Wesołe miasteczko
AutorWiadomość
First topic message reminder :
- [bylobrzydkobedzieladnie]
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Wesołe miasteczko
Według Proroka Codziennego wesołe miasteczko pełne czarów to idealne miejsce na spędzenie leniwego, niedzielnego popołudnia. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - najmłodszym polecamy karuzelę lewitujących filiżanek, trochę starszym zjazd na gargulcu oraz diabelski młyn. Nie słabnącym zainteresowaniem cieszy się także niepozorna karuzela, gwarantująca niesamowite wrażenie przejażdżki na jednym z magicznych koni i to oczywiście, z pełną gwarancją bezpieczeństwa - rumaki poruszają grzywami, parskają, machają skrzydłami. Natomiast osoby poszukujące mocniejszych wrażeń koniecznie powinny wybrać się na rollercoaster na miotłach. Nie zabraknie też sali strachu pełnej strzyg, wampirów i czerwonych kapturków!
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:56, w całości zmieniany 2 razy
- Wiesz, ludzie to dziwna rasa, zawsze znajdzie się ktoś kompletnie wyrwany z całości, kto nie wie o co chodzi. No, ale kto by tam wchodził dla pojeżdżenia w kółko? - pokręcił głową wesoło. Te samochody są przecież idealnie przystosowane do wypadków! Wystarczy spojrzeć, że są na tyle mocne (a przynajmniej amortyzację u dołu mają na tyle solidną), że nie wyginają się i nie rozwalają od uderzeń, czego po zabawkach możnaby się spodziewać! No i jeżdżą na tyle szybko, żeby można było się pobawić, ale na pewno nikt nikomu by krzywdy nie zrobił. W końcu wszystkie kończyny znajdują się zawsze w tych właśnie solidnych samochodzikach!
Wyczuł, że jego towarzyszka przystanęła i przez chwilę żałował, że się odezwał. Mógł udać, że zapomniał o pytaniu, lub po prostu wymyślić coś innego. A jednak jakoś nie chciał zmyślać. Jednocześnie nie chciał psuć nastroju, który był w tej chwili idealny do zabawy. Kiedy złapała jego rękę, też ścisnął ją lekko i uśmiechnął się, odwracając twarz w jej stronę. Wiedział, że może na nią liczyć. Nie ważne, ile się znają, bratnią duszę zawsze człowiek wyczuje i wtedy takie bzdury, jak długość znajomości nie mają znaczenia. A to była w jakiś sposób jego bratnia dusza nawet, jeśli całkowicie inna. Po prostu fajnie mu się z nią spędzało czas.
- No dobra, wierzę, że będzie pyszne. - stwierdził i wierzył, że Piwka go solidnie nakarmi czymś bardzo dobrym. No, w każdym razie zawsze fajnie jest wpaść na jedzenie zrobione przez kogoś innego, co nie? Już się zbliżali do huśtawek, już byli na miejscu!
Siadł zaraz za nią i pozwolił pracownikowi sprawdzić, czy na pewno zabezpieczenie w postaci metalowej rurki jest dobrze ułożone i sprawi, że będzie bezpieczny.
- No, przecież w tym cała zabawa!
Odpowiedział jej i uśmiechnął się szeroko. I już zaraz zaczęło się kręcić, z początku powoli, jednocześnie się unosząc, a i huśtawki były coraz wyżej, bo i siła odśrodkowa? lub cośtam innego pchało je na bok, więc i dalej od ziemi. Może nie bardzo mocno, ale zauważalnie i wyczuwalnie. I świat im trochę wirował i ludzie w dole może nie byli malutcy, ale mniejsi znacznie, niż normalnie i wszystko było śmieszne, szczególnie wiatr, który pchał się w usta, kiedy Bertie zaczął się śmiać. I próbował zawołać Peony, ale wiedział, że ona nie usłyszy raczej, bo jego głos chyba w tył się przez wiatr niesie.
I kręcili się coraz szybciej, a Bertie bardzo się cieszył, że jego głowa i błędnik mają się bardzo dobrze i nie musi się martwić złym samopoczuciem i rozglądał się dookoła. Pewnie na dole dostanie lekkiego kręciołka za to, ale póki co było całkiem śmiesznie. I w końcu zaczęli opadać i faktycznie kiedy stanął na nogach, przez kilka sekund miał trochę problem z tym, gdzie się idzie prosto, ale to też go rozbawiło, więc objął mocno Peony. I co z tego, że pewnie kompletnie ich przewiało? Jeszcze ze schodów schodził trochę krzywo, ale dalej już śmieszne uczucie na szczęście mu minęło całkowicie.
- Jak głowa? - spytał najpierw, jednocześnie rozglądając się za kolejnymi atrakcjami, bo przecież chciał więcej i więcej!
- Jak się pochoruję to musisz mi jakąś dobrą zupę zrobić. - zaznaczył tylko, bo przecież tak być musi! I fakt, że miał całą mokrą od malutkich kropel deszczu twarz też jakoś wcale, a wcale go nie bolał. Jej tylko poprawił chustkę, apaszkę lub szalik, czy cokolwiek miała, żeby szyję dokładnie osłaniała. No, przecież ona się do tego pochorować nie może. Uśmiechnął się do niej przy tym wesoło. - Jak byłem mały lubiłem chorować, bo cały dzień robiłem co chciałem i gotowali mi świetne rzeczy. Wszędzie był czosnek, miód i takie tam. Aż trudno uwierzyć, że z wiekiem to już nie jest takim dniem wolnego od wszystkiego.
Stwierdził, bo i to na prawdę dziwne! Kiedyś wszyscy nad chorym skakali, a teraz trzeba myśleć o tym, że obowiązki i tak nad człowiekiem wiszą czy cierpi i smarka w łóżku, czy próbuje funkcjonować, tylko wolniej.
Wyczuł, że jego towarzyszka przystanęła i przez chwilę żałował, że się odezwał. Mógł udać, że zapomniał o pytaniu, lub po prostu wymyślić coś innego. A jednak jakoś nie chciał zmyślać. Jednocześnie nie chciał psuć nastroju, który był w tej chwili idealny do zabawy. Kiedy złapała jego rękę, też ścisnął ją lekko i uśmiechnął się, odwracając twarz w jej stronę. Wiedział, że może na nią liczyć. Nie ważne, ile się znają, bratnią duszę zawsze człowiek wyczuje i wtedy takie bzdury, jak długość znajomości nie mają znaczenia. A to była w jakiś sposób jego bratnia dusza nawet, jeśli całkowicie inna. Po prostu fajnie mu się z nią spędzało czas.
- No dobra, wierzę, że będzie pyszne. - stwierdził i wierzył, że Piwka go solidnie nakarmi czymś bardzo dobrym. No, w każdym razie zawsze fajnie jest wpaść na jedzenie zrobione przez kogoś innego, co nie? Już się zbliżali do huśtawek, już byli na miejscu!
Siadł zaraz za nią i pozwolił pracownikowi sprawdzić, czy na pewno zabezpieczenie w postaci metalowej rurki jest dobrze ułożone i sprawi, że będzie bezpieczny.
- No, przecież w tym cała zabawa!
Odpowiedział jej i uśmiechnął się szeroko. I już zaraz zaczęło się kręcić, z początku powoli, jednocześnie się unosząc, a i huśtawki były coraz wyżej, bo i siła odśrodkowa? lub cośtam innego pchało je na bok, więc i dalej od ziemi. Może nie bardzo mocno, ale zauważalnie i wyczuwalnie. I świat im trochę wirował i ludzie w dole może nie byli malutcy, ale mniejsi znacznie, niż normalnie i wszystko było śmieszne, szczególnie wiatr, który pchał się w usta, kiedy Bertie zaczął się śmiać. I próbował zawołać Peony, ale wiedział, że ona nie usłyszy raczej, bo jego głos chyba w tył się przez wiatr niesie.
I kręcili się coraz szybciej, a Bertie bardzo się cieszył, że jego głowa i błędnik mają się bardzo dobrze i nie musi się martwić złym samopoczuciem i rozglądał się dookoła. Pewnie na dole dostanie lekkiego kręciołka za to, ale póki co było całkiem śmiesznie. I w końcu zaczęli opadać i faktycznie kiedy stanął na nogach, przez kilka sekund miał trochę problem z tym, gdzie się idzie prosto, ale to też go rozbawiło, więc objął mocno Peony. I co z tego, że pewnie kompletnie ich przewiało? Jeszcze ze schodów schodził trochę krzywo, ale dalej już śmieszne uczucie na szczęście mu minęło całkowicie.
- Jak głowa? - spytał najpierw, jednocześnie rozglądając się za kolejnymi atrakcjami, bo przecież chciał więcej i więcej!
- Jak się pochoruję to musisz mi jakąś dobrą zupę zrobić. - zaznaczył tylko, bo przecież tak być musi! I fakt, że miał całą mokrą od malutkich kropel deszczu twarz też jakoś wcale, a wcale go nie bolał. Jej tylko poprawił chustkę, apaszkę lub szalik, czy cokolwiek miała, żeby szyję dokładnie osłaniała. No, przecież ona się do tego pochorować nie może. Uśmiechnął się do niej przy tym wesoło. - Jak byłem mały lubiłem chorować, bo cały dzień robiłem co chciałem i gotowali mi świetne rzeczy. Wszędzie był czosnek, miód i takie tam. Aż trudno uwierzyć, że z wiekiem to już nie jest takim dniem wolnego od wszystkiego.
Stwierdził, bo i to na prawdę dziwne! Kiedyś wszyscy nad chorym skakali, a teraz trzeba myśleć o tym, że obowiązki i tak nad człowiekiem wiszą czy cierpi i smarka w łóżku, czy próbuje funkcjonować, tylko wolniej.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jeżeli myślała, że dzięki samochodzikom nabrała odwagi to się bardzo pomyliła. Odwaga uleciała z niej jak tylko karuzela zaczęła się unosić. Chwyciła się kurczowo barierek po obu stronach siedzenia i bez względu na wysokość na której już byli zaczęła krzyczeć. Nie wiedziała co jest takiego w krzykach. Wszyscy krzyczą tak jakby karuzela miała zaraz ich porwać i obedrzeć ze skóry. A jednak zawsze jest to krzyk pomieszany ze strachem i radością. Otwierała i zamykała oczy czując jak wszystko w niej wiruje. Ludzie stanowili jedną kolorową plamę, reszta atrakcji to migające jej w oczach światło. Chciała się obrócić i spojrzeć na Bertiego, ale za bardzo się bała puścić poręczy. Nie wiedzieć czemu takie miejsca zawsze kojarzyły jej się ze straszną śmiercią. Nie wiedziała jak ludzi może to bawić. Teraz sama bawiła się tu doskonale. Była wdzięczna Bottowi, że ją tutaj zabrał. W końcu mógł zabrać kogoś kogo dobrze znał, kogoś z kim wiedział, że się będzie dobrze bawił. Nie musiał zabierać swojej sąsiadki od chwastów. Peony w życiu sama nie zdecydowałaby się na taki krok. Kiedy karuzela się zatrzymała, a Piwka znowu poczuła grunt pod nogami przymknęła oczy by uspokoić wirowanie. Nic to nie dało. Kompletnie nic. Całkowicie otumaniona nie wiedzieć jak stanęła na nogi i odnajdując wirującym spojrzeniem sąsiada uśmiechnęła się szeroko. - Czuje się jakbym wypiła pół butelki ognistej – powiedziała rozbawiona. Kiedy nieznośne wirowania zaczęły przechodzić i czuła, że nogi prowadzą ją chociaż trochę prosto rozejrzała się w poszukiwaniu innych atrakcji. Słysząc jego słowa przewróciła oczami. - Zrobię Ci niedobrą, żebyś wiedział, że nie warto chorować. - powiedziała mierzwiąc mu włosy i tym samym pozbywając się z nich kropelek deszczu. - Ewentualnie zaprowadzę Cię do moich kochanych szklarni. Przecież Mandragory są dobre na wszystko. - odparła przypominając sobie o tym, że Bott niezbyt za tymi cudownymi roślinami przepada. Nie mogła tego zrozumieć. Będzie musiała mu kiedyś pokazać tą najlepszą stronę tych cudownych roślin. - Za to jak ja będę chora – zaczęła kiedy poprawiał jej szalik. - to Ty zostaniesz niańką na pół etatu. - powiedziała z uśmiechem. Ona nigdy nie lubiła chorować. Pewnie dlatego, że u niej w domu bardzo szybko radzono sobie z chorobami. Jej ojciec był aptekarzem i zielarzem, ziół mieli pod dostatkiem. Jeden dzień to i tak było za dużo na chorobę. Ale z opowieści swoich znajomych wiedziała, że chorowanie może być fajne. Nawet bardzo. Teraz Bertie tylko to potwierdził. - Coś czuje, że często byłeś chory. - powiedziała unosząc brew z uśmiechem. - U mnie w domu chorobę zabijało się w zarodku. Jakby nagle tyle osób zachorowało to nie miałby kto zająć się tym miodem i czosnkiem. - dodała rozglądając się za tym gdzie mogliby teraz pójść. - To co teraz? Tunel strachu czy od razu przechodzimy do rollercoaster'a? - zapytała przenosząc na niego pytający wzrok.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
A jednak Bertie chciał tu zabrać właśnie sąsiadkę od chwastów. Właśnie z nią o tym rozmawiał i przecież widział, że dobrze mu się z nią spędza czas. Więc czemu nie? Szczególnie, że robiła się coraz bardziej radosna, a na to przyjemnie się patrzyło. Razem zeszli z karuzeli, bo już wchodziły na podest kolejne osoby, już trzeba było uciekać, a im się jeszcze kręciło w głowie!
- Widzisz? A nie będziesz miała kaca, same plusy. - oznajmił jej radośnie na informację o alkoholu. Przystanęli na chwilę, żeby odetchnąć i pozwolić organizmom dojść do siebie. No i oczywiście wybrać kolejne atrakcje!
- Doskonale wiem, że za żadne skarby świata nie dopuścisz mnie do swoich szklarni. - odpowiedział pod tym względem bardzo spokojny o swój los, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie to, żeby on chciał, czy planował cokolwiek niszczyć. To się po prostu działo samo. Dobrze, że Peony nie zna Eileen, bo by pewnie się nasłuchała o wszystkich zniszczeniach, jakich przypadkiem dokonywał. Choć w sumie i Peony o części wiedziała, znali się już tak długo, że na pewno jej jakiś kubek stłukł, czy inną pierdołę.
A teraz jeszcze raz podziękujmy losowi za zaklęcie reparo.
- Okej, jestem w tym całkiem niezły. Będę ci nosił zupy, pilnował, żebyś nie wychodziła z łóżka i deprawował twojego syna. - stwierdził zadowolony z takiej opcji. O prawdziwym leczeniu nie wiedział nic, ale znał metody swoich rodziców no i Piwka na pewno by mówiła, jakich ziółek jej teraz zaparzyć. A i zabawa z młodocianym mogłaby być w porządku. Bertie przepadał za dzieciakami.
- Nie szczególnie. Wiesz, mimo wszystkich plusów choremu dzieciakowi zabrania się bitwy na śnieżki i tak dalej. - uśmiechnął się szeroko, bo i taka prawda, że lubił się polenić w domu, ale po całym dniu w nim spędzonym zaczynało mu już odbijać z nudów i wymyślał coraz to głupsze rozrywki.
- Tunel strachu. - zadecydował. I spodziewał się, że będzie raczej zabawnie, ale przecież o to chodzi!
I już zaraz ruszyli do kolejnej atrakcji, którą wybrał, bo po prostu była bliżej. Musieli poczekać tylko chwilkę, zanim dostali się to małego samochodziku i przebrana w pelerynę dziewczyna z doczepionymi kłami dziewczyna poinformowała ich, że nie wolno im wysiadać z wagonika do momentu w którym nie skończą się tory.
Ruszyli więc niezbyt szybko i zaraz znaleźli się w pomieszczeniu, które było całkowicie ciemne. Bertie rozglądał się dookoła usiłując zobaczyć cokolwiek, ale nie było na to najmniejszych szans. W tej chwili Peony mogła poczuć, jak coś dotyka jej włosów i unosi kosmyki do góry. Kawałek za nimi dało się słyszeć kroki.
- Widzisz? A nie będziesz miała kaca, same plusy. - oznajmił jej radośnie na informację o alkoholu. Przystanęli na chwilę, żeby odetchnąć i pozwolić organizmom dojść do siebie. No i oczywiście wybrać kolejne atrakcje!
- Doskonale wiem, że za żadne skarby świata nie dopuścisz mnie do swoich szklarni. - odpowiedział pod tym względem bardzo spokojny o swój los, uśmiechając się przy tym szeroko. Nie to, żeby on chciał, czy planował cokolwiek niszczyć. To się po prostu działo samo. Dobrze, że Peony nie zna Eileen, bo by pewnie się nasłuchała o wszystkich zniszczeniach, jakich przypadkiem dokonywał. Choć w sumie i Peony o części wiedziała, znali się już tak długo, że na pewno jej jakiś kubek stłukł, czy inną pierdołę.
A teraz jeszcze raz podziękujmy losowi za zaklęcie reparo.
- Okej, jestem w tym całkiem niezły. Będę ci nosił zupy, pilnował, żebyś nie wychodziła z łóżka i deprawował twojego syna. - stwierdził zadowolony z takiej opcji. O prawdziwym leczeniu nie wiedział nic, ale znał metody swoich rodziców no i Piwka na pewno by mówiła, jakich ziółek jej teraz zaparzyć. A i zabawa z młodocianym mogłaby być w porządku. Bertie przepadał za dzieciakami.
- Nie szczególnie. Wiesz, mimo wszystkich plusów choremu dzieciakowi zabrania się bitwy na śnieżki i tak dalej. - uśmiechnął się szeroko, bo i taka prawda, że lubił się polenić w domu, ale po całym dniu w nim spędzonym zaczynało mu już odbijać z nudów i wymyślał coraz to głupsze rozrywki.
- Tunel strachu. - zadecydował. I spodziewał się, że będzie raczej zabawnie, ale przecież o to chodzi!
I już zaraz ruszyli do kolejnej atrakcji, którą wybrał, bo po prostu była bliżej. Musieli poczekać tylko chwilkę, zanim dostali się to małego samochodziku i przebrana w pelerynę dziewczyna z doczepionymi kłami dziewczyna poinformowała ich, że nie wolno im wysiadać z wagonika do momentu w którym nie skończą się tory.
Ruszyli więc niezbyt szybko i zaraz znaleźli się w pomieszczeniu, które było całkowicie ciemne. Bertie rozglądał się dookoła usiłując zobaczyć cokolwiek, ale nie było na to najmniejszych szans. W tej chwili Peony mogła poczuć, jak coś dotyka jej włosów i unosi kosmyki do góry. Kawałek za nimi dało się słyszeć kroki.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Na słowa o szklarniach i dokładnym ich przeanalizowaniu pokiwała głową. Miał rację. Choć znali się krótko to zdążyła zauważyć, że rzeczy dosłownie od niego uciekają. Lecą mu z rąk, przewracają się, albo akurat wyrastają na jego drodze. Nie było w tym nic złego. To część jego osobowości, którą Piwka uważała w sumie za całkiem uroczą. Nie każdy z gracją potrafi rozbić kubek czy przewrócić krzesło. Do tego trzeba mieć po prostu talent. - Może pozwolę Ci popatrzeć przez szybę. - powiedziała z szerokim uśmiechem. Wiedziała, że za Mandragorami nie przepadał więc lepiej, żeby jej nie podpadł bo dostanie piękny bukiet właśnie z tych cudownych roślin. Dzięki Merlinowi mają magię. W takich sytuacjach była po prostu zbawieniem. Czasami współczuła mugolom, że kiedy coś się stłucze lub zepsuje tak, że nie da się już tego naprawić muszą kupować nowe. Pewnie przez to bardziej cenią wartość rzeczy jakie posiadają. Ale z drugiej strony wtedy bardziej się do rzeczy przywiązują, a to już wcale dobre nie jest. A to znak, że magia może zdziałać więcej dobrego niż złego chociaż czasami Piwka miała wrażenie, że czarodzieje o tym zapomnieli. Uśmiechnęła się na jego zapewnienia. - Czyli lepiej nie chorować. - zażartowała i szturchnęła go delikatnie ramieniem. Wiedziała, że opiekę w razie choroby miałaby stuprocentową. No może prócz tej deprawacji młodocianego. Chociaż on w sumie ostatnio i tak szaleje jak może. - Gdyby można było w chorobie latać po dworze, lepić bałwana i rzucać się śnieżkami to nie nazywalibyśmy tego chorobą, a idealnym życiem. - zaśmiała się. Dylematy życia. Jak żyć, żeby można było mieć wszystkiego po trochu. Wybór tunelu strachu ją ucieszył. Z jednej strony nie była jeszcze gotowa na stracie z największą atrakcją tego popołudnia, a z drugiej strony coś czuła, że ten tunel strachu wcale taki straszny nie będzie. Kolejka była dość mała więc już po kilku minutach siedzieli w małym wagoniku. Parsknęła śmiechem, kiedy zrobiło się całkiem ciemno. Dochodziły do nich jakieś dziwne dźwięki, ale one bardziej bawiły Piwkę niż straszyły. - Dobra gdzie to światło… - zaczęła w momencie, w którym coś dotknęło jej włosów. Drgnęła i zaczęła odganiać to coś ze swoich włosów. Poczuła na włosach jakieś krótkie macki i się wzdrygnęła, a po chwili głośno roześmiała. - Boisz się już? -zapytała chociaż w ogóle go nie widziała. Ta ciemność była przeszywająca i nużąca. Nie minęła minuta i nagle przed ich wagonikiem wyrosła kobieta w białej sukni i czarnych włosach. „Pomóż mi, pomóż mi, pomóż mi” powtarzała. Podskoczyła zdziwiona jej nagłym pojawieniem się. - Na Merlina. - parsknęła tylko przejeżdżając dłonią po włosach.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Też racja. Ale w sumie co w tym złego?
Uśmiechnął się lekko. No, trzeba znaleźć sposób, żeby w chorobie móc ganiać po śniegu w takim razie! Jak? No, Bertie jeszcze nie ma pojęcia, ale kiedyś pewnie na to wpadnie i powie całemu światu. Może to ten jego sukces do osiągnięcia?
Zaraz jednak siedzieli w kolejce. Był ciekaw, co tu przygotują, choć nie spodziewał się wiele. Byle tylko było zabawnie! Kiedy całkowicie zgasło światło, słuchał Peony i próbował cokolwiek zobaczyć.
- Jasne, że tak. Zaraz ci wskoczę na kolana i będziesz mnie musiała wynieść. - oznajmił jej rozbawiony, a kiedy pojawiła się przed nimi "zjawa", złapał Peony w mocnym uścisku udając przerażonego i nie zamierzał puszczać. Co z tego, że drżał co najwyżej ze śmiechu? Bo i niestety nie umiał przestać się chichrać i nic na to nie poradzi. - No, teraz totalnie musisz mnie bronić, dasz radę?
Spytał zaraz, ale nie poluźniał uścisku, no przecież się boi, a jak ma się bać to musi się kogoś trzymać, prawda? Robiło się powoli jaśniej na szczęście, bo cała ta ciemność robiła się już denerwująca. Po bokach dało się zobaczyć zarysy jakby domków i postaci.
- Myślisz, że to inferiusy? - spytał zaraz cicho, że-to-niby-przerażonym tonem, rozglądając się dookoła i odwracając. I faktycznie, w półmroku mogli dostrzec postaci poprzebierane za zombie. I nagle kolejka stanęła, a przed nimi tory wyraźnie się skończyły. Postaci dookoła zaczęły iść w ich kierunku.
- Zaraz nas zjedzą! - nie mógł się nie śmiać, ale no, starał się wczuć w rolę! Pociągnął Peony za rękę, żeby wysiadła z wagonika i rozglądał się, gdzie mają uciekać. Bardzo go kusiło, żeby spróbować wejść do któregoś z domków, ale coś czuł, że to tylko pomalowane kartony albo coś w tym stylu. No to ruszył dalej w stronę jakiegoś tunelu, który najpewniej był częścią trasy i nie zamierzał przy tym puszczać ręki Piwki, bo przecież ona go musi przed tymi potworami bronić. Gdyby tylko umiał się nie śmiać!
Uśmiechnął się lekko. No, trzeba znaleźć sposób, żeby w chorobie móc ganiać po śniegu w takim razie! Jak? No, Bertie jeszcze nie ma pojęcia, ale kiedyś pewnie na to wpadnie i powie całemu światu. Może to ten jego sukces do osiągnięcia?
Zaraz jednak siedzieli w kolejce. Był ciekaw, co tu przygotują, choć nie spodziewał się wiele. Byle tylko było zabawnie! Kiedy całkowicie zgasło światło, słuchał Peony i próbował cokolwiek zobaczyć.
- Jasne, że tak. Zaraz ci wskoczę na kolana i będziesz mnie musiała wynieść. - oznajmił jej rozbawiony, a kiedy pojawiła się przed nimi "zjawa", złapał Peony w mocnym uścisku udając przerażonego i nie zamierzał puszczać. Co z tego, że drżał co najwyżej ze śmiechu? Bo i niestety nie umiał przestać się chichrać i nic na to nie poradzi. - No, teraz totalnie musisz mnie bronić, dasz radę?
Spytał zaraz, ale nie poluźniał uścisku, no przecież się boi, a jak ma się bać to musi się kogoś trzymać, prawda? Robiło się powoli jaśniej na szczęście, bo cała ta ciemność robiła się już denerwująca. Po bokach dało się zobaczyć zarysy jakby domków i postaci.
- Myślisz, że to inferiusy? - spytał zaraz cicho, że-to-niby-przerażonym tonem, rozglądając się dookoła i odwracając. I faktycznie, w półmroku mogli dostrzec postaci poprzebierane za zombie. I nagle kolejka stanęła, a przed nimi tory wyraźnie się skończyły. Postaci dookoła zaczęły iść w ich kierunku.
- Zaraz nas zjedzą! - nie mógł się nie śmiać, ale no, starał się wczuć w rolę! Pociągnął Peony za rękę, żeby wysiadła z wagonika i rozglądał się, gdzie mają uciekać. Bardzo go kusiło, żeby spróbować wejść do któregoś z domków, ale coś czuł, że to tylko pomalowane kartony albo coś w tym stylu. No to ruszył dalej w stronę jakiegoś tunelu, który najpewniej był częścią trasy i nie zamierzał przy tym puszczać ręki Piwki, bo przecież ona go musi przed tymi potworami bronić. Gdyby tylko umiał się nie śmiać!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czasami zastanawiała się kto te wszystkie rzeczy wymyślał. Magów ciężko było przestraszyć w końcu wiedzieli o istnieniu różnych stworzeń, które dla mugoli mogłyby być przerażające i całkowicie nierealne. Dlatego też jedyne co było dla niej nie tyle straszne co ogłupiające to ciągłe jęki, krzyki i warknięcia. Idąc ciemnym lasem może i by się przestraszyła takiego krzyku, ale teraz? Siedząc w mały wagoniku nawet do głowy by jej nie przyszło by krzyknąć ze strachu. Peony parsknęła śmiechem słysząc, że będzie musiała go niedługo stąd wynosić. - Nie dam rady. Zostawię Cię tutaj. - powiedziała i wzruszyła ramionami po czym uśmiechnęła się szeroko. Kobieta w bieli była dopiero początkiem strasznych postaci chcących wzbudzić w nich przerażenie. Kiedy ją objął zaśmiała się. Cały ich wagonik dosłownie chodził ze śmiechu. Nie wierzyła, że ludzie przychodzą tutaj po to, żeby się bać. No po prostu to było niemożliwe. - Nie bój się… najwyżej zjedzą Ci nogę. Zawsze będziesz miał drugą. - cholerna pocieszycielka! Chwyciła go za dłoń, a kiedy kolejne dziwne stwory, a raczej przebierańce chciała powiedzieć zaczęły się do nich zbliżać spojrzała na niego z udawanym przerażeniem w oczach. - Już po nas, Panie Bottcie. Miło było Pana poznać. - powiedziała i choć próbowała zachować powagę to nie mogła. Parsknęła śmiechem przymykając na chwile oczy. Miała szczerą nadzieje, że to nie były inferiusy. Chociaż te przed nimi były tak samo brzydkie i tak samo się poruszały to jednak jej rozbawienie nie dopuszczało myśli, że to nic innego jak iluzja. Chociaż gdyby wprowadzili tutaj takie prawdziwe to byłby to prawdziwy tunel strachu do, którego naprawdę nie chciałaby pójść. Zaskoczona otworzyła oczy, kiedy pociągnął ją za rękę i wyprowadził z wózka. - Opuszczamy naszą bezpieczną przystań? - zapytała oglądając się ostatni raz na stojący na torach wagonik. Oczywiście przypomniały jej się słowa kasjerki, że nie mogą wychodzić z wózka aż do zakończenia przejażdżki, ale jakoś się tym nie przejęła. Tak samo zresztą jak i Bertie. Pędzili tunelem, który mieli dopiero za chwile przemierzyć podczas jazdy uciekając przed „goniącymi” ich zombie. Kiedy dotarli do rozwidlenia torów Piwka usłyszała skowyt. Pociągnęła mężczyznę za rękę zatrzymując się przy jednym z tych małych budyneczków. - Cśśś… - powiedziała uciszając go gestem dłoni. - Za głośno biegasz. Teraz na pewno nas znajdą. - szepnęła rozglądając się. To była komiczna zabawa. Co więcej naprawdę się w to wciągnęła i naprawdę jej się ona spodobała. Dawno nie była tak rozbawiona czymś co w ogóle nie spełniało swojej roli. A może właśnie spełniało? Może ten tunel strachu miał być tak naprawdę tunelem śmiechu?
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Bertiemu kojarzyło się, że mają nie wysiadać do końca torów, a skoro wagonik stanął to uznał, że to właśnie ich koniec. Jeśli on się myli to najwyżej ich ktoś ochrzani, jeśli się nie myli to dalej będą ich straszyć i nie jest to moment na przejmowanie się. Szczególnie, że zajął się na poważnie uciekaniem przed żywymi trupami, które mugole pewnie nazwaliby po prostu zombie! Przy końcu tunelu kiedy usłyszał skowyt, wsunął się w cień, przyciągając Piwkę bliżej.
- Dobra, to na bank będzie wilkołak. Na trzy biegniemy przed siebie, a jeśli zacznie nas gonić to cię popycham, wpadasz w jego łapy, on cię zjada, a ja uciekam. Wiesz, w końcu lepiej, żeby dorwał jedno z nas, a nie oboje, co nie?
Powiedział jej starając się mówić tonem pewnym i spokojnym tak, żeby to co mówi brzmiało logicznie nawet, jeśli było skończoną głupotą i czuł, że pewnie zaraz go Piwka zdzieli za jego odwagę przez łeb. I uśmiechnął się do niej szeroko, bo rola jaką sobie na ten tunel wybrał bardzo mu się podobała. No hej, zgrywać bohatera to każdy potrafi!
Przed nimi były jakby zarośla. Nawet część roślin chyba była prawdziwa pod ładnie zakamuflowanymi donicami. Tak, czy inaczej miało to prawdopodobnie sprawiać wrażenie lasu i Bertie cieszył się, że wszystko nie jest plastikowe, choć może plastik bardziej by do tego wszystkiego pasował nastrojem. Kiedy milczeli, dało się dosłyszeć, że po tym szalonym lesie coś biega. Co więcej, za nimi znów dało się słyszeć pojękiwanie, więc muszą teraz uciekać nie tylko przed potworem, pewnie wilkołakiem z lasu, ale i przed tymi potwornymi inferiusami!
- Dobra, nie ma czasu na omawianie planu, zgadzasz się i tyle. - oznajmił jej, spoglądając za siebie, bo przecież ma być przerażony i wypatrując, jak daleko zombiaki są od nich i już po chwili zaczął poznawać ich sylwetki. - Gonią nas! Jak nic, umrzemy! - zakomunikował i wbiegł w las znowu ciągnąc ją za rękę, bo przecież jest mu Piwka potrzebna na ofiarę dla wilkołaka w razie co! Rozglądał się tylko z której strony ich ma potwór dopaść, ale biegł jak tylko mógł, co łatwe wcale nie było, bo z jednej strony trzymał sąsiadkę, a z drugiej musiał co chwila zakręcać, bo ta ścieżka jaką im przygotowali była dość mocno pokręcona.
- Dobra, to na bank będzie wilkołak. Na trzy biegniemy przed siebie, a jeśli zacznie nas gonić to cię popycham, wpadasz w jego łapy, on cię zjada, a ja uciekam. Wiesz, w końcu lepiej, żeby dorwał jedno z nas, a nie oboje, co nie?
Powiedział jej starając się mówić tonem pewnym i spokojnym tak, żeby to co mówi brzmiało logicznie nawet, jeśli było skończoną głupotą i czuł, że pewnie zaraz go Piwka zdzieli za jego odwagę przez łeb. I uśmiechnął się do niej szeroko, bo rola jaką sobie na ten tunel wybrał bardzo mu się podobała. No hej, zgrywać bohatera to każdy potrafi!
Przed nimi były jakby zarośla. Nawet część roślin chyba była prawdziwa pod ładnie zakamuflowanymi donicami. Tak, czy inaczej miało to prawdopodobnie sprawiać wrażenie lasu i Bertie cieszył się, że wszystko nie jest plastikowe, choć może plastik bardziej by do tego wszystkiego pasował nastrojem. Kiedy milczeli, dało się dosłyszeć, że po tym szalonym lesie coś biega. Co więcej, za nimi znów dało się słyszeć pojękiwanie, więc muszą teraz uciekać nie tylko przed potworem, pewnie wilkołakiem z lasu, ale i przed tymi potwornymi inferiusami!
- Dobra, nie ma czasu na omawianie planu, zgadzasz się i tyle. - oznajmił jej, spoglądając za siebie, bo przecież ma być przerażony i wypatrując, jak daleko zombiaki są od nich i już po chwili zaczął poznawać ich sylwetki. - Gonią nas! Jak nic, umrzemy! - zakomunikował i wbiegł w las znowu ciągnąc ją za rękę, bo przecież jest mu Piwka potrzebna na ofiarę dla wilkołaka w razie co! Rozglądał się tylko z której strony ich ma potwór dopaść, ale biegł jak tylko mógł, co łatwe wcale nie było, bo z jednej strony trzymał sąsiadkę, a z drugiej musiał co chwila zakręcać, bo ta ścieżka jaką im przygotowali była dość mocno pokręcona.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak na razie jeszcze nikt ich stąd nie wyrzucił, a przecież na pewno ktoś na to wszystko spoglądał. Nie można było zostawić takiego obiektu bez obserwacji. A skoro nikt ich jeszcze za ganianie po tunelach nie wyrzucił to nie mieli kompletnie czym się przejmować. Może o to właśnie tutaj chodziło? Tak jak w samochodzikach? Bo kto by się zastanawiał nad konsekwencjami. No dobra. Może Piwka. Przejmowanie się konsekwencjami leżało w jej opiekuńczej naturze. Zawsze tak miała. Teraz jednak dziwny ucisk zelżał. Nie słyszała dobijającego się do niej głosu rozsądku. A to było miłe zaskoczenie. Słysząc jego najpewniej genialny plan uniosła brew. Jej mina mówiła więcej niż tysiąc słów. - Mów mi więcej – odparła po chwili szeroko się uśmiechając. To był najgłupszy pomysł na świecie. No tak… może i ona miała go ratować, ale obejrzała wystarczającą ilość filmów, że poświęcenie w takich sytuacjach jest głupotą. - Jak mnie zje to złapie i Ciebie. Jakbyś nie zauważył pozostawiam wiele do życzenia. - dodała. No bo toż to chude, kościste. Wilkołak bardzo szybko skończy przystawkę i zajmie się daniem głównym. Wiedziała, że to jeszcze nie koniec ich uciekania i spodobało jej się to. Słysząc jego kolejne słowa przewróciła oczami. - Dzięki, demokrato. - dodała i dała się pociągnąć wzdłuż torów. Skowyt wilkołaka było słychać co raz głośniej. Obróciła się by spojrzeć na pędzące za nimi małe zombie czy kij wie co jeszcze. Gnali przed siebie, a Piwka nie miała nawet pojęcia, że cała ta trasa jest aż tak długa. Nagle na ich głowy zaczęły opadać plecione pajęcze sieci. Podskoczyła jak z automatu, a po chwili uśmiechnęła się szeroko. Zatrzymała się widząc zielone ślepia przed nimi. - O nie… wilkołak przed nami. - chociaż ślepia prawdopodobnie były atrapą świecącą w ciemności to jej wyobraźnia pozwoliła na domalowanie reszty. Za nimi dało się słyszeć szybkie kroki ścigających ich inferiusami. Obróciła się tak by on spoglądał w jedną stronę, a ona w drugą. Stali teraz opaci o siebie plecami niczym w pułapce. - To już koniec… mają nas. - powiedziała z udawanym przerażeniem. - Dzielnie uciekałeś. Cieszę się, że mogłam Ci towarzyszyć. - dodała starając się zachować powagę. To właśnie powiedziałby każdy dobry kompan w kinie akcji.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Więc uciekali! Uciekali jak tylko mogli szybko. Oczywiście, udało mu się po drodze potknąć o jakąś doniczkę i wywalić. Doniczki to chyba jakieś fatum jego życia, wiecznie przez nie obrywa! No, ale podniósł się szybko, śmiejąc się tylko bardziej i tak biegł, aż nie trafili w jakąś sieć.
- Nie chcę umierać tak młodo!
Spojrzał na nią, robiąc smutną minę i słuchał, jak ekipa zombie-inferiusów-czy-cholera-wie-czego coraz bardziej się zbliża. Zaczął więc łapać za sieć i próbował się wyplątać, bo jak to tak, on ma dać się złapać? No, nie doczekanie, nie po to tu tak gonił!
- Ej no, mi też było miło. Znaczy mam rozumieć, że zgadzasz się jednak być przynętą? - spytał, kiedy dostał się wreszcie do końca sieci, która była na prawdę spora! i wygramolił spod niej. Przez chwilę chciał nawet opatulić nią mocniej Piwkę i porwać ją tak związaną, ale zobaczył linki. Pewnie sieć jest podwieszona do sufitu, niestety. - No, chodź, trupy albo wilkołak!
I znów pociągnął ją za rękę i znów biegli. Pomyślał sobie, że szkoda, że te zielone oczy się nie ruszają, bo aż za łatwo się uciekło. I wreszcie widzieli koniec i tym razem tunel kończył się światłem i wypadli na wieże powietrze, gdzie wesoło zaczął się śmiać, wychodząc znów na deszcz.
- Udało się! - zakrzyknął, wyciągając jej rękę do przybicia piątki, bo hej! Uciekli od jakiejś nawiedzonej panny młodej, inferiusów i wilkołaka! Dają radę, nie? - Skoro przeżyłaś to starcie to już na bank przetrwasz spotkanie z rollercosterem.
Oznajmił jej całkowicie, ale to absolutnie poważnym tonem i ruszył we właściwą stronę, ku głównej atrakcji tego dnia. No hej, to będzie super! Powiszą do góry nogami, pokręcą się, będzie mega szybko, może pokrzyczą. A potem "ja chcę jeszcze raz!" pewnie z pięć razy i hot dog na obiad. I już żadna karuzela nie będzie równie szalona, jak ta jedna wyjątkowa, Bertie dobrze się na tym zna!
Dzięki deszczowej pogodzie nie było dziś zbyt wielu osób, więc nie powinni też szczególnie długo stać w kolejce.
- Czasem jestem ciekaw, jak to montują. Ale potem stwierdzam, że chyba wolę nie wiedzieć. Wiesz, póki człowiek myśli, że to jakoś magicznie po prostu stoi i stać musi, czuje się pewniej. - stwierdził, kierując się we właściwą stronę.
- Nie chcę umierać tak młodo!
Spojrzał na nią, robiąc smutną minę i słuchał, jak ekipa zombie-inferiusów-czy-cholera-wie-czego coraz bardziej się zbliża. Zaczął więc łapać za sieć i próbował się wyplątać, bo jak to tak, on ma dać się złapać? No, nie doczekanie, nie po to tu tak gonił!
- Ej no, mi też było miło. Znaczy mam rozumieć, że zgadzasz się jednak być przynętą? - spytał, kiedy dostał się wreszcie do końca sieci, która była na prawdę spora! i wygramolił spod niej. Przez chwilę chciał nawet opatulić nią mocniej Piwkę i porwać ją tak związaną, ale zobaczył linki. Pewnie sieć jest podwieszona do sufitu, niestety. - No, chodź, trupy albo wilkołak!
I znów pociągnął ją za rękę i znów biegli. Pomyślał sobie, że szkoda, że te zielone oczy się nie ruszają, bo aż za łatwo się uciekło. I wreszcie widzieli koniec i tym razem tunel kończył się światłem i wypadli na wieże powietrze, gdzie wesoło zaczął się śmiać, wychodząc znów na deszcz.
- Udało się! - zakrzyknął, wyciągając jej rękę do przybicia piątki, bo hej! Uciekli od jakiejś nawiedzonej panny młodej, inferiusów i wilkołaka! Dają radę, nie? - Skoro przeżyłaś to starcie to już na bank przetrwasz spotkanie z rollercosterem.
Oznajmił jej całkowicie, ale to absolutnie poważnym tonem i ruszył we właściwą stronę, ku głównej atrakcji tego dnia. No hej, to będzie super! Powiszą do góry nogami, pokręcą się, będzie mega szybko, może pokrzyczą. A potem "ja chcę jeszcze raz!" pewnie z pięć razy i hot dog na obiad. I już żadna karuzela nie będzie równie szalona, jak ta jedna wyjątkowa, Bertie dobrze się na tym zna!
Dzięki deszczowej pogodzie nie było dziś zbyt wielu osób, więc nie powinni też szczególnie długo stać w kolejce.
- Czasem jestem ciekaw, jak to montują. Ale potem stwierdzam, że chyba wolę nie wiedzieć. Wiesz, póki człowiek myśli, że to jakoś magicznie po prostu stoi i stać musi, czuje się pewniej. - stwierdził, kierując się we właściwą stronę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chociaż instynkt miała matczyny to przynętą zostać nie miała zamiaru. Ta cała sytuacja była niczym z jakiegoś krótkometrażowego filmu. Chociaż role aktorskie przyjęli z powagą i pełną gracją to niekontrolowane wybuchy śmiechu psuły całą atmosferę. A tak przynajmniej stwierdziłby każdy oglądający ich w tym momencie widź. Już dawno tak dobrze się nie bawiła. I nie była pewna czy to przez to miejsce czy przez towarzystwo, ale naprawdę przez chwile poczuła się jakby znowu miała dwadzieścia lat i cały świat u stóp. Kiedy wybiegli na świeże powietrze, a krople deszczu po raz kolejny tego dnia dosięgły jej twarzy uśmiechnęła się szeroko. Podskoczyła, żeby przybić mu piątek i pokręciła z niedowierzaniem głową. - Dobrze, że mnie tam nie zostawiłeś, bo Lana nie byłaby jednym uprzykrzającym Ci życie duchem, Bott. - mruknęła unoszą brew. Kiedy zaczęli iść poklepała go z uśmiechem po plecach. - Jesteś naprawdę nienormalny. - odparła choć w tym momencie, w jej ustach musiało to zabrzmieć jak komplement. Nie bez powodu przecież się szeroko uśmiechała. Miał racje. Wcale nie bała się już zmierzyć z najstraszniejszą atrakcją dzisiejszego dnia. Nadal naładowana pozytywną energią patrzyła na krzyczących ludzi z dużą dozą rezerwy. Przecież gdyby to miało być takie straszne to nikogo by tam nie wpuszczali. Tak samo jak do tych wszystkich innych miejsc, które dzisiejszego dnia zdążyli przejść. Stali w kolejce czekając aż cała maszyna się zatrzyma, ludzie spokojnie opuszczą swoje siedzenia, a oni będą mogli oddać się przerażeniu. Nie mogła zaprzeczyć, że ich krzyki powodowały gęsią skórkę. Słysząc słowa sąsiada przewróciła oczami. - Nie dodawaj nic więcej bo wejdziesz tam sam. To, że uniknęliśmy apokalipsy zombie wcale nie znaczy, że całkowicie mnie do tego przekonałeś. - powiedziała i parsknęła śmiechem. Nie miała pojęcia ile czasu już tutaj spędzili. Godzinę? Dwie? Więcej? Nie zastanawiała się nad tym. Rollercoaster zatrzymał się i przyszła ich kolej. Usiedli w wagoniku mniej więcej na środku. Nie była aż tak pozytywnie nastawiona i nie była aż tak szalona by usiąść na samym przodzie. Chociaż pewnie Bertie chciał i był trochę zawiedziony, że zaprowadziła ich na sam środek. Potem zaczęło się sprawdzanie zabezpieczeń, a ludzie dookoła nich rozmawiali podekscytowani o czekającej ich wyprawie. - Oby nie ostatniej. - mruknęła cicho i widząc zdezorientowane spojrzenie mężczyzny pokręciła głową uśmiechając się szeroko. - Zobaczysz. Nie krzyknę ani razu. Możemy się nawet o coś założyć. - ale chyba nie była tego tak pewna.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaśmiał się na jej słowa. To by było coś, dwa duchy! Do tego jeszcze Franz i mają całkiem niezłą ekipę. Mogliby poszukać jeszcze dwóch zbłąkanych dusz i wygonić Bertiego z przyjaciółmi z Rudery i mieszkać sobie radośnie, każde w swoim pokoju, ponownie strasząc mugoli, którzy od czasu do czasu wpadaliby do tego domu, żeby odprawiać jakieś głupawe seanse z duchami.
- Takiego mnie pani kocha, panno Sprout.
Odpowiedział wesołym tonem. I już byli pod główną atrakcją tego dnia i widzieli, jak kolejka gna niesamowicie szybko i słyszeli wrzaski i Bertie chciał już być tam na górze i jechać do góry nogami i na każdy możliwy sposób, no wpuśćcie go już!
I dał się poprowadzić do środkowego wagonika, choć faktycznie zdecydowanie wolałby być z przodu. Najpierw z przodu, potem na samym końcu i porównać wrażenia. A potem wejść jeszcze raz i jeszcze dziesięć, aż nie będzie miał dość. On, albo jego organizm.
- Ja za to zamierzam wrzeszczeć za nas obu. Ale możemy się założyć. Kto przegra, stawia hot-dogi. - oznajmił jej radośnie, bo przecież krzyczenie na rollercosterze jest świetne. O uwalnianie emocji w tym wszystkim chodzi w końcu, prawda? W krzyku było coś fajnego.
I faktycznie zaraz ruszyli. Powoli, ale drażniąco powoli i stromo ku górze, aż człowiek zaczynał myśleć, że zaraz runą w tył. I jakby na sekundę zatrzymali się, kiedy już dotarli na sam szczyt i zaraz ruszyli w dół z niesamowitą prędkością! I gwałtowny zakręt w prawo, kółko, tory zaczęły się okręcać, a oni razem z nimi, w jednej chwili jadąc bokiem, by zaraz być do góry nogami, bokiem i znów w normalnej pozycji i znowu w dół szybciej, by znowu wjeżdżać trochę w górę. To już, już, tam przed nimi są serpentyny, dwie, jedna za drugą i zaraz z rozpędem ruszyli i jadąc ku górze już zaczęli zwalniać, by niemal wisieć przez chwilę do góry nogami i zaraz runąć znów w dół, w kierunku kolejnej serpentyny, przy której ponownie zwolnili na samej górze i zaraz ruszyli niesamowicie szybko. Dalej kilka gwałtownych zakrętów i już byli na miejscu, a Bertie zaczął się chichrać jak nienormalny, bo czy to wszystko nie było świetne? Na pewno przerażające, ale jednocześnie GE-NIA-LNE! Chyba nikt temu nie zaprzeczy!
- Chodź jeszcze raz!
Zawołał, kiedy zabezpieczenia, dzięki którym nie wylecieli z kolejki się odblokowały, a oni zeszli z siedzeń.
- Takiego mnie pani kocha, panno Sprout.
Odpowiedział wesołym tonem. I już byli pod główną atrakcją tego dnia i widzieli, jak kolejka gna niesamowicie szybko i słyszeli wrzaski i Bertie chciał już być tam na górze i jechać do góry nogami i na każdy możliwy sposób, no wpuśćcie go już!
I dał się poprowadzić do środkowego wagonika, choć faktycznie zdecydowanie wolałby być z przodu. Najpierw z przodu, potem na samym końcu i porównać wrażenia. A potem wejść jeszcze raz i jeszcze dziesięć, aż nie będzie miał dość. On, albo jego organizm.
- Ja za to zamierzam wrzeszczeć za nas obu. Ale możemy się założyć. Kto przegra, stawia hot-dogi. - oznajmił jej radośnie, bo przecież krzyczenie na rollercosterze jest świetne. O uwalnianie emocji w tym wszystkim chodzi w końcu, prawda? W krzyku było coś fajnego.
I faktycznie zaraz ruszyli. Powoli, ale drażniąco powoli i stromo ku górze, aż człowiek zaczynał myśleć, że zaraz runą w tył. I jakby na sekundę zatrzymali się, kiedy już dotarli na sam szczyt i zaraz ruszyli w dół z niesamowitą prędkością! I gwałtowny zakręt w prawo, kółko, tory zaczęły się okręcać, a oni razem z nimi, w jednej chwili jadąc bokiem, by zaraz być do góry nogami, bokiem i znów w normalnej pozycji i znowu w dół szybciej, by znowu wjeżdżać trochę w górę. To już, już, tam przed nimi są serpentyny, dwie, jedna za drugą i zaraz z rozpędem ruszyli i jadąc ku górze już zaczęli zwalniać, by niemal wisieć przez chwilę do góry nogami i zaraz runąć znów w dół, w kierunku kolejnej serpentyny, przy której ponownie zwolnili na samej górze i zaraz ruszyli niesamowicie szybko. Dalej kilka gwałtownych zakrętów i już byli na miejscu, a Bertie zaczął się chichrać jak nienormalny, bo czy to wszystko nie było świetne? Na pewno przerażające, ale jednocześnie GE-NIA-LNE! Chyba nikt temu nie zaprzeczy!
- Chodź jeszcze raz!
Zawołał, kiedy zabezpieczenia, dzięki którym nie wylecieli z kolejki się odblokowały, a oni zeszli z siedzeń.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiedy ruszyli myślała, że przecież to nie może być aż tak straszne na jakie wygląda. Tyle ludzi przychodzi tutaj, żeby się dobrze bawić więc na pewno do strasznych rzeczy nie mogło to należeć. Kiedy ludzie chcieli się bać to chodzili na straszny film do kina samochodowego, albo późną porą spacerowali bo niebezpiecznych okolicach. Tutaj chodziło o zabawę. Na samym początku kiedy poruszali się jeszcze całkiem wolno, a Peony dokładnie widziała wszystko znajdujące się niedaleko uśmiechnęła się szeroko. Taka prędkość była idealna! Jechali sobie powoli, obserwując wszystko i wszystkich. Niestety nie trwało to zbyt długo i kolejka szarpnęła rozpędzając się na kolejnych zakrętach i pętlach. Chociaż trzymała się kurczowo barierki zabezpieczającej to czuła, że zaraz wypadnie. Ha! To właśnie było w tym wszystkim najlepsze. Fakt, że choćbyś ze wszystkich stron był związany pasami i zabezpieczony barierkami to i tak pierwsza myśl będzie się skupiać na tym, że zaraz wypadniesz. Za strachliwa była na to, a przynajmniej tak jej się w tym momencie wydawało. Kolejne pętle, kolejne zakręty, które wydawały się być nie do pokonaniu. Widząc jednak, że kolejka sztywno trzyma się swojego toru i nigdzie się nie wybiera postanowiła puścić barierkę i przestać myśleć o tym, że może skończyć rozjechana przez kolejkę, albo jako mokra plama na samym dole. Spojrzała na Bertiego i widząc szeroki uśmiech na jego twarzy sama uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Miała zamiar wygrać zakład i nie krzyczeć, ale jej się to nie udało. W momencie, w którym kolejka zatrzymała się zostawiając ich w stanie zawieszenia dodatkowo do góry nogami poczuła, że tym razem na pewno wypadnie. Krzyknęła. Głośno. Prawdopodobnie słyszeli ją aż w Dolinie. - Przypomnij mi, że mam zabić tego, który nas tak tu zostawił. - powiedziała chociaż cała ta sytuacja bawiła ją jeszcze bardziej. Absurdalny fakt, że im bardziej się bała tym bardziej ją to bawiło. Kiedy w końcu ruszyli kończąc już całą przejażdżkę odetchnęła z ulgą. Teraz już wiedziała z czym się to je i kiedy Bertie zaproponował by poszli jeszcze raz wysiadła szybko zajmując im miejsce z przodu. No, żeby nikt im nie zajął. Czując opadającą barierkę już się nie bała. Sprawdzający im zabezpieczenia mężczyzna aż się uśmiechnął widząc, że ci postanowili przejechać się jeszcze raz. Mruknął coś o wytrwałości i ruszył dalej. Deszcz wcale ich nie oszczędzał więc pewnie mieli być po tej przejażdżce z przodu jeszcze bardziej przemoczeni. Ale cóż… czego się nie robi dla zabawy. Kolejny raz był równie szalony i w sumie… równie straszny nawet jeśli wiedziała, że nie wypadnie i, że bezpiecznie stanie na nogach. Po kilku minutach kolejka znowu się zatrzymała, a oni wysiedli. Żałowała tylko, że nie siedli z przodu za pierwszym razem. Kiedy odeszli kilka kroków dalej kobieta spojrzała na sąsiada i parsknęła śmiechem. - Wyglądamy jakby ktoś nas oblał wiadrem wody – powiedziała spoglądając na samą siebie, a potem znowu przenosząc wzrok na mężczyznę.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Bawił się genialnie. To zdecydowanie atrakcja dnia i nikt tego nie przebije. Prędkość, zakręty, zawijasy i ten chwilowy niby-zawał, kiedy zawisnęli głowami w dół! Sam pomyślał, że może coś jest nie tak, ale już jechali dalej i znowu było genialnie! Śmiał się i cieszył jak dzieciak, za drugim razem równie dobrze, jak za pierwszym. W końcu jednak przejażdżka się skończyła i tym razem zgodził się zejść.
I faktycznie byli kompletnie przemoczeni. W trakcie szybkiej jazdy szczególnie krople deszczu dawały po twarzach, ale wtedy za mocno się tym nie przejmował.
- Mniej więcej na to by w sumie wyszło. Albo i ze trzema wiadrami. - przyznał. Powoli robiło się już zimno. A zimno rzecz jasna przywołało głód: Bertie nie miał pojęcia dlaczego to tak działa, ale zawsze kiedy tylko robi się chłodniej, on w jednej chwili robi się wygłodniały. No, co poradzić!
- To hot-dogi i się zwijamy? Jeśli chcesz, możemy jeszcze na coś wejść, ale myślę, że TEGO nic nie przebije. - stwierdził i był bardzo pewny swego, zerkając po raz kolejny na roller costera. Będzie musiał tu wrócić, na pewno wróci jeszcze nie raz. Pewnie z resztą Wesołe Miasteczko dorobi się z czasem nowych atrakcji, w końcu cały czas jest rozbudowywane, żeby nie nudzić się ludziom!
- Niech mi ktoś spróbuje wmówić, że mugole nie są geniuszami. - stwierdził jeszcze, bo przecież są! To wszystko zrobili bez jakiejkolwiek magii, a jest świetne, genialne i w ogóle idealne! Zrobiłoby na każdym wrażenie. Może czasami trochę, ale to tylko ociupinkę Bertie mógłby przyznać rację osobom, które twierdzą, że magia czasami ogranicza czarodziei. Nie powie jednak tego głośno, zdecydowanie lubi ułatwiać sobie życie jak tylko może.
Zaraz ruszył w stronę budki z hod-dogami jak zapowiedział i zamówił dla siebie i Piwki, chowając się przy tym pod niewielkim zadaszeniem. Co prawda i tak oboje są mokrzy, ale chociaż na jedzenie nie będzie im kapać!
- Ja wiem, że nie zdrowo i tak dalej, ale nie wyobrażam sobie tu domowych obiadków. - stwierdził jeszcze. No jasne, domowe ciasteczka są milion razy lepsze od waty cukrowej, ale Wesołe Miasteczko to między innymi wata cukrowa! Podobnie z hot-dogami.
I faktycznie byli kompletnie przemoczeni. W trakcie szybkiej jazdy szczególnie krople deszczu dawały po twarzach, ale wtedy za mocno się tym nie przejmował.
- Mniej więcej na to by w sumie wyszło. Albo i ze trzema wiadrami. - przyznał. Powoli robiło się już zimno. A zimno rzecz jasna przywołało głód: Bertie nie miał pojęcia dlaczego to tak działa, ale zawsze kiedy tylko robi się chłodniej, on w jednej chwili robi się wygłodniały. No, co poradzić!
- To hot-dogi i się zwijamy? Jeśli chcesz, możemy jeszcze na coś wejść, ale myślę, że TEGO nic nie przebije. - stwierdził i był bardzo pewny swego, zerkając po raz kolejny na roller costera. Będzie musiał tu wrócić, na pewno wróci jeszcze nie raz. Pewnie z resztą Wesołe Miasteczko dorobi się z czasem nowych atrakcji, w końcu cały czas jest rozbudowywane, żeby nie nudzić się ludziom!
- Niech mi ktoś spróbuje wmówić, że mugole nie są geniuszami. - stwierdził jeszcze, bo przecież są! To wszystko zrobili bez jakiejkolwiek magii, a jest świetne, genialne i w ogóle idealne! Zrobiłoby na każdym wrażenie. Może czasami trochę, ale to tylko ociupinkę Bertie mógłby przyznać rację osobom, które twierdzą, że magia czasami ogranicza czarodziei. Nie powie jednak tego głośno, zdecydowanie lubi ułatwiać sobie życie jak tylko może.
Zaraz ruszył w stronę budki z hod-dogami jak zapowiedział i zamówił dla siebie i Piwki, chowając się przy tym pod niewielkim zadaszeniem. Co prawda i tak oboje są mokrzy, ale chociaż na jedzenie nie będzie im kapać!
- Ja wiem, że nie zdrowo i tak dalej, ale nie wyobrażam sobie tu domowych obiadków. - stwierdził jeszcze. No jasne, domowe ciasteczka są milion razy lepsze od waty cukrowej, ale Wesołe Miasteczko to między innymi wata cukrowa! Podobnie z hot-dogami.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Myślę, że całości już nic nie przebije. - powiedziała zgadzając się z jego słowami i uśmiechając szeroko. To zaskakujące jak zmienia się postrzeganie sytuacji z dozą czasu. Idąc tutaj nie była przekonana do tego szaleństwa. Właściwie chciała się przecież nawet wycofać myśląc, że to nie dla niej. W końcu całkowicie nie po drodze jej do szaleństw. Ale teraz… teraz była zahipnotyzowana tym miejscem. I choć pewnie nie powie tego na głos, no bo jak to! Jeszcze by jej tu urósł w piórka. Bertie miał racje. W stu procentach. To miejsce uwalnia najgłębiej schowane w nas dziecko. Kiedy podeszli do budki z hot-dogami nawet nie pomyślała o tym, że to jest niezdrowe i produkowane… nie wiadomo w sumie z czego. Uśmiechnęła się sięgając po podawanego jej przez Botta hot-doga. - Myślę, że kompletnie sobie z tego nie zdają sprawy. - powiedziała i zaraz dodała – O mugolach oczywiście mówię. Myślę, że nie zdają sobie sprawy z tego, że są prawdziwymi geniuszami. Bez krzty… magi. Jest co podziwiać. - dodała ostatnie słowa wypowiadając szeptem. Czuła jak kropelki deszczu z włosów spływają jej na nos i policzki, ale nic sobie z tego nie robiła. To było nawet przyjemne. Stać tutaj w towarzystwie Botta. Ludzie pojawiają się często w naszym życiu i zaraz z niego uciekając zostawiając tylko zamęt. Chociaż nie znała go długo i chociaż nie wiedziała o nim wszystkiego to jednak już nie jeden raz pokazał, że wcale nie ma zamiaru tak po prostu zrobić zamętu i zniknąć. Kiedy spróbowała hot-doga na początku nie potrafiła stwierdzić czy jej smakuje czy nie. Jednak po chwili stwierdziła, że to wcale nie chodzi o to czy on będzie smakował czy nie. To był hot-dog. Parówka, dużo sosu, bułka i jakieś warzywa. I tyle z tego. Uśmiechnęła się szeroko do niego przeżuwając kolejny kęs. Kiedy przełknęła szturchnęła go ramieniem. - Ty mówisz, ze to niezdrowe, a ja myślę, że właśnie to jedzą arystokraci na tych swoich sabatach. - prychnęła. - Może jeszcze hot-doga, lordzie? Jak smakowały hot-dogi, lady? - zaczęła parodiując znanych jej szlachciców i ich umiłowanie do tytułów. W sumie wiedziała, że obrażanie tego szlacheckiego światka nie było najlepszym posunięciem, ale z drugiej strony jakoś się tym nigdy nie przejmowała. Nawet w szkole. A tutaj to już na pewno nie. W środku mugolskiego wesołego miasteczka. Wgryzła się znowu w swoją przekąskę i tym razem stwierdziła, że naprawdę jej smakował. Odwróciła się do lady i z uśmiechem powiedziała do sprzedającego w budce mężczyzny. - Jeszcze dwa poprosimy. - powiedziała, a widzą minę Bertiego mruknęła. - No co? Przez drogę zgłodniejemy. - dodała.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- W sumie masz chyba rację. Moja rodzina to po części mugole. Wiesz, oboje rodzice półkrwi, trochę mugolskich wujków, ciotek, kuzynów. Bliższa rodzina wie niby, ale im dalej tym mniej osób świadomych magii, wiesz. - wzruszył ramionami. Nie ukrywa się przed bratem, że siostra jest czarownicą, ale już dalsze powiązania raczej tego typu informacji nie dostają, żeby ktoś nie zarzucił Bottom, że łamią przepisy tajności. Zabawa w mugola była dla Bertiego zawsze fajna. Szczególnie opowiadanie o magii komuś, kto nigdy w nią nie uwierzy, bardzo go to bawiło. Jako dzieciak miał opinię kogoś o niesamowicie bujnej wyobraźni. Bo przecież ten maluch mógłby książki pisać! Jak on to wymyśla?! Latające miotły, lewitujące przedmioty, dywany na których się lata, kominki do transportu, ukryta ulica, zamek-szkoła, magiczne przedmioty, różdżki, ukryta społeczność, no niesamowite po prostu! Oczywiście nie za wiele, bo i rodzice czasem mu przerywali, ale na prawdę go to bawiło.
- W każdym razie to było dla nich całkowicie naturalne. Znaczy szukanie rozwiązań. Jak u nas, tylko mają bardziej pod górkę, tylko nie mają porównania, zwęc tego zwyczajnie nie widzą. Genialna sprawa. - stwierdził żywo i wesoło, by za chwilę śmiać się z Piwki naśladującej szlachtę na bankiecie. Pokiwał zaraz energicznie głową, bo bardzo mu się ten pomysł spodobał.
- Milejdi, wyborny hot-dog, powinna pani spróbować. Idealnie podkreśla smak wina, jakie wybrała pani na ten wieczór. A ten keczap na nim, istny majstersztyk! - dołączył, zabierając się za własną porcję fast-fooda na dziś. Pysznego i ciepłego, a to podstawa! I pokiwał głową, bo na pewno zgłodnieją przez drogę. On z resztą bez problemu wsunie drugiego już teraz, od razu, za pierwszym.
I ruszyli do wyjścia, bo wszystko musi się skończyć czy dobre, czy złe. Ale na pewno tu wrócą. Pewnie nie raz i nie dwa, może w lepszej pogodzie, choć wcale nie koniecznie. W końcu dzisiejsze deszcze i marznięcie w niczym im nie przeszkadzało! Hot-dogi ich rozgrzeją!
zt x 2
- W każdym razie to było dla nich całkowicie naturalne. Znaczy szukanie rozwiązań. Jak u nas, tylko mają bardziej pod górkę, tylko nie mają porównania, zwęc tego zwyczajnie nie widzą. Genialna sprawa. - stwierdził żywo i wesoło, by za chwilę śmiać się z Piwki naśladującej szlachtę na bankiecie. Pokiwał zaraz energicznie głową, bo bardzo mu się ten pomysł spodobał.
- Milejdi, wyborny hot-dog, powinna pani spróbować. Idealnie podkreśla smak wina, jakie wybrała pani na ten wieczór. A ten keczap na nim, istny majstersztyk! - dołączył, zabierając się za własną porcję fast-fooda na dziś. Pysznego i ciepłego, a to podstawa! I pokiwał głową, bo na pewno zgłodnieją przez drogę. On z resztą bez problemu wsunie drugiego już teraz, od razu, za pierwszym.
I ruszyli do wyjścia, bo wszystko musi się skończyć czy dobre, czy złe. Ale na pewno tu wrócą. Pewnie nie raz i nie dwa, może w lepszej pogodzie, choć wcale nie koniecznie. W końcu dzisiejsze deszcze i marznięcie w niczym im nie przeszkadzało! Hot-dogi ich rozgrzeją!
zt x 2
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wesołe miasteczko
Szybka odpowiedź