Makowe ogrody
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Makowe ogrody
Makowe ogrody założone zostały pod koniec 1827 roku przez George'a Wilkinsa, znakomitego uzdrowiciela parającego się również alchemią. Zafascynowany mugolską medycyną, starał się z jednego z gatunków maków wytworzyć lek, który w połączeniu z magią miał przynosić ciężko chorym czarodziejom ulgę. Opium Wilkinsa, do którego dodawano prawdopodobnie również krew salamandry i jad boomslanga, miało jednak właściwości silnie uzależniające, co wywołało dezaprobatę wśród magomedyków i przyczyniło się do ostatecznego zaprzestania produkcji leku oraz zamknięcia ogrodów.
Kilkadziesiąt lat później wnuczka Wilkinsa zdecydowała się otworzyć ogrody makowe na nowo, tym razem w charakterze przepięknego parku pełnego altan porośniętych tymi niepozornymi kwiatami. W tej formie ogrody trwają do dziś, będąc wspaniałym miejscem do spacerów pod gołym niebem z dala od londyńskiego, wielkomiejskiego zgiełku. Choć aktualna właścicielka oficjalnie odcina się od narkotycznej przeszłości ogrodów, nieliczni zdają sobie sprawę z tego, że jeśli wie się, gdzie go szukać, wciąż można bez problemów zdobyć znakomite opium pana Wilkinsa.
Kilkadziesiąt lat później wnuczka Wilkinsa zdecydowała się otworzyć ogrody makowe na nowo, tym razem w charakterze przepięknego parku pełnego altan porośniętych tymi niepozornymi kwiatami. W tej formie ogrody trwają do dziś, będąc wspaniałym miejscem do spacerów pod gołym niebem z dala od londyńskiego, wielkomiejskiego zgiełku. Choć aktualna właścicielka oficjalnie odcina się od narkotycznej przeszłości ogrodów, nieliczni zdają sobie sprawę z tego, że jeśli wie się, gdzie go szukać, wciąż można bez problemów zdobyć znakomite opium pana Wilkinsa.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że wątpliwości pozwalają zachować młodość. Pewność to jakby złośliwy wirus. Zarażamy się nim na starość. Na samo przypomnienie tych słów Jay uśmiechnął się do siebie, zdając sobie sprawę, że ów starość jest tak naprawdę nieokreślonym czasem i metaforą. Spotykał wielu młodych ludzi, którzy byli niesamowicie zdecydowani w działaniach czy podejmowaniu decyzji i wykazywali się przy tym nad wyraz dojrzałym zachowaniem. Niektórzy starcy w opozycji do nich byli jak dzieci i nie tylko przez wzgląd swojego wieku, ale z charakteru. Wiecznie chcieli poznawać daleki świat, nowe kultury, ciągle doznawać niesamowitych rzeczy dnia codziennego. I przy tym zachowywali taką pogodę ducha, którą trzeba było jedynie podziwiać. Oczywiście że Jayden chciał się zaliczać do tej drugiej grupy wesołej starości, nie wyobrażając sobie nigdy, by przekładał sprawy związane z pieniędzmi, polityką czy jakąkolwiek inną materią nad duchowe doznania. Rodzice wpajali mu to od małego, przebywanie z kolegami z podwórka w większości z niemagicznych rodzin nauczyło go, że magia to nie wszystko. Co by się działo bez niej? Nie byłoby problemów w podziałach między mugolami i resztą, ale wszystkim przyszło żyć w takim i nie innym świecie i musieli sobie z tym radzić. Ale co by było, gdyby naprawdę jej nie było? Magii? Vane pewnie szalałby w swojej astronomii. W końcu wielu czarodziejów specjalizujących się w tej dziedzinie odnosiło się właśnie do odkryć członków niemagicznego społeczeństwa. Kopernik czy Heweliusz nie byli czarodziejami a dokonywali niesamowitych odkryć. I to z o wiele gorszymi urządzeniami niż posiadali współcześni ich koledzy po fachu. Będąc tu czy tam, Jayden nigdy by nie zrezygnował z tego, co kochał.
- Nic się nie stało. Ważne, że miałaś kogoś z kim się nimi podzieliłaś. Duszenie tego w sobie nie jest dobrym rozwiązaniem - odparł jedynie, uśmiechając się do niej pokrzepiająco i widząc, że spotkanie przyniosło im obojgu pewną ulgę. Lorraine pozbyła się pałętających myśli, a Jayden mógł się upewnić w tym, że na pewno tak się stało. Nie odpowiedział już jednak nic o Hogwarcie. Pracował tam i chciał tam pracować, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tych wszystkich niedogodności, strachu, niepewności, które towarzyszyły niestety wspomnieniom szkoły. Na ostatnie słowa kobiety uśmiechnął się jedynie i poprowadził w dalszą część ogrodu. Jay nie mógł obiecać, że nie zapomni, dlatego nic nie odpowiedział. Później jednak zanotował w swoim dzienniku, że będzie musiał odwiedzić w najbliższym czasie Prewettów. Miał nadzieję, że znajdzie ten zapisek w odpowiednim czasie.
|zt x2
- Nic się nie stało. Ważne, że miałaś kogoś z kim się nimi podzieliłaś. Duszenie tego w sobie nie jest dobrym rozwiązaniem - odparł jedynie, uśmiechając się do niej pokrzepiająco i widząc, że spotkanie przyniosło im obojgu pewną ulgę. Lorraine pozbyła się pałętających myśli, a Jayden mógł się upewnić w tym, że na pewno tak się stało. Nie odpowiedział już jednak nic o Hogwarcie. Pracował tam i chciał tam pracować, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tych wszystkich niedogodności, strachu, niepewności, które towarzyszyły niestety wspomnieniom szkoły. Na ostatnie słowa kobiety uśmiechnął się jedynie i poprowadził w dalszą część ogrodu. Jay nie mógł obiecać, że nie zapomni, dlatego nic nie odpowiedział. Później jednak zanotował w swoim dzienniku, że będzie musiał odwiedzić w najbliższym czasie Prewettów. Miał nadzieję, że znajdzie ten zapisek w odpowiednim czasie.
|zt x2
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|9 V
- Za pierwszym razem popełniłem gafę, Poppy. Powinienem był skrupulatniej zebrać informacje na temat obszaru który przyjdzie nam badać - szedł po jej prawej stronie dyktowanym przez jej stópki tempem. Przyznawał się do braku roztropności w działaniu, niepotrzebnej popędliwości. Choć cechy te niekoniecznie były widoczne tamtego dnia nad jeziorem, a nawet być może nikt by mu ich nie przypisał to jednak on wiedział swoje. Gdy dostał informacje o terenie z anomaliami po prostu popędził tam nie robiąc odpowiednio wcześnie konkretnego rozeznania. Tym razem nie zamierzał popełnić tego samego błędu - Po tym naszym dość kłopotliwym zwieńczeniu naszej przygody nad jeziorem, zostałem poinformowany o tym, że w Makowych Ogrodach Panny Wilkins pojawiła się anomaliowa aura. Zaczęła objawiać się tym, że kwiaty tam się znajdujące zmieniają barwę swoich płatków z czerwonych na niebieskie. Problem ten został zgłoszony już do Ministerstwa. Udało mi się posiąść informację o tym w porę by zdobyć odpowiednie zezwolenia pozwalające nam na podjęcie badań na terenach Makowych Ogrodów przed tym jak Ministerstwo wyśle swoje służby by posprzątali - cokolwiek to miało znaczyć i jakkolwiek faktycznie radzili sobie oni z tymi magicznymi permutacjami. Adrein zgłębiłby chętnie ten temat, lecz był jeden i musiał ustalić pewne priorytety. Jak na razie najważniejszym było ukończenie badań - Zgodnie z opisem sytuacji przez Pannę Wilkins, anomalia ma łagodny przebieg, a przynajmniej delikatniejszy niż nad jeziorem. Wywołuje jednak szum zakłóceń w wywoływaniu zaklęć na tyle dotkliwy, że powinniśmy móc go wykorzystać do zbadania działania zaklęć obszarowych. Mam nadzieję, że tym razem pójdzie nam jednak lepiej. - uśmiechnłą się lekko, a potem przystanął. Znajdowali się tuż przed wejściem do Ogrodów. czekała tam na nich Panna Wilkins we własnej osobie. Wprowadziła ich do szklani w której grasowała anomalia zostawiając czarodziejów sobie samych. Carrow wyciągnął swoją różdżkę przecinając nią po kilkakroć powietrze próbując ustalić gęstość magicznej aury, a następnie zabrał się za wywołanie zaklęcia:
- Herbarius Nuntius
- Za pierwszym razem popełniłem gafę, Poppy. Powinienem był skrupulatniej zebrać informacje na temat obszaru który przyjdzie nam badać - szedł po jej prawej stronie dyktowanym przez jej stópki tempem. Przyznawał się do braku roztropności w działaniu, niepotrzebnej popędliwości. Choć cechy te niekoniecznie były widoczne tamtego dnia nad jeziorem, a nawet być może nikt by mu ich nie przypisał to jednak on wiedział swoje. Gdy dostał informacje o terenie z anomaliami po prostu popędził tam nie robiąc odpowiednio wcześnie konkretnego rozeznania. Tym razem nie zamierzał popełnić tego samego błędu - Po tym naszym dość kłopotliwym zwieńczeniu naszej przygody nad jeziorem, zostałem poinformowany o tym, że w Makowych Ogrodach Panny Wilkins pojawiła się anomaliowa aura. Zaczęła objawiać się tym, że kwiaty tam się znajdujące zmieniają barwę swoich płatków z czerwonych na niebieskie. Problem ten został zgłoszony już do Ministerstwa. Udało mi się posiąść informację o tym w porę by zdobyć odpowiednie zezwolenia pozwalające nam na podjęcie badań na terenach Makowych Ogrodów przed tym jak Ministerstwo wyśle swoje służby by posprzątali - cokolwiek to miało znaczyć i jakkolwiek faktycznie radzili sobie oni z tymi magicznymi permutacjami. Adrein zgłębiłby chętnie ten temat, lecz był jeden i musiał ustalić pewne priorytety. Jak na razie najważniejszym było ukończenie badań - Zgodnie z opisem sytuacji przez Pannę Wilkins, anomalia ma łagodny przebieg, a przynajmniej delikatniejszy niż nad jeziorem. Wywołuje jednak szum zakłóceń w wywoływaniu zaklęć na tyle dotkliwy, że powinniśmy móc go wykorzystać do zbadania działania zaklęć obszarowych. Mam nadzieję, że tym razem pójdzie nam jednak lepiej. - uśmiechnłą się lekko, a potem przystanął. Znajdowali się tuż przed wejściem do Ogrodów. czekała tam na nich Panna Wilkins we własnej osobie. Wprowadziła ich do szklani w której grasowała anomalia zostawiając czarodziejów sobie samych. Carrow wyciągnął swoją różdżkę przecinając nią po kilkakroć powietrze próbując ustalić gęstość magicznej aury, a następnie zabrał się za wywołanie zaklęcia:
- Herbarius Nuntius
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Poprzedni dzień był dla Poppy wyjątkowo trudny. Chwile spędzone na cmentarzy, melancholia w jakiej pogrążyła się bez cienia sprzeciwu, odebrały jej ochotę do uśmiechu i sił; przybiły, zasmuciły, sprawiły, że oblicze miała spochmurniałe i smętne. Starała się ukrywać je pod uprzejmym uśmiechem, gdy niezrażona ostatnią porażką kroczyła wytyczoną ścieżką; była jednak paskudnym kłamcą, wolała więc mówić niewiele i słuchać lorda Carrowa, odwracając spojrzenie, by nie dostrzegł w jej czach cienia smutku - mieli przed sobą poważne zadanie do wykonania i musieli mu sprostać. Prywatne problemy starała się więc ukryć za grubą zasłoną we własnej głowie.
-Nie masz się za co winić, Adrien, ja także przeoczyłam kilka faktów, popełniłam błędy - odrzekła mu uspokajającym głosem. Co było, to było, nie należy płakać nad rozlanym mlekiem. Nie powiodło im się, lecz muszą otrzepać kolana i spróbować znowu. Próbować aż do skutku, bo tego oczekiwała od nich profesor Bagshot. Miała jedynie nadzieję, że tego dnia obędzie się bez beznadziejnych wypadków - bez krwi, potwornej migreny i jej transformacji w fretkę. Kompletnie tego nie pamiętała, miała lukę w pamięci, odzyskała przytomność już na Pokątnej, gdzie pewien uprzejmy czarodziej, władający zaklęciami z dziedziny transmutacji na tyle dobrze, że zgodził się ją odczarować bez obawy o błąd. To było w pewien sposób nawet zabawne. Zaledwie dzień przed ich felernym wypadem nad brzeg londyńskiego jeziora brała udział w klubowym pojedynku, podczas którego przemieniono ją w gęś. A skoro była już ptakiem, ssakiem... miała nadzieję, że jeśli ma ją spotkać kolejne przetransmutowanie w zwierzę, to niech będzie to jaszczurka, czy inny gad - wokół nie było wody.
Przywitała się uprzejmie z panną Wilkes, dziękując, że możliwość przeprowadzenia kilku eksperymentów w jej ogrodach, nie mogła się powstrzymać od kilku szczerych komplementów i cichego żartu z własnego imienia - panna Poppy w Makowych Ogrodach. Miała nadzieję, że to dobry omen.
-Słyszysz coś? - spytała, gdy lord Carrow pierwszą próbę. Nie wiedziała, czy cisza jest spowodowana brakiem grożącego niebezpieczeństwa, czy też pierwszym niepowodzeniem. Sama również wydobyła z kieszeni swą różdżkę -Volitavi! - zażądała pewnie, chcąc, by drobne gałązki i kamienie ze ścieżki uniosły się kilka cali nad ziemię.
-Nie masz się za co winić, Adrien, ja także przeoczyłam kilka faktów, popełniłam błędy - odrzekła mu uspokajającym głosem. Co było, to było, nie należy płakać nad rozlanym mlekiem. Nie powiodło im się, lecz muszą otrzepać kolana i spróbować znowu. Próbować aż do skutku, bo tego oczekiwała od nich profesor Bagshot. Miała jedynie nadzieję, że tego dnia obędzie się bez beznadziejnych wypadków - bez krwi, potwornej migreny i jej transformacji w fretkę. Kompletnie tego nie pamiętała, miała lukę w pamięci, odzyskała przytomność już na Pokątnej, gdzie pewien uprzejmy czarodziej, władający zaklęciami z dziedziny transmutacji na tyle dobrze, że zgodził się ją odczarować bez obawy o błąd. To było w pewien sposób nawet zabawne. Zaledwie dzień przed ich felernym wypadem nad brzeg londyńskiego jeziora brała udział w klubowym pojedynku, podczas którego przemieniono ją w gęś. A skoro była już ptakiem, ssakiem... miała nadzieję, że jeśli ma ją spotkać kolejne przetransmutowanie w zwierzę, to niech będzie to jaszczurka, czy inny gad - wokół nie było wody.
Przywitała się uprzejmie z panną Wilkes, dziękując, że możliwość przeprowadzenia kilku eksperymentów w jej ogrodach, nie mogła się powstrzymać od kilku szczerych komplementów i cichego żartu z własnego imienia - panna Poppy w Makowych Ogrodach. Miała nadzieję, że to dobry omen.
-Słyszysz coś? - spytała, gdy lord Carrow pierwszą próbę. Nie wiedziała, czy cisza jest spowodowana brakiem grożącego niebezpieczeństwa, czy też pierwszym niepowodzeniem. Sama również wydobyła z kieszeni swą różdżkę -Volitavi! - zażądała pewnie, chcąc, by drobne gałązki i kamienie ze ścieżki uniosły się kilka cali nad ziemię.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Być może, lecz to nie ja skończyłem jako fredka - zauważył, a kąciki jego ust uniosły się lekko na wspomnienie tego wypadku, który mógł mieć właściwie tragiczniejszy finał. Dlatego tym razem był przezorniejszy. Zadbał o niuanse. Jeśli coś wymknie się spod kontroli to aktywny kominek był blisko. Mogli liczyć na pomoc.
Gdy znaleźli się na miejscu to uzdrowiciel poruszył różdżką. Ta drgnęła mu gwałtownie w dłoni, a on sam się skrzywił gdy dziwny prąd, a może skurcz przemknęły mu przez kości prawej dłoni aż do barku. Zaklęcie nie doszło do skutku. Poruszył gwałtownie ręką, zupełnie jakby próbował strzepnąć z dłoni coś lepkiego. Coś wówczas chrupło mu w barku. Nie bolało. Jakiś zastały staw lub kość znalazła się po prostu w odpowiednim miejscu.
- Moje, rozleniwione nic nie robieniem kości...? Tak, słyszę je całkiem często. Trochę częściej po zimie. Ciężko ją zazwyczaj znoszę - no co tu dużo kryć. Tak właściwie jak o tym pomyśleć to całkiem dużo tego było. Nie bez kozery uzdrowiciel był zmuszony odwiedzić Dom Mody Parkinsonów.
- Jeśli jednak to było coś bardziej zawodzącego i jękliwego to może nieopatrznie podsłuchałaś rozmowę z zaświatów? - zauważył z innej beczki. Mówił spokojnym, lekkim tonem, tak bardzo dla niego typowym - Maki są łącznikami pomiędzy tym co tu, a tym co tam. Słyszałaś tę historię?- rozwinął trochę myśl by ewentualnie rozjaśnić trochę swojej towarzyszce to skąd wziął taki pomysł, a potem nie czekając na odpowiedź zaczął ciągnąć dalej - Wszystko zaczęło się na skutej lodem północy. Od kobiety. Zabawne, że to od nich zaczyna się opowieści, prawda? W każdym razie, Makia...miała porcelanową skórę, w jej oczach pobłyskiwała chłodna stal, a włosy mieniły się w kolorze oszronionego złota. Idealny obiekt westchnień, pragnienie wielu...Była jednak przeklęta. Gdy tylko ktoś ją dotkną to jego palce momentalnie odmarzały i kruszały. Zbyt długie wpatrywanie się też nie było wskazane - chłód początkowo szczypał w oczy by niedługo później przeistoczyć je w parę lodowych bryłek. Najgorsze było jednak to, że każda osoba, którą śmiałaby obdarzyć cieplejszym uczuciem zmieniała się w lodową rzeźbę - zrobił pauzę w czasie której postąpił kilka kroków w przód. Może kolejne zaklęcie powinien rzucić w inne miejsce? Myśląc o tym ciągnął dalej - Początkowo próbowano temu zaradzić, lecz po wysypie lodowych rzeźb szybko się zniechęcono. Makia została zmuszona do życia w odosobnieniu. Jeszcze przez jakiś czas śmiałkowie urzeczeni jej pięknem przybywali próbując zmagać się z klątwą. Bezskutecznie - wszyscy, bez wyjątku, przeistoczyli się w pozbawione życia lodowe figury. Potem przez lata nikt już jej nie odwiedzał. Kobieta popadła w rozpacz, a potem pozwoliła strawić się przez gorycz i nienawiść do świata oraz wszystkiego co po nim stąpało. Wyrzekła się serca. Żyła tak długo, aż w końcu śmiał pojawić się on - mężczyzna, który tak jak wielu przed nim uważało się za innego od reszty, kogoś kto nie zmieni się w lodowy posąg, kogoś kogo może pokochać. Naiwny pomyleniec - tak o nim pomyślała nie darząc go niczym ponad jawną wzgardę. Mężczyzna jednak zdawał się być nie czuły na bijący od niej chłód. Odwiedzał ją codziennie, chciał z nią rozmawiać bądź chociażby milczeć w jej obecności, zostawiał jej podarki, zabawiał historiami, a ona z niego kpiła, szydziła, niszczyła prezenty, udawała nieobecną w mieszkaniu. Któregoś razu zauważając, że jego opór miast maleć to rośnie spytała się: Skoro jesteś taki pewny swego, to czemu nigdy na mnie nie spojrzałeś mi w oczy bądź nie ująłeś ręki? Boisz się? Owszem, bał się, jednak gdy ubrała jego wątpliwość w słowa jak mógłby ją inaczej zapewnić o swoim uczuciu jak wyjść obawie na przeciw? Utkwił w niej swoje chabrowe oczy z taką intensywnością że zaniemówiła, a dłoń jej ujął z takim namaszczeniem że aż się wzdrygnęła...Zgadnij co się stało?
Zaklęcie Poppy się powiodło i drobne elementy podłoża zaczęły się unosić - O, udało ci się, czujesz jakieś dziwne aury po tym zaklęciu? - podpytał, zaraz w końcu zauważając, że być może się nieco rozgadał. Poruszył różdżką próbując przywołać kolejne zaklęcie
- Carpiene
Gdy znaleźli się na miejscu to uzdrowiciel poruszył różdżką. Ta drgnęła mu gwałtownie w dłoni, a on sam się skrzywił gdy dziwny prąd, a może skurcz przemknęły mu przez kości prawej dłoni aż do barku. Zaklęcie nie doszło do skutku. Poruszył gwałtownie ręką, zupełnie jakby próbował strzepnąć z dłoni coś lepkiego. Coś wówczas chrupło mu w barku. Nie bolało. Jakiś zastały staw lub kość znalazła się po prostu w odpowiednim miejscu.
- Moje, rozleniwione nic nie robieniem kości...? Tak, słyszę je całkiem często. Trochę częściej po zimie. Ciężko ją zazwyczaj znoszę - no co tu dużo kryć. Tak właściwie jak o tym pomyśleć to całkiem dużo tego było. Nie bez kozery uzdrowiciel był zmuszony odwiedzić Dom Mody Parkinsonów.
- Jeśli jednak to było coś bardziej zawodzącego i jękliwego to może nieopatrznie podsłuchałaś rozmowę z zaświatów? - zauważył z innej beczki. Mówił spokojnym, lekkim tonem, tak bardzo dla niego typowym - Maki są łącznikami pomiędzy tym co tu, a tym co tam. Słyszałaś tę historię?- rozwinął trochę myśl by ewentualnie rozjaśnić trochę swojej towarzyszce to skąd wziął taki pomysł, a potem nie czekając na odpowiedź zaczął ciągnąć dalej - Wszystko zaczęło się na skutej lodem północy. Od kobiety. Zabawne, że to od nich zaczyna się opowieści, prawda? W każdym razie, Makia...miała porcelanową skórę, w jej oczach pobłyskiwała chłodna stal, a włosy mieniły się w kolorze oszronionego złota. Idealny obiekt westchnień, pragnienie wielu...Była jednak przeklęta. Gdy tylko ktoś ją dotkną to jego palce momentalnie odmarzały i kruszały. Zbyt długie wpatrywanie się też nie było wskazane - chłód początkowo szczypał w oczy by niedługo później przeistoczyć je w parę lodowych bryłek. Najgorsze było jednak to, że każda osoba, którą śmiałaby obdarzyć cieplejszym uczuciem zmieniała się w lodową rzeźbę - zrobił pauzę w czasie której postąpił kilka kroków w przód. Może kolejne zaklęcie powinien rzucić w inne miejsce? Myśląc o tym ciągnął dalej - Początkowo próbowano temu zaradzić, lecz po wysypie lodowych rzeźb szybko się zniechęcono. Makia została zmuszona do życia w odosobnieniu. Jeszcze przez jakiś czas śmiałkowie urzeczeni jej pięknem przybywali próbując zmagać się z klątwą. Bezskutecznie - wszyscy, bez wyjątku, przeistoczyli się w pozbawione życia lodowe figury. Potem przez lata nikt już jej nie odwiedzał. Kobieta popadła w rozpacz, a potem pozwoliła strawić się przez gorycz i nienawiść do świata oraz wszystkiego co po nim stąpało. Wyrzekła się serca. Żyła tak długo, aż w końcu śmiał pojawić się on - mężczyzna, który tak jak wielu przed nim uważało się za innego od reszty, kogoś kto nie zmieni się w lodowy posąg, kogoś kogo może pokochać. Naiwny pomyleniec - tak o nim pomyślała nie darząc go niczym ponad jawną wzgardę. Mężczyzna jednak zdawał się być nie czuły na bijący od niej chłód. Odwiedzał ją codziennie, chciał z nią rozmawiać bądź chociażby milczeć w jej obecności, zostawiał jej podarki, zabawiał historiami, a ona z niego kpiła, szydziła, niszczyła prezenty, udawała nieobecną w mieszkaniu. Któregoś razu zauważając, że jego opór miast maleć to rośnie spytała się: Skoro jesteś taki pewny swego, to czemu nigdy na mnie nie spojrzałeś mi w oczy bądź nie ująłeś ręki? Boisz się? Owszem, bał się, jednak gdy ubrała jego wątpliwość w słowa jak mógłby ją inaczej zapewnić o swoim uczuciu jak wyjść obawie na przeciw? Utkwił w niej swoje chabrowe oczy z taką intensywnością że zaniemówiła, a dłoń jej ujął z takim namaszczeniem że aż się wzdrygnęła...Zgadnij co się stało?
Zaklęcie Poppy się powiodło i drobne elementy podłoża zaczęły się unosić - O, udało ci się, czujesz jakieś dziwne aury po tym zaklęciu? - podpytał, zaraz w końcu zauważając, że być może się nieco rozgadał. Poruszył różdżką próbując przywołać kolejne zaklęcie
- Carpiene
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Uśmiechnęła się do lorda Carrowa, kojąco i widocznym rozbawieniem, pragnąc mu wyraźnie dać do zrozumienia, że nie ma mu za złe przemiany w fretkę. Wypadki się zdarzały, od zawsze, zarówno przed pierwszomajową nocą, a już zwłaszcza po niej - nie było powodów, by odczuwał wyrzuty sumienia. Najważniejsze, że udzielił jej niezbędnej pomocy, nie pozostawił jako fretki, a Poppy powróciła niedługo potem do swojej ludzkiej formy. Nader ciekawe doświadczenie: zostać fretką.
Zachichotała cicho, szczere rozbawiona żartem Adriena - któż by pomyślał, że szlachetny lord potrafi zażartować z własnej wagi; rzeczywiście było go może nieco za dużp, kości więc miały większe obciążenie, lecz jednocześnie miał już lata młodości za sobą - więc miał prawo.
-Znam doskonałą maść rozgrzewającą, pachnie paskudnie, ale pomaga - zaproponowała uprzejmie, z zadowoleniem zauważając, że wokół nich drobne gałązki i kamyki uniosły się kilka cali nad ziemią; lewitowały tak posłuszne zaklęciu panny Pomfrey, która odetchnęła z ulgą. Nie zauważyła nieprawidłowości.
-Och... - słuchała historii lorda Carrowa pełna ciekawości i zaintrygowania; nie słyszała jej wcześniej i zaczęła tego żałować, bo była piękna. Piękna, choć niebywale smutna, a romantyczne serce Poppy poczuło żal powodowany współczuciem dla Makii.
-Mam nadzieję, że jego prawdziwa miłość zdołała odwrócić. Przykre jest życie, gdy pozbawione jest miłości.... choć mówią, że kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy - ostatnie jej słowa zabrzmiały gorzko, prędko odwróciła spojrzenie, skupiając się na czerwieni maków. Wciąż nie doszła do siebie przez rocznicę śmierci Charliego, a historia Adriena sprawiła, że jej myśli znów powędrowały ku niemu - czy byłoby lepiej, gdyby nigdy go nie kochała, gdyby on nie kochał jej? Czy nie byłoby tera jej lżej, czyż nie miałaby nocy spokojniejszych, snów milszych, oczu nie tak wilgotnych? Czasami żałowała, że ich przyjaźń ewoluowała w tym kierunku, lecz prędko ganiła się za te myśli - chwile spędzone razem był najpiękniejszymi w życiu Poppy.
-Cave Inimicum - rzekła cicho, słuchając jednako zakończenia historii.
Zachichotała cicho, szczere rozbawiona żartem Adriena - któż by pomyślał, że szlachetny lord potrafi zażartować z własnej wagi; rzeczywiście było go może nieco za dużp, kości więc miały większe obciążenie, lecz jednocześnie miał już lata młodości za sobą - więc miał prawo.
-Znam doskonałą maść rozgrzewającą, pachnie paskudnie, ale pomaga - zaproponowała uprzejmie, z zadowoleniem zauważając, że wokół nich drobne gałązki i kamyki uniosły się kilka cali nad ziemią; lewitowały tak posłuszne zaklęciu panny Pomfrey, która odetchnęła z ulgą. Nie zauważyła nieprawidłowości.
-Och... - słuchała historii lorda Carrowa pełna ciekawości i zaintrygowania; nie słyszała jej wcześniej i zaczęła tego żałować, bo była piękna. Piękna, choć niebywale smutna, a romantyczne serce Poppy poczuło żal powodowany współczuciem dla Makii.
-Mam nadzieję, że jego prawdziwa miłość zdołała odwrócić. Przykre jest życie, gdy pozbawione jest miłości.... choć mówią, że kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy - ostatnie jej słowa zabrzmiały gorzko, prędko odwróciła spojrzenie, skupiając się na czerwieni maków. Wciąż nie doszła do siebie przez rocznicę śmierci Charliego, a historia Adriena sprawiła, że jej myśli znów powędrowały ku niemu - czy byłoby lepiej, gdyby nigdy go nie kochała, gdyby on nie kochał jej? Czy nie byłoby tera jej lżej, czyż nie miałaby nocy spokojniejszych, snów milszych, oczu nie tak wilgotnych? Czasami żałowała, że ich przyjaźń ewoluowała w tym kierunku, lecz prędko ganiła się za te myśli - chwile spędzone razem był najpiękniejszymi w życiu Poppy.
-Cave Inimicum - rzekła cicho, słuchając jednako zakończenia historii.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Oj, nie wątpił w to, że taka maść pomaga. Wszystkie leki które dziwnie pachniały lub smakowały zazwyczaj miały to do siebie, że zbawiennie wpływały na dolegliwości. Jako uzdrowiciel mógł się tą wiedzą poszczycić. Przyznał więc przed sobą i towarzyszącą mu zakonniczką, że w razie potrzeby się po specyfik zgłosi. Zaraz potem zaczął opowiadać. Bo taki już był z niego bajarz nie cierpiący ciszy. Lubił ją zapełniać słowami. Nie wstydził się tego, nie czuł się z tym dziwnie po prostu nieco egoistycznie (a może wcale nie?) temu się oddawał. Snuł więc historię, bajkę wywoływaną z odmętów pamięci. A może tworzył ją na poczekaniu...? Kto wie.
- Tak mówią chyba tylko ci którzy nie kochali - uśmiechnął się łagodnie. Na jego twarzy gościł zaś spokój i przekonanie bo przecież - Zaznać rzeczy tak pięknej by być wstanie tęsknić do niej każdego dnia...To wspaniałe - kochać to jak sięgnąć gwiazd. Nawet, jeśli się niefortunnie spadło z tego nieboskłonu to sięgać tęsknie dłonią ku niemu mówiąc: tam byłem, tam chciałbym być, nie było wstydem. Ci którzy nigdy nie oderwali się od ziemi nie byli wstanie tego pojąć.
- Najpierw ukruszyły się palce, a potem szronem zaszły mu tęczówki - zamilkł na moment bo w końcu był to raczej wyjątkowo niespodziewany przebieg wydarzeń, prawda? - Głupiec - powiedziała. On w odpowiedzi uśmiechnął cierpko i odparł: Ale po wieki twój. Czas który spędzili razem można było jednak liczyć w miesiącach. Bo spędzili. Makia była zgorzkniała, miała lodowate serce, lecz nie była okrutnicą, a on przy tym był Głupcem który ani myślał odejść pomimo kalectwa będącego dowodem na to iż jego uczucie jest jednostronne. Nie mogąc się go pozbyć zajęła się nim będąc dla niego niemniej równie oziębłą co wcześniej. Początkowa niechęć z czasem przerodziła się w tolerancję, a ta...cóż. To było nieuniknione - w sympatię, miłość. Przeraziło ją to okrutnie. Nie chciała go stracić, nie chciała być powodem straty. Odebrała mu już wystarczająco wiele. Dlatego gdy jej serce którego się wyrzekła zdradziło ją i zabiło z namiętności - przebiła je sztyletem. Nigdy wcześniej nawet o tym nie pomyślała, lecz wówczas była gotowa spróbować byle tylko zimne szpony klątwy nie zacisnęły się na jego krtani. Ponure Fatum przyjęło jej ofiarę, oszczędziło Głupca, który w rozpaczy przyciskał z mocą jej dogorywające ciało do piersi - już nie paliło chłodem. Wręcz przeciwnie. Swym ciepłem przypominało dotyk letniego słońca, a przecież umierała. To sprawiało, że wizja straty raniła go jeszcze dotkliwiej. Błagał i prosił więc ją, niebo, ziemie, świat jeszcze żarliwiej by go nie opuszczała. Głupiec z ciebie był i będzie, mój drogi - zawsze będę przy tobie, tak jak ty przy mnie byłeś- mówiła i słowa dotrzymała. Gdy tylko jej ciało umarło z kałuży jej krwi podniosły się czerwone główki kwiatów - maków. Od tej chwili, gdziekolwiek Głupiec swej stopy nie postawił tam pojawiały się i one - kwiaty niosące ciepło i ukojenie. Towarzyszyła mu w ten sposób aż do jego śmierci będąc dla niego oczami na świat. Teraz ponoć wciąż szepcze poprzez kwiaty o swojej historii, jak również służy za medium pomiędzy tym którzy znaleźli się po jednej stronie mając kogoś ukochanego, takiego Głupca o którego się martwią, po drugiej stronie - wyczuł jak za sprawą rzuconego zaklęcia udało mu się wyczuć znajdującego się w okolicy bahanka nie zaznając przy tym swojej krzywdy ani żadnych zakłóceń w przepływie magii - To co prawda tylko zasłyszana historia, bajka, lecz...ja lubię wierzyć, że jest w nich nieco prawdy. - przyznał na koniec, podchodząc nieco na bok, tak, że wycelował różdżką na kawałek chodnika - Glacius
- Tak mówią chyba tylko ci którzy nie kochali - uśmiechnął się łagodnie. Na jego twarzy gościł zaś spokój i przekonanie bo przecież - Zaznać rzeczy tak pięknej by być wstanie tęsknić do niej każdego dnia...To wspaniałe - kochać to jak sięgnąć gwiazd. Nawet, jeśli się niefortunnie spadło z tego nieboskłonu to sięgać tęsknie dłonią ku niemu mówiąc: tam byłem, tam chciałbym być, nie było wstydem. Ci którzy nigdy nie oderwali się od ziemi nie byli wstanie tego pojąć.
- Najpierw ukruszyły się palce, a potem szronem zaszły mu tęczówki - zamilkł na moment bo w końcu był to raczej wyjątkowo niespodziewany przebieg wydarzeń, prawda? - Głupiec - powiedziała. On w odpowiedzi uśmiechnął cierpko i odparł: Ale po wieki twój. Czas który spędzili razem można było jednak liczyć w miesiącach. Bo spędzili. Makia była zgorzkniała, miała lodowate serce, lecz nie była okrutnicą, a on przy tym był Głupcem który ani myślał odejść pomimo kalectwa będącego dowodem na to iż jego uczucie jest jednostronne. Nie mogąc się go pozbyć zajęła się nim będąc dla niego niemniej równie oziębłą co wcześniej. Początkowa niechęć z czasem przerodziła się w tolerancję, a ta...cóż. To było nieuniknione - w sympatię, miłość. Przeraziło ją to okrutnie. Nie chciała go stracić, nie chciała być powodem straty. Odebrała mu już wystarczająco wiele. Dlatego gdy jej serce którego się wyrzekła zdradziło ją i zabiło z namiętności - przebiła je sztyletem. Nigdy wcześniej nawet o tym nie pomyślała, lecz wówczas była gotowa spróbować byle tylko zimne szpony klątwy nie zacisnęły się na jego krtani. Ponure Fatum przyjęło jej ofiarę, oszczędziło Głupca, który w rozpaczy przyciskał z mocą jej dogorywające ciało do piersi - już nie paliło chłodem. Wręcz przeciwnie. Swym ciepłem przypominało dotyk letniego słońca, a przecież umierała. To sprawiało, że wizja straty raniła go jeszcze dotkliwiej. Błagał i prosił więc ją, niebo, ziemie, świat jeszcze żarliwiej by go nie opuszczała. Głupiec z ciebie był i będzie, mój drogi - zawsze będę przy tobie, tak jak ty przy mnie byłeś- mówiła i słowa dotrzymała. Gdy tylko jej ciało umarło z kałuży jej krwi podniosły się czerwone główki kwiatów - maków. Od tej chwili, gdziekolwiek Głupiec swej stopy nie postawił tam pojawiały się i one - kwiaty niosące ciepło i ukojenie. Towarzyszyła mu w ten sposób aż do jego śmierci będąc dla niego oczami na świat. Teraz ponoć wciąż szepcze poprzez kwiaty o swojej historii, jak również służy za medium pomiędzy tym którzy znaleźli się po jednej stronie mając kogoś ukochanego, takiego Głupca o którego się martwią, po drugiej stronie - wyczuł jak za sprawą rzuconego zaklęcia udało mu się wyczuć znajdującego się w okolicy bahanka nie zaznając przy tym swojej krzywdy ani żadnych zakłóceń w przepływie magii - To co prawda tylko zasłyszana historia, bajka, lecz...ja lubię wierzyć, że jest w nich nieco prawdy. - przyznał na koniec, podchodząc nieco na bok, tak, że wycelował różdżką na kawałek chodnika - Glacius
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Panna Pomfrey nigdy nie należała do osób gadatliwych, nie strzępiła języka, jeśli było to zbędne, doceniając wartość ciszy; była oszczędna w gestach i słowach, lecz jednocześnie potrafiła i lubiła słuchać. Wolne chwile poświęcała nie tylko na samorozwój, lecz także czytanie opowieści, opowiastek i baśni wszelakich; uwielbiała historie, wiele z nich znała już niemal na pamięć, lecz lordowi Carrow udało się jej zaskoczyć. Opowieści o Makii nie znała, więc słuchała go z przyjemnością. Miał talent do gawędy, być może zwykł opowiadać podobne baśnie swojej córce?
Tak mówią chyba tylko ci którzy nie kochali.
Zacisnęła mocniej usta, odwracając spojrzenie; ona kochała, mocno i prawdziwie, niemal do szaleństwa i sądziła, że to już na zawsze, lecz teraz, gdy ostatniej nocy zwijała się z bólu w kłębek, niemal wbijając zęby w zaciśnięte pięści, wcale nie była taka pewna, czy wypowiedziane przezeń słowa to bzdura.
Słuchała jednak historii dalej, w pewnej chwili przyciskając dłoń o piersi - och, naprawdę? wyrwało się jej z ust, lecz prędko przywołała się do porządku - i czekając na punkt kulminacyjny historii. Piękna, lecz niezwykle smutna. Nie mogła jednak powstrzymać się przed odniesieniem tejże baśni na siebie, wyobrażając sobie Charliego jako Głupca - czy poświęciłaby siebie, aby ocalić jego? Oczywiście. Nigdy nie miała w to wątpliwości. Zbudzona w nocy o północy, torturowana czarnomagicznymi zaklęciami, przygwożdżona do ściany - odpowiedź zawsze brzmiałaby tak samo. Odkąd tylko wyjawił jej swą przypadłość, okrutną klątwę, żałowała, że nie ma sposobu, aby ściągnąć na swoje barki. Ona i tak była stracona: biedna sierota półkrwi, a on mógł mieć wszak wspaniałe życie. Był mądry, utalentowany, miał rodziców, którzy chcieli dać mu wszystko, co najlepsze. Nie było jednak takiego zaklęcia, ani sposobu, by przenieść klątwę likantropii z jednego czarodzieja na drugiego. Niestety.
Pannie Pomfrey pod wpływem tych myśli zwilgotniały oczy, więc otarła je dyskretnie rękawem, odwracając się od Adriena, niby zainteresowana fontanną nieopodal.
-To bardzo szlachetne z jej strony - odezwała się Poppy, znów unosząc różdżkę -Glacius - powiedziała miękko, gdy zaklęcie lorda Carrowa się nie powiodło.
Tak mówią chyba tylko ci którzy nie kochali.
Zacisnęła mocniej usta, odwracając spojrzenie; ona kochała, mocno i prawdziwie, niemal do szaleństwa i sądziła, że to już na zawsze, lecz teraz, gdy ostatniej nocy zwijała się z bólu w kłębek, niemal wbijając zęby w zaciśnięte pięści, wcale nie była taka pewna, czy wypowiedziane przezeń słowa to bzdura.
Słuchała jednak historii dalej, w pewnej chwili przyciskając dłoń o piersi - och, naprawdę? wyrwało się jej z ust, lecz prędko przywołała się do porządku - i czekając na punkt kulminacyjny historii. Piękna, lecz niezwykle smutna. Nie mogła jednak powstrzymać się przed odniesieniem tejże baśni na siebie, wyobrażając sobie Charliego jako Głupca - czy poświęciłaby siebie, aby ocalić jego? Oczywiście. Nigdy nie miała w to wątpliwości. Zbudzona w nocy o północy, torturowana czarnomagicznymi zaklęciami, przygwożdżona do ściany - odpowiedź zawsze brzmiałaby tak samo. Odkąd tylko wyjawił jej swą przypadłość, okrutną klątwę, żałowała, że nie ma sposobu, aby ściągnąć na swoje barki. Ona i tak była stracona: biedna sierota półkrwi, a on mógł mieć wszak wspaniałe życie. Był mądry, utalentowany, miał rodziców, którzy chcieli dać mu wszystko, co najlepsze. Nie było jednak takiego zaklęcia, ani sposobu, by przenieść klątwę likantropii z jednego czarodzieja na drugiego. Niestety.
Pannie Pomfrey pod wpływem tych myśli zwilgotniały oczy, więc otarła je dyskretnie rękawem, odwracając się od Adriena, niby zainteresowana fontanną nieopodal.
-To bardzo szlachetne z jej strony - odezwała się Poppy, znów unosząc różdżkę -Glacius - powiedziała miękko, gdy zaklęcie lorda Carrowa się nie powiodło.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magiczna cyrkulacja wydała się Adrienowi poprawna. Potrafił to stwierdzić - ten porządek i harmonie podążającą za jego różdżką. Niestety on to własnoręcznie popsuł, zaburzył. Nie był tym zaskoczony. Nigdy nie był specjalnie biegły w innych dziedzinach magii. Jego różdżka mu w tym kalectwie dopingowała będąc kapryśną w szczególności, gdy przychodziło jej wywoływać magię bojową. Nie zrażony tym faktem postanowił spróbować ponownie. Przed tym przećwiczył kilkukrotnie poprawny ruch nadgarstka będący zdecydowanie surowszym niż ten do którego przywykł. Nie lubił przy tym ciszy. Ta wywoływała ostatnimi czasy ponure myśli. Mówił więc. Nie zdawał sobie przy tym sprawy, że ociera się o temat będące wrażliwymi dla Poppy. A może jednak niekoniecznie...? Może coś podpowiadało mu, że spośród tysiąca baśni i opowiastek powinien wybrać akurat tą? Może to nie tylko magia chwili, bliskość makowych kwiatów? Może do jego uszu dobieg szept niesiony głosem zza światów...? Gdy skończył sam się zamyślił nad opowiedzianą historią i słowami swojej towarzyszki. Szlachetne - powtórzył w swych myślach. Nigdy nie przypuszczał, że wraz z wiekiem przyjdzie mu odkryć tak wiele znaczeń tego słowa. Tak wiele... niechlubnych, pustych, pełnych próżności. Nigdy też nie przypuszczał, że te wszystkie rodzaje znaczeń przypisywane będą z taką łatwością, wręcz naturalnością każdemu noszącemu tytuł pełniącego w obecnym świecie etykietę, która na równi była postrzegana przez innych z czymś bezwartościowym, sztucznie wyniosłym. Taki stan rzeczy, co gorsza, był w pełni usprawiedliwiony. Było też za późno by to zmienić, by to dźwignąć.
- Bardzo - takie powinno być to co szlachetne - poruszające, patetyczne, piękne i przede wszystkim naturalne. Być może był w tym momencie niepoprawnym idealistą,lecz w świecie który chciałby podarować swojej córce chciałby by tak to właśnie wyglądało.
- Glacius - spróbował wyczarować raz jeszcze, gdy tylko uznał, że w końcu czuje jak przy wymachiwaniu różdżką na sucho ta leży poprawnie, ciężko w dłoni. Wcześniej to zaklęcie pomimo niepoprawnego wywoływania nie powodowało anomalii.Być może miało okazać się kolejnym kamieniem milowym prowadzącym do przełomu w badaniach...?
- Bardzo - takie powinno być to co szlachetne - poruszające, patetyczne, piękne i przede wszystkim naturalne. Być może był w tym momencie niepoprawnym idealistą,lecz w świecie który chciałby podarować swojej córce chciałby by tak to właśnie wyglądało.
- Glacius - spróbował wyczarować raz jeszcze, gdy tylko uznał, że w końcu czuje jak przy wymachiwaniu różdżką na sucho ta leży poprawnie, ciężko w dłoni. Wcześniej to zaklęcie pomimo niepoprawnego wywoływania nie powodowało anomalii.Być może miało okazać się kolejnym kamieniem milowym prowadzącym do przełomu w badaniach...?
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Makowe ogrody
Szybka odpowiedź