, na co nie mają wpływu. Jeżeli mógł im jakoś pomóc, zamierzał spróbować. Najpierw jednak musiał zaczekać na resztę towarzyszy spotkania. Sam niewiele osiągnie.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Choć przemieszczał się żwawy, energicznym krokiem to jednak przez jego oczy przemykał cień zmęczenia i nieobecności, który sprawiał, że wyglądał na tyle lat ile miał w rzeczywistości. Nie był to codzienny widok. Carrow obciążony był ostatnimi czasy nadmiarem obowiązków. Miał je wobec szpitala jako ordynator, wobec pacjentów jako uzdrowiciel, jako uczestnik badań, jako ojciec córki, która niebawem miała wyjść za mąż...Z tym ostatnim najciężej sobie raził, choć sprawnie to ukrywał przed światem. Ciężko było sobie u wyobrazić moment w którym nie będzie już jej rycerze, gdy nie będzie miał jej pod ręką... Nie uginał się jednak pod tym wszystkim. Był schludnie ubrany, uczesany, zadbany, a co najważniejsze - przygotowany na dzisiejsze spotkanie.
- Witam pana profesora - powiedział uprzejmie, pochylając nieco głowę. Zaraz potem ściągnął z niej eleganckie nakrycie głowy - Wiosna coraz śmielej zagląda w miasto, prawa? - zagadał niezobowiązująco, uśmiechając się pod nosem bo przecież nie byłby sobą gdyby w ciszy usiedział. Trudno było stwierdzić czy to była wada czy też zaleta.
- Witam pana profesora - powiedział uprzejmie, pochylając nieco głowę. Zaraz potem ściągnął z niej eleganckie nakrycie głowy - Wiosna coraz śmielej zagląda w miasto, prawa? - zagadał niezobowiązująco, uśmiechając się pod nosem bo przecież nie byłby sobą gdyby w ciszy usiedział. Trudno było stwierdzić czy to była wada czy też zaleta.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 12 marca
Nieobecne spojrzenie, było pierwszym, co zrucało się w oczy, gdy ktoś spoglądał na drobną sylwetkę Inary. Naturalna dla młodej alchemiczki lekkość umykała na poczet zmęczenia i...smutku, który kryła w ciemnych oczach. Zamyślenie plątało się wciąż w jej słowach, a urwane zdania kończyły w miejscach bez odpowiedzi. To jednak, co zaprzątało jej głowę musiała na ten dzień od siebie odsunąć. Przenieść zmęczony umysł na tory fascynacji naukowej i - przecież radośniejszej perspektywy na kontynuację ich badań. Tym bardziej, że dzięki raportowi i zebranym informacjom, wysłanym przez hogwardzkiego profesora, od dziś mogli w końcu ruszyć w pełni trybem praktycznych działań. Mogli spokojnie zamknąć dział teoretycznych poszukiwań i skupić się na ich materialnej frakcji. Nie mogła zapomnieć, by podziękować Herewardowi.
Minnie także stanęła na wysokości zadania, bo w zapieczętowanej zaklęciem szkatule, znajdowały się fiolki z wilkołacką krwią, które dziś - po raz pierwszy mogły zostać poddane ich magicznej interwencji. Inara powinna się cieszyć, szczególnie, że ostatnie dwa miesiące spędziła wraz z ojcem na poszukiwaniach odpowiedzi. Dziś - ich wspólne działania doprowadziły ich...do laboratorium astrologicznego.
Przekroczyła próg wejścia z zaskoczeniem rejestrując obecność dwójki z ich małego, badawczego składu. Poświęciła moment, by przenieść wzrok z Bartiusa na uzdrowiciela i poczuła dziwną, zalewającą ją ulgę - Jesteście - uśmiechnęła się ciepło, witając najpierw profesora, potem przystępując ku Adrienowi, by mimowolnie oprzeć głowę na jego ramieniu, szukając skrywanego pocieszenia - Tato... - Szybko jednak uniosła głowę, całując rodziciela w policzek, może odrobinę dłużej zatrzymując się na jego twarzy - Dzisiaj bardzo przydadzą się nam nasze różdżki - albo kociołkidodała w myślach, odsuwając się od mężczyzny. Odstawiła ostrożnie swoje rzeczy na jednej z ław, ale to alchemicznej półce zatrzymała się dłużej, przejeżdżając palcem po szklanych buteleczkach, menzurkach, niezidentyfikowanych kształtach i..księgach - Ach, Profesorze...bardzo dziękuję za ten raport, to pozwala nam dziś oficjalnie ruszyć z częścią bardziej praktyczną, więc bardzo sie przydadzą pańskie transmutacyjne zdolności - Odwróciła głowę ku mężczyźnie - czy Minnie...Minerwa pojawi się dzisiaj? - dopytała dla pewności, chociaż nie sądziła, by młodziutka dziewczyna ominęła spotkanie. Tak. Skupiając umysł na badaniach, potrafiła oddzielić się od cieni, które ostatnio nad nią zawisły.
W następnej kolejce rzucamy k100 już na praktycznym testowaniu krwi wilkołackiej. Do rzutu dorzucamy: Barty i Minnie - transmutacja, Inara - eliksiry, Adrien - magia lecznicza
Nieobecne spojrzenie, było pierwszym, co zrucało się w oczy, gdy ktoś spoglądał na drobną sylwetkę Inary. Naturalna dla młodej alchemiczki lekkość umykała na poczet zmęczenia i...smutku, który kryła w ciemnych oczach. Zamyślenie plątało się wciąż w jej słowach, a urwane zdania kończyły w miejscach bez odpowiedzi. To jednak, co zaprzątało jej głowę musiała na ten dzień od siebie odsunąć. Przenieść zmęczony umysł na tory fascynacji naukowej i - przecież radośniejszej perspektywy na kontynuację ich badań. Tym bardziej, że dzięki raportowi i zebranym informacjom, wysłanym przez hogwardzkiego profesora, od dziś mogli w końcu ruszyć w pełni trybem praktycznych działań. Mogli spokojnie zamknąć dział teoretycznych poszukiwań i skupić się na ich materialnej frakcji. Nie mogła zapomnieć, by podziękować Herewardowi.
Minnie także stanęła na wysokości zadania, bo w zapieczętowanej zaklęciem szkatule, znajdowały się fiolki z wilkołacką krwią, które dziś - po raz pierwszy mogły zostać poddane ich magicznej interwencji. Inara powinna się cieszyć, szczególnie, że ostatnie dwa miesiące spędziła wraz z ojcem na poszukiwaniach odpowiedzi. Dziś - ich wspólne działania doprowadziły ich...do laboratorium astrologicznego.
Przekroczyła próg wejścia z zaskoczeniem rejestrując obecność dwójki z ich małego, badawczego składu. Poświęciła moment, by przenieść wzrok z Bartiusa na uzdrowiciela i poczuła dziwną, zalewającą ją ulgę - Jesteście - uśmiechnęła się ciepło, witając najpierw profesora, potem przystępując ku Adrienowi, by mimowolnie oprzeć głowę na jego ramieniu, szukając skrywanego pocieszenia - Tato... - Szybko jednak uniosła głowę, całując rodziciela w policzek, może odrobinę dłużej zatrzymując się na jego twarzy - Dzisiaj bardzo przydadzą się nam nasze różdżki - albo kociołkidodała w myślach, odsuwając się od mężczyzny. Odstawiła ostrożnie swoje rzeczy na jednej z ław, ale to alchemicznej półce zatrzymała się dłużej, przejeżdżając palcem po szklanych buteleczkach, menzurkach, niezidentyfikowanych kształtach i..księgach - Ach, Profesorze...bardzo dziękuję za ten raport, to pozwala nam dziś oficjalnie ruszyć z częścią bardziej praktyczną, więc bardzo sie przydadzą pańskie transmutacyjne zdolności - Odwróciła głowę ku mężczyźnie - czy Minnie...Minerwa pojawi się dzisiaj? - dopytała dla pewności, chociaż nie sądziła, by młodziutka dziewczyna ominęła spotkanie. Tak. Skupiając umysł na badaniach, potrafiła oddzielić się od cieni, które ostatnio nad nią zawisły.
W następnej kolejce rzucamy k100 już na praktycznym testowaniu krwi wilkołackiej. Do rzutu dorzucamy: Barty i Minnie - transmutacja, Inara - eliksiry, Adrien - magia lecznicza
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 09.12.16 22:26, w całości zmieniany 3 razy
Była spóźniona. Ona - Minerwa McGonagall - była spóźniona. Minerwa McGonagall nigdy się nie spóźniała.
Ten dzień zaczął się pechowo i taki już miał być do końca, wstała z łóżka lewą nogą, poślizgnęła się i właściwie od tego zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń, z którą w jakiś sposób, najlepiej nieszkodliwy dla samej siebie, musiała się zmierzyć. W pracy pogubiła dokumenty i zupełnie pomyliła tożsamość rejestrowanego wilkołaka, biorąc go za mężczyznę, którego dane spisała tydzień wcześniej i co gorsza przeprowadziła swoje badania w oparciu o dane zupełnie innego czarodzieja - i cała praca do niczego, wszystko na łeb i szyję! Z pracy wydostać się nie mogła, ciągle wracając, bo wszystkiego zapominała, Błędny Rycerz nie przybył na wezwanie, a na domiar złego dostała wiadomość od pani Dubblefax, że staruszka pilnie potrzebuje jej pomocy. Przez całe to zamieszanie zwyczajnie zapomniała że ma dzisiaj tak ważne spotkanie naukowe. Już kiedy wychodziła z domu była spóźniona - wolała nawet nie myśleć o tym, jak bardzo, kiedy sunęła już jak huragan wzdłuż schodów wieży astrologicznej. Powinna w końcu przyłożyć się do ćwiczeń i zdać egzamin z teleportacji, wciąż tego nie zrobiła - a zaoszczędziłoby jej to dosłownie mnóstwo czasu. Na drzwi sali, w której mieli się spotkać, dosłownie wpadła, naciskając na szklankę i popychając je do środka - zdyszana, zasapana, zmęczona i skruszona, że nie dane jej było przyjść na czas. Pokornym i przepraszającym wzrokiem powiodła po zgromadzonych, wpierw spoglądając na Herewarda - przed którym wszak wstyd jej było najbardziej.
- Dzień dobry - przywitała się wyraźnie zawstydzona, cichuteńko obchodząc czarodziejów i siadając na jednym z krzeseł z boku w taki sposób, by nie narobić większego hałasu. - Naprawdę... przepraszam za moje spóźnienie, to się więcej nie powtórzy - obiecała kornie, zanurzając nos w skórzanej teczce, którą targnęła na kolana.
Ten dzień zaczął się pechowo i taki już miał być do końca, wstała z łóżka lewą nogą, poślizgnęła się i właściwie od tego zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń, z którą w jakiś sposób, najlepiej nieszkodliwy dla samej siebie, musiała się zmierzyć. W pracy pogubiła dokumenty i zupełnie pomyliła tożsamość rejestrowanego wilkołaka, biorąc go za mężczyznę, którego dane spisała tydzień wcześniej i co gorsza przeprowadziła swoje badania w oparciu o dane zupełnie innego czarodzieja - i cała praca do niczego, wszystko na łeb i szyję! Z pracy wydostać się nie mogła, ciągle wracając, bo wszystkiego zapominała, Błędny Rycerz nie przybył na wezwanie, a na domiar złego dostała wiadomość od pani Dubblefax, że staruszka pilnie potrzebuje jej pomocy. Przez całe to zamieszanie zwyczajnie zapomniała że ma dzisiaj tak ważne spotkanie naukowe. Już kiedy wychodziła z domu była spóźniona - wolała nawet nie myśleć o tym, jak bardzo, kiedy sunęła już jak huragan wzdłuż schodów wieży astrologicznej. Powinna w końcu przyłożyć się do ćwiczeń i zdać egzamin z teleportacji, wciąż tego nie zrobiła - a zaoszczędziłoby jej to dosłownie mnóstwo czasu. Na drzwi sali, w której mieli się spotkać, dosłownie wpadła, naciskając na szklankę i popychając je do środka - zdyszana, zasapana, zmęczona i skruszona, że nie dane jej było przyjść na czas. Pokornym i przepraszającym wzrokiem powiodła po zgromadzonych, wpierw spoglądając na Herewarda - przed którym wszak wstyd jej było najbardziej.
- Dzień dobry - przywitała się wyraźnie zawstydzona, cichuteńko obchodząc czarodziejów i siadając na jednym z krzeseł z boku w taki sposób, by nie narobić większego hałasu. - Naprawdę... przepraszam za moje spóźnienie, to się więcej nie powtórzy - obiecała kornie, zanurzając nos w skórzanej teczce, którą targnęła na kolana.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
- A czemu miałoby mnie nie być, Biszkopciku? - zaśmiał się radośnie, gdy córka się do niego przykleiła na powitanie. W takich chwilach czuł się zawsze jakby się cofał co najmniej 15 lat wstecz. Za każdym razem robił to z niepohamowaną przyjemnością, czerpiąc z tych chwil wiadra energii. Robił to i tym razem przygarniając swoją kruszynkę by w ojcowskim geście ucałować jej czółko. Nie musiał wówczas myśleć, jak ten czas gnał do przodu - Doskonale się w sumie składa. Miałem już nie lichą rozgrzewkę. Ktoś niechcący zrobił literówkę w karcie pacjenta i nagle niegroźne zakażenie zmieniło się w epidemię. Sprawca zamieszania pojawił się na oddziale gdy już pół oddziału poddałem działaniu diagno infecto. Stażyści...hehe. - zdradził swoje dzisiejsze przygody na forum zebranych, kiedy to równolegle ściągał z siebie płaszcz. Córka powinna dostrzec, że ta jego koszula już się tak mocno nie opina na brzuszku i ta kamizelka to ma trochę więcej luzu!
- Spokojnie, Słonko, jeszcze nie zaczęliśmy. Zgaduję, że dzień pełen wrażeń? - odezwał się do Miennie wesoło. Obecność Inary niewątpliwie w magiczny sposób napędzała jego życie.
- Spokojnie, Słonko, jeszcze nie zaczęliśmy. Zgaduję, że dzień pełen wrażeń? - odezwał się do Miennie wesoło. Obecność Inary niewątpliwie w magiczny sposób napędzała jego życie.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie mogła zapomnieć o tym co ukojenie przynosiło. Nie mogła odrzucać swoich pasji na poczet smutku, który zalegał - w zbyt dużych ilościach, dręcząc właścicielkę cieniem. A ojciec i cała jego obecność, niosły ze sobą wiarę, że nawet te najczarniejsze chwile w końcu muszą usunąć się...w cień. Badania - wydawały się wiec odskocznią, przystanią dla zmęczonego umysłu, który opierał się rzeczywistości - Nie wiem - szepnęła ojcu cicho, by zaraz pojaśnieć w uśmiechu. Nie mogła zapomnieć o nim i o sile, której wciąż - pod maską wesołka - dzierżył nadzwyczajne pokłady. I nawet jeśli nie okazywał smutku - był podobny do swej latorośli, albo..ona do niego. I nawet sposób w jaki opowiadał o swojej pracy - ku uciesze zebranych - miało w sobie coś z budującej siły. Obrońca pod maską teatru.
Nim skończyła swoje pytanie o jasnowłosą uczennicę Profesora - dziewczyna pojawiła się w wejściu, tym samym odpowiadając na wiszącą w powietrzu kwestię - Cieszę się, że jesteś Minerwo - kiwnęła głową na powitanie, z ulgą uznając, że są w komplecie. Może niedużym, ale - jak się okazywało - najbardziej trwałym.
- Pozwolę sobie zacząć...to, co do tej pory osiągnęliśmy, pozwoliło nam zebrać wystarczająco materiału, by spróbować sięgnąć po bardziej praktyczne aspekty naszych badań... - odwróciła sie do Minnie, by odnaleźć ja wzrokiem - Próbki, które zdobyłaś zdążyły już do mnie dotrzeć i zdążyłam przygotować nieco alchemicznego asortymentu, który dziś wykorzystamy. Wstępnie stworzyłam listę ingrediencji i składników, które mogły się kwalifikować do użytecznych, a pokrywających się właściwościami z informacjami do tej pory zdobytymi. Jednak musimy wykluczyć wszystko to, co mogłaby nam zaszkodzić. I do tego szczególnie, konieczne są magiczne testy i wiedza z dziedzin, którą władacie - urwała, zagryzając wargi nieco zbyt mocno. Podeszła do jednej z półek, przy której rozłożyła przygotowane elementy - Podstawą jest jak już wiecie - akonit, ale - potrzebne będą składniki współgrające z nim...i to również musimy odkryć. To, co zaobserwujecie podczas czarów, każda nawet najmniejsza reakcja - lub jej brak, będzie dla nas sygnałem, co robić dalej - przeniosła wzrok na ojca, zastanawiając się, czy jej wiedza jest wystarczająca, do ogarniania tak rozległego tematu - Mamy tu wystarczająco miejsca i narzędzi, by każdy znalazł sobie konieczne ..elementy do pracy. Ja w tym czasie przygotuję wstępne proporcje, temperaturę i komponenty, jako baza do eliksiru... - splotła dłonie, by posłać zebranym uśmiech - Chyba do dzieła? - po czym odwróciła się, przysiadając nad niedużym, kamiennym kominku i maleńkim ogienku, który podsyciła - Na pewno należy każdy, przynajmniej raz doprowadzić do wrzenia, oczywiście właściwego dla każdej ingrediencji, odseparowanie elementów stałych i...miażdżone w moździerzu, zalane wywarem z rozmarynu ... - mówiła coraz ciszej, zatapiając się niemal bez reszty eliksirowym otchłaniom, które wciągały jej umysł. Najpilniej strzegła czerwieniejących się krwią - fiolek, które znaczyła barwą nad parującą (coraz silniej) zawartością kociołka. jedna, dwie krople, które znikały na tafli bulgoczącego, wciąż gorącego płynu. Czy nie dodała zbyt dużo? Czy kropla czarnych jagód wystarczy? Czy jej wiążące właściwości, nie zbiją się z ostrą nutą wilczego liścia? Czy wijąca się pod palcami skorupka, nie skruszyła się zbyt wcześnie? Na ostateczną wersję, było za wcześnie, ale to te pierwsze etapy były kluczowe, by mogli stworzyć właściwą drogę do celu.
Nim skończyła swoje pytanie o jasnowłosą uczennicę Profesora - dziewczyna pojawiła się w wejściu, tym samym odpowiadając na wiszącą w powietrzu kwestię - Cieszę się, że jesteś Minerwo - kiwnęła głową na powitanie, z ulgą uznając, że są w komplecie. Może niedużym, ale - jak się okazywało - najbardziej trwałym.
- Pozwolę sobie zacząć...to, co do tej pory osiągnęliśmy, pozwoliło nam zebrać wystarczająco materiału, by spróbować sięgnąć po bardziej praktyczne aspekty naszych badań... - odwróciła sie do Minnie, by odnaleźć ja wzrokiem - Próbki, które zdobyłaś zdążyły już do mnie dotrzeć i zdążyłam przygotować nieco alchemicznego asortymentu, który dziś wykorzystamy. Wstępnie stworzyłam listę ingrediencji i składników, które mogły się kwalifikować do użytecznych, a pokrywających się właściwościami z informacjami do tej pory zdobytymi. Jednak musimy wykluczyć wszystko to, co mogłaby nam zaszkodzić. I do tego szczególnie, konieczne są magiczne testy i wiedza z dziedzin, którą władacie - urwała, zagryzając wargi nieco zbyt mocno. Podeszła do jednej z półek, przy której rozłożyła przygotowane elementy - Podstawą jest jak już wiecie - akonit, ale - potrzebne będą składniki współgrające z nim...i to również musimy odkryć. To, co zaobserwujecie podczas czarów, każda nawet najmniejsza reakcja - lub jej brak, będzie dla nas sygnałem, co robić dalej - przeniosła wzrok na ojca, zastanawiając się, czy jej wiedza jest wystarczająca, do ogarniania tak rozległego tematu - Mamy tu wystarczająco miejsca i narzędzi, by każdy znalazł sobie konieczne ..elementy do pracy. Ja w tym czasie przygotuję wstępne proporcje, temperaturę i komponenty, jako baza do eliksiru... - splotła dłonie, by posłać zebranym uśmiech - Chyba do dzieła? - po czym odwróciła się, przysiadając nad niedużym, kamiennym kominku i maleńkim ogienku, który podsyciła - Na pewno należy każdy, przynajmniej raz doprowadzić do wrzenia, oczywiście właściwego dla każdej ingrediencji, odseparowanie elementów stałych i...miażdżone w moździerzu, zalane wywarem z rozmarynu ... - mówiła coraz ciszej, zatapiając się niemal bez reszty eliksirowym otchłaniom, które wciągały jej umysł. Najpilniej strzegła czerwieniejących się krwią - fiolek, które znaczyła barwą nad parującą (coraz silniej) zawartością kociołka. jedna, dwie krople, które znikały na tafli bulgoczącego, wciąż gorącego płynu. Czy nie dodała zbyt dużo? Czy kropla czarnych jagód wystarczy? Czy jej wiążące właściwości, nie zbiją się z ostrą nutą wilczego liścia? Czy wijąca się pod palcami skorupka, nie skruszyła się zbyt wcześnie? Na ostateczną wersję, było za wcześnie, ale to te pierwsze etapy były kluczowe, by mogli stworzyć właściwą drogę do celu.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
W czasie swej przemowy zatrzymała się na chwilę i spojrzała na niego. Z jej oczu wyglądała nuta niepewności. Co do swoich umiejętności? A może obawiała się nadmiernych oczekiwań które żywiła co do dzisiejszego spotkania? Bądź odwrotnie - czuła ich nadmiar ze strony środowiska naukowego, jak i samego ministerstwa? Nie było to w sumie takie istotne. Adrien mógł jedynie próbować zgadywać. Niemniej w takiej chwili po prostu spojrzał na nią w ten specjalny sposób, jak na siebie patrzyli, gdy drugie potrzebowało wsparcia specjalnie magicznej siły. Niby niewidzialnej ręki, która wskaże drogę, delikatnie popchnie w momentach niepewności lub dźwignie, gdy się potkniesz. W tym momencie starszy Carrow skinieniem głowy posłał jakby falę tego właśnie wsparcia. Nie musiała pytać, prosić, a on nie musiał rozmyślać. Wszystko działo się w sposób naturalny, zupełnie jakby rozmawiali spojrzeniami. Nie powinno to dziwić bo w końcu łączyła ich specjalna więź. Więc dalej, Iskierko, tańcz bez tej śmiesznie ciążącej ci nie pewności. Odrzuć ją bez strachu. Przecież tu jestem - mówiły jego szare ślepia, czerpiąc jednocześnie jakąś pocieszną przyjemność z tej trwającej ledwie sekundę chwili.
W momencie przejścia do konkretów badań, uzdrowiciel nie kwapił się do prędkiej roboty. Nie chciał przeszkadzać. Mimo wszystko do dziś dudniły w jego głowie słowa przysięgi złożonej swemu egzaminatorowi z ważenia eliksirów - nie zamierzał podchodzić do kociołka na odległość mniejszą niż tego wymagano. Tak dla przezorności. Szkoda by było gdyby jego aura miała zniweczyć starania grupy. Po uwarzeniu pierwszych próbek zabrał się jednak do ich badania. Z rosnąca ekscytacją traktował kolejne złożonymi zaklęciami diagnostycznymi, a następnie przyglądał się uzyskanym efektom. Nieoceniona była przy tym również pomoc grupy - nie możliwym było do utrzymania pełnego skupienia na coraz to większej ilości eksperymentalnych próbek przy jednoczesnym notowaniu spostrzeżeń.
W momencie przejścia do konkretów badań, uzdrowiciel nie kwapił się do prędkiej roboty. Nie chciał przeszkadzać. Mimo wszystko do dziś dudniły w jego głowie słowa przysięgi złożonej swemu egzaminatorowi z ważenia eliksirów - nie zamierzał podchodzić do kociołka na odległość mniejszą niż tego wymagano. Tak dla przezorności. Szkoda by było gdyby jego aura miała zniweczyć starania grupy. Po uwarzeniu pierwszych próbek zabrał się jednak do ich badania. Z rosnąca ekscytacją traktował kolejne złożonymi zaklęciami diagnostycznymi, a następnie przyglądał się uzyskanym efektom. Nieoceniona była przy tym również pomoc grupy - nie możliwym było do utrzymania pełnego skupienia na coraz to większej ilości eksperymentalnych próbek przy jednoczesnym notowaniu spostrzeżeń.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Bardzo cieszył go sukces jego ostatniego raportu, zwłaszcza po ostatniej wpadce,której dalej nie mógł sobie wybaczyć. Kto jak kto, ale on akurat powinien sobie lepiej poradzić, w końcu miał doświadczenie i to wcale niemałe. Dlatego z uśmiechem przyjął gratulacje.
- Dzień dobry, miło was wszystkich znowu widzieć - zapewnił szczerze. Przyjemne było oderwanie się od sprawdzania esejów i zajęcie się czymś bardziej naukowym i rozwijającym. Nawet dla kogoś, kto tak jak Hereward lubił swoją pracę, krótkie przerwy od niej zdawały się być błogosławieństwem. Wysłuchał Inary w milczeniu potakując od czasu do czasu. Miłą odmianą było też to, że chociaż raz nie on musiał być tym, który wszystko tłumaczył.
- Minerwo, pomożesz mi? Na dwie różdżki pójdzie nam szybciej - zwrócił się do swojej dzielnej asystentki z uśmiechem na ustach. Miał dobry dzień. Ostatnio nie zdarzało mu się to zbyt często. - Chciałbym spróbować wystawić krew wilkołaka na różne czynniki, światło, temperaturę, inne zjawiska i sprawdzić, jak reagować będzie przy tym z ingrediencjami - przedstawił jej swój zamysł na badania czekając czy nie zgłosi żadnych uwag. - Niektóre czary dobrze będzie rzucić równocześnie, dlatego myślę, że we dwójkę pójdzie nam to znacznie sprawniej.
Miał pewien plan, niestety nie wiedział, co z niego wyjdzie. Niespecjalnie znał się na alchemii, jednak mógł wykorzystać swoje zdolności z zakresu transmutacji i zapisać obserwacje. Ktoś lepiej zaznajomiony z eliksirami z pewnością wyciągnie odpowiednie wnioski.
Podszedł do stołu i podzielił krew na równe części wlewając ją do różnych pojemników prosząc Minerwę, by pomogła mu się z tym uporać. Wziął też akonit oraz inne składniki, które mieli pod ręką. Przed każdą zlewką ułożył po jednym z nich.
- Najpierw spróbowałbym z ciepłem, potem światłem, a następnie z dwoma na raz. Ostatnie zrobimy wspólnie, ale teraz wolisz ciepło czy światło? - Sam niespecjalnie miał w tej dziedzinie jakieś preferencje. Jego jedynym życzeniem było obserwowanie pracy Minerwy. Dlatego z przyjemnością przystąpił z nią do wspólnego zadania. Raz rzucali zaklęcia razem, raz jedno zaraz po drugim, kiedy indziej między kolejne czary wrzucali ułożone przy zlewkach składniki i dokładnie zapisywali zmiany. Czasem nie działo się zupełnie nic, a kiedy indziej krew nagle zaczynała się palić. Przede wszystkim jednak wystawiali krew na czary z zakresu transmutacji. Odwracanie jej skutków, próba losowej zmiany w coś nieokreślonego. Krew zaś reagowała. Część składników zmiany przyspieszała, inna znacznie je spowalniała. I wszystko to trzeba było dokładnie zapisać.
- Zmieniłaś fryzurę? - Zapytał w pewnym momencie po dobrej godzinie wspólnej pracy, którą spędził na przyglądaniu się poczynaniom swojej asystentki.
- Dzień dobry, miło was wszystkich znowu widzieć - zapewnił szczerze. Przyjemne było oderwanie się od sprawdzania esejów i zajęcie się czymś bardziej naukowym i rozwijającym. Nawet dla kogoś, kto tak jak Hereward lubił swoją pracę, krótkie przerwy od niej zdawały się być błogosławieństwem. Wysłuchał Inary w milczeniu potakując od czasu do czasu. Miłą odmianą było też to, że chociaż raz nie on musiał być tym, który wszystko tłumaczył.
- Minerwo, pomożesz mi? Na dwie różdżki pójdzie nam szybciej - zwrócił się do swojej dzielnej asystentki z uśmiechem na ustach. Miał dobry dzień. Ostatnio nie zdarzało mu się to zbyt często. - Chciałbym spróbować wystawić krew wilkołaka na różne czynniki, światło, temperaturę, inne zjawiska i sprawdzić, jak reagować będzie przy tym z ingrediencjami - przedstawił jej swój zamysł na badania czekając czy nie zgłosi żadnych uwag. - Niektóre czary dobrze będzie rzucić równocześnie, dlatego myślę, że we dwójkę pójdzie nam to znacznie sprawniej.
Miał pewien plan, niestety nie wiedział, co z niego wyjdzie. Niespecjalnie znał się na alchemii, jednak mógł wykorzystać swoje zdolności z zakresu transmutacji i zapisać obserwacje. Ktoś lepiej zaznajomiony z eliksirami z pewnością wyciągnie odpowiednie wnioski.
Podszedł do stołu i podzielił krew na równe części wlewając ją do różnych pojemników prosząc Minerwę, by pomogła mu się z tym uporać. Wziął też akonit oraz inne składniki, które mieli pod ręką. Przed każdą zlewką ułożył po jednym z nich.
- Najpierw spróbowałbym z ciepłem, potem światłem, a następnie z dwoma na raz. Ostatnie zrobimy wspólnie, ale teraz wolisz ciepło czy światło? - Sam niespecjalnie miał w tej dziedzinie jakieś preferencje. Jego jedynym życzeniem było obserwowanie pracy Minerwy. Dlatego z przyjemnością przystąpił z nią do wspólnego zadania. Raz rzucali zaklęcia razem, raz jedno zaraz po drugim, kiedy indziej między kolejne czary wrzucali ułożone przy zlewkach składniki i dokładnie zapisywali zmiany. Czasem nie działo się zupełnie nic, a kiedy indziej krew nagle zaczynała się palić. Przede wszystkim jednak wystawiali krew na czary z zakresu transmutacji. Odwracanie jej skutków, próba losowej zmiany w coś nieokreślonego. Krew zaś reagowała. Część składników zmiany przyspieszała, inna znacznie je spowalniała. I wszystko to trzeba było dokładnie zapisać.
- Zmieniłaś fryzurę? - Zapytał w pewnym momencie po dobrej godzinie wspólnej pracy, którą spędził na przyglądaniu się poczynaniom swojej asystentki.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
- Mh, tak - odparła na uspokajające słowa Adriena, wyciągając ze skórzanej teczki kolejne papiery - na stół. Wszyscy byli zdecydowanie bardziej wyrozumiali, niż powinni być, przecież dobrze wiedziała, że nie powinna się spóźniać. Mimo to- uśmiechnęła się nieco spokojniej i nieco pogodniej do Adriena, zasuwając za ucho niesforny kosmyk jasnych jak pszenica włosów. - Rzeczywiście... - rzeczywiście, dzień był ciężki, lecz Minerwa nie zdążyła się na ten temat rozwinąć, ustępując bardziej rzeczowym dyskusjom. Zresztą, wcale nie chciała zwracać na siebie uwagi wszystkich przez to okropne spóźnienie. Powinna... powinna wreszcie wziąć się w garść. Uśmiechnęła się ciepło również do Inary i profesora Bartiusa, przekładając swoje notatki z miejsca na miejsce, nim młoda alchemiczka nie rozpoczęła wstępnie spotkania. Ledwie jej słowa ucichły, a profesor już zapraszał ją do działania - prędko wstała, podchodząc bliżej niego.
- Oczywiście - przytaknęła ochoczo, obrzucając rozrzucone przed nim preparaty zaciekawionym spojrzeniem. To naprawdę ogromny postęp w jej karierze - nie tylko brać udział w tych badaniach, ale i pomagać osobiście profesorowi w tak odpowiedzialnych zajęciach; Minerwa wreszcie czuła, że ktoś wokół traktował ją poważnie. Szybciutko wyjęła różdżkę i oparła się o stół Herewarda, odnajdując wzrokiem wilkołaczą krew; podobnie jak on nie mogła pomóc przy próbach przygotowania eliksirów, ale jeśli ich eksperymenty mogły pomóc przy doborze odpowiednich ingrediencji - zamierzała zrobić wszystko, co leżało w jej mocy. Pomogła przy rozlewaniu wilkołaczej krwi po fiolkach, po czym z uśmiechem przytaknęła swemu nauczycielowi:
- Zacznijmy od światła, profesorze. Światło jest dzisiaj najważniejsze - rzuciła pogodnie, być może zbyt frasobliwie, kiedy była wśród nich lady Carrow, ale przecież bez kontekstu nie mogła rozczytać z jej słów dwuznaczności oczywistej dla członków Zakonu Feniksa. Zawsze była pracowita, skrupulatna i dokładna, każdą obserwację wykonywała z całkowitym poświęceniem i koncentracją, skupiając się na tym, co działo się tu i teraz. Posłusznie i z zapałem wykonywała polecenia profesora, chcąc być mu pomocą, nie przeszkodą, jednocześnie starając się nie pozostawać bierną i proponować różne rozwiązania, kiedy zaczynały się problemy z brakiem reakcji. I zapisywała - zapisywała wszystko dokładnie, nie odciągając profesora od tego, nad tym powinien się skupić i nad czym powinien sprawować całkowitą kontrolę.
- Och - I zupełnie niechcący rozlała ostatnią fiolkę wilczej krwi, kiedy padł temat jej fryzury. - Parę dni temu - jakieś siedemdziesiąt dwa.
Pracowali do nocy.
/zt wszyscy
- Oczywiście - przytaknęła ochoczo, obrzucając rozrzucone przed nim preparaty zaciekawionym spojrzeniem. To naprawdę ogromny postęp w jej karierze - nie tylko brać udział w tych badaniach, ale i pomagać osobiście profesorowi w tak odpowiedzialnych zajęciach; Minerwa wreszcie czuła, że ktoś wokół traktował ją poważnie. Szybciutko wyjęła różdżkę i oparła się o stół Herewarda, odnajdując wzrokiem wilkołaczą krew; podobnie jak on nie mogła pomóc przy próbach przygotowania eliksirów, ale jeśli ich eksperymenty mogły pomóc przy doborze odpowiednich ingrediencji - zamierzała zrobić wszystko, co leżało w jej mocy. Pomogła przy rozlewaniu wilkołaczej krwi po fiolkach, po czym z uśmiechem przytaknęła swemu nauczycielowi:
- Zacznijmy od światła, profesorze. Światło jest dzisiaj najważniejsze - rzuciła pogodnie, być może zbyt frasobliwie, kiedy była wśród nich lady Carrow, ale przecież bez kontekstu nie mogła rozczytać z jej słów dwuznaczności oczywistej dla członków Zakonu Feniksa. Zawsze była pracowita, skrupulatna i dokładna, każdą obserwację wykonywała z całkowitym poświęceniem i koncentracją, skupiając się na tym, co działo się tu i teraz. Posłusznie i z zapałem wykonywała polecenia profesora, chcąc być mu pomocą, nie przeszkodą, jednocześnie starając się nie pozostawać bierną i proponować różne rozwiązania, kiedy zaczynały się problemy z brakiem reakcji. I zapisywała - zapisywała wszystko dokładnie, nie odciągając profesora od tego, nad tym powinien się skupić i nad czym powinien sprawować całkowitą kontrolę.
- Och - I zupełnie niechcący rozlała ostatnią fiolkę wilczej krwi, kiedy padł temat jej fryzury. - Parę dni temu - jakieś siedemdziesiąt dwa.
Pracowali do nocy.
/zt wszyscy
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Laboratorium astrologiczne
Szybka odpowiedź