Gabinet
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Gabinet
Wejście do gabinetu ukryte jest za jedną z bibliotecznych półek, w związku z czym o jego istnieniu wie nie każdy gość apartamentów przy Kensington Palace Gardens. Pomieszczenie odzwierciedla pasje żeglarskie i podróżnicze - oprócz poruszających się, zaczarowanych miniatur żaglowców na jednej z półek, znajduje się tu również pokaźnych rozmiarów, misternie zdobiony globus, na którym zaklęciami oznaczane są miejsca już odwiedzone i te dopiero znajdujące się w kolejce do zobaczenia, a w jego wnętrzu kryje się wysmakowany barek. Na biurku, oprócz stosu dokumentów, kałamarzy, piór i książek niepopularnych w szerszych kręgach, znajduje się również ciężka, drewniana skrzynka z cygarami. Okna w tym pomieszczeniu najczęściej są zasłonięte, a światło przyciemnione. Kominek podłączony jest do sieci Fiuu, jednak uruchamiany jest dopiero gdy w gabinecie oczekiwani są goście.
| 7 listopada
Perseus nie spał od wczesnej pory porannej, lecz to nie odbiegało wcale od normy - zaledwie kilka godzin snu starczało mu w zupełności, jego zegar biologiczny na przestrzeni lat dostroił się do perfekcji, a sama myśl, że mógłby tracić cenny czas na rzeczy tak trywialne, jak wylegiwanie się w wypchanych delikatnych pierzem poduszkach. Zaraz po śniadaniu dotknął różdżką odpowiedniego regału w bibliotece, by przejść do ukrytego gabinetu, wnętrza pełnego tajemnic nieprzewidzianych dla nieproszonej publiczności. W zamyśleniu przesunął palcem po grzbietach starych, czarnomagicznych woluminów, pedantycznie ustawionych w równym rządku na jednej z półek, po czym otworzył szafkę z ciemnego drewna, by wydobyć z jej wnętrza najaktualniejsze pracownicze raporty, a właściwie ich pełne wersje, niezmodyfikowane dla własnych korzyści, zawierające pełen spis mniej legalnych działalności w okolicy, które Avery'emu wydawały się być na tyle interesujące, że postanowił mieć na nie oko i czekać na rozwój wypadków, zamiast momentalnie zgłaszać do Ministerstwa. Zaskakujące, jak świetnie nauczył się wyciszać pewne sprawy, tak długo, jak uznawał to za stosowne. Spojrzał na zapisane eleganckim pismem pergaminy, czy któryś z tych ludzi mógł się okazać przydatny?
Zerknął na zegar, kolejne minuty ciągnęły się w nieskończoność, gdy oczekiwał na Rycerzy, do których zeszłego dnia rozesłał sowy - gdyby nie fakt, że była niedziela, a on informował o wszystkim na ostatnią chwilę, zaproponowałby o wiele wcześniejszą godzinę. Westchnął ciężko, niczym rasowy Werter, po czym wraz ze swoją popołudniową herbatą, zasiadł na fotelu za biurkiem, by wypalając jednego papierosa za drugim, kontemplować z namaszczeniem spisaną ponownie listę zapamiętanych przez niego członków Zakonu Feniksa i czekać z pozorną cierpliwością na swoich gości. Nim w pobliskim kominku rozbrzmiało pierwsze charakterystyczne trzaśnięcie, do porcelanowej filiżanki pomiędzy papierami dołączyła kryształowa szklanka z bursztynowym trunkiem - podobno należy się nagradzać za małe rzeczy, a spokojne tkwienie w miejscu było niewątpliwym sukcesem Avery'ego.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Perseus nie spał od wczesnej pory porannej, lecz to nie odbiegało wcale od normy - zaledwie kilka godzin snu starczało mu w zupełności, jego zegar biologiczny na przestrzeni lat dostroił się do perfekcji, a sama myśl, że mógłby tracić cenny czas na rzeczy tak trywialne, jak wylegiwanie się w wypchanych delikatnych pierzem poduszkach. Zaraz po śniadaniu dotknął różdżką odpowiedniego regału w bibliotece, by przejść do ukrytego gabinetu, wnętrza pełnego tajemnic nieprzewidzianych dla nieproszonej publiczności. W zamyśleniu przesunął palcem po grzbietach starych, czarnomagicznych woluminów, pedantycznie ustawionych w równym rządku na jednej z półek, po czym otworzył szafkę z ciemnego drewna, by wydobyć z jej wnętrza najaktualniejsze pracownicze raporty, a właściwie ich pełne wersje, niezmodyfikowane dla własnych korzyści, zawierające pełen spis mniej legalnych działalności w okolicy, które Avery'emu wydawały się być na tyle interesujące, że postanowił mieć na nie oko i czekać na rozwój wypadków, zamiast momentalnie zgłaszać do Ministerstwa. Zaskakujące, jak świetnie nauczył się wyciszać pewne sprawy, tak długo, jak uznawał to za stosowne. Spojrzał na zapisane eleganckim pismem pergaminy, czy któryś z tych ludzi mógł się okazać przydatny?
Zerknął na zegar, kolejne minuty ciągnęły się w nieskończoność, gdy oczekiwał na Rycerzy, do których zeszłego dnia rozesłał sowy - gdyby nie fakt, że była niedziela, a on informował o wszystkim na ostatnią chwilę, zaproponowałby o wiele wcześniejszą godzinę. Westchnął ciężko, niczym rasowy Werter, po czym wraz ze swoją popołudniową herbatą, zasiadł na fotelu za biurkiem, by wypalając jednego papierosa za drugim, kontemplować z namaszczeniem spisaną ponownie listę zapamiętanych przez niego członków Zakonu Feniksa i czekać z pozorną cierpliwością na swoich gości. Nim w pobliskim kominku rozbrzmiało pierwsze charakterystyczne trzaśnięcie, do porcelanowej filiżanki pomiędzy papierami dołączyła kryształowa szklanka z bursztynowym trunkiem - podobno należy się nagradzać za małe rzeczy, a spokojne tkwienie w miejscu było niewątpliwym sukcesem Avery'ego.
[bylobrzydkobedzieladnie]
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Ostatnio zmieniony przez Perseus Avery dnia 15.05.16 13:57, w całości zmieniany 1 raz
List otrzymany poprzedniego dnia stanowił niemałą zagadkę oraz powód, dla którego Cassius nie był w stanie spokojnie przespać nocy (tak jakby w ogóle potrafił tego dokonać). Dopiero podwójna porcja ognistej whisky o czwartej rano pozwoliła mu na nieco dłuższą drzemkę. Kiedy jednak obudził się, wciąż miał wystarczająco dużo czasu na ciągłe analizowanie listu od Avery'ego. Oczywiście zastanawiał się, cóż to za ważną informację pragnął mu przekazać osobiście, jednak dotarcie do wniosków mających jakikolwiek związek z sensem i logiką zajęłoby zbyt dużo czasu. Dlatego też odpuścił sobie całą sprawę złoszcząc się, że musiał przełożyć swoje niedzielne plany na przyszły tydzień, w których zawierała się standardowa wizyta u matki.
Żywił ogromny szacunek do kobiety, która nie miała szczególnego prawa głosu i udziału w jego wychowaniu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to dzięki niej (oraz współczuciu ojca) zyskał nieco szersze wychowanie niż tylko perspektywy Nottów. Co prawda w jego przypadku na niewiele zdawały się lekcje związane z muzyką, ale znajomość języka francuskiego bardzo sobie chwalił. Przynajmniej tyle mógł wyciągnąć od kobiety, która go urodziła. Nie, żeby zamierzał korzystać z tych jakże przydatnych umiejętności na spotkaniu z Averym.
Jeszcze raz spojrzał na kawałek drogiego pergaminu i przewertował treść listu. Chwilę później chwycił różdżkę z blatu biurka, którą wycelował w wiadomość, a następnie posłał niewielki płomień, aby ostatecznie dopełnił dzieła. Następnie w kilku szybkich krokach złapał za elegancką marynarkę i skierował się do płonącego kominka oraz ozdobnego wazoniku wypełnionego proszkiem Fiuu. Z garścią pyłu w dłoni ruszył w stronę płomieni, rozwierając palce z adresem Avery'ego wydobywającym się spomiędzy spierzchniętych warg. Przez dosłownie moment miał zamknięte oczy, aby żadna sadza nie wpadła mu do oka, a potem wychodził z kominka w zupełnie innym pomieszczeniu, posyłając jego właścicielowi przelotne spojrzenie. Paroma ruchami różdżki doprowadził się do nienagannej elegancji oraz stanu sprzed podróży, jednak nie powstrzymał odruchu strzepywania niewidzialnego pyłku z ramienia, żeby móc ze spokojem (i lekkim błyszczeniem zmęczonych oczu) spojrzeć na Avery'ego. Skinął głową na przywitanie, zerkając w stronę szklaneczki z alkoholem. Cóż, może to spotkanie zapowiadało się najgorzej.
|awww, wypadłem z wprawy pisania postów xd
Żywił ogromny szacunek do kobiety, która nie miała szczególnego prawa głosu i udziału w jego wychowaniu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to dzięki niej (oraz współczuciu ojca) zyskał nieco szersze wychowanie niż tylko perspektywy Nottów. Co prawda w jego przypadku na niewiele zdawały się lekcje związane z muzyką, ale znajomość języka francuskiego bardzo sobie chwalił. Przynajmniej tyle mógł wyciągnąć od kobiety, która go urodziła. Nie, żeby zamierzał korzystać z tych jakże przydatnych umiejętności na spotkaniu z Averym.
Jeszcze raz spojrzał na kawałek drogiego pergaminu i przewertował treść listu. Chwilę później chwycił różdżkę z blatu biurka, którą wycelował w wiadomość, a następnie posłał niewielki płomień, aby ostatecznie dopełnił dzieła. Następnie w kilku szybkich krokach złapał za elegancką marynarkę i skierował się do płonącego kominka oraz ozdobnego wazoniku wypełnionego proszkiem Fiuu. Z garścią pyłu w dłoni ruszył w stronę płomieni, rozwierając palce z adresem Avery'ego wydobywającym się spomiędzy spierzchniętych warg. Przez dosłownie moment miał zamknięte oczy, aby żadna sadza nie wpadła mu do oka, a potem wychodził z kominka w zupełnie innym pomieszczeniu, posyłając jego właścicielowi przelotne spojrzenie. Paroma ruchami różdżki doprowadził się do nienagannej elegancji oraz stanu sprzed podróży, jednak nie powstrzymał odruchu strzepywania niewidzialnego pyłku z ramienia, żeby móc ze spokojem (i lekkim błyszczeniem zmęczonych oczu) spojrzeć na Avery'ego. Skinął głową na przywitanie, zerkając w stronę szklaneczki z alkoholem. Cóż, może to spotkanie zapowiadało się najgorzej.
|awww, wypadłem z wprawy pisania postów xd
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nadia ostatnio całkowicie wybiła się z rytmu swojej codziennej pracy. List jaki otrzymała od Perseusa odrobinę ją zdziwił, ale cóż, życie. Wiedziała, że musi na niego odpowiedzieć raczej pozytywnie, więc po przeczytaniu go po prostu wrzuciła pergamin do kominka. Minusem spotkania był fakt, że dzisiaj była niedziela, a jej zostało bardzo mało czasu na przygotowanie się. Nie lubiła jak ktoś się spóźniał więc ona sama również nie znosiła się spóźniać. Zawsze wolała być parę minut przed czasem i gotowa na wszystko. Doprowadziła swoje włosy do porządku i narzuciła na siebie czarną wyjściową szatę. Włosy zwijały jej się w eleganckie, gustowne fale, a na twarzy tak nieskazitelnej nie było teraz ani grama makijażu. Nie miała na niego teraz czasu. Sięgnęła po garść proszku fiuu i wypowiadając poprawnie adres siedziby mężczyzny, pozwoliła sobie na teleportowanie się prosto przez kominek, by wyjść w jego gabinecie. Nie lubiła tego rodzaju podróży, ale było to o wiele dla niej dogodniejsze niż miotły, których to nie znosiła. Otrzepała się odrobinę, by tym samym doprowadzić swój wygląd i włosy do porządku. Trwało to dosłownie chwilę. Szybko dystyngowanym krokiem skinęła głową do obu mężczyzn którzy się tutaj znajdowali i stanęła w jednym z rogów pokoju by tutaj w ciszy oczekiwać na dalszy przebieg wydarzeń. Do gaduły jej było daleko. Rzadko kiedy odzywała się pierwsza bądź nieproszona, wiedziała kiedy się zachować poprawnie, mimo iż ostatnimi czasy wychowała ją ulica. Zapowiadało się na ciekawy wieczór. Jej mina była wręcz posągowa w tym momencie i nie zdradzająca żadnych uczuć. W zanadrzu po kieszeniach miała kilka fiolek z truciznami. Zawsze mogły jej się przydać w nagłych przypadkach.
Gość
Gość
|po spotkaniu z Druellą, przed Czarą Ognia na Nokturnie
Choćbym nie wiem jak bardzo wychodził na człowieka absurdalnego, naprawdę walczyłem przez dobrą chwilę na spojrzenia z sową o egzotycznym upierzeniu, różowym bodajże, o ile znajomość kolorów mnie nie zawodziła. Trwało to, póki ta nie drapnęła niespodziewanie łapą o me biurko. Wtedy dopiero wróciłem do rzeczywistości i uświadomiłem sobie, że musiałem wrócić do pracy, która piętrzyła się szybciej niż te wszystkie papiery przeze mnie wypełniane czy wypełnione. I oto list… Z kolejną, jak mniemam, sprawą.
Wrzuciłem go zaraz po przeczytaniu do rozburzonych w kominku płomieni. Przez chwilę patrzyłem jak zanika jego istnienie, po czym stwierdziłem, że najwyraźniej coś musiało się wydarzyć w związku z naszą całkiem nową działalnością, skoro sprawa była tak poufna i tak tajemnicza, by nie pozostawiać po sobie jakichkolwiek znaków. Z tejże też wagi, postanowiłem poświęcić dzień przeznaczony dla rodziny i mych psów, a za to przybyć na wezwanie Perseusa. Nieco spóźniony, gdyż zasiedziałem się nad lekturą prawa włoskiego.
Przywitałem się, podając dłoń wpierw Avery’emu, następnie zaś Nottowi. Przeczucie mnie nie zwiodło. Skinąłem również kobiecie z niewielkim opóźnieniem, gdyż dostrzegłem ją dopiero po chwili. Jej nazwisko mi gdzieś umknęło, pośród całej masy listów i raportów, które przeskakiwały w mych myślach szalenie niczym stado owiec.
– Wybacz mą niegrzeczność, jednakże cóż to za pilna sprawa? – zapytałem gospodarza, nieco przyspieszając nasze spotkanie. Pragnąłem pominąć zbędne grzeczności, które wypadały w tak doborowym towarzystwie trzech dżentelmenów i damy. Czas to pieniądz, panowie, zaś ja mam na dodatek chorą żonę, dla której miewałem najwięcej czasu wolnego w niedzielne popołudnia.
Choćbym nie wiem jak bardzo wychodził na człowieka absurdalnego, naprawdę walczyłem przez dobrą chwilę na spojrzenia z sową o egzotycznym upierzeniu, różowym bodajże, o ile znajomość kolorów mnie nie zawodziła. Trwało to, póki ta nie drapnęła niespodziewanie łapą o me biurko. Wtedy dopiero wróciłem do rzeczywistości i uświadomiłem sobie, że musiałem wrócić do pracy, która piętrzyła się szybciej niż te wszystkie papiery przeze mnie wypełniane czy wypełnione. I oto list… Z kolejną, jak mniemam, sprawą.
Wrzuciłem go zaraz po przeczytaniu do rozburzonych w kominku płomieni. Przez chwilę patrzyłem jak zanika jego istnienie, po czym stwierdziłem, że najwyraźniej coś musiało się wydarzyć w związku z naszą całkiem nową działalnością, skoro sprawa była tak poufna i tak tajemnicza, by nie pozostawiać po sobie jakichkolwiek znaków. Z tejże też wagi, postanowiłem poświęcić dzień przeznaczony dla rodziny i mych psów, a za to przybyć na wezwanie Perseusa. Nieco spóźniony, gdyż zasiedziałem się nad lekturą prawa włoskiego.
Przywitałem się, podając dłoń wpierw Avery’emu, następnie zaś Nottowi. Przeczucie mnie nie zwiodło. Skinąłem również kobiecie z niewielkim opóźnieniem, gdyż dostrzegłem ją dopiero po chwili. Jej nazwisko mi gdzieś umknęło, pośród całej masy listów i raportów, które przeskakiwały w mych myślach szalenie niczym stado owiec.
– Wybacz mą niegrzeczność, jednakże cóż to za pilna sprawa? – zapytałem gospodarza, nieco przyspieszając nasze spotkanie. Pragnąłem pominąć zbędne grzeczności, które wypadały w tak doborowym towarzystwie trzech dżentelmenów i damy. Czas to pieniądz, panowie, zaś ja mam na dodatek chorą żonę, dla której miewałem najwięcej czasu wolnego w niedzielne popołudnia.
Gość
Gość
Wybiła w końcu czternasta, a kolejne osoby w krótkich odstępach czasowych lądowały na miękkim dywanie tuż przy kominku. Avery zanotował w pamięci, by po wszystkim zwrócić skrzatowi szczególną uwagę na wysprzątanie puszystych splotów, na których osiadały wszelkiej maści pyły, po czym dźwignął się z miejsca za drewnianym biurkiem, by godnie przywitać nowoprzybyłych gości.
- Dziękuję za przybycie, wiem, że nie pozostawiłem wam zbyt wielkiego wyboru - odezwał się uprzejmie, lecz bez zbędnego napuszenia, gestem wskazując wygodne fotele, na których mogli zasiąść. Krótkie machnięcie różdżką przywołało kolejne szklanki, które już po chwili wypełniły się whisky i poszybowały w kierunku Rycerzy, Perseusowi naturalnie nawet nie przeszło przez głowę, by zapytać, czy ci może życzą sobie innego trunku. - Zdaje się, że panna Burke nie zaszczyci nas swoją obecnością - rzucił w eter, ale w jego głosie zabrakło zaskoczonej nuty; kobiety wydawały się być najmniej stałym elementem grupy zrzeszonej dookoła Riddle'a i chociaż Avery nie odmawiał zasług każdej z nich, tak po prostu dla zasady, prawdziwie przez niego cenione przedstawicielki płci pięknej mógłby policzyć na palcach jednej dłoni. Spojrzał przelotnie na milczącą Nadię, czując dziwne ukłucie w okolicy splotu słonecznego, gdy naszła go myśl, że oto nastąpił koniec pewnej ery, bo w jego królestwie postawiła stopę pierwsza (oczywiście z pominięciem Toma, który był kategorią samą w sobie) nieszlachetnie urodzona osoba, w dodatku wywodząca się - o zgrozo - z Nokturnu. Zatopił usta w bursztynowym trunku, wymywającym z niego skutecznie podobne przemyślenia i wyprostował się nieco, gdy do grona dołączył lord Black.
- Wiem, że macie lepsze zajęcia na niedzielne popołudnie, dlatego przejdźmy do meritum - oznajmił w ramach odpowiedzi, po uprzednim uściśnięciu prawicy Cygnusa i zaproponowaniu mu szklaneczki napoju wyskokowego. Zerknął jeszcze na kominek, w którym przy akompaniamencie charakterystycznych dźwięków pojawiła się twarz Morpheusa* i skinął głową, uznając, że nie ma co przedłużać. - Nie jestem pewien czy słyszeliście cokolwiek o organizacji zwanej szumnie Zakonem Feniksa...? - rozpoczął, zawieszając głos na chwilę, by zrobić minimalną pauzę, pozwalającą na wtrącenie jakiejkolwiek odpowiedzi. Najlepiej twierdzącej, choć na to nie liczył. - W każdym razie, powinniście wiedzieć, że taka organizacja istnieje i prężnie rekrutuje ludzi wszystkich stanów, by walczyć z szeroko pojętym złem - naprawdę starał się brzmieć neutralnie, lecz z naturą ciężko walczyć, dlatego też uważny słuchać byłby w stanie wyłapać odrobinę kpiny, szczególnie gdy mówił o Zakonnikach czy przyświecającej im jasno idei.
- Rozmawiałem wczoraj z Tomem, do czasu kolejnego spotkania mamy obserwować parę osób związanych z działalnością Zakonu oraz miejsce, w którym najprawdopodobniej się spotykają. Słyszeliście zapewne o aresztowaniach w okolicy restauracji Le Revenant i karczmy U Bobby'ego, właśnie te rejony nas interesują - oznajmił, odstawiając szklankę na biurko i chwytając skopiowane listy z nazwiskami: Luno Skeeter, Megara Carrow, Garrett Weasley, Hereward Bartius, Cornelia Mulciber, Credissa Morgan, Dorea Potter i Verethe Catwright. Wręczył zebranym po arkuszu pergaminu, po czym pochylił się nad kominkiem, by przeczytać listę Malfoyowi; wolał nie wysyłać jej sową. Powrócił na swoje miejsce. Wciąż nie powiedział wszystkiego, lecz nim postanowił kontynuować, dał swoim gościom czas na przetrawienie informacji.
* ponieważ Morf ma nieobecność, a jest zainteresowany zadaniem, ustaliłyśmy, że na spotkaniu, dzięki dobrodziejstwom sieci Fiuu, jest obecna jego głowa w kominku
- Dziękuję za przybycie, wiem, że nie pozostawiłem wam zbyt wielkiego wyboru - odezwał się uprzejmie, lecz bez zbędnego napuszenia, gestem wskazując wygodne fotele, na których mogli zasiąść. Krótkie machnięcie różdżką przywołało kolejne szklanki, które już po chwili wypełniły się whisky i poszybowały w kierunku Rycerzy, Perseusowi naturalnie nawet nie przeszło przez głowę, by zapytać, czy ci może życzą sobie innego trunku. - Zdaje się, że panna Burke nie zaszczyci nas swoją obecnością - rzucił w eter, ale w jego głosie zabrakło zaskoczonej nuty; kobiety wydawały się być najmniej stałym elementem grupy zrzeszonej dookoła Riddle'a i chociaż Avery nie odmawiał zasług każdej z nich, tak po prostu dla zasady, prawdziwie przez niego cenione przedstawicielki płci pięknej mógłby policzyć na palcach jednej dłoni. Spojrzał przelotnie na milczącą Nadię, czując dziwne ukłucie w okolicy splotu słonecznego, gdy naszła go myśl, że oto nastąpił koniec pewnej ery, bo w jego królestwie postawiła stopę pierwsza (oczywiście z pominięciem Toma, który był kategorią samą w sobie) nieszlachetnie urodzona osoba, w dodatku wywodząca się - o zgrozo - z Nokturnu. Zatopił usta w bursztynowym trunku, wymywającym z niego skutecznie podobne przemyślenia i wyprostował się nieco, gdy do grona dołączył lord Black.
- Wiem, że macie lepsze zajęcia na niedzielne popołudnie, dlatego przejdźmy do meritum - oznajmił w ramach odpowiedzi, po uprzednim uściśnięciu prawicy Cygnusa i zaproponowaniu mu szklaneczki napoju wyskokowego. Zerknął jeszcze na kominek, w którym przy akompaniamencie charakterystycznych dźwięków pojawiła się twarz Morpheusa* i skinął głową, uznając, że nie ma co przedłużać. - Nie jestem pewien czy słyszeliście cokolwiek o organizacji zwanej szumnie Zakonem Feniksa...? - rozpoczął, zawieszając głos na chwilę, by zrobić minimalną pauzę, pozwalającą na wtrącenie jakiejkolwiek odpowiedzi. Najlepiej twierdzącej, choć na to nie liczył. - W każdym razie, powinniście wiedzieć, że taka organizacja istnieje i prężnie rekrutuje ludzi wszystkich stanów, by walczyć z szeroko pojętym złem - naprawdę starał się brzmieć neutralnie, lecz z naturą ciężko walczyć, dlatego też uważny słuchać byłby w stanie wyłapać odrobinę kpiny, szczególnie gdy mówił o Zakonnikach czy przyświecającej im jasno idei.
- Rozmawiałem wczoraj z Tomem, do czasu kolejnego spotkania mamy obserwować parę osób związanych z działalnością Zakonu oraz miejsce, w którym najprawdopodobniej się spotykają. Słyszeliście zapewne o aresztowaniach w okolicy restauracji Le Revenant i karczmy U Bobby'ego, właśnie te rejony nas interesują - oznajmił, odstawiając szklankę na biurko i chwytając skopiowane listy z nazwiskami: Luno Skeeter, Megara Carrow, Garrett Weasley, Hereward Bartius, Cornelia Mulciber, Credissa Morgan, Dorea Potter i Verethe Catwright. Wręczył zebranym po arkuszu pergaminu, po czym pochylił się nad kominkiem, by przeczytać listę Malfoyowi; wolał nie wysyłać jej sową. Powrócił na swoje miejsce. Wciąż nie powiedział wszystkiego, lecz nim postanowił kontynuować, dał swoim gościom czas na przetrawienie informacji.
* ponieważ Morf ma nieobecność, a jest zainteresowany zadaniem, ustaliłyśmy, że na spotkaniu, dzięki dobrodziejstwom sieci Fiuu, jest obecna jego głowa w kominku
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Uścisk dłoni z Blackiem był zaledwie formalnością, tak jak i niemal niewidoczne skinienie głową obecnej tu niewieście. Naprawdę nie chciał tracić cennego czasu na towarzyskie umizgi w miejscu, w którym miały one znikome znaczenie. Wystarczał już sam fakt, że konieczność odbycia podróży do Londynu w dniu, w którym wystrzegał się stolicy Wielkiej Brytanii, okazała się być nieco ważniejsza od zasad dobrego wychowania.
Siadając w fotelu wskazanym przez Perseusa nie zawiódł się, iż zostanie uraczony szklaneczką bardzo przyzwoitej whisky. Smakując ją na języku wsłuchiwał się w jego słowa, lecz niewiele rozumiał i nie zawdzięczał tego swojemu zamyśleniu. Po prostu cały słowotok traktował jako nic nieznaczące plotki dopóki, dopóty nie dostanie sensownych dowodów czy jakichkolwiek poszlak.
— A skąd ty wiesz, że ten cały Zakon Zniszczymy-Całe-Zło-Tego-Świata istnieje? — wtrącił znad szklaneczki cynicznym tonem, niemalże świdrując Avery'ego spojrzeniem. Był niezmiernie ciekaw reakcji mężczyzny, choć równie mocno interesował się faktem, że plotki o tym całym zakonie nawet nie musnęły jego ucha. Dziwne. Podejrzane? Być może. A nawet bardzo.
Idąc dalej (oczywiście tylko we własnych myślach) oczekiwał jakiegoś sensownego wyjaśnienia zamiast zwykłej listy, która okazała się nieco bardziej niezwykła niż Cassius przypuszczał; a szczególnie to jedno nazwisko. Mam cię, Weasley, pomyślał uśmiechając się cynicznie, jednak zaraz powrócił do dalszego wertowania krótkiej listy. Niestety nie kojarzył niemal nikogo prócz jeszcze jednej (a nawet drugiej) osoby.
— Carrow? — rzucił nazwiskiem w przestrzeń gabinetu, spojrzeniem poszukując wskazówek w twarzach pozostałych. — I czy ta Mulciber nie jest krewną naszego Mulcibera? — zapytał zdając sobie wagę z wypowiadanych słów, choć póki co nie należało się nimi przejmować. Stawianie bezpodstawnych oskarżeń nie było ulubionym zajęciem Cassiusa, ale insynuacje oraz dociekanie – jak najbardziej!
|wszyscy na mnie czekają, więc ruszmy to trochę szybciej
Siadając w fotelu wskazanym przez Perseusa nie zawiódł się, iż zostanie uraczony szklaneczką bardzo przyzwoitej whisky. Smakując ją na języku wsłuchiwał się w jego słowa, lecz niewiele rozumiał i nie zawdzięczał tego swojemu zamyśleniu. Po prostu cały słowotok traktował jako nic nieznaczące plotki dopóki, dopóty nie dostanie sensownych dowodów czy jakichkolwiek poszlak.
— A skąd ty wiesz, że ten cały Zakon Zniszczymy-Całe-Zło-Tego-Świata istnieje? — wtrącił znad szklaneczki cynicznym tonem, niemalże świdrując Avery'ego spojrzeniem. Był niezmiernie ciekaw reakcji mężczyzny, choć równie mocno interesował się faktem, że plotki o tym całym zakonie nawet nie musnęły jego ucha. Dziwne. Podejrzane? Być może. A nawet bardzo.
Idąc dalej (oczywiście tylko we własnych myślach) oczekiwał jakiegoś sensownego wyjaśnienia zamiast zwykłej listy, która okazała się nieco bardziej niezwykła niż Cassius przypuszczał; a szczególnie to jedno nazwisko. Mam cię, Weasley, pomyślał uśmiechając się cynicznie, jednak zaraz powrócił do dalszego wertowania krótkiej listy. Niestety nie kojarzył niemal nikogo prócz jeszcze jednej (a nawet drugiej) osoby.
— Carrow? — rzucił nazwiskiem w przestrzeń gabinetu, spojrzeniem poszukując wskazówek w twarzach pozostałych. — I czy ta Mulciber nie jest krewną naszego Mulcibera? — zapytał zdając sobie wagę z wypowiadanych słów, choć póki co nie należało się nimi przejmować. Stawianie bezpodstawnych oskarżeń nie było ulubionym zajęciem Cassiusa, ale insynuacje oraz dociekanie – jak najbardziej!
|wszyscy na mnie czekają, więc ruszmy to trochę szybciej
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pewnie Nadię by zabolało, gdyby wiedziała co czuje Perseus myśląc o niej. Była piękna i z reguły to wystarczało i przysłaniało całkowicie fakt iż miała tylko krew czystą, ale nie szlachetną. Miała jednak ostre rysy po matce z domu Malfoy i idealnie jasne włosy. Szkodą był fakt, że niestety dla szlachetnych to krew miała największe znaczenie, mimo iż to Nadia miała zawsze więcej informacji i możliwości niż nie jeden taki osioł, mający wstręt nawet do świń. Typowi arystokraci, którymi czasem Nadia wręcz wymiotowała. Wysłuchała uważnie co miał do powiedzenia człowiek, który ich tutaj zaprosił, a potem poczekała grzecznie na swoją kolej. Nie byłaby sobą, gdyby zupełnie nie wypowiedziała swojego głosu w tej sprawie.
Zakon Feniksa...- tutaj się lekko zawahała, a potem udała, że się lekko uśmiecha aczkolwiek był to dziwny, odrobinę jakby sztucznie wymuszony uśmiech. Przyjęła listę z wypisanymi na niej nazwiskami i imionami ludzi z Zakonu Feniksa.
-Czy mamy tych ludzi śledzić, zabić, otruć czy może przyprowadzić żywych przed oblicze Pana?- zapytała z lekkim zainteresowaniem w głosie, bo cóż to dla niej było przygotować jednej osobie ostatnie w jej życiu ziółka, czy też zaciągnąć w ciemną uliczkę. Nikt jej nie doceniał, ani sprytu jaki posiadała.
-Miałabym dostęp do Carrow, Wesleya i Catwright, to nazwisko też chyba gdzieś się przewinęło u mnie w papierach -oznajmiła, wiedząc, że nie będzie problemem ich usunąć, gdy staną się dla nich niewygodni. Bo tak przecież było najprościej, po prostu pozbyć się narastającego wokół problemu. Pozwoliła sobie usiąść na jednym z wolnych foteli stojących w tym pomieszczeniu.
Zakon Feniksa jest super tajną organizacją, do której możesz dostać się jedynie w sposób fabularny - stąd Nadia nie może wiedzieć o jego istnieniu - Proszę o poprawienie posta
Zakon Feniksa...- tutaj się lekko zawahała, a potem udała, że się lekko uśmiecha aczkolwiek był to dziwny, odrobinę jakby sztucznie wymuszony uśmiech. Przyjęła listę z wypisanymi na niej nazwiskami i imionami ludzi z Zakonu Feniksa.
-Czy mamy tych ludzi śledzić, zabić, otruć czy może przyprowadzić żywych przed oblicze Pana?- zapytała z lekkim zainteresowaniem w głosie, bo cóż to dla niej było przygotować jednej osobie ostatnie w jej życiu ziółka, czy też zaciągnąć w ciemną uliczkę. Nikt jej nie doceniał, ani sprytu jaki posiadała.
-Miałabym dostęp do Carrow, Wesleya i Catwright, to nazwisko też chyba gdzieś się przewinęło u mnie w papierach -oznajmiła, wiedząc, że nie będzie problemem ich usunąć, gdy staną się dla nich niewygodni. Bo tak przecież było najprościej, po prostu pozbyć się narastającego wokół problemu. Pozwoliła sobie usiąść na jednym z wolnych foteli stojących w tym pomieszczeniu.
Zakon Feniksa jest super tajną organizacją, do której możesz dostać się jedynie w sposób fabularny - stąd Nadia nie może wiedzieć o jego istnieniu - Proszę o poprawienie posta
Ostatnio zmieniony przez Nadia Devonne dnia 26.05.16 21:04, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Zasiadłem w fotelu, dziękując Perseusowi za szklankę whisky czy czegokolwiek innego. Miałem na wieczór zaplanowaną jeszcze pracę papierkową, którą musiałem nadrobić do poniedziałku, a której zapewne nie zdążę skończyć z powodu tegoż spotkania. Cóż, wolałem jednak zachować trzeźwość umysłu, skoro jakieś istotne plany miałem. Ponadto starałem się nie otumaniać alkoholowym oddechem małej Bellatrix, kiedy wciskała się na me kolana, podczas gdy Eneasz siedział na mym biurku, oczekując pisanej przeze mnie poczty.
– Zakon Feniksa? – zapytałem z ciekawością. Nazwa dosyć zgrabnie wślizgiwała się do głowy, poruszając wyobraźnię do działania. Nie wiedziałem, co mam rozumieć poprzez szeroko pojęte zło, ale mniemałem, iż zawierać może w sobie szlachetnie urodzonych, szanujących tradycję, czyli nas tu zebranych. Powiedzmy. Ach, zawistny był ten plebs, nieznający swego miejsca i niedostrzegający słuszności istnienia arystokracji. Gdyby oddał władzę w ręce plebsu, później wychodziłyby różne niestworzone dekrety jak w przypadku naszej drogiej Pani Minister…?
Wziąłem do ręki arkusz papieru i spojrzałem na listę. Niektóre nazwiska znajome. Niektóre zanadto. Megara Carrow była świeżą małżonką mego przyjaciela, więc musiałem mu napomknąć o ewentualnych ekscesach jego Malfoy’ówny. Obdartych Weasley’ów chyba każdy kojarzył, aczkolwiek nie przypominałem sobie żadnego Garretta. Być może jeszcze bardziej rażąco bezcześcił swe szlachetne pochodzenie. Nie byłbym zaskoczony. Może to brat tej wschodzącej malarki...? Coś tam słyszałem, że wzięła się za malowanie i ponoć całkiem dobrze jej idzie. Ponadto obiło mi się gdzieś już o uszy nazwisko Potter, zaś Bartius uczył bodajże w Hogwarcie. Kojarzyłem jego miano z Hogwartu. Jakoby był wybitny z transmutacji, jeśli mnie pamięć nie myliła?
– Chciałbym zająć się lady Carrow, jeśli pozwolisz – odparłem, odwróciwszy się nieznacznie do kobiety. Raczej nie powinienem się tłumaczyć ze swych pobudek przy wyborze, ale pragnąłem umniejszyć wstydu znajomemu. Należało zgasić to w zarodku, jeśli Megara faktycznie miała cokolwiek wspólnego ze wspomnianym Zakonem.
– Zakon Feniksa? – zapytałem z ciekawością. Nazwa dosyć zgrabnie wślizgiwała się do głowy, poruszając wyobraźnię do działania. Nie wiedziałem, co mam rozumieć poprzez szeroko pojęte zło, ale mniemałem, iż zawierać może w sobie szlachetnie urodzonych, szanujących tradycję, czyli nas tu zebranych. Powiedzmy. Ach, zawistny był ten plebs, nieznający swego miejsca i niedostrzegający słuszności istnienia arystokracji. Gdyby oddał władzę w ręce plebsu, później wychodziłyby różne niestworzone dekrety jak w przypadku naszej drogiej Pani Minister…?
Wziąłem do ręki arkusz papieru i spojrzałem na listę. Niektóre nazwiska znajome. Niektóre zanadto. Megara Carrow była świeżą małżonką mego przyjaciela, więc musiałem mu napomknąć o ewentualnych ekscesach jego Malfoy’ówny. Obdartych Weasley’ów chyba każdy kojarzył, aczkolwiek nie przypominałem sobie żadnego Garretta. Być może jeszcze bardziej rażąco bezcześcił swe szlachetne pochodzenie. Nie byłbym zaskoczony. Może to brat tej wschodzącej malarki...? Coś tam słyszałem, że wzięła się za malowanie i ponoć całkiem dobrze jej idzie. Ponadto obiło mi się gdzieś już o uszy nazwisko Potter, zaś Bartius uczył bodajże w Hogwarcie. Kojarzyłem jego miano z Hogwartu. Jakoby był wybitny z transmutacji, jeśli mnie pamięć nie myliła?
– Chciałbym zająć się lady Carrow, jeśli pozwolisz – odparłem, odwróciwszy się nieznacznie do kobiety. Raczej nie powinienem się tłumaczyć ze swych pobudek przy wyborze, ale pragnąłem umniejszyć wstydu znajomemu. Należało zgasić to w zarodku, jeśli Megara faktycznie miała cokolwiek wspólnego ze wspomnianym Zakonem.
Gość
Gość
Niemalże odruchowo obracał w smukłych palcach szklankę wypełnioną już tylko w niewielkim stopniu bursztynowym, zdecydowanie zbyt szybko ubywającym trunkiem, przesuwając spojrzeniem po twarzach zebranych w gabinecie i wyczytując z nich reakcje skuteczniej niż z lakonicznych wypowiedzi. Nie wiedzieli, oczywiście, że nie wiedzieli, to było niemożliwe. Upił kolejny łyk, nim odstawił szkło na podstawkę naznaczoną herbem Averych i zdecydował się ponownie zabrać głos. Nie lubił zbyt wiele mówić, zdecydowanie bardziej wolał zachowywać dla siebie jak największą ilość informacji i dawkować je wybranym przez niego osobom w odpowiednich momentach, teraz jednak okoliczności były dalekie od idealnych, a cel, który zebrał ich w apartamentach przy Ogrodach Kensington był na tyle istotny, by oddzielić swoje upodobania od konieczności grubą linią.
- Infiltruję Zakon od sierpnia - odpowiedział krótko, nie wdając się w zbędne szczegóły odnośnie tego przez kogo i w jaki sposób został wciągnięty do zamkniętego kręgu - ani tego, że z owego kręgu ewakuował się w pośpiechu zaledwie dwa dni temu. - Nie, żadnego bezpośredniego kontaktu. Na razie tylko obserwujemy. Mamy wiedzieć wszystko, czego tylko można się dowiedzieć, każda z pozoru mała rzecz może mieć znaczenie, ale pamiętajcie, że macie być niezauważeni. Zakon jest świadomy istnienia trzeciej siły, ale na razie skupiają swoją uwagę na Grindelwaldzie, nie dawajmy im więc powodów do żadnych zbędnych podejrzeń - zaprotestował początkowo gwałtownie na pomysł Nadii, snującej plany zgładzenia wszystkich na liście, by po paru chwilach wyklarować sytuację, miejmy nadzieję, ostatecznie. Zwrócił spojrzenie w stronę Cassiusa, który - tak jak i reszta - wyłapał z listy najciekawsze nazwisko. Nazwisko kuzynki Perseusa. Skinął krótko głową i po raz kolejny chwycił po szklankę, by zamoczyć usta w lekko palącym trunku.
- Jeśli za naszego Mulcibera można uznać Grahama przebywającego aktualnie na Islandii, to owszem, jest to jego żona - stwierdził lekkim tonem, skruszając w zębach zgryźliwy komentarz, że najwyraźniej oprócz dużej odległości, dzieli ich również duża różnica poglądów, lecz tego należało się spodziewać, bo niepilnowanym kobietom często wpadają do głów absurdalne pomysły. Nigdy nie wnikał w szczegóły małżeństwa Mulciberów, dlatego też wolał się powstrzymać przed obarczaniem winą za wybryki już nie tak uroczej Cornelii właśnie Grahama. Chociaż nie miał podobnych problemów ze zrzuceniem winy za zbyt giętki kręgosłup moralny Megary na lorda Carrowa. - Myślę, że najskuteczniej i najrozsądniej byłoby działać w systemie rotacyjnym. Nawet najmniej bystra osoba zauważy, że coś jest nie tak, jeśli dzień w dzień będzie widywała tę samą twarz zdecydowanie zbyt często i w zbyt losowych miejscach, ale jeśli będziecie mieć sposobność do dyskretnego wykorzystania swoich znajomości i obrócenia ich na swoją korzyść, powinniście wykorzystać wszelkie możliwe środki - wtrącił się w ustalenia przydziału Zakonników, by zaprezentować swoją wizję, nieco zmanipulowaną przez nauki zaczerpnięte na szkoleniu Wiedźmiej Straży i przez doświadczenie zawodowe. Rozumiał pobudki Cygnusa, sam najchętniej wziąłby przypadek Megary na swoje barki, lecz może wtedy nie zachowałby pełnego obiektywizmu, skoro do całości dochodziły czynniki osobiste? Tak, najlepiej będzie, jeśli będą się zmieniać. Mniej podejrzeń, więcej punktów widzenia, lepiej uzupełniona sieć informacji. - Skeeter najprawdopodobniej gnije w Tower, możliwe, że ktoś jeszcze tam wylądował. Postaram się jak najszybciej dowiedzieć więcej i dam wam znać - dodał po chwili namysłu, palcami wybębniając o krawędź biurka rytm nieco zbyt szybki, by uznać go za w pełni spokojny. Luno całymi latami uznawał go za przyjaciela, a Perseus... nie czuł absolutnie żadnego żalu nad jego losem - ani skruchy z powodu zdradzenia jego bohaterskiego przedsięwzięcia.
- Infiltruję Zakon od sierpnia - odpowiedział krótko, nie wdając się w zbędne szczegóły odnośnie tego przez kogo i w jaki sposób został wciągnięty do zamkniętego kręgu - ani tego, że z owego kręgu ewakuował się w pośpiechu zaledwie dwa dni temu. - Nie, żadnego bezpośredniego kontaktu. Na razie tylko obserwujemy. Mamy wiedzieć wszystko, czego tylko można się dowiedzieć, każda z pozoru mała rzecz może mieć znaczenie, ale pamiętajcie, że macie być niezauważeni. Zakon jest świadomy istnienia trzeciej siły, ale na razie skupiają swoją uwagę na Grindelwaldzie, nie dawajmy im więc powodów do żadnych zbędnych podejrzeń - zaprotestował początkowo gwałtownie na pomysł Nadii, snującej plany zgładzenia wszystkich na liście, by po paru chwilach wyklarować sytuację, miejmy nadzieję, ostatecznie. Zwrócił spojrzenie w stronę Cassiusa, który - tak jak i reszta - wyłapał z listy najciekawsze nazwisko. Nazwisko kuzynki Perseusa. Skinął krótko głową i po raz kolejny chwycił po szklankę, by zamoczyć usta w lekko palącym trunku.
- Jeśli za naszego Mulcibera można uznać Grahama przebywającego aktualnie na Islandii, to owszem, jest to jego żona - stwierdził lekkim tonem, skruszając w zębach zgryźliwy komentarz, że najwyraźniej oprócz dużej odległości, dzieli ich również duża różnica poglądów, lecz tego należało się spodziewać, bo niepilnowanym kobietom często wpadają do głów absurdalne pomysły. Nigdy nie wnikał w szczegóły małżeństwa Mulciberów, dlatego też wolał się powstrzymać przed obarczaniem winą za wybryki już nie tak uroczej Cornelii właśnie Grahama. Chociaż nie miał podobnych problemów ze zrzuceniem winy za zbyt giętki kręgosłup moralny Megary na lorda Carrowa. - Myślę, że najskuteczniej i najrozsądniej byłoby działać w systemie rotacyjnym. Nawet najmniej bystra osoba zauważy, że coś jest nie tak, jeśli dzień w dzień będzie widywała tę samą twarz zdecydowanie zbyt często i w zbyt losowych miejscach, ale jeśli będziecie mieć sposobność do dyskretnego wykorzystania swoich znajomości i obrócenia ich na swoją korzyść, powinniście wykorzystać wszelkie możliwe środki - wtrącił się w ustalenia przydziału Zakonników, by zaprezentować swoją wizję, nieco zmanipulowaną przez nauki zaczerpnięte na szkoleniu Wiedźmiej Straży i przez doświadczenie zawodowe. Rozumiał pobudki Cygnusa, sam najchętniej wziąłby przypadek Megary na swoje barki, lecz może wtedy nie zachowałby pełnego obiektywizmu, skoro do całości dochodziły czynniki osobiste? Tak, najlepiej będzie, jeśli będą się zmieniać. Mniej podejrzeń, więcej punktów widzenia, lepiej uzupełniona sieć informacji. - Skeeter najprawdopodobniej gnije w Tower, możliwe, że ktoś jeszcze tam wylądował. Postaram się jak najszybciej dowiedzieć więcej i dam wam znać - dodał po chwili namysłu, palcami wybębniając o krawędź biurka rytm nieco zbyt szybki, by uznać go za w pełni spokojny. Luno całymi latami uznawał go za przyjaciela, a Perseus... nie czuł absolutnie żadnego żalu nad jego losem - ani skruchy z powodu zdradzenia jego bohaterskiego przedsięwzięcia.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Lakoniczna odpowiedź Avery'ego zdawała się być satysfakcjonująca. Nie skomentował nawet wyrazem twarzy tego, co rzeczywiście sądził o całej sprawie. Zdecydowanie lepiej było zachować milczenie w tak dużym gronie, poświęcając uwagę na poczynienie stosownych obserwacji, zgodnie z którymi Cassiusowi udało się ustalić kilka – mniej lub bardziej – istotnych faktów. Po pierwsze, panna Devonne zdawała się być bardzo dobrze poinformowana; po drugie, Perseus wiedział więcej, niż właśnie powiedział; po trzecie, wszyscy byli aż za bardzo zainteresowani panną Carrow, której nie miał przyjemności poznać. Ciekawe dlaczego, zadumał się, zerkając jeszcze raz na ulubione nazwisko z listy. Weasley, wkrótce pożegnasz się z robotą, uśmiechnął się cynicznie do kawałka pergaminu, po czym utkwił beznamiętne spojrzenie gdzieś ponad Perseusem.
— Z wielką przyjemnością zajmę się Garrettem — wtrącił niemalże nudnym tonem w którymś momencie, równie elokwentnie opróżniając szklaneczkę z alkoholem. — Pracujemy na tym samym piętrze i nie będzie trudności w zdobyciu użytecznych informacji. — sprostował, odkładając listę na kolana. Właściwym byłoby ją spalić odpowiednim zaklęciem, jednak Cassius postanowił podnieść się z miejsca i zrobić kilka kroków po gabinecie, analizując kolejne fakty. Absolutnie nie zwrócił uwagi na listę leżącą na drogim dywanie Avery'ego. Wędrując po pomieszczeniu zdołał dotrzeć do biurka gospodarza i podnieść z blatu jedną z tych książek. Pieszcząc palcami okładkę, jakby gładził coś cudownego, podjął decyzję o uchyleniu stronic, aby zdradziły swoje tajemnice. Nie wątpił, iż zawierały wiedzę, której Cassius w pewien sposób pożądał, lecz druk na kartach nie znaczył dla niego zbyt wiele. Mętlik panujący w głowie nie pozwalał mu działać zbyt pewnie, a już sama świadomość, jak bardzo działali po omacku, wywoływała jeszcze większą niemoc.
— Rozsądne rozwiązanie — rzekł, podsumowując krótko słowa Perseusa, po czym gwałtownym ruchem zatrzasnął książkę — gdybyśmy zamierzali śledzić dwie, może trzy, osoby. — urwał, odkładając książkę, by z wolnymi od ciężaru rękoma kontynuować. — Przypuszczam, że nie chcemy stracić żadnej okazji na zyskanie nowych informacji i rozsądnym byłoby zaangażowanie większej liczby ochotników... ale nie przeprowadzamy inwazji — wykrzywił wargi w nieokreślonym grymasie — i nie planujemy niczego na większą skalę. — Cóż, póki co nie zaszczycił zebranych niczym nowym, ale tak naprawdę zaczynał coraz głośniej myśleć z powodu ogarniającej go frustracji. Oczywiście nie uzewnętrzniał tego w żaden charakterystyczny sposób, choć wyglądał na osobę nieco bardziej zaangażowaną w sprawę. Przynajmniej mogli liczyć na jego entuzjazm.
— Avery, czy któraś z osób wymienionych na liście pełni ważniejszą rolę w Zakonie? — spytał, podchodząc bliżej mężczyzny, aż nachylił się ku niemu, zadając jeszcze jedno pytanie — Czy tym kimś jest Weasley? — tonem zakrawającym o coś graniczącego z lubieżną przyjemnością, gdyby dostał twierdzącą odpowiedź. Wprawdzie towarzyska nieuprzejmość Nottów i Weasleyów była czymś powszechnie znanym, jednak szczegóły napięć na tej linii nie zostały zdradzone każdemu. I to samo tyczyło się panny Carrow, o której Cassius nie wiedział nic w przeciwieństwie do pozostałych. Niewiedza ta, brak zaufania w zebranym gronie nie przynosiła korzyści.
— Z wielką przyjemnością zajmę się Garrettem — wtrącił niemalże nudnym tonem w którymś momencie, równie elokwentnie opróżniając szklaneczkę z alkoholem. — Pracujemy na tym samym piętrze i nie będzie trudności w zdobyciu użytecznych informacji. — sprostował, odkładając listę na kolana. Właściwym byłoby ją spalić odpowiednim zaklęciem, jednak Cassius postanowił podnieść się z miejsca i zrobić kilka kroków po gabinecie, analizując kolejne fakty. Absolutnie nie zwrócił uwagi na listę leżącą na drogim dywanie Avery'ego. Wędrując po pomieszczeniu zdołał dotrzeć do biurka gospodarza i podnieść z blatu jedną z tych książek. Pieszcząc palcami okładkę, jakby gładził coś cudownego, podjął decyzję o uchyleniu stronic, aby zdradziły swoje tajemnice. Nie wątpił, iż zawierały wiedzę, której Cassius w pewien sposób pożądał, lecz druk na kartach nie znaczył dla niego zbyt wiele. Mętlik panujący w głowie nie pozwalał mu działać zbyt pewnie, a już sama świadomość, jak bardzo działali po omacku, wywoływała jeszcze większą niemoc.
— Rozsądne rozwiązanie — rzekł, podsumowując krótko słowa Perseusa, po czym gwałtownym ruchem zatrzasnął książkę — gdybyśmy zamierzali śledzić dwie, może trzy, osoby. — urwał, odkładając książkę, by z wolnymi od ciężaru rękoma kontynuować. — Przypuszczam, że nie chcemy stracić żadnej okazji na zyskanie nowych informacji i rozsądnym byłoby zaangażowanie większej liczby ochotników... ale nie przeprowadzamy inwazji — wykrzywił wargi w nieokreślonym grymasie — i nie planujemy niczego na większą skalę. — Cóż, póki co nie zaszczycił zebranych niczym nowym, ale tak naprawdę zaczynał coraz głośniej myśleć z powodu ogarniającej go frustracji. Oczywiście nie uzewnętrzniał tego w żaden charakterystyczny sposób, choć wyglądał na osobę nieco bardziej zaangażowaną w sprawę. Przynajmniej mogli liczyć na jego entuzjazm.
— Avery, czy któraś z osób wymienionych na liście pełni ważniejszą rolę w Zakonie? — spytał, podchodząc bliżej mężczyzny, aż nachylił się ku niemu, zadając jeszcze jedno pytanie — Czy tym kimś jest Weasley? — tonem zakrawającym o coś graniczącego z lubieżną przyjemnością, gdyby dostał twierdzącą odpowiedź. Wprawdzie towarzyska nieuprzejmość Nottów i Weasleyów była czymś powszechnie znanym, jednak szczegóły napięć na tej linii nie zostały zdradzone każdemu. I to samo tyczyło się panny Carrow, o której Cassius nie wiedział nic w przeciwieństwie do pozostałych. Niewiedza ta, brak zaufania w zebranym gronie nie przynosiła korzyści.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nadia raczej była tutaj postacią milczącą, dla niej za bardzo się to wszystko tutaj przeciągało w czasie. Słuchała uważnie mężczyzn, była tutaj jedyną kobietą w drużynie i czułaby się lepiej gdyby jej przydzielono osobiście jakieś zadanie, aniżeli by je sobie przydzieliła sama. Dopiero po wysłuchaniu uważnie każdego z nich, uśmiechnęła się nieznacznie.
-Pan Carrow, na pewno nie uraduje się, gdy dowie się co robi za plecami jego żona. To już się posunęło za daleko- powiedziała cicho po czym pozwoliła sobie usiąść na jednym z siedzisk w tym pomieszczeniu. No bo ileż można stać w jednym miejscu niczym posąg prawda?
-Nie wiem, czy wiecie ale jestem alchemiczką, dość dobrą alchemiczką, nie straszne mi żadne eliksiry, poza tym jeśli nie mamy się ujawnić to można wykorzystać magię by ktoś nas nie rozpoznał, że jesteśmy wciąż tą samą osobą. Pożyteczne aczkolwiek męczące i wymagające sporej precyzji oraz uwagi zadanie. Nie jesteśmy mugolami więc warto zacząć skupiać się na tym co może nam dać magia. To takie proste kogoś skrzywdzić, zranić albo zatruć. W łatwy sposób można sprawić, że nikt nie skapnie się iż codziennie dosypujemy mu coś do napoju. W końcu jesteśmy jego przyjacielem prawda? Więc problemy żołądkowe zrzuci na niestrawność, a nie wpadnie na to, że ktoś go podtruwa. Wspaniałe- powiedziała przy okazji odrobinę się zapominając. Cóż, tak to jest jak się ma charakter i nastawienie do życia niczym Panna Devonne. Nie miała pojęcia, że Cassius jest tak niedoinformowany, ale przecież wystarczyło, że by bliżej z nią porozmawiał. Uśmiechnęła się do niego lekko, ledwo dostrzegalnie, rzucając mu łagodne spojrzenie.
-Nikt z rodu Wesley nigdy nie był kimś ważnym, nawet ja młodego Wesleya wielokrotnie uratowałam z opresji inaczej zginąłby w własnym bagnie- powiedziała pewnym siebie tonem. Nie sądziła bowiem by ktoś o takim nazwisku miał wysokie stanowisko.
-Pan Carrow, na pewno nie uraduje się, gdy dowie się co robi za plecami jego żona. To już się posunęło za daleko- powiedziała cicho po czym pozwoliła sobie usiąść na jednym z siedzisk w tym pomieszczeniu. No bo ileż można stać w jednym miejscu niczym posąg prawda?
-Nie wiem, czy wiecie ale jestem alchemiczką, dość dobrą alchemiczką, nie straszne mi żadne eliksiry, poza tym jeśli nie mamy się ujawnić to można wykorzystać magię by ktoś nas nie rozpoznał, że jesteśmy wciąż tą samą osobą. Pożyteczne aczkolwiek męczące i wymagające sporej precyzji oraz uwagi zadanie. Nie jesteśmy mugolami więc warto zacząć skupiać się na tym co może nam dać magia. To takie proste kogoś skrzywdzić, zranić albo zatruć. W łatwy sposób można sprawić, że nikt nie skapnie się iż codziennie dosypujemy mu coś do napoju. W końcu jesteśmy jego przyjacielem prawda? Więc problemy żołądkowe zrzuci na niestrawność, a nie wpadnie na to, że ktoś go podtruwa. Wspaniałe- powiedziała przy okazji odrobinę się zapominając. Cóż, tak to jest jak się ma charakter i nastawienie do życia niczym Panna Devonne. Nie miała pojęcia, że Cassius jest tak niedoinformowany, ale przecież wystarczyło, że by bliżej z nią porozmawiał. Uśmiechnęła się do niego lekko, ledwo dostrzegalnie, rzucając mu łagodne spojrzenie.
-Nikt z rodu Wesley nigdy nie był kimś ważnym, nawet ja młodego Wesleya wielokrotnie uratowałam z opresji inaczej zginąłby w własnym bagnie- powiedziała pewnym siebie tonem. Nie sądziła bowiem by ktoś o takim nazwisku miał wysokie stanowisko.
Gość
Gość
– Myślę, że to dobry pomysł, Perseusie. Nie chciałbym być tym, który zostanie zdemaskowany i powiązany z jakimikolwiek tajnymi organizacjami. Sam rozumiesz – odparłem, poprawiając się na swoim miejscu. Nie ukrywałem, że zależało mi na karierze politycznej, ponadto miałem nazwisko – jak niemal każdy z nas – oraz rodzinę i niezależne interesy. Nie chciałbym, by nagle skonfiskowano moje mienie pod zarzutem działania przeciwko Wielkiej Brytanii.
Przesunąłem ponownie wzrokiem po nazwiskach wypisanych na pergaminie. Zamaszysty ruch piórem po tym skrawku papieru skazał ich na inwigilację. Cóż, skazały ich wpierw ideologie, którymi się otoczyli. Co prawda nie miałem o nich pojęcia, jednakże jeśli wezmą sobie nas – arystokrację – na różdżki, jasnym będzie, iż kilku arystokratów oraz krewnych Rycerzy jest osobami zdradliwymi, niegodnymi naszego szacunku i tolerancji.
Przerwałem swe rozmyślania, by obrócić wzrok w kierunku jedynej kobiety w pomieszczeniu. Uniosłem jedną brew w geście zapytania, ale opuściłem ją, kiedy uświadomiłem sobie, że ona już tak na poważnie śmie planować ciche zamordowanie tychże osób z listy.
– Panno… Devonne, proszę ostudzić swe zapały. Omawiamy kwestię zdobywania informacji, nie zaś egzekucji – odezwałem się do niej z lekkim uśmiechem, bo toż to nie do pomyślenia było, by niewiastę ciągnęło tak namiętnie do mordowania [Bellatrix, sic!]. Podobnie nie przypadał mi do gust fakt, iż tak głośno ogłaszała swe wnioski. Ważyła się oceniać ród Weasley’ów oraz Pana Carrowa, który pozostawał mym przyjacielem. – Nie sądzę, by na tym etapie poznawania Zakonu Feniksa konieczne były jakiekolwiek eliksiry. Z pewnością twoje umiejętności przydadzą się później – stwierdziłem, aczkolwiek czekałem na potwierdzenie mych słów przez Perseusa, na którym to spoczął mój wzrok. To go przysłał Riddle, mniemałem więc, że niejako dowodził w realizacji kreujących się planów.
Przesunąłem ponownie wzrokiem po nazwiskach wypisanych na pergaminie. Zamaszysty ruch piórem po tym skrawku papieru skazał ich na inwigilację. Cóż, skazały ich wpierw ideologie, którymi się otoczyli. Co prawda nie miałem o nich pojęcia, jednakże jeśli wezmą sobie nas – arystokrację – na różdżki, jasnym będzie, iż kilku arystokratów oraz krewnych Rycerzy jest osobami zdradliwymi, niegodnymi naszego szacunku i tolerancji.
Przerwałem swe rozmyślania, by obrócić wzrok w kierunku jedynej kobiety w pomieszczeniu. Uniosłem jedną brew w geście zapytania, ale opuściłem ją, kiedy uświadomiłem sobie, że ona już tak na poważnie śmie planować ciche zamordowanie tychże osób z listy.
– Panno… Devonne, proszę ostudzić swe zapały. Omawiamy kwestię zdobywania informacji, nie zaś egzekucji – odezwałem się do niej z lekkim uśmiechem, bo toż to nie do pomyślenia było, by niewiastę ciągnęło tak namiętnie do mordowania [Bellatrix, sic!]. Podobnie nie przypadał mi do gust fakt, iż tak głośno ogłaszała swe wnioski. Ważyła się oceniać ród Weasley’ów oraz Pana Carrowa, który pozostawał mym przyjacielem. – Nie sądzę, by na tym etapie poznawania Zakonu Feniksa konieczne były jakiekolwiek eliksiry. Z pewnością twoje umiejętności przydadzą się później – stwierdziłem, aczkolwiek czekałem na potwierdzenie mych słów przez Perseusa, na którym to spoczął mój wzrok. To go przysłał Riddle, mniemałem więc, że niejako dowodził w realizacji kreujących się planów.
Gość
Gość
Nie przywykł do podobnych spotkań. Owszem, miewał odprawy w Ministerstwie, miewał je całkiem często, by nie powiedzieć zbyt często - lecz praca pozostawała tylko pracą, a w otoczeniu typowych biurokratów czy pracoholików z misją wszystko utrzymywane było w profesjonalnym tonie, którego teraz brakowało w gabinecie Avery'ego. Piętrząca się w zawrotnym tempie ilość pytań i wątpliwości, zagrzebujących sedno sprawy w grubej warstwie niezrozumienia wymieszanego ze zbędnym rozdrobnieniem i uniemożliwiających dotarcie do części podsumowującej i kończącej popołudniowy program, nakazywała szlachcicowi powątpiewać w zdrowy osąd i trzeźwe spojrzenie. Pozwolił więc wszystkim po kolei dać upust swojej erudycji, w międzyczasie ograniczając się tylko do kilkakrotnego skinienia głową i przesunięcia spojrzeniem po twarzach zebranych. W przypadku Cassiusa spojrzenie to było średnio uradowane, gdy ręce panoszącego się Notta dorwały się do jednej z książek, których Avery nie widział sensu ukrywać zawczasu. Może to był błąd, skoro skupienie się na tym, by wygiąć usta w lekkim uśmiechu, zamiast pozwolić im wypowiadać przywołujące do porządku słowa, kosztowało go więcej niż to było warte.
- Jeśli stwierdzimy, że sprawa faktycznie jest duża, niewątpliwie zaangażuje się większa ilość ochotników. Na razie jednak musimy działać dostępnymi środkami i nie wychylać się bardziej, niż jest to konieczne - odpowiedział, ucinając poniekąd dalsze dywagacje, które odbiegały już zbyt daleko. Oczywistym było to, że - niezależnie od tego, jak niedogodna to pozycja była - Avery był posłańcem, narzędziem w rękach wizjonera, który zrzeszył ich wszystkich jedną ideą, która przemówiła do nich wystarczająco mocno, by odrzucili na bok międzyrodowe animozje i wzięli na swoje barki odrobinę ryzyka.
Perseus otworzył usta, by odpowiedzieć na pytanie Cassiusa, lecz wtem jego brwi zbiegły się ku sobie w wyrazie niekrytego zdziwienia, gdy głos zabrała blondynka. I bynajmniej nie z powodów zakorzenionego głęboko szowinizmu i przekonania, że demokracja powinna wykluczyć kobiety ze wszelkiego rodzaju obrad i podejmowania decyzji - nie chodziło o to, że w ogóle mówiła, tylko o to, co i jak mówiła.
- Twój zapał do eliksirów jest godny pochwały, lecz, niestety, jak na razie źle ulokowany. Interesuje nas tylko wywiad, a wszelkie działania kontaktowe i ingerujące w życie obiektów niechybnie spotkają się z reperkusjami - Avery przytaknął słowom Cygnusa, który uprzedził go w studzeniu morderczych zapędów Nadii. - Panno Devonne, obawiam się, że nie jestem pewien pochodzenia tej wyższości. Czy mówiąc "nikt" masz na myśli protoplastów rodu i historycznych władców Lagenii czy sponsorów jednego z większych stadionów Quidditcha na wzgórzach Exmoor? - zapytał tonem sugerującym, że była ślizgonka ominęła parę lekcji historii magii. A może po prostu będąc niższego urodzenia, nie kładziono jej do głowy całej genealogii błękitnej krwi na Wyspach Brytyjskich? - Potomkowie Weasleyów niewątpliwie sprzeniewierzyli bogate dziedzictwo swoich przodków, co jest godne pożałowania, lecz niezależnie od tego, jak bardzo byśmy powątpiewali w słuszność wciąż przyznawanego im tytułu, śmiem twierdzić, że ten wciąż znaczy więcej niż małe królestwo na Nokturnie - dokończył, dobitnie akcentując hierarchię wyznawanej przez niego piramidy ważności, w której dziedzictwo (nawet to zmarnowane) oraz tytuł (nawet ten niezasłużony) stały bardzo wysoko. Kto to widział, by szlachtę krytykowała osoba znikąd! - Wracając do twojego pytania, Cassiusu, tak. Według moich informacji, Weasley bawi się w ojca tej wesołej zgrai - odpowiedział ostatecznie, zerkając ponownie na lorda Notta. Upił sowity łyk whisky - od tych przemówień aż zaschło mu w gardle.
- Jeśli stwierdzimy, że sprawa faktycznie jest duża, niewątpliwie zaangażuje się większa ilość ochotników. Na razie jednak musimy działać dostępnymi środkami i nie wychylać się bardziej, niż jest to konieczne - odpowiedział, ucinając poniekąd dalsze dywagacje, które odbiegały już zbyt daleko. Oczywistym było to, że - niezależnie od tego, jak niedogodna to pozycja była - Avery był posłańcem, narzędziem w rękach wizjonera, który zrzeszył ich wszystkich jedną ideą, która przemówiła do nich wystarczająco mocno, by odrzucili na bok międzyrodowe animozje i wzięli na swoje barki odrobinę ryzyka.
Perseus otworzył usta, by odpowiedzieć na pytanie Cassiusa, lecz wtem jego brwi zbiegły się ku sobie w wyrazie niekrytego zdziwienia, gdy głos zabrała blondynka. I bynajmniej nie z powodów zakorzenionego głęboko szowinizmu i przekonania, że demokracja powinna wykluczyć kobiety ze wszelkiego rodzaju obrad i podejmowania decyzji - nie chodziło o to, że w ogóle mówiła, tylko o to, co i jak mówiła.
- Twój zapał do eliksirów jest godny pochwały, lecz, niestety, jak na razie źle ulokowany. Interesuje nas tylko wywiad, a wszelkie działania kontaktowe i ingerujące w życie obiektów niechybnie spotkają się z reperkusjami - Avery przytaknął słowom Cygnusa, który uprzedził go w studzeniu morderczych zapędów Nadii. - Panno Devonne, obawiam się, że nie jestem pewien pochodzenia tej wyższości. Czy mówiąc "nikt" masz na myśli protoplastów rodu i historycznych władców Lagenii czy sponsorów jednego z większych stadionów Quidditcha na wzgórzach Exmoor? - zapytał tonem sugerującym, że była ślizgonka ominęła parę lekcji historii magii. A może po prostu będąc niższego urodzenia, nie kładziono jej do głowy całej genealogii błękitnej krwi na Wyspach Brytyjskich? - Potomkowie Weasleyów niewątpliwie sprzeniewierzyli bogate dziedzictwo swoich przodków, co jest godne pożałowania, lecz niezależnie od tego, jak bardzo byśmy powątpiewali w słuszność wciąż przyznawanego im tytułu, śmiem twierdzić, że ten wciąż znaczy więcej niż małe królestwo na Nokturnie - dokończył, dobitnie akcentując hierarchię wyznawanej przez niego piramidy ważności, w której dziedzictwo (nawet to zmarnowane) oraz tytuł (nawet ten niezasłużony) stały bardzo wysoko. Kto to widział, by szlachtę krytykowała osoba znikąd! - Wracając do twojego pytania, Cassiusu, tak. Według moich informacji, Weasley bawi się w ojca tej wesołej zgrai - odpowiedział ostatecznie, zerkając ponownie na lorda Notta. Upił sowity łyk whisky - od tych przemówień aż zaschło mu w gardle.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Tym razem również nie zwiodła mnie pamięć, kiedy dosyć niepewnie strzelałem nazwisko towarzyszącej nam kobiety z Nokturnu. Devonne – mniemałem, iż teraz zapamiętam potwierdzone przez Avery’ego miano porywczej wariatki, na którą najwyraźniej również powinniśmy uważać. Nie dość, iż Rycerze Walpurgii zaczęli zdobywać wrogów wśród innych nielegalnych organizacji, to w dodatku wewnątrz nas znajdowali się wariaci, być może gotowi pozbawić nas życia. Choćby za zniewagę. Ta dosyć często bywała powodem wielu pojedynków czarodziei, czemu więc nie miała zostać powodem zemsty poprzez… otrucie? Pragnę zauważyć, że nie ukrywała, iż miała skłonności do dolewania eliksirów do cudzych filiżanek. Devonne z Nokturnu…
Przysłuchiwałem się uważnie słowom Perseusa skierowanym w kierunku wspomnianej blondynki, panny Devonne, by zaraz przytakiwać im mimowolnie kiwnięciami głowy. Bezsprzecznie zgadzałem się z Perseusem odnośnie ustalonej przez niego piramidy wartości czy też ważności. Panna Devonne powinna być świadoma tego, jakie miejsce zajmuje w naszej organizacji i jak cicho – bardzo cicho – powinna uczestniczyć w naszych spotkaniach. Odzywać się winna jedynie wprost zapytana – przynajmniej w mojej opinii.
– Weasley miałby dowodzić tym całym Zakonem Feniksa? – zapytałem zaskoczony. Nie dość, iż jego ród zmarnował swój majątek, wydając pieniądze na niewiele istotne pierdółki, to w dodatku śmiał – być może – walczyć przeciwko zachowaniu czystości krwi? Co też się działo z tym światem?! – Niebywałe… Ba!, skandaliczne! – oburzyłem się, bawiąc nerwowo jednym z pierścieni spoczywających na mych palcach.
– Cóż, w takim razie pozostaje nam ustalić kolejność obserwacji poszczególnych osób oraz terminy zmian – podjąłem po chwili zamyślenia, podnosząc wzrok ze stolika na Perseusa, a chwilę później na Cassiusa. W międzyczasie zawędrowałem nim również w kierunku paleniska. Panną Devonne nie zawracałem sobie głowy, wiedząc, iż pozostaje niewychowaną kobietą z Nokturnu. Być może w przyszłości odzyska mój – jako taki – szacunek, dziś jednak jedynie wolałem nic nie konsumować w jej towarzystwie.
Ach, jeszcze sprawa Megary! Zapomniałbym, aczkolwiek jej nazwisko widniejące czarnym tuszem na pergaminie leżącym tuż obok raczej nie miało mi na to pozwolić.
– Pozwolisz, Perseusie, bym pomówił z lordem Carrowem na temat podejrzeń związanych z jego świeżą małżonką? Nie chciałbym wpłynąć negatywnie na sukces naszych obserwacji – stąd me pytanie. Brak mi obiektywizmu, jako iż chodzi o mego dobrego przyjaciela, zaś podejrzenie okrycia hańbą jego nazwiska jest sprawą dosyć poważną, nie sądzisz? – odparłem chłodnym tonem. Nie spodziewałbym się, iż latorośl Malfoy’ów również będzie zdolna wybić się przed szereg, hańbiąc swe nazwisko. Miałem nadzieję, iż to jedynie jakaś pomyłka, aczkolwiek te nazwiska skądś się wzięły. Nie były czyimś wymysłem. – Może zrobię to po Nowym Roku, kiedy zdobędziemy potrzebne informacje. Co o tym myślicie, panowie? – zapytałem. Tym razem rzuciłem przelotne spojrzenie na pannę Devonne, umyślnie pomijając ją jako adresatkę swego pytania. Małymi kroczkami dojdziemy do odpowiedniego wychowania jej burzliwej natury... albo i nie.
Przysłuchiwałem się uważnie słowom Perseusa skierowanym w kierunku wspomnianej blondynki, panny Devonne, by zaraz przytakiwać im mimowolnie kiwnięciami głowy. Bezsprzecznie zgadzałem się z Perseusem odnośnie ustalonej przez niego piramidy wartości czy też ważności. Panna Devonne powinna być świadoma tego, jakie miejsce zajmuje w naszej organizacji i jak cicho – bardzo cicho – powinna uczestniczyć w naszych spotkaniach. Odzywać się winna jedynie wprost zapytana – przynajmniej w mojej opinii.
– Weasley miałby dowodzić tym całym Zakonem Feniksa? – zapytałem zaskoczony. Nie dość, iż jego ród zmarnował swój majątek, wydając pieniądze na niewiele istotne pierdółki, to w dodatku śmiał – być może – walczyć przeciwko zachowaniu czystości krwi? Co też się działo z tym światem?! – Niebywałe… Ba!, skandaliczne! – oburzyłem się, bawiąc nerwowo jednym z pierścieni spoczywających na mych palcach.
– Cóż, w takim razie pozostaje nam ustalić kolejność obserwacji poszczególnych osób oraz terminy zmian – podjąłem po chwili zamyślenia, podnosząc wzrok ze stolika na Perseusa, a chwilę później na Cassiusa. W międzyczasie zawędrowałem nim również w kierunku paleniska. Panną Devonne nie zawracałem sobie głowy, wiedząc, iż pozostaje niewychowaną kobietą z Nokturnu. Być może w przyszłości odzyska mój – jako taki – szacunek, dziś jednak jedynie wolałem nic nie konsumować w jej towarzystwie.
Ach, jeszcze sprawa Megary! Zapomniałbym, aczkolwiek jej nazwisko widniejące czarnym tuszem na pergaminie leżącym tuż obok raczej nie miało mi na to pozwolić.
– Pozwolisz, Perseusie, bym pomówił z lordem Carrowem na temat podejrzeń związanych z jego świeżą małżonką? Nie chciałbym wpłynąć negatywnie na sukces naszych obserwacji – stąd me pytanie. Brak mi obiektywizmu, jako iż chodzi o mego dobrego przyjaciela, zaś podejrzenie okrycia hańbą jego nazwiska jest sprawą dosyć poważną, nie sądzisz? – odparłem chłodnym tonem. Nie spodziewałbym się, iż latorośl Malfoy’ów również będzie zdolna wybić się przed szereg, hańbiąc swe nazwisko. Miałem nadzieję, iż to jedynie jakaś pomyłka, aczkolwiek te nazwiska skądś się wzięły. Nie były czyimś wymysłem. – Może zrobię to po Nowym Roku, kiedy zdobędziemy potrzebne informacje. Co o tym myślicie, panowie? – zapytałem. Tym razem rzuciłem przelotne spojrzenie na pannę Devonne, umyślnie pomijając ją jako adresatkę swego pytania. Małymi kroczkami dojdziemy do odpowiedniego wychowania jej burzliwej natury... albo i nie.
Gość
Gość
Strona 1 z 2 • 1, 2
Gabinet
Szybka odpowiedź