Wydarzenia


Ekipa forum
Tron księcia
AutorWiadomość
Tron księcia [odnośnik]12.03.16 2:58
First topic message reminder :

Tron księcia

Przy jednym ze strumyków na czerwonej, obitej jedwabiem poduszce, siedzi żaba - ale żaba nie byle jaka, bo żaba nazywana księciem. Żaba na poduszce wygląda zaiste godnie, pręży szyję, kumka bardzo rzadko, a przekrzywiona złota korona zdobiąca jego głowę wydaje mu się wcale nie ciążyć. Zwyczaj zachęca panny do całowania księcia, ponoć pocałunek prawdziwej księżniczki może go odczarować.

Rzut kością: k100 - jeśli wyrzucisz 100, książę zostaje odczarowany, konieczna jest interwencja mistrza gry. Podczas jednej wizyty księcia można ucałować tylko raz - za drugim razem zaczyna uciekać.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tron księcia - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tron księcia [odnośnik]31.08.17 17:40
Po odpowiedzi kobiety, zamyśliła się na chwilę. Starała się przywołać w pamięci wypowiedzianą datę, a raczej przestrzeń w czasie. Pracowała już wówczas w Mungu, toteż czuła się nieco zdziwiona faktem, iż nie pamięta kobiety. Najwyraźniej nie było im dane się poznać w przeszłości - każda zajęta swoim zajęciem z pewnością nie zwracała uwagi na otoczenie. Nie sposób jest znać wszystkich choćby nie wiadomo jak się tego chciało. Belle nie zabiegała o tak ogromną wiedzę, aczkolwiek żałowała trochę że nie spotkała wcześniej rozmówczyni. Pomimo dość zwięzłej odpowiedzi związanej z "gdybaniem", wydawała się osobą sympatyczną i wartą znajomości.
- To raczej nic wielkiego - odpowiedziała, słysząc pochwałę z ust kobiety. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, czując przyjemne uczucie w środku. Każdy lubił słowa uznania, choć nie wszyscy się do tego przyznawali. - Jestem z tych co lubią wymyślać historie, a jeśli dzięki temu mogę komuś pomóc, to dlaczego miałabym tego nie robić?
W istocie wizyty w Mungu były jak lekarstwo na wszelkie smutki i przykrości. Chodząc białymi korytarzami do kolejnych sal, w których miała możliwość poruszyć wodze fantazji, czuła się chciana i potrzebna. Przy tym miała możliwość później wzbogacać swoje notatniki o nowe pomysły, a tych wydawała się mieć bardzo dużo. Wizyty u różnych ludzi wzbogacał jej pokłady weny, spotkania z różnymi charakterami urozmaicały stworzonych przez nią bohaterów.
Dobrze wiedzieć, że wciąż wśród nas biją szlachetne serca.
Miała ochotę zaprzeczyć lub przynajmniej westchnąć, lecz po prostu to przemilczała. Nie uważała siebie za osobę szlachetną w żadnym stopniu. To już nie należało do tematów odpowiednich do rozmowy, a przynajmniej nie z osobami dopiero co poznanymi.
Na szczęście z zamyślenia wyrwał ją nagle głos, wołający jej rozmówczynię. Przeniosła wzrok na machającą kobietę z dzieckiem, lecz jedynie na chwilę. Już po chwili patrzyła znowu na Poppy, uśmiechając się do niej.
- I wzajemnie - odpowiedziała pogodnie. - Do zobaczenia.
Jeszcze przez chwilę patrzyła za nią. Nie pamiętała jak czuła się przed spotkaniem, lecz z pewnością było ono na tyle przyjemnym doświadczeniem, iż przyjemne uczucia po nim miały zostać już do końca jej dnia. Gdy sylwetka Pomfrey znacznie zmalała, Belle postanowiła wrócić do domu. Ruszyła do wyjścia, wzrokiem śledząc wcześniej mijane zwierzęta. Gdy zaś znalazła się w miejscu dogodnym do teleportacji, przeniosła się do ukochanego ogrodu rodzinnego.

|zt


Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.


Belle Cattermole
Belle Cattermole
Zawód : aktorka życia|wolontariuszka|pisarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
In the end, we’ll all become stories.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4436-belle-cattermole https://www.morsmordre.net/t4476-bilbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-heather-avenue-21 https://www.morsmordre.net/t5044-skrytka-bankowa-nr-1142 https://www.morsmordre.net/t4477-belle-cattermole
Re: Tron księcia [odnośnik]07.02.18 10:29
1 czerwca
la musica

Jayden zajmował jedną z ławeczek przy licznych, nieskończonych więc alejkach ogrodu magizoologicznego i czytał gazetę poświęconą, oczywiście, astronomii. Ubrany w dobrze skrojony szary garnitur, który kazał mu założyć Heweliusz teraz był skrywany przez płaszcz z filcu. Obraz intelektualisty, którym teraz był profesor i ławka należało niewątpliwie zachować dla potomności, lecz nikt o to się nie pokusił. Bo nikogo o tej porze nie było w wielkomiejskim parku. Dzień dziecka był wspaniałym dniem, lecz atrakcje, które się rozgrywały na terenie ogrodu już się zakończyły pozostawiając dziecinny chaos dokoła. Dla przykładu - gdy Vane podniósł nieco wzrok, mógł dostrzec na  okolicznej latarni dwa baloniki w kształcie garboroga, których sznurki zapętliły się i nie mogły odfrunąć dalej. Na twarzy profesora pojawiło się pewne współczucie dla biednych garborogów, które nie mogły sobie latać dalej, ale zaraz jego uwaga została przykuta przez treść naukowego brukowca o jakże oryginalnym tytule Pan Astronom. Karta została przerzucona, a po jej drugiej części znalazł interesujący artykuł, który był zderzeniem dwóch wielkich uczonych i zawierał fragment dyskusji na międzynarodowym astronomicznym zjeździe w Helsinkach. Niestety w tym samym czasie w Szkole Magii i Czarodziejstwa odbywały się egzaminy i nie mógł się tam pojawić, czego niezmiernie żałował, ale nie zamierzał przekładać tej przyjemności nad swoich uczniów. Tym razem pojawiła się już kilka razy wałkowana teza o osobliwości w kosmologii. Był to obszar, w którym przyspieszenie grawitacyjne lub gęstość materii były nieskończone. Łączyła w sobie źródła natury czarodziejów jak i tej ze świata mugolskiego i wielu się to nie podobało. Dla Jaydena niezrozumiałym było odsuwanie od siebie potencjału, który wykazywali naukowcy z drugiej strony, których nauka postępowała wraz z każdym dniem. Czarodzieje i czarownice powinni się od nich uczyć, ba!, współpracować dla dobra ludzkości, jeśli tego trzeba. Oczywiście w granicach rozsądkowych, bo JD nie zamierzał zaraz opiewać się za wyjściem z cienia magii i ukazać ją wszystkim dokoła. Mając w myślach jednak wspaniałą wizję odkrywania nowego, zdarzały mu się zapędy. Jak w przypadku poruszanego w gazecie problemu. Jedni popierali istnienie ów osobliwości, inni wręcz otwarcie zaprzeczali. Vane był z tej pierwszej grupy, lecz nauka wciąż się rozwijała jak i on sam. Dlatego również nie zapędzał się szalenie. Z opisu ewolucji Wszechświata wynikało, że osobliwość powinna była istnieć na początku Wielkiego Wybuchu. Rozważał również istnienie obiektów astronomicznych o gęstości tak dużej, że uniemożliwiającej przechodzenie chociażby światłu zupełnie je pochłaniając, a domniemane osobliwości znajdowały się wewnątrz czarnych dziur. W końcu napisał o tym całą książkę, dlatego w czarnych dziurach był najmłodszym specjalistą - brakowało mu tego wyjazdu. Spotkałby wielu światłych ludzi i usłyszałby jeszcze więcej wspaniałych tez. Teraz jednak był tu - w ogrodzie magizoologicznym w położonym na wschodzie London Borough of Bexley i czekał na ważną osobistość. Co prawda nie była związana z astronomią w żaden sposób, jednak jej wartość była dla Jaydena nie do pojęcia i ogarnięcia.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tron księcia [odnośnik]30.05.18 16:22
Rozluźnienie było ostatnim, czego spodziewała się po swoim ciele. Nadrabiała miną, wprost proporcjonalnie przeciwną do uśmiechniętych, dziecięcych twarzy, które mijała. Nigdy nie pamiętała o dniu dziecka, bo i sama nigdy takowego nie obchodziła. Nokturn nie oferował taryfy ulgowej dla młodocianych czarodziei i podobny dzień nie różnił się ciężkimi lekcjami od innych. Czasem może zazdrościła, gdy przypadkiem znalazła się na ulicy poza granicami marginesu. Przestała, gdy zrozumiała siłę, której nauczyła się wtedy. Siły przebicia (i uderzenia), którego zwykłe, ciepłe dzieciństwo nigdy by jej nie ofiarowało. Mimo to, dzień uznawała za wyjątkowy. Nawet jeśli - kolejny raz - nie przyznałaby tego nikomu, kto zdołałby zapytać.
Miejsce było równie wyjątkowe, chociaż jego znaczenie cechowała pewna ukryta złośliwość. Nie mogła się powstrzymać i dziwnie jasny błysk migał w oku, gdy odtwarzała wyobrażenie, które na długo utkwiło w jej głowie. I związane było z kimś, kto wbrew oczekiwaniom i jej ciągłym próbom odsunięcia - nadal przy niej trwał. Nie rozumiała, jak ktoś tak oderwany od rzeczywistości, dobry, chciał znosić jej gniewne nastawianie i opryskliwe odzywki. Niepostrzeżenie przeciskał się przez mury obronne, które rozstawiała na każdym kroki. I wciąż - był rodziną. Chociaż nie było chyba osoby, która znalazłaby bezpośrednie podobieństwo. A może?
Przerzucona przez ramię torba drgała przy każdym kroku. Mia całkiem ostrożnie, jak na nią obchodziła się z niesionym pakunkiem i zawartością, która pieczołowicie owijała jeszcze w mieszkaniu szarym papierem i białą wstążką nasączona zapachem jaśminu. Sentyment ukryła jednak głęboko, zamykając wszystko w chłodniejszym niż zwykle spojrzeniu szarych tęczówek.
Samotną sylwetkę siedzącą na ławce rozpoznała od razu. Zatrzymała kroki w pewnym oddaleniu, ale zamiast zawołać i zwrócić uwagę mężczyzny na siebie - przyglądała się. Elegancki garnitur, gazeta w dłoniach i wzrok utkwiony w pergaminie. Przypominał trochę jedną z postaci, od których zaczynały się historie na dobranoc. Ostatnie promienie zachodzącego słońca, chmurne powietrze i tańczące za plecami cienie. Ogród, którego w perspektywie mroku, można byłoby uznać za straszny. Historie, których zakończenie budziły w Mulciber pewna sprzeczność. Bajki, którymi ją uraczono, wyglądały przecież zupełnie inaczej. Gdzie nawet krew miała swoje znaczenie i rolę.
Poruszyła się dopiero, gdy nagły poryw wiatru szarpnął jej długą, czarną spódnicą. Biała koszula zapinana pod szyja prezentowała się równie schludnie, a zaplecione w warkocz włosy nadawały jej nietypowego, ciepłego wyrazu. Aura delikatności znikała, gdy ktoś spróbował zerknąć w dwie, wpatrzone w mężczyznę źrenice w których czaiła się dzika iskra. Tłumiona, ale dostrzegalna przez każdego - Znalazłeś już tę żabę? - głos miała czysty, pozbawiony porannej chrypy i zmęczenia, które atakowało ja podczas morderczych treningów. Ruszyła pospiesznie, burząc dziewczęcy obraz, który w bezruchu mogła prezentować. Była w końcu wojownikiem. Buntowniczką...z masą powodów. Powodów, które na chwilę chciała odłożyć - Czy ty się ogoliłeś? - zakpiła, gdy stanęła naprzeciw Jaydena - A myślałam, że będziemy się ścigać, kto wystraszy więcej gości ogrodu - wydęła wargi i zwinęła pięści, by ułożyć je pod boki. Nie siadała, czekając, aż hogwarcki profesor wstanie...lub zorientuje się, że wypowiedziane słowa kierowane są do niego.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Tron księcia [odnośnik]31.05.18 17:17
Zdawało mu się, że czeka tu w nieskończoność. Minuta mijała w ślimaczym tempie, ale nie skarżył się. Jedynym problemem było jasne niebo i brak widocznych na nim ciał niebieskich, lecz doświadczenie mówiło mu, że one tam są i jedynie czekają na zmrok, by ujawnić się w największym pięknie. A on im ufał. Wszak towarzyszyły mu od narodzin do teraz i do końca jego dni. Tylko dwie stałe były na tym świecie pewne - śmierć i gwiazdy. Co prawda nie było to w żadnym wypadku zasmucające. Wręcz przeciwnie. Śmierć oznaczała również życie, a z niego astronom umiał korzystać, czerpiąc radość z najmniejszych detali i ucząc tego samego otaczających go ludzi. To było sztuką niestety - dostrzeganie piękna w najdrobniejszych elementach. Dlaczego człowiek nie potrafił tego zrozumieć? Coś co było oczywistością dla zatopionego w chmurach nauczyciela z Hogwartu, dla innych pozostawało tajemnicą. Zbyt twardo, zbyt mocno stąpali po ziemi, bojąc się od niej odbić. Frustrujące, smutne, zatracające się. Gdzie podziwianie ulotności chwil? Gdzie radość ze świadomości, że moment przeminął, lecz został na zawsze w pamięci? Że powrót do niego w chwilach trudnych i nie do zniesienia będzie osłodą dla bolącego serca? Czy ludzkość już na zawsze zatraciła swoje współczucie? Czy w czasach wojny nie było już piękna? Przecież było, a on by je im wszystkim pokazał, gdyby mógł. Gdyby ludzie bardziej dostrzegali siebie nawzajem, wszystko byłoby inne. Dlatego posłany w jego kierunku uśmiech przechodzącej kobiety był drogocenny. Być może nie miało być nic ważniejszego. Może jego umysł zakoduje ten moment, przypadkowy, niepodrasowany niczym, by bez zapowiedzi wybić się ponad szarą mgłę otaczającą jego duszę i przypomnieć o tym, że świat wcale nie był zły jak próbowano wmówić. Umiał to doceniać - ulotne momenty. Ciągle przemijał i nie mógł żyć inaczej i tworzyć inaczej niż przemijając - nikt tego nie potrafił, lecz nie każdy potrafił się z tym pogodzić i sobie to uświadomić. Tylko z tego ludzkiego przemijania można było zrobić coś trwalszego, aniżeli oni sami i ichniejsze przemijanie. Kolejna minuta, kolejna godzina, kolejny rok, a on był starszy z każdą sekundą. Nic nie mogło zawrócić chwili poprzedniej i nic nie mogło być od niej piękniejsze. Wszak przeminęła i nie miała wrócić. Czy to nie sprawiało, że była wyjątkowa ponad wszystko inne?
Nie miał pojęcia, ile czekał. Nie miało to w końcu znaczenia. Nie dla niego. Nie, gdy czekało się na kogoś wartego spotkania. Wiedział, że mogła nie przyjść i wywinąć się głupimi wymówkami dobrymi jak zawsze dla każdego innego. I chociaż on uśmiechnąłby się i powiedział, że nic się nie stało - wiedziałaby. Wiedziałaby, że zdawał sobie sprawę, że się zlękła tego, że jej zależało. A przecież tego nie chciała. W końcu była sobą czyż nie? Wojowniczą, potomkinią dumnych rosyjskich władców, którzy nie bali się walczyć z niedźwiedziami na gołe pięści. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że była człowiekiem, a każdy z nich potrzebował czuć coś. Ale nie cokolwiek. To potrafiła nawet gąsienica uciekająca przed ogniem. Szczęście było osiągalne, nie mogło jednak przebić się przez gruby pancerz bez pomocy ze środka. Myśl o Mii, ale również o każdej zagubionej istocie sprawiało, że popadał w jeszcze większą zadumę, bo nie rozumiał. Widział jak ludzie zadawali sobie pytanie, dlaczego szczęście tak długo zwlekało, dlaczego nie przyszło wcześniej. A potem przychodzi. Pojawia nam się znienacka, kiedy już się na nie nie czekało. Zamiast radować się, czuli trwogę. Nie wiedzieli, co robić, bojąc się, że nie podołają, a po chwili wszystko utracą. Zamartwiali się... Pragnęli szczęścia, a potem je odrzucali ze strachu. Jay widział to w twarzach nawet należących do Zakonników. Czy Lorraine nie powiedziała mu o tym wprost? Wierzył, że każdego dało się ocalić od marazmu i nadchodzącej ciemności. Każdego.
Drgnął, słysząc znajomy głos naprzeciw. Opuścił gazetę, a jego usta wykrzywiły się w radosnym grymasie. - Masz lekki krok, droga kuzynko - zaśmiał się, ignorując jej słowa o żabie. Złożył papier i wsadził sobie do kieszeni, by zaraz wstać i, nie pytając o pozwolenie, objąć dziewczynę w talii i podnieść. Musiał ją przytulić i nie obchodziło go to czy ktoś patrzył. Nie miało to znaczenia. Okręcił nią dokoła, czując ciepło jej ciała i znajomy zapach. Chociaż przyznałby się, że chciałby go czuć częściej, lecz te urwane momenty miały w sobie wiele uroku. Na potwierdzenie jej słów o brodzie, złożył na jej policzku solidny pocałunek. Mogła walczyć, ale wciąż była mniejsza, słabsza i młodsza. Mógł to wykorzystać i właśnie to robił. - Wiedziałem, że przyjdziesz - mruknął w jej włosy, wzmacniając uścisk i jeszcze przez chwilę trwając z twarzą utkwioną w jej ramieniu. Cieszył się. Naprawdę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tron księcia [odnośnik]04.06.18 22:13
Poznawani nowo czarodzieje, mieli w zwyczaju się jej bać. I nie była to żadna przechwałka, czy sztuczna poza. Oczywiście, świadomie zadbała o wizerunek młodej i gniewnej, ale - nie umiała inaczej. Coś, co dla większości wydawało sie oczywistością, Mia musiała wypracowywać i na nowo uczyć się relacji w społeczności, której przyszło jej funkcjonować. A wyrwanie jej mikro świata z Nokturnu i przeniesienie go do "normalnego" było skokiem na bardzo głęboką wodę. Jeśli dodało się do tego kobiecą natrę i nieprzewidywalność oraz dumę typowego Mulcibera, otrzymywało się wybuchową układankę. Zagadkę, której większość nie rozumiała i nie chciała rozumieć. A Mia nie starała się tego nikomu ułatwić. Tych, którzy próbowali liczyła na palcach. Tych, którzy przy niej zostali, było jeszcze mniej. Czasem trafiali ci, których się nie spodziewała. Zaglądali przez chropowatą skorupę gniewu, którą tak szczelnie wokół siebie budowała i nieświadomi niczego, dotykali serca, zupełnie, jakby zapominali, że w każdej chwili mogła - i bardzo często to robiła - atakowała.
Nazywała ich głupimi. Nie wierzyła przecież w bezinteresowne dobro. Coś, czego jej samej skąpiono i malowało świat przeciwną skrajnością. Za wszystko trzeba było zapłacić. Za każdym dobrym słowem kryła sie ukryta zdrada. Wszystko było warte tyle, ile samemu się wypracowało. Nic za darmo. Bardzo długo w to wierzyła i nadal trzymała się starych prawd, nie dopuszczając świadomości, że mogło być inaczej. Nawet jeśli ona sama tęskniła. Za sercem, które zniknęło z nim. Stal szarych tęczówek, chłód dłoni, które ją oplatały i zapach spokoju, przesycony krwią. To wszystko było w nim i nosiło tętno przeszłości, która miała nigdy nie wrócić.
Jeśli istniało szczęście, Mia dawno go nie widziała, albo nie rozpoznawała. Żyła na wiecznym polu bitwy, czasem zaskoczona zatrzymując się, szukając wroga, którego nie było. Walczyła, bo do walki była stworzona. Walczyła, bo walka ukształtowała jej przeszłość. Kiedy pozwoliła, by starszy tyle lat kuzyn przecisnął się i zajął miejsce bliżej? - Widać czegoś mnie jeszcze nauczyli na kursie... - wydęła usta w ironii, zupełnie jakby słyszała głos trenerów i nauczycieli, który siła wbijali im do głowy aurorskie wartości. Mia była uparta, ale nawet dla niej bywały dni, kiedy po prostu padała niemal nieprzytomna, po nocnym treningu i próbnej misji. Dziś miała wyjątkowo lekki dzień, więc ze zmarszczoną brwią obserwowała Jaydena, jak podnosi się i zbliża. Intuicja i nabyte w przeszłości odruchu buchnęły alarmem, gdy męskie ramiona otoczyły ją. Mia spięła ciało, a dwie dłonie wyciągnęła przed sobą. Zanim jednak próba odepchnięcia miała sie powieść, już wisiała z nogami nad ziemią i ciałem wygiętym w łuk. Oddech gwałtownie wstrzymała, próbując wytłumaczyć samej sobie, że nie było zagrożenia. Ramiona, które w ciasnej klatce ją zatrzymały - miały chronić, nie ranić.
Postawiona w końcu na ziemi, przez moment zaciskała usta. Nie była przyzwyczajona do okazywania jakichkolwiek czułości. W drugą stronę, Jayden nie był przyzwyczajony, by ich nie okazywać. Mimo napięcia, które szarpnęło dziewczyną, ciepły oddech na policzku nie był nieprzyjemny, a ciało, wbrew przewidywaniom, powoli nabierało pewności, wypuszczając Mię z objęć sugerowanego zagrożenia. Byłą bezpieczna - Mówiłam ci, żebyś tak nie robił - burknęła cicho, gdy w końcu została uwolniona z objęć - I nie wiem, czy wiesz, ale to ty mogłeś dziś nie przyjść - zmarszczyła brwi jeszcze bardziej. Nie pamiętał. No ta. Nie pamiętał o własnych urodzinach. Ona, o swoich pamiętać nie chciała. On - nie pamiętał po prostu.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Tron księcia [odnośnik]06.06.18 14:55
Może i była to jakaś jego ułomność, a może niesamowita odwaga, lecz Jayden nie bał się ludzi. Nie przerażali go, nie widział w nich potworów bez serc, łaknących jedynie większej władzy. Tam gdzie widział ambicję, widział skrzywdzonego człowieka, który na pewnym etapie swojego życia stał się tym, kim był teraz, ale nie z własnej winy. Świat potrafił niszczyć, świat potrafił też leczyć. Tam gdzie była zło, musiało istnieć również silne dobro. Nikt nie był więc do końca zły ani do końca dobry, chowając w sobie obie natury niczym grecki bóg Janis. A to którą drogą zamierzało się postępować, zależało tylko i wyłącznie od siebie samego. Człowiek miał wybór i jego decyzje kształtowały dalsze życie, nie tylko własne, lecz również i jednostki, które spotykało się na ścieżce kilkudziesięciu lat. Być może raz, być może więcej. Jayden nie mógł zaprzeczyć, że również i sam doświadczał swojej złej natury, która próbowała kilka razy przebić się przez niezwykle odporny płaszcz ochronny profesora, ale Vane nie zaskarbiał sobie tej zasługo. W końcu gdyby na przestrzeni życia spotkała go tragedia bądź inna osoba wpłynęłaby na niego w okrutny sposób, być może nie byłby tym, kim był teraz. Mógł dziękować rodzicom i przyjaciołom, że ich obecność chroniła go przed takimi wypadkami. To w nich pokładał swoją siłę, nadzieję i wiarę w to, że dopóki istnieli, miał za co walczyć. Każde z osobna trwało w jego sercu jako nienaruszalny fragment bez którego Jay byłby pusty. Każde z osobna było częścią mechanizmu, każde z osobna miało swój skrawek miłości. Nawet wyjątkowo pokręconej i niezrozumiałej, ale byli tam. Mężczyzna nosił ich w sobie, gdziekolwiek by się nie udał. Nosił swój dom ze sobą. Nigdy nie rozmawiali z Mią o tym, co jej się przytrafiło. O tym kiedy coś pękło i nie miało zostać na nowo poskładane i nie chodziło o to, że astronomowi nie zależało na kuzynce. Wręcz przeciwnie. Chciał jej pokazać, że bez względu na to, co przeszła; bez względu na to, co zrobiła, wciąż ją kochał. Dokładnie taką, jaka była. Żadna inna Mia tylko ta pokaleczona, poraniona, utrzymująca na twarzy surowy wyraz twarzy mając odstraszać każdego, kto chociażby pomyślał o tym, by się do niej zbliżyć. Ale właśnie nie była w stanie przerazić emocjonalnego Jaydena. Im więcej oporu pokazywała, tym on więcej okazywał jej uczucia. Byli niczym dwie różne strony świata - nie mające ze sobą zbyt wiele wspólnego, ale nie mogące istnieć bez siebie nawzajem i będące częścią tego samego wszechświata. A kiedy się spotykały, wszelkie zasady zostawały naginane wbrew zasadom rządzących naturą.
Oczywiście, że czuł jak się spięła. Zawsze to robiła, gdy stawał chociażby zbyt blisko. A on zawsze ignorował te jej wymysły, nad którymi nawet nie panowała. Nie zamierzał się poddawać i nie zamierzał przestawać. Nie zamierzał się oddalać. Im silniej by go odrzucała, tym z większą siłą, by powracał. Zasada reakcji i odpowiedzi. Połączone w jedną całość. Jeden cios prowadził za sobą kolejny. Dlatego wzruszył jedynie ramionami z miną sugerującą niewinność, gdy usłyszał jej ostre słowa. Mówiła, on słyszał, ale nie słuchał. - A ja będę działał wedle własnej woli - odparł, nie przejmując się tonem kuzynki. Mogłaby nawet i krzyczeć, pieklić się, on wciąż nie byłby w żadnym wypadku gotowy uciec. Wydawać by się mogło, że był masochistą, lecz problem nie leżał w tym. Po prostu zło przyciągało dobro, a poranione stworzenie pomoc. Bez względu na formę jaką przybierało. - Ja? Czemu miałbym nie przyjść? - odparł, kładąc dłoń na sercu wyraźnie zaskoczony. Zaraz jednak przejechał dłonią po głowie i uśmiechnął się do dziewczyny zachęcająco. - Przyznam się, że zaciekawił mnie ten książę. Biedaczek... Czeka tu tyle czasu i wciąż żadna panna go nie wzięła ze sobą... Może spróbujesz? - zagadnął, przekręcając się w stronę wspomnianego księcia. Żaba wyglądała... Jak żaba. Nie okazywała emocji, ale Jaydenowi wydała się naprawdę przeurocza. - Koniecznie musisz to zrobić! - powiedział stanowczo, nie kryjąc podekscytowania. I nie zamierzając przyjmować odmowy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 19.07.18 8:24, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tron księcia [odnośnik]12.07.18 23:19
Nigdy nie lubiła obecności legilimentów. Oficjalnie nie mieli prawa używać umiejętności na cywilach, ale Mia czuła się w ich towarzystwie nieswojo. Może była w tym nuta paranoi, ale ostatnie czego potrzebowała, to kogokolwiek zaglądającego jej do głowy. Niechęć na szczęście nie była często uaktywniana, bo i nie było wielu uzdolnionych w tej materii. Mimo to, zdarzało się, że podobne emocje odbierała w towarzystwie niektórych, znajomych. Nawet jeśli była w stu procentach przekonana, że takowej umiejętności nie posiadali. Było coś więcej. Intuicja? Naturalna spostrzegawczość, coś, co pozwalało im zaglądać "głębiej", dalej i trącać struny, które tak bardzo chciało się ukryć. Jak to robili?
Zdarzało się i w obecności Jaydena. Każdy powiedziałby, że był roztrzepany i daleko do dostrzegania typowo ludzkich zachowań. A jednak nosił ze sobą dziwną, naturalną tendencję, sięgania w strefę bezpieczeństwa Mii. I w dodatku nic nie robił sobie z jej ataków, obrony, murów, które stawiała od nowa. Nie działała chmurna aura i gniewnie zaciskane usta. Zupełnie, jakby patrzył przez nią, upatrując czegoś zupełnie innego niż prezentowała. A może po prostu ignorował jej zachowanie? Nie umiała odpowiedzieć. Nigdy też nie pytała, co jakiś czas ścierając się z jego prostota i beztroską. I z własną naturą.
Uczyła się przecież odpowiednich reakcji na ludzkie zachowania. Tyle tylko, że wbite do głowy nauki miały bardzo niecodziennych nauczycieli. Lekcje były brutalne, nie raz okrutne, a służyły tylko jednemu celowi - przetrwania. Początkowo, mogło się wydawać, że nabyte biegłości nie sprawdzą się w tym "lepszym" świecie. Daleko od nokturnowych uliczek, krzyków niknących w ciemności i płaczu, przerywanego zbyt szybko, by odnaleźć ofiarę. Mylnie. To z czym się zderzyła, było równie okrutne i brudne. Częściej - obłudne, pełne brzydkich stereotypów i uprzedzeń. Chwilami nawet zdawało się, że był bardziej zgniły, niż znajome ścieżki Śmiertelnego Nokturnu. Tam liczyła się siła, czysta, otwarta. Tu, więcej było zakryte, fałszywe. Mogłaby się wycofać, ale... no właśnie. Znalazła kilka ale, które zadziwiały ją światłem. Czymś nieodgadnionym, żywym? Czystym?
Światło oczywiście raziło. I niejednokrotnie bolało. Nie umiała w nim funkcjonować, jak kret, który tak długo żył w mroku, że nie potrafił już spojrzeć bez cierpienia na słońce. Idiotyczne porównanie i Mia nigdy nie wypowiedziałaby go na głos, ale we własnej głowie podobnych myśli były tysiące. Ćma. Nie.
Jaskółka. Zwiastunka burzy.
Niemal prychnęła na prostą odpowiedź kuzyna. Zmrużyła oczy, a usta ułożyły się  w gotowości do wypowiedzenia niezbyt przyjemnego komentarza. Ugryzła się w język, przełykając gorycz umykającą przez język - I już wiesz czemu nie lubię ludzi - raz jeszcze burknęła, ale tym razem słowa były ciche, bardziej mówione do siebie, niż do mężczyzny. Wydęła wargi, a dłonie kilka razy zacisnęła, pozbywając się zbierającego napięcia - Ja bym uciekła - tym razem patrzyła na kuzyna, sięgając oczu, nieco wyzywająco - Przynajmniej, jeśli byłaby to podobna przyczyna spotkania - przyglądała się. Rozumiał? Przypomniał sobie? Czy nieświadomość nadal oplatała umysł zatopiony w gwiazdach?
Uwagę przeniosła na "staw" za plecami Jaydena - Większość mężczyzn byłaby paskudnie szczęśliwa mogąc obcałowywać tyle kobiet - mówiła sucho, nie przykładając wagi do swego nastawienia, ale gdy tylko wróciła spojrzeniem szarych tęczówek na mężczyznę, odetchnęła - Chyba, Ty - skwitowała tylko. Poruszyła głową, mrugając szybko. Po czym złapała za męski rękaw i pociągnęła za sobą do ławki - Siadaj na chwilę - i nie czekając na odpowiedź, sama zrobiła podobnie. Ułożyła torbę na kolanach i z lekkim zawahaniem wysunęła nie tak małe zawiniątko. Myśloodsiewnia - To dla ciebie - obróciła się do mężczyzny i wsunęła w jego dłonie podarek. Zrobiła jednak coś jeszcze. Coś, czego trudno było doszukiwać się na co dzień. Kąciki warg uniosły się z uśmiechem, który zapalił iskrę w stalowych źrenicach Mulciber.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Tron księcia [odnośnik]19.07.18 9:13
Szczęście. Przecież właśnie do tego dążył każdy z ludzi na sposób, który wydał mu się najlepszy, najrozsądniejszy, nawet jeśli przy okazji miał krzywdzić tym innych dokoła siebie. Jayden wiedział, że nawet czarnoksiężnicy tego pragnęli, mimo że nie potrafili się odnaleźć w świecie bez przemocy, czarnej magii i ambicji. Ale na co im to było? Czego szukali jeśli nie na końcu drogi spełnienia, o którego istnienie tak głośno krzyczeli? Że nie zależało im. Że interesowali się jedynie sobą. Że pragnęli władzy. Większej, lepszej, silniejszej. Ale na co miała być ta władza? Władza dla samej władzy nie miała najmniejszego sensu. Musieli to wiedzieć, bo jeśli nie, czy nie był to koszmar bezsensownej egzystencji? Skowyt rozpaczy był wyraźny nawet jeśli całą swoją postawą temu zaprzeczali. Nie spotkał wielu czarnoksiężników, a przynajmniej nic o tym nie wiedział. Spotykał za to ludzi. Można było powiedzieć, że Jayden rozumiał ludzką naturę i dostrzegał emocje lepiej niż inni. Zupełnie jakby potrafił wejść w buty drugiego człowieka i postawić się na jego miejscu. Poniekąd tak właśnie było, chociaż nie robił tego z premedytacją. Nie robił tego nawet świadomie. Jego komunikacja opierała się właśnie na emocjach, byłoby dziwnym jeśli nie potrafiłby ich dostrzec. Czasami oczywiście roztrzepanie mu to uniemożliwiało, ale mimo wszystko, gdy bardzo tego pragnął, gdy mu zależało, gdy czuł troskę wszystkie ujawniały mu się z niesamowitą prostotą. Znał Mię tak długo i widział przez co przechodziła - że się zmieniała, że gubiła się, że walczyła. Że wmówiła sobie, że nic jej nie interesuje. Że na nic nie zasługuje. Chciał jej jakoś pomóc, zdając sobie sprawę, że kuzynka prędzej by go zbiła, jak klowna, niż przyznała się do tego, że potrzebowała wyciągnięcia ręki. Że jej najlepsze lata życia dopiero znajdowały się przed nią, nie za nią. Ktoś musiał jej o tym powiedzieć, złapać za rękę i poprowadzić jeśli było trzeba. Jayden zamierzał trwać przy swojej rodzinie nawet wtedy gdy ona się od niego odwracała. Być może to jego upór i brak przejmowania się reakcjami dziewczyny powodował tę relację. Bo pomimo niechęci do ludzkości, nie odmówiła mu spotkania. Starała się, to oczywiste, ale koniec końców się pojawiła, wiedząc, że on będzie na nią czekał tak długo, aż w końcu przyjdzie. Nawet jeśli miało to trwać kilka godzin. Czy było to poczucie winy, czy chęć odbębnienia spotkania - nie miało to znaczenia. Ważne było, że się pojawiła. Jak zawsze uciekała spojrzeniem, tak ten raz spojrzała prosto na niego, a on mógł nacieszyć się jej uwagą.
- Wolałabyś walkę ze stadem dementorów niż spotkanie. Tak, wiem - odparł, nie mając najmniejszego problemu z wizualizacją tego obrazu. Zdawał sobie sprawę jak przebywanie wśród ludzi męczyło kuzynkę, ale nie mogła wiecznie uciekać. Zapierała się, że była wojowniczką, a nie potrafiła poradzić sobie z czymś, co dotykało każdego - z życiem. Zaśmiał się krótko, słysząc słowa o mężczyznach i całowaniu przez kobiety. - Mi starczy jak ktoś mnie przytuli - odparł, wzruszając ramionami z rozbawieniem, bo przecież nieciężko było zauważyć, że profesor nie był jak większość mężczyzn. Całowanie nie było jego specjalnością, podobnie jak damsko-męskie sprawy, do których nie przykładał wagi. Zaraz jednak rozmowa z żaby przeszła na zupełnie inny tor. I miejsce. Bo Vane już siedział na ławce i obserwował Mię, która nie zachowywała się jak ona. To dla ciebie, powiedziała, a Jay wyraźnie zaskoczony delikatnie otworzył zawiniątko, by szybko przestać. - Mia... Ale... - zaczął, przez dłuższy moment nie odrywając spojrzenia od prezentu, a gdy w końcu to zrobił to wędrował nim od myślodsiewni do kuzynki i z powrotem. - Nie zasłużyłem. Nie powinnaś była... To... - mówił, aż przestał. Zmienił zdanie. Zmienił zdanie, bo zobaczył coś, co normalnie się nie zdarzało. Widząc tak niezwykłe zjawisko uśmiechu na jej twarzy, przekręcił się na ławce, by siedzieć przodem do niej i przez dłuższą chwilę po prostu patrzył. Nic nie robił, prócz czerpania ciepła zalewającego jego serce. Dopiero po jakimś momencie wyciągnął powoli dłoń w stronę Mii i przyłożył ją do policzka kuzynki. Dokładnie tam gdzie wytworzyły się delikatne dołeczki. - Chcę to zawsze pamiętać - powiedział spokojnie, przejeżdżając palcami po chłodnej skórze i wyraźnie dając do zrozumienia, że przyjął prezent i które ze wspomnień miało znaleźć się tam jako pierwsze. - Dziękuję.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tron księcia [odnośnik]19.08.18 23:29
Był czas, że wierzyła. W świat, w szczęście, nawet spokój. Ale prawda okazała się okrutną nauczycielką, która udowodniła, w jak wielkim była błędzie. Marzenia okazały się fałszywym snem, w który głupio uwierzyła. Potem przyszła nauka - powtórna - przeżycia. Ten sam Nokturn, ciemny i mroczny, który żegnał ją, gdy szła do szkoły, potem przywitał ją szeroko otwartymi ramionami, które zgniotły zalążki nadziei, jakie jeszcze miała. Bardzo szybko przywrócono ją do rzeczywistości i na nowo przypomniano o ciężkiej lekcji, jaka ukształtowała sposób, w jaki postrzegała świat.
Pryzmat siły był głównym wyznacznikiem rzeczywistości. Słabość ginęła, mordowana równie szybko, co jej przedstawiciele. I wszystko, co miało jej znamiona, znikało w ciemnościach nokturnowych uliczek. By zaistnieć, musiało przybrać formę siły. Muru, który otaczał i tworzył nieprzepuszczalną skorupę. Tak tez ukształtowano Mię. Kobietę otulona siłę, buntowniczą, walczącą nieustannie, która nienawidziła słabości.
Większość nauk została skonfrontowana z dziwnym światem "nie-marginalnym". Wołano o dobroć, uprzejmość, dialog... a częściej Mia miała wrażenie, że spotyka się z obłudą. Stereotypy i nienawiść, którą tak wielu wytykało arystokracji - sami się cechowali. Tą samą miara oceniali nazwiska, które w ich kanonie wartości należało do złych. Czarne albo białe bez krztyny szarości. Jakim cudem miała uwierzyć, że warto było się zmieniać jeśli zmieniać miała jedna nienawiść na drugą? Jaki cel morderczych treningów i lekcji, które zwrócić miały ją (podobno) u światłu? Początkowo nie widziała w tym sensu, trwając w decyzji wyłącznie pod wpływem uporu, łamiącego się, gdy trafiała w ramiona Ramseya. Zdradzona zdrajczyni? Gdzie w końcu miała pójść?
Nie wszystko jednak podchodziło pod katalogi wyznaczone przez otaczających ją ludzi. Krzyczących co było złe, a co dobre, zależnie od osobistych preferencji. Gubiła się, gdy spotykała sylwetki zupełnie wyrywające się z wyznaczonych trendów i układów. Jayden należał do takich, chociaż ten zapewne absolutnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Ze słów, opowieści, zachowań i gestów wyciągał więcej. Czysto podchodził do otoczenia z prostotą, która dziwiła nie tylko ją - Dementorzy nie każą ci ze sobą rozmawiać - skrzywiła sie mocno i mimowolnie poczuła zimny dreszcz, jakby potworność, o której słyszała, rzeczywiście gdzieś w pobliżu mogła sie pojawić. Rozluźniła się jednak, gdy niewymuszony śmiech rozbrzmiał w powietrzu. Z marsem na czole przyglądała sie pogodnemu obliczu kuzyna - Nie wiem co w tym przyjemnego - skłamała gładko, bez zastanowienia. Oczywiście, ze skłamała, ale przyznanie się do czegoś tak słabego, jak potrzeba przytulenia, była poniżej jej wytrzymałości. Nie potrafiła mówić o emocjach, ani tym bardziej o tym, czego chciała (chciało jej serce). Przełamywała się powoli, długo zbierając się na gesty i zachowania. Tak, jak próbowała przygotować się na spotkanie - Jeszcze jedno słowo, a sobie pójdę - uniosła brwi w groźbie przerywając próby zaprzeczenia - Nie gap sie tyle, wyglądasz głupio - wydęła wargi jednocześnie zaskoczona i zawstydzona własną reakcją. Nie przyzwyczajona, ani do ciepła, które zatliło się w piersi, ani przedłużającego niepokoju. Wytrzymała nawet, gdy dłoń Jaydena zatrzymała sie policzku, by po chwili odsunąć się, unikając dłuższej konfrontacji z czymś tak nieznanym - Wszystkiego najlepszego - dodała cicho, już poważnie, przyglądając się minie, która zdobiła męskie oblicze.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Tron księcia [odnośnik]21.08.18 21:38
Może i było z nim coś bardzo nie tak, może odchodził od schematu standardowego obywatela, może był naiwny do granic przekraczających rozsądek, może dostrzegał w ludziach co nigdy tam nie istniało. A może właśnie wręcz przeciwnie. Może właśnie dostrzegał prawdę, nawet tę najbardziej zakamuflowaną, która pozostawała niewidoczna dla oczy patrzących na człowieka. Nikt nie był idealny i Jayden doskonale o tym wiedział, plasując siebie gdzieś daleko od pierwszego miejsca, ale nigdy nie postawił krzyżyka na ludzkości. Miał momenty, które ściskały go za serce; które krzywdziły i chciały go dogłębnie złamać. Czasem wydawało się, że właśnie tak było i tracił nadzieję na wybicie się ponowne na powierzchnię. Ale nie poddawał się. Nie mógł, nie chciał. Bo wierzył w to, że dobro poprowadzi go dalej i uczyni z jego osoby swoje narzędzie do naprawiania świata - nawet jeśli miała to być tylko jedna osoba, byłoby warto przeżyć tyle lat. Nawet gdy sięgało się dna, łatwo było się od niego odbić i podążać w stronę migoczącego słabo słońca nad głową. Jaydenowi wydawało się często, że ludzie chcieli być nieszczęśliwi. Chcieli trzymać się swojej skorupy, bojąc się podejmować decyzje, które by ich z niej uwolniły. Doznaliby szczęścia i smutków, lecz to było nieuniknione - bo czy i one nie były częścią istnienia i nie sprawiały, że żyło się naprawdę i doceniało, co się miało? Jego serce było zdruzgotane wiele razy, również przez tych, których nazywał przyjaciółmi. I ci nieśli w sobie wiele pochmurnych myśli, nie zamierzając odnajdywać w każdym biciu serca bliskich cudu. A on pytał dlaczego. Co stało temu na przeszkodzie, by czerpać garściami i nie czuć jedynie oddechu tragedii, która wcale nie nadchodziła. Wyczekując zła, nie zauważało się otaczającego dobra, odcinając się od darów leżących u swych stóp. Jay wielokrotnie myślał nad własnymi demonami, lecz nieważne jak niezliczone by nie były, bo zostawał jedynie z tymi dobrymi na ramieniu, odrzucając pozostałe. Wiedział, że Mia nie potrafiła sobie poradzić z własnymi w pojedynkę i zamknęła się w sobie tak ciasno, że uciekała nawet przed tymi, którzy życzyli jej dobrze. Odsunęła się pod wpływem jego dotyku, a Vane został jedynie z wyciągniętą przez moment dłonią i chłodem na palcach. Zaraz jednak poczuł to ciepło, które rozlało się w nim, wiedząc, że młoda czarownica zrobiła to dla niego. Nie wiedział, dlaczego właśnie ów prezent wybrała, ale była to cenna pamiątka, która wiele razy miała stać się jego ucieczką w trudnych chwilach. Miały nadejść, lecz światło nigdy nie miało zgasnąć i nawet jeśli inni mieli stać się ślepi na jego blask, on chciał prowadzić ich za rękę ku niemu i wypuszczać na pełną jasność. Gdzie było ich miejsce.
Siedzieli obok siebie bez słowa, wpatrując się we własne punkty. Słońce świeciło i grzało w ich twarze, a Jayden swoją wręcz wystawiał ku światłu, chcąc poczuć ciepłe iskierki sprawiające, że chciało mu się uśmiechać. Jednak nic nie było to warte bez drugiej osoby u boku - szczęście miało wartość tylko wtedy, gdy się nim z kimś dzieliło. A on chciał to pokazać właśnie milczącej kobiecie obok, którą kochał wyjątkową miłością, nawet jeśli ona starała się go odepchnąć. Wracał, trwał, nie przestawał drążyć. Wiedział, że jej potrzebował. Być może mocniej niż ona jego, ale nie miało to znaczenia. Teraz byli tutaj razem, trwając ramię w ramię. Vane miał tysiące myśli, lecz jedynie te najważniejsze postanowił wypowiedzieć, licząc na to, że Mia zrozumie. - Jeśli kiedykolwiek czułaś się zaniedbana; jeśli czasem myślisz, że wszystko już się dokonało i nic już z tym nie zrobisz... Kiedy myślisz, że to koniec, nie pozwól temu by wlokło cię w dół - zaczął, obejmując dłońmi myślodsiewnię jakby tym samym obejmował ją samą. Przez moment nie było słychać nic poza oddalonymi zwierzęcymi odgłosami, ale profesor nie byłby sobą, gdyby czegoś nie dodał. - Wiesz... Nic jeszcze nie jest stracone - powiedział, patrząc przez chwilę przed siebie, a później przekręcając delikatnie głowę w stronę Mii, by czuć jak pokrzepiający uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Oczy biły uczuciem, troską i przywiązaniem również wtedy, gdy wstawał, by stanąć przed ławką, którą zajmowała już tylko ona. - No, chodź. Weź się w garść i wstań - dodał, wyciągając do niej dłoń. Oferował jej pomoc i zburzenie tego muru, który dokoła siebie wybudowała, chcąc chronić się przed światem oraz ludźmi. Krzywdzili ją, zawodzili, oszukiwali, odchodzili, lecz wciąż istniało dobro. I istnieć miało. Zawsze.

hug


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tron księcia [odnośnik]21.08.18 22:26
Tik tak. Czas mijał. Upływ był widoczny nie tylko przez wskazówki zegara, które przesuwały się do przodu. Znamiona nosiły przede wszystkim ludzkie twarze i oczy, które niby niewidzialna klepsydra, odmierzały upływające chwile. Niewidoczne nawet dla samego właściciela źrenic. Mia patrzyła na to trochę koślawo. Jakaś jej część cieszyła się, że jest dorosła, że dziecięca słabość minęła, że mogła sobie poradzić z otaczającym ją zagrożeniem i zaatakować, nim niebezpieczeństwo złapie ją w sidła i pożre. Ot, reakcja na lekcje, jakie otrzymała. Nie znała innej metody na życie, nie rozumiała uśmiechów, które słali sobie przyjaciele. Ci, których miała, nie zachowywali się "normalnie", wypisując ze standardów, które uznawano za prawdziwe. Matt, z nim częściej darła koty, docinali sobie, czasem nawet tłukli,a doskonale wiedziała, że skoczyłaby z anim w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba.
Spotykała jednak inna kategorię ludzi, którzy wyrywali się ze schematu równie łatwo. Nie słali obłudnego uśmiechu, a coś, co jaśniało za każdym razem, gdy spoglądali w jej oczy. Duncan, Jayden. Mieli coś ze sobą wspólnego, oferując niezasłużona przecież dobroć. Po stokroć zniechęcała ich do siebie. Groziła, nie przebierała w słowach, odpychała. I mimo to - wracali. Cóż takiego widzieli w niej,  że nadal próbowali? Nie umiała zgadnąć.
Zmiany wcale nie były proste. Wszystko co znała, opierało się na walce. O przetrwanie, o życie, o oddech, gdy dopadała cię zgraja w nokturnowym zaułku. O godność i zapomnienie, gdy odbierali ci coś więcej mimo przeraźliwego krzyku. A potem przychodził toś, kto twierdził, że wciąż istniało światło i dobro. W pierwszym odruchu, chciałaby zapytać gdzie?. Jak miała wierzyć w coś, co było tak bardzo odległe i obce? Nawet jeśli ktoś mówiłby, że ma skrzydła, że może sięgnąć po to co dobre...to nikt nie nauczył jej używać ich. Uczyła się dopiero teraz, koślawo, upadając i do końca nie wierząc w to, że jej decyzja była właściwa.
Milczenie przedłużało się, ale nie czuła przez to większej przykrości. Cisza zbierała myśli, wyciszała emocje i zmuszała do myślenia o czymś więcej, niż targające nią uczucia. Niemal podskoczyła, gdy pierwsze słowa przecięły dzielącą ich przestrzeń. Zmarszczyła brwi, przyglądając się kuzynowi w skupieniu. Coś niebezpiecznie zadrgało pod powieką, ale ostatecznie wypuściła tylko skumulowane powietrze - Za długo spadałam w dół, jeśli o to ci chodzi - może twierdziła, że Jayden był naiwny, że wciąż wierzył w tlące się w każdym dobro, ale gdy odarło sie już słowa do gołej treści, rozumiała - Dziś nie będę się z tobą sprzeczać - zmrużyła oczy, gdy wstał i wyciągnął ku niej dłoń. Nie obejmowała znaczeniem roli, jaką właśnie przed nią stawiał. Wydęła usta, początkowo chcąc powiedzieć coś cierpkiego. Zamiast tego odetchnęła ciężko i podała mu swoja dłoń - Żadnej żaby nie będę całować.

| zt x2
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Tron księcia [odnośnik]24.08.19 13:47
/ 5 lutego

To był jeden z tych lepszych dni. Od końca roku w głowie Lucindy roiło się wiele myśli i większość malowała się w czarnych barwach. Ciągle myślała o tym co się wydarzyło w Azkabanie, miała w pamięci bal zimowy i wszystko innego sprowadzające się do tego, że za każdym sukcesem idzie cały sznur poświęcenia i przykrości. Dzisiejszy dzień był inny. Trochę lżej jej było na duszy, trochę mniej rozważań przenikało przez jej umysł, a wyrzuty sumienia, które ciągle odczuwała akurat dzisiaj były naprawdę do zniesienia. Fakt takiego samopoczucia przyjęła z dużym zaskoczeniem, ale i z dawno nieodczuwaną ulgą. Tym bardziej, że tego dnia umówiła się na spotkanie z Isabellą, której życie także w ostatnim czasie wywróciło się do góry nogami. Mając w pamięci ich ostatnią rozmowę zaczęła się zastanawiać jak do zamążpójścia podchodzi sama szlachcianka. Ostatnie słowa, które przecież od niej usłyszała przepełnione były wątpliwościami. Te jednak Selwyn doskonale rozumiała. Sama miała ich w ostatnim czasie wystarczająco wiele. Z jednej strony była tylko człowiekiem, który w naturze ma popełnianie błędów, ale z drugiej dla swojego dobra nigdy nie chciałaby ich popełniać. Patrząc z większej perspektywy nikt nie mógł się przygotować na to z czym przyszło im się teraz mierzyć. Czy chodziło o wojnę czy o szlacheckie obowiązki.
Blondynka obiecała sobie po ostatnim spotkaniu z kuzynką, że dopóki będzie w stanie to będzie dbała o tę relację. Choć w rodzinie zawsze była najmłodszą z rodzeństwa to dla swoich kuzynów robiła za starszą siostrę, a Selwyn czuła, że każdy potrzebuje czasem innego punktu odniesienia. Nawet jeśli ich poglądy finalnie miały się ze sobą kłócić to czy to oznaczało, że nie było między nimi nic co warto utrzymać?
Kiedy obie szlachcianki znalazły się już w ogrodzie magizoologicznym, Lucinda uśmiechnęła się promiennie do kuzynki. – Przyznaj się Is, byłaś już tutaj kiedyś? – zapytała unosząc pytająco brew. – Skoro już i tak masz w planach porzucić rodowe nazwisko i stać się przykładną żoną to przynajmniej możesz spróbować odczarować zaklętego księcia. – odparła wskazując dłonią siedzącą na kamieniu żabę. Selwyn wiedziała, że nie ma nic do powiedzenia w kontekście jej zamążpójścia chociaż gotowała się w środku na myśl o jej narzeczonym. Blondynka mogła powiedzieć co o tym myśli, zarzucić ją opowieściami o tym w jaką rodzinę wchodzi, ale doskonale wiedziała, że to nie była decyzja samej Isabelli i w momencie, w którym zbombarduje ją masą negatywnych informacji sprawi, że ta po prostu się od niej odsunie. A tego Lucinda by nie chciała. – Kto wie? Może moja cicha nadzieja na to, że książę wybawi cię od ciężaru szlacheckich obowiązków się spełni? – dodała nie przestając się uśmiechać. – Widziałaś? Mrugnął do ciebie! To musiał być znak – szlachcianka naprawdę chciałaby, żeby życie miało w sobie trochę więcej beztroski. Ta jednak wydawała się być teraz obca, pozbawiona sensu. Dzika.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Tron księcia - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Tron księcia [odnośnik]26.08.19 14:23
Spacer między alejkami magicznego zoo przyniósł niespodziewaną ulgę. W dodatku towarzyszyła jej Lucinda. Ciężar ostatnich trzech miesięcy piętrzył się nieznośnie na ramionach młodziutkiej salamandry do tego stopnia, że zaczynała ona zbyt często uciekać między gwiazdy. Owocem tych nieprzespanych nocy wcale nie było nieprzytomne spojrzenie i brzydkie cienie pod oczami, lecz przedziwna nerwowość. Stawała się coraz bardziej niecierpliwa. W styczniu łapała się na wieczne wędrówce, nie potrafiła spokojnie spędzić dnia na herbatce bez angażowania się w przedziwne plany. Przyjemnym oddechem okazało się zniknięcie anomalii. Mnóstwo czasu spędziła, kontrolując naprawę uszkodzonej w burzy cieplarni. Biedne rośliny uginały się pod naporem wody i trzeba było, o dziwo, szklany dom osuszać zamiast go nawadniać. Między tymi zielonymi dróżkami pełnymi wijących się egzotycznych roślin, które zwracały swe liście w stronę swojej zielarki, odnajdywała harmonię, potrzebny azyl, w którym porządkować mogła przy okazji również własne myśli.
Do niedawna rozmawiały o coraz wyraźniejszym zapachu przyszłości. Miedzy słówkami Lucindy kryło się przyjazne pocieszenie, ale jeszcze wtedy nie sądziła, że dwa tygodnie później będzie już czyjąś narzeczoną. W dodatku chodziło o przedstawiciela jednego z najpotężniejszych rodów. Ciotka z pewnością wiedziała, co robi. Objawiała się na szlacheckich salonach jako gracz, którego nie należało lekceważyć, robiła odważne kroki, ale sytuacja Selwynów zdawała się poprawiać z miesiąca na miesiąc. Jakże zazdrościła swojej kuzynce tego, że aż tak jej to nie dotykało, że ostre pazury Morgany nie wbiły się w jej ramiona i nie obwieściły radosnej nowiny o nadchodzącym ślubie. Nigdy jeszcze świąteczny nastrój nie przemienił się dla Isabelli w koszmar. Czy jednak naprawdę było źle? Starała się i nie czuła lawiny żrącego nieszczęścia. Nie było mowy o całkowitym oswojeniu się z sytuacją, ale sam wybranek przecież nie był taki zły. Być może jednak o wielu rzeczach Isa wciąż nie wiedziała.
Gdy zatrzymały się nieopodal strumyka, tuż przy żabiej ekscelencji, natychmiast uleciały z niej wszelkie udręki. Nigdy dotąd nie widziała takiego zjawiska. Wbrew podejrzeniom Lucidny, była chyba po raz pierwszy w londyńskim ogrodzie. Przez chwilę z ciekawskim spojrzeniem oglądała to stworzenie. Nie bało się zimowego chłodu, zapewne i ono z radością przyjęło koniec okropnych burz. Dzisiejszy dzień należał do tych odrobinę cieplejszych, chmury przepuszczały łaskawie pojedyncze promienie słońca. Być może królewicz na tej poduszeczce nadstawiał się w kierunku tego łaskoczącego światła.
– Nie wiedziałam, że tutaj tron wygrzewa taki uroczy przystojniak – zaśmiała się, nachylając ku żabie. – Mam już pierścień, Lucidno. Czy jesteś pewna, że mimo wszystko powinnam spróbować? – spytała, prostując plecy, dłonie ułożyła na bokach. Wygląda na to, że kuzyna uknuła jakiś misterny plan na wydobycie jej z łap Rosiera. To z pewnością bardzo niebezpieczne, obydwie mogłyby się pokaleczyć od tych różanych kolców. Ale czy baśniowa kopuła nie chroniła ich przed wszelkim niebezpieczeństwem? – Nie, nie! On mrugnął do ciebie, ty dalej nie jesteś obiecana żadnemu księciu. Powinnaś spróbować pierwsza. Nie powinnam odbierać ci szansy, Lucindo – powiedziała zaskakująco poważnie. Królewicz zakumkał, najwyraźniej pogrążony w nieodgadnionych myślach. Być może przeznaczeniem starszej lady Selwyn był właśnie ten monarcha i to dlatego dotąd nie wyszła jeszcze za mąż. Los dobrze wiedział, co robi.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Tron księcia - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Tron księcia [odnośnik]01.09.19 19:43
Blondynka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zabieranie kuzynki w takie miejsce nie może mieć poważnego charakteru. Żadna żaba i żaden obcy człowiek nie mógł zmienić podjętych już decyzji. Oczywiście to nie zmieniało faktu, że Lucinda martwiła się o Isabellę wiedząc do czego ten ślub może doprowadzić. Co jednak mogła zrobić? To życie, które wybrali jej rodzice, a ona ten wybór zaakceptowała i szlachciance nie było nic do tego. Zabranie jej jednak w to miejsce było żartem, rozładowaniem trudnej dla wszystkich sytuacji. Nie chodziło już tylko o ożenek młodszej Selwynówny, ale też o zmianę polityki rodu czy wydziedziczenie Alexa. Lucinda nie mogła być pewna jak długo ona pozostanie Selwynem. Dobrze wiedziała jaką decyzję podejmie, kiedy przyjdzie jej wybierać. Może po prostu chciała skorzystać z okazji by zapomnieć o tym wszystkim co ostatnio ją dręczy. Było zbyt wiele rzeczy, z którymi finalnie będzie musiała się zmierzyć i za każdym razem gdy o tym myślała czuła się po prostu przerażona. Wszystko co działo się w Zakonie, jej ostatnia misja w Azkabanie i to czego dowiedziała się o Macnairze sprawiało, że jeszcze bardziej tęskniła za beztroską. Tej było jednak zbyt mało w jej życiu. Aż strach pomyśleć, że jedynie rok temu była całkowicie innym człowiekiem. Nie doceniała tego co ma, nie myślała o tym jak wiele przyjdzie jej stracić. Chyba nie była jedyną osobą, której ten rok dał do zrozumienia, że nic nie jest dane na zawsze.
Szlachcianka spojrzała na swoją kuzynkę z uśmiechem. Często żałowała, że nie ma tak przyjemnej relacji z własną siostrą jak ma z Isabellą, ale pogodziła się też z tym, że ludzi nie można zmienić. Ona nie pamięta nawet kiedy ostatnio nawet razem rozmawiały. Nieprawdą było to co mówili ludzie, że rodziny się nie wybiera. Można i nie jest to wcale takie trudne. – Do niczego cię nie zmuszę, ale jeśli czegoś jestem pewna to tego, że zanim staniesz na ślubnym kobiercu powinnaś spróbować wielu rzeczy. Kto wie? Może jesteś ratunkiem na który czekał, a jeśli odpuścisz to do końca życia będzie musiał tkwić w tej postaci? – zapytała unosząc pytająco brew. – Nic nie stracisz, a możesz uratować komuś życie, Is. To nie byle jakie zadanie. – dodała jeszcze.
W świecie magii było wiele takich miejsc, które dosłownie prosiły się o odwiedzenie. To był znak, że ta naturalna i prawdziwa magia, którą nie wszyscy poznali nie została zmącona. Nadal zachowała swój ład i swoje piękno, które warto było eksplorować, a Lucinda znała się na tym jak nikt inny. Nawet przechadzając się ulicami Londynu można było natknąć się na wiele prawdziwie magicznych rzeczy i w chwilach takich jak ta było to zbawienne. Może tylko dla niej, a może – i tu miała nadzieje – też dla innych. Blondynka zaśmiała się na słowa kuzynki i machnęła ręką. – Ja już tutaj byłam – zaczęła przyglądając się zaklętemu księciu. – Widocznie nie jestem jego wybranką. No i przede wszystkim do mnie nie mrugał – dodała jeszcze robiąc krok w stronę kamienia.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Tron księcia - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Tron księcia [odnośnik]04.09.19 13:49
Nic nie było dane na zawsze. Pałac Beaulieu wkrótce przestanie być jej domem. Skończą się wspólne śniadania z krewnymi, zniknie pobłażliwe spojrzenie ojca i rozmyje się obraz ogrodów, tych drzew pamiętających zabawy młodego panicza Alexa w słodkich pantalonach oraz uroczej Belli w ubrudzonej od błota sukience, która beztrosko falowała na wietrze. Wszystko przeminie i zostało jej ledwie kilka miesięcy na oswojenie się z tą myślą. Dlatego dobrze było być tu, razem z Lucindą, spacerować z dala od naglących spraw i kąśliwych spojrzeń. Między sobą ukryć mogły szepty siostrzanych sojuszów i jakże ważnych trosk. Mogły też przemilczeć sprawy, zadeptać je, nim zdążą boleśnie zakiełkować i zdominować ich dzisiejsze wędrówki. Dziś trwały razem, ale Bella dobrze wiedziała, że któregoś dnia ich ścieżki mogą rozłączyć się, powykręcać w odmiennych kierunkach, a kochana twarz Lucindy stanie się wspomnieniem blednącym boleśnie z roku na rok. Nie chciała dopuszczać do myśli takiego scenariusza, a już na pewno nie w tej słodkiej chwili, kiedy miały się oddać płomiennym żarcikom, beztroskim wariacjom niemającym wyraźnego końca i początku. Tego chciała. Szczególnie że ostatnie spotkanie nasączone było dziwnym znamieniem smutku i powagi. Należało rozniecić tamte wspomnienia, nie zapomnieć, lecz zmyślnie skryć jedno pod drugim. Tamte przeczucia ziściły się, dziś Isabella nie mogła być już tamtą Bellą z herbaciarni, a jednak ze wszystkich sił pragnęła nigdy nie pozwolić, by ktokolwiek mógł wyszarpać z jej serca iskrzący się płomień.
Zaśmiała się na słowa kuzynki. Cóż za bujna argumentacja, jakie wielkie zaangażowanie! – Lucindo, chcesz być moim życiowym przewodnikiem? Odsłaniać przede mną sekrety tego świata? – zapytała rozpromieniona. Wielu rzeczy? Żabi lord z pewnością nie zechce obiecanej już komuś damy – powiedziała śmiertelnie poważnie. Wstrzymywała jednak te wszystkie pokłady radości. Podobał jej się ten dialog. Chciała się dalej uparcie wykłócać o swoją rację i wyglądało na to, że i Lucinda nie zamierzała odpuszczać, łatwo zadeptując już pierwsze objawy sprzeciwu. Miedzy te słowa wciskała sprytnie podejrzaną podniosłość, czyniąc z tej scenki prawdziwy teatr. Czy ktokolwiek mógłby spodziewać się innej rozgrywki między dwoma córkami salamandry? – Nie byle jaka będzie twoja mina, kiedy odczarujesz tego gagatka. Zrobię to, ale jestem pewna, że żaba przyjmie mój pocałunek z grymasem. Nie mnie pragnie ten wszechmocny król sadzawki – zakomunikowała, przyjmując wielce bojową postawę. Na nic rzewnie wylewane słówka. Należało przejść do czynu. – Wtedy jeszcze nie wiedział, ale doceni twoją łaskę, doceni ponowną próbę odczarowania. Zacznę więc pierwsza, jeśli tylko tak będę mogła dodać ci otuchy, droga Lucindo – wyznała, nim wzięła wyjątkowo głęboki wdech. Przykucnęła przy żabie i palcem zaczepiła czerwoną poduszeczkę. Królewicz trwał niewzruszony. Pochyliła się więc ostrożnie i delikatnie musnęła ustami jego szlachetne oblicze. Czy nie miała racji? To przecież nie był jej książę.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Tron księcia - Page 4 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Tron księcia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach