Tyły posiadłości
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tyły posiadłości
Tereny oddzielone od reprezentacyjnych ogrodów i pałacowych balkonów umiejscowione w tylnej części rezydencji lady Nott zachęcają świeżością powietrza - eleganckie zadbane ogrody ścieżką przechodzą tu duktem w gęstniejący las. Co się w nim kryje i jak daleko sięga, wie zapewne jedynie sama lady Nott. Są to obszary mniej okazałe, bardziej zaniedbane, gdzie goście przeważnie, poza sezonowymi polowaniami, raczej nie są wprowadzani. Ponoć łatwo tutaj zgubić drogę...
Nie powiodło się. Nie jestem nawet lichym znawcą transmutacji. Najwidoczniej skazany jestem na życie w wiecznej samotności, skoro nie umiem zadbać o kobietę. Nie jestem z tego powodu ani smutny, ani rozczarowany. Nigdy o to nie zabiegałem i nic się w tym względzie nie zmieniło. Wzdycham ciężko nad własną nieporadnością oraz brakiem umiejętności. Czuję, jak narasta we mnie frustracja spowodowana naszymi ślamazarnymi ruchami. Kobieta nie zamierza odpuszczać, co widzę pomimo panującej ciemności oświetlanej jedynie łuną księżyca. Bezczelnie korzysta ze mnie jak z marionetki co doprowadza mnie do szału. Hamuję się jednak - to nie czas na spory. Domyślam się, że moja ofensywa i tak trafiłaby na jałowy grunt. Idę więc naprzód tak szybko, jak tylko mogę. Luzuję i zaciskam palce na różdżce wyładowując w ten sposób irytację. Jestem przekonany, że nic nie znajdziemy.
Wtem widzę plamy na śniegu, przed wykuszem. Nie jestem jeszcze pewien co to, przydałoby się więcej światła - z jednej strony, gdyż z drugiej mogłoby to spłoszyć uciekiniera. Zakładając, że gdzieś tu jest, w co mocno wątpię. Z naszym tempem już dawno dotarł do Ameryki.
- Lumos - mówię cicho. Przykładam różdżkę nad śnieg w celu przyjrzenia się podejrzanym śladom. Gdy tylko droga okaże się wolna, ruszymy szybko (na pewno...) ich tropem.
Nie rozumiem dlaczego się odzywa. Dlaczego próbuje prowadzić zwykłą pogawędkę kiedy powinniśmy skupić się na faktach. Dlaczego ingeruje wścibsko w moje życie prywatne. Przenoszę wzrok z plam na jej twarz. Patrzę na nią z mieszanką niedowierzania i złości. Całą piękną historię zbywam milczeniem - nie zamierzam się jej spowiadać z niczego. No tak, Rosier, to by naprawdę wiele wyjaśniało.
Wtem widzę plamy na śniegu, przed wykuszem. Nie jestem jeszcze pewien co to, przydałoby się więcej światła - z jednej strony, gdyż z drugiej mogłoby to spłoszyć uciekiniera. Zakładając, że gdzieś tu jest, w co mocno wątpię. Z naszym tempem już dawno dotarł do Ameryki.
- Lumos - mówię cicho. Przykładam różdżkę nad śnieg w celu przyjrzenia się podejrzanym śladom. Gdy tylko droga okaże się wolna, ruszymy szybko (na pewno...) ich tropem.
Nie rozumiem dlaczego się odzywa. Dlaczego próbuje prowadzić zwykłą pogawędkę kiedy powinniśmy skupić się na faktach. Dlaczego ingeruje wścibsko w moje życie prywatne. Przenoszę wzrok z plam na jej twarz. Patrzę na nią z mieszanką niedowierzania i złości. Całą piękną historię zbywam milczeniem - nie zamierzam się jej spowiadać z niczego. No tak, Rosier, to by naprawdę wiele wyjaśniało.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Noga złośliwie dawała jemu znać, żeby ktoś się pojawił na pomoc w danej chwili. Złapał się wolną ręką za nogę i nieco ją pomasował, by zmniejszyć ból i jednocześnie obserwował z balkonu, co się dzieje. Zauważył osobę, która szła za towarzyszami broni, lecz nagle zmieniła kierunek. Cholera puścił nogę i przez chwilę obserwował, jak ujrzał światło rzucające z jego różki, a potem zaczął się zbliżać do rudzielca. Nie miał początkowo pomysłu, co zdziałać, bo skoro szedł początkowo za jego towarzyszami, to raczej nie mógł to być medyk. Z drugiej strony może to był ktoś z Nottów lub jego ochrony? Nie, chyba prawdopodobne jest to, że polował na grupę. Lecz i do tego nie miał stu procentowej pewności. Na złamanego knuta, co robić? Nie mógł pozostać bierny, więc skierował różdżkę na barierkę, jak i podłoże, które było najbliżej drzewa.
- Adiposio- rzucił zaklęcie krzywiąc się przez chwilę, a potem nie zerkając na efekt, z bólem cofnął się do rogu przytrzymując się o barierkę. Chciałby móc zrobić dziurę pod postacią, lecz obawiał się, że przez ból zaklęcie by się nie powiodło i sam by wpadł do dziury. Lepiej aby się ten ktoś poślizgnął i cofnąć się w cień, by móc ewentualnie stwierdzić, czy to wróg, czy może jednak przyjaciel. Mimo iż obstawia osobę za wroga, niczego w tych czasach nie można być pewnym.
- Adiposio- rzucił zaklęcie krzywiąc się przez chwilę, a potem nie zerkając na efekt, z bólem cofnął się do rogu przytrzymując się o barierkę. Chciałby móc zrobić dziurę pod postacią, lecz obawiał się, że przez ból zaklęcie by się nie powiodło i sam by wpadł do dziury. Lepiej aby się ten ktoś poślizgnął i cofnąć się w cień, by móc ewentualnie stwierdzić, czy to wróg, czy może jednak przyjaciel. Mimo iż obstawia osobę za wroga, niczego w tych czasach nie można być pewnym.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Przez jakiś czas szli biegli w milczeniu, w ciszy przerywanej jedynie przez chrzęst śniegu pod stopami. Mimo że wiedział, że Inara znajduje się zaraz obok, i że raczej nie ma zamiaru rzucić się nagle w odwrotnym kierunku, z jakiegoś powodu wciąż nie puszczał jej nadgarstka; rozglądał się na boki, starając się wyłowić z ciemności cokolwiek, ale drżące w rytm przyspieszonych kroków światło z różdżki, nie pokazało mu wiele. Zatrzymali się dopiero, gdy ślady się urwały, niknąc gdzieś w pobliżu gospodarczych zabudowań; przystanął w miejscu, przez kilkanaście sekund wyrównując oddech i po prostu przemykając wzrokiem po trzech budynkach, ale koniec końców jego spojrzenie zatrzymało się na Inarze.
Zacisnął usta; nadal uważał, że powinna była zostać w rezydencji i miał jej za złe rzucenie się w karkołomną pogoń za niebezpieczeństwem, chociaż – szczerze mówiąc – nie spodziewał się niczego innego. – Nic ci nie jest? – zapytał w końcu, przyciszonym głosem, przypominając sobie o rozdartej sukience i paskudnych zadrapaniach na boku. W ciemnościach tarasu nie był w stanie ocenić, na ile były poważne i czy przypadkiem nie utrudniały jej funkcjonowania. Czuł się też trochę źle z tym, jak szorstko ją potraktował, ale to jeszcze nie był czas na wyjaśnianie sobie różnicy zdań.
Powrócił wzrokiem do zabudowań, zastanawiając się, co dalej. Wbrew pozorom, teraz, gdy znaleźli się wśród budynków, miał wrażenie, że byli – paradoksalnie – bardziej odsłonięci niż wcześniej. Za każdą ścianą mógł kryć się intruz, z każdego okna ktoś mógł ich obserwować. Zwrócił się do Inary, czując, jak włoski na karku stają mu dęba. – Sprawdzę środkowy – powiedział, wskazując głową przed siebie. Zawahał się. – Możesz sprawdzić ten po prawej? – zapytał. – Nie wchodź sama do środka – dodał szybko, w razie, gdyby nie było to jasne. – I… bądź ostrożna – mruknął, wypuszczając wreszcie jej nadgarstek.
Podszedł do środkowego budynku, starając się stąpać względnie cicho i przystając przy jednym z okien – tym, znajdującym się na prawo od frontowych drzwi. – Homenum Revelio – szepnął, celując różdżką do wewnątrz, przez szybę.
Zacisnął usta; nadal uważał, że powinna była zostać w rezydencji i miał jej za złe rzucenie się w karkołomną pogoń za niebezpieczeństwem, chociaż – szczerze mówiąc – nie spodziewał się niczego innego. – Nic ci nie jest? – zapytał w końcu, przyciszonym głosem, przypominając sobie o rozdartej sukience i paskudnych zadrapaniach na boku. W ciemnościach tarasu nie był w stanie ocenić, na ile były poważne i czy przypadkiem nie utrudniały jej funkcjonowania. Czuł się też trochę źle z tym, jak szorstko ją potraktował, ale to jeszcze nie był czas na wyjaśnianie sobie różnicy zdań.
Powrócił wzrokiem do zabudowań, zastanawiając się, co dalej. Wbrew pozorom, teraz, gdy znaleźli się wśród budynków, miał wrażenie, że byli – paradoksalnie – bardziej odsłonięci niż wcześniej. Za każdą ścianą mógł kryć się intruz, z każdego okna ktoś mógł ich obserwować. Zwrócił się do Inary, czując, jak włoski na karku stają mu dęba. – Sprawdzę środkowy – powiedział, wskazując głową przed siebie. Zawahał się. – Możesz sprawdzić ten po prawej? – zapytał. – Nie wchodź sama do środka – dodał szybko, w razie, gdyby nie było to jasne. – I… bądź ostrożna – mruknął, wypuszczając wreszcie jej nadgarstek.
Podszedł do środkowego budynku, starając się stąpać względnie cicho i przystając przy jednym z okien – tym, znajdującym się na prawo od frontowych drzwi. – Homenum Revelio – szepnął, celując różdżką do wewnątrz, przez szybę.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Im dłużnej się poruszali, tym mocniej słyszała uderzenia własnego, przyśpieszonego bicia serca, nie tylko wywołanego biegiem. Buciki na szczęście już nie były problemem a jej sukienka nie krepowała ruchów, więc mimo drobnej postury dotrzymywała kroku mężczyźnie, który ją prowadził. Zatrzymali się, gdy ich oczom ukazały się budynki - zdaje się - gospodarcze. Omiotła spojrzeniem roztaczający się widok, wciąż odczuwając pełzający po jej skórze lęk. Mimo, że wyraźnie czuła zaciskającą się na jej nadgarstku dłoń, drgnęła zaskoczona, gdy w końcu Percival przełamał milczenie - Nie, w porządku - nawet jeśli rozdarcie na boku co jakiś czas pulsowało piekącym bólem, nie było w tym nic uporczywego. Głos miała równie cichy, lekko drżący, ale pierwszy raz od początku pościgu spojrzała Łowcy prosto w oczy, w końcu odnajdując emocje, które hamował. Wiedziała, że był zły, ale w tym się zgadzali - to nie był czas na wyjaśnienia.
I ona skupiła się na budynkach, dłużnej zatrzymując wzrok na oknach i beczkach pod ściana, jakby tam szukała źródeł urwanych śladów. A uciekinier mógł skrywać się wszędzie i obserwować. I czekać, aż popełnią błąd.
Kiwnęła głową na propozycję, przez moment zastanawiając się, czy może potwierdzić drugą prośbę. Zamiast tego uśmiechnęła się blado, niespójnie, pozornie odrzucając ciążący na jej sercu niepokój - Ty też uważaj proszę - szept lżejszy niż mroźne powietrze rozległ się i zniknął, gdy rozdzielili się w dwie strony. Nadal czuła ciepło, gdzie jeszcze przed chwilą trzymał ją za rękę, ale zacisnęła palce mocniej na różdżce, by powędrować na prawo, podążając do bocznej ściany, przy której było okno. Jeden raz oglądając się na oddalającą się sylwetkę Łowcy. Zatrzymała się u celu, wciąż niewidoczna dla kogokolwiek z okna, wysunęła różdżkę, wskazując budynek tuż przy szybie, z cichą inkantacją zaklęcia, tego samego, które własnie wypowiadał jej narzeczony.
- Homenum Revelio - musiało się powieść.
I ona skupiła się na budynkach, dłużnej zatrzymując wzrok na oknach i beczkach pod ściana, jakby tam szukała źródeł urwanych śladów. A uciekinier mógł skrywać się wszędzie i obserwować. I czekać, aż popełnią błąd.
Kiwnęła głową na propozycję, przez moment zastanawiając się, czy może potwierdzić drugą prośbę. Zamiast tego uśmiechnęła się blado, niespójnie, pozornie odrzucając ciążący na jej sercu niepokój - Ty też uważaj proszę - szept lżejszy niż mroźne powietrze rozległ się i zniknął, gdy rozdzielili się w dwie strony. Nadal czuła ciepło, gdzie jeszcze przed chwilą trzymał ją za rękę, ale zacisnęła palce mocniej na różdżce, by powędrować na prawo, podążając do bocznej ściany, przy której było okno. Jeden raz oglądając się na oddalającą się sylwetkę Łowcy. Zatrzymała się u celu, wciąż niewidoczna dla kogokolwiek z okna, wysunęła różdżkę, wskazując budynek tuż przy szybie, z cichą inkantacją zaklęcia, tego samego, które własnie wypowiadał jej narzeczony.
- Homenum Revelio - musiało się powieść.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Szedł powoli oglądając się co jakiś czas za siebie - w końcu stracił całą czwórkę z oczu. Nadal niepokoila, drażniła wręcz obecność Darcy. Jej lekkomyslnosc.
Egoizm.
Choć czy mógł ją obwiniać, skoro sam narazal życie dla naiwnego aktu zemsty?
W obronie rodziny. Tradycji. Godności.
Z początku myślał, że znów napotkał fontanne tańczących driad - wspomnienie bezwładnej, lekkiej Isoldy miało być ostatnim, którego doświadczy? Czy strach, niepewność, gdy jego wzrok objął jasnowłosą kobietę.
Evandro.
Constance.
Czy to ty?
Nie. Są bezpieczne. Są bezpieczne, Caesarze.
Wtedy dostrzegł postać umykajacą, znów, spod noża sprawiedliwości. Cień. Którego nie potrafią uchwycić żelaznymi dłońmi władzy, jaką nieprzerwanie sprawowali. I ktoś chciał udowodnić im, że się mylą. Że arystokracja słabnie. Dopial swego. Widok rozpijaczonych ogłupialych mężczyzn był doprawdy żałosny.
Nie mógł jednak pozwolić mu uciec. Nie dzisiaj. Nie wówczas, gdy ta kreatura podniosła dłoń na ich świętość.
-Commotio! - celowal w zjawę.
Egoizm.
Choć czy mógł ją obwiniać, skoro sam narazal życie dla naiwnego aktu zemsty?
W obronie rodziny. Tradycji. Godności.
Z początku myślał, że znów napotkał fontanne tańczących driad - wspomnienie bezwładnej, lekkiej Isoldy miało być ostatnim, którego doświadczy? Czy strach, niepewność, gdy jego wzrok objął jasnowłosą kobietę.
Evandro.
Constance.
Czy to ty?
Nie. Są bezpieczne. Są bezpieczne, Caesarze.
Wtedy dostrzegł postać umykajacą, znów, spod noża sprawiedliwości. Cień. Którego nie potrafią uchwycić żelaznymi dłońmi władzy, jaką nieprzerwanie sprawowali. I ktoś chciał udowodnić im, że się mylą. Że arystokracja słabnie. Dopial swego. Widok rozpijaczonych ogłupialych mężczyzn był doprawdy żałosny.
Nie mógł jednak pozwolić mu uciec. Nie dzisiaj. Nie wówczas, gdy ta kreatura podniosła dłoń na ich świętość.
-Commotio! - celowal w zjawę.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Darcy i Quentin: Zaklęcie Darcy nic nie wykazało. Quentin, choć próbował przyśpieszyć tempo, wciąż spowalniany był przez arystokratkę. Lumos oświetliło plamy wyraźniej, były czerwone, a światło umożliwiło wam podążanie ich śladami. Wyszliście za wykusz - plamy stały się większe, coraz większe, a kroki stawiane były nierówno, blisko siebie, aż w końcu zdołaliście zlokalizować wzrokiem osobę, która je pozostawiła. Siedziała, wsparta plecami o zewnętrzną ścianę rezydencji lady Nott, lecz z daleka w ciemnościach nie widzieliście nic więcej. Postać znajdowała się nie dalej, jak dwadzieścia kroków od was.
Barry: mniej alkohol niż ból wciąż pulsujący w twojej nodze sprawił, że w momencie wypowiadania inkantacji, ściągnąłeś nadgarstek w dół. Świetlista smuga uderzyła w posadzkę tarasu.
- Stać! - Usłyszałeś kategoryczny głos mężczyzny, choć nie byłeś w stanie go rozpoznać. Dochodził gdzieś z boku tarasu, ktokolwiek to był - był już przy drzewie, którego gałęzie zastygły, tworząc schody umożliwiające wejście na piętro.
Percival, Inara: Wasze zaklęcia wyraźnie wykrywały obecność człowieka w trzecim z budynków, tym, do którego żadne z Was nie podeszło. Inara, może to tylko szum wiatru smagającego gałęzie pobliskich drzew lub ptak, ale usłyszałaś trudny do zidentyfikowania hałas pochodzący gdzieś z twojego pobliża.
Caesar i Lorne: Twoje zaklęcie precyzyjnie trafiło tajemniczą postać, podmuch wiatru wydął jej niebieski płaszcz, kiedy bezwładnie osunęła się w śnieg u wejścia ku głębi labiryntu. Spod kaptura błysnęła biżuteria kunsztownego upięcia ciemnych włosów, kobieta krzyknęła.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
Barry: mniej alkohol niż ból wciąż pulsujący w twojej nodze sprawił, że w momencie wypowiadania inkantacji, ściągnąłeś nadgarstek w dół. Świetlista smuga uderzyła w posadzkę tarasu.
- Stać! - Usłyszałeś kategoryczny głos mężczyzny, choć nie byłeś w stanie go rozpoznać. Dochodził gdzieś z boku tarasu, ktokolwiek to był - był już przy drzewie, którego gałęzie zastygły, tworząc schody umożliwiające wejście na piętro.
Percival, Inara: Wasze zaklęcia wyraźnie wykrywały obecność człowieka w trzecim z budynków, tym, do którego żadne z Was nie podeszło. Inara, może to tylko szum wiatru smagającego gałęzie pobliskich drzew lub ptak, ale usłyszałaś trudny do zidentyfikowania hałas pochodzący gdzieś z twojego pobliża.
Caesar i Lorne: Twoje zaklęcie precyzyjnie trafiło tajemniczą postać, podmuch wiatru wydął jej niebieski płaszcz, kiedy bezwładnie osunęła się w śnieg u wejścia ku głębi labiryntu. Spod kaptura błysnęła biżuteria kunsztownego upięcia ciemnych włosów, kobieta krzyknęła.
Kary do rzutów:
Darcy: -12
Inara: -20
Barry: -16
Caesar: -10
Lorne: -10
Percival: -16
Quentin: -12
Na odpis macie 24h.
Niezidentyfikowany dźwięk dobiegał gdzieś ze środka budynku, przy którym się znalazła. Wciągnęła gwałtownie powietrze, by wstrzymać się, starając nie zrobić samej hałasu. Zacisnęła mocniej różdżkę i odwróciła głowę w stronę, gdzie - jak sądziła - znajdowało się źródło hałasu. Nie poruszyła się jednak, dopóki cichy chrzęst kroków na śniegu nie uświadomił jej, że Percival kierował się ku zamkniętemu budynkowi bez okna. Milcząco odprowadziła go wzrokiem, ostatecznie skupiając się na dosłyszanym jeszcze przed chwilą dźwięku.
Wpatrywała się w ścianę budynku, jakby tam miała dostrzec coś więcej, albo kogoś więcej?. Poruszyła się niespokojnie, nie miała zamiaru stać bezczynnie, chociaż drżenie wciąż atakowało jej ciało. Hałas mógł oznaczać coś więcej, może to nie oni ścigali, tylko byli ścigani? Może z łatwością dali się wciągnąć w pułapkę, a prawdziwy winowajca kpił z ich poczynań? - Cave Inimicum - szepnęła inkantację. Wolała wiedzieć wcześniej, jeśli ktokolwiek miał się pojawić w okolicy. Niezależnie od tego, czy miał być to wróg, czy zbliżająca się pomoc. czy..do tej pory, ktoś w posiadłości nie powiadomił już aurorów?
Nie mówiła nic więcej. Nie chciała, by ktokolwiek niepożądany usłyszał jej głos. I wciąż zaciskając palce na różdżce, gotową do ewentualnego użycia, ruszyła do wejścia budynku, ostrożnie przestępując miejsce z beczkami. zerkając, czy przypadkiem nikt się nie kryje za nimi i jeśli nic innego nie zwróciło jej uwagi, pchnęła drzwi budynku.
Wpatrywała się w ścianę budynku, jakby tam miała dostrzec coś więcej, albo kogoś więcej?. Poruszyła się niespokojnie, nie miała zamiaru stać bezczynnie, chociaż drżenie wciąż atakowało jej ciało. Hałas mógł oznaczać coś więcej, może to nie oni ścigali, tylko byli ścigani? Może z łatwością dali się wciągnąć w pułapkę, a prawdziwy winowajca kpił z ich poczynań? - Cave Inimicum - szepnęła inkantację. Wolała wiedzieć wcześniej, jeśli ktokolwiek miał się pojawić w okolicy. Niezależnie od tego, czy miał być to wróg, czy zbliżająca się pomoc. czy..do tej pory, ktoś w posiadłości nie powiadomił już aurorów?
Nie mówiła nic więcej. Nie chciała, by ktokolwiek niepożądany usłyszał jej głos. I wciąż zaciskając palce na różdżce, gotową do ewentualnego użycia, ruszyła do wejścia budynku, ostrożnie przestępując miejsce z beczkami. zerkając, czy przypadkiem nikt się nie kryje za nimi i jeśli nic innego nie zwróciło jej uwagi, pchnęła drzwi budynku.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 15.07.16 12:01, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Inara Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Nie wiedział czemu, ale nadgarstek za szybko skierował się na podłoże i tam ostatecznie uderzyło zaklęcie. Przeklnął pod nosem kierując swój wzrok na drzewo, z którego wyszedł donośny głos. Stać? Czy to mógł być auror? Albo ktoś z ochrony? Nie miał bladego pojęcia, mimo iż instynkt podpowiadał, że to jest auror. A co, jeśli instynkt się myli? Tak czy siak zaraz z trudnością znalazł się w rogu, lecz swoją różdżkę skierował w stronę drzewa.
- Kim jesteś?- spytał się donośnym głosem. Jeśli to był ktoś z ochrony, z biura aurorów, to wolał nie ryzykować rzucaniem zaklęć, by nie wylądować w areszcie za atak na funkcjonariusza. Jeszcze tego rudzielcowi by brakowało na feralne powitanie nowego roku. Lecz też rudzielec wolał trzymać różdżkę w dłoni w razie gdyby się okazało, że został oszukany, jak i gdyby miały polecieć jakieś zaklęcia w jego stronę. Bo przecież jeśli puści prawą rękę z barierki, to poleci równo na podłogę, bo noga nie wytrzyma ciężaru jak i bólu. No i gdzie ci cholerni magomedycy, kiedy są wołani i potrzebni? Sam nie wyleczy tej nogi.
- Kim jesteś?- spytał się donośnym głosem. Jeśli to był ktoś z ochrony, z biura aurorów, to wolał nie ryzykować rzucaniem zaklęć, by nie wylądować w areszcie za atak na funkcjonariusza. Jeszcze tego rudzielcowi by brakowało na feralne powitanie nowego roku. Lecz też rudzielec wolał trzymać różdżkę w dłoni w razie gdyby się okazało, że został oszukany, jak i gdyby miały polecieć jakieś zaklęcia w jego stronę. Bo przecież jeśli puści prawą rękę z barierki, to poleci równo na podłogę, bo noga nie wytrzyma ciężaru jak i bólu. No i gdzie ci cholerni magomedycy, kiedy są wołani i potrzebni? Sam nie wyleczy tej nogi.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie będę czekać. Na nic. Na słowa kobiety, na jej reakcję. Muszę działać szybciej, jeśli chcemy coś osiągnąć. Stanie i plotkowanie na nic się nie zda, to nie jest dobrym pomysłem w ogóle, a co dopiero w tak wymagającej sytuacji. Dlatego poświęciłem towarzyszce tylko chwilę zaraz znów kierując wzrok na plamy. Idziemy ich tropem zauważając, że z każdym krokiem zwiększają swoją średnicę. Śnieg skrzypi pod naszymi stopami, mój oddech staje się coraz cięższy. Skierowana na wprost różdżka oświetla nam drogę. Dostatecznie, żeby zauważyć siedzącą przy ścianie postać, niedostatecznie, żeby móc powiedzieć o niej coś więcej: płeć, wiek, wzrost, ubiór, o tożsamości nie wspominając. Nie widzę, czy ma przy sobie różdżkę, czy to ona krwawi, czy niesie coś zakrwawionego w ręku. Czy jeszcze żyje. Może właśnie wydaje ostatnie tchnienie. Jest zbyt dużo niewiadomych, a czasu na podjęcie decyzji tak mało. Nie myślę już o tym, że postać powinna być mocno ranna, skoro nie udało jej się uciec przed naszym toksyczkowym tempem.
- Expelliarmus. - Rzucam możliwie cicho zaklęcie. Jeśli ma różdżkę, nie chcę, by jej użyła. Czuję, jak drży mi ręka, jak wiele emocji we mnie buzuje. Pamiętam, że dzisiejszego wieczoru zaklęcia nie wychodzą mi tak, jak powinny. Zdaję sobie sprawę z alkoholu, który nie zdążył się zmetabolizować. Wszystko jest nie tak. Pomimo tego inkantacja opuszcza moje gardło, za serce chwyta nadzieja na pomyślność. Jestem głupi lub szalony, a może i jedno i drugie.
- Expelliarmus. - Rzucam możliwie cicho zaklęcie. Jeśli ma różdżkę, nie chcę, by jej użyła. Czuję, jak drży mi ręka, jak wiele emocji we mnie buzuje. Pamiętam, że dzisiejszego wieczoru zaklęcia nie wychodzą mi tak, jak powinny. Zdaję sobie sprawę z alkoholu, który nie zdążył się zmetabolizować. Wszystko jest nie tak. Pomimo tego inkantacja opuszcza moje gardło, za serce chwyta nadzieja na pomyślność. Jestem głupi lub szalony, a może i jedno i drugie.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tyły posiadłości
Szybka odpowiedź