Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Dolina Glendalough
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Glendalough
Glendalough to malownicza dolina położona w irlandzkich górach Wicklow. U ich podnóży rozpościerają się dwa jeziora: Upper Lake i Lower Lake, nad którymi często zawisa gęsta mgła, czyniąc tutejsze widoki wręcz mistycznymi. Jednak nie tylko to ma wpływ na panujący tu niezwykły, baśniowy nastrój; pomimo pięknych krajobrazów, z jakiegoś powodu dolina nie jest zbyt często odwiedzana przez mugolskich turystów. Być może to miejsce budzi w nich niepokój, w końcu ptaki w koronach drzew ćwierkają z dziwnym przejęciem, a na powierzchni jeziora znikąd pojawiają się rozległe kręgi. Mówi się, że Upper Lake zostało zamieszkałe przez druzgotki oraz trytony, które są wyjątkowo nieskore do kontaktów z czarodziejami. Z tego właśnie powodu niezalecane są kąpiele w tych czarujących, choć wybitnie niebezpiecznych wodach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.12.17 21:14, w całości zmieniany 2 razy
Początkowo ciężko było jej się odnaleźć w tych wszystkich przekomarzaniach i rozmowach, tak więc Edna postanowiła podjeść trochę dobroci ze stołu i napić się jeszcze troszkę ponczu, bo zdążyła już troszkę zmarznąć. Śnieg - fajnie, zimno - nie fajnie. Na szczęście w trakcie gry się trochę rozgrzeją. Zajęta pałaszowaniem przyglądała się duchom latającym po okolicy. Zdążyła się już nawet troszkę do nich przyzwyczaić, choć nadal wzbudzały w niej delikatny lęk. Dziwne istoty. Niby już nie żyją, ale nie do końca tez umarli.
Gra rozpoczęła się szybciej niż mogłoby się wydawać. Ogarnęła ją ekscytacja na myśl o rozpoczynającej się zabawie. Miała zamiar dać z siebie wszystko i wchodząc na pole, miała nadzieję, że nie zejdzie z niego jako pierwsza. Stanęła razem ze swoją żółtą drużyną, choć teraz kolor bardziej przypominał jej kanarki albo małe kurczaczki aniżeli słońce, ale w chwili obecnej nie miało to większego znaczenia. Wysłuchała mowy kapitana drużyny i postanowiła się ustawić troszkę bardziej w rogu, mając nadzieję, że to uchroni ją przed pociskami.
Nabrała śniegu w dłonie i zaczęła lepić kulkę. Już zapomniała jakie fajne to było uczucie... Kiedy to ona ostatnio brała udział w bitwie na śnieżki? Hmm... Jakieś ładne parę lat temu, jeszcze w Hogwarcie. Choć często zbierała dużo pocisków, tak czy siak lubiła tą zabawę, choć w czerwcu to jej się jeszcze nie zdarzyło toczyć bitwy na śnieżki, ba, nawet nie przypuszczała, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Rozejrzała się po drużynie przeciwnej, w końcu w kogoś musiała rzucać. Początkowo rozmyślała czy by nie rzucać na ślepo, z nadzieją, że ktoś akurat sam podejdzie żeby dostać śnieżką, jednak po chwili namysłu stwierdziła że to słaba strategia i zaczęła szukać swojego celu. Z drużyny przeciwnej nie kojarzyła nikogo. Może to i dobrze, zapewne nikt się nie spodziewa śnieżki od niej, obstawiała, że ludzie raczej będą celować w swoich znajomych, choć i tak miała zamiar mieć oczy dookoła głowy.
Znalazła! Wybrała sobie niewielką blondynkę, z lekko zadartym noskiem (Justine). Wymierzyła dokładnie i cisnęła śnieżką w stronę drużyny przeciwnej.
Gra rozpoczęła się szybciej niż mogłoby się wydawać. Ogarnęła ją ekscytacja na myśl o rozpoczynającej się zabawie. Miała zamiar dać z siebie wszystko i wchodząc na pole, miała nadzieję, że nie zejdzie z niego jako pierwsza. Stanęła razem ze swoją żółtą drużyną, choć teraz kolor bardziej przypominał jej kanarki albo małe kurczaczki aniżeli słońce, ale w chwili obecnej nie miało to większego znaczenia. Wysłuchała mowy kapitana drużyny i postanowiła się ustawić troszkę bardziej w rogu, mając nadzieję, że to uchroni ją przed pociskami.
Nabrała śniegu w dłonie i zaczęła lepić kulkę. Już zapomniała jakie fajne to było uczucie... Kiedy to ona ostatnio brała udział w bitwie na śnieżki? Hmm... Jakieś ładne parę lat temu, jeszcze w Hogwarcie. Choć często zbierała dużo pocisków, tak czy siak lubiła tą zabawę, choć w czerwcu to jej się jeszcze nie zdarzyło toczyć bitwy na śnieżki, ba, nawet nie przypuszczała, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Rozejrzała się po drużynie przeciwnej, w końcu w kogoś musiała rzucać. Początkowo rozmyślała czy by nie rzucać na ślepo, z nadzieją, że ktoś akurat sam podejdzie żeby dostać śnieżką, jednak po chwili namysłu stwierdziła że to słaba strategia i zaczęła szukać swojego celu. Z drużyny przeciwnej nie kojarzyła nikogo. Może to i dobrze, zapewne nikt się nie spodziewa śnieżki od niej, obstawiała, że ludzie raczej będą celować w swoich znajomych, choć i tak miała zamiar mieć oczy dookoła głowy.
Znalazła! Wybrała sobie niewielką blondynkę, z lekko zadartym noskiem (Justine). Wymierzyła dokładnie i cisnęła śnieżką w stronę drużyny przeciwnej.
Gość
Gość
The member 'Edna Stalk' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Co ciekawsze duchy zgromadziły się wokół pola bitwy, obserwując poczynania drużyn. Dzieci pierwsze zaczęły wykrzykiwać donośnie hasła zagrzewające do boju, dopingując każdą z nich, kilka chwil później dołączyli do nich niektórzy dorośli. Sędzia obserwował uważnie każdego gracza, będąc gotowym, by gwizdkiem zasygnalizować złamanie którejś z obowiązujących zasad.
Wszystkie śnieżki przeleciały przez linię dzielącą pola, ale tylko jedna z nich poszybowała nie w tym kierunku, co trzeba i trafiła zachwyconą Laverne de Montmorency. Zaskoczył ją fakt, że stała się celem, i zastygła na chwilę, gdy śnieżka wylądowała jej prosto na twarzy. Starła powoli śnieg, nabierając powietrza do kamiennych płuc, po czym natychmiast uformowała białą, pękatą śnieżkę i z rozzłoszczoną miną posłała ją w kierunku Floreana (ST obrony przed nią wynosi 40).
W stronę Maxine lecą dwie śnieżki rzucone przez Sophie i Fredericka (ST to 82 i 121), również Ben ma ten sam problem, stanął się celem dla Pomony i Alexandra (ST to 33 i 48). Justine musi obronić się przed śnieżką od Edny (ST to 90), Joseph przed śnieżką od Penny (ST to 86), Bertie przed śnieżką od Hannah (ST to 32), a Samuel przed śnieżką od Billy'ego (ST wynosi 98).
Matthew, Brendan i Lunara nie zostali w tej turze celami, co znaczy, że mogą wykonać atak w kierunku drużyny przeciwnej!
| Dla przypomnienia!
Osoby, w które lecą dwie lub więcej śnieżek, bronią się przed nimi, ale unik musi być wyższy co najmniej o jedno oczko od najwyższego ST rzuconej śnieżki!
W tej turze, prócz drużyny Maxine, musi napisać również Florean, który unika śnieżki posłanej przez posąg znanej alchemiczki.
Czas na odpis dla drużyny Maxine i również dla Floreana to 24h. Po tym znów nastąpi ingerencja MG!
Wszystkie śnieżki przeleciały przez linię dzielącą pola, ale tylko jedna z nich poszybowała nie w tym kierunku, co trzeba i trafiła zachwyconą Laverne de Montmorency. Zaskoczył ją fakt, że stała się celem, i zastygła na chwilę, gdy śnieżka wylądowała jej prosto na twarzy. Starła powoli śnieg, nabierając powietrza do kamiennych płuc, po czym natychmiast uformowała białą, pękatą śnieżkę i z rozzłoszczoną miną posłała ją w kierunku Floreana (ST obrony przed nią wynosi 40).
W stronę Maxine lecą dwie śnieżki rzucone przez Sophie i Fredericka (ST to 82 i 121), również Ben ma ten sam problem, stanął się celem dla Pomony i Alexandra (ST to 33 i 48). Justine musi obronić się przed śnieżką od Edny (ST to 90), Joseph przed śnieżką od Penny (ST to 86), Bertie przed śnieżką od Hannah (ST to 32), a Samuel przed śnieżką od Billy'ego (ST wynosi 98).
Matthew, Brendan i Lunara nie zostali w tej turze celami, co znaczy, że mogą wykonać atak w kierunku drużyny przeciwnej!
| Dla przypomnienia!
Osoby, w które lecą dwie lub więcej śnieżek, bronią się przed nimi, ale unik musi być wyższy co najmniej o jedno oczko od najwyższego ST rzuconej śnieżki!
W tej turze, prócz drużyny Maxine, musi napisać również Florean, który unika śnieżki posłanej przez posąg znanej alchemiczki.
Czas na odpis dla drużyny Maxine i również dla Floreana to 24h. Po tym znów nastąpi ingerencja MG!
Wróciła do swojej drużyny, która zajęła już odpowiednie miejsce na polu bitwy; na ramionach mieli już śnieżnobiałe szarfy. Stanęła na przedzie, tam gdzie winien stać kapitan i zaczęła zagrzewać ich do boju: lepiej, żeby wiedzieli, że przynajmniej ona podchodzi do sprawy bardzo poważnie.
-Bitwa na śnieżki, czy nie, macie dać z siebie wszystko. WSZYSTKO, ZROZUMIANO? - zaczęła Maxine, mówiąc głośno, donośnie i pewnie, tak by każdy członek drużyny ją usłyszał i potraktował te słowa poważnie. To mogła być tylko niemal dziecięca zabawa, lecz traktowała ją nader poważnie - tak jak każdą sportową rywalizację. Miała to we krwi: musiała wygrywać, zawsze dawała z siebie wszystko i tego samego oczekiwała po innych. Pech, że trafili właśnie na nią. Sportowca zawodowego, a przy tym najpewniej najbardziej zawziętą, upartą i nieznośną kobietę w całej Walii. -Zwycięstwo należy do nas! - krzyknęła znów, a ton jej głosu był przesycony pewnością siebie. Czuła niezdrowe wręcz poddenerwowanie, a konkurencję zaczęła traktować poważniej, niźli by wypadało. Głównie za sprawą przeciwników, którzy od lat działali jej na nerwy i nigdy Max nie odpuszczą, jeśli przegra z nimi głupią bitwę na śnieżki. Niedoczekanie. -To jest b i t w a - rzuciła poważnie, spoglądając na swoją drużynę znad ramienia, ze zmrużonymi oczyma, w których błyszczała determinacją -w której MUSIMY zwyciężyć - powtórzyła się, ale może lepiej im to wejdzie do głów. -BIALI DO BOJU!
Drużyna Sophii miała rozpocząć. Nie szkodzi. W życiu Maxine było tyle pecha, że zdążyła już przywyknąć, choć nie mogła ukryć niezadowolenia, przejawiającego się z zaciśniętych mocno ustach.
-Każdemu kto spudłuje wepchnę gumochłon do gardła - dodała na ostatek, mówiąc wciąż z absolutną powagą i groźbą w głosie -Nie żartuję.
Nie miała na podorędziu gumochłonów, ale tego wiedzieć nie musieli. Poprawiła czapkę, by nie najeżdżała jej na oczy, rękawiczki wsunęła na dłonie mocniej, by nie krępowały ruchów. Dobrze, że założyła mugolskie spodnie i nie będzie musiała męczyć się, biegając w spódnicy; krzywe spojrzenia i opinie innych na ten temat miała głęboko w nosie.
-NIE STÓJCIE TAK, JAZDA - wrzasnęła Maxine, kiedy pierwsze śnieżki znalazły się już w powietrzu. Och, tak, tego mogła się spodziewać. Zwłaszcza po Foxie, który najpewniej później będzie się rozwodził na tym, że na pewno była zachwycona jego rzutem.
-ŻÓŁCI DO DOMU - krzyknęła, próbując umknąć dwóm pędzącym ku niej śnieżkom i wykonać sprawny unik. Na stadionie quidditcha sprawnie lawirowała między tłuczkami, śnieżki nie powinny być dlań problemem, choć musiała przyznać - że Sophia i Fred mieli niezły rzut.
1 - psoty, 2 - retoryka, 3 - unik
-Bitwa na śnieżki, czy nie, macie dać z siebie wszystko. WSZYSTKO, ZROZUMIANO? - zaczęła Maxine, mówiąc głośno, donośnie i pewnie, tak by każdy członek drużyny ją usłyszał i potraktował te słowa poważnie. To mogła być tylko niemal dziecięca zabawa, lecz traktowała ją nader poważnie - tak jak każdą sportową rywalizację. Miała to we krwi: musiała wygrywać, zawsze dawała z siebie wszystko i tego samego oczekiwała po innych. Pech, że trafili właśnie na nią. Sportowca zawodowego, a przy tym najpewniej najbardziej zawziętą, upartą i nieznośną kobietę w całej Walii. -Zwycięstwo należy do nas! - krzyknęła znów, a ton jej głosu był przesycony pewnością siebie. Czuła niezdrowe wręcz poddenerwowanie, a konkurencję zaczęła traktować poważniej, niźli by wypadało. Głównie za sprawą przeciwników, którzy od lat działali jej na nerwy i nigdy Max nie odpuszczą, jeśli przegra z nimi głupią bitwę na śnieżki. Niedoczekanie. -To jest b i t w a - rzuciła poważnie, spoglądając na swoją drużynę znad ramienia, ze zmrużonymi oczyma, w których błyszczała determinacją -w której MUSIMY zwyciężyć - powtórzyła się, ale może lepiej im to wejdzie do głów. -BIALI DO BOJU!
Drużyna Sophii miała rozpocząć. Nie szkodzi. W życiu Maxine było tyle pecha, że zdążyła już przywyknąć, choć nie mogła ukryć niezadowolenia, przejawiającego się z zaciśniętych mocno ustach.
-Każdemu kto spudłuje wepchnę gumochłon do gardła - dodała na ostatek, mówiąc wciąż z absolutną powagą i groźbą w głosie -Nie żartuję.
Nie miała na podorędziu gumochłonów, ale tego wiedzieć nie musieli. Poprawiła czapkę, by nie najeżdżała jej na oczy, rękawiczki wsunęła na dłonie mocniej, by nie krępowały ruchów. Dobrze, że założyła mugolskie spodnie i nie będzie musiała męczyć się, biegając w spódnicy; krzywe spojrzenia i opinie innych na ten temat miała głęboko w nosie.
-NIE STÓJCIE TAK, JAZDA - wrzasnęła Maxine, kiedy pierwsze śnieżki znalazły się już w powietrzu. Och, tak, tego mogła się spodziewać. Zwłaszcza po Foxie, który najpewniej później będzie się rozwodził na tym, że na pewno była zachwycona jego rzutem.
-ŻÓŁCI DO DOMU - krzyknęła, próbując umknąć dwóm pędzącym ku niej śnieżkom i wykonać sprawny unik. Na stadionie quidditcha sprawnie lawirowała między tłuczkami, śnieżki nie powinny być dlań problemem, choć musiała przyznać - że Sophia i Fred mieli niezły rzut.
1 - psoty, 2 - retoryka, 3 - unik
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'Duszne psoty' :
--------------------------------
#2 'k100' : 81
--------------------------------
#3 'k100' : 16
#1 'Duszne psoty' :
--------------------------------
#2 'k100' : 81
--------------------------------
#3 'k100' : 16
Sędzia uważnie przysłuchiwał się Maxine i z wyraźnie zakreśloną na bladej twarzy podejrzliwością nabrał do płuc powietrza, żeby gwizdnąć, ale w ostateczności rozmyślił się i przystanął na nieco ostrzejsze podejście pani kapitan do zagrzewania swojej drużyny do boju. Pogroził jej tylko paluchem, żeby na następny raz odpowiedniej dobierała słowa.
| Drużynie Maxine przysługuje bonus +10 do uniku lub ataku!
Kapitanowie drużyn są jednak proszeni o dobieranie metod motywacji w oparciu o swoje biegłości i ich opisy.
| Drużynie Maxine przysługuje bonus +10 do uniku lub ataku!
Kapitanowie drużyn są jednak proszeni o dobieranie metod motywacji w oparciu o swoje biegłości i ich opisy.
Drużyna w której będzie walczył była mu w gruncie rzeczy obojętna. Kiedy ogłoszono zamianę, szkoda mu było jedynie, że nie natrze (dzisiaj) śniegiem twarzy Matta, na pewno znajdzie się na to jednak jeszcze niejedna okazja. Przeszedł więc na stronę przeciwną, Lexowi w drodze posyłając jedynie nieznaczny uśmiech. Skoro twarz Matta jest dziś bezpieczna, przynajmniej jeszcze w uzdrowiciela może jeszcze celować. Tak czy inaczej przywitał się z nową drużyną i cóż, zaraz się rozpoczęło.
Trzeba przyznać, ich kapitan mogła poszczycić się niezłym talentem do zagrzewania, co prawda Bertie żadnego gumochłona w okolicy nie widział, wolał się jednak nie rozglądać, szczególnie że żywiołowa kapitan stała tuż obok.
Dostrzegał dookoła ponure, czy też niezadowolone miny, na szczęście jednak nie było ich zbyt wiele, na większości twarzy panowało zacięcie lub - jak na jego - zwyczajna wesołość. Szczególnie, kiedy do całego tego repertuaru dodali jeszcze muzykę.
- Bo nigdy nie wiesz czy to amortencja jest czy nie, nigdy dowiedzieć nie pozwolę ci się... - zanucił, no przecież wszyscy to znają? Teraz miłosna piosenka pewnie będzie mu się błąkała cały dzień między szarymi komórkami i się jej nie pozbędzie, ale no przecież była całkiem fajna. - Nie mogłam dostać serca twojego, wystarczyły dwie krople żebym dobrnęła do swego...
Musiał jednak zaraz przerwać, bo w jego kierunku już leciała śnieżna kula, a on zdecydowanie nie chciał oberwać. Wygrana może i go szczególnie nie obchodziła, jednak na pewno nie zamierzał schodzić zbyt szybko z boiska!
Pochylił się więc w nadziei, że uda mu się zdążyć, nim śnieżka rozkwasi się na jego czole. Nigdy nie należał do najzgrabniejszych osób, nikogo zapewne nie zdziwi jeśli unikając śnieżki, sam wlezie w jakąś zaspę i zmieni się w bałwana, to jednak nie przeszkadzało mu w kolejnych próbach - tak samo jak rok w rok przez cały swój pobyt w szkole usiłował się dostać do szkolnej drużyny quidditcha. Nigdy nie umiał traktować sportu poważnie, a kontuzje wynikające z jakichkolwiek prób uważał za dowód dobrej zabawy.
Trzeba przyznać, ich kapitan mogła poszczycić się niezłym talentem do zagrzewania, co prawda Bertie żadnego gumochłona w okolicy nie widział, wolał się jednak nie rozglądać, szczególnie że żywiołowa kapitan stała tuż obok.
Dostrzegał dookoła ponure, czy też niezadowolone miny, na szczęście jednak nie było ich zbyt wiele, na większości twarzy panowało zacięcie lub - jak na jego - zwyczajna wesołość. Szczególnie, kiedy do całego tego repertuaru dodali jeszcze muzykę.
- Bo nigdy nie wiesz czy to amortencja jest czy nie, nigdy dowiedzieć nie pozwolę ci się... - zanucił, no przecież wszyscy to znają? Teraz miłosna piosenka pewnie będzie mu się błąkała cały dzień między szarymi komórkami i się jej nie pozbędzie, ale no przecież była całkiem fajna. - Nie mogłam dostać serca twojego, wystarczyły dwie krople żebym dobrnęła do swego...
Musiał jednak zaraz przerwać, bo w jego kierunku już leciała śnieżna kula, a on zdecydowanie nie chciał oberwać. Wygrana może i go szczególnie nie obchodziła, jednak na pewno nie zamierzał schodzić zbyt szybko z boiska!
Pochylił się więc w nadziei, że uda mu się zdążyć, nim śnieżka rozkwasi się na jego czole. Nigdy nie należał do najzgrabniejszych osób, nikogo zapewne nie zdziwi jeśli unikając śnieżki, sam wlezie w jakąś zaspę i zmieni się w bałwana, to jednak nie przeszkadzało mu w kolejnych próbach - tak samo jak rok w rok przez cały swój pobyt w szkole usiłował się dostać do szkolnej drużyny quidditcha. Nigdy nie umiał traktować sportu poważnie, a kontuzje wynikające z jakichkolwiek prób uważał za dowód dobrej zabawy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Po mniej lub bardziej przyjacielskim powitaniu z tymi, których powitać wypadało, Benjamin ruszył w odpowiednie miejsce, sytuując się na polu bitwy nieco z boku. Najrozsądniej, przy jego gabarytach i zapale do podobnej zabawy, byłoby zając miejsce na pierwszej linii strzału. Potężna klatka piersiowa oraz umięśnione ramiona ochroniłyby resztę drużyny, mogącej użyć Wrighta jako żywej i skutecznej tarczy antyśnieżkowej a on sam nie musiałby zbyt długo robić dobrej miny do lepszej gry. Naprawdę lubił tego typu śnieżne igrzyska, w czasach Hogwartu stanowiąc postrach zimowej pory. Nikt nie ustrzegł się przed jego celnymi rzutami a kule śniegu, które lepił w wielgachnych dłoniach, potrafiły wysłać pechowego delikwenta - o dziwo, najczęściej szczycącego się zielonymi barwami Slytherinu - do Skrzydła Szpitalnego. Frajda z dziecięcych igraszek skończyła się jednak wraz z okresem dojrzewania, trwającym u Wrighta aż do trzydziestego drugiego roku życia. Starał się wykrzesać z siebie nieco radości, by nie zepsuć towarzyszom beztroskiego czasu, dlatego uśmiechał się dość przerażająco, jakby wyjątkowo złośliwy duszek posłał w jego stronę nieudanego petryfikusa, działającego wyłącznie na wąskie wargi, łaskawie skryte pod osłoną krzaczastej brody, ozdobionej okruszkami jabłecznika.
Pomachawszy jeszcze raz Hannah, ustawił się z boku, by móc kontemplować okolicę oraz nie zawadzać nikomu, kto chciałby rzucić się do zabawowego szału. Słuchał także słów Maxine, które niezbyt przypadły mu do gustu. Nauczył się jednak nie irytować drobiazgami, dlatego ze stoickim spokojem pokiwał głową, po czym zaczął mocować się z szarfą. Przygotowaną na gabaryty normalnego człowieka, Jaimie miał więc problem z przybraniem białego materiału w odpowiednio elegancki sposób. Szamotanina i próba poprawienia szarfy kosztowała go kilkanaście cennych przeszkód, przez co z wielkim zaskoczeniem przyjął rozpoczęcie walki. Podniósł głowę akurat w momencie, w którym w jego stronę mknęły dwie śnieżne kule, posłane przez wyraźnie nabierającą krzepy Pomonę oraz młodego fircyka. Kto śnieżką wojuje, od śnieżki zginie - ale najpierw Ben spróbował uskoczyć w bok przed obydwoma zagrażającymi jego życiu oraz zdrowiu pociskami.
W międzyczasie duchy zaczęły swe idiotyczne psoty, zmuszając Benjamina do wykrzesania z siebie energii wokalnej. Nie podobał mu się pomysł darcia twarzy, lecz cóż zrobić. - Przyjdź se w mym kociołku zamieszaj, a jeśli to zrobisz, na nic więcej nie czekaj, bo ktoś nocą cię przegramoli - zaintonował wysokim basem, nie do końca pamiętając tekst piosenki, którą ciągle słyszał w Magicznym Radiu. Chyba tak to szło?
edytuje za zgodą mg bo zapomniałem śpiewać
Pomachawszy jeszcze raz Hannah, ustawił się z boku, by móc kontemplować okolicę oraz nie zawadzać nikomu, kto chciałby rzucić się do zabawowego szału. Słuchał także słów Maxine, które niezbyt przypadły mu do gustu. Nauczył się jednak nie irytować drobiazgami, dlatego ze stoickim spokojem pokiwał głową, po czym zaczął mocować się z szarfą. Przygotowaną na gabaryty normalnego człowieka, Jaimie miał więc problem z przybraniem białego materiału w odpowiednio elegancki sposób. Szamotanina i próba poprawienia szarfy kosztowała go kilkanaście cennych przeszkód, przez co z wielkim zaskoczeniem przyjął rozpoczęcie walki. Podniósł głowę akurat w momencie, w którym w jego stronę mknęły dwie śnieżne kule, posłane przez wyraźnie nabierającą krzepy Pomonę oraz młodego fircyka. Kto śnieżką wojuje, od śnieżki zginie - ale najpierw Ben spróbował uskoczyć w bok przed obydwoma zagrażającymi jego życiu oraz zdrowiu pociskami.
W międzyczasie duchy zaczęły swe idiotyczne psoty, zmuszając Benjamina do wykrzesania z siebie energii wokalnej. Nie podobał mu się pomysł darcia twarzy, lecz cóż zrobić. - Przyjdź se w mym kociołku zamieszaj, a jeśli to zrobisz, na nic więcej nie czekaj, bo ktoś nocą cię przegramoli - zaintonował wysokim basem, nie do końca pamiętając tekst piosenki, którą ciągle słyszał w Magicznym Radiu. Chyba tak to szło?
edytuje za zgodą mg bo zapomniałem śpiewać
Make my messes matter, make this chaos count.
Ostatnio zmieniony przez Benjamin Wright dnia 02.01.18 18:02, w całości zmieniany 1 raz
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Ostatecznie więc wygrała biel - i chociaż zakrywała faktycznie niewielką część ubioru drużyny, Lunara wzruszyła tylko ramionami. Liczyła się zabawa a nie jakiś tam kolor noszonej szmaty! Dlatego też zaraz radośnie ustawiła się na skrawku pola, na którym to miała nadzieję nie zderzyć się z nikim z własnej drużyny. Zdecydowanie nieprzyjemne byłoby zderzenie się głową z kimś innym, zanim jeszcze wykonałoby się atak na przeciwnika!
Jeszcze podczas zbierania się i ustalania kolorów grup, Lunara zdążyła zauważyć, że wiele z zebranych osób się zna. Co rusz ktoś wymieniał a to znaczące uśmieszki, a to witał się cieplejszym przytulaskiem, a to wymienił przynajmniej uścisk dłoni. Z jednej strony ucieszyła się, dobrze było widzieć, że ludzie dogadują się ze sobą w tak niecodziennych i dość niepewnych czasach. Z drugiej strony poczuła się odrobinkę wyobcowana, jako że z zebranych tutaj znała w sumie może dwie... nie, raczej trzy osoby, a nazwiska dwóch kolejnych kojarzyła ze słyszenia. Dlatego też kiedy przechodziła koło Josepha, dała mu lekkiego kuksańca w bok - pod pretekstem zagrzania go do boju, ale w sumie też trochę do dodania otuchy sobie. Podejrzewała też, że to jej brak znajomości z osobami z drużyny przeciwnej mógł być powodem tego, że w tej turze ani jedna śnieżka nie poleciała w jej kierunku! Hah, w sumie nawet lepiej, przynajmniej nie musiała się obawiać śniegu na twarzy... jeszcze!
Kiedy powietrze przeciął głos ich pani kapitan, Lunara tylko przewróciła oczami. Grożenie innym wepchnięciem do gardła gumochłona raczej nie przyczyniło się do rozpalenia w drużynie ducha walki - przynajmniej jeśli chodzi o nią samą. Greyback, jako totalna ignorantka jeśli chodzi o kwestie quidditcha, w życiu nie powiedziałaby, że ich kapitan zajmowała się tym zawodowo! Wyrzuciła jednak całą przemowę z pamięci, tym bardziej że po chwili reszta podchwyciła melodię wygrywaną przez jednego z duchów i zaczęła śpiewać. Lunara nie zamierzała być gorsza i również użyczyła swojego głosu: - Przyjdź, rozpal mój kociołek, będziesz o niego dbał. Uwarzę Ci mocnej miłości, byś w cieple dziś się grzał! - a potem korzystając z tego, że nikt nie obrał jej na cel, sama postanowiła zaatakować - co oczywiście było zgodne z zasadami! Nabrała do rąk porządną porcję śniegu i ulepiła piękną, okrągłą śnieżkę. W dzieciństwie przecież całymi dniami rzucali się z rodzicami, pora więc zaczerpnąć nieco z tamtych doświadczeń!
- Hiii-ya! - zawołała, posyłając swoją śnieżkę ku Foxowi.
Jeszcze podczas zbierania się i ustalania kolorów grup, Lunara zdążyła zauważyć, że wiele z zebranych osób się zna. Co rusz ktoś wymieniał a to znaczące uśmieszki, a to witał się cieplejszym przytulaskiem, a to wymienił przynajmniej uścisk dłoni. Z jednej strony ucieszyła się, dobrze było widzieć, że ludzie dogadują się ze sobą w tak niecodziennych i dość niepewnych czasach. Z drugiej strony poczuła się odrobinkę wyobcowana, jako że z zebranych tutaj znała w sumie może dwie... nie, raczej trzy osoby, a nazwiska dwóch kolejnych kojarzyła ze słyszenia. Dlatego też kiedy przechodziła koło Josepha, dała mu lekkiego kuksańca w bok - pod pretekstem zagrzania go do boju, ale w sumie też trochę do dodania otuchy sobie. Podejrzewała też, że to jej brak znajomości z osobami z drużyny przeciwnej mógł być powodem tego, że w tej turze ani jedna śnieżka nie poleciała w jej kierunku! Hah, w sumie nawet lepiej, przynajmniej nie musiała się obawiać śniegu na twarzy... jeszcze!
Kiedy powietrze przeciął głos ich pani kapitan, Lunara tylko przewróciła oczami. Grożenie innym wepchnięciem do gardła gumochłona raczej nie przyczyniło się do rozpalenia w drużynie ducha walki - przynajmniej jeśli chodzi o nią samą. Greyback, jako totalna ignorantka jeśli chodzi o kwestie quidditcha, w życiu nie powiedziałaby, że ich kapitan zajmowała się tym zawodowo! Wyrzuciła jednak całą przemowę z pamięci, tym bardziej że po chwili reszta podchwyciła melodię wygrywaną przez jednego z duchów i zaczęła śpiewać. Lunara nie zamierzała być gorsza i również użyczyła swojego głosu: - Przyjdź, rozpal mój kociołek, będziesz o niego dbał. Uwarzę Ci mocnej miłości, byś w cieple dziś się grzał! - a potem korzystając z tego, że nikt nie obrał jej na cel, sama postanowiła zaatakować - co oczywiście było zgodne z zasadami! Nabrała do rąk porządną porcję śniegu i ulepiła piękną, okrągłą śnieżkę. W dzieciństwie przecież całymi dniami rzucali się z rodzicami, pora więc zaczerpnąć nieco z tamtych doświadczeń!
- Hiii-ya! - zawołała, posyłając swoją śnieżkę ku Foxowi.
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Ostatnio zmieniony przez Lunara Greyback dnia 02.01.18 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Lunara Greyback' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Skinął głową Pomonie z, miał nadzieję, zrozumieniem, nie bardzo rozumiejąc chęć wytłumaczenia się z babeczkowego obżarstwa - sam jadał dużo a fakt, że nie sprzyjało to zgrabnej sylwetce, pozostawał dla niego tajemnicy i obcy. Skinął głową Billy'emu, kiedy do nich dołączył i westchnął, słysząc naganę Maxine; nie sprawiał wrażenie, jakby przejął się jej zwróceniem uwagi, wymiana zdań pomiędzy Bottem a nim nie była jeszcze niczym poważnym i raczej nie zmierzała do eskalacji, nie dzisiaj, kiedy nie było na to ani czasu ani miejsca. Brendan go nie lubił - ale potrafił powstrzymać nerwy na wodzy, kiedy wszyscy wokół woleli się dobrze bawić. Przy odrobinie szczęścia przyuważy go na drobnej kradzieży albo innym występu, który pozwoli mi pozbyć się go z ulic przynajmniej na kilka dni. Westchnął drugi raz na pogróżki Maxine, ale nie zamierzał się nimi przejmować; Desmond bywała w przeszłości niedostępna, nie inaczej było i tym razem - ale jeśli chciała poprowadzić swoją drużynę do boju, musiała zedrzeć z siebie kurtynę paskudnego charakteru. Nikt nie będzie walczył za panią kapitan, która nie szanuje swoich zawodników, dobry przywódca potrzebuje więcej charyzmy - ale nie oceniał jej, sam nigdy nie był w tym dobry. Śnieżki pomknęły w ich stronę, Weasley trzymał się ubocza, co zapewne ochroniło go przed atakiem ze strony przeciwnej drużyny. Niewiele myśląc, nie zamierzał tracić czasu - zanurzył dłoń w warstwie śniegu przygarniając go do piersi i zbierając w niezgrabną, śnieżną kulę, którą przez chwilę ważył w dłoniach, bacznym wzrokiem wypatrując Sophię. Jeśli chcieli wygrać, musieli skupić się na najsilniejszych graczach przeciwnej drużyny - wiedział, że aurorka miała dobrego cela. Wtem dobiegła go melodia harmonijki, kątem oka zerknął na przygrywającego na instrumencie ducha. Nie dadzą spokoju, co?
- Otuli nas zapach amortencji, którą warzyłam we Florencji, będziemy razem aż po krees, życia krees - wyśpiewał niskim głosem, fałszując, choć niespecjalnie się tym fałszem przejmując, dołączając się do ostatnich wyśpiewywanych wierszy, ciskając śnieżką.
- Otuli nas zapach amortencji, którą warzyłam we Florencji, będziemy razem aż po krees, życia krees - wyśpiewał niskim głosem, fałszując, choć niespecjalnie się tym fałszem przejmując, dołączając się do ostatnich wyśpiewywanych wierszy, ciskając śnieżką.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Ach, Celestyna Warbeck! Znałem tekst do każdej z jej piosenek, ale raczej nikomu się tym nie chwaliłem - czułem, że nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia, mimo że jej utwory są naprawdę chwytliwe! Wystarczy, że usłyszę parę pierwszych taktów i moja nóżka już odpowiednio pracuje, wystukując rytm. Teraz również zacząłem się lekko bujać, bardziej skupiając się na duchach niż przeciwnej drużynie. - Bo nigdy nie wiesz czy to amortencja jest czy nie... - zanuciłem cicho, kiedy dostrzegłem zdenerwowaną minę Laverne de Montmorency. Zabawne, że akurat podczas śpiewania o amortencji. Dopiero po chwili zrozumiałem co jej mina oznacza - moja śnieżka musiała trafić właśnie ją, a nie Matta. - ...nigdy dowiedzieć nie POZWOLĘ CI SIĘ! - zaśpiewałem głośniej, kiedy (już bez uśmiechu, który przed chwilą zdobił mą twarz) podjąłem próbę obronienia się przed jej śnieżką. Miałem nadzieję, że przez ten nagły ruch nie uduszę się tym świecącym łańcuchem, to by była naprawdę fatalna śmierć. - Przepraszam! - Rzuciłem jeszcze w jej stronę. Miałem sentyment do tego imienia, w końcu moja sowa dostała takie samo właśnie na jej cześć, a bardzo ją lubiłem.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dolina Glendalough
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia