Wydarzenia


Ekipa forum
Ogniste Wrota
AutorWiadomość
Ogniste Wrota [odnośnik]29.04.16 12:33
First topic message reminder :

Ogniste Wrota

13 sierpnia, podczas Nocy Spadających Gwiazd w lesie powstało wiele szczelin i zapadlisk, ale jedno z nich było tak głębokie, że według badaczy miało sięgać samego jądra ziemi. Ogniste Wrota, które dla czarodziejów stały się symbolem przejścia ze świata żywych do umarłych zapłonęły wtedy ogniem i płoną nim cały czas pomimo wielu prób ugaszenia przez służby. Gaz wydobywający się ze szczeliny podsyca ogień, a zniszczone i połamane wokół drzewa schną od wysokiej temperatury w ognistym leju. Teren nie jest uznawany za bezpieczny z powodu ognia i ulatniającego się gazu, jednak z powodu kryzysowej sytuacji w kraju pozostał niezabezpieczony i przyciąga wielu naukowców, badaczy i ciekawskich, a przede wszystkim, bezdomnych, którzy wokół krateru szukają niekończącego się źrodła ciepła.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 07.12.23 20:15, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogniste Wrota [odnośnik]28.11.23 22:54
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 17:48
Liczyło się tylko to, że był blisko; że byli na powierzchni, że wokół nich był las, nie ziejąca pustką szczelina, nie obrzydlistwa obślizgłych robali i innych insektów. Wdzięczność rozpierała ją od środka, pozwoliła na nabranie głębszego oddechu, gdy stanęła wyprostowana na miękkich nogach. Nie miała czasu mu podziękować — został więc tylko pęd, próby uniknięcia stratowania kogokolwiek, głośny szum krwi w uszach, przez który ledwo przebijały się inne dźwięki. Wydawało się jej, że słyszy krzyk, że może dwa, że roznoszą się one wokół z jej imieniem, ale nie była sama. Nie mogła zatrzymać się i Marcela tylko po to, żeby znów zawrócić. Walczyli o swoje życie, podskórnie czuła, że oboje byli świadomi sytuacji. Biegła więc dalej, przed siebie, w każdym kierunku, który wyznaczał Carrington, z jedną, jedyną motywacją w sercu — nadążyć za nim. Wiedziała, że tylko jego obecność sprawiła, że jeszcze nie oszalała zupełnie, tracąc po kolei wszystkie zmysły. Był białą plamą na tle śmiertelnej czerni, światłem w ciemności, płomieniem, który ochroni i ogrzeje. Mógł ją przecież zostawić, mógł po prostu biec przed siebie, ratować się za wszelką cenę. A jednak dbał o nią, w ten zabarwiony rozpaczą i trwogą wieczór, pierwsze akordy nocy. W sekundzie oddechu przez myśl przeszło jej, że nigdy nie spłaci długu, który u niego zaciągnęła. Ale mogła przynajmniej postarać się mu nie przeszkadzać. Starała się nie rozglądać, bojąc się właściwie tego, co zobaczy. Dlatego też, szczęśliwie dla siebie, nie skupiła się przesadnie na Deirdre, rejestrując zapewne tylko mignięcie jej twarzy, twarzy zalanej krwią. Nie tą srebrzystą, którą upuściła z ciała jednorożca, ale ciemnoczerwoną, ludzką. W tak specyficznej scenerii namiestniczka coraz bardziej przypominała Marii potwora, nie człowieka. Potwora, od którego również należało uciec, jak najdalej.
Przedostali się — szczęśliwie, może zrządzeniem losu, a może tylko według jego kaprysu — na przód pochodu, wyprzedzając wszystkich wokoło. Nadzieja załomotała w sercu tylko po to, by rozpaść się na kawałki, gdy tylko usłyszała chrupnięcie. Niepokojące, złowrogie, a zaraz po nim wycie — pierwotne, powstałe z boleści. Dłoń, która do tej pory była kotwicą, wyślizgnęła się z jej uścisku, zmuszając Marię do jeszcze większego przyspieszenia.
Marcel! — pisnęła, orientując się, co się stało. Nie była świadoma obrażeń, gdy chłopiec zakrywał nos dłonią, ale widziała krwawe plamy na koszuli i od razu pobladła jeszcze bardziej, niemal zupełnie tracąc cały koloryt skóry twarzy. Nerwy wychodziły z niej chętnie, stres napiął mięśnie do tego stopnia, że wydawały być się zupełnie skamieniałe. Wystąpiła do przodu, później w bok, wszystko po to by wciąż być blisko blondyna, w chaosie próbując stać się jego oczami, przynajmniej na chwilę. — To ja, poprowadzę cię — powiedziała na tyle głośno, aby głos przebił się ponad chaos, ponad wrzaski i trzaski, ponad ból, którego nie była w stanie sobie wyobrazić. Chwyciła go więc za nadgarstek jednej ręki i starając się utrzymać równy rytm kroków — aby instynktownie wspomóc go w ucieczce po omacku — parła dalej, chcąc dokończyć to, co rozpoczęli. Gdzieś w sercu tliła się jeszcze nadzieja, że zdążą tam, gdzie postawili stoły z jedzeniem, że tam posadzi go na ławie i może zaradzi coś na tę krew, chociaż widziała tylko pierwszą pomoc przy topieniu, zwichnięciu stawu i innych, nigdy jeszcze nic związanego z urazem twarzy.
I ta sama nadzieja — a raczej twór nadziei, szczęścia, białej magii — wzbił się w powietrze znajomymi cząstkami białej magii. Pamiętała, jak ostatnio była świadkiem rzucania przez kogoś podobnego zaklęcia. Wtedy nawet wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać wilka z białej magii, to był przecież pierwszy moment, w którym świat dobitnie pokazał jej, że polityczne podziały nie obejmowały sobą podziału na dobrych i złych. Wtedy biała magia dawała ciepło, spokój, nadzieję na to, że będzie dobrze.
Teraz olbrzymia, wynaturzona istota — podobna do tamtych przerażających zwierząt, które znikąd pojawiły się w Szpitalu Asfodela, a jednak tak od nich różna, w pewnym sensie humanoidalna — sięgnęła do personifikacji białej magii, rozrywając ją na strzępy. Uniesiona głowa i rozchylone w zaskoczeniu, w niemej niezgodzie wargi były jedyną reakcją na tą niesprawiedliwość. Czuła cząstki białej magii na sobie. Widziała je na Marcelu, na stojącej niedaleko Vivienne. Szarozielone spojrzenie skupiło się na moment na przyjaciółce, ratuj się, Vivi chciała jej powiedzieć, ale wszystkie słowa grzęzły w gardle, zbyt pospolite jak na koniec świata.
Ktoś krzyknął — zaraz zginiemy — ziemia drżała pod nogami, raz jeszcze albo może ciągle, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było niebo, nie widziała jeszcze czegoś podobnego. Wydawało się płonąć, rozrzażone od czegoś, czego nie była w stanie nazwać ani zidentyfikować, posiadając jedynie bardzo podstawową wiedzę o gwiazdach. Dłoń, którą dotychczas trzymała Marcela przytknęła do swoich ust, próbując tłumić krzyk przerażenia. Jedyną drogą była ucieczka, ucieczka przed siebie. Nie w las, w las nie uciekało się nigdy, a w szczególności w lasy stare i ludziom nieznane. Im dalej od cywilizacji, tym większe niebezpieczeństwa czekały na czarodzieja w normalnych warunkach, a teraz — nie chciała myśleć o tych, którzy zostaną zbudzeni przez hałas ucieczki. Tylko przed siebie. To jedyna droga. Droga wybrukowana wyrzutami sumienia, droga skroplona krwią i kwitnąca od siniaków z potrąceń, obaleń, miażdżeń.
W ostatnim momencie poczuła jednak, że jeżeli tak ma być — jeżeli to ma być koniec — to przynajmniej nie będzie w tym sama.
Piekielny gorąc w pierwszym impulsie wydawał się być tylko wytworem wyobraźni, może omamem ze zmęczenia strachem i ucieczką. Ale kontrastująca z nim chłodem dłoń — już znajoma, najbardziej wyczekiwana mimo skąpości kontaktów przed w s z y s t k i m — chwytająca jej własną pokazała, że to prawda, że katastrofa jest bliżej, niż mogli się spodziewać. Siła uderzenia rzuciła nią o ziemię, upadła na nią bez protestu, za to bez kontroli nad dźwiękami przerażenia. Nie wiedziała, czy ktoś mógł dosłyszeć jej wrzask — wysoki i długi, ale wcale nie piękny, w żaden sposób nie teatralny — czy może huk uderzenia wygłuszył wszystko, co pozostało żywe. Ramiona odnalazły ciało obok, kotwicę na wzburzonym morzu tragedii. Ochroniona, przynajmniej trochę, przed światem zewnętrznym wtuliła się w bok Marcela, drżąc w próbie nabrania oddechu, walcząc z pyłem wdzierającym się do ust, do nosa, w dół do gardła.
Ile to trwało — nie wiedziała. Wydawało się, że zaraz powstali znowu. I tak jak wcześniej, ruszyli biegiem, szaleńczym, ostatniej szansy. Nim, zgodnie z jego poleceniem, wyszła na prowadzenie ich pogoni, splotła ich palce ze sobą. Nie mogli się rozdzielić, szansę mieli tylko wspólnie.
Biegła tak prędko, jak tylko mogła. Starała się nie patrzeć na ziemię, wciąż obawiając się osiadłego tam nie tak dawno temu robactwa. Zamiast tego starała się dostrzec w gęstwinach mgły, nocy, pyłu, granice drewnianych portali. Nim jeszcze znaleźli się na przedzie, jakiś mężczyzna krzyczał, że mieli biec prosto, a to portale miały wyznaczać im drogę.

| 1. Ucieczka, 2. Spostrzegawczość (I), próbuję pokierować nas przez portale, ale najpierw muszę je zobaczyć


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 17:48
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 46

--------------------------------

#2 'k100' : 71
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 19:14
To nie był koniec świata. Koniec świata nie może nadejść. Byłoby to zaburzeniem zarówno świata materialnego i duchowego. Gdzie błąkałyby się dusze i gdzie odchodziłyby... To nie było kompletnie logiczne nawet dla ciebie. To wszystko było po prostu paniką. Paniką z którą ty też musiałeś sobie poradzić, biorąc pod uwagę, że zostaliście właśnie zaatakowani przez cienistego wilka. Zaraz? Wy? Nawet sobie nie żartujmy. To ty zostałeś ofiarą tej bestii, tego czegoś, co już wcześniej widziałeś, ale nie zostało tobie wytłumaczone jak się tego pozbyć. Wiedziałeś jednak, że była to zdecydowanie czarna magia. Wyglądało to plugawie, wyskoczyło też z czegoś, co miało plugawy charakter. Nie zamierzałeś więc pozostawać bierny, zaraz mówiąc do reszty.
Uciekajcie, sam sobie z tym poradzę. — Chociaż w zupełności nie byłeś pewny czy byłoby możliwe. Bo skąd. Jednak musiałeś zaryzykować, w jakiś sposób więc w głowie pamięć o tym, że nie spoczniesz dopóki nie wykonasz swojej największej ambicji. I jakaś bestia z cienia nie mogłaby Ci w tym przeszkodzić. Więc wyciągnąłeś przed siebie różdzkę, sięgając w kierunku bestii i wypowiedziałeś słowa zaklęcia. — Lancea — Chciałeś spróbować, aby świetlista włócznia uderzyla w bestię, jednak zaraz zdałeś sobie sprawę, że to może też nie pomóc, a cel byl co raz bliżej. Postanowiłeś zresztą użyć też coś, co chociaż ochroni cię przed tego atakiem. — Protego Maxima. — Próbowałeś więc użyć zaklęcia ochronnego by zdać sobie sprawę, że być może pomoże to tylko chwilowo. A wtedy co dalej. Na szczęście na pomoc przyszła kolejna osoba, która postanowila użyć jakiegoś zaklęcia, które razem być może przyniesie jakiś efekt. Wszystko zaczynało się jednak pieprzyć. Ziema zaczęła drżeć, miałeś utrudnione utrzymanie równowagi. Jaki będzie w końcu efekt końcowy twoich zaklęć, jeśli i tak zginiesz z powodu przyczyny kompletnie losowej jakim jest.... "koniec świata".

1. Lancea
2. Protego Maxima
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 19:14
The member 'Vergil Zabini' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 44, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 23:09
Myśli rozbite przez hałas i łamanie gałęzi, obdzierają go z wcześniejszej pasywności, gdy trącany przez pojedyncze jednostki, zapiera się na butach w powadze i w nagłym nurcie spokoju, jaki spływa na niego wzdłuż członków. Jeden oddech, dwa oddechy... przy trzecim schnąca w głowie pewność, jak cenna, pojmana przez niego zdobycz, powraca. Zagnieżdża się w przedsionku świadomości, gdy z wyciągniętą nad głową różdżką, próbuje swoich sił przy wyczarowywaniu patronusa. Z aktem kojących scen, wezbranych w głowie, udaje mu się szczęśliwie przywieść do czarodziejskiego tłumu świetlistego ducha. Kruk, zanurzony w łunie jasnej aury, porywa się do lotu i pod koronami gnących się nagle drzew, znajduje swoją podniebną ścieżkę. Ścieżkę niechybnie zakończoną w szponach cienia, gdy zmieciony w jednym urągnieniu chwili, niknie bezpowrotnie.
Niknie też nadzieja na to, że może być lepiej, szczególnie, gdy wzrok, idąc za podpowiedzią zagłuszających wszystko dźwięków, pada na wpełzające w przepaść drzewa.
Niewiadoma targa twarzami zebranych, by zajść w kościach i mięśniach twardością napięcia. Nie daje nikomu spokoju. Ciało tłumu, niemal całkiem objęte w spazmie wydarzeń, chrzęści od drętwości kończyn. Prawie wszyscy poruszają się nienaturalnie sztywno, na szczudłach strachu, zamknięci w ciasnych dybach paniki. Wtórują temu obalone za ścieżką drzewa. Wyszarpane z ziemi korzenie, jak obumarłe pieczęcie lasu, odznaczają się w przestrzeni tuż przed ich sromotnym upadkiem.
Bezbronne i nagie, wpadają w szczelinę szerzącego się na tyłach i na bokach pochodu zapadliska. Nie widzi wszystkiego, ale widzi jak jedno z nich, sążnistych strażników lasu, gnie się ku dołu i dotyka gleby, odrapując korę i odkrywając przed nim swoje pnącza. To rana, której nie uleczy.
Wtedy właśnie Arsene drga w naprężeniu, na nowo poruszając się do przodu, tym razem szybciej, ku portalom, bliżej potencjalnego wyjścia, a już na pewno dalej od zapadliska. Wciąż jednak z uwagą obserwuje przestrzeń, początkową jasność w przestrzeni biorąc za wypadkową zaklęcia. Dopiero spojrzenie w kierunku nieba, za drogowskazem pojedynczych głów, robiących to samo, wskazuje mu źródło. Światło komety, rozbite na mniejsze odłamki, zwiastuje prawdziwą katastrofę, a w rozbłysku komety, pod kloszem walących się drzew, kroki, oddechy i szelesty ubrań... wszystko to przestaje mieć znaczenie.
Niebo, zajęte iskrami i ogniem, targa przestrzenią, jak dziki gon. Przestrzeń nasyca się czerwienią i przebłyskiem gwiazd, by zrzucić na wszystkim bombę informacji. Jeśli jeszcze wcześniej nie było to jasne, teraz kule ognia i ich jaskrawo-krwiste macki, zwiastują katastrofę. Emocje sięgają zenitu, i nawet on, zwykle powściągliwy, w napięciu i zatopiony w prądzie szybkich analiz, nie potrafi odetchnąć głęboko. W niepojętym rozruchu, tłum zagęszcza się. Złapany w pręta gorących buchów paniki, jak w klatkę, rozbiega się bez sensu. On również, popychany przez innych, prze do przodu. Przepycha się pomiędzy ludźmi, poszukując przy tym brata.
Nie łudzi się, że zdoła go w tym zgiełku znaleźć, ale... nie wybaczyłby sobie, gdyby nie podjął się choćby naiwnej próby dostrzeżenia go.
Sophos! — głos ginie zaraz w tupocie stóp i w innych krzykach, gdy wepchnięty między ludzi, posuwa się naprzód.
Wszyscy biegną, szukają drogi ucieczki. W szaleńczej próbie przetrwania, pchają się z łokciami między żebra. Zadeptują własny spokój. Nic nie męczy jednak bardziej, niż rozrywający huk, przepełniony wibracją, i nagle wzbity w powietrze pył, gryzący po gardle i płucach.
Szlag! — klnie nieelegancko, odkasłując drobiny tego, co wpada niechybnie w tunel krtani. Płaszcz napięcia rośnie nieustannie, wraz z dyskomfortem w oddychaniu i z frustracją, zagrzewającą silnie linie żył, szczególnie z chwilą, gdy musi porzucić myśl o poszukiwaniu bliskich. W tym chaosie nie widzi innego rozwiązania. W jednoczesnym pędzie działania, przyspiesza kroku, gotowy do ucieczki.

1. Porusza się do przodu za Tristanem i resztą
2. Szuka wzrokiem brata. Kość: 23 -5 (nieudane)
3. Deklaruje ucieczkę.


Ostatnio zmieniony przez Arsene Bulstrode dnia 30.11.23 0:02, w całości zmieniany 1 raz
Arsene Bulstrode
Arsene Bulstrode
Zawód : twórca konstrukcji i pułapek magicznych
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11953-arsene-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11982-arsene#370241 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11985-skrytka-bankowa-2599#370261 https://www.morsmordre.net/t11984-arsene#370255
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 23:59
Nic do siebie nie pasowało. Każdy najmniejszy element przerażającej sceny wymykał się magicznej teorii i numerologicznym obliczeniom. To wszystko nie miało prawa istnieć. A jednak sytuacja, mimo iż stanowczo wykraczała poza panowanie “królowej magicznych nauk”, nie była wytworem jego wyobraźni.
-Kto? - zapytał Rigel, starając się przekrzyczeć huczącą w uszach krew. - Kogo tam widzisz, Wendelino?
Jednak nie usłyszał odpowiedzi, jedynie ciało kobiety stało się nagle bardzo ciężkie, więc Black musiał zaprzeć się nogami, by nie stracić równowagi, jak również utrzymać lady Selwyn, kiedy ta zdawała się słabnąć z każdym oddechem.
Primrose…
Rigle czuł się rozdarty. Nie mógł porzucić kobiety w potrzebie, która teraz była zupełnie bezbronna, a z drugiej strony — czuł się winny, że nie mógł ruszyć w stronę przyjaciółki. Na całe szczęście jego nieme modlitwy chyba zostały usłyszane, bo lady Burke musiała ich zauważyć i już po chwili stała u jego boku.
-Na mądrość Roweny, Prim, nic ci nie jest? - przepełniony emocjami, nawet nie starał się ukryć drżenia w głosie, które rezonował z drżeniem ziemi pod jego nogami. Musiał się upewnić, czy wszystko jest w porządku.
Coś jednak było nie tak. Coś nie pasowało, a Black odruchowo, uniósł głowę, jak zawsze czynił, kiedy szukał odpowiedzi na dręczące pytania. I wtedy je zobaczył, a strach odebrał mu ostatni oddech. Gwiazd na niebie było za wiele, nieskończone ilości ciał niebieskich zawisły w przestrzeni i stawały się coraz jaśniejsze.
I jaśniejsze.
-One tu lecą - powiedział jakby do siebie, wpatrując się ciemnymi tęczówkami w jaśniejące punkty. W tamtej chwili wszystko nabrało sensu. Wendelina mówiła, że kometa jest bardzo jasna, a to oznaczało, że jej temperatura była bardzo wysoka. Na tyle... że w końcu wybuchła.
Black po raz kolejny poczuł się mały. Był tylko okruchem piasku, w obliczu ogromu wszechświata i jego potęgi. Widział również te jasne strony sytuacji. Nie był w tym wszystkim sam. U swego boku miał tych, przy których śmierć nie była już aż tak straszna. W takiej chwili czarodziej musiał zrobić wszystko, by zachować jasność umysłu.
-Paxo - wypowiedział, przykładając różdżkę do swojej skroni w myśl zasady, że najpierw pomóż sobie, a później innym.
Wtedy do jego uszu dobiegł głos i Black spróbował znaleźć jego źródło. Chyba nigdy nie w swoim życiu nie poczuł takiej ulgi, widząc postać Tristana Rosiera. Nestor rodu wraz z Deirdre wskazywali im wszystkim drogę ucieczki. Lecz i tu jednak coś jednak był nie tak. Mężczyzna nie miał jednak czasu, by dłużej nad tym się zastanawiać.
W odpowiedzi na słowa przyjaciółki kiwnął głową i ruszył za nią, pomagając również lady Selwyn. Niestety zdążył zrobić jedynie parę kroków, kiedy z głośnym krzykiem zgiął się wpół i upuścił świecę, która przez cały ten czas kurczowo ściskał w dłoniach. Jego ręce płonęły żywym ogniem… A czarodziej znał ten ból. Czując, jak przepełnia go groza, wyciągnął przed siebie dłonie, wiedząc już jakimś niezbadanym zmysłem, co zobaczy: czarne żyły, na tle bladej skóry.
Czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy?
-Co się dzieje?! - wydusił z siebie, patrząc to na swoje ręce, to na przyjaciółkę. Tak bardzo liczył, że może ona zna sposób, jak to zatrzymać.

|1 - rzut na Paxo (uzdrawianie 0, anatomia I), kara -5
2 - obrażenia poeventowe
3 - próbuję uciekać z Primrose i Wendeliną


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]29.11.23 23:59
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 33

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 1:40
Dostrzegł wyrwę w ziemi, dostrzegł strzępy czarnej mgły, które się z niej wynurzyły, z dłonią zaciśniętą na rękojeści różdzki obserwował formujący się cień, istotę zrodzoną z koszmaru. Dzielili wspólny los, jedno życie, czuł przecież tę aurę, moc, bijącą od stworzenia magię. Łączyła ich i scalała, czym był, kim był? Nie wiedział - wiedzieć nie mógł - pewne było jedno, ta przedziwna noc nie osłabiała go wcale. Ta przedziwna noc podsycała tlącą się w nim magię, magię przekleństwa Morrigan, była z nią powiązana - jak? Nie wiedział. Czy to ona mogła spowodować to wszystko? Czy to ją posilało? Miał zbyt wiele pytań i zbyt mało czasu, skupiony na tym, co tu i teraz nie myślał o tym, czym była ta moc - myślał tylko o tym, co mógł z nią zrobić.
- Biegnij ich ostrzec - odparł krótko na słowa młodziana, nie wiedział, czy dobrze robili, kierując się ku większej ilości czarodziejów, ale zdawało się, że i tak nie wiodła ich żadna inna droga. Musieli zrobić to, co konieczne - aby przetrwać. Nie zareagował, czując instynkt cienistego koszmaru - cienie na tyłach mogły narobić szkód liczniejszych, niż to zapadlisko. Niechętnym okiem spojrzał na srebrzystego ptaka, który pomknął przez czarne niebo - unieszkodliwiony szybciej, niż mógłby rozdrażnić czarną magię sycącą to miejsce i tę ziemię. Przez ramię raz jeszcze obejrzał się na bestię, nie wyglądała na nieposłuszną, choć przecież zawsze dotąd musiał ich posłuszeństwo wymuszać. Tej nocy coś się zmieniło. Tej nocy aura była inna, niezwykła. Znaczyły ją krwawe łzy na jego twarzy, znaczyły ją cienie i otaczająca ich złowroga magia. Magia potężna - magia jemu posłuszna w sposób, którego nie potrafił pojąć. Był pewien, że miało to związek z dziedzictwem krwistego kryształu, Czarny Pan nie wysłał ich w ciemne sploty tamtych zdarzeń na darmo. Wyglądało na to, że szczelina nie powiększała się w ich kierunku - drzewa traciły się w dół coraz dalej od nich. To upewniło go co do właściwości obranego kierunku ewakuacji. Dostrzegał patronusa, jego obecność wydawała się drażniąca. Obejrzał się, zastanawiając się, skąd to stworzenie się tutaj wzięło - ale nie miał na to czasu. Nie było już czasu na nic. Nie rozumiał nic więcej, z tego, co działo się nad nimi - pojął dopiero w chwili, gdy srebrne odłamki komety zapłonęły ogniem, czerwieniąc nocne niebo. Wokół znów zapanował chaos.
- Znajdź Melisande, szła za nami. Wrócisz z nią - zwrócił się do Vivienne, czuł że powinien tu zostać, może dlatego, że towarzyszący mu koszmar ciągnął ku zagadkowej wyrwie, może dlatego, że czuł tę przesyconą mocą aurę. Był w stanie zdematerializować się w każdej chwili, a takiego nie dało się go zranić. Jeśli coś, cokolwiek im towarzyszyło, wzywało, musiał na ten zew odpowiedzieć. Jak? Nie wiedział. Wyciągnął dłoń, ściskając ramię młodszej siostry, nie zamierzając jej wypuścić inaczej, niż w ręce starszej - musiał to jednak uczynić, gdy potężny podmuch wiatru zwalił z nóg wszystkich, ale nie jego. Patrzył na zwalonych z kolan czarodziejów, powolnym gestem przykładając dłoń do piersi - krew, która pozostała na dłoni należała do niego. Lepka i ciepła. Coś chroniło go tej nocy, obejrzał się na cienistego stwora, lecz nie mógł wyzbyć się wrażenia, że on był tylko manifestem czegoś, co unosiło się w powietrzu. Czegoś większego. Ważniejszego. Istotniejszego. Pochylił się nad Vivienne, chcąc postawić ją na nogi, Deirdre sprawnie radziła sobie z ewakuacją. - Uspokój go! - zwrócił się do cienistej istoty, gestem wskazując tyły pochodu; instynkt ciągnął jego uwagę do jeszcze jednej cienistej istoty, istoty, która znajdowała się poza kontrolą i mogła zaatakować, która atakowała. I tym instynktem - chciał zmusić go do działania, czując, że uległość już w nim dostrzegał. Towarzyszący mu cień był wielki. Wydawał się potężny. Ufał, że zdoła zdominować cieniste wilczę.
Przepełniało go jednak poczucie, że potrafił, że mógł tej nocy więcej. Że coś przepełniało go potęgą, która nie należała do niego, mocą, która ściągnęła na niebo nieszczęście, a która służyć miała Czarnemu Panu. Energią, niezwykłą, wyjątkową, cenną. Nadnaturalną. I postanawiając jej zaufać - wezwał tę cienistą moc, wyciągając różdżkę w niebo; z drżącej ziemi chciał wydobyć cieniste macki, które niby baldach okryją tunel elfiego szlaku i odgrodzą ich od ognistego nieba i zdradliwego lasu. Czy to było możliwe i na jaką skalę - nie mógł wiedzieć - jego myśli skupiły się jednak na wszystkim tym, o czuł, co iskrzyło się tej nocy w powietrzu, co mogło okazać się ich szansą; na krwi kroplami spływającymi z kącików ust i oczu, na potędze koszmarnego bytu, na spadającej gwieździe. Na tym przedziwnym uczuciu, towarzyszącemu mu od pierwszego kroku, które pozwoliło mu zachować równowagę pomimo eksplozji. Czy tym sposobem choć wąski przesmyk zostanie osłonięty przed zniszczeniami? Przez jego zepsucie, być może, lecz walka toczyła się dziś z żywiołem, którego nie dało się powstrzymać.

1. Pomagam Viv
2. Próbuję wydać rozkaz Cieniowi
3. Próbuję zdolności rycerzy - śmiertelny uścisk (+absorbcja), niech się dzieje wola (zniszczonego) nieba



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 1:40
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


#1 'k3' : 1, 3, 1

--------------------------------

#2 'k100' : 56, 53
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 14:42
Przerażone piśnięcie córki było jak sztylet wbijany w miękką tkankę serca. Obiecała jej — przed laty, gdy pierwszy raz trzymała ją w swoich ramionach, taką malutką i delikatną — że obroni ją za wszelką cenę. Płaciła ją każdego dnia, odciągając uwagę Franza od najmłodszego z dzieci, wychodząc z założenia, że lepszym ojcem był ojciec nieobecny, niż okrutny. Płaciła ją też później, zawierzając je obie w łaskę człowieka, który miał zapewnić im bezpieczeństwo i godne życie, transakcję pożyteczną dla obu stron. Nikt z nich nie miał się kochać, rodziną mieli być na zdjęciach i w przestrzeni publicznej, a jednak w Sallow Coppice co raz brzmiało grzeczne tato, z coraz to blednącym, niemieckim akcentem. I Valerie oddała się uczuciu, które pojawiło się i rozkwitło znikąd.
Byli rodziną, takie były fakty. Ojciec miał bronić dziecka, mąż żony. A Corneliusa nigdzie nie było.
Ukucnąwszy z boku, w miejscu, które wydawało jej się relatywnie bezpieczne, oczekiwała nadejścia skrzatki. Ta pojawiła się przy niej, zgodnie ze swymi obowiązkami. Nie miała możliwości ani siły tłumaczyć Beksie, w jak wielkim niebezpieczeństwie byli. Wierzyła w rozsądek stworzenia, w to, że w trakcie krótkiej obserwacji, gdy rozglądała się na boki, pojęła powagę sytuacji.
Gdy Beksa zniknęła, Valerie objęła ramieniem Hersilię, układając dłonie na jej głowie. Dźwięki wydawane przez drzewa nie nastrajały pozytywnie, w żadnym wypadku. Ale wierzyła, że skrzatka poradzi sobie z zadaniem na tyle prędko, że nie będą musiały uciekać, nie same.
Trzask teleportacji sprawił, że poderwała się na równe nogi, zmuszając do powstania także Hersilię. Krzyk Corneliusa był niespodziewany, do tego stopnia, że śpiewaczka na moment zapomniała o chaosie, który trwał obok. Przez moment wpatrywała się tylko w jego twarz, zupełnie zaskoczona, czując wyłącznie ogień, który palił się w klatce piersiowej, ogień gniewu, ogień złości, który zmusił ją do mocnego zaciśnięcia w pięść wolnej dłoni. Chciała krzyczeć — Powinieneś się martwić o nas, a nie o tę dzikuskę! Powinieneś być przy nas, przy żonie i córce, a nie z tą flądrą! I nie obchodzi mnie, że umiera, bo umrzeć może nawet sam Malfoy, a ty mi ślubowałeś! — ale w tym samym momencie Cornelius doszedł chyba do zdrowych zmysłów i nareszcie zainteresował się ich stanem. Złość pędziła w żyłach Valerie niemal dorównując adrenalinie i strachowi.
— Bekso, Hersilia i ja — upomniała skrzatkę, aby chwyciła wyciągnięte dłonie obu pań Sallow, dla zapewnienia bezpiecznej teleportacji. Zmarszczyła lekko nos na następne zaklęcie Corneliusa, postanawiając sobie, że gdy będą już w Sallow Coppice, pośle tu Beksę jeszcze raz.
Złość wyparowała dopiero w chwili, gdy poczuła, że drżą jej nogi; to mylne przeczucie dało jej chwilę złudnej radości, bowiem skupiona wyłącznie na najbliższym otoczeniu nie widziała tego, co działo się na niebie. Tarcza, którą Cornelius osłonił ich od tłumu była w oczach jego żony czymś więcej, niż tylko zaklęciem. Wypełnieniem obowiązku, deklaracją oddania, tak chciała o tym myśleć, uspokoić rozjuszone serce, przywołać tamtą pewność, że on nigdy by nie—.
I wtedy nastąpił huk. Zachwiała się na nogach, odruchowo przyciskając córkę do siebie, chcąc ochronić ją przed kolejnym upadkiem, przed gorącem, pyłem, przed światem, jak robiła to każda matka. Pył wdarł się do nosa i ust, ciałem wstrząsnął kaszel. Przewróciły się, chyba wszyscy, ale zaciśnięte w obawie przed kolejnym upadkiem oczy nie pozwalały dojrzeć, czy Cornelius i Beksa ustali o własnych siłach.
— Prędko, hall w Sallow Coppice! — rozkazała, próbując przebić głos ponad kaszlnięcia i próby wykrztuszenia z siebie dymu. Musieli stąd uciec, całą trójką, wraz ze skrzatem.

| Rozkazuję Beksie zabranie mnie, Hersilii i Corneliusa tutaj




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 20:30
Ze świeżo tlącym się w sercu żarem podążała za głosem brata. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie; strużki krwi spływały mu po twarzy, ale on sam wydawał się tym nie przejmować, nadzorując ruch korowodu budzącym posłuch tonem. Już od najmłodszych lat myślała o nim jako o rycerzu, który w imię obrony swoich bliskich byłby zdolny do wielkich czynów, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wszystko to nie było jedynie wymysłem wyobraźni młodej dziewczynki, a Tristan rzeczywiście okazał się być nie tylko wybitnie utalentowanym czarodziejem, ale także urodzonym przywódcą. Była pełna podziwu, że nawet pomimo wszechogarniającej histerii nie bał się przejąć kontroli nad sytuacją, której rozwój zdawał się nabierać tempa z każdą mijającą sekundą.
  Piski nie ustawały – a jeśli już, to tylko po to, by ustąpić miejsca długim, przenikliwym krzykom, które następnie milkły aż po wsze czasy. Nawet nie zorientowała się, kiedy znalazła się nieopodal Marii, która w towarzystwie nieznajomego blondyna również podążała w kierunku wyznaczonym przez Tristana. Obawiała się, że tajemniczy mężczyzna może mieć nieczyste intencje wobec jej przyjaciółki i korzystając z panującego zamieszania, będzie chciał ją gdzieś ze sobą porwać, ale zanim zdążyła zadać dziewczynie jakiekolwiek pytanie, cała trójka została obsypana świetlistym pyłem, jedyną pozostałością po patronusie, który jeszcze przed chwilą szybował między koronami drzew.
  To, co nastąpiło później, ciężko było opisać słowami. Pierwszy był widok niezliczonych brył, które płonęły w powietrzu, zostawiając po sobie smugi jarzącego światła. Wyglądało to tak, jakby niebo miało lada moment runąć, a ona czuła się malutka i bezsilna w obliczu potęgi natury. Następne przyszły iskry, a wraz z nimi płomienie. Pękały stare pnie, żar buchał w twarz, a ogień rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie. Ostatni przyszedł huk. Deszcz spadających gwiazd stał się burzą światła i dźwięku, malując niebo najróżniejszymi odcieniami, podczas gdy ziemia grzmiała i drżała pod ciężarem upadających meteorów.
  Nie dosłyszała, co powiedziała do niej madame Mericourt, ale kiedy wcisnęła jej do ręki swoją święcę, Vivienne przyjęła ją z wdzięcznością.
  — Dziękuję — odpowiedziała jej, lekko się krztusząc, ale czarownica, która wraz z Tristanem zaangażowana była teraz w dyrygowanie rozpierzchającym się tłumem, nie miała już prawa tego usłyszeć.
  Nie mając już większego pożytku z własnej świecy, zgasiła ją lekkim dmuchnięciem i odrzuciła na bok, upewniwszy się wcześniej, że niedopałek nie przyczyni się do jeszcze szybszego rozprzestrzeniania się pożaru, który zajmował kolejne drzewa.
   Nie wiedziała, w którym dokładnie momencie znalazła się na ziemi, ale bolące i poobijane kolana jasno wskazywały, że musiało się to stać bardzo szybko. Z pomocą brata stanęła na nogi, a następnie, zgodnie z jego instrukcjami, zaczęła szukać wzrokiem Melisande. Wśród pogrążonego w chaosie tłumu i wszechobecnego kurzu, który nieprzyjemnie drapał w gardło, ciężko było ją dostrzec, ale ostatecznie jej się to udało. Ledwo się słaniając, ruszyła w jej kierunku.


| 1. Podnoszę się z ziemi. 2. Próbuję dojrzeć Melisande, co (chyba?) mi się udaje [45 + 10 ze świecy, którą wręczyła mi Deirdre] 3. Zmierzam w kierunku siostry.



If you dance, I'll dance

And if you don't, I'll dance anyway
Vivienne Rosier
Vivienne Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
 If I can stop one heart
from breaking,
 I shall not live in vain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11886-vivienne-rosier#367332 https://www.morsmordre.net/t12160-bard#374434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12084-vivienne-rosier#372313
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 20:35
Tłum był falą, dziko rwącą do przodu, kiedy nie było szansy rozlać się na boki, bo nawet wiekowe drzewa padały pod naporem niszczycielskiej mocy. Jednak Sophos walczył całym sobą z ludzkim nurtem i nie bacząc na przypadkowe otarcia, kuksańce i popchnięcia ruszał w głąb spanikowanego korowodu. Pomiędzy płaczem i wrzaskiem padały klarowne polecenia, wręcz rozkazy, aby przeć do przodu, lecz on musiał je zignorować. Magiczne oko wskazało mu kierunek, pomogło mu dostrzec Imogen, lecz w trakcie jednej chwili zaledwie zdążyło się już zmienić wiele, bo padały kolejne osoby i kolejne drzewa, bo po jasnym rozbłysku nastała mrożąca krew w żyłach ciemność. Dudniące w piersi serce zagłuszało nawet myśli, choć te szarpały się mocno waląc o czaszkę i pod kościstą kopułą niosąc się echem.
Chyba raz spojrzał na niebo, kiedy przypadkiem usłyszał jak ktoś mówi, że niebo goreje. Huk, wstrząs, impet był tak wielki, że poruszył ziemię, a ta znowu zadrżała i powaliła wszystkich bez wyjątku. Wszyscy zaczęli się podnosić i na oślep oddalać się od epicentrum chaosu, raz jeszcze panika wybiła wszystkim z głowy jakiekolwiek próby zorganizowania się. Bulstrode zerwał się na równe nogi, nie przejmując się stłuczeniami, nie mogły one go zatrzymać w miejscu. Poczuł uderzenie cudzego łokcia w jedno z żeber, ale oddychał, szarpał się dalej w obranym wcześniej kierunku, nie ustając w próbie znalezienia Imogen. Oko już nie lewitowało, trafił je szlag, ale zdał się na własny wzrok i odniósł sukces, wypatrzył półwilę i ruszył ku niej, skupiając się na tym, aby nie wypuścić różdżki z ciasnego uścisku prawej dłoni. – Imogen! – już ostatni raz krzyknął jej imię, przepychając się pomiędzy kolejnymi osobami, starając się nie stracić jej z oczu.
To była chwila, w której nie mógł się wahać, musiał działać, aby nie dać się pochłonąć temu szaleństwu atakującemu go zewsząd. Wziął szybki wdech, ponownie wprawił różdżkę w ruch, próbując rzucić zaklęcie. Odpowiedni gest, wyraźna inkantacja, jasna intencja. – Temeritio – wypowiedział śmiało, bez zająknięcia, szczerze wierząc, że jak nigdy potrzebuje determinacji i skupienia, aby nie zawieść w chwili próby.

| rzut dokonany w szafce na znalezienie Imogen w tłumie, ST 50 (wyrzucone 85, kara -5)
1. zwinność, próbuję przecisnąć się w stronę Imogen
2. Temeritio
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]30.11.23 20:35
The member 'Sophos Bulstrode' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 78

--------------------------------

#2 'k100' : 60
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]04.12.23 14:22
Wszyscy

Cornelius z trudem potrafił dostrzec miejsce, w którym się znajdował z Elvirą, lecz jej samej nie dostrzegł, czarownica wciąż znajdowała się w dole. Wycelował różdżkę w górę i pod kątem, posłał w powietrze snop czerwonych iskier, które miały zaalarmować ratowników o potrzebie pomocy. Zaraz potem spróbował ochronić rodzinę przed ludźmi, którzy wpadali na siebie. Intensywnie jasna, błękitna tarcza rozjaśniła ciemność; ludzie już przez samą jej obecność unikali zbliżenia się do chwilowego błysku. Tarcza zbladła tak samos szybko, jak się pojawiła, ktoś zatoczył się w stronę Sallowów, ale zaraz potem kłęby dymu pokryły wszystko i wszystkich, a oni sami stracili pochód i ludzi z widoku. Skrzatka natychmiast chwyciła Corneliusa i Valerie trzymającą Hersillę, a potem przymknęła oczy i wciągnęła ich z trzaskiem deportacji w magiczną nicość deportując ich do domu.

Zdana wyłącznie na siebie Elvira nie była świadkiem uderzenia ani podmuchu, który przewrócił wszystkich czarodziejów na Elfim Szlaku. Czuła drżenie ziemi i próbując ratować się przed wpadnięciem głębiej, a może nawet pogrzebaniem żywcem, wyciągnęła różdżkę w kierunku miejsca, z którego zsunęła się do dołu i wypowiedziała inkantację. Po chwili zmaterializowała się na ściółce, mogąc ujrzeć, zbierających się z ziemi tuż obok niej czarodziejów i kłęby gęstego, gryzącego dymu, który utrudniał widoczność i oddychanie. Nie widziała wokół siebie nikogo, prawdopodobnie znajdując się na samym tyle. Nad jej głową w dymie niknęły czerwone iskry.

Wendelinie trudno było się skupić, a jej samotna ucieczka mogła zakończyć się porażką. Kobieta była słaba i słabła z każdą chwilą, zawroty głowy były jeszcze silniejsze. Czarownica musiała puścić arystokratę, kiedy podmuch cisnął ich wszystkich na ziemię; wylądowała na niej także ona sama, niewiele widząc, niewiele słysząc prócz szumu własnej krwi. Jako alchemiczka dobrze znająca niebo i wiele tajemnic wszechświata wiedziała, że kometa nie mogła spaść na ziemię — jaśniejące kule na niebie były meteorami, które spalały się w ziemskiej atmosferze i musiały być wynikiem implozji komety na niebie, która objawiła się chwilę wcześniej jasnym, oślepiającym błyskiem na niebie. Takie sytuacje się zdarzały choć bardzo rzadko. Wiedziała także, że sierpień jest miesiącem Perseidów, Akwarydów i roju Alpha Caprocornids, ale szansa na to, że wpadły na kometę i doprowadziły do jej eksplozji była znikoma, przez to bezpośrednia przyczyna pozostawała nieznana. Rozpad komety musiał wygenerować olbrzymie pokłady energii (co było widać po błysku) i to właśnie one były wyczuwalne w ziemi i wokół czarodziejów. Selwyn wiedziała też, że skutki tego powinny obejmować olbrzymi region — jak duży, zależało od faktycznej siły wybuchu. Była jednak pewna przede wszystkim tego, że nigdy czegoś takiego nie widziała i o takim wybuchu nigdzie nie czytała. Dym, który ją otaczał nie pozwalał jej dostrzec nikogo prócz Rigela i Primrose. Ta szybko znalazła się przy przyjacielu i jego dzisiejszej towarzyszce. Z trudem radząc sobie z uciążliwym dymem, ruszyli w stronę, gdzie jak sądzili, szli wcześniej; i w którą umykały sylwetki przed nimi. Rigel poczuł, jak jego ręce płoną — czarne znaki na ciele pojawiły się znikąd, a sam lord Black czuł jak coś odbiera mu siły. Mimo to, razem z dwoma arystokratkami spróbowali podążać drogą do serca lasu.

Deirdre zdecydowała się zabezpieczyć pochód, poruszających się w chaosie, rozbieganych i depczących się ludzi. Machnięciem różdżki wzmocniła swój głos, który rozbrzmiał wyraźnie, a następnie skierowała różdżkę w górę, posyłając w powietrze snop czerwonych iskier ostrzegawczych. Rozbłysły na tle iskrzącego od ognistych kul nieba. Ludzie słyszeli jej głos dobrze, ale chaos i panika stawały się coraz wyraźniejsze, a każdy bał się o swoje życie. Większość czarodziejów nie zważała na to, kogo popycha i kto ląduje na ziemi. Parła przed siebie, w kierunku, w którym biegła ścieżka. Obecność i wskazówki Śmierciożerczyni częściowo pomogły ludziom nie rozbiegać się po okolicy. Kiedy tumany kurzu przysłoniły wszystko wokół, czarownica miała trudności z dostrzeżeniem twarzy. Zdawać jej się mogło jednak, że rozpoznała Melisande i Manannana. Trudno było odnaleźć ścieżkę i kierunek, kiedy wokół widoczność mocno ograniczały gryzące gardło i drapiące opary.

Manannan chwycił mocniej żonę i kiedy wilk utkany z mroku pojawił się przy nich, gotów, by zaatakować, pociągnął Melisande. Oczy wilka na chwilę skrzyżowały się z oczami Traversa, nie dostrzegł w nich sam wrogości, wzmogły się jednak szepty w jego głowie; na chwilę utrudniając skupienie; wściekłość w ślepiach wilk skierował prosto na Zabiniego. Gudrun próbowała zachować trzeźwość umysłu, skierowała więc różdżkę w stronę cienistego wilka i zdecydowanie wypowiedziała zaklęcie. Snop światła pomknął w stronę lasu, rozjaśnił postać z cienia i zatonął w nim, jakby on sam był w stanie światło pochłonąć. Nastroszył się, pochylił głowę i wycofał, wyraźnie niezadowolony z powodu ataku. Vergil spróbował walczyć z cienistą istotą, ale świetlistą włócznia przeleciała przez cień, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Próba wyczarowania tarczy okazała się nieskuteczna.nKiedy dym otoczył wszystkich, Manannan wiedział, że to pora na ucieczkę. Skierował na siebie różdżkę i zdjął z siebie zaklęcie rzucone przez żonę — koci wzrok byłby niezwykle pomocny w ciemności, skupieniu i nieruchomym przeszukiwaniu ciemności, ruchu, szczegółów. Kiedy wokół tyle się działo trudniej było złapać perspektywę i wykorzystać kocie atuty. Korsarz puścił przodem żonę i siostrę, chcąc mieć je obie na oku i bezpiecznie odprowadzić je jak najdalej stąd. Melisande zdecydowała się przywołać świstoklik. Wisior w kształcie triskelionu dotarł do czarownicy. Wbrew oczekiwaniom nie zadziałał natychmiast, deportując czarodziejów do Norfolku. Londyn chroniony był zaklęciami, tak słaby świstoklik nie miał prawa zadziałać na jego obszarze. Imogen, puściwszy dłoń Gudrun posłusznie wykonała polecenie brata i ruszyła przodem, wychodząc szukającemu jej Sophosowi naprzeciw. Czarodziej bez trudu mógł do niej dotrzeć, przedzierając się przez tłum biegnący w przeciwną stronę. Z powodzeniem rzucił na siebie zaklęcie, czując wielką determinację i siłę, był gotowy do działania. Upadek był dla arystokratki dotkliwy, ale otaczała ją rodzina i mężczyzna, który pomógł jej wstać i pociągnął ją biegiem w stronę wytyczoną przez Tristana. Arsene biegł przed siebie, próbując dostrzec wśród uciekających ludzi brata, ale nigdzie ni mógł go zobaczyć. Nie wiedział, czy znalazł poszukiwaną arystokratkę, czy był z nią, kiedy to wszystko się wydarzyło. Kiedy Gudrun otworzyła oczy, ujrzała obok siebie Vergila.

Yana odrzuciła świecę, zamiast tego rozświetlając sobie drogę różdżką. Biegła między ludźmi, trasą, którą wskazał lord Kentu, jeszcze nim wokół poniosły się tumany kurzu. Czarownica starała się wydostać ze szlaku, wokół którego robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Nie miała pojęcia, że bezpieczniej nie było ani w lesie ani w Londynie, ani całej Wielkiej Brytanii.

Marcelius z trudem powstrzymał naturalną chęć niesienia pomocy innym, dobrze zdając sobie sprawę, że dziewczyna obok niego nie poradzi sobie sama w całym tym zamieszaniu. W zamieszaniu, gdzie działo się tak wiele, w tak krótkim czasie, czas mógł decydować o wszystkim. Maria zrobiła wszystko, by pomóc chłopakowi, kiedy ból nosa nastręczył mu trudności. Młody akrobata pozwolił jej biec przodem, samemu z wyraźnym trudem łapiąc powietrze. Pył oblepiał się na jego gardle, krew zasychała w nosie, a skrzepy utrudniały zaczerpnięcie powietrza. W głowie zaczęło mu się kręcić, ale nie zatrzymywał się, razem z Marią biegnąc przed siebie szlakiem. Dziewczyna wytyczała kierunek, biegła przed siebie, zaraz za chłopakiem posłanym przez czarnoksiężnika prosto w las. Znał drogę i bez trudu mógł doprowadzić do serca lasu. Marcelius i Maria, będąc na samym przodzie, puściwszy się biegiem, pozostawili większość daleko w tyle. Oboje byli młodzi i sprawni, mogli wykorzystać całą energię na ucieczkę — jako pierwsi znaleźli się też w sercu lasu, dostrzegając, że dla nikogo nie było już nadziei. Oboje też nie byli w stanie zobaczyć cieni, które utkały ludziom bezpieczną osłonę.

Tristan zalecił młodzieńcowi bieg, by ostrzec ludzi, a on wykonał jego polecenie, jednocześnie wytyczając drogę między portalami osobom za nim. Podmuch powietrza nie zrobił Śmierciożercy żadnej krzywdy; pochylił się nad siostrą, by pomóc jej wstać, a następnie skierował swój rozkaz do cienia — ten opuścił go, a wraz z jego odejściem Rosier poczuł jak łącząca ich więź znika. Cień zniknął w pyle i dymie. Na tym czarnoksiężnik nie poprzestał. Skierowawszy różdżkę w niebo wezwał do siebie najczarniejsze siły. Po jego prawej i lewej stronie, tuż obok czekającej na siostrę Vivienne, ziemia rozstąpiła się, a spomiędzy ściółki pokrytej pyłem i kurzem wynurzyły się cieniste macki. Wijąc się w powietrzu i sunąć ruszyły w górę, splatając się ze sobą niczym pnącza. one same, dla wszystkich wydawały się być ledwie dymem. Sługa Czarnego Pana wiedział jednak doskonale, że mogły spleść się ze sobą, tworząc barierę, chroniącą jego i część uciekającego orszaku — przynajmniej przez chwilę. Vivienne mogła dołączyć bez trudu do uciekającej Melisande, której towarzyszył Manannan, Imogen i Sophos.

Czarnomagiczne macki po obu stronach portali złączyły się, tworząc spiczasty tunel, obejmujący większą część drogi. Czarna magia biła od przejścia, budziła grozę, strach, ale wydawała się nieszkodliwa dla tych, którzy znaleźli się w jej obrębie — była także całkowicie posłuszna czarnoksiężnikowi, który ją przywołał. Ludzie biegli w nim, walcząc z dymem, który rozwiewał się przez pęd biegnących czarodziejów. Nad głowami ludzi połyskiwały dwie błyszczące kule lumos maximy, które mimo unoszącego się wszędzie dymu wskazywały kierunek od jednej do drugiej, a później dalej — ludzie biegli jeden za drugim, na czele biegł młody mężczyzna, któremu Tristan kazał gnać w stronę polany. Pył stopniowo opadał na ziemię. Przez utkane z czarnej magii macki nikt nie widział ani spadających gwiazd ani połyskujących nad głowami świateł. W krzyku i hałasie nikt nie słyszał dźwięków — większość ewakuowała się pozornie bezpiecznym tunelem do innej części lasu.

Wszyscy tym, którym udało się wydostać z Elfiego Szlaku szybko zrozumieli skalę zniszczeń i choć dym wciąż unosił się miejscami — chowane wcześniej stragany stały w ogniu; płonął także stół z jedzeniem — ucztą przygotowaną dla wszystkich uczestników czuwania. Był przedzielony na pół, załamany do środka, a z ciemnej wyrwy, prócz ognia wydobywał się także gryzący dym. Paliły się także korony drzew; ogień roznosił się szybko. Gdzieniegdzie leżały ciała, głównie osób zajmujących się przygotowywaniem jarmarku, goście przecież uczestniczyli w Czuwaniu. Nieruchome sylwetki były przygniecione przez stragany, drzewa, elementy dekoracji. Las wciąż ograniczał widoczność, a dym unosił się nad ognistymi koronami drzew. Ci, którym udało się opuścić londyński las prędko przekonali się, że Londyn płonął tak samo — kamienice sypały się z powodu spadających odłamków meteorów, sypały się z powodu trwającego wciąż trzęsienia ziemi. Budynki ulegały zniszczeniu i zderzeniom z odłamkami spadających meteorów. Tamiza wylewała ze swoich brzegów, a port doświadczał gigantycznych strat.

Pozostali

Tym, którzy nie opuścili jeszcze szlaku sprzyjał los. Czarnomagiczne macki chroniły ich przed spadającymi odłamkami, korytarz się przerzedzał. Na samym końcu znajdowała się Elvira, której udało się wydostać z dołu i uniknąć śmierci. Pustki na elfim szlaku i częściowo rozwiany dym pozwolił czarodziejom się dostrzec w końcu, choć na podniebieniu wciąż osadzał się palący pył.

Vergil i towarzysząca mu Gudrun stali oko w oko z cienistym wilkiem. Światło posłane w kierunku cienistego stwora zdawało się zatrzymywać go przed atakiem, powstrzymać przed skokiem, do którego się szykował. Zdawał się być wciąż oszołomiony. Cienista istota, wcześniej towarzysząca Rosierowi, o długim pysku, błyszczących ślepiach i porożu, z nieproporcjonalnie długimi przednimi łapami pojawiła się tuż obok nich. Zawisła nad Gudrun i Vergilem na moment, dotykając ich przenikliwym chłodem. Oboje czarodzieje mogli usłyszeć szepty wokół siebie, szepty w obcych językach, nieznanych; cichsze i głośniejsze, niezrozumiałe. Istota, nie weszła w snop światła, ale cienisty wilk, położył się na ściółce na boku z podkulonymi ulegle nogami.

Deirdre, odzyskawszy rezon widziała uciekających Traversów, którym udało się ostatecznie opuścić Elfi Szlak. Prócz niej, Tristana, Vergila, Gudrun i Elviry zostało kilka osób; dwie kobiety były ranne, poturbowane, próbowały podnieść się na nogi, ale musiały zostać stratowane. Jedna czarownica, która rozpoczynała pochód, w czarnej woalce leżała tuż przy mackach nieruchoma, martwa; na ziemi, niedaleko Elviry leżał martwy mężczyzna. Stratowany. Ale ofiar było na samym szlaku więcej. W jednym z zapadlisk, nieopodal Mericourt leżały zwłoki, a zdecydowała się zajrzeć do środka mogła rozpoznać w nich Alastaira Notta.

Ziemia drżała, a cisza, jaka nastała na elfim szlaku pozwoliła wszystkim obecnym na próbę zorientowania się w tym, co działo się wokół. Drzewa skrzypiały — trzask łamanych gałęzi niósł się echem, podobnie jak krzyki ludzi w oddali. Słychać było też trzask ognia, ale dymu i światła nigdzie nie było widać. Tristan panował nad mackami z czarnej magii, które go otaczały. Ziemia jednak już nie tylko drżała, ale zaczynała się trząść, nadchodził wstrząs wtórny. Grunt usunął się Śmierciożercy spod nóg, wpadł w dół, dół, w którym nie było widać końca — zapadlisko zmieniało się w kolejną szczelinę, a z niej — lord Kentu usłyszał nawołujący go drżący kobiecy głos — głos, który słyszał tylko on.
— Tristanie? Tristanie pomóż mi, proszę, pomóż mi!— I choć w pierwszej chwili wybrzmiewając spod ziemi wydawał się znajomy, teraz brzmiał już pewnie, jednoznacznie głosem Marianne.

Wszyscy gracze, którzy uciekli z tematu mogą, nie muszą kontynuować wątek w innym temacie w Londynie i jego okolicach lub innym dowolnym temacie jeśli podróżują świstoklikami lub skrzatem. Jeśli się na to zdecydują, proszeni są o dodanie w tym temacie zgłoszenia - wątki pozostają pod nadzorem Mistrza Gry, nie trzeba czekać na jego odpis. Mistrz Gry apeluje jednak o rozwagę i poważne podejście do sprawy. Zagrożenie może nadejść w każdej chwili. Deszcz meteorów jeszcze trwa i będzie trwał do końca waszych wątków. Wszyscy, którzy opuścili temat zobowiązani są do wykonania kolejnego rzutu w wydarzeniu: Noc Tysiąca Gwiazd.

Możecie już rozpoczynać swoje wątki w nowym okresie.

Gracze, którzy pozostali w temacie mają czas na odpis do czwartku, 7 grudnia do godz: 21:00. Jeśli planujecie ucieczkę, musicie wyraźnie to zaznaczyć. W razie potrzeby proszę na priv szturchać o post uzupełniający. W razie pytań, zapraszam.

Wszyscy uczestnicy wydarzenia Czuwanie, otrzymują 50PD oraz osiągnięcie "Końca świata dziś nie będzie". Mistrz Gry dziękuje za rozgrywkę, sprawne i wyczerpujące odpisy. Organizowanie takim graczom apokalipsy to czysta przyjemność.

Zaklęcia:
Fera ecco Manannan
Traher 2/3
Magicus Extremos +6 od Vergila dla Melisande, Imogen, Manannana
Abesio (Elvira) 2 na 3 akcje możliwe
Sonorus (Deirdre) +5 do zaklęć werbalnych

Żywotność:
Elvira:  192/222 (obrażenia tłuczone -15; psychiczne -15; ) KARA: -10 (+5 do rzutu za splamienie)
Gudrun: 199/214  (obrażenia tłuczone-5; obrażenia psychiczne -10)
Vergil: 212/232 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -15; ) KARA: -5
Derdre: 226/231 (obrażenia tłuczone -5) +20 do rzutów dzięki opętaniu
Tristan: 227/232 (obrażenia cięte -5) (+20 do rzutu za opętanie)

Gracze, którzy opuścili temat:
Wendelina: 135/160 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Valerie: 190/220 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -20) KARA: -5
Manannan: 215/240 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5 (+5 do rzutu za splamienie)
Imogen:  192/227 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -30) KARA: -10
Marcelius: 195/260 (złamany nos -40; obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -10
Melisande: 195220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Yana: 182/207 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Maria: 192/227 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -30) KARA: -5
Primrose: 190/215 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Cornelius: 205/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -10; )
Sophos: 207/232 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Arsene 193/218 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -15) KARA: -5
Rigel:  127/155 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, -3 osłabienie) KARA: -5
Vivienne: 195/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5


Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Ogniste Wrota
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach