Laboratorium astrologiczne
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.03.19 7:44, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 59
Świat brnął do przodu, a wraz z nim nauka. Nie tylko życiowa, lecz również stricte powiązana z wiedzą na dany temat. Cyrus pragnął odnaleźć chociażby cząstkę tych elementarnych informacji dotyczących astronomii oraz alchemii - w Ameryce, USA konkretniej. Cały czas wierzył, że postępował dobrze zostawiając za sobą ojczyznę, braci oraz przyjaciół - ta podróż miała stać się wszakże wiekopomnym odkryciem. Wiązać się z odnalezieniem rozwiązań, których nie powstydziłby się żaden człowiek żądny wiedzy, ambitny. Nie próżnował - w wolnych chwilach przeczesując połacie miasta, w którym się znajdował. Obrzeża, miejsca całkowicie nieuczęszczane. I uczył się. Flory, fauny, geologii. Świat był absolutnie fantastyczny, tylko trzeba było wiedzieć jak patrzeć. I gdzie. Poszukiwał odpowiedzi na najtrudniejsze pytania przy okazji dystansując się od duszącego klimatu Wielkiej Brytanii. Narastająca nienawiść do jego rodziny - i jego samego - napawała go podobnym obrzydzeniem. Gardził, chociaż wiedział, że nie powinien, że to domena ludzi słabych oraz bezużytecznych. Odczuł zatem potrzebę nabrania oddechu. W Stanach sytuacja polityczna nie była tak drastyczna, nawet udało mu się porozmawiać z kilkoma czarodziejami zainteresowanymi mugolską techniką. Snape od razu poczuł się swobodniej. Nawet jeśli z tyłu głowy nadal pamiętał o koszmarze domu rodzinnego, nawet jeśli nadal żyły w nim obawy o najbliższych. W spokoju mógł przecież odnaleźć sposób mający na celu ich ochronę. Wiedza była potężnym orężem, znała wiele tajemnic - musiał więc je odkryć, zbratać się z naukami i przede wszystkim spojrzeć na nie zgoła inaczej niż dotychczas. Zmienić perspektywę. Odnaleźć nieodnalezione. Wywrócić wszystkim o sto osiemdziesiąt stopni. Zaprzyjaźnić się z rewolucjonizmem. Odnaleźć ducha czasu, iść z nim ramię w ramię. Ponoć odkrycia są dziełem przypadku. Wystawił w związku z tym swój policzek czekając na jego uderzenie. Otwarty na nowość oraz innowacyjne rozwiązania. Przestał się wreszcie bać sięgając po swoje.
Wszystko wróciło wraz z ponownym postawieniem stopy na brytyjskim lądzie. Znów dławił go - irracjonalny? - strach, powstrzymywane przez cel jaki mu przyświecał. Gdy tylko wrócił do mieszkania, miast wypakowywać się i odpoczywać, sięgnął do alchemii, marnując niemal wszystkie składniki przywiezione ze sobą. Mógł się powstrzymać, lecz nie potrafił - został ukarany przez złośliwość losu. Później napisał do Jayden'a prosząc go o spotkanie w Wieży Astrologów. Ich ulubionym miejscu, zwłaszcza do obserwacji nocnego nieba oraz naukowych dysput. Tym razem nie miało być wcale inaczej. Cyrus przywiózł ze sobą kawałek meteorytu - wyglądał zwyczajnie, lecz nie chodziło już nawet o jego ewentualną unikatowość, a właściwości o jakie podejrzewał go alchemik. Sądził bowiem, że gdyby tak zamiast kamienia księżycowego dodać do Felix Felicis sproszkowaną część meteorytu… kto wie, może wywar nabrał więcej magicznych właściwości? Skutki trwałyby dłużej? A może wyeliminowałby efekty uboczne? Snape kurczowo trzymał się tej myśli i to właśnie dlatego zjawił się wieczorem w tym konkretnym miejscu.
Drzwi skrzypnęły, a mężczyzna w czarnej szacie przekroczył próg laboratorium. Rozejrzał się po mgliście rozświetlonym pomieszczeniu, od razu odnajdując spojrzeniem sylwetkę Vane'a. rozciągnął bladą twarz w umiarkowanym uśmiechu podchodząc bliżej.
- Potrzebuję specjalisty - zaczął od razu przechodząc do sedna. - Spodziewałem się, że przybędziesz pierwszy. Pewnie siedzisz tu już którąś godzinę? - Zmienił nagle temat, stając gdzieś z boku. W dłoni trzymał kawałek kosmicznej skały. - To przeznaczenie - dodał, wyciągając rękę z przedmiotem w kierunku astronoma. Na jego twarzy znów zatańczył uśmieszek, nawiązując oczywiście do początków ich znajomości. Były one równie niezwykłe co ich kariery.
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
Pewnie siedzisz tu już którąś godzinę?
- Nie! Wcale! - rzucił nieco głośniej i bardziej gwałtownie niż normalnie, zupełnie jakby próbował zakamuflować swoje gapiostwo, chociaż efekt był zgoła inny. Poudawał że podziwia ściany, byle tylko nie widzieć miny Cyrusa, ale znowu ten zwrócił jego uwagę, przekazując mu t o - cel ich spotkania. Jayden niemal od razu utworzył z ust małe 'o' i lekko się zapowietrzył, by zacząć badać mały odłamek kosmicznej skały, którą trzymał w dłoniach niczym największy skarb. - Skąd to masz? - spytał, podnosząc spojrzenie na moment na Snape'a, nie mogąc wyjść z zachwytu. Oj, to na pewno było przeznaczenie! Wszak czy nie o podobny się wykłócali w Hogwarcie, gdy meteoryt o mało co nie rozłupał głowy alchemika? Vane musiał wiedzieć wszystko o tym znalezisku!
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Dzisiejszej nocy Snape miał ją ignorować całkowicie - przed jego oczami winno rozpościerać się niebo, szalone - nierealne? - plany, tezy oraz przypuszczenia. I do tego nieoceniony umysł przyjaciela, potrafiący pomieścić w sobie wiele informacji. Część z nich z pewnością była dla alchemika niedostępna, a zatem mogła okazać się bardzo przydatna w dalszym rozpoznaniu nurtującego go tematu.
Nie spuszczał wzroku z astronoma, nie kryjąc swojego całkiem niezłego jak na niego humoru. Cieszył się i nasycał swoją naukową wizją niezmąconą jeszcze przez prywatne sprawy.
- Wcale - powtórzył za nim jak echo, chociaż w jego głosie nie dało się wyczuć ani aprobaty, ani wiary w słowa Vane'a. Czyż to nie jest całkowicie pozbawione sensu, spotykać się po przyjacielsku z kuzynem Iris? Szczęśliwie widmo kobiety nie przebiegło przez jego myśli - nie zatruł się pesymizmem wtórnym, mogącym zepsuć każdy patos chwili. - Znalazłem na obrzeżach Nowego Jorku - odparł spokojnie. Meteoryt nie wyróżniał się niczym szczególnym - był niewielki, ciemny, pokryty typowymi regmagliptami. - Wiem, wiem, do Hoby się nie umywa, nawet w jednej tysięcznej procenta, lecz i tak jestem dumny ze swojego znaleziska - kontynuował patrząc na skałę. - Wyobrażasz sobie jaką może mieć magiczną moc? I do czego się przysłużyć? - spytał unosząc spojrzenie na twarz Jay'a. Czy potrafił czytać mu w myślach?
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
- Te ostatnie wypadki tak mnie oderwały od astronomii, że zapomniałem o chociażby szukaniu meteorytów - powiedział jakby do siebie, zbliżając okular na meteoryt. - To oczywiście chondryt - stwierdził od razu nim zaczął badać go bliżej. - Łatwo go rozpoznać, bo zawiera chondry. Są to drobne, najczęściej zbudowane promieniście, kuliste skupienia krystaliczne. Ich struktura jest bardzo specyficzna, bo niespotykana w skałach ziemskich. Chondryty powstawały w przestrzeni kosmicznej wskutek osadzania ziaren, ich scementowania i ogrzania lecz bez przetopienia. Sam nie znam się tak dobrze na meteorytach, ale możesz podziękować mojemu dziadkowi, który jest w nich specem. Dlatego też wiem o nich nieco więcej niż inni - urwał na chwilę i nachylił się nad skałą, uważnie badając powierzchnię bardzo charakterystyczną, bo skorupa obtopieniowa miała czarny kolor. Widział już tyle skał z kosmosu, by rozpoznać jedną z nich. - Obserwacje astronomiczne pozwoliły na określenie orbit spadających meteorytów. Dowodzą one, że większość meteorytów pochodzi spośród kolidujących między sobą planetoid, których orbity przecinają się z orbitą Ziemi. Większość znanych planetoid tworzy pas pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza, ale dość liczną grupę tworzą także planetoidy bliskie Ziemi. Pochodzenie pozostałych meteorytów jest trudne do określenia. Bardzo nieliczną grupą są meteoryty przybyłe z Marsa i ziemskiego Księżyca. Wiek większości meteorytów szacowany jest na cztery i pół miliarda lat! Jest to wiek powstania naszego Układu Słonecznego! Zdajesz sobie z tego sprawę?! Jednak mamy do czynienia z chondrytem, a one są najprymitywniejsze. Nie podlegały one zmianom składu mineralogicznego od powstania Układu Słonecznego i mogą reprezentować materię, z której utworzyły się planety! - zakończył, przenosząc podekscytowane spojrzenie na Snape'a. Aż cały się trząsł, gdy mówił o tym z czym mieli do czynienia. - Możemy właśnie patrzeć na zalążek nowej planety! - dodał, uśmiechając się szeroko i oddychając ciężko. - Jego zastosowanie i możliwości... - kontynuował, patrząc na skałę i nie mogąc się przez chwilę wysłowić. - Ten chondryt istniał przed magią, Cyrusie. Przed Ziemią. To kawałek początkowego wszechświata... Jego możliwości mogą być... Nieskończone.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Z nieskrywanym zainteresowaniem słuchał wypowiedzi Jay'a, bez względu na to, że wiele tez, które postawił, były Cyrusowi znane. Stał tak podekscytowany, chowając brodę w dłoni oraz delikatnie pocierając jej wierzch palcami; na czole pojawiły się podłużne bruzdy świadczące o intensywnym procesie myślenia oraz analizy zasłyszanych informacji. Jakże cennych.
- Wydaje mi się, że na początek nawet tak zwyczajny chondryt wystarczyłby nam do badań - odparł po krótkiej chwili niezmąconej niczym ciszy. - Jeżeli odkrylibyśmy jego niezwykłe, magiczne właściwości, wyobrażasz sobie co moglibyśmy osiągnąć za pomocą meteorytów z Księżyca lub Marsa? To mogłoby być naprawdę wiekopomne odkrycie - potwierdził swoje przypuszczenia kiwnięciem głowy. - Słuchaj, tylko musimy podejść do tego bardzo ostrożnie. Kto wie ile mocy drzemie w tym niepozornym kawałku? Musimy koniecznie go rozdrobnić i podawać niewielkie dawki do eliksirów, żeby przypadkiem nie wysadzić siebie w powietrze z powodu nagromadzenia się energii potencjalnej na niewielkiej powierzchni kociołka - dodał wyraźnie strapiony. Podrapał się niefrasobliwie po karku, obchodząc przyjaciela na kilka kroków. - Myślisz, że… ten początek ziemi mógłby wpłynąć na życie? Dawać je? Uzdrawiać? Jak to sprawdzić? - Snape zasypał go gradem pytań, nie mogąc się zwyczajnie doczekać burzy mózgów, która mogłaby rozjaśnić całą tę historię. Póki co Jayden mocniej koncentrował się na astronomii, zaś Cyrus poświęcał serce alchemii.
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
Jayden nieco dał się ponieść swojemu entuzjazmowi, a długa wypowiedź świadczyła o tej naleciałości nauczyciela, której nie zauważał. Wiedział jednak że jego przyjaciel nie miał mu tego za złe. W końcu mając przed sobą ów możliwości, każdy traciłby zmysły. Obaj przez krótką chwilę milczeli, nie wiedząc, co powiedzieć. Wszak byli jedynie młodymi naukowcami, a takie dokonania zwykle tyczyły się innych, starszych, bardziej doświadczonych kolegów po fachu, jednak ta dwójka zdecydowanie nie ustępowała im zapałem, wiedzą jak i możliwościami korzystania z odpowiednich do tego miejsc.
- To prawda. Nie wiem czy zniósłbym piękno jeszcze większego odłamka - odpowiedział z lekko zaciśniętym gardłem Jay, nie odrywając przez jeszcze kilka sekund spojrzenia od porowatej powierzchni meteorytu. - Musiałbym porównać go z innymi cząstkami sklasyfikowanymi pod odpowiednie planety. Ciężko stwierdzić jedynie na pierwszy rzut oka skąd pochodzi - mruknął, przenosząc wzrok na przyjaciela, który stał się nieco poważniejszy, ale JJ nie mógł go winić. Miał zdecydowaną rację z ostrożnością. Obaj zdawali sobie sprawę, że igranie z nieznanymi siłami może skończyć się katastrofalnie - ostatnie anomalie mówiły o tym zdecydowanie więcej niż można było przypuszczać. - Sądzę, że rozdrobnienie nie będzie problemem. Bardziej martwię się o nieprzewidziane skutki. Nikt jeszcze tego nie próbował, ale... - umilkł, by znów spojrzeć na chondryt. - Rokowania są niezwykle obiecujące.
Mógłby wpłynąć na życie? Dawać je? Uzdrawiać? Jak to sprawdzić?
- Nikt jeszcze nie zapanował nad dawaniem życia, Cyrusie - odparł poważnie Jayden, kryjąc usta w dłoni i podpierając się przy obserwacji ich źródłu dyskusji. - Niewątpliwie jednak istnieją na ziemi środki, które potrafią silnie leczyć. Wiesz o tym akurat lepiej ode mnie. Jestem tylko astronomem. Nie słyszałem o daniu daru życia inaczej niż przez poród, jednak niewątpliwie zagadnienie wpływania... Cała magia na nie wpływa - mocniej lub słabiej, ale tak właśnie jest. Jeśli chcemy to sprawdzić, musimy przeprowadzić skrupulatne badania. Z uzdrowicielami, historykami. Ta wiedza w niektórych aspektach nas przerasta. Będę musiał również napisać do mojego dziadka. To jeden z lepszych,
jeśli nie największy ekspert w dziedzinie meteorytów. Powie nam więcej o tym skąd pochodzi ów chondryt - zakończył i zmrużył oczy. Tak... - Wiem, że nic nie wiem... - mruknął pod nosem ledwo słyszalnie.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
- Gdyby to był meteoryt z Marsa albo Księżyca… coś czuję, że nie wyszlibyśmy nigdy z pracowni. Niestety mam przeczucie, że to zwykły chondryt z planetoid. Ma zwykłą skorupę obtopieniową, chociaż to o niczym właściwie nie świadczy. Za to jest niewielki, lekki i nie wyróżnia się absolutnie niczym. Oczywiście jestem jednak za tym, żeby go dokładnie sprawdzić. Może okażesz się posłańcem dobrych wieści - odpowiedział astronomowi, zerkając na skałę. Zwykle bywał pesymistyczny, rzadziej realistyczny, zaś optymistyczny praktycznie nigdy. Nie ośmielał się nawet marzyć o rzadkim meteorycie. Nie sądził, żeby testy magnesowe wykazały jego szczególne właściwości, tak samo jak skład izotopowy pierwiastków. Oczywiście, że istniała szansa, że odkryją w nim coś zupełnie nowego - może nawet nowy pierwiastek? - lecz była ona niezwykle niewielka. Dlatego Snape nie podburzał własnych rozmyślań. Raczej godził się wewnętrznie z posiadania zwykłego chondrytu. Szczególnie, że on także miał niezwykłą moc w ujęciu magicznych właściwości. I tak byli już zwycięzcami.
- Jak chcesz tego dokonać bez magii? Wiesz, te anomalie… moglibyśmy spróbować z tym sposobem naprawiania magii, o którym mi mówiłeś po spotkaniu, jednakże nie jestem pewien czy to zadziałałoby na same anomalie. W obecnym stanie to chyba zbyt niebezpieczne. Co prawda istnieją mugolskie środki do rozdrabniania, tylko nie wiem jak zareagowałyby na energię magiczną, z pewnością wydzielaną przez kosmiczną skałę. Maszyny prawdopodobnie musielibyśmy wykluczyć. Rozdrabnianie ręczne… to zajęłoby mnóstwo czasu i wysiłku. Można byłoby też zaczekać na powrót magii do jej pierwotnej formy, lecz nie wiadomo ile to będzie trwać. Sądzisz, że magiczne właściwości mogłyby z tego meteorytu ulecieć? Tak jak następuje wietrzenie jego skorupy? To byłaby fatalna informacja - kontynuował swój wywód oraz głośne rozmyślania. Sprawiał wrażenie kąpanego w gorącej wodzie, lecz Jay jako naukowiec i pasjonata powinien zrozumieć jego entuzjazm.
- To jeszcze o niczym nie świadczy - stwierdził z całą stanowczością. Kiedyś nie panowano nad wieloma sprawami, chociażby medycyną, lecz teraz różne praktyki były codziennością, wręcz oczywistością. Obecnie faktycznie dawanie życia mogło brzmieć kontrowersyjnie oraz abstrakcyjnie, jednakże kto jak nie naukowcy mieli walczyć z takimi poglądami? Cyrus wierzył, że mogliby tego dokonać. Na pewno nie byłaby to droga prosta oraz krótka, lecz mieli w sobie wielkie pokłady cierpliwości i determinacji, był o tym przekonany. - Na pewno potrzebujemy pomocy. Przede wszystkim uzdrowiciela. Zagadnienia anatomii, genetyki i wpływu toksyn bądź leków na organizm okażą się kluczowe. Dobre wiadomości historyczne także się przydadzą. Mogę także poszukać informacji o mugolskiej nauce, ich sposobów na rozwiązywanie problemów natury intelektualnej, nie ma co się ograniczać tylko do czarodziejów, może odnajdziemy inspiracje i przełożenie na nasz świat - dodał, celowo podkreślając siebie jako członka magicznej społeczności. To właśnie nim się czuł. - Chociaż i tak na pewno to twój dziadek rozwiąże każdą zagadkę istnienia - dopowiedział, uśmiechając się delikatnie - podziwiał pana Vane'a, nie wątpił w jego wiedzę.
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
- Nawet najmniejsza kałuża odbija niebo - odpowiedział na słowa przyjaciela. - Wpierw musimy go poddać kwalifikacji. Bez tego nie ruszymy naprzód. Mamy do wyboru chondryty oliwinowo-bronzytowe, oliwinowo-hiperstenowe, węgliste i zwyczajne. Masz rację, że posiada najzwyklejszą skorupę, ale liczy się to, co jest w środku. Od jego koloru będzie można zdefiniować dokładnie, czym jest. Właśnie dlatego też będę musiał przebić się przez jego zewnętrzną powierzchnię, jednak nie wpłynie to na jego masę ani resztę układu. Tajemnice kamieni z nieba wciąż nie zostały rozwiązane ani ujawnione, ale z każdym kolejnym krokiem jesteśmy bliżej - zakończył chwilowy wywód, po czym wstał, by udać się w stronę wysokiej szafki z wieloma książkami i zaczął szukać odpowiedniej. Jayden nigdy nie myślał realistycznie czy pesymistycznie. Zawsze był nastawiony na pozytywne rozwiązanie sytuacji i było to być może jednym z wielkich kroków do sukcesu. Chciał wyciągnąć z tej kosmicznej skały jak najwięcej informacji, które mogłyby nie tylko dodać nowe trzy słowa do nauki astronomicznej, ale być może również wspomóc alchemię czy pośrednie dziedziny niektórymi wiadomościami. Wszak cały wszechświat współgrał ze sobą, dlatego też nauka również. - Już coś wymyślę. Wpierw zacząłbym od delikatnych, ręcznych zmian i sprawdził jak reaguje na takie odczynniki - mówił, sięgając raz po raz po nowe książki i zaraz odsyłając je na miejsce. Szukał czegoś odpowiedniego. - Anomalie niewątpliwie mogłyby się przydać. Nie pomyślałem o tym! W takim razie należy i tego spróbować, mój drogi przyjacielu! A co do uciekania magii - absolutnie nie ma podobnego zjawiska. Magia to nie proszek. Bardziej energia, która otacza każdego z nas. Spokojnie. Za rok czy za dwa wciąż byłaby dokładnie taka sama w naszym chondrycie jak i teraz, więc o nic się nie martw na zaś - rzucił, wiedząc i czując tę ekscytację Snape'a. Obaj zdawali sobie sprawę z tego, co mogło się wydarzyć w następnych dniach, miesiącach, gdy zamierzali poznawać kosmiczny odłamek. Przełom. Być może nie tylko dla małego ziarna nauki, ale również i dla nich. Bo czyż nie byłoby to fascynujące? Uczestniczyć w takich badaniach? Jayden nie wyobrażał sobie tego wszystkiego i dosłownie nie mógł przestać wyobrażać sobie kolejnych tajemnic, a odpowiedzi mnożyły się jak szalone. Zaraz jednak spoważniał, by poderwać spojrzenie znad książki i wbić je w przyjaciela. - Nie chcę o tym rozmawiać - uciął temat panowania nad życiem i śmiercią, zamykając wraz z tymi słowami opasłe tomiszcze i patrząc uważnie na swojego przyjaciela. Nie zamierzał wdawać się w tak niebezpieczne dyskusje i zamierzał dać temu wyraźny znak Cyrusowi. Zaraz jednak złagodniał, czytając dalej kolejne słowa o astronomicznych odkryciach i szukając odpowiedniego też działu. Snape zaczął też mówić o szukaniu pomocy poza światem czarodziejskim, a JJ ochoczo na to przyznał. - Musiałbyś jednakże pomóc mi odnaleźć się w tym świecie, bo znam go tyle co z twoich opowieści w dzieciństwie - wytłumaczył z małym zawstydzeniem, jednak Vane nie raz słyszał od Evey, że w jej świecie, by zginął szybciej niż się odnalazł. - Napiszę do niego czym prędzej, ale to o mugolskich odniesieniach nie jest wcale takie pozbawione sensu! Gdybyśmy potrafili współpracować... Cyrusie! Dokonalibyśmy wspaniałych odkryć! - zawołał, kryjąc w tych słowach wiele nadziei i żalu, że wciąż jedni przed drugimi uciekali, a czarodzieje ściśle ukrywali istnienie. Czasami bywało to dobre, niekiedy, jak w przypadku nauki, niezbyt. Astronom westchnął i zaraz też krzyknął Aha!, po czym podbiegł ze starą księgą do przyjaciela. Na stronicach prezentowały się rozpiski dotyczące znalezionych i scharakteryzowanych minerałów, które spadły na Ziemię. - Jeśli go tutaj nie znajdziemy, wątpię, bym odszukał go w jakichkolwiek innych dziełach. Jednak tego wszystkiego dowiem się po tym jak dostanę się do środka - oznajmił i wyprostował się, patrząc uważnie na leżący wciąż spokojnie meteoryt. Czym był? Skąd przyleciał? Co widział? Jakie właściwości posiadał? Jak było tam skąd pochodził? Te i wiele pytań wciąż brzmiały w głowie mężczyzny.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Cyrus nie nadawał się na wojownika. To znaczy - miał pewne zacięcie, widoczne szczególnie w szkole w odniesieniu do młodszego brata, lecz nie posiadł dostatecznych umiejętności, żeby móc walczyć z czarną magią oko w oko. Musiał wykorzystać swój talent do czegoś innego, czyli eliksirami nieść dobro oraz pomoc. Podziwiał przyjaciela, że ten potrafił odrzucić naukowe zacięcie oraz stanąć w bojowe szranki. Szkoda, ponieważ na pewno stanowili najlepszy duet jajogłowych.
Przytaknął jego słowom - miał rację. Musieli to sprawdzić. Jay nie sprawiał wrażenie, jakoby ich plan miał należeć do trudnych, zatem Snape odrzucił od siebie wszystkie obawy. Nie od dziś wiadomo, że najważniejsze było wnętrze. Uśmiechnął się zatem delikatnie.
Obserwował jak mężczyzna zbliżył się do regału oraz zaczął czytać książkę. Sam uczynił to samo, tylko chwycił za inny tom, powoli przekartkowując kolejne strony. Nie sądził, żeby znaleźli coś ponad to, co zostało w tym laboratorium wypowiedziane. Mimo świadomości nie przestawał liczyć na jakąś inspirację, znak lub przypadkowe olśnienie oraz ruszenie z tematem dalej.
- Pewnie masz rację, lecz… energia stale zmienia swoją postać. Oczywiście, że nie można pozbyć się jej całkowicie, zgodnie z przysłowiem w przyrodzie nic nie ginie, jednakże energia jest dość ulotną sprawą. Może zostać oddana układowi, środowisku otaczającego nasz chondryt. Kto wie, czy magiczny potencjał nie zostałby wchłonięty przez anomalie? Wydaje mi się, że to nie jest jednak takie proste - odparł, chyba tym razem za bardzo pokładając zaufanie w mugolskiej fizyce.
Alchemik nie kontynuował już tematu, stąd zdziwiła go uwaga Jaydena, lecz nie odniósł się do niej w żaden sposób. Wzruszył ramionami. - Nie ma sprawy, będę dobrym przewodnikiem - dodał już nieco pocieszony. - Taką mam właśnie nadzieję - rzucił kiwając głową. Odłożył trzymaną w dłoniach księgę. - Jeśli będziesz potrzebował pomocy, wiesz co robić - dopowiedział, ponieważ miał wrażenie, że akurat ta działka miała należeć do astronoma. Nie kłócił się z tym. Dlatego porozmawiali jeszcze chwilę o kosmosie, po czym pożegnali się i każde udało się w swoją stronę.
zt x2
Promise me no promises
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
A Jayden podziwiał Snape'a za to, że ten mógł odrzucić chęć walki dla nauki. Nie chodziło o to, że wolał aktywne działanie od pracy w laboratorium. Absolutnie nie! Ale jeśli mógł komuś w ten sposób pomóc - chciał robić i to i to. A zdawał sobie sprawę, że grupa badawcza mogła mu zamknąć ów możliwości. Zresztą nie był jeszcze na tyle dobry, by zaoferować im swoje uczestnictwo. Chciał być jeszcze lepszy i nie zamierzał tego zmieniać w żaden sposób. Nie mówił więc otwarcie nie dla tego pomysłu, ale nie mówił też tak. Chciał po prostu dać sobie czas i o to samo prosił więc innych - o zrozumienie.
- Energia jest tym co czyni, że jakaś rzecz jest, lecz nie w ten sposób, w jaki jest wówczas, gdy jest w możności - odparł na słowa obawy przyjaciela, cytując Arystotelesa. Może i nie miało to uspokoić Cyrusa, lecz Jayden się nie bał. Patrzył na to doświadczenie przez pryzmat możliwości, które mogli stworzyć. Był jak dziecko wyglądające przez dziurkę od klucza do pokoju pełnego zabawek. Nie wiedział jak się tam dostać, ale już się cieszył. Dlatego gdy Snape zaraz też uśmiechnął się delikatnie i skinął głową na pomysł z połączeniem mugolskiej wiedzy z podparciem się jeszcze dziadkiem Vane'a, JJ odetchnął w sercu. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, wiesz co robić. - Oczywiście, że wiem, przyjacielu. Poproszę gwiazdy o radę!
|teraz Jay zt :D
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Tu także w wyniku magicznych wyładowań i szalejącej nad Wielką Brytanią burzy, pojawiły się anomalie destabilizujące energię otoczenia. Ministerstwo Magii było jednak zbyt zajęte reorganizacją służb w nowo wybudowanej siedzibie, aby to miejsce zabezpieczyć i zamknąć. Niestabilna magicznie lokacja pozostawała niestrzeżona przez żadną ze służb. Okolica wciąż była niebezpieczna, a przebywanie w pobliżu groziło śmiercią lub zapadnięciem na sinicę, złapanie na gorącym uczynku posadzeniem w celi Tower, ale póki co — wszyscy śmiałkowie mogli działać.
Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
W Anglii rozpętała się potworna burza w wyniku której wieża astrologów cierpiała na potworne wyładowania atmosferyczne. Pioruny raz po raz uderzały w szczyt, a zafascynowani zjawiskami astrologowie postanowili zaczerpnąć mocy sił natury, by wykorzystać ją do dalszych badań. Nie przewidzieli jednak, że błyskawice, podobnie jak cała burza ma wiązek z potężną czarną magią. Nie doceniając jej możliwości przygotowali eksperyment, w którym życie stracił jeden z astrologów. W wyniku tego wypadku w wieży zaczęły dziać się przeróżne rzeczy, które ostatecznie wybrały sobie za siedzibę laboratorium. Astrologowie i astronomowi e zamknęli pomieszczenie na cztery spusty, kontynuując swoją pracę w wieży, ale raz po raz zza zamkniętych wrót dobiegały ich wszystkich niezwykłe hałasy.
Wyczuwalne źródło anomalii czaiło się dokładnie za zamkniętymi drzwiami. Jak się okazuje po ich otwarciu, duch zmarłego astrologa był w trakcie swoich najnowszych badań, zupełnie jakby nie był świadom przypadku, jaki się przytrafił. Tuż po wejściu do laboratorium duch zaprasza czarodziejów do pomocy w przygotowaniu nowego, eksperymentalnego eliksiru ze sproszkowanych meteorytów.
Wymaganie: Przynajmniej jeden czarodziej musi skutecznie uwarzyć eliksir według wskazówek ducha. Wszystkie niezbędne ingrediencje: meteoryty, kamienie księżycowe, kamienie szlachetne znajdują się na jednej z ław. Czarodziej podejmujący się tego zadania musi jednak sam, zgodnie z własnym doświadczeniem spróbować przygotować składniki i odmierzyć proporcje. ST powodzenia wynosi 65. Eliksir będzie miał mlecznobiałą barwę, a wewnątrz będą pływać mieniące się drobinki.
Pierwsza nieskuteczna próba sprawi, że ze stojącego na ławie małego kociołka zacznie kłębić się dym, który wywoła zatrucie i mdłości i warzącego eliksir czarodzieja (w wysokości 40). Duch zacznie kręcić nosem, ale zezwoli na drugą próbę. Tym razem jednak zawiedzie szczęście. Mieszanka spowoduje wybuch, który rozwścieczy ducha, który wprawi wszystko, co ma pod ręką w ruch i wyrzuci was z laboratorium, zostawiając z siniakami i otarciami (obrażeniami tłuczonymi, 40).
Bezwzględne niepowodzenie następuje również wtedy, gdy uświadomi się ducha o tym, że nie żyje.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 135, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Próba stworzenia bezpiecznej równowagi magicznej, którą rozregulowała anomalia powiodła się, ale w laboratorium znajdowało się kilka ciał niebieskich, które zostały napromieniowane czarną magią. Duch, który panoszył się po tym miejscu, wciąż nie pojmując, że jest od niedawna martwy nie pozwolił niczego zniszczyć. Każdy alchemik wiedział jednak, że zbliżająca się pełnia księżyca mocno wpłynie na nie, a to na nowo wywoła anomalię.
Wymaganie: Czarodzieje zabezpieczający teren musieli zapoznać się z mapą nieba i zaprognozować aktualny układ planet i gwiazd, których nie było widać przez rozszalałą burzę. Wymagało to specjalistycznej i obszernej wiedzy — z zapisków dało się wywnioskować, w jakim miejscu należy umieścić meteoryty, by po otwarciu śluz w ścianie układ planet zneutralizował działanie czarnej magii. ST powodzenia wynosi 55 i do rzutu należy doliczyć bonus z astronomii.
Czarodzieje mają po jednej szansie. Pierwsze niepowodzenie należy traktować jak pomyłkę i szybko spróbować odnaleźć właściwe rozwiązanie. Drugie błędne ułożenie meteorytów sprawi, że po otwarciu włazów rozszalała czarnomagiczna burza wpłynie negatywnie na ciała niebieskie, które eksplodują, odrzucając was do tyłu z wielką siłą. Czarodzieje tracą przytomność i po 100 punktów żywotności.
Charlie zawsze lubiła Wieżę Astrologów. Odkąd skończyła Hogwart i zamieszkała w Londynie była tu częstym gościem, chętnie szukając tu ponadprogramowej wiedzy z zakresu astronomii i alchemii. To, co było na kursie nie zaspokajało jej głodu wiedzy w stu procentach, więc poszukiwała jej także na własną rękę, korzystając z tutejszych zbiorów oraz wiedzy tutejszych astronomów. Wizyty tutaj miały dużą rolę w tym, że jej wiedza z zakresu astronomii jak na jej młody wiek była naprawdę imponująca i używane w alchemii mapy nieba właściwie nie miały już przed nią tajemnic.
Przykro było dowiedzieć się, że ten fascynujący przybytek mądrości także ucierpiał wskutek anomalii. Ale Charlie, ośmielona udaną próbą dokonaną z Rią w łazience na trzecim piętrze Munga, wiedziała, że może spróbować się tam dostać, musiała tylko mieć odpowiednie towarzystwo.
Jako że zawsze lubiła Sue, a dawno nie miały okazji porozmawiać dłużej, zaproponowała jej spotkanie w okolicach wieży. Dojechała tam Błędnym Rycerzem, dla bezpieczeństwa wysiadając odpowiednio wcześniej i resztę drogi do miejsca spotkania pokonując pieszo. Z powodu burzy i piorunów często uderzających w szczyt wieży bała się lecieć na miotle w obawie że któryś trafi w nią. Nieodrywanie się od podłoża wydawało się mimo wszystko bezpieczniejsze, nawet jeśli i tak z powodu deszczu była przemoczona do suchej nitki mimo parasola, który zabrała. Z powodu anomalii nie miała jednak odwagi rzucić na siebie zaklęcia odpychającego krople deszczu, bo z dwojga złego wolała być mokra niż niechcący samej porazić się kapryśną magią.
Słyszała, że to eksperymenty astronomów pracujących w wieży doprowadziły do powstania tu anomalii, która zalęgła się w laboratorium, w którym Charlie przez ostatnie pięć lat bywała nie raz, korzystając z jego wyposażenia oraz z pomocy jego stałych pracowników.
Kiedy dotarła Sue, Charlie powitała ją skinieniem głowy.
- Ta burza nadal się nie kończy – westchnęła. – Już ponad dwa tygodnie. I te anomalie... Mam wrażenie, że one też się zmieniły. Jest coraz gorzej...
Ostrożnie wkroczyły do wieży. Charlie nawet w środku nie zdjęła z głowy kaptura, upewniła się też, że torba spoczywa na jej ramieniu, a pod szatą na szyi wisi naszyjnik z fluorytem i fioletowym kryształem wzmacniającym jej alchemiczne zdolności. W torbie miała kilka fiolek z eliksirami na wszelki wypadek. Niedługo potem stanęły przed drzwiami laboratorium, skąd dobiegały dziwne dźwięki, mimo że pomieszczenie było zamknięte.
- Ciekawe, co tam zastaniemy... – zastanowiła się, po czym ostrożnie pchnęła drzwi.
Ku swojemu zdumieniu w środku laboratorium zastały... ducha, który jak gdyby nigdy nic próbował kontynuować badania, najwyraźniej nieświadom tego, że był już martwy. Duch badacza zaprosił je jednak gestem, by podeszły bliżej.
- Eee... dzień dobry – wykrztusiła Charlie z pewną konsternacją, ale podeszła bliżej; duch poprosił je o pomoc w przygotowaniu eksperymentalnego eliksiru ze sproszkowanych meteorytów. Ingrediencje leżały na pobliskiej ławie. – Oczywiście, pomożemy panu – zgodziła się więc, nie zamierzając w żaden sposób dać duchowi odczuć, że nie żyje; podejrzewała że to by go rozgniewało, dlatego musiały zachowywać się, jakby wszystko było całkowicie normalne i oczywiste. Zadanie alchemiczne brzmiało znacznie lepiej niż coś związanego z rzucaniem zaklęć, dlatego od razu zabrała się do pracy. Przygotowała poszczególne składniki i dodawała je do kociołka zgodnie ze wskazówkami ducha, bazując także na własnym doświadczeniu i wyczuciu. W odpowiednich momentach mieszała ciecz i pilnowała odstępów czasowych, a także ilości i proporcji składników. Ręce trochę jej drżały, ale starała się nad sobą panować. Nie co dzień warzyła mikstury z takich składników, pod kierunkiem ducha i w sąsiedztwie anomalii, ale starała się jak mogła, żeby podołać zadaniu.
| warzę eliksir!
Mam ze sobą: różdżkę, fioletowy kryształ, fluoryt, eliksir niezłomności x1 (stat. 20), maść z wodnej gwiazdy x1 (stat. 23), eliksir kociego kroku x1 (stat. 20), czuwający strażnik x1 (stat. 26)
'k100' : 44
- To prawda - odparła na słowa koleżanki. - Jest gorzej, ale może będzie choć ciut lepiej, jeśli nam się uda. Tutaj i w innych miejscach - stwierdziła, próbując dodać otuchy sobie i Charlie. - Chodźmy, mam dość deszczu - poprosiła, przemoknięta już do suchej nitki - na szczęście determinacja nie malała przez tę niedogodność, tylko ubrania trochę ciążyły, utrudniając ruchy. Szło się przyzwyczaić.
Lovegood rozejrzała się, gdy przekroczyły próg. Obserwowała jeszcze otoczenie, gdy alchemiczka zbliżała się do drzwi, dlatego dogoniła ją prędko i upewniła skinieniem głowy, że powinny przejść przez próg. - Możemy to sprawdzić tylko w jeden sposób - na widok ducha jasne brwi Zakonniczki powędrowały w górę, dając po sobie znać o lekkim zaskoczeniu, prędko jednak uśmiechnęła się do mężczyzny ciepło, kompletnie nie przejmując się tym, że zdawał się nie być świadomym własnej śmierci. Zjawy już tak miały, nie wszystkie, ale część z nich wypierała tę myśl.
- Dzień dobry - powtórzyła po koleżance, lekko i bez udawania. Była ciekawa tej postaci - słuchała prośby z ciekawością, zerkając na Leighton z sugestywnym uśmiechem. To zadanie było dla niej stworzone, dlatego Sue nawet nie próbowała sięgać do ingrediencji - w razie komplikacji mogła się przydać, posiadając podstawowe pojęcie o alchemii, lecz nie sądziła, by w tym wypadku pomoc była potrzebna. - Bardzo ciekawy eksperyment, proszę pana - powiedziała szczerze, wpatrując się w jasną sylwetkę mężczyzny. Lubiła duchy. Nie przeszkadzało jej nawet to dziwne uczucie chłodu, kiedy przenikały ciało - pewnie dlatego, że lubiła chłód. Oczywiście nie zamierzała przez jegomościa przechodzić! - Charlie jest świetna w eliksirach, na pewno sobie poradzi - zapewniła jeszcze badacza, przy okazji chcąc dodać koleżance trochę otuchy tymi słowami. Naprawdę była świetna. Już samo obserwowanie jej przy pracy okazało się zajmujące, na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że odnajduje się w świecie mikstur. Niedługo później wszystko było gotowe, a duch zdawał się zadowolony z efektów.
- Jesteś niesamowita, Charlie! - pochwaliła ją, przytulając lekko, zawierając w tej formie podziękowania całą swoją radość. - Chyba możemy zająć się anomalią - szepnęła do niej, zanim odsunęła się, rozglądając na boki. Oby.
| mam ze sobą: różdżkę, fluoryt, zmiennokształtny koral, magiczną torbę, a w niej: niewielki nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku) oraz eliksiry z ekwipunku.
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5