Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire
Long Mynd
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Long Mynd
Pasmo górskie, rozciągające się na długości około siedmiu mil pomiędzy granicą walijską i drugą najwyższą górą w regionie, Stiperstones, na zachodzie a wzgórzami Stretton i wapienną skarpą Wenlock Edge na wschodzie. Na terenach wschodnich przeważają wysoko ulokowane doliny, wyjątkowo pięknie prezentujące się jesienią, gdy bogato porastające je wrzosowiska barwią się najsoczystszymi barwami - to tędy przebiega większość okolicznych szlaków, idealnych do wycieczek konnych i pieszych wędrówek. Tereny zachodnie są znacznie mniej przyjazne, strome zbocza prowadzą do koryta górskiej rzeki Onny, która powyżej Ludlow wpływa do Tamizy i dookoła której chętnie skupiają się hodowane przez ród Averych trolle rzeczne. Ze względu na stworzenia, jak i nałożone przed dekadami zaklęcia ochronne, rozsądniej jest nie zapuszczać się w te rejony bez towarzystwa któregoś z lordów Shropshire.
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
- Mhm... - mruknęła kiwając nieco posępnie głową, spuszczając spojrzenie na wapienne podłoże wzgórza. To nie było tak, że jej samej się to podobało. Podjęła się zadania, kiedy Ministerstwo zdawało się podnosić z kolan, jej intencje zaś były czyste. Dziś choć mogło to już nie być dla postronnych takie oczywiste - wciąż chciała dobrze. Nie dla obecnej władzy, a zwyczajnie dla tych którzy tego potrzebowali. Bez względu na kierunek w jakim zmierzał rząd ci zwyczajni wciąż czekali. Jeżeli nie ona, nie oni to doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znajdzie się ktoś kto nie koniecznie pomyśli o wszystkich. A o to chodziło. Mogła się domyśleć, że Jayden skieruje własne myśli w podobnym kierunku, że mimo wszystko nie pozostanie bierny. To o czym jej teraz mówił wykraczało jednak poza jej wyobrażenia. Chciał wykorzystać teorię paradoksu Blackwooda do ukrycia odnogi budowanej przez nich sieci. Nie miał w zamiarze skorygowania istniejącego projektu z powodu jakiegoś błędu, a stworzenia ukrytego wejścia i właściwie również wejścia do konstruowanego przez nich układu - Udawana ślepa uliczka - podsumowała z wyraźnym zainteresowaniem, podekscytowaniem. Jednak czy zmanipulowanie czasem teleportacyjnym wystarczy by zamaskować upływ energii poza widziany obwód sieci...? Będzie musiała się temu przyjrzeć na chwilę obecną była jednak pod wrażeniem pomysłu - To genialne, Jay. Nawet nie wiesz ile ja ostatnio chodziłam po ścianach i sufitach zastanawiając się jak to ugryźć bo choć założenie projektu jest dobre to też nie mogę spać z czystym sumieniem, jak myślę sobie w czyje ręce trafi, jak zostanie wykorzystany... Dumałam czy nie dałoby się, no wiesz, sprywatyzować jakoś projektu. O ile pieniądze zawsze się znajdą to tu pojawia się problem obsługi sieci, pomieszczeń - to był projekt na skalę kraju, tu rozchodziło się o zapotrzebowanie rzędu dziesiątek wykwalifikowanych czarodziei oraz odpowiednich pomieszczeń - do tego dochodzi kwestia legalizacji - jeżeli Ministerstwo uzna ją za coś stworzonego bez ich zgody to szybko przestanie istnieć. Znów. - naprawdę przejrzała tonę regulaminów, różnorakiej dokumentacji - prawnej, jak i księgowej nie potrafiąc odnaleźć rozwiązania, które przecież było tak oczywiste - nie wiem czemu nie pomyślałam o tym, by stworzyć wytrych w konstrukcji zamiast szarpać się z biurokratyczną ścianą... - westchnęła dzieląc się swoimi myślami duszącymi się w jej głowie przez ostatnie miesiące, bezradnością od której się odbijała, z która walczyła i przegrywała. Dziś jednak nabrała garść energii dzięki wizji otrzymania od kuzyna potencjalnej teorii która mogła dać im szansę na wybrnięcie z niewygodnej sytuacji - Możesz być bardziej niż pewien, że przejrzę to co przygotowałeś. Od razu też dam znać co sądzę - skwitowała ostatecznie.
- Aaaa... cóż, to właściwie nie jest takie skomplikowane. Bardzo często używa się przy sieciach teleportacyjnych twierdzenia Karuzosa w tym najogólniejszym zapisie. Korzystając z jego założeń sprowadza się ilość połączeń do roli ciągu którego początek jest znany, a koniec istnieje i da się go wyliczyć. Różnica między początkiem i końcem stanowi w takim wypadku odległość, a ta stanowi główną wartość przy jakichkolwiek dalszych obliczeniach na których buduje się sieci teleportacyjne. Twierdzenie to zyskuje na dokładności, sile wraz z ilością połączeń bo jak zauważyłeś nie traktuje każdego połączenia osobno, a zbiorczo - ciąg połączeń, nie ciąg wektorów poszczególnego połączenia - zwróciła uwagę. Tworzyli sieć kominkową na skalę kraju. Nie było tu mowy o narzędziach optymalizacyjnych wpływających na pojedyncze połączenia między domem sąsiada A z sąsiadem B. Skala o której rozmawiali dotyczyła ilości połączeń między miastem A, a miastem B - Optymalizacja ta bazuje głównie na pracy na odległościach. Myślałam, że chcesz użyć paradoksu Blackwooda w tym samym celu, a ono zaś skupia się na czasie. To mogłoby ze sobą nie do końca korespondować. Ale jeżeli Blackwood miałby stanowić podrzędny element sieci to nie powinno być problemu. Najwyżej zmodyfikować będzie trzeba jeden filar do którego zostałby doprojektowany. Tak teoretycznie - przygryzła wargę drapiąc się po skroni i przyglądając się pracy Jaydena.
Buzująca w powietrzu magia drgała, niemalże szczypała w opuszki palców trzymających różdżkę. Kierunek kształtowania magii, który obrał Jayden był odpowiedni. Rozprężany jego własną magią splot nabierał na stabilizacji, potężniał.
- Tak trzymaj, kontynuuj, bez pośpiechu... Od tego momentu częstotliwość konstruktu zacznie rosnąć wykładniczo, gwałtownie, wraz z dalszym nawarstwianiem magii. Gdy osiągnie wartość maksymalną to nie ma możliwości byś tego nie poczuł, to będzie bardzo charakterystyczne...trochę jak ten moment, kiedy chcesz wejść po schodach, lecz pod stopą nie czujesz stopnia, taki moment bezwładności uderzający od różdżki. Gdy to poczujesz będziesz musiał przerwać kreację
- Aaaa... cóż, to właściwie nie jest takie skomplikowane. Bardzo często używa się przy sieciach teleportacyjnych twierdzenia Karuzosa w tym najogólniejszym zapisie. Korzystając z jego założeń sprowadza się ilość połączeń do roli ciągu którego początek jest znany, a koniec istnieje i da się go wyliczyć. Różnica między początkiem i końcem stanowi w takim wypadku odległość, a ta stanowi główną wartość przy jakichkolwiek dalszych obliczeniach na których buduje się sieci teleportacyjne. Twierdzenie to zyskuje na dokładności, sile wraz z ilością połączeń bo jak zauważyłeś nie traktuje każdego połączenia osobno, a zbiorczo - ciąg połączeń, nie ciąg wektorów poszczególnego połączenia - zwróciła uwagę. Tworzyli sieć kominkową na skalę kraju. Nie było tu mowy o narzędziach optymalizacyjnych wpływających na pojedyncze połączenia między domem sąsiada A z sąsiadem B. Skala o której rozmawiali dotyczyła ilości połączeń między miastem A, a miastem B - Optymalizacja ta bazuje głównie na pracy na odległościach. Myślałam, że chcesz użyć paradoksu Blackwooda w tym samym celu, a ono zaś skupia się na czasie. To mogłoby ze sobą nie do końca korespondować. Ale jeżeli Blackwood miałby stanowić podrzędny element sieci to nie powinno być problemu. Najwyżej zmodyfikować będzie trzeba jeden filar do którego zostałby doprojektowany. Tak teoretycznie - przygryzła wargę drapiąc się po skroni i przyglądając się pracy Jaydena.
Buzująca w powietrzu magia drgała, niemalże szczypała w opuszki palców trzymających różdżkę. Kierunek kształtowania magii, który obrał Jayden był odpowiedni. Rozprężany jego własną magią splot nabierał na stabilizacji, potężniał.
- Tak trzymaj, kontynuuj, bez pośpiechu... Od tego momentu częstotliwość konstruktu zacznie rosnąć wykładniczo, gwałtownie, wraz z dalszym nawarstwianiem magii. Gdy osiągnie wartość maksymalną to nie ma możliwości byś tego nie poczuł, to będzie bardzo charakterystyczne...trochę jak ten moment, kiedy chcesz wejść po schodach, lecz pod stopą nie czujesz stopnia, taki moment bezwładności uderzający od różdżki. Gdy to poczujesz będziesz musiał przerwać kreację
angel heart | devil mind
Nie obarczał żadną odpowiedzialnością za aktualny stan Ministerstwa Magii swojej kuzynki. To byłoby przecież kompletnie nielogiczne i pozbawione wszelkich podstaw, bo przecież pamiętał, jak wyglądał początek ich pracy. Chcieli pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebowali i chcieli umocnić swój kraj, a nie garstkę kapryśnych czarodziejów, którzy szturmem odebrali władzę. I chociaż Vane nie zgadzał się zarówno z jednym Ministrem Magii, jak i drugim dostrzegał w projekcie antypolityczny potencjał. Teraz widząc, jak upolityczniało się wszystko na siłę, nie był przekonany, że jednakowo ich naprawa szwankującej sieci kominkowej okaże się bez tego wpływu. Dlatego musiał wybierać, gdy okazało się, że badania przedłużyły się, a on miał już zupełnie inne priorytety - Pomona i rosnące pod jej sercem dzieci stały na absolutnym, niezachwianym szczycie wszelkiej piramidy życiowych decyzji profesora. Nie zamierzał buntować się przeciwko temu i podejmować decyzje niezgodne z tym elementem. Odmówił więc logicznie brania dalszego udziału, ale gdy okazało się, że mógłby robić wszystko, byle tylko zachować tę rodzinę od wpływu zła, a wciąż nie było to gwarantem bezpieczeństwa, zaczął zastanawiać się ponownie. Czy jego działania miały zaszkodzić w jakiś sposób, czy mogły również pomóc... Wycofanie się również narażało go jako prowadzącego projekt na pociągnięcie do odpowiedzialności oraz wystawienie na świeczniku naukowców wyklętych. Zapewne i tak miał trafić pod lupę po zakończeniu własnych badań - o ile miały mieć odniesienie w rzeczywistości, ale wszystko w Jaydenie mówiło mu, że miał rację. Oznaczało to więc, że nie mógł przestać. Zawsze stawiał innych ponad samego siebie i tutaj nie mogło być inaczej. Skoro nie było wyjścia i musiał i tak tworzyć tę sieć, mógł się postarać, by stworzyć w nim wytrych niewidzialny dla oczu Ministerstwa.
Skinął krótko głową, słysząc słowa kuzynki. Miała rację. - Nawet jeśli byś mogła sprywatyzować badania, za funkcjonowanie odpowiadałoby Ministerstwo. Sieć dalej podlegałaby pod Departament Transportu Magicznego, a oni wychwytują i blokują wszelkie niezarejestrowane próby. Inaczej już mielibyśmy wiele nielegalnych sieci - uzupełnił, czując się niejako w obowiązku rozwinąć również i ten argument, dla którego pracowanie całkowicie na własną rękę nie miało sensu. Shelta świetnie o tym wiedziała, już o tym wspomniała, ale skoro rozmawiali otwarcie Vane musiał niektóre ze swoich myśli wypowiedzieć na głos. Nie cieszył się tak jak ona swoim pomysłem, wszak jeszcze nic nie wprowadzili. Nie obliczali. - Wciąż nie wiemy, czy wykonalne. Nie znam tej sieci na tyle, żeby móc ją dostosować czy uplastycznić pod swój pomysł - odparł, próbując jakoś ostudzić - być może - płonne nadzieje kuzynki, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że Shelly poruszy niebo i ziemię, by sprawdzić, czy faktycznie była chociażby śladowa szansa na spełnienie się jego słów. Słuchał jej słów w ciszy, chcąc pojąć to, czego słuchał i chociaż wymagało to od niego użycia wyobraźni i zwizualizowania sobie opowiadania kobiety, nadążał za jej torem myślenia. Był jej też wdzięczny za to, że rozwiewała momentalnie jego wszelkie wątpliwości, a nie uznawała czegoś za oczywistą oczywistość. Gdy skończyła, podniósł na nią spojrzenie i zaprzeczył ruchem głowy. - Nie. Nie chciałem w żaden sposób wpływać na strukturę szkieletową projektu. Zamiast burzyć i budować od początku pomyślałem, że moglibyśmy po prostu znaleźć miejsce na podłączenie czegoś dodatkowego. Zresztą ile razy zmienia się badania w trakcie ich trwania? To norma i musimy jako badacze być elastyczni. Gdybyśmy znali cała postępowanie już od początku, po co w ogóle byłyby nam badania?
A później poczuł, że faktycznie numerologia i zebrana za jej pośrednictwem magia poruszyła się nie tylko dokoła, lecz również i w nim samym. To wciąż nie był ten sam pułap, którego potrzebowali, jednak bez prób nie można było osiągnąć mistrzostwa. Vane zdawał sobie coraz lepiej sprawę, jak istotna była holistyczna wiedza, a im starszy był, tym doceniał naukę w życiu człowieka silniej niż poprzednio. Chociaż zdawać, by się mogło, że nie było to możliwe. Dlatego słuchał słów kuzynki, idąc za jej przewodnictwem i biorąc pod uwagę wszelkie uwagi, które mu wypominała, skupiał się na aktualnym momencie. Chciał to zrobić, chciał nauczyć się i wspomóc. Chciał tym samym zapewnić przyszłość następnym pokoleniom. Bo nauka była przyszłością i jej rozwój utożsamiał ludzkość oraz jej zaawansowanie. Odetchnął i wykonał odpowiednie kroki, by spróbować po raz ostatni wytworzyć splot - wszak czuł już zmęczenie w ramionach oraz opadających, drżących coraz bardziej rękach.
|numerologia III
Skinął krótko głową, słysząc słowa kuzynki. Miała rację. - Nawet jeśli byś mogła sprywatyzować badania, za funkcjonowanie odpowiadałoby Ministerstwo. Sieć dalej podlegałaby pod Departament Transportu Magicznego, a oni wychwytują i blokują wszelkie niezarejestrowane próby. Inaczej już mielibyśmy wiele nielegalnych sieci - uzupełnił, czując się niejako w obowiązku rozwinąć również i ten argument, dla którego pracowanie całkowicie na własną rękę nie miało sensu. Shelta świetnie o tym wiedziała, już o tym wspomniała, ale skoro rozmawiali otwarcie Vane musiał niektóre ze swoich myśli wypowiedzieć na głos. Nie cieszył się tak jak ona swoim pomysłem, wszak jeszcze nic nie wprowadzili. Nie obliczali. - Wciąż nie wiemy, czy wykonalne. Nie znam tej sieci na tyle, żeby móc ją dostosować czy uplastycznić pod swój pomysł - odparł, próbując jakoś ostudzić - być może - płonne nadzieje kuzynki, ale równocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że Shelly poruszy niebo i ziemię, by sprawdzić, czy faktycznie była chociażby śladowa szansa na spełnienie się jego słów. Słuchał jej słów w ciszy, chcąc pojąć to, czego słuchał i chociaż wymagało to od niego użycia wyobraźni i zwizualizowania sobie opowiadania kobiety, nadążał za jej torem myślenia. Był jej też wdzięczny za to, że rozwiewała momentalnie jego wszelkie wątpliwości, a nie uznawała czegoś za oczywistą oczywistość. Gdy skończyła, podniósł na nią spojrzenie i zaprzeczył ruchem głowy. - Nie. Nie chciałem w żaden sposób wpływać na strukturę szkieletową projektu. Zamiast burzyć i budować od początku pomyślałem, że moglibyśmy po prostu znaleźć miejsce na podłączenie czegoś dodatkowego. Zresztą ile razy zmienia się badania w trakcie ich trwania? To norma i musimy jako badacze być elastyczni. Gdybyśmy znali cała postępowanie już od początku, po co w ogóle byłyby nam badania?
A później poczuł, że faktycznie numerologia i zebrana za jej pośrednictwem magia poruszyła się nie tylko dokoła, lecz również i w nim samym. To wciąż nie był ten sam pułap, którego potrzebowali, jednak bez prób nie można było osiągnąć mistrzostwa. Vane zdawał sobie coraz lepiej sprawę, jak istotna była holistyczna wiedza, a im starszy był, tym doceniał naukę w życiu człowieka silniej niż poprzednio. Chociaż zdawać, by się mogło, że nie było to możliwe. Dlatego słuchał słów kuzynki, idąc za jej przewodnictwem i biorąc pod uwagę wszelkie uwagi, które mu wypominała, skupiał się na aktualnym momencie. Chciał to zrobić, chciał nauczyć się i wspomóc. Chciał tym samym zapewnić przyszłość następnym pokoleniom. Bo nauka była przyszłością i jej rozwój utożsamiał ludzkość oraz jej zaawansowanie. Odetchnął i wykonał odpowiednie kroki, by spróbować po raz ostatni wytworzyć splot - wszak czuł już zmęczenie w ramionach oraz opadających, drżących coraz bardziej rękach.
|numerologia III
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
- Wiem, też już do tego doszłam. Niby to takie oczywiste, a zdałam sobie sprawę z tego dopiero po tym jak policzyłam ile kosztowałoby utrzymanie takiego oddziału miesięcznie. Żebyś ty mnie wtedy widział... - westchnęła ściągając ciemne brwi ku sobie w geście drobnego politowania nad swoją osobą. Może udałoby jej się unikać głupiej bo niepotrzebnej pracy, gdyby trochę częściej pozwalała sobie odpocząć, odświeżać myśli. Te zbyt często zdawały się być w ostatnim czasie zajęte. I tu nie chodziło wyłącznie o zniknięcie Pomony, o Jaydena, o wojnę i projekt sieci. Prawdą było, że właściwie gdzie mogła wsadzić ręce tam te się znajdowały. Rozwijała swoje umiejętności, poszerzała horyzonty, oddawała się pracy, myślała nad wieloma możliwościami... czasem ryzykownymi - Zastanawiam się... właściwie to może powiem jak uda ci się zapleść tę nieszczęsną sieć - uśmiechnęła się lekko, przekuwając niepewność w przekorę. Ostatecznie nie chciała go rozpraszać. To był skomplikowany proces tym bardziej kiedy podejmowano się go po raz pierwszy. Przechyliła głowę na bok pozwalając letniemu słońcu grzać jedynie część piegowatej twarzy.
- Nawet jeżeli nie, to zawsze można wymyślić inny sposób. Liczy się koncept, a ten jest bardzo dobry. Szczęśliwie dla nas numerologia tak właściwie istnieje by opisywać samą magię, a nie ma chyba bardziej plastycznej materii niż właśnie ona - magia tworzyła i niszczyła, zabijała i ozdrawiała. Shelta wierzyła, że jeżeli w jakiś sposób nie dało się nią zamanipulować to była to kwestia niewiedzy. Tak więc, nawet jeśli w tym momencie Jay się mylił to musiał istnieć inny sposób - Damy radę - jakoś. Mruknęła z jakąś pozytywną niezachwianą przez chłodny podmuch pragmatyzmu nutą bo jednak w dalszym ciągu starała się łapać tych dobrych myśli nawet jeżeli koniec końców z czasem miały okazać się rozczarowujące. Na ostatnie jego słowa kiwnęła potakująco głową trzymając w niej kłębek mimo wszystko pokrzepiających myśli. Nie spodziewała się ich w takiej ilości po dzisiejszym dniu.
Manipulowana, powołana do życia przez kuzyna magia gęstniała i choć mogło to brzmieć absurdalnie - biorąc pod uwagę, że tworzone przez nich konstrukty były niewidzialne - to tworzona przez niego sieć, aż rosła w oczach. Shelly czuwała z uwagą nad tym wszystkim zwłaszcza w chwili w której miał nastąpić kluczowy moment zawiązania, utrwalenia całej magii, lecz ostatecznie jej ingerencja nie była potrzebna - YAY! Jay! Udało ci się! Zrobiłeś to! - podskoczyła na równe nogi czując pod skórą przyjemny nadmiar energii, który w kolejnej chwili przygnał ją do kuzyna i kazał obwiesić się triumfalnie na jego ramionach. Była z niego dumna - I jak...? Jak wrażenia? Satysfakcjonujące...? - podpytywała, a gdyby nie opalona, piegowata twarz najpewniej na jej twarzy pojawiłby się dodatkowe wypieki podekscytowania. Ciągle spoglądając na niego z ciekawością, żywą iskrą, odsunęła się poruszając różdżką - Nebula Omnia - wypowiedziała. Teren musieli jeszcze zabezpieczyć.
- Nawet jeżeli nie, to zawsze można wymyślić inny sposób. Liczy się koncept, a ten jest bardzo dobry. Szczęśliwie dla nas numerologia tak właściwie istnieje by opisywać samą magię, a nie ma chyba bardziej plastycznej materii niż właśnie ona - magia tworzyła i niszczyła, zabijała i ozdrawiała. Shelta wierzyła, że jeżeli w jakiś sposób nie dało się nią zamanipulować to była to kwestia niewiedzy. Tak więc, nawet jeśli w tym momencie Jay się mylił to musiał istnieć inny sposób - Damy radę - jakoś. Mruknęła z jakąś pozytywną niezachwianą przez chłodny podmuch pragmatyzmu nutą bo jednak w dalszym ciągu starała się łapać tych dobrych myśli nawet jeżeli koniec końców z czasem miały okazać się rozczarowujące. Na ostatnie jego słowa kiwnęła potakująco głową trzymając w niej kłębek mimo wszystko pokrzepiających myśli. Nie spodziewała się ich w takiej ilości po dzisiejszym dniu.
Manipulowana, powołana do życia przez kuzyna magia gęstniała i choć mogło to brzmieć absurdalnie - biorąc pod uwagę, że tworzone przez nich konstrukty były niewidzialne - to tworzona przez niego sieć, aż rosła w oczach. Shelly czuwała z uwagą nad tym wszystkim zwłaszcza w chwili w której miał nastąpić kluczowy moment zawiązania, utrwalenia całej magii, lecz ostatecznie jej ingerencja nie była potrzebna - YAY! Jay! Udało ci się! Zrobiłeś to! - podskoczyła na równe nogi czując pod skórą przyjemny nadmiar energii, który w kolejnej chwili przygnał ją do kuzyna i kazał obwiesić się triumfalnie na jego ramionach. Była z niego dumna - I jak...? Jak wrażenia? Satysfakcjonujące...? - podpytywała, a gdyby nie opalona, piegowata twarz najpewniej na jej twarzy pojawiłby się dodatkowe wypieki podekscytowania. Ciągle spoglądając na niego z ciekawością, żywą iskrą, odsunęła się poruszając różdżką - Nebula Omnia - wypowiedziała. Teren musieli jeszcze zabezpieczyć.
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
- Pieniądze to jedno. Odpowiedzialność to coś zupełnie innego - odparł, nie zamierzając już się mocniej pochylać nad tą kwestią. Dla niego ostatnią rzeczą było martwienie się o fundusze. Owszem, prywatyzacja wyniosłaby zapewne bardzo wiele, ale to nie o pokaźność swojej kieszeni winni byli się martwić. Patrząc po tym, co ich naprawdę martwiło, tyczyło to ludzkiego dobra. Możliwości oraz niebezpieczeństw, które mogłyby się wydarzyć w przypadku, gdyby zrezygnowali z projektu i oddali go w obce ręce. Czy Vane czułby się bezpiecznie, podróżując siecią splecioną rękami obcych, niesprzyjających równości ludzi? Znał naukowców, którzy byli zdolni, inteligentni, lecz sprzedawali równocześnie swoje dusze tam, gdzie oferowano im najwięcej. Minister Magii i stojąca za jego stołkiem szlachta nie mogła narzekać na brak funduszy i gdyby to od nich zależało, ściągnięcie specjalistów nawet zza granicy, nie stanowiłoby żadnego problemu. Shelta była młoda. Dopiero wkraczała w ten świat i nie znała tak szerokiego wachlarzu osobistości, które napotkał na swojej drodze Vane, a jednak pojęła prędzej niż on - zaślepiony emocjami i odpowiedzialnością za rodzinę - że nie mogli porzucić badań. Zagrożenie istniało w każdej możliwości, w każdej alternatywnej rzeczywistości i podjęcie się tego samemu, patrzenie, kontrolowanie każdego etapu naprawy było najlepszą opcją. Przekazanie planów w ręce kogoś, kto mógł wykorzystać je w nieznanym im sposobie, nie wchodziło w grę. Końcowy wynik i tak miał być podległy Ministerstwu Magii, jednak Jayden nie zamierzał się poddawać tak łatwo. Nie, skoro mógł zrobić coś. Co prawda czas, który mógł poświęcić na grzebanie się w rozpiskach sieci kominkowej, nie był wcale takie rozległy, ale starał się, jak mógł. Między znów trwającymi zajęciami w szkole, zajmowaniem się dziećmi, prowadzeniem własnych badań, najczęściej mógł poświęcić parę chwil w Wielkiej Sali podczas posiłków. Nikt go o nic nie pytał, chociaż Vane usilnie starał się nie zerkać na swoje lewo. Wszak to właśnie to miejsce zajmowała przez ostatnie dwa lata Pomona - aktualnie zajmowane przez kogoś kompletnie innego i mu nieznanego. Czy chciał poznać nowego nauczyciela zielarstwa? Może w innym świecie, innej rzeczywistości przywitałby go z otwartymi ramionami, lecz nie potrafił. Nie rozmawiali więc, a astronom poświęcał się swoim notatkom, chcąc jak najszybciej uciec od zgrupowania grona pedagogicznego. Na szczęście wiele mu wybaczano - z uwagi na obecność dwumiesięcznych dzieci, które zamieszkiwały z nim Wieżę Astronomiczną przez większość tygodnia. To wciąż było dla niego nowe. To wszystko, co się działo. Wolał jednak nie zastanawiać się nad tym zbyt długo i nie poświęcać temu cennych chwil zadumy.
- Jeszcze mi brakuje do tego poziomu postrzegania rzeczywistości, ale masz rację - podjął myśl, kontynuując słowa kuzynki. - Nie tak dawno złapałem się na tym, że podczas czkawki teleportacyjnej zacząłem rozmyślać, jak to możliwe. I nie sama czkawka, ale teleportacja. Wszak musimy dosłownie przestać istnieć w jednym miejscu, by znaleźć się w drugim i tak pomyślałem... Czy po każdej teleportacji to wciąż my? Czy informacja numerologiczna naszych ciał pozostaje niezmienna, czy jednak ulegamy jakiejś modyfikacji... Są jakieś książki na ten temat? - spytał, po czym przeszedł do działania. Jak się okazało niebywale skutecznie. Wysiłek i próby okazały się owocne, bo po skupieniu się, Vane czuł, jak przez całe ciało zaczynała przepływać mu magia, a przed oczami ukazały się wiązki zawiązywanych czarów. Czy widział je naprawdę, czy była to jedynie wizualizacja skupionego umysłu - nie wiedział. Faktem był jednak doskonały rezultat. Jak wrażenia? - Męczące - odetchnął, łapiąc dech, bo zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech. Już miał powiedzieć coś więcej, gdy kuzynka przejęła pałeczkę i wydarzyła się dziwna rzecz. Z końca różdżki jego kuzynki zaczęła wypływać dziwna maź, przypominająca fioletową lawę. Ewidentnie nie taki był zamiar i cel czarownicy, lecz było już za późno. Najwyraźniej nagły skok emocji wpłynął na jej magię w ten niefortunny sposób. Do tego Jayden mógł poczuć jak węzeł numerologiczny, który zawiązał, rozpadł się, a czary wiążące rozproszyły się, opuszczając Long Mynd na dobre. Ta wyprawa nie była ich szczęśliwą... - Co chciałaś mi powiedzieć? - spytał astronom, gdy już uporali się ze skutkiem nieudanego zaklęcia.
- Jeszcze mi brakuje do tego poziomu postrzegania rzeczywistości, ale masz rację - podjął myśl, kontynuując słowa kuzynki. - Nie tak dawno złapałem się na tym, że podczas czkawki teleportacyjnej zacząłem rozmyślać, jak to możliwe. I nie sama czkawka, ale teleportacja. Wszak musimy dosłownie przestać istnieć w jednym miejscu, by znaleźć się w drugim i tak pomyślałem... Czy po każdej teleportacji to wciąż my? Czy informacja numerologiczna naszych ciał pozostaje niezmienna, czy jednak ulegamy jakiejś modyfikacji... Są jakieś książki na ten temat? - spytał, po czym przeszedł do działania. Jak się okazało niebywale skutecznie. Wysiłek i próby okazały się owocne, bo po skupieniu się, Vane czuł, jak przez całe ciało zaczynała przepływać mu magia, a przed oczami ukazały się wiązki zawiązywanych czarów. Czy widział je naprawdę, czy była to jedynie wizualizacja skupionego umysłu - nie wiedział. Faktem był jednak doskonały rezultat. Jak wrażenia? - Męczące - odetchnął, łapiąc dech, bo zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech. Już miał powiedzieć coś więcej, gdy kuzynka przejęła pałeczkę i wydarzyła się dziwna rzecz. Z końca różdżki jego kuzynki zaczęła wypływać dziwna maź, przypominająca fioletową lawę. Ewidentnie nie taki był zamiar i cel czarownicy, lecz było już za późno. Najwyraźniej nagły skok emocji wpłynął na jej magię w ten niefortunny sposób. Do tego Jayden mógł poczuć jak węzeł numerologiczny, który zawiązał, rozpadł się, a czary wiążące rozproszyły się, opuszczając Long Mynd na dobre. Ta wyprawa nie była ich szczęśliwą... - Co chciałaś mi powiedzieć? - spytał astronom, gdy już uporali się ze skutkiem nieudanego zaklęcia.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Ahhh... całe mnóstwo! Teleportacja sama w sobie fenomenem i nie jest to tylko moje zdanie. Rozmyślania, jakie cię łapią to w zasadzie czubek góry lodowej, jak zaczniesz rozmyślać nad tym, jak wiele sposobów na teleportację istnieje - świstokliki, kominki, zaklęcia, choroby, magia dziecięca... I to wcale nie jest też koniec, bo przecież istnieje kilka rodzajów świstoklików, proszku fiu o różnej jakości, jest kilka zaklęć... I nawet jeżeli uda ci się ustalić, że informacja jest zakrzywiona przy jednym... to jak wygląda przy drugim sposobie? Czy wpływa na trzeci...? - było tyle możliwości - Nikomu nie udało sie do dziś tego ustalić. Było kilka poważnych tez z dowodami, lecz żadna nie ostała się na dłużej niż trzy lata - rozmyślała bo przecież nie był to temat taki znów jej odległy. Zajmowała się teleportacją zawodowo. Wszystko zaczęło się od stażu w Ministerstwie, kto by pomyślał, że dziś to ona będzie się nad nim pochylała. Na swój sposób było to ironiczne - W numerologii, jest więcej podobnych zagadnień. Przykładowo jest wiele publikacji na temat tak zwanej liczby początkowej. Brzmi pompatycznie, lecz w skrócie chodzi o to, czy stanowi początkowemu magii przyporządkowujemy wartość zera, czy jedynki. Jest kilka twierdzeń, które są prawdziwe tylko przy jednym z tych dwóch założeń. Co ciekawe, nie wiąże się to z tym, że są błędne i nie da się ich wykorzystywać w praktyce - ot, ciekawostka. Świat numerologii był ich pełen. Był jednak również wymagający.
Przyciskając usta do siebie wygięła je w szczęśliwą podkówkę. Oczywiście, że musiał być zmęczony. Utrzymanie skupienia nie było proste, a do tego wykorzystywał dużo własnej magii do uplastyczniania i rzeźbienia w tej otaczającej ich dookoła. Nie zdawała sobie sprawy, że proste zaklęcie po które zamierzała sięgnąć się tak wykrzaczy... Delikatnie rzecz ujmując. Nigdy nie była mistrzynią białej magii i zaklęcia z tej dziedziny magii wychodziły z pod jej różdżki z dozą dzikości i zgrabnością przypominającą tańczącego w składzie porcelany słonia no ale, żeby aż tak...?
Jak tylko promień zaklęcia uszedł z jej różdżki wiedziała jak to się skończy. Wszystko to co stworzył jej kuzyn zostało podeptane i rozerwane przez zaklęcie, które uciekło z pod kontroli czarownicy.
Słysząc pytanie Jaydena przygryzła wargę czując się głupio. Zwykłe przepraszam wydawało jej się nieodpowiednie, a przynajmniej dopóki nie znaleźli się w drodze powrotnej ze zbocza. Cisza też była głupia. Chyba nawet głupsza.
- Przepraszam... Następnym razem nie dotknę się do białej magii. Obiecuję
Przyciskając usta do siebie wygięła je w szczęśliwą podkówkę. Oczywiście, że musiał być zmęczony. Utrzymanie skupienia nie było proste, a do tego wykorzystywał dużo własnej magii do uplastyczniania i rzeźbienia w tej otaczającej ich dookoła. Nie zdawała sobie sprawy, że proste zaklęcie po które zamierzała sięgnąć się tak wykrzaczy... Delikatnie rzecz ujmując. Nigdy nie była mistrzynią białej magii i zaklęcia z tej dziedziny magii wychodziły z pod jej różdżki z dozą dzikości i zgrabnością przypominającą tańczącego w składzie porcelany słonia no ale, żeby aż tak...?
Jak tylko promień zaklęcia uszedł z jej różdżki wiedziała jak to się skończy. Wszystko to co stworzył jej kuzyn zostało podeptane i rozerwane przez zaklęcie, które uciekło z pod kontroli czarownicy.
Słysząc pytanie Jaydena przygryzła wargę czując się głupio. Zwykłe przepraszam wydawało jej się nieodpowiednie, a przynajmniej dopóki nie znaleźli się w drodze powrotnej ze zbocza. Cisza też była głupia. Chyba nawet głupsza.
- Przepraszam... Następnym razem nie dotknę się do białej magii. Obiecuję
angel heart | devil mind
Gdy po zawiązaniu węzła próbował złapać oddech, kuzynka zaczęła odpowiadać na jego pytanie i Jayden widział przebijającą się w niej fascynację. Znał ją tak dobrze... Moment rozentuzjazmowania i zachłyśnięcia się wiedzą oraz tajemnicami, które skrywały niezbadane dotąd tereny. Świadomość również tego, czego się mówiło i tego, co mogło za sobą nieść. Szczególnie przy osobach, które rozumiały lub chciały zrozumieć, mówienie o czymś takim było niejako studnią bez dna. A on należał do grupy, która chłonęła wypowiadane przez eksperta słowa. Nie pytał dla zabicia czasu czy przypodobania się. Jako naukowiec Vane wiedział, że rodzajów wiedzy było wiele, lecz nauka sama w sobie nie szkodziła nigdy tym, którzy po nią sięgali. Sam mierzył się z tym, zaczynając własny projekt związany z badaniami nad sercami meteorytów. Czuł wewnętrzną ekscytację oraz siłę, która normalnie mogłaby się tam nie pojawić, gdyby nie czuł związania z tematem, który poruszał. Niestety nie posiadał tak szerokiego pola manewru związanego z numerologią jak Shelta, ale nie zamierzał w żadnym wypadku odpuszczać. Zamierzał korzystać z jej doświadczenia najsilniej, jak się dało. Jak nie od niej to od kogo? - Prześlesz mi parę tych pozycji? Chcę wiedzieć więcej, a odkąd też zacząłem zajmować się własnymi badaniami... Cóż. Numerologia zaczęła mnie fascynować coraz silniej - wyjaśnił pokrótce, posyłając kuzynce porozumiewawcze spojrzenie. Na pewno rozumiała to, co miał na myśli. Że nauka ich pochłaniała i potrafiła brutalnie do siebie przywiązać bez względu na ludzkie siły. A Vane'owie wcale z tą energią nie walczyli. Lecieli wręcz oślepieni niczym ćmy do ognia, jednak na końcu nie czekała ich śmierć. Wręcz przeciwnie - dzięki kolejnym obliczeniom łapali oddech, czuli, że prawdziwie żyli.
I musieli mierzyć się z problemami. Jedno nieudane zaklęcie zniszczyło to, nad czym pracował i z wysiłkiem starał się związywać. Musieli więc obyć się smakiem, bo wiadomo było, że magia na ten moment uciekła z Long Mynd. Może nie całkowicie, ale była zbyt słaba, żeby związać się ponownie, a oni musieli mieć pewność, że to, co zostanie przez nich stworzone, miało być stabilne. Poleganie na niestabilnej energii nie było rozsądne. Podobnie zresztą jak czarowanie na granicy własnych sił. Kuzynostwo zabrało więc swoje rzeczy i skierowało swoje kroki ku miasteczku, gdzie czekał na nich świstoklik. Milczeli jakiś czas, ale to Shelly przerwała czającą się między nimi ciszę. - Nie przejmuj się. Taki nasz zawód - odpowiedział, gdy chciała go przepraszać. Rozumiał, dlaczego było jej przykro, on również był niejako zawiedziony tym, że nie udało im się zakończyć tego etapu. Nie byli jednak wszechmocni i musieli nauczyć się żyć z porażkami - z błędów swoich i cudzych w tej materii można było wiele zdziałać. Pomyłki były potrzebne dla rozwój nie tylko samej nauki, ale również i człowieka. Bo życie nie składało się z samych sukcesów... - Spróbujemy następnym razem. Jesteś głodna? Przyniosłem trochę jedzenia z Hogwartu?
|zt
I musieli mierzyć się z problemami. Jedno nieudane zaklęcie zniszczyło to, nad czym pracował i z wysiłkiem starał się związywać. Musieli więc obyć się smakiem, bo wiadomo było, że magia na ten moment uciekła z Long Mynd. Może nie całkowicie, ale była zbyt słaba, żeby związać się ponownie, a oni musieli mieć pewność, że to, co zostanie przez nich stworzone, miało być stabilne. Poleganie na niestabilnej energii nie było rozsądne. Podobnie zresztą jak czarowanie na granicy własnych sił. Kuzynostwo zabrało więc swoje rzeczy i skierowało swoje kroki ku miasteczku, gdzie czekał na nich świstoklik. Milczeli jakiś czas, ale to Shelly przerwała czającą się między nimi ciszę. - Nie przejmuj się. Taki nasz zawód - odpowiedział, gdy chciała go przepraszać. Rozumiał, dlaczego było jej przykro, on również był niejako zawiedziony tym, że nie udało im się zakończyć tego etapu. Nie byli jednak wszechmocni i musieli nauczyć się żyć z porażkami - z błędów swoich i cudzych w tej materii można było wiele zdziałać. Pomyłki były potrzebne dla rozwój nie tylko samej nauki, ale również i człowieka. Bo życie nie składało się z samych sukcesów... - Spróbujemy następnym razem. Jesteś głodna? Przyniosłem trochę jedzenia z Hogwartu?
|zt
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Numerologia nie była fascynująca z powodu obliczeń, z powodu liczb i trudności jakie sprawiało ich rachowanie. Pociągające i magiczne było w niej cos, że starała się opisać coś niewidzialnego, coś co umykało wszystkim innym zmysłom, przemykało między palcami, owijało się wokół każdego czarodzieja, każdego większego kamienia. Wielu postrzegało ją jako przedmiot ścisły, lecz Shelly bardziej porównałaby numerologię do jakiegoś metafizycznego nurtu, a ciąg wyliczeń do języka którym były zapisywane postulaty.
- Na pewno podeślę ci publikację Brauna Hughesa. Jest trochę takim moim idolem, jeżeli chodzi o podobne zagadnienia. Może, jego teorie nie są jakieś duże i głośne, jednak jest to bardzo pomysłowy człowiek. Umie przedstawić jedno zagadnienie na wiele, często bardzo niekonwencjonalnych sposobów. Co prawda nie zawsze mających sens, lecz potrafi poszerzyć sposób postrzegania - zapowiedziała, choć w domu najpewniej znajdzie jeszcze więcej materiałów. Co prawda do części straciła dostęp z powodu uciętego dostępu do biblioteki w Londynie, jednak ta w Hogwarcie nie mogła być zaopatrzona gorzej.
Czuła się trochę źle. Nie dość, że opóźniała marsz na górę to teraz jeszcze jednym pociągnięciem różdżki rozproszyła kilkugodzinne starania Kuzyna. Z kwaśną mina winnego dreptała więc w ciszy za kuzynem co jakiś czas zaciskając usta i je rozchylając by ostatecznie wydusić z siebie pierwsze słowa. Zaraz wygięła usta w szczerym, ciepłym uśmiechu. Bardzo naturalnym dla siebie. Siknęła mu głową - Dawno nie jadłam na świeżym powietrzu - zauważyła z zaskoczeniem. Kiedy ostatnio robiła cokolwiek innego od pracy lub przesiadywania w latarni jak jakiś totalny mruk...? Nie pamiętała. To może było jeszcze w tamtym roku, przed zimą...? - Tak szczerze to nawet umieram z głodu - zdała sobie sprawę, kiedy tylko przeszli kolejne metry. Śniadania nie zdążyła zjeść, a wysiłek robił swoje - może umówimy się przy okazji na kolejną wizytę tego miejsca. Tak czy owak, będzie trzeba to zrobić w najbliższym czasie ponownie - zauważyła z lekkim westchnięciem, lecz zdecydowanie nie rezygnacją!
|zt
- Na pewno podeślę ci publikację Brauna Hughesa. Jest trochę takim moim idolem, jeżeli chodzi o podobne zagadnienia. Może, jego teorie nie są jakieś duże i głośne, jednak jest to bardzo pomysłowy człowiek. Umie przedstawić jedno zagadnienie na wiele, często bardzo niekonwencjonalnych sposobów. Co prawda nie zawsze mających sens, lecz potrafi poszerzyć sposób postrzegania - zapowiedziała, choć w domu najpewniej znajdzie jeszcze więcej materiałów. Co prawda do części straciła dostęp z powodu uciętego dostępu do biblioteki w Londynie, jednak ta w Hogwarcie nie mogła być zaopatrzona gorzej.
Czuła się trochę źle. Nie dość, że opóźniała marsz na górę to teraz jeszcze jednym pociągnięciem różdżki rozproszyła kilkugodzinne starania Kuzyna. Z kwaśną mina winnego dreptała więc w ciszy za kuzynem co jakiś czas zaciskając usta i je rozchylając by ostatecznie wydusić z siebie pierwsze słowa. Zaraz wygięła usta w szczerym, ciepłym uśmiechu. Bardzo naturalnym dla siebie. Siknęła mu głową - Dawno nie jadłam na świeżym powietrzu - zauważyła z zaskoczeniem. Kiedy ostatnio robiła cokolwiek innego od pracy lub przesiadywania w latarni jak jakiś totalny mruk...? Nie pamiętała. To może było jeszcze w tamtym roku, przed zimą...? - Tak szczerze to nawet umieram z głodu - zdała sobie sprawę, kiedy tylko przeszli kolejne metry. Śniadania nie zdążyła zjeść, a wysiłek robił swoje - może umówimy się przy okazji na kolejną wizytę tego miejsca. Tak czy owak, będzie trzeba to zrobić w najbliższym czasie ponownie - zauważyła z lekkim westchnięciem, lecz zdecydowanie nie rezygnacją!
|zt
angel heart | devil mind
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Jayden zaplanował ich pojawienie się w Long Mynd. I chociaż od ich ostatniej wizyty wśród górzystych szczytów minęło tylko parę dni, wiele się w międzyczasie wydarzyło. Profesor wolał jednak skupić się na swoim zadaniu i nad dziwnymi spotkaniami z osobami z przeszłości specjalnie się nie pochylać. Wiedział, że jednym z możliwości, by tego nie robić, było zagłębienie się w nauce. Tymczasem miał śmiałe podejście do kilku projektów i nie wiedział, w co włożyć ręce. Teoria panmagiczna mogła być jego pracą życia, naprawa sieci kominkowej szansą na finansowy sukces. Niczego jednak nie robił dla pieniędzy - oba projekty były ważne i chociaż z ideą Fiu musiał liczyć się z Ministerstwem Magii, nie oznaczało to, że przestał doceniać możliwość pracy nad tym tematem. Shelta miała rację - potrzebowali zakończyć działania i nie oddawać tego komuś, kto mógł to dostosować pod siebie. A ich nazwiska i tak znalazłyby się w końcowym wykończeniu... Nie. Musieli mieć całkowitą władzę nad tym, czym się zajmowali. Nad czym Jayden sprawował pieczę. Żeby móc to osiągnąć, wpierw musiał poznać tajniki dziedziny, na której opierał się projekt naprawczy. Astronomia była jego konikiem, lecz to w numerologii wciąż miał braki - braki, które uporem i nauką wypełniał. Dlatego też, zamiast czekać na list od kuzynki, prosto z domu teleprtował się do Killarney, a stamtąd złapał świstoklik do Ludlow - tym razem podróżował samotnie. Shelta znała drogę, a astronom wolał być tam przed nią, by przećwiczyć i spróbować związać numerologiczny węzeł. Nie musiała wszak być przy nim non stop, skoro ostatnim razem mu się to udało. Na miejscu pojawił się godzinę przed umówionym spotkaniem. Grawitacja cząsteczek pierwotnych tkwiła w torbie mężczyzny, gdy dość żywym krokiem szedł na szczyt, nie oglądając się za siebie. Musiał minąć dwóch pracowników Ministerstwa Magii, którzy chcieli wiedzieć, kim był, ale wystarczyło powiedzieć o badaniach i rzucić, że zależało mu na czasie. Jeśli panowie chcą, mogą mi towarzyszyć na szczyt i patrzeć, co robię, te słowa raczej nie zachęciły leniwych policjantów - lub przynajmniej tak o sobie mówili - żeby wdrapywać się i męczyć razem z naukowcem. Tyle dobrego, że zostawili go w spokoju. Jayden miał jedynie nadzieję, że Shelcie miało się udać uniknąć nieprzyjemnego spotkania z tymi nadętymi, kapuścianymi głąbami. Ostatnie czego chciał, to tego, by napastowali mu kuzynkę. Lub kogokolwiek tak naprawdę. Miasto było cudowne i pięknie wyglądało z perspektywy górskiej, ale obecność patroli była nieprzyjemna.
Wchodząc po znajomej ścieżce, Vane miał przy sobie samopiszące się pióro, notatnik i zapisywał każdą myśl, która przyszła mu do głowy. Już wcześniej zauważył, że wysiłek fizyczny pomagał oczyścić głowę, można było dzięki temu trzeźwo myśleć. Dlatego też, zanim dotarł na samą górę, miał co najmniej kilkanaście stronic pomazanych atramentem. I chociaż w mięśniach czuł zmęczenie, postanowił przejść do przygotowania przed związaniem supła. Usiadł na jednym z konarów, otworzył książkę i zaczął czytać. Grawitacja jest najsłabszym ze znanych oddziaływań. Ładunek grawitacyjny jest dodatni dla każdej znanej formy materii. Istnieją rozwiązania teorii względności, z których wynika masa ujemna, jednak nie jest pewne, czy są one fizycznie możliwe. Cząstki wirtualne mogą mieć masę ujemną, jednak nie są to cząstki fizyczne, a jedynie obiekty numerologiczne. - Czyli... Ujemną masę mają cząstki wirtualne, które powodują odpychanie obiektów, dodatnią te, które powodują przyciąganie? - mruczał do siebie, poprawiając błędnie przez siebie przedstawione obliczenia. To wciąż go irytowało - że nie znał na wszystko odpowiedzi, a jeden jego błąd mógł kosztować ludzi życie. Musiał być całkowicie pewnym tego, co robił. Żeby poznać sens i rdzeń teleportacji, musiał zapoznać się też z grawitacją, dlatego tak silnie ją tłukł, zastanawiając się, jakim cudem Shelta to wszystko spamiętała. Miała dar. Była Vanem. Tak jak i on. Po czterdziestu pięciu minutach czytania i obliczania, Jayden zamknął Grawitację cząsteczek pierwotnych i wstał, by przygotować się do przygotowania supła. Postępował zgodnie z pamiętanymi instrukcjami kuzyni - posiłkując się treningami oklumencji oczyścił umysł i skupił się na wyczuwaniu magii w okolicy.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
Tak naprawdę nie myślała za dużo nad ostatnią porażką. To była część jej pracy, część tego co znosić miała przez kolejne dekady, jako naukowiec. Teraz, kiedy wracała do nieszczęśliwego wydarzenia z przed paru dni nie obwiniała się, a myślała sobie - szkoda, że nie wyszło. To było jednak wczoraj. Dziś wszystko zaś było przed nimi.
Z podobnie tłoczącymi się w jej głowie myślami, kierowała się w stronę wzniesienia. Tym razem szła sama, więc to ona narzucała tempo podróży. Lewą ręką podkasała poły długiej spódnicy pokonując bardziej niebezpieczne fragmenty ścieżki. Drugą przyciskała do biodra torbę powstrzymując jej nazbyt kołyszące się ruchy. Ściągnęła brwi widząc dwójkę wychodzących z naprzeciwka czarodziei. Początkowo wlepiła w nich spojrzenie z ciekawości, zdając sobie jednak sprawę z tego, że miała przed sobą patrol. Przeniosła tęczówki pod nogi. Nie chciała wzbudzać ich uwagi. Oni jednak dążyli do czegoś zgoła innego. Słyszała jak wymieniają między sobą uwagi na jej temat, pilnując by przypadkowo wszystko dobiegło do jej uszu. czarownica nie dała po sobie poznać, że cokolwiek do tych ostatecznie trafiło. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała przez ramię i otaksować znikające już z jej widoku sylwetki. Czy niedługo będą wszędzie...?
Ścieżka na wzniesienie i tym razem była dla niej tak samo wymagająca jak poprzednio. Jeszcze nim dostrzegła Jaydena, czuła w powietrzu cudzą ingerencję w magiczną aurę okolicy. Ciemna brew uniosła się ku górze w zastanowieniu, lecz zaraz jej czoło się wygładziło, a usta wyciągnęły. Wyciągnęła jedną rękę na bok, jakby przeciągała dłonią po gęstej sierści stworzenia, lub zatapiała ją w tnącej chłodem morskiej fali. Niczego jednak materialnego obok niej nie było. Gładziła powietrze - pomyślałby ktoś inny. Gładziłam magię - odpowiadała samej sobie - Za gęsto, Jayden - zauważyła - Idąc tu, czułam jak rozciągnąłeś magię i bardzo dobrze - po ostatnim poplątaniu rozsądnym jest uporządkować magię przed spleceniem jej na nowo. Możesz śmiało jeszcze bardziej rozciągnąć powierzchnię tylko im bardziej to robisz tym bardziej rozrzedzaj cząstki z krawędzi i zagęszczaj w centralnym miejscu bo inaczej wszystko ci rozpierzchnie. Trochę tak jak przy założeniu zaklęcia impervius - mruknęła, mając oczywiście jako numerolog na myśli samą techniczną konstrukcję zaklęcia, niż faktyczny efekt - Cześć
Z podobnie tłoczącymi się w jej głowie myślami, kierowała się w stronę wzniesienia. Tym razem szła sama, więc to ona narzucała tempo podróży. Lewą ręką podkasała poły długiej spódnicy pokonując bardziej niebezpieczne fragmenty ścieżki. Drugą przyciskała do biodra torbę powstrzymując jej nazbyt kołyszące się ruchy. Ściągnęła brwi widząc dwójkę wychodzących z naprzeciwka czarodziei. Początkowo wlepiła w nich spojrzenie z ciekawości, zdając sobie jednak sprawę z tego, że miała przed sobą patrol. Przeniosła tęczówki pod nogi. Nie chciała wzbudzać ich uwagi. Oni jednak dążyli do czegoś zgoła innego. Słyszała jak wymieniają między sobą uwagi na jej temat, pilnując by przypadkowo wszystko dobiegło do jej uszu. czarownica nie dała po sobie poznać, że cokolwiek do tych ostatecznie trafiło. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała przez ramię i otaksować znikające już z jej widoku sylwetki. Czy niedługo będą wszędzie...?
Ścieżka na wzniesienie i tym razem była dla niej tak samo wymagająca jak poprzednio. Jeszcze nim dostrzegła Jaydena, czuła w powietrzu cudzą ingerencję w magiczną aurę okolicy. Ciemna brew uniosła się ku górze w zastanowieniu, lecz zaraz jej czoło się wygładziło, a usta wyciągnęły. Wyciągnęła jedną rękę na bok, jakby przeciągała dłonią po gęstej sierści stworzenia, lub zatapiała ją w tnącej chłodem morskiej fali. Niczego jednak materialnego obok niej nie było. Gładziła powietrze - pomyślałby ktoś inny. Gładziłam magię - odpowiadała samej sobie - Za gęsto, Jayden - zauważyła - Idąc tu, czułam jak rozciągnąłeś magię i bardzo dobrze - po ostatnim poplątaniu rozsądnym jest uporządkować magię przed spleceniem jej na nowo. Możesz śmiało jeszcze bardziej rozciągnąć powierzchnię tylko im bardziej to robisz tym bardziej rozrzedzaj cząstki z krawędzi i zagęszczaj w centralnym miejscu bo inaczej wszystko ci rozpierzchnie. Trochę tak jak przy założeniu zaklęcia impervius - mruknęła, mając oczywiście jako numerolog na myśli samą techniczną konstrukcję zaklęcia, niż faktyczny efekt - Cześć
angel heart | devil mind
Odetchnął ciężko, gdy okazało się, że jego poczynania skumulowały jakąś magię, ale nie w ten właściwy, oczekiwany sposób. Zanim jeszcze pojawiła się obok Shelta, profesor wiedział, że coś było nie w porządku. Wszystko dlatego, że dziwnym sposobem poczuł gwałtowny przesyt... Cóż. Wszystkiego na dobrą sprawę. Ciężko było mu jednak konkretnie nazwać, co naprawdę w tym momencie się działo. Wiedział tylko, że coś było na rzeczy. Węzeł, w który celował, nie został wytworzony, a zawiązana magia pulsowała pod palcami mężczyzny, jednak nic nie działało. Metaliczny posmak na języku był kolejnym sygnałem, że przedobrzył. Krew pojawiła się zupełnie niespodziewanie i Jayden musiał przyznać, że nigdy się z tym nie spotkał - nawet nie w momencie, gdy panowały anomalie. Czyżby coś przegapił? Nie myśląc nawet zbyt długo, pochylił się nad książką i zaczął ją wertować w poszukiwaniu odpowiedzi na swoje pytania. Bombardujące jego pracujący na pełen obrotach umysł. Być może właśnie dlatego nie dostrzegł pojawienia się w okolicy kolejnej osoby, która przez samą obecność mogła stwierdzić, że profesor popełnił błąd. Nie napawało to Vane'a optymizmem, szczególnie że uczenie się zawsze przychodziło mu z łatwością, lecz to... To było coś zdecydowanie odmiennego od wszystkiego, z czym miał do czynienia. Nic dziwnego, że numerologia była ironicznie nazywana czarną magią nauki. Usta astronoma wykrzywiły się w gorzkim grymasie, gdy tylko sobie o tym przypomniał. Zaraz jednak co innego, a właściwie ktoś inny odwrócił jego uwagę. - Cześć - westchnął, podnosząc na stojącą niedaleko czarownicę spojrzenie i zaraz wrócił nim do otwartych stronic książki. - Zanim przyszłaś, sprawdziłem, że to chyba stan splątany? To zgęstnienie cząsteczek? - spytał, chociaż tak naprawdę mówił do siebie samego, chcąc to wszystko przeanlizować. - Muszę osiągnąć większą sterowalność nad nimi. Zobacz. Rozpisałem to sobie. Wydaje mi się, że jest dobrze. - Podszedł do czarownicy z notatnikiem i stanął obok, żeby widziała, o jakie obliczenia i schematy chodziło. Gdy mówił, wskazywał też odpowiednie fragmenty końcem różdżki. - Skrętność cząstki alpha jest splątana ze skrętnością cząstki beta. Wtedy skumulowanie i przechwycenie skrętności cząstki alpha oznacza, że stan cząstki beta stał się wartością własną skrętności. Którą konkretnie wartością własną można zweryfikować, wykonując następnie pomiary cząstki beta. Podstawiłem wyniki pod paradoks pomiaru i nie kwalifikują się w jego obrębie. Co oznacza, że nie ma zaburzenia balansu i jest to sterowalne. Na danym obszarze. Rozumiem proces, więc co idzie źle? Może podchodzę do tego źle - mruknął, ale spróbował jeszcze raz zawiązać supeł, starając się naprowadzić w swoje analizy na tor, który podała mu Shelta. Tak jak impervius, hm?, pomyślał i odszedł parę kroków, chcąc skumulować magię w odpowiedni sposób.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Long Mynd
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire