Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.06.16 19:02
First topic message reminder :

Salon

Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon [odnośnik]06.04.19 12:28

Naprawdę niedobrze było słuchać o tych, których dziś pośród nich zabrakło. Z każdym słowem czuła, że niewidzialna pieść zaciska się na żołądku jeszcze mocniej. W przypadku niektórych wiedzieli chociaż, że są bezpieczni - gdzieś daleko. Nikogo nie mogli winić za ich opuszczenie, nie każdy był w stanie znieść to wszystko, zwłaszcza, gdy miał bliskich. Poppy rozumiała ich decyzję. Dużo gorsza była niewiedza o losie Duncana, czy siostry Charlene; gdzie byli, czy cierpieli, licząc na odnalezienie i ratunek?
Wysłuchawszy wszystkich nowych osób, które przedstawiły się i opowiedziały o sobie po krótce, a później przemów Benjamina i Fredericka poczuła się nieco dziwnie - ona także nie władała ani magią ofensywną, ani defensywną, nie była w stanie przysłużyć się w walce. To prawda, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, ale Zakon Feniksa był niewielki w obliczu ogromu podłości i zła, z jakim musiał się mierzyć. Każda różdżka była ważna. Nie wypowiedziała się jednak, słuchała w milczeniu, skupiać krawędź własnego swetra. Zajęła głos, gdy bezpośrednio zwróciła się do niej pani Bagshot.
- Oczywiście, pani profesor. Wiedza i doświadczenie pańskiej rodziny o różdżkach, panie Ollivander, będą nieocenione - odpowiedziała, potrząsając głową; zwróciła spojrzenie na eleganckiego lorda Ulyssesa i uśmiechnęła się lekko. Porozmawiają po spotkaniu.
Zastanowiła się nad słowami Benjamina o tym, że nie są tu dla siebie i swoich bliskich, a przede wszystkim dobra ogółu. Większość Zakonników już to rozumiała, jednakże pojęcie tego wymagało czasu - niewielu ludzi na świecie rodziło się bezinteresownym altruistą.
Ona sama nie miała już bliskich. Rodziców, sióstr, braci, męża, dzieci. Rycerze Walpurgii nie mieli kogo jej odebrać - czy to nie ona powinna pójść walczyć, zamiast Jessy, która miała małe dziecko? Westchnęła lekko. Narobiłaby podczas wyprawy pewnie wiecej szkody, niż pożytku.
- Dziękuję wam... Gratulacje należą się także Charlene, Archibaldowi, Sophii, Anthonemu, Gabrielowi... Bez ich pomocy nie udałoby mi się - odpowiedziała na wszystkie pochwały Poppy; cieszyła się, że jej wynalazek spotkał się z ich aprobatą, nabrała w siebie więcej wiary. - Oczywiście, Brendan, tylko w chwili obecnej zdołałam wytworzyć jedynie dwie fiolki... Róg jednorożca jest rzadki - odparła na słowa aurora, a w jej głosie zabrzmiała próba usprawiedliwienia.
- Taka tablica to bardzo dobry pomysł, dziękujemy za nią, za waszą pracę, Sue, Marcello - powiedziała uzdrowicielka, starając się uśmiechnąć blado.
Wszyscy powinni byli się z nią zapoznać, obejrzeć zdjęcia, jakie uda im się zdobyć, by wiedzieć kogo unikać, na kogo zwrócić uwagę, kogo - w razie możliwości - nawet podsłuchać. Dla Poppy większość Rycerzy Walpurgii była dotąd jedynie imionami i nazwiskami bez twarzy, bez ciała; miała zamiar im się przyjrzeć. Niektórzy obawiali się, że spisanie tego wszystkiego doprowadzi do wycieku informacji - ale profesor Bagshot miała przecież rację. Starą chatę broniły bardzo potężne zaklęcia, Strażnikami Tajemnicy byli Gwardziści, nie mieli czego się obawiać. W tej chwili miejsce to było najbezpieczniejszym w Anglii - przynajmniej w mniemaniu Poppy.
Wszystkie opowieści członków Zakonu Feniksa wprawiały Poppy w smutek, przygnębienie i trwogę. Justine bez nogi, tyle starć przy ogniskach anomalii, tak pożary, pojedynki, tragiczne wydarzenia ze Stonehedge... Czasami zasłaniała usta dłonią, dusząc westchnięcie przerażenia. Najmocniej jednak zapadła się w sobie, gdy pani profesor przeszła do planu wyprawy, rozdzielając zadania, dzieląc członków Zakonu Feniksa na konkretne grupy.
Czy wszyscy powrócą z Azkabanu? Żywi? Nawet jeśli nie zdrowi, wierzyła, że uda jej się poskładać ich do kupy. Byleby po prostu wrócili wszyscy... Utkwiła z nadzieją spojrzenie w kamieniu wskrzeszenia, który został powierzony Ministrowi Magii - czy mógł być szansą na ratunek tych dzieci? Bardzo chciała w to wierzyć.
- Przyniosłam ze sobą sporo eliksirów, które mogą się wam przydać... Wszystkie są podpisane, porcje należycie odmierzone, rozdzielicie je według własnego uznania... - odezwała się nieśmiało, unosząc przed siebie torbę, w której zadźwięczało szkło uderzające o szkło. Tylko tak mogła w tym momencie im pomóc.
Zamilkła znów, słuchając uważnie opowieści Bathildy, o skrzyni z sercem Grindelwalda, która rzuciła nowe światło na to, co wydarzyło się nocy z przełomu kwietnia i maja. Dumbledore przewidział to wiele lat wcześniej. Poppy miała mętlik w głowie.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 13:00
Jeśli niektórzy oczekiwali przyjęcia powitalnego z pączkami i długich dyskusjach o moralności, neutralności i dobru w tle, to srogo się pomylili. Większość członków Zakonu Feniksa była udręczona coraz cięższą walką, świadoma tego, czym była wojna, jaka się rozpętała w ich kraju. Oczekiwali konkretnych deklaracji, umiejętności, kogoś, kto będzie mógł się im przydać. Powagi i zorientowania na dobro większości, a nie jednostek. W pełni zgadzała się ze słowami Gwardzistów, które postawiły niektórych do pionu. Potrzebowali więcej różdżek, więcej ludzi, to oczywiste, było ich niewielu. Jednakże ci, którzy nie bardzo wiedzieli co mogą zrobić, mogli przynieść więcej szkody, niż pożytku. Dobrymi chęciami było piekło wybrukowane.
Opowieści innych o kolejnych starciach budziły w Maxine trwogę, ale już nie zdziwienie. Rycerze Walpurgii i Zakon Feniksa ścierali się ze sobą coraz częściej. Ci plugawcy sięgali po ciężkie działa, okropną czarną magię; spojrzała na Justine ze współczuciem, nie wątpiła jednak w to, że brak nogi mógłby być dla tak dzielnej dziewczyny przeszkodą w walce o lepsze jutro.
- Nie wiem co sądzić - odparła poirytowana nieuzasadnionym rozdrażnieniem Lucana. Skąd miała wiedzieć co jego siostra przeszła w związku ze swoim darem, skoro jej nie znała? Nie wyczuwała takich rzeczy na odległość. - Skąd mam wiedzieć jakie są jej możliwości, co potrafią wróżbici? Nie jestem wszechwiedząca - burknęła. Tylko zapytała z nadzieją, że Lorraine mogłaby w ten sposób im pomóc. Nic złego nie miała przecież na myśli. Westchnęła i spojrzała znów na Benjamina, który podjął temat Percivala.
Twarz szukającej Harpii z Holyhead spowił dziwny wyraz. Na ostatnim spotkaniu była jedną z tych, którzy buntowali się przeciwko pomysłowi obdarzenia zaufaniem byłego Rycerza Walpurgii, jednakże jej reakcja była dyktowana emocjami - a one wynikały z niezwykle przykrych doświadczeń, które dotknęły ją ze strony zwolenników ideologii czystej krwi. Wyjaśnienia Wrighta rozwiewały wiele wątpliwości - jeśli wypił Veritaserum... Wyprostowała się lekko. Ufała decyzjom Gwardzistów.
- Co więcej... ja i Percival zdołali ustabilizować magię na mugolskim lodowisku w Londynie - wyznała szczerze, gdy kilka osób z arystokracji wypowiedziało się o Blake'u dość pochlebnie. Nie mogła powiedzieć, by mu ufała, ale nie miała też zamiaru ukrywać tego, co zdołał już dla nich zrobić.
Zamilkła, gdy profesor Bagshot zaczęła dzielić ich na grupy. A więc to dzisiaj. Zadrżała lekko. Czuła lęk przed tym wszystkim, tylko głupiec by się nie bał, wiedziała jednak, że muszą to zrobić - muszą podołać. Dadzą z siebie wszystko, to oczywiste. Spojrzała na Justine, która miała dowodzić ich grupie. Uśmiechnęła się do Gwardzistki pokrzepiająco - Desmond była pewna, że Tonks sobie poradzi. Spojrzała też na Rię, która była pośród nich po raz pierwszy, a decydowała się wyruszyć z nimi... Odważna dziewczyna. Jak każda Harpia.
- Czy to znaczy, że pójdziemy trzema różnymi drogami? - zastanowiła się. Sądziła, że będą mieli trzymać się razem, że w grupie będą silniejsi. A grup było trzy i każda dostawała pod opiekę jedno z dzieci. - Gdzie dzieci są teraz? - spytała jeszcze.
Czy kamień wskrzeszenia zdoła je ocalić? Wyrwać ze szponów śmierci, w które oni mieli je wepchnąć - dla większego dobra?
Opowieści o skrzyni Grindelwalda wysłuchała już w milczeniu. To wszystko było tak trudne do pojęcia.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 14:01
- Moja wiedza z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami jest dobra, ale obawiam się, że nie na tyle, bym mogła z czystym sumieniem wspomóc jednostkę badawczą. Musiałabym dowiedzieć się sporo więcej - odparła Benjaminowi, gdy ten zabrał głos, swoją uwagę skierował na nowoprzybyłych. Nie dopatrywała się w tym niegrzeczności, przesadnej wrogości: wiedziała natomiast, że Zakon nie był zabawą, a weryfikacja dołączających do niego jednostek musiała mieć swój gorzki smak. Każdy z tutaj zgromadzonych musiał być w pewien sposób już obciążony, musiał widzieć i czuć to, czego jeszcze nie dane było widzieć i czuć jej - a to zobowiązywało do pewnej dozy wątpliwości. Elyon nie traciła zatem ducha; wiedziała, po co tu przyszła. Wiedziała, dlaczego podłapała wówczas słowa Justine i, po namyśle, zdecydowała się dołączyć do ich szeregów. Wiedziała, co się z tym wiązało, utwierdzały ją w tym teraz argumenty wystosowane przez bardziej doświadczonych Zakonników, głównie Gwardzistów. Słuchała ich uważnie, dla niej mówili rzeczowo, nie kąsali niepotrzebnie. Pomyślała zatem, że warto byłoby uzupełnić jej wcześniejszą wypowiedź, warto byłoby zawrzeć w niej bardziej pokrzepiającą informację, - Ostatnio rozpoczęłam też szlifowanie swoich umiejętności z zakresu zaklęć i obrony pod okiem Gabriela. - Delikatnym ruchem głowy wskazała na stojącego nieopodal Tonksa. - Jak mówiłam wcześniej, z Susanne naprawiłyśmy anomalię na statku rejsowym. Przeszłam też kilka prób ich naprawienia, z tobą, Benjaminie, i z Charlene. Z różnym skutkiem.
Nie chciała zaprezentować się jako kompletna łamaga niepotrafiąca utrzymać w dłoniach różdżki. Nie chciała być postrzegana jako nowa kula u nogi opóźniająca ich działania. Zamiast tego poczyniła wcześniejsze starania, by doszkolić się w walce, jeszcze przed spotkaniem, odświeżyć pamięć dotyczącą zaklęć, rozwijać się pod okiem prawdziwego aurora. Mogła mieć zatem tylko nadzieję, że taka postawa wystarczy, by nie przekreślać jej umiejętności na samym starcie.
Później powitała ją Bathilda; Elyon posłała kobiecie delikatny, wdzięczny uśmiech, skinęła doń głową na powitanie, dopowiedziała też dziękuję, pani profesor. Pomimo zmęczenia, malującego się na wiekowych policzkach wycieńczenia, pani profesor wydawała się nie zwracać na swoją kondycję przesadnej uwagi: jej siła tkwiła w mózgu, taką też zaprezentowała przed Zakonnikami. Czarownica słuchała jej zatem z uwagą, z ciekawością, raz po raz marszcząc brwi czy wzdychając cicho pod nosem, do samej siebie. Moja rodzina już ucierpiała w tej wojnie, pomyślała. Spojrzała między innymi na Justine, na Marcellę, na Samuela, na Gabriela: wszyscy oni nosili na sobie piętno okrutnych czasów.
Kiwnęła głową do Just, gdy ta zaproponowała, by pomogła przy zbieraniu wspomnień przeznaczonych do myślodsiewni. Jej króciutki staż w Zakonie przekreślił jej udział w misji do Azkabanu, a więc choćby pomoc przy takim zadaniu była wszystkim, co w tej sytuacji mogła zrobić. Skupiła się potem na reszcie informacji. Na tym, jaką pomoc otrzymywali od byłego Rycerza, nawróconego Notta, o elikirach stworzonych przez Poppy, o nazwiskach tych bezpośrednio powiązanych z Voldemortem, o naprawionych anomaliach i w końcu... Okolicznościach samego ich powstania. Kamień wskrzeszenia, skrzynia z sercem Grindelwalda, nagromadzone w niej okropieństwa przypominające puszkę Pandory: poczuła, że wszystko to prawdziwie rzuca ją w objęcia Zakonu. Że już nie było odwrotu od jej decyzji, nawet, jeżeli opcja takowej nie przeszła jej dotąd w ogóle przez myśli. Zamiast tego próbowała jedynie poukładać sobie to w głowie. Bathilda mówiła rzeczowo, mówiła prawdę: zgodnie z oczekiwaniami Dumbledore'a musieli być gotowi, byli gotowi, nie wątpiła w to.
- Czy istnieje jakiś sposób, by tym udającym się do Azkabanu pomóc stąd? Czy możemy zrobić cokolwiek, by was wesprzeć? - zapytała po chwili, mając szczerą nadzieję, że nie musieli jedynie bezczynnie czekać na informację o tym, kto przeżył, czy misje zakończyły się sukcesem, czy anomalie zostały ujarzmione.


we saw the power to change the future in our dream

Elyon Meadowes
Elyon Meadowes
Zawód : Ofiolog, hodowca jadowitych węży
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
where did the beasts go?
where did the trees go?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7170-elyon-meadowes https://www.morsmordre.net/t7188-ribbit https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f31-lavender-hill-24 https://www.morsmordre.net/t7187-skrytka-nr-1769#192058 https://www.morsmordre.net/t7191-e-meadowes#192186
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 14:29
To nie był dobry czas na powtórne analizy motywów, które przyciągnęły ludzi do Zakonu Feniksa. Każdy miał swoje powody, a tak długo, jak były one szczere, nikt inny nie miał prawa ich podważać. Jessa zawiodła się więc opinią Benjamina, lecz nie poczuła się urażona – każdy z członków organizacji posiadał inne doświadczenia, miał inną historię, lecz tak długo, jak solidarnie stawali ramię w ramię, nie powinno być to wcale poddawane publicznej analizie. Pomiędzy relacjami zdawanymi z napraw anomalii a planami na nadchodzącą wyprawę do Azkabanu nie było miejsca na sprzeczki czy pogawędki odnośnie światopoglądu. Jeśli przeżyją to wszystko, być może będzie im dane usiąść kiedyś przy Ognistej i pogrążyć się w rozmowie.
Diggory nie wybiegała przed szereg, odpowiedź Brendana usatysfakcjonowała ją, dlatego kiwnęła Weasleyowi głową w podzięce za rozwianie wątpliwości. Słuchała szczegółów, jakie udało się zdobyć na temat Śmierciożerców i Rycerzy Walpurgii, zapamiętywała nazwiska, a te, które notorycznie się powtarzały, doskonale wryły się w jej pamięć. Gdy Ollivander wypowiedział imię Alpharda, rudowłosa poruszyła się nieznacznie, czując się nagle dziwnie niekomfortowo – czy różdżkarz miał pewność odnośnie swoich słów, czy miał jakiekolwiek dowody? Nie chciała o nie pytać, intuicja podpowiadała jej zupełnie coś innego, chociaż równie dobrze mogła nawalić po całości, zaślepiona innymi emocjami. Przykład Percivala dawał jej nadzieję, ale też argumenty zdolne uśpić wyrzuty sumienia – nie każdy konserwatywnie wychowywany szlachcic musiał stać się złym do szpiku kości czarnoksiężnikiem. To jednak również nie był temat do dyskusji na dziś.
Słysząc swoje imię oznaczające przynależność do grupy prowadzonej przez Skamandera, odszukała Samuela wzrokiem i skinęła mu głową. Od teraz stanowili drużynę, a on był jej kapitanem, zamierzała więc podporządkować się jego decyzjom. Po krótkiej analizie doszła do wniosku, że jej skład złożony jest z samych aurorów, poczuła się więc doceniona i posłała ciepły uśmiech w kierunku Bathildy, jednak jej kolejne słowa wprawiły Diggory w lekką konsternację. Czy naprawdę człowiek, który dopiero zasilił szeregi Zakonu Feniksa był tak zaufany, by ruszyć samemu do Azkabanu, dzierżąc w swoich dłoniach przedmiot mogący zadecydować o losach dzieci i finalnie o powodzeniu misji?
- Pani profesor, z całym szacunkiem – zaczęła łagodnie, posyłając nawet staruszce przepraszające spojrzenie – Ale pan Longbottom nie powinien wyruszać sam. Nawet jeśli napotka mniej przeszkód, niż my, one wciąż mogą okazać się… fatalne w skutkach. Ten kamień to nasza jedyna szansa, to nie jest brzemię dla jednej osoby – nie zamierzała rozwodzić się nad tym, że wierzyła w jego umiejętności, a skoro Gwardziści i Zakonnicy mu ufali, ona także dawała mu ten kredyt, Harold Longbottom pozostawał jednak człowiekiem.
Odetchnęła, łapiąc na moment kontakt wzrokowy z Julią, która jako pierwsza poruszyła ten temat. Odważyła się też spojrzeć w oczy Ministrowi – jej opinia mogła się wydać kontrowersyjna, lecz Jessa nie zamierzała szybko się z niej wycofywać. Decyzja należała jednak do kogoś innego i rudowłosa zapewne będzie musiała się z tym pogodzić.
Nie spodziewała się wyznania, które padło później. Serce Grindelwalda i anomalie, majowy wybuch… wszystkie słowa zlały się w jedno, a Diggory miała przed oczami już tylko obraz rozszczepionego niestabilną magią Amosa. Zacisnęła pięści, a jej usta przypominały wąską kreskę, gdy ostatkami silnej woli powstrzymywała się przed wybuchem. A więc to by było na tyle, jeśli chodziło o egoistyczne pobudki. Wypuściła powietrze, uspokajając się po chwili; mieli teraz inne priorytety, a rozwiązywanie spraw związanych z kłamstwami i niedopowiedzeniami powinni zostawić na później. O ile jakiekolwiek później miało dla nich nadejść.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 23 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 16:01
Wspominanie Percivala było ryzykowne - ostatnim razem wywołało falę oburzenia, tym razem jednak nikt nie sprzeciwił się naszym wyborom. Przeniosłem spojrzenie na Max, gdy wspomniała o wspólnej naprawie anomalii z już-nie-Nottem. Dała mu szansę - i oby pozostali poszli za jej przykładem.
I obyśmy my nie musieli żałować swojej decyzji.
- Nie sądzę, aby to była transmutacja, Just. To czarna magia w czystej postaci. - Ta zawsze pozosawła ponad podziałami, istniały przecież plugawe klątwy, które potrafiły leczyć, które potrafiły przemieniać materię - i ten, który je rzucał, nie musiał wcale dogłębnie poznawać odrębnych dziedzin. Na tym w dużej mierze opierała się jej potęga - poza okrucieństwem. Czując na sobie wzrok Jessy, kiwnąłem jedynie przecząco głową, gdy jej pytanie zawisło w powietrzu; niewiedza na tym polu zionęła czarną dziurą, wsysając do środka wszystkich, którzy zderzyli się ze smolistym dymem.
Skoro jednak mieliśmy szansę na to, aby cofnąć działanie anomalii, czy rozpracowanie skutecznej metody przeciwko silnej broni przeciwnika również nie było kwestią czasu?    
- Cassandra Vablatsky jest badaczem Rycerzy Walpurgii. To pewna informacja. - Zabrałem głos, ze zdumieniem spoglądając na Bertiego. - Jesteś zdrowy? W jaki sposób tego dokonała? - Nie znałem się na chrorobach, jednak nazwa sinica nia była mi całkiem obca - aurorzy z wieloletnim stażem często na nią zapadali. Musiało być to nowe odkrycie, dotychczas przecież uważano sinicę za nieuleczalną. Infomracja nie dotarła jednak do wiadomości publicznej, co oznaczało, że Vablatsky wolała dzielić się wiedzą tylko gronem popleczników Voldemorta. Pamiętałem ją z uroczystej kolacji, podczas której towarzyszył jej Mulciber - była razem z córką, która przepowiedziała makabryczną przyszłość dla nowożeńców. - Jeśli chcesz spróbować wydobyć od niej wiedzę na temat leczenia sinicy, bezpieczniej będzie zrobić to listownie. Lub w towarzystwie kogoś, kto będzie twoim wsparciem. Ta kobieta stoi po stronie wroga, nie możemy jej lekceważyć. - A wszystko wskazywało na to, że była niezwykle zdolną wiedźmą. I bliską przyjaciółką - kochanką? partnerką? - Mulcibera.
W milczeniu przyjąłem słowa Bathildy, która zaproponowała dodatkowe środki podczas rekrutacji nowych członków - zgadzałem się z tym stanowiskiem, wielu mogło szukać u nas zwyczajnie schronienia, osłabiając jedynie nasze szeregi, a i nie wszyscy członkowie Zakonu znali tajemnice, ktore posiadała Gwardia. Skinąłem także Longbottomowi, gdy wypowiedział się na temat Bones - podczas ostatniego spotkania pokazała, że sercem była po naszej stronie, czym w końcu zyskała moją przychylność i zaufanie. Niemniej, była na celowniku - choć czy nie był na nim każdy z nas? Kilka dolanych kropel veritaserum do herbatki jednego z nas mogło poważnie zaszkodzić wszystkim.
Tak, to było absurdalne - ale trudno było przewidzieć, kto jeszcze był przyjacielem, a kto już naszym wrogiem.
- Powinniśmy zachować ostrożność nie tylko podczas wcielania nowych osób w nasze szeregi, ale i wśród swoich bliskich. Dzięki Percivalowi znamy nazwiska wszystkich popleczików Voldemorta, ale od września i jego jawnego wystąpienia ta sytuacja mogła się zmienić. Tak samo jak Stonehenge było dla wielu z was punktem zwrotnym - zapauzowałem, kierując swój wzrok na Macmillana i Ollivandera - tak samo wielu czarodziejów już od dawna czekało na wyłonienie się przywódcy o tak konserwatywnych i bezlitosnych poglądach. Wielu Rycerzy Walpurgii zapewne nadal pozostaje w ukryciu - i tak, to mogą być ci, którym ufacie. Dlatego uważajcie. Ufajcie swojej intuicji. Unikajcie sytuacji, które mogłaby doprowadzić was do narażenia tajemnic Zakonu Feniksa. - Już raz zaufaliśmy zdrajcy - o czym wielu Zakonników zapomniało lub też czego nie było świadomych. Benjamin miał rację, ochrona bliskich była złudną obietnicą. Nasi wrogowie byli bezlitośni i najwyraźniej biegli w pozyskiwaniu informacji na nasz temat. Brak rozwagi i ślepe zaufanie mogły doprowadzić do tragedii - póki co znikali Zakonnicy, nie ich rodziny, jednak mogło być to tylko kwestią czasu.
Po nitce do kłębka - czy samo nie działaliśmy podobnie?
Choć marzyłem o tym miesiącami, kiedy Bathilda wyjawiła prawdziwą naturę skrzyni, kamień wcale nie spadł mi z serca. Nikt z obecnych nie podjął się komentarza - póki co. Żadne słowo Dumbledore'a, żadne zapewnienie profesor, żadna wizja jeszcze gorszych skutków nie była w stanie zmyć ze mnie poczucia winy.
- Zgadzam się z Jessą. Proszę wybaczyć, panie Longbottom - używane tytułów w szeregach Zakonu było tak samo nie na miejscu jak używanie ich w biurze aurorów, Minister na pewno o tym wiedział - nikt z nas nie wątpi w pana zdolności. Trudno szukać wód nas drugiej osoby z tak wielkim doświadczeniem w walce. Ale w obliczu anomalii nie możemy pozwolć sobie na tak ogromne ryzyko. Dotychczas nikt z nas nie stawiał im czoła w pojedynkę. Kamień wskrzeszenia jest kluczowy, aby dzieci przeżyły. Pani profesor, proszę pozwolić mi być wsparciem dla pana Longbottoma. - Spojrzałem wymownie na staruszkę; zwykle trzymała jakiegoś asa w rękawie, czasami nawet trzy - nie zamierzałem się więc sprzeciwiać jej decyzji, jeśli moja pomoc w jej oczach była potrzebna gdzie indziej.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 23 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 20:22
Słuchała odpowiedzi i opinii Zakonników, na niektóre odpowiadając tylko skinieniem głowy i zapisując wszystko, co mogło się przydać z ich wypowiedzi - innym odpowiadając wprost, gdy sytuacja, w jej osądzie, takiej odpowiedzi wymagała. Na pochwały odpowiadała skromnym uśmiechem i dygnięciami. Zmartwiona spojrzała na Lorraine - to była bardzo niepokojąca informacja, niewątpliwie cenna, lecz przerażająca. Nie wiedzieli, jak daleko mogło sięgać trzecie oko Mulcibera. Mimo tego dobrze, że powoli poznawali zdolności wrogów - właśnie tym miały zapełniać się kolejne koperty. Zerknęła zaskoczona na Lucana, gdy uniósł się na pytanie panny Desmond; Lovegood rozumiała emocje i wzburzenie, ale pan Abbott chyba trochę się zapomniał i choć to nie do niej należało uciszanie i uspokajanie burz, nie mogła się nie odezwać.
- Nie każdy zna się na wróżeniu, proszę pana - ona sama nie znała się wcale i zupełnie rozumiała podejście Harpii. - Nawet jeśli nie jest to proste, dobrze byłoby wiedzieć, czy starania są podejmowane i do tego zmierza Maxine. Żadnemu z nas nie jest łatwo - dodała łagodnie, bez nuty upomnienia, bo nie rościła sobie do niej prawa. Sama chciała wiedzieć, czy możliwe jest zajrzenie do świata Rycerzy, skoro oni mogli zaglądać do Zakonnego - jeśli było możliwe, powinni to praktykować.
Pokiwała głową na słowa Maxine odnośnie tablicy. - Im więcej osób zaangażuje się w poszukiwania zdjęć, tym lepiej. Nie jestem tylko przekonana co do zapisywania każdego ataku - może ewentualnie zrobimy na to osobne miejsce... - zastanowiła się na głos - nie chciała się pogubić w zapiskach, powinny też być przejrzyste dla każdego. - Może lepiej dorzucić to do wspomnień, tak jak mówi Marcella, ale często twarze napastników nie są widoczne - zerknęła na Gabriela - do dziś nie mam pojęcia, jak wyglądali nasi przeciwnicy - wzruszyła ramionami. Podejrzewała, że ktokolwiek nie zajrzałby we wspomnienie, nie dojrzałby więcej niż ona oraz Tonks, to z kolei nie dawało żadnych informacji. We wspomnieniach innych mogło być inaczej - nie przeczyła.
Spojrzała na Anthony'ego Macmillana, uśmiechając się do niego uprzejmie, kiedy dygnęła. - Susanne - przedstawiła się prędko, ale poczekała aż inni odezwą się w temacie zapisania całych rodów - jej zdaniem nie był to najlepszy pomysł, mieli w swoich szeregach Carrowa, któremu ufali, a Lovegood słyszała już, jak jego rodzina wypowiada się o mugolach. Nie wiedziała też, czy Macmillanowi chodziło o całe rody, czy konkretne osoby. Odezwała się dopiero, gdy inni zabrali głos na ten temat. - Wpisywanie całych rodów odpada - podsumowała krótko.
- Możemy zapisać, jakich czarnomagicznych zaklęć używali żeby znać ich działanie na przyszłość - na to znajdzie się miejsce w notatkach. Musimy mieć świadomość, przed czym się bronimy - powiedziała, wysłuchawszy słów Sophii. - Jeśli chodzi o notatki z pojedynków i inne sprawy z związane z tablicą, najprościej będzie uporządkować te wszystkie kwestie na kolejnym zebraniu żeby nie przedłużać - uznała, teraz mieli ważniejsze sprawy. Trochę się obawiała, że może nie mieć już takiej szansy po wyprawie, ale z całą mocą wierzyła, że misja się powiedzie. Nie było innej opcji.
Kiwnęła głową Benjaminowi. - Przystosujemy tablicę, będzie na niej miejsce na notatki od Gwardzistów - obiecała, sądząc, że to bardzo dobry pomysł. Na wiadomości od nich wszyscy powinni zwracać uwagę. Białowłosa słuchała Wrighta uważnie, gdy opowiadał o Percivalu. - Postaram się skontaktować z nim w styczniu - uznała, nie mając pojęcia, kim był ów już-nie-Nott. Była spokojniejsza, wiedząc, że złożył przysięgę.
Razem z Marcellą zapisywały wszystkie istotne informacje, przekazywane przez kolejne osoby. Uwagę zwróciła szczególnie wzmianka Lisa o możliwej metamorfomagii Rookwood, podobnie sprawa miała się z Drew Macnairem.
Słuchała dyskusji o czarnej mgle, nad którą już się zastanawiała - właśnie przez to, że wyglądała na transmutację. Postanowiła się więc odezwać z pomysłem. - Reparifarge - powiedziała trochę nieobecna, a gdy oczy zwróciły się na nią, rozejrzała się i podjęła temat - Ta mgła, wszystko wskazuje na to, że to rzeczywiście transmutacja. Jeśli to prawda, można spróbować odwrócić efekt zaklęciem Reparifarge, ale nie należy wcale do najłatwiejszych i trzeba posiadać już pewne umiejętności, by go użyć. Jego działanie to odwrócenie skutków transmutacji, udanej, częściowej także. Nawet jeśli czarnomagiczna, to wciąż transmutacja, Freddie - wyjaśniła sprawnie i spokojnie. Nie dodawała już, że może poćwiczyć z kimś transmutację - powtarzała to bardzo często i była gotowa na lekcje z Zakonnikami, nic się w tym temacie nie zmieniło. - Byłoby prościej dla wszystkich, gdyby dało się zniwelować ją za pomocą obronnej dziedziny - zasugerowała - jednostka badawcza powinna się tym zająć. Może był jakiś sposób - ona mogła pomóc tylko od strony transmutacyjnej, nie znała się na wynalazkach.
- Zajmiemy się tym - odpowiedziała krótko Just, gdy Zakonniczka wspomniała o myślodsiewni, odebrała przekazywane wspomnienia od niej oraz od Alexandra. Chwilę później notowała zawzięcie wszystkie nazwiska. Na temat eliksirów, sprawnie podjęty przez Charlene i Asbjorna, odezwała się krótko, gdyż żaden z alchemików nie zwrócił na to uwagi.
- My też potrzebujemy Felix Felicis, jeśli macie możliwość, starajcie się zdobyć kwiat paproci - bardzo o niego trudno - zerknęła na Ingissona. Wiedziała, że potrzebowali tego składnika, by mógł wykonać eliksir szczęścia, Charlene też nie mogła wytrzasnąć znikąd legendarnego kwiatu. Wszyscy powinni mieć to na względzie. Zielarzom było prościej zdobyć ten wyjątkowy kwiat. - Dodamy do tablicy miejsce na notatki od alchemików, gdzie będą mogli zostawiać sugestie, co do najpotrzebniejszych ingrediencji - może także Zakonnicy wpisywaliby, czego potrzebują - wszystko było do dopracowania.
- Decyzję o kalendarium zostawiam gwardzistom - kiwnęła głową do Anthony'ego Skamandera, rozumiejąc jego punkt widzenia i nie zamierzając się spierać. To rozwiązanie miało swoje wady i zalety.
Pokręciła głową, słysząc, jak Bott mówi o Cassandrze - nie miała pojęcia, jak to widział, ale zaraz pojawiła się informacja, że kobieta należy do jednostki badawczej Rycerzy. - Nie powie ci nic dobrowolnie, a do tego jest powiązana z Mulciberem - przypomniała ostrożnie, wcale nie chcąc, by Bertie próbował tej rozmowy. Czas na takie rzeczy dobiegł już końca, to było ogromne ryzyko i choć nie przyznałaby się do tego przed wszystkimi - martwiła się o niego za bardzo, by z łatwością przyjąć myśl o tej rozmowie.
- Gdzie jest Pomona? - zapytała nagle, gdzieś pomiędzy kwestiami.
Pani Bagshot odezwała się ponownie, Susanne zaś słuchała jej uważnie, wciąż zmartwiona jej stanem i wydźwiękiem słów, które zdawały się ostateczne. - Dziękujemy, pani profesor - odpowiedziała, zadowolona pochwałą od samej Bathildy, lecz również nieco nią speszona. Kiwnęła głową z determinacją, gotowa do pilnowania tablicy. Odpowiedzi Longbottoma wysłuchała z taką samą uwagą - już siedząc na swoim miejscu, na podłodze, obok Bertiego, Absjorna i Marcelli. Dopiero wyznanie o prawdziwych przyczynach anomalii sprawiło, że otworzyła szerzej oczy, z niedowierzaniem wpatrując się w staruszkę, potem zaś powiodła wzrokiem po Gwardii - nie wierzyła, w to, co usłyszała. Naprawdę postanowili mówić o tym dopiero teraz? Naprawdę przez cały ten czas Zakon naprawiał konsekwencje czynu Gwardzistów? Zaniemówiła, zamarła z zaskoczeniem wypisanym na twarzy, jasnym i oczywistym. Nie miała słów, ale wtedy przypomniała sobie jeden, drobny szczegół, przez który aż zaszkliły jej się oczy - zerknęła na Bertiego, siedzącego na krześle tuż obok - gdyby nie pierwszomajowy wybuch, czy byłby tu z nimi? Czy byłaby Justine? Wszyscy, którzy zostali uwięzieni podczas odsieczy? Dłonie zacisnęły się w pięści. Debatowanie nad przeszłością nie miało teraz sensu, niezależnie od przyczyny, trzeba było to wszystko naprawić. Zerknęła ponownie na Benjamina, który miał prowadzić ich grupę - kiwnęła mu głową, wyraźnie dając znak, że jest gotowa. Nie wtrącała się w sprawy wypraw - również w samotną podróż Ministra. Była ciekawa, ale pytania już padły. Dostrzegła też wreszcie spojrzenie Caileen, do której uśmiechnęła się bardzo blado - teraz już wiedziała, skąd wzięła się ta powaga. Dała jej niewerbalnie znać, że ma się trzymać i być silna - nie bez powodu ją tu sprowadziła. Wierzyła w kuzynkę.

| przepraszam za kopniętą chronologię w poście i kolosalną długość
| zajmiemy się z Elyon i Marcellą myślodsiewnią żeby było ładnie, sprawnie i logicznie, myślodsiewnia pojawi się do dyspozycji w fabularnym styczniu, do wtedy wszystko ogarniemy i odezwiemy się na pw do osób, które przekazują wspomnienia (Alex, Justine, jeśli ktoś jeszcze - proszę się przypomnieć!)
[bylobrzydkobedzieladnie]



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?





Ostatnio zmieniony przez Susanne Lovegood dnia 06.04.19 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 23 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Salon [odnośnik]06.04.19 20:59
Gdy usłyszała to, co mówił Anthony Skamander zmarszczyła lekko brwi i chciała to skomentować jednak postanowiła się powstrzymać. Atmosfera mówiła jednoznacznie jak wyglądają plany Zakonu Feniksa i miały one bardziej charakter unieszkodliwiania osób, o których wiedzieli niż poszukiwania nowych sprawców. Z resztą dzięki Percivalowi mają już informacje na temat Rycerzy, kto jest wśród nich. Widziała jednak zależność między tym, kto oddał pokłon czarnemu panu w Stonehenge oraz tym, jak wyglądał spis podejrzanych. I nie mógł być to przypadek, że te rodziny, które oddały Czarnemu Panu pokłon byli liczniej w gronie Rycerzy. Jak choćby Burke'owie. Po prostu jednak jej myśli szły w inną stronę i rozumiała, że mężczyzna próbował zwrócić jej uwagę na inny, ważniejszy cel, więc odpuściła temat. Dzięki przesłuchaniu Blake'a właściwie temat prowadzenia śledztwa by odkryć nazwiska był całkowicie zamknięty.
Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową do Poppy. Sama również uważała, że kobieta wykonała niesamowitą robotę z eliksirem, jednak poszło w jej stronę już wiele słów gratulacji. Nie sądziła, że potrzebowała mówić to na głos. Wystarczyło skinienie.
- Zgadzam się z Jessą. - powiedziała w końcu. - W dodatku kontakt między naszymi grupami też jest bardzo ważny.
Wiedziała, że słowa Benjamina miały zwrócić uwagę na to, że nie są tutaj dla zabawy albo dla ochrony kogoś bliskiego - jesli chcieliby chronić bliskich powinni się ukryć jak najdalej stąd, najlepiej za granicą, ale jednak tu byli. Nie miała złudzeń - choć wiedziała, że ma osoby, które chce chronić i pewnie będzie stawała przed strasznymi wyborami przez to co się dzieje... Ufała im. Wiedziała, że jej rodzina podejmie odpowiednie kroki, kiedy tylko będzie ku temu potrzeba. Jednak myślenie, że wszyscy tutaj zebrani wyzbędą się osobistych, subiektywnych powodów, które siedziały w każdym z nich dla myślenia wyłącznie o lepszym świecie było na pewno nieodpowiednie. Może chcieli walczyć o lepsze jutro, ale byli tylko ludźmi. Jeśli ich działania nie przyniosą im choć namiastki szczęścia doprowadzą się do szaleństwa. Nieważne, czy będzie do szczęście z powodu stworzenia lepszego świata dla wszystkich czy dla swoich bliskich.
Dostrzegła na sobie spojrzenie Caileen. Nie wiedziała jak przyjaciółka zareaguje na jej postępowanie. Wiedziała, że teraz wyglądało to... Nie najlepiej? Patrząc na charakter tej misji oraz to, że nie powiedziała Findley o swoim uczestnictwie w misji Zakonu aż do tej chwili mogła przecież któregoś dnia po prostu nie wrócić. Ale mimo to nie żałowała, że to nie ona powiedziała dziewczynie o tym co robi. Nie chciała wiązać jej z tą sprawą, ale jeśli się zdecydowała... To jak mogłaby czegokolwiek zabronić? Z resztą była dobrej myśli, nie chciała uważać, że już nie wróci. Jasne, że wróci. Byli silni, w to wierzyła.
Susanne przekazała wszystkie informacje odnośnie tablicy. Figg zwróciła swoje spojrzenie na Elyon. Była zadowolona, że to ona pomoże przy tablicy.
Słowa pani profesor rzuciły na całą sytuację zupełnie inne światło niż sądziła. Anomalie były spowodowane tym, co zrobili oni... Oni sprawili, że jej siostra musiała porzucić swoje słodkie życie wśród mugoli, zupełnie przewrócić je do góry nogami. Rozumiała jednak też to, dlaczego tak miało się stać. Grinderwald upadł dzięki temu... Dzięki półrocznemu cierpieniu całej magicznej Anglii. Dzięki cierpieniu jej siostry...
Uniosła na chwilę spojrzenie na Samuela, przez chwilę szukając odpowiedzi w jego twarzy, jednak zaraz odwróciła wzrok, wiedząc, że nie wiedziałaby nawet jak rozwiązać to inaczej. Działania wymagają pewnych poświęceń, a te wydarzenia doprowadziły ich do tego co właściwe. Nadal jednak zaciskała bezsilnie pięści. To nie był najlepszy czas na kolejne rozmowy. Teraz stawała do szeregu, by naprawić to, co zostało rozpoczęte.[/b]


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 11:45
Dzieląc się swoimi wspomnieniami nie chciała wywołać burzy, ale podejrzewała, że słowa w pewnym stopniu wstrząsną jej bratem. Słysząc ton jakim odpowiedział kobiecie, Lorraine uniosła brew całkowicie zdezorientowana. - Lucanie – zaczęła delikatnie go upominając. To nie było miejsce na tego typu przepychanki. Wszystkim należało się wyjaśnienie. Nikt nie przyszedł tutaj po obiedzie złożonego z ludzkich rozumów. Wiedza była tym na czym w obecnych czasach powinni się opierać. Blondynka odwróciła się w stronę Maxine. - To nie jest takie proste, ale postaram się dotrzeć do odpowiednich informacji w jak najszybszym czasie – odpowiedziała. Wizje to była masa symboli. Rzeczy, które niekoniecznie muszą coś znaczyć lub rzeczy, które znaczą niesamowicie dużo. Ciężko było jej stwierdzić, które z nich są istotne, a które pełnią jedynie funkcje dystraktorów. - Przed pożarem Ministerstwa i tym wszystkim co wydarzyło się później w Azkabanie miałam wizje. Widziałam łańcuchy, słyszałam ich obijanie i czułam przeraźliwe zimno i smutek. To niewiele. Zbyt mało by wciągnąć jakieś wnioski choć teraz wiem czego ta wizja dotyczyła. Opowiedziałam jej wtedy Garrettowi, ale wizja pojawiła się za późno. Nie pomogło to nikomu. - Lorraine nie lubiła swoich genów za to, że obarczyły ją takim przekleństwem. Wiedziała, że są wróżbici, których moc jest tak duża, że nie potrzebują wiele by spojrzeć w przyszłość. U Prewettównej działo się to bez jej ingerencji. Wizje po prostu przychodziły mącąc jej spokój i pokazując rzeczy, które niekoniecznie o czymś mówiły. To nie był dar, a ludzie właśnie daru od niej wymagali. Rozumiała ich. Mieć w szeregach kogoś kto potrafi zobaczyć przyszłość, a jednak jej nie widzi. Czuła, że marnuje to co mogłoby przynieść jej i reszcie zysk.
Słuchała tych wszystkich informacji o Percivalu i już potrafiła sobie wyobrazić co aktualnie myślał jej mąż. Prewett nikogo nie skreślała. Nott był jej rodziną, a ciężko jest postawić krzyżyk na bliskich. Słysząc jednak, że opowiedział się wcześniej po stronie wroga była zaskoczona i prawdopodobnie zawiedziona. Oczywiście finalnie liczyło się to, że uświadomił sobie, która strona jest tą właściwą. Wiedziała, że każdemu zdarza się zagubić po drodze, ciężko było jej być w tej kwestii obiektywną dlatego nie odezwała się na ten temat wcale.
Na pytanie Sama pokręciła głową. - Uważam, że wszystko zależy od tego jak bardzo rozwinięte są zdolności jasnowidzenia. Może odpowiedni eliksir byłby w stanie zagłuszyć genetykę, ale ja się na tym nie znam. Może alchemicy byliby w stanie powiedzieć więcej. - odpowiedziała zgodnie ze swoją wiedzą. Kiedyś zastanawiała się nad tym czy da się jasnowidzenia pozbyć raz a dobrze. Wtedy owszem słyszała o jakichś amuletach, klątwach, które miałyby zagłuszać dar trzeciego oka. Teraz nie wiedziała czy ktokolwiek zajmował się podobnymi sprawami.
Blondynka wsłuchała się w słowa Bagshot chcąc dokładnie wszystko zrozumieć. Było to jednak ciężkie. Wiele żalu i gorzkich słów przelała w ostatnim czasie Prewettówna. Anomalie były jednym z najgorszych utrapień. Nie spodziewała się, że sami byli temu winni. Nikt nie mógł się tego spodziewać. Była zaskoczona słowami Pani Profesor i wiedziała, że nie bez powodu teraz będą musieli stawić temu czoła. Sprzątali własny bałagan. - Przynajmniej wiemy skąd się to wzięło – zaczęła nie chcąc by ktokolwiek wysunął jakiekolwiek oskarżenia w kierunku Zakonu, Gwardii czy samej Pani Profesor. - Miejmy nadzieje, że to wszystko skończy się właśnie dzisiaj. - dodała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak wielką bronią był umysł. Potrafił płatać figle. Potrafił mącić i sprowadzać osąd, który niekoniecznie był słuszny. Dla nowych Zakonników miało to być szczególnie trudne. Potrzebowali czegoś by Zakonowi zaufać, a słysząc takie słowa prawdopodobnie mogli nabrać odmiennego przekonania. Tego nikt nie chciał.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 11:56
Od razu przypomniał sobie wydarzenia ze szczytu, kiedy Benjamin wspomniał o Percivalu. Jeszcze parę miesięcy temu obruszyłby się i wyszedł z tego pomieszczenia, słysząc o sojuszu z takim człowiekiem. Teraz trzymał rodowe niesnaski na wodzy. W tym pomieszczeniu nikogo nie interesowały, tak samo jak tytuły i nestorskie sygnety. Poza tym w Stonehenge stało się coś niezwykłego i chyba pierwszy raz w życiu słyszał jak Nott mówi z sensem. Pokiwał więc głową, tym niewielkim gestem wyrażając swoje poparcie - takie źródło informacji było im potrzebne.
Nie powinien go dziwić ten wybuch złości ze strony Lucana - sam zareagował podobnie, kiedy się o tym dowiedział. Wtedy jeszcze nie był świadomy, że ten mężczyzna to Ramsey Mulciber, ale ta informacja niewiele dla niego zmieniała. To był pierwszy taki moment, kiedy ktoś naszedł członka jego rodziny, i to z jego powodu. Oczywiście naszły go pewne wątpliwości, ale już wystarczająco wiele razy przedyskutował z Lorraine kwestię ich bezpieczeństwa i chyba poruszanie tego tematu jeszcze raz było bez sensu. Szczególnie teraz, kiedy już i tak wiedzieli o ich przynależności do Zakonu. Powiedzieli a, to musieli już powiedzieć b. Poza tym zdecydowana większość jego rodziny już tutaj była: Lorraine, Julia, Alexander, Lucan, Arthur, Brendan, Ria... Garrett. Westchnął cicho. Powinien już się pogodzić z tym, że go nie ma. Spojrzał na żonę, kiedy wspominała o swojej ostatniej wizji. Dobrze wiedział, że nie lubiła o tym mówić, a co dopiero dzielić się swoimi zdolnościami z całym Zakonem.
Pokręcił głową, kiedy Poppy podziękowała za jego pomoc przy badaniach. Przecież on tam praktycznie nic nie zrobił. Dbał tylko o jej bezpieczeństwo podczas testowania jego działania, ale w ogóle się nie przyłożył do jego tworzenia. Takie podziękowania były nie na miejscu - to Poppy powinna zdobyć wszystkie laury za swoje osiągnięcie. Zrobiło mu się wtedy głupio, że tym razem nie przyniósł ze sobą żadnych eliksirów oprócz tych dwóch zapomnianych, które znalazł na półce w gabinecie. Przez ostatnie wydarzenia za bardzo skupił się na własnych problemach, a to działania na rzecz Zakonu powinien przedkładać na pierwsze miejsce. To spotkanie mu o tym przypomniało; wróci do Weymouth i zabierze się za warzenie eliksirów.
- Hodujemy paprocie w naszych szklarniach - odezwał się, kiedy tylko usłyszał słowa Suzanne. Zerknął przy tym również na Charlene i Asbjorna, których ta kwestia dotyczyła najbardziej. To rodowy symbol Prewettów, mieli go pod dostatkiem. - Zresztą nie tylko, mamy również inne okazy rzadkich roślin. Napiszcie czego potrzebujecie, a sprawdzę nasze zapasy - na chwilę obecną przynajmniej tak mógł pomóc, chociaż przez ostatnie tragiczne warunki pogodowe nie wszystkie okazy wyrosły tak jak powinny.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 12:16
Uniosła wzrok na Benjamina, który zwrócił się do nowoprzybyłych, poddając wątpliwościom ich bojowe umiejętności. Patrzyła na niego przez chwilę — miał rację. Część ze zgromadzonych tu osób, w tym ona sama, nie miały doświadczenia w walce. Nie potrafiły radzić sobie w dramatycznych sytuacjach, a spotkanie w sowiej poczcie było tego dowodem. Jego słowa brzmiały gorzko. Przełknęła ślinę, a wraz z nią przykry smak przypomnienia o porażce i własnej nieudolności. Brat zabrał ją wtedy do źródła anomalii wierząc, że sobie poradzi. Nie poradziła. Udowodniła mu, że jest słaba i nie nadaje się do walki. Zamiast być dla niego wsparciem stała się kulą u nogi. Dlatego nie odezwała się, nie zaprotestowała, choć w pierwszej chwili jej serce zapragnęło się zbuntować; bo to wola walki i determinacja mogły być początkiem czegoś wielkiego. Teraz jednak było już za późno na łzy, na użalanie się nad sobą. Trzeba było wziąć się w garść i udowodnić — jemu i wszystkim innym, że to nieprawda. Że się nadaje; że zrobi wszystko, by podszkolić się w pojedynkach, nabierze umiejętności, których nie posiadała, kiedy po raz pierwszy usłyszała o Zakonie Feniksa i jeszcze udowodni, że jest właściwa osobą na właściwym miejscu.
Kiedy Ben wspomniał o Percivalu znów spojrzała na niego, przyglądając mu się wnikliwie. Fala pochwał w jego kierunku nie powstrzymała dreszczu, który pomknął wzdłuż jej kręgosłupa. Rycerze Walpurgii, nawróceni, czy nie, byli winni złu, które wyłaziło z ziemi, jak z ropa z zakażonej rany. Słuchając Fredericka zerknęła na przyniesioną przez Sue tablice, zapoznała się ze wszystkimi informacjami na temat wrogów, na dłużej zatrzymując wzrok na personaliach potwora, którego miała okazję poznać osobiście.
— Gdyby przemiana była jakąś formą transmutacji to moglibyśmy spróbować ją cofnąć, gdyby próbowali za jej pomocą uciec?— spytała w końcu, spoglądając na Justine. Frederick się z tym nie zgadzał, ale mogli spróbować. — Wiemy od tego... Percivala — wyrzuciła z siebie z trudem, jego imię nie mogło jej przejść przez gardło. — Jakie właściwości ma ta mgła? Czy można z nią jakoś walczyć, rozdzielić, złapać w coś? Czy ona może komuś uczynić krzywdę? I do czego konkretnie zobowiązała go wieczysta przysięga?— skierowała wzrok na Fredericka. Nie chciała patrzeć na Bena, który siedział tuż obok niej. Miała wątpliwości. Czy Percival mógłby zdążyć przygotować grunt innym Rycerzom, zanim padłby ofiarom złamanej przysięgi? Czy mógłby zadziałać na niekorzyść Zakonu, biorąc udział w samobójczej misji? Była pewna, że Rycerze dbali o skuteczność swoich działań, mogli więc zgodzić się na najbardziej absurdalne pomysły, byle tylko spróbować ich przechytrzyć.
— Zlokalizowanie śmierciożerców wydaje się proste, wystarczy ich rozebrać — mruknęła pod nosem, marszcząc brwi. W końcu mieli nosić symbol czaszki i węża. Może też powinni być sprytniejsi i zwrócić na to uwagę. Kiedy Bathilda Bagshot zabrała głos, skierowała twarz ku niej, uważnie wysłuchując tego, co miała do powiedzenia. Proponowane przez nią środki ostrożności były konieczne. Była tu po raz pierwszy, ale zamierzała dbać o to miejsce i strzeżone tu tajemnice. Musieli robić wszystko, by ukryć to, co cenne przed wrogiem. Metamorfomadzy, wróżbici — mieli w swoich szeregach zdolnych czarnoksiężników i czarodziejów, którzy wykorzystywali wiedzę naukową do rozwoju organizacji. Nie mogli ich lekceważyć.
Udało im się otworzyć przejście do Azkabanu, misja Zakonników okazała się zakończyć pierwszym sukcesem. Spojrzała po wszystkich śmiałkach, którzy zadeklarowali się wziąć udział w tej wyprawie. Przelotnie spojrzała na Fredericka, Brendana, zerknęła w kierunku Jackie, Justine i w końcu Bena. Wiedziała, że oni wszyscy są silnymi czarodziejami i poradzą sobie ze wszystkim, co przyniesie im najbliższa przyszłość, ale obecność Harolda Longbottoma na miejscu dodała jej otuchy. Wiedziała, że ktoś taki jak on ich wesprze i zrobi wszystko, by spiąć ich wszystkich razem i zakończyć plan powodzeniem.
A więc to wywołało anomalie — jej oczy rozchyliły się szerzej; patrzyła na Bathildę bez mrugnięcia okiem. Plan Dumbledore'a brzmiał jak plan szaleńca, ale było w tym tak wiele sensu. Byli silni. Zmierzyli się z czymś, co musiało zostać pokonane, a gdyby wiedzieli o tym, co czai się w środku pewnie szukaliby innego sposobu. Wiedziała, że skrzywdzili tym wiele osób. Wiedziała, że wielu czarodziejów, mugoli zmarło na wskutek anomalii, dzieci cierpiały okrutnie. Ale gdyby nie zrobili tego wtedy, gdyby to wybuchło dziś — byłoby znacznie gorzej. Opuściła głowę.
— Pani Bagshot...— zaczęła, po całym gąszczu innych pytań. — Czy my, ci, którzy zostają, możemy im jakoś pomóc? Zrobić coś by im ułatwić to zadanie, albo przygotować się jakoś na ich powrót? Kiedy wrócą mogą potrzebować opieki. Wrócą tu? Będziemy musieli ich szukać? — Nie pytała, czy wrócą, była tego pewna. Nie dopuszczała do siebie myśli, że będzie inaczej, że będą musieli się poświęcić.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy


Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 18.07.19 12:52, w całości zmieniany 1 raz
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 23 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 12:35
Lucinda rozumiała brak zaufania względem Perciego i nikogo nawet nie prosiłaby o powierzenie takowego. Wiedziała też, że mężczyzna był przykładem tego, iż nawet najbliżsi mogą opowiadać się za wrogiem. Ludzie, którym się ufa i którzy prawdopodobnie nigdy nie zrobiliby swoim bliskim krzywdy. Prawdopodobnie było tu jednak słowem kluczowym. Blondynka skinęła głową na uzyskane wyjaśnienia co do tego czy Czarny Pan wie już o zdradzie Percivala. Zakon pozyskał wiele informacji, poznał wiele nazwisk i miejsc, które mogłyby okazać się kluczowe w późniejszej walce. Selwyn zastanawiała się tylko czy Rycerze mieli w zamiarze ten stan rzeczy zmienić. Będą się teraz ukrywać, zmienią miejsce spotkać czy może właśnie specjalnie zaatakują pierwsi. Prawdopodobnie szybko przyjdzie im się tego dowiedzieć.
Słysząc jak kolejny raz podczas tego spotkania pada imię dobrze znanego jej Burke postanowiła dodać także swoje informacje do tablicy. Ciężko było jej oddzielać rzeczy ważne od tych mniej ważnych. Blondynka miała trochę inny sposób postrzegania i to czasami po prostu ją myliło. - Co do Edgara Burke – zaczęła mając w pamięci ich krótką wymianę zdań. - To on podczas szczytu sprzeciwił się mojemu ślubowi z Craigiem Burkiem. Znamy się ze szlaku, bo on również tak jak ja był poszukiwaczem artefaktów. - nie wyobrażała sobie do jakiej katastrofy mogłoby dojść gdyby jednak obie strony zgodziły się na ten ślub. Oczywiście Lucinda prędzej pogrzebałaby się żywcem, ale tego już nie przyjdzie jej się dowiedzieć. - Wiem, że jest łamaczem klątw, nie wiem czy praktykuje także ich nakładanie, ale biorąc pod uwagę sławę Borgina i Burkesa można to podejrzewać. - odparła ze wzruszeniem ramion. Ta wiedza mogła nie wnieść zbyt wiele do tworzonej przez Zakon tablicy, ale Lucinda wolała podzielić się tym co wie i ostrzec innych Zakonników przed prawdopodobnym przekleństwem niż później zastanawiać się czy jej wiedza mogła uratować komuś życie.
Blondynka wsłuchała się w słowa Pani Profesor. Wiedziała, że zaraz spotkaniu czeka ich okropnie ważna misja i starała się przygotować do niej jak tylko mogła. Przestała już liczyć, że wszystko uda się bez komplikacji. Te były po prostu dodatkiem, którego pozbyć się nie dało. Miała tylko nadzieje, że magia nie zawiedzie jej w tak ważnym momencie. W ostatnim czasie lubiła płatać figle nawet jeśli okazało się, że tylko i wyłącznie z ich winy. Dzisiaj mieli pozbyć się anomalii raz a dobrze. Słysząc, że wyruszy w grupie trzeciej, której przewodzić miał Wright utkwiła przez chwile w nim spojrzenie. Dopiero słuchając poruszenia innych Zakonników i Gwardzistów skupiła się na byłym Ministrze Magii. Owszem wysyłanie go samemu z kamieniem było ryzykowne, ale Lucinda wiedziała, że niektóre rzeczy należy robić w pojedynkę. Sama niejednokrotnie podczas swoich wypraw z ów dylematem się spotykała. Czasami dodatkowa osoba jest bagażem i zamiast pomagać wszystko komplikuje. - Może jest jakiś konkretny powód przez który Pan Longbottom musi iść sam? - zapytała spoglądając na Panią Profesor. Rozumiała dlaczego wszyscy poruszyli się tą kwestią, ale czy Bathilda naprawdę puszczałaby byłego Ministra samego gdyby to nie było konieczne? Gdyby dokładnie tego nie przemyślała?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 14:16
Ilość słów na temat Percivala była przytłaczająca, mnogość reakcji na nie, malujących się na twarzach Zakonników - także. W ciszy obserwował mówiących i słuchających, z przyzwyczajenia próbując wyrysować sobie ogląd na całą grupę. Wzrok miał spokojny, obojętny, nie przewiercał nikogo na wskroś, nie naruszał prywatności. Mógł poświadczyć za przyjaciela, lecz nie zrobił tego. Wieść o jego byłej przynależności do Rycerzy Walpurgii zasiała ziarno zwątpienia, z którym najpierw musiał sobie poradzić. Poza tym, Ollivander był w organizacji od niedawna, nie chciał się wychylać ani zwracać na siebie zbytniej uwagi - skupił się na kwestiach praktycznych, odciętych od wieloletnich przyjaźni.
- Dowiedzieliście się, ile Percival wie o Zakonie? - zapytał krótko, spokojne spojrzenie posyłając najpierw Brendandowi, potem Alexandrowi - zupełnie losowo, zamiast skakać po wszystkich Gwardzistach po kolei. Obecność Farleya w dowódczej części Zakonu była dlań zdumiewająca, ale zignorował ten dziwny fakt. Może kiedyś rozwikła tę osobliwą zagadkę. - Ile wiedzą Rycerze? - powinni dowiedzieć się tego jeszcze przed wypytywaniem o samą grupę tychże. - Te informacje można wykorzystać do podłożenia fałszywych tropów, jeśli są wystarczająco mgliste i niedopowiedziane. Zaś ci, których nazwiska znane są Rycerzom, są pewnym celem - oczywistość. Najprościej było atakować tych, co do których miało się pewność - skoro zaś atak miał lub mógł nadejść, warto było przygotować się na niego zawczasu i umożliwić odwrócenie sytuacji na korzyść atakowanego. Nie rozwodził się nad tym - zbyt wiele wątków przewijało się w dyskusji, by skupiać na każdym szczególe.
- Wyniuchaj troski, na Pokątnej, ustabilizowaliśmy z Foxem - rzucił krótko, gdy inni przyznawali się do swoich sukcesów. Zignorował spojrzenia, przeczekując je cierpliwie, gdy własne wymieniał z przyjacielem. Niespecjalnie czuł potrzebę dorzucania tej informacji, lecz wyglądało na to, że lubili o naprawach wspominać i spisywać je. Prawidłowo. - Czy wiadomo, którymi z anomalii zajęli się Rycerze? Może na miejscach zostawili ślady, które byłyby dla nas cenne? - zapytał, bo nikt nie poruszył tematu od drugiej strony, choć było wiadomo, że oni również podejmują się prób.
- Rowle jest eseistą Walczącego Maga - rzucił też krótko, obojętnie, uzupełniając wypowiedź Floreana na temat Magnusa o ten szczegół, powszechnie znany. - Może warto prześledzić jego artykuły - podpowiedział, choć nie sądził, by były szczególnie pomocne w tworzeniu szczegółów na temat mężczyzny.
Słysząc swoje nazwisko, wypowiedziane bardzo konkretnie, skierował spojrzenie na Anthony'ego Skamandera. Na temat wyjątkowego artefaktu krążyło tyle legend, że zebranie ich w sensowną całość momentami graniczyło z cudem.
- Czarny bez, włos z ogona testrala - wyjawił krótko. Podejrzewał, że mało kto zna dokładną specyfikację dzieła, posługując się jedynie jego imieniem, przyjętym poprzez legendy i historię. Nie skupiał się na tej opowieści, mogli ją snuć do bólu, Ollivanderowie przeanalizowali każdy jej szczegół. Mógł wymienić osoby, w których posiadaniu różdżka się znalazła - najważniejsze było to, w czyich rękach była teraz. - Jest wyjątkowo czuła, zapamiętuje każdy szczegół, potęguje moc, wymyka się ogólnej teorii - z łatwością zmienia właścicieli... gdy tylko poprzedni zostanie pokonany - i tu był psidwak pochowany. - Pokonany, niekoniecznie uśmiercony - sprostował, po czym zatrzymał się na moment, pokręcił krótko głową. Musiał Zakonników rozczarować, lecz nie był cudotwórcą. Nigdy nie próbował osłabiać różdżek, a na odległość takie zadanie nie było możliwe. Może w toku prób, badań, poszukiwań - na konkretnym obiekcie. - Najprościej ją złamać - podpowiedział, wspominając zjawiskowe Terremotio, które pochłonęło parę istnień. Nie chciał być uszczypliwy - dlatego powstrzymał się przed dodaniem przechodzącej przez myśli wskazówki. Wystarczy, że pokonasz Voldemorta, Skamander. Już próbował, więc bez wątpienia przy kolejnej okazji nie miał odpuścić. Byle w logiczniejszy sposób, bez takiego szastania życiem postronnych. - I prześledzić, czy Voldemort na pewno jest właścicielem różdżki - jeśli nie, nie wykorzysta pełnego potencjału artefaktu. Bez dostępu do czarnej różdżki nie zdołamy jej osłabić - dodał w zamian, zgodnie z prawdą.
Skinął głową starszej kobiecie, składając nieme podziękowanie za pochwałę zdolności, na które pracował ciężko i wytrwale - słowa uznania od profesor Bashot były prawdziwym wyróżnieniem, również w jego oczach. Był ciekaw, w jaki dokładnie sposób przeprowadzają wzmacnianie różdżek, lecz nie wyrywał się z pytaniami w trakcie. Spojrzał na Poppy, by krótko potwierdzić, że chętnie pozna szczegóły i pomoże w usprawnieniu procesu. - Postaram się pomóc. Zostanę po spotkaniu - odpowiedział zwięźle, z krótkim, choć uprzejmym uśmiechem.
Nie rozumiał wszystkiego, o czym mówiła Bathilda - wyciągnął parę wniosków, parę spraw połączył, ale ciąg przyczynowo-skutkowy kulał. Serce Grindelwalda? Skąd? Jak? Zmarszczył brwi, wbijając na chwilę wzrok w podłogę, mimowolnie wspominając całe zło, panoszące się razem z anomaliami. Teraz możliwe było zneutralizowanie efektów, wyprawa do Azkabanu, wtedy nie było na to szans? Zaciśnięta szczęka była jedynym, co wskazywało na rozdrażnienie Ollivandera, ale w tym momencie każdy zajął się sobą i podejmował próby poradzenia sobie z tą informacją. Debatowali też nad wyprawą, na temat której nie chciał się udzielać - miała zapewne tyle samo punktów słabych, co mocnych. Rzeczą, na którą zwrócił uwagę, było stwierdzenie Przejście do Azkabanu jest gotowe do uruchomienia, dość silne, by przenieść nas na miejsce. Zerknął czujnie na Bathildę, zastanawiając się, co z powrotem. Na litość, posyłali tam wszystkie najsilniejsze jednostki, wraz z Longbottomem, nie zostawiając sobie żadnego zaplecza, w razie wypadku, który zawsze był możliwy. Uniósł brwi, widząc Kamień Wskrzeszenia. Zerknął na Hannah, myślami błądząc głównie w temacie, który poruszyła.
- Właśnie - co po wszystkim? - nienawidził gdybać, lecz musieli wiedzieć, co robić. Nikt nie chciał trwać w bezczynności - nawet on. - Utworzone przejście pozwoli na powrót, jest wystarczająco silne, by wykorzystać je ponownie? Może istnieje możliwość, żeby reszta Zakonników wzmocniła je albo wsparła w odpowiednim czasie? - dodał, spoglądając znów na siostrę Bena. Nie miał zielonego pojęcia, jak je utworzyli - Fred nie wdawał się w takie szczegóły podczas swojej opowieści.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 23 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 15:42
Spokojnie obserwował wszystko z dystansu. Uważnie przysłuchiwał się słowom padającym z ust Zakonników. Jeszcze raz uśmiechnął się w stronę Poppy. Cieszył się, że dołożył małą cegiełkę do wielkiego sukcesu panny Pomfrey. Nie mógł też nie uśmiechnąć się w stronę Elyon. Jakże mógłby jej odmówić pomocy? Jednakże zabrał głos przy tych wypowiadanych przez Brendana, które były bezpośrednią odpowiedzią na zadane przez niego pytanie. W jednej wypowiedzi chciał też odnieść się do tej kwestii. - Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze wspomnienie z tego wydarzenia jest niewielkie, ale może Percival będzie w stanie w tym przypadku oraz w przypadkach podobnych stwierdzić który z jego dawnych towarzyszy stał za tym właśnie atakiem. Zdaję sobie sprawę, że w przypadku naszego starcia w zaułku będzie to trudne, ale być może ktoś z tu zebranych jest posiadaczem wspomnienia zawierającego szczegół dla nas nieistotny, który Percivalowi pozwoli na sprawne zidentyfikowanie i uzupełnienie tablicy - wyjaśnił pokrótce. Bo przecież nie chodziło tu o jakąś personalną chęć wymierzenia sprawiedliwości za to co stało się w zaułku, ale swoim przypadkiem posłużył się dla zobrazowania tego w jaki sposób mogli wykorzystać wiedzę byłego Notta i wrócić do spraw, które być może zostały już odłożone na dalszy plan. Pomogłoby to w kondensowaniu informacji, a przede wszystkim w określeniu przybliżonej liczebności. Do tej pory zakładać powinni, że każdy zamaskowany Rycerz to inna persona. Bez komentarza przyjął też przydział Gabriela do grupy Samuela, w którego stronę posłał krótkie spojrzenie.
- Wiemy w jaki sposób się kontaktują? W jaki sposób docierają do nich wiadomości o kolejnym spotkaniu? Kiedy do tej pory odbywały się ich spotkania? - spytał gdy tylko została poruszona kwestia spotkań. A raczej gdy Hannah wypowiedziała na głos myśl zaskakującą oczywistą i jednocześnie trudną. Musieli ich jedynie zebrać. Pytanie natomiast brzmiało jak powinni to zrobić? Tego nie wiedział. Znowu zamilkł, próbując poradzić sobie z rewolucyjną wieścią odnośnie skrzyni, którą przekazała im właśnie Bathilda. Musiał to przetrawić na spokojnie. Na razie nie było czasu na zaprzątanie sobie myśli tym co zrobił Albus Dumbledore - wielki czarodziej. Musiał wierzyć jego osądom, które doprowadziło do zbudowania Zakonu Feniksa - silnego jak nigdy wcześniej żadna opozycja. Również przemilczał decyzję Bathildy odnośnie samodzielnej misji ministra. Jeżeli taka była wola ich dwojga pozostawało mu wierzyć w ich osąd podparty wiedzą i doświadczeniem. Mieli misję do wykonania i to na niej musiał się skupić. Na dzieciach.

Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 16:05
Wysłuchał profesor Bagshot w milczeniu, zasępiony. Ograniczenie wiedzy o istnieniu Zakonu Feniksa wydawało się krokiem koniecznym - zwłaszcza po wszystkim, co wydarzyło sie na szczycie w Stonehenge. Byc może Voldemort nie dobrałby się tak łatwo do wspomnień Skamandera, gdyby informacja o ich formacji nigdy by do niego nie dotarła. Nie do końca o to chodziło, silny wróg był widocznym wrogiem, jednak pewne tajemnice łatwiej było zachować nie udostępniając ich wszystkim; nie tylko dla własnego, ale nade wszystko - dla bezpieczeństwa tych osób. Kolejne zniknięcia i odejścia jedynie utwierdzało ich w tym przekonaniu. Odnalazł wzrokiem Justine i skinął jej głową, prowadziła ich grupę - spojrzał też na Rię, chcąc dodać jej otuchy. Rad był z tego, że szli razem - mógł o nią zadbać. I czuł dumę, że Ria natychmiast zadeklarowała swoją różdżkę na nadchodzącą wyprawę. Kamień wskrzeszenia robił wrażenie, wpatrywał się w niego jak w cud, który nagle objawił się w chacie: poniekąd tak właśnie było, baśniowy artefakt odrodzony dzięki dłoniom Batilhdy Bagshot miał dziś uchronić dzieci - a co w przyszłości? Mięśnie jego twarzy stężały, gdy staruszka jęła wyjawiać prawdę - o skrzyni Grindelwalda, o anomaliach. I tkwiło w tej prawdzie pocieszenie, którego wcześniej nie znali - więc to nie była pomyłka? Więc ofiara nie poszła na marne? Więc nie oni zebrali krwawe żniwo, które Grindlewald - bez nich - zebrałby i tak. W tym szaleństwie jednak tkwiła metoda prowadząca do zwycięstwa, powinno mu to pozwolić odetchnąć z ulgą - a jednak ulgi nie czuł. Nikt nie mówił, że droga do pokoju będzie prosta - ale nikt też nie spodziewał się wybojów równie krwawych.  Nie miał wątpliwości co do słuszności ich decyzji tamtego dnia, jeśli moc tego koszmaru miała tylko rosnąć - należało przerwać go czym prędzej. Później - później byłoby znacznie gorzej.
Z pewnym zdziwieniem odnalazł twarz Caileen, zastanawiając się nad jej słowy - ale ostatecznie była pośród nich nowa, nie musiała wiedzieć, że Benjamin aurorem nie był.
Skinął też głową Poppy na dźwięk jej słów - bez wątpienia rzadka i cenna ingrediencja była trudna do zdobycia, ale dwie fiolki jej wywaru to dość, by napełnić ich siłą.
- Opisywanie każdej walki nie jest istotne - wsparł słowa Susanne - jest ich wiele, będzie jeszcze więcej, a wojna na walce polega. Wiem, że to dla was nowa sytuacja - ale musicie się w niej odnaleźć. - Nie każda też miała znaczenie. Mieli nazwiska wroga, mieli dowody na ich winę - stoczenie z nimi potyczki niczego nie zmieniało tak długo, jak długo żaden pośród wrogów nie wychodził z tej potyczki trupem. - Co do kalendarium - zastanowił się przez chwilę - być może warto byłoby go dodatkowo zabezpieczyć - na wszelki wypadek. Choćby znikającym atramentem? - Nie był trudny do rozpracowania, ale należało wiedzieć, gdzie szukać i czego szukać; czasem najlepszym wyjściem było to kompromisowe. Rzucona myśl była tylko myślą, był pewien, że bystre umysły Lovegood i Figg z pewnością coś wymyślą.
Gdzie jest Pomona; dopiero teraz uświadomił sobie, że zielarki nie było dzisiaj pośród nich - i w żadnym sposobie nie była to myśl przyjemna. Mogło coś się jej stać, mogła też zanadto zbliżyć się do Jaydena - miał nadzieję, że po prostu musiała zostać tego dnia w Hogwarcie, z dziećmi.
- Nie rozmawialiśmy z Percivalem o możliwościach rycerzy ani o Zakonie Feniksa - powtórzył, odnajdując wzrokiem Hannah, potem Ulyssesa, na końcu również na Gabriela. - Nawrócony rycerz złożył przysięgę wieczystą, że będzie walczył ze swoimi dawnymi sojusznikami, póki nie zginie lub póki wojna się nie skończy. A po skończonej wojnie - odda się w ręce Wizengamotu i opowie przed nim swoją historię, oczekując sprawiedliwego wyroku. Przysiągł, że nigdy nie zdradzi Zakonu Feniksa i nie zadziała na jego szkodę. Oznacza to, że zginie, nim zdąży skrzywdzić kogokolwiek z was lub waszych bliskich, choćby nawet nie wiedział, kim jesteście.  - Po reakcjach doszedł do wniosk, że nie każdy rozumie istotę przysięgi wieczystej - a wystarczyłaby odrobina zaufania do Gwardii. Był ostatnim czarodziejem, który pokładałby choćby jego drobinę w wydziedziczonym arystokracie - ale złożona przez niego przysięga była kajdanami silniejszymi, niż te ze stali. - Jeśli macie jakiekolwiek pytania, możecie się z nim bezpiecznie skontaktować i zadać je jemu, nie mamy więcej informacji ponad te, które już zostały wam przekazane. Powiedział, że kwestie dotyczące spotkań przekazywane są przez śmierciożercę bezpośrednio. - Odbyli tylko jedną rozmowę, nie zdołali w trakcie niej wydobyć z dawnego Notta wszystkich tajemnic Voldemorta. On sam zresztą nie wszystko wiedział, nie należał do nich długo, nie był wysoko postawiony. Jednak zgłębienie wszystkich sekretów wymagało znacznie więcej czasu, niż jedna pogawędka w trakcie której nade wszystko musieli zdecydować o jego losach.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 17:02
Skinął głową na komentarz Bathildy w sprawie jego akcji w Stonehenge, jednak jego osobiście wspomnienia tamtych wydarzeń wywoływały mieszane uczucia. Nie rozdrabniał się jednak nad tym. Już nie. Zamiast tego skupił się na przekazywanych informacjach, na insygniach śmierciożerców, na personaliach wroga. Nie zabierał głosu w sprawie dotyczącej jasnowidzenia - ciężko było mu brać wróżbiarstwo za coś ponad rozrywkę dla podstarzałych, nudzących się przy herbacie czarownic. Tym bardziej nie potrafił sobie wyobrazić sobie by zbierane w ten sposób informacje brać za fakty na których mogli cokolwiek budować. Była to jednak jego opinia, której postanowił nie wygłaszać słysząc mimo wszystko zainteresowanie tematem ze strony gwardzistów.
- Jest sprawa. Przeprowadziłem prywatne śledztwo w sprawie Elijaha Bagmana powiązanego ze szturmem na Azkaban przez rycerzy. Jeżeli kiedykolwiek przebywał w tym więzieniu o takich personaliach to nie istnieje już dokumentacja o tym wzmiankująca. Udało mi się jedynie ustalić, że ukończył Drumstrang, a po tym oddał się karierze naukowej. Był runistą, zajmował się również zabezpieczeniami i magicznymi stworzeniami. Nie wychylał się ze swoją działalnością. Wyjątkiem od tego był rok 1923 kiedy to jako jedyny ocalały powrócił z tropikalnej wyprawy badawczej dotyczącej śmierciotul. Wszyscy jego towarzysze zaginęli po niej w tajemniczych okolicznościach. Żadna praca jej dotycząca nigdy nie powstała. Mam podejrzanie...że być może przy wsparciu tego człowieka dementorzy stali się posłuszni Sami-Wiecie-Komu, a odpowiedź na to w jaki sposób jest powiązany z tajemniczą wyspą i tym co na niej odkrył. Być może odwrócenie tego procesu nie byłoby trudne gdybyśmy go poznali - to były jednak jedynie tak jak powiedział: przypuszczenia. Trudno było coś sensownego wywnioskować z takiego zlepka informacji. Anthony jednak się starał.
Słuchał następnie Ollivandera z zaintrygowaniem będąc nieczułym na niechęć co do jego działań. Nie pierwszy i nieostatni raz się ścierał z czymś podobnym. Zwyczajnie z uwagą słuchał informacji czując się nieco zmieszanym. Zniszczenie czarnej różdżki niekoniecznie było tym czego pragną.
Skupił się na planach związanych z Azkabanem. Spojrzeniem przesunął po twarzach osób z którymi będzie współdzielił cel misji. Wszystkie informacje przyjmował z pokorą znając swoje miejsce w hierarchii. Nie mógł jednak powstrzymać się by dorzucić swojego knuta słysząc Jessa, Julię, Figg i Foxa, którzy wyrazili swoją obawę o Longbottoma.
- Na poprzednim zebraniu powiedziano nam, że ta anomalia która znajduje się w Azkabanie jest czymś żywym. Będzie więc walczyła o przeżycie. Większe grupy w takim przypadku powinny zgodnie z oczekiwaniami Pani Profesor skupiać największą uwagę tej mocy, napotkają największy opór odwracając uwagę od Longbottoma. Osłabienie którejkolwiek z grup moim zdaniem w takim przypadku nie wchodzi w grę. Zwłaszcza, że im więcej osób będzie towarzyszyło Longbottomowi tym bardziej zwiększa się szansa na to, że i on napotka większy opór - pomijając fakt, że każdy z tu zebranych nie będący gwardzistą prawdopodobnie jedynie by wadził Ministrowi w zadaniu. Anthony zdawał sobie sprawę, ze sam byłby dla niego kulą u nogi, choć nie uważał się za słabego czarodzieja - Ten plan nie powstał tu i teraz na kolanie. Pracowaliśmy nad tym od miesięcy. Nie ma miejsca na zmiany - przypomniał, a niezaskoczona twarz Harolda werdyktem Bathildy tylko go w tym utwierdziła. On musiał już wiedzieć o swojej roli jeszcze zanim tu się zebrali. Musieli to razem omawiać. Harold z Bathildą - I kamień wskrzeszenia może i jest kluczowy, aby dzieci przeżyły, lecz nie po to tam idziemy - szli tam by zapewnić bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom Anglii: magicznym i nie magicznym. Mogło brzmieć to okrutnie, lecz tak było. Przeżycie tej podróży przez dzieci było najbardziej optymistycznym scenariuszem, lecz nie jedynym mogącym skończyć się sukcesem. Cały to wyjaśnienie miało ostudzić nieco gorliwe serca. Chciał oszczędzić w ten sposób zmizerniałej, starej kobiecie tłumaczeń. Ale czy słusznie czy nie - nie wiedział. Nie wiedział również co miałby powiedzieć o zachowaniu kontaktu między grupami teraz, na ostatnią chwilę. Mógł prawdopodobnie jedynie liczyć na to, że patronusy sprawnie poruszały się po przesiąkniętej czarną magia budowli.
Informacja o skrzyni, o anomaliach była szokująca. Nie dlatego jednak z irytacji zacisnął jedną dłoń mocniej na przedramieniu drugiej. Ta informacja była zwyczajnie bezużyteczna. Mogła burzyć morale, budzić wątpliwości, pytania. O ile on był w stanie zaakceptować możliwość, że Dumbledore był zimnym draniem gotowym osiągnąć cel każdym kosztem nawet po swojej śmierci. Sam Skamander nie zamierzał pozwalać swym nazbyt lotnym myślom rozwinąć skrzydeł. Informację tą przyjął i jak na razie zamknął w ciasnej klatce swego umysłu spuszczając ją gdzieś w odmęty. Wróci do niej w dogodniejszym na to czasie.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933

Strona 23 z 47 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24 ... 35 ... 47  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach