Ruiny elektrowni
Strona 45 z 45 • 1 ... 24 ... 43, 44, 45
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
Zezuję na mięśniaka, ale czujność mi spada - nieszkodliwy, jak dziecko, pocieszny, trochę chyba niezorientowany, jak tu się obecnie sytuacja ma. Mugole teraz nic nie wezmą za pewnik. Tutaj co prawda nie trafi się na nich, chyba że na samobójców albo niedobitków.
-Ano nie ma - przytakuję ponuro - jakbyś jakiegoś spotkał, to nie mów o tym nikomu - dodaję, bo coś chętny jest gość do prędkiej spowiedzi i a nuż by wypaplał komu nie trzeba o jakichś uciekinierach. Wcześniej plótł coś o tabliczkach, więc znaki na niebie i ziemi mówią, że czytać umie, ale czy w te wielkie łapska wpada jaka prasa? Mało prawdopodobne.
Kiwam głową, że niby rozumiem, jak mi tłumaczy - choć nie rozumiem ni w ząb. Może ma to coś wspólnego z jego angielszczyzną, może z tym, że on sam dokładnie nie wie, jak to jest z tym mugolskim ustrojstwem, a może to ja jestem jełopem. Te wszystkie rury i urządzenia, dziwaczne kloce z odchodzącymi kablami wyglądają na straszliwie skomplikowane mechanizmy. Ja to potrzebowałem sporo czasu, by ogarnąć, jak działa najzwyklejszy czajnik i że bez rękawicy, to ani rusz. Inaczej nie da się zdjąć go z ognia, by uniknąć pęcherzy, poparzeń dłoni i takie tam. Te kotły - z nimi to ryzyko na sprawienie sobie niechcianej opalenizny pewno jeszcze większe. Na wszelki wypadek, wolę się nie tykać.
-Poważnie, jesteś stąd? - pytam, a zaraz potem gryzę się w język, bo uświadamiam sobie, że to niegrzeczne - masz... masz bardzo mocny akcent - daję radę wybrnąć z tego z twarzą, uśmiecham się do mężczyzny przyjaźnie, by ten jeszcze nie pomyślał sobie, że go wyśmiewam. Od oszczerstwa do pojedynku droga krótka, a mi się coś nie widzi stawanie w szranki z chłopem trzy razy takim jak ja - bo ja wiem, teraz kto może, to z Londynu się wynosi - wzruszam ramionami, ty też powinieneś. Biorą się za wszystkich, a ty nie widzisz mi się na kogoś o czystym rodowodzie, mój drogi, myślę, potrząsając jego dłonią. Palce mam całe, znaczy że Hagrid użytku ze swej siły nie zrobił - zrobić nie zamierzał. Uff, to szczera ulga, skoro mamy się zaraz brać za naparzanie w ten kocioł. Poddany mym troskliwym zabiegom mięknie i nabywa fakturę podobną workom bokserskim. No łudzić się nie będę, gdybym przyrżnął w metal, jak nic mógłbym pożegnać się ze sprawnymi kośćmi. Ciekawe, czy przygrzanie w brzuch Hagrida też by mnie tak urządziło? Wstydzę się zapytać, a chętnie bym popróbował. Staję obok i przyglądam się, jak wali w giętki kocioł, który odkształca się pod mocą jego ciosu.
-Ożesz ty - wymyka mi, toż to szczery podziw - dobra, to tera ja. Może weźmiesz i to tam powiesisz, co? - na ten hak, będzie wygodniej, a ja, cóż, NIE DOSIĘGAM.
-> idziemy do szafki
-Ano nie ma - przytakuję ponuro - jakbyś jakiegoś spotkał, to nie mów o tym nikomu - dodaję, bo coś chętny jest gość do prędkiej spowiedzi i a nuż by wypaplał komu nie trzeba o jakichś uciekinierach. Wcześniej plótł coś o tabliczkach, więc znaki na niebie i ziemi mówią, że czytać umie, ale czy w te wielkie łapska wpada jaka prasa? Mało prawdopodobne.
Kiwam głową, że niby rozumiem, jak mi tłumaczy - choć nie rozumiem ni w ząb. Może ma to coś wspólnego z jego angielszczyzną, może z tym, że on sam dokładnie nie wie, jak to jest z tym mugolskim ustrojstwem, a może to ja jestem jełopem. Te wszystkie rury i urządzenia, dziwaczne kloce z odchodzącymi kablami wyglądają na straszliwie skomplikowane mechanizmy. Ja to potrzebowałem sporo czasu, by ogarnąć, jak działa najzwyklejszy czajnik i że bez rękawicy, to ani rusz. Inaczej nie da się zdjąć go z ognia, by uniknąć pęcherzy, poparzeń dłoni i takie tam. Te kotły - z nimi to ryzyko na sprawienie sobie niechcianej opalenizny pewno jeszcze większe. Na wszelki wypadek, wolę się nie tykać.
-Poważnie, jesteś stąd? - pytam, a zaraz potem gryzę się w język, bo uświadamiam sobie, że to niegrzeczne - masz... masz bardzo mocny akcent - daję radę wybrnąć z tego z twarzą, uśmiecham się do mężczyzny przyjaźnie, by ten jeszcze nie pomyślał sobie, że go wyśmiewam. Od oszczerstwa do pojedynku droga krótka, a mi się coś nie widzi stawanie w szranki z chłopem trzy razy takim jak ja - bo ja wiem, teraz kto może, to z Londynu się wynosi - wzruszam ramionami, ty też powinieneś. Biorą się za wszystkich, a ty nie widzisz mi się na kogoś o czystym rodowodzie, mój drogi, myślę, potrząsając jego dłonią. Palce mam całe, znaczy że Hagrid użytku ze swej siły nie zrobił - zrobić nie zamierzał. Uff, to szczera ulga, skoro mamy się zaraz brać za naparzanie w ten kocioł. Poddany mym troskliwym zabiegom mięknie i nabywa fakturę podobną workom bokserskim. No łudzić się nie będę, gdybym przyrżnął w metal, jak nic mógłbym pożegnać się ze sprawnymi kośćmi. Ciekawe, czy przygrzanie w brzuch Hagrida też by mnie tak urządziło? Wstydzę się zapytać, a chętnie bym popróbował. Staję obok i przyglądam się, jak wali w giętki kocioł, który odkształca się pod mocą jego ciosu.
-Ożesz ty - wymyka mi, toż to szczery podziw - dobra, to tera ja. Może weźmiesz i to tam powiesisz, co? - na ten hak, będzie wygodniej, a ja, cóż, NIE DOSIĘGAM.
-> idziemy do szafki
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
wróciliśmy z szafki
Hagrid zmęczony trochę spojrzał tylko Morgana. Spoko gość się wydawał, taki swój chłop. Prowizoryczny worek rozpadł się w drobny maczek ostatnim uderzeniem. Szkoda nawet, fajny się wydawał taki do ćwiczeń, ale może i coś porządnego trzeba było zrobić.
- Ty to krzepy dużo nie masz, ale masz ten, jak się to mówi... potencjał w sensie - a tak się przynajmniej mu wydawało. - Różdżką machasz to fajno, ta, ale wiadomo jak to w porcie, czasem lepiej komuś po prostu w mordę dać - no tak na chłopski rozum przynajmniej.
Przez chwilę zamyślił się, bo na jakiegoś głupka wioskowego nie chciał wyjść i przykucnął obok Morgana, teraz to nawet niższy od niego trochę był.
- Te ruiny to opuszczone takie ale fajno, ja tu pewno raz czy dwa jeszcze zajrzę, jak byś coś ten chciał potrenować to wiesz, śmiało do Parszywego przyleź, bo mnie tam znaleźć to zawsze raczej można, no chyba, że nie można, ale raczej można.
Dziwne to spotkanie nawet było, takie przypadkowe jakieś zupełnie, ale swoje potrenował, w kocioł parę razy klepnął, nawet jak kiemuś bezdomnemu spanko rozwalił, co dopiero teraz zresztą do półolbrzyma doszło i nawet mu się przykro zrobiło. Szkoda.
- A Ty czemu w ogóle w Londynie został? Rodzinę tu ma czy jak? - zmrużył oczy i znowu wstał.
Łyczek wody by się przydał albo browarka, ale to już potem gdzieś tam w pubie się napije, o ile za dużo roboty mieć nie będzie.
Nie tak, żeby zmęczenie Hagrid wielkie czuł, bo to nie było za bardzo czym się zmęczyć w sumie. Co najwyżej trochę sobie mógł z tyłu plecy naciągnąć, ale to też nie, że jakoś mocno. Rozciągnął się i łapy do góry wyciągnął, trzeba było świeżego powietrza wciągnąć w płuca, chociaż w ruinach to przynajmniej smrodu trupów nie było aż tak mocno czuć. Widać uprzątnęli albo nigdy tam trupy nie popadały, chociaż w to akurat uwierzyć było dość ciężko, patrząc, że to ruiny były.
- Słuchaj mnie ten no Morgan, Ty porządny chłop jesteś nawet, ale weź mnie powiedz - i tu ściszył głos. - czemu Ty się tak właściwie z Londynu nie wyniósł, skoro tak tu źle dookoła wszystko?
Że Hagrid się nie wyniósł to logiczne było, przecież dopiero przyszedł tak naprawdę i to w jedynym celu, słusznym by nawet można było powiedzieć. Miał na wojenkę iść i chociaż w pubie utknął, to tam też dobrze było, a i roboty sporo. Szkoda tylko, że z Keswick wyjechać musiał i, że go szef były pewno to znienawidził, ale no sprawa wagi wyższej, co poradzić.
- Na piwko byś poszedł? - może postawi nawet, bo w kieszeniach trochę grosza było, ale nie za dużo. - Wiesz, bo z mądrym to zawsze miło porozmawiać, nie?
Hagrid zmęczony trochę spojrzał tylko Morgana. Spoko gość się wydawał, taki swój chłop. Prowizoryczny worek rozpadł się w drobny maczek ostatnim uderzeniem. Szkoda nawet, fajny się wydawał taki do ćwiczeń, ale może i coś porządnego trzeba było zrobić.
- Ty to krzepy dużo nie masz, ale masz ten, jak się to mówi... potencjał w sensie - a tak się przynajmniej mu wydawało. - Różdżką machasz to fajno, ta, ale wiadomo jak to w porcie, czasem lepiej komuś po prostu w mordę dać - no tak na chłopski rozum przynajmniej.
Przez chwilę zamyślił się, bo na jakiegoś głupka wioskowego nie chciał wyjść i przykucnął obok Morgana, teraz to nawet niższy od niego trochę był.
- Te ruiny to opuszczone takie ale fajno, ja tu pewno raz czy dwa jeszcze zajrzę, jak byś coś ten chciał potrenować to wiesz, śmiało do Parszywego przyleź, bo mnie tam znaleźć to zawsze raczej można, no chyba, że nie można, ale raczej można.
Dziwne to spotkanie nawet było, takie przypadkowe jakieś zupełnie, ale swoje potrenował, w kocioł parę razy klepnął, nawet jak kiemuś bezdomnemu spanko rozwalił, co dopiero teraz zresztą do półolbrzyma doszło i nawet mu się przykro zrobiło. Szkoda.
- A Ty czemu w ogóle w Londynie został? Rodzinę tu ma czy jak? - zmrużył oczy i znowu wstał.
Łyczek wody by się przydał albo browarka, ale to już potem gdzieś tam w pubie się napije, o ile za dużo roboty mieć nie będzie.
Nie tak, żeby zmęczenie Hagrid wielkie czuł, bo to nie było za bardzo czym się zmęczyć w sumie. Co najwyżej trochę sobie mógł z tyłu plecy naciągnąć, ale to też nie, że jakoś mocno. Rozciągnął się i łapy do góry wyciągnął, trzeba było świeżego powietrza wciągnąć w płuca, chociaż w ruinach to przynajmniej smrodu trupów nie było aż tak mocno czuć. Widać uprzątnęli albo nigdy tam trupy nie popadały, chociaż w to akurat uwierzyć było dość ciężko, patrząc, że to ruiny były.
- Słuchaj mnie ten no Morgan, Ty porządny chłop jesteś nawet, ale weź mnie powiedz - i tu ściszył głos. - czemu Ty się tak właściwie z Londynu nie wyniósł, skoro tak tu źle dookoła wszystko?
Że Hagrid się nie wyniósł to logiczne było, przecież dopiero przyszedł tak naprawdę i to w jedynym celu, słusznym by nawet można było powiedzieć. Miał na wojenkę iść i chociaż w pubie utknął, to tam też dobrze było, a i roboty sporo. Szkoda tylko, że z Keswick wyjechać musiał i, że go szef były pewno to znienawidził, ale no sprawa wagi wyższej, co poradzić.
- Na piwko byś poszedł? - może postawi nawet, bo w kieszeniach trochę grosza było, ale nie za dużo. - Wiesz, bo z mądrym to zawsze miło porozmawiać, nie?
No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Już się namachałem, takie faktycznie fizycznej orki to od dawna nie uświadczyłem. Co innego te brzuszki i fitness, a co innego hardy boks, machinalnie rzucam okiem na przegub, po czym przypomina mi się, że Morgan zegarka nie nosi. Jeśli wyjdziemy, to od biedy po położeniu słońca odgadnę, jak bardzo spóźniony jestem, tymczasem, zajmuje mnie moja przepocona koszula. Na plecach wykwitła mi wielka plama, materiał klei się do pleców, a ja, zwyczajnie, śmierdzę. W takim stanie nic ze mnie nie będzie, marzę jednocześnie o łóżku i prysznicu. Bardziej o tym drugim, lecz pierwsze posiada moc przyciągania i mam takie mętne wyobrażenie, że taki spocony i nawet o w tych właśnie ciuchach padnę na wyro i tak się zbiorę dopiero rano. Klasyka, ale podczas biegów to w do kupy tyle ze mnie nie wyciekło.
-Ćwiczę regularnie, ale no chyba po prostu za mało - przyznaję Hagridowi, uśmiechając się do niego, ten to wielki jest jak dąb i daję głowę, że jakby kamień ścisnął, to by z niego woda poleciała. Ja o mięśnie się nie staram, a może zacząć powinienem, do tej pory wystarczała mi moja sprawność, ale młodszy też się nie staję. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, wolałbym na przykład dawać sobie radę z samodzielnym poruszaniem się, a może nawet graniem w magiczne polo, niż siedzieć wiecznie w tym samym miejscu na ganku i pykać fajkę niepamięci.
-Mówisz? Będę pytać, znam się z panią Boyle i Filipką też, więc one nas ustawią, gdybyśmy nie mogli się złapać. Mnie to często wywiewa, to tu, to tam - gadam mu, bo dzielenie życia portowego łazęgi z arystokratycznym pierdolnikiem bywa nie do pogodzenia. I bywa, że wyłącza mnie z trybu Morgana na długie tygodnie, coś za coś, przynajmniej zrobiło się odrobinę łatwiej, odkąd Phills wie.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać. Wiesz, uciekać. To jednak dom - kłamię, nie kłamię? Dlaczego, co, Fran? Bo jestem wygodny, przemyka mi przez myśl, ale tą uporczywą myśl przeganiam, jak muchę. Są inne powody. Różne. Moje tchórzostwo na przykład i stek pozostałych wad, które sprawiają, że nie mogę się opowiedzieć. Czasami się zastanawiam, czy urodzony w rynsztoku, aspirowałbym do stanu szlacheckiego, tak jak teraz ubzdurałem sobie, by schodzić do ludu.
-To skomplikowane, Hagrid. Ale z nas nie kundle, żeby chować uszy po sobie i wiać, jak idą z kijem, nie? - uderzam w zadziorny ton, jego to pewnie ożywi, bo widać, że choć łagodny, jak baranek, to do bitki równie skory - jasne, ale tylko na jednego, bo capię okrutnie. Może Filipka da chociaż się przemyć gdzieś na zapleczu - a było prosto do domu walić, dobra, niech stracę. Nowemu kamratowi odmówić nie wypada, zwłaszcza, gdy łapy ma wielkości chlebaka.
ztx2
-Ćwiczę regularnie, ale no chyba po prostu za mało - przyznaję Hagridowi, uśmiechając się do niego, ten to wielki jest jak dąb i daję głowę, że jakby kamień ścisnął, to by z niego woda poleciała. Ja o mięśnie się nie staram, a może zacząć powinienem, do tej pory wystarczała mi moja sprawność, ale młodszy też się nie staję. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, wolałbym na przykład dawać sobie radę z samodzielnym poruszaniem się, a może nawet graniem w magiczne polo, niż siedzieć wiecznie w tym samym miejscu na ganku i pykać fajkę niepamięci.
-Mówisz? Będę pytać, znam się z panią Boyle i Filipką też, więc one nas ustawią, gdybyśmy nie mogli się złapać. Mnie to często wywiewa, to tu, to tam - gadam mu, bo dzielenie życia portowego łazęgi z arystokratycznym pierdolnikiem bywa nie do pogodzenia. I bywa, że wyłącza mnie z trybu Morgana na długie tygodnie, coś za coś, przynajmniej zrobiło się odrobinę łatwiej, odkąd Phills wie.
-Nie chcę stąd wyjeżdżać. Wiesz, uciekać. To jednak dom - kłamię, nie kłamię? Dlaczego, co, Fran? Bo jestem wygodny, przemyka mi przez myśl, ale tą uporczywą myśl przeganiam, jak muchę. Są inne powody. Różne. Moje tchórzostwo na przykład i stek pozostałych wad, które sprawiają, że nie mogę się opowiedzieć. Czasami się zastanawiam, czy urodzony w rynsztoku, aspirowałbym do stanu szlacheckiego, tak jak teraz ubzdurałem sobie, by schodzić do ludu.
-To skomplikowane, Hagrid. Ale z nas nie kundle, żeby chować uszy po sobie i wiać, jak idą z kijem, nie? - uderzam w zadziorny ton, jego to pewnie ożywi, bo widać, że choć łagodny, jak baranek, to do bitki równie skory - jasne, ale tylko na jednego, bo capię okrutnie. Może Filipka da chociaż się przemyć gdzieś na zapleczu - a było prosto do domu walić, dobra, niech stracę. Nowemu kamratowi odmówić nie wypada, zwłaszcza, gdy łapy ma wielkości chlebaka.
ztx2
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Strona 45 z 45 • 1 ... 24 ... 43, 44, 45
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź