Muzeum Hornimana
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Muzeum Hornimana
Mugolskie muzeum historii naturalnej: jakkolwiek świat czarodziejów jest przepełniony magią i pełen zdumiewających odkryć, nie inaczej jest z naturą znaną wyłącznie niemagicznym. Muzeum Hornimana umożliwia odbycie niezwykłej podróży od początku naszego istnienia poprzez kolejne etapy ewolucji, przedstawia świat oczami mugoli. Eksponaty cieszą się dużą popularnością wśród czarodziejów zainteresowanych mugolskim światem, choć z trudnych do odgadnięcia powodów, największą uwagę zawsze przykuwa eksponat olbrzymiego morsa.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:23, w całości zmieniany 2 razy
- No proszę - skomentował zaskoczony. - Jak mu idzie?
Takie chwile podkreślały, że świat szlachty był mały, a wszyscy w jakimś stopniu powiązani. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu wieki przywiązywania wagi do statusu krwi robiły swoje, tworząc skomplikowaną sieć. Zadziwiające jak wielu nadal uporczywie trzymało się takich zasad, abstrahując od ideologicznego podejścia, nadal pozostawała kwestia chorób genetycznych, bolesnego skutku zamkniętej polityki arystokracji. Mugole, przynajmniej według wiedzy Artura, już dawno temu zbadali wpływ różnorodności genetycznej, ale czarodzieje potrzebowali chyba więcej czasu.
- Zazdroszczę ci - przyznał niespodziewanie po wysłuchaniu opinii o "mugolskiej magii". - Przez większość mojego życia widziałem tylko połowę, o tej niemagicznej części słysząc tylko plotki lub czytając w książkach. Dla ciebie to naturalne, że nie ma nic dziwnego w ich wizjach magii, ale dla czarodziejów czystej krwi istnieje tylko jedna magia, ta prawdziwa. Ma swoje zagadki i tajemnice, ale też ma pewne cechy nauki oraz niepodważalne prawa, dlatego dziwne mogą się wydawać zupełnie zmyślone wersje - wyjaśnił co ma na myśli. - No proszę, cóż za zbieg okoliczności. Jak wrażenia z lektury? - Artur uśmiechnął się na wspomnienie "Hobbita...", sam całkiem niedawno miał przyjemność natknąć się na "Władcę Pierścieni". - Czy to nie dziwne, że my w literaturze nigdy nie wpadliśmy na tworzenie całkowicie fikcyjnych światów? - zastanawiał się na głos, przynajmniej sam nie kojarzył takich przypadków. - Wielka magia czai się w mugolskiej fantazji - podsumował.
Zamyślił się na moment, trochę poruszony tematyką kłamstwa w opowieściach.
- Nie wiem co powiedzieć, nigdy się nad tym nie zastanawiałem - przyznał z zakłopotaniem. - Chyba najważniejsze, żeby opowieść była ciekawa, prawda? - dodał niepewnie, zerkając na dodo, jakby wymarły ptak skrywał odpowiedź.
Zaskoczyło go wyznanie Gwen przy megalanii, kompletnie nie spodziewał się, żeby dziewczyna tak postrzegała wielkiego gada.
- Aborygeni by się chyba nie zgodzili - zauważył z rozbawieniem. - Lubisz gady? - postanowił dopytać. - Tak, ma "tylko" dwa lub trzy metry.
Lubił poznawać świat zwierząt, nie rozdzielając tych magicznych od niemagicznych. W końcu zwykłe zwierzęta też były integralną częścią życia czarodziejów.
- Najpierw musieliby w nie uwierzyć - zażartował, wśród szlachty krążyła opinia mugoli jako wielkich niedowiarków, którzy uparcie nie chcieli dostrzegać magii. Coś w tym mogło być, w końcu tłumaczyłoby skuteczność ukrycia czarodziejów. - Chyba coś innego, może jako dinozaury? Mugole wydają się tacy systematyczni i analityczni - zasugerował. - Też sądzę, że lepiej sobie z tym radzą, lubią sobie wszystko poukładać. Znasz może jakiegoś mugolskiego naukowca? - spytał z nutą nadziei.
Takie chwile podkreślały, że świat szlachty był mały, a wszyscy w jakimś stopniu powiązani. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu wieki przywiązywania wagi do statusu krwi robiły swoje, tworząc skomplikowaną sieć. Zadziwiające jak wielu nadal uporczywie trzymało się takich zasad, abstrahując od ideologicznego podejścia, nadal pozostawała kwestia chorób genetycznych, bolesnego skutku zamkniętej polityki arystokracji. Mugole, przynajmniej według wiedzy Artura, już dawno temu zbadali wpływ różnorodności genetycznej, ale czarodzieje potrzebowali chyba więcej czasu.
- Zazdroszczę ci - przyznał niespodziewanie po wysłuchaniu opinii o "mugolskiej magii". - Przez większość mojego życia widziałem tylko połowę, o tej niemagicznej części słysząc tylko plotki lub czytając w książkach. Dla ciebie to naturalne, że nie ma nic dziwnego w ich wizjach magii, ale dla czarodziejów czystej krwi istnieje tylko jedna magia, ta prawdziwa. Ma swoje zagadki i tajemnice, ale też ma pewne cechy nauki oraz niepodważalne prawa, dlatego dziwne mogą się wydawać zupełnie zmyślone wersje - wyjaśnił co ma na myśli. - No proszę, cóż za zbieg okoliczności. Jak wrażenia z lektury? - Artur uśmiechnął się na wspomnienie "Hobbita...", sam całkiem niedawno miał przyjemność natknąć się na "Władcę Pierścieni". - Czy to nie dziwne, że my w literaturze nigdy nie wpadliśmy na tworzenie całkowicie fikcyjnych światów? - zastanawiał się na głos, przynajmniej sam nie kojarzył takich przypadków. - Wielka magia czai się w mugolskiej fantazji - podsumował.
Zamyślił się na moment, trochę poruszony tematyką kłamstwa w opowieściach.
- Nie wiem co powiedzieć, nigdy się nad tym nie zastanawiałem - przyznał z zakłopotaniem. - Chyba najważniejsze, żeby opowieść była ciekawa, prawda? - dodał niepewnie, zerkając na dodo, jakby wymarły ptak skrywał odpowiedź.
Zaskoczyło go wyznanie Gwen przy megalanii, kompletnie nie spodziewał się, żeby dziewczyna tak postrzegała wielkiego gada.
- Aborygeni by się chyba nie zgodzili - zauważył z rozbawieniem. - Lubisz gady? - postanowił dopytać. - Tak, ma "tylko" dwa lub trzy metry.
Lubił poznawać świat zwierząt, nie rozdzielając tych magicznych od niemagicznych. W końcu zwykłe zwierzęta też były integralną częścią życia czarodziejów.
- Najpierw musieliby w nie uwierzyć - zażartował, wśród szlachty krążyła opinia mugoli jako wielkich niedowiarków, którzy uparcie nie chcieli dostrzegać magii. Coś w tym mogło być, w końcu tłumaczyłoby skuteczność ukrycia czarodziejów. - Chyba coś innego, może jako dinozaury? Mugole wydają się tacy systematyczni i analityczni - zasugerował. - Też sądzę, że lepiej sobie z tym radzą, lubią sobie wszystko poukładać. Znasz może jakiegoś mugolskiego naukowca? - spytał z nutą nadziei.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
– Całkiem dobrze – przyznała. – Jest skupiony na lekcjach, zachowuje się grzecznie. No i jest bardzo zaangażowany. To uroczy chłopiec.
Nie mogła przecież oceniać umiejętności artystycznych pięcioletniego dziecka. W końcu Heath nie był w pełni „rozwinięty”: jego umysł, ciało, psychika… to wszystko w jego przypadku bardzo mocno ewaluowało i dla Gwen oczywistym było, że chłopiec nie będzie tworzył w tym wieku dzieł sztuki. Ale najbardziej istotne było to, że naprawdę się starał i nie sprawiał jej kłopotów, przy tym będąc naprawdę przemiłym dzieckiem.
– Tak sobie myślę… że najzdrowiej by było, by dzieci czarodziejów chociaż do tego jedenastego roku życia chodziły do niemagicznych szkół. To mogłoby zacząć burzyć ten okropny mur, który nie pozwala dwóm światom normalnie funkcjonować. Gdyby to tych władających magią było więcej! Ale czarodzieje żyją, chcąc nie chcąc, w mugolskim świecie. Takie odcinanie się jest przede wszystkim niebezpieczne.
Westchnęła, po czym kontynuowała:
– Wyobraź sobie, że czarodziej idzie mugolską ulicą. Nagle napada na niego człowiek z bronią. Każe mu stać, podnosić ręce… czarodziej nic sobie z tego nie robi, bo to przecież tylko metalowe… metalowe coś, prawda? Idzie dalej. A mugol w niego strzela i zabija go na miejscu… albo sprawia, że czarodziej ląduje w szpitalu, gdzie wpada w panikę i robi sobie jeszcze większą krzywdę. – Mina Gwen wyglądała na naprawdę zmartwioną. Tego typu scenariusz naprawdę wcale by jej nie zdziwił.
Zamyśliła się na chwilę, gdy Artur wspomniał o czarodziejskiej literaturze.
– Wiesz… szczerze mówiąc… nigdy nie wgłębiałam się w „magiczne” książki. Zwykle odwiedzam uniwersytecką bibliotekę, przynajmniej w ostatnim czasie. A na książki czarodziejów brakuje mi czasu.
W końcu ile jedno dziewczę może zrobić w ciągu doby? Gwen i tak miała zwykle pełne ręce roboty, szczególnie w ostatnim czasie.
– To więcej, ty czy ja – mruknęła, spoglądając w górę na Artura: może nie był olbrzymem, ale i tak przerastał ją o głowę. – Właściwie to nie wiem. Lubię zwierzęta, ale nigdy nie spędzałam czasu z gadami. Ale są ładne.
Poprawiła włosy i uśmiechając się, wyrecytowała słowa, które zwykł powtarzać jej ojciec:
– Veritas est adaequatio intellectus et rei. Jeśli pokazałbyś im smoki, musieliby uwierzyć. Niestety, nie znam nikogo. To znaczy, nie blisko. Pracuje w Muzeum Brytyjskim i tam czasem mijam się z jakimiś profesorami… ale raczej nawet nie znają mnie z imienia.
Podeszła kawałek dalej, próbując dotrzeć do kolejnego eksponatu, jednak akurat na ich drodze stanął olbrzymi mors.
– To niezwykłe, że istnieją zwierzęta o takich kształtach. Ciekawe, jak one się poruszają? Pewnie jak foki, tylko one muszą być szybsze.
Nie mogła przecież oceniać umiejętności artystycznych pięcioletniego dziecka. W końcu Heath nie był w pełni „rozwinięty”: jego umysł, ciało, psychika… to wszystko w jego przypadku bardzo mocno ewaluowało i dla Gwen oczywistym było, że chłopiec nie będzie tworzył w tym wieku dzieł sztuki. Ale najbardziej istotne było to, że naprawdę się starał i nie sprawiał jej kłopotów, przy tym będąc naprawdę przemiłym dzieckiem.
– Tak sobie myślę… że najzdrowiej by było, by dzieci czarodziejów chociaż do tego jedenastego roku życia chodziły do niemagicznych szkół. To mogłoby zacząć burzyć ten okropny mur, który nie pozwala dwóm światom normalnie funkcjonować. Gdyby to tych władających magią było więcej! Ale czarodzieje żyją, chcąc nie chcąc, w mugolskim świecie. Takie odcinanie się jest przede wszystkim niebezpieczne.
Westchnęła, po czym kontynuowała:
– Wyobraź sobie, że czarodziej idzie mugolską ulicą. Nagle napada na niego człowiek z bronią. Każe mu stać, podnosić ręce… czarodziej nic sobie z tego nie robi, bo to przecież tylko metalowe… metalowe coś, prawda? Idzie dalej. A mugol w niego strzela i zabija go na miejscu… albo sprawia, że czarodziej ląduje w szpitalu, gdzie wpada w panikę i robi sobie jeszcze większą krzywdę. – Mina Gwen wyglądała na naprawdę zmartwioną. Tego typu scenariusz naprawdę wcale by jej nie zdziwił.
Zamyśliła się na chwilę, gdy Artur wspomniał o czarodziejskiej literaturze.
– Wiesz… szczerze mówiąc… nigdy nie wgłębiałam się w „magiczne” książki. Zwykle odwiedzam uniwersytecką bibliotekę, przynajmniej w ostatnim czasie. A na książki czarodziejów brakuje mi czasu.
W końcu ile jedno dziewczę może zrobić w ciągu doby? Gwen i tak miała zwykle pełne ręce roboty, szczególnie w ostatnim czasie.
– To więcej, ty czy ja – mruknęła, spoglądając w górę na Artura: może nie był olbrzymem, ale i tak przerastał ją o głowę. – Właściwie to nie wiem. Lubię zwierzęta, ale nigdy nie spędzałam czasu z gadami. Ale są ładne.
Poprawiła włosy i uśmiechając się, wyrecytowała słowa, które zwykł powtarzać jej ojciec:
– Veritas est adaequatio intellectus et rei. Jeśli pokazałbyś im smoki, musieliby uwierzyć. Niestety, nie znam nikogo. To znaczy, nie blisko. Pracuje w Muzeum Brytyjskim i tam czasem mijam się z jakimiś profesorami… ale raczej nawet nie znają mnie z imienia.
Podeszła kawałek dalej, próbując dotrzeć do kolejnego eksponatu, jednak akurat na ich drodze stanął olbrzymi mors.
– To niezwykłe, że istnieją zwierzęta o takich kształtach. Ciekawe, jak one się poruszają? Pewnie jak foki, tylko one muszą być szybsze.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 13.02.19 14:53, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnął się słysząc pochwały na temat Heatha. Chłopiec miał szczęście, trafił na bardzo miłą nauczycielkę.
- Kontrowersyjna myśl, obawiam się, że nawet za sto lat byłoby to nierealne - przyznał trzeźwo, choć mimowolnie jego twarz stałą się bardziej pogodna. Gwen miała piękne marzenie, poprawa relacji czarodziejów i mugoli. Tylko czy aż takie połączenie obu światów byłoby możliwe? - Myślę, że właśnie mała liczba czarodziejów sprawiła, że dawni magowie postanowili się izolować. Mniejszość wymieszana z większością może czuć się zagrożona, a tak mamy większe poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji - rozwinął myśl. - Nie zrozum mnie źle, sam jestem otwarty na niemagiczną część świata, ale mogę zrozumieć dlaczego wielu wolałoby nadal ukrywać nasze istnienie w tajemnicy lub nawet całkiem się odciąć. Połączenie też może być niebezpieczne, zwłaszcza przeprowadzone w nieostrożny sposób - wyjaśnił, doskonale wiedząc, że uczęszczanie młodych czarodziejów do mugolskich szkół szybko zakończyłoby ukrywanie magii. - Chyba lepiej byłoby to zrealizować małymi kroczkami, przykładowo kładąc większy nacisk na edukację dzieci w temacie mugoli.
Zamarł na moment, słysząc o broni mugoli. Dla niego nie były już śmiesznymi, metalowymi różdżkami, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, choć nadal nie do końca rozumiał zasady działania. Wiedział za to, że wystrzelony pocisk jest szybszy od jakiegokolwiek zaklęcia, czyniąc z uzbrojonego mugola realne i zabójcze zagrożenie.
- Słyszałem o tym, przerażająca broń. Dlatego konieczna jest ostrożność, potrafią być tak samo niebezpieczni jak my - przyznał ostrożnie, będąc jednak trochę pod wrażeniem dokonań mugolskiej technologii. - Jak sądzisz, co moglibyśmy osiągnąć współpracując? - zapytał, przechodząc na bardziej optymistyczny temat.
No tak, ze względu na pochodzenia ona też mogła mieć pewne braki. Dla wielu czarodziejów pewne książki były pozycjami obowiązkowymi, a ich znajomość oczywista.
- Jeśli chciałabyś coś krótkiego przeczytać, to polecam "Baśnie Barda Beedle'a", większość czarodziejów się na nich wychowało - nieśmiało zaproponował. - Nie nadszarpnie za mocno terminarza, a da niezły wgląd w czarodziejską beletrystykę. Polecam z całego serca.
Ciekawe jakie to uczucie zetknąć się z tymi baśniami po raz pierwszy jako dorosły, bez bagażu nostalgii z dzieciństwa...
- Lubię gady, zwłaszcza smoki. Jak byliśmy mali, to brat śmiał się, że przez takie zamiłowanie trafię do Slytherinu - zwierzył się z dawnych wspomnień.
Zamrugał zaskoczony, nie spodziewając się łaciny. Nie znał tej starej mowy badaczy i poetów, jego wiedza ograniczała się tylko do kilku słów oraz sentencji, tej akurat nie znał. Niestety nie miał talentu językowego. Rozpoznał jedynie veritas - prawda, ale na tej nikłej podstawie domyślił się chyba znaczenia słów.
- Odkrycie smoków mogłoby być dla nich niezłą rewolucją w biologii - przyznał. - To mi nasunęło pewne pytanie, wybacz jeśli uznasz je za zbyt bezpośrednie - zaczął ostrożnie, nie chcąc urazić Gwen. - Czy ktoś niemagiczny, poza członkami rodziny, wie o twoim darze?
Zatrzymali się przed wielkim morsem, a Artur, zupełnie mimowolnie i irracjonalnie, poczuł respekt wobec tej istoty.
- To zabawne, że zwykłe zwierze wygląda dziwniej niż nie jedno magiczne stworzenie - zauważył. - Chyba tak, widać nawet pewne podobieństwo do foki. Ciekawe na co im te kły...
Spojrzał za morsa, dostrzegając między eksponatami tygrysa szablozębnego. Te dwa zwierzęta miały jakiś związek?
- Kontrowersyjna myśl, obawiam się, że nawet za sto lat byłoby to nierealne - przyznał trzeźwo, choć mimowolnie jego twarz stałą się bardziej pogodna. Gwen miała piękne marzenie, poprawa relacji czarodziejów i mugoli. Tylko czy aż takie połączenie obu światów byłoby możliwe? - Myślę, że właśnie mała liczba czarodziejów sprawiła, że dawni magowie postanowili się izolować. Mniejszość wymieszana z większością może czuć się zagrożona, a tak mamy większe poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji - rozwinął myśl. - Nie zrozum mnie źle, sam jestem otwarty na niemagiczną część świata, ale mogę zrozumieć dlaczego wielu wolałoby nadal ukrywać nasze istnienie w tajemnicy lub nawet całkiem się odciąć. Połączenie też może być niebezpieczne, zwłaszcza przeprowadzone w nieostrożny sposób - wyjaśnił, doskonale wiedząc, że uczęszczanie młodych czarodziejów do mugolskich szkół szybko zakończyłoby ukrywanie magii. - Chyba lepiej byłoby to zrealizować małymi kroczkami, przykładowo kładąc większy nacisk na edukację dzieci w temacie mugoli.
Zamarł na moment, słysząc o broni mugoli. Dla niego nie były już śmiesznymi, metalowymi różdżkami, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, choć nadal nie do końca rozumiał zasady działania. Wiedział za to, że wystrzelony pocisk jest szybszy od jakiegokolwiek zaklęcia, czyniąc z uzbrojonego mugola realne i zabójcze zagrożenie.
- Słyszałem o tym, przerażająca broń. Dlatego konieczna jest ostrożność, potrafią być tak samo niebezpieczni jak my - przyznał ostrożnie, będąc jednak trochę pod wrażeniem dokonań mugolskiej technologii. - Jak sądzisz, co moglibyśmy osiągnąć współpracując? - zapytał, przechodząc na bardziej optymistyczny temat.
No tak, ze względu na pochodzenia ona też mogła mieć pewne braki. Dla wielu czarodziejów pewne książki były pozycjami obowiązkowymi, a ich znajomość oczywista.
- Jeśli chciałabyś coś krótkiego przeczytać, to polecam "Baśnie Barda Beedle'a", większość czarodziejów się na nich wychowało - nieśmiało zaproponował. - Nie nadszarpnie za mocno terminarza, a da niezły wgląd w czarodziejską beletrystykę. Polecam z całego serca.
Ciekawe jakie to uczucie zetknąć się z tymi baśniami po raz pierwszy jako dorosły, bez bagażu nostalgii z dzieciństwa...
- Lubię gady, zwłaszcza smoki. Jak byliśmy mali, to brat śmiał się, że przez takie zamiłowanie trafię do Slytherinu - zwierzył się z dawnych wspomnień.
Zamrugał zaskoczony, nie spodziewając się łaciny. Nie znał tej starej mowy badaczy i poetów, jego wiedza ograniczała się tylko do kilku słów oraz sentencji, tej akurat nie znał. Niestety nie miał talentu językowego. Rozpoznał jedynie veritas - prawda, ale na tej nikłej podstawie domyślił się chyba znaczenia słów.
- Odkrycie smoków mogłoby być dla nich niezłą rewolucją w biologii - przyznał. - To mi nasunęło pewne pytanie, wybacz jeśli uznasz je za zbyt bezpośrednie - zaczął ostrożnie, nie chcąc urazić Gwen. - Czy ktoś niemagiczny, poza członkami rodziny, wie o twoim darze?
Zatrzymali się przed wielkim morsem, a Artur, zupełnie mimowolnie i irracjonalnie, poczuł respekt wobec tej istoty.
- To zabawne, że zwykłe zwierze wygląda dziwniej niż nie jedno magiczne stworzenie - zauważył. - Chyba tak, widać nawet pewne podobieństwo do foki. Ciekawe na co im te kły...
Spojrzał za morsa, dostrzegając między eksponatami tygrysa szablozębnego. Te dwa zwierzęta miały jakiś związek?
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Faktycznie, gdyby coś takiego nastąpiło od razu to mógłby to być niezły chaos: Gwen po prostu o tym nie pomyślała. Dla niej jedność świata magii i mugoli wydawała się oczywista. To nie były dwa osobne uniwersa, a jeden organizm, który próbuje działać na dwa fronty, szkodząc sam sobie. Malarka czuła, że to coś niewyobrażalnie smutnego i nienaturalnego. Dla niej kontrowersyjną myślą było rozdzielanie tych dwóch połówek jednego jabłka.
– Nigdy nie żyłam w niemugolskiej rodzinie, ale wiesz co? Mam wrażenie, że czarodzieje bardziej boją się mugoli, niż mugole mogliby się bać ich, przynajmniej obecnie. A by dzieci chętnie się o niemagicznym świecie uczyły musiałyby mieć bliskich, którzy nie będą ich straszyć tym światem, a będą traktować go jako integralną część rzeczywistości. Czasem niebezpieczną, ale równie istotną.
Skinęła głową. Broń była straszna, choć nijak się miała choćby do bomb atomowych. Gwen nie miała pojęcia, jak takowe działają, ale to, co potrafi wymyślić człowiek potrafiło być w jednej chwili niezwykle piękne (wszak te wybuchy! To wygląda jak sztuka) i absolutnie przerażające. Co, jeśli jakiś kraj zdecyduje się zrzucić coś takiego na Anglię? W tym momencie? Co po nich zostanie?
– Ale wiesz, nie każdy ma broń – uzupełniła. – Ale tak, trzeba uważać. Wszędzie.
Na całe szczęście Artur zmienił temat na nieco bardziej przyjemny.
– Wszystko! To znaczy… no wiesz, gdyby zaangażować czary w niektóre z mugolskich przedmiotów… to mogłoby być coś. Latające samochody, szybko leczące się skaleczenia, pewnie wiele chorób by zniknęło, gdybyśmy zaczęli współpracować. Chociaż nie znam się na medycynie.
Słysząc o książce, uśmiechnęła się szeroko.
– Chyba gdzieś o niej słyszałam, ale nigdy jej nie czytałam. Postaram się sprawdzić niedługo. Tylko będę musiała wybrać się do księgarni na Pokątnej.
Właściwie mogłaby kupić kilka innych książek, aby lepiej orientować się w temacie.
– Jakby w Slytherinie było coś złego!
Co prawda wydawało jej się zawsze, że mieszkańcy tego domu nie są zbyt mili, ale przecież to do Ślizgonów trafiła jej ówczesna najbliższa koleżanka. A Morie zawsze była dla niej miła, nawet, jeśli ich drogi z czasem się rozeszły.
Gwen, słysząc pytanie Artura, w żadnym razie nie poczuła się urażona. Nie znając czarodziejskiej etykiety i właściwie nie wiedząc, na co czarodzieje mogą i nie mogą sobie pozwalać, po prostu uznała pytanie za najzwyklejsze w świecie, nie wahając się z odpowiedzią.
– Nie – pokręciła głową. – Właściwie teraz wie tylko mama, a raczej o tym zapominamy na co dzień. – Wzruszyła ramionami. – Po Hogwarcie byłam we Francji, mówiłam już? I tam raczej trzymałam się mugolskiej społeczności. Nie miałam też jakiś wielkich powodów, by czarować, więc szczerze mówiąc, zapomniałam części zaklęć. – Zaśmiała się cicho. – A skacząc pomiędzy światami trudno zbudować z kimkolwiek bliską relację.
Szczególnie, gdy w szkole wiecznie czeka się na lato, a lato jest za krótkie, aby naprawdę się z kimś zaprzyjaźnić. Miała mugolskich znajomych, ale trudno byłoby określić ich mianem wyjątkowo bliskich przyjaciół. Mieli swoje szkoły, swoje wspólne tematy… Ona zawsze była trochę na uboczu, mimo że koledzy z podwórka raczej ją lubili.
– Chyba żyją tam, gdzie jest zimno… może rozbijają nimi lód? – mówiąc, podążyła za wzrokiem Artura i także dostrzegła tygrysa. Zrobiła krok w jego stronę.
– A te zwierzęta często pojawiają się w historiach dla dzieci opowiadających o dawnych… bardzo dawnych… dziejach ludzi – powiedziała w ramach ciekawostki. Mama nie raz opowiadała jej o tych tygrysach, choć nigdy nie w naukowym sensie.
– Nigdy nie żyłam w niemugolskiej rodzinie, ale wiesz co? Mam wrażenie, że czarodzieje bardziej boją się mugoli, niż mugole mogliby się bać ich, przynajmniej obecnie. A by dzieci chętnie się o niemagicznym świecie uczyły musiałyby mieć bliskich, którzy nie będą ich straszyć tym światem, a będą traktować go jako integralną część rzeczywistości. Czasem niebezpieczną, ale równie istotną.
Skinęła głową. Broń była straszna, choć nijak się miała choćby do bomb atomowych. Gwen nie miała pojęcia, jak takowe działają, ale to, co potrafi wymyślić człowiek potrafiło być w jednej chwili niezwykle piękne (wszak te wybuchy! To wygląda jak sztuka) i absolutnie przerażające. Co, jeśli jakiś kraj zdecyduje się zrzucić coś takiego na Anglię? W tym momencie? Co po nich zostanie?
– Ale wiesz, nie każdy ma broń – uzupełniła. – Ale tak, trzeba uważać. Wszędzie.
Na całe szczęście Artur zmienił temat na nieco bardziej przyjemny.
– Wszystko! To znaczy… no wiesz, gdyby zaangażować czary w niektóre z mugolskich przedmiotów… to mogłoby być coś. Latające samochody, szybko leczące się skaleczenia, pewnie wiele chorób by zniknęło, gdybyśmy zaczęli współpracować. Chociaż nie znam się na medycynie.
Słysząc o książce, uśmiechnęła się szeroko.
– Chyba gdzieś o niej słyszałam, ale nigdy jej nie czytałam. Postaram się sprawdzić niedługo. Tylko będę musiała wybrać się do księgarni na Pokątnej.
Właściwie mogłaby kupić kilka innych książek, aby lepiej orientować się w temacie.
– Jakby w Slytherinie było coś złego!
Co prawda wydawało jej się zawsze, że mieszkańcy tego domu nie są zbyt mili, ale przecież to do Ślizgonów trafiła jej ówczesna najbliższa koleżanka. A Morie zawsze była dla niej miła, nawet, jeśli ich drogi z czasem się rozeszły.
Gwen, słysząc pytanie Artura, w żadnym razie nie poczuła się urażona. Nie znając czarodziejskiej etykiety i właściwie nie wiedząc, na co czarodzieje mogą i nie mogą sobie pozwalać, po prostu uznała pytanie za najzwyklejsze w świecie, nie wahając się z odpowiedzią.
– Nie – pokręciła głową. – Właściwie teraz wie tylko mama, a raczej o tym zapominamy na co dzień. – Wzruszyła ramionami. – Po Hogwarcie byłam we Francji, mówiłam już? I tam raczej trzymałam się mugolskiej społeczności. Nie miałam też jakiś wielkich powodów, by czarować, więc szczerze mówiąc, zapomniałam części zaklęć. – Zaśmiała się cicho. – A skacząc pomiędzy światami trudno zbudować z kimkolwiek bliską relację.
Szczególnie, gdy w szkole wiecznie czeka się na lato, a lato jest za krótkie, aby naprawdę się z kimś zaprzyjaźnić. Miała mugolskich znajomych, ale trudno byłoby określić ich mianem wyjątkowo bliskich przyjaciół. Mieli swoje szkoły, swoje wspólne tematy… Ona zawsze była trochę na uboczu, mimo że koledzy z podwórka raczej ją lubili.
– Chyba żyją tam, gdzie jest zimno… może rozbijają nimi lód? – mówiąc, podążyła za wzrokiem Artura i także dostrzegła tygrysa. Zrobiła krok w jego stronę.
– A te zwierzęta często pojawiają się w historiach dla dzieci opowiadających o dawnych… bardzo dawnych… dziejach ludzi – powiedziała w ramach ciekawostki. Mama nie raz opowiadała jej o tych tygrysach, choć nigdy nie w naukowym sensie.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Chciał, żeby czarodzieje i mugole mogli żyć obok siebie, też wierzył w jeden organizm. Wszyscy byli częścią świata, razem w nim żyli oraz umierali.
- Sądzę, że nie różnimy się nawet odrobinę - zaczął łagodnym tonem. - Tak, mamy magię, ale czasem zaczynam myśleć o niej bardziej w kategoriach dodatku. Nasze serca biją jednym rytmem, znają te same zalety i słabości. Obie strony tak samo boją się nieznanego, tylko różni się forma, jaką ono przybiera. Lęk jest ten sam, może mieć straszne konsekwencje - podzielił się z nią swoimi przemyśleniami. - Musimy być bardzo ostrożni, ale tak, mamy szanse coś zmienić. Małe kroczki, które może pewnego dnia zabiorą nas wszystkich do gwiazd. - Niedorzeczna myśl, jeśli rozważać ją dosłownie, będąca poza zasięgiem magii oraz nauki. Z drugiej strony, jakby je połączyć...
Też słyszał o bombie atomowej, przerażającym owocu technologii, który mógł z łatwością zmieść cały Londyn, zmienić w strefę śmierci. Nie rozumiał tej broni, co jeszcze dodawało strachu, potwierdzając przy okazji wcześniejsze słowa. Żadna magia nie potrafiła tego dokonać, takie zniszczenie wykraczało poza możliwości najpotężniejszych czarodziejów. Z bólem serca musiał przyznać, że mugole mogli okazać się wielkim zagrożeniem, dlatego tak ważna była ostrożność.
- Jakby się zastanowić, to z ich perspektywy nasze społeczeństwo musiałoby wydawać się bardzo dziwne i niebezpieczne - każdy z nas ma przy sobie broń, którą może zabić - zauważył trzeźwo. - Jak wiele z naszego życia byłoby dla nich absurdalne, nawet bez mieszania w to magii? - zastanawiał się na głos.
Miał mugoli za uporządkowanych i logicznych, a zorganizowanie ich cywilizacji za w pewnym sensie lepiej poukładane.
- Sporo moglibyśmy skorzystać. Strasznie niepraktyczne są nasze metody komunikacji, a oni mogą robić to natychmiast za pomocą telefonów - zauważył entuzjastycznie. - Wszyscy moglibyśmy, tylko nie wiem czy kiedy uda nam się tak porozumieć. - Artur trochę ochłonął. - Pytanie też czy nasza współpraca nie stworzyłaby czegoś strasznego - dodał ponurym tonem, przypominając sobie bombę atomową. Pewnie z pomocą magii można by ją uczynić jeszcze bardziej niszczycielską. - Strasznie skomplikowana sprawa - podsumował. Takie było życie, bez łatwych odpowiedzi.
Uśmiechnął się zadowolony. Lubił polecać książki, chyba odnalazłby się w pracy w księgarni. Były dla niego ważne, więc miło było "zarażać" innych czytaniem.
- Nie zawiedziesz się - zapewnił z przekonaniem. Baśnie skrywały wiele mądrości, o których warto było mówić nawet dzisiaj. - Wiesz, że jest tam opisany związek czarownicy i mugola? Niektórzy fanatycy nadal próbują doprowadzić do ocenzurowania tego wątku - wspomniał, jednak nie doprecyzował w jakiej baśni ten związek występuje, nie chciał psuć jej niespodzianki. - Zabawne, gdy średniowieczny bard potrafi być mądrzejszy i bardziej tolerancyjny od współczesnych czarodziejów.
Miło zaskoczyła go uwaga Gwen na temat Ślizgonów.
- Nie cierpiałem w Hogwarcie tych wojenek między domami, postrzeganiu uczniów poprzez stare konflikty - przyznał. - Choć przyznam, że uwagi brata mnie denerwowały, bo skrycie upatrzyłem sobie Ravenclaw - wyjawił, przechodząc na konspiracyjny szept.
Z zainteresowaniem słuchał o kulisach jej relacji z mugolami. Sam właściwie nie miał wśród znajomych nikogo takiego, więc perspektywa relacji z kimś niemagicznym wydawała mu się niesamowita.
- Więc, mimo bycia czarownicą, i tak żyłaś przez pewien czas jak mugol? - dopytał zdziwiony taką możliwością, zapominając etykiecie. - Musiałoby być ci trudno, tak żyć między dwoma światami - powiedział, nie kryjąc przy tym zaintrygowania.
Świat czarodziejów potrafił być zachłanny, Hogwart zagarniał uczniów na większość roku, nie zostawiając wiele na kontakt z niemagiczną stroną. Może nie powinno tak być, bo to tylko pogłębiało przepaść między mugolami a magicznymi?
- Przypominają trochę dłuta, więc ta hipoteza wydaje się prawdopodobna - przyznał z powagą, zupełnie jakby byli biologami badającymi nieznany gatunek. - Naprawdę? - Artura autentycznie zdziwiła ta informacja, nie podejrzewał mugoli o coś takiego. - O czym są te historie dla dzieci? - zapytał wiedziony czystą ciekawością.
- Sądzę, że nie różnimy się nawet odrobinę - zaczął łagodnym tonem. - Tak, mamy magię, ale czasem zaczynam myśleć o niej bardziej w kategoriach dodatku. Nasze serca biją jednym rytmem, znają te same zalety i słabości. Obie strony tak samo boją się nieznanego, tylko różni się forma, jaką ono przybiera. Lęk jest ten sam, może mieć straszne konsekwencje - podzielił się z nią swoimi przemyśleniami. - Musimy być bardzo ostrożni, ale tak, mamy szanse coś zmienić. Małe kroczki, które może pewnego dnia zabiorą nas wszystkich do gwiazd. - Niedorzeczna myśl, jeśli rozważać ją dosłownie, będąca poza zasięgiem magii oraz nauki. Z drugiej strony, jakby je połączyć...
Też słyszał o bombie atomowej, przerażającym owocu technologii, który mógł z łatwością zmieść cały Londyn, zmienić w strefę śmierci. Nie rozumiał tej broni, co jeszcze dodawało strachu, potwierdzając przy okazji wcześniejsze słowa. Żadna magia nie potrafiła tego dokonać, takie zniszczenie wykraczało poza możliwości najpotężniejszych czarodziejów. Z bólem serca musiał przyznać, że mugole mogli okazać się wielkim zagrożeniem, dlatego tak ważna była ostrożność.
- Jakby się zastanowić, to z ich perspektywy nasze społeczeństwo musiałoby wydawać się bardzo dziwne i niebezpieczne - każdy z nas ma przy sobie broń, którą może zabić - zauważył trzeźwo. - Jak wiele z naszego życia byłoby dla nich absurdalne, nawet bez mieszania w to magii? - zastanawiał się na głos.
Miał mugoli za uporządkowanych i logicznych, a zorganizowanie ich cywilizacji za w pewnym sensie lepiej poukładane.
- Sporo moglibyśmy skorzystać. Strasznie niepraktyczne są nasze metody komunikacji, a oni mogą robić to natychmiast za pomocą telefonów - zauważył entuzjastycznie. - Wszyscy moglibyśmy, tylko nie wiem czy kiedy uda nam się tak porozumieć. - Artur trochę ochłonął. - Pytanie też czy nasza współpraca nie stworzyłaby czegoś strasznego - dodał ponurym tonem, przypominając sobie bombę atomową. Pewnie z pomocą magii można by ją uczynić jeszcze bardziej niszczycielską. - Strasznie skomplikowana sprawa - podsumował. Takie było życie, bez łatwych odpowiedzi.
Uśmiechnął się zadowolony. Lubił polecać książki, chyba odnalazłby się w pracy w księgarni. Były dla niego ważne, więc miło było "zarażać" innych czytaniem.
- Nie zawiedziesz się - zapewnił z przekonaniem. Baśnie skrywały wiele mądrości, o których warto było mówić nawet dzisiaj. - Wiesz, że jest tam opisany związek czarownicy i mugola? Niektórzy fanatycy nadal próbują doprowadzić do ocenzurowania tego wątku - wspomniał, jednak nie doprecyzował w jakiej baśni ten związek występuje, nie chciał psuć jej niespodzianki. - Zabawne, gdy średniowieczny bard potrafi być mądrzejszy i bardziej tolerancyjny od współczesnych czarodziejów.
Miło zaskoczyła go uwaga Gwen na temat Ślizgonów.
- Nie cierpiałem w Hogwarcie tych wojenek między domami, postrzeganiu uczniów poprzez stare konflikty - przyznał. - Choć przyznam, że uwagi brata mnie denerwowały, bo skrycie upatrzyłem sobie Ravenclaw - wyjawił, przechodząc na konspiracyjny szept.
Z zainteresowaniem słuchał o kulisach jej relacji z mugolami. Sam właściwie nie miał wśród znajomych nikogo takiego, więc perspektywa relacji z kimś niemagicznym wydawała mu się niesamowita.
- Więc, mimo bycia czarownicą, i tak żyłaś przez pewien czas jak mugol? - dopytał zdziwiony taką możliwością, zapominając etykiecie. - Musiałoby być ci trudno, tak żyć między dwoma światami - powiedział, nie kryjąc przy tym zaintrygowania.
Świat czarodziejów potrafił być zachłanny, Hogwart zagarniał uczniów na większość roku, nie zostawiając wiele na kontakt z niemagiczną stroną. Może nie powinno tak być, bo to tylko pogłębiało przepaść między mugolami a magicznymi?
- Przypominają trochę dłuta, więc ta hipoteza wydaje się prawdopodobna - przyznał z powagą, zupełnie jakby byli biologami badającymi nieznany gatunek. - Naprawdę? - Artura autentycznie zdziwiła ta informacja, nie podejrzewał mugoli o coś takiego. - O czym są te historie dla dzieci? - zapytał wiedziony czystą ciekawością.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiwnęła głową.
– Arturze, wiem że to trochę dziwne dla osoby, która wychowała się w magicznej części świata, ale magia naprawdę JEST dodatkiem. Nie jest niezbędna, by szczęśliwie żyć… tylko może w tym szczęściu trochę pomóc.
Przyjęła jako rozmyślania, słuchając go uważnie i wpatrując się w niego uważnie. Nie do końca wiedziała, co jednak mogłaby dodać do jego słów. Zadziwiło ją, z jak mądrym czarodziejem dane było się jej spotkać. Od dawna nie przeprowadziła z nikim tak głębokiej rozmowy, jednocześnie poprowadzonej w tak przyjemnym tonie. Artur zdecydowanie był wyjątkową osobą.
– To całkiem możliwe. – Nie potrafiła zaprzeczyć. – Mugole starają się ograniczać dostęp do broni… no wiesz, choćby przez II Wojnę. To straszne, ile osób straciło życie przez widzimisię jednego człowieka. Ale czy to nie jest podobne do tego, co teraz zaczyna dziać się w „naszym” świecie? – Westchnęła.
Zmarszczyła brwi.
– Ale wiesz, że z telefonów może korzystać każdy? Nie potrzeba przecież potwierdzenia na niebycie czarodziejem, aby poprowadzić kable i kupić telefon.
Wprawdzie sama nie miała pojęcia, jak wygląda takie „prowadzenie kabli”, ale to przecież nie może być trudne, skoro prąd jest w większości miejskich domów i w prawie wszystkich domach na wsi? A przynajmniej tych, które znała Gwen.
Zaśmiała się, słysząc o wspomnieniach Artura.
– Ja nie miałam jak sobie upatrywać domu. – Wzruszyła ramionami. – Dopiero w pociągu koleżanka uświadomiła mnie, że coś takiego istnieje.
Cóż, to była całkiem zabawna chwila. W końcu w mugolskich szkołach takie podziały nie funkcjonują. Jak mogłaby się ich spodziewać?
Machnęła ręką. Dla niej życie bez magii naprawdę nie było wielkim wyzwaniem.
– No wiesz, jak pilnie potrzebowałam czarów to się nie wahałam. Ale czary to naprawdę nie jest konieczność.
Musiała się chwilę zastanowić, aby odpowiedzieć na pytanie Artura. Bo to, że pamiętała o istnieniu takich opowieści wcale nie oznaczało, że pamięta dokładnie o czym są. W końcu pamięć dziecka jest bardzo zawodna.
– To raczej jakieś proste opowiastki dla małych dzieci. Nie pamiętam ich dokładnie, to na pewno nie była klasyka literatury. Ale pewnie opierają się na tym samym, co zwykle: wielki kot w roli złego wilka, dzieci w roli tych, które popełniają błędy, ale się na nich uczą i pokonują zło… Takie zwykłe opowieści, tylko dodatkowo uczące o jakiś prehistorycznych zwierzakach.
– Arturze, wiem że to trochę dziwne dla osoby, która wychowała się w magicznej części świata, ale magia naprawdę JEST dodatkiem. Nie jest niezbędna, by szczęśliwie żyć… tylko może w tym szczęściu trochę pomóc.
Przyjęła jako rozmyślania, słuchając go uważnie i wpatrując się w niego uważnie. Nie do końca wiedziała, co jednak mogłaby dodać do jego słów. Zadziwiło ją, z jak mądrym czarodziejem dane było się jej spotkać. Od dawna nie przeprowadziła z nikim tak głębokiej rozmowy, jednocześnie poprowadzonej w tak przyjemnym tonie. Artur zdecydowanie był wyjątkową osobą.
– To całkiem możliwe. – Nie potrafiła zaprzeczyć. – Mugole starają się ograniczać dostęp do broni… no wiesz, choćby przez II Wojnę. To straszne, ile osób straciło życie przez widzimisię jednego człowieka. Ale czy to nie jest podobne do tego, co teraz zaczyna dziać się w „naszym” świecie? – Westchnęła.
Zmarszczyła brwi.
– Ale wiesz, że z telefonów może korzystać każdy? Nie potrzeba przecież potwierdzenia na niebycie czarodziejem, aby poprowadzić kable i kupić telefon.
Wprawdzie sama nie miała pojęcia, jak wygląda takie „prowadzenie kabli”, ale to przecież nie może być trudne, skoro prąd jest w większości miejskich domów i w prawie wszystkich domach na wsi? A przynajmniej tych, które znała Gwen.
Zaśmiała się, słysząc o wspomnieniach Artura.
– Ja nie miałam jak sobie upatrywać domu. – Wzruszyła ramionami. – Dopiero w pociągu koleżanka uświadomiła mnie, że coś takiego istnieje.
Cóż, to była całkiem zabawna chwila. W końcu w mugolskich szkołach takie podziały nie funkcjonują. Jak mogłaby się ich spodziewać?
Machnęła ręką. Dla niej życie bez magii naprawdę nie było wielkim wyzwaniem.
– No wiesz, jak pilnie potrzebowałam czarów to się nie wahałam. Ale czary to naprawdę nie jest konieczność.
Musiała się chwilę zastanowić, aby odpowiedzieć na pytanie Artura. Bo to, że pamiętała o istnieniu takich opowieści wcale nie oznaczało, że pamięta dokładnie o czym są. W końcu pamięć dziecka jest bardzo zawodna.
– To raczej jakieś proste opowiastki dla małych dzieci. Nie pamiętam ich dokładnie, to na pewno nie była klasyka literatury. Ale pewnie opierają się na tym samym, co zwykle: wielki kot w roli złego wilka, dzieci w roli tych, które popełniają błędy, ale się na nich uczą i pokonują zło… Takie zwykłe opowieści, tylko dodatkowo uczące o jakiś prehistorycznych zwierzakach.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Ta myśl była dziwna - magia to tylko dodatek. Nie jest tak naprawdę potrzebna do życia, można być szczęśliwym bez niej. To była kusząca idea, potwierdzająca równość między mugolami a czarodziejami, jednak z drugiej strony czary były dla Artura jak oddychanie. Naturalny element życia, z którym się wychował, poznawał, z fascynacją odkrywając ich sekrety. Kochał magię, kochał bycie czarodziejem. Nie wykorzystywał różdżki do wszystkiego, potrafił doceniać konwencjonalne rozwiązania, ale jej brak go autentycznie przerażał.
- Jesteś mądrzejsza niż większość czarodziejów, których poznałem - przyznał z pełnym przekonaniem. Mądrzejsza niż ja.
Zastanawiał się nad zapytaniem o wojnę, ale nawet z Franią, którą znał od wielu lat, jeszcze nie odważył się poruszyć ciemnej strony mugoli, apogeum ludzkiego okrucieństwa. To jeszcze nie był ten dzień, ale kiedyś...
- Tak, niestety w naszych najgorszych cechach też jesteśmy podobni - zgodził się z jej słowami.
Na szczęście rozmowa zeszła na luźniejsze tematy, więc mogli z uśmiechem odetchnąć.
- Co? - wydukał zaskoczony. Perspektywa, że tak po prostu mógłby mieć telefon wydawała się niesamowitą. Nie wiedział czy w jakimkolwiek dworku szlacheckim mieli takie urządzenie, ale może tak jak on, nikt ze szlachty nie wpadł, iż może to być tak proste. - Będę musiał się tym zainteresować - stwierdził.
Słyszał, że mugole nie bawili się w sztuczne podziały na domy w swoich szkołach, co kolejny raz dowodziło ich lepszego przemyślenia tematu. Nie chcieli dzielić uczniów, a wręcz przeciwnie, zachęcać do współpracy. Czarodzieje chyba woleli nie myśleć za bardzo na absurdami swojego życia.
- Musiałaś wszystko odkrywać na miejscu, pewnie czułaś się na początku zagubiona - zauważył.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, miała zdrowe podejście do czarów. Nie była ich niewolnicą, potrafiła sobie bez nich poradzić, ale też nie wahała się z rzucaniem zaklęć.
Przeszli na temat tygrysów szablozębnych, Artur z zainteresowaniem dostrzegł pewną prawidłowość.
- Jednym słowem, opowiastki dla dzieci się nie zmieniają, nadal przekazują te same mądrości. Różnią się tylko szaty, w które ubrana jest opowieść - zasugerował.
Wspomnienie prehistorii obudziło Longbottoma, nie wiedział ile już tak rozmawiali, a przecież było tyle do zobaczenia.
- Chyba musimy trochę przyspieszyć, bo inaczej zamkną nas w muzeum na noc - stwierdził. - Nie żeby coś takiego mi nie odpowiadało...
| zt. x 2
- Jesteś mądrzejsza niż większość czarodziejów, których poznałem - przyznał z pełnym przekonaniem. Mądrzejsza niż ja.
Zastanawiał się nad zapytaniem o wojnę, ale nawet z Franią, którą znał od wielu lat, jeszcze nie odważył się poruszyć ciemnej strony mugoli, apogeum ludzkiego okrucieństwa. To jeszcze nie był ten dzień, ale kiedyś...
- Tak, niestety w naszych najgorszych cechach też jesteśmy podobni - zgodził się z jej słowami.
Na szczęście rozmowa zeszła na luźniejsze tematy, więc mogli z uśmiechem odetchnąć.
- Co? - wydukał zaskoczony. Perspektywa, że tak po prostu mógłby mieć telefon wydawała się niesamowitą. Nie wiedział czy w jakimkolwiek dworku szlacheckim mieli takie urządzenie, ale może tak jak on, nikt ze szlachty nie wpadł, iż może to być tak proste. - Będę musiał się tym zainteresować - stwierdził.
Słyszał, że mugole nie bawili się w sztuczne podziały na domy w swoich szkołach, co kolejny raz dowodziło ich lepszego przemyślenia tematu. Nie chcieli dzielić uczniów, a wręcz przeciwnie, zachęcać do współpracy. Czarodzieje chyba woleli nie myśleć za bardzo na absurdami swojego życia.
- Musiałaś wszystko odkrywać na miejscu, pewnie czułaś się na początku zagubiona - zauważył.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, miała zdrowe podejście do czarów. Nie była ich niewolnicą, potrafiła sobie bez nich poradzić, ale też nie wahała się z rzucaniem zaklęć.
Przeszli na temat tygrysów szablozębnych, Artur z zainteresowaniem dostrzegł pewną prawidłowość.
- Jednym słowem, opowiastki dla dzieci się nie zmieniają, nadal przekazują te same mądrości. Różnią się tylko szaty, w które ubrana jest opowieść - zasugerował.
Wspomnienie prehistorii obudziło Longbottoma, nie wiedział ile już tak rozmawiali, a przecież było tyle do zobaczenia.
- Chyba musimy trochę przyspieszyć, bo inaczej zamkną nas w muzeum na noc - stwierdził. - Nie żeby coś takiego mi nie odpowiadało...
| zt. x 2
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący w ogrodach muzeum list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący w ogrodach muzeum list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:
Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:
- Elizabet Blackwood – mugolska studentka, zamordowana przy próbie ucieczki z miasta. Nim dosięgło ją zaklęcie przynoszące śmierć, została prawdopodobnie wielokrotnie zgwałcona.
- Benedict Paerson – były przedstawiciel Magicznej Policji, zabity w trakcie publicznej egzekucji po przeciwstawieniu się aktualnej władzy.
- Edith Bones – szefowa biura aurorów. Według oficjalnej informacji popełniła samobójstwo po tym, jak aresztowała Ignotusa Mulcibera. Nieoficjalnie, została zamordowana na polecenie Ministerstwa Magii.
Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?
I show not your face but your heart's desire
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Muzeum Hornimana
Szybka odpowiedź