Wydarzenia


Ekipa forum
Dzikie wybrzeże, Walia
AutorWiadomość
Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]03.04.16 20:43
First topic message reminder :

Dzikie wybrzeże

Walia słynie z fascynujących krajobrazów, które wcale nierzadko stanowiły inspirację dla artystów i poetów. Ta część wybrzeża ulokowana jest pomiędzy klifami, doskonale dbającymi o prywatność osób, które odnalazły tę odludną część stanowiącą zaledwie niewielki fragment Parku Narodowego Pembrokeshire Coast. Mgła osadza się tutaj o wczesnych godzinach porannych i wieczornych. Grafitowe skały zachęcają do odpoczynku i kontemplacji morskich fal bijących o ściany wysokich klifów, morska bryza drażni skórę, a jod wypełniający powietrze jest doskonale wyczuwalny szczególnie w późniejszych porach roku. Odpoczywać można także w wysokich, gęstych trawach urozmaiconych różnokolorowymi kwiatami. Warto wybrać się także na spacer po nieodległych, piaszczystych plażach podczas jednego z monstrualnych odpływów. Niestety, kąpiel możliwa jest tylko w kilku miejscach, gdzie skały łagodnie opadają w głąb płycizny. Doskonale odnajdą się tutaj także miłośnicy skamielin - na wybrzeżu z łatwością można odnaleźć mniejsze i większe amonity wyrzucone na brzeg lub wrośnięte w skały. Jeśli ma się wystarczającą ilość szczęścia, w oddali można dojrzeć bawiące się delfiny i hipokampusy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]28.02.19 14:30
Cokolwiek to było, Charlie zawsze czuła się lepiej w miejscach odległych od miejskiego zgiełku, bardziej przypominających rodzinny dom. Położony co prawda nad inną plażą, w innym miejscu brytyjskiego wybrzeża, ale nadal cichy, nadmorski i sielankowy. Ciekawe, jak wyglądało to miejsce za dnia? Aż żałowała, że pod osłoną nocy nie mogła w pełni docenić jego walorów, choć sama noc nad morzem też niewątpliwie była piękna z tym niebem usianym gwiazdami, ciszą i wszechobecnym spokojem, pośród którego mogła cieszyć się obecnością tej jednej osoby, której obecności pragnęła teraz najbardziej. Nieważne, że to było daleko, że powrót zarówno do Londynu, jak i do rodziców w Tinworth nie był taki prosty w obecnych czasach, że nie była to kwestia sekundy, by się teleportować i znaleźć gdzieś indziej.
Wydawało jej się, że naprawdę odkryła w Anthonym swoją pokrewną duszę, że w jego sercu najwyraźniej także zaigrało dziś nagle pragnienie ucieczki od trosk ostatnich miesięcy i zaczęcia od nowa gdzieś indziej, bez tego wszystkiego, co tkwiło na ich barkach tu, w Anglii. Może mimo przepaści pochodzenia łączyło ich więcej niż myśleli? Charlie naprawdę czuła się teraz szczęśliwa, nie myśląc o strachu, o nadciągającej wojnie, o Zakonie ani o innych trudnych sprawach. Nie myślała nawet o pracy, był tylko on, jego obecność i ta cudowna, niemal magiczna nocna aura. Kto by pomyślał, że to wszystko to tylko eliksirowa iluzja?
- Chętnie poznam także szczegóły twojej pasji, pokażesz mi, jak tworzysz swoje ulubione alkohole, a ja nauczę cię warzyć rozmaite eliksiry – obiecała z entuzjazmem. – Będziemy poznawać nawzajem siebie i nasze zainteresowania, to brzmi tak pięknie!
Otumaniony umysł rozsmakował się w tych upojnych wizjach, w marzeniach o wspólnym wyjeździe z Anglii, o ucieczce od grozy, niepewności i sztywnych zasad, o niezmąconej niczym wolności u boku osoby, którą, jak w tej chwili całkowicie wierzyła, pokochała.
Spacerowali tak jeszcze długo, póki nie zaczęły ich boleć nogi. Rozmawiali, a potem już głównie milczeli, sycąc się samą tylko obecnością, aż w końcu nadszedł czas powrotu. Była w końcu przekonana, że niedługo zobaczą się znowu, ale przecież zanim uciekną, oboje musieli się przygotować, prawda?
- Muszę iść – powiedziała cicho. – Będziemy mieli jeszcze wiele takich dni, prawda?
Wierzyła, że tak, że żegnają się tylko na chwilę, bo zakochanie zakochaniem, ale każdy potrzebował snu. Na pożegnanie ucałowała go w policzek i odchodząc, oglądała się przez ramię dopóki mogła dojrzeć jego sylwetkę. Dała radę jakoś wrócić do Londynu i położyła się spać... By rano obudzić się z silnym bólem głowy, suchością w gardle ale i pamięcią o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Eliksir przestał działać, więc odzyskała jasność myślenia i uświadomiła sobie, do jak bardzo niezręcznej sytuacji doszło między nią i Anthonym, bo przecież wiedziała już, że wcale zakochana nie była, że jej zachowanie wczorajszego wieczora nie należało prawdziwie do niej – teraz, na trzeźwo, mogła powiązać te wszystkie objawy ze skutkami działania amortencji, której nie przyjęła świadomie, ale która jakimś cudem znalazła się w jej organizmie. Och, tak bardzo było jej teraz wstyd! Musiała czym prędzej napisać do Macmillana list i go przeprosić, ale co, jeśli z jego strony to było naprawdę?

| zt. x 2




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]27.03.19 16:24
Dom był pusty. Grzmoty słyszane za ścianami brzmiały w nim jak serce dzwonu uderzające o jego ściany – głośno i wyraźnie. Błyskawice rozjaśniały wnętrze, cienie pełzły po podłodze w znajomych szykach, przypominały o minionych czasach, o spędzonych wśród nich czasie. Jako dziecko bała się burzy, ale wykrzywione promienie białego światła fascynowały ją, budziły do życia naturę badacza, ciekawskiego poszukiwacza prawdy ukrytej pod ułudą fizycznym zjawisk. Wierzyła, że nakryta grubym kocem będzie bezpieczna, że siekący o okna deszcz i błyskające całkiem blisko strzały nie dosięgną jej. Że będzie bezpieczna. Strach szybko okazał się irracjonalny, a poznawanie świata przez książki pokazało jej, że to, przy czym jej umysł rozkazuje rzucić się do ucieczki, jest tylko całkowicie naturalnym zjawiskiem, dzięki któremu natura radzi sobie z utrzymywaniem globalnej równowagi. Z biegiem lat kolejne odkrycia zaczynały się na siebie nakładać, kształtując jej pogląd na wszystko, czego dotąd nie rozumiała. Wytrwale wzbogacała układankę o nowe elementy, aż w końcu zaczynała rozumieć pochodzenie wszechrzeczy – to nie był jednak koniec jej wędrówki, dopiero zaczynała, choć wiele zdołała już osiągnąć.
Kolejny oddech pachniał wilgocią i kurzem, ale przebijał się przez niego delikatnie wyczuwalny aromat znajomych perfum, drzewo-kwiatowa woń matki gnieździła się między jej ubraniami w starej komodzie, Yana dobrze ją pamiętała. Nakrapiane materiały długo zachowywały swój zapach, przypominając o sobie jeszcze mocniej po kilku latach nieobecności wśród znajomych ścian. Smukłe palce dotknęły chłodnego, malowanego lakierem drewna, subtelnie odnalazły krawędzie i chłód pokrytego miedzią uchwytu. Pociągnęły za niego lekko, ale coś musiało się zaciąć. Pociągnęły więc mocniej, aż szuflada uległa, pokazując swoje wnętrze. Matka nie przepadała za wyrazistymi kolorami, choć w jej garderobie nie brakowało czerwieni, granatu, ciemnej zieleni czy wpadającej w brąz miodowej żółci, główną część stanowiły jednak odcienie szarości i czerń. Dłonią odgarnęła kilka złożonych starannie szat, żeby odnaleźć tę jedną, ulubioną, którą pani domu wkładała raczej na specjalne okazje albo w momentach, kiedy sądziła, że jest sama i w tej samotności może rozkoszować się wspomnieniami dawnych lat. Yana podglądała ją wtedy przez szparę w nie do końca zamkniętych drzwiach, a kiedy matka wychodziła, kradła ją na kilka chwil, rozkoszując się jej miękkością i delikatnym materiałem, którym obszyte były rękawy. Dzisiaj chciała ją stąd zabrać, razem z pozostałymi rzeczami, których część leżała już w walizce na łóżku. Wyjęła ją i rozłożyła obok, żeby sukienka odetchnęła po tak długim czasie spędzonym w ciasnej, zatęchłej szufladzie,
Ostrożnie zabrała kaganek ze świecą i postawiła go na stole w salonie, chcąc poszukać w nim kilku elementów minionych dni, wartych zabrania ich ze sobą do starego domu Bonnarda. Gdy sięgała po stare, oprawione w drewnianą ramkę zdjęcie, grzmot rozdarł niebo, przypominając uparcie o trwającej burzy. Gdy obróciła głowę w stronę okna, za linią wzgórza błysnęło groźnie. Chaos. I znów Dolohovowi udało się przed nim umknąć.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]01.04.19 10:46
12 listopada?

Zniknięcie Ignotusa krążyło mu po głowie, chociaż próbował udawać, że jego nieobecność nie robiła na nim żadnego wrażenia. Nie wiedział, ale podejrzewał, że jego nogi poprowadziły go z powrotem w stronę mroźnej Syberii. Podróż w rodzinne strony, do krainy ich przodków nie pozostała bez znaczenia. Rodowe dziedzictwo. Pragnienie poznania rodzinnych sekretów i szlacheckiej przeszłości może i sięgnęło nie tylko Grahama, ale i ojca. Był silny, wiedział, że nawet chory na sinicę poradzi sobie w trudnych sytuacjach, a w rodzinnych stronach nie grozi mu nic bardziej niebezpiecznego niż tutaj, w centrum Anglii. Jego nieobecność wciąż była zagadką, a fakt, że nie pozostawił po sobie niczego, nawet krótkiego listu, w którym wyjaśniałby powód wyjazdu, mierził go, irytował, dręczył, kiedy pojawiało się więcej czasu na myślenie o głupotach. Był też zaufanym śmierciożercą, potrzebnym tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej.
Ich pierwsze spotkanie wyobrażał sobie wielokrotnie, na długo przed tym jak nastąpiło i odtwarzał je kilkukrotnie po tym, chociaż nie tylko przed nim, ale przede wszystkim przed samym sobą próbował udawać, że nie było to nic znaczącego w jego życiu. Ale to kłamstwo, które dobrze maskował, wieloletnią wprawą w oszukiwaniu samego siebie i fałszowaniu otaczającego go rzeczywistości. Był jego ojcem. Tym, który nie wiedział o jego istnieniu; tym, do którego był podobny — być może dzięki staremu Rosierowi, który otoczył protekcją ich obu; tym, który miał mu towarzyszyć by nadrobić stracone lata. Minął rok. Rok odkąd się spotkali. O odwiedzeniu swojej matki myślał czasem, zwykle w chwilach narastającej frustracji nieznanego — według niego — pochodzenia. Adres jej zamieszkania otrzymał od Magnusa, już wiele tygodni temu. Kiedy inne sprawy zaprzątały jego głowę, odsuwał od siebie wizję jej nawiedzenia. Nie chciał rozmawiać. Nie chciał dowiedzieć się dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Nie zamierzał słuchać jej tłumaczeń, ani przysparzać jej cierpienia. Była obcą, obojętną mu osobą, niezwiązaną w żaden sposób z jego losem. Była tylko cieniem w świadomości, nieistotną jednostką. Dawno, dawno temu były takie dni, w których chciał ją poznać, chciał wiedzieć o niej wszystko. Dni, w których dziecięca ciekawość miała być zaspokojona; w których kreowany obraz matki doskonałej na wzór Cedriny Rosier tuszował mankamenty jego własnej. Ale i te dziecięce marzenia i tęsknoty zostały odebrane, zbezczeszczone brutalną prawdą. Nie była zwykłą kurwą. I nie umarła. Była arystokratką o zimnym usposobieniu i miała się całkiem dobrze. Dziś tamte mrzonki nie miały już znaczenia, krótkotrwała nienawiść do matki szybko ustąpiła pustce. Może Macnair zainspirował go do tych odwiedzin, może Cassandra, w której łonie rozwijało się spłodzone przez niego życie, któremu już dziś potrafiła wszystko podporządkować, a może to był zwyczajnie czas na prawdziwe zamknięcie rozdziałów, jedynie przykrywanych przez lata stertą ważniejszych spraw.
W akompaniamencie jednego z grzmotów zmaterializował się przed domem, na werandzie, a jego wysoką sylwetkę rozjaśnił błysk na niebie. Miał na sobie czarny płaszcz sięgający ziemi, którego głęboko naciągnięty kaptur skrywał cieniem połowę twarzy. Jasne oczy były ledwie widoczne w ciemnościach, widział jednak dobrze. Obserwował otoczenie uważnie, różdżkę wyciągnął przed siebie. Dom był dokładnie taki jak się spodziewał. Musiała przesiadywać w ciepłe wieczory na bujanym fotelu, szydełkując, jeśli tego nauczono go w szlacheckim domu. Może pijała herbatę z miodem, wyczekując powrotu swojego nowego męża. Jakkolwiek wyglądało jej życie, chciał ją zobaczyć. Po raz pierwszy i ostatni. Wchodził do domu cicho stawiając kroki, Dolohov mógł się tu kręcić, ale nie pozwoli mu się zaskoczyć. Lekko palcami pchnął drzwi, by zaraz po tym ujrzeć kobiecą sylwetkę w salonie, z walizką. Po ciemku. Światło krużganka otulało jej ciało. 
— Nie ruszaj się— ostrzegł ją zimnym, niskim głosem, celując w nią różdżką. Nie zawaha się, jeśli tylko dobędzie swojej. Czuł, że to ona. — Wybierasz się dokądś?  Uciekasz z własnego domu jak zbieg?— Uniósł brew. Powstrzymał cisnącą się na usta kpinę. A więc Dolohova nie było w domu, a ona zamierzała odejść pod jego nieobecność.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.04.19 22:08
Z boku mogło wyglądać to jak ucieczka – zabierała rzeczy, wynosiła się z tego przeklętego (najwyraźniej dosłownie) domu razem z rzeczami, na której jej jeszcze zależało. Drobnostki – zdjęcia, ubrania, bibeloty, drobiazgi kojarzone z tymi dobrymi chwilami w dzieciństwie, których doznała niezbyt wiele, dlatego były tak cenne. Świadomość, że je kradła, umykała jej czujnym zmysłom, wolała określenie „zabierała w bezpieczne miejsce”. Chciała odciąć się od niepotrzebnego rozlewu emocji, od sentymentu, który zamiast pomagać przebrnąć przez ciężkie dni, zatruwał je natrętnymi myślami, ale z drugiej strony nie potrafiła odmówić sobie pozostawienia w swoim życiu tylko tego, co było świeże, sprzed kilku lat, co tak naprawdę zaczęło się w Londynie, w pracowni Bonnarda. Te wspomnienia łączyły w sobie numerologiczną dokładność w uporządkowaniu, ale zbyt wiele bólu i cierpienia połączonego z piekącą raną na honorze. Zasklepiła ją już dawno, ale blizna wciąż lśniła od zasklepiającego się mięsa.
Zrobiła krok dalej, tłumiąc delikatny stukot obcasów szorstkim włosiem niedźwiedziej skóry, która leżała tuż przed kominkiem. Zatrzymała się dopiero przed starą gablotą ze szkłem i porcelanową zastawą, której matka nigdy nie wyciągała, ze strachu przed przypadkowym stłuczeniem – niekoniecznie przez nią samą, raczej przez niezręczne palce jej córki. Dłoń dotknęła szyby przedzielonej zdobionymi w drewnie wstawkami. Zawsze patrzyła na filigranowe filiżanki z tej pozycji – z dystansu, wyobrażając sobie, jak gustownie byłoby z nich pić, jak słodko smakowałaby wtedy czysta, angielska herbata. Pokręciła tylko głową.
Głupstwo.
Nie chciała już tu być. Plany rozkoszowania się w samotności wyrwanymi szczęściu chwilami młodzieńczych lat przestały ją interesować, przestały ją nęcić, a na salonie znów, zamiast utkanej z babiego lata utopii, zaległ mrok rozdzierany brutalnie przez burzowe gromy. Stukot znów zabrzmiał, granatowe butki zatrzymały się przy stole, na którym leżała walizka, a palce okadzone drobnymi śladami po atramencie dotknęły rzeczy, które już udało jej się spakować. Zaraz stąd zniknie raz na zawsze, zostawi za sobą wszystko, co do tej pory i tak trzymało się na jednym włosku, który ostatecznie pękł, rujnując skrupulatnie budowaną z ułud konstrukcję. Nie usłyszała kroków, krople deszczu zbyt głośno dudniły o parapety i dach, a kiedy dostrzegła smugę rozjaśnionego światła lądującą na twarzy, podniosła wzrok w stronę drzwi. Jednak czarodziej, który ją nawiedził, miał nad nią przewagę – nie zdążyła dobyć różdżki, on tak. Zacisnęła palce na krawędzi walizki. Przez lata do ojca przychodziły podobne typy, zdzierali z niego długi, których nie mógł spłacić, grozili, proponowali rozmowę o interesach przy Ognistej. Wiedziała jednak jedno – ona i matka były nietykalne, cokolwiek dotyczyło Dolohova, na nim miało swój koniec.
Nie mam skąd uciekać, to od dawna nie jest mój dom – odezwała się naturalnym głosem, nie miała zamiaru go zirytować, wciąż zależało jej na swoim życiu, a obronić się nie mogła, póki w dłoniach nie miała różdżki. – Jeśli szukasz ojca, nie znajdziesz go tutaj. Jeśli zapytasz, czy znam jego aktualne miejsce przebywania, odpowiem, że nie znam i nigdy nie znałam. Umowa między wami była jednak jasna, jak dobrze pamiętam. Wasze interesy zostawały między wami – ja i matka nigdy nie brałyśmy w nich udziału, więc opuść różdżkę – ostatnie dwa słowa wypowiedziała zdecydowanie wolniej, ale na pewno nie nadając mu charakteru prośby.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.04.19 22:55
Nie wyobrażał sobie w szczególny sposób tego spotkania, nie snuł sytuacji, w jakiej się znajdą, nie tkał w głowie słów, którymi ją uraczy, jeśli w ogóle zdecyduje się zabrać głos. Nie szukał u niej poklasku, zrozumienia ani skruchy. Przygnała go u ciekawość, w nieświadomie już martwe, matczyne ramiona pchała go tu dziecięca potrzeba spojrzenia na nią choć raz, zrównania ją z dawnymi, dawno zapomnianymi wyobrażeniami na jej temat. A kiedy był mały sądził, że była piękna. Jak każda matka mądrego i ambitnego pięciolatka musiała być piękna, musiała być mądra ponad wszystkie inne czarownice. Nie pamiętał, czy w jego głowie była choć trochę dobra, czy była zimna i czy w tym chłodzie i zlodowaciałej obojętności ją przypominał, czy to Rosier ulepił go z takiej gliny a nie innej gliny na własne podobieństwo. Chciał pogrzebać ją na dobre, nie powracając już do rozpoczętych i nigdy nie zakończonych rozdziałów. Ale kobieta, która przed nim stała miała głos, który nie pasował do kobiety w jej wieku. Chwilę zajęło mu zrozumienie, że wziął ją za kobietę, którą nie była. A więc kim? Złodziejem? Guwernantką? Kochanką Dolohova?
— Zabawne — skwitował jej krótkie wyznanie, unosząc brew. W ciemnościach nie mógł wypatrzyć jej twarzy, rozpoznac rysów, przyjrzeć jej się uważnie. Nie czynił tego też, skupiając się głównie na rozpoznawaniu jej ruchów i odszukiwaniu dłoni, które w każdej chwili mogły sięgnąć po różdżkę. Nie mogła wiedzieć, że refleks miał całkiem niezły, ale jeśli chciała się przekonać — był gotów się z nią zmierzyć.
Jej kolejne słowa wprawiły go w zadumę, lekką konsternację. Ona i matka dały mu do myślenia. Nie, niemożliwe. A jednak świadomość spłynęła na niego nagle, wraz ze wszystkim co wiedział, co słyszał od Grahama i co pamiętał, choć dawno temu wcale go to nie obchodziło.
— Nie przyszedłem po ojca — odpowiedział jej ostrożnie, nie zdradzając się ze swoimi oczekiwaniami. Błędnie wziął ją za matkę, która pakowała walizki i czmychała stąd pod nieobecność męża. Mógł się mylić; ona mogła go próbować wprowadzić w błąd, zakładając, że nada jej adekwatną tożsamość. — Kim jesteś?— spytał sucho, zimno i cierpko. Znał odpowiedź na to pytanie jeszcze zanim je zadał, ale spłynęło na jego usta machinalnie. Chciał usłyszeć odpowiedź. W tych ciemnościach tylko po głosie mógł rozpoznać, czy kłamie. Jej wyraźna sugestia, zahaczająca o niewypowiedzianą groźbę nie wzruszyła go, a już na pewno nie skłoniła do opuszczenia różdżki. Wręcz przeciwnie. Wykazując się niemałą arogancją postąpił kilka kroków w przód, w jej kierunku. Nie po to tu przybył, by odchodzić stąd bez interesujących go odpowiedzi. — Nie zaproponujesz mi herbaty? Kiepsko u was z gościnnością. Ojca nie ma, matki nie ma. Jesteś sama?
Sama, samiutka jak palec.
A gdzie się podziała ta wywłoka?
Wszedł do środka, a podłoga zaskrzypiała pod jego prawym butem, w jednym miejscu, jakby pod spodem była dziura, w której gromadziły się myszy wijąc sobie ciepłe gniazdko. Odsunął się od okna i od drzwi, gdzie w błysku piorunów stawał się łatwym do zlokalizowania celem, zamiast tego powoli obchodząc ją dookoła, powoli i ostrożnie zmniejszając między nimi odległość.
— Wstań i odsuń się od walizki — rozkazał jej; była w gorszej pozycji, musiała zdawać sobie sprawę z beznadziejności swojego położenia. — Pod ścianę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.04.19 23:57
Znała ten dom. Jego zakątki, miękkość kanapy i fotela tuż obok, szorstkość martwego włosia porastającego niegdyś starego niedźwiedzia, liczbę kielichów stojących na najwyższej półce w gablocie. Znała okolicę. Wiedziała, ile kroków musi postawić, żeby przebyć dystans z domu na wzgórze, z którego doskonale widać było zachód słońca podchodzący szkarłatem, znała miejsca, gdzie rosły najpiękniejsze z kwiatów. Tak jak ojciec – uważała go za swoisty azyl, odciętą od reszty świata kryjówkę. Czuła się w nim pewnie nawet, jeśli była sama i dookoła szalała burza wszechczasów – to było jej terytorium, oznaczone i przejęte, dorastało razem z nią i razem z jej ostatnim przejściem przez próg miało zginąć. Intruzi, jeśli znała ich anonimowe pochodzenie, bo przecież każdy typ spod ciemnej gwiazdy nie posiadał przed Yaną i matką personaliów, posiadali chwilową przepustkę, pozwalano im przejść przez próg, jeśli nie czynili szkód. W momencie, gdy okazało się, że obcy czarodziej wcale ojca nie szukał, zwątpiła. Po karku przebiegł dreszcz, oddech pogłębił się, jakby ciało przygotowywało już opanowanie potrzebne do podjęcia ucieczki. Obserwowała go uważnie, próbując sklasyfikować jego sylwetkę, przyporządkować do jakiejkolwiek osoby, którą poznała. Bez widocznych rysów twarzy to wydawało się jednak niemożliwe.
Wypada, żebyś przed dociekaniem o moje imię zdradził mi swoje – odpowiedziała bardziej ponuro, czujnie, ale wciąż nie ostrzegawczo. Wyczuła po jego głosie, że nie miał zamiaru się z nią bawić, podejmować dziecięcą grę w odbijanie czarolotki. Ale nie mogła podać mu teraz odpowiedzi, których wymagał. Jeśli był od Aspena, jeśli był jego krewnym, kimś bliskim, mógł szukać zemsty. Figowe drewno drżało pod boczną połą szaty, domagało się reakcji. Mięśnie spięły się w jej ciele, kiedy postąpił do przodu. Odjęła dłonie od walizki i wycofała się, unosząc dłonie do góry. Spójrz, jestem rozbrojona, nic ci nie zrobię. – Nie pamiętam, żebym umawiała się z tobą na schadzkę. A herbatę, owszem, z wielką chęcią ci zaparzę, jeśli tylko pozwolisz mi dotrzeć do czajnika, którego niestety w salonie nie uświadczysz. Może ciasteczka? Maślane? Może z lukrecją? – zza jej ust wypływała słodycz podszyta jadowitym sarkazmem.
Próbował ją osaczyć, ale nie zamierzała mu na to pozwolić, za bardzo przypominało to ból zadany kilka lat temu – ból, którego zdołała się pozbyć, przegonić, zapieczętować i spalić. Raz została zagnana w kozi róg i to nie miało się już nigdy więcej powtórzyć. Gdy on postępował kilka kroków dalej, próbując ją okrążyć, ona ruszała w drugą stronę.
Nie będziesz mi mówił, co mam robić – zawarczała przez zęby, biorąc pierwszy krok ku zmianie tonu ich fascynującego dialogu. – Szukasz galeonów? Drogocennych rzeczy? Nie znajdziesz tu niczego interesującego.
Wyjdź. Bo jesteś intruzem.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]08.04.19 15:16
Patrzył na nią bez mrugnięcia okiem, próbując wykorzystać przyzwyczajony do ciemności wzrok, by nadać jej konkretnych rysów twarzy. Błyskawice raz po raz rozjaśniały niebo, przez szyby do środka wpadało niewiele światła, a ogień w krużganku, z którego korzystała tańczył, kiedy w salonie szalał wiatr wdzierający się do domu przez otwarte drzwi. Domagała się przedstawienia, nie zamierzał z tym zwlekać, by nie dać jej powodu do podejrzewania go o kłamstwo.
— Rzeczywiście, gdzie moje maniery — odparł z fałszywą grzecznością i skinął głową w ramach zapomnianego powitania. — Vasily. Vasily Mulciber — przedstawił się gładko, bez zająknięcia. Nie pierwszy raz przedstawiał się imieniem brata; mało kto wiedział, że wyszedł z więzienia, nikt nie mógł wiedzieć o tym, że nie żyje, że został zamordowany w mieszkaniu swojej kobiety, której chciał odebrać dziecko. Jeśli przypuszczenia, co do tego kim była miały okazać się słuszne i prawdziwe, mogła skojarzyć nazwisko i właśnie dlatego jej je podał — by ją sprawdzić. Graham był niedoścignionym wzorem dla Vasyla, młodszego, najmniej ogarniętego i bystrego z nich trzech, ale na pewno nie mniej szalonego i niebezpiecznego. Mógł tu trafić z wielu powodów, mógł jej podać kilka z nich na poczekaniu, ale nie pytała o cel wizyty. Ponaglił ją ruchem różdżki, chciał by cofnęła się sprawniej i żeby jej dłonie pozostawały na widoku. Sam kierował się w stronę krużganka, który mógł mu za chwilę pomóc w obejrzeniu dziewczyny.
— Kobieca pamięć jest wybiórcza, weryfikujecie informacje, które chcecie rozpamiętywać, pomijając to, co naprawdę istotne. Uznajmy więc to za nasze pierwsze spotkanie utkane siecią przeznaczenia. Nastrój jest wystarczająco romantyczny, sprzyja zbliżeniu, nie sądzisz? — odpowiedział na jej sarkazm podobnym tonem, choć na jego twarzy wykwitł nieładny uśmiech. — Maślane będą w sam raz. Herbatę pijam gorzką. Nie za ciepłą. — Pamiętał. Cassandra mu powiedziała.
Podjęła te same kroki, rozpoczynając z nim ten taniec, grę pozorów, odchodząc w przeciwną stronę. Była czujna, zauważył to, ale pozbawiona różdżki, a więc wciąż w przesądzonej pozycji. Być może szukała dogodniejszego dla siebie miejsca; planowała ucieczkę, czy walkę?
— Och, myślę inaczej. Ty wydajesz się być bardziej interesująca. Może i cenniejsza niż kilka galeonów. Locomotor Mortis— powiedział, jednocześnie przecinając w jednym ruchu różdżką powietrze. Nie zamierzał ciągnąć w nieskończoność tych spacerków po salonie; była u siebie, doskonale znała teren i przestrzeń, w której on czuł się nie tylko nieswojo, ale i stosunkowo niepewnie. Czasem wystarczyło przystanięcie w nieodpowiednim miejscu, by podłoga zarwała się pod niewielkim ciężarem, albo zaburzyła pozornie stabilnie stojącą szafę. ta czarownica, którą tu spotkał nie była osobą, której szukał, ale jeśli uciekła, mogła stać się przynętą do jej odnalezienie.
— Gdzie ona jest?— spytał zaraz po tym.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]08.04.19 15:16
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 85

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]13.04.19 1:47
Płomień świecy zniknął, pozostawiając po sobie tylko mdłą smugę dymu, kiedy do domu wdarł się gwałtem wiatr. Nie tylko on – intruz pozostawał na swoim miejscu, powodując, że na głowie i rękach Yany jeżył się włos. Jej umysł chciał uciec i jednocześnie nakazywał jej zostać w miejscu, bronić honoru, który raz utracony nie uniósłby kolejnej porażki. Wpatrywała się więc w niego, w głowie analizując, co mogłaby w tej sytuacji zrobić. Nie znała jego możliwości, nie wiedziała kim był, co tu robił, ani dlaczego bez powodu celował w nią różdżką, kiedy jej krew nie zdradzała oznak plugastwa. Tutaj nie zadziałałyby obliczenia i skomplikowane równania, które rozwiązywała ostatnimi czasy coraz rzadziej. Musiała podejmować szybkie decyzje i równie szybko reagować.
Miał rosyjsko brzmiące imię, co jeszcze bardziej łączyło go z Dolohovem, ale tylko i wyłącznie charakterem narodowości, szlakiem skojarzeń, nutą melodyjności pojedynczych zgłosek. Gdyby kiedyś wypowiedziała swoje myśli przy ojcu, zrugałby ją bez mrugnięcia okiem – każdy Dolohov nienawidził Mulcibera. Tak jak szakal nienawidzi niedźwiedzia buszującego na nie swojej ziemi. Zacisnęła szczęki, czując wzbierającą się w jej wnętrzu złość, irytację. Znalazł się chojrak, co to próbował usunąć z tego świata wszystkich potomków rodu, którego nazwisko nosiła. Nie pasowało do niej, kłóciło się z jej naturą badacza, odkrywcy, ale nie była w stanie zmienić go na przystępniejsze dla siebie. Z nazwiskiem matki się nie utożsamiała, choć maksyma rodu Rowle była jej bliższa niż kiedykolwiek – każdy obcy to wróg.
Przeznaczenie w takim razie musiało przez ostatnie dni mocno sycić się alkoholem i diablim zielem, skoro cię tu przygnało – nie miała zamiaru mu odpuścić, dać sobą pomiatać jak byle szmacianą lalką. Nie była nią i nigdy nie będzie, nawet jeśli w dłoniach nie miała różdżki i jednocześnie swojej jedynej magicznej linii obrony. – Tak dobrze znasz się na kobietach? Sądziłam, że w waszych ptasich móżdżkach nie mieści się więcej niż miska skisłego mleka – zasyczała nieco ostrzej, niechętnie i niecierpliwie słuchając, jak wykłada jej swoje wymagania.
I kiedy sądziła, że jest na tyle blisko drzwi, by choć schować się pod ścianę i wyciągnąć różdżkę, pokazał pazury. Mało tego, miała zaledwie jedno mrugnięcie powiekami na to, by dotarł do niej szok związany z tym, jak ostre były te pazury. Promień zaklęcia był jasny, szmaragdowo zielony, niemal oślepiający. Dłonią sięgnęła do połów szaty, za którymi kryło się figowe drewno, kiedy światło uderzyło w nią, ciskając w szafę za jej plecami. Mięśnie zesztywniały momentalnie, nerwy odcięły się od pasa w dół, w klatce piersiowej zabrakło powietrza. Z mroczkami przed oczami i oddechem ciężkim i świszczącym udało jej się wyrwać zza materiału różdżkę, po czym od razu unieść ją i wycelować w niego. Dłoń drżała. Nogi były jak części zawieszonej na sznurkach pacynki – akurat te linki z trzaskiem się zerwały. W jej oczach nie było już brawury i heroizmu, ale lęk wciąż krył się za białą błoną niewidzialnych emocji.
Ty czarci pomiocie – wycharczała do niego, wciskając się w szafę. Dalej pytał. Nie o ojca, ale o mieszkankę tego domu. Nie rozumiała dlaczego akurat o nią. – Szukasz trupa? – na jej ustach wykwitł pogardliwy uśmieszek. – Szukaj więc na cmentarzu. Wykop grób z kamienną misą. Powinieneś znaleźć jeszcze gnijące ciało. – tembr jej głosu nie nosił już znamion chęci podjęcia współpracy.
Gardziła nim i odpychała najdalej jak tylko mogła, wciąż jednak podejmując grę w zgadywanki. Był silny i nie powinna była zaczynać, ale nigdy nie była potulną owcą. I nigdy nią nie zostanie.


we're all killers
we've all killed parts of ourselves

to survive

Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]17.04.19 14:36
Ciemność, która nastała nie przeszkadzała mu. Choć tańczące cienie potrafiły zmylić, odwrócić uwagę, rozproszyć i rozkojarzyć fantazyjnością swoich kształtów, mrok był mu bliższy. Jasnymi oczami świdrował każdy jej ruch, nawet wtedy, gdy ze sparaliżowanymi nogami runęła na szafę, nie mogąc dłużej krążyć w kółko, ani uciekać. Nieruchome oczy węża utkwione były w jej postać. Walczącą w głębi siebie, wijącą się z niezadowoleniem, szukającą ratunku, jak mysz, w której jadowity wąż zatopił kły, a później czekał, aż wycieńczona padnie i przestanie się szarpać. Twarz mu stężała, myśli rozbiegały się powoli. Córka Dolohova, córka jego matki, siostra jego brata.
— Odrobina pijaństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, czyż nie?— Nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Spoglądał na nią z góry, dumnie i zimno, ale nie zbliżał się, nie lekceważył jej takiej — rozjuszonej. — To zabawne, że nie znamy się na kobietach, a wy, kobiety, wiecie o nas zupełnie wszystko.— Nie zamierzał z nią dyskutować, podobne rozmowy z kobietami były bezcelowe. Znał te wszystkie argumenty na pamięć, obelgi, wyzwiska, głupie i bezmyślne kobiece zaczepki, które prowokowały do wymierzenia policzka, ciosu, zadania bólu, dopuszczenia się gwałtu. Tylko po to, by w swej pozornej sile mogły gnić, a potem stać się ofiarami nienawidzącymi wszystkich oprawcy podobnym. Byle tylko zyskać powód, dostać dowód swojej mysiej wiary. Wilk był wilkiem, tak samo jak każdy inny pragnął zaspokoić głód, ale różnorodność wśród osobników była spora.
Wyciągnęła różdżkę i wymierzyła ją prosto w niego, ale mimo to wykonał dwa śmiałe kroki w jej stronę, zmniejszając między nimi odległość. Nie zamierzał jej krzywdzić, nie zależało mu na tym, by upuszczać jej krwi tylko dlatego, że była Dolohovem. Ta rodzina budziła w nim niechęć z powodu własnych doświadczeń, nikt nigdy nie zaszczepił w nim historycznego niesmaku, nigdy nie odczuwał, tak jak Graham, frustracji z tego powodu. Przyszedł po kogoś innego, nie chciał tracić więcej czasu. Prawda go zdziwiła. Nie był na nią przygotowany, szuł przez chwilę jak wiatr otula jego ciało i nagle, na chwilę, robi się bardzo zimno. Stał prosto, nieruchomo, jak marmurowy posąg, który wyszedł spod reki wprawnego rzeźbiarza; wpatrzony w twarz dziewczyny, która z każdą chwilą nabierała coraz więcej szczegółów.
Nie żyła?
— Jak?— spytał cicho i krótko, nie odrywając od niej spojrzenia. Rozczarowanie, niesmak, niechęć. Prawda była też gorzka, czuł jak jej smak osadza się na zębach i części języka; ledwie powstrzymał cisnący się na usta grymas. Nie tego się spodziewał, nie tego oczekiwał. Zwlekał, a kiedy się zdecydował było już za późno. Czy to była jakaś pułapka, czy próbowała go wyprowadzić w pole, by strzec matki przed obcym, który po nią przyszedł?
Machnął różdżką, rzucając niewerbalnie lumos. Kraniec różdzki skierował w jej stronę; chciał jej się przyjrzeć nim wyjdzie, upewnić się, że go nie próbuje oszukać, tylko po to, by pozbyć się go z własnego domu.
— Jak ci na imię?— Nie pamiętał, nie był pewien, czy kiedykolwiek o to Grahama pytał. Nie obchodziła go, nie miała dla niego żadnego znaczenia, aż do dziś, kiedy okazało się, że został całkiem sam. Nie było już ani Grahama, ani Vasyla. Nie było Alisy, ani Mii. Nie było już nawet jego ojca, który zniknął bez śladu, wyruszył dokądś, w poszukiwaniu czegoś, nie wiedział nawet czego. I była tylko ona. Złączona z nim tą plugawszą stroną. Niechciana, nie wywołująca zainteresowania, pragnienia poznania, zrozumienia. I dziś, jedyna.
Uniósł wyżej brodę i zrobił jeszcze krok, próbując różdżką rozświetlić jej twarz, przy okazji, częściowo rozjaśniając własne oblicze. Światło przemknęło po obwodach szarych tęczówek i maleńkich, czarnych źrenic.
— Opuść różdżkę — polecił jej, łagodnie, oceniając jej urodę. Była urodziwa. Miała duże niebieskie oczy w kształcie migdałów, drapieżne, ostrzegawcze spojrzenie pasujące do dzikiego zwierza. Na nosie błyskały ciemne piegi, odznaczające się wyraźnie na tle jasnej cery. I prosty nos, jak jego własny. — Gdybyś chciała mnie zaatakować zrobiłabyś to już dawno. Zwlekasz — zauważył. Chciała się dowiedzieć po co tu przybył, czy z przezorności wolała się wycofać?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]17.04.19 14:36
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]02.05.19 0:23
Przestała jej się podobać ta gra, bo straciła element kontroli, który zawsze pozwalał jej sądzić, że może nie jest przed przeciwnikiem, ale wciąż depcze mu po piętach. Zbyt późno zrozumiała, że nie powinna była wychodzić ze swojej nory, ze swojego schronienia po te kilka klamotów, po które zdecydowała się wrócić – znów udowodniła sobie, ze zniecierpliwieniem dołączając kolejne z wyplutych win, że sentyment naprawdę rzadko oznaczał w jej życiu coś dobrego, świeżego, podnoszącego na duchu. Wiedziała, że jakaś część świadomości, ta najbardziej uszkodzona przez doświadczenia, ta najbardziej złamana przez zaciskające się na niej pęta czarnej magii, biegła na oślep, kierując się oślepionym instynktem, byleby tylko przełknąć tę słodycz lepszych dni, niemal zadławić się lekkością przeżywanego życia. Powinna była to przełknąć, jak wszystko, co do tej pory przeżywała – wszystko przełknąć, zapomnieć. Zaczynał wygrywać w tym wyścigu, zwłaszcza po tym, jak dosłownie pozbawił ją możliwości biegu. Przed dosłownie moment czuła, jak cząsteczki plugawej magii przepływają wartkim strumieniem przez mięśnie, jak odcinają je jak nożyczki – jedna nitka po drugiej. Płuca pompowały powietrze jak wiatraki porwane przez wichurę. Zatrzaśnięta między nim a szafą miała niewiele do powiedzenia, mogła najwyżej napluć mu w twarz, co okrutnie miała ochotę zrobić, ale jednak swoje życie, dokonania, które wciąż mogły rozwinąć się w prawdziwe światło wiedzy, kochała o wiele za mocno, żeby posuwać się do samobójczych czynów. Była przed nim niemal jak otwarta księga. Tylko czy znał język, by ją czytać?
Przełknęła ślinę, słysząc jego pytanie. Nie usłyszała słów tnących jak sztylety, nie usłyszała ironicznego ani sykliwego tonu. Pytał o przyczyny tonem człowieka, który naprawdę ich potrzebował. Matka nie żyła – gdyby chciał obudzić ją do życia, mógł, najprawdopodobniej jej zwłoki wciąż pożerało robactwo. Ale po co? Nie wiedziała nic szczególnego. Była szara i wyblakła, pod koniec swojego życia niemal przezroczysta.
Magiczne wyładowania w maju – pamiętała jej twarz, dziwnie wychudzoną, jakby wyciągnięto z niej każdy gram życia. Ciało pokiereszowane, nadpalone w kilku miejscach, skóra naznaczona szkłem z okna, które musiało wybuchnąć wprost na nią. Największy szpikulec trafił prosto w serce. – Nie wiem więcej o okolicznościach jej śmierci, byłam daleko stąd. Mam nadzieję, że nie spytasz, dlaczego nie tkwiłam przy jej boku. Mam swoje lata – jej twarz wykrzywił grymas bólu, kiedy światło z jego różdżki otuliło jej policzki. Zmrużyła mocno powieki, za chwilę mrugając nimi, źrenice ogniskując na jego twarzy, która zaległa w cieniu. – Yana. – okłamywanie go nie miało sensu. Zjeżona sierść kojota ułożyła się wzdłuż pleców, ogonowi jednak daleko było do podkulenia. Mógł sądzić, że stała się mu pokorna. – Pokażesz mi swoją twarz? Przyszedłeś tu w jakimś celu. Chcę cię poznać. – jej głos nabrał pewnej twardości, choć wciąż wydawał się być miły na ucha, kobiecy. Jej źrenice mogły być teraz małe jak ziarno ziela, mogły być też wielkie, kryjące strach, stres, chęć ucieczki spinaną przez podejmowane nauki opanowania.
Ten głos jednak. Dlaczego grał na ej strunach? Dlaczego niektóre nuty były jej jakby znane?
Obróciła różdżkę w palcach, opuszkami ocierając się mocno o aromatyczne drewno figowe.
Tylko, jeśli cofniesz swoje zaklęcie – stawiała mu warunki, które mógł z łatwością spełnić. Wciąż był czarcim pomiotem w jej oczach, ale jeśli tylko oboje wykażą wolę, wierzyła, że on wyjdzie stąd z informacji, których pragnął, a ona z nietkniętym ciałem. – Bo jesteś poza moim zasięgiem, ale to nie znaczy, że ja nie jestem dla ciebie zagrożeniem.
Gdyby teraz zrobiłaby go królikiem, poradziłaby sobie. Ale ten ruch mógł ją kosztować o wiele za dużo.
Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]03.05.19 19:21
Czy była do niej podobna? Jak rozpatrywać tę kwestię? Miała jej oczy, usta, nos, czy była równie pyskata i krnąbrna, odważna i śmiała w czynach, jak dziewczę, które nieruchomo tkwiło przed nim? Czy właśnie dlatego wyszła za mąż za jego ojca, czytsokrwistego czarodzieja, zamiast za lorda, który zapewniłby jej godziwe życie? Czy miała niepokorną dusze, która doprowadziła ją do mezaliansu, czy była tak nieznośna, że żaden z młodych paniczów nie chciał pojąć jej za żonę? Patrząc na nią, mimowolnie szukał podobieństw między nimi, uważnym spojrzeniem błądził po jej młodziutkiej twarzy i jasnych i wielkich oczach, które nie odrywały się od niego ani na moment. Jak sarenka zagoniona do zagrody przez wilka, która czeka na dogodny moment, aby podjąć ostatnią desperacką próbę ratunku. Nie zadał pytań, które krążyły mu po głowie — ciekawość pchała go w ramiona nostalgii i dziecięcej tęsknoty, która od dawna nie istniała w jego życiu. Nie spytał, jaka była, nie chciał słuchać o niej opowieści, oglądać fotografii, pewien, że jakaś musiała się zachować. Budziły się w nim demony, które dawno temu pragnął zagłuszyć, stłamsić i ukryć w najciemniejszych zakamarkach swojej duszy. Demony wzywały do czucia rzeczy, które oznaczały słabość i bezsilność, które zwykłych ludzi rzucały w przepaść bez końca, zazdrość; puszczę, rozrywająca na kawałki — tęsknotę, i trawiący wszystko ogień gorszy od języków szatańskiej pożogi — oddanie, zmieniające wszystko w popiół, pozostawiające po sobie zgliszcza.
Nie dziś.
Brak wieści od Ignotusa utwierdzał go w przekonaniu, że podobne relacje nie powinny ludzi wiązać. Dzieci się rodziły, dzieci należało wychować odpowiednio, obdarzyć mądrością, a jeśli trzeba i opieką, ale nici, które krępowały dusze były przeszkodą w realizacji, osiąganiu wielkości i zdobywaniu siły — upodlały, ściągały w dół, w otchłań, z której być może nie było powrotu. Anomalie przyniosły ulgę wraz z odpowiedzią — zabiły ją; nie chciał znać konkretów. Czy przygnieciona przez wybuch ścian, czy rozsadzona niestabilną magią, bez znaczenia. Była martwa, nikt nie zdołał jej zabić, nie targnęła się na swoje życie — przeznaczenie zabrało ja w krainę cieni zanim ją odnalazł, a przecież świadomie zwlekał tak długo. Dziewczyna nie kłamała, nie miała ku temu powodu. Jeśli nie żyła, jeśli od dawna jej ciało nasycało wilgotną ziemię, nie musiał szukać dalej. Wraz z wiedzą o jej odejściu odeszły jakiekolwiek, głęboko zakorzenione obawy przed spotkaniem, spojrzeniem jej w twarz, a także wahaniem przed zadaniem ostatniego ciosu. Nie czuł wobec niej ani gniewu, czy żalu — już dawno pogodził się z faktem, że jego przeznaczenie pisało dla niego inny scenariusz; los rzucił go w ramiona człowieka, który wychował go na silnego i nieustępliwego czarodzieja. Graham był martwy, a on z przeciwieństwie do niego miał się doskonale. Nie czuł względem niej i współczucia, nie była go warta.
A więc: Yana. Yana Dołohov
— To zabawne — zdradził jej; pewnie jeszcze nie wiedziała, co takiego. — Yana Dolohov. Siostra Grahama. — Nie było jej na pogrzebie, nie mogli być blisko. Próbował przypomnieć sobie jej twarz ze szkoły; czy brat o niej kiedykolwiek wspominał? Tak. Na ostatnim roku, kiedy poznali prawdę. Nigdy nie była ważna, na tyle istotna, by poswięcił jej choć jedno spojrzenie, a teraz przyglądał jej się tak, jakby próbował zapamiętać każdy detal; jakby już nigdy mieli się nie spotkać. Nie dbał o jej potrzeby, o jej zachcianki. Uśmiechnął się kpiąco i jednym machnięciem różdżki zgasił światło; oczy znów musiały się przyzwyczaić do ciemności. — Przyszedłem się z nią spotkać. Jeśli nie żyje, mogę odznaczyć zadanie za wykonane.
Źrenice rozszerzyły się, łapczywie poszukując w ciemności resztek światła. Zbliżył się do niej i sięgnął do niej prawą ręką, różdżkę miał opuszczoną, ale zaciśniętą w palcach.
— Nie chcesz mnie znać, zapewniam cię — dodał z rozbawieniem, dotykając opuszkami lekko jej policzka. Poczuł różdżkę na swojej piersi, ale wystarczył lekki obrót ciała, by prześlizgnęła się po ubraniu; dla własnego bezpieczeństwa skrzyżował ją ze swoją, odsuwając w drugą stronę. Odgarnął jej włosy ze skroni powoli, subtelnie i pochylił się, kiedy pojedyncze włosy opadały, ślisko osuwając się z palców, zaciągnął się jej zapachem. Pachniała deszczem, drewnem i pergaminem.
— Oczywiście — szepnął cicho i łagodnie, odsuwając się od niej, od kobiety, którą naznaczył sobą deszcz. — Za momencik to uczynię. Nie chcę ci się narazić.— Cofnął się krok w tył, powoli, nie odrywając swojej różdżki od jej.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]12.05.19 21:45
Ojciec zawsze próbował za wszelką cenę sprawić, żeby ich dom był samotnią, domem pustelnika po środku niczego, do którego niewiele osób miałoby dostęp. Z biegiem lat zrozumiała, co Graham miał na myśli mówiąc, że nie wszyscy z nas czują się w tych czterech ścianach bezpiecznie. Była słabym obserwatorem, znacznie lepiej szło jej analizowanie wszystkiego, co dotyczyło bezpośrednio jej samej, dlatego nie do końca potrafiła stwierdzić, czy matka i brat traktowali ten budynek jak dom. Ona sama odnajdywała w nim plamy na podłodze, na których nie bała się stać; odnajdywała najdogodniejsze miejsce na łóżku, kiedy za oknami grała noc; stawiała kroki na utartych szlakach, które prowadziły ją do poczucia pewności schronienia. Dopiero Bonnard nauczył ją, co tak naprawdę oznacza miejsce stworzone do zakorzenienia się w nim na dobre. To dzięki niemu przekształciła definicję domu na swój sposób, w jej rękach stało się ono rozgrzaną gliną, plastycznym materiałem. A mimo to, choć na suficie domu w Walii zakwitła pleśń, a w kątach rozpostarły się srebrzyste pajęczyny, poczuła się jak intruz, poczuła się zaatakowana na własnym terytorium, choć dawno się go wyrzekła. Dziwne uczucie. Wciąż wiedziała, że w miejscu, w którym upadnie po trafieniu zaklęciem, będzie stała szafa i że jeśli przesunie się bardziej w bok, boleśnie nabije kręgosłup na jeden z okrągłych uchwytów. I zaatakował ją właśnie tutaj. To musiał być czysty zbieg okoliczności, że się tu spotkali. Absolutny przypadek. Nie mówiła nikomu o swoich planach, to był spontaniczny ruch – nie wzięła ze sobą niczego prócz różdżki.
I nagle okazało się, że wybrała nie ten czas i nie to miejsce. Cassandra jej nie ostrzegła. Nie mogło stać jej się coś złego.
Mimo to jej nozdrza rozchylały się i kurczyły, łapiąc deszczowe i wypuszczając zużyte powietrze. Patrzyła na niego – na ten skrawek skóry błyszczący między materiałem, cieniem a łuną błękitnawego światła. Nie wiedziała o nim nic.
A on wiedział o niej o wiele za dużo. Ta jedna informacja wystarczyła. Znał Grahama, ale matki nie, nie wiedział, że zginęła kilka miesięcy temu. A może znał, a to ona nie chciała znać jego. Nie, to nie miało sensu. W tej chwili nie mogła nawet powiedzieć, czy widziała go na pogrzebie Grahama – każdy nosił wtedy czarny płaszcz. Może po prostu znał ojca? Może to faktycznie był jego współpracownik. Albo klient.
Czemu o nim wspominasz? – i nagle zapaliło się w jej głowie czerwone, ostrzegawcze światło. Polował na nich? Jeśli byłaby następna, dawno już by nie żyła. Ta myśl sprawiła, że poczuła się dziwnie lekko. Jego następny ruch tę lekkość zamienił w tonowe kowadło opadające z hukiem na samo dno żołądka. Zaklęcie było niedostatecznie przygniatające, poradziłaby sobie z nim, choć na pewno nie należałoby to do najłatwiejszych zadań na dzisiejszy wieczór. Klaustrofobiczne poczucie jego obecności zaczęło ją zgniatać od środka. Dokładnie jak wtedy, gdy poczuła na swoim ciele brudne łapy Aspena. Zesztywniała cała, miała wrażenie, że różdżka wrasta w jej dłoń. Jej twarz wykrzywił grymas potwornego obrzydzenia, ale chociaż na usta cisnęło się zaklęcie, rozsądek trzymał ją w ryzach i ostatecznie mocnym, gwałtownym ruchem odepchnęła od swojej twarzy, od maźniętego jego oślizgłą obecnością policzka, jego rękę.
Nie dotykaj mnie. Nigdy więcej. – nie wiedziała, dlaczego akurat w ten sposób to powiedziała. Miała nadzieję nie spotkać go w przyszłości. Patrzyła na niego zła, kiedy się odsuwał, ale nie opuszczała różdżki, choć wyraźnie drżało jej przedramię. Adrenalina jednak płynęła w jej żyłach wciąż szerokim strumieniem. – Wszedłeś z butami tak głęboko i chcesz wyjść stąd jak cień. Czemu to ma służyć?
Nie dostała żadnych odpowiedzi, ale za to pytań niespodziewanie przybyło.
Yana Dolohov
Yana Dolohov
Zawód : badaczka, numerolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
ty mi ciągle
z dna pamięci
wypływasz jak

t o p i e l e c

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7237-yana-dolohov#194477 https://www.morsmordre.net/t7240-hieronim https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f274-smiertelny-nokturn-2 https://www.morsmordre.net/t7794-skrytka-bankowa-nr-1773#217747 https://www.morsmordre.net/t7714-yana-dolohov
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]16.05.19 19:29
To, co czynił nie pasowało do niego zupełnie. W przeszłość oglądał się tylko po to, by wyciągnąć lekcje z sytuacji, które mogły go czegoś nauczyć, pozwolić mu zrozumieć, pojąć świat, którego wielu elementów nie rozumiał lub uznawał je za nieopłacalne, głupie i nierozważne. Przez ten cały czas pojął już, że ludzie z owej głupoty doskonale zdawali sobie sprawę, że brnęli w to wszystko dla własnej przyjemności, szukając pociechy, szukając sposobu na znalezienie zrozumienia, a może byciem potrzebnym. I czynili to kosztem innych rzeczy, logicznych, rozsądnych i jakże prostych w wykorzystywaniu. jego obecność tutaj było jedną z tych rzeczy, których nie mógł zaliczyć ani do uzasadnionych ani do racjonalnych. Gdyby żyła, zabiłby ją z zimną krwią, nie wiedząc, czy przyniosłoby mu to choć odrobinę satysfakcji. A jaki to miało cel? Co dzięki temu mógł osiągnąć? Nic. Zaspokoiłby jedynie ciekawość, zamknął rozdział, który dawno powinien być przez niego zamknięty. Brodził po kolana w sferze, w której czuł się bardziej obco niż na obcych ziemiach za granicami kraju. Błądził po omacku, jak dziecię we mgle, udając przed sobą i przed nią, że był w tym jakiś wyższy cel. Nie było. A poznanie Yany nie było mu na rękę. Stała się świadkiem działania pod wpływem impulsu, lub dawno skrywanej urazy. Widział w jej oczach swoje odbicie. Ciemne, mętne, zakapturzone. Odbicie kogoś, kogo nie powinno tu wcale być. Ale ona nie była mu do niczego potrzebna. Jej ból, jej cierpienie, jej śmierć — były zbędne, bez znaczenia. Yana Dolohov w całej tej konstrukcji była nieistotnym elementem, dalekim od centrum. Była siostrą Grahama, nie jego, choć mieli wszyscy jedną matkę. Była obca postacią, której nadano nazwisko i pochodzenie, które powinno czynić ją bliską, wszak pozostała mu tylko ona. Ale i to było bez znaczenia.
Jej reakcja wiele o niej mówiła. Nie była ani cierpliwa, ani spokojna. Nie była twarda, choć niewątpliwie miała grubą skórę i wiele mogła znieść. Ale nie to. Obcy dotyk. Męska obecność przekraczająca granice, budząca jakieś koszmary, wspomnienia, których nie mogła ukryć w swej gwałtowności. Kobiety różnie reagowały, mało która zezwalała na to, aprobowała przekroczenie pewnej sfery intymności, nie dziwiło go więc to wcale. Butna, waleczna i gniewna. Chciała bronić swej niezależności, nawet jeśli była w gorszym położeniu, a jednak nie zdecydowała się ściągać z siebie jego zaklęcia, a tym bardziej posyłać w jego stronę innego. A więc czuła też strach i obawę, niepewność — choć tu, w tym domu, może czuła się jak u siebie, we własnej, dobrze znanej przystani. Jego obecność ją zakłopotała, zaskoczył ją bardziej niż ona jego. I wciąż nie miała pojęcia kim był.
— Tak mi się wspomniało — mruknął beznamiętnie. Dobrze pamiętał czas, w którym dowiedział się prawdy; czas, w którym Graham stał się najbliższą osobą, jaką znał. A wiele lat później umarł. I nie było już nic. Ani wspomnień, ani zażyłości, ani tęsknoty. Od zawsze był pusty, nie można było sztucznie wypełnić czegoś, co miało przedziurawione dno.
— Nie zamierzam — odpowiedział jej, zgodnie z prawdą, pewien, że już nigdy się nie spotkają. Ona była tu, w Walii, a on mieszkał w Londynie, chadzał ścieżkami, którymi kobiety jej pokroju nie znały z żadnej strony. Patrzył na nią ze spokojem, skupiając się na jej oczach, policzkach, pełnych, wyrazistych wargach, które z taką zajadłością wyrzucały z siebie słowa. Nie mógł jej odmówić urody, była atrakcyjna, zmysłowa, a z tym drapieżnym błyskiem w oku — intrygująca, jak mało która. — Głęboko? Mam wrażenie, że ledwie stanąłem w przedsionku, ale ze środka czuć tylko niezachęcający odór stęchlizny i smród trupa. Na zewnątrz powietrze pachnie o wiele przyjemniej. Trawa jest mokra, chłód przenikliwy, a zapach deszczu, którym przesiąknęłaś kusi o wiele bardziej niż to.
Skłonił się przed nią lekko, choć grzecznie, czyniąc z tego pożegnanie. Wieczór był całkiem miły, zważywszy na niemiłe okoliczności, ale wolał spędzić jego resztę w inny sposób. Dlatego pozostawił ją tam samą i udał się w stronę drzwi, lekkim i płynnym krokiem. Tam, na zewnątrz, wciąż szalała burza. Krople wody z rozgniewanego nieba zmyją z niego to, co go tu przygnało. Minie chwila, nim poradzi sobie z rzuconym zaklęciem, a jeśli wieczność, nie zapłacze po niej ani razu.

| zt :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 8 z 15 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 11 ... 15  Next

Dzikie wybrzeże, Walia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach