Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Dolina Glendalough
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Glendalough
Glendalough to malownicza dolina położona w irlandzkich górach Wicklow. U ich podnóży rozpościerają się dwa jeziora: Upper Lake i Lower Lake, nad którymi często zawisa gęsta mgła, czyniąc tutejsze widoki wręcz mistycznymi. Jednak nie tylko to ma wpływ na panujący tu niezwykły, baśniowy nastrój; pomimo pięknych krajobrazów, z jakiegoś powodu dolina nie jest zbyt często odwiedzana przez mugolskich turystów. Być może to miejsce budzi w nich niepokój, w końcu ptaki w koronach drzew ćwierkają z dziwnym przejęciem, a na powierzchni jeziora znikąd pojawiają się rozległe kręgi. Mówi się, że Upper Lake zostało zamieszkałe przez druzgotki oraz trytony, które są wyjątkowo nieskore do kontaktów z czarodziejami. Z tego właśnie powodu niezalecane są kąpiele w tych czarujących, choć wybitnie niebezpiecznych wodach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.12.17 21:14, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Mogła się tego spodziewać po wszystkich, ale nie po Justine. I swoich braciach, którzy wciąż stanowili sporą część ocalałych drużyny przeciwnej. Jednym słowem — czuła się bezpieczna, wierząc, że nikt nie wpadnie na tak idiotyczny pomysł, by w nią celować. Widząc, że śnieżka wycelowana przez Tonks leci w jej kierunku, otwarła usta ze zdziwienia. Wiedziała, że przyjaciółka ma beznadziejnego cela, ale żeby tak psidwaczo spudłować? I na to wszystko teraz ona sama musiała uniknąć lodowej bryły. Pewnie chciała trafić z Fredericka albo tego drugiego, przyjaciela Lisa — Alexandra. Wyglądało na to, że dobrze się znali. Przytomniejąc w ostatniej chwili wykonała skok w bok, zamierzając uniknąć oberwania śnieżką.
Nie wiedziała kiedy, a tym bardziej jak
brokat zasypał jej ramiona od tak.
Rozejrzała się wkoło, szukając przyczyny
wybranka swego serca obserwując wyczyny.
Moore śnieżki chciał uniknąć,
przed lecącym z oddali pociskiem naprawdę zniknąć,
po prawej Fox wierszem zaczął prawić,
pewnie sędziów chcąc tym rozbawić.
I innych członków drużyny nieszczęście dopadło,
czyniąc z każdego rymujące dziwadło.
— Kot się zjeżył i nań prychnął
drapnął w pychol i krzaczory czmychnął.
Nie wiedziała kiedy, a tym bardziej jak
brokat zasypał jej ramiona od tak.
Rozejrzała się wkoło, szukając przyczyny
wybranka swego serca obserwując wyczyny.
Moore śnieżki chciał uniknąć,
przed lecącym z oddali pociskiem naprawdę zniknąć,
po prawej Fox wierszem zaczął prawić,
pewnie sędziów chcąc tym rozbawić.
I innych członków drużyny nieszczęście dopadło,
czyniąc z każdego rymujące dziwadło.
— Kot się zjeżył i nań prychnął
drapnął w pychol i krzaczory czmychnął.
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Słysząc przemowę Sophii, uśmiechnęła się i z zapałem pokiwała głową w jej kierunku.
-Tak jest, pani kapitan!- Zawołała raźnie, poprawiając jednocześnie czapkę, która zaczęła się zsuwać z głowy pod naporem burzy loków. Niedbale wepchnęła włosy głębiej pod materiał, jak zwykle beztrosko nie dbając o swój wygląd; nawet, jeśli w tej chwili przypominała bardziej śnieżnego trolla, niż jakkolwiek atrakcyjną osobę płci żeńskiej, była zbyt zaabsorbowana walką, aby zwrócić na to uwagę. Kilka razy przestąpiła w miejscu, wzrokiem ogarniając pole bitwy i z pewną satysfakcją witając opuszczenie boiska przez dwojga graczy przeciwnej drużyny. Jedyne, czego żałowała, to to, że sama nie posłała jeszcze nikogo poza obręb boiska; czas było to zmienić, na Merlina!
Schyliła się z rozmachem, nabierając w dłonie pokaźną porcję śniegu i pospiesznie lepiąc z niej coś, co przynajmniej w teorii przypominać miało okrągłą kulkę. Starszy z Wrightów nie podzielił losu młodszego, zgrabnie unikając jej pocisku, co przywitała lekkim skrzywieniem zawodu. Chwilę później jednak uśmiechała się już, unosząc w górę kciuk w niemym wyrazie uznania dla jego skądinąd niespodziewanej gibkości. Skoro nie okazał się być udanym celem, poszukała wzrokiem innej ofiary, mianując nią ciemnowłosego chłopaka, który wyglądał dziwnie znajomo (Matt). Zanim jednak zdążyła wziąć zamach, poczuła, jak coś kręci ją nagle w nosie i zakleja zmarznięte usta. Kaszlnęła gwałtownie, tuż po tym wydając z siebie potężne kichnięcie, które miało kolor... srebrnego pyłu?
-Rycerz daną radą przejął się wielce, chciał wszakże zyskać kiedyś damy serce!- Co ja bredzę, pomyślała z nagłym przerażeniem, w przypływie zdumienia opuszczając na chwilę trzymaną w dłoni śnieżkę. W ostateczności reszta drużyny również zamieniła się jednak w poetów; z uznaniem pokiwała głową w stronę Hani, podziwiając jej dotychczas nieznany talent, po czym dodała.- Zdjął ze swych stóp te pęknięte sandały, zostawił je w lesie, gdzie na wieki już stały. Szpetnym był, więc i tak nie dla niego były miłosne igraszki, lecz przynajmniej unikał w przyszłości modowej porażki.
Wzruszywszy ramionami i niezgrabnie kończąc przydługą epopeję, wzięła w końcu zamach i cisnęła śnieżką w jednego z Bottów ku chwale drużyny.
-Tak jest, pani kapitan!- Zawołała raźnie, poprawiając jednocześnie czapkę, która zaczęła się zsuwać z głowy pod naporem burzy loków. Niedbale wepchnęła włosy głębiej pod materiał, jak zwykle beztrosko nie dbając o swój wygląd; nawet, jeśli w tej chwili przypominała bardziej śnieżnego trolla, niż jakkolwiek atrakcyjną osobę płci żeńskiej, była zbyt zaabsorbowana walką, aby zwrócić na to uwagę. Kilka razy przestąpiła w miejscu, wzrokiem ogarniając pole bitwy i z pewną satysfakcją witając opuszczenie boiska przez dwojga graczy przeciwnej drużyny. Jedyne, czego żałowała, to to, że sama nie posłała jeszcze nikogo poza obręb boiska; czas było to zmienić, na Merlina!
Schyliła się z rozmachem, nabierając w dłonie pokaźną porcję śniegu i pospiesznie lepiąc z niej coś, co przynajmniej w teorii przypominać miało okrągłą kulkę. Starszy z Wrightów nie podzielił losu młodszego, zgrabnie unikając jej pocisku, co przywitała lekkim skrzywieniem zawodu. Chwilę później jednak uśmiechała się już, unosząc w górę kciuk w niemym wyrazie uznania dla jego skądinąd niespodziewanej gibkości. Skoro nie okazał się być udanym celem, poszukała wzrokiem innej ofiary, mianując nią ciemnowłosego chłopaka, który wyglądał dziwnie znajomo (Matt). Zanim jednak zdążyła wziąć zamach, poczuła, jak coś kręci ją nagle w nosie i zakleja zmarznięte usta. Kaszlnęła gwałtownie, tuż po tym wydając z siebie potężne kichnięcie, które miało kolor... srebrnego pyłu?
-Rycerz daną radą przejął się wielce, chciał wszakże zyskać kiedyś damy serce!- Co ja bredzę, pomyślała z nagłym przerażeniem, w przypływie zdumienia opuszczając na chwilę trzymaną w dłoni śnieżkę. W ostateczności reszta drużyny również zamieniła się jednak w poetów; z uznaniem pokiwała głową w stronę Hani, podziwiając jej dotychczas nieznany talent, po czym dodała.- Zdjął ze swych stóp te pęknięte sandały, zostawił je w lesie, gdzie na wieki już stały. Szpetnym był, więc i tak nie dla niego były miłosne igraszki, lecz przynajmniej unikał w przyszłości modowej porażki.
Wzruszywszy ramionami i niezgrabnie kończąc przydługą epopeję, wzięła w końcu zamach i cisnęła śnieżką w jednego z Bottów ku chwale drużyny.
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Duchy były zachwycone opowiadaną w rymach historią - głośny, gromki śmiech rozniósł się po okolicy, zaraz za nim oklaski. W tej rundzie nie obronili się przed śnieżką Bertie oraz Billy - oboje zostali gwizdkiem poproszeni o zejście z pola bitwy, uszczuplając w ten sposób składy swoich drużyn.
Z drużyny żółtej śnieżki rzucili również Frederick, który posłał swoją w stronę Josepha (ST = 91), Penny, która upatrzyła sobie za cel Matta (ST = 54) oraz Pomona, która celowała w Lunarę (ST = 31).
Duchy pływające nad wami zdecydowały, by pogorszyła się pogoda. Piękne słońce, które powitało was tego poranka na miejscu zmagań, powoli chowa się za chmurami, a zajęci przeprowadzeniem wojny nie jesteście w stanie zauważyć gwałtownie pogarszającej się aury. Chmury stają się coraz ciemniejsze i cięższe - a w końcu uderza w was podmuch nienaturalnie silnego wiatru. Przynajmniej dwie osoby z każdej drużyny muszą rzucić mur za pomocą zaklęcia Murusio, za którym schowają się wszyscy pozostali. Jeśli tylko jednemu lub żadnemu z was się nie uda, upadacie na plecy, nabijając sobie siniaków (-10, obrażenia tłuczone).
| Czas na odpis wynosi 48h. Wszyscy odpisujecie w tej kolejce i rzucacie zaklęcie, a prócz tego uników dokonują Joseph, Matt oraz Lunara. Nie rzucacie na anomalie!
Punktacja drużyn (żółta:biała) 60:20
Z drużyny żółtej śnieżki rzucili również Frederick, który posłał swoją w stronę Josepha (ST = 91), Penny, która upatrzyła sobie za cel Matta (ST = 54) oraz Pomona, która celowała w Lunarę (ST = 31).
Duchy pływające nad wami zdecydowały, by pogorszyła się pogoda. Piękne słońce, które powitało was tego poranka na miejscu zmagań, powoli chowa się za chmurami, a zajęci przeprowadzeniem wojny nie jesteście w stanie zauważyć gwałtownie pogarszającej się aury. Chmury stają się coraz ciemniejsze i cięższe - a w końcu uderza w was podmuch nienaturalnie silnego wiatru. Przynajmniej dwie osoby z każdej drużyny muszą rzucić mur za pomocą zaklęcia Murusio, za którym schowają się wszyscy pozostali. Jeśli tylko jednemu lub żadnemu z was się nie uda, upadacie na plecy, nabijając sobie siniaków (-10, obrażenia tłuczone).
| Czas na odpis wynosi 48h. Wszyscy odpisujecie w tej kolejce i rzucacie zaklęcie, a prócz tego uników dokonują Joseph, Matt oraz Lunara. Nie rzucacie na anomalie!
Punktacja drużyn (żółta:biała) 60:20
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.01.18 18:46, w całości zmieniany 2 razy
Zmrużyłem przenikliwie ślepia. Dwóch naszych oberwało. Odeszli. Sam widziałem, jak ich ciała ciągnął się na tamtą stronę. Byli wśród martwych. Już nic niemożna było na to poradzić. Ostało się nas niewielu i nie zapowiadało się, żeby było lepiej. To była wojna. Z czasem mogło być tylko więcej ofiar.
Linia frontu zafalowała przechylać na naszą niekorzyść. Przeciwnik zdawał się mieć większe pole manewru.
- Cholera... - fuknąłem pod nosem myśląc już, że to tylko kwestia czasu, a potem za zacząłem dostrzegać szansę w tym wietrze, który wzbijał tumany śnieżnego puchu utrudniając przeciwnikom wizję.
Poruszyłem różdżką chcąc wyczarować - Murusio! - by w kolejnej sekundzie spektakularnie uniknąć pędzącej we mnie śnieżki przewrotem w przód, a następnie przeturlać się do wyczarowanej przez siebie zasłony.
#1 Murusio, #2 unik
Linia frontu zafalowała przechylać na naszą niekorzyść. Przeciwnik zdawał się mieć większe pole manewru.
- Cholera... - fuknąłem pod nosem myśląc już, że to tylko kwestia czasu, a potem za zacząłem dostrzegać szansę w tym wietrze, który wzbijał tumany śnieżnego puchu utrudniając przeciwnikom wizję.
Poruszyłem różdżką chcąc wyczarować - Murusio! - by w kolejnej sekundzie spektakularnie uniknąć pędzącej we mnie śnieżki przewrotem w przód, a następnie przeturlać się do wyczarowanej przez siebie zasłony.
#1 Murusio, #2 unik
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42, 67
'k100' : 42, 67
Nasze rymy były równie piękne co otaczające nas okoliczności natury, dlatego wcale się nie zdziwiłem, kiedy duchy tak żywo na nie zareagowały. Uśmiechnąłem się szeroko (odnosiłem wrażenie, że cały czas się tak uśmiecham, ale to było silniejsze ode mnie) i ukłoniłem się w podzięce za te głośne oklaski. Nawet udało mi się uniknąć śnieżki, co bardzo mnie zdziwiło, bo dotychczas uważałem swój refleks za żaden. Byłem powolny jak mucha w smole, choć ze względu na mój niewielki wzrost można by pomyśleć, że powinno być całkiem na odwrót.
Moje rozbawienie zostało przerwane przez pogarszającą się pogodę - czy to znowu przez anomalie? Pewnie tak. Teraz nic nie było pewne ani stałe. Postanowiłem jakoś rozprawić się z tą niedogodnością, bo czarne chmury nie pasowały do naszej radosnej atmosfery. Musiało do nas powrócić słońce. Wyjąłem zza pazuchy różdżkę i rzuciłem - Murusio! - mając nadzieję, że pójdzie mi lepiej niż przy tym nieszczęsnym patronusie. Słońce może niekoniecznie dzięki temu powróci, ale przynajmniej uchronimy się przed wiatrem - byle tylko duchy przez niego nie zniknęły, o nie martwiłem się najbardziej.
Moje rozbawienie zostało przerwane przez pogarszającą się pogodę - czy to znowu przez anomalie? Pewnie tak. Teraz nic nie było pewne ani stałe. Postanowiłem jakoś rozprawić się z tą niedogodnością, bo czarne chmury nie pasowały do naszej radosnej atmosfery. Musiało do nas powrócić słońce. Wyjąłem zza pazuchy różdżkę i rzuciłem - Murusio! - mając nadzieję, że pójdzie mi lepiej niż przy tym nieszczęsnym patronusie. Słońce może niekoniecznie dzięki temu powróci, ale przynajmniej uchronimy się przed wiatrem - byle tylko duchy przez niego nie zniknęły, o nie martwiłem się najbardziej.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Rymowane opowiastki poprawiły Benjaminowi humor, zdołał się nawet wczuć w historię o sandałach i podrywach oraz fioletowych stworzeniach - na tyle, na ile mógł, pozostając czujnym i skoncentrowanym na kontynuowaniu walki. Do ostatniej kropli krwi lub raczej pięści pełnej śniegu. Drużyna białych, pomimo wspaniałego kamuflażu, przegrywała z kretesem. Doprawdy, nie była to sprawiedliwa walka i dawny Wright od razu zacząłby przyśpiewkę o sędzim kaloszu z lewej nogi gumochłona, ale cóż, teraz nieprzesadnie przejmował się faworyzowaniem żółtych. W przeciwnej drużynie znajdowała się przecież Hania, czasem musiał dać jej wygrać. Łaskawie, niczym najlepszy starszy brat. Tracili kolejnych zawodników, Wright pożegnał machnięciem ręki Brendana - jak na kalekę spisał się całkiem nieźle - oraz Billy'ego: ale w stronę reprezentanta rywali posłał pełne wyrzutu spojrzenie. Kto miał teraz zadbać o jego Hanię? Cóż, cała nadzieja w Lisie.
Szykował się do następnego starcia, ale stało się coś nieprzewidzianego - pogoda wyraźnie zaczęła się psuć, nadchodziły ciemne chmury, a potężny wiatr, który zerwał się zaledwie przez momentem, prawie kładł pobliskie drzewa na zaśnieżone pagórki. - Uwaga! - krzyknął do swojej drużyny, mając nadzieję, że co lichsze reprezentantki białych nie odlecą w siną dal. Byłby to piękny acz niebezpieczny widok. Także postanowił rzucić zaklęcie ochronne, budując mur, pozwalający na schronienie się przed paskudnym wiatrem. - Murusio! - spróbował, unosząc różdżkę.
Szykował się do następnego starcia, ale stało się coś nieprzewidzianego - pogoda wyraźnie zaczęła się psuć, nadchodziły ciemne chmury, a potężny wiatr, który zerwał się zaledwie przez momentem, prawie kładł pobliskie drzewa na zaśnieżone pagórki. - Uwaga! - krzyknął do swojej drużyny, mając nadzieję, że co lichsze reprezentantki białych nie odlecą w siną dal. Byłby to piękny acz niebezpieczny widok. Także postanowił rzucić zaklęcie ochronne, budując mur, pozwalający na schronienie się przed paskudnym wiatrem. - Murusio! - spróbował, unosząc różdżkę.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Jak się okazało, znów poradziła sobie z unikiem nadzwyczaj dobrze. Wyćwiczone aurorskimi treningami ciało zareagowało instynktownie, zgrabnie uchylając się przed śnieżką. Znacznie mniej groźną niż zaklęcia przed którymi czasem musiała umykać, ale nawet w takich okolicznościach warto było zadbać o refleks, i mieć nadzieję że nie opuści jej w jakiejś kryzysowej sytuacji.
Nie tylko uniki szły jej dobrze, ale, jak się okazało, też przemowy motywacyjne, czego się nie spodziewała, bo zwykle nie musiała wykazywać się w takiej roli. W szkolnej drużynie nigdy nie została kapitanem, także w pracy jak dotąd często towarzyszyła bardziej doświadczonym aurorom z dłuższym stażem i raczej nie musiała dowodzić akcjami ani zagrzewać towarzyszy do walki; służyła raczej jako wsparcie, osłaniając towarzyszy i po prostu działając. Działała więc spontanicznie, próbując sobie przypomnieć jak kapitan drużyny Puchonów za szkolnych lat motywował członków składu do treningów i meczów, i najwyraźniej szło jej na tyle dobrze że jej drużyna aktualnie prowadziła i straciła tylko jednego gracza. Zauważyła że Billy nie uniknął śnieżki i musiał niestety zejść z pola, ale nadal było ich więcej niż przeciwników.
Nagle jednak mogła odnieść wrażenie, że pogoda w jednej chwili zaczęła się pogarszać. Nie była pewna, czy to anomalia, czy po prostu działanie duchów, które postanowiły znów urozmaicić im zabawę swoimi atrakcjami. Nad polem zawisły chmury, a w zawodników uderzył silny wiatr, zupełnie jakby ktoś posłał w ich stronę Aeris, które wcześniej tak niewielu osobom udało się wykonać. Wiedziała, że jeśli nie stworzą jakiejś osłony, zaraz się wszyscy powywracają. Sama próbowała utrzymać się na nogach w silnym podmuchu, i biorąc przykład z innych, rzuciła:
- Murusio!
Nie tylko uniki szły jej dobrze, ale, jak się okazało, też przemowy motywacyjne, czego się nie spodziewała, bo zwykle nie musiała wykazywać się w takiej roli. W szkolnej drużynie nigdy nie została kapitanem, także w pracy jak dotąd często towarzyszyła bardziej doświadczonym aurorom z dłuższym stażem i raczej nie musiała dowodzić akcjami ani zagrzewać towarzyszy do walki; służyła raczej jako wsparcie, osłaniając towarzyszy i po prostu działając. Działała więc spontanicznie, próbując sobie przypomnieć jak kapitan drużyny Puchonów za szkolnych lat motywował członków składu do treningów i meczów, i najwyraźniej szło jej na tyle dobrze że jej drużyna aktualnie prowadziła i straciła tylko jednego gracza. Zauważyła że Billy nie uniknął śnieżki i musiał niestety zejść z pola, ale nadal było ich więcej niż przeciwników.
Nagle jednak mogła odnieść wrażenie, że pogoda w jednej chwili zaczęła się pogarszać. Nie była pewna, czy to anomalia, czy po prostu działanie duchów, które postanowiły znów urozmaicić im zabawę swoimi atrakcjami. Nad polem zawisły chmury, a w zawodników uderzył silny wiatr, zupełnie jakby ktoś posłał w ich stronę Aeris, które wcześniej tak niewielu osobom udało się wykonać. Wiedziała, że jeśli nie stworzą jakiejś osłony, zaraz się wszyscy powywracają. Sama próbowała utrzymać się na nogach w silnym podmuchu, i biorąc przykład z innych, rzuciła:
- Murusio!
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
I znów coś mi licho idzie z tymi śnieżkami. Nie wiem, robię super zamach ramieniem i tu nic. Śnieżka leci jakoś tak pokracznie wolno. I w ogóle pewnie nawet nie trafi do celu. Wzdycham sobie pod nosem tęskniąc za rozgrzewającym do walki kakao, obserwuję sobie jak inni ładnie próbują wcelować w członków drużyny przeciwnej oraz słucham pięknej poezji, która nam się wytworzyła za sprawą jednego z duchów. Śmieję się znów, chociaż tym razem nikt mnie nie łaskocze po twarzy. Całe szczęście. Rzeczywiście historyjka wychodzi nam zabawna, przez co dołączam się do zachwytów oraz wesołości reszty zjaw oglądających nasze zmagania na śnieżkowym boisku.
Szkoda tylko, że z drużyny żółtych odpada Billy. Macham mu smutno na pożegnanie, chociaż pewnie zaraz spotkamy się przy stoisku z jedzeniem. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl. Ale musisz się wziąć w garść, Pom. Jesteś najsłabszym ogniwem, dlatego nikt nie stara się za bardzo w ciebie trafić, więc zostaniesz do końca pojedynku. Musisz mieć dużo energii. Dobrze, że zjadłam tak dużo tych ciastek, nawet przy świadomości niweczenia mojej cudownej diety. No cóż. Nie można mieć wszystkiego.
Tak trochę to ja się bardziej gotuję do uników niż do kolejnych niespodziewanych akcji. Nawet nie wiem kiedy pogoda zaczęła się tak drastycznie pogarszać. Po prostu stoję sobie na swoim polu, aż tu nagle wieje jakiś okropnie silny wiatr. Jeden z podmuchów to aż mnie prawie przewraca, chociaż słusznej postury jestem. Aż nie mogę w to uwierzyć. Przytrzymuję ręką czapkę zsuwającą się z głowy i widzę, jak wszyscy próbują wyczarować mur odgradzający nas od niekorzystnych warunków atmosferycznych.
- Murusio - powtarzam za nimi, ale nie mam większej nadziei. Zaklęcia oraz ataki nie bardzo mi dziś wychodzą. Raptem jeden unik okazał się strzałem w dziesiątkę, ale wątpię, żeby to miało miejsce nadal. To nieważne, i tak bawię się bardzo dobrze. Dlatego po prostu macham różdżką i cieszę się tym, że jeszcze mogę uczestniczyć w tym wspaniałym pojedynku.
Szkoda tylko, że z drużyny żółtych odpada Billy. Macham mu smutno na pożegnanie, chociaż pewnie zaraz spotkamy się przy stoisku z jedzeniem. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl. Ale musisz się wziąć w garść, Pom. Jesteś najsłabszym ogniwem, dlatego nikt nie stara się za bardzo w ciebie trafić, więc zostaniesz do końca pojedynku. Musisz mieć dużo energii. Dobrze, że zjadłam tak dużo tych ciastek, nawet przy świadomości niweczenia mojej cudownej diety. No cóż. Nie można mieć wszystkiego.
Tak trochę to ja się bardziej gotuję do uników niż do kolejnych niespodziewanych akcji. Nawet nie wiem kiedy pogoda zaczęła się tak drastycznie pogarszać. Po prostu stoję sobie na swoim polu, aż tu nagle wieje jakiś okropnie silny wiatr. Jeden z podmuchów to aż mnie prawie przewraca, chociaż słusznej postury jestem. Aż nie mogę w to uwierzyć. Przytrzymuję ręką czapkę zsuwającą się z głowy i widzę, jak wszyscy próbują wyczarować mur odgradzający nas od niekorzystnych warunków atmosferycznych.
- Murusio - powtarzam za nimi, ale nie mam większej nadziei. Zaklęcia oraz ataki nie bardzo mi dziś wychodzą. Raptem jeden unik okazał się strzałem w dziesiątkę, ale wątpię, żeby to miało miejsce nadal. To nieważne, i tak bawię się bardzo dobrze. Dlatego po prostu macham różdżką i cieszę się tym, że jeszcze mogę uczestniczyć w tym wspaniałym pojedynku.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dolina Glendalough
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia