Opuszczone muzeum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczone muzeum
Tower of London niegdyś tętniło życiem – zabytkowe budynki, wcześniej pełniące funkcję mugolskiego więzienia, po przekształceniu na muzeum stanowiły atrakcję turystyczną, przez którą codziennie przelewały się tłumy odwiedzających Londyn ludzi. Po Bezksiężycowej Nocy i zamknięciu miasta dla niemagicznych, sytuacja jednak drastycznie się zmieniła: wieże, dziedzińce i budowle opustoszały, wypełnione jedynie rozlegającym się od czasu do czasu echem kroków oraz krakaniem kruków. Część zabudowań została zajęta przez czarodziejów i przerobiona na użytek magicznego więzienia, główny gmach muzeum pozostał jednak pusty, a strażnicy – z powodów znanych wyłącznie im – omijają go szerokim łukiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.11.20 12:39, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Sytuacja była co najmniej trudna. Skamander nie wiedział w jakim stanie i gdzie był Fox. Czy właściwie jeszcze żył. Skupił się więc na tym by spróbować wykaraskać się z obecnej sytuacji. Zdawał sobie sprawę z tego, że mieli na to właściwie jedną szansę. Korzystając z sytuacji starał się wy inkantować z zaskoczenia zaklęcie, które okazało się nieudane. Chwytając się ostatnich sekund na powtórzenie inkantacji - ponowił ją traktując drewno cudzej różdżki z większym wyczuciem - Pavor veneno
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
Mówiła byle mówić, odciągnąć ich uwagę od sięgającego po różdżkę Skamandera, przestraszyć. Miała nadzieję, że skupią się na niej, zaczną analizować znaczenie kolejnych słów – i rozważać prawdopodobieństwo, że wprowadzi je w czyn. Ministerstwo miało ich za terrorystów, pozbawionych skrupułów zwyrodnialców, oby więc choćby przez krótką chwilę wzięli tę groźbę na poważnie. – Odpowiecie za to wszystko – dodała jeszcze, wracając pamięcią do nabitych na pale głów, do uwięzionych kruków. Zadarła podbródek wyżej, tak jak zrobiłaby to Emer, uraczyła nadzorcę wyzywającym spojrzeniem dziwnie szklistych oczu i, chcąc skorzystać z okazji, lepszej już pewnie nie dostanie, spróbowała wyślizgnąć się z uścisku stojącego obok strażnika. Potrzebowała swobody ruchów, nawet jeśli poruszanie się przychodziło z trudem, musiało zostać okupione rozlewającym się po barku i żebrach bólem. Modliła się w duchu, by zaklęcie Skamandera przyniosło oczekiwany skutek.
| jeśli dobrze to rozumiem, pilnuje nas jakiś strażnik/strażnicy i chciałabym się spróbować wyślizgnąć z jego/ich uścisku; jeśli źle to rozumiem i nikt nas nie trzyma, to próbuję się zerwać na równe nogi i to pewnie też rzut na zwinność(?)
| jeśli dobrze to rozumiem, pilnuje nas jakiś strażnik/strażnicy i chciałabym się spróbować wyślizgnąć z jego/ich uścisku; jeśli źle to rozumiem i nikt nas nie trzyma, to próbuję się zerwać na równe nogi i to pewnie też rzut na zwinność(?)
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Maeve, Anthony
Zdawaliście sobie sprawę z beznadziejności swojego położenia. O ile wcześniej, w wirze walki, wasza sytuacja wydawała się trudna, o tyle teraz zbliżyła się niebezpiecznie w stronę niemożliwej: stojący przed wami strażnicy, strzegący pleców swojego dowódcy, przyglądali się wam czujnie, z oczami utkwionymi w waszych twarzach, i z różdżkami wyciągniętymi przed siebie; nie wyglądali na amatorów. Dwaj znajdowali się po waszych bokach, blisko ścian korytarza – a raczej tego, co kiedyś ścianami było; obecnie trudno było odnaleźć miejsce, gdzie kończyła się ściana, a zaczynał strop, wszystko wydawało się zawalone, zmieszane; biorąc pod uwagę ilość gruzów, musiała zarwać się także część wyższej kondygnacji. Nigdzie nie widzieliście Fredericka, jeżeli gdzieś tam się znajdował – to nie dawał znaku życia. W uszach wciąż uporczywie wam dzwoniło, ból was dekoncentrował. Straciliście też poczucie czasu – nie mieliście pojęcia, jak poszło pozostałym członkom Zakonu Feniksa, czy udało im się dotrzeć do Azkabanu, czy architekt został odnaleziony; byliście zdani wyłącznie na siebie.
Naczelnik zwrócił spojrzenie w stronę Maeve, gdy odezwała się jako pierwsza, zatrzymał jednak wzrok na jej twarzy tylko na sekundę – zaraz potem przesuwając go w dół, na dłoń, w której wiedźmia strażniczka ściskała złapane fiolki. Wciąż nie wiedziała, co mogły zawierać, nie mogła też mieć pewności, czy wiedzieli to stojący przed nią strażnicy, blef nie był jej jednak obcy – gdy mówiła, zwracając się bezpośrednio do naczelnika, wydawała się pewna swoich słów, choć jej głos był słaby, zachrypnięty, a gardło wydawało się podrażnione od pyłu. Kiedy jej słowa dotarły również i do strażników, ci poruszyli się niespokojnie, ale w tej samej sekundzie ich dowódca uniósł w górę lewą dłoń – i to wystarczyło, by na powrót zamarli. – Jestem ciekaw – odezwał się czarodziej na przodzie; wciąż mówił spokojnie, ale dłoń obracająca melonik znieruchomiała – dlaczego wydaje ci się, że powinno nas to zainteresować? – zapytał, znów unosząc spojrzenie na twarz Maeve, zmienioną dzięki metamorfomagicznym zdolnościom. – Załóżmy, że to, co trzymasz w ręce, rzeczywiście jest w stanie zamienić więzienie w gruzy, i załóżmy, że masz w sobie wystarczająco wiele głupoty i odwagi, żeby to zrobić – co stanie się, kiedy te ściany – rozłożył ręce, wskazując dookoła – zawalą się nam na głowy? Wy zginiecie, wasi przyjaciele zginą, wszyscy więźniowie Azkabanu również, łącznie z waszymi uroczymi znajomymi – tylko wolniej, nie będąc w stanie wydostać się spod ziemi. Jeśli będą mieć szczęście, dementorzy wykończą ich, zanim zrobi to głód – wyliczał, pozornie bez emocji. Jego spojrzenie, nieruchome, wydawało się lodowate, ton głosu prawie urzędniczy – jakbyście byli tylko kolejnym problemem, z którym musiał się zmierzyć. – Zabijecie paru strażników, w tym mnie, ale zda się to na nic, bo wasza sojuszniczka i tak już powiedziała nam wszystko, co chcieliśmy wiedzieć, więc to tylko kwestia czasu, aż wyłapią was jedno po drugim, łącznie z tymi wszystkimi przestępcami, których ukrywacie. I nikt nawet nie zmruży oka, gdy poprowadzimy ich na szafoty, bo do tego czasu nikt już nie będzie wierzył, że jesteście kimkolwiek więcej niż terrorystami, którzy wtargnęli w biały dzień do magicznej placówki i zamordowali dziesiątki uczciwie pracujących obywateli. – Przy ostatnim zdaniu naczelnik pozwolił sobie na uśmiech, choć ten nie dotarł do jego oczu. – Kiedy więc już przemyślisz sobie to wszystko, wyciągnij rękę i oddaj fiolki strażnikowi obok, a później obojgu wam radzę zastanowić się przez chwilę nad waszą sytuacją – dokończył, robiąc krok do przodu i wpatrując się wyczekująco w Maeve. Tylko bystre oko było w stanie doparzyć się w jego ruchach zwiększonej czujności i ostrożności.
W tym samym czasie Anthony, korzystając z tego, że uwaga naczelnika skupiła się na Maeve, sięgnął dłonią do wciąż przewieszonej przez ramię torby. Poruszanie się wymagało od niego wiele wysiłku, każda zmiana pozycji przynosiła ze sobą ostry, ogniskujący na wysokości brzucha ból, zdołał jednak odnaleźć wśród zgromadzonych w magicznej torbie przedmiotów różdżkę i niepostrzeżenie ją stamtąd wyciągnąć. Różdżka, która nie należała do niego, zdawała się źle leżeć w jego dłoni, niedopasowana i źle wyważona, nie odpowiedziała też na pierwszą próbę rzucenia zaklęcia, prawdopodobnie buntując się przeciwko usłuchaniu czarodzieja, który nie był jej właścicielem; dopiero, gdy Anthony wypowiedział inkantację po raz drugi, drewno zadrżało pod jego palcami, jednak strażnicy, choć mogli być przez Maeve rozproszeni, z całą pewnością nie byli głusi – dwukrotnie powtórzone zaklęcie zwróciło ich uwagę, kiedy więc promień czaru uderzył w posadzkę, byli gotowi. Huknęło, kłąb mgły wystrzelił w górę, lecz nim zdążyłby rozlać się na większą połać terenu, jeden z mężczyzn stojących za plecami naczelnika machnął różdżką, zatrzymując opary – które następnie zaczęły rzednąć. Anthony kupił sobie i Maeve czas, ale nie było go wiele; sekunda, może dwie. – Expelliarmus! – rozległo się, i za rozpraszającą się mgłą błysnął promień zaklęcia, mknącego prosto w stronę Skamandera. Maeve, korzystając z chwilowego zamieszania, szarpnęła się gwałtownie, zrywając się na równe nogi; pilnujący ją strażnik, zaskoczony, nie zdążył złapać jej w porę, i przez chwilę wiedźmia strażniczka miała wolną drogę ucieczki – załamanie korytarza prowadzącego do szybu znajdowało się tuż obok niej, mogła rzucić się w tamtą stronę, ale decyzja musiała zostać podjęta błyskawicznie. – Zabrać mu torbę! – krzyknął naczelnik; strażnik stojący obok Anthony’ego zareagował od razu, sięgając po pasek materiału, ale musiał źle wymierzyć odległość, bo szarpnięcie wydało się aurorowi słabe.
Frederick
Frederick, początkowo nieświadomy tego, co działo się na korytarzu, stopniowo odzyskiwał pourywane skrawki świadomości; zdawał sobie sprawę, że wybuch musiał zostać spowodowany przez naruszenie delikatnej i niestabilnej magii, która utrzymywała różdżki w powietrzu – nie wiedział jednak, jaka dokładnie była skala zniszczeń, ani ile czasu minęło, odkąd rzucił feralne zaklęcie. Rozglądając się dookoła, mógł stwierdzić, że metalowy regał, który przygniótł jego nogę, paradoksalnie uratował mu także życie – bo przewrócony i oparty o resztki ściany, stworzył barierę pomiędzy aurorem a spadającym sufitem. Cała konstrukcja wciąż wydawała się trzymać na wiarę, Frederick musiał jednak zaryzykować, jeśli chciał uwolnić nogę – rzucone wingardium leviosa skutecznie uniosło regał, odrobinę – na tyle, że czarodziej zdołał wysunąć spod niego uszkodzoną kończynę. Gdy to zrobił, przez całe jego ciało przemknęła fala obezwładniającego bólu; Frederick poczuł mdłości, żołądek podszedł mu do gardła, w głowie się zakręciło, a obraz zafalował – pisk w uszach nasilił się, słabość trwała jednak tylko kilka sekund, pozostawiając po sobie wyłącznie ból – wciąż ogniskujący na wysokości kolana. Złamanego? Stłuczonego? Zmiażdżonego? Trudno było stwierdzić, spojrzawszy na własną nogę, Fox dostrzegł jedynie fragment zakrwawionej obficie nogawki spodni, a noga, dotknięta, wydawała się mocno spuchnięta; jeśli Frederick spróbował oprzeć na niej ciężar ciała, odkrył, że było to możliwe, choć ledwo – każda próba przynosiła ból, noga uginała się pod nim, musiał kuśtykać.
Rozglądając się dookoła, auror nie dostrzegł wiele – przestrzeń, w której się znalazł, nie była duża, była za to pogrążona w ciemnościach; jej tylną i boczną ścianę stanowiła kupa gruzu, który mógł pochodzić ze zmiecionej ściany lub zawalonego stropu; z przodu i na górze znajdował się regał, przechylony pod kątem około czterdziestu pięciu stopni. Po prawej Fox dostrzegał prześwit, niski, do którego mógł się podciągnąć – i jeśli to zrobił, usłyszał zniekształcone głosy dochodzące z korytarza. Na pewno przemawiała Maeve, a także ktoś inny, męski, stanowczy głos, którego Frederick nie rozpoznawał, choć mógł być pewien, że nie należał do Anthony’ego. Wyjrzawszy przez szczelinę, Fox zobaczył kawałek słabo oświetlonego korytarza oraz czyjś but – elegancki, ale solidny, o grubej podeszwie, częściowo pokryty szarym pyłem. Prześwit był wąski, jednak Foxowi wydawało się, że przeciśnięcie się przez niego było możliwe – choć z pewnością zabrałoby trochę czasu i zwróciło na niego uwagę wszystkich, którzy znajdowali się na korytarzu. Wpadające przez szczelinę światło pozwoliło mężczyźnie na dostrzeżenie czegoś jeszcze: nieco na prawo od niego spod gruzowiska wystawała różdżką, prawdopodobnie jedna z tych, które wcześniej wirowały w magicznej bańce.
Trwa 9 tura, na odpis macie 48 godzin.
Frederick, możesz uznać, że słyszysz wszystko, co dzieje się na korytarzu mniej więcej od momentu, w którym odezwała się Maeve.
Rzuty: finite incantatem, expelliarmus, wyrwanie torby; Anthony - strażnik, który próbuje wyrwać ci torbę, ma sprawność równą 10, robi to więc z mocą równą 35; żeby mu to uniemożliwić, musisz rzucić na test sporny, do rzutu doliczając podwojoną sprawność - możesz takiego rzutu dokonać w szafce zniknięć i odnieść się od razu do wyniku, nie jest to liczone jako osobna akcja.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
W razie pytań zapraszam. <3
Zdawaliście sobie sprawę z beznadziejności swojego położenia. O ile wcześniej, w wirze walki, wasza sytuacja wydawała się trudna, o tyle teraz zbliżyła się niebezpiecznie w stronę niemożliwej: stojący przed wami strażnicy, strzegący pleców swojego dowódcy, przyglądali się wam czujnie, z oczami utkwionymi w waszych twarzach, i z różdżkami wyciągniętymi przed siebie; nie wyglądali na amatorów. Dwaj znajdowali się po waszych bokach, blisko ścian korytarza – a raczej tego, co kiedyś ścianami było; obecnie trudno było odnaleźć miejsce, gdzie kończyła się ściana, a zaczynał strop, wszystko wydawało się zawalone, zmieszane; biorąc pod uwagę ilość gruzów, musiała zarwać się także część wyższej kondygnacji. Nigdzie nie widzieliście Fredericka, jeżeli gdzieś tam się znajdował – to nie dawał znaku życia. W uszach wciąż uporczywie wam dzwoniło, ból was dekoncentrował. Straciliście też poczucie czasu – nie mieliście pojęcia, jak poszło pozostałym członkom Zakonu Feniksa, czy udało im się dotrzeć do Azkabanu, czy architekt został odnaleziony; byliście zdani wyłącznie na siebie.
Naczelnik zwrócił spojrzenie w stronę Maeve, gdy odezwała się jako pierwsza, zatrzymał jednak wzrok na jej twarzy tylko na sekundę – zaraz potem przesuwając go w dół, na dłoń, w której wiedźmia strażniczka ściskała złapane fiolki. Wciąż nie wiedziała, co mogły zawierać, nie mogła też mieć pewności, czy wiedzieli to stojący przed nią strażnicy, blef nie był jej jednak obcy – gdy mówiła, zwracając się bezpośrednio do naczelnika, wydawała się pewna swoich słów, choć jej głos był słaby, zachrypnięty, a gardło wydawało się podrażnione od pyłu. Kiedy jej słowa dotarły również i do strażników, ci poruszyli się niespokojnie, ale w tej samej sekundzie ich dowódca uniósł w górę lewą dłoń – i to wystarczyło, by na powrót zamarli. – Jestem ciekaw – odezwał się czarodziej na przodzie; wciąż mówił spokojnie, ale dłoń obracająca melonik znieruchomiała – dlaczego wydaje ci się, że powinno nas to zainteresować? – zapytał, znów unosząc spojrzenie na twarz Maeve, zmienioną dzięki metamorfomagicznym zdolnościom. – Załóżmy, że to, co trzymasz w ręce, rzeczywiście jest w stanie zamienić więzienie w gruzy, i załóżmy, że masz w sobie wystarczająco wiele głupoty i odwagi, żeby to zrobić – co stanie się, kiedy te ściany – rozłożył ręce, wskazując dookoła – zawalą się nam na głowy? Wy zginiecie, wasi przyjaciele zginą, wszyscy więźniowie Azkabanu również, łącznie z waszymi uroczymi znajomymi – tylko wolniej, nie będąc w stanie wydostać się spod ziemi. Jeśli będą mieć szczęście, dementorzy wykończą ich, zanim zrobi to głód – wyliczał, pozornie bez emocji. Jego spojrzenie, nieruchome, wydawało się lodowate, ton głosu prawie urzędniczy – jakbyście byli tylko kolejnym problemem, z którym musiał się zmierzyć. – Zabijecie paru strażników, w tym mnie, ale zda się to na nic, bo wasza sojuszniczka i tak już powiedziała nam wszystko, co chcieliśmy wiedzieć, więc to tylko kwestia czasu, aż wyłapią was jedno po drugim, łącznie z tymi wszystkimi przestępcami, których ukrywacie. I nikt nawet nie zmruży oka, gdy poprowadzimy ich na szafoty, bo do tego czasu nikt już nie będzie wierzył, że jesteście kimkolwiek więcej niż terrorystami, którzy wtargnęli w biały dzień do magicznej placówki i zamordowali dziesiątki uczciwie pracujących obywateli. – Przy ostatnim zdaniu naczelnik pozwolił sobie na uśmiech, choć ten nie dotarł do jego oczu. – Kiedy więc już przemyślisz sobie to wszystko, wyciągnij rękę i oddaj fiolki strażnikowi obok, a później obojgu wam radzę zastanowić się przez chwilę nad waszą sytuacją – dokończył, robiąc krok do przodu i wpatrując się wyczekująco w Maeve. Tylko bystre oko było w stanie doparzyć się w jego ruchach zwiększonej czujności i ostrożności.
W tym samym czasie Anthony, korzystając z tego, że uwaga naczelnika skupiła się na Maeve, sięgnął dłonią do wciąż przewieszonej przez ramię torby. Poruszanie się wymagało od niego wiele wysiłku, każda zmiana pozycji przynosiła ze sobą ostry, ogniskujący na wysokości brzucha ból, zdołał jednak odnaleźć wśród zgromadzonych w magicznej torbie przedmiotów różdżkę i niepostrzeżenie ją stamtąd wyciągnąć. Różdżka, która nie należała do niego, zdawała się źle leżeć w jego dłoni, niedopasowana i źle wyważona, nie odpowiedziała też na pierwszą próbę rzucenia zaklęcia, prawdopodobnie buntując się przeciwko usłuchaniu czarodzieja, który nie był jej właścicielem; dopiero, gdy Anthony wypowiedział inkantację po raz drugi, drewno zadrżało pod jego palcami, jednak strażnicy, choć mogli być przez Maeve rozproszeni, z całą pewnością nie byli głusi – dwukrotnie powtórzone zaklęcie zwróciło ich uwagę, kiedy więc promień czaru uderzył w posadzkę, byli gotowi. Huknęło, kłąb mgły wystrzelił w górę, lecz nim zdążyłby rozlać się na większą połać terenu, jeden z mężczyzn stojących za plecami naczelnika machnął różdżką, zatrzymując opary – które następnie zaczęły rzednąć. Anthony kupił sobie i Maeve czas, ale nie było go wiele; sekunda, może dwie. – Expelliarmus! – rozległo się, i za rozpraszającą się mgłą błysnął promień zaklęcia, mknącego prosto w stronę Skamandera. Maeve, korzystając z chwilowego zamieszania, szarpnęła się gwałtownie, zrywając się na równe nogi; pilnujący ją strażnik, zaskoczony, nie zdążył złapać jej w porę, i przez chwilę wiedźmia strażniczka miała wolną drogę ucieczki – załamanie korytarza prowadzącego do szybu znajdowało się tuż obok niej, mogła rzucić się w tamtą stronę, ale decyzja musiała zostać podjęta błyskawicznie. – Zabrać mu torbę! – krzyknął naczelnik; strażnik stojący obok Anthony’ego zareagował od razu, sięgając po pasek materiału, ale musiał źle wymierzyć odległość, bo szarpnięcie wydało się aurorowi słabe.
Frederick
Frederick, początkowo nieświadomy tego, co działo się na korytarzu, stopniowo odzyskiwał pourywane skrawki świadomości; zdawał sobie sprawę, że wybuch musiał zostać spowodowany przez naruszenie delikatnej i niestabilnej magii, która utrzymywała różdżki w powietrzu – nie wiedział jednak, jaka dokładnie była skala zniszczeń, ani ile czasu minęło, odkąd rzucił feralne zaklęcie. Rozglądając się dookoła, mógł stwierdzić, że metalowy regał, który przygniótł jego nogę, paradoksalnie uratował mu także życie – bo przewrócony i oparty o resztki ściany, stworzył barierę pomiędzy aurorem a spadającym sufitem. Cała konstrukcja wciąż wydawała się trzymać na wiarę, Frederick musiał jednak zaryzykować, jeśli chciał uwolnić nogę – rzucone wingardium leviosa skutecznie uniosło regał, odrobinę – na tyle, że czarodziej zdołał wysunąć spod niego uszkodzoną kończynę. Gdy to zrobił, przez całe jego ciało przemknęła fala obezwładniającego bólu; Frederick poczuł mdłości, żołądek podszedł mu do gardła, w głowie się zakręciło, a obraz zafalował – pisk w uszach nasilił się, słabość trwała jednak tylko kilka sekund, pozostawiając po sobie wyłącznie ból – wciąż ogniskujący na wysokości kolana. Złamanego? Stłuczonego? Zmiażdżonego? Trudno było stwierdzić, spojrzawszy na własną nogę, Fox dostrzegł jedynie fragment zakrwawionej obficie nogawki spodni, a noga, dotknięta, wydawała się mocno spuchnięta; jeśli Frederick spróbował oprzeć na niej ciężar ciała, odkrył, że było to możliwe, choć ledwo – każda próba przynosiła ból, noga uginała się pod nim, musiał kuśtykać.
Rozglądając się dookoła, auror nie dostrzegł wiele – przestrzeń, w której się znalazł, nie była duża, była za to pogrążona w ciemnościach; jej tylną i boczną ścianę stanowiła kupa gruzu, który mógł pochodzić ze zmiecionej ściany lub zawalonego stropu; z przodu i na górze znajdował się regał, przechylony pod kątem około czterdziestu pięciu stopni. Po prawej Fox dostrzegał prześwit, niski, do którego mógł się podciągnąć – i jeśli to zrobił, usłyszał zniekształcone głosy dochodzące z korytarza. Na pewno przemawiała Maeve, a także ktoś inny, męski, stanowczy głos, którego Frederick nie rozpoznawał, choć mógł być pewien, że nie należał do Anthony’ego. Wyjrzawszy przez szczelinę, Fox zobaczył kawałek słabo oświetlonego korytarza oraz czyjś but – elegancki, ale solidny, o grubej podeszwie, częściowo pokryty szarym pyłem. Prześwit był wąski, jednak Foxowi wydawało się, że przeciśnięcie się przez niego było możliwe – choć z pewnością zabrałoby trochę czasu i zwróciło na niego uwagę wszystkich, którzy znajdowali się na korytarzu. Wpadające przez szczelinę światło pozwoliło mężczyźnie na dostrzeżenie czegoś jeszcze: nieco na prawo od niego spod gruzowiska wystawała różdżką, prawdopodobnie jedna z tych, które wcześniej wirowały w magicznej bańce.
Trwa 9 tura, na odpis macie 48 godzin.
Frederick, możesz uznać, że słyszysz wszystko, co dzieje się na korytarzu mniej więcej od momentu, w którym odezwała się Maeve.
Rzuty: finite incantatem, expelliarmus, wyrwanie torby; Anthony - strażnik, który próbuje wyrwać ci torbę, ma sprawność równą 10, robi to więc z mocą równą 35; żeby mu to uniemożliwić, musisz rzucić na test sporny, do rzutu doliczając podwojoną sprawność - możesz takiego rzutu dokonać w szafce zniknięć i odnieść się od razu do wyniku, nie jest to liczone jako osobna akcja.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
-Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)
Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)
Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
W razie pytań zapraszam. <3
Ciągle dudniło mu w głowie. Cichy pisk podobny do rzężenia elektrycznego strumienia stanowił tło dla każdego ze słów. Skamander starał się chwytać skupienia, niczym tonący pod taflą powietrza. Ujęte w dłoń drewno było obce, niewygodne i trudne we współpracy. Krople potu zlały go w chwili w której pierwsza inkantacja potoczyła się głuchym, nic niewnoszącym echem - różdżka usłuchała dopiero za drugim razem.
Trudno było to nazwać zamieszaniem. Wróg ciągle miał kontrolę nad sytuacją. We dwójkę kołysali się jednak między zaciskającymi się palcami. Skamander odsunął się do tyłu. Czując, jak stojący przy nim strażnik go ciągnie. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że ciągnął nie tyle co jego, a torbę. Skamander szarpnął się, lecz obolałe ciało nie potrafiło stawić oporu. Ramię torby zsunęło się z jego ramienia pozostając w uścisku strażnika. Skamander nie podjął się obrony w stosunku do zaklęcia rozkrającego. Zamiast tego korzystał z tego by się odsunąć, kradziona różdżka wyskoczyła mu z dłoni, a on wyciągnął dłoń by chwycić rękojeść swojej różdżki, która leżała w gruzie nieopodal niego, tam gdzie dostrzegł ją chwilę wcześniej - Caeco! - wypowiedział zaraz po odwróceniu się w stronę oponentów, w stronę naczelnika i jego świty, strażników.
|Papa whisky... :c
|1 akcja - łapię swoją różdżkę z gruzu, 2 - zaklęcie
Trudno było to nazwać zamieszaniem. Wróg ciągle miał kontrolę nad sytuacją. We dwójkę kołysali się jednak między zaciskającymi się palcami. Skamander odsunął się do tyłu. Czując, jak stojący przy nim strażnik go ciągnie. Po chwili zdał sobie sprawę z tego, że ciągnął nie tyle co jego, a torbę. Skamander szarpnął się, lecz obolałe ciało nie potrafiło stawić oporu. Ramię torby zsunęło się z jego ramienia pozostając w uścisku strażnika. Skamander nie podjął się obrony w stosunku do zaklęcia rozkrającego. Zamiast tego korzystał z tego by się odsunąć, kradziona różdżka wyskoczyła mu z dłoni, a on wyciągnął dłoń by chwycić rękojeść swojej różdżki, która leżała w gruzie nieopodal niego, tam gdzie dostrzegł ją chwilę wcześniej - Caeco! - wypowiedział zaraz po odwróceniu się w stronę oponentów, w stronę naczelnika i jego świty, strażników.
|Papa whisky... :c
|1 akcja - łapię swoją różdżkę z gruzu, 2 - zaklęcie
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Wiedziała, że podejmuje ryzykowną grę, że tamci mogą znać zawartość fiolek, a tym samym przejrzeć jej blef – nie miała jednak wyboru. Byli w potrzasku, na łasce bezlitosnych, wprawionych w boju strażników i przewodzącego im czarodzieja, zapewne naczelnika lub kogoś równie ważnego. Straciła poczucie czasu, bała się, że zawiedli i jest już zwyczajnie za późno, ze słów ważniaka wyciągnęła jednak istotny wniosek – pracownicy więzienia nie wiedzieli o wszystkich, nie pochwycili pozostałych. Owszem, dowódca wspomniał Białą Wieżę, musieli zdawać sobie sprawę z obecności drugiej grupy dywersyjnej, o to jednak chodziło. O odwrócenie ich uwagi od Azkabanu. Od Justine. Czyżby wciąż była nadzieja…? Milczała, z podchodzącym do gardła sercem obserwując, jak przemawiający czarodziej zatrzymuje pozostałych w miejscu krótkim ruchem dłoni. Niechętnie podchwyciła spojrzenie mężczyzny, wygięła usta w brzydkim grymasie nie tylko powodowanym bólem, ale i złością. A im dłużej mówił, tym silniej drżała. Miał rację, użycie kurczowo ściskanych w dłoni eliksirów zakrawało na głupotę, umarliby tu wszyscy, a wieść o ich okropnym czynie rozniosłaby się po całych Wyspach. Nie chciała tego robić, zabierać ich ze sobą do grobu, nie chciała też posuwać się do takiej desperacji i liczyć na cud… Wtedy jednak jego beznamiętny, boleśnie urzędniczy wywód dotarł do tematu uwięzionej sojuszniczki – i tego, że podobno powiedziała im wszystko, co chcieli usłyszeć. Maeve nie wierzyła, nie chciała w to uwierzyć. Pokręciła krótko głową, nie przestając wwiercać w niego nachalnego, przepełnionego niechęcią spojrzenia zmrużonych oczu. Nie umiała dłużej powstrzymać łez. Co jeśli nie kłamał? Jeśli byli skazani na porażkę? Od egzekucji minął miesiąc, Tonks musiała być torturowana, przesłuchiwana dniem i nocą… Przede wszystkim nie powinno jej tu być. Nigdy nie powinna tutaj trafić. Gorycz rozlewała się po języku, utrudniając logiczne myślenie. Nie mogli już cofnąć czasu, nawet jeśli wszystko waliło się jak domek z kart. Drgnęła, zupełnie jak gdyby chciała spełnić życzenie nadzorcy, rozstać się z tajemniczymi fiolkami – lecz zamiast tego zerwała się na równe nogi, wykorzystując chwilę nieuwagi stojących najbliżej strażników. Skamander skutecznie odwrócił ich uwagę, próbując spowić korytarz w wywołujących zniechęcenie oparach. Nie zamierzała zwlekać, ani też, jak poradził naczelnik, zastanawiać się nad ich sytuacją. Rozpaczliwie rzuciła się w stronę zakrętu, próbując zniknąć z oczu pozostałych; zaciskała przy tym zęby, próbując zignorować ból, adrenalina robiła swoje. Słyszała krzyki, inkantację zaklęcia; nie chciała zostawiać aurora samego, lecz co innego mogła zrobić w tej sytuacji? Bez różdżki? Działała instynktownie, mając nadzieję, że i jemu uda się umknąć. I że Fox jeszcze żył, tak samo jak wszyscy pozostali, który wyruszyli tego poranka do Tower.
Przetarła oczy rękawem płaszcza, powiodła dookoła spanikowanym wzrokiem, próbując dojrzeć w najbliższej okolicy coś, cokolwiek, co mogłoby jej pomóc. Miejsce, w którym mogłaby się schować, odrzuconą przez wybuch różdżkę… Nasłuchiwała, próbując określić, czy ktoś nadbiega, a także co dzieje się z Anthonym, którego już nie widziała. Spojrzała za siebie przez ramię, chcąc dojrzeć, czy ktokolwiek za nią ruszył. Nie wypuszczała z dłoni eliksirów, będąc gotową do kontynuowania blefu. Nie wiedziała, co dalej.
| nie wiem, czy ucieczka za róg liczy się jako akcja, jeśli nie, to tylko rzucam na spostrzegawczość (III)
Przetarła oczy rękawem płaszcza, powiodła dookoła spanikowanym wzrokiem, próbując dojrzeć w najbliższej okolicy coś, cokolwiek, co mogłoby jej pomóc. Miejsce, w którym mogłaby się schować, odrzuconą przez wybuch różdżkę… Nasłuchiwała, próbując określić, czy ktoś nadbiega, a także co dzieje się z Anthonym, którego już nie widziała. Spojrzała za siebie przez ramię, chcąc dojrzeć, czy ktokolwiek za nią ruszył. Nie wypuszczała z dłoni eliksirów, będąc gotową do kontynuowania blefu. Nie wiedziała, co dalej.
| nie wiem, czy ucieczka za róg liczy się jako akcja, jeśli nie, to tylko rzucam na spostrzegawczość (III)
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Z trudem łapałem oddech - nie tylko ze względu na unoszący się pył, ale i ból, który przeszył moje ciało dwa raz bardziej w momencie, gdy regał uniósł się do góry. Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Zawiesilem na włosku powodzenie całej akcji. Gdzieś tam, w odległej części Tower, nadal była Justine. Był Duncan. I Merlin wie, kto jeszcze. Dałem ponieść się emocjom, ponieść łatwemu początkowi, który niczego nie zapowiadał. Czułem przecież potężną moc konstrukcji, jak mogłem wykazać się taką nieroztropnością żółtdzioba? I choć własnie tego chciałem uniknąć, naraziłem Maeve i Anthony'ego. I na domiar wszystkiego wokół nie widziałem ani jednej różdżdżki. Pobojowisko z regałów było teraz trudne do odszyfrowania. Musiały być to wszystkie nasze rzeczy, o których wspominały duchy, ale czy miałem na nie czas? Nie potrafiłem ocenić, ile go upłynęło od momentu, w którym wypowiedziałem inkantację. Bogin zniknął, więzienie sypało się w drobny mak, a ja nie mogłem pozwolić rozproszyć sie myślą, które chciały pociągnąć mnie na dno. Zmysły odzyskiwały swoją ostrość, niestety miało to także drugą stronę medalu. Komórki w moim ciele szalały od ilości boźców, od bólu.
Wtedy usłyszałem głos. Byłem pewien, że nalezał do Maeve. A więc żyli, choć ich położenie wydawało się fatalne. Wychyliłem się, dostrzegając wyrwę w murze, przez którą dojrzałem but - musiał należeć do strażnika; choć pokryty kurzem, błyszczał elegancją niepasującą do Tower, wywnioskowałem zatem, że należał do dowódcy. Było coś jeszcze. Różdżka. Ostrożnie wyciągnąłem dłoń, wspierając się na drugiej, powoli podnosząc różdżkę i chowając ją bezpiecznie do wnętrza swojej szaty. Paradoksalnie, moje fatalne położenie - i nieświadomość strażników - dawała mi taktyczną przewagę. Osłonięty gruzowiskiem, mogłem działać z zaskoczenia. Rozproszyć ich, dać Maeve i Thony'emu czas. Końcem różdżki wycelowałem w kierunku wypucowanego buta. Było ich więcej, promień zaklęcia powinien był objąć większość, o ile nie wszystkich. Wykorzystałem złość, która krążyła w moim obiegu, skierowałem ją przeciwko strażnikom. - Aeris! - Wyinkantowałem cicho, precyzyjnie obierając tor zaklęcia, które miało pomknąć przez wyrwę.
Serce biło mi szybko - chciałem wykonać zbyt wiele rzeczy na raz. Uratowac Justine, pomóc Zakonnikom - tym tu, i tym w odegłej części więzienia, odnaleźć różdżki - skoro jedna przetrwała, pozostałe musiały gdzieś zalegać pod tymi gruzami.
Zabieram różdżkę, rzucam aeris
Wtedy usłyszałem głos. Byłem pewien, że nalezał do Maeve. A więc żyli, choć ich położenie wydawało się fatalne. Wychyliłem się, dostrzegając wyrwę w murze, przez którą dojrzałem but - musiał należeć do strażnika; choć pokryty kurzem, błyszczał elegancją niepasującą do Tower, wywnioskowałem zatem, że należał do dowódcy. Było coś jeszcze. Różdżka. Ostrożnie wyciągnąłem dłoń, wspierając się na drugiej, powoli podnosząc różdżkę i chowając ją bezpiecznie do wnętrza swojej szaty. Paradoksalnie, moje fatalne położenie - i nieświadomość strażników - dawała mi taktyczną przewagę. Osłonięty gruzowiskiem, mogłem działać z zaskoczenia. Rozproszyć ich, dać Maeve i Thony'emu czas. Końcem różdżki wycelowałem w kierunku wypucowanego buta. Było ich więcej, promień zaklęcia powinien był objąć większość, o ile nie wszystkich. Wykorzystałem złość, która krążyła w moim obiegu, skierowałem ją przeciwko strażnikom. - Aeris! - Wyinkantowałem cicho, precyzyjnie obierając tor zaklęcia, które miało pomknąć przez wyrwę.
Serce biło mi szybko - chciałem wykonać zbyt wiele rzeczy na raz. Uratowac Justine, pomóc Zakonnikom - tym tu, i tym w odegłej części więzienia, odnaleźć różdżki - skoro jedna przetrwała, pozostałe musiały gdzieś zalegać pod tymi gruzami.
Zabieram różdżkę, rzucam aeris
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Post uzupełniający dla Maeve
Maeve, korzystając z wywalczonej sekundy przewagi i chwilowego rozproszenia strażnika, rzuciła się w stronę zakrętu, szybko znikając za załamaniem korytarza. Wciąż znajdowała się blisko - słyszała wszystko, co działo się za jej plecami, a stojący najbliżej strażnicy zapewne mieli niedługo rzucić się za nią w pogoń - jednak minąwszy zakręt, była w stanie ocenić stan zniszczeń w korytarzu, którym jeszcze niedawno przechodziliście. Cała jego prawa strona była zawalona - ściana poddała się sile wybuchu, a gruzy częściowo zasłoniły przejście, w najniższym miejscu tworząc wysoką na około pół metra kupę kamieni i metalowych odłamków - niektóre wyglądały na ostre. Przejście tamtędy na drugą stronę było możliwe, ale wymagało wspięcia się na rumowisko. Po drugiej stronie Maeve nie widziała wiele, choć słyszała krzątaninę i krzyki; mogła się domyślać, że wybuch zmiótł część cel, być może uwalniając niektórych więźniów, i że strażnicy próbowali opanować powstałe w ten sposób zamieszanie. Wiedźmia strażniczka dostrzegała też częściowo ukryte pod gruzami ciała w mundurach strażników - co najmniej dwa, ale w plątaninie kończyn i fragmentów kamieni trudno było się rozeznać; na posadzce, zmieszane z pyłem, lśniło coś ciemnego i mokrego, w jednym miejscu spod ściany wystawało też ramię i dłoń, wciąż dzierżąca różdżkę, choć nieruchoma i zakrwawiona.
| Maeve ma do dyspozycji jeszcze jedną akcję. Post mistrza gry pojawi się najwcześniej jutro późnym wieczorem, jeśli więc macie coś jeszcze do zrobienia w tej turze, możecie to śmiało zrobić.
Maeve, korzystając z wywalczonej sekundy przewagi i chwilowego rozproszenia strażnika, rzuciła się w stronę zakrętu, szybko znikając za załamaniem korytarza. Wciąż znajdowała się blisko - słyszała wszystko, co działo się za jej plecami, a stojący najbliżej strażnicy zapewne mieli niedługo rzucić się za nią w pogoń - jednak minąwszy zakręt, była w stanie ocenić stan zniszczeń w korytarzu, którym jeszcze niedawno przechodziliście. Cała jego prawa strona była zawalona - ściana poddała się sile wybuchu, a gruzy częściowo zasłoniły przejście, w najniższym miejscu tworząc wysoką na około pół metra kupę kamieni i metalowych odłamków - niektóre wyglądały na ostre. Przejście tamtędy na drugą stronę było możliwe, ale wymagało wspięcia się na rumowisko. Po drugiej stronie Maeve nie widziała wiele, choć słyszała krzątaninę i krzyki; mogła się domyślać, że wybuch zmiótł część cel, być może uwalniając niektórych więźniów, i że strażnicy próbowali opanować powstałe w ten sposób zamieszanie. Wiedźmia strażniczka dostrzegała też częściowo ukryte pod gruzami ciała w mundurach strażników - co najmniej dwa, ale w plątaninie kończyn i fragmentów kamieni trudno było się rozeznać; na posadzce, zmieszane z pyłem, lśniło coś ciemnego i mokrego, w jednym miejscu spod ściany wystawało też ramię i dłoń, wciąż dzierżąca różdżkę, choć nieruchoma i zakrwawiona.
| Maeve ma do dyspozycji jeszcze jedną akcję. Post mistrza gry pojawi się najwcześniej jutro późnym wieczorem, jeśli więc macie coś jeszcze do zrobienia w tej turze, możecie to śmiało zrobić.
Domyślała się, że zaraz ktoś do niej dołączy – i zapewne będą to uzbrojeni, próbujący odebrać jej eliksiry strażnicy. Szybkie oględziny najbliższej okolicy nie podniosły na duchu, korytarz, którym nie tak dawno przechodzili, również przemienił się w ruinę za sprawą tajemniczego wybuchu. Zrobiła kilka mimowolnych kroków w stronę rumowiska; widziała przejście, którym mogłaby dostać się na drugą stronę, słyszała dobiegające stamtąd krzyki. To mogła być jej, ich, jedyna szansa, choć gruzy wyglądały na niestabilne, ostre, a w okolicy cel na pewno krzątali się kolejni strażnicy. Zanim podjęłaby decyzję, wzrok Maeve padł na wystające spod kamieni kończyny, ciemną, znaczącą kamienie podłogi ciecz, najpewniej krew. Do stale odczuwanego bólu dołączyła dojmująca słabość, z trudem powstrzymała podchodzącą do gardła treść żołądka. Jak wielu czarodziejów zginęło? Ilu jeszcze miało podzielić ich los…? Wtedy też dostrzegła różdżkę – jakąś, wciąż ściskaną przez nieruchome, zakrwawione ramię – i niewiele myśląc rzuciła się po nią, wpierw chowając jeden z eliksirów do kieszeni płaszcza. Próbując nie zastanawiać się nad tym, co właśnie wyprawia, że ograbia martwego, zaczęła uwalniać drewienko ze sztywnych, mokrych palców. Potrzebowała go bardziej niż jego poprzedni właściciel.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Wydawało się, że w sytuacji, w której się znaleźliście, bardziej niż umiejętności, potrzebowaliście łutu szczęścia - ranni, z trzech stron otoczeni przez strażników, z drogą ucieczki częściowo odciętą przez rumowisko - ale wyglądało na to, że właśnie ono na moment uśmiechnęło się do Anthony'ego. Częściowo, szarpnięcie za pasek torby nie przyniosło spodziewanego efektu, pakunek pozostał w dłoni strażnika, a sam auror zapłacił za ten gwałtowny ruch nową falą obezwładniającego bólu, swoje źródło mającego głównie w ranie na brzuchu; nagłe ukłucie przypominało wbicie we wnętrzności rozgrzanego pręta, sprawiając, że mężczyznę ogarnęły mdłości, nie odbierając mu jednak całkowicie rozeznania w tym, co działo się dookoła. Widząc zmierzające w jego stronę zaklęcie rozbrajające, Anthony nie zdecydował się na wzniesienie przed sobą tarczy, różdżka więc - zgodnie z oczekiwaniami - wysunęła mu się spomiędzy palców, upadając na pokrytą pyłem posadzkę - ale w tym samym czasie czarodziej zdołał doskoczyć do własnej, zaciskając palce na rękojeści i rzucając zaklęcie, które pomimo wstrząsającego aurorem osłabienia, okazało się wyjątkowo udane.
Rozbłysk trwał może sekundę, w czasie której promień niezwykle intensywnego, jaskrawego światła, zalał korytarz, zmuszając Anthony'ego do zasłonięcia oczu, choć wciąż mógł słyszeć, jak kilku strażników wydaje z siebie okrzyki zaskoczenia. Gdzieś obok niego, niespodziewanie blisko, rozległo się szuranie, a później głuche uderzenie zakończone jęknięciem bólu i przekleństwem, które wyraźnie poniosło się po korytarzu. - Psidwacza jego mać! - wykrzyknął męski głos, a gdy Anthony uchylił powieki, mógł dostrzec, że należał do tego samego strażnika, który wyrwał mu torbę: trudno było ocenić, co dokładnie się stało, mężczyzna jednak leżał na ziemi, obiema dłońmi trzymając się za twarz, oczy miał zamknięte. Torba, chwilowo zapomniana, zwisała luźno z jego ramienia. Drugi ze strażników, ten, który wcześniej podniósł z ziemi Maeve, rzucił się w pogoń za nią, ale został zatrzymany w pół kroku - teraz stał na wysokości zakrętu, mrugając niemrawo oczami i machając przed nimi dłonią. Jaskrawe płomienie załamały też szereg stojących za plecami strażników, wydawali się tymczasowo oszołomieni, choć trzech wysunęło się naprzód, kierując różdżki w stronę Anthony'ego. - Petrificus totalus! Telamo sacculo! Lancea! - wykrzyknęli niemal jednocześnie, a trzy promienie zaklęć pomknęły prosto w stronę aurora. Stojący na czele naczelnik również miał zaciśnięte powieki, wydawał się jednak bardziej opanowany. Melonik, do tej pory trzymany w dłoniach, włożył na głowę, palcami sięgając po różdżkę i kierując ją w górę korytarza, trochę na oślep. Machnął nią, nie wypowiadając ani słowa, ale po sekundzie pod sufitem zawisło oko, po czym obróciło się dookoła, obejmując spojrzeniem korytarz. - Dziewczyna ucieka w stronę cel, Skamander ma różdżkę, rozbroić ich i schwytać! - wypowiedział stanowczo, po czym sam skierował koniec różdżki w stronę Anthony'ego, choć nie do końca celnie, gdyż wciąż spoglądał na cel (i samego siebie) z perspektywy lewitującego oka.
Frederick w tym czasie zdecydował się pomóc swoim towarzyszom, podcinając nogi strażnikom, ale ani jego pozycja, ani stan, w którym się znajdował, nie ułatwiały celowania - podmuch był zbyt słaby, by przewrócić wrogów, powietrze szarpnęło jedynie krawędziami ich szat, po drodze zaczepiając też o tworzące prześwit luźne kamienie, które osunęły się nieco niżej, poszerzając nieznacznie otwór. Zarówno inkantacja, jak i dźwięk trących o siebie gruzów był doskonale słyszalny na korytarzu, choć ukryty w cieniu i za gruzowiskiem Fox pozostawał niewidoczny, a zawalona ściana uchroniła go przed oślepieniem. Słyszał wszystkie padające inkantacje, widział też, że część strażników cofnęła się do tyłu, podczas gdy inni przesunęli się w przód; w jego polu widzenia pojawiło się więcej par nóg, niektóre tuż przy nim, na wyciągnięcie ręki.
Maeve, uskoczywszy za załamanie korytarza, szczęśliwie zdołała uniknąć oślepienia promieniem rzuconego przez Anthony'ego zaklęcia, tym samym straciła jednak z oczu to, co działo się za jej plecami - mogła jedynie słyszeć echa padających inkantacji, jak i ciężkich kroków. Zdawała sobie sprawę, że ktoś, prawdopodobnie pilnujący jej strażnik, ruszył za nią, nim jednak zdążyłby wyciągnąć w jej stronę różdżkę, zaklął siarczyście, a następnie cofnął się o krok, dłonią zasłaniając oczy. Sama Maeve dotarła w tym czasie do rumowiska, zaciskając palce na trzymanej przez nieruchomą dłoń różdżce. Jej drewno było wilgotne, lepiło się od świeżej jeszcze krwi, a zaciśnięte w palcach, wydawało się leżeć źle i niewłaściwie, lecz nie wyglądało na uszkodzone - wiedźmia strażniczka mogła mieć więc nadzieję, że działało. Stojąc tuż przy zawalonej ścianie, zaczęła też rozróżniać pojedyncze głosy, rozlegające się po drugiej stronie - zwłaszcza jeden, należący do kobiety, dobiegający z bliska - być może bezpośrednio zza gruzowiska. - Pomocy! - krzyczała, zachrypniętym, jakby lekko wilgotnym głosem. - Proszę, niech mi ktoś pomoże! - Z miejsca, w którym stała, Maeve nie była w stanie dostrzec wzywającej pomocy kobiety - nie wiedziała więc, czy nosiła mundur strażnika, czy strój więźnia, nie miała też pojęcia, w jakim znajdowała się stanie.
Trwa 10 tura, na odpis macie 48 godzin.
Anthony, ze względu na to, że pilnujący cię strażnik miał wyjątkowego pecha i wyrzucił krytyczną porażkę, możesz spróbować odebrać mu swoją własność, o ile poświęcisz na to akcję. Podniesienie torby nie wymaga w takim przypadku rzutu kością.
Rzuty: reakcja na caeco, atak strażników, oculus
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Caeco (naczelnik + 5 z 8 strażników) - 1/3 tury
Oculus (naczelnik) - 1/3 tury; 10/10 PŻ
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
W razie pytań zapraszam. <3
Rozbłysk trwał może sekundę, w czasie której promień niezwykle intensywnego, jaskrawego światła, zalał korytarz, zmuszając Anthony'ego do zasłonięcia oczu, choć wciąż mógł słyszeć, jak kilku strażników wydaje z siebie okrzyki zaskoczenia. Gdzieś obok niego, niespodziewanie blisko, rozległo się szuranie, a później głuche uderzenie zakończone jęknięciem bólu i przekleństwem, które wyraźnie poniosło się po korytarzu. - Psidwacza jego mać! - wykrzyknął męski głos, a gdy Anthony uchylił powieki, mógł dostrzec, że należał do tego samego strażnika, który wyrwał mu torbę: trudno było ocenić, co dokładnie się stało, mężczyzna jednak leżał na ziemi, obiema dłońmi trzymając się za twarz, oczy miał zamknięte. Torba, chwilowo zapomniana, zwisała luźno z jego ramienia. Drugi ze strażników, ten, który wcześniej podniósł z ziemi Maeve, rzucił się w pogoń za nią, ale został zatrzymany w pół kroku - teraz stał na wysokości zakrętu, mrugając niemrawo oczami i machając przed nimi dłonią. Jaskrawe płomienie załamały też szereg stojących za plecami strażników, wydawali się tymczasowo oszołomieni, choć trzech wysunęło się naprzód, kierując różdżki w stronę Anthony'ego. - Petrificus totalus! Telamo sacculo! Lancea! - wykrzyknęli niemal jednocześnie, a trzy promienie zaklęć pomknęły prosto w stronę aurora. Stojący na czele naczelnik również miał zaciśnięte powieki, wydawał się jednak bardziej opanowany. Melonik, do tej pory trzymany w dłoniach, włożył na głowę, palcami sięgając po różdżkę i kierując ją w górę korytarza, trochę na oślep. Machnął nią, nie wypowiadając ani słowa, ale po sekundzie pod sufitem zawisło oko, po czym obróciło się dookoła, obejmując spojrzeniem korytarz. - Dziewczyna ucieka w stronę cel, Skamander ma różdżkę, rozbroić ich i schwytać! - wypowiedział stanowczo, po czym sam skierował koniec różdżki w stronę Anthony'ego, choć nie do końca celnie, gdyż wciąż spoglądał na cel (i samego siebie) z perspektywy lewitującego oka.
Frederick w tym czasie zdecydował się pomóc swoim towarzyszom, podcinając nogi strażnikom, ale ani jego pozycja, ani stan, w którym się znajdował, nie ułatwiały celowania - podmuch był zbyt słaby, by przewrócić wrogów, powietrze szarpnęło jedynie krawędziami ich szat, po drodze zaczepiając też o tworzące prześwit luźne kamienie, które osunęły się nieco niżej, poszerzając nieznacznie otwór. Zarówno inkantacja, jak i dźwięk trących o siebie gruzów był doskonale słyszalny na korytarzu, choć ukryty w cieniu i za gruzowiskiem Fox pozostawał niewidoczny, a zawalona ściana uchroniła go przed oślepieniem. Słyszał wszystkie padające inkantacje, widział też, że część strażników cofnęła się do tyłu, podczas gdy inni przesunęli się w przód; w jego polu widzenia pojawiło się więcej par nóg, niektóre tuż przy nim, na wyciągnięcie ręki.
Maeve, uskoczywszy za załamanie korytarza, szczęśliwie zdołała uniknąć oślepienia promieniem rzuconego przez Anthony'ego zaklęcia, tym samym straciła jednak z oczu to, co działo się za jej plecami - mogła jedynie słyszeć echa padających inkantacji, jak i ciężkich kroków. Zdawała sobie sprawę, że ktoś, prawdopodobnie pilnujący jej strażnik, ruszył za nią, nim jednak zdążyłby wyciągnąć w jej stronę różdżkę, zaklął siarczyście, a następnie cofnął się o krok, dłonią zasłaniając oczy. Sama Maeve dotarła w tym czasie do rumowiska, zaciskając palce na trzymanej przez nieruchomą dłoń różdżce. Jej drewno było wilgotne, lepiło się od świeżej jeszcze krwi, a zaciśnięte w palcach, wydawało się leżeć źle i niewłaściwie, lecz nie wyglądało na uszkodzone - wiedźmia strażniczka mogła mieć więc nadzieję, że działało. Stojąc tuż przy zawalonej ścianie, zaczęła też rozróżniać pojedyncze głosy, rozlegające się po drugiej stronie - zwłaszcza jeden, należący do kobiety, dobiegający z bliska - być może bezpośrednio zza gruzowiska. - Pomocy! - krzyczała, zachrypniętym, jakby lekko wilgotnym głosem. - Proszę, niech mi ktoś pomoże! - Z miejsca, w którym stała, Maeve nie była w stanie dostrzec wzywającej pomocy kobiety - nie wiedziała więc, czy nosiła mundur strażnika, czy strój więźnia, nie miała też pojęcia, w jakim znajdowała się stanie.
Trwa 10 tura, na odpis macie 48 godzin.
Anthony, ze względu na to, że pilnujący cię strażnik miał wyjątkowego pecha i wyrzucił krytyczną porażkę, możesz spróbować odebrać mu swoją własność, o ile poświęcisz na to akcję. Podniesienie torby nie wymaga w takim przypadku rzutu kością.
Rzuty: reakcja na caeco, atak strażników, oculus
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Caeco (naczelnik + 5 z 8 strażników) - 1/3 tury
Oculus (naczelnik) - 1/3 tury; 10/10 PŻ
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
różdżka nieznanego właściciela
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
-Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)
Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)
Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
różdżka trupa
W razie pytań zapraszam. <3
Opuszczone muzeum
Szybka odpowiedź