Opuszczone muzeum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczone muzeum
Tower of London niegdyś tętniło życiem – zabytkowe budynki, wcześniej pełniące funkcję mugolskiego więzienia, po przekształceniu na muzeum stanowiły atrakcję turystyczną, przez którą codziennie przelewały się tłumy odwiedzających Londyn ludzi. Po Bezksiężycowej Nocy i zamknięciu miasta dla niemagicznych, sytuacja jednak drastycznie się zmieniła: wieże, dziedzińce i budowle opustoszały, wypełnione jedynie rozlegającym się od czasu do czasu echem kroków oraz krakaniem kruków. Część zabudowań została zajęta przez czarodziejów i przerobiona na użytek magicznego więzienia, główny gmach muzeum pozostał jednak pusty, a strażnicy – z powodów znanych wyłącznie im – omijają go szerokim łukiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.11.20 12:39, w całości zmieniany 2 razy
Robiło się gorąco. Nie tylko przez biegającego po stołach Rogera, który był piękną kicią, ale również przez płomienie… Może nie powinniśmy byli się rozdzielać? Rodziliśmy tym oto sposobem jeszcze większy chaos, który mógł się dla nas w pewnym momencie źle skończyć.
Zerknęłam z trudem na pana Brandta, starając się nie pozwolić tłumowi mnie pociągnąć ze sobą. W tej chwili jak mało co przydały się me umiejętności całkiem zwinnego przemykania pomiędzy ludźmi… Choć nadal pozostawało to ciężkie do ogarnięcia, więc chwilowo przytuliłam się do ściany, stwierdzając, iż podróż do środka tych stołów, gdzie wszyscy z naszej drużyny się kierowali, będzie niczym szalona wersja swingu. Po prostu z uśmiechem na twarzy odbiję się od ściany i zacznę przepychać się łokciami, pilnując również torby. I to zrobiłam, by po chwili stanąć za linią stołów i zejść czym prędzej na dół tuż za Garrettem.
Odetchnęłam ciężko i rozejrzałam się wokół zdezorientowana, bo więzieniem to nie było. Chyba że celą dla mioteł. Złapałam za jedną… Kto wie? Może należały do Strażników i były bardzo szybkie? Może tkwiły tu ukryte czarem przed mugolami? A jeśli nigdzie tu nie było przejścia, to myślę, że powinniśmy postukać ściany. Któraś nam na pewno odpowie, iż skrywa przydatną nam tajemnicę.
Cynka stukała z ciekawością kijaszkiem miotły w ściany, o ile nie było drzwi, póki nie dotarło do niej, znaczy do mnie... że nie jestem bohaterką mugolskich książek.
- Dissendium - odparłam nieco niepewnie, ale miałam nadzieję, iż mój plan się powiedzie.
Zerknęłam z trudem na pana Brandta, starając się nie pozwolić tłumowi mnie pociągnąć ze sobą. W tej chwili jak mało co przydały się me umiejętności całkiem zwinnego przemykania pomiędzy ludźmi… Choć nadal pozostawało to ciężkie do ogarnięcia, więc chwilowo przytuliłam się do ściany, stwierdzając, iż podróż do środka tych stołów, gdzie wszyscy z naszej drużyny się kierowali, będzie niczym szalona wersja swingu. Po prostu z uśmiechem na twarzy odbiję się od ściany i zacznę przepychać się łokciami, pilnując również torby. I to zrobiłam, by po chwili stanąć za linią stołów i zejść czym prędzej na dół tuż za Garrettem.
Odetchnęłam ciężko i rozejrzałam się wokół zdezorientowana, bo więzieniem to nie było. Chyba że celą dla mioteł. Złapałam za jedną… Kto wie? Może należały do Strażników i były bardzo szybkie? Może tkwiły tu ukryte czarem przed mugolami? A jeśli nigdzie tu nie było przejścia, to myślę, że powinniśmy postukać ściany. Któraś nam na pewno odpowie, iż skrywa przydatną nam tajemnicę.
Cynka stukała z ciekawością kijaszkiem miotły w ściany, o ile nie było drzwi, póki nie dotarło do niej, znaczy do mnie... że nie jestem bohaterką mugolskich książek.
- Dissendium - odparłam nieco niepewnie, ale miałam nadzieję, iż mój plan się powiedzie.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cynthia Vanity' has done the following action : rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Była.
Merlinie, ta klapa naprawdę istniała. Selwyn oczywiście ani przez chwilę nie wątpił, że przejście się tam znajduje, jednak nie myślał, że będzie ono domem... mopów i mioteł? Zapach suchego mopowego włosia, które nie raz i nie dwa było ciągane po zabłoconych i brudnych w każdym tego słowa pojęciu posadzkach Tower, wypełznął z klapy. Ach... przygoda. Zakon Feniksa i Składzik Tajemnic? Tak, to był dobry tytuł. Mając nadzieję, że pozostali podążą w jego ślady, prześlizgnął się pod klapą i zsunął w dół po metalowej drabince. Zapach środków czyszczących, tak samo uciążliwy jak w mugolskich przybytkach które miał okazję do tej pory odwiedzić, nieprzyjemnie załaskotał go w nos. Zaraz później do składzika wszedł Garrett i rozświetlił mroki skrytki zaklęciem. Selwyn delikatnie pociągnął rękę rudzielca dzierżącą różdżkę w dół, mając nadzieję że ten zrozumie, iż ktoś mógłby dostrzec światło, gdyby nadal tak wysoko trzymał rękę. Zresztą, pomieszczenie było naprawdę nieduże.
- Zaczyna się robić... przytulnie - powiedział, gdy i Cynthia się do nich wgramoliła. A zaraz miało im się zrobić jeszcze przytulniej. Widząc, jak Cynthia rzuca zaklęcie, zaczął zastanawiać się, czy może zrobić coś pożytecznego. I jakoś jak na złość nic nie przychodziło mu na myśl. Hym, no dobra, mógł spróbować jednej rzeczy. A nóż widelec mu się uda?
- Porta Creare.
Merlinie, ta klapa naprawdę istniała. Selwyn oczywiście ani przez chwilę nie wątpił, że przejście się tam znajduje, jednak nie myślał, że będzie ono domem... mopów i mioteł? Zapach suchego mopowego włosia, które nie raz i nie dwa było ciągane po zabłoconych i brudnych w każdym tego słowa pojęciu posadzkach Tower, wypełznął z klapy. Ach... przygoda. Zakon Feniksa i Składzik Tajemnic? Tak, to był dobry tytuł. Mając nadzieję, że pozostali podążą w jego ślady, prześlizgnął się pod klapą i zsunął w dół po metalowej drabince. Zapach środków czyszczących, tak samo uciążliwy jak w mugolskich przybytkach które miał okazję do tej pory odwiedzić, nieprzyjemnie załaskotał go w nos. Zaraz później do składzika wszedł Garrett i rozświetlił mroki skrytki zaklęciem. Selwyn delikatnie pociągnął rękę rudzielca dzierżącą różdżkę w dół, mając nadzieję że ten zrozumie, iż ktoś mógłby dostrzec światło, gdyby nadal tak wysoko trzymał rękę. Zresztą, pomieszczenie było naprawdę nieduże.
- Zaczyna się robić... przytulnie - powiedział, gdy i Cynthia się do nich wgramoliła. A zaraz miało im się zrobić jeszcze przytulniej. Widząc, jak Cynthia rzuca zaklęcie, zaczął zastanawiać się, czy może zrobić coś pożytecznego. I jakoś jak na złość nic nie przychodziło mu na myśl. Hym, no dobra, mógł spróbować jednej rzeczy. A nóż widelec mu się uda?
- Porta Creare.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
- Na brodę... - z ust Branda wydobył się zduszony okrzyk, gdy momentalnie jeden ze stołów zapłonął. Nie spodziewał się tak szybkiego działania, przez to wszystko skoczyła mu nie tylko adrenalina, ale też ciśnienie. Wszystko w pomieszczeniu zaczęło wirować. Mugole próbowali się wydostać, kot skakał po niepalących się stołach, Zakonnicy zmierzali na środek sali i znikali za klapą, a jacyś czarodzieje przebrani za mugolską straż (to może być duży problem) zaczęli działać. To była jedna, jedyna szansa i więcej nie było. Brand oderwał się od ściany, o którą się opierał i wbiegł w stół zagradzający mu przejście w środek kwadratu. Kiedy był wystarczająco blisko przeszkody przeszedł z biegu w ślizg. Posadzki w muzeach są idealne do takich wyczynów. Dzięki temu działaniu był już w parterze, gdy przed jego stopami ukazała się klapa. Nie mógł jednak zamknąć jej za sobą - po sali nadal biegał jeszcze kot, a i Fred chyba jeszcze nie wgramolił się do środka. Zakrzyknął więc:
- Kici, kici! - co za durne zachowanie... i odwrócił się w stronę swoich towarzyszy - Czemu po prostu nie zapytaliśmy tych strażników czy nie chcą nam pomóc wejść do Tower przez tę klapę? Będą nas szukać, oj będą.
No, nie była to najcichsza próba nielegalnego przedostania się na teren więzienia. Teraz jednak trzeba już było brnąć w to dalej.
Usłyszał, że padły już próby znalezienia wyjścia z kanciapy. Starał się więc dostrzec jakieś zmiany w ścianach, odkryte przejścia i w przypadku, gdy takie się ukazało, wskazać na nie i spróbować przez nie przejść.
- Kici, kici! - co za durne zachowanie... i odwrócił się w stronę swoich towarzyszy - Czemu po prostu nie zapytaliśmy tych strażników czy nie chcą nam pomóc wejść do Tower przez tę klapę? Będą nas szukać, oj będą.
No, nie była to najcichsza próba nielegalnego przedostania się na teren więzienia. Teraz jednak trzeba już było brnąć w to dalej.
Usłyszał, że padły już próby znalezienia wyjścia z kanciapy. Starał się więc dostrzec jakieś zmiany w ścianach, odkryte przejścia i w przypadku, gdy takie się ukazało, wskazać na nie i spróbować przez nie przejść.
Gość
Gość
The member 'Fridtjof Brand' has done the following action : rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Zabawne.
Z a b a w n e.
Naprawdę zabawne. Zabawnym było też dojście do wniosku, że może coś rozśmieszać, cieszyć, wprawiać w ogólną radość - na akcji odbicia więźniów, na czymś niezwykle poważnym, kiedy mogą być złapani dosłownie w każdej chwili. Niemniej jednak Roger Elliott nie umiał zaprzeczyć, że przybieranie kociej postaci i straszenie wszystkich dookoła niespodziewanym przyjściem, jest czynnością nudną, zwyczajnym obowiązkiem podobnym do wypełniania stosów dokumentów. Albo przepełnionych zbędnym patosem, wzniosłym jak idee, które skierowały ich tutaj. Nie.
Jeden ze stołów smagały języki ognia, które trawiły drewniane struktury, migotały jaskrawą barwą na tle scenerii. Cholera, cholera, cholera. Wyszło im niezłe zamieszanie, co prawda - kot i ogień, bo nie wierzył, że ogień wziął się sam z siebie, na pewno się nie wziął, musiało być to kwestią rzucanego zaklęcia. Niezrażony jednak patrzył, jak tłum mugoli zaczyna maleć, jak ludzi jest coraz mniej i kierują się do wyjścia. Biegał cały czas, próbując odstraszyć resztę i kupić innym nieco czasu.
A więc to prawda. Klapa rzeczywiście była obecna. Usłyszał kici, kici i wiedział, że te słowa muszą się od niego odnosić (co również było zabawne, cóż, dziwne, jakby odnosiły się do innej istoty, jeden kot akurat w zupełności wystarczał). Należało się ulotnić. Możliwie najciszej i najmniej zauważalnie, bo za chwilę zamieszanie minie, a w pomieszczeniu zagoszczą pustki. Wtenczas - staną się widoczni, a cały plan pójdzie się paść, niestety. Do tego dopuścić nie można było, a ostatnim jego marzeniem było oczywiście trafienie za kratki i to jeszcze w sprawie tak słusznej, która niestety, zostałaby uznana za niesłuszną w oczach funkcjonariuszy magicznej policji. Wystarczy, że przetrzymywali tu część osób. Wobec tego wszystkiego, ruszył szybko ku klapie, przemieniając się dopiero, gdy dostał się do środka - bezpieczny, przynajmniej pozornie. Nie powiedział z początku nic, wyłącznie rozglądając się - jakby podświadomie wiedział, że teraz potrzeba im tylko działań.
- Porta Creare. - Spróbował i on, licząc, że jeśli nie ma ukrytego przejścia, może samemu da się je wytworzyć?
Z a b a w n e.
Naprawdę zabawne. Zabawnym było też dojście do wniosku, że może coś rozśmieszać, cieszyć, wprawiać w ogólną radość - na akcji odbicia więźniów, na czymś niezwykle poważnym, kiedy mogą być złapani dosłownie w każdej chwili. Niemniej jednak Roger Elliott nie umiał zaprzeczyć, że przybieranie kociej postaci i straszenie wszystkich dookoła niespodziewanym przyjściem, jest czynnością nudną, zwyczajnym obowiązkiem podobnym do wypełniania stosów dokumentów. Albo przepełnionych zbędnym patosem, wzniosłym jak idee, które skierowały ich tutaj. Nie.
Jeden ze stołów smagały języki ognia, które trawiły drewniane struktury, migotały jaskrawą barwą na tle scenerii. Cholera, cholera, cholera. Wyszło im niezłe zamieszanie, co prawda - kot i ogień, bo nie wierzył, że ogień wziął się sam z siebie, na pewno się nie wziął, musiało być to kwestią rzucanego zaklęcia. Niezrażony jednak patrzył, jak tłum mugoli zaczyna maleć, jak ludzi jest coraz mniej i kierują się do wyjścia. Biegał cały czas, próbując odstraszyć resztę i kupić innym nieco czasu.
A więc to prawda. Klapa rzeczywiście była obecna. Usłyszał kici, kici i wiedział, że te słowa muszą się od niego odnosić (co również było zabawne, cóż, dziwne, jakby odnosiły się do innej istoty, jeden kot akurat w zupełności wystarczał). Należało się ulotnić. Możliwie najciszej i najmniej zauważalnie, bo za chwilę zamieszanie minie, a w pomieszczeniu zagoszczą pustki. Wtenczas - staną się widoczni, a cały plan pójdzie się paść, niestety. Do tego dopuścić nie można było, a ostatnim jego marzeniem było oczywiście trafienie za kratki i to jeszcze w sprawie tak słusznej, która niestety, zostałaby uznana za niesłuszną w oczach funkcjonariuszy magicznej policji. Wystarczy, że przetrzymywali tu część osób. Wobec tego wszystkiego, ruszył szybko ku klapie, przemieniając się dopiero, gdy dostał się do środka - bezpieczny, przynajmniej pozornie. Nie powiedział z początku nic, wyłącznie rozglądając się - jakby podświadomie wiedział, że teraz potrzeba im tylko działań.
- Porta Creare. - Spróbował i on, licząc, że jeśli nie ma ukrytego przejścia, może samemu da się je wytworzyć?
Gość
Gość
The member 'Roger Elliott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Kiedy już wszyscy – jakimś cudem - znaleźli się pod klapą, wpakowałem się do schowka jako ostatni, zatrzaskując ją za sobą. Ściśnięci jak sardynki mogliśmy się radować bliskością. Nad głowami nadal było słychać tupot wybiegających w popłochu mugoli, a my tkwiliśmy w pomieszczeniu, które mogło okazać się ślepym zaułkiem.
Od czegoś jednak mieliśmy w ręku różdżki.
- Colloportus – mruknąłem, postanawiając skorzystać ze swojej i wskazując jej końcem na klapę.
|na więcej mnie nie stać, przepraszam :<
Od czegoś jednak mieliśmy w ręku różdżki.
- Colloportus – mruknąłem, postanawiając skorzystać ze swojej i wskazując jej końcem na klapę.
|na więcej mnie nie stać, przepraszam :<
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Jedynym zaklęciem, które zadziałało był lumos. Z różdżek czarodziejów próbujących rzucić jakikolwiek inny czar nie wydobyły się nawet iskry. Albo na wszystkich Zakonników spadła plaga obniżenia zdolności magicznych, albo pomieszczenie było w jakiś sposób na magię odporne. Jedyną rzeczą, jaka pozostała członkom grupy ratunkowej było zdanie się na zmysły i logikę, skoro różdżki były najwyraźniej nieprzydatne. Wreszcie pan Brand, dowodząc, że aurorem jest nie od parady, odnalazł przejście zastawione wiaderkami, detergentami, mopami, szczotkami, ścierkami i różnymi innymi dziwnymi rzeczami, których czarodzieje nie potrafili zidentyfikować, a mugol nazwałby jedną z nich odkurzaczem. Przestawiwszy jednak rzeczy bardziej lub mniej delikatnie, Zakonnicy odkryli ciemny korytarz. Kiedy nim ruszyli, zaledwie po kilku krokach, dotarli do ściany. Wyglądało na to, że miejsce to nie było obce mugolom, ale nie było w nim nic na tyle interesującego, by chcieli je badać. Kiedy na miejscu jednak pojawił się Garrett ze świecącą się od zaklęcia różdżką, czarodzieje usłyszeć mogli jakby pełne zdumienia westchnienie. Jego źródło pozostawało nieznane, głos brzmiał jakby był w całym pomieszczeniu.
- Czarodzieje? - ściany rozbrzmiały dźwięcznie, by zaraz potem zachichotać. Brzmiało to tak, jakby pomieszczenie było małym dzieckiem, które cieszy się na widok kogoś, kto się z nim pobawi.
- Zagrajmy w zagadki! - Zarządziło nagle. Milczało przez chwilę zanim zdecydowało się odezwać.
- Jestem podobny do was, ale inny, mam różdżkę jak wy, ale ciemniejszą, a moje serce jest sercem smoka. Kim jestem?
Po zagadce pomieszczenie wypełniło się pełną napięcia ciszą. Cokolwiek Zakonnicy zamierzali na pytanie odpowiedzieć, powinni pamiętać, że nie wiedzą, kto obłożył pomieszczenie zaklęciami i kto dowie się, że tajemnicza zagadka została rozwiązana. Czasem lepiej jest udawać niewiedzę niż powiedzieć za dużo, tylko że czasem też nie ma wyboru. Jakkolwiek Zakonnicy nie zdecydują, każdy wybór będzie niósł ze sobą konsekwencje.
|na odpis macie 48 godzin, żadne zaklęcia w pomieszczeniu nie zadziałają, możecie rozmawiać między sobą, jeśli ktoś zdecyduje się odpowiedzieć na pytanie, niech wyraźnie zaznaczy w poście, że odpowiada na zagadkę, a nie dyskutuje jej rozwiązanie z innymi, jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie śmiało
- Czarodzieje? - ściany rozbrzmiały dźwięcznie, by zaraz potem zachichotać. Brzmiało to tak, jakby pomieszczenie było małym dzieckiem, które cieszy się na widok kogoś, kto się z nim pobawi.
- Zagrajmy w zagadki! - Zarządziło nagle. Milczało przez chwilę zanim zdecydowało się odezwać.
- Jestem podobny do was, ale inny, mam różdżkę jak wy, ale ciemniejszą, a moje serce jest sercem smoka. Kim jestem?
Po zagadce pomieszczenie wypełniło się pełną napięcia ciszą. Cokolwiek Zakonnicy zamierzali na pytanie odpowiedzieć, powinni pamiętać, że nie wiedzą, kto obłożył pomieszczenie zaklęciami i kto dowie się, że tajemnicza zagadka została rozwiązana. Czasem lepiej jest udawać niewiedzę niż powiedzieć za dużo, tylko że czasem też nie ma wyboru. Jakkolwiek Zakonnicy nie zdecydują, każdy wybór będzie niósł ze sobą konsekwencje.
|na odpis macie 48 godzin, żadne zaklęcia w pomieszczeniu nie zadziałają, możecie rozmawiać między sobą, jeśli ktoś zdecyduje się odpowiedzieć na pytanie, niech wyraźnie zaznaczy w poście, że odpowiada na zagadkę, a nie dyskutuje jej rozwiązanie z innymi, jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie śmiało
Dość pewnym krokiem przeszedł do kolejnego pomieszczenia (ponaglając w myślach samego siebie i wszystkich wkoło), a gdy rozległ się nagły, niespodziewany dźwięk westchnienia, ponownie uniósł różdżkę, by szybko rozejrzeć się po pomieszczeniu. Ale nie było tu nikogo obcego - tylko oni i wisząca w pomieszczeniu magia, która z jakiegoś powodu tłumiła wszystkie zaklęcia oprócz tego, które rozproszyło mrok.
Zmarszczył lekko brwi w wyrazie skupienia.
- Ani trochę mi się to nie podoba - rzucił cicho w kierunku stojącego niedaleko Fridtjofa (był najbardziej doświadczony, może znajdzie sensowne rozwiązanie?), gdy wreszcie padły słowa zagadki. Odpowiedź była oczywista - Garry nie znał zbyt wielu osób o smoczym sercu, ale z drugiej strony o przerażającym czynie Grindelwalda nie wiedział pierwszy lepszy czarodziej. Kto mógł być autorem tej łamigłówki? Co miała sprawdzić? Jaką odpowiedź uznawano za poprawną? - Rozejrzę się.
Nie kusząc się na udzielenie odpowiedzi, wyjął jedną z map i dokładnie jej się przyjrzał, by zaraz rozejrzeć się po pomieszczeniu. Chciał sprawdzić, czy mapa podpowiada, w którym miejscu korytarza znajduje się przejście dalej; być może odpowiedź na zagadkę wcale nie była potrzebna i istniał inny sposób, by przedostać się dalej? Nie przestając rozświetlać sobie drogi, przyjrzał się ścianom, badając je uważnym spojrzeniem i dotykiem palców. Może gdy naciśnie którąś cegłę (niczym w powieściach awanturniczych), ściany rozejdą się, ukazując im przejście do kolejnego pokoju? Albo któryś fragment podłogi jest tak naprawdę płytą, którą da się odsunąć, aby odnaleźć drabinę i dalszy korytarz prowadzący do upragnionego celu? Nie lubił sytuacji bez wyjścia, a ta na taką wyglądała; jak zwykle doszukiwał się trzeciego rozwiązania, gdy ktoś przed nosem stawiał mu dwa, zdawałoby się, gotowe. Problem w tym, że jeden był tragiczniejszy od drugiego.
Zmarszczył lekko brwi w wyrazie skupienia.
- Ani trochę mi się to nie podoba - rzucił cicho w kierunku stojącego niedaleko Fridtjofa (był najbardziej doświadczony, może znajdzie sensowne rozwiązanie?), gdy wreszcie padły słowa zagadki. Odpowiedź była oczywista - Garry nie znał zbyt wielu osób o smoczym sercu, ale z drugiej strony o przerażającym czynie Grindelwalda nie wiedział pierwszy lepszy czarodziej. Kto mógł być autorem tej łamigłówki? Co miała sprawdzić? Jaką odpowiedź uznawano za poprawną? - Rozejrzę się.
Nie kusząc się na udzielenie odpowiedzi, wyjął jedną z map i dokładnie jej się przyjrzał, by zaraz rozejrzeć się po pomieszczeniu. Chciał sprawdzić, czy mapa podpowiada, w którym miejscu korytarza znajduje się przejście dalej; być może odpowiedź na zagadkę wcale nie była potrzebna i istniał inny sposób, by przedostać się dalej? Nie przestając rozświetlać sobie drogi, przyjrzał się ścianom, badając je uważnym spojrzeniem i dotykiem palców. Może gdy naciśnie którąś cegłę (niczym w powieściach awanturniczych), ściany rozejdą się, ukazując im przejście do kolejnego pokoju? Albo któryś fragment podłogi jest tak naprawdę płytą, którą da się odsunąć, aby odnaleźć drabinę i dalszy korytarz prowadzący do upragnionego celu? Nie lubił sytuacji bez wyjścia, a ta na taką wyglądała; jak zwykle doszukiwał się trzeciego rozwiązania, gdy ktoś przed nosem stawiał mu dwa, zdawałoby się, gotowe. Problem w tym, że jeden był tragiczniejszy od drugiego.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
|To jest post uzupełniający, czas cały czas liczy się od poprzedniej wiadomości MG.
Zgodnie z mapą tuż przed zakonnikami powinna być komnata, z której wychodzi korytarz prowadzący wprost do Tower. Tylko, że zamiast przejścia do komnaty była ściana. I nic nie wskazywało na to, by był jakikolwiek sposób, by ją obejść. Nie było żadnych magicznych zamków pozwalających na przejście dalej. Żadnych obrazów ani zapadek. Gładka kamienna ściana, jakby postawiona w celu odgrodzenia jedynego wyjścia awaryjnego z Tower.
Zgodnie z mapą tuż przed zakonnikami powinna być komnata, z której wychodzi korytarz prowadzący wprost do Tower. Tylko, że zamiast przejścia do komnaty była ściana. I nic nie wskazywało na to, by był jakikolwiek sposób, by ją obejść. Nie było żadnych magicznych zamków pozwalających na przejście dalej. Żadnych obrazów ani zapadek. Gładka kamienna ściana, jakby postawiona w celu odgrodzenia jedynego wyjścia awaryjnego z Tower.
Na czoło mężczyzny wskoczyło parę kropel potu. Zbliżali się tylko do paszczy lwa i było coraz gorzej. Ta misja musiała być przeprowadzona bardzo uważnie, co na razie im zbyt dobrze nie wychodziło. Teraz, kiedy cudem znaleźli ukryte za mopami i innymi urządzeniami domowymi przejście, zostali zagadani przez... ściany. Żadne zaklęcia nie mogły w tym korytarzu nic zdziałać, a czas im uciekał. Była tylko ta zagadka... Odpowiedź nasuwała się jakby sama, ale czy właśnie nie o to chodziło? Czy każdy strażnik Tower potrafiłby rozwiązać tę łamigłówkę? Przecież muszą tam też być jacyś głupi czarodzieje...
Skoro Brand znalazł korytarz, na niego też chyba spadała odpowiedzialność za to, co mogło się w nim stać. Przynajmniej tak to wyglądało, gdyż nikt nie raczył podjąć się próby odpowiedzi na pytanie dochodzące ze ścian. Fridtjof pokręcił nosem.
- No nieee! - nagle wybąkał, kierując swój głos nie do towarzyszy, lecz dziecinnego głosu - Znowu zmienili hasło? Yych... Może zapytaj o coś łatwiejszego? - zmierzył wzrokiem sufit, jakby nasłuchując, lecz także rozmyślając nad dalszym blefem - Mieliśmy sytuację po mugolskiej stronie i musieliśmy ją opanować, a to wykroczyło poza moje godziny. Dlatego przechodzę tędy, muszę szybko wrócić do domu, żona czeka. No, dalej. Zapytaj o coś łatwego i daj mi przejść, proszę! - czy pan Brand ratował sytuację, czy jeszcze ją pogarszał?
No i: czy istniała łatwiejsza droga?
Skoro Brand znalazł korytarz, na niego też chyba spadała odpowiedzialność za to, co mogło się w nim stać. Przynajmniej tak to wyglądało, gdyż nikt nie raczył podjąć się próby odpowiedzi na pytanie dochodzące ze ścian. Fridtjof pokręcił nosem.
- No nieee! - nagle wybąkał, kierując swój głos nie do towarzyszy, lecz dziecinnego głosu - Znowu zmienili hasło? Yych... Może zapytaj o coś łatwiejszego? - zmierzył wzrokiem sufit, jakby nasłuchując, lecz także rozmyślając nad dalszym blefem - Mieliśmy sytuację po mugolskiej stronie i musieliśmy ją opanować, a to wykroczyło poza moje godziny. Dlatego przechodzę tędy, muszę szybko wrócić do domu, żona czeka. No, dalej. Zapytaj o coś łatwego i daj mi przejść, proszę! - czy pan Brand ratował sytuację, czy jeszcze ją pogarszał?
No i: czy istniała łatwiejsza droga?
Gość
Gość
The member 'Fridtjof Brand' has done the following action : rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Opuszczone muzeum
Szybka odpowiedź