Kolejka goblinów
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kolejka goblinów
Innowacyjna konstrukcja ponoć będąca projektem stworzonym przez gobliny, ponoć inspirowana wagonikami znajdującymi się w tunelach pod bankiem Gringotta; wysoka kolejka w tę i nazad, do nieba i pod ziemie, zawija jak spirala, pokonuje ognistą obręcz, mija trolla uderzającego maczugą tuż za przejeżdżającym wagonikiem, a wszystko to z prędkością - jeśli wierzyć organizatorom - trzykrotnie szybszą od prędkości najnowszego modelu profesjonalnej miotły. Wagoniki wydają się całkowicie bezpieczne, obłożone zaklęciami ochronnymi, które uniemożliwiają wypadnięcie. Tylko dla miłośników mocnych wrażeń!
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:02, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Jaka dziwna mimika twarzy? Phi, młody ma szczęście, że Longbottom nie słyszy jego myśli, bo dostałby zaraz po klapsie i na resztę wycieczki poszedł na karuzele dla pięciolatków. A, no tak, on ma pięć lat właśnie i powinien jeździć na takich karuzelach, ale Rufus bez przerwy zapomina, że ma do czynienia z Macmillianem, a nie jakimś PRAWDZIWYM i DOBRZE wychowanym lordem.
-Nie, wszystko w porządku - odburknął, jakiś taki jakby obrażony, a usłyszawszy kolejne oskarżenie, rozgotował się wewnątrz i gdyby nie wizja, jak Macmillian robi mu z rzyci Białą Wywernę, wsadziłby młodego na kolejkę, kupił karmelizowany popcorn, zająć miejsce na trybunach i czekał aż młody wypadnie z kolejki. Kto wie?, może nauczyłby się latać? - Oczywiście, że nie - obruszył się. Nie bał się, absolutnie, gdyby Hugh wiedział, z kim ma do czynienia, z pewnością nie odważyłby się nawet tak pomyśleć! Rufus postanowił go uświadomić o wadze tego spotkania, bo Hugh (albo Heath, jakoś tak) nie zdawał sobie sprawy z tego, że stoi naprzeciwko przyszłego Szefa Biura Aurorów, krewnego Ministra Magii, dziedzica rodu Longbottom i prawdziwego walecznego lwa. Wyzwałby go na pojedynek, gdyby był godnym przeciwnikiem, miał jednak pięć lat i nigdy nie trzymał w ręku różdżki, a choć Macmillian dumny był jak nieopierzony paw, zwycięstwo z nim nie przyniosłoby Rufusowi chwały i zaszczytów - Słuchaj... młody - rzekł doświadczony Rufus Longbotton, długowieczny czarodziej i duma swego rodu, jego dłoń spoczęła na ramieniu chłopca, a głos nieznacznie się obniżył i nabrał ton wzniosły, jakby zaraz paść miały wielkie słowa - Jestem Longbottomem, musisz wiedzieć, że ja niczego się nie boję, NICZEGO - podkreślił słusznie - ale to absolutnie niczego, musisz to wiedzieć. Taka atrakcja nie robi na mnie żadnego wrażenia - prawda jednak jest taka, drogi lordzie, że gdy rzuca się wyzwanie Longbottomowi... - Dlatego przejadę przez tę kolejkę i zobaczysz, powieka mi nawet nie drgnie - ...on zawsze podnosi rękawicę.
-Nie, wszystko w porządku - odburknął, jakiś taki jakby obrażony, a usłyszawszy kolejne oskarżenie, rozgotował się wewnątrz i gdyby nie wizja, jak Macmillian robi mu z rzyci Białą Wywernę, wsadziłby młodego na kolejkę, kupił karmelizowany popcorn, zająć miejsce na trybunach i czekał aż młody wypadnie z kolejki. Kto wie?, może nauczyłby się latać? - Oczywiście, że nie - obruszył się. Nie bał się, absolutnie, gdyby Hugh wiedział, z kim ma do czynienia, z pewnością nie odważyłby się nawet tak pomyśleć! Rufus postanowił go uświadomić o wadze tego spotkania, bo Hugh (albo Heath, jakoś tak) nie zdawał sobie sprawy z tego, że stoi naprzeciwko przyszłego Szefa Biura Aurorów, krewnego Ministra Magii, dziedzica rodu Longbottom i prawdziwego walecznego lwa. Wyzwałby go na pojedynek, gdyby był godnym przeciwnikiem, miał jednak pięć lat i nigdy nie trzymał w ręku różdżki, a choć Macmillian dumny był jak nieopierzony paw, zwycięstwo z nim nie przyniosłoby Rufusowi chwały i zaszczytów - Słuchaj... młody - rzekł doświadczony Rufus Longbotton, długowieczny czarodziej i duma swego rodu, jego dłoń spoczęła na ramieniu chłopca, a głos nieznacznie się obniżył i nabrał ton wzniosły, jakby zaraz paść miały wielkie słowa - Jestem Longbottomem, musisz wiedzieć, że ja niczego się nie boję, NICZEGO - podkreślił słusznie - ale to absolutnie niczego, musisz to wiedzieć. Taka atrakcja nie robi na mnie żadnego wrażenia - prawda jednak jest taka, drogi lordzie, że gdy rzuca się wyzwanie Longbottomowi... - Dlatego przejadę przez tę kolejkę i zobaczysz, powieka mi nawet nie drgnie - ...on zawsze podnosi rękawicę.
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
O ile w ogóle by go zmusił do jazdy na karuzelach dla pięciolatków. Gdyby tak się wydarzyło, to Heath najprawdopodobniej od razu by mu czmychnął sprzed nosa i resztę dnia Rufus by spędził szukając małego nadpobudliwego Macmillana, a tak jeszcze mieli szansę w miarę miło spędzić dzień. No, a przynajmniej Rufus miał szansę. Swoją drogą to Macmillanowie byli PRAWDZIWYMI Lordami, a nie jakimiś zmanieryzowanymi paniczykami. No, a przynajmniej w ich mniemaniu.
-Na pewno? - dopytał jeszcze. Nie był zbyt przekonany, ale faktycznie Rufus przestał stroić dziwne miny więc chyba wszystko było już w porządeczku.
Zobaczmy czy ten przyszły szef biura aurorów poradzi sobie z ruchliwym pięciolatkiem. Zresztą skoro mają się już prześcigac o tytuły to mały Macmillan wcale nie miał mniejszych ambicji od Rufusa. Wymyślił sobie przecież, że w przyszłości będzie najlepszym obrońcą na świecie. Pojedynek na różdżki faktycznie nie miał sensu skoro Heath nawet takowej nie posiadał, ale jeśli Rufus lubił wyzwania to powinni się kiedyś zmierzyć w locie na miotłach. Tutaj wygrana starszego czarodzieja wcale nie byłaby taka pewna. Szczególnie, że Anthony już przegrał z młodym wyścig na miotłach.
Przemowa Longbottoma nie zrobiła na małym lordzie zbyt dużego wrażenia. Wszystko okaże się na kolejce.
-Aha... zobaczymy na kolejce- stwierdził tylko - próbujesz przekonać siebie samego? - dorzucił jeszcze. Gdyby powiedział raz, że niczego się nie boi to może by mu uwierzył, ale zdaje się, że Longbottom powiedział to ze trzy razy w inny sposób, a to już było trochę podejrzane.
-A jak Ci drgnie... to stawiasz paczkę musów świstusów i obiecasz, że przyjdziesz do Puddlemere polatać- Heath postanowił od razu wykorzystać sytuację. Może nawet chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie kolejka zaczęła się ruszać. Widać puste wagoniki przyjechały zabrać następnych gości.
-Patrz!- prawie podskakiwał w miejscu- pojedziemy razem z następną turą. - przed nimi było zaledwie z pięć osób, więc wszystko wskazywało, że będzie właśnie tak jak mówi Heath i już wkrótce czeka ich szalona przejażdżka kolejką goblinów.
-Na pewno? - dopytał jeszcze. Nie był zbyt przekonany, ale faktycznie Rufus przestał stroić dziwne miny więc chyba wszystko było już w porządeczku.
Zobaczmy czy ten przyszły szef biura aurorów poradzi sobie z ruchliwym pięciolatkiem. Zresztą skoro mają się już prześcigac o tytuły to mały Macmillan wcale nie miał mniejszych ambicji od Rufusa. Wymyślił sobie przecież, że w przyszłości będzie najlepszym obrońcą na świecie. Pojedynek na różdżki faktycznie nie miał sensu skoro Heath nawet takowej nie posiadał, ale jeśli Rufus lubił wyzwania to powinni się kiedyś zmierzyć w locie na miotłach. Tutaj wygrana starszego czarodzieja wcale nie byłaby taka pewna. Szczególnie, że Anthony już przegrał z młodym wyścig na miotłach.
Przemowa Longbottoma nie zrobiła na małym lordzie zbyt dużego wrażenia. Wszystko okaże się na kolejce.
-Aha... zobaczymy na kolejce- stwierdził tylko - próbujesz przekonać siebie samego? - dorzucił jeszcze. Gdyby powiedział raz, że niczego się nie boi to może by mu uwierzył, ale zdaje się, że Longbottom powiedział to ze trzy razy w inny sposób, a to już było trochę podejrzane.
-A jak Ci drgnie... to stawiasz paczkę musów świstusów i obiecasz, że przyjdziesz do Puddlemere polatać- Heath postanowił od razu wykorzystać sytuację. Może nawet chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie kolejka zaczęła się ruszać. Widać puste wagoniki przyjechały zabrać następnych gości.
-Patrz!- prawie podskakiwał w miejscu- pojedziemy razem z następną turą. - przed nimi było zaledwie z pięć osób, więc wszystko wskazywało, że będzie właśnie tak jak mówi Heath i już wkrótce czeka ich szalona przejażdżka kolejką goblinów.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Zobaczymy na kolejce - rzekł Hugh błędnie sądząc, że robi to na Longbottomie jakiekolwiek wrażenie. Nie robiło żadnego, nieraz słyszał podobne wyzywające stwierdzenia od chłopców, którzy chcieliby być mężami. Macmillianowi do mężczyzny było jeszcze daleko, brakowało mu sporo centymetrów i grama powagi oraz przede wszystkim rozsądku. Rufusowi również, jak widać, bo podjął się misji samobójczej w imię ratunku swojego honoru - i dlaczego to wszystko? Aby udowodnić temu niewyrośniętemu lordowi, że się m y l i i szanowny Rufus Longbottom nie zadrży przed niczym. Nawet przed gniewem Toniego, kiedy wskazany jegomość dowie się o tym, że jego bratanek (chyba bratanek?) wypadł z kolejki. Cóż za nieszczęśliwy wypadek, i pomyśleć, że na miejscu tragedii znajdował się jakiś dorosły.
-Nikogo nie muszę przekonywać - odparł z rozbawieniem, pusząc się i lśniąc w blasku swej odwagi i chwały, z brodą uniesioną do góry i spojrzeniem z lekka skierowanym w stronę chłopca. Absolutnie pewny siebie, nonszalancki, z cierpliwością naładowaną do maksimum, ruszył w stronę barierek - Ale wiesz... - zaczął nagle, ostrożnie i niemal podejrzliwie - że to metafora? I tak naprawdę będę... mrugać - to raczej naturalne, takie mruganie. Młody o tym wiedział, prawda? I Rufus Longbottom nie przyjął wyzwania z góry skazanego na jego przegraną? Nagle zaczął się zastanawiać, czy wyjdzie mu to na dobre czy wręcz przeciwnie i obawiał się, że czeka go porażająca klęska - Dzień dobry - przywitał się z obsługą kolejki z szerokim, zniewalającym uśmiechem godnym pojawienia się na samej okładki magazynu Czarownica - Niech mnie Panowie utwierdzą - młody może jechać, prawda? Ma dopiero pięć lat, trochę się boję, że stanie mu się krzywda - Oczywiście! - Aha - nie miał nic więcej do powiedzenia.
-Nikogo nie muszę przekonywać - odparł z rozbawieniem, pusząc się i lśniąc w blasku swej odwagi i chwały, z brodą uniesioną do góry i spojrzeniem z lekka skierowanym w stronę chłopca. Absolutnie pewny siebie, nonszalancki, z cierpliwością naładowaną do maksimum, ruszył w stronę barierek - Ale wiesz... - zaczął nagle, ostrożnie i niemal podejrzliwie - że to metafora? I tak naprawdę będę... mrugać - to raczej naturalne, takie mruganie. Młody o tym wiedział, prawda? I Rufus Longbottom nie przyjął wyzwania z góry skazanego na jego przegraną? Nagle zaczął się zastanawiać, czy wyjdzie mu to na dobre czy wręcz przeciwnie i obawiał się, że czeka go porażająca klęska - Dzień dobry - przywitał się z obsługą kolejki z szerokim, zniewalającym uśmiechem godnym pojawienia się na samej okładki magazynu Czarownica - Niech mnie Panowie utwierdzą - młody może jechać, prawda? Ma dopiero pięć lat, trochę się boję, że stanie mu się krzywda - Oczywiście! - Aha - nie miał nic więcej do powiedzenia.
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy Rufus trochę nie przesadzał? Byli w Wesołym Miasteczku, mógłby wrzucić na luz i bawić się równie dobrze co Heath. A tak to prawie nie było różnicy czy byłby z nim czy z guwernantką. No, dobra. W sumie z Longbottomem mógł się trochę przekomarzać i zakładać. To mimo wszystko jego towarzystwo było nieco lepsze niż opiekunki.
Heath popatrzył z ukosa gdy czarodziej się zastrzegał, że z tym mruganiem to była tylko taka metafora. Co prawda słowo ‘metafora’ było zbyt trudne dla pięciolatka i chłopiec go nie znał, ale domyślał się, że Rufus nie powiedział tego na poważnie. Przez chwilę miał ochotę upierać się, że przecież wcześniej mówił co innego, ale w sumie co to byłaby za zabawa gdyby Longbottom już na starcie był na przegranej pozycji?
-No pewnie, że możesz mrugać- zgodził się łaskawie. – Nie możesz się drzeć jak baba, mdleć – spojrzał szybko na trasę kolejki i dodał jeszcze jeden warunek- No i nie możesz zwymiotować po zejściu z kolejki. – spojrzał pytająco na Rufusa, jakby czekając na potwierdzenie czy chłopak akceptuje takie warunki.
-Myślisz, że na kolejce mają aparat? Można by wtedy po wszystkim sprawdzić jaką miałeś minę w trakcie jazdy- wyszczerzył zęby w uśmiechu. Może i chciał coś jeszcze dodać, ale kolejka znów ruszyła. Gdy przechodzili Rufus oczywiście musiał zapytać, czy młody może jechać. W tym momencie mały Macmillan tylko przewrócił oczami. W końcu gdyby nie mógł raczej ktoś by się przyczepił, nie? No i czego się tak boi, że co? Że wypadnie? Na sto procent kolejka jest obłożona różnymi zaklęciami zabezpieczającymi, żeby tak się nie stało. Chyba żadne wesołe miasteczko nie chciało mordować swoich gości, nie?
-No chooodź – mruknął tylko w kierunku chłopaka i pociągnął go w stronę wolnego wagonika. Heath szybko wskoczył do środka i usadowił się na miejscu. Gdy i Longbottom zrobił to samo wagonik powoli ruszył. Najpierw spokojnie pod górę.
-Czad!- stwierdził Heath podekscytowany gdy wznosili się coraz wyżej i wyżej.
Heath popatrzył z ukosa gdy czarodziej się zastrzegał, że z tym mruganiem to była tylko taka metafora. Co prawda słowo ‘metafora’ było zbyt trudne dla pięciolatka i chłopiec go nie znał, ale domyślał się, że Rufus nie powiedział tego na poważnie. Przez chwilę miał ochotę upierać się, że przecież wcześniej mówił co innego, ale w sumie co to byłaby za zabawa gdyby Longbottom już na starcie był na przegranej pozycji?
-No pewnie, że możesz mrugać- zgodził się łaskawie. – Nie możesz się drzeć jak baba, mdleć – spojrzał szybko na trasę kolejki i dodał jeszcze jeden warunek- No i nie możesz zwymiotować po zejściu z kolejki. – spojrzał pytająco na Rufusa, jakby czekając na potwierdzenie czy chłopak akceptuje takie warunki.
-Myślisz, że na kolejce mają aparat? Można by wtedy po wszystkim sprawdzić jaką miałeś minę w trakcie jazdy- wyszczerzył zęby w uśmiechu. Może i chciał coś jeszcze dodać, ale kolejka znów ruszyła. Gdy przechodzili Rufus oczywiście musiał zapytać, czy młody może jechać. W tym momencie mały Macmillan tylko przewrócił oczami. W końcu gdyby nie mógł raczej ktoś by się przyczepił, nie? No i czego się tak boi, że co? Że wypadnie? Na sto procent kolejka jest obłożona różnymi zaklęciami zabezpieczającymi, żeby tak się nie stało. Chyba żadne wesołe miasteczko nie chciało mordować swoich gości, nie?
-No chooodź – mruknął tylko w kierunku chłopaka i pociągnął go w stronę wolnego wagonika. Heath szybko wskoczył do środka i usadowił się na miejscu. Gdy i Longbottom zrobił to samo wagonik powoli ruszył. Najpierw spokojnie pod górę.
-Czad!- stwierdził Heath podekscytowany gdy wznosili się coraz wyżej i wyżej.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
-W porządku! - zgodził się na warunki umowy, krzyczeć raczej nie zamierzał, może jedynie całkiem dobrze się bawić. Do zawarcia układu brakowało jedynie uściśnięcia dłoni, ale nie było sensu tego formalizować. Oczywiście młody i tak dostanie swoje wymarzone słodycze, nawet jeśli Longbottom wygra ten honorowy pojedynek (a wszyscy wiemy, że tak się stanie!). Wsiedli na kolejkę, ruszyli na samą górę, Rufus taki trochę spięty, nadal jakby drżąc przed tym, że Heath mógłby wypaść, a wolałby tego uniknąć. Obowiązki nie były jego najmocniejszą stroną, raczej ich unikał, a może po prostu obawiał się dzieci? Czarnoksiężnicy wydawali się bardziej przewidywalni niż młodzi lordowie, a jego nowy towarzysz był idealnym przykładem takiego zjawiska. Jechali więc kolejką, w międzyczasie młody kichnął, ale chwilę po tym wagoniki szarpnęły i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ruszyły w szaleńczą pogoń po zaczarowanych szynach. Kilka chwil potem oboje, z nieco rozczochranymi fryzurami i mordami wyszczerzonymi w jakieś dziwaczne uśmiechy, wysiedli z kolejki.
-O, patrz Heath, wiatr ci porwał ząb podczas przejażdżki? - gdy już dostali zdjęcia, Rufus nie mógł powstrzymać się przed tym komentarzem pełnym polotu i elegancji, i pożartować w ubytków w uzębieniu młodego lorda, który podczas jazdy tak się szczerzył, jakby chciał nałapać do buzi wszystkie muchy w Wesołym Miasteczku - To gdzie chcesz teraz iść?
[zt] -> gdzie Heath poniesie
-O, patrz Heath, wiatr ci porwał ząb podczas przejażdżki? - gdy już dostali zdjęcia, Rufus nie mógł powstrzymać się przed tym komentarzem pełnym polotu i elegancji, i pożartować w ubytków w uzębieniu młodego lorda, który podczas jazdy tak się szczerzył, jakby chciał nałapać do buzi wszystkie muchy w Wesołym Miasteczku - To gdzie chcesz teraz iść?
[zt] -> gdzie Heath poniesie
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chłopiec nie przejął się zbytnio kichnięciem. Jemu i Rufusowi nic się nie stało, więc chyba to był po prostu zwyczajny, swędzący nos. Na wszelki wypadek pomacał ręką czy nie zrobił mu się świński ryjek. Wszystko wyglądało ok, kuli ognia nie było. Nie ma się czym przejmować.
Gdy wyjechali na samą górę Heath zdążył jeszcze spojrzeć w dół zanim wagoniki ruszyły z kopyta. To było ekstra! Heath podczas tej szalonej jazdy wył jak opętany i to wcale nie ze strachu. Gdy przejażdżka się skończyła Heath prawie wyskoczył z wagonika i zaczął hasać radośnie wokół Longbottoma.
-To było super! – trochę głośno krzyczał, bo jeszcze słyszał w uszach wizg wiatru i wydawało mu się, że jest strasznie głośno. Już miał zaproponować, żeby przejechać się jeszcze raz, ale w międzyczasie kolejka do atrakcji znacznie się wydłużyła. Głupio byłoby tak stać gdy można było spróbować czegoś innego. Zresztą, Heath nie był chłopcem zdolnym do dłuższego czekania. No, ale to nie było dla nikogo żadne odkrycie.
W sumie to Rufus zrobił na nim wrażenie. Faktycznie się nie bał, widać nie był tylko mocny w gębie jak na początku wydawało się Heathowi. No i wygrał zakład. Trochę szkoda, że się nie udało. Mały Macmillan był wybitnie łasy na musy-świstusy. No nie tylko na nie, na wszelkie inne słodycze też. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że chłopaki mają szansę się polubić.
Słysząc uwagę o swoich dodatkowych brakach w uzębieniu, zaczął ręką trochę nerwowo szukać dodatkowej dziury. Dopiero po chwili zerknął podejrzliwie na swojego towarzysza i zorientował się, że ten sobie robi po prostu z niego jaja.
-Hympf – prychnął zostawiając swoje uzębienie w świętym spokoju – moje przynajmniej odrosną! – rzucił trochę zły, że dał się tak łatwo wpuścić w maliny. – Uważaj na swoje śliczne ząbki, bo już więcej kompletów nie masz – burknął jeszcze. Boczył się może całe pięć minut. Potem wszystko wyleciało mu z głowy, bo mieli wybrać kolejną atrakcję. W sumie to mogli sobie zrobić małą przerwę od szalonej jazdy.
-Chcę zobaczyć jak napełniasz dzbany! – zakomenderował i pognał w stronę konkurencji z dzbankami.
/Zt Tutaj
Gdy wyjechali na samą górę Heath zdążył jeszcze spojrzeć w dół zanim wagoniki ruszyły z kopyta. To było ekstra! Heath podczas tej szalonej jazdy wył jak opętany i to wcale nie ze strachu. Gdy przejażdżka się skończyła Heath prawie wyskoczył z wagonika i zaczął hasać radośnie wokół Longbottoma.
-To było super! – trochę głośno krzyczał, bo jeszcze słyszał w uszach wizg wiatru i wydawało mu się, że jest strasznie głośno. Już miał zaproponować, żeby przejechać się jeszcze raz, ale w międzyczasie kolejka do atrakcji znacznie się wydłużyła. Głupio byłoby tak stać gdy można było spróbować czegoś innego. Zresztą, Heath nie był chłopcem zdolnym do dłuższego czekania. No, ale to nie było dla nikogo żadne odkrycie.
W sumie to Rufus zrobił na nim wrażenie. Faktycznie się nie bał, widać nie był tylko mocny w gębie jak na początku wydawało się Heathowi. No i wygrał zakład. Trochę szkoda, że się nie udało. Mały Macmillan był wybitnie łasy na musy-świstusy. No nie tylko na nie, na wszelkie inne słodycze też. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że chłopaki mają szansę się polubić.
Słysząc uwagę o swoich dodatkowych brakach w uzębieniu, zaczął ręką trochę nerwowo szukać dodatkowej dziury. Dopiero po chwili zerknął podejrzliwie na swojego towarzysza i zorientował się, że ten sobie robi po prostu z niego jaja.
-Hympf – prychnął zostawiając swoje uzębienie w świętym spokoju – moje przynajmniej odrosną! – rzucił trochę zły, że dał się tak łatwo wpuścić w maliny. – Uważaj na swoje śliczne ząbki, bo już więcej kompletów nie masz – burknął jeszcze. Boczył się może całe pięć minut. Potem wszystko wyleciało mu z głowy, bo mieli wybrać kolejną atrakcję. W sumie to mogli sobie zrobić małą przerwę od szalonej jazdy.
-Chcę zobaczyć jak napełniasz dzbany! – zakomenderował i pognał w stronę konkurencji z dzbankami.
/Zt Tutaj
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 07.08.18 13:41, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
30.03
Obracała list w palcach, stojąc pod kolejką, na której nie wypadało może jeździć samotnym pannom. Na szczęście, była już wdową i nie musiała wszędzie chodzić z przyzwoitką.
Korciło ją, by odpisać na list w siarczystych słowach, by cisnąć go do ognia, albo by nie przyjść i wysłać służkę Marillę do obserwowania miny wystawionego Francisa. Lord Lestrange zaintrygował ją jednak, tym bardziej, że nie miała pojęcia, co miałby jej pokazywać na szalonej (jak słyszała) kolejce goblinów. Tutaj, w podziemiach, też znajdowały się jakieś sale "Wenus"? Wygrała więc ciekawość.
Umalowała usta burgundową szminką, pociągnęła powieki czarną kreską i rozpuściła włosy. Popołudnie było nieco chłodne, więc opatuliła się czarnym, koronkowym szalem, który zamierzała zsunąć z ramion w odpowiednim momencie. Ubrała gorset i ciemną suknię z głębokim wycięciem na dekolcie.
Przybyła na miejsce odrobinę spóźniona, tak jak damie wypadało. Powitała lorda Lestrange krótkim skinieniem głowy i uniesieniem brwi, a potem podsunęła mu rączkę do pocałowania.
-No proszę, doszedł lord do jakiś wniosków. Lepiej późno niż później, słyszałam, że to dobrze, gdy mężczyzna... powoli do czegoś dochodzi. - uśmiechnęła się słodko, spoglądając na niego spod długich rzęs.
Przed laty temu wzięła go za prostego prymitywa, dzieciaka w drogim stroju i o arystokratycznym nazwisku, niechętnego stabilizacji i bez ambicji. Teraz poznała już gorycz odtrącenia, a idealny kandydat na męża rozwiał jej złudzenia. Narastał w niej bunt wobec sztywnych tradycji arystokracji. Beztroska Francisa stanowiła doskonałe (choć tylko tymczasowe) remedium na narastające zgorzknienie i nudę Isabelle.
-Więc? Co planujesz mi tutaj pokazać? - zagaiła, nawijając kosmyk włosów na palec i ciekawsko zerkając w stronę wejścia do kolejki.
-Tym zajmują się duzi chłopcy, gdy wyrosną z wesołego miasteczka dla dzieci? - uśmiechnęła się szeroko, nieco rozbawiona perspektywą Francisa w wagoniku. Przynajmniej jego... upodobania były mniej dziecinne niż walka o prawa mugoli i porzucanie żony dla egzotycznych smoków.
-Podobno te wagoniki jadą bardzo szybko? Co jeśli będę... krzyczeć? - zapytała, przygryzając lekko pełną wargę i zniżając głos.
Obracała list w palcach, stojąc pod kolejką, na której nie wypadało może jeździć samotnym pannom. Na szczęście, była już wdową i nie musiała wszędzie chodzić z przyzwoitką.
Korciło ją, by odpisać na list w siarczystych słowach, by cisnąć go do ognia, albo by nie przyjść i wysłać służkę Marillę do obserwowania miny wystawionego Francisa. Lord Lestrange zaintrygował ją jednak, tym bardziej, że nie miała pojęcia, co miałby jej pokazywać na szalonej (jak słyszała) kolejce goblinów. Tutaj, w podziemiach, też znajdowały się jakieś sale "Wenus"? Wygrała więc ciekawość.
Umalowała usta burgundową szminką, pociągnęła powieki czarną kreską i rozpuściła włosy. Popołudnie było nieco chłodne, więc opatuliła się czarnym, koronkowym szalem, który zamierzała zsunąć z ramion w odpowiednim momencie. Ubrała gorset i ciemną suknię z głębokim wycięciem na dekolcie.
Przybyła na miejsce odrobinę spóźniona, tak jak damie wypadało. Powitała lorda Lestrange krótkim skinieniem głowy i uniesieniem brwi, a potem podsunęła mu rączkę do pocałowania.
-No proszę, doszedł lord do jakiś wniosków. Lepiej późno niż później, słyszałam, że to dobrze, gdy mężczyzna... powoli do czegoś dochodzi. - uśmiechnęła się słodko, spoglądając na niego spod długich rzęs.
Przed laty temu wzięła go za prostego prymitywa, dzieciaka w drogim stroju i o arystokratycznym nazwisku, niechętnego stabilizacji i bez ambicji. Teraz poznała już gorycz odtrącenia, a idealny kandydat na męża rozwiał jej złudzenia. Narastał w niej bunt wobec sztywnych tradycji arystokracji. Beztroska Francisa stanowiła doskonałe (choć tylko tymczasowe) remedium na narastające zgorzknienie i nudę Isabelle.
-Więc? Co planujesz mi tutaj pokazać? - zagaiła, nawijając kosmyk włosów na palec i ciekawsko zerkając w stronę wejścia do kolejki.
-Tym zajmują się duzi chłopcy, gdy wyrosną z wesołego miasteczka dla dzieci? - uśmiechnęła się szeroko, nieco rozbawiona perspektywą Francisa w wagoniku. Przynajmniej jego... upodobania były mniej dziecinne niż walka o prawa mugoli i porzucanie żony dla egzotycznych smoków.
-Podobno te wagoniki jadą bardzo szybko? Co jeśli będę... krzyczeć? - zapytała, przygryzając lekko pełną wargę i zniżając głos.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Wiem, że przyjdzie. Dając jej wybór, tak naprawdę jej go pozbawiam i, co gorsze, robię to z pełną, chochliczą premedytacją. Nie lubię marnotrawstwa, także w kreślonych słowach, więc każde, którego użyłem jest pułapką na wciąż niewinną i pogubioną panienkę. Będę smażyć się w piekle, jeśli ten wymysł chrześcijan faktycznie istnieje (ogień, smoła, widły i ból bardzo przemawiają mi do wyobraźni), ale pracuję sobie na tą karę już sukcesywnie od dłuższego czasu, więc przynajmniej na ziemi planuję mieć ubaw. Szkoda, że jej kosztem. Kiedy przestanę myśleć w ten sposób może moje grzechy zostaną mi odpuszczone? Takie refleksje i tak kierują mnie w stronę ścieżki zbawienia, bo zwiększają szansę, że jednak się opamiętam i oleję szczochem prostoliniowym całe to szaleństwo. Na moim ramieniu przycupnął good advisor i szepcze mi do ucha sugestie porzucenia poronionej koncepcji zanim będzie za późno, a znikąd zjawi się zbyt dobrze poinformowany nestor i nie wiem, zaobrączkuje mnie jak jakąś durną mewę. To są konsekwencje, których faktycznie się obawiam. Isabelle w najgorszym rozrachunku przedstawi się jako ofiarę, słusznie zresztą.
No bo, kurczę, ten anielski głosik w ogóle do mnie nie dociera. Moja głowa jest jak kościół, ale w tym kościele boga nie ma. Cześć oddaję bardziej prymitywnej idei, kapłan ze mnie wcale sprawny, ale, ale - bez uprzedzania faktów. Leniwie pykam sobie fajeczkę, wydmuchuję kolorowy dym i tupię nogą w rytm jakiegoś jazzowego utworu, który wpadł mi w ucho rano i do tej pory wylecieć nie zdołał. No nic innego, jak czilera & utopia. Tylko mogłoby być cieplej. Czekam już dobre pół godziny, ale zero stresu. Ciśnienia też nie mam, ogarnąłem to przed tą eskapadą, serio chcę wynagrodzić Isabelle pewne rzeczy. No i jest, moja gwiazda przeklejona z mapy nieba do książki opisującej rewitalizację kanałów wodnych. Tak mniej więcej wygląda pośród ludzi, którzy stawiają tu na jedną kartę, tj. na zabawę i wygodę. Jednak jeśli to wszystko (te dekolty i gorsety) dla mnie - to czuję się połechtany. Sam się zbytnio nie staram, może za wyjątkiem tego, że ogoliłem się dokładnie jak nigdy, coby odróżnić się od Percivala. Mogłaby to docenić, jeśli już zamierza oceniać moją prezencję. Chwytam skwapliwie jej rękę i naturalnym gestem podnoszę do swych ust, składając na niej przelotny pocałunek. Dłuższy niż nakazuje zwyczaj, zakończony skandalem, bo przesuwam wargi dalej, aż na kostki jej palców, po których przejeżdżam językiem.
-A, to zależy - odpowiadam, oferując jej ramię, kompletnie niezrażony przytykiem. Och, powiedz mi, dlaczego wciąż tak mało wiesz? - jeśli mężczyzna ma problem z osiągnięciem orgazmu, to może tak i godzinę i dwie, i trzy. Gwarantuję, że myśli wtedy tylko o tym, żeby w końcu się spuścić, więc nie w głowie mu przyjemność partnerki. To raczej nie] dobrze - odpowiadam możliwie wyczerpująco, bez żenady spoglądając na Isabelle. Liczę, że z tych nauk wyciągnie pożytek i stanie się najbardziej seksualnie wyedukowaną kobietą w całej Anglii.
-Szybkie numerki też mają swój urok - dodaję, bo ileż w nich pikanterii, żądzy i dominacji. Każdy taki jeden raz to dla mnie jak ponowne skuszenie Ewy, Judy, Fanny, czy jakkolwiek się teraz nazywają te pierworodne grzesznice. Zapytałbym o preferencje, ale... może sama mi powie? Za chwilę?
-Przejedziemy się - mówię po prostu, wzruszając niedbale ramionami. Ustawiamy się w ogonku do kolejki, a ja tuż przed załadowaniem się do wagonika nachylam się do chłopca obsługującego cały mechanizm i sprawdzającego zabezpieczenia. Szepczę mu chwilę na ucho, po czym dyskretnie błyska złoto, a na twarzy młodzieńca gości szeroki uśmiech. Kiwa głową i eleganckim gestem zaprasza nas, byśmy usiedli. Przypada nam - hah, "przypada" - wagonik przed którym nikt nie siedzi, a kolejka właśnie się zamyka. Jesteśmy ostatnią parą, to szczęście, ja tylko odrobinę pomogłem.
-To znaczy, że będzie dobrze - mówię i puszczam jej oczko, pomagając wsiąść do machiny. Konstrukcję ma stabilną, w środku całkiem sporo miejsca: jest nawet bardziej komfortowo niż się spodziewałem. Kolejka powoli rusza, na górę wspina się nieśpiesznie, a ja zapobiegawczo chwytam rękę Isabelle, żeby nie odleciała od nadmiaru wrażeń. Gdy wagonik rusza w dół po praktycznie pionowym torze nawet mi żołądek podchodzi do gardła - dzięki za morską praktykę, bo inaczej, jak nic jego zawartość mogłaby wylądować na sukience lady Carrow - ale kilka tych zawijańców i nagle zatrzymujemy się gwałtownie na samym czubku konstrukcji.
-Ups. Zdaje się, że utknęliśmy - powiadamiam Isabelle i uśmiecham się do niej bezczelnie, bardzo z siebie zadowolony.
No bo, kurczę, ten anielski głosik w ogóle do mnie nie dociera. Moja głowa jest jak kościół, ale w tym kościele boga nie ma. Cześć oddaję bardziej prymitywnej idei, kapłan ze mnie wcale sprawny, ale, ale - bez uprzedzania faktów. Leniwie pykam sobie fajeczkę, wydmuchuję kolorowy dym i tupię nogą w rytm jakiegoś jazzowego utworu, który wpadł mi w ucho rano i do tej pory wylecieć nie zdołał. No nic innego, jak czilera & utopia. Tylko mogłoby być cieplej. Czekam już dobre pół godziny, ale zero stresu. Ciśnienia też nie mam, ogarnąłem to przed tą eskapadą, serio chcę wynagrodzić Isabelle pewne rzeczy. No i jest, moja gwiazda przeklejona z mapy nieba do książki opisującej rewitalizację kanałów wodnych. Tak mniej więcej wygląda pośród ludzi, którzy stawiają tu na jedną kartę, tj. na zabawę i wygodę. Jednak jeśli to wszystko (te dekolty i gorsety) dla mnie - to czuję się połechtany. Sam się zbytnio nie staram, może za wyjątkiem tego, że ogoliłem się dokładnie jak nigdy, coby odróżnić się od Percivala. Mogłaby to docenić, jeśli już zamierza oceniać moją prezencję. Chwytam skwapliwie jej rękę i naturalnym gestem podnoszę do swych ust, składając na niej przelotny pocałunek. Dłuższy niż nakazuje zwyczaj, zakończony skandalem, bo przesuwam wargi dalej, aż na kostki jej palców, po których przejeżdżam językiem.
-A, to zależy - odpowiadam, oferując jej ramię, kompletnie niezrażony przytykiem. Och, powiedz mi, dlaczego wciąż tak mało wiesz? - jeśli mężczyzna ma problem z osiągnięciem orgazmu, to może tak i godzinę i dwie, i trzy. Gwarantuję, że myśli wtedy tylko o tym, żeby w końcu się spuścić, więc nie w głowie mu przyjemność partnerki. To raczej nie] dobrze - odpowiadam możliwie wyczerpująco, bez żenady spoglądając na Isabelle. Liczę, że z tych nauk wyciągnie pożytek i stanie się najbardziej seksualnie wyedukowaną kobietą w całej Anglii.
-Szybkie numerki też mają swój urok - dodaję, bo ileż w nich pikanterii, żądzy i dominacji. Każdy taki jeden raz to dla mnie jak ponowne skuszenie Ewy, Judy, Fanny, czy jakkolwiek się teraz nazywają te pierworodne grzesznice. Zapytałbym o preferencje, ale... może sama mi powie? Za chwilę?
-Przejedziemy się - mówię po prostu, wzruszając niedbale ramionami. Ustawiamy się w ogonku do kolejki, a ja tuż przed załadowaniem się do wagonika nachylam się do chłopca obsługującego cały mechanizm i sprawdzającego zabezpieczenia. Szepczę mu chwilę na ucho, po czym dyskretnie błyska złoto, a na twarzy młodzieńca gości szeroki uśmiech. Kiwa głową i eleganckim gestem zaprasza nas, byśmy usiedli. Przypada nam - hah, "przypada" - wagonik przed którym nikt nie siedzi, a kolejka właśnie się zamyka. Jesteśmy ostatnią parą, to szczęście, ja tylko odrobinę pomogłem.
-To znaczy, że będzie dobrze - mówię i puszczam jej oczko, pomagając wsiąść do machiny. Konstrukcję ma stabilną, w środku całkiem sporo miejsca: jest nawet bardziej komfortowo niż się spodziewałem. Kolejka powoli rusza, na górę wspina się nieśpiesznie, a ja zapobiegawczo chwytam rękę Isabelle, żeby nie odleciała od nadmiaru wrażeń. Gdy wagonik rusza w dół po praktycznie pionowym torze nawet mi żołądek podchodzi do gardła - dzięki za morską praktykę, bo inaczej, jak nic jego zawartość mogłaby wylądować na sukience lady Carrow - ale kilka tych zawijańców i nagle zatrzymujemy się gwałtownie na samym czubku konstrukcji.
-Ups. Zdaje się, że utknęliśmy - powiadamiam Isabelle i uśmiecham się do niej bezczelnie, bardzo z siebie zadowolony.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Przez cały dzień obmyślała swój jakże dwuznaczny przytyk, więc ze zdumieniem unoisła brwi, gdy Francis wziął go całkowicie dosłownie, odbierając żartowi słodką ambiwalencję. Czy właśnie dlatego nie mogła go znieść kilka lat temu, bo gardziła wtedy tego prostolinijnością? Jej niewinność wyparowała jednak wraz z biegiem czasu, a wyjaśnienie Francisa - choć szokujące - wydało się jej dość... kształcące. W życiu kierowała nią w końcu naukowa ciekawość, nawet w tak... przyziemnych kwestiach.
-No proszę. - odparła, zwilżając językiem wargi. Musiała wziąć głębszy oddech aby powiedzieć coś więcej i powstrzymać wpełzający na policzki rumieniec. Chciała w końcu zaprezentować się przy Francisie jak wyzwolona i odważna dama, a nie sobowtór lady Fawley, Rosier, Flint i wszystkich, które do niej porównał. Uderzył wtedy w jej ambicję, skubany!
-Jaki z ciebie znawca. Może powinieneś napisać książkę, szerzyć swoje praktyczne rady? - uśmiechnęła się sardonicznie, choć zastanawiała się skąd mężczyźni (ci, którzy nie mieli nie/szczęścia być właścicielami domów publicznych) czerpali wiedzę o tej sferze życia.
-Nawet po to przychodzą klienci do Wenus? Po kilka minut, sekund? - szepnęła, bo nie miała odwagi rozmawiać o tym publicznie, ale jednak wciąż była zafascynowana karierą Francisa. Skończył o wiele ciekawiej niż nudny lord, który na Sabatach dłubał w nosie.
-Ach, przejedziemy. Nie spodziewałam się po tobie zamiłowania do kolejek, nie powiem. - wzruszyła ramionami, albowiem nigdy nie będzie miała możliwości przeczytać dzieł pewnego mugolskiego (magipsychiatry, który twierdził, że pociągi kojarzyły się chłopcom i mężczyzną ze wspomnieniem pierwszych odruchów seksualnych. Herr Freud na pewno byłby bardzo rad, mogąc poznać Francisa.
Kątem oka zauważyła, że Francis jakoś podejrzanie rozmawia z obsługującym kolejkę chłopcem, ale taktownie udała, że niczego nie widzi. Z zadziwiającym jak na nią zaufaniem, poddała się lordowi Lestrange i jego niespodziance - niech nie będzie mu przykro na myśl, że Isabelle coś podejrzewa!
Delikatnie wsunęła rączkę w dłoń Francisa, udając obojętną i chłodną. Prawdziwa dama.
-AAAAAA! - pisnęła, gdy kolejka ruszyła z kopyta. Mocniej ścisnęła rękę towarzysza, a ściśnięte gorsetem serce biło jak oszalałe. No właśnie, ściśnięte gorsetem. Poczuła, jak zapiera jej dech w piersiach, a chwilę później...
...nie odpowiedziała nic na słowa lorda, bo westchnęła głęboko i po kobiecemu omdlała.
(A może tylko udawała omdlenie, spoglądając na lorda w ciemności, spod półprzymkniętych powiek?)
kłamstwo II
-No proszę. - odparła, zwilżając językiem wargi. Musiała wziąć głębszy oddech aby powiedzieć coś więcej i powstrzymać wpełzający na policzki rumieniec. Chciała w końcu zaprezentować się przy Francisie jak wyzwolona i odważna dama, a nie sobowtór lady Fawley, Rosier, Flint i wszystkich, które do niej porównał. Uderzył wtedy w jej ambicję, skubany!
-Jaki z ciebie znawca. Może powinieneś napisać książkę, szerzyć swoje praktyczne rady? - uśmiechnęła się sardonicznie, choć zastanawiała się skąd mężczyźni (ci, którzy nie mieli nie/szczęścia być właścicielami domów publicznych) czerpali wiedzę o tej sferze życia.
-Nawet po to przychodzą klienci do Wenus? Po kilka minut, sekund? - szepnęła, bo nie miała odwagi rozmawiać o tym publicznie, ale jednak wciąż była zafascynowana karierą Francisa. Skończył o wiele ciekawiej niż nudny lord, który na Sabatach dłubał w nosie.
-Ach, przejedziemy. Nie spodziewałam się po tobie zamiłowania do kolejek, nie powiem. - wzruszyła ramionami, albowiem nigdy nie będzie miała możliwości przeczytać dzieł pewnego mugolskiego (magipsychiatry, który twierdził, że pociągi kojarzyły się chłopcom i mężczyzną ze wspomnieniem pierwszych odruchów seksualnych. Herr Freud na pewno byłby bardzo rad, mogąc poznać Francisa.
Kątem oka zauważyła, że Francis jakoś podejrzanie rozmawia z obsługującym kolejkę chłopcem, ale taktownie udała, że niczego nie widzi. Z zadziwiającym jak na nią zaufaniem, poddała się lordowi Lestrange i jego niespodziance - niech nie będzie mu przykro na myśl, że Isabelle coś podejrzewa!
Delikatnie wsunęła rączkę w dłoń Francisa, udając obojętną i chłodną. Prawdziwa dama.
-AAAAAA! - pisnęła, gdy kolejka ruszyła z kopyta. Mocniej ścisnęła rękę towarzysza, a ściśnięte gorsetem serce biło jak oszalałe. No właśnie, ściśnięte gorsetem. Poczuła, jak zapiera jej dech w piersiach, a chwilę później...
...nie odpowiedziała nic na słowa lorda, bo westchnęła głęboko i po kobiecemu omdlała.
(A może tylko udawała omdlenie, spoglądając na lorda w ciemności, spod półprzymkniętych powiek?)
kłamstwo II
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Od biedy i powyginana, powykręcana, naznaczona zachłannym zębem czasu ławeczka na skraju tego jarmarku nadałaby się na miejsce uniesień. Uniesień ponad innymi chętnymi, gorącymi ciałami, a także - i co ważniejsze - ponad wstydem. Marzę, że Isabelle prędko z niego zrezygnuje, rozdzieje się i zostanie taka, jak przed tym, zanim ją stworzono. I ona i ja jesteśmy w końcu produktami masowymi, co prawda z edycji limitowanej, ale czy to jakieś pocieszenie? Nie dla mnie, bo już zobojętniałem do reszty na to, co niewygodne. Gdy sweter obciera i powoduje swędzenie, to się drapię, a nie zrzucam go z siebie ze zwierzęcym rykiem. Ot, drobnostka. Dopasowałem się i tak też znalazłem skrojone na miarę wyjście ewakuacyjne ze złotej klatki. Poszukiwania Isabelle: uważam za otwarte. Droczę się z nią - powinna dać mi w papę, bo chyba całkiem wprawnie mieszam jej szyki. Obelgę odważną jak na damę traktuję jak pytanie poważne, dociekliwe i encyklopedyczne, zadane przez badacza. Jako ekspert mówię jej wszystko, co wiem. Niech przeprowadzi ze mną więcej takich wywiadów, błagam, może do mojego starego wówczas dojdzie (hehe), że lata mego tałatajstwa nie były jednak wcale zmarnowane.
-A kto niby by to czytał? - odpowiadam, chichocząc pod nosem. Też dobre, szkoda tylko, że wydawnicza nisza jakby... nie istnieje - mężczyźni znają swoje ciała. Kobiety poza stanem szlacheckim mają o tym pewne pojęcie. A zahukane lady są "ponad to" - ciągnę swoją tyradę, w odpowiednim momencie układając palce w znak cudzysłowu. Poddane praniu mózgu boją się, że samo myślenie w kategoriach cielesności ześle na nich niepokalane poczęcie, zhańbi je i pośle na manowce. Sądzą, że ich partnerzy troszczą się o nie i paszą ich wrażliwość nudnym seksem i mdłą, małżeńską czułością, kończącą się na pożądaniu pięknej ozdóbki i posiadaniu potomka o idealnej genetyce.
-Co musiało się stać, że postanowiłaś mnie odwiedzić? Gdyby nie wyskok Percivala, dalej kochalibyście się raz na tydzień przy zgaszonym świetle, a ty miałabyś to za szczyt romantyzmu - mówię, nie kryjąc przed nią swojej prawdy. Tak to widzę, to brutalne, to straszne, to jak zaraz po obudzeniu wyskoczyć spod kołdry i przekonać się, jak jest zimno.
-Goście, nigdy klienci - poprawiam ją łagodnie. Zwracam uwagę na te szczegóły, nawet, jeśli nikt nie słucha. Najwyższa półka, nie mogę się zapominać. Nazewnictwo to jak ornamentyka, buduje niezwykle plastyczne obrazy, które kuszą równie, jeśli nie bardziej od tych widzianych na własne oczy. O Wenus krążą plotki, mój harem opowiada zaś baśnie lepiej niż Szeherezada.
-Przychodzą. Przychodzą nie tylko po seks - uprzejmie wyjaśniam, bo zdaje mi się, że Isabelle dalej postrzega mój burdel jako, cóż, no, burdel. Trzeszczenie łóżka i mozolna praca tłoka. Baba na plecach i chłop na niej. Wyjazd po trzech sekundach od orgazmu.
A dałem jej szansę, aby zobaczyła, co się dzieje w Wenus za zamkniętymi drzwiami - drugi raz propozycji nie wystosuję. Może mieć do czynienia ze mną, ale to wciąż różnica. Moim skromnym zdaniem, powinna tam wrócić i spróbować. Stajenny chyba zrobił wtedy na niej wrażenie.
-Lubię szybko - wzruszam ramionami, nie mogąc już doczekać się jazdy. Wyrzut adrenaliny jak przy dobrej pincie złotej rybki, no tak mniej więcej się czuję. Po paru spiralach żołądek się uspokaja, za to koło mnie półleży lady Carrow. No odleciała i to tak chyba na amen. Całe szczęście, że oddycha, takiego dobrego widoku na piersi arystokratki to dawno nie miałem - boję się poruszyć, jak tak leży na mym ramieniu, coby przypadkiem nie zrujnować tej fenomenalnej konstrukcji. ALE, coś zrobić muszę. I tak, z braku laku, nachylam się nad Izką i z chytrym uśmiechem łaskoczę ją po szyi i pod pachami. Jak to nie pomoże, dźgnę ją pod żebra.
-A kto niby by to czytał? - odpowiadam, chichocząc pod nosem. Też dobre, szkoda tylko, że wydawnicza nisza jakby... nie istnieje - mężczyźni znają swoje ciała. Kobiety poza stanem szlacheckim mają o tym pewne pojęcie. A zahukane lady są "ponad to" - ciągnę swoją tyradę, w odpowiednim momencie układając palce w znak cudzysłowu. Poddane praniu mózgu boją się, że samo myślenie w kategoriach cielesności ześle na nich niepokalane poczęcie, zhańbi je i pośle na manowce. Sądzą, że ich partnerzy troszczą się o nie i paszą ich wrażliwość nudnym seksem i mdłą, małżeńską czułością, kończącą się na pożądaniu pięknej ozdóbki i posiadaniu potomka o idealnej genetyce.
-Co musiało się stać, że postanowiłaś mnie odwiedzić? Gdyby nie wyskok Percivala, dalej kochalibyście się raz na tydzień przy zgaszonym świetle, a ty miałabyś to za szczyt romantyzmu - mówię, nie kryjąc przed nią swojej prawdy. Tak to widzę, to brutalne, to straszne, to jak zaraz po obudzeniu wyskoczyć spod kołdry i przekonać się, jak jest zimno.
-Goście, nigdy klienci - poprawiam ją łagodnie. Zwracam uwagę na te szczegóły, nawet, jeśli nikt nie słucha. Najwyższa półka, nie mogę się zapominać. Nazewnictwo to jak ornamentyka, buduje niezwykle plastyczne obrazy, które kuszą równie, jeśli nie bardziej od tych widzianych na własne oczy. O Wenus krążą plotki, mój harem opowiada zaś baśnie lepiej niż Szeherezada.
-Przychodzą. Przychodzą nie tylko po seks - uprzejmie wyjaśniam, bo zdaje mi się, że Isabelle dalej postrzega mój burdel jako, cóż, no, burdel. Trzeszczenie łóżka i mozolna praca tłoka. Baba na plecach i chłop na niej. Wyjazd po trzech sekundach od orgazmu.
A dałem jej szansę, aby zobaczyła, co się dzieje w Wenus za zamkniętymi drzwiami - drugi raz propozycji nie wystosuję. Może mieć do czynienia ze mną, ale to wciąż różnica. Moim skromnym zdaniem, powinna tam wrócić i spróbować. Stajenny chyba zrobił wtedy na niej wrażenie.
-Lubię szybko - wzruszam ramionami, nie mogąc już doczekać się jazdy. Wyrzut adrenaliny jak przy dobrej pincie złotej rybki, no tak mniej więcej się czuję. Po paru spiralach żołądek się uspokaja, za to koło mnie półleży lady Carrow. No odleciała i to tak chyba na amen. Całe szczęście, że oddycha, takiego dobrego widoku na piersi arystokratki to dawno nie miałem - boję się poruszyć, jak tak leży na mym ramieniu, coby przypadkiem nie zrujnować tej fenomenalnej konstrukcji. ALE, coś zrobić muszę. I tak, z braku laku, nachylam się nad Izką i z chytrym uśmiechem łaskoczę ją po szyi i pod pachami. Jak to nie pomoże, dźgnę ją pod żebra.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Nie wiedziała, a tylko podejrzewała, że Francis marzy o tym, co odtrącił. Z jednej strony mile by to podłechtało jej ego, a z drugiej - trudno by jej było w to uwierzyć. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek o niej marzył? Była idealną córką, idealną żoną, chciałaby być idealną matką… ale dopiero kilka dni temu Francis pokazał jej świat kochanek, od którego była tak daleka. On z kolei, jako szef przybytku rozkoszy, mógł mieć wszystko, czego zapragnął. Każdą. Może kiedyś nestor znajdzie mu nawet elegancką żonę.
-Jak to kto? Czytałyby to właśnie panie o… „pewnym pojęciu”, chcą je poszerzyć. Może nawet takie z dobrych domów, pod poduszkami. Jak ty prowadzisz „Wenus”, nie mając za grosz żyłki biznesowej? - fuknęła, nie wiedząc jeszcze, że Francis ma od tego zdolniejszą od siebie kobietę.
Gdy Francis wspomniał jej małżeństwo, Isabelle stanęła jak wryta i przeniosła na niego nieodgadnione spojrzenie. Przygryzła wargę, tak jakby coś kalkulowała. I w istocie, jej następny ruch wyglądał na starannie przemyślane działanie w partii ich osobistych szachów, a nie tylko na reakcję żywych emocji. Uniosła bowiem drobną rączkę, rozejrzała się dyskretnie (nikt nie patrzył) i walnęła Francisa w twarz z liścia, tak jak niegdyś uderzyła Percivala za zgoła inne słowa.
-Nigdy nie wypowiadaj się na temat mojego małżeństwa, stary kawalerze. - przypomniała z dziwnie lodowatą nutą w głosie, a potem otrzepała obolałą rączkę i przyjęła wyciągnięte ramię Francisa (albo wyczekująco wyciągnęła do niego rękę). -Chodźmy. - zaświergotała.
-Ach, więc lepiej czują się jako goście? Po co przychodzą? Widziałam te wrażenia, pokazałeś mi tą całą otoczkę, ale czym to jest, jeśli nie grą wstępną do upojnej nocy? Przecież nie miłością? Wmówisz mi, że znajdują tam rozmowę, zrozumienie? - uniosła brwi. O ileż byłoby łatwiej, gdyby jej mąż zakochał się w dziwce Francisa, a nie jakiejś szlamie! Percy znalazł jednak miłość i zrozumienie zgoła gdzie indziej niż w Wenus, brr.
Posłała Francisowi tylko nieprzeniknione spojrzenie na wspomnienie jego preferencji - zanim zdecydowała się na drwinę, wagonik rusza z kopyta.
Zemdlona, oddychała ciężko, świadoma działania (i estetyki) gorsetu. Łaskotki na bokach nic by nie dały, gorset był twardy, ale jej szyja - niechroniona.
-Jak śmiesz! Kiedyś ktoś cię wydziedziczy! - pisnęła, podrywając się, a wagonik zachybotał się upiornie.
-Jak to kto? Czytałyby to właśnie panie o… „pewnym pojęciu”, chcą je poszerzyć. Może nawet takie z dobrych domów, pod poduszkami. Jak ty prowadzisz „Wenus”, nie mając za grosz żyłki biznesowej? - fuknęła, nie wiedząc jeszcze, że Francis ma od tego zdolniejszą od siebie kobietę.
Gdy Francis wspomniał jej małżeństwo, Isabelle stanęła jak wryta i przeniosła na niego nieodgadnione spojrzenie. Przygryzła wargę, tak jakby coś kalkulowała. I w istocie, jej następny ruch wyglądał na starannie przemyślane działanie w partii ich osobistych szachów, a nie tylko na reakcję żywych emocji. Uniosła bowiem drobną rączkę, rozejrzała się dyskretnie (nikt nie patrzył) i walnęła Francisa w twarz z liścia, tak jak niegdyś uderzyła Percivala za zgoła inne słowa.
-Nigdy nie wypowiadaj się na temat mojego małżeństwa, stary kawalerze. - przypomniała z dziwnie lodowatą nutą w głosie, a potem otrzepała obolałą rączkę i przyjęła wyciągnięte ramię Francisa (albo wyczekująco wyciągnęła do niego rękę). -Chodźmy. - zaświergotała.
-Ach, więc lepiej czują się jako goście? Po co przychodzą? Widziałam te wrażenia, pokazałeś mi tą całą otoczkę, ale czym to jest, jeśli nie grą wstępną do upojnej nocy? Przecież nie miłością? Wmówisz mi, że znajdują tam rozmowę, zrozumienie? - uniosła brwi. O ileż byłoby łatwiej, gdyby jej mąż zakochał się w dziwce Francisa, a nie jakiejś szlamie! Percy znalazł jednak miłość i zrozumienie zgoła gdzie indziej niż w Wenus, brr.
Posłała Francisowi tylko nieprzeniknione spojrzenie na wspomnienie jego preferencji - zanim zdecydowała się na drwinę, wagonik rusza z kopyta.
Zemdlona, oddychała ciężko, świadoma działania (i estetyki) gorsetu. Łaskotki na bokach nic by nie dały, gorset był twardy, ale jej szyja - niechroniona.
-Jak śmiesz! Kiedyś ktoś cię wydziedziczy! - pisnęła, podrywając się, a wagonik zachybotał się upiornie.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kolejka goblinów
Szybka odpowiedź