Gabinet
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Gabinet
Wejście do gabinetu ukryte jest za jedną z bibliotecznych półek, w związku z czym o jego istnieniu wie nie każdy gość apartamentów przy Kensington Palace Gardens. Pomieszczenie odzwierciedla pasje żeglarskie i podróżnicze - oprócz poruszających się, zaczarowanych miniatur żaglowców na jednej z półek, znajduje się tu również pokaźnych rozmiarów, misternie zdobiony globus, na którym zaklęciami oznaczane są miejsca już odwiedzone i te dopiero znajdujące się w kolejce do zobaczenia, a w jego wnętrzu kryje się wysmakowany barek. Na biurku, oprócz stosu dokumentów, kałamarzy, piór i książek niepopularnych w szerszych kręgach, znajduje się również ciężka, drewniana skrzynka z cygarami. Okna w tym pomieszczeniu najczęściej są zasłonięte, a światło przyciemnione. Kominek podłączony jest do sieci Fiuu, jednak uruchamiany jest dopiero gdy w gabinecie oczekiwani są goście.
Gdyby tylko miał możliwość wejrzenia w myśli swoich towarzyszy, odkryłby głębokie pokłady zrozumienia od towarzyszących mu lordów. Ba, sam udzieliłby im wsparcia, skoro i jemu nie przypadła do gustu osoba jedynej damy przebywającej w gabinecie Avery'ego. Wykształcony na salonach przejaw neutralnego dystansu wobec kobiet szybko przeobraził się w jawną pogardę i obrzydzenie względem panny Devonne. Ani trochę nie odpowiadał mu sposób, w jaki się wyrażała. Słyszał w jej głosie zdecydowanie zbyt wiele pewności siebie, a nawet zadufania, jakby uważała się za lepszą; i nie byłby sobą, gdyby nie wziął tego do siebie. Nie chodziło już o to, że obrażała Weasleyów, skoro on sam robił to przy każdej nadarzającej się okazji. Nie miał na myśli tego, że powinna zamknąć swoją nieczystą gębę, z której płynął rynsztokowy zasób słownictwa. Nawet ani trochę nie zamierzał wspominać o jej nieomylności, czy jakkolwiek reagować na to dziwne wykrzywienie warg posłane w jego kierunku. Nie, nie, z całą pewnością nie tego oczekiwano po nim jako potomku szlachetnego rodu Nottów; ale czegoś innego spodziewali się zapewne jego równie szlachetni urodzeni towarzysze.
Wciąż nachylony nad głową Perseusa wydawał się być fragmentem większego posągu, na którym wyrzeźbiono emocje związane z wcześniej postawionym pytaniem. Choć nie dało się tego dostrzec od razu, dla lordów (a przynajmniej dla Perseusa) jasnym powinno być, co dokładnie miał na myśli. Niestety, siłą rzeczy, został od tego oderwany, skupiając się na wewnętrznym spięciu dzisiejszego zgromadzenia, które – skądinąd – wydawało się być coraz bardziej zbyteczne (a może tylko chodziło o to, co zadziało się właśnie teraz?). Nieważne.
— Zdaje się, że twój gabinet jest dla nas nieco za mały — wymamrotał do Avery'ego, rzucając chłodne spojrzenie w stronę Devonne, by na koniec uraczyć Cygnusa łagodniejszą odmianą, którą pragnął przekazać zrozumienie sytuacji. — Będę niezmiernie wdzięczny za kolejną porcję tego rarytasu — Wskazał głową na pustą szklaneczkę po alkoholu, po czym gładko wyprostował się i przemierzył kilka kroków do szkła, które chwycił w dłoń tuż po jego zapełnieniu. Wziąwszy dosyć duży łyk, przebiegł końcem języka po wilgotnych wargach i skierował się ku zasłoniętemu oknu. Odwrócił się do zebranych w pomieszczeniu ze spokojnym wyrazem, jednak jego spojrzenie skupiało się na prowokatorce napiętej atmosfery.
— Zdaje się, że nasza panna powinna przyswoić sobie nieco wiedzy z historii, zanim zacznie wypowiadać się na tematy dotyczące arystokracji — zaczął dość obojętnie, robiąc krótką przerwę na łyk alkoholu. — Z pewnością jest to niezbyt udana próba wkupienia się w łaski przedstawicieli, trzech różnych i niekoniecznie sobie przyjaznych, rodów, ale byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby panna Devonne nie próbowała chwytać dwu sów za ogon. O braku szacunku względem nas nie zamierzam się wypowiadać... — Poruszył nieznacznie ręką, przesuwając skrytą pod rękawem różdżkę w stronę nadgarstka. Nie zamierzał jej używać, jednak ostatecznie pozwolił giętkiemu cisowi spocząć w dłoni.
— Przecież żadne z nas nie chce wyrządzić sobie krzywdy — rzucił leniwym tonem, dopijając alkohol niemalże jednym, dużym łykiem. — Wróćmy jednak do tematu. Nie chciałbym spędzić w twoim gabinecie całej niedzieli. — Zerknął przepraszająco w stronę Perseusa, wszak nie miał na myśli dokładnie tego, co powiedział. Przemierzył kilka kroków, aby ostawić pustą szklaneczkę na blacie biurka. Niestety teraz miał obie ręce wolne i z łatwością mógł się bronić, tudzież atakować, gdyby zaszła taka potrzeba. Liczył, że coś takiego nie będzie miało miejsca, ale nie jemu wyrokować przyszłość.
— Cygnusie, byłbym rad, gdybyś znalazł kilka chwil na wtajemniczenie mnie w sprawę Carrowów. Na osobności, jeśli to możliwe. — Przytaknął swoim słowom, posyłając Blackowi łagodne spojrzenie, którym wyrażał pozytywne stosunki łączące ich rody. — Z równie wielką chęcią pomogę ci w całej sprawie, jeśli wyrazisz takie życzenie. Perseusie — zerknął na Avery'ego tak, jakby sugerował mu krwawą awanturę w ciągu kilku sekund — zdaje się, że Garrett Weasley będzie miał najwięcej wspólnego ze mną. Pracujemy na tym samym piętrze, toteż o dostęp do jego osoby nie będzie problemem, ale wsparcia któregoś z was nie odmówię. — Zakończył, zerkając na Devonne. Celowo pominął ją w swoich propozycjach i planach. Nie zamierzał trzymać się jej towarzystwa; z wielką ochotą wymierzyłby w nią solidne Crucio, jednak w pewien sposób ubliżył jej w dobrym tonie i nie powinien z niego schodzić. Z resztą obśliniłaby drogą podłogę i dywan Perseusa, a byłaby to niepodważalna strata.
Wciąż nachylony nad głową Perseusa wydawał się być fragmentem większego posągu, na którym wyrzeźbiono emocje związane z wcześniej postawionym pytaniem. Choć nie dało się tego dostrzec od razu, dla lordów (a przynajmniej dla Perseusa) jasnym powinno być, co dokładnie miał na myśli. Niestety, siłą rzeczy, został od tego oderwany, skupiając się na wewnętrznym spięciu dzisiejszego zgromadzenia, które – skądinąd – wydawało się być coraz bardziej zbyteczne (a może tylko chodziło o to, co zadziało się właśnie teraz?). Nieważne.
— Zdaje się, że twój gabinet jest dla nas nieco za mały — wymamrotał do Avery'ego, rzucając chłodne spojrzenie w stronę Devonne, by na koniec uraczyć Cygnusa łagodniejszą odmianą, którą pragnął przekazać zrozumienie sytuacji. — Będę niezmiernie wdzięczny za kolejną porcję tego rarytasu — Wskazał głową na pustą szklaneczkę po alkoholu, po czym gładko wyprostował się i przemierzył kilka kroków do szkła, które chwycił w dłoń tuż po jego zapełnieniu. Wziąwszy dosyć duży łyk, przebiegł końcem języka po wilgotnych wargach i skierował się ku zasłoniętemu oknu. Odwrócił się do zebranych w pomieszczeniu ze spokojnym wyrazem, jednak jego spojrzenie skupiało się na prowokatorce napiętej atmosfery.
— Zdaje się, że nasza panna powinna przyswoić sobie nieco wiedzy z historii, zanim zacznie wypowiadać się na tematy dotyczące arystokracji — zaczął dość obojętnie, robiąc krótką przerwę na łyk alkoholu. — Z pewnością jest to niezbyt udana próba wkupienia się w łaski przedstawicieli, trzech różnych i niekoniecznie sobie przyjaznych, rodów, ale byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby panna Devonne nie próbowała chwytać dwu sów za ogon. O braku szacunku względem nas nie zamierzam się wypowiadać... — Poruszył nieznacznie ręką, przesuwając skrytą pod rękawem różdżkę w stronę nadgarstka. Nie zamierzał jej używać, jednak ostatecznie pozwolił giętkiemu cisowi spocząć w dłoni.
— Przecież żadne z nas nie chce wyrządzić sobie krzywdy — rzucił leniwym tonem, dopijając alkohol niemalże jednym, dużym łykiem. — Wróćmy jednak do tematu. Nie chciałbym spędzić w twoim gabinecie całej niedzieli. — Zerknął przepraszająco w stronę Perseusa, wszak nie miał na myśli dokładnie tego, co powiedział. Przemierzył kilka kroków, aby ostawić pustą szklaneczkę na blacie biurka. Niestety teraz miał obie ręce wolne i z łatwością mógł się bronić, tudzież atakować, gdyby zaszła taka potrzeba. Liczył, że coś takiego nie będzie miało miejsca, ale nie jemu wyrokować przyszłość.
— Cygnusie, byłbym rad, gdybyś znalazł kilka chwil na wtajemniczenie mnie w sprawę Carrowów. Na osobności, jeśli to możliwe. — Przytaknął swoim słowom, posyłając Blackowi łagodne spojrzenie, którym wyrażał pozytywne stosunki łączące ich rody. — Z równie wielką chęcią pomogę ci w całej sprawie, jeśli wyrazisz takie życzenie. Perseusie — zerknął na Avery'ego tak, jakby sugerował mu krwawą awanturę w ciągu kilku sekund — zdaje się, że Garrett Weasley będzie miał najwięcej wspólnego ze mną. Pracujemy na tym samym piętrze, toteż o dostęp do jego osoby nie będzie problemem, ale wsparcia któregoś z was nie odmówię. — Zakończył, zerkając na Devonne. Celowo pominął ją w swoich propozycjach i planach. Nie zamierzał trzymać się jej towarzystwa; z wielką ochotą wymierzyłby w nią solidne Crucio, jednak w pewien sposób ubliżył jej w dobrym tonie i nie powinien z niego schodzić. Z resztą obśliniłaby drogą podłogę i dywan Perseusa, a byłaby to niepodważalna strata.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pewnie gdyby Nadia miała jakieś głębsze uczucia to zrobiłoby jej się smutno, że jakże wspaniały i idealny szlachcic ma ją za jakieś ścierwo, tylko dlatego że ma czystą krew, a nie szlachetną. Nie miała zamiaru ani z niczego się tłumaczyć, ani też kajać bo to nie było w jej zwyczaju. Jedno było pewne. Chciała już wrócić do siebie, do swojego małego sklepiku dalej bawić się truciznami niż patrzeć się na parszywą, ohydną zresztą gębę Notta. To nawet przystojne dla niej nie było, a krzty rozumu tym bardziej. Szybko by zginął w jej środowisku. Tego mu życzyła z całego serca.
-Tak, jest tutaj duszno, słabo się robi od tej szlachetnej nacji, wpuśćmy trochę świeżego powietrza bo jeszcze plebs straci przytomność i zabrudzi jakże chol...... cenny dywan- syknęła niezbyt zadowolonym tonem a potem dodała wściekła.
-Słuchajcie, w tej chwili jestem na tym samym poziomie co wy, działamy w tej samej organizacji, więc myślę, że należy się choćby odrobina szacunku do osób z którymi się pracuje? Naprawdę aż tak zero w was ogłady? A tobie wielki szlachcicu z krwi i kości pryszcz wyskoczył na czole, zrób coś z tym bo wygląda żałośnie,a wygląd jest na pewno u ciebie na pierwszym miejscu- powiedziała uśmiechając się słodko.
-Ani odrobinę nie sprawia mi przyjemności duszenie się w tym małym gabinecie z bandą takich ignorantów. Dawno nie spotkałam takich osób w swoim otoczeniu z którymi musiałabym na siłę tutaj siedzieć, nie jestem tutaj dla was. Carrow ma więcej ogłady i szacunku do mojej osoby- powiedziała w miarę spokojnym tonem, a potem po prostu bezceremonialnie usiadła na jednym z foteli. Biedak później będzie go prał, albo w najlepszym przypadku go wyrzuci, albo też niech powie Nadii czy chce go wyrzucać to ona go zabierze do siebie. Fotel był naprawdę wygodny. Zastanawiało ją jak myślą o samym Riddle'u , który miał jeszcze brudniejszą krew od niej. Zaślepiona durna szlachta. Jej matka była szlachcianką. Nadia nigdy nie wiedziała dlaczego uciekła z domu dla kogoś spoza szlachty, dopiero potem zrozumiała, jak ci ludzie potrafią być zarozumiali i dlaczego matka uciekła.
-Szkoda bym zabierała dalej wasze powietrze, wspaniali szlachcice, powiedzcie jakie ma być moje zadanie i znikam stąd bo mam dość oglądania was na dzień dzisiejszy. Jeszcze komuś stanie się krzywda, gdy znajdziecie się na moim terenie wtedy możemy rozmawiać. Ja tylko wymagam odrobiny szacunku do drugiej osoby, to do cholery nie boli- powiedziała po czym rozsiadła się jeszcze wygodniej w fotelu. Miała tego wszystkiego dość.
-Zapomniałam dodać, nasza Panna ma na imię Nadia, paniczu Nott, chociaż nie wiem czy szacunkiem jest tak cię nazywać skoro ty mi żadnego szacunku nie okazujesz? Matka nauczyła mnie pewnych zasad i reguł, ich się trzymam, ale jak ona mawiała, to działa w obie strony. Żądasz szacunku od innych, sam ich szanuj- mruknęła.
-Tak, jest tutaj duszno, słabo się robi od tej szlachetnej nacji, wpuśćmy trochę świeżego powietrza bo jeszcze plebs straci przytomność i zabrudzi jakże chol...... cenny dywan- syknęła niezbyt zadowolonym tonem a potem dodała wściekła.
-Słuchajcie, w tej chwili jestem na tym samym poziomie co wy, działamy w tej samej organizacji, więc myślę, że należy się choćby odrobina szacunku do osób z którymi się pracuje? Naprawdę aż tak zero w was ogłady? A tobie wielki szlachcicu z krwi i kości pryszcz wyskoczył na czole, zrób coś z tym bo wygląda żałośnie,a wygląd jest na pewno u ciebie na pierwszym miejscu- powiedziała uśmiechając się słodko.
-Ani odrobinę nie sprawia mi przyjemności duszenie się w tym małym gabinecie z bandą takich ignorantów. Dawno nie spotkałam takich osób w swoim otoczeniu z którymi musiałabym na siłę tutaj siedzieć, nie jestem tutaj dla was. Carrow ma więcej ogłady i szacunku do mojej osoby- powiedziała w miarę spokojnym tonem, a potem po prostu bezceremonialnie usiadła na jednym z foteli. Biedak później będzie go prał, albo w najlepszym przypadku go wyrzuci, albo też niech powie Nadii czy chce go wyrzucać to ona go zabierze do siebie. Fotel był naprawdę wygodny. Zastanawiało ją jak myślą o samym Riddle'u , który miał jeszcze brudniejszą krew od niej. Zaślepiona durna szlachta. Jej matka była szlachcianką. Nadia nigdy nie wiedziała dlaczego uciekła z domu dla kogoś spoza szlachty, dopiero potem zrozumiała, jak ci ludzie potrafią być zarozumiali i dlaczego matka uciekła.
-Szkoda bym zabierała dalej wasze powietrze, wspaniali szlachcice, powiedzcie jakie ma być moje zadanie i znikam stąd bo mam dość oglądania was na dzień dzisiejszy. Jeszcze komuś stanie się krzywda, gdy znajdziecie się na moim terenie wtedy możemy rozmawiać. Ja tylko wymagam odrobiny szacunku do drugiej osoby, to do cholery nie boli- powiedziała po czym rozsiadła się jeszcze wygodniej w fotelu. Miała tego wszystkiego dość.
-Zapomniałam dodać, nasza Panna ma na imię Nadia, paniczu Nott, chociaż nie wiem czy szacunkiem jest tak cię nazywać skoro ty mi żadnego szacunku nie okazujesz? Matka nauczyła mnie pewnych zasad i reguł, ich się trzymam, ale jak ona mawiała, to działa w obie strony. Żądasz szacunku od innych, sam ich szanuj- mruknęła.
Gość
Gość
Zacisnął usta w wąską linię, gdy jasnym stało się to, że określenie "nie iść po myśli" zdawało się już być niedopowiedzeniem roku. Zerknął przelotnie na kominek, by upewnić się, że lord Malfoy dalej uczestniczy w tej farsie - nie dziwiłby się zupełnie, gdyby mężczyzna niepostrzeżenie się wycofał, sam najprawdopodobniej właśnie tak by uczynił, gdyby nie niewygodny fakt, że znajdowali się w jego własnym mieszkaniu. Avery wykrzywił twarz w krótkim uśmiechu, przypominającym jednak bardziej nieprzyjemny grymas; nie mógł się nie zgodzić ze słowami Cassiusa, gabinet faktycznie nagle zrobił się przeraźliwie mały, gdy panna Devonne, zamiast docenić to, że była jedyną kobietą, w dodatku czystokrwistą, która została zaproszona na kameralne spotkanie będące wstępem do ponadprogramowej działalności w Rycerzach, a - co za tym idzie - możliwością wykazania się, nierozważnie mieliła ozorem, plując zupełnie zbędną żółcią na prawo i lewo. - Naturalnie - skwitował prośbę Notta, po czym krótkim machnięciem różdżki wprawił w ruch karafkę ulokowaną w globusowym barku. Już po chwili opustoszałe kryształowe szklanki ponownie zalśniły bursztynem.
Atmosfera w gabinecie zagęszczała się z każdą chwilą, a Avery uniósł palce lewej dłoni do łuku brwiowego, czując nasilające się objawy zbliżającej się migreny, której zwiastunem na razie był ćmiący ból gdzieś w okolicach kości skroniowej. Nie marzył o niczym innym jak o tym, by spotkanie dobiegło końca. Lub by przynajmniej w gabinecie zaległa cisza. Uniósł różdżkę po raz kolejny, tym razem jednak w celu innym niż uzupełnianie poziomu trunku. - Silencio. Nie rań więcej moich uszu, kobieto - mówił cicho, acz dobitnie, końcówkę cisowej różdżki celując wprost w Nadię i czując narastające rozżalenie z powodu konieczności wyboru właśnie tego zaklęcia - chociaż ślina na język przynosiła mu aż tyle innych, o wiele bardziej kuszących inkantacji, jak na przykład tej będącej w stanie ziścić wzniosłą metaforę Devonne o duszeniu się. - Ogłada? Szacunek? Jesteś aż tak bardzo zakochana w brzmieniu swojego głosu, że nie słyszysz tych bredni, które wygadujesz? - zamilcz, niegodna, nie plugaw więcej wartości, o których nie masz pojęcia. Wstał z fotela za biurkiem, odpychając się od niego gwałtownie obiema dłońmi, by w paru sprężystych krokach zbliżyć się w kierunku blondynki. - Relacje międzyludzkie mają do siebie to, że są zależnościami obustronnymi, na które składa się wiele czynników. Akcja pociąga za sobą reakcję, więc jeśli zasługujesz na szacunek, dostaniesz go - jeśli namiętnie opluwasz wyznawane przez kogoś wartości, nie oczekuj od niego sympatii - perorował tonem chłodnym, kolejne zgłoski zlepiając ze sobą jakby od niechcenia, a jednak z dziwną mocą przekazu. - Z szacunkiem właściwie jest podobnie jak z godnością; jeśli musisz mówić, że jesteś godnym człowiekiem - nie jesteś nim. Jeśli musisz warczeć i przeklinać, by zaakcentować to, że szacunek ci się należy - nie należy ci się on wcale. Dlatego zamilknij czasem i pomyśl, może kiedyś odkryjesz ciekawe prawa rządzące wszechświatem, a razem z nimi złoty klucz otwierający wszystkie drzwi. Bo, jak na razie, jedyne co robisz, to je zamykasz - kontynuował przemowę iście pedagogiczną, nie mogąc uwierzyć w to, że dzieje się to naprawdę, a on zmuszony jest podjąć próbę wyprostowania mocno skrzywionego kręgosłupa zbyt wiele sobie wyobrażającej dzierlatki. - Nie mam pojęcia dlaczego znajdujesz się pośród ludzi walczących o bezwzględne przestrzeganie czystości krwi, chociaż jednocześnie masz zamiar przelewać szlachetną krew i ujmować jej niezbywalnych honorów, ale skoro dostałaś szansę udowodnienia swojej przydatności dla większej sprawy, postaraj się, by nikt tego nie żałował. Zajmiesz się Catwright i Mulciber. Dalsze instrukcje otrzymasz listownie, a teraz możesz już iść. Powinnaś iść - jak najprędzej, teraz, już, natychmiast. W głowie zadudniło mu głucho, upił łyk whisky, by się znieczulić, lecz upragniona ulga nie mogła przecież nadejść. Nie, dopóki wciąż nie zamknęli tematu, a w gabinecie tkwiły sylwetki Rycerzy.
- Wracając do naszych spraw, obawiam się, Cygnusie, że na tym etapie wszelkie rozmowy z Carrowem mogłyby przynieść skutek przeciwny do zamierzonego, zmuszony więc jestem prosić cię o wstrzymanie i poprzestanie na etapie gromadzenia informacji, a nie wymieniania się nimi. Prosiłbym również, byś zainteresował się osobą Dorei, zdaje się, że z racji wywodzenia się z jednej linii, od której odcięła się przez ślub z Potterem, najlepiej się do tego nadajesz - zwrócił się do Blacka, by po chwili zmrużyć oczy w próbie przypomnienia sobie, co mówił lord Nott, nim uwagę Perseusa odciągnęła bezczelność panny Devonne. - Świetnie więc, rozpocznij lustrację Weasleya. Oraz Bartiusa, dasz chyba radę? - dasz na pewno, obaj to wiemy. - Dowiem się co ze Skeeterem i Morgan, wtedy najprawdopodobniej tymczasowy podział zadań ulegnie zmianie. Będę was informował na bieżąco - zakończył, starając się jak najbardziej streszczać. Ponownie zamoczył usta w alkoholu, opierając się biodrami o brzeg biurka w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję. Najchętniej potwierdzenie przyjęcia do wiadomości i pożegnanie.
Atmosfera w gabinecie zagęszczała się z każdą chwilą, a Avery uniósł palce lewej dłoni do łuku brwiowego, czując nasilające się objawy zbliżającej się migreny, której zwiastunem na razie był ćmiący ból gdzieś w okolicach kości skroniowej. Nie marzył o niczym innym jak o tym, by spotkanie dobiegło końca. Lub by przynajmniej w gabinecie zaległa cisza. Uniósł różdżkę po raz kolejny, tym razem jednak w celu innym niż uzupełnianie poziomu trunku. - Silencio. Nie rań więcej moich uszu, kobieto - mówił cicho, acz dobitnie, końcówkę cisowej różdżki celując wprost w Nadię i czując narastające rozżalenie z powodu konieczności wyboru właśnie tego zaklęcia - chociaż ślina na język przynosiła mu aż tyle innych, o wiele bardziej kuszących inkantacji, jak na przykład tej będącej w stanie ziścić wzniosłą metaforę Devonne o duszeniu się. - Ogłada? Szacunek? Jesteś aż tak bardzo zakochana w brzmieniu swojego głosu, że nie słyszysz tych bredni, które wygadujesz? - zamilcz, niegodna, nie plugaw więcej wartości, o których nie masz pojęcia. Wstał z fotela za biurkiem, odpychając się od niego gwałtownie obiema dłońmi, by w paru sprężystych krokach zbliżyć się w kierunku blondynki. - Relacje międzyludzkie mają do siebie to, że są zależnościami obustronnymi, na które składa się wiele czynników. Akcja pociąga za sobą reakcję, więc jeśli zasługujesz na szacunek, dostaniesz go - jeśli namiętnie opluwasz wyznawane przez kogoś wartości, nie oczekuj od niego sympatii - perorował tonem chłodnym, kolejne zgłoski zlepiając ze sobą jakby od niechcenia, a jednak z dziwną mocą przekazu. - Z szacunkiem właściwie jest podobnie jak z godnością; jeśli musisz mówić, że jesteś godnym człowiekiem - nie jesteś nim. Jeśli musisz warczeć i przeklinać, by zaakcentować to, że szacunek ci się należy - nie należy ci się on wcale. Dlatego zamilknij czasem i pomyśl, może kiedyś odkryjesz ciekawe prawa rządzące wszechświatem, a razem z nimi złoty klucz otwierający wszystkie drzwi. Bo, jak na razie, jedyne co robisz, to je zamykasz - kontynuował przemowę iście pedagogiczną, nie mogąc uwierzyć w to, że dzieje się to naprawdę, a on zmuszony jest podjąć próbę wyprostowania mocno skrzywionego kręgosłupa zbyt wiele sobie wyobrażającej dzierlatki. - Nie mam pojęcia dlaczego znajdujesz się pośród ludzi walczących o bezwzględne przestrzeganie czystości krwi, chociaż jednocześnie masz zamiar przelewać szlachetną krew i ujmować jej niezbywalnych honorów, ale skoro dostałaś szansę udowodnienia swojej przydatności dla większej sprawy, postaraj się, by nikt tego nie żałował. Zajmiesz się Catwright i Mulciber. Dalsze instrukcje otrzymasz listownie, a teraz możesz już iść. Powinnaś iść - jak najprędzej, teraz, już, natychmiast. W głowie zadudniło mu głucho, upił łyk whisky, by się znieczulić, lecz upragniona ulga nie mogła przecież nadejść. Nie, dopóki wciąż nie zamknęli tematu, a w gabinecie tkwiły sylwetki Rycerzy.
- Wracając do naszych spraw, obawiam się, Cygnusie, że na tym etapie wszelkie rozmowy z Carrowem mogłyby przynieść skutek przeciwny do zamierzonego, zmuszony więc jestem prosić cię o wstrzymanie i poprzestanie na etapie gromadzenia informacji, a nie wymieniania się nimi. Prosiłbym również, byś zainteresował się osobą Dorei, zdaje się, że z racji wywodzenia się z jednej linii, od której odcięła się przez ślub z Potterem, najlepiej się do tego nadajesz - zwrócił się do Blacka, by po chwili zmrużyć oczy w próbie przypomnienia sobie, co mówił lord Nott, nim uwagę Perseusa odciągnęła bezczelność panny Devonne. - Świetnie więc, rozpocznij lustrację Weasleya. Oraz Bartiusa, dasz chyba radę? - dasz na pewno, obaj to wiemy. - Dowiem się co ze Skeeterem i Morgan, wtedy najprawdopodobniej tymczasowy podział zadań ulegnie zmianie. Będę was informował na bieżąco - zakończył, starając się jak najbardziej streszczać. Ponownie zamoczył usta w alkoholu, opierając się biodrami o brzeg biurka w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję. Najchętniej potwierdzenie przyjęcia do wiadomości i pożegnanie.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Sytuacja stawała się coraz bardziej niekomfortowa albo nawet bolesna dla wyedukowanych szlacheckich głów, gdyż panna Devonne, nic nie robiąc sobie z naszych uwag i rad, dalej toczyła swe bezrozumne monologi. Skrajne okazanie braku szacunku względem nas i społeczności, którą reprezentowaliśmy, biorąc pod uwagę sam fakt, iż byliśmy szlachetnie urodzonymi mężczyznami, zapewne w dodatku przewyższającymi ją wiekiem – jedynie trzy powody, a mógłbym ich z pewnością znaleźć więcej. Nie rozumiałem, jakim cudem powoływała się na wychowanie jednej z dawnych przedstawicielek szlachetnej krwi… Z drugiej strony, jedna drugiej warta. I pomyśleć, że to Druella uchodziła za źle wychowaną buntowniczkę.
– Doskonale! – odparłem, kiedy kobieta z Nokturnu, będąca przecie na tym samym poziomie, co my, zamilkła, zaś na jej twarzy wymalowało się jeszcze większe oburzenie. Musiałem przyznać, że zaklęcie Perseusa okazało się być zanadto łaskawe jak na tę rozwydrzoną krzykaczkę, aczkolwiek satysfakcjonujące, gdyż w końcu zamilkła i nie roztaczała wokół swego pretensjonalnego, zdecydowanie niewychowanego i irytującego głosu.
Sam nie wyciągałem różdżki, stwierdzając, iż w razie potrzeby, lord Avery równie doskonale ją skonfunduje lub w jakikolwiek sposób ukaże za dalsze bunty przeciwko nam. Tymczasem skinąłem głową w kierunku lorda Notta, choć nie miałem pojęcia, o jaką sprawę Carrowów mu chodziło. Być może źle mnie zrozumiał, być może chodziło o mą zażyłość z Deimosem… Cóż, rozmowa na osobności z nim z pewnością nada odpowiedzi mym pytaniom. Swą uwagę skierowałem na Perseusa biorącego odpowiedzialność za rozdzielenie zadań, co przyjąłem z ulgą. Niedziela nam mijała to nauczaniu nokturnowego dziecka ogłady, nie zaś na temacie spotkania, do którego sprawnie wróciliśmy dzięki gospodarzowi.
– Ależ oczywiście! Zajmę się również Doreą. Czas, bym odświeżył relacje z drogą ciotką… i wstrzymam się z informowaniem Carrowa, skoro rozciąganie plotek w tym przypadku mogłoby zaszkodzić – odparłem jedynie skruszony i usatysfakcjonowany, gdyż wolałem działać w obrębie rodziny, aniżeli osób, za którymi nie przepadałem. Odetchnąłem lekko, zostawiłem jeden ze swoich pierścieni w spokoju, i nim wstałem z fotela, zapytałem jeszcze:
– Rozumiem, że w takim razie to już koniec spotkania? – Wolałem się upewnić. Spieszyło mi się, owszem, aczkolwiek sprawy Rycerzy były priorytetowe ze względu na ich wagę. – Lordzie Notcie, możemy porozmawiać w drodze powrotnej – zaproponowałem, nie chcąc go w żaden sposób obrazić brakiem czasu i wrzucaniem w wolną lukę. Po prostu uznałem, że może chciałby zapełnić niewiedzę jak najszybciej, o ile byłem w stanie ją zapełnić, oczywiście.
– Doskonale! – odparłem, kiedy kobieta z Nokturnu, będąca przecie na tym samym poziomie, co my, zamilkła, zaś na jej twarzy wymalowało się jeszcze większe oburzenie. Musiałem przyznać, że zaklęcie Perseusa okazało się być zanadto łaskawe jak na tę rozwydrzoną krzykaczkę, aczkolwiek satysfakcjonujące, gdyż w końcu zamilkła i nie roztaczała wokół swego pretensjonalnego, zdecydowanie niewychowanego i irytującego głosu.
Sam nie wyciągałem różdżki, stwierdzając, iż w razie potrzeby, lord Avery równie doskonale ją skonfunduje lub w jakikolwiek sposób ukaże za dalsze bunty przeciwko nam. Tymczasem skinąłem głową w kierunku lorda Notta, choć nie miałem pojęcia, o jaką sprawę Carrowów mu chodziło. Być może źle mnie zrozumiał, być może chodziło o mą zażyłość z Deimosem… Cóż, rozmowa na osobności z nim z pewnością nada odpowiedzi mym pytaniom. Swą uwagę skierowałem na Perseusa biorącego odpowiedzialność za rozdzielenie zadań, co przyjąłem z ulgą. Niedziela nam mijała to nauczaniu nokturnowego dziecka ogłady, nie zaś na temacie spotkania, do którego sprawnie wróciliśmy dzięki gospodarzowi.
– Ależ oczywiście! Zajmę się również Doreą. Czas, bym odświeżył relacje z drogą ciotką… i wstrzymam się z informowaniem Carrowa, skoro rozciąganie plotek w tym przypadku mogłoby zaszkodzić – odparłem jedynie skruszony i usatysfakcjonowany, gdyż wolałem działać w obrębie rodziny, aniżeli osób, za którymi nie przepadałem. Odetchnąłem lekko, zostawiłem jeden ze swoich pierścieni w spokoju, i nim wstałem z fotela, zapytałem jeszcze:
– Rozumiem, że w takim razie to już koniec spotkania? – Wolałem się upewnić. Spieszyło mi się, owszem, aczkolwiek sprawy Rycerzy były priorytetowe ze względu na ich wagę. – Lordzie Notcie, możemy porozmawiać w drodze powrotnej – zaproponowałem, nie chcąc go w żaden sposób obrazić brakiem czasu i wrzucaniem w wolną lukę. Po prostu uznałem, że może chciałby zapełnić niewiedzę jak najszybciej, o ile byłem w stanie ją zapełnić, oczywiście.
Gość
Gość
Nie chciał wiedzieć, co roiło się w głowie obecnej tu damy. Użycie sztuki legilimencji na niej byłoby najczystszą profanacją tej wyjątkowej umiejętności i kompletną stratą czasu. Straciła zbyt wiele w jego oczach, by poświęcał jej jakąkolwiek uwagę. Niestety musiał znosić uporczywe brzęczenie głosu, gdy próbowała obrzucić go błotem inwektyw i epitetów. Z kamienną powagą wytrzymał ten banalny oraz tak przewidywalny atak, w duchu ciesząc się, że niektóre kobiety były tak banalne, jeśli chodziło o odczytywanie ich myśli bez użycia magii. Wygiął wargi w samozadowoleniu okraszonym dobitną porcją cynizmu, nim raczył się wypowiedzieć. Właściwie nie musiał reagować w żaden sposób, skoro gospodarz okazał się na tyle miły, aby uciszyć ją wystarczająco skutecznie, jednak za nic w świecie nie odpuściłby sobie dodania kilku słów od siebie.
Odwracając się w kierunku źródła problemu, zrobił niewielki krok do tyłu i ruchem ramienia wysunął różdżkę z rękawa, pewnie chwytając ją oraz równie szybko kierując w stronę Devonne. Obrócił nią delikatnie w palcach, po czym opuścił, dając sygnał, że jeszcze pozostawała bezpieczna.
— Schlebiasz mi w złą stronę, szlamo — wycedził, złośliwie akcentując ostatnie słowo. — Nie jesteś godna skrzata, który czyści moje buty i na dodatek masz czelność zachowywać się, jakbyś pozjadała wszystkie rozumy. — Podszedł do niej, zachowując stonowaną odległość, tym samym jasno dając do zrozumienia, iż brzydził się jakimkolwiek kontaktem z kimś jej pokroju. Zaciskając mocniej palce na rączce różdżki, wycofał się pod samo okno, z ogromną ulgą wysłuchując słów dwóch godnych mężów stanu, starając się nie myśleć o tym, jakim cudem ktoś taki został wyznaczony do udziału w tym spotkaniu. To jednak traciło na znaczeniu, bowiem powoli odpływał myślami w stronę Weasleya, jego głównego zainteresowania dzisiejszego dnia. Z ogromną ochotą utopiłby jego aurorskie zamiłowania w łyżce wody, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że palenie za sobą mostów w obecnej sytuacji przyniosłoby tylko odwrotne skutki.
Przytaknął w milczeniu słowom Perseusa, a chwilę później uczynił to samo w kierunku Cygnusa, zgadzając się na osiągnięty kompromis. Pozostawało mu już tylko ulotnić się ze spotkania i jak najszybciej udać na spotkanie z matką, choć przed tym wolałby uraczyć się jeszcze solidną porcją alkoholu z prywatnego barku w ozdobie tytoniowego dymu, aniżeli wyładowywać niepotrzebną złość na schorowanej rodzicielce. Z resztą i tak był już spóźniony, a to tylko bardziej nakręcało go do wyrządzenia komuś jakże relaksującej krzywdy. Devonne była tak blisko i stałaby się pierwszą ofiarą, jednak czuł pod skórą, że Perseus nie wybaczyłby mu poplamienia drogiego dywanu jej brudną krwią.
Odwracając się w kierunku źródła problemu, zrobił niewielki krok do tyłu i ruchem ramienia wysunął różdżkę z rękawa, pewnie chwytając ją oraz równie szybko kierując w stronę Devonne. Obrócił nią delikatnie w palcach, po czym opuścił, dając sygnał, że jeszcze pozostawała bezpieczna.
— Schlebiasz mi w złą stronę, szlamo — wycedził, złośliwie akcentując ostatnie słowo. — Nie jesteś godna skrzata, który czyści moje buty i na dodatek masz czelność zachowywać się, jakbyś pozjadała wszystkie rozumy. — Podszedł do niej, zachowując stonowaną odległość, tym samym jasno dając do zrozumienia, iż brzydził się jakimkolwiek kontaktem z kimś jej pokroju. Zaciskając mocniej palce na rączce różdżki, wycofał się pod samo okno, z ogromną ulgą wysłuchując słów dwóch godnych mężów stanu, starając się nie myśleć o tym, jakim cudem ktoś taki został wyznaczony do udziału w tym spotkaniu. To jednak traciło na znaczeniu, bowiem powoli odpływał myślami w stronę Weasleya, jego głównego zainteresowania dzisiejszego dnia. Z ogromną ochotą utopiłby jego aurorskie zamiłowania w łyżce wody, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że palenie za sobą mostów w obecnej sytuacji przyniosłoby tylko odwrotne skutki.
Przytaknął w milczeniu słowom Perseusa, a chwilę później uczynił to samo w kierunku Cygnusa, zgadzając się na osiągnięty kompromis. Pozostawało mu już tylko ulotnić się ze spotkania i jak najszybciej udać na spotkanie z matką, choć przed tym wolałby uraczyć się jeszcze solidną porcją alkoholu z prywatnego barku w ozdobie tytoniowego dymu, aniżeli wyładowywać niepotrzebną złość na schorowanej rodzicielce. Z resztą i tak był już spóźniony, a to tylko bardziej nakręcało go do wyrządzenia komuś jakże relaksującej krzywdy. Devonne była tak blisko i stałaby się pierwszą ofiarą, jednak czuł pod skórą, że Perseus nie wybaczyłby mu poplamienia drogiego dywanu jej brudną krwią.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
C i s z a. Co za ulga nie słyszeć rozdzierających błony bębenkowe dźwięków, utwierdzających Perseusa w przekonaniu, że już większą przyjemnością byłoby gościć w gabinecie szyszymorę niż pannę Devonne. Jego myśli wciąż krążyły dookoła niepokojącego tematu, jakim były okoliczności, w których kobieta dostała się do organizacji, która pod każdym względem była uznawana za elitarną, lecz im dłużej wpatrywał się w jej wykrzywioną w grymasie twarz i usta otwierające się bezdźwięcznie jak u ryby, zapewne w próbie wyrażenia niezadowolenia lub kolejnego protestu, nie potrafił już wierzyć w to, że może mieć jakiekolwiek ukryte talenta, które można było uznać za przydatne dla ich sprawy. Niewdzięczna, nie doceniała łaski z jaką się spotkała - uciszenie wszak było najłagodniejszą ze wszystkich opcji, może wręcz zbyt łagodną, lecz Avery wierzył w to, że w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu nastąpi wyrównanie rachunków, a blondynka dostanie nie mniej i nie więcej niż to, na co zasługuje.
- Świetnie, jestem wdzięczny za zaangażowanie - jakbyście mieli jakikolwiek wybór. Oderwał myśli, powracając do zakończenia spotkania, w czymś na kształt roztargnienia przytaknął głową. - Tak, to koniec. Dziękuję za przybycie i znoszenie wszelkich niedogodności - takich jak panna Devonne, piąte koło u wozu. - W razie potrzeby pamiętajcie, że mój parapet czeka na wasze sowy - dodał jeszcze, kierując słowa także w do lorda Malfoya, który dopiero po wtedy wycofał się z kominka. Perseus wbił wyczekujące spojrzenie w kobietę, a gdy ta w końcu zniknęła z jego oczu, pożegnał oddalających się szlachciców, którzy po kolei wstępowali w zielone płomienie sieci Fiuu.
Nie wiedział jak długo stał bez ruchu, oparty biodrami o krawędź biurka i wpatrując się w wirującą w szklance przy miękkim ruchu nadgarstkiem whisky. Dopił trunek jednym haustem, po czym przywołał skrzata, by ten wyszorował dokładnie każdy skrawek każdej możliwej powierzchni, cal po calu, pozbywając się zabrudzeń, które istniały wyraźnie tylko w jego głowie. Nim opuścił pomieszczenie, otworzył okno na oścież, nie mogąc odgonić od siebie wrażenia, że w środku gabinetu czuje charakterystyczną woń Nokturnu, wgryzającą się łapczywie w meble i dywan.
| zt dla wszystkich
- Świetnie, jestem wdzięczny za zaangażowanie - jakbyście mieli jakikolwiek wybór. Oderwał myśli, powracając do zakończenia spotkania, w czymś na kształt roztargnienia przytaknął głową. - Tak, to koniec. Dziękuję za przybycie i znoszenie wszelkich niedogodności - takich jak panna Devonne, piąte koło u wozu. - W razie potrzeby pamiętajcie, że mój parapet czeka na wasze sowy - dodał jeszcze, kierując słowa także w do lorda Malfoya, który dopiero po wtedy wycofał się z kominka. Perseus wbił wyczekujące spojrzenie w kobietę, a gdy ta w końcu zniknęła z jego oczu, pożegnał oddalających się szlachciców, którzy po kolei wstępowali w zielone płomienie sieci Fiuu.
Nie wiedział jak długo stał bez ruchu, oparty biodrami o krawędź biurka i wpatrując się w wirującą w szklance przy miękkim ruchu nadgarstkiem whisky. Dopił trunek jednym haustem, po czym przywołał skrzata, by ten wyszorował dokładnie każdy skrawek każdej możliwej powierzchni, cal po calu, pozbywając się zabrudzeń, które istniały wyraźnie tylko w jego głowie. Nim opuścił pomieszczenie, otworzył okno na oścież, nie mogąc odgonić od siebie wrażenia, że w środku gabinetu czuje charakterystyczną woń Nokturnu, wgryzającą się łapczywie w meble i dywan.
| zt dla wszystkich
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Gabinet
Szybka odpowiedź