Skrzydło zachodnie
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Skrzydło zachodnie
Skrzydło zachodnie jest przeznaczone do wyłącznego użytku Quentina. Utrzymane w czarno-szarych barwach, wyłożone kamieniami, sprawia wrażenie posępnego i opuszczonego. Pomimo panującego porządku po przekroczeniu progu skrzydła odnosi się wrażenie wciągnięcia przez wir chaosu. Korytarze zawalone są rzeźbami, ściany obwieszone są obrazami, ale statycznymi. Brakuje naturalnego oświetlenia, gdyż okna wychodzące na szklarnię ozdabiają grube kotary praktycznie nigdy nieodsłaniane.
Pierwsze drzwi prowadzą do sypialni Burke'a składającej się z ogromnego łoża z baldachimem, drewnianej, wiekowej komody na ubrania i wiszącego nad nią srebrnego lustra. Ścian praktycznie nie widać pod osłoną z obrazów i prawie zawsze pokój skąpany jest w ciemnościach. Po lewej stronie są drzwi prowadzące do łazienki.
Następne drzwi z korytarza należą do gabinetu Quentina. Składa się on z dębowego biurka zawalonego pergaminami i tomami, ściany wyłożone są regałami z uginającymi się od książek półkami. Na końcu stoi wbudowany w ścianę barek skrywający dużo różnych trunków.
Na samym końcu wchodzi się do salonu przyjmującego poufnych gości. Zaopatrzony jest on w stół, kanapy i fotele, a także niewielki kominek. Także i w tym miejscu zobaczyć można dużą ilość rzeźb czy obrazów. Całości dopełnia drogi Quentinowi fortepian należący do jego babki, na którym zresztą często gra.
Pierwsze drzwi prowadzą do sypialni Burke'a składającej się z ogromnego łoża z baldachimem, drewnianej, wiekowej komody na ubrania i wiszącego nad nią srebrnego lustra. Ścian praktycznie nie widać pod osłoną z obrazów i prawie zawsze pokój skąpany jest w ciemnościach. Po lewej stronie są drzwi prowadzące do łazienki.
Następne drzwi z korytarza należą do gabinetu Quentina. Składa się on z dębowego biurka zawalonego pergaminami i tomami, ściany wyłożone są regałami z uginającymi się od książek półkami. Na końcu stoi wbudowany w ścianę barek skrywający dużo różnych trunków.
Na samym końcu wchodzi się do salonu przyjmującego poufnych gości. Zaopatrzony jest on w stół, kanapy i fotele, a także niewielki kominek. Także i w tym miejscu zobaczyć można dużą ilość rzeźb czy obrazów. Całości dopełnia drogi Quentinowi fortepian należący do jego babki, na którym zresztą często gra.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Ostatnio zmieniony przez Quentin Burke dnia 07.11.16 10:10, w całości zmieniany 1 raz
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Bonifacy nie był kotem, którego dało się łatwo przegonić. Ba. Był starym wyjadaczem spotkań z różnymi ludźmi. Nawet tymi którzy chcieli go schrupać w środku lasu, ale jednak przechytrzył ich. Skoczył w jeden bok, potem w drugi i wciąż żył. Nikt nie mógł go złapać ani przegonić. Dziesięć lat to nie jest wcale taki krótki żywot dla kota, szczególnie że wykorzystał już swoje trzy życia. Trochę mu zostało nim padnie ze starości i już się nie obudzi. Ale, no właśnie! Jeszcze daleko do tego dnia, a na razie zamierzał korzystać z wolności ile tylko można było. Hyc hyc na parapet, a potem wślizgnąć się przez uchylone drzwi i do kuchni! Hyc hyc na schody i do wspaniałego pałacu na paluszkach. Jeszcze chyba żaden kocur nie pojawił się w tym miejscu, bo nie czuł zapachu innych zwierząt. Ani kotów, ani tych śmierdzących jak zatęchły deszcz psów. Fuj. Aż zmarszczył lekko nos, chociaż żaden smród do niego nie dotarł. Zamiast tego czuł teraz dość silne perfumy męskie i kobiece. Może gdyby były mniej wyraziste uznałby je za przyjemne, ale niestety stworzenia miały o wiele silniej wyczulone zmysły i miast podziwiać, musiał się ich jakoś pozbywać. Więc kichał raz po raz, a uwaga skupiła się jeszcze mocniej na jego sylwetce. Zasyczał na słowa i machnięcie ręki przez mężczyznę jakby był pierwszym lepszym szkodnikiem. Prychnął, wyciągając pazury w stronę jego dłoni i lekko przy okazji zadrapując łydkę kobiety. Nie czekając na dalszą reakcję, Bonifacy wyprężył się i wystrzelił, wskakując na stół, by zaczął po nim biec i chcąc uciec przed złością ludzi. Mógł uskoczyć przez uchylone okno, ale niedoczekanie. O, nie! Zamierzał się tu najeść, ale wpierw chciał dostać się do kuchni, omijając tę dwójkę. Hyc hyc wskoczył zwinnie na parapet, by potem odbić się z niego i leciutko wylądować na wysokiej szafie poza zasięgiem dłoni oby mieszkańców domostwa. Niech nie myślą, że zejdzie z własnej woli wprost w ich ramiona. Nigdy.
I show not your face but your heart's desire
Koty bez dwóch zdań są zwinne, a z moim refleksem nie jest już tak najlepiej. Nigdy nie byłem zbyt szybki, wolałem być dokładny i skrupulatny niż szybki, ale jednocześnie niedbały. I teraz muszę płacić za to srogą cenę. Zwłaszcza, że kocisko wcale nie reaguje na moje próby wypędzenia go spod spódnicy Harriett i przy okazji mojego domu. Zaczynam zgrzytać zębami kiedy kocie łapsko próbuje mnie sięgnąć, ale zamiast tego rani łydki Lovegood. Nawet nie chcę wiedzieć. Słyszę jedynie jej gniewne syknięcie i słowo daję, że nie wiem co z tym fantem zrobić.
- Wynoś się stąd! - Podnoszę głos na niewychowanego zwierzaka, który panoszy się w moim własnym salonie. Zaczynam się denerwować, nie znoszę niekontrolowanych sytuacji, których nie było nawet w planach. Zarówno bliskich jak i odległych. Kątem oka dostrzegam upuszczenie szkła z alkoholem oraz rozlanie cieczy na dywan, czemu się nawet nie dziwię.
Najchętniej usiadłbym i zapłakał nad feralnym zwieńczeniem spotkania, podczas którego miałem kobiecie pomóc, a zamiast tego narażam ją na kolejne przykrości. Kto w ogóle wpuścił tu tego kocura? Staram się uspokoić oraz racjonalnie zastanowić nad tym, co dalej, ale nie mam czasu. Wszystko dzieje się w zastraszająco szybkim tempie.
- Gerwazy! - Ostateczną ostatecznością wydaje się być skrzat, którego wzywam. Swoją drogą bardzo cudaczne imię dla tego stworzenia, ale widocznie nazywającym go brakowało polotu. Z drugiej strony - miał się nazywać Avada albo Kedavra? - Natychmiast pozbądź się tego wstrętnego kota - rozkazuję słudze, kiedy ten się zjawia. Zadzieram głowę do góry obserwując, jak ten pchlarz wdrapuje się na najwyższą szafkę, zapewne myśląc, że stamtąd nikt go nie wykurzy. Niedoczekanie.
- Przepraszam cię, Harriett… - zaczynam, idąc w stronę półwili oraz całkowicie ignorując zmagania Gerwazego z intruzem. Na szczęście ma zdolności magiczne, poradzi więc sobie. - Nie wiem co to za wstrętny kot, nigdy go nie widziałem. Nie należy do nas. Pewnie służba go ze sobą przywlekła, zwolnię wszystkich - zapowiadam solennie. Jest mi tak wstyd!
- Wynoś się stąd! - Podnoszę głos na niewychowanego zwierzaka, który panoszy się w moim własnym salonie. Zaczynam się denerwować, nie znoszę niekontrolowanych sytuacji, których nie było nawet w planach. Zarówno bliskich jak i odległych. Kątem oka dostrzegam upuszczenie szkła z alkoholem oraz rozlanie cieczy na dywan, czemu się nawet nie dziwię.
Najchętniej usiadłbym i zapłakał nad feralnym zwieńczeniem spotkania, podczas którego miałem kobiecie pomóc, a zamiast tego narażam ją na kolejne przykrości. Kto w ogóle wpuścił tu tego kocura? Staram się uspokoić oraz racjonalnie zastanowić nad tym, co dalej, ale nie mam czasu. Wszystko dzieje się w zastraszająco szybkim tempie.
- Gerwazy! - Ostateczną ostatecznością wydaje się być skrzat, którego wzywam. Swoją drogą bardzo cudaczne imię dla tego stworzenia, ale widocznie nazywającym go brakowało polotu. Z drugiej strony - miał się nazywać Avada albo Kedavra? - Natychmiast pozbądź się tego wstrętnego kota - rozkazuję słudze, kiedy ten się zjawia. Zadzieram głowę do góry obserwując, jak ten pchlarz wdrapuje się na najwyższą szafkę, zapewne myśląc, że stamtąd nikt go nie wykurzy. Niedoczekanie.
- Przepraszam cię, Harriett… - zaczynam, idąc w stronę półwili oraz całkowicie ignorując zmagania Gerwazego z intruzem. Na szczęście ma zdolności magiczne, poradzi więc sobie. - Nie wiem co to za wstrętny kot, nigdy go nie widziałem. Nie należy do nas. Pewnie służba go ze sobą przywlekła, zwolnię wszystkich - zapowiadam solennie. Jest mi tak wstyd!
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oj, tak. W tym miał słuszność. Mężczyzna nie był za bardzo zgrabny, a jego towarzyszka musiała sobie radzić z tym zwolnionym refleksem. Bonifacy zadrasnął ją delikatnie, jednak to wystarczyło by się wzdrygnęła przeraźliwie, a jej towarzysz wcale nie poratował jej w odpowiednim momencie. Jakieś to było żałosne. Ludzie... Ich brak wdzięku i ogłady był doprawdy... W żadnym wypadku nie rozczulający, a godny politowania. W ich ruchach było tak wiele opieszałości, ciężkości. W niczym nie mogli równać się kotom jak Bonifacy, który wszakże był jedyny w swoim rodzaju. Mógłby wskoczyć na głowę każdego z nich i i tak nie zdołaliby go złapać. Niedoczekanie! Zasyczał opryskliwie, gdy po pokoju rozległ się donośniejszy głos. Już on na niego pokrzyczy! Prostak i cham! Powinien lepiej dbać o zamykanie drzwi, a nie teraz czepiał się biednego intruza, który był jedynie wygłodniały. To wszystko. Ludzie. Nędzne kreatury na dwóch nogach. Nienaturalne. Zaraz czarny jak smoła kot przeskoczył na drugą szafę, nie spuszczając pary wielkich, lśniących oczu z mężczyzny. Chyba wezwał jakiegoś służącego, bo krzyczał czyjeś imię. Kobieta chyba Gerwazy się nie nazywała, więc definitywnie chodziło o kogoś innego. I nie musiał długo czekać nim jak spod ziemi wyrosła drobna postać nie większa od kilkuletniego dziecka i patrzyła na zaaferowanego szlachcica. Wstrętnego kota? Sam był paskudnym dwunogiem! Bonifacy nie zamierzał się tak łatwo obrażać i zjeżył się, wyginając kręgosłup. Widząc skrzata, zmrużył oczy, nie zamierzając się ruszać, ale nawet nie zdążył zareagować, gdy tamten zniknął i zaraz trzymał go za kark. Bonifacy cały się wywijał i miauczał, chcąc się wyswobodzić. Ba! Nawet parę razy drasnął tego śmierdziela, ale nic z tego. Po chwili niesiony był w stronę drzwi wyjściowych z powrotem na dwór. O, nie! Był głodny! Chciał jeść! Nim dziwne stworzenie zdołało wypuścić go z rąk, Bonifacy ugryzł go w maleńką dłoń, po czym czmychnął w stronę pięknych zapachów. Odnalazł na zewnątrz w ten sposób śmietnik, w którym na wierzchu królowało wielkie udko z kurczaka. No, no. Chyba znalazł odpowiednie miejsce na dożycie reszty swoich dni!
|zt
|zt
I show not your face but your heart's desire
Jedynym, kto tu nie ma ogłady, jest właśnie to wstrętne kocurzysko. Nienawidzę zwierząt, właśnie dlatego. Że są nieprzewidywalne, brutalne, bezmyślne i absolutnie nie potrafię ich kontrolować. Robią co chcą, brudzą, ranią, panoszą się i przeszkadzają w spotkaniu. I przez to prawdopodobnie nie dowiem się już w czym miałem pomóc Harriett. W ogóle nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy. Pewnie nie wybaczy mi tak ogromnego faux-pas. Jestem zły, naprawdę. Zwykle tego nie okazuję, ściągając jedynie brwi w niewypowiedzianym gniewie, ale ta sytuacja jest zbyt dramatyczna, żebym mógł zachować całkowity spokój ocierający się o pozorną neutralność. Próbuję załagodzić tragicznie złe wrażenie, jakie wywołałem w moim gościu, ale nic nie idzie po mojej myśli. Pchlarz jest zwinny, zaopatrzony w ostre ząbki i równie ostre pazury. W dodatku potrafi skoczyć na głowę znienacka, co też bez wątpienia wywołałoby rozpaczliwy chaos - jeszcze większy niż do tej pory. Wzdrygam się na samą myśl o tym, że to zwierzę mogłoby narobić jeszcze więcej szkód. Na szczęście zjawia się skrzat, który (mam nadzieję) zgodnie z poleceniem pozbędzie się tego pasożyta.
- Naprawdę cię przepraszam, mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi tego za złe - przepraszam ją dalej, gdyż naprawdę jest mi głupio za tę sytuację. Nie patrzę jak Gerwazy dobywa sierściucha. Słyszę tylko za swoimi plecami charakterystyczny odgłos teleportacji oraz dzikie miauczenie kocura. I nastaje wreszcie błoga cisza. Oddycham z ulgą, chociaż nie przypomina ona żadnej formy ulotnego zadowolenia. Nie mam z czego być zadowolony. Noga Lovegood draśnięta, suknia pomięta, a grymas na jej twarzy mówi w rzeczywistości więcej niż słowa.
- Jeśli chcesz, to ci pomogę w tym, po co do mnie przyszłaś - zapewniam stanowczo, ale ona kręci głową uznając, że nie będzie mi przeszkadzać. Bezradny odprowadzam jej sylwetkę spojrzeniem, jak po prostu wychodzi z posiadłości. Powinienem za nią iść i jako gospodarz odprowadzić ją do drzwi, ale uznaję, że to zły pomysł kiedy jest tak poddenerwowana. Stoję tak jeszcze dłuższą chwilę, aż rzeczywiście zwalniam całą niekompetentną służbę. Tak być nie może, że do domu zlatują się jakieś dzikie przybłędy. I teraz muszę pozatrudniać nowych ludzi. Mam dość.
zt.
- Naprawdę cię przepraszam, mam nadzieję, że nie będziesz mieć mi tego za złe - przepraszam ją dalej, gdyż naprawdę jest mi głupio za tę sytuację. Nie patrzę jak Gerwazy dobywa sierściucha. Słyszę tylko za swoimi plecami charakterystyczny odgłos teleportacji oraz dzikie miauczenie kocura. I nastaje wreszcie błoga cisza. Oddycham z ulgą, chociaż nie przypomina ona żadnej formy ulotnego zadowolenia. Nie mam z czego być zadowolony. Noga Lovegood draśnięta, suknia pomięta, a grymas na jej twarzy mówi w rzeczywistości więcej niż słowa.
- Jeśli chcesz, to ci pomogę w tym, po co do mnie przyszłaś - zapewniam stanowczo, ale ona kręci głową uznając, że nie będzie mi przeszkadzać. Bezradny odprowadzam jej sylwetkę spojrzeniem, jak po prostu wychodzi z posiadłości. Powinienem za nią iść i jako gospodarz odprowadzić ją do drzwi, ale uznaję, że to zły pomysł kiedy jest tak poddenerwowana. Stoję tak jeszcze dłuższą chwilę, aż rzeczywiście zwalniam całą niekompetentną służbę. Tak być nie może, że do domu zlatują się jakieś dzikie przybłędy. I teraz muszę pozatrudniać nowych ludzi. Mam dość.
zt.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Skrzydło zachodnie
Szybka odpowiedź