Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Dolina Glendalough
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Glendalough
Glendalough to malownicza dolina położona w irlandzkich górach Wicklow. U ich podnóży rozpościerają się dwa jeziora: Upper Lake i Lower Lake, nad którymi często zawisa gęsta mgła, czyniąc tutejsze widoki wręcz mistycznymi. Jednak nie tylko to ma wpływ na panujący tu niezwykły, baśniowy nastrój; pomimo pięknych krajobrazów, z jakiegoś powodu dolina nie jest zbyt często odwiedzana przez mugolskich turystów. Być może to miejsce budzi w nich niepokój, w końcu ptaki w koronach drzew ćwierkają z dziwnym przejęciem, a na powierzchni jeziora znikąd pojawiają się rozległe kręgi. Mówi się, że Upper Lake zostało zamieszkałe przez druzgotki oraz trytony, które są wyjątkowo nieskore do kontaktów z czarodziejami. Z tego właśnie powodu niezalecane są kąpiele w tych czarujących, choć wybitnie niebezpiecznych wodach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.12.17 21:14, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Okrojony skład drużyny białej nie zamierzał się poddawać i znów zaatakował, wysyłając w stronę przeciwników 5 śnieżek - Joseph celował w Billy'ego (ST = 53), Justine w Hanię (ST = 26), Lunara we Floreana (ST = 36), Matthew w Sophię (ST = 49), a Benjamin w Alexa (ST = 45). Śnieżka Bertiego nie poleciała tam, gdzie miał zamiar ją posłać i trafiła Mungo Bonhama prosto w jego nogę. Posąg roześmiał się serdecznie, strzepując śnieg z obutych w sandały nóg, ulepił śnieżkę i posłał ją z szerokim uśmiechem prosto w młodego Botta.
Frederick, Edna, Penny oraz Pomona mogą wykonać w tej turze atak!
| Drużyna żółta próbuje uniknąć śnieżek - zaczyna Sophia. Czas na odpis wynosi 24h. Prócz tej drużyny posta zamieszcza również Bertie, który broni się przed śnieżką od posągu (ST zawsze wynosi 40).
Punktacja drużyn (żółta:biała) 55:15
Frederick, Edna, Penny oraz Pomona mogą wykonać w tej turze atak!
| Drużyna żółta próbuje uniknąć śnieżek - zaczyna Sophia. Czas na odpis wynosi 24h. Prócz tej drużyny posta zamieszcza również Bertie, który broni się przed śnieżką od posągu (ST zawsze wynosi 40).
Punktacja drużyn (żółta:biała) 55:15
- Życia:
L.p. Postać Życie I Życie II Obraż., PŻ i kary 1. Sophia Carter - + 270/270 2. Frederick Fox + + 270/270 3. Edna Stalk - + 216/216 4. Penny Vause + + 227/232 5. Pomona Sprout + + 207/207 6. Hannah Wright + + 210/215 7. Alexander Selwyn + + 215/215 8. Florean Fortescue - + 200/210 9. Billy Moore - + 234/234
Drużyna Samuela:L.p. Postać Życie I Życie II Obraż., PŻ i kary 1. Maxine Desmond- - - 2. Samuel Skamander- - - 3. Joseph Wright - + 220/230 4. Justine Tonks - + 237/232 5. Brendan Weasley- - - 6. Lunara Greyback + + 164/174 7. Bertie Bott - + 209/224 8. Matthew Bott + + 194/194 9. Benjamin Wright - + 290/290
Nie udało się - tym razem BARDZO się nie udało, śnieżka Bertiego poleciała w całkowicie innym kierunku, gdyż ten rzucając - a jakżeby inaczej - poślizgnął się i z niemałym trudem utrzymał równowagę. Chwilę zajęło mu zapanowanie nad pozycją stojącą, czy raczej po prostu zachowanie jej, kiedy tak się stało, spojrzał wpierw na Selwyna by sprawdzić, czy trafił, a dopiero potem jego wzrok zaczął błądzić trochę dalej, aż nie napotkał na jeden z posągów, który patrzył na niego dość wymownie. Uśmiechnął się przepraszająco, bo cóż on zrobi, a kiedy załapał, że Mungo Bonham zbiera się do rewanżu, ów uśmiech tylko się poszerzył. Bertie obserwował jego ruchy, by ostatecznie spróbować uniknąć wymierzonej w niego śnieżnej kulki.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Grad śnieżek znów pomknął w stronę przeciwników, którzy po chwili zostali w okrojonym składzie, kiedy z grą pożegnali się dwaj groźni zawodnicy, Samuel i Brendan. Rzut Sophii może nie był najlepszy (może trochę wyszła z wprawy), ale wystarczający by dosięgnąć aurora. Gdy Skamander schodził z boiska, posłała mu z daleka niemal przepraszający uśmiech, mając nadzieję, że mimo wszystko dobrze się bawił. Chyba większość aurorów i członków Zakonu Feniksa miała teraz na głowie wiele trosk i problemów. Sophia też nie była od tego wolna, zwłaszcza teraz, gdy została sama. Tutaj mogła się łudzić poczuciem beztroski i bycia otoczoną przez znajome twarze. Potrzebowała tego.
Jej drużyna wciąż jeszcze pozostawała w kompletnym składzie, podczas gdy białych pozostało mniej i stracili swoich najsilniejszych graczy. Jeśli dobra passa ich nie opuści, mieli szansę nawet wygrać. Oby tylko robili uniki równie sprawnie jak wcześniej. Musiała ich do tego szybko zmotywować.
- To był naprawdę dobry atak – pochwaliła ich wcześniejsze wyniki, dzięki którym zdobyli sporo punktów wykonując celne rzuty w przeciwników. – Teraz przychodzi czas na kolejną, równie dobrą obronę, choć może kilkoro z nas zdobędzie szansę i na wykonanie ataku. Możemy jeszcze zwyciężyć tę bitwę, musimy tylko wszyscy się postarać i dać z siebie wszystko nie tylko podczas ataków, ale i uników. Niech dobry refleks was nie opuszcza!
W ich stronę po chwili pomknął grad śnieżek. Jedna z nich zmierzała prosto w nią, więc Sophia, wiedziona aurorskim doświadczeniem, natychmiast rzuciła się w bok, próbując umknąć. Nawet jeśli była to tylko zabawa, mogła ją wykorzystać do sprawdzenia swojego refleksu, zresztą nawet podczas małych bitew warto było dawać z siebie wszystko, był to jeden z elementów dobrej rywalizacji.
| 1 – retoryka, 2 - unik
Jej drużyna wciąż jeszcze pozostawała w kompletnym składzie, podczas gdy białych pozostało mniej i stracili swoich najsilniejszych graczy. Jeśli dobra passa ich nie opuści, mieli szansę nawet wygrać. Oby tylko robili uniki równie sprawnie jak wcześniej. Musiała ich do tego szybko zmotywować.
- To był naprawdę dobry atak – pochwaliła ich wcześniejsze wyniki, dzięki którym zdobyli sporo punktów wykonując celne rzuty w przeciwników. – Teraz przychodzi czas na kolejną, równie dobrą obronę, choć może kilkoro z nas zdobędzie szansę i na wykonanie ataku. Możemy jeszcze zwyciężyć tę bitwę, musimy tylko wszyscy się postarać i dać z siebie wszystko nie tylko podczas ataków, ale i uników. Niech dobry refleks was nie opuszcza!
W ich stronę po chwili pomknął grad śnieżek. Jedna z nich zmierzała prosto w nią, więc Sophia, wiedziona aurorskim doświadczeniem, natychmiast rzuciła się w bok, próbując umknąć. Nawet jeśli była to tylko zabawa, mogła ją wykorzystać do sprawdzenia swojego refleksu, zresztą nawet podczas małych bitew warto było dawać z siebie wszystko, był to jeden z elementów dobrej rywalizacji.
| 1 – retoryka, 2 - unik
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98, 97
--------------------------------
#2 'Duszne psoty' :
#1 'k100' : 98, 97
--------------------------------
#2 'Duszne psoty' :
To straszne uczucie. Tak próbować w kogoś wcelować śnieżką kiedy podstępny duch pragnie załaskotać cię na śmierć. Jestem naprawdę tolerancyjną osobą, ale to gilganie porządnych obywateli magicznego świata to już przegięcie. Ciągle chichoczę pod nosem ledwo dostrzegając mój cel. Nadzwyczaj słaby pocisk leci w kierunku Just, ale ta ma dobry refleks i zgrabnie omija moje jakże straszne ataki. No cóż, szkoda. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zresztą, nie jestem zbyt dobra w śnieżne wojny.
To smutne, że kolejni przeciwnicy opuszczają boisko, nie mogąc uczestniczyć w dalszej zabawie. Uśmiecham się pokrzepiająco do Brena i Sama, ale chyba mnie nie widzą. To nic. Lepiej przegrać wojnę z śnieżną pigułą niż z czarnoksiężnikami. Z drugiej strony wolałabym, żeby zabawa trwała jak najdłużej, żebyśmy mogli w pełni odprężyć się przed kolejnymi obowiązkami nie tylko względem Zakonu, ale całego świata. I naszych żyć zawodowych na przykład. Ciekawe co powiedzieliby moi uczniowie gdyby zobaczyli mnie teraz. Ubrana cała na biało, próbująca chociaż raz wcelować w kogoś z białej drużyny, naprawdę muszę wyglądać osobliwie.
Formując kolejną kulę, widząc, że nikt nie próbuje mnie przegonić z boiska, słucham motywacyjnej przemowy, jednocześnie wypatrując odpowiedni cel. Nie wierzę, żebym mogła kogoś trafić, bo do tej pory mi to nie wychodziło, ale przynajmniej podejmę próby. Na wszelki wypadek głaszczę moją bujną brodę, tak na szczęście.
I wtem chce mi się dokończyć opowieść psotnego duszka rzucającego w nas migotliwym pyłem.
- Szedł, szedł dzień cały, aż pękły mu sandały - mówię zatem, trochę zaskoczona własnym poczuciem rymu. - Dostał je od taty, więc wiedział już, że po powrocie będą srogie baty - dodaję, tym razem już bardziej kulawo, ale poezja nigdy nie była moją mocną stroną. Wzruszam ramionami, wreszcie wypuszczając pocisk w stronę Lunary. Nie znam jej za bardzo, ale widzę, że jej się wiedzie, dlatego spróbować ją trafić zawsze warto. Nawet jeśli moja wiara w samą siebie nie jest zbyt ogromna.
To smutne, że kolejni przeciwnicy opuszczają boisko, nie mogąc uczestniczyć w dalszej zabawie. Uśmiecham się pokrzepiająco do Brena i Sama, ale chyba mnie nie widzą. To nic. Lepiej przegrać wojnę z śnieżną pigułą niż z czarnoksiężnikami. Z drugiej strony wolałabym, żeby zabawa trwała jak najdłużej, żebyśmy mogli w pełni odprężyć się przed kolejnymi obowiązkami nie tylko względem Zakonu, ale całego świata. I naszych żyć zawodowych na przykład. Ciekawe co powiedzieliby moi uczniowie gdyby zobaczyli mnie teraz. Ubrana cała na biało, próbująca chociaż raz wcelować w kogoś z białej drużyny, naprawdę muszę wyglądać osobliwie.
Formując kolejną kulę, widząc, że nikt nie próbuje mnie przegonić z boiska, słucham motywacyjnej przemowy, jednocześnie wypatrując odpowiedni cel. Nie wierzę, żebym mogła kogoś trafić, bo do tej pory mi to nie wychodziło, ale przynajmniej podejmę próby. Na wszelki wypadek głaszczę moją bujną brodę, tak na szczęście.
I wtem chce mi się dokończyć opowieść psotnego duszka rzucającego w nas migotliwym pyłem.
- Szedł, szedł dzień cały, aż pękły mu sandały - mówię zatem, trochę zaskoczona własnym poczuciem rymu. - Dostał je od taty, więc wiedział już, że po powrocie będą srogie baty - dodaję, tym razem już bardziej kulawo, ale poezja nigdy nie była moją mocną stroną. Wzruszam ramionami, wreszcie wypuszczając pocisk w stronę Lunary. Nie znam jej za bardzo, ale widzę, że jej się wiedzie, dlatego spróbować ją trafić zawsze warto. Nawet jeśli moja wiara w samą siebie nie jest zbyt ogromna.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Moja śnieżka poleciała z dość dużą siłą w kierunku Lunary. W dodatku byłem na prawdę zaskoczony faktem, że poleciała tak precyzyjnie. Lunara aż musiała wykonać unik! To już nieważne, że ominęła śnieżkę bez większego problemu - przynajmniej nie uderzyła kolejnego posągu, naprawdę uważałem to za swój dzisiejszy sukces. - Do boju! - Krzyknąłem po naprawdę motywującej przemowie Sophie, czując, że w tej rundzie to już w ogóle zgromimy swoich przeciwników. Chciałem ponownie wycelować w Lunarę, bo najwidoczniej stała w odpowiednim miejscu dla mojego zeza, ale zobaczyłem, że to w moim kierunku leci następna śnieżka. Postarałem się wykonać zgrabny unik, oby był również skuteczny - chociaż z drugiej strony wciąż na mnie czekał poczęstunek u duchów, przegrana nie powinna więc być aż tak gorzka, nawet jeżeli i tu roiło się od tych wspaniałych nie-do-końca istot. Uśmiechnąłem się szeroko na widok małego chłopca. - Po drodze spotkał kuguchara, który nazywał się Scarlett O'Hara - powiedziałem, nie mając pojęcia dlaczego mi to w ogóle wpadło do głowy. Przeminęło z wiatrem oglądałem wiele lat temu, a książka chyba nigdy nie wpadła w moje ręce, ale najwidoczniej to imię utknęło mi gdzieś w głowie. Nieważne! Spojrzałem na rękawy płaszcza, podziwiając jak pięknie mieniły się w słońcu dzięki srebrnemu pyłowi. Wyglądało to pięknie, szczególnie, kiedy przyjrzało się reszcie drużyny - wszyscy lśnili, trochę podobnie do duchów, może właśnie o to w tym chodziło? Absolutnie nie zamierzałem go z siebie strzepywać. - Wygramy tę walkę, przyjaciele! Brakuje nam już naprawdę niewiele - wyrzuciłem z siebie, śmiejąc się w głos, kiedy nieświadomie wyszedł mi rym. Czy to wina tego proszku? Postanowiłem wypróbować inne słowa. - Proszek srebrzysty wyostrza nam zmysły - dodałem, wciąż rozbawiony, bo zabrzmiało to jak reklama środków odurzających. - Śnieżkami rzucamy i przy unikach kucamy - to była naprawdę świetna zabawa!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Poczułem się niczym pan życia, kiedy pocisk Berta przemknął obok mnie, miast rozkwasić mi się na twarzy lub w jakimkolwiek innym miejscu. Wyszczerzyłem się do cukiernika triumfalnie... kiedy zobaczyłem lecącego w moją stronę ducha.
Nim się spostrzegłem duszek ten mały
sprawił, że błyszczeć zacząłem się cały.
Pytające do Foxa posłałem spojrzenie -
- Cóż to za magia w tym proszku znów drzemie?
Nie wiedząc na razie ramieniem wzruszyłem
i znów na Bertiem się całkiem skupiłem.
Uwadze mej jednak umknąć nie mogło
jak żółtym błyszczenie w mowie pomogło.
Rym rzucony przez ducha małego
stał się przewodnim zespołu mojego:
i oto słyszę, jak Pomona miła
dla ducha zgrabnie werset skończyła.
Kolejny do wiersza Florean dołączył,
a ten rym jego był wcale nie zgorszy.
Z uśmiechem pod nosem tego słuchałem
gdy wzrok mój na Botcie w tym czasie skupiałem.
Już śnieżkę wypuszcza, do rzutu się składa
lecz pierdoła przecież jest z niego nie lada.
Ledwo śmiechu prychnięcie wstrzymałem,
gdy w Mungo Bonhama trafił swym strzałem.
Lecz w życiu tak bywa, całkiem nie lekko
bo wrzask się rozlega, co brzmi jak piekło.
Przelękłem się srodze i patrzę przyczyny -
uwagę zwróciłem na Bena wyczyny.
On oto bowiem źródłem był krzyku
co krew zmroził w Selwynie-paniczyku.
Siłę bicepsu Wright skupił swą całą
a ja... stałem się jego ofiarą!
- Kuguchar popatrzył nań wielce zdziwiony:
W takich sandałach nie znajdziesz pan żony!
Do rymu zbiorczego sam się włączyłem
głosem zlęknionym, gdy o życie walczyłem.
Śnieżką od Bena dostać - nie miło,
chyba na śpiączce to by się skończyło.
Wyrwałem się zatem chcąc unik wykonać;
dobrze by było zadaniu podołać.
Życie bowiem drogie mi było
nie chciałem by przez to dziś się skończyło.
Umrzeć na bitwie na śnieżki - dość głupie,
to wstyd i hańba przy całej grupie.
Miej mnie w opiece swej Wendelino!
Lecę. Upadam. W śniegu mi miło.
Nim się spostrzegłem duszek ten mały
sprawił, że błyszczeć zacząłem się cały.
Pytające do Foxa posłałem spojrzenie -
- Cóż to za magia w tym proszku znów drzemie?
Nie wiedząc na razie ramieniem wzruszyłem
i znów na Bertiem się całkiem skupiłem.
Uwadze mej jednak umknąć nie mogło
jak żółtym błyszczenie w mowie pomogło.
Rym rzucony przez ducha małego
stał się przewodnim zespołu mojego:
i oto słyszę, jak Pomona miła
dla ducha zgrabnie werset skończyła.
Kolejny do wiersza Florean dołączył,
a ten rym jego był wcale nie zgorszy.
Z uśmiechem pod nosem tego słuchałem
gdy wzrok mój na Botcie w tym czasie skupiałem.
Już śnieżkę wypuszcza, do rzutu się składa
lecz pierdoła przecież jest z niego nie lada.
Ledwo śmiechu prychnięcie wstrzymałem,
gdy w Mungo Bonhama trafił swym strzałem.
Lecz w życiu tak bywa, całkiem nie lekko
bo wrzask się rozlega, co brzmi jak piekło.
Przelękłem się srodze i patrzę przyczyny -
uwagę zwróciłem na Bena wyczyny.
On oto bowiem źródłem był krzyku
co krew zmroził w Selwynie-paniczyku.
Siłę bicepsu Wright skupił swą całą
a ja... stałem się jego ofiarą!
- Kuguchar popatrzył nań wielce zdziwiony:
W takich sandałach nie znajdziesz pan żony!
Do rymu zbiorczego sam się włączyłem
głosem zlęknionym, gdy o życie walczyłem.
Śnieżką od Bena dostać - nie miło,
chyba na śpiączce to by się skończyło.
Wyrwałem się zatem chcąc unik wykonać;
dobrze by było zadaniu podołać.
Życie bowiem drogie mi było
nie chciałem by przez to dziś się skończyło.
Umrzeć na bitwie na śnieżki - dość głupie,
to wstyd i hańba przy całej grupie.
Miej mnie w opiece swej Wendelino!
Lecę. Upadam. W śniegu mi miło.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Siła jego ataku pozostawiała wiele do życzenia – zaraz przed wykonaniem rzutu pośliznął się niefortunnie na wydeptanym śniegu, kończąc rozbieg na jednym kolanie – ale jakimś cudem udało mu się posłać pocisk wystarczająco celnie, by trafił w Brendana. Nie w rudą czuprynę, w którą tak naprawdę mierzył, ale nie to się koniec końców liczyło; auror zszedł z boiska, a Billy mógł dopisać do swojej listy małych sukcesów kolejny, nawet jeżeli tym razem więcej było w nim przypadku niż faktycznych umiejętności. Krzyknął bojowo, wydając z siebie coś pomiędzy juhuuu, a łohooo, po czym podniósł się ze śniegu, otrzepując się nonszalancko, jakby cały ten niekontrolowany manewr był zupełnie zamierzony. Nikt oprócz niego nie musiał wiedzieć, że mało brakowało, a omal nie cisnąłby śnieżką we własną twarz.
Wrócił truchtem do swojej drużyny, akurat w porę, by wysłuchać zagrzewającej mowy Sophii i podziwiać jej niezwykle zgrabny unik przed kontratakiem drużyny przeciwnej. Musiał przyznać, że radziła sobie znakomicie, zarówno jako kapitan, jak i zawodnik, ale właściwie nie było w tym nic dziwnego – wciąż pamiętał mgliście, że w szkolnej drużynie Quidditcha też swego czasu święciła triumfy. Posłał jej szeroki uśmiech i pokazał uniesiony w górę kciuk, ale nie zdążył wypowiedzieć żadnych słów uznania, bo za pierwszą śnieżką szybko podążyły kolejne, zasypując ich drużynę gradem białych kul, z których jedna – posłana przez Josepha – pomknęła prosto w Billy’ego.
Odskoczył w bok odruchowo, w bohaterskim poświęceniu narażając się na kolejne lądowanie w puchowej zaspie, co jednak wcale mu nie przeszkadzało; tarzanie się w śniegu przywodziło na myśl beztroskie popołudnia w Hogwarcie, za którymi niejednokrotnie tęsknił, często siłując się z dorosłością, której wcale nie chciał. Dzisiaj wyjątkowo się nią nie przejmował, dołączając się nawet do rozpoczętej przez duszka rymowanki, choć zdrowy rozsądek przypominał mu uparcie, że może wcale nie był to taki dobry pomysł. – Na to rycerz d-d-dumnie rzecze: co też pan tu znowu p-p-plecie! – odkrzyknął, otrzepując się ze śniegu jak przemoczony pies i najprawdopodobniej posyłając odrobinę białego puchu w otaczających go członków drużyny.
Wrócił truchtem do swojej drużyny, akurat w porę, by wysłuchać zagrzewającej mowy Sophii i podziwiać jej niezwykle zgrabny unik przed kontratakiem drużyny przeciwnej. Musiał przyznać, że radziła sobie znakomicie, zarówno jako kapitan, jak i zawodnik, ale właściwie nie było w tym nic dziwnego – wciąż pamiętał mgliście, że w szkolnej drużynie Quidditcha też swego czasu święciła triumfy. Posłał jej szeroki uśmiech i pokazał uniesiony w górę kciuk, ale nie zdążył wypowiedzieć żadnych słów uznania, bo za pierwszą śnieżką szybko podążyły kolejne, zasypując ich drużynę gradem białych kul, z których jedna – posłana przez Josepha – pomknęła prosto w Billy’ego.
Odskoczył w bok odruchowo, w bohaterskim poświęceniu narażając się na kolejne lądowanie w puchowej zaspie, co jednak wcale mu nie przeszkadzało; tarzanie się w śniegu przywodziło na myśl beztroskie popołudnia w Hogwarcie, za którymi niejednokrotnie tęsknił, często siłując się z dorosłością, której wcale nie chciał. Dzisiaj wyjątkowo się nią nie przejmował, dołączając się nawet do rozpoczętej przez duszka rymowanki, choć zdrowy rozsądek przypominał mu uparcie, że może wcale nie był to taki dobry pomysł. – Na to rycerz d-d-dumnie rzecze: co też pan tu znowu p-p-plecie! – odkrzyknął, otrzepując się ze śniegu jak przemoczony pies i najprawdopodobniej posyłając odrobinę białego puchu w otaczających go członków drużyny.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Umknąwszy przed śnieżką spojrzałem na Hankę
co nadal stroiła obrażoną koleżankę.
Wzruszyłem ramionami, a uśmiech pod nosem
rozciągnął się jakby był starożytnym eposem.
Gotów byłem zatańczyć ponownie
nikt jednak nie chciał celować już do mnie.
Westchnąłem na głos, po śnieg pochyliłem
i całkiem zgrabną kulę ulepiłem.
Zanim jednak swój cel namierzyłem
Kilka słów zamieniłem z Selwynem:
- Nie wiem, bracie, lecz coś mi podpowiada
że w powietrzu jakaś poezja się zapowiada.
Jak wyczuwałem, tak też się stało:
Zaraz Pomonie coś się posplatało
i historię za duchem kontynuowała,
szybko zyskując głos Floreana.
Włączyli się także Alex i Billy
którzy swe wersy między uniki wkłębili.
Nie mogłem przy nich pozostać na bakier
i tylko przyglądać się drużynie jak klakier.
Coś z pewnością w tym pyle było
bo już zaraz mnie za język chwyciło:
- Na te słowa kuguchar kły wyszczerzył
A rycerz własnym oczom swym nie wierzył:
Oto kocur przebojowy
zmienił sierść na... fioletowy!
Niezwykle dumny ze swej poezji
wykonałem rzut pełen finezji.
Celny – to się dopiero miało okazać,
musiałem jednak Joemu dokazać.
Wright powinien wiedzieć, że rzucając mi wyzwanie
Musiał liczyć się z tym, że czeka go lanie!
[bylobrzydkobedzieladnie]
co nadal stroiła obrażoną koleżankę.
Wzruszyłem ramionami, a uśmiech pod nosem
rozciągnął się jakby był starożytnym eposem.
Gotów byłem zatańczyć ponownie
nikt jednak nie chciał celować już do mnie.
Westchnąłem na głos, po śnieg pochyliłem
i całkiem zgrabną kulę ulepiłem.
Zanim jednak swój cel namierzyłem
Kilka słów zamieniłem z Selwynem:
- Nie wiem, bracie, lecz coś mi podpowiada
że w powietrzu jakaś poezja się zapowiada.
Jak wyczuwałem, tak też się stało:
Zaraz Pomonie coś się posplatało
i historię za duchem kontynuowała,
szybko zyskując głos Floreana.
Włączyli się także Alex i Billy
którzy swe wersy między uniki wkłębili.
Nie mogłem przy nich pozostać na bakier
i tylko przyglądać się drużynie jak klakier.
Coś z pewnością w tym pyle było
bo już zaraz mnie za język chwyciło:
- Na te słowa kuguchar kły wyszczerzył
A rycerz własnym oczom swym nie wierzył:
Oto kocur przebojowy
zmienił sierść na... fioletowy!
Niezwykle dumny ze swej poezji
wykonałem rzut pełen finezji.
Celny – to się dopiero miało okazać,
musiałem jednak Joemu dokazać.
Wright powinien wiedzieć, że rzucając mi wyzwanie
Musiał liczyć się z tym, że czeka go lanie!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 21.01.18 0:10, w całości zmieniany 2 razy
Dolina Glendalough
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia