Sala Planet
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala Planet
Nazwana tak nieco na wyrost, prawdziwa Sala Planet jest tylko jedna i mieści się w Departamencie Tajemnic Ministerstwa Magii. W Wieży Astrologów znajduje się jednak miniaturowe muzeum powiązane z dziedziną kosmosu, w którym można podziwiać drobne eksponaty dotyczące globu ziemskiego - i nie tylko. Choć krążą wśród nich głównie zwiedzający, od komnaty prowadzą również korytarze wiodące do bardziej prywatnych komnat pracowników obserwatorium.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy i +10 dla Śmierciożerców.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.09.18 18:48, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Nie oczekiwała od Justine nagłych szczerych wyznań o prawdziwych uczuciach, które kryły się w głowie i sercu przyszłej aurorki, takich słów nie należało oczekiwać, wymuszać, wyciągać; one powinny popłynąć same w odpowiedniej chwili, w dogodnych okolicznościach. Nie chciała jednak też, aby raczyła ją kłamstwami, że jest w porządku, że będzie dobrze - bo wiedziała przecież, że nie może jej tego obiecać. Nikt nie mógł składać takich obietnic, nikt nie powinien składać obietnic, bez pewności ich pokrycia, a w w tych ponurych czasach nie było nic pewnego - prócz tęsknoty za pewnością. Maxine nie przeszła tyle, co Tonks, jeszcze nie, lecz swoje w życiu przecierpiała; przewrotny los odebrał jej optymizm, sprawił, że twardo stąpała przez życie, nie była naiwna. Wiedziała, że wszyscy stali na skraju końca, chwiali się na wiszącej linie, próbując dotrzeć na stabilny grunt - musieli jednak o niego zawalczyć.
Jednym krokiem ku niemu była dzisiejsza noc w Sali Planet, gdy znów podjęły próbę naprawy magii.
Maxine starała się ze wszystkich sił, aby ujarzmić niestabilną energię; skinęła głową na słowa Gwardzistki, stosując się do jej rad, starając się to robić delikatnie, jednakże nie tracąc przy tym pewności ruchów. Nie zapomniała także o tym, o czym mówił Brendan; o usztywnieniu nadgarstka w odpowiedniej chwili, by magia anomalii nie wymknęła się jej z palców. Poczuła znów to, co w rezerwacie znikaczy; opór anomalii zaczął słabnąć, zaczęła im się poddawać. Moc Maxine zsynchronizowała się z magią Justine i razem zaczęły anomalię tłamsić; nie był to jednak koniec, to nie mogło być tak proste.
Planety w zaczarowanym modelu uniosły się i powróciły na orbity, jednakże nawet jej - absolutnemu laikowi w dziedzinie astronomii - wydawało się, że coś jest mocno nie tak.
- Mars chyba nie powinien być aż tak daleko... - wyrzekła niepewnie, wskazując na czerwoną planetę, która znalazła się najdalej od słońca, brodą. Żałowała, że nie ma przy sobie Jean; ona poradziłaby sobie z tym zadaniem doskonale. Gwiazdy skrywały przed nią coraz mniej tajemnic.
Maxine wysilała pamięć, próbując cofnąć się na Wieżę Astronomiczną, aby przypomnieć sobie wiedzę szkolną o układzie słonecznym i następnie starała się ułożyć planety i ich księżyce w odpowiednim porządku.
- Sprawdź to - poprosiła, ciut nerwowo, musiały dokończyć naprawę, nie chciała, aby wymknęła im się z palców, były tak blisko; przeczuwała jednak, że planety muszą wrócić na swe miejsce - aby przywrócić w tym miejscu porządek.
| brak biegłości astronomia
Jednym krokiem ku niemu była dzisiejsza noc w Sali Planet, gdy znów podjęły próbę naprawy magii.
Maxine starała się ze wszystkich sił, aby ujarzmić niestabilną energię; skinęła głową na słowa Gwardzistki, stosując się do jej rad, starając się to robić delikatnie, jednakże nie tracąc przy tym pewności ruchów. Nie zapomniała także o tym, o czym mówił Brendan; o usztywnieniu nadgarstka w odpowiedniej chwili, by magia anomalii nie wymknęła się jej z palców. Poczuła znów to, co w rezerwacie znikaczy; opór anomalii zaczął słabnąć, zaczęła im się poddawać. Moc Maxine zsynchronizowała się z magią Justine i razem zaczęły anomalię tłamsić; nie był to jednak koniec, to nie mogło być tak proste.
Planety w zaczarowanym modelu uniosły się i powróciły na orbity, jednakże nawet jej - absolutnemu laikowi w dziedzinie astronomii - wydawało się, że coś jest mocno nie tak.
- Mars chyba nie powinien być aż tak daleko... - wyrzekła niepewnie, wskazując na czerwoną planetę, która znalazła się najdalej od słońca, brodą. Żałowała, że nie ma przy sobie Jean; ona poradziłaby sobie z tym zadaniem doskonale. Gwiazdy skrywały przed nią coraz mniej tajemnic.
Maxine wysilała pamięć, próbując cofnąć się na Wieżę Astronomiczną, aby przypomnieć sobie wiedzę szkolną o układzie słonecznym i następnie starała się ułożyć planety i ich księżyce w odpowiednim porządku.
- Sprawdź to - poprosiła, ciut nerwowo, musiały dokończyć naprawę, nie chciała, aby wymknęła im się z palców, były tak blisko; przeczuwała jednak, że planety muszą wrócić na swe miejsce - aby przywrócić w tym miejscu porządek.
| brak biegłości astronomia
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Nie mogła kłamać. Ale nie mogła też mówić prawdy - nie całej. Tkwiła więc gdzieś pomiędzy, próbują być szczerą na tyle, na ile była w stanie. Dawne wszystko będzie dobrze, nie wypływało już z jej ust jak wcześniej. Nie chciała więcej składać obietnic bez pokrycia. Więc odpowiadała milczeniem, ponurym, które miało w sobie najwięcej z prawdy. Wybrała samotną wędrówkę pośród ciemności. Nie powinna przyzwyczajać do siebie nikogo, bo nikt nie wiedział, jak długa będzie jej walka.
Miała nadzieję - na niej stawał cały Zakon - że uda im się poskromić mrok wyłażący na ulice w plugawych zbrodniach których dokonuje coraz więcej. Musiała mieć, gdyby było inaczej nie oddała by siebie całej.
Ale nie była w stanie walczyć całkowicie same. Już anomalie pokazywały, że potrzeba było dwóch osób, by odpowiednio zapanować nad niestałą magią. Nie miała problemu poprosić o pomoc. To było zadanie, które należało wykonać możliwie jak najszybciej i jak najlepiej. Zwłaszcza, że i druga strona zdawała się doskonale wiedzieć, jak nad nimi zapanować. A na to nie można było pozwolić. Nie miała pojęcia do jakich celów zamierzają wykorzystać ustabilizowaną moc, ale była niemal pewna, że mają względem nich jakieś plany.
Ale udało im się - przynajmniej chwilowo- zapanować nad magią. Maxine potrafiła słuchać co udowodniła prawie od razu. Tonks uniosła lekko obie dłonie, nie rozluźniając uścisku na różdżce; nadal mrużyła lekko oczy. Rękawy czarnej skórzanej krótki - po płaszczu nie pozostało wiele - podciągnęły się, ukazując zabandażowane aż za nadgarstki dłonie. Zawinęła lekkie koło różdżką. Układ Słoneczny powędrował ku górze. Zerknęła w stronę planety o której mówiła.
- Nie tylko Mars nie jest na swoim miejscu. - powiedziała, zauważając jeszcze jedną niewłaściwość. Nigdy nie była orłem z astronomii, ale przypominała jej sobie trochę przed kursem. Ustawienie wszystkiego odpowiednio teoretycznie nie powinno przynieść jej większych problemów. - Nie opuszczaj różdżki. - poleciała, sama ruszając do przodu w stronę planet, chcąc ułożyć je odpowiednio.
| Astronomia I
Miała nadzieję - na niej stawał cały Zakon - że uda im się poskromić mrok wyłażący na ulice w plugawych zbrodniach których dokonuje coraz więcej. Musiała mieć, gdyby było inaczej nie oddała by siebie całej.
Ale nie była w stanie walczyć całkowicie same. Już anomalie pokazywały, że potrzeba było dwóch osób, by odpowiednio zapanować nad niestałą magią. Nie miała problemu poprosić o pomoc. To było zadanie, które należało wykonać możliwie jak najszybciej i jak najlepiej. Zwłaszcza, że i druga strona zdawała się doskonale wiedzieć, jak nad nimi zapanować. A na to nie można było pozwolić. Nie miała pojęcia do jakich celów zamierzają wykorzystać ustabilizowaną moc, ale była niemal pewna, że mają względem nich jakieś plany.
Ale udało im się - przynajmniej chwilowo- zapanować nad magią. Maxine potrafiła słuchać co udowodniła prawie od razu. Tonks uniosła lekko obie dłonie, nie rozluźniając uścisku na różdżce; nadal mrużyła lekko oczy. Rękawy czarnej skórzanej krótki - po płaszczu nie pozostało wiele - podciągnęły się, ukazując zabandażowane aż za nadgarstki dłonie. Zawinęła lekkie koło różdżką. Układ Słoneczny powędrował ku górze. Zerknęła w stronę planety o której mówiła.
- Nie tylko Mars nie jest na swoim miejscu. - powiedziała, zauważając jeszcze jedną niewłaściwość. Nigdy nie była orłem z astronomii, ale przypominała jej sobie trochę przed kursem. Ustawienie wszystkiego odpowiednio teoretycznie nie powinno przynieść jej większych problemów. - Nie opuszczaj różdżki. - poleciała, sama ruszając do przodu w stronę planet, chcąc ułożyć je odpowiednio.
| Astronomia I
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Nie wiedziała jeszcze z czym wiąże się służba Gwardzisty. Zakonowi Feniksa przysięgła swą różdżkę dopiero niedawno, dopiero z końcem maja, gdy Margaux Vance zdradziła jej tę tajemnicę. Została, oczywiście, poinformowana o tym jaką pełnią funkcję, jak istotna jest ich pozycja w hierarchii tej organizacji i jak wiele mieli być w stanie poświęcić. W teorii to rozumiała, w praktyce nieco mniej. Nie była pewna, czy mogłaby aż tyle poświęcić - chyba jeszcze nie teraz. Nie czułaby się na to gotowa w tym momencie swego życia. Chciała walczyć o lepsze jutro, o światło, o szansę na normalne życie - dla siebie i Jean. No właśnie, siostra. To ona była dla Maxine najważniejsza. To jej dobro stawiała ponad wszystkimi innymi i miała pewność, że nie bylaby w stanie go poświęć - bo od zawsze miała tak naprawdę tylko ją.
Maxine serce miała po właściwej stronie, dobre i ciepłe, lecz chyba nie aż szlachetne. Jeszcze niegotowe do poświęcenia absolutnego.
Musiała chronić Jean - i musiała żyć, aby to robić. Teraz uświadomiła sobie, że powinna była jej także częściej słuchać, gdy siostra opowiadała o gwiazdach. Przed młodszą z sióstr Desmond ciała niebieskie skrywały coraz mniej tajemnic; od zawsze była nimi zafascynowana, uwielbiała patrzeć w niebo, gdy kładły się na trawie za szopą letnią porą. Doskonale rozpoznawała gwiazdozbiory i potrafiła tworzyć mapy nieba. Maxine słuchała siostry z przyjemnością, lecz nierzadko te naukowe fakty po prostu wlatywały jej jednym uchem, a wylatywały drugim.
I to był błąd, przez który anomalia wymknęła się jej z rąk. Nie zdołała z otchłani pamięci wyciągnąć żadnych poprawnych informacji. Planety poprzestawiała nie tak, jak należało, wiedziona błędnym przeczuciem. Tonks prędko przystąpiła do pomocy, jako była Krukonka z pewnością bardziej uważała na lekcjach w Hogwarcie, lecz najpewniej i jej udzieliło się poddenerwowanie przez fakt, że anomalia znów nabierała na sile.
A potem jej siła poderwała ich ciała do góry. Zawisły pod sufitem, lewitowały tam chwilę, lecz nie zdążyły, jak wcześniej, uratować się zaklęciem Ascendio. Czarna magia anomalii cisnęła kobietami o posadzkę. Maxine wrzasnęła z bólu; bolało ją całe ciało, była pewna, że złamała lewa rękę. Usłyszała także chrupnięcie kości. Ból ją zamroczył. Słyszała, że Tonks jest w nie lepszym stanie i zdecydowała o opuszczeniu przez nie tego miejsca.
Wydostały się z Wieży Astrologów pogruchotane i obolałe - potrzebowały uzdrowiciela.
| zt x2
Maxine serce miała po właściwej stronie, dobre i ciepłe, lecz chyba nie aż szlachetne. Jeszcze niegotowe do poświęcenia absolutnego.
Musiała chronić Jean - i musiała żyć, aby to robić. Teraz uświadomiła sobie, że powinna była jej także częściej słuchać, gdy siostra opowiadała o gwiazdach. Przed młodszą z sióstr Desmond ciała niebieskie skrywały coraz mniej tajemnic; od zawsze była nimi zafascynowana, uwielbiała patrzeć w niebo, gdy kładły się na trawie za szopą letnią porą. Doskonale rozpoznawała gwiazdozbiory i potrafiła tworzyć mapy nieba. Maxine słuchała siostry z przyjemnością, lecz nierzadko te naukowe fakty po prostu wlatywały jej jednym uchem, a wylatywały drugim.
I to był błąd, przez który anomalia wymknęła się jej z rąk. Nie zdołała z otchłani pamięci wyciągnąć żadnych poprawnych informacji. Planety poprzestawiała nie tak, jak należało, wiedziona błędnym przeczuciem. Tonks prędko przystąpiła do pomocy, jako była Krukonka z pewnością bardziej uważała na lekcjach w Hogwarcie, lecz najpewniej i jej udzieliło się poddenerwowanie przez fakt, że anomalia znów nabierała na sile.
A potem jej siła poderwała ich ciała do góry. Zawisły pod sufitem, lewitowały tam chwilę, lecz nie zdążyły, jak wcześniej, uratować się zaklęciem Ascendio. Czarna magia anomalii cisnęła kobietami o posadzkę. Maxine wrzasnęła z bólu; bolało ją całe ciało, była pewna, że złamała lewa rękę. Usłyszała także chrupnięcie kości. Ból ją zamroczył. Słyszała, że Tonks jest w nie lepszym stanie i zdecydowała o opuszczeniu przez nie tego miejsca.
Wydostały się z Wieży Astrologów pogruchotane i obolałe - potrzebowały uzdrowiciela.
| zt x2
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
| 22 sierpnia
Słyszał pogłoski o Wieży Astrologów, w której to podobno szalała rozjuszana anomalia silnie wypływająca na grawitacje i tym samym powodując sporą ilość wypadków nie zawsze kwalifikowanych jako te „szczęśliwe”. Sam nie korzystał z Sali Planet, astronomia nigdy nie była jego dziedziną, jednakże misja powierzona jemu – podobnie jak innym Rycerzom – nie opierała się o własne poglądy tudzież preferowane miejsca, a korzyści jakie niosły za sobą pozytywne efekty ujarzmienia szalejącej magii.
Zjawił się w umówionym miejscu wcześniej o dziwo bezproblemowo znajdując odpowiednie, szczelnie zamknięte drzwi prowadzące do celu. Doskonale wiedział, iż wejście było zabronione, Ministerstwo – choć niewiele z niego pozostało – nieustannie wciskało nosa w nieswoje sprawy posyłając nadętych pracowników, aby odprawiali z kwitkiem nieproszonych gości, a nawet bezpodstawnie ich atakowali. Miał już okazję przekonać się na własnej skórze jak działali, co sprawiło, iż gardził nimi jeszcze bardziej, niżeli sądził że w ogóle można.
-Jesteś.- rzucił wyłaniając się z zaciemnionego miejsca korytarza. Długa, czarna szatyna okrywała jego ramiona podobnie jak głowę zaciągnięty kaptur. Był metamorfomagiem, mógł próbować pożyczyć wygląd każdego, jednak wciąż zachowywał podstawy zdrowego rozsądku nie pakując się wszędzie z szerokim, widocznym dla wszystkich uśmiechem. Lubił swą prywatność.
Wysunąwszy z wewnętrznej kieszeni piersiówkę upił kilka łyków ognistej mając świadomość, iż znów porywał się na nieznane grunty, a w końcu takowe niejednokrotnie dały mu się w kość. Szczególnie zapadła mu w pamięci misja w zaułku, która o mały włos nie zakończyła się śmiercią nie tylko szatyna, ale i jego towarzyszki. Magia była potężna, a jej wyładowania jeszcze silniejsze i tylko głupiec lekceważyłby podejmowane ryzyko.
Upewniając się, iż pozostawali sami otworzył prostym czarem pierwsze drzwi ukazując przed nimi korytarz prowadzący do Sali Planet. Wchodząc do środka z wyciągniętą przed siebie różdżką poczuł momentalnie mocne szarpnięcie, jakoby niewidzialna siła pchnęła go do góry pozostawiając bezwładnie tuż przy wysokim suficie. -Ascendio.-wypowiedział wskazując podłogę tuż przed właściwymi drzwiami mając świadomość, iż musiał się tam przedostać nim anomalia zapragnie pokazać im kto tu rządzi.
Słyszał pogłoski o Wieży Astrologów, w której to podobno szalała rozjuszana anomalia silnie wypływająca na grawitacje i tym samym powodując sporą ilość wypadków nie zawsze kwalifikowanych jako te „szczęśliwe”. Sam nie korzystał z Sali Planet, astronomia nigdy nie była jego dziedziną, jednakże misja powierzona jemu – podobnie jak innym Rycerzom – nie opierała się o własne poglądy tudzież preferowane miejsca, a korzyści jakie niosły za sobą pozytywne efekty ujarzmienia szalejącej magii.
Zjawił się w umówionym miejscu wcześniej o dziwo bezproblemowo znajdując odpowiednie, szczelnie zamknięte drzwi prowadzące do celu. Doskonale wiedział, iż wejście było zabronione, Ministerstwo – choć niewiele z niego pozostało – nieustannie wciskało nosa w nieswoje sprawy posyłając nadętych pracowników, aby odprawiali z kwitkiem nieproszonych gości, a nawet bezpodstawnie ich atakowali. Miał już okazję przekonać się na własnej skórze jak działali, co sprawiło, iż gardził nimi jeszcze bardziej, niżeli sądził że w ogóle można.
-Jesteś.- rzucił wyłaniając się z zaciemnionego miejsca korytarza. Długa, czarna szatyna okrywała jego ramiona podobnie jak głowę zaciągnięty kaptur. Był metamorfomagiem, mógł próbować pożyczyć wygląd każdego, jednak wciąż zachowywał podstawy zdrowego rozsądku nie pakując się wszędzie z szerokim, widocznym dla wszystkich uśmiechem. Lubił swą prywatność.
Wysunąwszy z wewnętrznej kieszeni piersiówkę upił kilka łyków ognistej mając świadomość, iż znów porywał się na nieznane grunty, a w końcu takowe niejednokrotnie dały mu się w kość. Szczególnie zapadła mu w pamięci misja w zaułku, która o mały włos nie zakończyła się śmiercią nie tylko szatyna, ale i jego towarzyszki. Magia była potężna, a jej wyładowania jeszcze silniejsze i tylko głupiec lekceważyłby podejmowane ryzyko.
Upewniając się, iż pozostawali sami otworzył prostym czarem pierwsze drzwi ukazując przed nimi korytarz prowadzący do Sali Planet. Wchodząc do środka z wyciągniętą przed siebie różdżką poczuł momentalnie mocne szarpnięcie, jakoby niewidzialna siła pchnęła go do góry pozostawiając bezwładnie tuż przy wysokim suficie. -Ascendio.-wypowiedział wskazując podłogę tuż przed właściwymi drzwiami mając świadomość, iż musiał się tam przedostać nim anomalia zapragnie pokazać im kto tu rządzi.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wieży astrologów nie odwiedzał od dawna. Zaniedbał spoglądanie w gwiazdy i odczytywanie z nich przyszłości, od dawna nie odszukiwał planet, ucząc się układu, nazw planet i ich znaczenia. Zbyt wiele się działo, by mógł skupić się na tym w tej chwili. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wymagał od nich działania, nie bezczynności. Dlatego, gdy tylko dowiedział się o tym miejscu, a raczej o szalejącej w sali planet anomalii, był pewien, że prędzej lub później postawi tu swą nogę.
Na miejscu pojawił się w czarnej szacie, odziany w cienką, powłóczystą pelerynę, której kaptur zakrywał głowę, a twarz przysłaniała blada, pozbawiona wyrazu maska śmierciożercy. Miał ze sobą również dwie fiolki czuwającego strażnika, schowane w kieszeni, zabezpieczone przed przypadkowym rozbiciem. Wyłonił się z kłębów czarnej mgły, nie od razu dostrzegając Drew. Ten bezpiecznie go oczekiwał, dopiero jego głos nakazał mu się zwrócić w jego stronę. Skinął mu głową bez wypowiadania zbędnych słów.
Obaj ruszyli w kierunku wejścia do sali planet. Wyczuwał wokół siebie silne pokłady magii, anomalia drżała wokół, wprawiała w ruch powietrze, a cząstki energii stykały się ze sobą niebezpiecznie. Wyciągnął różdżkę, pozostając czujnym i gotowym do szybkiej reakcji, na wypadek, gdyby anomalia ich zaatakowała. Szybko miał okazję się przekonać, że to wszystko działo się już od progu. Grawitacja została zaburzona, nie znał się zbyt dobrze na transmutacji, nie był w stanie odwrócić tego procesu. gwałtowność sytuacji zmuszała ich, by błyskawicznie przedostali się przez obszar nierównowagi i rozpoczęli naprawę anomalii. tylko w ten sposób wszystko mogło wrócić do normy, a lewitujące i co rusz opadające przedmioty mogły w końcu bezwładnie spocząć na ziemi. Tuż po Drew podjął podobną decyzję. Zacisnął palce na różdżce i wypowiedział inkantację:
— Ascendio!— Głos miał twardy i zdecydowany, nie zawahał się, zachowując niezłym refleksem. Dzierżąca różdżkę lewa dłoń odrobinę zadrżała — była trudna, wymagała ujarzmienia. Poczuł gwałtowne szarpnięcie w trzewiach i zacisnął dłoń na rękojeści jeszcze silniej.
Na miejscu pojawił się w czarnej szacie, odziany w cienką, powłóczystą pelerynę, której kaptur zakrywał głowę, a twarz przysłaniała blada, pozbawiona wyrazu maska śmierciożercy. Miał ze sobą również dwie fiolki czuwającego strażnika, schowane w kieszeni, zabezpieczone przed przypadkowym rozbiciem. Wyłonił się z kłębów czarnej mgły, nie od razu dostrzegając Drew. Ten bezpiecznie go oczekiwał, dopiero jego głos nakazał mu się zwrócić w jego stronę. Skinął mu głową bez wypowiadania zbędnych słów.
Obaj ruszyli w kierunku wejścia do sali planet. Wyczuwał wokół siebie silne pokłady magii, anomalia drżała wokół, wprawiała w ruch powietrze, a cząstki energii stykały się ze sobą niebezpiecznie. Wyciągnął różdżkę, pozostając czujnym i gotowym do szybkiej reakcji, na wypadek, gdyby anomalia ich zaatakowała. Szybko miał okazję się przekonać, że to wszystko działo się już od progu. Grawitacja została zaburzona, nie znał się zbyt dobrze na transmutacji, nie był w stanie odwrócić tego procesu. gwałtowność sytuacji zmuszała ich, by błyskawicznie przedostali się przez obszar nierównowagi i rozpoczęli naprawę anomalii. tylko w ten sposób wszystko mogło wrócić do normy, a lewitujące i co rusz opadające przedmioty mogły w końcu bezwładnie spocząć na ziemi. Tuż po Drew podjął podobną decyzję. Zacisnął palce na różdżce i wypowiedział inkantację:
— Ascendio!— Głos miał twardy i zdecydowany, nie zawahał się, zachowując niezłym refleksem. Dzierżąca różdżkę lewa dłoń odrobinę zadrżała — była trudna, wymagała ujarzmienia. Poczuł gwałtowne szarpnięcie w trzewiach i zacisnął dłoń na rękojeści jeszcze silniej.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| 215-95 = 190 (-5), złamana ręka
Różdżka zadrżała w jego dłoni, jednak nie przyniosła rezultatu jakiego oczekiwał wskutek czego pozostał w powietrzu starając się na nowo wymierzyć w odpowiednie miejsce tuż obok towarzysza, któremu bez trudu udało wydostać się z sideł anomalii. Nim zdążył wypowiedzieć chociażby słowo poczuł silne pociągnięcie i tylko szybka reakcja uratowała go przed bolesnym uderzeniem w głowę - ochrona ręką okazała się jednak kosztowna, bowiem w chwili zderzenia z chłodną posadzką momentalnie coś chrupnęło. Warknął gniewnie pod nosem próbując dźwignąć się na nogi. Chwyciwszy zdrową dłonią nienaturalnie wygięte przedramię przycisnął je do klatki piersiowej starając się chociaż nieznacznie zabezpieczyć je przed kolejnymi obrażeniami. Wystarczająco już oberwał i nie zamierzał spędzać więcej czasu u uzdrowiciela niżeli wymagało tego poskładanie nieciekawie wyglądającej kończyny.
-Kurwa mać.- rzucił mało przychylnie, a następnie ruszył wolnym krokiem w kierunku Ramseya. -Całe szczęście, że to nie prawa.- skwitował zgodnie z prawdą mając świadomość, iż brak oburęczności ograniczał go znacznie w przypadku uszkodzenia ręki wiodącej. Zacisnąwszy mocniej różdżkę starał się wyrwać z nieustającego, lekkiego szoku – koncentracja była niezbędna, podobnie jak równowaga, dlatego nie mógł poświęcać uwagi bólowi, choć nie należało to do najprostszych zadań.
Uchylając drzwi prowadzące już bezpośrednio do Sali Planet uniósł nieznacznie brwi na widok poruszających się w różnych kierunkach modelach, które z pewnością znacznie odbiegały od wstępnych założeń. Orbity w żaden sposób nie spełniały swej funkcji, a najgorszym był fakt, iż co chwilę usłyszeć można było huk wskutek utraty i powrotu grawitacji. Szatyn wcale się nie dziwił, że doszło tu do wielu wypadków, bowiem sama obserwacja była niebezpieczna, a co dopiero wejście głębiej do pokoju. Tak jednak zrobił unosząc nieznacznie drgającą w dłoni różdżkę – anomalia szalała, sprawiała wrażenie postawionej w gotowości, jakoby przeczuwała, że pojawili się wrogowie pragnąc ujarzmić jej moc. Może to dla niej też była zabawa? Czarna magia była nieobliczalna i cholernie potężna. Skupiwszy się zaczął wypowiadać przekazane mu instrukcje, musiało się udać.
| Metoda rycerzy
Różdżka zadrżała w jego dłoni, jednak nie przyniosła rezultatu jakiego oczekiwał wskutek czego pozostał w powietrzu starając się na nowo wymierzyć w odpowiednie miejsce tuż obok towarzysza, któremu bez trudu udało wydostać się z sideł anomalii. Nim zdążył wypowiedzieć chociażby słowo poczuł silne pociągnięcie i tylko szybka reakcja uratowała go przed bolesnym uderzeniem w głowę - ochrona ręką okazała się jednak kosztowna, bowiem w chwili zderzenia z chłodną posadzką momentalnie coś chrupnęło. Warknął gniewnie pod nosem próbując dźwignąć się na nogi. Chwyciwszy zdrową dłonią nienaturalnie wygięte przedramię przycisnął je do klatki piersiowej starając się chociaż nieznacznie zabezpieczyć je przed kolejnymi obrażeniami. Wystarczająco już oberwał i nie zamierzał spędzać więcej czasu u uzdrowiciela niżeli wymagało tego poskładanie nieciekawie wyglądającej kończyny.
-Kurwa mać.- rzucił mało przychylnie, a następnie ruszył wolnym krokiem w kierunku Ramseya. -Całe szczęście, że to nie prawa.- skwitował zgodnie z prawdą mając świadomość, iż brak oburęczności ograniczał go znacznie w przypadku uszkodzenia ręki wiodącej. Zacisnąwszy mocniej różdżkę starał się wyrwać z nieustającego, lekkiego szoku – koncentracja była niezbędna, podobnie jak równowaga, dlatego nie mógł poświęcać uwagi bólowi, choć nie należało to do najprostszych zadań.
Uchylając drzwi prowadzące już bezpośrednio do Sali Planet uniósł nieznacznie brwi na widok poruszających się w różnych kierunkach modelach, które z pewnością znacznie odbiegały od wstępnych założeń. Orbity w żaden sposób nie spełniały swej funkcji, a najgorszym był fakt, iż co chwilę usłyszeć można było huk wskutek utraty i powrotu grawitacji. Szatyn wcale się nie dziwił, że doszło tu do wielu wypadków, bowiem sama obserwacja była niebezpieczna, a co dopiero wejście głębiej do pokoju. Tak jednak zrobił unosząc nieznacznie drgającą w dłoni różdżkę – anomalia szalała, sprawiała wrażenie postawionej w gotowości, jakoby przeczuwała, że pojawili się wrogowie pragnąc ujarzmić jej moc. Może to dla niej też była zabawa? Czarna magia była nieobliczalna i cholernie potężna. Skupiwszy się zaczął wypowiadać przekazane mu instrukcje, musiało się udać.
| Metoda rycerzy
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Zgodnie z jego wolą różdżka pociągnęła go we wskazanym kierunku. Jego ciało uległo szarpnięciu, ale pomknęło przez obszar, w którym panowała zaburzona grawitacja, a jemu udało się przedostać na drugą stronę bez większych trudności. Wylądował na ziemi i od razu rozejrzał się za swoim towarzyszem. Drew nie stanął w tym miejscu przed nim. Zdjął maskę śmierciożercy, patrząc jak w ułamku sekundy zostaje porwany przez jakąś siłę i ciśnięty w dół, na posadzkę. On też słyszał ten trzask łamanej kości, wiedział, że coś gruchnęło. Coś należącego do Macnaira. Przyglądał mu się nieruchomo i w milczeniu, póki się nie podniósł, a później kontrolnie rozejrzał się po sali. Szalała tu anomalia, nie mieli zbyt wiele czasu.
— Cassandra cię poskłada — ocenił, zerkając na jego wyraźnie złamaną rękę. Leczyła już dużo gorsze przypadki, ocaliła ich przed szponami śmierci. Nie spytał go, czy w tej sytuacji da radę dokończyć to, co zaczęli. Wiedział, że da — musiał — nie miał innego wyjścia.
Zaraz za nim ruszył w głąb sali planet, obserwując krytycznym okiem, jak zdestabilizowana energia siała w tym miejscu istny chaos. Będą musieli to uporządkować, kiedy już się z tym uporają. Jeśli im się uda - a uda na pewno, z modelami może stać się wszystko. Ich zadaniem było doprowadzić to miejsce do porządku. Bywał w różnych miejscach dotkniętych magiczną anomalią, lecz w tym nie czuł się najpewniej. Nie był orłem z astronomii, ostatnimi czasy niewiele miał czasu, by zgłębiać tę wiedzę i dokształcać się w tym zakresie.
Zatrzymał się w miejscu i wyciągnął różdżkę, obracając ją w palcach jeszcze, doprowadzając do tego, by wygodniej leżała w dłoni. A później, idąc śladem Drew wzniósł ją w górę i rozpoczął proces stabilizowania magii, ściągania cząsteczek i zabezpieczania ich przed ewentualnym wybuchem. Nie mogli dopuścić do tego, by to miejsce pozostało rozregulowane. Czarny Pan chciał, by doprowadzili do ładu jak najwięcej takich miejsc, podporządkowując je sobie, wspomagając ich przyszłe działania w tej lokalizacji.
| 3*45 +k100
— Cassandra cię poskłada — ocenił, zerkając na jego wyraźnie złamaną rękę. Leczyła już dużo gorsze przypadki, ocaliła ich przed szponami śmierci. Nie spytał go, czy w tej sytuacji da radę dokończyć to, co zaczęli. Wiedział, że da — musiał — nie miał innego wyjścia.
Zaraz za nim ruszył w głąb sali planet, obserwując krytycznym okiem, jak zdestabilizowana energia siała w tym miejscu istny chaos. Będą musieli to uporządkować, kiedy już się z tym uporają. Jeśli im się uda - a uda na pewno, z modelami może stać się wszystko. Ich zadaniem było doprowadzić to miejsce do porządku. Bywał w różnych miejscach dotkniętych magiczną anomalią, lecz w tym nie czuł się najpewniej. Nie był orłem z astronomii, ostatnimi czasy niewiele miał czasu, by zgłębiać tę wiedzę i dokształcać się w tym zakresie.
Zatrzymał się w miejscu i wyciągnął różdżkę, obracając ją w palcach jeszcze, doprowadzając do tego, by wygodniej leżała w dłoni. A później, idąc śladem Drew wzniósł ją w górę i rozpoczął proces stabilizowania magii, ściągania cząsteczek i zabezpieczania ich przed ewentualnym wybuchem. Nie mogli dopuścić do tego, by to miejsce pozostało rozregulowane. Czarny Pan chciał, by doprowadzili do ładu jak najwięcej takich miejsc, podporządkowując je sobie, wspomagając ich przyszłe działania w tej lokalizacji.
| 3*45 +k100
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Czuł przepływającą przez jego różdżkę siłę – anomalia zdawała się odpuszczać, przechodzić pod ich kontrolę, a zajęte źródłem elementy wnętrza wracać do prawidłowego rytmu pracy. Macnair czuł, że to wszystko było nader łatwe jeśli faktycznie miałoby się na tym zakończyć, przecież już dawno inni wyprzedziliby ich w ów naprawie; wiedzieli doskonale, że nie tylko oni dostali podobne zadanie. Czarny Pan chciał panować nad największą liczbą miejsc i póki nie uzyska pewności, że właśnie tak było nie zamierzał opuszczać owego pomieszczenia.
Spojrzawszy na Ramseya pokiwał wolno głową na znak aprobaty wobec ich działań. Kiedy wszystko szło zgodnie z planem morale w zespole rosły, podobnie jak pewność siebie stanowiąca niepodważalny fundament współpracy. Powróciwszy wzrokiem na orbity uniósł nieznacznie brew rozpoznając, iż coś było nie tak – czyżby faktycznie udało się im zapanować nad anomalią, ale nie do końca usunąć jej skutki? Planety, choć spokojnie, nie poruszały się odpowiednio, nie zachowały wcześniejszej kolejności i choć nie był biegłym astronomem to podstawy ów wiedzy uświadomiły go w owej myśli momentalnie. Nie było szans na ściągnięcie tutaj kogoś bardziej doświadczonego, więc sam musiał spróbować swych sił zapewniając Sali Planet prawidłowy wygląd – dopiero wtem będzie miał pewność, iż wszystko wróciło do normy. Nawet księżyce zdawały się „zgubić” zmieniając swój bieg, co było jasnym dowodem na fakt, iż źródło mocy wciąż nie odpuszczało.
Unosząc różdżkę zacisnął nieco mocniej na niej palce obracając ją w odpowiednim kierunku i tym samym próbując nadać równowagę miniaturowemu układowi. Złamana ręka bolała niemiłosiernie i choć starał się całe swe siły skupić na czynności to nieprzyjemne ukłucia wzdrygały szatynem tym samym naruszając rytm pracy. -Niedługo pomyśli, że chcę u niej zamieszkać.- rzucił zgodnie z prawdą, bowiem w ostatnim czasie bywał u niej zdecydowanie zbyt często tym samym zaciągając coraz większy dług. Nawet nie wspominał o Selwyn, której załatwił pomoc z pierwszej ręki oczywiście nagabując do tego Cassandrę.
|Anatomia I
Spojrzawszy na Ramseya pokiwał wolno głową na znak aprobaty wobec ich działań. Kiedy wszystko szło zgodnie z planem morale w zespole rosły, podobnie jak pewność siebie stanowiąca niepodważalny fundament współpracy. Powróciwszy wzrokiem na orbity uniósł nieznacznie brew rozpoznając, iż coś było nie tak – czyżby faktycznie udało się im zapanować nad anomalią, ale nie do końca usunąć jej skutki? Planety, choć spokojnie, nie poruszały się odpowiednio, nie zachowały wcześniejszej kolejności i choć nie był biegłym astronomem to podstawy ów wiedzy uświadomiły go w owej myśli momentalnie. Nie było szans na ściągnięcie tutaj kogoś bardziej doświadczonego, więc sam musiał spróbować swych sił zapewniając Sali Planet prawidłowy wygląd – dopiero wtem będzie miał pewność, iż wszystko wróciło do normy. Nawet księżyce zdawały się „zgubić” zmieniając swój bieg, co było jasnym dowodem na fakt, iż źródło mocy wciąż nie odpuszczało.
Unosząc różdżkę zacisnął nieco mocniej na niej palce obracając ją w odpowiednim kierunku i tym samym próbując nadać równowagę miniaturowemu układowi. Złamana ręka bolała niemiłosiernie i choć starał się całe swe siły skupić na czynności to nieprzyjemne ukłucia wzdrygały szatynem tym samym naruszając rytm pracy. -Niedługo pomyśli, że chcę u niej zamieszkać.- rzucił zgodnie z prawdą, bowiem w ostatnim czasie bywał u niej zdecydowanie zbyt często tym samym zaciągając coraz większy dług. Nawet nie wspominał o Selwyn, której załatwił pomoc z pierwszej ręki oczywiście nagabując do tego Cassandrę.
|Anatomia I
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sala Planet
Szybka odpowiedź