Sklep z truciznami
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Sklep z truciznami
Niedaleko zakładu Borgina i Burkesa, praktycznie na przeciwko niego, znaleźć można wąskie, skrzypiące przy każdym ruchu, niepozorne drzwiczki prowadzące do wnętrza sklepiku o kwadratowej, całkiem przestronnej izbie, będącego istnym arsenałem broni. Półki zajmujące całą powierzchnię ścian zastawione są butelkami i fiolkami eliksirów czy wywarów wszelkiego rodzaju. Jak zachwala, stojący za zastawioną świecami ladą podstarzały, sprzedawca - znaleźć tu można płynny ratunek z każdej opresji. Uciążliwy sąsiad, gderliwa teściowa, rodzina doprowadzająca do szału, restrykcyjny przełożony - to wszystko może minąć, zginąć i przepaść. Oczywiście, za odpowiednią cenę.
Wnętrze sklepu pogrążone jest w półmroku, na dodatek wiecznie panuje w nim przejmujący, jeżący włos na głowie chłód. Jednak trudno określić, czy to jedynie jego zasługa, czy może raczej świadomości spoczywającej w eliksirach śmiercionośnej potęgi.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.Wnętrze sklepu pogrążone jest w półmroku, na dodatek wiecznie panuje w nim przejmujący, jeżący włos na głowie chłód. Jednak trudno określić, czy to jedynie jego zasługa, czy może raczej świadomości spoczywającej w eliksirach śmiercionośnej potęgi.
Wieść o tym, że anomalie zajęły i Aleję Śmiertelnego Nokturnu dotarły do niego wyjątkowo szybko, podobnie jak informacje o tym, że podjęte zostały próby jej zwalczenia - dotychczas nieskuteczne. Sklep z truciznami dawniej tętnił życiem, o ile można było w ten niefortunny sposób określić zarówno lokalizację, jak i specyfikę prowadzonej działalności. Miał wielu klientów; trucizny - szczególnie te trudne do wykrycia, wyjątkowo okrutne i uciążliwe zawsze były w cenie, niezależnie od tego, czy potencjalną ich ofiarą miał być niewierny mąż, czy rodzina czarnoksiężnika, który był dla kogoś wrzodem na tyłku. Od dawna był jednak opustoszały. Cassandra wspominała o tym, co działo się w tym miejscu, o lewitujących fiolkach, które mogły w każdej chwili zaatakować czarodzieja, który lekkomyślnie postanowił przekroczyć progi opustoszałego lokalu. Był przygotowany na najgorsze. Przeżył wyprawę do Azkabanu, temu również podoła.
Pod osłoną nocy, pojawił się pod sklepem w długim, ciemnym płaszczu, którego kaptur miał głęboko naciągnięty na głowę, a także na twarz, którą skrywał w jego cieniu. W niewielkiej torbie miał dwie fiolki z czuwającym strażnikiem, choć wątpił, by były potrzebne. Środki ostrożności nie były konieczne, czuł się tu jak u siebie, swobodnie. Nie ukrywał się przed spojrzeniem obcych, liczył na to, że materiał lepiej zabezpieczy skórę, która w zetknięciu z eliksirami może różnie zareagować. Nie musiał długo czekać na swojego towarzysza. Pojawił się w pobliżu niemalże w tej samej chwili, w której on zmaterializował się z postaci czarnego, gęstego dymu. Spojrzał na niego, upewniając się, że jest gotów do działania - Czarny Pan wydał rozkazy, naprawa takich miejsc jak to i przełożenie energii anomalii dla własnych korzyści było im potrzebne.
Wszedł do środka, ostrożnie stawiając kroki, a lewą dłoń, która dzierżyła różdżkę, powoli uniósł, pozostając w gotowości. Ku jego oczom, zgodnie z przewidywaniami, ujrzał lewitujące fiolki i czuł źródło anomalii, które musiało znajdować się na zapleczu, do którego przejście zawalone było zniszczonymi meblami. Nie uda im się dostać na drugi koniec pomieszczenia, do drzwi, jeśli tego nie uprzątną, a przy lewitujących truciznach wolał nie ryzykować próby przedarcia się.
— Musimy zrobić przejście — zakomunikował cicho, odwracając się do Notta. Nie musiał mu przypominać, że pod ich stopami znajdowało się szkło i pomieszane mikstury, lepiej byłoby dla nich, gdyby w żadną z tych rzeczy nie wdepnęli. — Mobilicorpus— szepnął, celując różdżką w meble.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
07.08
Zdawać by się, że Eddard znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie; powrót do Anglii zbiegł się w czasie z wybuchem mocy. Znalazł się w centrum zdarzeń, a teraz przyszedł czas działać. W swoim życiu widział wiele dziwnych zachowań mocy, jednakże nigdy nie doświadczył czegoś podobnego. Niestabilna energia zagościła w sklepie z truciznami; na pewno znajdą się czarodzieje zadowoleni z powodu tymczasowego zamknięcia sklepu. A jednocześnie kogo nie kusił szybki sposób na pozbycie się niewygodnego osobnika, nie narażając się na szybkie wykrycie przez marnie działające władze?
Odziany w czarny płaszcz, pod którego kapturem kryła się twarz arystokraty. Pojawił się nieopodal wejścia w kłębach czarnego dymu. Zdawało się, że nikt nie zwraca na nich uwagi, a oprócz dwóch czarnych zarysów sylwetek na próżno było szukać jakichkolwiek oznak życia. Tym lepiej dla nich. Czarny Pan dał jasny rozkaz; zająć się jak największą liczbą występujących w Londynie anomalii. Zerknął na wejście, po czym przeniósł spojrzenie na swojego towarzysza. Skinął delikatnie głową na znak, że jest gotów, a pod materiałem płaszcza trzymał różdżkę. W ślad za towarzyszem wszedł do środka, wyciągając prawą dłoń, w której znajdowała się różdżka; w każdej chwili był gotów do działania. Niemalże czarne oczy omiotły spojrzeniem pomieszczenie. Na słowa Ramseya mruknął jedynie coś co miało być potwierdzeniem, jakoby zgadzał się z tym co powiedział. Zmrużył oczy, uważnie obserwując to co działo się dookoła. I całe szczęście, że w euforii nie ruszył dalej, rzucając może zaklęcie do wtóru Ramseyowi. Strumień magii, który wydostał się z różdżki mężczyzny, zniknęła gdzieś w połowie. Ściągnął brwi do środka.
- Dziś nic tu nie wskóramy - powiedział, a spod grubej warstwy pozornego spokoju, przebijała się irytacja. Poddawanie się nie leżało w naturze Notta, jednocześnie wiedział, że z takimi osobliwościami nie warto było ryzykować. Ostrożnie wycofał się z pomieszczenia i to samo radził swemu kompanowi.
/zt x 2
Zdawać by się, że Eddard znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie; powrót do Anglii zbiegł się w czasie z wybuchem mocy. Znalazł się w centrum zdarzeń, a teraz przyszedł czas działać. W swoim życiu widział wiele dziwnych zachowań mocy, jednakże nigdy nie doświadczył czegoś podobnego. Niestabilna energia zagościła w sklepie z truciznami; na pewno znajdą się czarodzieje zadowoleni z powodu tymczasowego zamknięcia sklepu. A jednocześnie kogo nie kusił szybki sposób na pozbycie się niewygodnego osobnika, nie narażając się na szybkie wykrycie przez marnie działające władze?
Odziany w czarny płaszcz, pod którego kapturem kryła się twarz arystokraty. Pojawił się nieopodal wejścia w kłębach czarnego dymu. Zdawało się, że nikt nie zwraca na nich uwagi, a oprócz dwóch czarnych zarysów sylwetek na próżno było szukać jakichkolwiek oznak życia. Tym lepiej dla nich. Czarny Pan dał jasny rozkaz; zająć się jak największą liczbą występujących w Londynie anomalii. Zerknął na wejście, po czym przeniósł spojrzenie na swojego towarzysza. Skinął delikatnie głową na znak, że jest gotów, a pod materiałem płaszcza trzymał różdżkę. W ślad za towarzyszem wszedł do środka, wyciągając prawą dłoń, w której znajdowała się różdżka; w każdej chwili był gotów do działania. Niemalże czarne oczy omiotły spojrzeniem pomieszczenie. Na słowa Ramseya mruknął jedynie coś co miało być potwierdzeniem, jakoby zgadzał się z tym co powiedział. Zmrużył oczy, uważnie obserwując to co działo się dookoła. I całe szczęście, że w euforii nie ruszył dalej, rzucając może zaklęcie do wtóru Ramseyowi. Strumień magii, który wydostał się z różdżki mężczyzny, zniknęła gdzieś w połowie. Ściągnął brwi do środka.
- Dziś nic tu nie wskóramy - powiedział, a spod grubej warstwy pozornego spokoju, przebijała się irytacja. Poddawanie się nie leżało w naturze Notta, jednocześnie wiedział, że z takimi osobliwościami nie warto było ryzykować. Ostrożnie wycofał się z pomieszczenia i to samo radził swemu kompanowi.
/zt x 2
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po Festiwalu
Anomalia w tym miejscu wciąż rosła w siłę; wraz z Eir odnalazły ją przed dwoma miesiącami i po dzisiejszy dzień to miejsce nie wróciło do swojej codzienności, sklep z truciznami pozostawał nieczynny, Cassandra zaczynała odczuwać brak pewnych specyfików, które mogła dostać tylko tutaj i była przekonana, że jej przyjaciółce zamknięcie tego miejsca było równie mocno nie w smak. Jednak, to nie wygoda przyciągnęła ją tutaj po raz kolejny, kiedy zaproponowała Eir ponowną wizytę kierowała się determinacją w poznaniu wroga - mijały miesiące, a oni wciąż nie wiedzieli, z czym mieli do czynienia. Straszliwa moc oszalałej czarnej magii wydawała się równie nieokiełznana, co na samym początku, a ich wiedza nie poszerzyła się odkąd spojrzeli w oczy niebezpieczeństwu po raz pierwszy. Nie widziała jednak przyszłości, a to dawało nadzieję - że ostateczny kres wszystkiego wcale nie nadejdzie tak prędko.
Ubrana w prostą, luźną suknię, która nie podkreślała zaokrąglonej sylwetki, mijała kolejne ulice wraz z przyjaciółką. Ostatnio było tutaj dość niebezpiecznie - miała wątpliwości, czy powinna ją tutaj ciągnąć, ale ostatecznie nie mogła wyobrazić sobie lepszego towarzystwa; gdyby cokolwiek się wydarzyło, była przecież tuż obok, żeby pomóc. Różdżką ukryta w głębokiej kieszeni pośród połów spódnicy stykała się z jej dłonią, wolała trzymać ją na podorędziu, gotową do działania.
- To było na zapleczu, prawda? - Spojrzała na Eir, kiedy jako pierwsza położyła dłoń na drzwiach sklepu - i ostrożnie pchnęła je w przód. W tej opuszczonej części Nokturnu nie dało się dostrzec ani jednej żywej duszy, nie bez powodu - chaos skutecznie odstraszał nawet największych nokturnowych twardzieli. Zabawne, że akurat one posiadały wiedzę, która mogła pomóc okiełznać ten niecodzienny krajobraz. - Nic się nie zmieniło - dodała bez przekonania, kiedy znalazły się już w środku, przyglądając się znajomemu - a jednak tak obcemu - wnętrzu sklepu. - Wciąż jest zablokowane - przejście, obok śmignęła fiolka z zielonkawą, cuchnącą cieczą, Cassandra cofnęła się przed nią instynktownie.
- Działajmy, razem - zaproponowała nie pierwszy raz, wypowiadając inkantację zaklęcia:
- Mobilicorpus.
Anomalia w tym miejscu wciąż rosła w siłę; wraz z Eir odnalazły ją przed dwoma miesiącami i po dzisiejszy dzień to miejsce nie wróciło do swojej codzienności, sklep z truciznami pozostawał nieczynny, Cassandra zaczynała odczuwać brak pewnych specyfików, które mogła dostać tylko tutaj i była przekonana, że jej przyjaciółce zamknięcie tego miejsca było równie mocno nie w smak. Jednak, to nie wygoda przyciągnęła ją tutaj po raz kolejny, kiedy zaproponowała Eir ponowną wizytę kierowała się determinacją w poznaniu wroga - mijały miesiące, a oni wciąż nie wiedzieli, z czym mieli do czynienia. Straszliwa moc oszalałej czarnej magii wydawała się równie nieokiełznana, co na samym początku, a ich wiedza nie poszerzyła się odkąd spojrzeli w oczy niebezpieczeństwu po raz pierwszy. Nie widziała jednak przyszłości, a to dawało nadzieję - że ostateczny kres wszystkiego wcale nie nadejdzie tak prędko.
Ubrana w prostą, luźną suknię, która nie podkreślała zaokrąglonej sylwetki, mijała kolejne ulice wraz z przyjaciółką. Ostatnio było tutaj dość niebezpiecznie - miała wątpliwości, czy powinna ją tutaj ciągnąć, ale ostatecznie nie mogła wyobrazić sobie lepszego towarzystwa; gdyby cokolwiek się wydarzyło, była przecież tuż obok, żeby pomóc. Różdżką ukryta w głębokiej kieszeni pośród połów spódnicy stykała się z jej dłonią, wolała trzymać ją na podorędziu, gotową do działania.
- To było na zapleczu, prawda? - Spojrzała na Eir, kiedy jako pierwsza położyła dłoń na drzwiach sklepu - i ostrożnie pchnęła je w przód. W tej opuszczonej części Nokturnu nie dało się dostrzec ani jednej żywej duszy, nie bez powodu - chaos skutecznie odstraszał nawet największych nokturnowych twardzieli. Zabawne, że akurat one posiadały wiedzę, która mogła pomóc okiełznać ten niecodzienny krajobraz. - Nic się nie zmieniło - dodała bez przekonania, kiedy znalazły się już w środku, przyglądając się znajomemu - a jednak tak obcemu - wnętrzu sklepu. - Wciąż jest zablokowane - przejście, obok śmignęła fiolka z zielonkawą, cuchnącą cieczą, Cassandra cofnęła się przed nią instynktownie.
- Działajmy, razem - zaproponowała nie pierwszy raz, wypowiadając inkantację zaklęcia:
- Mobilicorpus.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To nie było w jej stylu – taka brawura, takie ryzykowanie nie tylko swojego życia, ale przede wszystkim dziecka, które już niedługo miało ujrzeć po raz pierwszy ten świat. A mimo to decydowała się na tak odważne kroki, czując obijające się o żebra serce, za wszelką cenę próbujące zmusić ją do zawrócenia – do zatrzymania się w korytarzu mieszkania, do zdjęcia z pleców peleryny i ułożeniu się w wygodnym, wysłużonym fotelu, w którym najlepiej jej się odpoczywało. Nie była tchórzem, choć w tej chwili na takiego wychodziła; była po prostu zachowawcza, zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoją służbę w szeregach Rycerzy Walpurgii.
Kiedy myślała nad tym, ile się zmieniło od czasu wizyty Brynhild, bladła na twarzy. Wystarczyło niecałe pół roku, żeby cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Ale wciąż stała na własnych nogach, twardo stąpała po ziemie, analizowała, wysuwała wnioski i unikała upadków. Najważniejsze jednak było to, że mimo tak wielu zmian, wciąż brnęła niestrudzenie do przodu.
I dzięki duszom takim, jak Cassandra, wiedziała, że każdy trud był tego wart.
Przed wyjściem z domu odmierzyła odpowiednią porcję eliksiru brzemienności i wypiła go łyczek po łyczku, chcąc się w ten sposób zabezpieczyć przed niebezpieczeństwami czyhającymi przy sklepie z truciznami. Myśli w jej głowie przypominały teraz zwinięty, poszarpany kłębek wełny. Kiedy poczuła, że zaczynają dopadać ją wątpliwości, po prostu uchwyciła mocniej przedramię Cassandry, szukając w niej pociechy. Wzięła głębszy wdech, wolną dłonią obejmując swój brzuch. Niedługo miała rodzić, jego kształt widoczny był już nawet pod peleryną.
– Od naszej wizyty chyba nic się tam nie zmieniło – odparła, za chwilę kiwając głową opatrzoną grubym, jasnym warkoczem z wpiętymi weń gałązkami estragonu. Weszła zaraz za nią, rozglądając się na boki, mimowolnie chroniąc swoje dziecko dłonią, jakby to w czymkolwiek miało pomóc. Meble blokowały przejście dalej, ale to nie stanowiło problemu dla fruwających dookoła fiolek z truciznami. – Razem – przytaknęła, unosząc różdżkę w stronę barykady. – Mobilicorpus.
Niech się dzieje, co chce.
Kiedy myślała nad tym, ile się zmieniło od czasu wizyty Brynhild, bladła na twarzy. Wystarczyło niecałe pół roku, żeby cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Ale wciąż stała na własnych nogach, twardo stąpała po ziemie, analizowała, wysuwała wnioski i unikała upadków. Najważniejsze jednak było to, że mimo tak wielu zmian, wciąż brnęła niestrudzenie do przodu.
I dzięki duszom takim, jak Cassandra, wiedziała, że każdy trud był tego wart.
Przed wyjściem z domu odmierzyła odpowiednią porcję eliksiru brzemienności i wypiła go łyczek po łyczku, chcąc się w ten sposób zabezpieczyć przed niebezpieczeństwami czyhającymi przy sklepie z truciznami. Myśli w jej głowie przypominały teraz zwinięty, poszarpany kłębek wełny. Kiedy poczuła, że zaczynają dopadać ją wątpliwości, po prostu uchwyciła mocniej przedramię Cassandry, szukając w niej pociechy. Wzięła głębszy wdech, wolną dłonią obejmując swój brzuch. Niedługo miała rodzić, jego kształt widoczny był już nawet pod peleryną.
– Od naszej wizyty chyba nic się tam nie zmieniło – odparła, za chwilę kiwając głową opatrzoną grubym, jasnym warkoczem z wpiętymi weń gałązkami estragonu. Weszła zaraz za nią, rozglądając się na boki, mimowolnie chroniąc swoje dziecko dłonią, jakby to w czymkolwiek miało pomóc. Meble blokowały przejście dalej, ale to nie stanowiło problemu dla fruwających dookoła fiolek z truciznami. – Razem – przytaknęła, unosząc różdżkę w stronę barykady. – Mobilicorpus.
Niech się dzieje, co chce.
Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,
Kiedy żył i jak umierał?
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,
Kiedy żył i jak umierał?
The member 'Eir Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Cassandra wydała z siebie zduszony jęk, miała nadzieję, że za drugim razem zdołają przedrzeć się na zaplecze i zbliżyć do źródła wszechogarniającej ten sklep dziwności. Tak się nie stało, meble rozsunęły się ledwie co, a fiolki z truciznami z mocą natarły prosto na nie, pozostawiając na ubraniach przeżarte kwasem plamy; szkło wbiło jej się w przedramię, którym usiłowała osłonić twarz przed tym atakiem - rękaw przesiąkł rozlaną krwią. Jednak to nie o siebie Cassandra troszczyła się najbardziej, w gruncie rzeczy w tym sklepie było ich w tym momencie czworo, a ciąża Eir była w stanie znacznie bardziej zaawansowanym niż ciąża Cassandry. Prośba o przekazanie informacji odnośnie eliksiru brzemienności nasuwała najbardziej ponure skojarzenia, których nie potrafiła - a może nie chciała - się wyzbyć, jako uzdrowicielka musiała dołożyć wszelkich starań, aby zdrowie tak Eir, jak i jej dziecka, pozostało nienaruszone. Zaklęła szpetnie, przywołując z pamięci nazwy wszystkich znajomych chorób, przenosząc spojrzenie na słabnącą przyjaciółkę - wyglądała naprawdę źle. I zapewne podobnie się czuła. Zagryzła zęby, ignorując ból, po czym podeszła do niej bliżej, zamierzając użyczyć jej własnego ramienia - aby mogła się na nim bezpiecznie wesprzeć.
- Wszystko będzie dobrze, Eir - szepnęła, w zamierzeniu pokrzepiająco. W nagłej panice, która zaczynała ją ogarniać, nie zdążyła zidentyfikować emocji malujących się na twarzy przyjaciółki. - Chodźmy do mnie, muszę cię obejrzeć. Jeśli coś się dzieje, zajmiemy się tym od razu - rano oboje będziecie jak nowo narodzeni. - Pierwsze kroki były najtrudniejsze, musiały się wyczuć - każdy kolejny wydawał się znacznie lżejszy. - Wysłałaś mi list odnośnie eliksiru brzemienności - wspomniała, przyglądając się jej z troską. - Wzięłaś go ze sobą? - Nie chciała jej denerwować, nie mogła przewidzieć, jak się poczuje, ale lepiej było dmuchać na zimne niż zareagować zbyt późno. Reakcja fiolek wydawała się niezwykle silna, musiały się przed nią zabezpieczyć - bogatsze o doświadczenia sprzed dwóch miesięcy, kiedy bezskutecznie próbowały dokonać tego samego. Ona również odczuwała ból, ale stan zdrowia Eir był w tym momencie najważniejszy.
/zt x2 - do lecznicy
- Wszystko będzie dobrze, Eir - szepnęła, w zamierzeniu pokrzepiająco. W nagłej panice, która zaczynała ją ogarniać, nie zdążyła zidentyfikować emocji malujących się na twarzy przyjaciółki. - Chodźmy do mnie, muszę cię obejrzeć. Jeśli coś się dzieje, zajmiemy się tym od razu - rano oboje będziecie jak nowo narodzeni. - Pierwsze kroki były najtrudniejsze, musiały się wyczuć - każdy kolejny wydawał się znacznie lżejszy. - Wysłałaś mi list odnośnie eliksiru brzemienności - wspomniała, przyglądając się jej z troską. - Wzięłaś go ze sobą? - Nie chciała jej denerwować, nie mogła przewidzieć, jak się poczuje, ale lepiej było dmuchać na zimne niż zareagować zbyt późno. Reakcja fiolek wydawała się niezwykle silna, musiały się przed nią zabezpieczyć - bogatsze o doświadczenia sprzed dwóch miesięcy, kiedy bezskutecznie próbowały dokonać tego samego. Ona również odczuwała ból, ale stan zdrowia Eir był w tym momencie najważniejszy.
/zt x2 - do lecznicy
bo ty jesteś
prządką
prządką
20 sierpnia?
Natura zataczała koło, a anomalie nadal hulały i trząsły Wielką Brytanią. Zdestabilizowana magia straszyła każdym użyciem różdżki, grożącym, no, może nie śmiercią, lecz garścią nieprzyjemnych powikłań - spokojnie. Lord Voldemort wydał rozkaz, słowo wybrzmiało, więc jako sługa musiał (i chciał) ponownie zadowolić swego Pana. Ryzykował, lecz nie odróżniał buzującej we krwi adrenaliny od innych jej składników, destylował ją świadomością jedynie przez subtelne znaki organizmu. Łomoczące serce, przyśpieszony oddech, pulsacje żył w okolicach szyi i skroni. Drobne podpowiedzi, świadczące że nie jest nakręcony bez powodu i nadaremno: Magnus szczerze za tym zatęsknił. I jednocześnie zapomniał o nieco przykrym zakończeniu jego ostatniej przygody, brak palca znosił dzielnie, właściwie przyzwyczajając się do skórzanych rękawiczek, zgrabnie oplatających jego dłonie. Zdejmował je tylko do snu, by przywrzeć opuszkami do bladego ciała Moiry, nacieszyć się nim - przed rozwiązaniem i śmiercią - ukrywając przed żoną, że każde takie zbliżenie może nie doczekać się kontynuacji. Równie chętnie zostawiał ją na pastwę pustego, wyziębionego dworu, klucząc wśród innych powinności. Szlacheckie i rodzinne łączył bogato kuty łańcuch zależności, lecz obowiązki patrioty nie miały niczego wspólnego z dzieleniem nazwiska, krwi, a tym bardziej łoża.
List nakreślony pewną ręką do Edgara wzywał do wypełniania tych ważniejszych. Wyartykułowanych tonem nieznoszącym sprzeciwu, sugerującym surową karę za zwłokę, nieudolność czy opieszałość. Już raz sobie poradzili - poskromili anomalię, nie bez trudności, ale jednak z sukcesem - więc czemuż by nie iść za ciosem i nie dokonać tego po raz drugi? Nawet rekonesans był zbędny, Nokturn aż huczał od pogłosek o sklepie opanowanym przez niestabilną magię, co Burke potwierdził - informacje z pierwszej ręki. Magnus zaś dalej ciągnął za języki, dopytywał i dopatrywał, co właściwie działo się w zamkniętym sklepiku, aczkolwiek wersje znacząco różniły się od siebie. Mimo sprzeczności w danych, jednego był pewny: w środku nie krył się żaden smok. Prawie się roześmiał, słysząc te bajdurzenia, mogli spodziewać się wszystkiego, ale na słodkiego Salazara, nie tego.
-Uważaj - syknął ostrzegawczo, zamiast powitania. Już na progu o mały włos dostałby szklaną fiolką w oko, nie chciałby, żeby podobny los spotkał Edgara. Okaleczeni na różne sposoby mogliby zaciągnąć się na statek Traversów i robić za piratów, a nie Rycerzy.
-Mobilicorpus - wypowiedział starannie, ostrożnie smagając różdżką i starając się nagiąć podniszczone meble do swej woli. Nie przeciśnie się w tradycyjny sposób, więc pozostaly pertraktacje z kapryśną magią.
|nie wiem, czy jak korzystam ze stat z cm muszę też rzucać k10, więc rzucę, na wszelki wypadek
Natura zataczała koło, a anomalie nadal hulały i trząsły Wielką Brytanią. Zdestabilizowana magia straszyła każdym użyciem różdżki, grożącym, no, może nie śmiercią, lecz garścią nieprzyjemnych powikłań - spokojnie. Lord Voldemort wydał rozkaz, słowo wybrzmiało, więc jako sługa musiał (i chciał) ponownie zadowolić swego Pana. Ryzykował, lecz nie odróżniał buzującej we krwi adrenaliny od innych jej składników, destylował ją świadomością jedynie przez subtelne znaki organizmu. Łomoczące serce, przyśpieszony oddech, pulsacje żył w okolicach szyi i skroni. Drobne podpowiedzi, świadczące że nie jest nakręcony bez powodu i nadaremno: Magnus szczerze za tym zatęsknił. I jednocześnie zapomniał o nieco przykrym zakończeniu jego ostatniej przygody, brak palca znosił dzielnie, właściwie przyzwyczajając się do skórzanych rękawiczek, zgrabnie oplatających jego dłonie. Zdejmował je tylko do snu, by przywrzeć opuszkami do bladego ciała Moiry, nacieszyć się nim - przed rozwiązaniem i śmiercią - ukrywając przed żoną, że każde takie zbliżenie może nie doczekać się kontynuacji. Równie chętnie zostawiał ją na pastwę pustego, wyziębionego dworu, klucząc wśród innych powinności. Szlacheckie i rodzinne łączył bogato kuty łańcuch zależności, lecz obowiązki patrioty nie miały niczego wspólnego z dzieleniem nazwiska, krwi, a tym bardziej łoża.
List nakreślony pewną ręką do Edgara wzywał do wypełniania tych ważniejszych. Wyartykułowanych tonem nieznoszącym sprzeciwu, sugerującym surową karę za zwłokę, nieudolność czy opieszałość. Już raz sobie poradzili - poskromili anomalię, nie bez trudności, ale jednak z sukcesem - więc czemuż by nie iść za ciosem i nie dokonać tego po raz drugi? Nawet rekonesans był zbędny, Nokturn aż huczał od pogłosek o sklepie opanowanym przez niestabilną magię, co Burke potwierdził - informacje z pierwszej ręki. Magnus zaś dalej ciągnął za języki, dopytywał i dopatrywał, co właściwie działo się w zamkniętym sklepiku, aczkolwiek wersje znacząco różniły się od siebie. Mimo sprzeczności w danych, jednego był pewny: w środku nie krył się żaden smok. Prawie się roześmiał, słysząc te bajdurzenia, mogli spodziewać się wszystkiego, ale na słodkiego Salazara, nie tego.
-Uważaj - syknął ostrzegawczo, zamiast powitania. Już na progu o mały włos dostałby szklaną fiolką w oko, nie chciałby, żeby podobny los spotkał Edgara. Okaleczeni na różne sposoby mogliby zaciągnąć się na statek Traversów i robić za piratów, a nie Rycerzy.
-Mobilicorpus - wypowiedział starannie, ostrożnie smagając różdżką i starając się nagiąć podniszczone meble do swej woli. Nie przeciśnie się w tradycyjny sposób, więc pozostaly pertraktacje z kapryśną magią.
|nie wiem, czy jak korzystam ze stat z cm muszę też rzucać k10, więc rzucę, na wszelki wypadek
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Ich działania przynosiły rezultaty, czuł to. Atmosfera w magicznym świecie robiła się coraz gęściejsza, czego potwierdzeniem były niedawne decyzje nowego ministra magii, pożal się Merlinie, Longbottoma. Doprawdy, to mógł być każdy plugawy człowiek, uważający się za szlachica i spadkobiercę prawdziwej czarodziejskiej tradycji - tylko nie Longbottom! Tych Edgar nie lubił najbardziej, mając na względzie wielowiekowe konflikty, sięgające jeszcze średniowiecza. Nie dało się o nich zapomnieć, wszak ich ziemie cały czas ze sobą sąsiadują, przez co wciąż zdarza im się spotykać chociażby w celu rozwiązania sporadycznych problemów pojawiających się na granicy. A teraz jeden z nich ministrem.
Stan wojenny to było dość mądre posunięcie, aczkolwiek Edgar nieszczególnie się nim przejmował - wątpił, by i to było w stanie zaszkodzić szlachetnie urodzonym. Mogli dalej spokojnie zajmować się swoimi sprawami, chociażby uspokajaniem szalejących anomalii. Udało mu się ujarzmić już dwie, na szczęście bez większych problemów. W tej drugiej miał nawet okazję szybko zbadać bardzo ciekawą klątwę i niecodzienny zestaw run - to wszystko jeszcze bardziej zachęciło go do kolejnej próby. Kolejny raz z Magnusem, oby kolejny raz skuteczny.
Większość dzisiejszego dnia spędził na zapleczu rodzinnego interesu, więc dojście do sklepu zajęło mu dosłownie parę sekund. Nie bawił się w żadne kaptury zasłaniające twarz: znał Nokturn niemalże jak własną kieszeń i czuł się na nim nad wyraz swobodnie, wątpiąc, by ktokolwiek zaryzykował wyrządzenia mu krzywdy. Miał na sobie swój standardowy zestaw: elegancką ciemną szatę i czarną pelerynę. Wszyscy znali jego nazwisko i zasięg wpływów - nie odważyliby się nadepnąć mu na odcisk. A może takie myślenie było błędem i jednocześnie oznaką zbytniej pewności siebie? Może, ale Edgar w ogóle nie dopuszczał do siebie takiej opcji.
Zauważył tę anomalię już parę dni wcześniej. Był zadowolony, że w końcu udało mu się tutaj zajrzeć. Przywitał się krótko z Magnusem - to znowu nie było odpowiednie miejsce na pogawędki, na to musieli umówić się w innych okolicznościach. Uchylił się szybko, chcąc uniknąć zderzenia z probówką. Tylko Salazar mógł wiedzieć co się w nich znajduje. Stanął przed roztrzaskanymi meblami, kierując na nie swoją różdżkę. - Mobilicorpus - powtórzył za Magnusem.
| + OPCM
Stan wojenny to było dość mądre posunięcie, aczkolwiek Edgar nieszczególnie się nim przejmował - wątpił, by i to było w stanie zaszkodzić szlachetnie urodzonym. Mogli dalej spokojnie zajmować się swoimi sprawami, chociażby uspokajaniem szalejących anomalii. Udało mu się ujarzmić już dwie, na szczęście bez większych problemów. W tej drugiej miał nawet okazję szybko zbadać bardzo ciekawą klątwę i niecodzienny zestaw run - to wszystko jeszcze bardziej zachęciło go do kolejnej próby. Kolejny raz z Magnusem, oby kolejny raz skuteczny.
Większość dzisiejszego dnia spędził na zapleczu rodzinnego interesu, więc dojście do sklepu zajęło mu dosłownie parę sekund. Nie bawił się w żadne kaptury zasłaniające twarz: znał Nokturn niemalże jak własną kieszeń i czuł się na nim nad wyraz swobodnie, wątpiąc, by ktokolwiek zaryzykował wyrządzenia mu krzywdy. Miał na sobie swój standardowy zestaw: elegancką ciemną szatę i czarną pelerynę. Wszyscy znali jego nazwisko i zasięg wpływów - nie odważyliby się nadepnąć mu na odcisk. A może takie myślenie było błędem i jednocześnie oznaką zbytniej pewności siebie? Może, ale Edgar w ogóle nie dopuszczał do siebie takiej opcji.
Zauważył tę anomalię już parę dni wcześniej. Był zadowolony, że w końcu udało mu się tutaj zajrzeć. Przywitał się krótko z Magnusem - to znowu nie było odpowiednie miejsce na pogawędki, na to musieli umówić się w innych okolicznościach. Uchylił się szybko, chcąc uniknąć zderzenia z probówką. Tylko Salazar mógł wiedzieć co się w nich znajduje. Stanął przed roztrzaskanymi meblami, kierując na nie swoją różdżkę. - Mobilicorpus - powtórzył za Magnusem.
| + OPCM
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Perfekcyjnie. Machnięcie różdżką, przepływ mocy, wąska wiązka promienia rozszerzającego się na stare, połamane meble. Magnus pewniej czuł się w plugawych dziedzinach magii, aniżeli w tych prostszych, stricte użytkowych, więc z zadowoleniem zaobserwował pozytywny wynik swego wysiłku. Oczywiście, obracając się przez ramię i umykając stworzonym tunelem przed rozszalałymi buteleczkami z niewiadomą zawartością. Nie posiadał wiedzy na temat eliksirów, acz był dość bystry, by nie ryzykować z nimi spotkania trzeciego stopnia.
Edgar również nie zasypywał gruszek w popiele i deptał mu po piętach w gorączkowym truchcie. Wibracje były odczuwalne gdzieś z głębi sklepu - prawdopodobnie z zaplecza, więc tam skierował się Rowle, różdżką przesuwajac zalegające im przeszkody. Poszło im jak z płatka, kolejny raz bez większych trudności, ale wiedział, że spoczęcie na laurach oznaczało w tym wypadku zwykłą głupotę. I pychę, a za tą karano najdotkliwej; ujarzmienie anomalii wymagało nie tylko mocy, ale i pokory. Wobec magii, czarnej magii, pulsującej zaciekle tak w epicentrum wynaturzenia, jak i pod skórą Magnusa, przepychając się żyłami i wibrując pod Mrocznym Znakiem tak dotkliwie, że mężczyzna mimowolnie przesunął palcami po lewym przedramieniu.
Pchnął śmiało obdrapane drzwi, które omało co nie wypadły z zawiasów i zgrabnie przeskoczył nad złamanym wpół blatem. Zaplecze było zrujnowane i prezentowało się znacznie gorzej niż frontowa część nokturnowego przybytku. Magnus trącił czubkiem buta walające się na podłodze fiolki - chciał się upewnić, czy nagle się nie ożywią i nie zapragną pożreć ich żywcem - lecz te poturlały się po zakurzonej podłodze bez żadnych śladów żwawości. Zmrużył oczy, obchodząc pomieszczenie i starając się wyczuć punkt, w jakim zatrważająca pulsacja magii była zarazem najbardziej wyraźna. Utkwił spojrzenie w wiekowym kredensie, trzymającym się na słowo honoru - to wokół niego skupiała się moc, umykająca, roszczepiająca się, niepodlegająca kontroli. Magnus bez słowa wycelował różdżką w olbrzymi mebel, koncentrując się na zaklęciu, przywołując całą swoją wiedzę, całą silną wolę i pozwalając jej wypłynąć na zewnątrz. Czarny Pan wyraził życzenie, oni musieli je spełnić. Musieli i chcieli naprawa anomalii była jedynie początkiem.
|i metoda rycerzy ofc
Edgar również nie zasypywał gruszek w popiele i deptał mu po piętach w gorączkowym truchcie. Wibracje były odczuwalne gdzieś z głębi sklepu - prawdopodobnie z zaplecza, więc tam skierował się Rowle, różdżką przesuwajac zalegające im przeszkody. Poszło im jak z płatka, kolejny raz bez większych trudności, ale wiedział, że spoczęcie na laurach oznaczało w tym wypadku zwykłą głupotę. I pychę, a za tą karano najdotkliwej; ujarzmienie anomalii wymagało nie tylko mocy, ale i pokory. Wobec magii, czarnej magii, pulsującej zaciekle tak w epicentrum wynaturzenia, jak i pod skórą Magnusa, przepychając się żyłami i wibrując pod Mrocznym Znakiem tak dotkliwie, że mężczyzna mimowolnie przesunął palcami po lewym przedramieniu.
Pchnął śmiało obdrapane drzwi, które omało co nie wypadły z zawiasów i zgrabnie przeskoczył nad złamanym wpół blatem. Zaplecze było zrujnowane i prezentowało się znacznie gorzej niż frontowa część nokturnowego przybytku. Magnus trącił czubkiem buta walające się na podłodze fiolki - chciał się upewnić, czy nagle się nie ożywią i nie zapragną pożreć ich żywcem - lecz te poturlały się po zakurzonej podłodze bez żadnych śladów żwawości. Zmrużył oczy, obchodząc pomieszczenie i starając się wyczuć punkt, w jakim zatrważająca pulsacja magii była zarazem najbardziej wyraźna. Utkwił spojrzenie w wiekowym kredensie, trzymającym się na słowo honoru - to wokół niego skupiała się moc, umykająca, roszczepiająca się, niepodlegająca kontroli. Magnus bez słowa wycelował różdżką w olbrzymi mebel, koncentrując się na zaklęciu, przywołując całą swoją wiedzę, całą silną wolę i pozwalając jej wypłynąć na zewnątrz. Czarny Pan wyraził życzenie, oni musieli je spełnić. Musieli i chcieli naprawa anomalii była jedynie początkiem.
|i metoda rycerzy ofc
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Oba zaklęcia okazały się udane - nic dziwnego, przyszli tutaj skoncentrowani na opanowaniu anomalii, byle jaki urok użytkowy nie był w stanie tego zniweczyć. Meble posłusznie rozsunęły się na boki, tworząc dość wygodne przejście na zaplecze. Edgar spodziewał się tam najgorszego - sam trzymał na zapleczu najgroźniejsze i najrzadsze artefakty, chowając je przed nieodpowiednimi oczami. Często dlatego, że te przedmioty wymagały szczególnej uwagi i specjalnego przechowywania. Jeszcze częściej dlatego, że wolał trzymać je dla naprawdę zainteresowanych nimi osób, a nie dla laików, którzy chcą zaspokoić swoją potrzebę poczucia się ważnym, trzymając na półce nad kominkiem śmiercionośny artefakt dla chwalenia się nim na prawo i lewo. Takich klientów Edgar rozpoznawał w mig, nierzadko umyślnie zniechęcając ich do zakupów. Może i tracił wtedy setki galeonów, ale to wszystko to nie był dla niego przykry obowiązek, a życiowa pasja - nie wytrzymałby myśli, że tak cenny przedmiot trafił w nieodpowiednie ręce.
Szedł równym tempem za Magnusem, oczy mając dookoła głowy, kiedy ten pchnął obdrapane drzwi. Uniósł wyżej różdżkę, od razu wyczuwając pulsującą czarną magię, czując jednocześnie jak na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Żadna fiolka nie podrywała się do góry z celem rozłupania ich głów - niemniej Edgara to nie uspokoiło. Cały czas spodziewał się nagłego ataku czegokolwiek i skądkolwiek. Nauczony wieloletnim doświadczeniem poszukiwania artefaktów w przeróżnych niebezpiecznych miejscach wiedział, że nigdy nie można stracić czujności. Człowiek nigdy nie wiedział co czyha za rogiem.
Stanął obok Magnusa przy starym kredensie. Wpasowywał się idealnie w to zatęchłe miejsce, jednak nie dlatego tak przykuł ich uwagę. Biła z niego niewyobrażalna siła, przyciągająca i odpychająca zarazem. Edgar uniósł wyżej różdżkę, skupiając się na rzuceniu kluczowego zaklęcia, które miało ostatecznie ujarzmić szalejącą tu magię. Przymknął oczy, od dziecka osiągając w ten sposób większy spokój, skupiając się całkowicie na opanowaniu anomalii.
Szedł równym tempem za Magnusem, oczy mając dookoła głowy, kiedy ten pchnął obdrapane drzwi. Uniósł wyżej różdżkę, od razu wyczuwając pulsującą czarną magię, czując jednocześnie jak na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Żadna fiolka nie podrywała się do góry z celem rozłupania ich głów - niemniej Edgara to nie uspokoiło. Cały czas spodziewał się nagłego ataku czegokolwiek i skądkolwiek. Nauczony wieloletnim doświadczeniem poszukiwania artefaktów w przeróżnych niebezpiecznych miejscach wiedział, że nigdy nie można stracić czujności. Człowiek nigdy nie wiedział co czyha za rogiem.
Stanął obok Magnusa przy starym kredensie. Wpasowywał się idealnie w to zatęchłe miejsce, jednak nie dlatego tak przykuł ich uwagę. Biła z niego niewyobrażalna siła, przyciągająca i odpychająca zarazem. Edgar uniósł wyżej różdżkę, skupiając się na rzuceniu kluczowego zaklęcia, które miało ostatecznie ujarzmić szalejącą tu magię. Przymknął oczy, od dziecka osiągając w ten sposób większy spokój, skupiając się całkowicie na opanowaniu anomalii.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Sklep z truciznami
Szybka odpowiedź