Skrzydło północne
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Skrzydło północne
Najbardziej reprezentatywna część dworu. Każde z pomieszczeń zaopatrzone jest w wielkie okna wychodzące wprost na rzekę Wear, czyli na tyły domostwa. Utrzymane w silnie rodowym stylu, ale bez fanaberii. Ozdoby znajdujące się w skrzydle są harmonijnie dobrane do czarno-szarego wystroju pokoi. Centralną część skrzydła zajmuje oficjalny salon połączony z ogromną jadalnią gotową pomieścić sporą ilość gości. Dzięki temu rozwiązaniu nie trzeba się przemieszczać między pomieszczeniami w razie odbywającej się uroczystości. W pokoju dziennym można zastać kominek, wygodne sofy wraz z fotelami oraz stolikiem, kawałkiem przestrzeni do rozmów i barem. W miejscu połączenia salonu z jadalnią stoi pianino gotowe za pomocą muzyki do umilenia czasu przebywającym w skrzydle osobom. Oprócz tego znajduje się w tym miejscu mniejszy salon służący raczej za pokój muzyczny, gdyż stoją w nim różne instrumenty. Z korytarza można przejść do łazienek, osobnych dla pań i dla panów.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Widząc tyle znajomych twarzy w jednym miejscu nie mógł nie poczuć się zadowolony. Brakowało co prawda kilku osób, ale on nie chciał być niegrzeczny i od progu dopytać czy nieobecni mają zamiar się pojawić czy może też kogoś będzie brakować. Dlatego też jak to wypadało na rodzinnych spotkaniach, rozpoczął od powitań. Dobrze było znów uścisnąć dłoń Quentina.
- Dobrze znów być w domu. - powiedział, również klepiąc mężczyznę po ramieniu.
Następnie wypadało skierować wzrok ku jedynej nieznanej mu zupełnie twarzy w tym towarzystwie. Soren Avery. A więc Wynonna miała wkrótce wyjść za mąż za tego mężczyznę? Rzucił szybkim spojrzeniem w kierunku swojej kuzynki. Próżno było szukać oznak szczęścia na jej twarzy, ale tym nie był specjalnie zdziwiony. Uśmiechnął się samymi kącikami ust, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek z zebranych. Zbliżył się do zainteresowanego, wymieniając z nim grzecznościowy uścisk dłoni.
- Gdy byłem poza krajem, Rowan napisała mi o waszych zaręczynach. Miło mi, że mogę w końcu poznać przyszłego członka naszej familii. - powiedział, puszczając jego rękę. Pewnie powiedziałby coś jeszcze, niestety w tym samym momencie coś rudego uczepiło się jego szyi. Pozwolił sobie na krótki śmiech, szczery i serdeczny, i objął ją ciepło. Na zewnątrz mogło być burzowo, mroczno i ponuro, ale kiedy obok była Rowan, Craig naprawdę czuł że jest w domu.
- Nie. - uśmiechnął się do niej - Masz zaszczyt być pierwszą, która o tym wie.
Tak, podejrzewał że ich matka zaraz zabierze się za swatanie go. Liczył się z tym, ba, w sumie poniekąd po to wrócił z Francji. Ale jednak chętnie odwlekłby jeszcze tę chwilę w czasie.
Zanim zasiadł obok siostry przy stole, pozwolił sobie jeszcze krótko przywitać z Wynonną oraz Librą a także wymienił uścisk dłoni z Alastairem. Potem jednak jego uwaga musiała zostać skupiona w całości na jego chrześniaku.
- Tobias! Zdaje mi się czy jeszcze urosłeś odkąd żeśmy się widzieli ostatnio? - cóż, trudno się było dziwić że na kilka chwil chłopiec pochłonął całą jego uwagę. - Czyli ćwiczysz na miotle, którą ode mnie dostałeś? Bardzo chętnie zobaczę. Może nawet jesteś już lepszy ode mnie, hm?
Poprawił chłopcu lekko pomarszczony rękaw i w końcu usiadł przy stole, chociaż jego uwaga cały czas skupiona była na chłopcu. Przynajmniej do chwili gdy w drzwiach stanął kolejny członek ich rodzinki. Oczy mu zabłysły, kiedy zobaczył przybycie Edgara z rodziną. Zaraz więc powstał by się przywitać. Cieszył się, że teraz będzie mógł nadrobić czas z tą gałęzią familii, w końcu przez swój bardzo długi pobyt we Francji dwie najmłodsze damy w rodzie znał dość słabo.
- Tak, w końcu - zaśmiał się cicho ze słów kuzyna. - Tym razem na stałe. Już nie wracam na kontynent.
Uśmiechnął się ponownie do siostry, siadając znów przy stole.
- Dobrze znów być w domu. - powiedział, również klepiąc mężczyznę po ramieniu.
Następnie wypadało skierować wzrok ku jedynej nieznanej mu zupełnie twarzy w tym towarzystwie. Soren Avery. A więc Wynonna miała wkrótce wyjść za mąż za tego mężczyznę? Rzucił szybkim spojrzeniem w kierunku swojej kuzynki. Próżno było szukać oznak szczęścia na jej twarzy, ale tym nie był specjalnie zdziwiony. Uśmiechnął się samymi kącikami ust, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek z zebranych. Zbliżył się do zainteresowanego, wymieniając z nim grzecznościowy uścisk dłoni.
- Gdy byłem poza krajem, Rowan napisała mi o waszych zaręczynach. Miło mi, że mogę w końcu poznać przyszłego członka naszej familii. - powiedział, puszczając jego rękę. Pewnie powiedziałby coś jeszcze, niestety w tym samym momencie coś rudego uczepiło się jego szyi. Pozwolił sobie na krótki śmiech, szczery i serdeczny, i objął ją ciepło. Na zewnątrz mogło być burzowo, mroczno i ponuro, ale kiedy obok była Rowan, Craig naprawdę czuł że jest w domu.
- Nie. - uśmiechnął się do niej - Masz zaszczyt być pierwszą, która o tym wie.
Tak, podejrzewał że ich matka zaraz zabierze się za swatanie go. Liczył się z tym, ba, w sumie poniekąd po to wrócił z Francji. Ale jednak chętnie odwlekłby jeszcze tę chwilę w czasie.
Zanim zasiadł obok siostry przy stole, pozwolił sobie jeszcze krótko przywitać z Wynonną oraz Librą a także wymienił uścisk dłoni z Alastairem. Potem jednak jego uwaga musiała zostać skupiona w całości na jego chrześniaku.
- Tobias! Zdaje mi się czy jeszcze urosłeś odkąd żeśmy się widzieli ostatnio? - cóż, trudno się było dziwić że na kilka chwil chłopiec pochłonął całą jego uwagę. - Czyli ćwiczysz na miotle, którą ode mnie dostałeś? Bardzo chętnie zobaczę. Może nawet jesteś już lepszy ode mnie, hm?
Poprawił chłopcu lekko pomarszczony rękaw i w końcu usiadł przy stole, chociaż jego uwaga cały czas skupiona była na chłopcu. Przynajmniej do chwili gdy w drzwiach stanął kolejny członek ich rodzinki. Oczy mu zabłysły, kiedy zobaczył przybycie Edgara z rodziną. Zaraz więc powstał by się przywitać. Cieszył się, że teraz będzie mógł nadrobić czas z tą gałęzią familii, w końcu przez swój bardzo długi pobyt we Francji dwie najmłodsze damy w rodzie znał dość słabo.
- Tak, w końcu - zaśmiał się cicho ze słów kuzyna. - Tym razem na stałe. Już nie wracam na kontynent.
Uśmiechnął się ponownie do siostry, siadając znów przy stole.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 30.12.16 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pawie cały dzień spędzam w garderobie, kopiąc pomiędzy sukienkami i sprawdzając przed ogromnym lustrem, jak się w nich prezentuje. Oczywiście za każdym razem wyglądam idealnie - w końcu jestem Burkiem, ale każdy wie jak to z kobietami jest, nieważne ile mają lat. Moja wybredność dzisiaj sięga zenitu, przyprawiając matkę o ból głowy a ojca o szczękościsk, kiedy to po raz kolejny przecząco kręcę głową na pokazywany przez nianie strój. W końcu jednak udaje mi się coś wybrać i ku radości wszystkich, możemy spokojnie opuścić dworek.
Na spotkaniu rodzinnym pojawiamy się lekko spóźnieni, ale kogo to obchodzi, skoro wyglądamy zjawiskowo. Zaraz, zaraz, jak to było? Ach tak, lepiej przyjść spóźnionym, niż brzydkim. A poza tym, minimalne spóźnienia leżą w szlacheckich przywilejach, jak nie w dobrym guście oraz no cóż, teraz wszyscy patrzą namnie nas. Zadzieram nieco wyżej brodę, kiedy przekraczamy próg i puszczając rękę ojca, biegnę najpierw do wujka Quentina, by wpaść mu w ramiona i dopiero z ich wysokości, macham do cioci Wynonny. Jeśli mam być szczera, ta dwój należy do moich ulubionych, kocham ich ponad wszystko i nie dlatego, że zasypują mnie prezentami. Do reszty rodziny posyłam uśmiech, ale nie byle jaki, taki mój specjalny i znajomy tylko dla tych, w których żyłach płynie szlachetna krew naszych przodków. Usteczka wyginają się więc w łobuzerskim stylu, choć błąka się po nich ciepła nuta - w końcu to członkowie rodu. Resztę obrzucam ciekawskim spojrzeniem, choć nie dla nich widok moich śnieżnobiałych ząbków. Bacznie się im przyglądam, niech wiedzą, że ich obserwuję.
Na spotkaniu rodzinnym pojawiamy się lekko spóźnieni, ale kogo to obchodzi, skoro wyglądamy zjawiskowo. Zaraz, zaraz, jak to było? Ach tak, lepiej przyjść spóźnionym, niż brzydkim. A poza tym, minimalne spóźnienia leżą w szlacheckich przywilejach, jak nie w dobrym guście oraz no cóż, teraz wszyscy patrzą na
Gość
Gość
Szafa bliźniaczek została zmieniona w małe pobojowisko a co w tym czasie robiła Esmee? Leżała na dywanie obok sterty sukienek i z zainteresowaniem przyglądała się własnym pantofelkom. Jak zwykle nie wykazywała żadnego zainteresowania własnym strojem czy wyglądem. Po co miała marnować czas i energię na podobne rzeczy? Od tego miała przecież Alivie. Nie bez powodu były identyczne. W końcu do jej uszu doszło głośne „chce tą!”. Obróciła się na brzuch i od niechcenia spojrzała na wyraźnie poirytowanych rodziców i zmęczone opiekunki. Biedne pewnie właśnie sobie uświadamiają, że z wiekiem będzie jeszcze gorzej. Czyjeś ręce w końcu podnoszą ją z ziemi i przebierają w identyczną sukienkę jaką wybrała Alvia. Nikt się nawet nie pytał czy chce założyć coś innego. Durham chyba zdażyło przywyknąć, że siostry są zgodne we wszystkim.
W czasie podróży do zamku wujka Esmee ze wszystkich sił starała się zapamiętać rodzinne powiązania i koneksje. Nie podobał się jej tylko wzrok rodziców gdy wymieniała wszystkich zaproszonych i ich powiązania z rodem Burke. Co oni kombinują? Chciała wyjść na mądrą i grzeczną dziewczynkę a nie rozbrykane stworzenie które najadło się za dużo cukru. Dla tego gdy Alvia wpada do pomieszczenia jej starsza siostra szła spokojnie i z delikatnym uśmiechem wspina się na kolana cioci Wynonny . Obejmuje ją chudymi rączkami za szyję dodając jeszcze - Pięknie wyglądasz ciociu .- W końcu uwalnia ciotkę ze swoich ramionami i łapie siostrę za nadgarstek. Wzrokiem wskazuje na dziwnego jasnego człowieka. - Myślisz, że za długo siedział na słońcu i go przepaliło?- - pyta przenoszą wzrok z Sorena na ciocie . - Co on tu właściwie robi? Myślisz, że to jakiś służący? - pyta dalej szepcząc cicho do uszka siostry. - Może ciocia go przywiozła z jakiegoś innego kraju? - wypala nagle i od razu przypominają się jej historię o niewolnikach. Ale po co mieć takiego przepalonego niewolnika?
W czasie podróży do zamku wujka Esmee ze wszystkich sił starała się zapamiętać rodzinne powiązania i koneksje. Nie podobał się jej tylko wzrok rodziców gdy wymieniała wszystkich zaproszonych i ich powiązania z rodem Burke. Co oni kombinują? Chciała wyjść na mądrą i grzeczną dziewczynkę a nie rozbrykane stworzenie które najadło się za dużo cukru. Dla tego gdy Alvia wpada do pomieszczenia jej starsza siostra szła spokojnie i z delikatnym uśmiechem wspina się na kolana cioci Wynonny . Obejmuje ją chudymi rączkami za szyję dodając jeszcze - Pięknie wyglądasz ciociu .- W końcu uwalnia ciotkę ze swoich ramionami i łapie siostrę za nadgarstek. Wzrokiem wskazuje na dziwnego jasnego człowieka. - Myślisz, że za długo siedział na słońcu i go przepaliło?- - pyta przenoszą wzrok z Sorena na ciocie . - Co on tu właściwie robi? Myślisz, że to jakiś służący? - pyta dalej szepcząc cicho do uszka siostry. - Może ciocia go przywiozła z jakiegoś innego kraju? - wypala nagle i od razu przypominają się jej historię o niewolnikach. Ale po co mieć takiego przepalonego niewolnika?
Gość
Gość
I jeszcze więcej gości. Brak mi zdolności organizatorskich, wodzirej ze mnie żaden, a mimo to porwałem się z motyką na słońce. Chcę ogarnąć cały ten pozorny rozgardiasz różnych osób, ale przychodzi mi to z trudem. Staję gdzieś w połowie między wejściem a stołem, przedstawiam sobie wszystkich - i mam nadzieję, że każdy już wszystko wie. A jak nie to Wynonna zajmie się kwestią przedstawiania nowego, przyszłego członka rodziny. Zerkam zniecierpliwiony na zegarek - gdzie jest Edgar? Marszczę brwi odwracając się tyłem do zebranych i wpatruję się w korytarz, skąd mieliby przybyć. Wreszcie dostrzegam całą gromadkę, a moja twarz nabiera neutralności. Wzdycham cicho pod nosem, ściskam dłoń brata na powitanie, rzucając mu pełne wymowności spojrzenie, wymieniam uprzejmości z bratową (jest tu, tak?), a zaraz potem zerkam na dwie najpiękniejsze damy rodu. Nie wypada mi tego mówić na głos, gdyż inne kobiety zasiadające przy stole mogłyby to źle odebrać, ale na pewno to po mnie widać. Uśmiecham się (!!) do tych dwóch małych diabłów, a Alivię unoszę wysoko do góry. Muszę przyznać, że urosła od ostatniego czasu jak ją tak nosiłem!
- No i są nasze gwiazdy wieczoru - mówię wyraźnie zadowolony, rozglądam się też po usadowieniu gości przy stole. Chcę porwać też Esmee, ale ta już się wdrapała na kolana cioci. - Zmykaj do siostry. - Cicho nakazuję jednej z bliźniaczek kiedy odstawiam ją na ziemię. - Po kolacji możecie się pobawić z kuzynem - rzucam jeszcze w ich stronę nie będąc pewnym, czy w ogóle mnie słyszą. Prawdopodobnie przejęte są nową osobą wśród nas, trudno im się dziwić. Zerkam jeszcze na małego Mariusa, który już teraz wygląda jak prawdziwy lord Burke, a zaraz po tym udaję się na swoje (pozostałe) miejsce. Kręcącym się niedaleko skrzatom nakazuję podać przystawki, nalać wina do pucharów.
Staram się zwrócić na siebie uwagę wszystkich.
- Bardzo się cieszę, że postanowiliście przyjąć zaproszenie na tę kolację - zaczynam z wolna, zerkając na praktycznie każdego z osobna. - Początkowo mieliśmy uczcić jedynie narzeczeństwo Wynonny oraz powrót Alastaira, ale i Craig zrobił nam bardzo miłą niespodziankę, wracając w rodzinne strony choć na chwilkę. Nie ukrywam, że wolałbym już zawsze nas widzieć w komplecie, ale niestety życie układa różne scenariusze. Bez względu na to chciałbym wznieść ten jeden toast właśnie za rodzinę - mówię na zakończenie, unoszę swoją lampkę lekko w górę. Domyślam się, że trochę w tym patosu, nie przejmuję się tym jednak. Naprawdę cieszę się z bliskości rodziny, bez względu co o tym sądzą inni. Nie mam jeszcze swojej własnej, więc tym bardziej czerpię energię z jedności Burków. Niestety dożyliśmy takich czasów, gdzie coraz więcej czystokrwistych czarodziejów oraz czarownic wybiera życie zdrajców niwecząc w pył tradycje czy rodową solidarność. Dlatego staram się to pielęgnować i mam nadzieję, że otoczony jestem osobami o tych samych poglądach na sprawę.
- No i są nasze gwiazdy wieczoru - mówię wyraźnie zadowolony, rozglądam się też po usadowieniu gości przy stole. Chcę porwać też Esmee, ale ta już się wdrapała na kolana cioci. - Zmykaj do siostry. - Cicho nakazuję jednej z bliźniaczek kiedy odstawiam ją na ziemię. - Po kolacji możecie się pobawić z kuzynem - rzucam jeszcze w ich stronę nie będąc pewnym, czy w ogóle mnie słyszą. Prawdopodobnie przejęte są nową osobą wśród nas, trudno im się dziwić. Zerkam jeszcze na małego Mariusa, który już teraz wygląda jak prawdziwy lord Burke, a zaraz po tym udaję się na swoje (pozostałe) miejsce. Kręcącym się niedaleko skrzatom nakazuję podać przystawki, nalać wina do pucharów.
Staram się zwrócić na siebie uwagę wszystkich.
- Bardzo się cieszę, że postanowiliście przyjąć zaproszenie na tę kolację - zaczynam z wolna, zerkając na praktycznie każdego z osobna. - Początkowo mieliśmy uczcić jedynie narzeczeństwo Wynonny oraz powrót Alastaira, ale i Craig zrobił nam bardzo miłą niespodziankę, wracając w rodzinne strony choć na chwilkę. Nie ukrywam, że wolałbym już zawsze nas widzieć w komplecie, ale niestety życie układa różne scenariusze. Bez względu na to chciałbym wznieść ten jeden toast właśnie za rodzinę - mówię na zakończenie, unoszę swoją lampkę lekko w górę. Domyślam się, że trochę w tym patosu, nie przejmuję się tym jednak. Naprawdę cieszę się z bliskości rodziny, bez względu co o tym sądzą inni. Nie mam jeszcze swojej własnej, więc tym bardziej czerpię energię z jedności Burków. Niestety dożyliśmy takich czasów, gdzie coraz więcej czystokrwistych czarodziejów oraz czarownic wybiera życie zdrajców niwecząc w pył tradycje czy rodową solidarność. Dlatego staram się to pielęgnować i mam nadzieję, że otoczony jestem osobami o tych samych poglądach na sprawę.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tobias był zbyt zajęty dawno niewidzianym wujkiem, żeby zwrócić uwagę na kolejne osoby zalewające salę. On przecież jedynego czego chciał to interesujących historii, które przecież wujek powinien znać! Na pewno równie ciekawie opowiadał co dziadek, chociaż ten miał o wiele większe doświadczenie i nie mówił wszystkiego swojemu wnukowi. Tobias to czuł pod skórą. Bo pewnie niektóre z tych wspomnień wojennych było strasznych, ale on chciałby je usłyszeć!
- Ciągle rosnę! - zawołał, unosząc w górę podbródek z dziarską miną patrząc hardo na twarz starszego Burke'a. - Mama twierdzi, że to nie latanie, a rozbijanie się - dodał nieco smutniejszym tonem, ale wizja ciasteczek na stole zupełnie wyparła ponure myśli. Sięgnął po kilka i schował je sobie do kieszeni. Gdy wujek zwrócił uwagę na innych, Tobias szybko zgarnął jeszcze kolejne. I jeszcze. Dwa wrzucił sobie do buzi i zanim ktokolwiek się zorientował, pognał do rogu komnaty, gdzie stała duża kanapa. Wskoczył na nią, usadawiając się wygodnie.
Była późna pora, a on obserwował dorosłych z miękkiej kanapy, na której poduszki rozsypywały się, chociaż dziwnym sposobem nie spadały na ziemię. Był to niczym istny raj na ziemi. Tobias siedział pośrodku, aż nagle zdecydował, że całkiem przyjemnie byłoby spróbować się położyć na aksamitnych poduchach. I była to jego zguba. Nie dość że od razu poczuł się zmęczony, to jeszcze zapach materiału był niemal identyczny jak ten mamy. Zanim oczy mu się zamknęły, przeleciało mu przez głowę, że ta kanapa była magiczna. Jak wszystko w tym obcym domu wśród obcych ludzi. Nie powinien był zasypiać, ale to było silniejsze od niego. Tak po prostu... Dał się ponieść Morfeuszowi i zupełnie odleciał razem z nim w świat pełen meczów quidditcha, dumnej mamy i czekającego na niego na dole z pucharem taty.
|zt
- Ciągle rosnę! - zawołał, unosząc w górę podbródek z dziarską miną patrząc hardo na twarz starszego Burke'a. - Mama twierdzi, że to nie latanie, a rozbijanie się - dodał nieco smutniejszym tonem, ale wizja ciasteczek na stole zupełnie wyparła ponure myśli. Sięgnął po kilka i schował je sobie do kieszeni. Gdy wujek zwrócił uwagę na innych, Tobias szybko zgarnął jeszcze kolejne. I jeszcze. Dwa wrzucił sobie do buzi i zanim ktokolwiek się zorientował, pognał do rogu komnaty, gdzie stała duża kanapa. Wskoczył na nią, usadawiając się wygodnie.
Była późna pora, a on obserwował dorosłych z miękkiej kanapy, na której poduszki rozsypywały się, chociaż dziwnym sposobem nie spadały na ziemię. Był to niczym istny raj na ziemi. Tobias siedział pośrodku, aż nagle zdecydował, że całkiem przyjemnie byłoby spróbować się położyć na aksamitnych poduchach. I była to jego zguba. Nie dość że od razu poczuł się zmęczony, to jeszcze zapach materiału był niemal identyczny jak ten mamy. Zanim oczy mu się zamknęły, przeleciało mu przez głowę, że ta kanapa była magiczna. Jak wszystko w tym obcym domu wśród obcych ludzi. Nie powinien był zasypiać, ale to było silniejsze od niego. Tak po prostu... Dał się ponieść Morfeuszowi i zupełnie odleciał razem z nim w świat pełen meczów quidditcha, dumnej mamy i czekającego na niego na dole z pucharem taty.
|zt
I show not your face but your heart's desire
-Nie strasz go za bardzo Edgarze. I tak jestem pewna podziwu Sorenie, że odważyłeś się tu przyjść.-Rzuciła w kierunku mężczyzn krotki uśmiech. Faktycznie było to dość godne podziwu. Jej ród nie był za towarzyski, przez co wokół niego roztaczane były przeróżnego rodzaju idiotyczne plotki. Tak się składało, że dość sporo osób w nie wierzyło, albo przynajmniej powodowały u Nich pewnego rodzaju zdystansowanie. To akurat było nam całkowicie na rękę.
Podeszła do Edgara, jego żony i dwóch małych diabłów witając się z nimi. No i mamy prawie całą familie w komplecie. Raczej już nikt się tu nie zjawi, ale nie było co narzekać. I tak dość rzadko udawało im się zebrać tak licznie.
Następnie wróciła do stołu, przy którym usiadła czekając na brata wraz z podekscytowanym chłopcem u jej boku.
Na słowa Craiga o tym, że nigdzie się nie wybiera mogła jedynie odpowiedzieć uśmiechem. Nawet jeśli chciałby teraz gdziekolwiek wyjechać choćby siłą nigdzie go nie puści. Martwiła się o tego mężczyznę, a on sam nie robił nic w kierunku aby zmniejszyć jej wewnętrzny strach o niego. Jego zawód, "zainteresowania" i tym podobne sprawią, że kobieta siwieje. Niby był dorosłym mężczyzną odpowiadającym za siebie, ale jednak...
Słysząc Esmee jedynie pokręciła głową. Małe diabły ponownie w swoim żywiole. Musiała przyznać, że były małymi perełkami ich rodu i na pewno za kilka lat będą go godnie reprezentować. Nie zmieniało to jednak faktu, że naprawdę nie zazdrościła młodemu Lordowi Averemu.
-Oh, nie zawsze się rozbijasz, przynajmniej nie częściej niż ja.-Pogładziła chłopca pocieszająco po włosach. a następnie na słowa Quentina przeniosła na niego całą swoją uwagę. Słuchała go z lekkim uśmiechem na ustach. Ich rodzina była niezwykle zgrana i choć wiele Nas wszystkich różniło to łączyły Nas jednak nierozerwalne więzy krwi. Już zawsze, bez względu na wszystko będziemy rodziną.
Uniosła jak i reszta wokół niej osób swój kieliszek do góry. Później gdy ponownie wszyscy wrócili na swoje miejsca zauważyła jednej, małej, brakującej osóbki.
Uśmiechnęła się czule na widok jej śpiącego syna na kanapie w rogu pomieszczenia. Westchnęła jednak po chwili cierpiętniczo łapiąc spojrzenie brata.
-Będę musiała chyba zainwestować w guwernantkę, bo w innym wypadku skończy tak jak ty.-Uśmiechnęła się do niego lekko go uderzając w ramię. -Ale muszę przyznać, że w pewien sposób jestem zadowolona. Albo jest tak bardzo odważny, albo czuje się w tym domu na tyle pewnie aby tak beztrosko tu zasnąć.-Pokręciła jedynie głową wracając duchem i ciałem do towarzystwa. Niech sobie śpi, przynajmniej póki teoretycznie może sobie na to jeszcze pozwolić na tego typu przyjęciu.
Podeszła do Edgara, jego żony i dwóch małych diabłów witając się z nimi. No i mamy prawie całą familie w komplecie. Raczej już nikt się tu nie zjawi, ale nie było co narzekać. I tak dość rzadko udawało im się zebrać tak licznie.
Następnie wróciła do stołu, przy którym usiadła czekając na brata wraz z podekscytowanym chłopcem u jej boku.
Na słowa Craiga o tym, że nigdzie się nie wybiera mogła jedynie odpowiedzieć uśmiechem. Nawet jeśli chciałby teraz gdziekolwiek wyjechać choćby siłą nigdzie go nie puści. Martwiła się o tego mężczyznę, a on sam nie robił nic w kierunku aby zmniejszyć jej wewnętrzny strach o niego. Jego zawód, "zainteresowania" i tym podobne sprawią, że kobieta siwieje. Niby był dorosłym mężczyzną odpowiadającym za siebie, ale jednak...
Słysząc Esmee jedynie pokręciła głową. Małe diabły ponownie w swoim żywiole. Musiała przyznać, że były małymi perełkami ich rodu i na pewno za kilka lat będą go godnie reprezentować. Nie zmieniało to jednak faktu, że naprawdę nie zazdrościła młodemu Lordowi Averemu.
-Oh, nie zawsze się rozbijasz, przynajmniej nie częściej niż ja.-Pogładziła chłopca pocieszająco po włosach. a następnie na słowa Quentina przeniosła na niego całą swoją uwagę. Słuchała go z lekkim uśmiechem na ustach. Ich rodzina była niezwykle zgrana i choć wiele Nas wszystkich różniło to łączyły Nas jednak nierozerwalne więzy krwi. Już zawsze, bez względu na wszystko będziemy rodziną.
Uniosła jak i reszta wokół niej osób swój kieliszek do góry. Później gdy ponownie wszyscy wrócili na swoje miejsca zauważyła jednej, małej, brakującej osóbki.
Uśmiechnęła się czule na widok jej śpiącego syna na kanapie w rogu pomieszczenia. Westchnęła jednak po chwili cierpiętniczo łapiąc spojrzenie brata.
-Będę musiała chyba zainwestować w guwernantkę, bo w innym wypadku skończy tak jak ty.-Uśmiechnęła się do niego lekko go uderzając w ramię. -Ale muszę przyznać, że w pewien sposób jestem zadowolona. Albo jest tak bardzo odważny, albo czuje się w tym domu na tyle pewnie aby tak beztrosko tu zasnąć.-Pokręciła jedynie głową wracając duchem i ciałem do towarzystwa. Niech sobie śpi, przynajmniej póki teoretycznie może sobie na to jeszcze pozwolić na tego typu przyjęciu.
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przełykam ślinę, gdy tuż za mną pojawia się ktoś inny. I to wcale nie ktoś, kogo twarz znałem niemal tak dobrze jak własną. Więc to właśnie musi być narzeczony Wynonny - myślę i automatycznie zaczynam pałać do niego niechęcią. Prawdopodobnie sam został wkręcony w aranżowane małżeństwo, pewnie sam nie miał wyboru i nie powinienem go oceniać, jednak robię to. Robię to, gdyż mam takie dni w których też chcę być samolubny i zarozumiały, a przecież mężczyzna ten odbierze mi ukochaną kuzynkę. Natychmiastowo trafia do mnie paradoksalność tych słów - w końcu jeszcze niedawno to ja sam sobie ją odebrałem, wyjeżdżając na wiele miesięcy. Staram się jednak niczego nie okazywać, tym bardziej, że już po chwili mój wzrok pada na Librę - kolejną osobę, której wcale nie znam aż tak dobrze. O ile z rodziną od strony matki łączyły mnie bardzo mocne więzi, o ile z pewnością darzyłem lady Black sympatią, nie była ona mi szczególnie bliska. Dostrzegam także rude włosy Rowan i na moją twarz wraca szeroki uśmiech - wreszcie ponownie spotykam się z drogą mi osobą, dodatkowo prawdopodobnie jedyną, która nie miała mi za złe tego, że wciąż mnie nie ma. Natychmiast posyłam jej ciepłe spojrzenie i witam się z nią, nie mogąc doczekać dłuższej rozmowy. Moje serce skupia się jednak przede wszystkim na Wynnie, na moich lustrzanym odbiciu, choć przecież tak ode mnie różnym - dostrzegam jej milczący komunikat i przyjmuję go z wdzięcznością. Chwyta mnie za ramię, a ja dostrzegam w tym kolejny gest wyrażający łączącą nas więź - wiem w końcu, że moja kuzynka, w przeciwieństwie do mnie nie jest szczególnie wylewna. Zaledwie kilka sekund przed tym jak nas sobie przedstawia, rozpoznaję w jej przyszłym mężu młodszego brata Samaela. Jak prawdziwy polityk, którym, jakby nie patrzeć, nadal jestem, przestawiam dobre maniery ponad swoje własne zdanie.
- Niezmiernie miło mi, że zechciałeś się pojawić, lordzie Avery - mówię, wyćwiczonym tonem używanym wielokrotnie podczas rozmów dyplomatycznych - Cieszę się, że wreszcie mogę bliżej poznać tajemniczego narzeczonego Wynonny, o którym słyszałem w listach.
Kiedy zasiadam do stołu dostrzegam kolejnego syna marnotrawnego rodziny Burke - Craiga, starszego ode mnie brata Rowan. Witam się z nim i wymieniam kilka słów, jak jeden podróżnik z drugim, po czym odwracam się w stronę Edgara, przytakując i kiwając głową na jego słowa. Dostrzegam też Alivię i Esmee, moje prawie-bratanice i posyłam im uśmiech. Przez chwilę cieszę się na powrót z bliskości rodziny, choć ta, wbrew moim oczekiwaniom zmieniła się nie do poznania.
- Niezmiernie miło mi, że zechciałeś się pojawić, lordzie Avery - mówię, wyćwiczonym tonem używanym wielokrotnie podczas rozmów dyplomatycznych - Cieszę się, że wreszcie mogę bliżej poznać tajemniczego narzeczonego Wynonny, o którym słyszałem w listach.
Kiedy zasiadam do stołu dostrzegam kolejnego syna marnotrawnego rodziny Burke - Craiga, starszego ode mnie brata Rowan. Witam się z nim i wymieniam kilka słów, jak jeden podróżnik z drugim, po czym odwracam się w stronę Edgara, przytakując i kiwając głową na jego słowa. Dostrzegam też Alivię i Esmee, moje prawie-bratanice i posyłam im uśmiech. Przez chwilę cieszę się na powrót z bliskości rodziny, choć ta, wbrew moim oczekiwaniom zmieniła się nie do poznania.
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Odprowadzam zmęczonym wzrokiem Tobiasa, wzdycham z powodu braku reakcji na moją mowę, którą wymyśliłem na poczekaniu i która tak mocno do mnie nie pasuje. Nie lubię dużo mówić, w ogóle mówić. Wszyscy pogrążeni są w swoich rozmyślaniach oraz konwersacjach z poszczególnymi członkami rodu, dlatego daję za wygraną. Wzdycham sobie pod nosem upijając łyk wina. Paskudztwo. Staram się opanować mimikę twarzy nie zdradzając, że jego cierpkość oraz wyczuwalna woń alkoholowa mi nie służy. Podciągam rękawy szaty, obrzucam wszystkich spojrzeniem, które ląduje najdłużej na Alastairze. Potem Craigu. Chciałbym tyle wiedzieć. Gdzie byliście, co robiliście, dlaczego tak długo? Czy nie dłużyły wam się te dni na obczyźnie, z dala od szlachectwa, mniejszej ilości pospólstwa? Czy nie myśleliście w ogóle o rodzinie? Nigdy nie byłem tak długo za granicą, kto wie, może się to zmieni. Jeszcze nie wiem co przyniesie mi los po powrocie z Rosji, mam swoje obawy, ale te obawy bledną w obliczu dzisiejszej kolacji.
Wstaję od stołu, kiwam głową w geście przeprosin, podchodzę do okna mijając po drodze fortepian. Bardzo chcę na nim zagrać, ale nie chcę też zmieniać samogrającej melodii. Rozglądam się po własnych włościach rozmyślając nad tym, jak długo jeszcze będę mieć je w posiadaniu. To nie są przyjemne myśli. Rzadko mam tak naprawdę okazje ku optymistycznym rozważaniom. Zakładam ręce na plecach - odpoczywam. Po wszystkim i po niczym.
Wstaję od stołu, kiwam głową w geście przeprosin, podchodzę do okna mijając po drodze fortepian. Bardzo chcę na nim zagrać, ale nie chcę też zmieniać samogrającej melodii. Rozglądam się po własnych włościach rozmyślając nad tym, jak długo jeszcze będę mieć je w posiadaniu. To nie są przyjemne myśli. Rzadko mam tak naprawdę okazje ku optymistycznym rozważaniom. Zakładam ręce na plecach - odpoczywam. Po wszystkim i po niczym.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spoglądam zmęczonym wzrokiem na Quentina, który swoje spojrzenie utkwił we mnie. Gdy mój kuzyn podnosi się i wstaje, ja robię to samo, uprzejmymi słowami przepraszając rodzinę, mówiąc, że muszę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Kiedy mijam fortepian intuicyjnie mam ochotę musnąć palcami klawisze w kolorze kości słoniowej, nie przerywam jednak wygrywanej melodii. Ze zmartwieniem staję przy lordzie Burke, a w moich oczach maluje się troska. Widzę wyraźnie, że coś go trapi, jednak nie było mnie w Anglii na tyle długo, że nie mogę stwierdzić co. Gdzieś w głębi serca czuję tępy ból, że zostawiłem tu całą swoją rodzinę i wszystkie ich nieszczęścia - że teraz stojąc obok nich czuję się niemal jak obcy człowiek. Boli mnie to szczególnie kiedy myślę o Quentinie i Wynonnie, dwójce ludzi, która była mi bliższa niż ktokolwiek inny.
- Widzę, że wiele mnie ominęło - mówię cicho, by nie dosłyszała mnie głośno rozmawiająca przy stole reszta rodziny.
Mój wzrok kieruje się w dół, na otoczoną mgłą rzekę Wear i włości należące teraz do mojego kuzyna. Zastanawiam się ile ze swojego życia spędziłem w Durham, nie w Nottinghamshire - ile moich dobrych wspomnień wiąże się z tym hrabstwem. Już niedługo czeka nas odległa wyprawa do Rosji, w poszukiwaniu czarnomagicznego artefaktu lub też ingrediencji alchemicznych, jak brzmiała oficjalna wersja. Kto będzie znał prawdę poza wąskim, rodzinnym gronem? Co będzie, jeżeli ojciec zapyta się dlaczego znowu znikam? Przecież dopiero co wróciłem, ledwie zdążę przywitać się z kilkoma osobami, a potem czas na nas. Pocieszam się, że tym razem nie będę sam, że tym razem nie będę musiał tęsknić za rodziną, myślami niekiedy wracać do deszczowej Brytanii. Mam nadzieję, że moje myśli będą wtedy wolne od wymyślnych zmartwień, zaprzątane jedynie wolą przeżycia w mroźnym kraju. I kim jestem, że wizja niebezpieczeństwa zagrażającego mojemu życiu wydaje się milsza niż powrót do Ashfield Manor?
- Widzę, że wiele mnie ominęło - mówię cicho, by nie dosłyszała mnie głośno rozmawiająca przy stole reszta rodziny.
Mój wzrok kieruje się w dół, na otoczoną mgłą rzekę Wear i włości należące teraz do mojego kuzyna. Zastanawiam się ile ze swojego życia spędziłem w Durham, nie w Nottinghamshire - ile moich dobrych wspomnień wiąże się z tym hrabstwem. Już niedługo czeka nas odległa wyprawa do Rosji, w poszukiwaniu czarnomagicznego artefaktu lub też ingrediencji alchemicznych, jak brzmiała oficjalna wersja. Kto będzie znał prawdę poza wąskim, rodzinnym gronem? Co będzie, jeżeli ojciec zapyta się dlaczego znowu znikam? Przecież dopiero co wróciłem, ledwie zdążę przywitać się z kilkoma osobami, a potem czas na nas. Pocieszam się, że tym razem nie będę sam, że tym razem nie będę musiał tęsknić za rodziną, myślami niekiedy wracać do deszczowej Brytanii. Mam nadzieję, że moje myśli będą wtedy wolne od wymyślnych zmartwień, zaprzątane jedynie wolą przeżycia w mroźnym kraju. I kim jestem, że wizja niebezpieczeństwa zagrażającego mojemu życiu wydaje się milsza niż powrót do Ashfield Manor?
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słyszę tykanie zegara pomimo rozmów. Oszczędnych, jak to na kolacji u Burków. Dźwięk ten mógł bez trudu przebić się przez inne hałasy docierając do uszu zainteresowanych. Czy jestem nim zainteresowany? Nieszczególnie, ale widmo upływającego czasu jest żywsze niż kiedykolwiek. Minęło już tyle lat. Tyle zmarnowanych chwil. Przynoszących jedynie jałowość istnienia. Zamknięty w klatce oczekiwań z każdym nadchodzącym rokiem zdający raport z tego, jak niewiele uczyniłem dla rodziny, dla magicznej społeczności. Jak wielu powinnościom nie udało mi się sprostać, jak wiele żalu wzbudziłem w rodzicach. Ciągłe pasmo rozczarowań. Zwieńczone zwątpieniem, ostatnim stadium pesymizmu. Czekam na dzień, w którym powiedzą mi żegnaj na zawsze zostając tym samym przeklętym, na wiecznej banicji. W tej chwili brakuje mi woli do działania - wszystko zmieni się w trakcie tej wyprawy. Dostrzegę, że stać mnie na więcej niż początkowo niesłusznie zakładałem. Że mogę sam kształtować swoje życie, a przynajmniej jego część. I siebie. Modelować według własnych potrzeb, a we wnętrzu posiadam siłę, o której istnienie się nie podejrzewam. To wszystko dlatego, że w chwili obecnej jestem cieniem człowieka. Markotnym, z myślami dużo dalej niż w Durham, niż ta kolacja. Każdy ma swoje sprawy. I ja mam więc swoje, skryte pod fasadą znudzonego gospodarza. Nie powinienem odchodzić od stołu, tylko co zrobić skoro to wszystko wyrywa się spod kontroli? Dać spokój, z pewnością.
Nie zauważam nawet kiedy podchodzisz bliżej. Stajesz obok. Twój głos wyrywa mnie z ponurych myśli, obracam w twoim kierunku głowę patrząc w twoją twarz zaskoczony. Po paru chwilach moja mina wraca do normalności, a ja z powrotem nakierowuję spojrzenia na piękną rzekę płynącą tak blisko posiadłości. Jej szum koił moje nerwy.
- Wiele - przytakuję nagle, zachrypniętym głosem przerywając piętrzącą się między nami ciszę. - Już niedługo Wynonna opuści Durham, zaszyje się w Shropshire i każe nazywać lady Avery. Kiedykolwiek by się to nie stało, i tak byłbym nieprzygotowany - wyznaję w przypływie emocji, smutnych rozmyślań nad wszystkim i nad niczym. Czy to właśnie o to ci chodziło, Alastairze? Czy może powrót Craiga? Nie, on chyba nie - jego zjawienie się na tej kolacji zadziwia nas wszystkich. I jednocześnie cieszy, naturalnie.
Nie zauważam nawet kiedy podchodzisz bliżej. Stajesz obok. Twój głos wyrywa mnie z ponurych myśli, obracam w twoim kierunku głowę patrząc w twoją twarz zaskoczony. Po paru chwilach moja mina wraca do normalności, a ja z powrotem nakierowuję spojrzenia na piękną rzekę płynącą tak blisko posiadłości. Jej szum koił moje nerwy.
- Wiele - przytakuję nagle, zachrypniętym głosem przerywając piętrzącą się między nami ciszę. - Już niedługo Wynonna opuści Durham, zaszyje się w Shropshire i każe nazywać lady Avery. Kiedykolwiek by się to nie stało, i tak byłbym nieprzygotowany - wyznaję w przypływie emocji, smutnych rozmyślań nad wszystkim i nad niczym. Czy to właśnie o to ci chodziło, Alastairze? Czy może powrót Craiga? Nie, on chyba nie - jego zjawienie się na tej kolacji zadziwia nas wszystkich. I jednocześnie cieszy, naturalnie.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy rozbrzmiała przemowa Quentina, Craig naturalnie uniósł naczynie z winem, które mu ofiarowano. Nie powiedział nic, aczkolwiek posłał kuzynowi pełne dumy spojrzenie. Minęło dość sporo czasu, odkąd czuł się podobnie - jego osobę przepełniało poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości. Powrót do domu bardzo wiele dla niego znaczył. We Francji był tylko jednym z wielu szlachciców zza granicy, kolejnym, który handluje dziełami sztuki. Mało znajomą personą, pojedynczą twarzą w tłumie. Miało to swoje zalety, nie zamierzał udawać że nie. Tutaj jednakże jego rodowód, tak doskonale rozpoznawany w całym kraju, był jednym z powodów że mężczyzna sprawiał wrażenie jakby odmłodniał.
- Nie chciałabyś, by gdzieś wyjechał? Zobaczył nieco świata? - odezwał się do Rowan, udając że zupełnie nie rozumie o co chodzi w jej przytyku. Fakt że się jeszcze nie ożenił, póki co kuł chyba tylko matkę. No, ojca może też. Mężczyzna zerknął na Tobiasa, który zasnął na kanapie. Przecież obie z opcji przedstawionych przez Rowan były pozytywne. Chłopak w końcu miał w sobie krew Burke'ów, nawet jeśli nosił nazwisko Yaxley.
Craig przebiegł ponownie spojrzeniem po całej zebranej przy stole familii. Ich twarze nie wyrażały zadowolenia, w końcu nienawykłe były do uśmiechów. Wiedział jednak, że wszyscy doceniali to spotkanie - każdy na swój sposób, mniej lub bardziej. Widoczne było to w ich oczach, w innych gestach, miękkim tonie głosu.
- Brakowało mi tej zbolałej miny Quentina - wygiął kąciki ust w lekkim uśmiechu, swoje słowa kierując naturalnie do Rowan. Obserwował jak wymieniony mężczyzna oraz ich drugi kuzyn, Alastair stają razem przy oknie. - Mam dla ciebie coś, ale nie dostaniesz tego teraz bo inni byliby zazdrośni, że nic im nie przywiozłem.
Choć kochał całą swoją rodzinę, jednak najlepiej rozmawiało mu się z Rowan. Miał jednak do porozmawiania z każdym z członków ich rodu, aczkolwiek zapewne nie na tym spotkaniu. Teraz więc Rowan mogła cieszyć się towarzystwem odzyskanego brata ile tylko pragnęła.
- Nie chciałabyś, by gdzieś wyjechał? Zobaczył nieco świata? - odezwał się do Rowan, udając że zupełnie nie rozumie o co chodzi w jej przytyku. Fakt że się jeszcze nie ożenił, póki co kuł chyba tylko matkę. No, ojca może też. Mężczyzna zerknął na Tobiasa, który zasnął na kanapie. Przecież obie z opcji przedstawionych przez Rowan były pozytywne. Chłopak w końcu miał w sobie krew Burke'ów, nawet jeśli nosił nazwisko Yaxley.
Craig przebiegł ponownie spojrzeniem po całej zebranej przy stole familii. Ich twarze nie wyrażały zadowolenia, w końcu nienawykłe były do uśmiechów. Wiedział jednak, że wszyscy doceniali to spotkanie - każdy na swój sposób, mniej lub bardziej. Widoczne było to w ich oczach, w innych gestach, miękkim tonie głosu.
- Brakowało mi tej zbolałej miny Quentina - wygiął kąciki ust w lekkim uśmiechu, swoje słowa kierując naturalnie do Rowan. Obserwował jak wymieniony mężczyzna oraz ich drugi kuzyn, Alastair stają razem przy oknie. - Mam dla ciebie coś, ale nie dostaniesz tego teraz bo inni byliby zazdrośni, że nic im nie przywiozłem.
Choć kochał całą swoją rodzinę, jednak najlepiej rozmawiało mu się z Rowan. Miał jednak do porozmawiania z każdym z członków ich rodu, aczkolwiek zapewne nie na tym spotkaniu. Teraz więc Rowan mogła cieszyć się towarzystwem odzyskanego brata ile tylko pragnęła.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 07.02.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na widok Sorena odpowiedziała mu równie ciepłym uśmiechem. Cieszyła się z jego powrotu równie jak z brata i tylko obmyślała w głowie kiedy będzie mogła się z nim spotkać i w spokoju porozmawiać. Ma zapewne dużo do opowiedzenia, a ona tylko na to czekała. Gdy tylko kuzyn od nich odszedł i udał się w kierunku Wynonny jej cała uwaga ponownie skierowana została na brata.
-Chciałabym, ale nie wiem czy to dobry pomysł na tą chwilę. -Martwiła się o reakcję Yaxleyów. Wolała na wszelki wypadek w żaden sposób im się nie narażać, musiała być ostrożna jeśli chodziło o podejmowanie jakichkolwiek decyzji związanych z Tobiasem, czy nawet z nią samą. Zupełnie jakby cały czas chodziła po ruchomych piaskach. Rzeczywiście tego typu wyjazd nie byłby złym pomysłem. Chłopiec trochę by się rozerwał, nabrał dystansu i co najważniejsze w Anglii nie było już bezpiecznie.
Na komentarz brata na temat ich kuzyna cicho parsknęła, zaraz jednak poważniejąc i dając bratu łokciem kuksańca w bok cicho się jednak z nim zgadzając.
-Nie musisz mi niczego dawać. Sam fakt, że wróciłeś jest najlepszym prezentem dla mnie.- I to było prawdą. Nie mogła sobie wymarzyć niczego lepszego. Była bardzo przywiązana do swojego rodzeństwa, nie umniejszając młodszemu bratu, ale to właśnie z Craigiem była bliżej. Może to przez fakt, że był jej starszym bratem, że byli nierozłącznie przez większość czasu, a może przez to, że młodszy częściej wolał bywać w odosobnieniu, zresztą podobnie jak ona, ale Craig nigdy jej na to nie pozwalał.
-Nie obrośnij w piórka braciszku. Możesz być pewien, że tylko dziś będę ci tak słodzić. - Powiedziała rozbawiona. Przecież nie może dopuścić aby jego ego urosło do niewiarygodnych rozmiarów, prawda? Wtedy stałby się naprawdę nieznośny, a przynajmniej bardziej niż teraz.
-Mogłeś przynajmniej Nas uprzedzić. - Powiedziała z udawanym wyrzutem. Craig już taki był, zawsze w gorącej wodzie kompany. Zresztą lubił zawsze dramatyzm, więc wielkie, niezapowiedziane wejście na przyjęcie rodzinne było jak najbardziej w jego stylu.
-Chciałabym, ale nie wiem czy to dobry pomysł na tą chwilę. -Martwiła się o reakcję Yaxleyów. Wolała na wszelki wypadek w żaden sposób im się nie narażać, musiała być ostrożna jeśli chodziło o podejmowanie jakichkolwiek decyzji związanych z Tobiasem, czy nawet z nią samą. Zupełnie jakby cały czas chodziła po ruchomych piaskach. Rzeczywiście tego typu wyjazd nie byłby złym pomysłem. Chłopiec trochę by się rozerwał, nabrał dystansu i co najważniejsze w Anglii nie było już bezpiecznie.
Na komentarz brata na temat ich kuzyna cicho parsknęła, zaraz jednak poważniejąc i dając bratu łokciem kuksańca w bok cicho się jednak z nim zgadzając.
-Nie musisz mi niczego dawać. Sam fakt, że wróciłeś jest najlepszym prezentem dla mnie.- I to było prawdą. Nie mogła sobie wymarzyć niczego lepszego. Była bardzo przywiązana do swojego rodzeństwa, nie umniejszając młodszemu bratu, ale to właśnie z Craigiem była bliżej. Może to przez fakt, że był jej starszym bratem, że byli nierozłącznie przez większość czasu, a może przez to, że młodszy częściej wolał bywać w odosobnieniu, zresztą podobnie jak ona, ale Craig nigdy jej na to nie pozwalał.
-Nie obrośnij w piórka braciszku. Możesz być pewien, że tylko dziś będę ci tak słodzić. - Powiedziała rozbawiona. Przecież nie może dopuścić aby jego ego urosło do niewiarygodnych rozmiarów, prawda? Wtedy stałby się naprawdę nieznośny, a przynajmniej bardziej niż teraz.
-Mogłeś przynajmniej Nas uprzedzić. - Powiedziała z udawanym wyrzutem. Craig już taki był, zawsze w gorącej wodzie kompany. Zresztą lubił zawsze dramatyzm, więc wielkie, niezapowiedziane wejście na przyjęcie rodzinne było jak najbardziej w jego stylu.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jeszcze nigdy rodzinna kolacja nie była dla mnie taką męką. Żeby nikt nie zrozumiał tego źle – kochałam moją rodzinną najbardziej na całym tym dziwacznym świecicie. Choć i sami byliśmy dość kontrowersyjni. Ja, Quentin i Edgar zazwyczaj chłodno lustrowaliśmy wszystko, co stawało przed naszymi twarzami. Libra była równie milcząca. Rowan i Craig byli odrobinnę odmienni. Trochę bardziej wygadani. Kochałam ich, ale nigdy nie potrafiłam zrozumieć żartów Craiga, dlatego pewnie mocno zawodził się w czasie rozmów ze mną, kiedy to lustrowałam go spojrzeniem i udzielałam konkretnych, krótkich odpowiedzi na zadawane pytania. Zasiadłam przy stole i po rzuceniu lekkiego, nic nie znaczącego pytania, zaczęłam wzrokiem bada wzór na obrusie uznając go za mocno fascynujący. Z zamyślenia nie wyrwał mnie głos Sorena – jak się spodziewałam, a małe dłonie jednej z bliźniaczek. W sumie nie zdziwiło mnie, że nie uzyskałam odpowiedzi od razu. Biedny lord Avery skupił na sobie atencję wszystkich i prawie każdy zwrócił się w jego kierunku. Spojrzałam na twarz małej Esmee, która tak bezpardonowo wlazła mi na kolana.
-Oh Esmee, Twojej urodzie nawet w połowie nie jestem w stanie dorównać. – odpowiadam ją, częstując uśmiechem, który tak rzadko zdobi moje usta. Dziewczynki jednak wyzwalały we mnie łagodniejszą stronę, tą, która też częściej swoje lico zdobiła wygięciem ust ku górze. Mimo, że – jak to bywa z bliźniakami – dziewczynki były złudnie podobne, udawało mi się odróżnić jedną od drugiej. Esmee była spokojniejsza. Bardziej stonowana mógłby ktoś powiedzieć. A wzrokiem lustrowała wszystko ze stoickim, zimnym zainteresowaniem. Bardzo przypominała mi mnie. Jej obecność pozwoliła rozluźnić mi się trochę. Przeniosłam dłoń na jej plecy i gdy jej mała bródka ułożyła się na moim ramieniu przymykam na chwilę powieki. Wdycham zapach jej włosów i nakazuję sobie rozluźnić się. Byłam w domu. To nic, że niedługo miałam opuścić te mury. Tym bardziej powinnam zadbać o to, by ostatnie wspomnienia nacechowany były pozytywnie. A przecież we własnym gronie bardziej skorzy byliśmy do uśmiechów, czy też rozmów. Soren już niedługo miał być moim mężem, wedle przysięgi, która miałam mu złożyć, nie powinno być między nami tajemnic.
Z rozmyślań wyciąga mnie Esmee, gdy za chwilę już zsuwa się z moich kolan by podejść do siostry. Na jej nieszczęście słyszę każe słowo które wypowiada.
-Esmee Adeline Burke. – wypowiadam nawet nie odwracając się w jej stronę. Jej słowa cieszą mnie. A może nie tyle co cieszą, a bawią. Czuję jak wewnątrz rozlewa się nagła fala ulgi, która powoduje, że spada ze mnie wcześniej ciążący ciężar. Gestem nakazuje jej podejść, a gdy jest już dostatecznie blisko zwracam ją w stronę Sorena, a na jej ramionach układam swoje dłonie. Nachylam się nad jej ramieniem wzrok skupiając na moim narzeczonym. W oczach błyskają mi iskierki rozbawienia, usta też zdobi lekki, nienachalny grymas. – To lord Soren Avery. Nie siedział za długo na słońcu i nie jest służącym. Nie przywiozłam go też z innego kraju. – odgarniam jej włosy za ucho, a potem zbliżam się do niego nadal utrzymując kontakt wzrokowy z Sorenem, by prawie konspiracyjnym szeptem powiedzieć. – Lata na miotle lepiej niż ja, twój tata i wujek Quentin razem wzięci. Jak będziesz miła to może cię nauczy, hm? – wydaję na koniec coś na rodzaj dźwięku który jest propozycją. Jestem inna. Nie Wynonnowa w tej chwili. Ale nie mogę nic poradzić na to, że te dwa małe diabły trafiają w struny w mojej jednostce, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia.
-Oh Esmee, Twojej urodzie nawet w połowie nie jestem w stanie dorównać. – odpowiadam ją, częstując uśmiechem, który tak rzadko zdobi moje usta. Dziewczynki jednak wyzwalały we mnie łagodniejszą stronę, tą, która też częściej swoje lico zdobiła wygięciem ust ku górze. Mimo, że – jak to bywa z bliźniakami – dziewczynki były złudnie podobne, udawało mi się odróżnić jedną od drugiej. Esmee była spokojniejsza. Bardziej stonowana mógłby ktoś powiedzieć. A wzrokiem lustrowała wszystko ze stoickim, zimnym zainteresowaniem. Bardzo przypominała mi mnie. Jej obecność pozwoliła rozluźnić mi się trochę. Przeniosłam dłoń na jej plecy i gdy jej mała bródka ułożyła się na moim ramieniu przymykam na chwilę powieki. Wdycham zapach jej włosów i nakazuję sobie rozluźnić się. Byłam w domu. To nic, że niedługo miałam opuścić te mury. Tym bardziej powinnam zadbać o to, by ostatnie wspomnienia nacechowany były pozytywnie. A przecież we własnym gronie bardziej skorzy byliśmy do uśmiechów, czy też rozmów. Soren już niedługo miał być moim mężem, wedle przysięgi, która miałam mu złożyć, nie powinno być między nami tajemnic.
Z rozmyślań wyciąga mnie Esmee, gdy za chwilę już zsuwa się z moich kolan by podejść do siostry. Na jej nieszczęście słyszę każe słowo które wypowiada.
-Esmee Adeline Burke. – wypowiadam nawet nie odwracając się w jej stronę. Jej słowa cieszą mnie. A może nie tyle co cieszą, a bawią. Czuję jak wewnątrz rozlewa się nagła fala ulgi, która powoduje, że spada ze mnie wcześniej ciążący ciężar. Gestem nakazuje jej podejść, a gdy jest już dostatecznie blisko zwracam ją w stronę Sorena, a na jej ramionach układam swoje dłonie. Nachylam się nad jej ramieniem wzrok skupiając na moim narzeczonym. W oczach błyskają mi iskierki rozbawienia, usta też zdobi lekki, nienachalny grymas. – To lord Soren Avery. Nie siedział za długo na słońcu i nie jest służącym. Nie przywiozłam go też z innego kraju. – odgarniam jej włosy za ucho, a potem zbliżam się do niego nadal utrzymując kontakt wzrokowy z Sorenem, by prawie konspiracyjnym szeptem powiedzieć. – Lata na miotle lepiej niż ja, twój tata i wujek Quentin razem wzięci. Jak będziesz miła to może cię nauczy, hm? – wydaję na koniec coś na rodzaj dźwięku który jest propozycją. Jestem inna. Nie Wynonnowa w tej chwili. Ale nie mogę nic poradzić na to, że te dwa małe diabły trafiają w struny w mojej jednostce, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
Craig obserwował przez kilka chwil jak bliźniaczki skupiają się w całości na Wynnonie i jej nowym narzeczonym. Zajęli jego myśli na kilka chwil, chociaż nie do końca osobiście. Przypomniał sobie ich zachowanie, wybryki, ganianie się po ogrodzie, niezachwianą pewność siebie. To, z jaką łatwością potrafiły rozczulić dorosłych, w szczególności Burke'ów, oraz jak łatwo przychodziło im uciekanie z lekcji z guwernantką. Pomyślał potem także o Tobiasie. Jego wzrok przesunął się po chłopcu śpiącym na kanapie. Chłopiec pochrapywał cicho, wyraźnie padnięty. Gdy spał był wyjątkowo urokliwy, chociaż doskonale wiedział, że ta niewinna twarzyczka była tylko zasłoną. Gdy tylko młodziak się zbudzi, pierwszą rzeczą, którą zrobi, będzie wymyślenie jakiegoś psikusa. Był w tym przecież mistrzem i nie raz przyprawiał przez to matkę o palpitacje serca.
Gdyby tylko Craig nie wybrał się w tę podróż i zamiast tego został w domu i znalazł żonę, prawdopodobnie teraz również miałby przy boku taką biegającą zgraję. Nową krew, przyszłość ich rodu. Ta myśl mimo wszystko nieco go niepokoiła, odrobinę także nieco zasmuciła. Wiedział doskonale, że potrafi się opiekować kimś. Ale jest różnica między opieką w wychowaniem. Tym bardziej gdy chodziło o dziedzica.
Przeniósł wzrok na Rowan.
- Zawsze możesz to po prostu zaproponować i podać konkretne argumenty - podsunął. W końcu co złego było w małej wycieczce? Craig był pewny że po spokojnej dyskusji Yaxleyowie zgodziliby się na krótki wyjazd chłopca. Szczególnie teraz, póki dzieciak nie uczęszczał jeszcze do Hogwartu.
Powiódł spojrzeniem jeszcze raz po rodzinie. Jeszcze nie tak dawno to oni byli tymi najmłodszymi, tymi na których się chuchało i dmuchało. Craig wciąż pamiętał Edgar w wieku piętnastu lat spadł z konia i jak Quentin raz nabił sobie guza, uderzając o szafkę. Dlaczego on tak zaczął nagle rozmyślać o dzieciach? O nich jako dzieciach?
- Najpierw dźgasz mnie łokciem pod żebra a teraz mówisz o słodzeniu? Coś tu nie gra, siostro. - skrzywił się lekko, udając jak bardzo bolą go kości po tym uderzeniu. - Nie chciałem wam psuć niespodzianki. No i chyba mi się udało was zaskoczyć, prawda?
Posłał jej uśmiech znad lampki wina.
Gdyby tylko Craig nie wybrał się w tę podróż i zamiast tego został w domu i znalazł żonę, prawdopodobnie teraz również miałby przy boku taką biegającą zgraję. Nową krew, przyszłość ich rodu. Ta myśl mimo wszystko nieco go niepokoiła, odrobinę także nieco zasmuciła. Wiedział doskonale, że potrafi się opiekować kimś. Ale jest różnica między opieką w wychowaniem. Tym bardziej gdy chodziło o dziedzica.
Przeniósł wzrok na Rowan.
- Zawsze możesz to po prostu zaproponować i podać konkretne argumenty - podsunął. W końcu co złego było w małej wycieczce? Craig był pewny że po spokojnej dyskusji Yaxleyowie zgodziliby się na krótki wyjazd chłopca. Szczególnie teraz, póki dzieciak nie uczęszczał jeszcze do Hogwartu.
Powiódł spojrzeniem jeszcze raz po rodzinie. Jeszcze nie tak dawno to oni byli tymi najmłodszymi, tymi na których się chuchało i dmuchało. Craig wciąż pamiętał Edgar w wieku piętnastu lat spadł z konia i jak Quentin raz nabił sobie guza, uderzając o szafkę. Dlaczego on tak zaczął nagle rozmyślać o dzieciach? O nich jako dzieciach?
- Najpierw dźgasz mnie łokciem pod żebra a teraz mówisz o słodzeniu? Coś tu nie gra, siostro. - skrzywił się lekko, udając jak bardzo bolą go kości po tym uderzeniu. - Nie chciałem wam psuć niespodzianki. No i chyba mi się udało was zaskoczyć, prawda?
Posłał jej uśmiech znad lampki wina.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 07.02.22 21:17, w całości zmieniany 1 raz
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-Zastanowię się jeszcze nad tym.-A miała nad czym myśleć. Szczerze mówiąc ona sama skorzystałaby z okazji aby na jakiś czas wyjechać z Anglii. Z tą decyzją musiała jednak trochę jeszcze poczekać. Aktualnie miała inne priorytety niż wakacje, nawet te dla dobra Tobiasa.
-Uważaj, bo umrzesz od tej niezwykle ciężkiej rany.-Spojrzała na niego unosząc jedną brew w górę i krzyżując ręce na piersi.
-Zresztą, gdybym chciała cię skrzywdzić braciszku dużo bardziej narzekałbyś na ból.-Była w końcu Burkiem, choć bycie "nienaganną" szlachcianką dość często mogło ludzi wprowadzać w błąd. jej brat powinien jednak o tym fakcie pamiętać. Ale, to przecież on sam i kilka książek od niego, oraz woluminy w biblioteczce ojca nauczyły ją wielu przydatnych umiejętności.
Oh tak, zaskoczył ją dość mocno. Przynajmniej jak najbardziej pozytywnie.
-Powiedziałabym, że możesz częściej robić Nam takie niespodzianki, ale proszę cię abyś choć na razie nigdzie nie wyjeżdżał by nie mieć powodu do niespodziewanego powrotu.-Miała zamiar jak najbardziej odnowić relacje z bratem. Choć, oni raczej tego nie potrzebują i nie będą potrzebować. Jak wielka ilość mil by ich nie dzieliła, jak wielki odstęp w czasie, to to co jest między nimi chyba nigdy nie ulegnie zmianie. A przynajmniej miała taką nadzieję...
-Chodź braciszku. Nie mogę zabierać tej przyjemności rozmowy innym. Poza tym musisz złożyć oficjalnie gratulacje nowej parze. - Miała nadzieję, że znajdą ze sobą jakąś nić porozumienia. Takie związki na podstawie spisanej umowy nigdy na początku łatwe nie były. Czeka ich jeszcze dość sporo pracy. Uśmiechnęła się lekko do brata łapiąc go pod ramię dołączyli do rozmów reszty rodziny.
|zt
-Uważaj, bo umrzesz od tej niezwykle ciężkiej rany.-Spojrzała na niego unosząc jedną brew w górę i krzyżując ręce na piersi.
-Zresztą, gdybym chciała cię skrzywdzić braciszku dużo bardziej narzekałbyś na ból.-Była w końcu Burkiem, choć bycie "nienaganną" szlachcianką dość często mogło ludzi wprowadzać w błąd. jej brat powinien jednak o tym fakcie pamiętać. Ale, to przecież on sam i kilka książek od niego, oraz woluminy w biblioteczce ojca nauczyły ją wielu przydatnych umiejętności.
Oh tak, zaskoczył ją dość mocno. Przynajmniej jak najbardziej pozytywnie.
-Powiedziałabym, że możesz częściej robić Nam takie niespodzianki, ale proszę cię abyś choć na razie nigdzie nie wyjeżdżał by nie mieć powodu do niespodziewanego powrotu.-Miała zamiar jak najbardziej odnowić relacje z bratem. Choć, oni raczej tego nie potrzebują i nie będą potrzebować. Jak wielka ilość mil by ich nie dzieliła, jak wielki odstęp w czasie, to to co jest między nimi chyba nigdy nie ulegnie zmianie. A przynajmniej miała taką nadzieję...
-Chodź braciszku. Nie mogę zabierać tej przyjemności rozmowy innym. Poza tym musisz złożyć oficjalnie gratulacje nowej parze. - Miała nadzieję, że znajdą ze sobą jakąś nić porozumienia. Takie związki na podstawie spisanej umowy nigdy na początku łatwe nie były. Czeka ich jeszcze dość sporo pracy. Uśmiechnęła się lekko do brata łapiąc go pod ramię dołączyli do rozmów reszty rodziny.
|zt
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Skrzydło północne
Szybka odpowiedź