Stoliki na uboczu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki na uboczu
Stoliki w Dziurawym Kotle dzieliły się na te, których goście pławili się w słońcu przebijającym się z trudem przez zabrudzone szyby, na te, które stojąc w centrum sali stanowiły serce pubu, na te, które kusiły ciepłem kominka, a także na te, które ukryte przed wścibskimi oczami stały sobie spokojnie w kątach kanciastego pomieszczenia. Wysokie, miękkie fotele tak różne od drewnianych krzeseł zapewniały komfort, a obecność podtrzymujących strop belek i prowadzących na piętro schodów dodatkowo osłaniała siedzących przy owych stolikach ludzi, gwarantując prywatność. I święty spokój.
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
7.12
Udając się na spotkanie, Steffen myślał, że po prostu wykonuje prywatne zlecenie, podsunięte mu przez leżącego w szpitalu, starszego kolegę. W istocie wciąż wykonywał ministerialne obowiązki, za które dostanie niewielką premię - choć sam nawet o tym nie wiedział. Tożsamość członków Wiedźmiej Straży była strzeżona zbyt pilnie żeby wiedzieli o niej najmłodsi łamacze klątw i może Steff zostanie oficjalnie zaznajomiony z Priscillą dopiero, gdy sprawdzi się w swojej roli i wprawi w dyskrecji. Tymczasem było to jego próbne zlecenie dla Straży - zlecenie, które swoim zdaniem otrzymał od Liliany Morse. Imię było ładne (lubił lilie), nazwisko zaś nie mówiło mu zupełnie nic. I o ile mógł kiedyś minąć Priscillę na ministerialnych korytarzach, o tyle teraz nie miał szans rozpoznać jej twarzy. Z wrodzonej ciekawości zastanawiał się kim jest ta paniusia i dlaczego ma styczność z klątwami, ale wiedział już, że niektórym klientom nie należy zadawać zbyt wielu pytań.
-Pani Morse? - upewnił się, stając nad stolikiem w kącie. Była jedyną samotnie siedzącą tu kobietą i nieco zwracała na siebie uwagę tę woalką - oczywiście wyglądała bardzo elegancko, ale Kocioł nie był jak dla Steffa zbyt eleganckim miejscem.
-Cattermole. - przedstawił się zwięźle, naiwnie sądząc, że używanie samego nazwiska dodaje mu powagi. Przynajmniej na polu klątw nie konkurował ze starszym bratem, więc spokojnie mógł pominąć imię - które kobieta zresztą znała z wymienionych wcześniej listów.
Zerknął okiem na zapakowany przedmiot - czyżby to on miał być przedmiotem klątwy?
-Co mogę dla pani zrobić? - zapytał, choć odpowiedź była zapewne oczywista - zdjąć klątwę. Najpierw musiał jednak dowiedzieć się jak najwięcej o jej naturze, nawet jeśli klientka nie miała o niej pojęcia. Pomóc mogły każde detale dotyczące samego przedmiotu, okoliczości jego znalezienia, czy nabrania podejrzeń lub pewności, że jest przeklęty. Wiedział z doświadczenia, że ludzie, szczególnie prywatni klienci, niechętnie dzielą się tym sami z siebie, więc musiał nieco podprowadzić klientkę. Uśmiechnął się ciepło i zachęcająco:
-Może mi pani powiedzieć więcej o naturze...problemu? - zniżył głos, na wypadek gdyby ktoś ich słyszał. -Pomoże mi to lepiej i szybciej wykonać moją pracę.
Udając się na spotkanie, Steffen myślał, że po prostu wykonuje prywatne zlecenie, podsunięte mu przez leżącego w szpitalu, starszego kolegę. W istocie wciąż wykonywał ministerialne obowiązki, za które dostanie niewielką premię - choć sam nawet o tym nie wiedział. Tożsamość członków Wiedźmiej Straży była strzeżona zbyt pilnie żeby wiedzieli o niej najmłodsi łamacze klątw i może Steff zostanie oficjalnie zaznajomiony z Priscillą dopiero, gdy sprawdzi się w swojej roli i wprawi w dyskrecji. Tymczasem było to jego próbne zlecenie dla Straży - zlecenie, które swoim zdaniem otrzymał od Liliany Morse. Imię było ładne (lubił lilie), nazwisko zaś nie mówiło mu zupełnie nic. I o ile mógł kiedyś minąć Priscillę na ministerialnych korytarzach, o tyle teraz nie miał szans rozpoznać jej twarzy. Z wrodzonej ciekawości zastanawiał się kim jest ta paniusia i dlaczego ma styczność z klątwami, ale wiedział już, że niektórym klientom nie należy zadawać zbyt wielu pytań.
-Pani Morse? - upewnił się, stając nad stolikiem w kącie. Była jedyną samotnie siedzącą tu kobietą i nieco zwracała na siebie uwagę tę woalką - oczywiście wyglądała bardzo elegancko, ale Kocioł nie był jak dla Steffa zbyt eleganckim miejscem.
-Cattermole. - przedstawił się zwięźle, naiwnie sądząc, że używanie samego nazwiska dodaje mu powagi. Przynajmniej na polu klątw nie konkurował ze starszym bratem, więc spokojnie mógł pominąć imię - które kobieta zresztą znała z wymienionych wcześniej listów.
Zerknął okiem na zapakowany przedmiot - czyżby to on miał być przedmiotem klątwy?
-Co mogę dla pani zrobić? - zapytał, choć odpowiedź była zapewne oczywista - zdjąć klątwę. Najpierw musiał jednak dowiedzieć się jak najwięcej o jej naturze, nawet jeśli klientka nie miała o niej pojęcia. Pomóc mogły każde detale dotyczące samego przedmiotu, okoliczości jego znalezienia, czy nabrania podejrzeń lub pewności, że jest przeklęty. Wiedział z doświadczenia, że ludzie, szczególnie prywatni klienci, niechętnie dzielą się tym sami z siebie, więc musiał nieco podprowadzić klientkę. Uśmiechnął się ciepło i zachęcająco:
-Może mi pani powiedzieć więcej o naturze...problemu? - zniżył głos, na wypadek gdyby ktoś ich słyszał. -Pomoże mi to lepiej i szybciej wykonać moją pracę.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 23.07.19 1:22, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Choć ledwo kojarzyła twarz tego młodego, ministerialnego łamacza klątw od razu go rozpoznała, gdy mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Zaczekała jednak cierpliwie, aż Steffen podejdzie w jej stronę, dając sobie czas na zaciągnięcie się papierosowym dymem. Nie paliła szczególnie często, robiąc to z przyjemności, a nie przymusu. W domu nie pozwoliłaby sobie na tak okropny zapach. Dziurawy Kocioł jednak i tak był przesiąknięty papierosowym smrodem. Nic więc nie powstrzymywało Morgan przez sprawieniu sobie odrobiny przyjemności.
Skinęła głową, gdy mężczyzna upewnił się kim jest.
– Witam – powiedziała, uśmiechając się delikatnie i pochylając nieco w jego stronę, gdy przedstawił swoje własne nazwisko. Słysząc powagę w jego głosie, tak niepasującą do jego młodocianej twarzy, miała ochotę zachichotać pod nosem, ale powstrzymała się. Była przecież poważnym przedstawicielem Ministerstwa.
Wzięła głęboki oddech.
– Tak jak wspominałam panu w naszej korespondencji… Dopadła mnie klątwa. – Sięgnęła dłonią po zapakowane pudełeczko, przesuwając je delikatnie w stronę Steffena. – W tej szkatułce znajduje się przedmiot o którym pisałam. To spadek mojej odległej ciotki… artystki. Zmarła kilka lat temu, wcześniej nakładając klątwę na pudełko. Och, to była niereformowalna czarownica – wyjaśniła. – Nie wiem co do dokładnie, wolę nie dotykać szkatułki… ale widzi pan… mamy z bratem podstawy, by twierdzić, że wewnątrz znajduje się coś dla naszego wujka, a kochany niedługo obchodzi siedemdziesiąte urodziny. Jeśli tam jest coś miłego dla niego… a w to nie wątpię… wuj pewnie bardzo by się ucieszył – wyjaśniła, mając nadzieję, że Cattermole nie będzie wnikać głębiej w tę historię. Z resztą, chyba nie miał powodu. Jednocześnie bycie zbyt tajemniczą mogłoby wzbudzić jego podejrzenia, a tego Morgan zdecydowanie nie chciała.
Podrapała się po głowie.
– Właściwie o samej klątwie wiem niewiele… To chyba coś z płomieniami, mój brat kazał mi uważać i delikatnie traktować to pudełko. Jeszcze sobie bym zrobiła krzywdę… i je zniszczyła… – Westchnęła przeciągle, upijając łyk wina. – Myśli pan, że to da się prędko ściągnąć? Byłabym tak wdzięczna… Wuj niedługo wraca, a na lepszy pomysł na prezent chyba nie wpadniemy. – Spojrzała na mężczyznę proszącym wzrokiem.
| Rzucam na test sporny. Kłamstwo II
Skinęła głową, gdy mężczyzna upewnił się kim jest.
– Witam – powiedziała, uśmiechając się delikatnie i pochylając nieco w jego stronę, gdy przedstawił swoje własne nazwisko. Słysząc powagę w jego głosie, tak niepasującą do jego młodocianej twarzy, miała ochotę zachichotać pod nosem, ale powstrzymała się. Była przecież poważnym przedstawicielem Ministerstwa.
Wzięła głęboki oddech.
– Tak jak wspominałam panu w naszej korespondencji… Dopadła mnie klątwa. – Sięgnęła dłonią po zapakowane pudełeczko, przesuwając je delikatnie w stronę Steffena. – W tej szkatułce znajduje się przedmiot o którym pisałam. To spadek mojej odległej ciotki… artystki. Zmarła kilka lat temu, wcześniej nakładając klątwę na pudełko. Och, to była niereformowalna czarownica – wyjaśniła. – Nie wiem co do dokładnie, wolę nie dotykać szkatułki… ale widzi pan… mamy z bratem podstawy, by twierdzić, że wewnątrz znajduje się coś dla naszego wujka, a kochany niedługo obchodzi siedemdziesiąte urodziny. Jeśli tam jest coś miłego dla niego… a w to nie wątpię… wuj pewnie bardzo by się ucieszył – wyjaśniła, mając nadzieję, że Cattermole nie będzie wnikać głębiej w tę historię. Z resztą, chyba nie miał powodu. Jednocześnie bycie zbyt tajemniczą mogłoby wzbudzić jego podejrzenia, a tego Morgan zdecydowanie nie chciała.
Podrapała się po głowie.
– Właściwie o samej klątwie wiem niewiele… To chyba coś z płomieniami, mój brat kazał mi uważać i delikatnie traktować to pudełko. Jeszcze sobie bym zrobiła krzywdę… i je zniszczyła… – Westchnęła przeciągle, upijając łyk wina. – Myśli pan, że to da się prędko ściągnąć? Byłabym tak wdzięczna… Wuj niedługo wraca, a na lepszy pomysł na prezent chyba nie wpadniemy. – Spojrzała na mężczyznę proszącym wzrokiem.
| Rzucam na test sporny. Kłamstwo II
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Priscilla Morgan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
przejrzałem Priscillę w teście spornym (94)
Steffena ucieszyło, że spotkał się z poważną i elegancką kobietą. Prywatne zlecenia bywały czasem ryzykowne - trafiał na ludzi, którzy awanturowali się o zapłatę, nieostrożnie obchodzili z przeklętymi przedmiotami, albo liczyli na pomoc w sprawach, które niewiele miały wspólnego ze zdejmowaniem klątw. Pani Morse wydawała się profesjonalna, a podejrzany przedmiot zapakowała starannie. Zrobiła jak najkorzystniejsze pierwsze wrażenie, więc gdy słuchał jej wyjaśnień, zaczęła dziwić go niepewność w jej głosie i pewne, nieco nielogiczne fakty z całej historii. Zwykle nie wnikał w prywatne życie klientów i chętnie uwierzyłby pani Morse na słowo. Nie starał się przyłapać jej na kłamstwie ani nieścisłościach, ale miał uparte wrażenie, że klientka udaje głupszą, niż jest. Może to przez kontrast między jej poważnym wyglądem i nieco chaotyczną historią? Pewnie nie byłby zdziwiony, słysząc takie wyjaśnienia z ust jakiejś trzpiotki lub strasznej pani, ale ta kobieta... po prostu nie pasowała mu na kogoś, kto jest tak bezradny w obliczu doboru prezentu dla wujka. Rozumiał, że ludzie mają cenne pamiątki i dziwne sprawy rodzinne i (chociaż bywał bardzo ciekawski) nie chciał wiedzieć więcej, niż powinien do zdjęcia klątwy. Ale powinien jednak wiedzieć całkiem dużo, bo z klątwami nie było przecież żartów. Były niebezpieczne: również dla niego, jeśli podejdzie do zlecenia bez wszystkich informacji, jakie mógł mieć.
-Jeśli to był prezent, dlaczego pani ciotka miałaby nakładać klątwę? W formie dowcipu? Bo jeśli nie, to może bezpieczniej nie dawać tego wujkowi? - zasugerował prostolinijnie. Nachylił się lekko, zmartwiony, i spróbował spojrzeć klientce w oczy.
-Pani Morse, rozumiem potrzebę prywatności i...proszę wybaczyć mi insynuację, bo nic pani nie zarzucam, ale... muszę znać prawdę o tej klątwie i mieć jak najwięcej informacji zanim zacznę ją ściągać. Niewłaściwe podejście do problemu może być niebezpieczne dla pani, dla mnie i dla postronnych osób. Dlatego proszę się nie obawiać, wszystko co pani powie zostanie między nami i pomoże skuteczniej poradzić sobie z tym przedmiotem. - zapewnił, usiłując brzmieć dyplomatycznie.
Steffena ucieszyło, że spotkał się z poważną i elegancką kobietą. Prywatne zlecenia bywały czasem ryzykowne - trafiał na ludzi, którzy awanturowali się o zapłatę, nieostrożnie obchodzili z przeklętymi przedmiotami, albo liczyli na pomoc w sprawach, które niewiele miały wspólnego ze zdejmowaniem klątw. Pani Morse wydawała się profesjonalna, a podejrzany przedmiot zapakowała starannie. Zrobiła jak najkorzystniejsze pierwsze wrażenie, więc gdy słuchał jej wyjaśnień, zaczęła dziwić go niepewność w jej głosie i pewne, nieco nielogiczne fakty z całej historii. Zwykle nie wnikał w prywatne życie klientów i chętnie uwierzyłby pani Morse na słowo. Nie starał się przyłapać jej na kłamstwie ani nieścisłościach, ale miał uparte wrażenie, że klientka udaje głupszą, niż jest. Może to przez kontrast między jej poważnym wyglądem i nieco chaotyczną historią? Pewnie nie byłby zdziwiony, słysząc takie wyjaśnienia z ust jakiejś trzpiotki lub strasznej pani, ale ta kobieta... po prostu nie pasowała mu na kogoś, kto jest tak bezradny w obliczu doboru prezentu dla wujka. Rozumiał, że ludzie mają cenne pamiątki i dziwne sprawy rodzinne i (chociaż bywał bardzo ciekawski) nie chciał wiedzieć więcej, niż powinien do zdjęcia klątwy. Ale powinien jednak wiedzieć całkiem dużo, bo z klątwami nie było przecież żartów. Były niebezpieczne: również dla niego, jeśli podejdzie do zlecenia bez wszystkich informacji, jakie mógł mieć.
-Jeśli to był prezent, dlaczego pani ciotka miałaby nakładać klątwę? W formie dowcipu? Bo jeśli nie, to może bezpieczniej nie dawać tego wujkowi? - zasugerował prostolinijnie. Nachylił się lekko, zmartwiony, i spróbował spojrzeć klientce w oczy.
-Pani Morse, rozumiem potrzebę prywatności i...proszę wybaczyć mi insynuację, bo nic pani nie zarzucam, ale... muszę znać prawdę o tej klątwie i mieć jak najwięcej informacji zanim zacznę ją ściągać. Niewłaściwe podejście do problemu może być niebezpieczne dla pani, dla mnie i dla postronnych osób. Dlatego proszę się nie obawiać, wszystko co pani powie zostanie między nami i pomoże skuteczniej poradzić sobie z tym przedmiotem. - zapewnił, usiłując brzmieć dyplomatycznie.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czyżby Steffen zorientował się, że kręciła? Powstrzymała się przed zmarszczeniem brwi. Zauważyła jednak, że sam Cattermole nie do końca zrozumiał opowiedzianą przez Morgan bajkę.
– To nie był prezent OD ciotki, tylko jej spadek. Skąd mogę wiedzieć, co czaiło się w głowie staruszki przed śmiercią? – spytała, szczerze oburzona. Nie podobało jej się, że młody mężczyzna próbuje drążyć temat, choć w praktyce równie dobrze mogła być zirytowana przez próbę grzebania w jej rodzinnych sprawach.
Morgan wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić, a następnie ponownie zaczęła mówić:
– Naprawdę nie życzę sobie, aby grzebał pan w moich prywatnych sprawach, panie Cattermole. Powiedziałam panu wszystko, co było istotne: skrzynka jest zaklęta, a ja potrzebuje klątwę zdjąć, bym mogła bezpiecznie zajrzeć do środka. Wewnątrz znajduje się coś, co jest mi potrzebne, a czar ma coś wspólnego z ogniem. Więcej informacji nie mam. Czy jest pan w stanie sobie poradzić prędko z tym zadaniem, czy może mam poszukać innego specjalisty? – W głosie kobiety brzmiała nieskrywana irytacja.
Emocje Priscilli sprawiły, że kobieta zupełnie zapomniała o fajce, która właśnie wypalała się w jej dłoni. Morgan straciła ochotę na tę małą przyjemność. Że też musiała natrafić na wścibskiego łamacza klątw! Jego poprzednik jakoś nigdy nie zadawał dodatkowych pytań, a doskonale wykonywał swoją robotę. Niech go szlag.
Miała jednak nadzieje, że uda jej się przekonać Steffena do zajęcia się skrzyneczką. Nie podobał się jej sposób działania mężczyzny, ale Priscilla naprawdę nie miała czasu, by szukać kolejnego specjalisty. Szef przecież głowę jej utnie, jeśli nie przyniesie mu przedmiotu ze zdjętą klątwą w najszybszym tempie. A Morgan zdecydowanie nie chciała zawieść ani przełożonych, ani swojej wiedźmiej drużyny. Praca była przecież wszystkim, co obecnie jej zostało.
Zaczęła kręcić się nerwowo na siedzeniu, mając nadzieję na jak najszybsze załatwienie sprawy. Chilerny Cattermole! Z tak wścibskim charakterem powinien się zajmować brukowym dziennikarstwem, nie klątwami. Czyżby nie wiedział, jak istotne dla prywatnych ludzi mogły być TAKIE sprawy? Może rzadko pracował z indywidualnymi osobami, bo Ministerstwo płaciło mu wystarczająco? Nie sądziła, znała przecież płacę osób w podobnym wieku do Steffena i te nie były wysokie.
| Retoryka I, próbuję przekonać Steffena.
– To nie był prezent OD ciotki, tylko jej spadek. Skąd mogę wiedzieć, co czaiło się w głowie staruszki przed śmiercią? – spytała, szczerze oburzona. Nie podobało jej się, że młody mężczyzna próbuje drążyć temat, choć w praktyce równie dobrze mogła być zirytowana przez próbę grzebania w jej rodzinnych sprawach.
Morgan wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić, a następnie ponownie zaczęła mówić:
– Naprawdę nie życzę sobie, aby grzebał pan w moich prywatnych sprawach, panie Cattermole. Powiedziałam panu wszystko, co było istotne: skrzynka jest zaklęta, a ja potrzebuje klątwę zdjąć, bym mogła bezpiecznie zajrzeć do środka. Wewnątrz znajduje się coś, co jest mi potrzebne, a czar ma coś wspólnego z ogniem. Więcej informacji nie mam. Czy jest pan w stanie sobie poradzić prędko z tym zadaniem, czy może mam poszukać innego specjalisty? – W głosie kobiety brzmiała nieskrywana irytacja.
Emocje Priscilli sprawiły, że kobieta zupełnie zapomniała o fajce, która właśnie wypalała się w jej dłoni. Morgan straciła ochotę na tę małą przyjemność. Że też musiała natrafić na wścibskiego łamacza klątw! Jego poprzednik jakoś nigdy nie zadawał dodatkowych pytań, a doskonale wykonywał swoją robotę. Niech go szlag.
Miała jednak nadzieje, że uda jej się przekonać Steffena do zajęcia się skrzyneczką. Nie podobał się jej sposób działania mężczyzny, ale Priscilla naprawdę nie miała czasu, by szukać kolejnego specjalisty. Szef przecież głowę jej utnie, jeśli nie przyniesie mu przedmiotu ze zdjętą klątwą w najszybszym tempie. A Morgan zdecydowanie nie chciała zawieść ani przełożonych, ani swojej wiedźmiej drużyny. Praca była przecież wszystkim, co obecnie jej zostało.
Zaczęła kręcić się nerwowo na siedzeniu, mając nadzieję na jak najszybsze załatwienie sprawy. Chilerny Cattermole! Z tak wścibskim charakterem powinien się zajmować brukowym dziennikarstwem, nie klątwami. Czyżby nie wiedział, jak istotne dla prywatnych ludzi mogły być TAKIE sprawy? Może rzadko pracował z indywidualnymi osobami, bo Ministerstwo płaciło mu wystarczająco? Nie sądziła, znała przecież płacę osób w podobnym wieku do Steffena i te nie były wysokie.
| Retoryka I, próbuję przekonać Steffena.
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Priscilla Morgan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
86, a Priscilla 85
-No tak, ale mówiła Pani, że macie podstawy aby twierdzić, że wewnątrz znajduje się coś dla wujka, czyli ciotka nałożyła klątwę z myślą o wujku i potencjalnie złymi intencjami, tak? - upewnił się. Może czegoś nie rozumiał z tej odpowiedzi, ale tak właśnie mu się wydawało! Opowieść pani Morse była w końcu dość chaotyczna.
Zaraz potem został ofuknięty i sprowadzony na ziemię. Urwał i zawstydzony umknął wzrokiem. Kobieta miała trochę racji. A nawet sporo racji. Jej stosunki rodzinne nie były jego biznesem i zdawał sobie sprawę, że bywa zbyt wścibski. Już prawie się ugiął i zamilkł, Priscilla mogła zresztą dojrzeć zakłopotanie na jego twarzy, ale nerwowa postawa kobiety i pewna luka w jej opowieści nie dawała mu spokoju.
-Rozumiem i przepraszam za... - za co? Ciekawość była przecież częścią jego pracy! A przynajmniej jego filozofii pracy, bo zdawał sobie sprawę, że niektórzy biorą się do działania w pełnym milczeniu. Jemu zaś pomagała się skupić właśnie rozmowa i pełnia wiedzy. ...za niedelikatność. Ale, tutaj chodzi przecież o naturę klątwy. Teraz mówi pani, że w środku jest coś, co jest pani potrzebne, wcześniej mówiła pani o prezencie dla wujka, a ja podejrzewam, że klątwa mogła zostać nałożona nie tyle na przedmiot, co na osobę wujka, na przykład jeśli ciotka była do niego uprzedzona. Kontekst pomoże mi wybrać lepsze podejście do tej sprawy. - tłumaczył cierpliwie. Nie chciał jednak, by kobieta zupełnie się zniecierpliwiła, musiał więc wziąć się do pracy.
-Być może na tym pudełeczku są ukryte runy... - dodał pojednawczo. -Spróbuję je teraz rozpoznać. - zakłopotanie i nieśmiały uśmiech zniknęły z jego twarzy, gdy zabrał się do dzieła. Teraz wydawał się w pełni skupiony i poważny. Zmarszczył lekko brwi i zmrużył oczy, wypatrując na pudełeczku ukrytych run, najpewniej związanych z ogniem. Jeśli rozpozna je dobrze, może nie będzie mu potrzebna reszta historii od tej podejrzanej kobiety.
rzut 1: spostrzegawczość II, rzut na znalezienie run (0-35: nie widzę run; 35-60: znajduję zatarte runy, 60-100: znajduję wszystkie runy)
rzut 2, jeśli znajdę: runy III, rzut na rozpoznanie run
-No tak, ale mówiła Pani, że macie podstawy aby twierdzić, że wewnątrz znajduje się coś dla wujka, czyli ciotka nałożyła klątwę z myślą o wujku i potencjalnie złymi intencjami, tak? - upewnił się. Może czegoś nie rozumiał z tej odpowiedzi, ale tak właśnie mu się wydawało! Opowieść pani Morse była w końcu dość chaotyczna.
Zaraz potem został ofuknięty i sprowadzony na ziemię. Urwał i zawstydzony umknął wzrokiem. Kobieta miała trochę racji. A nawet sporo racji. Jej stosunki rodzinne nie były jego biznesem i zdawał sobie sprawę, że bywa zbyt wścibski. Już prawie się ugiął i zamilkł, Priscilla mogła zresztą dojrzeć zakłopotanie na jego twarzy, ale nerwowa postawa kobiety i pewna luka w jej opowieści nie dawała mu spokoju.
-Rozumiem i przepraszam za... - za co? Ciekawość była przecież częścią jego pracy! A przynajmniej jego filozofii pracy, bo zdawał sobie sprawę, że niektórzy biorą się do działania w pełnym milczeniu. Jemu zaś pomagała się skupić właśnie rozmowa i pełnia wiedzy. ...za niedelikatność. Ale, tutaj chodzi przecież o naturę klątwy. Teraz mówi pani, że w środku jest coś, co jest pani potrzebne, wcześniej mówiła pani o prezencie dla wujka, a ja podejrzewam, że klątwa mogła zostać nałożona nie tyle na przedmiot, co na osobę wujka, na przykład jeśli ciotka była do niego uprzedzona. Kontekst pomoże mi wybrać lepsze podejście do tej sprawy. - tłumaczył cierpliwie. Nie chciał jednak, by kobieta zupełnie się zniecierpliwiła, musiał więc wziąć się do pracy.
-Być może na tym pudełeczku są ukryte runy... - dodał pojednawczo. -Spróbuję je teraz rozpoznać. - zakłopotanie i nieśmiały uśmiech zniknęły z jego twarzy, gdy zabrał się do dzieła. Teraz wydawał się w pełni skupiony i poważny. Zmarszczył lekko brwi i zmrużył oczy, wypatrując na pudełeczku ukrytych run, najpewniej związanych z ogniem. Jeśli rozpozna je dobrze, może nie będzie mu potrzebna reszta historii od tej podejrzanej kobiety.
rzut 1: spostrzegawczość II, rzut na znalezienie run (0-35: nie widzę run; 35-60: znajduję zatarte runy, 60-100: znajduję wszystkie runy)
rzut 2, jeśli znajdę: runy III, rzut na rozpoznanie run
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Wypuściła głośno powietrze, poirytowana, sięgając nerwowo po kieliszek z winem. Ten młodziak naprawdę zaraz poważnie wyprowadzi ją z równowagi! Niech do piorun trzaśnie! Skoro tak przeszkadzają mieszkańcom Anglii to mogłyby się chociaż w czymś ten jeden raz przydać.
– Bardzo proszę nie wtykać nosa w nieswoje sprawy i zająć się pracą – warknęła. – Jak mówię, że klątwa została nałożona na przedmiot to jest nałożona na przedmiot – stwierdziła, mając nadzieję, że tym razem na dobre zakończy temat, a Steffen zajmie się swoją pracą, nim będzie musiała odejść z niczym. – Ciotka NIE była uprzedzona do wujka, zaklęta jest tylko ta szkatułka – dodała, unosząc kieliszek i wypijając wino do końca. Gdzie ten kelner? Przydałaby jej się dolewka na złagodzenie nerwów. Zdecydowanie.
Strzepnęła popiół z wypalonego papierosa, który zgasł już kilka minut temu. Odłożyła peta do znajdującej się na stole popielniczki i schowała przedmiot, w którym chwilę wcześniej go paliła, próbując uspokoić nerwy. Nie pomagał jej jednak panujący wokół hałas. Ech, ten Dziurawy Kocioł! Czy on musiał być cały czas tak zatłoczony? Nie mogliby go magicznie powiększyć?
Na swoje szczęście, Steffen wziął się do roboty. Priscilla z ulgą pozwoliła przejąć mu przedmiot i zająć się zaklętym pudełeczkiem.
– Są runy? Trudne do zdjęcia? – spytała po dłuższej chwili, nie mając ochoty spędzać ze Steffenem ani chwili dłużej, niż było to absolutnie koniecznie.
Na szczęście w nieszczęściu Cattermole zdawał się podchodzić poważnie do samego ściągania klątw. Po jego minie poznała, że był mocno skupiony. Czy jednak miał wystarczającą wiedzę? Tak młodemu chłopakowi mogło brakować doświadczenia i umiejętności i Priscilla szczerze się o to bała. Naprawdę nie miała czasu, by szukać kogoś innego, a jeśli Steffenowi udałoby się od razu ściągnąć czarno magiczny czar, Morgan miała zamiar od razu popędzić do Ministerstwa, by przekazać odczarowany przedmiot przełożonemu. Wolała też nie zostawiać łamacza klątw sam na sam z pudełkiem. Mógłby zajrzeć do środka i odkryć coś, co nigdy nie powinno znaleźć się w jego rękach. A był przecież wścibski, o czym kobieta zdążyła już się przekonać.
– Bardzo proszę nie wtykać nosa w nieswoje sprawy i zająć się pracą – warknęła. – Jak mówię, że klątwa została nałożona na przedmiot to jest nałożona na przedmiot – stwierdziła, mając nadzieję, że tym razem na dobre zakończy temat, a Steffen zajmie się swoją pracą, nim będzie musiała odejść z niczym. – Ciotka NIE była uprzedzona do wujka, zaklęta jest tylko ta szkatułka – dodała, unosząc kieliszek i wypijając wino do końca. Gdzie ten kelner? Przydałaby jej się dolewka na złagodzenie nerwów. Zdecydowanie.
Strzepnęła popiół z wypalonego papierosa, który zgasł już kilka minut temu. Odłożyła peta do znajdującej się na stole popielniczki i schowała przedmiot, w którym chwilę wcześniej go paliła, próbując uspokoić nerwy. Nie pomagał jej jednak panujący wokół hałas. Ech, ten Dziurawy Kocioł! Czy on musiał być cały czas tak zatłoczony? Nie mogliby go magicznie powiększyć?
Na swoje szczęście, Steffen wziął się do roboty. Priscilla z ulgą pozwoliła przejąć mu przedmiot i zająć się zaklętym pudełeczkiem.
– Są runy? Trudne do zdjęcia? – spytała po dłuższej chwili, nie mając ochoty spędzać ze Steffenem ani chwili dłużej, niż było to absolutnie koniecznie.
Na szczęście w nieszczęściu Cattermole zdawał się podchodzić poważnie do samego ściągania klątw. Po jego minie poznała, że był mocno skupiony. Czy jednak miał wystarczającą wiedzę? Tak młodemu chłopakowi mogło brakować doświadczenia i umiejętności i Priscilla szczerze się o to bała. Naprawdę nie miała czasu, by szukać kogoś innego, a jeśli Steffenowi udałoby się od razu ściągnąć czarno magiczny czar, Morgan miała zamiar od razu popędzić do Ministerstwa, by przekazać odczarowany przedmiot przełożonemu. Wolała też nie zostawiać łamacza klątw sam na sam z pudełkiem. Mógłby zajrzeć do środka i odkryć coś, co nigdy nie powinno znaleźć się w jego rękach. A był przecież wścibski, o czym kobieta zdążyła już się przekonać.
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
dorzuciłam tutaj, odczytałem runy (70, +60 bo starożytne runy III)
Na nieszczęście zirytowanej Priscilli, Steffen wziął się już do roboty i skupił się teraz na szkatułce, a nie relacjach interpersonalnych. Gdyby był jeszcze w "trybie rozmawiania" to na pewno speszyłby się jej gniewem i skruszył i przeprosił czy coś. Niestety, wpadł w trans rozszyfrowywania run, a w takiej chwili ignorował zewnętrzne bodźce. Prawdę mówiąc, najlepiej byłoby nie mieć zewnętrznych bodźców.
-Mhm...przepraszam, ale proszę mi nie przeszkadzać. - mruknął, ignorując jej słowa. Ciotkawujekcośtamblabla. Nawet nie wiedział, jak bardzo podobny jest w tej chwili do swojego starszego brata, który zmieniał się w identycznego gbura, gdy był pogrążony w badaniach naukowych. Dojrzał runy, wypisane drobniutkim pismem przy otwarciu pudełeczka. Na jego szczęście, nie były zamazane ani nic i wyraźnie widział je wszystkie. Zadowolony, zaczął je tłumaczyć w głowie.
-Ogień...dotyk...tak, tak... - szeptał do siebie. Były proste (dla niego), więc pojmował ich znaczenie momentalnie. Dla Priscilli wyglądało to tak, jakby się zawiesił, wpatrując się z natężeniem w pudełko.
Dopiero po dłuższej chwili wyrwał się z transu i uświadomił sobie, że kobieta coś mówiła. A nie, o coś pytała.
-No tak, wszystkie klątwy są związane z runami. - zmansplainował jej troszkę obcesowo, ale na swoje usprawiedliwienie, nadal myślał o klątwie. Dotyk, ogień...już wiedział co to!
-To klątwa Pierwszego Ognia. - wyjaśnił z satysfakcją. -A sądząc po umiejscowieniu run, poparzyłaby kogoś przy...otwieraniu pudełeczka. Dobrze, że nie otwierała go pani sama. Albo pani wujek, ktokolwiek. Grozi poparzeniami i powinienem ją zdjąć w prywatnym miejscu...no ale, dobrze, mogę to zrobić tutaj. Za dodatkowe 10%, jeśli się uda. Ryzyko zawodowe. - wyjaśnił chytrze, widząc, że kobiecie zależy na czasie. Może to trochę niemiłe, ale wyświadczał jej przecież przysługę, działając tak szybko. I brał na siebie całe ryzyko zawodowe, łamanie klątw to w końcu nie przelewki! Gdyby chodziło o zwykłe ośle uszy, nie ściągałby dodatkowej ceny.
A teraz proszę o ciszę...i proszę się odsunąć dla bezpieczeństwa. - teraz czas zdjąć klątwę, skoro kobieta nie protestowała. Jeśli cofnęła się posłusznie od pola rażenia, Steffen przystąpił do pracy.
Finite Incantatem.
No i nie było innego wyjścia - żeby przekonać się, czy zadziałało, musiał otworzyć pudełko, co chętnie zrobił, nie mając pojęcia, że właśnie tego Priscilla chciała uniknąć. Chętnie sam by tego uniknął, bo miał nadzieję, że go nie poparzy.
Na nieszczęście zirytowanej Priscilli, Steffen wziął się już do roboty i skupił się teraz na szkatułce, a nie relacjach interpersonalnych. Gdyby był jeszcze w "trybie rozmawiania" to na pewno speszyłby się jej gniewem i skruszył i przeprosił czy coś. Niestety, wpadł w trans rozszyfrowywania run, a w takiej chwili ignorował zewnętrzne bodźce. Prawdę mówiąc, najlepiej byłoby nie mieć zewnętrznych bodźców.
-Mhm...przepraszam, ale proszę mi nie przeszkadzać. - mruknął, ignorując jej słowa. Ciotkawujekcośtamblabla. Nawet nie wiedział, jak bardzo podobny jest w tej chwili do swojego starszego brata, który zmieniał się w identycznego gbura, gdy był pogrążony w badaniach naukowych. Dojrzał runy, wypisane drobniutkim pismem przy otwarciu pudełeczka. Na jego szczęście, nie były zamazane ani nic i wyraźnie widział je wszystkie. Zadowolony, zaczął je tłumaczyć w głowie.
-Ogień...dotyk...tak, tak... - szeptał do siebie. Były proste (dla niego), więc pojmował ich znaczenie momentalnie. Dla Priscilli wyglądało to tak, jakby się zawiesił, wpatrując się z natężeniem w pudełko.
Dopiero po dłuższej chwili wyrwał się z transu i uświadomił sobie, że kobieta coś mówiła. A nie, o coś pytała.
-No tak, wszystkie klątwy są związane z runami. - zmansplainował jej troszkę obcesowo, ale na swoje usprawiedliwienie, nadal myślał o klątwie. Dotyk, ogień...już wiedział co to!
-To klątwa Pierwszego Ognia. - wyjaśnił z satysfakcją. -A sądząc po umiejscowieniu run, poparzyłaby kogoś przy...otwieraniu pudełeczka. Dobrze, że nie otwierała go pani sama. Albo pani wujek, ktokolwiek. Grozi poparzeniami i powinienem ją zdjąć w prywatnym miejscu...no ale, dobrze, mogę to zrobić tutaj. Za dodatkowe 10%, jeśli się uda. Ryzyko zawodowe. - wyjaśnił chytrze, widząc, że kobiecie zależy na czasie. Może to trochę niemiłe, ale wyświadczał jej przecież przysługę, działając tak szybko. I brał na siebie całe ryzyko zawodowe, łamanie klątw to w końcu nie przelewki! Gdyby chodziło o zwykłe ośle uszy, nie ściągałby dodatkowej ceny.
A teraz proszę o ciszę...i proszę się odsunąć dla bezpieczeństwa. - teraz czas zdjąć klątwę, skoro kobieta nie protestowała. Jeśli cofnęła się posłusznie od pola rażenia, Steffen przystąpił do pracy.
Finite Incantatem.
No i nie było innego wyjścia - żeby przekonać się, czy zadziałało, musiał otworzyć pudełko, co chętnie zrobił, nie mając pojęcia, że właśnie tego Priscilla chciała uniknąć. Chętnie sam by tego uniknął, bo miał nadzieję, że go nie poparzy.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
Czekała cierpliwie, aż Steffen zakończy swoją pracę. Czas ją gonił, ale nie aż tak, by przeszkadzać profesjonaliście w robocie. Zdawała sobie przecież sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mogły nieść za sobą klątwy. Gdyby było inaczej, nie szukałaby przecież profesjonalisty.
Nie zwróciła szczególnej uwagi na obcesowy komentarz chłopaka, zdając sobie sprawę, że przerwała mu nieopatrznie, chcąc zbyt szybko osiągnąć cel. Nie przeszkadza się ludziom w pracy, po prostu się nie przeszkadza… Sama irytowała się przez takie pytania, a robiła to innym. Ech.
– Mam dopłacać za takie wścibstwo? – spytała, unosząc brew, po czym westchnęła teatralnie: – Niech będzie, byle to poszło szybko. Czas mi się kończy – powiedziała, nerwowo stukając palcami o blat. Naginała nieco rzeczywistość. Mogła ze Steffenem spędzić jeszcze trochę czasu, jednak po pierwsze: wolała stąd zniknąć jak najszybciej. Po drugie: miała nadzieję, że presja dobrze wpłynie na łamacza. I przy okazji zamknie mu te niewyparzone usta.
– Mocno by poparzyła? To jakaś skomplikowana? – dopytała Steffena.
Odsunęła się, zgodnie z poleceniem chłopaka, starając się zachować całkowity spokój. Steffen nie miał jednak najlepszych warunków do pracy: wokół naprawdę było głośno. Siedzący wokół klienci nie byli jednak nawet świadomi, że tuż obok nich ktoś podejmuje próbę ściągnięcia niebezpiecznej klątwy.
Gdy jednak chwilę później Steffen zaczął otwierać pudełeczko, serce Priscilli drgnęło mocniej. Kobieta natychmiast wstała, wyrywając przedmiot z rąk łamacza klątw, nawet nie myśląc o czym, że przedmiot wciąż może być zaklęty.
– Czy ja panu pozwoliłam to otwierać?! – spytała dość głośnym, zdenerwowanym tonem. – Mówiłam, że to prywatna sprawa! – ofuknęła go, zapominając właściwie, czy mówiła tak dokładnie, czy też nie.
Na całe szczęście Steffen sprawnie zdjął klątwę, dzięki czemu Morgan nie musiała obawiać się już poparzenia. Na twarzy kobiety cały czas malowała się wściekłość.
– Skoro pan tak nie szanuje klienta to ja nie wiem, czy powinnam panu w ogóle zapłacić – warknęła. – Niech pan zapomni, że kiedykolwiek poproszę pana o pomoc ponownie – dodała złowieszczo. Naprawdę, ten człowiek łamał wszelkie przyzwoite reguły.
Jak dobrze, że Priscilla nie poznała Steffena od nieco bardziej prywatnej strony.
Nie zwróciła szczególnej uwagi na obcesowy komentarz chłopaka, zdając sobie sprawę, że przerwała mu nieopatrznie, chcąc zbyt szybko osiągnąć cel. Nie przeszkadza się ludziom w pracy, po prostu się nie przeszkadza… Sama irytowała się przez takie pytania, a robiła to innym. Ech.
– Mam dopłacać za takie wścibstwo? – spytała, unosząc brew, po czym westchnęła teatralnie: – Niech będzie, byle to poszło szybko. Czas mi się kończy – powiedziała, nerwowo stukając palcami o blat. Naginała nieco rzeczywistość. Mogła ze Steffenem spędzić jeszcze trochę czasu, jednak po pierwsze: wolała stąd zniknąć jak najszybciej. Po drugie: miała nadzieję, że presja dobrze wpłynie na łamacza. I przy okazji zamknie mu te niewyparzone usta.
– Mocno by poparzyła? To jakaś skomplikowana? – dopytała Steffena.
Odsunęła się, zgodnie z poleceniem chłopaka, starając się zachować całkowity spokój. Steffen nie miał jednak najlepszych warunków do pracy: wokół naprawdę było głośno. Siedzący wokół klienci nie byli jednak nawet świadomi, że tuż obok nich ktoś podejmuje próbę ściągnięcia niebezpiecznej klątwy.
Gdy jednak chwilę później Steffen zaczął otwierać pudełeczko, serce Priscilli drgnęło mocniej. Kobieta natychmiast wstała, wyrywając przedmiot z rąk łamacza klątw, nawet nie myśląc o czym, że przedmiot wciąż może być zaklęty.
– Czy ja panu pozwoliłam to otwierać?! – spytała dość głośnym, zdenerwowanym tonem. – Mówiłam, że to prywatna sprawa! – ofuknęła go, zapominając właściwie, czy mówiła tak dokładnie, czy też nie.
Na całe szczęście Steffen sprawnie zdjął klątwę, dzięki czemu Morgan nie musiała obawiać się już poparzenia. Na twarzy kobiety cały czas malowała się wściekłość.
– Skoro pan tak nie szanuje klienta to ja nie wiem, czy powinnam panu w ogóle zapłacić – warknęła. – Niech pan zapomni, że kiedykolwiek poproszę pana o pomoc ponownie – dodała złowieszczo. Naprawdę, ten człowiek łamał wszelkie przyzwoite reguły.
Jak dobrze, że Priscilla nie poznała Steffena od nieco bardziej prywatnej strony.
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Nie lubił pracować pod presją, ale przynajmniej wynegocjował wyższą stawkę.
-Bardzo mocno. - uciął temat, gdy dopytywała. Tak naprawdę, poparzenia byłyby bardziej dokuczliwe niż niebezpieczne i przy naprawdę niebezpiecznych klątwach nie ryzykowałby pracy w miejscu publicznym, ale powoli tracił do kobiety początkową sympatię. Może zagrożenie, że klątwa jest naprwdę niebezpieczna zamknie jej usta i pozwoli mu pracować w spokoju.
I zadziałało! Pani Morse odsunęła się i zapadła cisza, bo szum klientów w Kotle mu nie przeszkadzał. Gdy zaczął otwierać pudełeczko, nie poczuł żadnego gorąca ani niczego, czyli klątwa została skutecznie zdjęta. Już miał otworzyć je do końca i pochwalić się klientce, gdy ta niespodziewanie wyrwała mu przedmiot z rąk i zaczęła krzyczeć!
Spojrzał na nią osłupiały i zdumiony tak idiotycznym pogwałceniem zasad bezpieczeństwa. Przecież nie zdążył jej powiedzieć, czy klątwa została zdjęta!
-Czy pani oszalała?! - wyrwało mu się, zanim zdążył się ugryźć w swój niewyparzony język. Nie wiedział, czy była doszczętnie głupia czy złośliwa czy paranoicznie bała się to pudełko. Przecież gdyby nie zdążył zdjąć klątwy, mogła poparzyć ich oboje! Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz niepokoju - co jeśli niechcący pomógł jakiejś kryminalistce, a w pudełku znajdowało się coś złego? Ufał koledze, który polecił mu to zlecenie, więc usiłował się uspokoić. Dobrze, że nie wiedział, że cała ta farsa jest kontrolowana przez Ministerstwo Magii, bo jeszcze zacząłby się bać, że oblał jakiś test - tracąc czujność i pozwalając klientowi dotknąć potencjalnie niebezpiecznego przedmiotu.
-Nie wiedzieliśmy jeszcze, czy się udało, mogła pani poparzyć nas oboje! - fuknął. Przyciągnęli spojrzenia kilku klientów knajpy, więc wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. -Ale jak widać się udało, może już pani bezpiecznie otwierać tą szkatułkę. I to pani mnie nie szanuje, narażając nas oboje na niebezpieczeństwo, więc proszę się nie fatygować i znaleźć kogoś innego do kolejnych zleceń. Co nie zmienia faktu, że wykonałem zadanie na które się umówiliśmy, więc proszę mi nie grozić. - naprawdę, ta kobieta łamała wszystkie przyzwoite reguły. Skrzyżował ręce na piersi, piorunując kobietę wzrokiem. Był od niej młodszy, ale to nie dawało jej prawa do lekceważenia go i traktowania jak gówniarza. Wykonał w końcu swoją pracę. Liczył na to, że nie wycofa się z umowy przy tylu ludziach, którzy patrzyli na nich z ukosa - bo oboje musieliby urządzić scenę. Gdy tylko otrzymał swoją zapłatę, wypadł więc na zewnątrz wściekły, obiecując sobie, że będzie uważał z kolejnymi "prywatnymi" zleceniami. Od dorabiania sobie miał przecież "Czarownicę"!
/zt x 2
-Bardzo mocno. - uciął temat, gdy dopytywała. Tak naprawdę, poparzenia byłyby bardziej dokuczliwe niż niebezpieczne i przy naprawdę niebezpiecznych klątwach nie ryzykowałby pracy w miejscu publicznym, ale powoli tracił do kobiety początkową sympatię. Może zagrożenie, że klątwa jest naprwdę niebezpieczna zamknie jej usta i pozwoli mu pracować w spokoju.
I zadziałało! Pani Morse odsunęła się i zapadła cisza, bo szum klientów w Kotle mu nie przeszkadzał. Gdy zaczął otwierać pudełeczko, nie poczuł żadnego gorąca ani niczego, czyli klątwa została skutecznie zdjęta. Już miał otworzyć je do końca i pochwalić się klientce, gdy ta niespodziewanie wyrwała mu przedmiot z rąk i zaczęła krzyczeć!
Spojrzał na nią osłupiały i zdumiony tak idiotycznym pogwałceniem zasad bezpieczeństwa. Przecież nie zdążył jej powiedzieć, czy klątwa została zdjęta!
-Czy pani oszalała?! - wyrwało mu się, zanim zdążył się ugryźć w swój niewyparzony język. Nie wiedział, czy była doszczętnie głupia czy złośliwa czy paranoicznie bała się to pudełko. Przecież gdyby nie zdążył zdjąć klątwy, mogła poparzyć ich oboje! Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz niepokoju - co jeśli niechcący pomógł jakiejś kryminalistce, a w pudełku znajdowało się coś złego? Ufał koledze, który polecił mu to zlecenie, więc usiłował się uspokoić. Dobrze, że nie wiedział, że cała ta farsa jest kontrolowana przez Ministerstwo Magii, bo jeszcze zacząłby się bać, że oblał jakiś test - tracąc czujność i pozwalając klientowi dotknąć potencjalnie niebezpiecznego przedmiotu.
-Nie wiedzieliśmy jeszcze, czy się udało, mogła pani poparzyć nas oboje! - fuknął. Przyciągnęli spojrzenia kilku klientów knajpy, więc wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. -Ale jak widać się udało, może już pani bezpiecznie otwierać tą szkatułkę. I to pani mnie nie szanuje, narażając nas oboje na niebezpieczeństwo, więc proszę się nie fatygować i znaleźć kogoś innego do kolejnych zleceń. Co nie zmienia faktu, że wykonałem zadanie na które się umówiliśmy, więc proszę mi nie grozić. - naprawdę, ta kobieta łamała wszystkie przyzwoite reguły. Skrzyżował ręce na piersi, piorunując kobietę wzrokiem. Był od niej młodszy, ale to nie dawało jej prawa do lekceważenia go i traktowania jak gówniarza. Wykonał w końcu swoją pracę. Liczył na to, że nie wycofa się z umowy przy tylu ludziach, którzy patrzyli na nich z ukosa - bo oboje musieliby urządzić scenę. Gdy tylko otrzymał swoją zapłatę, wypadł więc na zewnątrz wściekły, obiecując sobie, że będzie uważał z kolejnymi "prywatnymi" zleceniami. Od dorabiania sobie miał przecież "Czarownicę"!
/zt x 2
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Latanie na miotle bez szalejących anomalii było cudowne. Prawie nie zwracała uwagi na mróz, który w porównaniu do listopadowej i grudniowej pogody wydawał się ledwie drobną niedogodnością, łatwą do zniwelowania cieplejszym ubiorem. Treningi znowu stały się przyjemnością i mogła dostawać się na nie dużo łatwiej, odkąd wróciła teleportacja i odległość dzieląca jej rodzinną Dolinę Godryka od stadionu Harpii nie była już problemem ani nie wymagała kombinowania z Błędnym Rycerzem lub świstoklikami.
Tym, co cieszyło ją nawet bardziej niż ułatwione podróżowanie i treningi, było to, że anomalie nie nękały już czarodziejów, dzieci i mugoli. Społeczeństwo mogło odetchnąć – przynajmniej od anomalii, bo niestety ich zniknięcie nie likwidowało wszystkich problemów nękających ich kraj. Nie działo się dobrze i Jamie widziała to coraz wyraźniej. Już rozumiała, dlaczego ojciec w tygodniach poprzedzających tamten tragiczny czerwcowy dzień był coraz bardziej podenerwowany i wyraźnie czymś zaniepokojony. Wiedział i widział więcej od niej, zawodniczki quidditcha przez ostatnie lata tak bardzo skupionej na swojej karierze. Dopiero śmierć ojca sprawiła, że się otrząsnęła i zdała sobie sprawę, że jeśli ich świat i wszystkie dobre, słuszne wartości upadną, to co jej przyjdzie ze spełniania marzeń? Rodzice zawsze wpajali jej właściwą moralność. Nie zmuszali do obrania żadnej konkretnej ścieżki i nie zabraniali kariery zawodniczki, ale sprawili, że potrafiła odróżniać dobro od zła i wiedziała, że to nie krew świadczy o czyjejś wartości. W Zakonie wciąż jednak była bardzo świeża i wiedziała niewiele, ale rozumiała środki ostrożności i to, że na poznanie większej ilości informacji musiała sobie zasłużyć czymś więcej niż wierzeniem w te same wartości. Nie poznała jeszcze też wszystkich członków i zastanawiała się, kto z jej krewnych i znajomych również tam był.
Ale mimo wojny życie toczyło się dalej. Harpie wytrwale trenowały przed kolejnym meczem, i skoro przetrwały grę w czasie anomalii, to chyba już żadne warunki pogodowe nie będą im straszne. Dlatego też Jamie była spokojna i wierzyła, że miały realne szanse na zwycięstwo. Po dzisiejszym treningu, kiedy już się ogarnęła i doprowadziła do ładu, zagadała do Rii, proponując mały wypad do Dziurawego Kotła na kremowe piwo, co było dużo łatwiejsze, kiedy mogły tak po prostu się teleportować i w mniej niż minutę ze stadionu przenieść się do Londynu.
- Bardzo mi tego brakowało – odezwała się, kiedy zmaterializowała się w zaułku obok czarodziejskiego pubu i przeczesała palcami potargane, krótkie do połowy szyi czarne włosy. Teleportacja nie była przyjemna, nie tak jak latanie, ale jak bardzo szybka i praktyczna! – Ciągłe kursowanie Błędnym Rycerzem między Doliną Godryka, stadionem a Londynem bywało męczące. – A musiała się tak przemieszczać bardzo często, zaś pogoda w listopadzie i grudniu uniemożliwiała latanie na takie odległości i czyniła je zadaniem poważnie zagrażającym życiu, i to bardziej niż trenowanie na stadionie, gdzie w razie oberwania anomalnym wyładowaniem ktoś z personelu mógł natychmiast zająć się poszkodowaną zawodniczką. – No i najważniejsze że nikt już nie musi drżeć w strachu przed anomaliami, więc jak najbardziej jest się z czego cieszyć i za co się napić – dodała, gdy już zajęły jeden ze stolików położonych najbardziej na uboczu. Rozsiadła się nonszalancko, a kiedy do stolika podeszła kelnerka, zamówiła kremowe piwo oraz obiad. – Zdążyłam zgłodnieć – dodała, spoglądając na Rię. W końcu przez ostatnich kilka godzin intensywnie trenowały, a był to pewien wydatek energii, który należało nadrobić posiłkiem. A w domu poprawi solidniejszym obiadem podsuniętym jej przez matkę, jednak nie chciała z powodu głodu aż tak szybko urywać się ze spotkania z Rią.
Powinna się cieszyć, termin ślubu zbliżał się wielkimi krokami, ale pomimo wszechogarniającej ciało radości, istniało coś jeszcze. Trema? Trochę tak. Stresowała się, przecież nie co dzień wychodziła za mąż; właściwie to Ria zakochała się po raz pierwszy w życiu. Skąd ludzie wiedzą, że chcą spędzić całe życie akurat z tą osobą, nie jakąś inną? Choć odczuwała pewność w każdym zakamarku duszy, to czy oznaczało to, że stała się nieomylną? Czy mogła wierzyć przeczuciom, emocjom? Jednak czy miłość można zanalizować, ogarnąć umysłem, przeprowadzić nad nią badania, żeby otrzymać wierzytelne wyniki? Bez wątpienia nie. Nikt też nie mógł zadecydować za nią, potwierdzić lub zaprzeczyć kobiecym przypuszczeniom - rudowłosa została z decyzją sama. Podjęła ją, chciała tego wszystkiego, to oczywiste, ale może po prostu zjadały ją nerwy. Nie chodziło o samą uroczystość oraz oczy gości zwróconych wprost na nich, a o wspólne, przyszłe życie. Ilekroć wyobrażała sobie tę chwilę, to w wizjach radość przeplatała się ze smutkiem, tęsknotą za rodziną, z którą przecież mieszkała tyle czasu; czy to źle? Nie powinna tak myśleć? Cóż, byłaby naiwna sądząc, że odtąd świat złagodnieje, natomiast na drodze czekają ją same wspaniałości oraz beztroskie dni. Zawsze zdarzają się momenty lepsze jak i gorsze, tak działała rzeczywistość. Nie oznaczało to jednak, że w całości nie tworzyły one wyjątkowej, wspaniałej przyszłości - idealnej do odkrycia, we dwoje. Niepewność była naturalnym etapem każdej zmiany, szczególnie okraszonej wielością niewiadomych; powinna to zrozumieć. Weasley tym się zresztą karmiła, ponieważ kiedy przychodziło co do czego i zaczęła odwracać sytuację, rozumiała, że po prostu nie chciała inaczej żyć - z nikim innym. W końcu razem sobie poradzą, bez względu na wszystko.
Z tego powodu poczucie zaniepokojenia pływało gdzieś na powierzchni podświadomości, aczkolwiek na tyle niegroźnie, że sytuacja nie spędzała snu z powiek Rhiannon; przecież wśród tych nagromadzonych uczuć istniała jeszcze cała gama innych, optymistycznych spraw. Na przykład nowy rok będącym emocjonującym początkiem, możliwością nadpisania dotąd funkcjonującej historii, zakończenie trudnego okresu anomalii - nawet udało im się uratować tamte nieszczęsne dzieci, w których drzemała czarna magia! Istniało wiele powodów do ogólnej radości, dlaczego czarownica miałaby zastanawiać się nad sprawami przykrymi lub trudnymi? Z nadmiarem negatywów można było poradzić sobie poprzez oczyszczający wysiłek fizyczny, którego podczas treningu nie brakowało. Kochała adrenalinę, posiadała ducha rywalizacji, ruch poprawiał jej nastrój. zwłaszcza, gdy sprawy toczyły się pod znakiem wygranej - dziś chyba każda z Harpii została natchniona optymizmem odniesienia sukcesu w nadciągającym meczu. Mróz? Błahostka! Wysiłek fizyczny skutecznie rozgrzewał zmarznięte ciała.
Niestety nic nie mogło trwać wiecznie, każdy człowiek potrzebował także odpoczynku oraz regeneracji. Najlepszą opcją wydawał się dobrze znajomy lokal - Dziurawy Kocioł przywoływał pozytywne wspomnienia, choć tragedia, jaka wydarzyła się tutaj, odcisnęła się swoim piętnem na tym miejscu. - Nic mi nie mów! Przysięgam, że Ottery St. Catchpole jest na drugim końcu świata… - westchnęła teatralnie, acz niezwykle szczerze. Przez chwilę obserwowała jak przed ustami formowały się obłoczki pary, po czym niezrażona niczym Ria energicznie wparowała do środka, przeciskając się przez tłum ludzi wraz z Jamie. Rozglądała się przy tym ciekawsko po innych stolikach - akurat wtedy jeden z nich zwolnił się, dając kobietom dostęp do odseparowanego od natłoku gości zakątka. Idealnego na mniej lub bardziej poufne konwersacje. - O tak! Nigdy więcej niespodziewanej gorączki, halucynacji czy nagłego zaniku głosu - zaśmiała się cicho, choć jeszcze niecały miesiąc temu nikomu nie było wesoło z powodu czarnej magii panoszącej się dosłownie wszędzie. Opadła ciężko na kanapę, zdjęła płaszcz, szalik, czapkę i rękawiczki, żeby krótko po tym zamówić sobie whisky i sporą porcję obiadową. Nie rozdrabniała się. - Weź, zjadłabym aetonana z kopytami - jęknęła żałośnie, mając wrażenie, że żołądek przykleił się do kręgosłupa. Treningi były wykańczające, w końcu odbywały się na świeżym powietrzu. - Skoro i tak oczekujemy teraz na jedzonko to opowiedz mi co u ciebie - poprosiła, postanawiając, że rozmowy najlepiej zacząć od lekkiego tematu. Prawdopodobnie. O ile nie poruszyła jakiejś wrażliwej struny.
Z tego powodu poczucie zaniepokojenia pływało gdzieś na powierzchni podświadomości, aczkolwiek na tyle niegroźnie, że sytuacja nie spędzała snu z powiek Rhiannon; przecież wśród tych nagromadzonych uczuć istniała jeszcze cała gama innych, optymistycznych spraw. Na przykład nowy rok będącym emocjonującym początkiem, możliwością nadpisania dotąd funkcjonującej historii, zakończenie trudnego okresu anomalii - nawet udało im się uratować tamte nieszczęsne dzieci, w których drzemała czarna magia! Istniało wiele powodów do ogólnej radości, dlaczego czarownica miałaby zastanawiać się nad sprawami przykrymi lub trudnymi? Z nadmiarem negatywów można było poradzić sobie poprzez oczyszczający wysiłek fizyczny, którego podczas treningu nie brakowało. Kochała adrenalinę, posiadała ducha rywalizacji, ruch poprawiał jej nastrój. zwłaszcza, gdy sprawy toczyły się pod znakiem wygranej - dziś chyba każda z Harpii została natchniona optymizmem odniesienia sukcesu w nadciągającym meczu. Mróz? Błahostka! Wysiłek fizyczny skutecznie rozgrzewał zmarznięte ciała.
Niestety nic nie mogło trwać wiecznie, każdy człowiek potrzebował także odpoczynku oraz regeneracji. Najlepszą opcją wydawał się dobrze znajomy lokal - Dziurawy Kocioł przywoływał pozytywne wspomnienia, choć tragedia, jaka wydarzyła się tutaj, odcisnęła się swoim piętnem na tym miejscu. - Nic mi nie mów! Przysięgam, że Ottery St. Catchpole jest na drugim końcu świata… - westchnęła teatralnie, acz niezwykle szczerze. Przez chwilę obserwowała jak przed ustami formowały się obłoczki pary, po czym niezrażona niczym Ria energicznie wparowała do środka, przeciskając się przez tłum ludzi wraz z Jamie. Rozglądała się przy tym ciekawsko po innych stolikach - akurat wtedy jeden z nich zwolnił się, dając kobietom dostęp do odseparowanego od natłoku gości zakątka. Idealnego na mniej lub bardziej poufne konwersacje. - O tak! Nigdy więcej niespodziewanej gorączki, halucynacji czy nagłego zaniku głosu - zaśmiała się cicho, choć jeszcze niecały miesiąc temu nikomu nie było wesoło z powodu czarnej magii panoszącej się dosłownie wszędzie. Opadła ciężko na kanapę, zdjęła płaszcz, szalik, czapkę i rękawiczki, żeby krótko po tym zamówić sobie whisky i sporą porcję obiadową. Nie rozdrabniała się. - Weź, zjadłabym aetonana z kopytami - jęknęła żałośnie, mając wrażenie, że żołądek przykleił się do kręgosłupa. Treningi były wykańczające, w końcu odbywały się na świeżym powietrzu. - Skoro i tak oczekujemy teraz na jedzonko to opowiedz mi co u ciebie - poprosiła, postanawiając, że rozmowy najlepiej zacząć od lekkiego tematu. Prawdopodobnie. O ile nie poruszyła jakiejś wrażliwej struny.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Stoliki na uboczu
Szybka odpowiedź