Polana huhapaków
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Polana huhapaków
Huhapaki to stworzenia przywiezione z Islandii. Ich wygląd może nie powala urodą na kolana, ale usposobienie tych niesamowitych stworzeń ujmie każdego. Są one zwierzętami inteligentnymi, rozumieją ludzką mowę, stąd łatwo można je urazić, same jednak nie opanowały umiejętności wysławiania się, komunikują się więc ze światem seriami pomrukiwań, w których bez trudu da się wyczytać emocje huhapaka. Większość dnia spędzają na zabawie. Ich ulubioną rozrywką jest walka na błotne kule, którymi obrzucają także zwiedzających, decydujących się wkroczyć na ich terytorium. Nie ma w tym jednak złośliwości czy złych intencji. Huhapaki są również wrażliwie na niewieście piękno. Czasami więc zamiast oddawać się tradycyjnej błotnej rozrywce, zrywają kwiaty, wręczając je nieśmiało kobiecie, która najbardziej im się spodobała.
Ich polana w znacznej mierze pokryta jest błotem. Prowadzi przez nie jednak sieć ścieżek porośniętych przez piękne kwiaty i zieloną trawę, co umożliwia przejście na drugą stronę bez brudzenia sobie butów. O ile oczywiście uniknie się błotnych pocisków.
Ich polana w znacznej mierze pokryta jest błotem. Prowadzi przez nie jednak sieć ścieżek porośniętych przez piękne kwiaty i zieloną trawę, co umożliwia przejście na drugą stronę bez brudzenia sobie butów. O ile oczywiście uniknie się błotnych pocisków.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Trzysta osiemdziesiąt dwie babeczki, a na każdej z nich lukrowany ludzik. Bott nie był pewien, jak przeniesie je do cukierni, ale zdecydowanie wolał się zastanawiać nad tym aspektem, niż nad tym, co w tej chwili dzieje się z ludźmi, których mają ruszyć. Jako przykład człowieka kąpanego w wybitnie gorącej wodzie, najchętniej rzuciłby się biegiem na miejsce w chwili, gdy usłyszał cel misji. Na szczęście nie on był tu jednak mózgiem, a ów mózg, słusznie z resztą zarządził przygotowania.
Bertie był gotów dużo przed czasem, a tego wynikiem stał się pokaźny lukrowany pokaz taneczny w jego kuchni.
W końcu jednak usłyszał kroki na werandzie, a zanim dostrzegł przez okno Alexandra (najprawdopodobniej jego w każdym razie), kilka pań-ludzików na babeczkach odwróciło się tanecznie ku nieznajomemu i zaczęło machać. Bertie o dziwo nijak nie zareagował na to, jak wspaniale towarzyskie wyszły mu babeczki, a zamiast tego ruszył do wyjścia upewniwszy się, że to faktycznie Alex. Złapał po drodze swoją torbę. W niej był eliksir znieczulający, dwie porcje czuwającego strażnika i marynowaną narośl ze szczuroszczeta. Dodatkowo amulet czosnkowy - Bott nie spodziewał się wampirów, ale prezent od przyjaciela traktował jak amulet szczęścia. Podobnie jak króliczą łapkę, którą zwykle gdzieś miał, czy propeller żądlibąkowy, który miał od dawna, a jeszcze jakoś nigdy go nie spróbował. Odetchnął i zerknął na drzwi. Nie było powodu, żeby tłumaczył się Clarze, że wychodzi, wiedział też, że jeśli zejdzie na dół, ta w końcu wyrzuci siebie pytania jakie ewidentnie w niej dziś siedziały.
- Najpóźniej w południe jutro muszę zebrać tę ferajnę. - oznajmił, trochę widząc w tym gwarant, że wrócą cali i zdrowi, a misja zakończy się sukcesem. Jak miałoby być inaczej, skoro porzuca lukrowane ludziki? Schował do torby otrzymanego świstoklika, zerknął na przypiętą na koszulę, schowaną pod płaszczem broszę z alabastrowym jednorożcem i pierścień Zakonu, by upewnić się, że są gdzie powinny być. I ruszyli.
Teleportowali się niedaleko miejsca docelowego. Bertie zarzucił na głowę głęboki kaptur, wokół którego owinął szalik nie tylko po to, by było ciepło, ale też żeby nie zwiało go zbyt łatwo. Nieobecność Lovegooda wywołała w nim lekkie spięcie, ale po prostu skinął głową.
Po prostu ruszyli. Bertie rozglądał się i obserwował otoczenie, kiedy szli.
- Carpiene. - wypowiedział, unosząc różdżkę.
ekwipunek:
brosza z alabastrowym jednorożcem
propeller żądlibąkowy x1
różdżka
świstoklik od Alexa
brosza z alabastrowym jednorożcem
pierścień Zakonu
eliksiry:
- Czuwający strażnik (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 30, moc +5)
Bertie był gotów dużo przed czasem, a tego wynikiem stał się pokaźny lukrowany pokaz taneczny w jego kuchni.
W końcu jednak usłyszał kroki na werandzie, a zanim dostrzegł przez okno Alexandra (najprawdopodobniej jego w każdym razie), kilka pań-ludzików na babeczkach odwróciło się tanecznie ku nieznajomemu i zaczęło machać. Bertie o dziwo nijak nie zareagował na to, jak wspaniale towarzyskie wyszły mu babeczki, a zamiast tego ruszył do wyjścia upewniwszy się, że to faktycznie Alex. Złapał po drodze swoją torbę. W niej był eliksir znieczulający, dwie porcje czuwającego strażnika i marynowaną narośl ze szczuroszczeta. Dodatkowo amulet czosnkowy - Bott nie spodziewał się wampirów, ale prezent od przyjaciela traktował jak amulet szczęścia. Podobnie jak króliczą łapkę, którą zwykle gdzieś miał, czy propeller żądlibąkowy, który miał od dawna, a jeszcze jakoś nigdy go nie spróbował. Odetchnął i zerknął na drzwi. Nie było powodu, żeby tłumaczył się Clarze, że wychodzi, wiedział też, że jeśli zejdzie na dół, ta w końcu wyrzuci siebie pytania jakie ewidentnie w niej dziś siedziały.
- Najpóźniej w południe jutro muszę zebrać tę ferajnę. - oznajmił, trochę widząc w tym gwarant, że wrócą cali i zdrowi, a misja zakończy się sukcesem. Jak miałoby być inaczej, skoro porzuca lukrowane ludziki? Schował do torby otrzymanego świstoklika, zerknął na przypiętą na koszulę, schowaną pod płaszczem broszę z alabastrowym jednorożcem i pierścień Zakonu, by upewnić się, że są gdzie powinny być. I ruszyli.
Teleportowali się niedaleko miejsca docelowego. Bertie zarzucił na głowę głęboki kaptur, wokół którego owinął szalik nie tylko po to, by było ciepło, ale też żeby nie zwiało go zbyt łatwo. Nieobecność Lovegooda wywołała w nim lekkie spięcie, ale po prostu skinął głową.
Po prostu ruszyli. Bertie rozglądał się i obserwował otoczenie, kiedy szli.
- Carpiene. - wypowiedział, unosząc różdżkę.
ekwipunek:
brosza z alabastrowym jednorożcem
propeller żądlibąkowy x1
różdżka
świstoklik od Alexa
brosza z alabastrowym jednorożcem
pierścień Zakonu
eliksiry:
- Czuwający strażnik (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 30, moc +5)
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
W lustrze ujrzała obcą twarz nieznajomej kobiety, okalaną przez krótkie, ciemne włosy, dopiła więc mocną kawę i przebrała się w ciepłą, wygodną szatę złożoną ze spodni i grubego płaszcza z kapturem. Pod nim znalazł się wisiorek z fluorytem, na palcu zaś pierścień z okiem ślepego. Przełożyła przez ramię skórzaną, niewielką torbę, zaczarowana tak, by mogła pomieścić w sobie znacznie więcej, niż wyglądała. Ukryła w niej kilka fiolek z eliksirami, miotłę i czarodziejską kuszę - tak na wszelki wypadek.
Zapadła głęboka noc, a ona teleportowała się do Londynu, w okolice ogrodu magizoologicznego; pośpiesznym krokiem przemierzyła ostatnie metry dzielące ją od umówionego listownie miejsca, w którym miała spotkać się z Mulciberem. Odnalazła znajomą sylwetkę Śmierciożercy i zbliżając się do niego uprzedziła własnym głosem, że to ona. Wiedział już o jej darze metamorfomagii, nie powinien czuć się zaskoczony.
- Gotów? - spytała cichym głosem, nasuwając kaptur ciepłej peleryny na głowę, choć było to raczej pytanie retoryczne. Mulciber był od niej starszy i miał więcej doświadczenia, powrócił do kraju, by znów wiernie służyć Panu - z pewnością był gotowy, tak jak i ona.
Wiadomość, że niedawno zmagał się z klątwą nie zaprzątała jej głowy. Mulciber zapewniał, że klątwa ta, która zmusiła go do wyjazdu z kraju, została przełamana. Czarny Pan pozwolił mu powrócić, wciąż mu ufał, ufała mu więc i była pewna jego obecności tej nocy i Sigrun, przekonana o nieomylności ich Pana. Jego decyzją zaś czuła się zaszczycona.
Bez zbędnej zwłoki ruszyli do ogrodu magizoologicznego, dostali się do środka, musieli jednak pozostać ostrożni i czujni - Joy był utalentowanym czarodziejem, ukrywał tu z powodzeniem zdrajców i mugolaków, pewnie zabezpieczył to miejsce na różne sposoby.
- Nie jestem do końca pewna jakie stworzenia zdołał tu ściągnąć i ukryć - zastanowiła się cicho, rozglądając po pogrążonym w mroku ogrodzie, mając nadzieję, że zaczarowany pierścień z okiem węża, który nosiła na palcu, pozwoli jej dostrzec plamy ciepła, produkowanego przez każde żywe ciało. Szczerze wątpiła, aby Joyowi udało się sprowadzić do centrum Londynu istotę tak niebezpieczną jak nundu, czy garboróg, z innymi sobie poradzi, tego była pewna.
Przede wszystkim musieli jednak znaleźć samego magizoologa, Sigrun potrzebowała więc dokładniejszych informacji, dlatego krocząc wciąż ostrożnie ścieżką uniosła różdżkę i wyszeptała: - Homenum Revelio.
Miała nadzieję, że zaklęcie wskaże jej ludzką obecność. Gdzie miał własną kryjówkę? Nie mógł tu ukrywać się wiecznie, w środku Londynu, pod nosem nowego rządu Cronusa Malfoya.
| mam przy sobie różdżkę, fluoryt, pierścień z okiem ślepego na palcu, zaczarowaną torbę, a w niej: czuwający strażnik (1 porcja, stat. 32), eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 32), eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 32), eliksir uspokajający (stat. 32) x1, smocza łza (1 porcja, stat. 32), marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja), maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 32), czarodziejska kusza z bełtami, miotła, sztylet, dwa białe kryształy z białego deszczu)
Rzut na przemianę, uprzejmie proszę też o uwzględnienie rozwoju.
Zapadła głęboka noc, a ona teleportowała się do Londynu, w okolice ogrodu magizoologicznego; pośpiesznym krokiem przemierzyła ostatnie metry dzielące ją od umówionego listownie miejsca, w którym miała spotkać się z Mulciberem. Odnalazła znajomą sylwetkę Śmierciożercy i zbliżając się do niego uprzedziła własnym głosem, że to ona. Wiedział już o jej darze metamorfomagii, nie powinien czuć się zaskoczony.
- Gotów? - spytała cichym głosem, nasuwając kaptur ciepłej peleryny na głowę, choć było to raczej pytanie retoryczne. Mulciber był od niej starszy i miał więcej doświadczenia, powrócił do kraju, by znów wiernie służyć Panu - z pewnością był gotowy, tak jak i ona.
Wiadomość, że niedawno zmagał się z klątwą nie zaprzątała jej głowy. Mulciber zapewniał, że klątwa ta, która zmusiła go do wyjazdu z kraju, została przełamana. Czarny Pan pozwolił mu powrócić, wciąż mu ufał, ufała mu więc i była pewna jego obecności tej nocy i Sigrun, przekonana o nieomylności ich Pana. Jego decyzją zaś czuła się zaszczycona.
Bez zbędnej zwłoki ruszyli do ogrodu magizoologicznego, dostali się do środka, musieli jednak pozostać ostrożni i czujni - Joy był utalentowanym czarodziejem, ukrywał tu z powodzeniem zdrajców i mugolaków, pewnie zabezpieczył to miejsce na różne sposoby.
- Nie jestem do końca pewna jakie stworzenia zdołał tu ściągnąć i ukryć - zastanowiła się cicho, rozglądając po pogrążonym w mroku ogrodzie, mając nadzieję, że zaczarowany pierścień z okiem węża, który nosiła na palcu, pozwoli jej dostrzec plamy ciepła, produkowanego przez każde żywe ciało. Szczerze wątpiła, aby Joyowi udało się sprowadzić do centrum Londynu istotę tak niebezpieczną jak nundu, czy garboróg, z innymi sobie poradzi, tego była pewna.
Przede wszystkim musieli jednak znaleźć samego magizoologa, Sigrun potrzebowała więc dokładniejszych informacji, dlatego krocząc wciąż ostrożnie ścieżką uniosła różdżkę i wyszeptała: - Homenum Revelio.
Miała nadzieję, że zaklęcie wskaże jej ludzką obecność. Gdzie miał własną kryjówkę? Nie mógł tu ukrywać się wiecznie, w środku Londynu, pod nosem nowego rządu Cronusa Malfoya.
| mam przy sobie różdżkę, fluoryt, pierścień z okiem ślepego na palcu, zaczarowaną torbę, a w niej: czuwający strażnik (1 porcja, stat. 32), eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 32), eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 32), eliksir uspokajający (stat. 32) x1, smocza łza (1 porcja, stat. 32), marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja), maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 32), czarodziejska kusza z bełtami, miotła, sztylet, dwa białe kryształy z białego deszczu)
Rzut na przemianę, uprzejmie proszę też o uwzględnienie rozwoju.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Od mojego powrotu minęły trzy miesiące i z niekłamaną wdzięcznością przyjąłem polecenie towarzyszenia Sigrun w misji. Nigdy nie przestałem zastanawiać się, czy Czarny Pan ostatecznie wybaczył mi mój wyjazd z Anglii. Byłem rad, że zgodził się ponownie dać mi szansę u siebie na służbie. Nie mogłem go zawieść, nie ponownie. Byłem zdeterminowany, by udowodnić swoją przydatność.
Pojawiłem się w okolicach ogrodu magizoologicznego, w umówionym miejscu, by spotkać Rookwood. Miałem na sobie dług, ciemną szatę z kapturem, który naciągnąłem na twarz, którą ukryłem pod maską, moją drugą twarzą, pod którą ukrywałem swoje własne oblicze. Nie jednak dlatego, że się bałem je ukazywać światu. Przywdziewając jednak maskę Śmierciożercy, stawałem się wysłannikiem Czarnego Pana, działałem w jego imieniu i dla jego chwały, nie własnej. A to z jego polecenia tu dzisiaj przybyłem. Dlatego nawet chwili nie zastanawiałem się nad tym, czy powinienem ją ubierać, czy nie.
Skinąłem Sigrun głową na potwierdzenie i ruszyłem za nią. Dzisiaj to ona miała dowodzić naszą misją. Nie przyjmowałem tego jako policzka, choć z pewnością mógłbym czuć się upokorzony. Byłem Śmierciożercą przed nią, ale po mojej długiej nieobecności, to z pewnością Rookwood bardziej zasłużyła na rolę dowódcy. A nawet gdybym z tym się nie zgadzał, nie było żadnego dobrego powodu, żebym mógł kwestionować rozkazy Czarnego Pana. Te przyjmowałem zawsze z adekwatną pokorą.
- Stworzenia i pułapki - odparłem cicho. Sięgnąłem przy tym po różdżkę, na której rączce zacisnąłem długie i chude palce. Rozglądałem się uważnie po okolicy, próbując w ciemności dostrzec coś, cokolwiek, co mogłoby okazać się zagrożeniem. Wypatrywałem ruchu, czy to liści, czy zwierząt, czy w końcu - ludzi. Cel naszej misji był oczywisty, ale do tego musieliśmy najpierw odszukać mężczyznę, który miał się tutaj ukrywać. Wypatrywałem wszystkiego, co nietypowe, pułapek, podejrzanych kształtów, czegokolwiek, co powinno wzbudzić podejrzenia. Miałem przy sobie eliksiry i dwa wylosowane kryształy.
|Rzucam na spostrzegawczość
Ekwipunek: - Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 19) [od Fantine]
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21) [od Valerija]
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21) [Od Valerija]
- Eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 20) [od Quentina]
- kryształ 1, 2
- maska
- różdżka
Pojawiłem się w okolicach ogrodu magizoologicznego, w umówionym miejscu, by spotkać Rookwood. Miałem na sobie dług, ciemną szatę z kapturem, który naciągnąłem na twarz, którą ukryłem pod maską, moją drugą twarzą, pod którą ukrywałem swoje własne oblicze. Nie jednak dlatego, że się bałem je ukazywać światu. Przywdziewając jednak maskę Śmierciożercy, stawałem się wysłannikiem Czarnego Pana, działałem w jego imieniu i dla jego chwały, nie własnej. A to z jego polecenia tu dzisiaj przybyłem. Dlatego nawet chwili nie zastanawiałem się nad tym, czy powinienem ją ubierać, czy nie.
Skinąłem Sigrun głową na potwierdzenie i ruszyłem za nią. Dzisiaj to ona miała dowodzić naszą misją. Nie przyjmowałem tego jako policzka, choć z pewnością mógłbym czuć się upokorzony. Byłem Śmierciożercą przed nią, ale po mojej długiej nieobecności, to z pewnością Rookwood bardziej zasłużyła na rolę dowódcy. A nawet gdybym z tym się nie zgadzał, nie było żadnego dobrego powodu, żebym mógł kwestionować rozkazy Czarnego Pana. Te przyjmowałem zawsze z adekwatną pokorą.
- Stworzenia i pułapki - odparłem cicho. Sięgnąłem przy tym po różdżkę, na której rączce zacisnąłem długie i chude palce. Rozglądałem się uważnie po okolicy, próbując w ciemności dostrzec coś, cokolwiek, co mogłoby okazać się zagrożeniem. Wypatrywałem ruchu, czy to liści, czy zwierząt, czy w końcu - ludzi. Cel naszej misji był oczywisty, ale do tego musieliśmy najpierw odszukać mężczyznę, który miał się tutaj ukrywać. Wypatrywałem wszystkiego, co nietypowe, pułapek, podejrzanych kształtów, czegokolwiek, co powinno wzbudzić podejrzenia. Miałem przy sobie eliksiry i dwa wylosowane kryształy.
|Rzucam na spostrzegawczość
Ekwipunek: - Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 19) [od Fantine]
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21) [od Valerija]
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21) [Od Valerija]
- Eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 20) [od Quentina]
- kryształ 1, 2
- maska
- różdżka
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Bezwietrzna, marcowa noc już dawno zdążyła zapaść nad Londynem, kiedy w otulających ogród magizoologiczny ciemnościach pojawiło się czworo czarodziejów; wszyscy ubrani w ciemne płaszcze, zdawali się być jedynymi ludźmi w najbliższej okolicy – park zamknięto kilka godzin wcześniej, pozostali w nim więc jedynie jego zwierzęcy mieszkańcy: w większości niewidoczni, ale z całą pewnością pilnie strzeżący swojego terenu. A przynajmniej tak mogło wydawać się obecnym w ogrodzie czarodziejom, którym od chwili przekroczenia jego granic towarzyszyło wrażenie bycia obserwowanym; do ich uszu raz po raz docierały niezidentyfikowane szelesty, plusk wody, szum, przypominający szmer wodospadu; gdzieś w mroku zatrzepotały skrzydła, pękła sucha gałązka, zahukał ukryty wśród bagnisk huhapak. Jednocześnie w ciemnościach, poprzetykanych jedynie chłodnym blaskiem księżyca, trudno było cokolwiek dostrzec: śpiące i nieruchome zwierzęta z daleka niemożliwe były do odróżnienia od głazów, drzewa i zarośla stanowiły jedynie ciemniejsze plamy czerni. Nigdzie nie było widać śladu Roberta Joya ani (rzekomo) ukrywanych przez niego ludzi.
Bertie i Alexander dotarli do ogrodu bez większych problemów, ale już na samym początku misji spotkało ich rozczarowanie: chociaż czekali w umówionym miejscu przez długie, ciągnące się w nieskończoność minuty, to z ciemności nie wyłoniła się sylwetka ich sojusznika. Musieli kontynuować zadanie samodzielnie, w posiadaniu mając zdobyte wcześniej informacje. Wiedzieli, w którym miejscu ogrodu się znajdowali, mieli też podstawowe rozeznanie w przestrzeni, ale człowiek, z którym mieli się spotkać, na razie się nie pojawiał. Chcąc rozeznać się w sytuacji, sięgnęli po białą magię, ta jednak ich zawiodła – coś musiało zbyt mocno rozproszyć ich uwagę.
Sigrun i Ignotus pojawili się w ogrodzie pod osłoną nocy, przemieszczając się wzdłuż jednej z alejek przecinających polanę zamieszkałą przez huhapaki. Okolica wydawała im się pozbawiona ludzkiej obecności, choć zdecydowanie nie była opustoszała: Sigrun, która na palcu nosiła magiczny pierścień, dostrzegała w ciemności liczne jaśniejsze plamy, niektóre nieruchome, inne przemieszczające się, migające między drzewami, prawdopodobnie należące do zamieszkujących ogród magicznych stworzeń. Ignotus, choć zdany był jedynie na parę własnych oczu, rozglądał się dookoła uważnie, wreszcie natrafiając na coś, co – choć w mroku niemal niewidoczne – skutecznie przykuło jego uwagę.
Witam wszystkich na misji pobocznej! Rozgrywką opiekuje się Percival, w razie potrzeby zapraszam do kontaktu drogą prywatnej wiadomości – przy czym przypominam, że nie powinny one zawierać pytań odnośnie interpretacji zaklęć i innych czynności; na takie pytania nie odpowiadam, nie sugeruję też rozwiązań ani nie podpowiadam; nie wahajcie się natomiast zwracać mi uwagi jeżeli się pomylę. Co do samej rozgrywki, proszę o dokładnie opisywanie działań postaci w treści fabularnej postów – jeżeli ruch pojawi się w dopisku pod postem, a nie zostanie uwzględniony w samym poście, zostanie przez Mistrza Gry uznany za niebyły. Kierunki przemieszczania się powinny być opisywane zgodnie z orientacją mapy (góra, dół, prawo, lewo – i pośrednie). Informacje kluczowe dla danej postaci (a pozostające tajemnicą dla reszty) będę starała się przekazywać w prywatnych wiadomościach, ale i tak proszę o nienadużywanie wiedzy gracza oraz wykorzystywanie tylko tych informacji, które postać zdobyła fabularnie.
Alexander, Sigrun – przypominam, że wciąż obowiązuje zasada jednej akcji w jednej kolejce; przemiana metamorfomagiczna jest akcją, wasze zaklęcia zostały uznane więc za niebyłe.
Sigrun – oko ślepego pozwala ci za dostrzeganie plam ciepła w ciemności, jednak ze względu na ich nagromadzenie, do dokładniejszego rozeznania się konieczny jest rzut na spostrzegawczość – po każdym takim rzucie otrzymasz prywatnie mapę z rozrysowaniem wszystkich dostrzeżonych plam. Nie dotyczy to źródeł ciepła znajdujących się w twoim najbliższym otoczeniu, dokładne umiejscowienie takowych nie wymaga osobnej akcji.
Ponieważ Zakon i Rycerze nie widzą się nawzajem, wszyscy otrzymaliście mapę ze swoim położeniem w prywatnej wiadomości. Dodatkowo Ignotus otrzymał mapę z interpretacją rzutu na spostrzegawczość.
Proszę wszystkich w tej kolejce o zweryfikowanie swoich żywotności i ekwipunków.
Poniżej znajduje się mapa terenu. Żółtym kolorem zaznaczona jest żwirowa alejka; kolor ciemnozielony to bagniska zamieszkałe przez huhapaki – można poruszać się po nich tak samo szybko, jak po innym terenie, ale należy liczyć się z brodzeniem po kostki w błocie; kolor niebieski to woda, jaśniejszym zielonym oznaczona jest zagroda garborogów (silne zaklęcia powstrzymują garborogi przed wydostaniem się poza zabezpieczony teren, czarodzieje mogą jednak go przekroczyć – na własne ryzyko); kolorem brązowym oznaczona jest zagroda hipogryfów, od alejki oddziela ją niski murek, który bez problemu można przekroczyć. Głazów, drzew i krzewów objaśniać – mam nadzieję – nie trzeba.
(większa wersja)
Obowiązują zasady poruszania się jak w trakcie pojedynku, możecie jednak (jeśli chcecie) przemieścić się o 3 dodatkowe pola.
Na posty czekam do 18.11 do godz. 22:00. Kolejność odpisów jest dowolna.
Bertie i Alexander dotarli do ogrodu bez większych problemów, ale już na samym początku misji spotkało ich rozczarowanie: chociaż czekali w umówionym miejscu przez długie, ciągnące się w nieskończoność minuty, to z ciemności nie wyłoniła się sylwetka ich sojusznika. Musieli kontynuować zadanie samodzielnie, w posiadaniu mając zdobyte wcześniej informacje. Wiedzieli, w którym miejscu ogrodu się znajdowali, mieli też podstawowe rozeznanie w przestrzeni, ale człowiek, z którym mieli się spotkać, na razie się nie pojawiał. Chcąc rozeznać się w sytuacji, sięgnęli po białą magię, ta jednak ich zawiodła – coś musiało zbyt mocno rozproszyć ich uwagę.
Sigrun i Ignotus pojawili się w ogrodzie pod osłoną nocy, przemieszczając się wzdłuż jednej z alejek przecinających polanę zamieszkałą przez huhapaki. Okolica wydawała im się pozbawiona ludzkiej obecności, choć zdecydowanie nie była opustoszała: Sigrun, która na palcu nosiła magiczny pierścień, dostrzegała w ciemności liczne jaśniejsze plamy, niektóre nieruchome, inne przemieszczające się, migające między drzewami, prawdopodobnie należące do zamieszkujących ogród magicznych stworzeń. Ignotus, choć zdany był jedynie na parę własnych oczu, rozglądał się dookoła uważnie, wreszcie natrafiając na coś, co – choć w mroku niemal niewidoczne – skutecznie przykuło jego uwagę.
Witam wszystkich na misji pobocznej! Rozgrywką opiekuje się Percival, w razie potrzeby zapraszam do kontaktu drogą prywatnej wiadomości – przy czym przypominam, że nie powinny one zawierać pytań odnośnie interpretacji zaklęć i innych czynności; na takie pytania nie odpowiadam, nie sugeruję też rozwiązań ani nie podpowiadam; nie wahajcie się natomiast zwracać mi uwagi jeżeli się pomylę. Co do samej rozgrywki, proszę o dokładnie opisywanie działań postaci w treści fabularnej postów – jeżeli ruch pojawi się w dopisku pod postem, a nie zostanie uwzględniony w samym poście, zostanie przez Mistrza Gry uznany za niebyły. Kierunki przemieszczania się powinny być opisywane zgodnie z orientacją mapy (góra, dół, prawo, lewo – i pośrednie). Informacje kluczowe dla danej postaci (a pozostające tajemnicą dla reszty) będę starała się przekazywać w prywatnych wiadomościach, ale i tak proszę o nienadużywanie wiedzy gracza oraz wykorzystywanie tylko tych informacji, które postać zdobyła fabularnie.
Alexander, Sigrun – przypominam, że wciąż obowiązuje zasada jednej akcji w jednej kolejce; przemiana metamorfomagiczna jest akcją, wasze zaklęcia zostały uznane więc za niebyłe.
Sigrun – oko ślepego pozwala ci za dostrzeganie plam ciepła w ciemności, jednak ze względu na ich nagromadzenie, do dokładniejszego rozeznania się konieczny jest rzut na spostrzegawczość – po każdym takim rzucie otrzymasz prywatnie mapę z rozrysowaniem wszystkich dostrzeżonych plam. Nie dotyczy to źródeł ciepła znajdujących się w twoim najbliższym otoczeniu, dokładne umiejscowienie takowych nie wymaga osobnej akcji.
Ponieważ Zakon i Rycerze nie widzą się nawzajem, wszyscy otrzymaliście mapę ze swoim położeniem w prywatnej wiadomości. Dodatkowo Ignotus otrzymał mapę z interpretacją rzutu na spostrzegawczość.
Proszę wszystkich w tej kolejce o zweryfikowanie swoich żywotności i ekwipunków.
Poniżej znajduje się mapa terenu. Żółtym kolorem zaznaczona jest żwirowa alejka; kolor ciemnozielony to bagniska zamieszkałe przez huhapaki – można poruszać się po nich tak samo szybko, jak po innym terenie, ale należy liczyć się z brodzeniem po kostki w błocie; kolor niebieski to woda, jaśniejszym zielonym oznaczona jest zagroda garborogów (silne zaklęcia powstrzymują garborogi przed wydostaniem się poza zabezpieczony teren, czarodzieje mogą jednak go przekroczyć – na własne ryzyko); kolorem brązowym oznaczona jest zagroda hipogryfów, od alejki oddziela ją niski murek, który bez problemu można przekroczyć. Głazów, drzew i krzewów objaśniać – mam nadzieję – nie trzeba.
(większa wersja)
Obowiązują zasady poruszania się jak w trakcie pojedynku, możecie jednak (jeśli chcecie) przemieścić się o 3 dodatkowe pola.
Na posty czekam do 18.11 do godz. 22:00. Kolejność odpisów jest dowolna.
- stan zdrowia:
- Sigrun - 213/213 (przemiana metamorf.)
Ignotus - 234/234
Alexander - 220/220 (przemiana metamorf.)
Bertie - 210/210
- ekwipunek:
- Sigrun - różdżka, fluoryt, pierścień z okiem ślepego na palcu, zaczarowana torba, a w niej: czuwający strażnik (1 porcja, stat. 32), eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 32), eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 32), eliksir uspokajający (stat. 32) x1, smocza łza (1 porcja, stat. 32), marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja), maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 32), czarodziejska kusza z bełtami, miotła, sztylet, dwa białe kryształy z białego deszczu)
Ignotus - Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 19), Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 21), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 20), kryształy, maska, różdżka
Alexander - różdżka, pierścień Zakonu, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, 3x kryształ z Białego Deszczu, eliksiry: złoty eliksir (1 porcja, stat. 23, moc = 108), eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117), eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106), marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
Bertie - brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy x1. różdżka, figurka aniołka (świstoklik typ I), pierścień Zakonu, eliksiry: Czuwający strażnik (2 porcje, stat. 30, moc +10), Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30), Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 30, moc +5)
Zaklęcie nie zadziałało, a mimo to Bertie czuł jak poddenerwowanie go opuszcza. Przyszedł, po raz kolejny wyruszył wypełniać zadania rzucane przez Zakon i jak zwykle bywało, będąc na miejscu po prostu skupiał się na zadaniu. Oczekiwali na spotkanie, ale czekali zdecydowanie zbyt długo.
Przez jego myśl przeszło, że być może i jego i Sprouta nie ma z tej samej przyczyny, choć jakiś naturalny, wewnętrzny głos kazał mu odsuwać te myśli i wierzyć, że to nie okaże się prawdą.
- Chyba jednak sami pospacerujemy. - odezwał się w końcu, choć czekał na decyzję Alexa. Wygodnie było mu w pozycji kogoś, kto po prostu robi to, co mówią inni, przynajmniej na tyle na ile cokolwiek związanego z Zakonem może być wygodne. Zaraz jednak wspólnie ruszyli. Cicho, obserwując otoczenie - w końcu jeśli dwie już osoby związane ze sprawą nie stawiły się na miejscu, mają powody żeby spodziewać się problemów. Zbliżali się do typowo zwierzęcych terenów, a zagrożeniem, oprócz tego najbardziej oczywistego mogli stać się także tutejsi prawowici mieszkańcy, chociażby broniąc swoich terenów.
Co gorsza, skoro organizatora całej akcji nie ma, jaka jest szansa, że osób, które ukrywał nie spotkało jeszcze nic złego? Czy przynajmniej nic gorszego niż konieczność ucieczki i ukrywania się w Zoo przed światem w obawie przed napaścią.
- Carpiene. - wypowiedział ponownie w nadziei, iż zaklęcie pozwoli im szybciej odnaleźć poszukiwanych na tym terenie ludzi. Albo dostrzec ewentualne zagrożenie, nim to stanie się nazbyt realne. Mocno zaciskał palce na różdżce, wykonując gest i wyraźnie wypowiadając inkantację, skupiony na tyle na ile sytuacja mu pozwalała.
//idę max pól w prawo! <3
Przez jego myśl przeszło, że być może i jego i Sprouta nie ma z tej samej przyczyny, choć jakiś naturalny, wewnętrzny głos kazał mu odsuwać te myśli i wierzyć, że to nie okaże się prawdą.
- Chyba jednak sami pospacerujemy. - odezwał się w końcu, choć czekał na decyzję Alexa. Wygodnie było mu w pozycji kogoś, kto po prostu robi to, co mówią inni, przynajmniej na tyle na ile cokolwiek związanego z Zakonem może być wygodne. Zaraz jednak wspólnie ruszyli. Cicho, obserwując otoczenie - w końcu jeśli dwie już osoby związane ze sprawą nie stawiły się na miejscu, mają powody żeby spodziewać się problemów. Zbliżali się do typowo zwierzęcych terenów, a zagrożeniem, oprócz tego najbardziej oczywistego mogli stać się także tutejsi prawowici mieszkańcy, chociażby broniąc swoich terenów.
Co gorsza, skoro organizatora całej akcji nie ma, jaka jest szansa, że osób, które ukrywał nie spotkało jeszcze nic złego? Czy przynajmniej nic gorszego niż konieczność ucieczki i ukrywania się w Zoo przed światem w obawie przed napaścią.
- Carpiene. - wypowiedział ponownie w nadziei, iż zaklęcie pozwoli im szybciej odnaleźć poszukiwanych na tym terenie ludzi. Albo dostrzec ewentualne zagrożenie, nim to stanie się nazbyt realne. Mocno zaciskał palce na różdżce, wykonując gest i wyraźnie wypowiadając inkantację, skupiony na tyle na ile sytuacja mu pozwalała.
//idę max pól w prawo! <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Alexander liczył własne oddechy, nasłuchując zbliżających się kroków Joya. Te jednak nie nadciągały, a z chwili na chwilę Farley stawał się coraz bardziej pewien tego, że czarodziej się nie pojawi. W tym samym czasie ogród magizoologiczny wokół nich chyba próbował trochę udawać, że nie istnieje; nie wychodziło mu to jednak najlepiej. Nocne hałasy sprawiały, że Alexander co rusz zaciskał mocniej palce na hikorowym drewnie różdżki. Wiele par oczu musiało śledzić ich kroki po żwirowych alejkach, czujnie pilnując swojego terenu. Byli tu obcy, to jasne, a bez Roberta przy boku stawali się intruzami całkowicie i - ze względu na nieobecność Sprouta - możliwe, że wręcz nieodwołalnie.
Ten początek zdecydowanie nie był najlepszy, ale może dalej będzie już tylko lepiej? Albo wszystko dobre, co się dobrze kończy? Farley miał wrażenie, że świat się dziś sprzysiągł przeciw nim. Ani trochę nie ułatwiało to zadania czekającego na Zakonników.
- Tak, chyba jesteśmy zdani tylko na siebie. Chodź - Alexander powiedział cicho do Bertiego, nie chcąc bezsensownie ryzykować mówieniem pełnym głosem. Ruszył przy tym od razu, schodząc z bezpiecznej, żwirowej alejki prosto na teren bezpośrednio zajmowany przez mieszkańców ogrodu. Miał już do czynienia z tymi stworzeniami w czasie anomalii, jednak wtedy miał u boku zdecydowanie bardziej obeznaną w opiece nad magicznymi stworzeniami Susanne. Pamiętał jednak, jak rozjuszone potrafiły zaatakować. - Masz coś na Carpiene? Musimy jak najszybciej i przy tym jak najmniej problematycznie ich znaleźć - polecił ściszonym głosem Bertiemu, samemu unosząc różdżkę. - Homenum Revelio - Gwardzista skierował czubek różdżki przed siebie i wymówił inkantację zaklęcia, chcąc poznać wszelką ludzką obecność w swoim najbliższym otoczeniu. Nie chciał pomylić kogokolwiek po kogo przyszli z którymś ze stworzeń zamieszkujących ogród - mogłaby to być bardzo bolesna pomyłka, a przede wszystkim strata cennego czasu. Każda chwila wystawania tutaj rodziła coraz wyższe prawdopodobieństwo tego, że tak jak i Joy natkną się na niepożądane towarzystwo.
| Poproszę o 4 pola w prawo, dziękuję
Ten początek zdecydowanie nie był najlepszy, ale może dalej będzie już tylko lepiej? Albo wszystko dobre, co się dobrze kończy? Farley miał wrażenie, że świat się dziś sprzysiągł przeciw nim. Ani trochę nie ułatwiało to zadania czekającego na Zakonników.
- Tak, chyba jesteśmy zdani tylko na siebie. Chodź - Alexander powiedział cicho do Bertiego, nie chcąc bezsensownie ryzykować mówieniem pełnym głosem. Ruszył przy tym od razu, schodząc z bezpiecznej, żwirowej alejki prosto na teren bezpośrednio zajmowany przez mieszkańców ogrodu. Miał już do czynienia z tymi stworzeniami w czasie anomalii, jednak wtedy miał u boku zdecydowanie bardziej obeznaną w opiece nad magicznymi stworzeniami Susanne. Pamiętał jednak, jak rozjuszone potrafiły zaatakować. - Masz coś na Carpiene? Musimy jak najszybciej i przy tym jak najmniej problematycznie ich znaleźć - polecił ściszonym głosem Bertiemu, samemu unosząc różdżkę. - Homenum Revelio - Gwardzista skierował czubek różdżki przed siebie i wymówił inkantację zaklęcia, chcąc poznać wszelką ludzką obecność w swoim najbliższym otoczeniu. Nie chciał pomylić kogokolwiek po kogo przyszli z którymś ze stworzeń zamieszkujących ogród - mogłaby to być bardzo bolesna pomyłka, a przede wszystkim strata cennego czasu. Każda chwila wystawania tutaj rodziła coraz wyższe prawdopodobieństwo tego, że tak jak i Joy natkną się na niepożądane towarzystwo.
| Poproszę o 4 pola w prawo, dziękuję
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Rozglądanie się przyniosło zamierzony efekt. W milczeniu wskazałem Sigrun na to, co zdołałem dostrzec poszukując wzrokiem oczu Śmierciożerczyni. Wciąż uważnie wypatrywałem pułapek, gotowy skorzystać z różdżki, gdyby nadeszła taka potrzeba.
- Carpiene - mruknąłem pod nosem idąc w mrok. Różdżkę trzymałem wyciągniętą przed sobą, wciąż spodziewając się w zasadzie wszystkiego. Przywykłem do przebywania w ciemnościach, choć nie odnajdywałem w tym specjalnej przyjemności. Szczególnie kiedy wszędzie wokół mogły znikąd wyskoczyć na mnie dziwne stworzenia aktywujące pułapki. Nasz cel na dzisiaj był jasny, musieliśmy znaleźć ukrywającego mugoli człowieka. I choć wydawało się to być banalnie proste, jeszcze łatwiejsze byłoby puszczenie całej zagrody z dymem. Niestety nie wchodziło to w grę. Więc szedłem się w ciszy, kątem oka obserwując Rookwood, pozostając w pełni świadomym otoczenia. Wciąż czekając czy którykolwiek z obecnych tu ludzi ujawni wreszcie swoją obecność. Musieli tu gdzieś być, tego jednego byłem pewien.
|4 kratki w dół, proszę
- Carpiene - mruknąłem pod nosem idąc w mrok. Różdżkę trzymałem wyciągniętą przed sobą, wciąż spodziewając się w zasadzie wszystkiego. Przywykłem do przebywania w ciemnościach, choć nie odnajdywałem w tym specjalnej przyjemności. Szczególnie kiedy wszędzie wokół mogły znikąd wyskoczyć na mnie dziwne stworzenia aktywujące pułapki. Nasz cel na dzisiaj był jasny, musieliśmy znaleźć ukrywającego mugoli człowieka. I choć wydawało się to być banalnie proste, jeszcze łatwiejsze byłoby puszczenie całej zagrody z dymem. Niestety nie wchodziło to w grę. Więc szedłem się w ciszy, kątem oka obserwując Rookwood, pozostając w pełni świadomym otoczenia. Wciąż czekając czy którykolwiek z obecnych tu ludzi ujawni wreszcie swoją obecność. Musieli tu gdzieś być, tego jednego byłem pewien.
|4 kratki w dół, proszę
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Noc nad Londynem pozornie wydawała się spokojna i cicha. Trudne do identyfikacji szmery, pluski i szelesty nakazywały jednak zachować pełną czujność, mieć oczy dookoła głowy, ostrożne stawianie kroków. Joy trzymał tu magiczne stworzenia mające ich bronić, mogli się spodziewać ataku z każdej strony, który nadejdzie niespodziewanie, bezszelestnie. Zdążyła się o tym przekonać, gdy ruszyli w głąb ogrodu. Pierścień z okiem ślepego sprawił, że widziała więcej, niż zazwyczaj - w ciemnościach dostrzegała liczne plamy. Różnej wielkości, w różnych miejscach, jedne na drzewach, inne na ziemi, niektóre się przemieszczały, inne pozostawały nieruchome. To nie mówiło jej jednak wiele.
Zwróciła wzrok ku Ignotusowi, którego twarz pozostawała ukryta za maską Śmierciożercy, spojrzała na to, co jej wskazywał. Czy mogli temu zaufać? Zaprowadzi ich to do Joya? Nie miała pojęcia, ale skinęła głową, niewerbalnie zgadzając się, by mimo wszystko to sprawdzili. Zsunęła z palca pierścień i wyciągnęła go w stronę Mulcibera.
- Załóż go. Pozwoli ci dostrzec plamy ciepła w ciemnościach - wyrzekła cicho; Ignotus był doświadczonym w walce, silnym czarodziejem, ale z innymi ludźmi, nie zwierzętami. Z niebezpiecznymi stworzeniami nie poradzi sobie tak jak ona, a potrzebowała go w pełni sił, dlatego zdecydowała się użyczyć mu Oka Ślepego. - Pełno ich tu, ale jeszcze nie wiem czym są dokładnie - mruknęła; miała pewne przypuszczenia, z pewnością nie mieszkały tu same huhapaki.
Ruszyła za mężczyzną, we wskazaną przez niego stronę; uniosła różdżkę i szepnęła:
- Homenum Revelio.
| przekazuję Ignotusowi Oko Ślepego i też idę 4 kratki w dół
Zwróciła wzrok ku Ignotusowi, którego twarz pozostawała ukryta za maską Śmierciożercy, spojrzała na to, co jej wskazywał. Czy mogli temu zaufać? Zaprowadzi ich to do Joya? Nie miała pojęcia, ale skinęła głową, niewerbalnie zgadzając się, by mimo wszystko to sprawdzili. Zsunęła z palca pierścień i wyciągnęła go w stronę Mulcibera.
- Załóż go. Pozwoli ci dostrzec plamy ciepła w ciemnościach - wyrzekła cicho; Ignotus był doświadczonym w walce, silnym czarodziejem, ale z innymi ludźmi, nie zwierzętami. Z niebezpiecznymi stworzeniami nie poradzi sobie tak jak ona, a potrzebowała go w pełni sił, dlatego zdecydowała się użyczyć mu Oka Ślepego. - Pełno ich tu, ale jeszcze nie wiem czym są dokładnie - mruknęła; miała pewne przypuszczenia, z pewnością nie mieszkały tu same huhapaki.
Ruszyła za mężczyzną, we wskazaną przez niego stronę; uniosła różdżkę i szepnęła:
- Homenum Revelio.
| przekazuję Ignotusowi Oko Ślepego i też idę 4 kratki w dół
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Polana huhapaków
Szybka odpowiedź