Wesołe miasteczko
AutorWiadomość
First topic message reminder :
- [bylobrzydkobedzieladnie]
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Wesołe miasteczko
Według Proroka Codziennego wesołe miasteczko pełne czarów to idealne miejsce na spędzenie leniwego, niedzielnego popołudnia. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - najmłodszym polecamy karuzelę lewitujących filiżanek, trochę starszym zjazd na gargulcu oraz diabelski młyn. Nie słabnącym zainteresowaniem cieszy się także niepozorna karuzela, gwarantująca niesamowite wrażenie przejażdżki na jednym z magicznych koni i to oczywiście, z pełną gwarancją bezpieczeństwa - rumaki poruszają grzywami, parskają, machają skrzydłami. Natomiast osoby poszukujące mocniejszych wrażeń koniecznie powinny wybrać się na rollercoaster na miotłach. Nie zabraknie też sali strachu pełnej strzyg, wampirów i czerwonych kapturków!
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:56, w całości zmieniany 2 razy
Oczywiście, że nie miał zamiaru zdradzać celu podróży. Miała być to przecież niespodzianka! Dlatego na pytanie uśmiechnął się i konspiracyjnie, wprawionym ruchem palców zakręcił wąsa. Będziesz zachwycony - mówiły jego ślepia i kto wie...? Może należało się trochę obawiać? W końcu nie na co dzień oczy potrafiły szeptać w tak niemy sposób.
Adrien prowadził kuzyna w tym dwuosobowym, podniebnym galopie. Pogoda sprzyjała, a ciepłe, wiosenne podmuchy łechtały rozłożyste skrzydła majestatycznych koni zachęcając je do podniebnych akrobacji toteż należało być czujnym i trzymać je krótko. Carrow dyskretnie łypnął na kuzyna czy radzi sobie. I to nie tak, że wątpił w jego umiejętności. Powodowała nim zwyczajna, niczym nie uargumentowana troska.
Mrużąc swe okole ślepia, Adrien dostrzegł na horyzoncie światła wesołego miasteczka. Przesunął łydki na przód i zebrał wodze. Koń zamachnął skrzydłami, Carrow jakby na moment zawisł w powietrzu by zaraz zrównać lot z aetonanem kuzyna.
- Cel podróży na horyzoncie, mój drogi - powiedział mu, wskazując to coraz bardziej powiększający się kształt jednej z atrakcji miasteczka - Kto ostatni na miejscu ten wąchał skarpety Merlina i stawia magiczną watę cukrową - Dodał wesoło, nim Morgoth zdołał jakkolwiek zareagować na pomysł tego, że zbliżają się do miasteczka i tego, że w tym momencie został wyzwany na wyścig. Carrow nie tracił na tą drugą czynność czasu bo ledwie co skończył zdanie tak zaraz jego rumak niebezpiecznie nagle zaczął obniżać lot, znikając gdzieś pod młodym Yalaxeyem. Cóż...Adrien niewątpliwie zręcznie postawił kuzyna przed faktem dokonanym wobec tego co względem niego planował. Jak zwykle.
|Kto wyrzuci więcej oczek ten dociera do celu pierwszy! Do rzutu doliczamy bonus z biegłości jeździectwo!
Adrien prowadził kuzyna w tym dwuosobowym, podniebnym galopie. Pogoda sprzyjała, a ciepłe, wiosenne podmuchy łechtały rozłożyste skrzydła majestatycznych koni zachęcając je do podniebnych akrobacji toteż należało być czujnym i trzymać je krótko. Carrow dyskretnie łypnął na kuzyna czy radzi sobie. I to nie tak, że wątpił w jego umiejętności. Powodowała nim zwyczajna, niczym nie uargumentowana troska.
Mrużąc swe okole ślepia, Adrien dostrzegł na horyzoncie światła wesołego miasteczka. Przesunął łydki na przód i zebrał wodze. Koń zamachnął skrzydłami, Carrow jakby na moment zawisł w powietrzu by zaraz zrównać lot z aetonanem kuzyna.
- Cel podróży na horyzoncie, mój drogi - powiedział mu, wskazując to coraz bardziej powiększający się kształt jednej z atrakcji miasteczka - Kto ostatni na miejscu ten wąchał skarpety Merlina i stawia magiczną watę cukrową - Dodał wesoło, nim Morgoth zdołał jakkolwiek zareagować na pomysł tego, że zbliżają się do miasteczka i tego, że w tym momencie został wyzwany na wyścig. Carrow nie tracił na tą drugą czynność czasu bo ledwie co skończył zdanie tak zaraz jego rumak niebezpiecznie nagle zaczął obniżać lot, znikając gdzieś pod młodym Yalaxeyem. Cóż...Adrien niewątpliwie zręcznie postawił kuzyna przed faktem dokonanym wobec tego co względem niego planował. Jak zwykle.
|Kto wyrzuci więcej oczek ten dociera do celu pierwszy! Do rzutu doliczamy bonus z biegłości jeździectwo!
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Nic nie rozumiał i trochę go to drażniło. W końcu byli z Adrienem tak różni i to nie tylko z powodu dzielącej ich różnicy wieku. Carrow zachowywał się i czuł jakby miał zapewne tyle lat ile Morgoth, a Yaxley właśnie wręcz przeciwnie. Może jednak to w pewien przekorny sposób sprawiało, że nie mógł się złościć na swojego dużo starszego kuzyna. Ten wciąż traktował go jak dziecko, co w pewien sposób było irytujące, ale równocześnie i przypominające, że może nie cały świat musiał się trzymać tych wszystkich poważnych chwil. Chociaż Morgoth należał do cichych i raczej nie szukających podobnych wrażeń osób, nie potrafił odmówić Adrienowi, któremu podniebny wyścig chyba powoli odbierał rozum. Yaxley widząc praktycznie szaleńcze spojrzenie blondyna, złapał jedynie swojego wierzchowca nieco mocniej za uzdę i nakierował go na ostrzejsze i bardziej ryzykowne ustawienie się pod wiatr. Ale udało im się zachować równowagę, a rosnąca z każdą chwilą przyjemność z lotu wygłuszała niepewność. Czapraki obu koni były już mokre od potu, a wierzchowce zdyszane z wysiłku, jednak nie dali im odpocząć. Już kilkanaście minuty pędziły z całych sił, niosąc jeźdźców na grzbietach. Morgoth w locie dociągnął swojemu rumakowi popręg, wiedząc, że później dość sprawnie go też zluzuje, gdy dotrą na miejsce.
Najwidoczniej mieli się tam pojawić o wiele szybciej niż sądził. Usłyszał radosny głos kuzyna, a potem przeniósł spojrzenie na nikłe światła gdzieś w dole przed nimi. Co ten Carrow znowu wymyślił? Chyba się domyślał i nie mógł uwierzyć w pomysłowość kuzyna, który chyba naprawdę zaczynał nieco wariować. Ten zaraz krzyknął coś o wyścigu i zaczął pikować. Morgoth pokręcił głową, ale ruszył za Adrienem, spinając karego aetonana. Lekki uśmiech wyszedł na twarzy rycerza.
|zt x2
Najwidoczniej mieli się tam pojawić o wiele szybciej niż sądził. Usłyszał radosny głos kuzyna, a potem przeniósł spojrzenie na nikłe światła gdzieś w dole przed nimi. Co ten Carrow znowu wymyślił? Chyba się domyślał i nie mógł uwierzyć w pomysłowość kuzyna, który chyba naprawdę zaczynał nieco wariować. Ten zaraz krzyknął coś o wyścigu i zaczął pikować. Morgoth pokręcił głową, ale ruszył za Adrienem, spinając karego aetonana. Lekki uśmiech wyszedł na twarzy rycerza.
|zt x2
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
|20 kwietnia?
Widząc u siebie ponowny nawrót skłonności do nadużywania alkoholu, Ariadna postanowiła zacząć nowy dzień z nowymi postanowieniami. Zaczęła od posprzątania swojego pokoju, w którym zapanował wyjątkowy chaos, a potem pokazała się w pracy, po której umówiła się z Bertiem w wesołym miasteczku. Na miejscu znalazła się trochę przed czasem, dlatego przechadzała się spokojnie pomiędzy stoiskami, oglądając różne bibeloty, które nie wzbudzały w niej dużego entuzjazmu. W pewnym momencie poczuła jak ktoś łapie ją za rękę.
Odwracając się i odruchowo wyrywając dłoń, spoglądnęła na o wiele niższą od siebie kobietę, nieco zgarbioną i ubraną - co tu dużo mówić - w łachmany. Dzierżyła w ręce talię kart, drugą wyciągając w jej stronę. Dziewczyna choć spotykała się z takimi ludźmi w swoim życiu, w pierwszej chwili nie rozumiała o co chodzi, dopóki starsza pani nie odezwała się ponownie.
- Daj powróżyć, daj rączkę a szczęście zobaczę... - nastawiona dość sceptycznie do wróżenia z ręki (choć sama to czasem praktykowała), podziękowała, przyśpieszając kroku. Staruszka nie odpuszczając szła jeszcze za nią, rzucając wyrywkowo głupoty o przystojnym ciemnowłosym, który przysporzy jej znowu kłopotów. Mówiła też o zawistnej kobiecie o czarnych włosach i czarnych jak noc oczach, szczęśliwym dniu i szczęśliwym kamieniu. Uciekając w okolicę lewitujących filiżanek, oglądnęła się nerwowo za siebie. Pusto. Rozglądnęła się więc za swoim najsłodszym puszkiem a gdy mignął jej w tłumie, w jednym susie znalazła się obok, chwytając Bertiego pod rękę.
- Nie puszczaj mnie, uciekam przed wróżką - powiedziała niemal na jednym tchu odciągając chłopaka na bok, od tłumu. - To miło, że znalazłeś dla mnie czas - dodała wreszcie, uśmiechając się. Odkąd zamieszkali ze sobą pod jednym dachem nie mieli okazji ani razu ze sobą na spokojnie porozmawiać, dlatego propozycję wspólnego wyjścia przyjęła od razu. Była mu niesamowicie wdzięczna za mieszkanie i poniekąd pracę w cukierni.
Widząc u siebie ponowny nawrót skłonności do nadużywania alkoholu, Ariadna postanowiła zacząć nowy dzień z nowymi postanowieniami. Zaczęła od posprzątania swojego pokoju, w którym zapanował wyjątkowy chaos, a potem pokazała się w pracy, po której umówiła się z Bertiem w wesołym miasteczku. Na miejscu znalazła się trochę przed czasem, dlatego przechadzała się spokojnie pomiędzy stoiskami, oglądając różne bibeloty, które nie wzbudzały w niej dużego entuzjazmu. W pewnym momencie poczuła jak ktoś łapie ją za rękę.
Odwracając się i odruchowo wyrywając dłoń, spoglądnęła na o wiele niższą od siebie kobietę, nieco zgarbioną i ubraną - co tu dużo mówić - w łachmany. Dzierżyła w ręce talię kart, drugą wyciągając w jej stronę. Dziewczyna choć spotykała się z takimi ludźmi w swoim życiu, w pierwszej chwili nie rozumiała o co chodzi, dopóki starsza pani nie odezwała się ponownie.
- Daj powróżyć, daj rączkę a szczęście zobaczę... - nastawiona dość sceptycznie do wróżenia z ręki (choć sama to czasem praktykowała), podziękowała, przyśpieszając kroku. Staruszka nie odpuszczając szła jeszcze za nią, rzucając wyrywkowo głupoty o przystojnym ciemnowłosym, który przysporzy jej znowu kłopotów. Mówiła też o zawistnej kobiecie o czarnych włosach i czarnych jak noc oczach, szczęśliwym dniu i szczęśliwym kamieniu. Uciekając w okolicę lewitujących filiżanek, oglądnęła się nerwowo za siebie. Pusto. Rozglądnęła się więc za swoim najsłodszym puszkiem a gdy mignął jej w tłumie, w jednym susie znalazła się obok, chwytając Bertiego pod rękę.
- Nie puszczaj mnie, uciekam przed wróżką - powiedziała niemal na jednym tchu odciągając chłopaka na bok, od tłumu. - To miło, że znalazłeś dla mnie czas - dodała wreszcie, uśmiechając się. Odkąd zamieszkali ze sobą pod jednym dachem nie mieli okazji ani razu ze sobą na spokojnie porozmawiać, dlatego propozycję wspólnego wyjścia przyjęła od razu. Była mu niesamowicie wdzięczna za mieszkanie i poniekąd pracę w cukierni.
Gość
Gość
Kwiecień upływał pod znakiem myśli o Zakonie. Było ich wiele, były różne, w wielu zwyczajnie się gubił. Do nich w pewnym momencie doszły wydarzenia związane z Anną i tym sposobem, choć zaczął się wspaniałą celebracją Święta Błaznów, tak kończył się natłokiem myśli, które Bertie potrzebował wreszcie wypchnąć ze swojej głowy. Nienawidził myśli tego pokroju: tych, które błąkały się po głowie, odbijały po jej wnętrzu, ale nie znajdowały ujścia, nie wywoływały żadnego ruchu, bo i nie mogły. Myśli względem których pozostawał bezradny.
Tak więc szukał sobie jeszcze więcej zajęć, choć na codzień i tak dbał o to, żeby mieć co robić, teraz zapychał sobie każdy dzień jak tylko się dało. Wesołe miasteczko wydawało mu się wyjściem wprost idealnym, szczególnie że i za towarzystwem Ari zdążył trochę zatęsknić. Mieszkali pod jednym dachem, jednak co chwila się jakoś... mijali.
- Umówienie się na miejscu było najgłupszym, co mogliśmy zrobić, co? - mimo wypowiadanych słów, na jego usta wpełzł wesoły uśmiech, kiedy usłyszał o wróżce. Ruszył zaraz przed siebie, oglądając wszystkie atrakcje dookoła. - A wróżki są super. Wiesz, zawsze przewidzi dobre rzeczy, szczególnie te w podobnych okolicach. Rozmawiasz z taką i już obraz przyszłości jest idealny.
Uśmiechnął się dość wesoło, może nie w pełni po swojemu, może trochę jakiś mały demon w nim musiał jeszcze zdusić skojarzenie, jakie wywołało wspomnienie o wróżce, jednak uparcie. Zamierzał się dziś dobrze bawić, to było postanowione.
- Ale wiem, gdzie możemy się ukryć. - odwrócił ją w stronę miotłowego rollercostera. - Tam na bank nas nie złapie. Co ty na to? W ogóle co ci obiecała? Mąż, dzieci, idealna praca, bogactwo?
Spytał, ruszając we właściwą stronę.
Tak więc szukał sobie jeszcze więcej zajęć, choć na codzień i tak dbał o to, żeby mieć co robić, teraz zapychał sobie każdy dzień jak tylko się dało. Wesołe miasteczko wydawało mu się wyjściem wprost idealnym, szczególnie że i za towarzystwem Ari zdążył trochę zatęsknić. Mieszkali pod jednym dachem, jednak co chwila się jakoś... mijali.
- Umówienie się na miejscu było najgłupszym, co mogliśmy zrobić, co? - mimo wypowiadanych słów, na jego usta wpełzł wesoły uśmiech, kiedy usłyszał o wróżce. Ruszył zaraz przed siebie, oglądając wszystkie atrakcje dookoła. - A wróżki są super. Wiesz, zawsze przewidzi dobre rzeczy, szczególnie te w podobnych okolicach. Rozmawiasz z taką i już obraz przyszłości jest idealny.
Uśmiechnął się dość wesoło, może nie w pełni po swojemu, może trochę jakiś mały demon w nim musiał jeszcze zdusić skojarzenie, jakie wywołało wspomnienie o wróżce, jednak uparcie. Zamierzał się dziś dobrze bawić, to było postanowione.
- Ale wiem, gdzie możemy się ukryć. - odwrócił ją w stronę miotłowego rollercostera. - Tam na bank nas nie złapie. Co ty na to? W ogóle co ci obiecała? Mąż, dzieci, idealna praca, bogactwo?
Spytał, ruszając we właściwą stronę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie odpowiedziała na jego pytanie uznając je za retoryczne. Chcieli spędzić razem czas, niekoniecznie w sposób sztampowy - co więc innego byłoby lepszym rozwiązaniem niż wesołe miasteczko? W ostatnim czasie myśli Ariadny ponownie próbowały ją zjeść, póki co skutecznie spychając ją na drogę chodzenia po pubach i warzenia trucizn, dlatego potrzebowała odmiany. Spacer po lesie mógłby pomóc, z efektem krótkotrwałym, a tutaj miała szansę na znaczne poprawienie sobie humoru. Wyczuła też - być może błędnie - że jej towarzysz znajduje się na podobnym poziomie: pogrążony w bitwie ze swoimi myślami, dlatego za punkt honoru obrała sobie poprawienie mu go.
Zacisnęła nieco uścisk, spoglądając kątem oka na Bertiego.
- Uwielbiam cię za to pozytywne nastawienie do życia, wiesz? - uśmiechając się, odwróciła się jeszcze raz za siebie, lecz starsza kobieta zniknęła w tłumie. Chciała coś dodać, ale pomysł chłopaka wbił ją w ziemię. Spoglądając w stronę rollercoastera zmarszczyła czoło dochodząc do wniosku, że pchanie się tam w spódnicy chyba nie jest najlepszym pomysłem. Co jeśli zleci albo potarga sobie kawałek czarnego materiału? Aria posiadała w zanadrzu chyba setkę argumentów przeciwko, jednak obiecała sobie, że poprawi Bertiemu humor. Pociągnęła więc go w tamtą stronę z ogromną pewnością siebie.
- Wywróżyła mi czarnowłosą dziewczynę o zawistnym spojrzeniu, szczęśliwy dzień i kamień. Wspominała też coś o blondynie wieczorową porą, a na koniec kazała mi uważać, żeby nie sparzyć sobie palców - wyjawiła całą przepowiednię. Z początku w nią nie uwierzyła, bo sama wiedziała, że wróżby nie zawsze się sprawdzają, jednak teraz, gdy zaczęła się nad nią zastanawiać uznała, że powinna częściej patrzeć na znaki dookoła.
- Blondyna wieczorową porą już mam - wzruszyła wątłymi ramionami, przytulając po przyjacielsku swojego towarzysza. - Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać Bertie, trochę mi tego brakowało - stanęła przy barierce prowadzącej do wejścia na jedną z atrakcji wesołego miasteczka, przyglądając jej się z zainteresowaniem.
Zacisnęła nieco uścisk, spoglądając kątem oka na Bertiego.
- Uwielbiam cię za to pozytywne nastawienie do życia, wiesz? - uśmiechając się, odwróciła się jeszcze raz za siebie, lecz starsza kobieta zniknęła w tłumie. Chciała coś dodać, ale pomysł chłopaka wbił ją w ziemię. Spoglądając w stronę rollercoastera zmarszczyła czoło dochodząc do wniosku, że pchanie się tam w spódnicy chyba nie jest najlepszym pomysłem. Co jeśli zleci albo potarga sobie kawałek czarnego materiału? Aria posiadała w zanadrzu chyba setkę argumentów przeciwko, jednak obiecała sobie, że poprawi Bertiemu humor. Pociągnęła więc go w tamtą stronę z ogromną pewnością siebie.
- Wywróżyła mi czarnowłosą dziewczynę o zawistnym spojrzeniu, szczęśliwy dzień i kamień. Wspominała też coś o blondynie wieczorową porą, a na koniec kazała mi uważać, żeby nie sparzyć sobie palców - wyjawiła całą przepowiednię. Z początku w nią nie uwierzyła, bo sama wiedziała, że wróżby nie zawsze się sprawdzają, jednak teraz, gdy zaczęła się nad nią zastanawiać uznała, że powinna częściej patrzeć na znaki dookoła.
- Blondyna wieczorową porą już mam - wzruszyła wątłymi ramionami, przytulając po przyjacielsku swojego towarzysza. - Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać Bertie, trochę mi tego brakowało - stanęła przy barierce prowadzącej do wejścia na jedną z atrakcji wesołego miasteczka, przyglądając jej się z zainteresowaniem.
Gość
Gość
- Oczywiście, ale też za to, że jestem taki miły, utalentowany, przystojny, rozgarnięty, opiekuńczy, wesoły, a do tego zabójczo przystojny. Ah i skromny, przede wszystkim skromny. - puścił jej oczko, wchodząc w naturalny dla siebie klaunowaty nastrój. To był dla niego najlepszy sposób od jakichkolwiek złych myśli: uciekał. Zamykał je, wypychał z umysłu i wydurniał się udając, że zmartwienia nie istnieją w nadziei, że te nie urosną w rym czasie, kiedy są ignorowane.
- Szczęśliwy dzień jest, blondyn jest, wieczór będzie. Kamień, kamień... hm, musimy jakiś ustrzelić na konkursie. Albo coś zorganizujemy. A dziewczyn w koło pełno i każda zazdrości ci towarzystwa, więc sama wybierz tę ciemnowłosą. - wzruszył ramionami. Wierzył we wróżby, oczywiście, nie mógł w końcu nie wierzyć, tylko... cóż, nie do końca wierzył w festynowe wróżki, czy właśnie takie jak te które bywały w wesołych miasteczkach. Nie zamierzał jednak narzekać i mędzić o tym, jak to nie wyłudzają, skoro potrafią dać człowiekowi trochę rozrywki, a przecież o to w tym chodzi.
- Mi ciebie też. Ale dzisiaj mamy cały dzień, w pakiecie mogę dorzucić słodkie bułeczki na śniadanie. Co u ciebie w ogóle?
Postanowił zadać najbardziej ogólne z możliwych pytań, choć spytał faktycznie ciekaw tego, jak Ari sobie radzi... ze wszystkim. Głównie z omijaniem problemow chyba, ale decyzję o tym o czym konkretnie mu opowie pozostawił jej. Bo i powinna wiedzieć, że nie da się zbyć jakimś nędznym ochłapem pokroju "okej", "w porządku", czy "po staremu".
Stanęli więc w kolejce do rollercostera. Jednocześnie wyjął różdżkę, myśląc już nad zmianą spódnicy Ari w spodnie prostym zaklęciem, zaraz jednak z pełnią niezadowolenia schował ją. Miejsce publiczne...
- Nie chciałbym ci narzucać co masz nosić, ale chyba dobrze jeśli się gdzieś zakitramy i spróbujemy trochę zespodnić twoją spódnicę, hm? - zaproponował z uśmiechem, wskazując na szybkie miotły na których materiał zapewne byłby dość nieposłuszny.
- Szczęśliwy dzień jest, blondyn jest, wieczór będzie. Kamień, kamień... hm, musimy jakiś ustrzelić na konkursie. Albo coś zorganizujemy. A dziewczyn w koło pełno i każda zazdrości ci towarzystwa, więc sama wybierz tę ciemnowłosą. - wzruszył ramionami. Wierzył we wróżby, oczywiście, nie mógł w końcu nie wierzyć, tylko... cóż, nie do końca wierzył w festynowe wróżki, czy właśnie takie jak te które bywały w wesołych miasteczkach. Nie zamierzał jednak narzekać i mędzić o tym, jak to nie wyłudzają, skoro potrafią dać człowiekowi trochę rozrywki, a przecież o to w tym chodzi.
- Mi ciebie też. Ale dzisiaj mamy cały dzień, w pakiecie mogę dorzucić słodkie bułeczki na śniadanie. Co u ciebie w ogóle?
Postanowił zadać najbardziej ogólne z możliwych pytań, choć spytał faktycznie ciekaw tego, jak Ari sobie radzi... ze wszystkim. Głównie z omijaniem problemow chyba, ale decyzję o tym o czym konkretnie mu opowie pozostawił jej. Bo i powinna wiedzieć, że nie da się zbyć jakimś nędznym ochłapem pokroju "okej", "w porządku", czy "po staremu".
Stanęli więc w kolejce do rollercostera. Jednocześnie wyjął różdżkę, myśląc już nad zmianą spódnicy Ari w spodnie prostym zaklęciem, zaraz jednak z pełnią niezadowolenia schował ją. Miejsce publiczne...
- Nie chciałbym ci narzucać co masz nosić, ale chyba dobrze jeśli się gdzieś zakitramy i spróbujemy trochę zespodnić twoją spódnicę, hm? - zaproponował z uśmiechem, wskazując na szybkie miotły na których materiał zapewne byłby dość nieposłuszny.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uśmiechnęła się ciepło i szczerze, wyraźnie rozbawiona całą paletą zalet Bertiego. Wiedziała, że mówił to w sposób prześmiewczy, jednak chcąc nie chcąc nie minął się zbytnio z prawdą. Nie mogła wykluczyć tego, że był przystojnym chłopakiem, utalentowanym cukiernikiem, a do tego miłym i opiekuńczym przyjacielem. Ach, gdyby tylko wtedy w szkole nie odrzuciła jego zalotów to może w końcu miałaby normalne życie u boku średnio rozgarniętego blondaska. Nie wracając jednak myślami na dłużej niż to konieczne do wspomnień z czasów szkolnych, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu odludnego miejsca, do zmiany swojego stroju. Na ziemię ściągnęło ją pytanie Botta, które skwitowała gorzkim grymasem.
- Znasz mnie, więc nie ma sensu, żebym cię oszukiwała - westchnęła, nie patrząc nawet w jego stronę, a przestępując nerwowo z nogi na nogę.
- Dopadły mnie niedawno demony przeszłości. Poza tym źle sypiam i prawie nie jem. Jest kiepsko, Bertie - skończyła, wiedząc, że te informacje wcale go nie uradują i z pewnością zagęszczą atmosferę na jakiś czas.
- Tylko nie użalajmy się nad tym, co? - pośpieszyła z prośbą, wysilając się na uniesienie wzroku na twarz chłopaka. - I ty też mnie nie okłamuj, bo ci to nie wyjdzie. Co słychać? - odbiwszy piłeczkę, ujęła chłopaka za rękę kierując się w stronę wcześniej upatrzonego zaułku. Nie musiał jej tłumaczyć, że zmiana spódnicy na spodnie będzie z pewnością wygodniejsza - zresztą, czasami chodziła w spodniach. Rzadko, bo nie było to zbyt dobrze widziane, ale nie wiedziała czemu nie wpadła na ten pomysł akurat dzisiaj.
Kiedy znaleźli się na uboczu sprawdziła jeszcze dwa razy czy nikt ich nie widzi, a potem w dość bezczelny sposób zmierzyła Bertiego wzrokiem.
- Tylko nie zadziałaj przypadkiem w drugą stronę - poprosiła, marszcząc czoło. Nie widziało jej się paradowanie bez dolnej części garderoby wśród ludzi, nawet jeśli mogła zakryć się płaszczem.
- Znasz mnie, więc nie ma sensu, żebym cię oszukiwała - westchnęła, nie patrząc nawet w jego stronę, a przestępując nerwowo z nogi na nogę.
- Dopadły mnie niedawno demony przeszłości. Poza tym źle sypiam i prawie nie jem. Jest kiepsko, Bertie - skończyła, wiedząc, że te informacje wcale go nie uradują i z pewnością zagęszczą atmosferę na jakiś czas.
- Tylko nie użalajmy się nad tym, co? - pośpieszyła z prośbą, wysilając się na uniesienie wzroku na twarz chłopaka. - I ty też mnie nie okłamuj, bo ci to nie wyjdzie. Co słychać? - odbiwszy piłeczkę, ujęła chłopaka za rękę kierując się w stronę wcześniej upatrzonego zaułku. Nie musiał jej tłumaczyć, że zmiana spódnicy na spodnie będzie z pewnością wygodniejsza - zresztą, czasami chodziła w spodniach. Rzadko, bo nie było to zbyt dobrze widziane, ale nie wiedziała czemu nie wpadła na ten pomysł akurat dzisiaj.
Kiedy znaleźli się na uboczu sprawdziła jeszcze dwa razy czy nikt ich nie widzi, a potem w dość bezczelny sposób zmierzyła Bertiego wzrokiem.
- Tylko nie zadziałaj przypadkiem w drugą stronę - poprosiła, marszcząc czoło. Nie widziało jej się paradowanie bez dolnej części garderoby wśród ludzi, nawet jeśli mogła zakryć się płaszczem.
Gość
Gość
Słuchał jej spokojnie, słuchał jak wszystkich swoich bliskich osób i tyle w niej cenił szczególnie, że nie kręciła. Nie znosił jednej rzeczy, którą sam uparcie praktykował, ukrywania problemów. One gnieździły się w głowach, a potem wypływały. Kidey człowiek nie mówi o tym, co mu na sercu leży, nie można mu pomóc, a on... on po prostu chciał, żeby wszystko było dobrze u osób, które zagrzały miejsce gdzieś w jego sercu. Słuchał jej więc uważnie i skinął lekko głową.
- Te demony to konkretni ludzie? - spytał wprost, bo i martwił się o nią. Martwił się, bo wiedział kogo mu panna Roots przypomina. Była jak damska wersja cholernego Matta, przyciągająca problemy, ładująca się w nie, nie do końca radząca sobie z tym, co dookoła, choć na szczęście w przeciwieństwie do durnego Botta potrafiła zauważyć problem. I miała swój urok, choć Bertie zdecydowanie wolał widzieć tę część z wesołym urokiem, niż tę smutną czy wystraszoną.
- To może zacznę ci podrzucać bułeczki? I obiady, ej obiady zawsze w Ruderze są, mam to po mamie chyba, że gotuję jak dla armii i nie umiem inaczej. - wiedział, że nie w samym jedzeniu rzecz, nie był głupi, w każdym razie nie aż tak głupi jak starał się wyglądać, a jednak choćby ten wierzchołek góry chciał roztopić. Małymi kroczkami, prawda? - Będziesz musiała jeść z myślą, że jak nie zjesz to będzie mi przykro i uznam, że ci nie smakowało. A jak zobaczę, że chudniesz to rzucę cię na pożarcie Rogerowi. Mówię poważnie, ten królik ma w sobie szatana.
Nie umiał w poważne rozmowy. Dążył do nich, a potem uciekał, jak zawsze, nie radził sobie do końca z szarą stroną rzeczywistości, jednak ją dostrzegał i starał się coś robić, cokolwiek. Chociażby rozbawić pewną pannę, która potrzebowała więcej, niż dachu nad głową.
Potrzebowała solidnej porcji wesołości, zwyczajnie miłego dnia, czy raczej życia.
Na pytanie o siebie nie odpowiedział. Doszedł do pewnego etapu, który starał się zakopać. Odepchnąć, skupić się na czynnościach, na działaniu, nie na myśleniu o problemie, myślenie nic mu nie dawało i chyba poddał się jeśli chodzi o rozmowy po ostatniej próbie. Zamiast tego objął ją i przyciągnął do siebie.
- Po rollercosterze idziemy na rybkę. - zadecydował, bo i ryba z frytkami podawana w styropianowych pojemnikach nigdy nie przestanie być jego ulubionym fastfoodem, był tego pewien. A jak już się Ari przyznała to teraz będzie jej pilnował.
Zaciągnięty gdzieś na tyły między jedną atrakcją a drugą, zaśmiał się pod nosem.
- Nigdy nie sądziłem, że będę się ukrywał z dziewczyną między atrakcjami... w każdym razie nie po to, żeby zmieniać jej strój. - przyznał rozbawiony zdając sobie sprawę, że z boku musieli wyglądać jak para kochanków, która nabrała ochoty na odrobinę prywatności.
Zdziwiło go trochę, że to on ma czarować, wyjął jednak różdżkę, rozejrzał się czy nikogo nie ma, czy nikt ich nie widzi i skierował ją na spódnicę dziewczyny.
- Ostrzegam, że nie jestem mistrzem transmutacji, - Acus.
Spróbował. To było dość proste zaklęcie, ale... cóż, nigdy nie wiadomo.
- Te demony to konkretni ludzie? - spytał wprost, bo i martwił się o nią. Martwił się, bo wiedział kogo mu panna Roots przypomina. Była jak damska wersja cholernego Matta, przyciągająca problemy, ładująca się w nie, nie do końca radząca sobie z tym, co dookoła, choć na szczęście w przeciwieństwie do durnego Botta potrafiła zauważyć problem. I miała swój urok, choć Bertie zdecydowanie wolał widzieć tę część z wesołym urokiem, niż tę smutną czy wystraszoną.
- To może zacznę ci podrzucać bułeczki? I obiady, ej obiady zawsze w Ruderze są, mam to po mamie chyba, że gotuję jak dla armii i nie umiem inaczej. - wiedział, że nie w samym jedzeniu rzecz, nie był głupi, w każdym razie nie aż tak głupi jak starał się wyglądać, a jednak choćby ten wierzchołek góry chciał roztopić. Małymi kroczkami, prawda? - Będziesz musiała jeść z myślą, że jak nie zjesz to będzie mi przykro i uznam, że ci nie smakowało. A jak zobaczę, że chudniesz to rzucę cię na pożarcie Rogerowi. Mówię poważnie, ten królik ma w sobie szatana.
Nie umiał w poważne rozmowy. Dążył do nich, a potem uciekał, jak zawsze, nie radził sobie do końca z szarą stroną rzeczywistości, jednak ją dostrzegał i starał się coś robić, cokolwiek. Chociażby rozbawić pewną pannę, która potrzebowała więcej, niż dachu nad głową.
Potrzebowała solidnej porcji wesołości, zwyczajnie miłego dnia, czy raczej życia.
Na pytanie o siebie nie odpowiedział. Doszedł do pewnego etapu, który starał się zakopać. Odepchnąć, skupić się na czynnościach, na działaniu, nie na myśleniu o problemie, myślenie nic mu nie dawało i chyba poddał się jeśli chodzi o rozmowy po ostatniej próbie. Zamiast tego objął ją i przyciągnął do siebie.
- Po rollercosterze idziemy na rybkę. - zadecydował, bo i ryba z frytkami podawana w styropianowych pojemnikach nigdy nie przestanie być jego ulubionym fastfoodem, był tego pewien. A jak już się Ari przyznała to teraz będzie jej pilnował.
Zaciągnięty gdzieś na tyły między jedną atrakcją a drugą, zaśmiał się pod nosem.
- Nigdy nie sądziłem, że będę się ukrywał z dziewczyną między atrakcjami... w każdym razie nie po to, żeby zmieniać jej strój. - przyznał rozbawiony zdając sobie sprawę, że z boku musieli wyglądać jak para kochanków, która nabrała ochoty na odrobinę prywatności.
Zdziwiło go trochę, że to on ma czarować, wyjął jednak różdżkę, rozejrzał się czy nikogo nie ma, czy nikt ich nie widzi i skierował ją na spódnicę dziewczyny.
- Ostrzegam, że nie jestem mistrzem transmutacji, - Acus.
Spróbował. To było dość proste zaklęcie, ale... cóż, nigdy nie wiadomo.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Nie odpowiedziała na jego pytanie, wzruszając jedynie wątłymi ramionami. Sam ten gest był wystarczającym potwierdzeniem, ale miała nadzieję, że nie zapyta o szczegóły. Naraziłaby i siebie i jego na niebezpieczeństwo, a tego nie chciała dochodząc do wniosku, że Bertie chyba byłby jedyną osobą na świecie, której nie zrobiłaby krzywdy i nie dopuściłaby do tego, by mogło mu się coś stać. Rzadko kiedy się do kogoś tak przywiązywała - i to niestety było jej słabym punktem, do którego nie zamierzała się przyznawać.
- Nie zapominaj, że też całkiem dobrze gotuję. No właśnie, czemu do tej pory jeszcze wspólnie niczego nie gotowaliśmy, co? - nim uzyskała odpowiedź, prawie przewróciła się z wrażenia jego pomysłowości. - Rzucisz mnie na pożarcie królikowi? Oryginalna kara. Zasłodzi mnie na śmierć swoją słodkością? - zaśmiała się słysząc tę absurdalną groźbę, ale uśmiech dziewczęcia szybko zastąpił grymas niezadowolenia. Dała się objąć, zadzierając głowę do góry by móc na niego spojrzeć, a potem jakby nic wbiła mu delikatnie palec między żebra (lub coś w okolicy, przez ubranie nie umiała trafić). - Nie odpowiedziałeś, nie tak się umawialiśmy - wlepiając w niego nieznoszące sprzeciwu ślepia zupełnie na poważnie czekała, aż odpowie. I jeśli liczył, że zbędzie ją sztampową odpowiedzią, to się pomylił! Ariadna była całkiem niezłym obserwatorem, a w dodatku znała go dość dobrze, dlatego wiedziała, że coś ukrywa.
Nie zwróciła uwagi na to, że mogli wyglądać dość dwuznacznie wymykając się między budki, dlatego początkowo nie zrozumiała aluzji Bertiego.
- Na takie wymykanie się kiedyś przyjdzie czas - uznała, ówcześnie ujmując policzki chłopaka w obie chłodne dłonie, tak jak to miały w zwyczaju paskudne ciotki na spędach rodzinnych. Z tą różnicą, że chyba nie była paskudna, a już na pewno nie stara, chociaż resztkami sił i powagi powstrzymywała się, by nie wytarmosić go za te gładziutkie policzki. W końcu dała mu odetchnąć od tej nagłej bliskości; zaklęcie jednak nie poskutkowało.
- A ja niby mam być? Jestem cukiernikiem, który czasem warzy eliksiry - wyjęła różdżkę i dość niechętnie skierowała ją na swoją spódnicę. Miała przeczucie, że zaraz naprawdę zamiast wyczarowania spodni materiał w cudowny sposób rozpłynie się w powietrzu. - Acus.
- Nie zapominaj, że też całkiem dobrze gotuję. No właśnie, czemu do tej pory jeszcze wspólnie niczego nie gotowaliśmy, co? - nim uzyskała odpowiedź, prawie przewróciła się z wrażenia jego pomysłowości. - Rzucisz mnie na pożarcie królikowi? Oryginalna kara. Zasłodzi mnie na śmierć swoją słodkością? - zaśmiała się słysząc tę absurdalną groźbę, ale uśmiech dziewczęcia szybko zastąpił grymas niezadowolenia. Dała się objąć, zadzierając głowę do góry by móc na niego spojrzeć, a potem jakby nic wbiła mu delikatnie palec między żebra (lub coś w okolicy, przez ubranie nie umiała trafić). - Nie odpowiedziałeś, nie tak się umawialiśmy - wlepiając w niego nieznoszące sprzeciwu ślepia zupełnie na poważnie czekała, aż odpowie. I jeśli liczył, że zbędzie ją sztampową odpowiedzią, to się pomylił! Ariadna była całkiem niezłym obserwatorem, a w dodatku znała go dość dobrze, dlatego wiedziała, że coś ukrywa.
Nie zwróciła uwagi na to, że mogli wyglądać dość dwuznacznie wymykając się między budki, dlatego początkowo nie zrozumiała aluzji Bertiego.
- Na takie wymykanie się kiedyś przyjdzie czas - uznała, ówcześnie ujmując policzki chłopaka w obie chłodne dłonie, tak jak to miały w zwyczaju paskudne ciotki na spędach rodzinnych. Z tą różnicą, że chyba nie była paskudna, a już na pewno nie stara, chociaż resztkami sił i powagi powstrzymywała się, by nie wytarmosić go za te gładziutkie policzki. W końcu dała mu odetchnąć od tej nagłej bliskości; zaklęcie jednak nie poskutkowało.
- A ja niby mam być? Jestem cukiernikiem, który czasem warzy eliksiry - wyjęła różdżkę i dość niechętnie skierowała ją na swoją spódnicę. Miała przeczucie, że zaraz naprawdę zamiast wyczarowania spodni materiał w cudowny sposób rozpłynie się w powietrzu. - Acus.
Gość
Gość
The member 'Ariadna Roots' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
- Trzeba to nadrobić. - stwierdził jedynie, bo i nie miał żadnej sensownej odpowiedzi. Po prostu się nie zgrało, jakoś tak nie wyszło i tyle. Zazwyczaj robił to po pracy na kolejny dzień i zostawiał duży kocioł pełen zupy albo jakiejś potrawki w kominku, czy jakieś mięso na tacy, różnie bywało. Jedynie po fakcie, że czasami jakieś przedmioty są inaczej rozstawione, niż je zostawił poznawał,że nie tylko on korzysta z kuchni w pełni.
- Ale wracając do tematu. Coś ci grozi? Serio pytam. Może zaszyjesz się trochę, albo nie wiem. Powiesz mi, kto to jest? - spojrzał w jej oczy. Chciał jej pomóc, jasne że chciał. - I czym podpadłaś.
O ile problemy kuzyna zostawiał jemu samemu, o tyle Ari... cóż, pod tym względem to inny przypadek, a Bertiego może cały świat okrzyknąć seksistą, jednak najpewniej chciał jej pomóc, nie uważał jej za bezradną istotkę, jednak wiedział, że ona sama z siebie nie przyjdzie po pomoc, a przecież każdy czasem sobie z czymś nie radzi, prawda? - Jak mi nie powiesz, zacznę cię śledzić, ostrzegam.
Dodał i dał jej lekkiego pstryczka w nos, choć mówił całkiem serio, jakoś potrzebował rozbić rosnącą atmosferę, która szczególnie dziwna była w tym miejscu.
- A Roger to urodzony morderca. Nie widziałaś jego ostrych kłów? Wygląda uroczo, ale nosi w sobie zło i jestem pewien, że jest w stanie pożreć duszę.
Stwierdził całkowicie pewny tego co mówi, wzruszając nieznacznie ramionami, jakby tym gestem miał dodać wierz lub nie, ja tylko ostrzegam i szedł dalej.
- Nie dzieje się nic z czym mogłabyś mi pomóc. Właściwie to nic nowego się nie dzieje. Nie przejmuj się, ogarnę się trochę i będzie okej, zajmijmy się jednym. Właściwie to możesz mi pomóc, jak dasz mi zajęcie w postaci swojej osoby.
Puścił jej oczko. Łatwiej było się skupić na cudzych problemach i nie tylko problemach. Łatwiej je rozwiązywać, łatwiej o nich myśleć, bo są odległe nawet, jeśli Ari była jedną z na prawdę bliskich mu osób, nadal był osobą z boku, co mogło trochę ułatwić.
I odciągnąć jego myśli od tych natrętnych, które nie chciały dać spokoju i, które do niczego nie prowadziły.
Kiedy dziewczyna złapała za jego policzki nawet nie próbował walczyć wiedząc, że to wojna i tak skazana na porażkę, uśmiechnął się, sprawiając że jego twarz na moment stała się jeszcze dziwniejsza i nieznacznie wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z dźgnięcia zamortyzowanego przez ubranie.
- Gdyby to w Hogwarcie widzieli. - zaśmiał się pod nosem - Do trzech razy sztuka, jak nie wyjdzie to idziemy jeść i szukamy innych atrakcji.
Zadecydował, zerkając czy nadal na pewno są sami. Nie chciał tak głupio ryzykować, a jeszcze bardziej nie chciał żeby spódnica Ari oszalała, bo znając jego szczęście zamiast zmienić się w spodnie albo zniknąć, pewnie zaczęłaby ich dusić.
- Tylko ja to było... - mruknął pewien co do słowa, ale nie co do ruchu jaki powinien wykonać różdżką pewien, że skoro zaklęcie nie podziałało, oboje wykonali go źle. Gdzie ta pamięć i czemu on nie mógł choć raz uważać na transmutacji?
- Acus.
- Ale wracając do tematu. Coś ci grozi? Serio pytam. Może zaszyjesz się trochę, albo nie wiem. Powiesz mi, kto to jest? - spojrzał w jej oczy. Chciał jej pomóc, jasne że chciał. - I czym podpadłaś.
O ile problemy kuzyna zostawiał jemu samemu, o tyle Ari... cóż, pod tym względem to inny przypadek, a Bertiego może cały świat okrzyknąć seksistą, jednak najpewniej chciał jej pomóc, nie uważał jej za bezradną istotkę, jednak wiedział, że ona sama z siebie nie przyjdzie po pomoc, a przecież każdy czasem sobie z czymś nie radzi, prawda? - Jak mi nie powiesz, zacznę cię śledzić, ostrzegam.
Dodał i dał jej lekkiego pstryczka w nos, choć mówił całkiem serio, jakoś potrzebował rozbić rosnącą atmosferę, która szczególnie dziwna była w tym miejscu.
- A Roger to urodzony morderca. Nie widziałaś jego ostrych kłów? Wygląda uroczo, ale nosi w sobie zło i jestem pewien, że jest w stanie pożreć duszę.
Stwierdził całkowicie pewny tego co mówi, wzruszając nieznacznie ramionami, jakby tym gestem miał dodać wierz lub nie, ja tylko ostrzegam i szedł dalej.
- Nie dzieje się nic z czym mogłabyś mi pomóc. Właściwie to nic nowego się nie dzieje. Nie przejmuj się, ogarnę się trochę i będzie okej, zajmijmy się jednym. Właściwie to możesz mi pomóc, jak dasz mi zajęcie w postaci swojej osoby.
Puścił jej oczko. Łatwiej było się skupić na cudzych problemach i nie tylko problemach. Łatwiej je rozwiązywać, łatwiej o nich myśleć, bo są odległe nawet, jeśli Ari była jedną z na prawdę bliskich mu osób, nadal był osobą z boku, co mogło trochę ułatwić.
I odciągnąć jego myśli od tych natrętnych, które nie chciały dać spokoju i, które do niczego nie prowadziły.
Kiedy dziewczyna złapała za jego policzki nawet nie próbował walczyć wiedząc, że to wojna i tak skazana na porażkę, uśmiechnął się, sprawiając że jego twarz na moment stała się jeszcze dziwniejsza i nieznacznie wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z dźgnięcia zamortyzowanego przez ubranie.
- Gdyby to w Hogwarcie widzieli. - zaśmiał się pod nosem - Do trzech razy sztuka, jak nie wyjdzie to idziemy jeść i szukamy innych atrakcji.
Zadecydował, zerkając czy nadal na pewno są sami. Nie chciał tak głupio ryzykować, a jeszcze bardziej nie chciał żeby spódnica Ari oszalała, bo znając jego szczęście zamiast zmienić się w spodnie albo zniknąć, pewnie zaczęłaby ich dusić.
- Tylko ja to było... - mruknął pewien co do słowa, ale nie co do ruchu jaki powinien wykonać różdżką pewien, że skoro zaklęcie nie podziałało, oboje wykonali go źle. Gdzie ta pamięć i czemu on nie mógł choć raz uważać na transmutacji?
- Acus.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Wesołe miasteczko
Szybka odpowiedź