Podziemia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Podziemia
Do podziemi prowadzą mroczne, przepełnione wilgocią tunele. Kiedyś połączone były z odległą o kilka kilometrów inną posiadłością w Durham, obecnie korytarze zostały odgrodzone. Wyłożone zostały od podłóg po sufity kamieniami nadającymi tunelom dodatkowego chłodu.
W podziemiach ma miejsce sala treningowa idealna do ćwiczeń każdego rodzaju czarów. Następne drzwi prowadzą do kuchni połączonej ze spiżarnią, w których urzędują skrzaty i służba. Dalej, na samym końcu najdłuższego korytarza znajduje się pracownia alchemiczna Quentina wraz ze składzikiem na eliksiry, przez który da się przejść do pokoju składującego najcenniejsze przedmioty właściciela. Przez szparę w drzwiach prawie zawsze można dostrzec światło palące się w pracowni.
W podziemiach ma miejsce sala treningowa idealna do ćwiczeń każdego rodzaju czarów. Następne drzwi prowadzą do kuchni połączonej ze spiżarnią, w których urzędują skrzaty i służba. Dalej, na samym końcu najdłuższego korytarza znajduje się pracownia alchemiczna Quentina wraz ze składzikiem na eliksiry, przez który da się przejść do pokoju składującego najcenniejsze przedmioty właściciela. Przez szparę w drzwiach prawie zawsze można dostrzec światło palące się w pracowni.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Ostatnio zmieniony przez Quentin Burke dnia 07.11.16 10:09, w całości zmieniany 1 raz
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 30 marca?
Nie spał już trzecią noc z rzędu. Ciemność kołysała go czule w swoich ramionach, lecz ospałe myśli atakowały zewsząd niezrozumiałe koszmary, gdy tylko jego powieki opadały na parę chwil. Leżał na wznak, wpatrując się w pustkę, w której za dnia widoczny był gustownie zdobiony sufit sypialni i odliczał czas pozostały do wschodu słońca - sam nie wiedział, czy miarowy dźwięk ustawionego w holu wiekowego zegara wahadłowego był jego wrogiem czy sprzymierzeńcem. Poczerniałe linie na przedramieniu wciąż piekły skórę, wspomnienie spotkania bez końca odżywało w pamięci Avery'ego, lecz obce było mu zwątpienie w zadanie, w którym zobowiązał się pomóc, nie wspominając już o idei, którą zamierzał krzewić, zapominając o tym, że ponad dyplomacją stawiał faktyczne działanie.
Szybka podróż siecią Fiuu zakończyła się w posiadłości w Durham; Perseus przestąpił parę kroków, by oddalić się od kominka i poczekać aż dołączy do niego Marianna. Nie spóźniła się, potraktował to za dobry znak. Skrzat zaprowadził ich do pracowni alchemicznej skrytej w chłodnych podziemiach, a Avery uśmiechnął się krótko, sam do siebie, nie potrafiąc się dziwić temu, że lord Burke spędzał popołudnie akurat w tym miejscu. Był zdolnym alchemikiem, dokładnie takim, jakiego potrzebowali.
- Quentinie, jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się z nami spotkać - odezwał się miękkim tonem, przekraczając próg pracowni, by jednocześnie przerwaniem ciszy ujawnić swoją obecność. - Pozwól, że przedstawię ci pannę Mariannę Goshawk - dodał, gestem dłoni zapraszając kobietę, by podeszła bliżej i podjęła pierwszy krok powierzonego jej zadania, w którym jego rola miała ograniczyć się tylko i aż do poświadczania prawdziwości słów wypowiadanych przez członkinię Rycerzy Walpurgii - niezrodzoną w świetle chwały jednego z dwudziestu ośmiu rodów, nieznaną z rzeczywistości innej od szpitalnej. Panna Goshawk, bez epitetów i określeń. Wszystko sprowadzało się do wspólnych interesów, żadne z nich nie miało wątpliwości co do tego.
Nie spał już trzecią noc z rzędu. Ciemność kołysała go czule w swoich ramionach, lecz ospałe myśli atakowały zewsząd niezrozumiałe koszmary, gdy tylko jego powieki opadały na parę chwil. Leżał na wznak, wpatrując się w pustkę, w której za dnia widoczny był gustownie zdobiony sufit sypialni i odliczał czas pozostały do wschodu słońca - sam nie wiedział, czy miarowy dźwięk ustawionego w holu wiekowego zegara wahadłowego był jego wrogiem czy sprzymierzeńcem. Poczerniałe linie na przedramieniu wciąż piekły skórę, wspomnienie spotkania bez końca odżywało w pamięci Avery'ego, lecz obce było mu zwątpienie w zadanie, w którym zobowiązał się pomóc, nie wspominając już o idei, którą zamierzał krzewić, zapominając o tym, że ponad dyplomacją stawiał faktyczne działanie.
Szybka podróż siecią Fiuu zakończyła się w posiadłości w Durham; Perseus przestąpił parę kroków, by oddalić się od kominka i poczekać aż dołączy do niego Marianna. Nie spóźniła się, potraktował to za dobry znak. Skrzat zaprowadził ich do pracowni alchemicznej skrytej w chłodnych podziemiach, a Avery uśmiechnął się krótko, sam do siebie, nie potrafiąc się dziwić temu, że lord Burke spędzał popołudnie akurat w tym miejscu. Był zdolnym alchemikiem, dokładnie takim, jakiego potrzebowali.
- Quentinie, jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się z nami spotkać - odezwał się miękkim tonem, przekraczając próg pracowni, by jednocześnie przerwaniem ciszy ujawnić swoją obecność. - Pozwól, że przedstawię ci pannę Mariannę Goshawk - dodał, gestem dłoni zapraszając kobietę, by podeszła bliżej i podjęła pierwszy krok powierzonego jej zadania, w którym jego rola miała ograniczyć się tylko i aż do poświadczania prawdziwości słów wypowiadanych przez członkinię Rycerzy Walpurgii - niezrodzoną w świetle chwały jednego z dwudziestu ośmiu rodów, nieznaną z rzeczywistości innej od szpitalnej. Panna Goshawk, bez epitetów i określeń. Wszystko sprowadzało się do wspólnych interesów, żadne z nich nie miało wątpliwości co do tego.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Wszystko szło zgodnie z planem. Rozmowa z Perseusem powiodła się, podjął się on obowiązku przypilnowania, aby Marianna dobrze wykonała swoje zadanie. Tak jak ustalili, miał się wtrącić jedynie wtedy, gdy kobieta będzie miała jakieś problemy lub jeśli mimo jej starań, lord Burke nie będzie chciał jej zaufać i uwierzyć jej słowom.
List dostała wczoraj, z dokładnymi danymi gdzie i o której powinna się pojawić. Jako, że był to czas jej pracy, musiała poprosić o zamianę z innym magomedykiem. W tym wypadku obowiązki wobec organizacji były ważniejsze niż jej godziny pracy. W kominku pojawiła się punktualnie o godzinie trzynastej, lord Avery czekał już na nią. Kiwnęła mu głową na przywitanie, nie mieli jednak możliwości zamienić słowa gdyż zaraz pojawił się skrzat, który zaczął ich prowadzić w miejsce umówionego spotkania.
Idąc korytarzem Marianna nie mogła oprzeć się, aby nie rozejrzeć się po owym miejscu. Nie pamiętała czy kiedykolwiek zwiedziła tyle szlacheckich posiadłości co w ciągu ostatniego miesiąca i mogła z pełną szczerością przyznać, że ten przepych i bogatość ozdób ją przytłaczał. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie mieszkającej w takim miejscu i przydziewającej piękne, rodowe suknie. Miała na sobie odpowiedni strój, ubrana w prostą, brązową sukienkę z narzuconym płaszczem na plecach, wyglądała w tym miejscu jak dziwoląg.
Drzwi się otworzyły, weszli do pomieszczenia, w którym lord Burke przebywał. Perseus odezwał się pierwszy, witając z nim jak z dobrym przyjacielem jednocześnie przedstawiając Mariannę. Ta znając zasady, dygnęła schylając głowę.
- Lordzie Burke, jest mi miło pana poznać - dodała.
W końcu, gdy poznaniu stało się zadość, mogli przejść do sedna sprawy i, o ile Marianna przygotowując się na to spotkanie, starała się jakoś uporządkować w swojej głowie to co chciała mu powiedzieć i jak zacząć, tak teraz nie potrafiła znaleźć języka w ustach. Jej cisza zapewne trwała jedynie krótki, mało zauważalny moment, dla niej jednak rozciągnęło się to w nieskończoność.
- Nie wiem na ile lord Avery zdradził cel naszej dzisiejszej wizyty - zaczęła, spoglądając na mężczyznę.
Wystąpiła kilka kroków przed Perseusa. Chciała wziąć tę sprawę w swoje ręce, pokazać, że ma w tym wypadku władze i to ona tutaj rozdaje karty. To ona miała sprawdzić Quentina, przekazać mu informację, że Czarny Pan chce go poznać i, sądząc po jego tonie wypowiedzi, nie znosił raczej sprzeciwu w tej sprawie.
- Przysyła mnie P a n, który bardzo chciałby lorda poznać - odpowiedziałam, z pełnym szacunkiem akcentując słowo wskazujące na adresata tej wiadomości. - Czy słyszałeś kiedyś o Tomie Riddlu, sir?
List dostała wczoraj, z dokładnymi danymi gdzie i o której powinna się pojawić. Jako, że był to czas jej pracy, musiała poprosić o zamianę z innym magomedykiem. W tym wypadku obowiązki wobec organizacji były ważniejsze niż jej godziny pracy. W kominku pojawiła się punktualnie o godzinie trzynastej, lord Avery czekał już na nią. Kiwnęła mu głową na przywitanie, nie mieli jednak możliwości zamienić słowa gdyż zaraz pojawił się skrzat, który zaczął ich prowadzić w miejsce umówionego spotkania.
Idąc korytarzem Marianna nie mogła oprzeć się, aby nie rozejrzeć się po owym miejscu. Nie pamiętała czy kiedykolwiek zwiedziła tyle szlacheckich posiadłości co w ciągu ostatniego miesiąca i mogła z pełną szczerością przyznać, że ten przepych i bogatość ozdób ją przytłaczał. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie mieszkającej w takim miejscu i przydziewającej piękne, rodowe suknie. Miała na sobie odpowiedni strój, ubrana w prostą, brązową sukienkę z narzuconym płaszczem na plecach, wyglądała w tym miejscu jak dziwoląg.
Drzwi się otworzyły, weszli do pomieszczenia, w którym lord Burke przebywał. Perseus odezwał się pierwszy, witając z nim jak z dobrym przyjacielem jednocześnie przedstawiając Mariannę. Ta znając zasady, dygnęła schylając głowę.
- Lordzie Burke, jest mi miło pana poznać - dodała.
W końcu, gdy poznaniu stało się zadość, mogli przejść do sedna sprawy i, o ile Marianna przygotowując się na to spotkanie, starała się jakoś uporządkować w swojej głowie to co chciała mu powiedzieć i jak zacząć, tak teraz nie potrafiła znaleźć języka w ustach. Jej cisza zapewne trwała jedynie krótki, mało zauważalny moment, dla niej jednak rozciągnęło się to w nieskończoność.
- Nie wiem na ile lord Avery zdradził cel naszej dzisiejszej wizyty - zaczęła, spoglądając na mężczyznę.
Wystąpiła kilka kroków przed Perseusa. Chciała wziąć tę sprawę w swoje ręce, pokazać, że ma w tym wypadku władze i to ona tutaj rozdaje karty. To ona miała sprawdzić Quentina, przekazać mu informację, że Czarny Pan chce go poznać i, sądząc po jego tonie wypowiedzi, nie znosił raczej sprzeciwu w tej sprawie.
- Przysyła mnie P a n, który bardzo chciałby lorda poznać - odpowiedziałam, z pełnym szacunkiem akcentując słowo wskazujące na adresata tej wiadomości. - Czy słyszałeś kiedyś o Tomie Riddlu, sir?
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie spodziewałem się listu od Perseusa, a raczej powinienem. Moje narzeczeństwo jest już faktem powszechnie znanym, mogłem zatem sądzić, że zaczną spływać gratulacje od niektórych znanych mi osób. Mimo to otrzymywanie kolejnego pergaminu, z większym natężeniem niż dotychczas, wprawiało mnie w zdumienie. Tak jak teraz, trzymając świstek papieru z pieczęcią Averych. I jeszcze spotkanie biznesowe… spoglądam ze zmieszaniem na moją nową sowę, do której jeszcze się nie przyzwyczaiłem - i dziwię się nadal. Jak gdyby to miało jakiekolwiek znaczenie. Odpisuję niespiesznie na list, czekam pierwsze popołudnie. Nic. Drugiego nie zamierzam marnować czasu, dlatego udaję się do pracowni. Muszę stworzyć truciznę na potrzeby sklepu, czy raczej pewnego stałego klienta. Właśnie dosypuję do wywaru sproszkowany kieł węża kiedy przed kociołkiem pojawia się skrzat anonsując przybycie gości. Ufam im (jemu) na tyle, że mogę ich przyjąć w tym miejscu. Nieco mało taktownie, ale nie kryję się z moim wychowaniem zakładającym większą swobodę w działaniach aniżeli u innych członków konserwatywnych rodów – gdzie etykieta jest prawem niepodważalnym. Właściwie nawet nie przerywam uprzednio podjętych czynności zaczynając mieszać toksyczny wywar. Dopiero kiedy goście pojawiają się w progu, a do moich uszu dobiega dźwięk znajomego głosu, gaszę ogień pod naczyniem nie chcąc zepsuć tego, co już udało mi się osiągnąć.
- Witaj Perseusie. To czysta przyjemność - odpowiadam podchodząc bliżej. Wyraz twarzy mam zgoła neutralny. Przynajmniej dopóki nie wyłania się sylwetka… och. Unoszę brwi pełen niedowierzania. Nie dość, że stoi przede mną kobieta, to jeszcze zupełnie mi nieznana - nawet z nazwiska. Mrugam kilkukrotnie nie do końca pojmując dlaczego mężczyzna przyprowadza do mnie kogoś takiego. Co za interesy miałyby mnie łączyć z młodą nieznajomą? Spoglądam to na nią, to Perseusa, będąc niepewnym co do reakcji.
- Usiądźcie - mówię w końcu, machnięciem różdżki przywołując dwa krzesła. Gdyby to było prawdziwie biznesowe spotkanie, może kłopotałbym się postawieniem alkoholu, chociaż sam go nie pijam. Jednak obecność kobiety wszystko rujnowała. Szczególnie, że to właśnie ona miała być tą, która mówi. Tak po prostu, niepytana o nic, bez jawnego sygnału, och. Trąci hipokryzją, ale i tak nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajony. Widocznie jeszcze mało czasu spędzam z Darcy.
- Naturalnie, że tak, panno Goshawk. Razem z Tomem Riddle uczęszczaliśmy do tej samej szkoły, tego samego domu; co więcej, byłem raptem rocznikiem niżej, obaj byliśmy też członkami klubu Ślimaka, więc tak, zapewne mieliśmy kilka okazji do spotkań - odpowiadam trochę arogancko, ale to dlatego, że skoro ma do mnie interes, powinna najpierw zrobić rozeznanie. Wygląda na to, że nawet nie wie kim jestem - oprócz tego jak mam na nazwisko. Wreszcie, trochę zniechęcony, siadam naprzeciwko tej dwójki patrząc wymownie na rozmówczynię. Oczekując dalszych wyjaśnień lub… pytań. Może to wywiad do Czarownicy? Trochę nie chce mi się wierzyć, że Perseus zawracałby mi głowę podobnymi bzdurami, dlatego staram się być cierpliwy i wyrozumiały.
- Witaj Perseusie. To czysta przyjemność - odpowiadam podchodząc bliżej. Wyraz twarzy mam zgoła neutralny. Przynajmniej dopóki nie wyłania się sylwetka… och. Unoszę brwi pełen niedowierzania. Nie dość, że stoi przede mną kobieta, to jeszcze zupełnie mi nieznana - nawet z nazwiska. Mrugam kilkukrotnie nie do końca pojmując dlaczego mężczyzna przyprowadza do mnie kogoś takiego. Co za interesy miałyby mnie łączyć z młodą nieznajomą? Spoglądam to na nią, to Perseusa, będąc niepewnym co do reakcji.
- Usiądźcie - mówię w końcu, machnięciem różdżki przywołując dwa krzesła. Gdyby to było prawdziwie biznesowe spotkanie, może kłopotałbym się postawieniem alkoholu, chociaż sam go nie pijam. Jednak obecność kobiety wszystko rujnowała. Szczególnie, że to właśnie ona miała być tą, która mówi. Tak po prostu, niepytana o nic, bez jawnego sygnału, och. Trąci hipokryzją, ale i tak nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajony. Widocznie jeszcze mało czasu spędzam z Darcy.
- Naturalnie, że tak, panno Goshawk. Razem z Tomem Riddle uczęszczaliśmy do tej samej szkoły, tego samego domu; co więcej, byłem raptem rocznikiem niżej, obaj byliśmy też członkami klubu Ślimaka, więc tak, zapewne mieliśmy kilka okazji do spotkań - odpowiadam trochę arogancko, ale to dlatego, że skoro ma do mnie interes, powinna najpierw zrobić rozeznanie. Wygląda na to, że nawet nie wie kim jestem - oprócz tego jak mam na nazwisko. Wreszcie, trochę zniechęcony, siadam naprzeciwko tej dwójki patrząc wymownie na rozmówczynię. Oczekując dalszych wyjaśnień lub… pytań. Może to wywiad do Czarownicy? Trochę nie chce mi się wierzyć, że Perseus zawracałby mi głowę podobnymi bzdurami, dlatego staram się być cierpliwy i wyrozumiały.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Już od samego początku był boleśnie świadomy tego, na jak skrajny dyskomfort narazi lorda Burke - wykorzystywał przecież łączącą ich znajomość, dobre i przynoszące obopólne korzyści relacje, by ułatwić dziewczynie znikąd nawiązanie kontaktu ze szlachcicem, który nie słynął z otwartości i nie bywał zbyt wylewny. Przedstawiał mu postać młodszą od ich obojga, urodzoną niżej, nieposiadającą koneksji ani nazwiska, nieznającą życia w takiej formie, w jakiej pojmowali je szlachetnie urodzeni, a jednak wiedząc to wszystko, wciąż dobrowolnie godził się na niewdzięczną rolę pośrednika, wierząc w to, że nadwyrężenie zaufania (czy mógł w ogóle je sobie uzurpować?) w odpowiednim momencie zostanie zrozumiane i wybaczone. Z pewnością w późniejszym terminie pragnął zadośćuczynić za wszelkie niedogodności.
Opary wydobywające się znad kociołka uderzyły go w nozdrza i chociaż alchemia nigdy nie była dziedziną jego najgorętszych zainteresowań, był dziwnie pewny tego, że warzona substancja nie znajdowała się w spisie treści szkolnych podręczników. Wygiął usta w krótkim uśmiechu - odrobinę przepraszającym, tak na zaś, jeszcze nim z półmroku podziemi wyłoniła się postać jego towarzyszki. Słowa o czystej przyjemności zdawały się zamierać podejrzanie szybko, liczył jednak na to, że Quentin wyczyta z jego mimiki więcej niż był w stanie przekazać listownie lub werbalnie i nie przekreśli ich sprawy już na starcie.
- Nie będziemy zbyt długo nadużywać twojej cierpliwości - oznajmił, skinieniem głowy dziękując za podstawione krzesło, które po obrzuceniu przelotnim spojrzeniem skłaniało go raczej do odpowiedzi dziękuję, postoję. Mimo wszystko nie wypadało odmówić, dlatego zajął miejsce, w myślach przez parę chwil deliberując nad tym, z jakiego drewna został wykonany mebel, skoro było ono aż tak twarde i surowe.
- Pozwoliłem sobie zachować cel w tajemnicy - zwrócił się do Marianny, po raz kolejny między wierszami umieszczając więcej treści niż w wypowiedzianych słowach. Nie odsłaniał kart, bo ona miała to uczynić. Nie wyjawiał celu, bo nie było to bezpieczne. Nie rozpoczynał tematu, bo nie on miał się wykazać w pierwszej kolejności. Odchylił się na oparcie, które nieprzyjemnie wbiło się w jego plecy na wysokości łopatek, lecz dyskomfort nawet przez chwilę nie zagościł na jego twarzy. Przysłuchiwał się pierwszej wymianie zdań, nie potrafiąc się zdziwić reakcją szlachcica, sam na jego miejscu zachowałby się pewnie podobnie - o ile nie gorzej. - Odetnij więc od siebie wspomnienia szkolnych lat, bo perspektywa, którą powinieneś dostrzec jest o wiele szersza - wtrącił się w stosownym momencie neutralnym głosem, może nieco w łagodzącej manierze, obserwując pozbawione sprężystości ruchy Quentina, którego w niemy sposób prosił o danie nieznanej mu pannie Goshawk szansy i wysłuchanie jej słów. Nawet jeśli początki okazały się być niefortunne.
Opary wydobywające się znad kociołka uderzyły go w nozdrza i chociaż alchemia nigdy nie była dziedziną jego najgorętszych zainteresowań, był dziwnie pewny tego, że warzona substancja nie znajdowała się w spisie treści szkolnych podręczników. Wygiął usta w krótkim uśmiechu - odrobinę przepraszającym, tak na zaś, jeszcze nim z półmroku podziemi wyłoniła się postać jego towarzyszki. Słowa o czystej przyjemności zdawały się zamierać podejrzanie szybko, liczył jednak na to, że Quentin wyczyta z jego mimiki więcej niż był w stanie przekazać listownie lub werbalnie i nie przekreśli ich sprawy już na starcie.
- Nie będziemy zbyt długo nadużywać twojej cierpliwości - oznajmił, skinieniem głowy dziękując za podstawione krzesło, które po obrzuceniu przelotnim spojrzeniem skłaniało go raczej do odpowiedzi dziękuję, postoję. Mimo wszystko nie wypadało odmówić, dlatego zajął miejsce, w myślach przez parę chwil deliberując nad tym, z jakiego drewna został wykonany mebel, skoro było ono aż tak twarde i surowe.
- Pozwoliłem sobie zachować cel w tajemnicy - zwrócił się do Marianny, po raz kolejny między wierszami umieszczając więcej treści niż w wypowiedzianych słowach. Nie odsłaniał kart, bo ona miała to uczynić. Nie wyjawiał celu, bo nie było to bezpieczne. Nie rozpoczynał tematu, bo nie on miał się wykazać w pierwszej kolejności. Odchylił się na oparcie, które nieprzyjemnie wbiło się w jego plecy na wysokości łopatek, lecz dyskomfort nawet przez chwilę nie zagościł na jego twarzy. Przysłuchiwał się pierwszej wymianie zdań, nie potrafiąc się zdziwić reakcją szlachcica, sam na jego miejscu zachowałby się pewnie podobnie - o ile nie gorzej. - Odetnij więc od siebie wspomnienia szkolnych lat, bo perspektywa, którą powinieneś dostrzec jest o wiele szersza - wtrącił się w stosownym momencie neutralnym głosem, może nieco w łagodzącej manierze, obserwując pozbawione sprężystości ruchy Quentina, którego w niemy sposób prosił o danie nieznanej mu pannie Goshawk szansy i wysłuchanie jej słów. Nawet jeśli początki okazały się być niefortunne.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Poczuła jego arogancki ton i chociaż wewnętrznie miała ogromną ochotę się skrzywić, tak bardzo postarała się, aby na jej twarzy nie pojawiły się żadne negatywne odczucia. Szlachta miała to do siebie, że mieli zdecydowanie większe mniemanie o sobie niż powinni i Mari to rozumiała i nie miała zamiaru w to głębiej wchodzić. Ot, zignorowała jego ton. Czy powinna robić rozeznanie? Być może. Ale dopiero się uczyła, po to też był tu Perseus. Następnym razem zrobi to lepiej, bo wierzyła, że jeśli w tej kwestii się jej uda, to kolejny raz nastąpi.
Odwróciła głowę w stronę lorda Avery’ego, gdy ten zdecydował się wtrącić i z czystym sumieniem mogłaby mu przytaknąć. Chociaż sama nie wiedziała jaki był Tom Riddle w czasach szkolnych, to miała wrażenie, że pomiędzy młodym Tomem, a Czarnym Panem była kolosalna różnica.
- W takim razie, lordzie, na pewno orientujesz się w tym, jaką osobą był Czarny Pan - dodała.
Utkwiła w nim swoje spojrzenie. Dziwnie jej się mówiło o Tomie, miała przekonać Burke’a do wstąpienia do organizacji, ale prawdę mówiąc nie bardzo wiedziała czego ma chwycić i od czego zacząć. Cały czas jednak chciała sprawiać wrażenie osoby, która trzyma całą sytuację w dłoni i nie pozwoli sobie na to, aby coś wyszło spod kontroli. Chociaż jej wstęp mógł być niefortunny, cały czas szła tym tonem, udając, że to był taki zamiar i wszystko jest w najlepszym porządku. Dostosowała się do tonu sytuacji.
- Czarny Pan zbiera wokół siebie osoby o specyficznych poglądach. Szuka osób silnych, którzy potrafiliby pod jego przywództwem dokonać czegoś wielkiego - mówiła niemal z zachwytem. - Nie wiem, lordzie, kiedy ostatni raz miałeś okazję stanąć z nim oko w oko, nie wiem jaki był za czasów szkolnych, ale jestem niemal pewna, że poczułbyś różnicę… poczułbyś jego moc.
Marianna była szczerze zachwycona postacią Czarnego Pana. Odkąd pierwszy raz usłyszała o jego sile, o tym ile może pod jego przywództwem osiągnąć wiedziała, że chciałaby kiedyś stanąć u jego boku. Cały czas jednak wiedziała, że jest zbyt słaba, za mało godna tego, aby zasłużyć na lepsze traktowanie. Wiedziała, że jest na szarym końcu hierarchii, ale nawet z tego szarego końca patrzyła na niego z uwielbieniem. Niemal jak na boga.
- Jeśli Czarny Pan kazał mi się z lordem skontaktować, to znaczy, że chce pana w swoich szeregach - dodała jeszcze na zakończenie.
Nie mówiła nic o prośbie rozważenia, przemyślenia takiej opcji. Czarny Pan chciał, Czarny Pan kazał - musiało zostać jego życzenie spełnione. I nie było innej opcji. Tylko czy lorde Burke będzie chciał z nimi współpracować? Czy mogli zaciągnąć go siłą? Czy może przyjdzie im wymazać mu pamięć o tym spotkaniu, jeśli Quentin nie wyrazi swojej chęci wzięcia w tym udziału? I czy on w ogóle miał cokolwiek do powiedzenia, skoro Czarny Pan chciał go poznać?
Odwróciła głowę w stronę lorda Avery’ego, gdy ten zdecydował się wtrącić i z czystym sumieniem mogłaby mu przytaknąć. Chociaż sama nie wiedziała jaki był Tom Riddle w czasach szkolnych, to miała wrażenie, że pomiędzy młodym Tomem, a Czarnym Panem była kolosalna różnica.
- W takim razie, lordzie, na pewno orientujesz się w tym, jaką osobą był Czarny Pan - dodała.
Utkwiła w nim swoje spojrzenie. Dziwnie jej się mówiło o Tomie, miała przekonać Burke’a do wstąpienia do organizacji, ale prawdę mówiąc nie bardzo wiedziała czego ma chwycić i od czego zacząć. Cały czas jednak chciała sprawiać wrażenie osoby, która trzyma całą sytuację w dłoni i nie pozwoli sobie na to, aby coś wyszło spod kontroli. Chociaż jej wstęp mógł być niefortunny, cały czas szła tym tonem, udając, że to był taki zamiar i wszystko jest w najlepszym porządku. Dostosowała się do tonu sytuacji.
- Czarny Pan zbiera wokół siebie osoby o specyficznych poglądach. Szuka osób silnych, którzy potrafiliby pod jego przywództwem dokonać czegoś wielkiego - mówiła niemal z zachwytem. - Nie wiem, lordzie, kiedy ostatni raz miałeś okazję stanąć z nim oko w oko, nie wiem jaki był za czasów szkolnych, ale jestem niemal pewna, że poczułbyś różnicę… poczułbyś jego moc.
Marianna była szczerze zachwycona postacią Czarnego Pana. Odkąd pierwszy raz usłyszała o jego sile, o tym ile może pod jego przywództwem osiągnąć wiedziała, że chciałaby kiedyś stanąć u jego boku. Cały czas jednak wiedziała, że jest zbyt słaba, za mało godna tego, aby zasłużyć na lepsze traktowanie. Wiedziała, że jest na szarym końcu hierarchii, ale nawet z tego szarego końca patrzyła na niego z uwielbieniem. Niemal jak na boga.
- Jeśli Czarny Pan kazał mi się z lordem skontaktować, to znaczy, że chce pana w swoich szeregach - dodała jeszcze na zakończenie.
Nie mówiła nic o prośbie rozważenia, przemyślenia takiej opcji. Czarny Pan chciał, Czarny Pan kazał - musiało zostać jego życzenie spełnione. I nie było innej opcji. Tylko czy lorde Burke będzie chciał z nimi współpracować? Czy mogli zaciągnąć go siłą? Czy może przyjdzie im wymazać mu pamięć o tym spotkaniu, jeśli Quentin nie wyrazi swojej chęci wzięcia w tym udziału? I czy on w ogóle miał cokolwiek do powiedzenia, skoro Czarny Pan chciał go poznać?
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie rozumiem. Staram się zrozumieć, ale to chyba ponad moje siły. Przyglądam się waszej dwójce, starając się większość uwagi skupiać na pannie znikąd; jednak nie mogę powstrzymać się przed rzucaniem pytająco-niedowierzających spojrzeń w stronę Perseusa. Unoszę lekko brwi kiedy kobieta dalej mówi, a ty nie odzywasz się zbyt dużo. Szukam szerszej perspektywy o której przed chwilą wspomniałeś, dopasowuję ją do słów uzdrowicielki o nazwisku Goshawk - nic nie widzę, nic nie słyszę. Nie dostrzegam związku, wniosków, przyczyn oraz skutków. Zmieniam zniecierpliwiony pozycję opierając się trochę wygodniej, marszczę rozgniewany czoło. Rozmasowuję najpierw obolałe skronie, następnie poprawiam się na krześle, podpieram ociężałą głowę na własnej dłoni. Niestety nic miłego nie przychodzi mi do głowy, a usta same układają się w pełne rozczarowania słowa.
- Czarny Pan? - pytam powoli, akcentując każdą zgłoskę. - To pseudonim? Czy Tom Riddle wstąpił do jakiejś wątpliwej organizacji? - drążę temat. Sucho, może nawet trochę szorstko. - Może… to jakaś forma mało zabawnego żartu? - dodaję już trochę rozeźlony. Układam sztywno ręce na kolanach odnosząc wrażenie, że nie jestem stworzony do dowcipów. Brak mi poczucia humoru. Zerkam kontrolnie na Avery’ego chcąc się upewnić, czy rzeczywiście właśnie to miał na myśli. Nie tego się spodziewałem. Właściwie zaczynam odczuwać jak cenny czas przemyka mi między palcami. Tracę go bezpowrotnie.
- Czy to zaproszenie do jakiejś bojówki, którą założył Riddle? Niestety dość krucho u mnie z kondycją… - Kpię, naturalnie, że tak. Rozkładam bezradnie ręce oczekując rzetelnych wyjaśnień. Lub może nie? Niestety wypowiedzi panny Goshawk są tak ubogie w konkrety, że nie łączę ich z antymugolską organizacją, właściwie nie łączę ich z niczym. Kobieta wije się swoimi słowami wokół sedna sprawy, a ja nie jestem od tego, żeby się domyślać - i tak marnie mi to wychodzi.
- Czarny Pan? - pytam powoli, akcentując każdą zgłoskę. - To pseudonim? Czy Tom Riddle wstąpił do jakiejś wątpliwej organizacji? - drążę temat. Sucho, może nawet trochę szorstko. - Może… to jakaś forma mało zabawnego żartu? - dodaję już trochę rozeźlony. Układam sztywno ręce na kolanach odnosząc wrażenie, że nie jestem stworzony do dowcipów. Brak mi poczucia humoru. Zerkam kontrolnie na Avery’ego chcąc się upewnić, czy rzeczywiście właśnie to miał na myśli. Nie tego się spodziewałem. Właściwie zaczynam odczuwać jak cenny czas przemyka mi między palcami. Tracę go bezpowrotnie.
- Czy to zaproszenie do jakiejś bojówki, którą założył Riddle? Niestety dość krucho u mnie z kondycją… - Kpię, naturalnie, że tak. Rozkładam bezradnie ręce oczekując rzetelnych wyjaśnień. Lub może nie? Niestety wypowiedzi panny Goshawk są tak ubogie w konkrety, że nie łączę ich z antymugolską organizacją, właściwie nie łączę ich z niczym. Kobieta wije się swoimi słowami wokół sedna sprawy, a ja nie jestem od tego, żeby się domyślać - i tak marnie mi to wychodzi.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie szło najlepiej, mógł to stwierdzić już po zaledwie paru minutach padania słów, które nie odnosiły większego skutku i obserwowania spojrzenia, które wciąż pytało go w niewerbalny sposób, czy to aby na pewno nie jest wyjątkowo niskich lotów żart. Zacisnął usta w wąską linię, zbyt późno wyłapując błąd, jakim było rozpoczęcie rozmowy od przywołania nazwiska Riddle i niepotrzebnych, powiązanych z nim skojarzeń. Czarny Pan winien zostać Czarnym Panem, a to, jakie personalia nosił wcześniej, nie miało żadnego znaczenia. Odsłonił przed nimi rąbek tajemnicy, objawił im się jako ostatni żyjący przedstawiciel starożytnego rodu Gauntów, prawdziwy dziedzic legendarnego Salazara Slytherina. Żałował, że w tej kwestii zmuszony był trzymać lorda Burke w niewiedzy - wiedziałby przecież co to znaczy. Wiedziałby na pewno i już nie wątpił.
- Zapomnij o Tomie Riddle i o tym, co było wcześniej, choć jeśli chcesz coś wspominać, wspomnij Komnatę Tajemnic, wspomnij ją wiedząc, że już wtedy, w latach szkolnych, zdolny do wielkich rzeczy - wciął się ponownie, tym razem już mniej subtelnie i mniej obojętnie. - Czasy się zmieniły, Quentinie, jedna szlama w Hogwarcie to za mało - chwasty plenią się bujniej niż dobre plony, trzeba oczyścić świat z zarazy, wiemy to obaj. - Zapewniam, że nie trwoniłbym twojego czasu niewybrednymi żartami, a organizacja, o której mowa, zapisze się na kartach historii. My zapiszemy się na kartach historii, Rycerze Walpurgii - mówił spokojnym, choć pełnym przekonania głosem, pragnąc zatrzeć nie najlepsze pierwsze wrażenie i zmyć z myśli lorda Burke trapiące go wątpliwości względem ich motywów. Jego motywów. Odczekał parę chwil, by dopiero co wypowiedziana nazwa organizacji trafiła na podatny grunt - Nokturn wręcz huczał od plotek na temat formujących się szeregów, a sprawnie funkcjonujący w czarnomagicznym półświatku szlachcic z pewnością nie raz słyszał mniej lub bardziej zrozumiałe dla nieobeznanej osoby informacje. - Wiem, że to rozumiesz, wiem, że sam jesteś nieprzychylny niegodnej krwi, lecz nie proszę cię, byś wspomógł wyższą ideę swoimi talentami tylko dlatego, że jest to słuszne. Zrób to dla siebie, Quentinie, dołącz do nas i zyskaj moc, jakiej nie jesteś sobie nawet w stanie wyobrazić. Sięgnij po wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłeś, bo mając w Czarnym Panu sprzymierzeńca, zwąc się Rycerzem Walpurgii, wszystko jest możliwe - sam nawet nie zauważył, kiedy wyprostował plecy, by pochylić się nieco do przodu w trakcie swojej niemalże żywiołowej jak na swoje standardy wypowiedzi. Sam wręczył Mariannie pałeczkę, by teraz odebrać ją ponownie i chociaż może nie tak należało postąpić, zbyt mocno odczuwał potrzebę zwerbowania lorda Burke w szeregi Rycerzy. Był alchemikiem, trucicielem, ogrom jego umiejętności nie przestawał wzbudzać szacunku Perseusa, który był świadomy tego, jak dużą rolę potrafiła odegrać dostępność odpowiednich eliksirów, co jednak było ważniejsze, za zobojętniałą maską Quentina krył się głód wiedzy i ambicje, które mogły zostać zaspokojone ku powszechnej satysfakcji. Układ idealny? - Znasz mnie, wiesz, że nie uznaję istnienia absolutu i nie rzucam słów na wiatr, dlatego powinieneś wiedzieć, ile to znaczy, kiedy mówię, że jeśli cokolwiek jest warte zaangażowania, to jest to właśnie to - dodał na zakończenie swojego monologu, który sprawił, że aż zaschło mu w gardle. Nie był przyzwyczajany do wygłaszania tak obszernych przemów w tak krótkim czasie, zamiast jednak zamarzyć o szklance wspierającego struny głosowe trunku, wbił w lorda Burke uważne spojrzenie, z niecierpliwością wyczekując jego reakcji.
- Zapomnij o Tomie Riddle i o tym, co było wcześniej, choć jeśli chcesz coś wspominać, wspomnij Komnatę Tajemnic, wspomnij ją wiedząc, że już wtedy, w latach szkolnych, zdolny do wielkich rzeczy - wciął się ponownie, tym razem już mniej subtelnie i mniej obojętnie. - Czasy się zmieniły, Quentinie, jedna szlama w Hogwarcie to za mało - chwasty plenią się bujniej niż dobre plony, trzeba oczyścić świat z zarazy, wiemy to obaj. - Zapewniam, że nie trwoniłbym twojego czasu niewybrednymi żartami, a organizacja, o której mowa, zapisze się na kartach historii. My zapiszemy się na kartach historii, Rycerze Walpurgii - mówił spokojnym, choć pełnym przekonania głosem, pragnąc zatrzeć nie najlepsze pierwsze wrażenie i zmyć z myśli lorda Burke trapiące go wątpliwości względem ich motywów. Jego motywów. Odczekał parę chwil, by dopiero co wypowiedziana nazwa organizacji trafiła na podatny grunt - Nokturn wręcz huczał od plotek na temat formujących się szeregów, a sprawnie funkcjonujący w czarnomagicznym półświatku szlachcic z pewnością nie raz słyszał mniej lub bardziej zrozumiałe dla nieobeznanej osoby informacje. - Wiem, że to rozumiesz, wiem, że sam jesteś nieprzychylny niegodnej krwi, lecz nie proszę cię, byś wspomógł wyższą ideę swoimi talentami tylko dlatego, że jest to słuszne. Zrób to dla siebie, Quentinie, dołącz do nas i zyskaj moc, jakiej nie jesteś sobie nawet w stanie wyobrazić. Sięgnij po wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłeś, bo mając w Czarnym Panu sprzymierzeńca, zwąc się Rycerzem Walpurgii, wszystko jest możliwe - sam nawet nie zauważył, kiedy wyprostował plecy, by pochylić się nieco do przodu w trakcie swojej niemalże żywiołowej jak na swoje standardy wypowiedzi. Sam wręczył Mariannie pałeczkę, by teraz odebrać ją ponownie i chociaż może nie tak należało postąpić, zbyt mocno odczuwał potrzebę zwerbowania lorda Burke w szeregi Rycerzy. Był alchemikiem, trucicielem, ogrom jego umiejętności nie przestawał wzbudzać szacunku Perseusa, który był świadomy tego, jak dużą rolę potrafiła odegrać dostępność odpowiednich eliksirów, co jednak było ważniejsze, za zobojętniałą maską Quentina krył się głód wiedzy i ambicje, które mogły zostać zaspokojone ku powszechnej satysfakcji. Układ idealny? - Znasz mnie, wiesz, że nie uznaję istnienia absolutu i nie rzucam słów na wiatr, dlatego powinieneś wiedzieć, ile to znaczy, kiedy mówię, że jeśli cokolwiek jest warte zaangażowania, to jest to właśnie to - dodał na zakończenie swojego monologu, który sprawił, że aż zaschło mu w gardle. Nie był przyzwyczajany do wygłaszania tak obszernych przemów w tak krótkim czasie, zamiast jednak zamarzyć o szklance wspierającego struny głosowe trunku, wbił w lorda Burke uważne spojrzenie, z niecierpliwością wyczekując jego reakcji.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Marianna miała wrażenie, że sytuacja wymyka jej się spod kontroli jeszcze bardziej. Perseus, który miał być tylko obserwatorem i ewentualnie jej pomóc, nagle stał się tym, który przejął pałeczkę. Na początku Mari poczuła pewnego rodzaju ukłucie zazdrości, w końcu to ona miała być tą, która się tym zajmie. Póki co jednak dawała plamę. Może nie potrafiła przemawiać do Burke’ów? To był trudny ród, zdawała sobie z tego sprawę, z innymi być może byłoby łatwiej? Może kiedyś się o tym przekona.
Słuchała słów Avery’ego, była w pełni przekonana o tym o czym mówił. To oni pod przywództwem Czarnego Pana mieli dokonać wielkich rzeczy. Oczyścić świat z mugoli i mugolaków, zaprowadzić nowy porządek, wywyższyć czystokrwistych czarodziejów jeszcze bardziej. Chociaż Mariannę bardziej pociągała moc i siła jaką dysponował Czarny Pan, to nie mogła przeciwstawić się jego poglądom. Jego poglądy były też jej poglądami.
Czuć było ekscytację bijącą od Perseusa, widać było, jak bardzo zależy mu na zwerbowaniu Quentina w szeregi Rycerzy, co zapewne spowodowało, że zechciał jej pomóc, a teraz tak bardzo dbał o to, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem, trafiła do idealnej osoby, aby poprosić o pomoc. Zrobiła to całkowicie przypadkowo, jednak jak się okazało, jej intuicja w tym momencie zadziałała idealnie.
Trochę zdziwił ją fakt, że nieuprzejmy ton lorda Burke’a oraz jego komentarze nie poruszyły Avery’ego. Wątpliwa organizacja? Bojówka? Cóż to miało znaczyć? Przyszli tu zaprosić go w szeregi organizacji, która już niedługo będzie ustalać nowy porządek na tej ziemi, a on czuł się w tym momencie na tyle pewnie, by tak bezczelnie sobie pogrywać. Marianna jednak nic na to nie powiedziała. Szlachta to szlachta, czasem musi sobie pokpić, jednak gdyby wiedział jak bardzo uraża przy tym Czarnego Pana, być może zmieniłby swoje nastawienie. Jednak nie zrobi tego, dopóki sam nie pozna go osobiście. Marianna miała wrażenie, że Tom Riddle był znanym i szanowanym czarodziejem w Hogwarcie, w końcu wielu obecnych rycerzy było jego przyjaciółmi ze szkoły. Quentin natomiast stwierdził, że go znał, to jednak zdawało się, że pamiętał Czarnego Pana inaczej niż Marianna mogła się tego spodziewać. Stąd te kpiące słowa?
- Wprowadzimy lorda do organizacji, dostaniesz zaproszenie na najbliższe spotkanie, poznasz, lordzie, Czarnego Pana - dodała jeszcze lekko ściszonym głosem.
Czy Quentin się skusi? Wizja władzy, potęgi, nowych możliwości wyglądała bardzo zachęcająco.
Słuchała słów Avery’ego, była w pełni przekonana o tym o czym mówił. To oni pod przywództwem Czarnego Pana mieli dokonać wielkich rzeczy. Oczyścić świat z mugoli i mugolaków, zaprowadzić nowy porządek, wywyższyć czystokrwistych czarodziejów jeszcze bardziej. Chociaż Mariannę bardziej pociągała moc i siła jaką dysponował Czarny Pan, to nie mogła przeciwstawić się jego poglądom. Jego poglądy były też jej poglądami.
Czuć było ekscytację bijącą od Perseusa, widać było, jak bardzo zależy mu na zwerbowaniu Quentina w szeregi Rycerzy, co zapewne spowodowało, że zechciał jej pomóc, a teraz tak bardzo dbał o to, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem, trafiła do idealnej osoby, aby poprosić o pomoc. Zrobiła to całkowicie przypadkowo, jednak jak się okazało, jej intuicja w tym momencie zadziałała idealnie.
Trochę zdziwił ją fakt, że nieuprzejmy ton lorda Burke’a oraz jego komentarze nie poruszyły Avery’ego. Wątpliwa organizacja? Bojówka? Cóż to miało znaczyć? Przyszli tu zaprosić go w szeregi organizacji, która już niedługo będzie ustalać nowy porządek na tej ziemi, a on czuł się w tym momencie na tyle pewnie, by tak bezczelnie sobie pogrywać. Marianna jednak nic na to nie powiedziała. Szlachta to szlachta, czasem musi sobie pokpić, jednak gdyby wiedział jak bardzo uraża przy tym Czarnego Pana, być może zmieniłby swoje nastawienie. Jednak nie zrobi tego, dopóki sam nie pozna go osobiście. Marianna miała wrażenie, że Tom Riddle był znanym i szanowanym czarodziejem w Hogwarcie, w końcu wielu obecnych rycerzy było jego przyjaciółmi ze szkoły. Quentin natomiast stwierdził, że go znał, to jednak zdawało się, że pamiętał Czarnego Pana inaczej niż Marianna mogła się tego spodziewać. Stąd te kpiące słowa?
- Wprowadzimy lorda do organizacji, dostaniesz zaproszenie na najbliższe spotkanie, poznasz, lordzie, Czarnego Pana - dodała jeszcze lekko ściszonym głosem.
Czy Quentin się skusi? Wizja władzy, potęgi, nowych możliwości wyglądała bardzo zachęcająco.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie wątpiłbym. To prawdopodobnie zdziwienie, niedowierzanie słowom niewiele znaczącej w naszym świecie kobiety. Dociera do mnie powoli powiązanie Czarnego Pana z Tomem Riddle, dociera do mnie wspomnienie o plotkach rozsianych po Nokturnie. Wszystko powoli układa się w całość - kiedy emocje już opadają. Kiedy wzburzenie ustępuje racjonalizmowi. Zwłaszcza, że do głosu dochodzi Avery, który prawdopodobnie miał robić tylko za wsparcie, nie za aktywną stronę tego przedsięwzięcia. Spoglądam to na jedną, to na drugą osobę przychodzącą do mnie z takimi rewelacjami. Nabieram głębszego wdechu chcąc zrozumieć mechanizm, według którego kluczą. To oczywiste, że nie mówią całej prawdy. Badają grunt. Niepotrzebnie - duszą oraz sercem jestem w tych samych poglądach. Myślami krążę wokół wniosków nasuwających się wraz z kolejnymi zdaniami układanymi w prawie-logiczną całość. Z zainteresowaniem wsłuchuję się w te wywody, slogany, z wolna zmieniając swoje nastawienie. Raz jeszcze poprawiam się na niewygodnym krześle złorzecząc w duchu na niemożność zaprowadzenia ich w bardziej komfortowe miejsce. Niestety, ja też mam swoją pracę. Chętnie posiedziałbym w salonie racząc gości czymś wyjątkowym, ale interesy to interesy. Tutaj z pewnością nikt nas nie podsłucha, nawet Wynonna.
- To prawda, skoro nawet ty, Perseusie, jesteś gotów na nagięcie swoich przekonań, to musi być to warte zachodu - przytakuję po tych wszystkich słowach, które przed chwilą padły. Słysząc pannę Goshawk spoglądam na nią przez krótką chwilę, zaraz jednak poświęcając więcej czasu poprzedniemu rozmówcy.
- To wszystko brzmi… wprost bajkowo. Mogę naturalnie zapewnić o moich konserwatywnych poglądach, o chęci pomocy w pozbywaniu się szlam oraz innego plugastwa kaleczącego magiczny świat - zaczynam spokojnie, trochę się zastanawiając nad tym wszystkim. Szukam odpowiedzi nawet w suficie, ale, co mnie w ogóle nie dziwi, nie znajduję go tam. - Jaka jest za to cena? - pytam, świdrując się wzrokiem. - Wszystko ma swoją złą stronę medalu. Co miałbym zrobić? Jak miałoby wyglądać moje życie podporządkowane Czarnemu Panu? Jak to wygląda w istocie? - zarzucam cię górą pytań odchylając się nieco na krześle. Początkowe spięcie nieco mija, czuję się już bardziej rozluźniony. Może wręcz zaciekawiony - ale też i podejrzliwy.
- To prawda, skoro nawet ty, Perseusie, jesteś gotów na nagięcie swoich przekonań, to musi być to warte zachodu - przytakuję po tych wszystkich słowach, które przed chwilą padły. Słysząc pannę Goshawk spoglądam na nią przez krótką chwilę, zaraz jednak poświęcając więcej czasu poprzedniemu rozmówcy.
- To wszystko brzmi… wprost bajkowo. Mogę naturalnie zapewnić o moich konserwatywnych poglądach, o chęci pomocy w pozbywaniu się szlam oraz innego plugastwa kaleczącego magiczny świat - zaczynam spokojnie, trochę się zastanawiając nad tym wszystkim. Szukam odpowiedzi nawet w suficie, ale, co mnie w ogóle nie dziwi, nie znajduję go tam. - Jaka jest za to cena? - pytam, świdrując się wzrokiem. - Wszystko ma swoją złą stronę medalu. Co miałbym zrobić? Jak miałoby wyglądać moje życie podporządkowane Czarnemu Panu? Jak to wygląda w istocie? - zarzucam cię górą pytań odchylając się nieco na krześle. Początkowe spięcie nieco mija, czuję się już bardziej rozluźniony. Może wręcz zaciekawiony - ale też i podejrzliwy.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Może w tym właśnie była rzecz, Czarny Pan wiedział doskonale czego pragnęło każde z nich, wiedział w dokładnie jaki sposób najefektowniej skorumpować umysły, które nie miały przed nim tajemnic i jak sprawić, by jednostki pozornie niezainteresowane działaniem na rzecz wspólnoty zaczęły sprawnie współpracować na rzecz urzeczywistnienia pięknej wizji - ich wizji, jego wizji. Każde z nich pragnęło mocy i to właśnie ten głód czynił ich niepowstrzymanymi w swoich dążeniach i pomimo tego, że dziedzice rodu Burke nie mieli w zwyczaju afiszować się w stopniu zbliżonym bardziej atencyjnym rodom, Avery był święcie przekonany o tym, że Quentin już wyznawał ich ideę i jedynym, czego potrzebował, to lekkie popchnięcie w dobrym kierunku. Mówił więc dużo, o wiele więcej niż zazwyczaj, zdradzając przy tym ożywienie, które zawsze trzymał na uwięzi. Nie uznawał się za fanatyka, bo przecież by zaliczać się do tej kategorii, trzeba ślepo podążać wyznaczaną przez kogoś innego ścieżką, a on sam tego kryterium nie spełniał, mając oczy otwarte szeroko jak jeszcze nigdy, widząc więcej niż kiedykolwiek mógłby widzieć i z pełną świadomością stawiając kolejne kroki.
- Jest warte - potwierdził po raz ostatni, nie wątpiąc w to, że jego słowa zakorzeniły się w umyśle Quentina, by w krótkim czasie rozkwitnąć w pełni. Przytaknął wypowiedzi panny Goshawk, zadowolony faktem, że nie speszyło jej nagłe odebranie inicjatywy i zdominowanie konwersacji, którą powinna prowadzić. Spojrzał na nią przelotnie, może odrobinę badawczo, jakby chciał poznać myśli kłębiące się w jej głowie, lecz zaledwie chwilę później powrócił wzrokiem do znajdującego się naprzeciwko szlachcica.
- Czyny mówią więcej niż słowa - skwitował niemalże filozoficznie. Nie potrzebujemy twoich zapewnień, Quentinie, chcemy tylko twojego oddania. Mówił przyciszonym głosem, nie było potrzeby nadawać słowom złudnej mocy dodatkowych decybeli, gdy same w sobie ważyły dużo. Mówił powoli, zostawiając pannie Goshawk wystarczająco duże pole do manewru, by wtrącała się wedle uznania. - Jesteś z nami lub przeciwko nam. Jeśli się sprzeniewierzysz, stracisz równie wiele co zyskasz - a nawet i więcej, Rycerze Walpurgii nie słyną wszak z miłosierdzia, a uchybienia spotykają się z bezlitosną reakcją, lord Burke niewątpliwie miał się o tym dowiedzieć już wkrótce, jeśli wciąż nie zawierzał nokturnowym doniesieniom.
- W istocie uznamy, że twoja wcześniejsza drwina brała swe źródło w niewiedzy, a nie ignorancji, lecz ten kredyt jest jednorazowy - odezwał się nagle, zmieniając nastawienie. Wierzył w to, że wcześniejsze żarty były żarami sytuacyjnymi, maskującymi dyskomfort wywołany dziwną sytuacją i niezrozumienie podejrzanych wieści obcej persony, niektóre rzeczy musiały jednak zostać wyjaśnione, niektóre kwestie wyklarowane, a niektóre ostrzeżenia złożone. - Teraz już wiesz, ufam więc, że w przyszłości będziesz ostrożniejszy - dokończył rzetelne doinformowywanie, wbijając spojrzenie chłodnych tęczówek w Quentina. Wiedział, że nie musiał wyjaśniać tego, co zostało ukryte pomiędzy wierszami - tego, że jego kolejna kpina może okazać się jego ostatnią.
- Jest warte - potwierdził po raz ostatni, nie wątpiąc w to, że jego słowa zakorzeniły się w umyśle Quentina, by w krótkim czasie rozkwitnąć w pełni. Przytaknął wypowiedzi panny Goshawk, zadowolony faktem, że nie speszyło jej nagłe odebranie inicjatywy i zdominowanie konwersacji, którą powinna prowadzić. Spojrzał na nią przelotnie, może odrobinę badawczo, jakby chciał poznać myśli kłębiące się w jej głowie, lecz zaledwie chwilę później powrócił wzrokiem do znajdującego się naprzeciwko szlachcica.
- Czyny mówią więcej niż słowa - skwitował niemalże filozoficznie. Nie potrzebujemy twoich zapewnień, Quentinie, chcemy tylko twojego oddania. Mówił przyciszonym głosem, nie było potrzeby nadawać słowom złudnej mocy dodatkowych decybeli, gdy same w sobie ważyły dużo. Mówił powoli, zostawiając pannie Goshawk wystarczająco duże pole do manewru, by wtrącała się wedle uznania. - Jesteś z nami lub przeciwko nam. Jeśli się sprzeniewierzysz, stracisz równie wiele co zyskasz - a nawet i więcej, Rycerze Walpurgii nie słyną wszak z miłosierdzia, a uchybienia spotykają się z bezlitosną reakcją, lord Burke niewątpliwie miał się o tym dowiedzieć już wkrótce, jeśli wciąż nie zawierzał nokturnowym doniesieniom.
- W istocie uznamy, że twoja wcześniejsza drwina brała swe źródło w niewiedzy, a nie ignorancji, lecz ten kredyt jest jednorazowy - odezwał się nagle, zmieniając nastawienie. Wierzył w to, że wcześniejsze żarty były żarami sytuacyjnymi, maskującymi dyskomfort wywołany dziwną sytuacją i niezrozumienie podejrzanych wieści obcej persony, niektóre rzeczy musiały jednak zostać wyjaśnione, niektóre kwestie wyklarowane, a niektóre ostrzeżenia złożone. - Teraz już wiesz, ufam więc, że w przyszłości będziesz ostrożniejszy - dokończył rzetelne doinformowywanie, wbijając spojrzenie chłodnych tęczówek w Quentina. Wiedział, że nie musiał wyjaśniać tego, co zostało ukryte pomiędzy wierszami - tego, że jego kolejna kpina może okazać się jego ostatnią.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
/Przepraszam, nie mogłam się wkręcić w posta znowu
Przymknęła usta, zauważając, że Quentin połknął haczyk. Nie trzeba było namawiać go zbyt długo, kilka pięknych słów, trafiających wprost w jego serce, zgodnych z jego ideałami sprawiły, że od razu chciał zapewniać ich o swoich poglądach. Marianna wierzyła, że są odpowiednie, gdyby nie były, Czarny Pan nie zechciałby go poznać. Czy też może nie poznać, co widzieć w swoich szeregach.
Pozwoliła Perseusowi poprowadzić dalszą część rozmowy, przez chwilę czuła na sobie jego spojrzenie, jednak nie odwróciła wzroku z Quentina, obserwując dokładnie zmieniający się jego wyraz twarzy. Pytał o konsekwencje, o to jak wyglądać będzie jego życie. Na jedno Avery odpowiedział, drugie pozostawił bez odpowiedzi, w zamian za to, upominając Burke’a i ostrzegając, że więcej nie będą tolerować jego kpin. Marianna liczyła na to, że mężczyzna zrozumie i może nawet przeprosi? Ona nie ręczyła za sobie, jeśli jeszcze raz usłyszy coś tak… okropnego.
- Twoje życie całkowicie się zmieni, to co zyskasz, jest nie do opisania, w zamian stawiasz się na każde jego wezwanie i wykonujesz każde jego polecenie - odpowiedziała.
Dlaczego miałaby to ukrywać? Domyśliłby się od razu, a tak będzie wiedział na czym stoi. I tak nie było już odwrotu, jeśli nagle się wycofa, to pożałuje i ciekawa była, czy lord zdawał sobie z tego sprawę. Służenie Czarnemu Panu, będzie wymagało od niego sporo poświęcenia, czy był gotowy oddać się mu całemu? Marianna była wpatrzona w Czarnego Pana i zachwycona jego siłą i potęgą, czy ten sam los spotka Burke’a?
Póki co nie miała nic więcej do dodania. Chociaż to ona miała prowadzić tą rozmowę, to została zdominowana przez Perseusa, czego mogła się spodziewać. Przez chwilę żałowała, że go tu ze sobą zabrała, z drugiej strony wątpiła, aby było tak łatwo, gdyby pojawiła się tu samotnie. Z dwojga złego wolała być zdominowana, niż nie wypełnić powierzonego jej zadania. W końcu Czarny Pan nie sprecyzował jak ono miało zostać wykonane.
Po krótkiej chwili przerwy, Marianna westchnęła cicho. Jak dla niej, to spotkanie właściwie było już zakończone. Przekonali się o poglądach Quentina, ucięli sobie z nim krótką pogawędkę, na temat tego, jak nie powinien wyrażać się na temat Czarnego Pana. Czy było coś jeszcze do dodania?
Zerknęła więc na Perseusa, szukając w nim odpowiedzi na swoje pytanie i chociaż wiedziała, że nie zadała go na głos, miała nadzieję, że może mężczyzna się domyśli. Chociaż w sumie, był mężczyzną, a oni nie wykazywali się zbytnią umiejętnością domyślania się. Spojrzenie to trwało ledwie sekundę lub dwie.
- Czy jest jeszcze coś, o czym powinniśmy go poinformować? - zapytała Perseusa, odwracając wzrok w stronę Quentina. - Wydaje mi się, że wszystko czego lord Burke powinien się dowiedzieć, już usłyszał.
Stwierdzenie to było dość proste i całkiem logiczne. Nie żeby Marianna chciała już opuścić to towarzystwo, absolutnie.
Przymknęła usta, zauważając, że Quentin połknął haczyk. Nie trzeba było namawiać go zbyt długo, kilka pięknych słów, trafiających wprost w jego serce, zgodnych z jego ideałami sprawiły, że od razu chciał zapewniać ich o swoich poglądach. Marianna wierzyła, że są odpowiednie, gdyby nie były, Czarny Pan nie zechciałby go poznać. Czy też może nie poznać, co widzieć w swoich szeregach.
Pozwoliła Perseusowi poprowadzić dalszą część rozmowy, przez chwilę czuła na sobie jego spojrzenie, jednak nie odwróciła wzroku z Quentina, obserwując dokładnie zmieniający się jego wyraz twarzy. Pytał o konsekwencje, o to jak wyglądać będzie jego życie. Na jedno Avery odpowiedział, drugie pozostawił bez odpowiedzi, w zamian za to, upominając Burke’a i ostrzegając, że więcej nie będą tolerować jego kpin. Marianna liczyła na to, że mężczyzna zrozumie i może nawet przeprosi? Ona nie ręczyła za sobie, jeśli jeszcze raz usłyszy coś tak… okropnego.
- Twoje życie całkowicie się zmieni, to co zyskasz, jest nie do opisania, w zamian stawiasz się na każde jego wezwanie i wykonujesz każde jego polecenie - odpowiedziała.
Dlaczego miałaby to ukrywać? Domyśliłby się od razu, a tak będzie wiedział na czym stoi. I tak nie było już odwrotu, jeśli nagle się wycofa, to pożałuje i ciekawa była, czy lord zdawał sobie z tego sprawę. Służenie Czarnemu Panu, będzie wymagało od niego sporo poświęcenia, czy był gotowy oddać się mu całemu? Marianna była wpatrzona w Czarnego Pana i zachwycona jego siłą i potęgą, czy ten sam los spotka Burke’a?
Póki co nie miała nic więcej do dodania. Chociaż to ona miała prowadzić tą rozmowę, to została zdominowana przez Perseusa, czego mogła się spodziewać. Przez chwilę żałowała, że go tu ze sobą zabrała, z drugiej strony wątpiła, aby było tak łatwo, gdyby pojawiła się tu samotnie. Z dwojga złego wolała być zdominowana, niż nie wypełnić powierzonego jej zadania. W końcu Czarny Pan nie sprecyzował jak ono miało zostać wykonane.
Po krótkiej chwili przerwy, Marianna westchnęła cicho. Jak dla niej, to spotkanie właściwie było już zakończone. Przekonali się o poglądach Quentina, ucięli sobie z nim krótką pogawędkę, na temat tego, jak nie powinien wyrażać się na temat Czarnego Pana. Czy było coś jeszcze do dodania?
Zerknęła więc na Perseusa, szukając w nim odpowiedzi na swoje pytanie i chociaż wiedziała, że nie zadała go na głos, miała nadzieję, że może mężczyzna się domyśli. Chociaż w sumie, był mężczyzną, a oni nie wykazywali się zbytnią umiejętnością domyślania się. Spojrzenie to trwało ledwie sekundę lub dwie.
- Czy jest jeszcze coś, o czym powinniśmy go poinformować? - zapytała Perseusa, odwracając wzrok w stronę Quentina. - Wydaje mi się, że wszystko czego lord Burke powinien się dowiedzieć, już usłyszał.
Stwierdzenie to było dość proste i całkiem logiczne. Nie żeby Marianna chciała już opuścić to towarzystwo, absolutnie.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
W jednej chwili muszę przewartościować swoje życie, poglądy, nawet sposób bycia. Rewelacje, które spływają na mnie kaskadami słów od dwóch różnych osób w pierwszej chwili mnie ciekawią - tak mocno, że gotów jestem na wiele. W drugiej nadchodzi obawa oraz zwątpienie. Czy to tak teraz ma wyglądać moje życie? Słuchać się nie tylko Czarnego Pana, ale też osób, którymi gardzę? Z których kpina przychodzi mi tak łatwo? Nie była ona skierowana w kierunku Riddle’a, tylko właśnie w nią, kobietę znikąd nieumiejętnie prowadzącą rozmowy. Nieznającą osoby, z którą przyszło jej wymieniać te kilka zdań. To ujmujące kiedy masz słuchać kogoś, kto nawet nie zadał sobie trudu dowiedzenia się czegokolwiek o tobie. Miliony myśli przeskakują przez moje neurony w mózgu odbierając impulsy z zewnątrz w różnoraki sposób. Kiwam głową - to akurat prawda, czyny powiedzą więcej niż tylko słowa, o których istnieniu sam Avery wie. Dlatego milknę na ten moment, pozornie spokojnie poprawiając rękaw szaty.
Miłe słówka płynnie przechodzą w groźby oraz rozmywają złudzenie sielskości. Czarna magia oraz osoby nią się parające nie mogą należeć do delikatnych, tak jak nie mogą pozostać przyjemnymi, dobrymi duszkami gotowymi pomóc ci w potrzebie. To spirala głęboko podszytej nienawiści oraz egoizmu. Nie spodziewałem się niczego więcej, a jednak czuję wewnętrzny zgrzyt. Mimowolnie ściągam brwi, napinam mięśnie. Mam ochotę powiedzieć wiele, zbyt wiele - ten ton, te pojedyncze zdania będące obelgą samą w sobie, chociaż Perseus dobrze wie o co mi wcześniej chodziło, to tylko kolejny pokaz słabości. Uginania się pod wolą tego, który jest wszechpotężny. Gdybym miał kierować się wyłącznie osobistymi pobudkami uciąłbym to w tym momencie. Cóż, istnieje jeszcze sprawa wyższej idei, którą chciałbym w ten czy inny sposób wspomóc. Oczyszczanie świata ze szlamu nie zrobi się przecież samo, ktoś musi trzymać rękę na pulsie. Ktoś musi dołożyć do tego swoją cegiełkę, byleby było nas jak najwięcej. Tymi właśnie ideałami się karmię w myślach starając się nie powiedzieć tych kilku przykrych słów.
- Dobrze znasz jej źródło, Perseusie - rzucam więc tylko tyle, oschle, kierując wzrok na jego towarzyszkę. Potwierdzającą moje obawy dotyczące rychłego uniżenia w celu zdobycia ziszczenia się własnych pragnień. Kiedy przetrawię sobie to wszystko, będę gotów na p o ś w i ę c e n i a. Tak sobie myślę, chociaż cierpliwość do tej kobiety powoli mi się kończy. - Nadal tu jestem - stwierdzam oczywisty fakt kiedy mówi o mnie w osobie trzeciej. Jak gdybym siedział za magiczną, dźwiękoszczelną szybą.
Miłe słówka płynnie przechodzą w groźby oraz rozmywają złudzenie sielskości. Czarna magia oraz osoby nią się parające nie mogą należeć do delikatnych, tak jak nie mogą pozostać przyjemnymi, dobrymi duszkami gotowymi pomóc ci w potrzebie. To spirala głęboko podszytej nienawiści oraz egoizmu. Nie spodziewałem się niczego więcej, a jednak czuję wewnętrzny zgrzyt. Mimowolnie ściągam brwi, napinam mięśnie. Mam ochotę powiedzieć wiele, zbyt wiele - ten ton, te pojedyncze zdania będące obelgą samą w sobie, chociaż Perseus dobrze wie o co mi wcześniej chodziło, to tylko kolejny pokaz słabości. Uginania się pod wolą tego, który jest wszechpotężny. Gdybym miał kierować się wyłącznie osobistymi pobudkami uciąłbym to w tym momencie. Cóż, istnieje jeszcze sprawa wyższej idei, którą chciałbym w ten czy inny sposób wspomóc. Oczyszczanie świata ze szlamu nie zrobi się przecież samo, ktoś musi trzymać rękę na pulsie. Ktoś musi dołożyć do tego swoją cegiełkę, byleby było nas jak najwięcej. Tymi właśnie ideałami się karmię w myślach starając się nie powiedzieć tych kilku przykrych słów.
- Dobrze znasz jej źródło, Perseusie - rzucam więc tylko tyle, oschle, kierując wzrok na jego towarzyszkę. Potwierdzającą moje obawy dotyczące rychłego uniżenia w celu zdobycia ziszczenia się własnych pragnień. Kiedy przetrawię sobie to wszystko, będę gotów na p o ś w i ę c e n i a. Tak sobie myślę, chociaż cierpliwość do tej kobiety powoli mi się kończy. - Nadal tu jestem - stwierdzam oczywisty fakt kiedy mówi o mnie w osobie trzeciej. Jak gdybym siedział za magiczną, dźwiękoszczelną szybą.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To nie były tylko piękne słowa, z pewnością wiedzieli o tym wszyscy obecni tego dnia w podziemiach posiadłości w Durham - za każdym słowem stały solidne podstawy, idea silnie zakotwiczona w rzeczywistości, obietnice mające stuprocentowe pokrycie zarówno w przypadku realizowania skrytych pragnień, jak i egzekwowania konsekwencji sprzeniewierzenia się raz podjętym zobowiązaniom. To nie były tylko piękne słowa mające złapać w sidła kolejnego pomyleńca, który później gorzko by się rozczarował; Rycerze Walpurgii otwierali oczy, otwierali nowe możliwości, dawali szersze perspektywy dostrzegane na razie przez tak nieliczne grono. Od dzisiaj większe o Quentina Burke.
Czy można było uznać, że osiągnęli swój cel? Czy można było uznać go za zachęconego, pomimo przedstawienia mniej zachęcającej strony medalu? Avery nie miał w zwyczaju rozczarowywać, a już na pewno nie tego, którego niezadowolenia nie pragnął wywołać nikt będący w pełni władz umysłowych. Czarny Pan chciał poznać kolejnego z przedstawicieli konserwatywnej szlachty i nie było w tym mowy o tym, że musi to być koniecznie za zgodą owego przedstawiciela, może wręcz wprost przeciwnie - w enigmatycznej informacji skreślonej na pergaminie, który otrzymała Marianna, gdzieś pomiędzy wierszami czaiło się stwierdzenie, że nie powinni przyjmować odmowy i, jeśli do tego dojdzie, nie przebierać w środkach, byleby tylko lord Burke znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Ale to była ostateczność, której wolał uniknąć. Znał przecież potencjał drzemiący w Quentinie, znał moc nienawistnych idei, w których sam się rozsmakowywał i wiedział, że wyznawcy są zdolni uczynić więcej niż tchórze. Cieszył się, że uniknęli radykalnych metod, chociaż powiedzenie, że był usatysfakcjonowany rozmową, nie do końca byłoby zgodne z prawdą. Decorum umierało w męczarniach, gdy zmuszał się do wyginania ust w łagodną linię uśmiechu. Szlachcic nie pozostawiał mu już wątpliwości, jego odczucia były podzielane. Przytaknął anemicznie głową, w której zaczynał ćmić migrenowy ból. To było już wszystko, musiało być. Myśl o powrocie do domu od dawna nie napawała go aż tak szalenie optymistycznymi uczuciami.
- Nie będziemy dłużej nadużywać twojej gościnności, Quentinie - odezwał się nagle, ucinając zaogniającą się sytuację w sposób najbardziej neutralny ze wszystkich chwilowo dostępnych. - Niebawem otrzymasz informacje o spotkaniu - zaproszenie? Wezwanie? Ciężko stwierdzić. - Bądź gotów - dodał jeszcze, podnosząc się z miejsca i czekając, aż panna Goshawk uczyni to samo. Spojrzał jeszcze na Quentina, zastanawiając się czy powinien coś dodać, ostatecznie jednak zrezygnował, postanawiając zwrócić się doń korespondencyjnie w dogodniejszych okolicznościach. Przyszli wykonać zadanie i chwilowo tylko to się liczyło.
Czy można było uznać, że osiągnęli swój cel? Czy można było uznać go za zachęconego, pomimo przedstawienia mniej zachęcającej strony medalu? Avery nie miał w zwyczaju rozczarowywać, a już na pewno nie tego, którego niezadowolenia nie pragnął wywołać nikt będący w pełni władz umysłowych. Czarny Pan chciał poznać kolejnego z przedstawicieli konserwatywnej szlachty i nie było w tym mowy o tym, że musi to być koniecznie za zgodą owego przedstawiciela, może wręcz wprost przeciwnie - w enigmatycznej informacji skreślonej na pergaminie, który otrzymała Marianna, gdzieś pomiędzy wierszami czaiło się stwierdzenie, że nie powinni przyjmować odmowy i, jeśli do tego dojdzie, nie przebierać w środkach, byleby tylko lord Burke znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Ale to była ostateczność, której wolał uniknąć. Znał przecież potencjał drzemiący w Quentinie, znał moc nienawistnych idei, w których sam się rozsmakowywał i wiedział, że wyznawcy są zdolni uczynić więcej niż tchórze. Cieszył się, że uniknęli radykalnych metod, chociaż powiedzenie, że był usatysfakcjonowany rozmową, nie do końca byłoby zgodne z prawdą. Decorum umierało w męczarniach, gdy zmuszał się do wyginania ust w łagodną linię uśmiechu. Szlachcic nie pozostawiał mu już wątpliwości, jego odczucia były podzielane. Przytaknął anemicznie głową, w której zaczynał ćmić migrenowy ból. To było już wszystko, musiało być. Myśl o powrocie do domu od dawna nie napawała go aż tak szalenie optymistycznymi uczuciami.
- Nie będziemy dłużej nadużywać twojej gościnności, Quentinie - odezwał się nagle, ucinając zaogniającą się sytuację w sposób najbardziej neutralny ze wszystkich chwilowo dostępnych. - Niebawem otrzymasz informacje o spotkaniu - zaproszenie? Wezwanie? Ciężko stwierdzić. - Bądź gotów - dodał jeszcze, podnosząc się z miejsca i czekając, aż panna Goshawk uczyni to samo. Spojrzał jeszcze na Quentina, zastanawiając się czy powinien coś dodać, ostatecznie jednak zrezygnował, postanawiając zwrócić się doń korespondencyjnie w dogodniejszych okolicznościach. Przyszli wykonać zadanie i chwilowo tylko to się liczyło.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Marianna niemal prychnęła, gdy Quentin stwierdził, że nadal tu jest. Ale prychnęła z rozbawienia, oczywiście. Specjalnie w taki sposób zwróciła się do Avery’ego o Quentinie, a jego reakcja, chociaż przewidywalna, poniekąd ją w jakiś sposób usatysfakcjonowała. Sama nie rozumiała czemu tak postąpiła i co takiego ją w tym wszystkim bawiło, ale w Quentinie było coś, co dziewczynę drażniło, chociaż, na ten moment, absolutnie nie potrafiła stwierdzić co.
Zdobyli nowego członka do swojej organizacji, czy też zdobyli nowego członka do organizacji należącej do mężczyzny, któremu służyli. Marianna czuła, że ta rozmowa nie poszła tak, jakby Czarny Pan sobie mógł to wymarzyć, robili w końcu coś takiego po raz pierwszy i zapewne powiedziałaby, że człowiek uczy się na błędach, wiedziała jednak, że Czany Pan nie lubi błędów więc i to stwierdzenie było w tym momencie absolutnie nie na miejscu. Jednakże, zadanie zostało wypełnione, Quentin został wciągnięty w szeregi i już na najbliższym spotkaniu się pojawi. A wtedy to już ich Pan oceni, czy było warto.
Nie było sensu, aby cokolwiek dodawała, Perseus powiedział na zakończenie wszystko, co trzeba było, a kobieta jedynie powstała za nim, gdy i on wstał. Kobieca intuicja, jeśli coś takiego naprawdę istniało, podpowiada jej, że nie tylko ona chciałaby już zakończyć to spotkanie.
Goshawk inaczej to sobie wyobrażała, ale jak się okazało, nawet zwykła rozmowa nie zawsze przechodziła zgodnie z planem. Można było sobie układać w głowie wszystko, a wystarczy jedno zdanie, aby być zmuszonym do przejścia do całkowitej improwizacji. Wiele ją dzisiejszego dnia zaskoczyło, wiele reakcji zniesmaczyło i nie mogła, czysto teoretycznie, nic z tym począć.
Na pewno przez kilka następnych dni będzie dogłębnie analizować całe spotkanie, wyciągać wnioski i denerwować się, że to i to mogła powiedzieć inaczej, tu się nie odzywać, lub wręcz przeciwnie, nie pozwolić sobie jednak na odebranie pałeczki. Było już na to za późno, jedyne co może w tym wypadku zrobić, to zadbać o to, aby więcej nie popełniła tych błędów. Zresztą, jeśli pojawiły się tu większe błędy, niż to co sama będzie w stanie stwierdzić, Czarny Pan na pewno zadba o to, aby ani ona, ani Perseus, więcej ich nie popełnili.
W tym jednak momencie przerzucała spojrzenie to na Avery’ego to na Quentina, oczekując ich dalszych reakcji. Może gospodarz odprowadzi ich do drzwi? Czy jakkolwiek w takiej sytuacji zachowywali się szlachcice.
Zdobyli nowego członka do swojej organizacji, czy też zdobyli nowego członka do organizacji należącej do mężczyzny, któremu służyli. Marianna czuła, że ta rozmowa nie poszła tak, jakby Czarny Pan sobie mógł to wymarzyć, robili w końcu coś takiego po raz pierwszy i zapewne powiedziałaby, że człowiek uczy się na błędach, wiedziała jednak, że Czany Pan nie lubi błędów więc i to stwierdzenie było w tym momencie absolutnie nie na miejscu. Jednakże, zadanie zostało wypełnione, Quentin został wciągnięty w szeregi i już na najbliższym spotkaniu się pojawi. A wtedy to już ich Pan oceni, czy było warto.
Nie było sensu, aby cokolwiek dodawała, Perseus powiedział na zakończenie wszystko, co trzeba było, a kobieta jedynie powstała za nim, gdy i on wstał. Kobieca intuicja, jeśli coś takiego naprawdę istniało, podpowiada jej, że nie tylko ona chciałaby już zakończyć to spotkanie.
Goshawk inaczej to sobie wyobrażała, ale jak się okazało, nawet zwykła rozmowa nie zawsze przechodziła zgodnie z planem. Można było sobie układać w głowie wszystko, a wystarczy jedno zdanie, aby być zmuszonym do przejścia do całkowitej improwizacji. Wiele ją dzisiejszego dnia zaskoczyło, wiele reakcji zniesmaczyło i nie mogła, czysto teoretycznie, nic z tym począć.
Na pewno przez kilka następnych dni będzie dogłębnie analizować całe spotkanie, wyciągać wnioski i denerwować się, że to i to mogła powiedzieć inaczej, tu się nie odzywać, lub wręcz przeciwnie, nie pozwolić sobie jednak na odebranie pałeczki. Było już na to za późno, jedyne co może w tym wypadku zrobić, to zadbać o to, aby więcej nie popełniła tych błędów. Zresztą, jeśli pojawiły się tu większe błędy, niż to co sama będzie w stanie stwierdzić, Czarny Pan na pewno zadba o to, aby ani ona, ani Perseus, więcej ich nie popełnili.
W tym jednak momencie przerzucała spojrzenie to na Avery’ego to na Quentina, oczekując ich dalszych reakcji. Może gospodarz odprowadzi ich do drzwi? Czy jakkolwiek w takiej sytuacji zachowywali się szlachcice.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie jestem do końca zadowolony. Wręcz wewnętrznie zażenowany oraz rozdrażniony. Nie ukazuję tego poprzez bardzo neutralne oblicze, tylko wzrok wydaje się być roziskrzony od nerwów. Niemych wyrzutów? Tak wygląda hipokryzja. Sam nie dbam za bardzo o maniery, a czepiam się ich u innych. Może dlatego, że nawet ja znam podstawy savoir-vivre, a ta kobieta popełnia kolejne faux-pas za kolejnym. Co może na dłuższą metę budzić odrazę. Staram się zatem spoglądać na Perseusa, który wygląda chyba na równie zawiedzionego co ja. Trudno teraz nad tym debatować. Każda osoba w tej pracowni musi na spokojnie przemyśleć swoje postępowanie. Przeanalizować wszystkie słowa, które między nami padły, zachowanie, które należy być może dać pod lupę.
Czuję wiele skrajnych emocji. Naturalnie, że w tym też obawę. To decyzja na całe życie, które wydaje się być teraz przypieczętowane. Oddane idei, jednej osobie. Obiecującej góry złota - przede wszystkim władzę. Mnie najbardziej ciągnie do świata pozbawionego brudu szlam, reszta wydaje się przy tym blednąć. Jestem w stanie dołożyć do tego swoją cegiełkę, w obawie o zrujnowanie magicznego świata. Jeszcze nie wiem jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić.
- Dziękuję za przybycie. I pokładane we mnie zaufanie - mówię nagle, wstając wraz z nimi. - Odprowadziłbym was, ale mam niestety dużo roboty - dodaję. Cóż, nazywam się Burke. Za to przywołuję skrzata, żeby dopełnił formalności i pozwolił gościom bezpiecznie wyjść z dworu. Sam zaraz zabieram się za dokończenie mikstury. Wiem już, że w nocy nie zasnę musząc sobie jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
zt. x3
Czuję wiele skrajnych emocji. Naturalnie, że w tym też obawę. To decyzja na całe życie, które wydaje się być teraz przypieczętowane. Oddane idei, jednej osobie. Obiecującej góry złota - przede wszystkim władzę. Mnie najbardziej ciągnie do świata pozbawionego brudu szlam, reszta wydaje się przy tym blednąć. Jestem w stanie dołożyć do tego swoją cegiełkę, w obawie o zrujnowanie magicznego świata. Jeszcze nie wiem jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić.
- Dziękuję za przybycie. I pokładane we mnie zaufanie - mówię nagle, wstając wraz z nimi. - Odprowadziłbym was, ale mam niestety dużo roboty - dodaję. Cóż, nazywam się Burke. Za to przywołuję skrzata, żeby dopełnił formalności i pozwolił gościom bezpiecznie wyjść z dworu. Sam zaraz zabieram się za dokończenie mikstury. Wiem już, że w nocy nie zasnę musząc sobie jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
zt. x3
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Podziemia
Szybka odpowiedź