Tyły posiadłości
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tyły posiadłości
Tereny oddzielone od reprezentacyjnych ogrodów i pałacowych balkonów umiejscowione w tylnej części rezydencji lady Nott zachęcają świeżością powietrza - eleganckie zadbane ogrody ścieżką przechodzą tu duktem w gęstniejący las. Co się w nim kryje i jak daleko sięga, wie zapewne jedynie sama lady Nott. Są to obszary mniej okazałe, bardziej zaniedbane, gdzie goście przeważnie, poza sezonowymi polowaniami, raczej nie są wprowadzani. Ponoć łatwo tutaj zgubić drogę...
Darcy udało się zsunąć po prześcieradle - nie było to łatwe, bowiem wciąż miała na sobie balowe buciki, ale pomoc Quentina wystarczyła, żeby stanęła równo na nogach. W ślad za nią na taras zsunął się Caesar, a zejście po schodkach stworzonych z poddanego Inarze drzewa nie sprawiło nikomu większych problemów.
Po zejściu na dół nigdzie nie dostrzegaliście już ruchu, grudniowa pora działała jednak na Waszą korzyść. W śniegu pozostały wyraźnie odbite ślady. Postać znajdowała się gdzieś przed wami, im dłużej będziecie zwlekać z kolejnymi ruchami i im wolniej będziecie się poruszać, tym większa szansa, że nie uda Wam się jej dogonić. Rozsądnie byłoby pobiec, co przez grząską ziemię i śnieg nie było łatwe w obcasach.
Wpierw rzucił wam się w oczy głęboki ślad, jakby po uderzeniu olbrzymiego kamienia, nie dalej jak kilka kroków od drzewa, po którym zeszliście na dół. Od tego wgłębienia odbiegały wyraźne ślady kroków prowadzące daleko wgłąb ogrodów, pomiędzy krzaki, w których z tej odległości nie widzieliście nic.
Jeśli zdecydowaliście się ruszyć za nimi, minęliście krzewy, za którymi śladów pojawiło się więcej. Z ogrodów, ku temu miejscu, musiały iść inne osoby, było ich kilka. Ślady zaczęły się jednak mieszać razem z odbiciem kroków, za którymi podążaliście. Idące dalej rozwidlały się w trzy drogi:
Pierwsza, na lewo, biegła wzdłuż dzikich krzewów i prowadziła za nieoświetlony tylny wykusz rezydencji lady Nott, ślady stóp były duże, pojedyncze stawiane nierówno i blisko siebie.
Druga, środkowa, zdawała się prowadzić do murowanych zewnętrznych pomieszczeń gospodarczych na tyłach posiadłości. Duże pojedyncze i bardzo nierówne ślady stawiane były blisko siebie.
Trzecia, na prawo, odbiegała dalej w zarośla. Ślady były wyraźnie mniejsze, stawiane równo i w dużej odległości od siebie.
Barry, taras był pusty. Drzwi do rezydencji zostały zamknięte od wewnątrz, a przez szybę nie dało się dostrzec światła - na korytarzu nikogo nie było. Znajdowałeś się wystarczająco blisko metalowej fikuśnej barierki chroniącej brzegi tarasu, aby móc się na niej wesprzeć; twoja szata zaczyna przemakać śniegiem.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h, piszecie w dowolnej odległości.
a tu fachowa mapka
Po zejściu na dół nigdzie nie dostrzegaliście już ruchu, grudniowa pora działała jednak na Waszą korzyść. W śniegu pozostały wyraźnie odbite ślady. Postać znajdowała się gdzieś przed wami, im dłużej będziecie zwlekać z kolejnymi ruchami i im wolniej będziecie się poruszać, tym większa szansa, że nie uda Wam się jej dogonić. Rozsądnie byłoby pobiec, co przez grząską ziemię i śnieg nie było łatwe w obcasach.
Wpierw rzucił wam się w oczy głęboki ślad, jakby po uderzeniu olbrzymiego kamienia, nie dalej jak kilka kroków od drzewa, po którym zeszliście na dół. Od tego wgłębienia odbiegały wyraźne ślady kroków prowadzące daleko wgłąb ogrodów, pomiędzy krzaki, w których z tej odległości nie widzieliście nic.
Jeśli zdecydowaliście się ruszyć za nimi, minęliście krzewy, za którymi śladów pojawiło się więcej. Z ogrodów, ku temu miejscu, musiały iść inne osoby, było ich kilka. Ślady zaczęły się jednak mieszać razem z odbiciem kroków, za którymi podążaliście. Idące dalej rozwidlały się w trzy drogi:
Pierwsza, na lewo, biegła wzdłuż dzikich krzewów i prowadziła za nieoświetlony tylny wykusz rezydencji lady Nott, ślady stóp były duże, pojedyncze stawiane nierówno i blisko siebie.
Druga, środkowa, zdawała się prowadzić do murowanych zewnętrznych pomieszczeń gospodarczych na tyłach posiadłości. Duże pojedyncze i bardzo nierówne ślady stawiane były blisko siebie.
Trzecia, na prawo, odbiegała dalej w zarośla. Ślady były wyraźnie mniejsze, stawiane równo i w dużej odległości od siebie.
Barry, taras był pusty. Drzwi do rezydencji zostały zamknięte od wewnątrz, a przez szybę nie dało się dostrzec światła - na korytarzu nikogo nie było. Znajdowałeś się wystarczająco blisko metalowej fikuśnej barierki chroniącej brzegi tarasu, aby móc się na niej wesprzeć; twoja szata zaczyna przemakać śniegiem.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h, piszecie w dowolnej odległości.
a tu fachowa mapka
- Jakie to tanie, że drogi się rozwidlają - warknął Lorne, czując, jak sprawiedliwość umyka im między palcami. - Musimy się rozdzielić, innej opcji nie widzę.
I trzymając różdżkę w pogotowiu, postanowił wybrać trzecią z powstałych dróg, której niewielkiej wielkości ślady znikały gdzieś w zaroślach. Robiąc parę kroków w tamtą stronę, odwrócił się jeszcze do grupy wyskakujących z okien, lekko podchmielonych arystokratów. Nie chciał, by towarzyszyła mu Darcy, było to jego jedyne życzenie tej nocy.
- Inaro! Byłbym rad za towarzystwo i niezawodną różdżkę.
Starał się być pogodny, ale ani pora, ani zaistniałe sytuacje, ani nawet dni poprzedzające ten potworny incydent w żaden sposób nie pomagały.
- Carpiene. - szepnął na koniec Lorne, by upewnić się, że są bezpieczni.
I trzymając różdżkę w pogotowiu, postanowił wybrać trzecią z powstałych dróg, której niewielkiej wielkości ślady znikały gdzieś w zaroślach. Robiąc parę kroków w tamtą stronę, odwrócił się jeszcze do grupy wyskakujących z okien, lekko podchmielonych arystokratów. Nie chciał, by towarzyszyła mu Darcy, było to jego jedyne życzenie tej nocy.
- Inaro! Byłbym rad za towarzystwo i niezawodną różdżkę.
Starał się być pogodny, ale ani pora, ani zaistniałe sytuacje, ani nawet dni poprzedzające ten potworny incydent w żaden sposób nie pomagały.
- Carpiene. - szepnął na koniec Lorne, by upewnić się, że są bezpieczni.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lorne Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Darcy dochodząc w pędzie z innymi do rozwidlenia, zatrzymała się, puszczając dłoń Inarki. W czasie wywodu Lorne zajęła się sobą. Przez ten krótki fragment ich truchtu doskwierały jej trzewiki, które bardzo głęboko zakopywały się w śniegu, a obcasy ciężko podnosiły się ponad lodowo-śnieżną powierzchnię. Zanim wszyscy cokolwiek uzgodnili, Rosier skierowała różdżkę na swoje buty, mrucząc:
— Acus — miała nadzieję przetraansmutować swoje buty w coś bardziej sprzyjającego tym warunkom chodzenia. Chwilę później, niezależnie od efektu, póki wszyscy byli skupieni na rozdzielaniu sobie dróg, chwycia Quentina pod ramię, stając na palcach, żeby móc szepnąć mu krótkie:
— Chodźmy tam, lordzie.
Widząc apatię swojego narzeczonego wybrała po prostu drogę najdalszą od niego. Ruszyła w kierunku pierwszej ścieżki, przy okazji bliższej też świateł posiadłości i cywilizacji. W transmutowanych butach miała nadzieję, że będzie jej się biegać szybciej i zgrabniej.
— Acus — miała nadzieję przetraansmutować swoje buty w coś bardziej sprzyjającego tym warunkom chodzenia. Chwilę później, niezależnie od efektu, póki wszyscy byli skupieni na rozdzielaniu sobie dróg, chwycia Quentina pod ramię, stając na palcach, żeby móc szepnąć mu krótkie:
— Chodźmy tam, lordzie.
Widząc apatię swojego narzeczonego wybrała po prostu drogę najdalszą od niego. Ruszyła w kierunku pierwszej ścieżki, przy okazji bliższej też świateł posiadłości i cywilizacji. W transmutowanych butach miała nadzieję, że będzie jej się biegać szybciej i zgrabniej.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Musiał przyznać, że stworzone przez Inarę schodki znacznie ułatwiły im zadanie; obejrzał się za siebie, zerkając na nią z sekundowym śladem uznania, zanim nie przypomniał sobie, że przecież był wściekły. Odwrócił się natychmiast, dopiero wtedy zauważając nierówny, odgnieciony w śniegu owal; odruchowo wyciągnął różdżkę. – Lumos – mruknął, czekając aż żółtawy okrąg światła wyciągnie z ciemności kolejne ślady, prowadzące, zdawałoby się, w stronę ogrodów.
Ruszyli w tamtym kierunku, a Percival zatrzymał się dopiero, gdy udeptana przez uciekiniera ścieżka, rozgałęziła się na trzy. Wniosek nasuwał się jasny, musieli się rozdzielić; ogarnął wzrokiem grupę, dokonał w myślach koniecznych (i niezwykle skomplikowanych) obliczeń i stwierdził, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłyby trzy grupy po dwie osoby każda.
Pomijając fakt, że nie było nic rozsądnego w nocnym ściganiu mordercy.
Słysząc słowa Lorne, prawie natychmiast pokręcił głową. – Lady Carrow idzie ze mną – powiedział, bardziej spokojnie niż agresywnie, ale tonem, który sugerował, że raczej nie miał zamiaru dyskutować na ten temat. Już na tarasie postanowił sobie, że nie spuści jej z oka, dopóki nie znajdą się z powrotem w środku, i dopóki nie będzie miał okazji, żeby oddać ją bezpiecznie w ręce Adriena. Nie to, żeby z jakiegoś powodu nie ufał kuzynowi, ale… cóż, w tamtym momencie nie ufał chyba nikomu.
Chwycił Inarę za nadgarstek, ciągnąc ją lekko (choć z wyraźnym pośpiechem) śladem środkowej ścieżki, biegnącej w kierunku tyłów posiadłości. Słysząc zaklęcie Lorne’a, odwrócił się jeszcze, sprawdzając, czy przyniosło jakieś efekty i dopiero wtedy ruszył dalej, przelotnie odprowadzając jeszcze wzrokiem Darcy i Quentina, dopóki nie zniknęli w otaczającej posiadłość ciemności.
Ruszyli w tamtym kierunku, a Percival zatrzymał się dopiero, gdy udeptana przez uciekiniera ścieżka, rozgałęziła się na trzy. Wniosek nasuwał się jasny, musieli się rozdzielić; ogarnął wzrokiem grupę, dokonał w myślach koniecznych (i niezwykle skomplikowanych) obliczeń i stwierdził, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłyby trzy grupy po dwie osoby każda.
Pomijając fakt, że nie było nic rozsądnego w nocnym ściganiu mordercy.
Słysząc słowa Lorne, prawie natychmiast pokręcił głową. – Lady Carrow idzie ze mną – powiedział, bardziej spokojnie niż agresywnie, ale tonem, który sugerował, że raczej nie miał zamiaru dyskutować na ten temat. Już na tarasie postanowił sobie, że nie spuści jej z oka, dopóki nie znajdą się z powrotem w środku, i dopóki nie będzie miał okazji, żeby oddać ją bezpiecznie w ręce Adriena. Nie to, żeby z jakiegoś powodu nie ufał kuzynowi, ale… cóż, w tamtym momencie nie ufał chyba nikomu.
Chwycił Inarę za nadgarstek, ciągnąc ją lekko (choć z wyraźnym pośpiechem) śladem środkowej ścieżki, biegnącej w kierunku tyłów posiadłości. Słysząc zaklęcie Lorne’a, odwrócił się jeszcze, sprawdzając, czy przyniosło jakieś efekty i dopiero wtedy ruszył dalej, przelotnie odprowadzając jeszcze wzrokiem Darcy i Quentina, dopóki nie zniknęli w otaczającej posiadłość ciemności.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Nareszcie wszyscy zdołali zejść na sam dół. Czuję uczucie ulgi na myśl o tym, że właśnie odłożyłem widmo śmierci nieco w czasie. Widzę ślady na śniegu, wszyscy staramy się szybko pobiec za sprawcą. Sprawcami, sądząc po śladach, które ukazują się przed nami w pewnym miejscu. Oczywiście, że każda para prowadzi w inną stronę. Teoretycznie mogą być spreparowane, praktycznie: czy morderca miałby na to czas? Raczej ucieka w pośpiechu - depczemy mu po piętach. Jednak skoro udało mu się powalić aż tyle osób, czy to właśnie nie świadczy o jego umiejętnościach? Jestem rozdarty, a decyzję należy podjąć możliwie jak najprędzej. Po krótkiej analizie śladów zadecydowałbym ruszyć za tymi odbijającymi w zarośla. Podczas biegu wydłuża się odległość stóp od siebie, tamte pozostałe dwie wyglądają na powolny spacerek. Tak samo jak mężczyzna zwykle stawia dłuższe kroki, nie podejrzewam udziału kobiety w tej masakrze, chociaż teraz wszystko jest już możliwe. Nie wiem też dlaczego sprawca miałby powracać do rezydencji Nottów (zapomniał o czymś czy co?), a to natomiast kierowało podejrzenia na ścieżki numer jeden oraz dwa. Chcę już biec wraz z Bulstrode'm, kiedy czuję szarpnięcie ramienia. Znów ona.
Porywa mnie w zupełnie innym kierunku. I chce transmutować swoje buty w coś wygodniejszego - nie jestem zaskoczony.
- Acus - ponawiam, chcąc przyspieszyć pościg. Nie chcąc jednocześnie nosić kogokolwiek na swoich dość wątłych ramionach. Może się okazać, że oboje mamy problemy z transmutacją i będę musiał ganiać przestępcę z dziewczyną na plecach, wolałbym jednak tego uniknąć. I przykładowo ruszyć w pogoń samemu. Dzisiejsze kobiety były wyjątkowo uparte. To chyba jakieś luki w wychowaniu, sam nie wiem.
Porywa mnie w zupełnie innym kierunku. I chce transmutować swoje buty w coś wygodniejszego - nie jestem zaskoczony.
- Acus - ponawiam, chcąc przyspieszyć pościg. Nie chcąc jednocześnie nosić kogokolwiek na swoich dość wątłych ramionach. Może się okazać, że oboje mamy problemy z transmutacją i będę musiał ganiać przestępcę z dziewczyną na plecach, wolałbym jednak tego uniknąć. I przykładowo ruszyć w pogoń samemu. Dzisiejsze kobiety były wyjątkowo uparte. To chyba jakieś luki w wychowaniu, sam nie wiem.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Nawet jeśli nie planowała (albo nie powinna) wciąż zerkała na wyprzedzającą ją i Darcy sylwetkę Percivala. Była wdzięczna za odnaleziony w zaspie płaszcz, ale gniewne spojrzenie, które jej posyłał martwiło ją bardziej, wmieszane - z narastającym niepokojem i świadomością, ze morderca rzeczywiście był gdzieś w pobliżu. Zaciskała usta, które nie układały się w jakiekolwiek sensowne słowa, więc ostatecznie i ona milczała, rozluźniając się odrobinę dopiero na słowa drugiej kobiety - Może jednak nie jesteśmy tak nieprzydatne, jak niektórzy uważają - wymruczała cicho, pośpiesznie nachylając się do panny Rosier, z którą sprawnie zeszły na dół, stawiając w końcu stopy na twardym gruncie. Na kolejne stwierdzenie tylko pokręciła głową, wbijając wzrok w plecy mężczyzny przed nimi. Nie wiedziała czego tam szukała, przyglądając się cienkiej koszuli.
Ślady w śniegu były widoczne nawet w mroku, ale światło z wykonanego przez Notta czaru pozwoliło widzieć dalej, doprowadzając ich dziwną gromadkę na rozstaje i mieszankę wgnieceń w ziemi. Trzy drogi. Tylko czy były prawdziwe? I dwa typy, jeden wielkie, które sugerowały albo...potężne stworzenie, albo dodatkowo coś niosące. Drugie mniejsze, wyglądające jakby ktoś spieszył się równie mocno co oni. Musiał biec. Zerknęła na pozostałych. Trzeba było się podzielić i w pierwszej chwili, gdy odezwał się Lorne z propozycja towarzystwa, pomyślała, że mogłaby się zgodzić i uniknąć kolejnych..niedopowiedzeń i ciążącego jej milczenia przy Łowcy. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, postępując krok w stronę lorda Bulstrode, usłyszała znajomy, nie znoszący sprzeciwu głos i zaciskającą się dłoń na jej nadgarstku. Darcy powędrowała za Quentinem, więc zdążyła jeszcze posłać przepraszające spojrzenie dla Lorne, świadoma, że i tak nie miała innego wyjścia. Nie było czasu na sprzeczki. Podążała w upartym milczeniu za Percivalem, który skierował ich w ślad za ciężkimi wgnieceniami, idącymi na tyły posiadłości. Ruszyli biegiem, a ona nie zastanawiała się już, czemu wciąż pozwalała się mu prowadzić za rękę.
Ślady w śniegu były widoczne nawet w mroku, ale światło z wykonanego przez Notta czaru pozwoliło widzieć dalej, doprowadzając ich dziwną gromadkę na rozstaje i mieszankę wgnieceń w ziemi. Trzy drogi. Tylko czy były prawdziwe? I dwa typy, jeden wielkie, które sugerowały albo...potężne stworzenie, albo dodatkowo coś niosące. Drugie mniejsze, wyglądające jakby ktoś spieszył się równie mocno co oni. Musiał biec. Zerknęła na pozostałych. Trzeba było się podzielić i w pierwszej chwili, gdy odezwał się Lorne z propozycja towarzystwa, pomyślała, że mogłaby się zgodzić i uniknąć kolejnych..niedopowiedzeń i ciążącego jej milczenia przy Łowcy. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, postępując krok w stronę lorda Bulstrode, usłyszała znajomy, nie znoszący sprzeciwu głos i zaciskającą się dłoń na jej nadgarstku. Darcy powędrowała za Quentinem, więc zdążyła jeszcze posłać przepraszające spojrzenie dla Lorne, świadoma, że i tak nie miała innego wyjścia. Nie było czasu na sprzeczki. Podążała w upartym milczeniu za Percivalem, który skierował ich w ślad za ciężkimi wgnieceniami, idącymi na tyły posiadłości. Ruszyli biegiem, a ona nie zastanawiała się już, czemu wciąż pozwalała się mu prowadzić za rękę.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Obserwował, jak inni schodzą w dół i jak zanikają powoli ich głosy. W końcu został sam. Bo po co miał iść z nimi i być kulą u nogi? Owszem, doceniał troskę lady Carrow, ale czy to byłoby rozsądne podczas gonitwy mieć przy sobie kalekę? Raczej nie. Poza tym przecież coś wymyśli. Wezwie pomoc czy coś.
Wśród śniegu, z bolącą nogą, która nie pozwala jemu wstać o własnych siłach. Dopiero gdy tamci ruszyli, rudzielec nieco rozejrzał się. Dzięki śniegowi nie było tak ciepło i zauważył jakąś barierkę. Sam czuł, że jego szata przemakała i zaraz pewnie będzie przeziębiony, jak tak będzie siedzieć na śniegu. Postanowił przyczołgać się do niej tak, by boląca noga tylko sunęła się po śniegu nie pracując przy tym. Gdy przyczołgał się do barierki, upewnił się, że różdżkę ma w kieszeni, a chwilę później złapał się poręczy i zaczął się podnosić. Asekuracyjnie tą zdrową nogą podtrzymywał się, a później na nie stanął jednocześnie podpierając się biodrami o barierkę. Nie było to łatwe, ale dał radę. Zaraz złapał się mocno rękoma za barierkę i obrócił swe ciało na zdrowej nodze o 180 stopni i rozejrzał się. Średnia widoczność chyba nie pozwalała jemu ocenić, co widzi. W żaden sposób chyba im nie pomoże, jedynie to może sobie pomóc, tylko czym? Spojrzał na nogę nieco skrzywiony. Może wezwie medyka? Może gdy zostanie poskładany, dołączy się do ekipy. A nóż w czymś pomoże. Wyciągnął różdżkę i skierował ją ku niebu.
- Medico.- miał nadzieję, że zadziała. Może się ktoś zjawi, a może będzie musiał użyć bombardy do wyważenia okna, aby dostać się do środka. Bo nie sądził, by mu się udało wspiąć po prześcieradle na górę.
Wśród śniegu, z bolącą nogą, która nie pozwala jemu wstać o własnych siłach. Dopiero gdy tamci ruszyli, rudzielec nieco rozejrzał się. Dzięki śniegowi nie było tak ciepło i zauważył jakąś barierkę. Sam czuł, że jego szata przemakała i zaraz pewnie będzie przeziębiony, jak tak będzie siedzieć na śniegu. Postanowił przyczołgać się do niej tak, by boląca noga tylko sunęła się po śniegu nie pracując przy tym. Gdy przyczołgał się do barierki, upewnił się, że różdżkę ma w kieszeni, a chwilę później złapał się poręczy i zaczął się podnosić. Asekuracyjnie tą zdrową nogą podtrzymywał się, a później na nie stanął jednocześnie podpierając się biodrami o barierkę. Nie było to łatwe, ale dał radę. Zaraz złapał się mocno rękoma za barierkę i obrócił swe ciało na zdrowej nodze o 180 stopni i rozejrzał się. Średnia widoczność chyba nie pozwalała jemu ocenić, co widzi. W żaden sposób chyba im nie pomoże, jedynie to może sobie pomóc, tylko czym? Spojrzał na nogę nieco skrzywiony. Może wezwie medyka? Może gdy zostanie poskładany, dołączy się do ekipy. A nóż w czymś pomoże. Wyciągnął różdżkę i skierował ją ku niebu.
- Medico.- miał nadzieję, że zadziała. Może się ktoś zjawi, a może będzie musiał użyć bombardy do wyważenia okna, aby dostać się do środka. Bo nie sądził, by mu się udało wspiąć po prześcieradle na górę.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cały czas podążał za Darcy, nie spuszczał jej z oczu - zobowiązany mimo wszystko wobec siebie, że będzie pilnował, by dotarła bezpiecznie do domu. Choć wątpił, żeby mógł sprostać sile kogoś, kto bez trudu pokonał potężnych nestorów ich szanowanych rodów. Ruszył za kuzynem odprowadzając szczebioczącą lady Rosier wzrokiem i zastanawiając się, krótko, jak bardzo jej brat będzie na niego wściekły, że zostawił ją w potrzebie. Myśli skupił jednak na drodze przed sobą, na odciskach stóp: pewniejszych, mniej niezgrabnych, rozpoznając w ich właścicielu kogoś wysokiego. Jednocześnie zastanawiał się, czy mordu dokonała większa ilość osób - może to pułapka? Lecz kim byli wobec swych rodzin, by chcieć ją na nich zastawiać?
Ściskał różdżkę, skierowaną przed siebie, przedzierając się przez zarośla za lordem Bulstrode.
Ściskał różdżkę, skierowaną przed siebie, przedzierając się przez zarośla za lordem Bulstrode.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaklęcie Lorne'a nic nie wykazało.
Lorne i Caesar: podążaliście za śladami; były drobne, stawiane równo, w dużej odległości od siebie, lawirujące pomiędzy krzewami z wolna przechodzącymi w ogród lady Nott. Kiedy odwróciliście się przez ramię, nie dostrzegaliście już ani swoich towarzyszy ani kłębowiska śladów. Dla żadnego z was pogoń przez las nie było niczym obcym, dostrzegaliście odbite w śniegu kroki z łatwością i bystrością, bez trudu dochodząc w końcu na skraj labiryntu z żywopłotu, jednej z głównych atrakcji rezydencji. Ślady prowadziły ku szmerowi fontanny, której żadne z Was wcześniej nie widziało. Niezależnie od tego, ile razu pojawiliście się na przyjęciach lady Nott, nigdy dotąd nie trafiliście w tę część ogrodu.
Pod fontanną leżało ciało kobiety, na boku, tyłem do was - zdążyliście zwrócić uwagę jedynie na rozrzucone w śniegu złote włosy i szmaragdową suknię. Widok przykuł waszą uwagę na tyle mocno, że nie zwróciliście początkowo uwagi na towarzyszącą jej wysoką postać okrytą błękitnym płaszczem, która nagle rzuciła się do ucieczki wgłąb labiryntu. Jeśli wykażecie się refleksem, zdążycie cisnąć w nią zaklęciem.
Quentin i Darcy: wasze zaklęcia transmutacyjne nie zadziałały. Darcy wciąż miała na sobie buciki, które uniemożliwiały jej pokonywanie zasp śniegu i znacznie spowalniała pościg. Nieśpiesznie dotarliście przed wykusz, ślady zachodziły dalej za rezydencję. Mogliście dostrzec, że biały śnieg zaczęły zraszać ciemne plamy. Wasi towarzysze odbiegli już daleko.
Inara i Percival: przedostaliście się na tyły, na zaniedbane, mniej reprezentacyjne i zapewne przeznaczone głównie dla służby rejony posiadłości. Trzy niewielkie murowane, niepołączone ze sobą pomieszczenia gospodarcze zapewne służyły za coś na kształt szop, składzików lub spiżarni. Tutaj ślady się zatarły.
Zabudowa najbardziej z lewej wydawała się najmniejsza, nie miała okna, a drzwi zostały zabite deską. Pomieszczenie pośrodku wydawało się z kolei największe, od przodu posiadało dwa okna, pomiędzy nimi drzwi, a pod lewą zewnętrzną ścianą ustawiono kilka beczek. Najbardziej wysunięte na prawo, środkowe, okno miało umiejscowione na bocznej ścianie, na prawo od frontowych drzwi. Nic szczególnego nie zwróciło waszej uwagi. Kiedy obejrzeliście się przez ramię, nie dostrzegaliście już waszych towarzyszy.
Barry: gdyby nie zarośla, widziałbyś z tego tarasu całkiem sporo; pełny księżyc znajdował się wysoko na niebie, a biały śnieg oraz łuna bijąca od oświetlonego parteru dworku sprzyjały widoczności. Dostrzegłeś postać, która biegła w kierunku - jak ci się wydawało - twoich towarzyszy. W tym samym momencie twoje zaklęcie wystrzeliło w niebo, zwracając na ciebie uwagę.
Spazmatyczny ból wciąż cię atakował.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
Lorne i Caesar: podążaliście za śladami; były drobne, stawiane równo, w dużej odległości od siebie, lawirujące pomiędzy krzewami z wolna przechodzącymi w ogród lady Nott. Kiedy odwróciliście się przez ramię, nie dostrzegaliście już ani swoich towarzyszy ani kłębowiska śladów. Dla żadnego z was pogoń przez las nie było niczym obcym, dostrzegaliście odbite w śniegu kroki z łatwością i bystrością, bez trudu dochodząc w końcu na skraj labiryntu z żywopłotu, jednej z głównych atrakcji rezydencji. Ślady prowadziły ku szmerowi fontanny, której żadne z Was wcześniej nie widziało. Niezależnie od tego, ile razu pojawiliście się na przyjęciach lady Nott, nigdy dotąd nie trafiliście w tę część ogrodu.
Pod fontanną leżało ciało kobiety, na boku, tyłem do was - zdążyliście zwrócić uwagę jedynie na rozrzucone w śniegu złote włosy i szmaragdową suknię. Widok przykuł waszą uwagę na tyle mocno, że nie zwróciliście początkowo uwagi na towarzyszącą jej wysoką postać okrytą błękitnym płaszczem, która nagle rzuciła się do ucieczki wgłąb labiryntu. Jeśli wykażecie się refleksem, zdążycie cisnąć w nią zaklęciem.
Quentin i Darcy: wasze zaklęcia transmutacyjne nie zadziałały. Darcy wciąż miała na sobie buciki, które uniemożliwiały jej pokonywanie zasp śniegu i znacznie spowalniała pościg. Nieśpiesznie dotarliście przed wykusz, ślady zachodziły dalej za rezydencję. Mogliście dostrzec, że biały śnieg zaczęły zraszać ciemne plamy. Wasi towarzysze odbiegli już daleko.
Inara i Percival: przedostaliście się na tyły, na zaniedbane, mniej reprezentacyjne i zapewne przeznaczone głównie dla służby rejony posiadłości. Trzy niewielkie murowane, niepołączone ze sobą pomieszczenia gospodarcze zapewne służyły za coś na kształt szop, składzików lub spiżarni. Tutaj ślady się zatarły.
Zabudowa najbardziej z lewej wydawała się najmniejsza, nie miała okna, a drzwi zostały zabite deską. Pomieszczenie pośrodku wydawało się z kolei największe, od przodu posiadało dwa okna, pomiędzy nimi drzwi, a pod lewą zewnętrzną ścianą ustawiono kilka beczek. Najbardziej wysunięte na prawo, środkowe, okno miało umiejscowione na bocznej ścianie, na prawo od frontowych drzwi. Nic szczególnego nie zwróciło waszej uwagi. Kiedy obejrzeliście się przez ramię, nie dostrzegaliście już waszych towarzyszy.
Barry: gdyby nie zarośla, widziałbyś z tego tarasu całkiem sporo; pełny księżyc znajdował się wysoko na niebie, a biały śnieg oraz łuna bijąca od oświetlonego parteru dworku sprzyjały widoczności. Dostrzegłeś postać, która biegła w kierunku - jak ci się wydawało - twoich towarzyszy. W tym samym momencie twoje zaklęcie wystrzeliło w niebo, zwracając na ciebie uwagę.
Spazmatyczny ból wciąż cię atakował.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
Darcy nie byla zadowolona z braku efektów ich zaklec. Sobie sie nie dziwila. Była kobieta. Kobieta która całe zycie studiowala hipnoze. Quentin natomiast jako prawdziwy dżentelmen powinien byc przygotowany do korzystania z każdej dziedziny magii. Jak on zamierzal zadowolic swoja przyszła zone? Westchnęła wiec idac obok niego w swoich bucikach i dla większej stabilnosci przytrzymywala go za ramie. W ten sposob kiedy sie zakopywala, zaczepiala sie o niego i podciagala do góry, zeby wykopac sie ze śniegu. Tyle tylko, ze przez ich wolne tempo udalo im sie zauwazyc plamy, poczatku pojedyncze, wystepujace na sniegu.
- Widzisz? - spytala mezczyzne, unosząc do niego wzrok. Zanim jej odpowiedział, rzucila zaklecie, ktore udalo sie wczesniej Lorne wiec i jej powinno tez wyjsc.
- Carpiene
Nie zatrzymywala sie w miejscu. Puscila nawet lorda Burke'a, idac za dziwnymi plamami.
- Lordzie Burke, byl Pan kiedyś we Francji? - spytala go, podążając wyznaczona przez slady sciezka.
- W Marsylii krąży legenda o niewiernych mezczyznach, których nieczyste mysli ściągają na drogę Burgundowa Wiedzme. Mam nadzieje, ze pańskie myśli ostatnio, jak i dzisiaj, szczególnie dzisiaj krążą wyłącznie wokol narzeczonej.
Nie miala pewnosci czy to nie byla historia Thibauda, ktory mlodzian opowiadał jej, zeby ja zastraszyc przed snem, tłumacząc ze Wiedzma schwytuje tez markotne szlachcianki, ale i tak przecież nie prowadzili żadnych rozmow umilajacych im ten spacer. Byla ciepła grudniowa, sylwestrowa noc. Szli samotnie przez posiadlosc lady Nott. Ktos mógłby te okoliczności uznac za romantyczne. Wystarczyło sobie wyobrazic, ze tajemnicze slady ba sniegu to poslanie z roz, najlepiej zebranych z rosierowskiej posiadlosci.
- Widzisz? - spytala mezczyzne, unosząc do niego wzrok. Zanim jej odpowiedział, rzucila zaklecie, ktore udalo sie wczesniej Lorne wiec i jej powinno tez wyjsc.
- Carpiene
Nie zatrzymywala sie w miejscu. Puscila nawet lorda Burke'a, idac za dziwnymi plamami.
- Lordzie Burke, byl Pan kiedyś we Francji? - spytala go, podążając wyznaczona przez slady sciezka.
- W Marsylii krąży legenda o niewiernych mezczyznach, których nieczyste mysli ściągają na drogę Burgundowa Wiedzme. Mam nadzieje, ze pańskie myśli ostatnio, jak i dzisiaj, szczególnie dzisiaj krążą wyłącznie wokol narzeczonej.
Nie miala pewnosci czy to nie byla historia Thibauda, ktory mlodzian opowiadał jej, zeby ja zastraszyc przed snem, tłumacząc ze Wiedzma schwytuje tez markotne szlachcianki, ale i tak przecież nie prowadzili żadnych rozmow umilajacych im ten spacer. Byla ciepła grudniowa, sylwestrowa noc. Szli samotnie przez posiadlosc lady Nott. Ktos mógłby te okoliczności uznac za romantyczne. Wystarczyło sobie wyobrazic, ze tajemnicze slady ba sniegu to poslanie z roz, najlepiej zebranych z rosierowskiej posiadlosci.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Tyły posiadłości
Szybka odpowiedź