Wydarzenia


Ekipa forum
Kolejka goblinów
AutorWiadomość
Kolejka goblinów [odnośnik]11.06.16 14:52

Kolejka goblinów

★★
Innowacyjna konstrukcja ponoć będąca projektem stworzonym przez gobliny, ponoć inspirowana wagonikami znajdującymi się w tunelach pod bankiem Gringotta; wysoka kolejka w tę i nazad, do nieba i pod ziemie, zawija jak spirala, pokonuje ognistą obręcz, mija trolla uderzającego maczugą tuż za przejeżdżającym wagonikiem, a wszystko to z prędkością - jeśli wierzyć organizatorom - trzykrotnie szybszą od prędkości najnowszego modelu profesjonalnej miotły. Wagoniki wydają się całkowicie bezpieczne, obłożone zaklęciami ochronnymi, które uniemożliwiają wypadnięcie. Tylko dla miłośników mocnych wrażeń!
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:02, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]22.11.16 13:14
To miał być przyjemny i miły dzień spędzony z Lysandrą. W kieszeni płaszcza jednych zwłok, które niedawno ukrywałem za całkiem przyjemną opłatą znalazłem oprócz kilku galeonów także bilety do wesołego miasteczka. Dokładnie dwa. Wtedy wydawało mi się, że świetnym pomysłem będzie zabranie małej Lysy z Nokturnu na jedno popołudnie. Moje plany spełzły jednak na niczym, gdy po odwiedzeniu lecznicy okazało się, że mała nie miała zamiaru iść na żadne kolejki. Kiedy wyjście zaproponowałem więc Cassandrze nie spodziewałem się otrzymać od niej twierdzącej odpowiedzi. Nie mam pojęcia czy tak bardzo chciała wyrwać się na chwilę z domu odwiedzanego przez nieprzyjemnych jegomościów, czy może po prostu starała się mnie zaskoczyć i wprawić w kłopotliwą sytuację, gdy z kobietą mogącą być moją córką zacznę spacerować między tłumem rozwrzeszczanych dzieci. Jeśli jednak myślała, że przerazi mnie zgraja małolatów, miała pecha, musiała się z nimi mierzyć u mojego boku. Patrzenie na uzdrowicielkę w tak niecodziennym dla niej otoczeniu wprawiło mnie w bardzo dobry nastrój. Wygrzebałem z kieszeni kilka knutów, za które kupiłem tęczową watę cukrową i z pełną powagą na twarzy wręczyłem mojej towarzyszce. Nie zdradzałem się z moim nastrojem. Specjalnie też nie skupiałem się na tym, co działo się wokół. Na biegających chłopcach, płaczących dzieciach i krzyczących smarkaczach. Ani na ich rodzicach, którzy wyglądali jakby ktoś przyciągnął ich tu na siłę i wlekli się za swoimi rozentuzjazmowanymi (wątpliwymi) pociechami. Między nimi manewrowały pary młodych czarodziejów posyłających sobie maślane spojrzenia i skradający się do diabelskiego młyna, w którym wreszcie na samym szczycie będą mogli w tajemnicy przed wszystkimi skraść sobie szybki pocałunek. A w samym środku tego zamieszania byliśmy my, ja i Cassandra. Pasujący tylko do domu strachów, z kolorową watą cukrową w dłoniach.
- Ładna pogoda na taką wycieczkę, prawda? - Rzuciłem, kiedy tuż przed nami przebiegł jakiś dzieciak depcząc nam po palcach. Ciekawe, kiedy rodzice zorientowali się, że na tyłku wyczarowałem mu świński ogonek, który zaczynał niekontrolowanie merdać, kiedy chłopak zrywał się do biegu. Będzie miał nauczkę, żeby nie latać jakby go ktoś cruciatusem poganiał.
Pogoda jednak faktycznie była ładna. Niebo było zaskakująco niebieskie, bez chmur i do tego wiał lekki, wiosenny wietrzyk.
Idąc bez większego celu zatrzymaliśmy się wreszcie przed kolejką goblinów. Jeśli wierzyć napisom, była stylizowana na tę z Banku Gringotta. Ale może w odróżnieniu od oryginału zachce powieźć mnie do jakichś bogactw.
- Okradnijmy czyjąś skrytkę - zaproponowałem przepuszczając Casaandrę przodem. Przed nami siedziały dzieci. Za nami siedziały dzieci. I zewsząd słychać było ich podekscytowane piski. A jeszcze nawet nie ruszyliśmy. Przez chwilę pożałowałem mojego wspaniałego pomysłu na wzbogacenie się. Z drugiej strony, nie mogłem doczekać się, żeby zobaczyć uzdrowicielkę krzyczącą z radością, kiedy nagle zaczniemy sunąć w dół. Spodziewałem się, że czeka mnie zawód. Ale skoro już wyszedłem z Tower nadszedł czas na spróbowanie tego, co bawi innych czarodziejów. Musi gdzieś w tym tkwić rozrywka inna niż oglądanie Cassandry w tak niecodziennym otoczeniu. Choć na tę nie zamierzałem narzekać, obserwowanie sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Cała sytuacja była tak inna od tych, z których znałem ją na co dzień. Pod całym rozbawieniem i dobrym nastrojem zastanawiałem się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie musiała zaszyć się z Lysą na Nokturnie, gdyby nie oglądała w swoich wizjach tej najmroczniejszej przyszłości. Zabawnie było myśleć, że mogłaby pracować przy takiej kolejce i usadzać dzieci w fotelikach. Ciekawe czy pojawiło się to w którejś z tych najbardziej przerażających wizji? Patrząc jednak na Cassandrę i przypominając sobie z jaką wprawą kroiła ludzi, którzy do niej przychodzili, wolałem nie pytać.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]14.01.17 18:00
Nie do końca rozumiała, dlaczego Vitalij uznał, że zabranie Lysy do wesołego miasteczka będzie dobrym pomysłem. Jej dziecko nie znało świata kolorowych baśni, kręcących się koników ani słodkiej waty cukrowej, a to, co nieznane - nie zawsze przyciągało, czasem wzbudzało lęk. Kolory były przeznaczone dla dzieci innych niż ona - nawet, jeśli takich nie znała, musiała to podświadomie wyczuwać. Skupiłaby na sobie wzrok wszystkich - zagubiona, w starej sukience, niepotrafiąca się nawet zachować, a Lysa wcale nie lubiła być w centrum uwagi. Wolała kryć się w cieniu - cicha, niezauważona, a nawet niewidzialna dla świata. Obie były na swój sposób niewidzialne. Jeszcze mocniej nie rozumiała, co nim kierowało, kiedy po odmowie złożonej mu przez jej córkę zaproponował tę wizytę jej samej - o wiele zbyt dużej na zabawę w, chociażby, kolejkę goblinów. Cóż więc mogła odpowiedzieć, jeśli nie słodkie oczywiście, obserwując zakłopotanie na twarzy czarnoksiężnika, który prawdopodobnie po raz pierwszy od czterdziestu lat więziennej niedoli zaproponował randkę kobiecie. Nawet, jeśli w sposób nie do końca zamierzony (a może - nie do końca świadomy?) Cassandrę bawiło to niemożebnie. Odmowie Lysandry przyglądała się zresztą w milczeniu i z zastanowieniem - i tak nie puściłaby jej samej z Vitalijem. Nie po tym wszystkim, nie, kiedy nie wiedział, kim właściwie dla niej był i nie, póki nie wiedziała, czy ta niewiedza była dla niego klątwą, czy błogosławieństwem. Watę cukrową przyjęła z wdzięcznym uśmiechem, zawijając jej wielobarwną strukturę na palec - i smakując fragmentów; nie powiedziała na głos, że je ją po raz pierwszy w życiu.
- Doskonała - odparła lakonicznie, spoglądając na lico towarzysza z ukosa, zupełnie jakby oczekiwała od niego więcej i nie miała zamiaru ułatwiać mu tego spotkania. Otulające ich niezręczne milczenie niemal drżało, krusząc ze strachu zęby. Grzecznie przeniosła wzrok na chłopca, który nie zdołał umknąć przed różdżką Mulcibera i prawdopodobnie nadal nie odkrył sterczącego mu z tyłka ogonka. Urocze, mężczyźni naprawdę nigdy nie dorastają.
- Przerzuciłeś się na mniejsze sprawy? - zapytała obojętnie, kiedy przystanęli przed kolejką; dwuznacznie - pytanie podszyte było ciekawością, którą Vitalij równie dobrze mógł zaspokoić, co zignorować. Byli tutaj sami - i to najlepszy czas, by spróbować wyciągnąć z niego przynajmniej kilka informacji na dręczące ją ostatnio coraz mocniej kwestie. Vitalij wracał do pełni sił, coraz pewniej poruszał się po mrocznych ulicach Nokturnu i coraz pewniej roztaczał wokół siebie siłę kogoś, kogo nie należy lekceważyć. Więzienie go nie zniszczyło, więzienie go tylko utwardziło - krew Mulciberów była silna, mocna, trudno ją było złamać.
Minęła Vitalija, wchodząc do środka jednego z wagoników, wciąż z watą cukrową w dłoni - uprzejmie wysuwając ją lekko ku mężczyźnie w ramach poczęstunku. Być może powinni ją zjeść zanim ta kolejka ruszy, choć Vitalij z kolorową watą na twarzy wyglądałby jeszcze rozkoszniej. Poprawiła powłóczystą spódnicę, nim usiadła w wąskim, dziecięcym wagoniku, zachowując kamienną twarz zarówno wobec otaczających ich dzieci, jak i mijanego biletera.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]20.01.17 4:13
Bawiłem się doskonale. Surrealizm całej sytuacji dodawał barw temu dniu. Ani ja tu nie pasowałem, ani Cassandra. Byliśmy jak wyjęci z bajki o sinobrodym i na siłę upchnięci do kolorowego świata Calineczki. Prześlizgiwały się po nas niechętne spojrzenia dorosłych i pełne dziecięcej konsternacji oczy najmłodszych. Każdy widział, że nie należeliśmy do tego świata. Jednak niespecjalnie mi to przeszkadzało dopóki bawił mnie wprowadzany w to wesołe miejsce dysonans. Nikt przecież nie potrafił powiedzieć, dlaczego byliśmy nie na miejscu. Wokół kręcili się ludzie w różnym wieku, jedli watę cukrową i toczyli niezobowiązujące rozmowy. Ale to od nas biła dziwna aura, która idealnie wpasowywała się w świat Nokturnu, a nie beztroskiej zabawy. Inni wyczuwali to jakby podskórnie, odchodząc od nas, zostawiając nas samym sobie. A my badaliśmy się wzajemnie, w krępującej ciszy, w której trudno znaleźć było odpowiednie słowa. Nie spieszyłem się do wciągania Cassandry w rozmowy. Ona najwyraźniej też nie. Nabierałem pewności, że czerpała sadystyczną przyjemność z oglądania mojej pewnej nieporadności. Nie zamierzałem jednak sprawiać jej zbyt dużej satysfakcji. Sam czerpałem przyjemność z oglądania jej, odcinającej się od tłumu, z watą cukrową w dłoni. Tak różnej od uzdrowicielki, którą znałem z lecznicy.
- Obrabowani Gringotta uważasz za małą rzecz? - Nawet nie udaję zdumienia nadając głosowi ton jakbym pytał o pogodę. Żadne z nas nie ujawniało się z emocjami i swoimi przemyśleniami uważnie obserwując drugie. Ja robiłem to dla rozrywki, Cassandra... Miała swoje powody. Graliśmy jednak w grę, której cel był nieco zagmatwany, ale reguły jasne, choć trudne do opisania. Wystarczyło, że my wiedzieliśmy, na czym polegały. Nie musiał się w to wtrącać ani niepotrafiący ukryć zdziwienia na twarzy zawiadowca całej kolejki, ani dzieci, które zajęły wagoniki za nami i przed nami otaczając nas pełnym podekscytowania zgiełkiem. Byliśmy ciemną plamą na tle ich jasnego śmiechu. Zajęci sobą, odcięci od tego, co działo się wokół, choć jednocześnie w samym środku. Bawiło mnie to. Spędzałem ten czas zaskakująco przyjemnie. Posłałem Cassandrze szarmancki uśmiech, którego od bardzo dawna nie miałem okazji użyć. Tak jak pewnie i ona, obdarzałem nim niezbyt chętnie. Ale skoro mieliśmy już dzień uprzejmych uśmiechów, pozwoliłem sobie na kolejny do kolekcji.
- To twoja wata - odmówiłem słodkiego przysmaku i usiadłem na miejscu jakbym oczekiwał aż przejażdżka się rozpocznie, jakby w ogóle mnie interesowała. Widziałem jednak, że Cassandra gotowa jest całą wycieczkę milczeć, jeśli nie zachęcę jej jakoś do rozmowy. W końcu według wszelkich konwenansów, to na mnie spoczywał ten obowiązek.
- Tak szczerze, pozwoliłabyś mi zabrać tutaj Lysę? - Nawet jeśli mogłem spodziewać się odpowiedzi, zapytałem, gdy kolejka pomału ruszała. Kolejny etap gry, który następował po podchodach, konfrontacja. Obserwowałem ją nie siląc się nawet na dyskrecję, przestając udawać, że interesują mnie okrzyki dzieci i zbliżające się spirale. Całą swoją uwagę poświęciłem Cassandrze obdarzając ją badawczym spojrzeniem brązowych oczu. Jeśli choć na chwilę zdejmie swoją kamienną maskę, uchyli ją choćby na chwilę, byłem pewien, że mi nie umknie. Czekałem na odpowiedź, kiedy w naszej ciemnej plamie otoczonej dziecięcym śmiechem, panowała pełna skupienia cisza.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]30.01.17 20:13
Wagonik powoli ruszał, a Cassandra nawinęła wokół palca kawałek waty cukrowej, smakując słodyczy: za nimi i przed nimi jechały dzieci, oglądające się na nich z lekką obawą, a może i podejrzliwością, której nie zamierzała łagodzić. Dzieci miały prawo mieć pretensje, że dorośli zajmowali im zabawę, każdy miał pretensje, kiedy ktoś lekkomyślnie pojawiał się na jego terytorium - nigdzie nie było to równie widoczne, co na Nokturnie. Prawo silniejszego: jeśli ten, kto nachodził, był silniejszy, z reguły nie ponosił konsekwencji. Nie inaczej było w tym wypadku, dzieciom pozostało zaakceptować ten stan rzeczy - choć walka poirytowanej bandy łobuzów z Vitalijem zabierającym im zabawki mogłaby być zabawna do obserwacji z zewnątrz. Do czasu, tak naprawdę wciąż nie wiedziała, kim Vitalij był tak naprawdę. Wewnątrz - gdzie znajdowały się jego granice i na ile mocno ukryte było jego sumienie. Ostatecznie Cassandra pociągnęła rozmowę, a jej uwadze nie umknęły starania Karkarowa.
- Zależy od punktu odniesienia - stwierdziła lekko, również: jakby rozmowa dotyczyła pogody, kiedy z wolna zaczynała ich otulać ciemność tunelu tej dziecięcej kolejki. - Okradniecie skrytki jeszcze nic nie mówi. Ukraść można kilka sykli, worek galeonów lub drogocenny artefakt, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Znałam kiedyś czarodzieja, który kradł wszystko i twierdził, że był w tym dobry, choć nigdy nie udało mu się ukraść nic większego. Ale on nigdy nie wyglądał jak ty, Vitaliju, choć siedział w tym samym więzieniu i wydawał się całkiem do ciebie podobny. - I siedział tam dzięki mnie, choć był twoim synem, ale tego przecież ci nie powiem - jeszcze nie teraz. Nie był tak wychudzony ani tak wyniszczony, jako uzdrowicielka z doświadczeniem bez trudu rozpoznawała stopień degeneracji jego ciała. W swoim lazarecie bardzo rzadko gościła czarodziejów, dla których więzienie było obcym miejscem. - Gdybyś jednak skradł taki artefakt, nigdy nie miałabym przyjemności cię zobaczyć, bo twoim schronieniem byłoby miejsce, którego nazwa budzi grozę nawet na Nokturnie: w Azkabanie - zupełnie się nie przejmowała otaczającymi ich dziećmi; większość albo nie rozumiała, o czym mówiła, albo będzie się bała powtórzyć jej słowa. - Co powiesz na układ, Vitaliju? Zdradzisz mi swoją przyszłość, a ja w zamian szepnę ci coś o twojej przyszłości. Jeśli twoi synowie choć trochę przypominają ciebie, będziesz tym zainteresowany.  - Wszak dla nich wszystkich - krew była ważna. Vasyl był nieobliczalny, ale i Graham i Ramsey pomogliby jej obronić Lysandrę. Lysandrę, która - jakby nie patrzeć - była Mulciberem.
Przyjęła szarmancki uśmiech uprzejmym skinięciem głowy, podobnież jak na jego dżentelmeński gest, którym odmówił poczęstowania się kolorową watą cukrową. Cassandra nawinęła na palec jej kolejny kęs, zastanawiając się nad tym, jak potężną bronią tutaj - w ciemnościach kolejki goblinów - mógł być patyczek po tej wadzie wbity w nos lub oko - do mózgu. Odwzajemniła jego spojrzenie, dziwnie spięta pod badawczą obserwacją. Vitalij był człowiekiem niebezpiecznym - a w ten sposób miały zwyczaj patrzeć przede wszystkim niebezpieczne drapieżniki.
- Może tak, a może nie - stwierdziła wymijająco, choć zdać by się mogło, że szklana kula nie była potrzebna, by przewidzieć odpowiedź na to pytanie. Cassandra strzegła córki jak oka w głowie nie bez powodu - ktoś jej zagrażał. Twój syn, Vitaliju. - Moje oczy widzą więcej niż twoje - Nie tylko dlatego, że jestem wróżbitką, ale przede wszystkim dlatego, że straciłeś dwie dekady życia własnych dzieci i nie wiesz nawet, że jestem matką twojej wnuczki. - Lecz i bez tego, czemuż miałabym powierzyć dziecko pod opiekę mężczyzny, o którym nie wiem nic, poza tym, że z całą pewnością nie trafił do więzienia... przez przypadek?




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]29.04.17 22:40
Ciągle dziwiły mnie takie małe przyjemności jak powiew wiatru na twarzy, zapach waty cukrowej i krzyki, w których kryła się radość i podekscytowanie zamiast bólu i przerażenia. Z milczącą satysfakcją obserwowałem, jak Cassandra nawija watę na palce. Było w tym coś zwyczajnie uspakajającego. Może wolałbym zamiast na kolejce siedzieć na ławce, która nie mknie jak szalona to w górę, to w dół. Ale wtedy nie mógłbym nigdy przywołać wspomnienia ponurej uzdrowicielki jedzącej słodycze w wesołym miasteczku. Sądząc po jej ugodowości, ona także zapisywała sobie w pamięci pełen kontrastu obraz dorosłego człowieka na dziecięcej zabawce.
- Też znałem złodziei - podtrzymywałem lekki ton rozmowy, choć nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Cassandra dążyła do czegoś głębszego. Do czegoś więcej niż zdradzały to jej słowa. - Tower jest ich pełne. A jeśli chodzi o najlepszych - takich tam nie ma. Oni nie dają się złapać. - Zastanawiałem się, do kogo piła. Jeżeli chciała wiedzieć, czemu spędziłem lwią część życia w Tower musiała się jednak bardziej postarać. - Nie okradłem Gringotta, jeśli o to pytasz.
Szczerze, złodziei, którzy okradają najlepiej strzeżony bank na świecie miałem za idiotów. Zwłaszcza, jeśli robili to dla kilku sykli. Nie był to dobry ani bezpieczny pomysł, a gobliny nie słynęły  łagodnego obchodzenia się z intruzami. Oczywiście nie wątpiłem, że młodzi, brawurowi czarodzieje gotowi byli nie na takie wyczyny, żeby zaimponować Cassandrze... Choć prędzej podejrzewałbym ich o naginanie swoich wiekopomnych czynów, koloryzowanie ich, a nawet całkowite zmyślanie niż faktyczne włamywanie się do czyjejś skrytki. Szczególnie, jeśli byli podobni do mnie.
- Azkaban - dopiero, gdy usłyszałem mój głos zdałem sobie sprawę, że wyparowały z niego resztki lekkości. Był zimny, nieprzyjemny. Jak miejsce, o którym mówiłem. - Nie bez powodu budzi lęk nawet na Nokturnie.
Chociaż zdarzyło się to dawno, bardzo dawno, doskonale pamiętałem ulgę, jaką poczułem, gdy usłyszałem, że zostałem skazany na Tower. Perspektywa wieczności spędzonej w towarzystwie dementorów przerażała mnie stokroć bardziej niż wszystko, czego mogłem doświadczyć w londyńskim więzieniu. To było zanim na własnej skórze przekonałem się, co znaczy być zamkniętym w małej celi, odizolowanym od świata, pogrzebanym w niej żywcem i zapomnianym. Odwróciłem spojrzenie od Cassandry nie chcąc, żeby widziała moje chłodne spojrzenie. Pełne złości i okrucieństwa, którymi zwykłem maskować znacznie bardziej pierwotne uczucie - strach. Pomimo słońca, poczułem jak po moim kręgosłupie wspina się zimny dreszcz. Przegnałem go głębszym wdechem, zaciśnięciem ukrytej przed uzdrowicielką pięści. To tylko kolejka goblinów, dziecięca zabawa. Dementorzy, Azkaban, Tower, to wszystko jest daleko. Tak samo jak wspomnienia, które potrafiły dopaść mnie w najmniej oczekiwanym momencie z całą swoją przerażającą, niechcianą siłą.
- Mam lepszy pomysł - wróciłem do niej spojrzeniem z ponowną beztroską w głosie. - Widzisz, nigdy nie interesowała mnie moja przyszłość. Wolę, żeby pozostała zagadką niż wyrokiem, przed którym nie sposób uciec. Powiem ci co chcesz o mojej przeszłości, jeśli odwdzięczysz się tym samym i opowiesz mi o sobie.
Posłałem jej uśmiech, który jasno dawał do zrozumienia, że próbuję zagonić ją w pułapkę. Moja przeszłość była sprawą zamkniętą i tylko, i wyłącznie moją. Rozgrzebywanie jej nie sprawiało przyjemności, było wręcz bolesne. Prośbie Cassandry trudno było odmówić z wielu powodów, które także należały w całości do mnie, jednak nie oznaczało to, że zamierzałem pozwalać w sobie czytać, jak w otwartej księdze. Im mniej kart się odkrywało, tym było się bezpieczniejszym. Ktoś, kto żył na Nokturnie musiał nauczyć się tej zasady jak najszybciej. Zaufanie było luksusem i musiało wypływać z obu stron. Coś za coś.
- Oczywiście - przyznałem. - Ale nie lekceważyłbym moich oczu aż tak. Czasem też potrafią zobaczyć coś więcej. Na przykład to, że podobny do mnie złodziej jest kimś ważniejszym niż chciałabyś przyznać.
Przejechaliśmy przez ognistą obręcz, która wywołała kolejną falę krzyków wokół nas. Pozwoliłem jej wybrzmieć, żeby mieć pewność, że Cassandra usłyszy, co mam jej do powiedzenia.
- Nie trafiłem do Tower za kradzieże ani za porywanie małych dziewczynek. Nie pozwoliłbym skrzywdzić Lysandry, panno Vablatsky - rosyjsko brzmiące nazwisko zadźwięczało śpiewnie przy angielskich słowach. Język moich, naszych przodków miał w sobie coś z muzyki. Był językiem poetów znacznie bardziej niż ta przeciętna mieszania dźwięków, jakiej używano w Wielkiej Brytanii.
- Ignotus - dodałem po chwili. - Jeśli chcesz poznać moją przeszłość, zacznijmy od imienia, nazywam się Ignotus. Mulciber.
Był to pewien kredyt zaufania, choć jeśli chodzi o moje prawdziwe nazwisko nie kryłem się z nim przesadnie. Byłem raczej niepewny świata, gdy opuszczałem więzienie, chciałem go poznać, wiedzieć, czy to, kim byłem miało jeszcze znaczenie. Świadomość, że podczas odbywania wyroku zostałem całkowicie zapomniany przynosiła zarazem ulgę i ukłucie rozczarowania. Mogłem zacząć na nowo, bo byłem nikim. Równie wiele w tym zalet, co goryczy.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]06.05.17 14:09
- Tower jest ich pełne - powtórzyła za nim głucho, kiedyś zastanawiała się, jak od środka wyglądało to więzienie - już nie musiała, zwiedziła je od środka całkiem obszernie. I była zawiedziona, miała nadzieję, że czarodziejów spotyka tam coś znacznie gorszego. - Choć od niedawna przetrzymuje o jednego mniej - Ten, o którym mówiłam, już stamtąd wyszedł. Wiedziała, że nie było w tym nic szczególnego; ludzie do więzienia przychodzili i ludzie z więzienia odchodzili jak z każdego innego miejsca na świecie; złodzieje nie siedzieli w nieskończoność. Ale subtelnie podkładała nuty pod preludium, które w końcu musiała zagrać: Vitalij był niebezpiecznym człowiekiem, a ją łączyło z Mulciberami zdecydowanie zbyt dużo, by mogła sobie pozwolić na brak ostrożności; musiała wybadać teren zanim ktoś zrobi to przed nią. Przymknęła powieki, zbierając myśli, korzystając z tego, że jej towarzysz sam odwrócił wzrok - zwykle radziła sobie z tym lepiej, teraz jednak stawka była zbyt wysoka - chodziło o jej dziecko. Bała się, że Vitalij prędzej czy później pozna prawdę, musiała wiedzieć - czy powinna powiedzieć mu ją wcześniej, czy raczej skuteczniej zacząć ją ukrywać.
- Brzmi uczciwie - odparła spokojnie, rozważnie; tak naprawdę w swój pokrętny sposób własnie do tego dążyła - szukała jednak furtki, drogi ratunkowej, na wypadek, gdyby słowa Vitalija okazały się niefortunne. Był jego ojcem, krew z krwi, nie przypuszczała, by dzieliła ich głęboka przepaść. I bała się tego. Ale jeśli zajdzie potrzeba, zawsze mogła kłamać. Tak samo, jak kłamać mógł Vitalij - lecz czy miał ku temu powody? Przygryzła usta, nie była przecież nikim, kogo powinien się bać, ani on, ani jego syn. - I rozsądnie - dodała niezobowiązująco; imponowało jej to, że stary Mulciber szanował siłę jej trzeciego oka - nie pokazywał tego wcale po raz pierwszy, pamiętała ich spotkanie z Fawleyem w Weymouth. Ludzie zawsze pragnęli poznać swoją przyszłość - zwykle mniej więcej do momentu, w którym faktycznie o niej słyszeli. Co niesie jego linia życia? Azkaban, śmierć? Śmierć stała przed każdym - ale przed niektórymi znacznie boleśniejsza. Przyjęła jego spojrzenie ze spokojem, choć za spokojnymi oczyma kryła się tkana już sieć wymówek, którymi w razie potrzeby mogłaby zastąpić prawdę. Niebezpiecznych wymówek - nie chciała go okłamywać, nadszarpując jego zaufanie. Ludzi takich jak on - lepiej było mieć po swojej stronie.
- Miał na imię Vasyl - odparła wprost, ale ostrożnie, nie wypowiadając ani jednego zbędnego słowa więcej. Nie zaprzeczyła - że był kimś ważnym, do tego momentu ta historia też wydawała jej się bezpieczna. Spędzali czas w tych samych miejscach, ona była kobietą, a on mężczyzną i obydwoje byli młodzi. Nie dodała nic więcej, unosząc ku niemu wzrok, poszukując reakcji i zostawiając temat do rozwinięcia jemu - obawiając się tego, co mogła usłyszeć. Szczęśliwym trafem, akurat w tym momencie otulił ich hałas uniemożliwiający rozmowę; kątem oka dostrzegła skierowane ku nim przepełnione pretensją spojrzenie chłopca, który z pewnością miał im za złe, że nie bawią się z innymi. Obróciła w ręku patyczek ze słodką watą, miał czas się nad tym zastanowić. Nie odniosła się również do jego przestrogi, nie potrzebowała jej. Wiedziała, że nie miała przed sobą człowieka, którego łatwo było oszukać - lub którego chciałaby rozdrażnić. - Vasyl Mulciber - powtórzyła, dokładnie tym samym tonem, którego użył, by przedstawić siebie. Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, w tym momencie mogła dać im już odejść. - Ja naprawdę mam na imię Cassandra - rzuciła jeszcze, bo w tym rachunku to Vitalij wychodził słabiej; wydawał się mieć zdecydowanie więcej masek niż ona sama. - Cassandra Vablatsky - dodała, choć słyszał już jej nazwisko. Podobnie jak on nie zwykła się nim chwalić. W tym przypadku jednak sytuacja malowała się inaczej, miała nadzieję, że rosyjskie nazwisko odbije się w głowie czarodzieja sentymentem - i najwyraźniej wcale się nie myliła.
- Nie mogę tego wiedzieć... Ignotusie - odparła wciąż całkowicie szczerze, patrząc na jego syna, a zdradziła się już z tym, że miała z nim do czynienia, Vitalij mógł być zdolny do wszystkiego tak samo jak on. Miała o nim lepsze zdanie. Ale nie znała go nawet w połowie tak dobrze, by była skłonna rzucać osądami. A on - wiedział zdecydowanie za mało, żeby składać podobne obietnice. Zastanawiała się, co byłoby odpowiedniejsze - zataić przed nim pokrewieństwo, trzymając się tego wyznania jak koła ratunkowego, czy wyznać prawdę, ryzykując znacznie więcej i - być może - zarazem na znacznie więcej licząc. Zawiesiła na nim pytające spojrzenie, nie sądziła, by człowiek jego pokroju parał się krzywdzeniem dzieci, ale wciąż nie wiedziała, co właściwie uwięziło go za kratami Tower na tak długo. Nie sądziła jednak, by zgodził się mówić o tym równie łatwo. - Wiem o tobie stanowczo zbyt mało, by powierzać ci moje dziecko. Jest bardzo cenne. - Ma dar, za który wielu ludzi gotowych byłoby dać się pokroić; była małą wieszczką. Informacja za informację, tak? Podała już dwie, a może nawet trzy - on wciąż tylko jedną. Nie miała powodów, by zatajać przed nim ten fakt, jeśli tylko jej nazwisko majaczyło mu w głowie - a wierzyła że tak - mógł się tego spodziewać. - Istnieje niewiele ludzi, którym ufam na tyle, by pozwolić się nią zająć i nie ma wśród nich ani jednego mężczyzny. - Być może wyjaśnienie było konieczne; nie chciała go urazić. - Sam dobrze wiesz, że zaufanie nie jest czymś, czym łatwo szafować, zwłaszcza dzisiaj. - Czasy były niespokojne.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]17.06.17 1:45
W więzieniu najgorsza był świadomość, że życie toczyło się dalej beze mnie. Pogrzebanie za życia. Wszystkie fizyczne niedogodności potrafiły oderwać myśli od tego, co działo się na zewnątrz. Ale oddzielenie od synów, bezpowrotne odebranie możliwości obserwowania jak dorastają, jak z chłopców zamieniają się w mężczyzn. Odebranie trzydziestu lat życia. Gorsze mogło być tylko odebranie nadziei do kompletu i skazanie na wieczne potępienie w Azkabanie. Ale nie zamierzałem się z tego zwierzać. Nie Cassandrze, nie nikomu innemu.
Tajemniczy złodziej, o którym mówiła zdawał się być zagadką, którą należało rozwiązać jak najszybciej. Podobało mi się, że Cassandra nie bawi się w udawanie głupiej, kiedy pytałem o niego wprost. Ale też specjalnie nie naciskałem dając jej czas na zebranie myśli i ubranie ich w słowa, w których będzie chciała przekazać mi to, co wyraźnie ją męczyło. Nie o tyle, że pragnęła wyspowiadać mi się ze swojego życia. Raczej bardzo uważnie starała się nie powiedzieć za dużo. Ani za mało. Na temat złodzieja i każdy inny. Nie miałem jednak wątpliwości, że rozmawiać chciała, gdy przystała na moją propozycję. Uśmiechnąłem się skinąwszy głową potwierdzająco. Brzmiało uczciwie. Zazwyczaj dotrzymuję moich umów. Nie zamierzałem jej okłamywać. Przynajmniej tak długo, jak długo obracać będziemy się wśród tematów względnie bezpiecznych, tak długo jak sama Cassandra nie będzie próbowała mnie oszukać. Ufałem jednak, że nie ma takich planów. Kłamstwa zazwyczaj wychodzą na wierzch szybko.
Nie ponaglałem jej, kiedy zaczynała odpowiadać na moje pytanie. Bardzo ostrożnie, rozważnie i z lekką niepewnością, którą bardziej wyczuwałem niż słyszałem w jej głosie. Brzmiące po rosyjsku imię zaalarmowało mnie na chwilę przed tym, kiedy usłyszałem nazwisko. Nie odezwałem się. Czy złodziej, o którym mówiła skradł coś więcej niż kilka błyskotek w swoim życiu? Mogłem tak podejrzewać biorąc pod uwagę to, jak bardzo ostrożna była, gdy przychodziło do rozmów o Vasylu. Moim synu. Wpatrywałem się w przestrzeń przed sobą, kiedy dojeżdżaliśmy do końca toru, a podekscytowane okrzyki dzieci cichły. Myślałem. Cassandrę i Vasyla łączyć musiało więcej niż zwykła, przelotna znajomość. Niezależnie od tego czy była to miłość, czy nienawiść, czy oba, było na tyle silne, by obawiała się wyjawienia mi prawdy. Postanowiłem nie naciskać dopóki zamknięci byliśmy w jednym wagoniku. Ukryłem swoje przemyślenia, wszystkie podejrzenia zanim obdarzyłem ją kolejnym uważnym spojrzeniem skupionych oczu. Miała całą moją uwagę tylko dla siebie.
- Z rodziny wieszczek - dodałem chrapliwie do jej uroczej prezentacji. Z opowieści ojca znacznie bliższe były mi historie rodzin dalekiej Rosji niż Anglii. Pewnie przez zwykły sentyment, skojarzenia z dzieciństwem, ale zdawały się też być dużo ciekawsze. Skinąłem głową w geście szacunku w stosunku do Cassandry i jej przodkiń. To poniekąd tłumaczyło, dlaczego Lysa wychowywała się z trollem zamiast ojca. Uśmiechnąłem się lekko na jej zapewnienie o braku zaufania. Nie miałem powodów, żeby porywać jej córkę. Żadnego. Chyba że było coś o czym ja nie wiedziałem. Ale wagonik powoli zatrzymywał się na stacji, dlatego wstrzymałem się z kolejnymi pytaniami do czasu, gdy z niego wyjdziemy.
- Byłem w Tower za torturowanie mugoli - wykorzystałem zamieszanie związane z końcem przejażdżki, by nachylić się do Cassandry i powiedzieć to na tyle cicho, by była jedyną osobą, która mnie usłyszała. Następnie sam opuściłem wagonik wyciągając rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Było to pewne uproszczenie, ostatecznie to właśnie czarnej magii nie potrafili mi nigdy udowodnić. I tylko dlatego skończyłem w Tower. A otarłem się o Azkaban. Gdzieś w Ministerstwie, w Biurze Aurorów pewnie dalej leżą papiery z moim nazwiskiem na teczce. To prawie jak bycie sławnym - przeszło mi przez myśl.
- Och, oczywiście - zaufanie było faktycznie zbyt cenne, by rozdawać je nieprzemyślanie. Nie poczułem się urażony. Nie oczekiwałem, że Cassandra odda mi pod opiekę najcenniejsze, co miała w życiu. Nawet, jeśli wiem, że nigdy nie skrzywdziłbym Lysy, ona tej pewności mieć nie musiała. Respektowałem to. Nie byłem może zachwycony, ale rozumiałem. - W każdym razie przyjmij moje zapewnienie, że nie planuję Lysandry skrzywdzić.
Nie byłem pewien czy moje obietnice cokolwiek zmieniały, raczej nie. Zastanowiło mnie przez chwilę czy to możliwe, że Cassandra ostrożna jest ze względu na swoje wizje. Może widziała w nich krzywdę dziejącą się córce? Nie zamierzałem jednak pytać. Była to kwestia raczej zbyt osobista, by ją poruszać z kimś, kogo się dopiero poznaje i zdecydowania za bardzo prywatna, żeby o nią pytać.
- A teraz może zechcesz mi powiedzieć, co wspólnego ty i Lysandra macie z moim synem?
W moim miłym głosie zabrzmiała ostrzegawcza nuta. Nie byłem pewien czy mała wieszczka faktycznie ma cokolwiek wspólnego z historią, która połączyła Cassandrę i Vasyla. Nie uwierzyłbym jednak, że nie wpłynęła w żaden sposób na dziewczynkę. Nie po tym, jak ostrożnie słowa dobierała uzdrowiciela, gdy ze mną rozmawiała.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]24.06.17 1:25
Nie powinno jej dziwić, że Vitalij tak sprawnie rozpoznał jej rodzinę, wszak Mulciberowie pochodzili z tych samych stron, a on, doświadczony, niejednokrotnie zaimponował jej już podobną wiedzą. Wydawało się, że przywiązuje dużą wagę do tradycji - w obliczu narastających napięć nie była pewna, czy powinno jej to imponować, czy raczej przerażać.
- Jak moja matka i moja córka - odparła, nie miała zwyczaju chwalić się nazwiskiem, zwykła udawać przed światem, że jej dar nie istnieje, że jest od niego wolna, nie chcąc prowokować próśb o czytanie przyszłości. Zdarzały się zbyt często - i zawsze od ludzi, którzy prędzej czy później, zwykle raczej prędzej, tych próśb żałowali. Jej wizje ją przerażały, z wolna wpychały w sidła szaleństwa, nie chciała do nich wracać pamięcią. Informacja, którą mu w tym momencie przekazała znaczyła z pewnością więcej, niż sam Vitalij mógł przypuszczać, ale chciała potwierdzić swój rodowód - nie nosiła tego nazwiska przypadkiem, a jego brzmienie mogło być czymś, co ułatwiłoby jej zaskarbienie sobie sympatii starszego Mulcibera. Jej ujęta w cudzysłowie rodzina cieszyła się czymś, co ktoś naiwny mógłby pomylić z szacunkiem, a co ona sama określiłaby raczej mianem ostrożnej wdzięczności.
Był Mulciberem, jej słowa nie powinny jej zdziwić - pozostała niewzruszona, choć taką nie była. Ktoś zdolny do tortur mógł przecież torturować każdego. Nie obchodzili ją mugole. Nie widziała powodów, żeby ich usuwać ani nie miała złotego serca, żeby próbować im pomagać; nie była jednak głupia i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nadchodziła wojna. Wojna, która jej powody jej nie obchodziły, a na którą obojętna pozostać nie mogła, bo niosła za sobą niebezpieczeństwo -  w tej wojnie zamierzała stanąć po stronie silniejszego i tego, który jej nie zagrażał. Subtelne pochylenie się ku zwolennikom czystej krwi nie stawiał jej na ryzykownej pozycji w przypadku zwycięstwa tych drugich, a jednocześnie nie narażał na gniew niosących tradycję - przynajmniej dotąd. Jej nazwisko było tarczą, nie musiała udowadniać swojego pochodzenia. Uchwyciła jego dłoń, delikatnie, z pomocą Vitalija wstając z wagonika i opuszczając dziecięcą atrakcję, nie obejrzała się przez ramię na wciąż poirytowane ich obecnością dzieci - poprawiła za to poły spódnicy, zaplątane przy pokonywaniu przeszkody - oraz kosmyk włosów, który wymknął się ze splotu, szarpany wiatrem, kiedy kolejka nabierała prędkości. Patyczek po wacie wyrzuciła po drodze do kubła na śmieci.
- To dość ciepłe miejsce jak na podobne przewinienie - stwierdziła, unosząc ku niemu spojrzenie zielonych tęczówek, nie chciała głośno wymawiać ani nazwy Tower ani Azkabanu. Mijały ich tłumy, a w każdym tłumie znajdowało się przynajmniej jedno niepowołane ucho. Tortura kojarzyła się z cruciatusem, a dla czarnoksiężników, którzy korzystali z tego potwornego zaklęcia - było przeznaczone tylko jedno miejsce.
- Mam powody mieć wątpliwości - przyznała, założywszy ręce na piersi; idąc dalej przed siebie, zadarła głowę wyżej. - Nie wobec ciebie - sprecyzowała, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. - Wątpliwości ogółem, coś jej grozi. Ktoś.  - Nie mówiła jednak kto, nie musiała; była jasnowidzem, a Vitalij już o tym wiedział. Nie musiała wiedzieć, kto. - Przy dziecku i bez tego trzeba mieć oczy dookoła głowy - dodała nieco lżejszym tonem, odwracając wzrok na bok.
Vasyl był jego synem, słusznie doszukiwała się u nich bliskiego pokrewieństwa - Vasyl, którego oszukała, porzuciła i przez którą siedział w pierdlu, być może nawet będąc tego świadomym. Vasyl, przed którym ukryła jego własną córkę - i, jak się okazało, prawowitą wnuczkę Vitalija. Nie mogła wiedzieć, jakie były ich relacje, ani na ile jej sekret, powierzony starszemu Mucliberowi, pozostanie bezpieczny. Zbyła więc pytanie o Lysę, obojętnie, uważając, by żaden jej gest nie zdradził mętliku w jej głowie. - Poznaliśmy się lata temu - zaczęła, z nieudawanym smutkiem w oku. - W Mantykorze - dodała, wciąż zgodnie z prawdą, dla uwiarygodnienia tej historii. - Ale straciłam z nim kontakt, kiedy trafił do Tower - lub nieco wcześniej. Bez różnicy. - Słyszałam, że go wypuszczono. Wiesz, gdzie jest dzisiaj? - Ponownie powróciła ku niemu spojrzeniem, chciała wybadać ich relacje. Musiała, żeby rozpoznać grunt, po którym stawiała kroki; wydawało jej się, że wiarygodnie nakieruje ton rozmowy na zapytanie stęsknionej dziewczyny - najbezpieczniejszą z wersji, którą mogła spróbować mu zaprezentować. Skinęła głową, skręcając w najbliższą alejkę w lewo, ciekawa, jaka spotka ich tam atrakcja.

/zt x2 -> łódki




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]03.03.18 2:17
- Nie wiem, nie ufam tym bestiom. Ostatni którego znałem, zrzucił mi patelnię na głowę. - stwierdził patrząc na pluszaka i wspominając przy tym Lulusia, bestię w różowym futerku. Ale eh, czy on dziś za dużo mówi o nieufaniu? Tak czy inaczej zaraz chętnie ruszył w kierunku kolejki, na widok której aż oczy mu się zaświeciły, a szeroki uśmiech powiększył jeszcze trochę.
Grupka oczekujących nie była wielka, za to wcześniejsza grupa akurat kończyła przejażdżkę. Ta nie trwała z resztą długo, pojazdy były na prawdę szybkie.
- Chodź na początek! - z pełnią ekscytacji pociągnął Josie do pierwszych wagoników, kiedy tylko zostali wpuszczeni na teren kolejki. Kiedy zajęli miejsca, zerknął na zabezpieczenia, uznając że skoro nikt z nich do tej pory nie wyleciał to chyba i oni dadzą radę? - Które pierwsze zacznie wrzeszczeć, stawia watę cukrową.
Zaproponował, bo i skoro czeka ich solidna porcja adrenaliny, czemu nie dodać do tego odrobiny rywalizacji? Jedno i drugie uwielbiał. Choć ta sytuacja go bawiła, w sumie to nawet miał ochotę powrzeszczeć, czemuby nie?
Zaraz z resztą ruszyli. Najpierw powoli, jakby kolejka z trudem wspinała się ku górze, dodatkowo obciążona kilkoma parami dorosłych osób. W sumie, kiedy tak powoli przesuwali się po niemal pionowo ustawionym torze, już nawet poczuł zalążek adrenaliny.
- Zawsze w takiej chwili mam wrażenie, że runiemy do tyłu. - stwierdził, kiedy zatrzymali się zaledwie na kilka sekund i było to kilka sekund przeznaczone na to, by mogli pożałować zajęcia pierwszego wagonika. Albo tym bardziej się z tego ucieszyć, w Bertiem te dwie emocje właśnie się wymieszały, a kiery niemalże runęli w dół - z tym, że do przodu - z zawrotną prędkością jadąc ku ziemi, wydał z siebie mieszaninę okrzyku i śmiechu. W sumie to śmiechu już po chwili zrobiło się więcej, kiedy ruszyli w kierunku pętli.
Trzęsło niesamowicie, kilka razy na prawdę miał wrażenie, że może jednak oboje wypadną ze swojego wagonika, jednak trzeba przyznać, były one bardzo solidne i - na całe szczęście - pilnowały ich bezpieczeństwa.
- Uwaga, troll! - zaśmiał się, kiedy już zbliżali się do głównej atrakcji kolejki.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]11.06.18 0:38
Nie mogłam już stchórzyć. Zresztą, czego mogłam się obawiać? Odpowiednio zabezpieczona kolejka jest o wiele bezpieczniejsza niż akrobacje na miotle podczas meczy. Kochałam szybkość, pęd powietrza, ogłuszające uderzenie tempa, świst w uszach, te gwałtowne zwroty… Kolejka była bezpieczniejsza, tutaj nikt się z nikim boleśnie nie zderzy, nie spadnie z miotły, a wagoniki są o wiele wygodniejsze od szybowania w powietrzu. Nie zdążyłam nawet zapewnić Bertiego, że na pewno nie runiemy w tył – widok torów, po których będzie prowadzony wagonik, zapiera mi dech w piersi. Stanowczo zbyt dawno nie latałam! Pomimo wszystkich racjonalnych argumentów dość szybko z mojego gardła ulatuje krzyk, kiedy rozpędzeni spadamy w dół. Tutaj mogę sobie na to pozwolić, zacisnąć mocno dłonie na jednej z barierek, poczuć się jak ktoś młodszy, mniej odpowiedzialny, jakby wszystkie zmartwienia zostawały za mną usunięte przez gwałtowny pęd wagonika. Stawiam watę cukrową, wiem to na pewno, kiedy krzyczę i praktycznie wtulam się w Bertiego, tak jakby zaczarowana figura trolla mogła naprawdę mnie dosięgnąć. Przejeżdżamy jeszcze przez kilka pętli, które wywołują u mnie piski połączone ze śmiechem, po czym kolejka w końcu wytaca prędkość i się zatrzymuje. Uśmiecham się szeroko do swojego towarzysza i jak gdyby nigdy nic, informuję go, że chce jeszcze raz, całkowicie zapominając, że kilkakrotnie serce nieomal wyskoczyło mi z piersi. Bertie nie ma tutaj dużo do powiedzenia, ustawiam nas ponownie na końcu kolejki, obiecując, że zasłuży sobie na więcej niż watę cukrową. Wkrótce przeżywamy całą przejażdżkę jeszcze raz, jest na tyle ekscytująca, że się nie nudzi – szalone zwroty kolejki wciąż sprawiają, że kurczowo trzymam się metalowych zabezpieczeń, chociaż nie mogę wypaść. Uderzenia adrenaliny nie pozwalają mi zmarżnąć, chociaż mroźny wiatr chlasta nas bezlitośnie, w efekcie po dwóch przejażdżach mam zaróżowione policzki i rozwiane włosy.
Kupuję watę cukrową, Bertie, który dzielnie wysłuchiwał moich wrzasków stanowczo sobie na nią zasłużył. Dodatkowo grzane wino ma nas rozgrzać, a czekoladowe żaby, kajmakowe eklerki i popiskujące cukrowe myszy i Musy-Świstusy mają osłodzić nam wieczór. Wędrując od atrakcji do atrakcji czuję się lekko niczym piórko, może to jeszcze lewitacyjny efekt musów, chociaż radosne towarzystwo Bertiego ma na pewno większy wpływ. Mówię nieprzerwanie, opowiadając o całkowitych błahostkach, jakby wszystkie inne problemy nie istniały. Choć bardzo nie chcę wracać do codzienności, dzień pomału się kończy. - Fajerwerki wyglądałby teraz ślicznie – rzucam nieśmiałą propozycję, by udać się jeszcze na diabelski młyn urozmaicony sztucznymi ogniami zanim będziemy musieli wrócić do rzeczywistości.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]08.07.18 21:37
Kolejka pomaga dosłownie oderwać się od wszystkiego. Odrywa ich od ziemi i wyrzuca w przestrzeń, zarzuca nimi, chwilami odrobinę boleśnie, jednak nikomu nie dzieje się krzywda. Bertie obejmuje Josie, choć sam krzyczy na przemian ze śmiechem, krzyk jest wyrazem uwalnianych emocji, ma w sobie coś przyjemnego, swobodnego, bo i przy Josie Bertie nie musi się przecież krępować. Bott śmieje się wesoło jak to on i przez chwilę lata, trochę jest głupkowatym sobą, rozgląda się, nie widząc ewentualnego zagrożenia, wgapia się w maczugę trolla z fascynacją chłopca. Trochę jest też rycerzem, obejmuje przyjaciółkę, choć to tylko zabawa, jednak chce żeby i ona czuła się bezpiecznie, poza tym to trochę odruch, Josie wyzwala w nim czułe odruchy, zawsze wydawała mu się dość delikatna.
Mimo to to właśnie ona ciągnie go na kolejkę drugi raz i ponownie krzyczą i śmieją się na przemian, lub oba na raz w tej samej chwili, znowu nimi zarzuca i na koniec przez chwilę kiedy wysiadają z kolejki to się wydaje strasznie dziwne, że teraz stoją na ziemi i że to jest stan naturalny.
Ruszają jednak dalej, a Josie zaopatrza ich w słodycze, ładują część do toreb żeby nic nie pogubić, najważniejszy jest grzaniec - pyszny, ciepły, słodki, o korzennym zapachu i posmaku, doskonały.
- Mhmm, to może być fajne. - zaraz Bertie kiwa głową, Młyn to dobre podsumowanie pełnego emocji i śmiechu dnia. Uspokoją się na sam koniec, odetchną i popatrzą na wszystko z góry. - A fajerwerki zawsze można wyczarować.
Może to i niebezpieczne, może i głupie, Bertie nieznosi w tej chwili anomalii, choć przecież nie mogą bać się korzystać z magii tak w pełni. Trudno w pełni ignorować niebezpieczeństwo, jednak nie mogą porzucić czarów, szczególnie że coraz częściej są one potrzebne w chwili zagrożenia.
Ustawiają się zaraz w kolejce, w wagoniku mogą dalej jeść słodycze, grzańce nadal są ciepłe, bo i naczynia w których się je sprzedaje to zapewniają. Dookoła jest już ciemno, a atrakcje wesołego miasteczka są ładnie oświetlone.
- Musimy częściej tak wychodzić. - uśmiech Bertiego się praktycznie nie zmienia i prawie nigdy nie znika - jak i wieczna potrzeba odrywania się od rzeczywistości w kierunku rzeczywistości innej, którą on sam sobie koloruje.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kolejka goblinów Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]08.07.18 22:43
Wydawałoby się, że przyszliśmy tutaj zaledwie chwilę temu, a zwyczajowo letnie dni przyjemnie się dłużą, to dziś słońce znika stanowczo zbyt szybko za konarami drzew. Światła wesołego miasteczka wyróżniają się w zapadającej ciemności, stwarzając nieodparty urok. Tkwimy w tym malowniczym świecie, z daleka od rzeczywistości, jakby kręcące się karuzele porwały nas do innego świata. - Dziękuję... Potrzebowałam tego jak eliksiru pieprzowego podczas przeziębienia – może to mało urocza metafora, ale chcę, by wiedział jak te spotkania na mnie działają i są dla mnie niezbędne; kilka chwil z Bottem każdego postawiłoby na nogi, rozpiechrzając pochmurne myśli, usuwając w dal niechciane wspomnienia, sprawiając, że znów jestem sobą, tą, o której zapominam, gdy spoglądam na otaczający nas na codzień świat. Bertie jest oderwaniem od tego wszystkiego, a swoim podejściem przypomina mi, jak powinno być.
Wciąż trochę wiruje mi w głowie po podwójnych szaleństwach na kolejce – choć momentami było naprawdę strasznie, przez co jeszcze bardziej wtulałam się w ramiona swojego towarzysza, to na pewno nie chciałabym tego zapomnieć. Przesadzamy ze słodyczami, które przejemy może do końca miesiąca, jeśli odpowiednio się postaramy. Jednak jak tu odmówić tym wszystkim zachęcającym i coraz to bardziej wymyślnym słodkościom? Diabelski młyn jest niesamowity, lśni zachęcająco przyzywając chętnych na spokojniejszą przejażdżkę. Wpycham do ust musa-świsusa, mając nadzieję, że nie odlecę z karuzeli. Mnóstwo słodyczy i świetne towarzystwo, nic więcej mi nie potrzeba. - Słyszałam, że po zjedzeniu dwóch tuzinów w niecałe trzy minuty, na prawdę można latać – śmieje się jednocześnie rzucając nam nieme wyzwanie na przetestowanie tej szalonej teorii. Wkrótce kończymy z bólem głowy po zjedzeniu w zbyt szybkim tempie zbyt dużej ilości mrożonych kuleczek. Z latania oczywiście niewiele wychodzi, ale pomarzyć zawsze można. Spędzamy jeszcze kilka niezapomnianych chwil w wesołym miasteczku, a gdy obsługa wygania nas z atrakcji pozwalam odprowadzić się do domu. Oczywiście okrężną drogą.

| zt x2



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]03.08.18 13:10
Jedną z tych niewielu rzeczy, do których Rufus nie posiadał naturalnego daru, było obcowanie z dziećmi – dziećmi, które krzyczą, szarpią, są nieobliczalne i nie znają słowa nie. Niestety nie był również asertywny, więc gdy Anthony zrzucił na niego obowiązek opieki nad kuzynem, zgodził się od razu nie do końca świadom, z czym to się wiąże. Nie znał też Hugh zbyt dobrze, ponieważ z rzadka bywał w Puddlemere, ale to nie stało na przeszkodzie, aby podjąć kolejne wyzwanie! W końcu to jego daleki krewny, syn brata ojca syna siostry jego ojca, nie? Na pewno nikt nie będzie miał Anthony'emu za złe, że zrzucił obowiązek na lorda Longbottoma, bliskiego krewnego rodziny Macmillian, tak bliskiego, że zwać by się mógł równie dobrze Macmillianem, gdyby nabrał trochę więcej buńczuczności! Dlatego też podjął się obowiązku, który na niego spadł, obowiązku opieki nad Hughem, który... no tak, zniknął mu z oczu. Znowu. Cóż za niespodzianka.
-NIE HUGH, musiałbym zjechać z tobą, jesteś za mały – w końcu dostrzegł go, stojącego w kolejce do kolejki goblinów i zanim do niego dotarł, już zaczął zdzierać sobie gardło, żeby przekrzyczeć otaczający ich tłum ludzi. Anthony w końcu by go zabił, gdyby dzieciak wypadł mu z kolejki? Rufus był tego niemal pewny. Ej, swoją drogą czy ten młody nie miał na imię Hether? Hugh, Hether, co za różnica, może nie zauważył – NIE MA MOWY– dodał na końcu, nadal próbując przekrzyknąć harmider. Próbował brzmieć absolutnie poważnie i groźnie, zmarszczył również brwi, bo wyczytał gdzieś, że dzieci postrzegają taki wyraz twarzy jako zdenerwowanie i się go boją. Ale czy chciał, żeby Hether się go bał? Niezdecydowany, uśmiechnął się, ale za moment zrozumiał, że to nie jest byt dobra taktyka, żeby pokazać Macmillianowi, kto tu rządzi, a nie ma wątpliwości, że to ON tu rządził! Longbottom, to znaczy. To oczywiste. Dlatego znów postanowił być groźny i zły i między jego brwiami pojawiła się bruzda oznaczająca coś na wzór zirytowania, smutku czy zdenerwowania. Nie mógł się zdecydować.
Rufus Longbottom
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6317-rufus-longbottom https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6390-rufus-longbottom#162493
Re: Kolejka goblinów [odnośnik]03.08.18 20:49
22 Lipca?
To czy Rufus miał dar czy nie, było dla małego Macmillana całkowicie obojętne. Najważniejsze było to, że zabrał go do wesołego miasteczka. Długo już nudził o tę wycieczkę, nie dawał nikomu żyć w Puddlemere, aż w końcu Anthony się zgodził, że zabierze młodego. Pewnie tak na odczep się. Dopiero później się zorientował co obiecał i komu. Na szczęście dla niego napatoczył się pod rękę Longbottom, który nie wiedział w co się ładuje i ochoczo zgodził się wziąć młodego na wycieczkę. Powinien sobie przecież poradzić z nadpobudliwym małym czarodziejem rozsiewającym dookoła różne anomalie. W końcu był aurorem, nie? To nie powinno być takie ciężkie dla niego. Heath powinien być pod dobrą opieką, a pewnie taką nadzieję miał Anthony.
Miejmy nadzieję, że podejdzie do tego jak do wyzwania, bo Heath szalał jak pijany zając w kapuście. Gdy tylko weszli do parku rozrywki pognał w stronę kolejki o której kiedyś słyszał. Musiał się nią przejechać i już! Po drodze skręcił w złą stronę, więc chwilę trwało zanim tam dotarł.
-Nie jestem Hugh! Tylko Heath - odkrzyknął od razu robiąc nieco naburmuszoną minę. Mógłby się już nauczyć jak ma na imię. Może dla rewanżu zacznie nazywać go Russellem?- To zjedź ze mną- zaproponował od razu. Problem rozwiązany.
Groźne miny czarodzieja nie robiły na nim specjalnego wrażenia. Można powiedzieć, że już się na nie uodpornił. Za to zdziwił się nagłą zmianą na twarzy Rufusa, uśmiechał się potem znowu się wykrzywił. Dziwne.
-Boli Cię brzuch? Czy ząb? - zapytał zdziwiony. Zupełnie nie zrozumiał tego co chciał zaakcentować auror swoją miną. Na szczęście ten nie musiał się specjalnie tłumaczyć, bo po chwili jego uwagę całkowicie zajęły przejeżdżające obok wagoniki i zupełnie zapomniał o dziwacznej mimice Rufusa.
-Zjedziesz ze mną prawda? - dopytywał podskakując w miejscu jak piłka. W pewnym momencie jednak się zatrzymał i spojrzał poważnie na Longbottoma.
-Chyba się nie boisz, co? -zapytał jeszcze patrząc podejrzliwie na Rufusa.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Kolejka goblinów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach