Mały salonik
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salonik
Znacznie mniejszy od głównego salonu, ale również utrzymany w rodowych barwach i dekoracjach. Za oknami przysłoniętymi delikatnymi, niebieskimi zasłonami widać fragment ogrodu. Jest to przytulne i urokliwe mniejsce, zwykle używane przez Lyrę do czytania lub luźnych spotkań.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Gdzieś na granicy własnej świadomości wyczuwał swoje obawy dotyczące tej sesji. Nie był jednak w stanie już się wycofać. Wspomnienie było bardzo wyraźne, jakby stał właśnie w letni dzień na ulicy Pokątnej, choć tak naprawdę nadal znajdował się w saloniku dworku w Norfolk. A przynajmniej było wyraźne, dopóki nie pojawiła się w nim zdecydowanie męska sylwetka bez twarzy. Z punktu widzenia (czy też siedzenia) dziewczyny mężczyzna wydawał się być całkiem wysoki, choć dokładnie nie dało się tego określić. Potrzebowałby jakiegoś innego punktu odniesienia. Wspomnienie jednak szło dalej, a on nie mógł zbyt długo rozwodzić się nad jednym elementem, by nie przegapić kolejnego. Nie zdecydował się na użycie kolejnego zaklęcia z zakresu magii umysłu - najpierw musiał poznać całe wspomnienie, jego scenariusz i kluczowe elementy. Zabawa z pamięcią była bowiem bardzo, ale to bardzo ryzykowna, a nie chciał Lyry w jakikolwiek sposób skrzywdzić.
Miał złe przeczucia co do zlecenia przyjętego przez malarkę, bowiem im dalej brnęli we wspomnienie, tym bardziej Alexander zaczynał skłaniać się ku swej teorii, że Lyrę rzeczywiście ktoś zaatakował, a jej zanik pamięci nie był wcale spowodowany doskwierającym czarownicy efektem poklątwowym. Obraz zniknął, by wrócić po chwili, kiedy Lyra aportowała się we wskazanym miejscu - na domiar złego adres podany przez mężczyznę również we wspomnieniu był magicznie zniekształcony i niezrozumiały. Alexander mógł tylko zacisnąć zęby i na powrót się uspokajać wtedy, gdy własne emocje zaczynały przeciskać się do jego świadomości zbyt mocno. Serce biło mu trochę zbyt szybko gdy wspomnienie zaczynało się dla niego trochę dłużyć w czasie malowania obrazu. Może dlatego, że samo dzieło wyglądało jak obraz jakiegoś impresjonisty z pląsawicą, a i emocje Lyry były bardzo... zmieszane. Niepokój spowodowany zachowaniem mężczyzny udzielał się Selwynowi dwukrotnie, coraz bardziej utrudniając mu skupienie się na zapamiętaniu jak największej ilości szczegółów z pokoju, w którym się znajdowali. Jednak kiedy wyczekiwanie stawało się nie do zniesienia zaczęło się. Wstrzymał oddech, gdy różdżka wymknęła się z palców malarki. Dalej była tylko fala strachu, bólu i wstydu w ciemności. Zrobiło mu się niedobrze. Przez moment był pewien, że mężczyzna zgwałci Lyrę. I chociaż, dzięki Merlinowi, tak się nie stało to Alexander poczuł wielką nienawiść wymierzoną w nierozpoznawalnego mężczyznę. Postawił sobie za cel go odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość temu zwyrodnialcowi.
Nie wiedział jakim cudem dotrwał do końca wspomnienia, jak udało mu się opanować się na tyle, by być w stanie dalej prowadzić sesję. Dusił się razem z Lyrą, przeżywał przecież to wspomnienie razem z nią - chociaż nie działało na niego zaklęcie ciężko mu było zmusić się do kolejnego oddechu, bał się zrobić cokolwiek, by przypadkiem nie skruszyć mentalnej więzi między nim a czarownicą, był bowiem już na samej granicy swojej wytrzymałości. Nie był do końca przygotowany na to, czego doświadczy. Okropne wspomnienie kończyło się w miejscu, o którym już słyszał wcześniej - w parku. Najdelikatniej jak umiał opuścił jaźń Lyry, by znów znaleźć się w małym saloniku rezydencji w Norfolk. Jeszcze raz użył całej swojej woli, by znaleźć się na granicy jej umysłu i w skomplikowanym procesie utworzyć z przywołanym przed chwilą wspomnieniem nić kojarzeniową. Nie chciał wybiec zbyt daleko w jej pamięć, toteż dziewczyna powinna pamiętać po wybudzeniu jedynie to, jak otrzymuje zlecenie od tajemniczego mężczyzny i teleportuje się w okolice jego posiadłości.
- Somnus obliviate - rzucił zaklęcie na Lyrę, po czym wstał, przeszedł nerwowo kilka kroków po pokoju, rzucił ciche przekleństwo zdecydowanie nie pasujące do jego urodzenia i spojrzał na kruszynę w fotelu z bólem w oczach. Trwała teraz w stanie jakby snu, z pamięcią częściowo wyczyszczoną ze wspomnienia. Musiał jej dać czas, może sama przypomni sobie część o malowaniu obrazu, a na następnej sesji przejdą już do treści wspomnienia z tej gorszej kategorii.
Westchnął ciężko, przeklął raz jeszcze dla ulżenia sobie, po czym na powrót opadł na zajmowany uprzednio fotel. Objął wzrokiem drobną figurę przed sobą, a następnie jeszcze raz uniósł różdżkę.
- Somnus finite - powiedział i opuścił rękę patrząc, jak kobieta powolutku wraca do niego z odległego świata hipnozy.
Miał złe przeczucia co do zlecenia przyjętego przez malarkę, bowiem im dalej brnęli we wspomnienie, tym bardziej Alexander zaczynał skłaniać się ku swej teorii, że Lyrę rzeczywiście ktoś zaatakował, a jej zanik pamięci nie był wcale spowodowany doskwierającym czarownicy efektem poklątwowym. Obraz zniknął, by wrócić po chwili, kiedy Lyra aportowała się we wskazanym miejscu - na domiar złego adres podany przez mężczyznę również we wspomnieniu był magicznie zniekształcony i niezrozumiały. Alexander mógł tylko zacisnąć zęby i na powrót się uspokajać wtedy, gdy własne emocje zaczynały przeciskać się do jego świadomości zbyt mocno. Serce biło mu trochę zbyt szybko gdy wspomnienie zaczynało się dla niego trochę dłużyć w czasie malowania obrazu. Może dlatego, że samo dzieło wyglądało jak obraz jakiegoś impresjonisty z pląsawicą, a i emocje Lyry były bardzo... zmieszane. Niepokój spowodowany zachowaniem mężczyzny udzielał się Selwynowi dwukrotnie, coraz bardziej utrudniając mu skupienie się na zapamiętaniu jak największej ilości szczegółów z pokoju, w którym się znajdowali. Jednak kiedy wyczekiwanie stawało się nie do zniesienia zaczęło się. Wstrzymał oddech, gdy różdżka wymknęła się z palców malarki. Dalej była tylko fala strachu, bólu i wstydu w ciemności. Zrobiło mu się niedobrze. Przez moment był pewien, że mężczyzna zgwałci Lyrę. I chociaż, dzięki Merlinowi, tak się nie stało to Alexander poczuł wielką nienawiść wymierzoną w nierozpoznawalnego mężczyznę. Postawił sobie za cel go odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość temu zwyrodnialcowi.
Nie wiedział jakim cudem dotrwał do końca wspomnienia, jak udało mu się opanować się na tyle, by być w stanie dalej prowadzić sesję. Dusił się razem z Lyrą, przeżywał przecież to wspomnienie razem z nią - chociaż nie działało na niego zaklęcie ciężko mu było zmusić się do kolejnego oddechu, bał się zrobić cokolwiek, by przypadkiem nie skruszyć mentalnej więzi między nim a czarownicą, był bowiem już na samej granicy swojej wytrzymałości. Nie był do końca przygotowany na to, czego doświadczy. Okropne wspomnienie kończyło się w miejscu, o którym już słyszał wcześniej - w parku. Najdelikatniej jak umiał opuścił jaźń Lyry, by znów znaleźć się w małym saloniku rezydencji w Norfolk. Jeszcze raz użył całej swojej woli, by znaleźć się na granicy jej umysłu i w skomplikowanym procesie utworzyć z przywołanym przed chwilą wspomnieniem nić kojarzeniową. Nie chciał wybiec zbyt daleko w jej pamięć, toteż dziewczyna powinna pamiętać po wybudzeniu jedynie to, jak otrzymuje zlecenie od tajemniczego mężczyzny i teleportuje się w okolice jego posiadłości.
- Somnus obliviate - rzucił zaklęcie na Lyrę, po czym wstał, przeszedł nerwowo kilka kroków po pokoju, rzucił ciche przekleństwo zdecydowanie nie pasujące do jego urodzenia i spojrzał na kruszynę w fotelu z bólem w oczach. Trwała teraz w stanie jakby snu, z pamięcią częściowo wyczyszczoną ze wspomnienia. Musiał jej dać czas, może sama przypomni sobie część o malowaniu obrazu, a na następnej sesji przejdą już do treści wspomnienia z tej gorszej kategorii.
Westchnął ciężko, przeklął raz jeszcze dla ulżenia sobie, po czym na powrót opadł na zajmowany uprzednio fotel. Objął wzrokiem drobną figurę przed sobą, a następnie jeszcze raz uniósł różdżkę.
- Somnus finite - powiedział i opuścił rękę patrząc, jak kobieta powolutku wraca do niego z odległego świata hipnozy.
Lyra przeżywała to wszystko jedynie w swoim pobudzonym hipnozą umyśle, a tymczasem jej drobne ciałko spoczywało nieruchomo w fotelu. Podczas całej sesji półleżała w nim spokojnie, i jedynie jej powieki od czasu do czasu drżały. Tylko w momencie przeżywania duszenia się Lyra zaczęła ciężej oddychać, z większym trudem łapiąc powietrze. Po chwili znowu jednak zaczęła się uspokajać, a jej drobna twarzyczka wygładziła się.
Nie była świadoma obecności Alexa ani jego odczuć. Nie wiedziała, co właśnie zobaczył w jej głowie młody uzdrowiciel. Kiedy rzucił zaklęcie wybudzające, zaczęła powoli odzyskiwać świadomość. Poruszyła się, a jej powieki zatrzepotały. Źrenice lekko zwęziły się, kiedy jej oczy znowu zalało światło dnia. Bardzo bolała ją głowa. Jęknęła. Przez chwilę była zdezorientowana i nie do końca świadoma tego, co się z nią dzieje. Dopiero po upływie kilkunastu sekund przypomniała sobie o Alexie i hipnozie. Powoli zwróciła nakrapianą buzię w jego stronę.
- Alex – wychrypiała nieco niewyraźnie. – To... już? – zapytała. W końcu nie pamiętała sesji, więc nie miała pojęcia, co działo się w ostatnim czasie, i ile go upłynęło, zanim wpadła w trans. – Zobaczyłeś coś? Nic nie pamiętam.
Westchnęła i potarła dłońmi skronie. Ból wciąż był dokuczliwy, poza tym wydawało jej się, że była zmęczona. Zdziwiło ją to, ponieważ przed spotkaniem z Selwynem nie czuła się szczególnie źle. Może nie była w najlepszej formie, bo jej organizm przyzwyczajał się do zmiany dawek eliksirów, ale nie pamiętała, żeby odczuwała tego typu dolegliwości.
- Dziwnie się czuję. Czy to jest normalne? – zapytała. Na pewno hipnotyzował przed nią inne osoby, powinien więc wiedzieć, jak reagowały, i czy Lyra odbiegała od normy, czy też nie. Podczas nauki oklumencji takie bóle nie były niczym niezwykłym, szczególnie gdy legilimenta wdzierał się do jej umysłu i próbował ją zmusić do wyparcia go, ale nie wiedzieć czemu, spodziewała się, że hipnoza będzie przebiegać łagodniej i nie pozostawi po sobie żadnych dolegliwości. A może była to wina uszkodzeń dokonanych we wspomnieniu, które chciał odnaleźć? Podczas naruszenia go w czasie nauki oklumencji Lyra dostała nieprzyjemnego ataku, który pamiętała do tej pory. W każdym razie, była trochę zaniepokojona, co było widać w jej oczach, którymi uważnie go obserwowała, próbując nie zwracać uwagi na ćmiące pobolewanie w skroniach. Jak Alex pójdzie, to chyba będzie musiała się położyć i przespać. Kto by pomyślał, że sesja hipnozy może być tak wykańczająca?
Nie była świadoma obecności Alexa ani jego odczuć. Nie wiedziała, co właśnie zobaczył w jej głowie młody uzdrowiciel. Kiedy rzucił zaklęcie wybudzające, zaczęła powoli odzyskiwać świadomość. Poruszyła się, a jej powieki zatrzepotały. Źrenice lekko zwęziły się, kiedy jej oczy znowu zalało światło dnia. Bardzo bolała ją głowa. Jęknęła. Przez chwilę była zdezorientowana i nie do końca świadoma tego, co się z nią dzieje. Dopiero po upływie kilkunastu sekund przypomniała sobie o Alexie i hipnozie. Powoli zwróciła nakrapianą buzię w jego stronę.
- Alex – wychrypiała nieco niewyraźnie. – To... już? – zapytała. W końcu nie pamiętała sesji, więc nie miała pojęcia, co działo się w ostatnim czasie, i ile go upłynęło, zanim wpadła w trans. – Zobaczyłeś coś? Nic nie pamiętam.
Westchnęła i potarła dłońmi skronie. Ból wciąż był dokuczliwy, poza tym wydawało jej się, że była zmęczona. Zdziwiło ją to, ponieważ przed spotkaniem z Selwynem nie czuła się szczególnie źle. Może nie była w najlepszej formie, bo jej organizm przyzwyczajał się do zmiany dawek eliksirów, ale nie pamiętała, żeby odczuwała tego typu dolegliwości.
- Dziwnie się czuję. Czy to jest normalne? – zapytała. Na pewno hipnotyzował przed nią inne osoby, powinien więc wiedzieć, jak reagowały, i czy Lyra odbiegała od normy, czy też nie. Podczas nauki oklumencji takie bóle nie były niczym niezwykłym, szczególnie gdy legilimenta wdzierał się do jej umysłu i próbował ją zmusić do wyparcia go, ale nie wiedzieć czemu, spodziewała się, że hipnoza będzie przebiegać łagodniej i nie pozostawi po sobie żadnych dolegliwości. A może była to wina uszkodzeń dokonanych we wspomnieniu, które chciał odnaleźć? Podczas naruszenia go w czasie nauki oklumencji Lyra dostała nieprzyjemnego ataku, który pamiętała do tej pory. W każdym razie, była trochę zaniepokojona, co było widać w jej oczach, którymi uważnie go obserwowała, próbując nie zwracać uwagi na ćmiące pobolewanie w skroniach. Jak Alex pójdzie, to chyba będzie musiała się położyć i przespać. Kto by pomyślał, że sesja hipnozy może być tak wykańczająca?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Starał się wygiąć uta we współczującym uśmiechu, jednak nie wyszło mu to chyba za bardzo.
- To moja wina. Ból głowy, w sensie. Trochę miałem problemów, ale pierwsze sesje w takich przypadkach są przeważnie... cięższe - próbował się kulawo wytłumaczyć tak, by jakoś nie zaniepokoić Lyry za bardzo. - Zaraz naprawię, chodź tu - dodał, pochylając się nad rudzielcem i przykładając koniec swojej różdżki do jej skroni, drugą dłonią delikatnie chwytając ją za podbródek. - Decephalgo - wyszeptał zaklęcie, przypatrując się twarzy pani Travers, szukając oznak ustąpienia bólu. Zaraz jednak zorientował się jak to z boku może wyglądać i jak oparzony odsunął się opadając głęboko w swój fotel, delikatnie się czerwieniąc. Na Merlina, ona była mężatką, a jak wiadomo ściany każdej szlacheckiej rezydencji mają skrzacie uszy i oczy. Wolał nie narażać się Traversom jeszcze bardziej. Odchrząknął i wstał, umiejscawiając swój fotel na powrót tam, gdzie stał przed tym małym przemeblowaniem, po czym także obrócił siedzącą szlachciankę wraz z meblem tak, by dzielił ich stolik kawowy.
Usiadł, trochę sztywno, a następnie sięgnął po filiżankę i upił łyk herbaty. Była już zimna. Zerknął na zegar - minęły przeszło trzy godziny; na dworze zacznie za moment szarzeć.
- Widziałem wspomnienie. Jest jednak uszkodzone i nie potrafię zobaczyć wszystkich jego szczegółów. Powinniśmy jednak próbować dalej - powiedział, odstawiając naczynie na spodek. Nie wiedząc co zrobić z rękoma zaplótł ze sobą palce obu dłoni i położył je na kolanach, kręcąc młynka kciukami. - po każdej sesji muszę wyczyścić hipnotyzowanemu pamięć, takie przywołanie wspomnienia w całości może spowodować silny szok.Utworzyłem jednak nić kojarzeniową ze wspomnieniem - zerknął na Lyrę, po czym jeszcze kłuty resztkami zawstydzenia spojrzał w bok, niby w zamyśleniu na zdobione ściany. - Jak już odpoczniesz to spróbuj przywołać w pamięci tamto wspomnienie. Coś więcej powinno Ci zaświtać w głowie, ale od Ciebie zależy, czy chcesz próbować przypomnieć sobie więcej - dokończył, prawie tracąc nad sobą kontrolę - nie skrzywił się jednak, utrzymał na twarzy maskę spokoju. Nie chciał zmartwić przyjaciółki, nie teraz, zaczęłaby zadawać pytania. Zbyt wiele pytań.
- Wiesz, zrobiło się trochę późno, Lyro. Byłaś w transie przeszło trzy godziny, a ja wieczorem muszę stawić się na dyżur. Czyli całkiem niedługo - dodał, do aluzji unosząc przepraszająco kąciki ust w pseudo-uśmiechu. - Więc jeżeli masz pytania, to jestem teraz jeszcze w stanie z Tobą porozmawiać, ale niedługo będę musiał wrócić do Hylands. Musimy też umówić się na kolejną sesję - stwierdził, ostrożnie zerkając na rudzielca w oczekiwaniu na to, co powie.
- To moja wina. Ból głowy, w sensie. Trochę miałem problemów, ale pierwsze sesje w takich przypadkach są przeważnie... cięższe - próbował się kulawo wytłumaczyć tak, by jakoś nie zaniepokoić Lyry za bardzo. - Zaraz naprawię, chodź tu - dodał, pochylając się nad rudzielcem i przykładając koniec swojej różdżki do jej skroni, drugą dłonią delikatnie chwytając ją za podbródek. - Decephalgo - wyszeptał zaklęcie, przypatrując się twarzy pani Travers, szukając oznak ustąpienia bólu. Zaraz jednak zorientował się jak to z boku może wyglądać i jak oparzony odsunął się opadając głęboko w swój fotel, delikatnie się czerwieniąc. Na Merlina, ona była mężatką, a jak wiadomo ściany każdej szlacheckiej rezydencji mają skrzacie uszy i oczy. Wolał nie narażać się Traversom jeszcze bardziej. Odchrząknął i wstał, umiejscawiając swój fotel na powrót tam, gdzie stał przed tym małym przemeblowaniem, po czym także obrócił siedzącą szlachciankę wraz z meblem tak, by dzielił ich stolik kawowy.
Usiadł, trochę sztywno, a następnie sięgnął po filiżankę i upił łyk herbaty. Była już zimna. Zerknął na zegar - minęły przeszło trzy godziny; na dworze zacznie za moment szarzeć.
- Widziałem wspomnienie. Jest jednak uszkodzone i nie potrafię zobaczyć wszystkich jego szczegółów. Powinniśmy jednak próbować dalej - powiedział, odstawiając naczynie na spodek. Nie wiedząc co zrobić z rękoma zaplótł ze sobą palce obu dłoni i położył je na kolanach, kręcąc młynka kciukami. - po każdej sesji muszę wyczyścić hipnotyzowanemu pamięć, takie przywołanie wspomnienia w całości może spowodować silny szok.Utworzyłem jednak nić kojarzeniową ze wspomnieniem - zerknął na Lyrę, po czym jeszcze kłuty resztkami zawstydzenia spojrzał w bok, niby w zamyśleniu na zdobione ściany. - Jak już odpoczniesz to spróbuj przywołać w pamięci tamto wspomnienie. Coś więcej powinno Ci zaświtać w głowie, ale od Ciebie zależy, czy chcesz próbować przypomnieć sobie więcej - dokończył, prawie tracąc nad sobą kontrolę - nie skrzywił się jednak, utrzymał na twarzy maskę spokoju. Nie chciał zmartwić przyjaciółki, nie teraz, zaczęłaby zadawać pytania. Zbyt wiele pytań.
- Wiesz, zrobiło się trochę późno, Lyro. Byłaś w transie przeszło trzy godziny, a ja wieczorem muszę stawić się na dyżur. Czyli całkiem niedługo - dodał, do aluzji unosząc przepraszająco kąciki ust w pseudo-uśmiechu. - Więc jeżeli masz pytania, to jestem teraz jeszcze w stanie z Tobą porozmawiać, ale niedługo będę musiał wrócić do Hylands. Musimy też umówić się na kolejną sesję - stwierdził, ostrożnie zerkając na rudzielca w oczekiwaniu na to, co powie.
Lyra nie miała powodu, żeby nie uwierzyć w to wyjaśnienie. Ale zarazem coś budziło jej niepokój, jakieś ulotne przeczucie tlące się gdzieś na samej krawędzi jej świadomości. Nie wiedziała, dlaczego coś takiego czuła. Może to kwestia tylko zmęczenia? A może dostrzegła coś dziwnego w wyrazie twarzy obserwującego ją Alexandra?
Westchnęła cicho, ale pozwoliła mu przyłożyć różdżkę do jej skroni oraz uchwycić dłonią jej podbródek. Zadrżała leciutko i przymknęła oczy, kiedy Alex rzucił zaklęcie. Ból głowy zaczął się zmniejszać.
- Chyba już lepiej... dzięki – powiedziała, patrząc ze zdziwieniem, jak Alex nagle raptownie odsuwa się i zwiększa dystans pomiędzy nimi. – Alex...? Och! – zaczęła, ale po chwili zrozumiała przyczyny jego zachowania i spłoniła się rumieńcem. Nawet w takich okolicznościach jak obecne nie powinni zapominać o pewnych koniecznych granicach.
Poprawiła się w fotelu. Dopiero teraz zaczęła odczuwać lekkie zdrętwienie ciała, mogące świadczyć o tym, że rzeczywiście minęło sporo czasu, odkąd wprowadził ją w trans.
- Uszkodzone? – zapytała głucho, chociaż już legilimenta uświadomił jej, że tak mogło być w istocie, że jeden maleńki obszar jej pamięci został naruszony. – Już wiesz, kto wymazał mi wtedy pamięć? I... dlaczego? Dlaczego zostawiono mnie w tym parku bez wspomnień z całego dnia?
Nie była jednak pewna, czy chce poznać odpowiedź na te pytania, chociaż nawet nie śniła, jak przerażające rzeczy mógł zobaczyć Selwyn. Wciąż uważnie mu się przyglądała, zastanawiając się, co znalazł w jej pamięci podczas trzygodzinnej wędrówki po zakamarkach jej umysłu. Brzmiało to trochę przerażająco, ale podczas sesji nauki oklumencji nie raz i nie dwa miała do czynienia z cudzą jaźnią wdzierającą się w jej wspomnienia, oglądającą urywki z jej przeszłości. Lekko zadrżała. Chociaż ból głowy tak nie doskwierał po rzuconym zaklęciu, to nadal czuła się zmęczona.
- Spróbuję coś sobie przypomnieć. I... zastanowię się, co dalej – powiedziała po chwili wahania. – Może to jest coś, czego jednak wolałabym nie wiedzieć? Wiesz... chyba trochę boję się tego, co mogłeś zobaczyć, ale zarazem czuję pewną... niezdrową ciekawość na myśl o tym, co się wydarzyło i dlaczego ktoś usunął to z mojej pamięci.
Znowu się poruszyła, a jej drobne dłonie powędrowały do włosów, które zaczęła niespokojnie poprawiać. Niepokoiło ją coś w wyrazie jego twarzy, chociaż może tylko była przewrażliwiona i wmawiała sobie coś, co wcale nie miało miejsca.
- To wszystko jest takie dziwne, Alexandrze – skwitowała, po czym nagle zmieniła nieznacznie temat. – Myślisz, że wkrótce znowu się spotkamy?
Zdawała sobie sprawę, że Alex był zapracowany i ich czas dobiegał końca, bo wzywały go inne obowiązki. Liczyła jednak, że może nie czeka ich kolejna długa rozłąka. Mimo tych wszystkich dziwnych okoliczności, naprawdę go lubiła.
Westchnęła cicho, ale pozwoliła mu przyłożyć różdżkę do jej skroni oraz uchwycić dłonią jej podbródek. Zadrżała leciutko i przymknęła oczy, kiedy Alex rzucił zaklęcie. Ból głowy zaczął się zmniejszać.
- Chyba już lepiej... dzięki – powiedziała, patrząc ze zdziwieniem, jak Alex nagle raptownie odsuwa się i zwiększa dystans pomiędzy nimi. – Alex...? Och! – zaczęła, ale po chwili zrozumiała przyczyny jego zachowania i spłoniła się rumieńcem. Nawet w takich okolicznościach jak obecne nie powinni zapominać o pewnych koniecznych granicach.
Poprawiła się w fotelu. Dopiero teraz zaczęła odczuwać lekkie zdrętwienie ciała, mogące świadczyć o tym, że rzeczywiście minęło sporo czasu, odkąd wprowadził ją w trans.
- Uszkodzone? – zapytała głucho, chociaż już legilimenta uświadomił jej, że tak mogło być w istocie, że jeden maleńki obszar jej pamięci został naruszony. – Już wiesz, kto wymazał mi wtedy pamięć? I... dlaczego? Dlaczego zostawiono mnie w tym parku bez wspomnień z całego dnia?
Nie była jednak pewna, czy chce poznać odpowiedź na te pytania, chociaż nawet nie śniła, jak przerażające rzeczy mógł zobaczyć Selwyn. Wciąż uważnie mu się przyglądała, zastanawiając się, co znalazł w jej pamięci podczas trzygodzinnej wędrówki po zakamarkach jej umysłu. Brzmiało to trochę przerażająco, ale podczas sesji nauki oklumencji nie raz i nie dwa miała do czynienia z cudzą jaźnią wdzierającą się w jej wspomnienia, oglądającą urywki z jej przeszłości. Lekko zadrżała. Chociaż ból głowy tak nie doskwierał po rzuconym zaklęciu, to nadal czuła się zmęczona.
- Spróbuję coś sobie przypomnieć. I... zastanowię się, co dalej – powiedziała po chwili wahania. – Może to jest coś, czego jednak wolałabym nie wiedzieć? Wiesz... chyba trochę boję się tego, co mogłeś zobaczyć, ale zarazem czuję pewną... niezdrową ciekawość na myśl o tym, co się wydarzyło i dlaczego ktoś usunął to z mojej pamięci.
Znowu się poruszyła, a jej drobne dłonie powędrowały do włosów, które zaczęła niespokojnie poprawiać. Niepokoiło ją coś w wyrazie jego twarzy, chociaż może tylko była przewrażliwiona i wmawiała sobie coś, co wcale nie miało miejsca.
- To wszystko jest takie dziwne, Alexandrze – skwitowała, po czym nagle zmieniła nieznacznie temat. – Myślisz, że wkrótce znowu się spotkamy?
Zdawała sobie sprawę, że Alex był zapracowany i ich czas dobiegał końca, bo wzywały go inne obowiązki. Liczyła jednak, że może nie czeka ich kolejna długa rozłąka. Mimo tych wszystkich dziwnych okoliczności, naprawdę go lubiła.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Miał wielki dylemat. Ze jednej strony był uzdrowicielem - obowiązywała go nie dość, że tajemnica zawodowa, to jeszcze musiał przestrzegać posiadanego przez pacjenta prawa do informacji. Lyra mogła dobrowolnie zrezygnować z wiedzy na temat tamtego jednego felernego popołudnia, jednak to Alex poczuwał się do tego, by odwieść ją od tego pomysłu - co było równocześnie sprzeczne z jej wolą. jednak... czy aby na pewno ta wiedza zrobi jej lepiej? Bo przecież to było głównym celem Lyry, uspokoić się poprzez zdobycie wiedzy o tym, co zostało wymazane w jej pamięci. Jednakowoż Selwyn wielce wątpił, że informacje te przyniosą pani Travers ukojenie. Bardziej był skłonny zawierzyć swojej teorii, jakoby w pełni przywrócone Lyrze wspomnienie miało wywołać u niej ataki paniki lub szok pourazowy, może jedno i drugie. Mogły dojść jeszcze do tego jakieś fobie, bo one dość często przyklejały się do człowieka przy pierwszej lepszej okazji.Rozmawiając z Lyrą musiał więc teraz dobierać słowa bardzo uważnie - nie mógł jej okłamywać, nie chciał jednak też ujawnić zbyt wiele. Użył więc całej swojej silnej woli i samozaparcia, by wykrzesać z siebie uśmiech, o którym można już było powiedzieć, że był ciepły. Nadal jednak było mu daleko do tych uśmiechów, jakimi Selwyn zwykł obdarzać wszystkich wokoło, wrogów czy przyjaciół.
- Dopóki nie zastanowisz się nad tym co dalej planujemy zrobić ze wspomnieniem to wolałbym nie zdradzać ci szczegółów tego, co zobaczyłem. Igranie z umysłem nie jest rzeczą bezpieczną. Nie chciałbym wyrządzić ci krzywdy, Lyro - powiedział, a w jego spojrzeniu błysnął szczery i głęboki smutek. - Ciekawość bywa pierwszym stopniem do zguby, miarkuj na to gdy będziesz podejmować decyzję - przestrzegł jeszcze przyjaciółkę, nim podniósł się z fotela i obdarzył ją kolejnym spojrzeniem o nieodgadnionej mieszance emocji. - Myślę, że niestety niezbyt często dane będzie nam się widywać. Muszę się... pozbierać. Poradzić sobie z pewnymi rzeczami na własną rękę... - urwał i wziął głęboki oddech, nie pozwalając fali negatywnych emocji by go zalała. Obawiał się, że gdy wróci do domu to znów zdemoluje jakiś kawałek rezydencji. To, co ujrzał w umyśle czarownicy ruszyło w nim strunę, o której istnieniu zapomniał. O której nie miał siły pamiętać. Rozbudziło w nim bowiem gniew.
- Jeżeli postanowisz kontynuować sesje to w ich ramach będziemy się spotykać. Jeśli jednak z nich zrezygnujesz to... to możesz być spokojna, że wszystkim się zajmę - dokończył, a w jego wzroku przez chwilę dostrzec można było twardą determinację. Dojrzał jednak, jak zagubiona i rozdarta wydawała się Lyra. Westchnął cichutko i w jednym kroku zniwelował dzielący ich dystans, by zamknął ją w swoich objęciach. Nie wiedział co dokładnie chciałby jej teraz powiedzieć. Chciał chyba po prostu jej przekazać, żeby się nie martwiła i zostawiła strapienia komuś innemu. Najlepiej jemu, bo miał w tym wprawę.
W sumie to ciężko jednoznacznie stwierdzić, kto bardziej potrzebował przytulenia - ona, czy on.
- Dopóki nie zastanowisz się nad tym co dalej planujemy zrobić ze wspomnieniem to wolałbym nie zdradzać ci szczegółów tego, co zobaczyłem. Igranie z umysłem nie jest rzeczą bezpieczną. Nie chciałbym wyrządzić ci krzywdy, Lyro - powiedział, a w jego spojrzeniu błysnął szczery i głęboki smutek. - Ciekawość bywa pierwszym stopniem do zguby, miarkuj na to gdy będziesz podejmować decyzję - przestrzegł jeszcze przyjaciółkę, nim podniósł się z fotela i obdarzył ją kolejnym spojrzeniem o nieodgadnionej mieszance emocji. - Myślę, że niestety niezbyt często dane będzie nam się widywać. Muszę się... pozbierać. Poradzić sobie z pewnymi rzeczami na własną rękę... - urwał i wziął głęboki oddech, nie pozwalając fali negatywnych emocji by go zalała. Obawiał się, że gdy wróci do domu to znów zdemoluje jakiś kawałek rezydencji. To, co ujrzał w umyśle czarownicy ruszyło w nim strunę, o której istnieniu zapomniał. O której nie miał siły pamiętać. Rozbudziło w nim bowiem gniew.
- Jeżeli postanowisz kontynuować sesje to w ich ramach będziemy się spotykać. Jeśli jednak z nich zrezygnujesz to... to możesz być spokojna, że wszystkim się zajmę - dokończył, a w jego wzroku przez chwilę dostrzec można było twardą determinację. Dojrzał jednak, jak zagubiona i rozdarta wydawała się Lyra. Westchnął cichutko i w jednym kroku zniwelował dzielący ich dystans, by zamknął ją w swoich objęciach. Nie wiedział co dokładnie chciałby jej teraz powiedzieć. Chciał chyba po prostu jej przekazać, żeby się nie martwiła i zostawiła strapienia komuś innemu. Najlepiej jemu, bo miał w tym wprawę.
W sumie to ciężko jednoznacznie stwierdzić, kto bardziej potrzebował przytulenia - ona, czy on.
Gdyby Lyra wiedziała, jak drastyczne jest wspomnienie, które jej wydarto i które odtworzył Alexander, z pewnością zgodziłaby się z nim, że wolałaby nie wiedzieć. Czasami lepiej było pozostać w nieświadomości pewnych spraw. Na pewno łatwiej, zwłaszcza że Lyra była osóbką bardzo wrażliwą i doznałaby niemałego szoku, gdyby tylko dowiedziała się, przez co musiała przejść tamtego lipcowego dnia.
Na razie jednak, nie wiedząc tego, co on, była po prostu zmieszana i pełna wahania. Kiedy się odezwał, pokiwała nieznacznie głową, przyjmując do wiadomości jego słowa. Z pewnością miał rację, mówiąc, że igranie z umysłem jest niebezpieczne, że nie powinna prosić o zbyt wiele już w dniu pierwszej sesji. Dlatego nie prosiła, przestała pytać o to, co znajdowało się we wspomnieniu.
Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. A już na pewno nie bez zastanowienia.
- Dobrze, rozumiem. Zastanowię się nad tym i dam ci odpowiedź – powiedziała po chwili namysłu. Musiała to rozważyć, czy chce poznać prawdę, czy może lepiej pozwolić wspomnieniu pozostać tam, gdzie było – w niepamięci. – I tak dziękuję ci za to, że chciałeś mi pomóc i zobaczyć, co spowodowało uszkodzenia w moich wspomnieniach.
Posłała mu lekki uśmiech, przelotnie mając nadzieję, że to „pozbieranie się” nie było związane z tym, co zobaczył. Taki wniosek ją zaniepokoił, ale po chwili przypomniała sobie o problemach przyjaciela, o których wspominał wcześniej i uświadomiła sobie, że może po prostu chodzić mu o nie.
- Czym się zajmiesz? – zapytała cichutko, dostrzegając w jego twarzy coś dziwnego. Mimowolnie zadrżała, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić, ale właśnie w tej chwili Alex westchnął i nagle podszedł do niej, by ostrożnie ją objąć. Lyra na początku zdziwiła się tą nagłą poufałością, ale odwzajemniła uścisk, lekko obejmując go szczupłymi ramionami. Przez chwilę nie myślała o tym, że jest mężatką; najwyraźniej oboje potrzebowali tej krótkiej chwili przyjacielskiej, pozbawionej drugiego dna bliskości.
- Do zobaczenia, Alexandrze. Proszę, nie zamartwiaj się zbyt wiele – powiedziała jeszcze.
Obiecała, że w razie chęci kontynuowania sesji hipnozy da mu znać, po czym pożegnali się, a ona została sama ze swoimi myślami i rozważaniami na temat tego, co zobaczył Alex i dlaczego po zakończeniu transu był taki... nieswój.
| zt. x 2
Na razie jednak, nie wiedząc tego, co on, była po prostu zmieszana i pełna wahania. Kiedy się odezwał, pokiwała nieznacznie głową, przyjmując do wiadomości jego słowa. Z pewnością miał rację, mówiąc, że igranie z umysłem jest niebezpieczne, że nie powinna prosić o zbyt wiele już w dniu pierwszej sesji. Dlatego nie prosiła, przestała pytać o to, co znajdowało się we wspomnieniu.
Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. A już na pewno nie bez zastanowienia.
- Dobrze, rozumiem. Zastanowię się nad tym i dam ci odpowiedź – powiedziała po chwili namysłu. Musiała to rozważyć, czy chce poznać prawdę, czy może lepiej pozwolić wspomnieniu pozostać tam, gdzie było – w niepamięci. – I tak dziękuję ci za to, że chciałeś mi pomóc i zobaczyć, co spowodowało uszkodzenia w moich wspomnieniach.
Posłała mu lekki uśmiech, przelotnie mając nadzieję, że to „pozbieranie się” nie było związane z tym, co zobaczył. Taki wniosek ją zaniepokoił, ale po chwili przypomniała sobie o problemach przyjaciela, o których wspominał wcześniej i uświadomiła sobie, że może po prostu chodzić mu o nie.
- Czym się zajmiesz? – zapytała cichutko, dostrzegając w jego twarzy coś dziwnego. Mimowolnie zadrżała, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić, ale właśnie w tej chwili Alex westchnął i nagle podszedł do niej, by ostrożnie ją objąć. Lyra na początku zdziwiła się tą nagłą poufałością, ale odwzajemniła uścisk, lekko obejmując go szczupłymi ramionami. Przez chwilę nie myślała o tym, że jest mężatką; najwyraźniej oboje potrzebowali tej krótkiej chwili przyjacielskiej, pozbawionej drugiego dna bliskości.
- Do zobaczenia, Alexandrze. Proszę, nie zamartwiaj się zbyt wiele – powiedziała jeszcze.
Obiecała, że w razie chęci kontynuowania sesji hipnozy da mu znać, po czym pożegnali się, a ona została sama ze swoimi myślami i rozważaniami na temat tego, co zobaczył Alex i dlaczego po zakończeniu transu był taki... nieswój.
| zt. x 2
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
/23 kwietnia
Miesiąc powoli dobiegał końca, w powietrzu czuć było wiosnę, głównie ze względu na kwiaty, które wyciągały się do słońca głodne jego zbawiennych promieni. Ten poranek pani Travers spędziła w ogrodzie i gdy jej palce tknęły zwinięty pączek niewielkiej róży, jedyny, który wciąż krył środek pomiędzy rdzawymi płatkami, pomyślała o swojej synowej - Lyra była jak ten piękny kwiat, wciąż jeszcze trochę nieśmiały, ale gdy niegdyś przyjdzie mu otworzyć się do końca, będzie zapewne najpiękniejszą ozdobą tego ogrodu... Owa myśl skłoniła ją do wycieczki i choć wciąż była nieco osłabiona po chorobie, która trawiła jej ciało i duszę przez pewien czas, nie chciała słuchać żadnych ale z ust swojego męża. Damy były posłuszne i nigdy nie sprzeciwiały się woli mężczyzny, nie wchodziły w żadne kłótnie; pani Travers była damą, jednak jeśli jej małżonek był głową rodziny, to ona z pewnością pozostawała szyją, która tą głową kręciła. To było całkiem naturalne, tak po prostu działały długoletnie związki i jeśli kobieta nauczyła się jeno wpływać na wolę mężczyzny, pozostając w jego cieniu, to wszystko działało jak w zegarku. Pani Travers posiadła tę umiejętność.
Wybiło południe, kiedy jej stopy odziane w delikatne pantofle przekroczyły próg dworku Glaucusa. Powoli zsunęła z ramion płaszczyk z lekkiego materiału, który pod wpływem ruchu lśnił jak morskie fale - oddała go w ręce domowego skrzata, zaraz po tym jak ten przestał witać ją skłaniając łeb tak nisko, że szorował długimi uszami po posadzce.
- Przekaż pani Travers, że oczekuję jej w mniejszym salonie. - nie była to prośba, jednak ton jej głosu pozostawał łagodny, a spojrzenie, choć pełne ciepła, nie znało sprzeciwu. Inny służący odprowadził ją do wspomnianego pomieszczenia, zaś gdy je opuścił, również w ukłonach, przysiadła na jednym z wygodnych foteli, zakładając nogę na nogę i wygładzając poły błękitnej, długiej sukni, której zdobne hafty układały się w muszelkowate wzory. Wbiła spojrzenie w okno, obserwując delikatne kwiaty tańczące wraz z wiosennym zefirem.
Miesiąc powoli dobiegał końca, w powietrzu czuć było wiosnę, głównie ze względu na kwiaty, które wyciągały się do słońca głodne jego zbawiennych promieni. Ten poranek pani Travers spędziła w ogrodzie i gdy jej palce tknęły zwinięty pączek niewielkiej róży, jedyny, który wciąż krył środek pomiędzy rdzawymi płatkami, pomyślała o swojej synowej - Lyra była jak ten piękny kwiat, wciąż jeszcze trochę nieśmiały, ale gdy niegdyś przyjdzie mu otworzyć się do końca, będzie zapewne najpiękniejszą ozdobą tego ogrodu... Owa myśl skłoniła ją do wycieczki i choć wciąż była nieco osłabiona po chorobie, która trawiła jej ciało i duszę przez pewien czas, nie chciała słuchać żadnych ale z ust swojego męża. Damy były posłuszne i nigdy nie sprzeciwiały się woli mężczyzny, nie wchodziły w żadne kłótnie; pani Travers była damą, jednak jeśli jej małżonek był głową rodziny, to ona z pewnością pozostawała szyją, która tą głową kręciła. To było całkiem naturalne, tak po prostu działały długoletnie związki i jeśli kobieta nauczyła się jeno wpływać na wolę mężczyzny, pozostając w jego cieniu, to wszystko działało jak w zegarku. Pani Travers posiadła tę umiejętność.
Wybiło południe, kiedy jej stopy odziane w delikatne pantofle przekroczyły próg dworku Glaucusa. Powoli zsunęła z ramion płaszczyk z lekkiego materiału, który pod wpływem ruchu lśnił jak morskie fale - oddała go w ręce domowego skrzata, zaraz po tym jak ten przestał witać ją skłaniając łeb tak nisko, że szorował długimi uszami po posadzce.
- Przekaż pani Travers, że oczekuję jej w mniejszym salonie. - nie była to prośba, jednak ton jej głosu pozostawał łagodny, a spojrzenie, choć pełne ciepła, nie znało sprzeciwu. Inny służący odprowadził ją do wspomnianego pomieszczenia, zaś gdy je opuścił, również w ukłonach, przysiadła na jednym z wygodnych foteli, zakładając nogę na nogę i wygładzając poły błękitnej, długiej sukni, której zdobne hafty układały się w muszelkowate wzory. Wbiła spojrzenie w okno, obserwując delikatne kwiaty tańczące wraz z wiosennym zefirem.
I show not your face but your heart's desire
Lyra spędziła poranek w swojej pracowni, malując nowy obraz. Czy raczej – próbując go malować, bo jej myśli wciąż uciekały do chwili, kiedy usłyszała te wieści. Była w ciąży, to już było pewne. Zgodnie z sugestią Adriena Carrowa, który przybył tutaj kilka dni temu na wezwanie Glaucusa, wczoraj wybrała się do Munga na dokładniejsze badania. Zaklęcia wykrywające potwierdziły jego wcześniejsze przypuszczenia, jakoby pogorszenie samopoczucia Lyry było spowodowane zajściem w ciążę.
Dla młodziutkiego dziewczątka to był wielki szok. Nie planowała tego świadomie ani nie spodziewała się, że to nadejdzie już. Oczywiście wiedziała, że to jej obowiązek, matka Glaucusa regularnie dopytywała o postępy i sugerowała przeglądanie rodowych ksiąg w poszukiwaniu odpowiedniego imienia. Bo przecież każda młoda szlachcianka powinna wydać na świat potomka swojego męża. Było to całkowicie oczywiste, także dla Lyry. Była młoda, ale przecież zawsze marzyła o kochającym mężu i gromadce dzieci, nawet jeśli zawsze uważała to za kwestię nieco odleglejszej przyszłości.
Kiedy tak wpatrywała się w płótno, zastanawiając się, jaki odcień czerwieni będzie najpiękniej wyglądał do zaznaczenia płatków malowanego właśnie kwiatu, usłyszała ciche pyknięcie i obok niej zmaterializował się domowy skrzat, informujący że matka Glaucusa czeka na nią w mniejszym saloniku.
- Oczywiście, już idę! – zapewniła; szybko odłożyła pędzle i zdjęła malarski fartuszek, po czym opuściła pracownię, niedługo później stając w drzwiach saloniku. Miała na sobie jasną sukienkę, jej włosy były splecione w warkocz, a dłonie poznaczone plamkami farby, jednak przy sylwetce pięknej półwili siedzącej w fotelu wydawała się jeszcze bardziej niepozorna i mizerna. Azure Travers mimo swojego wieku nadal była niezwykle urodziwą kobietą, a Cressida, jej córka będąca jednocześnie przyjazną duszą Lyry, wyglądała jak jej młodsza kopia.
- Lady Travers – przywitała ją grzecznie, po czym usiadła w fotelu naprzeciwko kobiety. Matka Glaucusa zawsze ją onieśmielała, wydawała się ideałem prawdziwej damy. Czy ona pewnego dnia też stanie się choć w połowie tak dobrą żoną? – Nie spodziewałam się pani wizyty. Może napije się pani herbaty lub skusi na drobny podwieczorek? – zapytała jeszcze, chcąc pokazać, że lekcje dobrego wychowania robią swoje i potrafiła odpowiednio przyjmować gości. Nawet jeśli byli to członkowie rodziny Glaucusa. Właściwie to przed nimi tym bardziej chciała pokazać, że jest godna stania się jedną z nich.
- Mam nadzieję, że Cressida miewa się dobrze. Wydaje mi się, że ostatnimi czasy jest bardzo zajęta, ale zapewne to uboczny skutek nadejścia wiosny – odezwała się po chwili, poruszając temat Cressidy i zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Azure akurat dzisiaj postanowiła się tu pojawić. Czy Glaucus powiadomił ją o jej ciąży? Czy może był to przypadek? Niezależnie od tego, Lyra wiedziała, że będzie musiała wyznać jej prawdę o tym, że jej wymarzony wnuk jest już w drodze.
Dla młodziutkiego dziewczątka to był wielki szok. Nie planowała tego świadomie ani nie spodziewała się, że to nadejdzie już. Oczywiście wiedziała, że to jej obowiązek, matka Glaucusa regularnie dopytywała o postępy i sugerowała przeglądanie rodowych ksiąg w poszukiwaniu odpowiedniego imienia. Bo przecież każda młoda szlachcianka powinna wydać na świat potomka swojego męża. Było to całkowicie oczywiste, także dla Lyry. Była młoda, ale przecież zawsze marzyła o kochającym mężu i gromadce dzieci, nawet jeśli zawsze uważała to za kwestię nieco odleglejszej przyszłości.
Kiedy tak wpatrywała się w płótno, zastanawiając się, jaki odcień czerwieni będzie najpiękniej wyglądał do zaznaczenia płatków malowanego właśnie kwiatu, usłyszała ciche pyknięcie i obok niej zmaterializował się domowy skrzat, informujący że matka Glaucusa czeka na nią w mniejszym saloniku.
- Oczywiście, już idę! – zapewniła; szybko odłożyła pędzle i zdjęła malarski fartuszek, po czym opuściła pracownię, niedługo później stając w drzwiach saloniku. Miała na sobie jasną sukienkę, jej włosy były splecione w warkocz, a dłonie poznaczone plamkami farby, jednak przy sylwetce pięknej półwili siedzącej w fotelu wydawała się jeszcze bardziej niepozorna i mizerna. Azure Travers mimo swojego wieku nadal była niezwykle urodziwą kobietą, a Cressida, jej córka będąca jednocześnie przyjazną duszą Lyry, wyglądała jak jej młodsza kopia.
- Lady Travers – przywitała ją grzecznie, po czym usiadła w fotelu naprzeciwko kobiety. Matka Glaucusa zawsze ją onieśmielała, wydawała się ideałem prawdziwej damy. Czy ona pewnego dnia też stanie się choć w połowie tak dobrą żoną? – Nie spodziewałam się pani wizyty. Może napije się pani herbaty lub skusi na drobny podwieczorek? – zapytała jeszcze, chcąc pokazać, że lekcje dobrego wychowania robią swoje i potrafiła odpowiednio przyjmować gości. Nawet jeśli byli to członkowie rodziny Glaucusa. Właściwie to przed nimi tym bardziej chciała pokazać, że jest godna stania się jedną z nich.
- Mam nadzieję, że Cressida miewa się dobrze. Wydaje mi się, że ostatnimi czasy jest bardzo zajęta, ale zapewne to uboczny skutek nadejścia wiosny – odezwała się po chwili, poruszając temat Cressidy i zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Azure akurat dzisiaj postanowiła się tu pojawić. Czy Glaucus powiadomił ją o jej ciąży? Czy może był to przypadek? Niezależnie od tego, Lyra wiedziała, że będzie musiała wyznać jej prawdę o tym, że jej wymarzony wnuk jest już w drodze.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Powoli odwróciła głowę w kierunku swojej synowej, a kilka kosmyków jasnych włosów wypadło spod ciasno spiętego koka; jednym ruchem dłoni odgarnęła je za ucho.
- Dzień dobry, Lyro. - uśmiechnęła się, mierząc spojrzeniem jej sylwetkę; dostrzegła plamki farby znaczące dziewczęce dłonie i choć zmarszczyła delikatnie jasny nosek, to z jej ust nie padła żadna uwaga. Ostatecznie sztuka była niezwykle kobiecym zajęciem, a młoda pani Travers naprawdę miała wielki talent, który jej teściowa mogła podziwiać na ostatnim wernisażu.
- Wybacz, że się nie zapowiedziałam, mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w niczym ważnym? - zapytała, chociaż w gruncie rzeczy zrobiła to tylko z grzeczności, doskonale zdając sobie sprawę, że nawet gdyby Lyra prowadziła właśnie rozmowy z najważniejszym klientem na świecie, to chcąc nie chcąc musiałaby poświęcić chwilę dla matki swojego męża. Priorytety! - Pomyślałam, że dawno nie rozmawiałyśmy, a kiedy Glaucus był w podróży musiałaś naprawdę za nim tęsknić. Ciężko być samą w takim wielkim domu. - skrzaty raczej nie zaliczały się do towarzystwa, nie dlatego, że rozmowa z nimi była nieciekawa, ale zwyczajnie nie wypadało wchodzić ze służbą na koleżeńską stopę, a już z pewnością nie ze stworzeniami, których jedyną ambicją była służba czarodziejom - Napiję się herbaty. - delikatnie skinęła głową, po chwili marszcząc brwi - Właściwie skuszę się również na podwieczorek. - dodała, zaś kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. Nie umknęło jej uwadze, że Lyra naprawdę bierze sobie do serca wszelkie wskazówki, rozkwita, wyrasta na prawdziwą damę i godną towarzyszkę życia dla jej ukochanego syna. Kiedy teraz na nią patrzyła wręcz nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna niespełna pół roku temu była biedną Weasleyówną wychowaną w duchu... Weasleyów, którzy szlacheckie tradycje mieli w większości w głębokim poważaniu.
- Tak, Cressida ma się dobrze, faktycznie jest ostatnio trochę zajęta, ale prosiła by przekazać ci najszczersze pozdrowienia, ma również nadzieję, że już niedługo będziecie mogły porozmawiać twarzą w twarz. - kiwnęła głową - Chciałabym jednak dowiedzieć się co słychać u ciebie? Jak radziłaś sobie bez męża przy boku? - wbiła spojrzenie w młodszą panią Travers, składając dłonie na kolanach.
- Dzień dobry, Lyro. - uśmiechnęła się, mierząc spojrzeniem jej sylwetkę; dostrzegła plamki farby znaczące dziewczęce dłonie i choć zmarszczyła delikatnie jasny nosek, to z jej ust nie padła żadna uwaga. Ostatecznie sztuka była niezwykle kobiecym zajęciem, a młoda pani Travers naprawdę miała wielki talent, który jej teściowa mogła podziwiać na ostatnim wernisażu.
- Wybacz, że się nie zapowiedziałam, mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w niczym ważnym? - zapytała, chociaż w gruncie rzeczy zrobiła to tylko z grzeczności, doskonale zdając sobie sprawę, że nawet gdyby Lyra prowadziła właśnie rozmowy z najważniejszym klientem na świecie, to chcąc nie chcąc musiałaby poświęcić chwilę dla matki swojego męża. Priorytety! - Pomyślałam, że dawno nie rozmawiałyśmy, a kiedy Glaucus był w podróży musiałaś naprawdę za nim tęsknić. Ciężko być samą w takim wielkim domu. - skrzaty raczej nie zaliczały się do towarzystwa, nie dlatego, że rozmowa z nimi była nieciekawa, ale zwyczajnie nie wypadało wchodzić ze służbą na koleżeńską stopę, a już z pewnością nie ze stworzeniami, których jedyną ambicją była służba czarodziejom - Napiję się herbaty. - delikatnie skinęła głową, po chwili marszcząc brwi - Właściwie skuszę się również na podwieczorek. - dodała, zaś kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. Nie umknęło jej uwadze, że Lyra naprawdę bierze sobie do serca wszelkie wskazówki, rozkwita, wyrasta na prawdziwą damę i godną towarzyszkę życia dla jej ukochanego syna. Kiedy teraz na nią patrzyła wręcz nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna niespełna pół roku temu była biedną Weasleyówną wychowaną w duchu... Weasleyów, którzy szlacheckie tradycje mieli w większości w głębokim poważaniu.
- Tak, Cressida ma się dobrze, faktycznie jest ostatnio trochę zajęta, ale prosiła by przekazać ci najszczersze pozdrowienia, ma również nadzieję, że już niedługo będziecie mogły porozmawiać twarzą w twarz. - kiwnęła głową - Chciałabym jednak dowiedzieć się co słychać u ciebie? Jak radziłaś sobie bez męża przy boku? - wbiła spojrzenie w młodszą panią Travers, składając dłonie na kolanach.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 09.02.17 16:53, w całości zmieniany 1 raz
Nie był to pierwszy raz, kiedy matka Glaucusa odwiedziła ich bez zapowiedzi. Od czasu do czasu lubiła odwiedzać swojego syna i synową, tym bardziej, że ich posiadłości znajdowały się niedaleko od siebie. Z całą pewnością martwiła się o Glaucusa, którego niegdyś utraciła na długi rok. Gdy tylko się odnalazł, Traversowie postanowili znaleźć mu narzeczoną, i tym sposobem mężczyzna musiał oświadczyć się Lyrze. Dziewczątko wciąż pamiętało tamten dzień – spotkanie w podwodnej restauracji, elegancką kolację i w końcu sam moment zaręczyn, kiedy Glaucus uklęknął przed nią i włożył na jej palec pierścionek, tym samym pieczętując rodowe układy, które zadecydowały o ich związku i zawartym cztery miesiące później małżeństwie.
- Nie, oczywiście, że nie. Dla rodziny zawsze musi znaleźć się czas. Obraz może poczekać – zapewniła. Mogła odłożyć malowanie na później, skoro już lady Travers się tu pojawiła. Gdyby tego nie zrobiła, Lyrę w najbliższych dniach i tak czekałaby wizyta w rodowej posiadłości Traversów. Musiała w końcu przekazać krewnym męża wspaniałą nowinę. – Rzeczywiście, te trzy tygodnie bez Glaucusa... Były... trudne. I samotne. Dobrze, że Cressida czasami mnie odwiedzała i że miałam trochę zleceń, z którymi musiałam się uporać. – Zarumieniła się lekko, bo dziwnie było jej tak na głos przyznawać, jak bardzo tęskniła za obecnością swojego męża, kiedy go nie było. A w każdym razie, dziwnie było to przyznawać jego matce, chociaż lady Travers z pewnością doskonale wiedziała, jak to jest być żoną żeglarza. W młodości zapewne też nie raz zaznała samotnych tygodni, które osłodziło dopiero pojawienie się gromadki dzieci, a tych Azure doczekała się aż pięciu.
Skrzat po chwili podał im herbatę i ciasto z owocami. Lyra ostrożnie upiła łyk swojej, delikatnie zaciskając palce na uszku filiżanki. Azure oraz Cressida poświęciły sporo czasu, przygotowując ją do życia lady Travers. Za sprawą skromnego wychowania wśród Weasleyów Lyra miała pewne braki w szlacheckim obyciu, ale z uwagą przyjmowała do siebie uwagi krewnych męża, którzy przecież chcieli jej pomóc odnaleźć się w nowym życiu.
- Też mam taką nadzieję, jej wizyty były niezwykle pocieszające podczas nieobecności Glaucusa. Cieszę się jednak, że on sam powrócił już do domu, choć w tej chwili go tutaj nie ma. Myślę jednak, że jeśli lady zaczeka, wkrótce powinien się zjawić – powiedziała, wspominając w myślach dzień powrotu męża. Glaucus zastał ją w nie najlepszym zdrowiu i uparł się, żeby wezwać uzdrowiciela, który stwierdził, że jej stan może być spowodowany ciążą... Co okazało się prawdą. Pytanie tylko, czy zdążył powiadomić o tym matkę, czy to nadal było przed Lyrą?
- Radziłam sobie... Całkiem nieźle. Namalowałam kilka nowych obrazów, wzięłam udział w wiosennym wernisażu w londyńskiej galerii sztuki, a kiedy Glaucus wrócił... – zawahała się, nie wiedząc, jak powiedzieć o tym, co wydarzyło się bezpośrednio po powrocie męża do domu, więc urwała się i nieco zmieniła temat. – Wiem, że z pewnością przeżywał tam niesamowite przygody, ale cieszę się, że znowu jest w domu – przyznała nieco kulawo. Zapewne po jego powrocie, gdy już oboje ochłonęli po nieoczekiwanej wieści, spędzili trochę czasu na rozmowie o jego wyprawie.
Upiła kolejny łyk herbaty, zastanawiając się, w jaki sposób poruszyć ten temat.
- Właściwie i tak mieliśmy pojawić się u was w najbliższych dniach – zaczęła po chwili, spoglądając na kobietę znacząco, chociaż deklaracja jej odmiennego stanu wciąż jeszcze nie chciała opuścić jej ust.
- Nie, oczywiście, że nie. Dla rodziny zawsze musi znaleźć się czas. Obraz może poczekać – zapewniła. Mogła odłożyć malowanie na później, skoro już lady Travers się tu pojawiła. Gdyby tego nie zrobiła, Lyrę w najbliższych dniach i tak czekałaby wizyta w rodowej posiadłości Traversów. Musiała w końcu przekazać krewnym męża wspaniałą nowinę. – Rzeczywiście, te trzy tygodnie bez Glaucusa... Były... trudne. I samotne. Dobrze, że Cressida czasami mnie odwiedzała i że miałam trochę zleceń, z którymi musiałam się uporać. – Zarumieniła się lekko, bo dziwnie było jej tak na głos przyznawać, jak bardzo tęskniła za obecnością swojego męża, kiedy go nie było. A w każdym razie, dziwnie było to przyznawać jego matce, chociaż lady Travers z pewnością doskonale wiedziała, jak to jest być żoną żeglarza. W młodości zapewne też nie raz zaznała samotnych tygodni, które osłodziło dopiero pojawienie się gromadki dzieci, a tych Azure doczekała się aż pięciu.
Skrzat po chwili podał im herbatę i ciasto z owocami. Lyra ostrożnie upiła łyk swojej, delikatnie zaciskając palce na uszku filiżanki. Azure oraz Cressida poświęciły sporo czasu, przygotowując ją do życia lady Travers. Za sprawą skromnego wychowania wśród Weasleyów Lyra miała pewne braki w szlacheckim obyciu, ale z uwagą przyjmowała do siebie uwagi krewnych męża, którzy przecież chcieli jej pomóc odnaleźć się w nowym życiu.
- Też mam taką nadzieję, jej wizyty były niezwykle pocieszające podczas nieobecności Glaucusa. Cieszę się jednak, że on sam powrócił już do domu, choć w tej chwili go tutaj nie ma. Myślę jednak, że jeśli lady zaczeka, wkrótce powinien się zjawić – powiedziała, wspominając w myślach dzień powrotu męża. Glaucus zastał ją w nie najlepszym zdrowiu i uparł się, żeby wezwać uzdrowiciela, który stwierdził, że jej stan może być spowodowany ciążą... Co okazało się prawdą. Pytanie tylko, czy zdążył powiadomić o tym matkę, czy to nadal było przed Lyrą?
- Radziłam sobie... Całkiem nieźle. Namalowałam kilka nowych obrazów, wzięłam udział w wiosennym wernisażu w londyńskiej galerii sztuki, a kiedy Glaucus wrócił... – zawahała się, nie wiedząc, jak powiedzieć o tym, co wydarzyło się bezpośrednio po powrocie męża do domu, więc urwała się i nieco zmieniła temat. – Wiem, że z pewnością przeżywał tam niesamowite przygody, ale cieszę się, że znowu jest w domu – przyznała nieco kulawo. Zapewne po jego powrocie, gdy już oboje ochłonęli po nieoczekiwanej wieści, spędzili trochę czasu na rozmowie o jego wyprawie.
Upiła kolejny łyk herbaty, zastanawiając się, w jaki sposób poruszyć ten temat.
- Właściwie i tak mieliśmy pojawić się u was w najbliższych dniach – zaczęła po chwili, spoglądając na kobietę znacząco, chociaż deklaracja jej odmiennego stanu wciąż jeszcze nie chciała opuścić jej ust.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Pani Travers była dobrym słuchaczem (być może z natury, być może z czasem wykształciła w sobie tę cechę, będąc wsparciem dla męża i matką dla całej piątki dzieciaków) - utrzymywała kontakt wzrokowy, nienachalny, co jakiś czas uciekając spojrzeniem w przestrzeń, co było całkiem naturalne, a nawet wskazane, delikatnie kiwała głową, tym samym przyjmując do wiadomości wszelkie słowa swojej młodszej rozmówczyni.
- Doskonale rozumiem co czujesz, tuż po ślubie, kiedy Nauplius wyruszał w swoje pierwsze podróże jako świeżo upieczony małżonek, czułam to samo i nie mogłam znaleźć sobie miejsca, ale kiedy pojawią się dzieci nie będziesz miała czasu na tęsknotę. Macierzyństwo to najpiękniejsze co może spotkać kobietę. - skinęła głową. Pewnie Lyra nie pierwszy raz słyszała to zdanie z ust Azure, które już za moment wykrzywiły się w delikatnym, ciepłym uśmiechu. Nie było niczym wstydliwym tęsknić za mężem, ba! To chyba nawet dobrze świadczyło o młodej szlachciance - w tym świecie małżeństwa nie zawsze były kolorowe i państwo Travers mieli naprawdę spore szczęście, że zagościło pomiędzy nimi szczere uczucie. Ci młodzi i ci starsi.
Pochwyciła filiżankę, otaczając kształtnymi, różanymi ustami jej krawędź, wlewając w siebie niewielki łyk herbaty i wreszcie odstawiła naczynie na spodek, podkładając pod nie mały palec, coby szkło nie wydało najmniejszego dźwięku.
- Mhm, chciałabym wreszcie zobaczyć syna. - stwierdziła. Glaucus był już dorosły, jak zresztą wszystkie jej dzieci, wciąż jednak zostawał pociechą dla kogoś, kto najlepiej spełniał się w roli damy i matki. To było takie dziwne! Z jednej strony odczuwała radość widząc, że jej dzieciaki radzą sobie w dorosłym życiu, z drugiej serce Azure tęskniło za tymi czasami gdy chłopcy przynosili jej muszelki z plaży, a dziewczęta plotły z nich biżuterię... Wciąż zresztą trzymała w szkatułkach owe drobiazgi i choć zazwyczaj nie pasowały do eleganckich sukien czasem nie mogła się powstrzymać przed zdobieniem nadgarstków owymi prezentami. Sięgnęła po łyżeczkę, wbijając ją w kawałek ciasta, które już za moment wylądowało w jej ustach.
- Cudownie słyszeć, że rozwijasz swoje pasje, to bardzo ważne w życiu móc robić to, co naprawdę się kocha. - człowiek bez hobby był beznamiętny, bezbarwny, szary... I lady Travers, choć głównie poświęcała się rodzinie, robiła przecież mnóstwo innych, typowo kobiecych rzeczy. Spiła kolejny łyk herbaty, zagryzając ją ciastem.
- Naprawdę? Mój mąż byłby zachwycony, tęskni za Glaucusem tak samo jak ja, chociaż męska duma nie pozwoli mu powiedzieć tego głośno. - uśmiechnęła się. Widziała to spojrzenie... Nie chciała jednak wysuwać zbyt pochopnych wniosków, jednak poprawiła się na fotelu z niejaką niecierpliwością - Są jakieś powody, dla których zamierzaliście nas odwiedzić, czy zwyczajnie się stęskniliście?
- Doskonale rozumiem co czujesz, tuż po ślubie, kiedy Nauplius wyruszał w swoje pierwsze podróże jako świeżo upieczony małżonek, czułam to samo i nie mogłam znaleźć sobie miejsca, ale kiedy pojawią się dzieci nie będziesz miała czasu na tęsknotę. Macierzyństwo to najpiękniejsze co może spotkać kobietę. - skinęła głową. Pewnie Lyra nie pierwszy raz słyszała to zdanie z ust Azure, które już za moment wykrzywiły się w delikatnym, ciepłym uśmiechu. Nie było niczym wstydliwym tęsknić za mężem, ba! To chyba nawet dobrze świadczyło o młodej szlachciance - w tym świecie małżeństwa nie zawsze były kolorowe i państwo Travers mieli naprawdę spore szczęście, że zagościło pomiędzy nimi szczere uczucie. Ci młodzi i ci starsi.
Pochwyciła filiżankę, otaczając kształtnymi, różanymi ustami jej krawędź, wlewając w siebie niewielki łyk herbaty i wreszcie odstawiła naczynie na spodek, podkładając pod nie mały palec, coby szkło nie wydało najmniejszego dźwięku.
- Mhm, chciałabym wreszcie zobaczyć syna. - stwierdziła. Glaucus był już dorosły, jak zresztą wszystkie jej dzieci, wciąż jednak zostawał pociechą dla kogoś, kto najlepiej spełniał się w roli damy i matki. To było takie dziwne! Z jednej strony odczuwała radość widząc, że jej dzieciaki radzą sobie w dorosłym życiu, z drugiej serce Azure tęskniło za tymi czasami gdy chłopcy przynosili jej muszelki z plaży, a dziewczęta plotły z nich biżuterię... Wciąż zresztą trzymała w szkatułkach owe drobiazgi i choć zazwyczaj nie pasowały do eleganckich sukien czasem nie mogła się powstrzymać przed zdobieniem nadgarstków owymi prezentami. Sięgnęła po łyżeczkę, wbijając ją w kawałek ciasta, które już za moment wylądowało w jej ustach.
- Cudownie słyszeć, że rozwijasz swoje pasje, to bardzo ważne w życiu móc robić to, co naprawdę się kocha. - człowiek bez hobby był beznamiętny, bezbarwny, szary... I lady Travers, choć głównie poświęcała się rodzinie, robiła przecież mnóstwo innych, typowo kobiecych rzeczy. Spiła kolejny łyk herbaty, zagryzając ją ciastem.
- Naprawdę? Mój mąż byłby zachwycony, tęskni za Glaucusem tak samo jak ja, chociaż męska duma nie pozwoli mu powiedzieć tego głośno. - uśmiechnęła się. Widziała to spojrzenie... Nie chciała jednak wysuwać zbyt pochopnych wniosków, jednak poprawiła się na fotelu z niejaką niecierpliwością - Są jakieś powody, dla których zamierzaliście nas odwiedzić, czy zwyczajnie się stęskniliście?
I show not your face but your heart's desire
Po zaręczynach i na początku małżeństwa Lyra często czuła się niezręcznie w towarzystwie rodziców męża. Teraz już trochę się do nich przyzwyczaiła za sprawą regularnych wizyt w posiadłości Traversów, ale nadal czuła potrzebę sprostania oczekiwaniom swoich teściów. Obawiała się, że mogłaby kiedyś usłyszeć, że była złym wyborem. Że była niepełnowartościowa. Rozpaczliwie pragnęła akceptacji i zrozumienia, zwłaszcza że nie otrzymała tego od własnej rodziny, co do tej pory ją bolało.
- Czyli pewnego dnia przywyknę do tego, że tak długo go nie ma? – zapytała. Pierwszy raz zawsze był najtrudniejszy. Do tej pory, nawet jeśli Glaucus opuszczał dom, to były to jakieś krótsze wyprawy w obrębie kraju, więc wracał znacznie szybciej. Teraz mieli za sobą trzytygodniową rozłąkę i Lyra czuła smutek na myśl o tym, że to się będzie regularnie powtarzać. Te rozstania, samotność i oczekiwanie, któremu towarzyszył niepokój. A co, jeśli znowu zaginie na rok, tak jak kiedyś? Ta myśl naprawdę ją przerażała, morze było w końcu bardzo niebezpiecznym i nieprzewidywalnym żywiołem. Musiała wierzyć, że jej mąż potrafił poradzić sobie ze wszystkim.
Na wspomnienie o macierzyństwie zarumieniła się. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, mogło czekać ją znacznie szybciej niż kiedyś myślała. Pytanie tylko, czy była na nie gotowa? Czy gdy nadejdzie ten czas, będzie już odpowiednio przygotowana na moment powitania na świecie tej maleńkiej istotki, która zaczynała się rozwijać w jej ciele? Nie miała jeszcze nawet dziewiętnastu lat. Czy nadawałaby się na matkę? Chciałaby odnaleźć się w tej roli tak, jak Azure, która potrafiła pogodzić bycie dobrą żoną i damą z byciem matką tak licznej gromadki.
- O tak, pasje są bardzo ważne. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać malować, kocham to robić tak samo, jak Glaucus kocha morze i dalekie wyprawy – przyznała po chwili wahania. Chociaż mieli zupełnie różne zainteresowania, oboje robili coś, co kochali. A to, że mogli czerpać ze swoich pasji dodatkowe korzyści w postaci zarobku, to tylko kolejna zaleta tego wszystkiego. Lyra uwielbiała malować, przelewać swoje myśli na płótno, i czuła dumę, kiedy ktoś doceniał ją na tyle, żeby powiesić jej obraz na ścianie galerii lub własnego dworu. Dla każdego młodego artysty było to spełnieniem marzeń.
- Więc jeszcze nie pokazywał się u was po powrocie? – zapytała zdumiona, pewna, że Glaucus pojawił się u rodziców i u siostry. – Wrócił parę dni temu. Niestety, ten dzień nie wypadł tak, jak bym tego chciała... – Zamiast czekać na męża i odpowiednio go powitać, ten zastał ją słabującą w łóżku. Zamiast radości z powrotu, oboje przeżywali stres i niepokój, oczekując na uzdrowiciela, którego wezwał Glaucus. – I to chyba jest powiązane z powodem, dla którego mieliśmy się u was pojawić. Kilka dni przed przybyciem Glaucusa zaczęłam źle się czuć, ale nie pisałam o tym ani do niego, ani do nikogo z was, żeby was nie martwić. Glaucus uparł się jednak wezwać uzdrowiciela, i wtedy dowiedzieliśmy się... – Zawahała się, a jej niespokojne spojrzenie spoczęło na splecionych na kolanach dłoniach. – Prawdopodobnie jestem w ciąży – wykrztusiła w końcu, a jej policzki przybrały niemalże ceglastoczerwoną barwę. Czuła się tak bardzo zawstydzona i zakłopotana zarówno tym wyznaniem, jak i bacznym spojrzeniem Azure. Musiała jednak jej o tym powiedzieć. Może ta kobieta i w tej kwestii mogłaby wesprzeć ją swoimi dawnymi doświadczeniami? Przecież też przez to przechodziła.
- Czyli pewnego dnia przywyknę do tego, że tak długo go nie ma? – zapytała. Pierwszy raz zawsze był najtrudniejszy. Do tej pory, nawet jeśli Glaucus opuszczał dom, to były to jakieś krótsze wyprawy w obrębie kraju, więc wracał znacznie szybciej. Teraz mieli za sobą trzytygodniową rozłąkę i Lyra czuła smutek na myśl o tym, że to się będzie regularnie powtarzać. Te rozstania, samotność i oczekiwanie, któremu towarzyszył niepokój. A co, jeśli znowu zaginie na rok, tak jak kiedyś? Ta myśl naprawdę ją przerażała, morze było w końcu bardzo niebezpiecznym i nieprzewidywalnym żywiołem. Musiała wierzyć, że jej mąż potrafił poradzić sobie ze wszystkim.
Na wspomnienie o macierzyństwie zarumieniła się. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, mogło czekać ją znacznie szybciej niż kiedyś myślała. Pytanie tylko, czy była na nie gotowa? Czy gdy nadejdzie ten czas, będzie już odpowiednio przygotowana na moment powitania na świecie tej maleńkiej istotki, która zaczynała się rozwijać w jej ciele? Nie miała jeszcze nawet dziewiętnastu lat. Czy nadawałaby się na matkę? Chciałaby odnaleźć się w tej roli tak, jak Azure, która potrafiła pogodzić bycie dobrą żoną i damą z byciem matką tak licznej gromadki.
- O tak, pasje są bardzo ważne. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać malować, kocham to robić tak samo, jak Glaucus kocha morze i dalekie wyprawy – przyznała po chwili wahania. Chociaż mieli zupełnie różne zainteresowania, oboje robili coś, co kochali. A to, że mogli czerpać ze swoich pasji dodatkowe korzyści w postaci zarobku, to tylko kolejna zaleta tego wszystkiego. Lyra uwielbiała malować, przelewać swoje myśli na płótno, i czuła dumę, kiedy ktoś doceniał ją na tyle, żeby powiesić jej obraz na ścianie galerii lub własnego dworu. Dla każdego młodego artysty było to spełnieniem marzeń.
- Więc jeszcze nie pokazywał się u was po powrocie? – zapytała zdumiona, pewna, że Glaucus pojawił się u rodziców i u siostry. – Wrócił parę dni temu. Niestety, ten dzień nie wypadł tak, jak bym tego chciała... – Zamiast czekać na męża i odpowiednio go powitać, ten zastał ją słabującą w łóżku. Zamiast radości z powrotu, oboje przeżywali stres i niepokój, oczekując na uzdrowiciela, którego wezwał Glaucus. – I to chyba jest powiązane z powodem, dla którego mieliśmy się u was pojawić. Kilka dni przed przybyciem Glaucusa zaczęłam źle się czuć, ale nie pisałam o tym ani do niego, ani do nikogo z was, żeby was nie martwić. Glaucus uparł się jednak wezwać uzdrowiciela, i wtedy dowiedzieliśmy się... – Zawahała się, a jej niespokojne spojrzenie spoczęło na splecionych na kolanach dłoniach. – Prawdopodobnie jestem w ciąży – wykrztusiła w końcu, a jej policzki przybrały niemalże ceglastoczerwoną barwę. Czuła się tak bardzo zawstydzona i zakłopotana zarówno tym wyznaniem, jak i bacznym spojrzeniem Azure. Musiała jednak jej o tym powiedzieć. Może ta kobieta i w tej kwestii mogłaby wesprzeć ją swoimi dawnymi doświadczeniami? Przecież też przez to przechodziła.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Zapewne... Zawsze będziesz się o niego martwić, ale z czasem rozłąka przestanie być taka uciążliwa, a tupot małych stópek całkowicie cię zajmie! - roześmiała się, wciąż pijąc do potomstwa. Jak ona by już chciała być babcią! Czuła, że i w tej roli się spełni. Nie wypadało zbytnio rozpieszczać swoich dzieci, co innego wnuki - w tym wypadku od wychowywania byli rodzice, a od wszelkich pieszczot właśnie dziadkowie... Ona również umierała ze strachu za każdym razem gdy jej małżonek opuszczał rodzinną posiadłość, za każdym razem gdy któryś z synów wyruszał w daleką podróż (szczególnie martwiła się o Tezeusza, znała swoje dzieci i wiedziała, że o ile Glaucus jest raczej rozważnym człowiekiem, o tyle Tez... no cóż, raczej by go tak nie nazwała; chociaż obydwoje mieli swoje za uszami! ech, ci mężczyźni...), kiedy mała Cressida wyfruwała z rodzinnego gniazdka chociaż na moment.
- Bardzo cieszy mnie również fakt, że nie ograniczacie się nawzajem. - pokiwała głową. Nie mogłaby patrzeć gdyby Lyra chciała trzymać swojego męża pod kloszem odcinając od morza, nie mogłaby również przejść obojętnie gdyby sytuacja była odwrotna. Należała raczej do osób empatycznych, a smutek w rodzinie przygnębiał ją tym bardziej. Kolejny raz skosztowała zarówno ciasta jak i letniego już, aromatycznego naparu.
Pokręciła głową - miała nadzieję, że Glaucus był po prostu zajęty, wciąż oczekiwała go w posiadłości, a może zwyczajnie ominęła ją jego wizyta? Damy przecież nie siedziały tylko w domu, musiały pokazywać się na salonach i pani Travers robiła to bardzo chętnie spędzając czas z innymi arystokratkami - owszem, były szlachciankami, ale były również kobietami; lubiły plotkować, chodzić na zakupy i wymieniać się spostrzeżeniami na różnorakie, czasem nawet nieco intymne tematy, dyskutowały o modzie, makijażu i tych wszystkich niby to damach, których sukienki kończyły się tuż pod kolanem! Cudowne, kobiece życie!
Nieznacznie zmarszczyła brwi, zaciskając palce na rączce łyżeczki. Milczała, nie chciała przerywać swojej synowej, zamiast tego badawczo wbijając w nią spojrzenie, sunąc wzrokiem po jej twarzy i dłoniach splecionych na kolanach.
Prawdopodobnie jestem w ciąży...
To jedno zdanie odbiło się echem w głowie Azure. Łyżeczka wypadła jej z rąk stukając o porcelanowy talerzyk. Splotła dłonie na wysokości piersi, zaś jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Lyro! To cudownie! - dawno nie była tak rozentuzjazmowana, z przejęcia róż wstąpił na jej jasne policzki. Opuściła ręce, zaciskając palce na dłoniach synowej - Jak zareagował Glaucus? Ucieszył się? Na pewno! Nauplius również będzie zachwycony! I Cressida i Tezeusz! - sama była zachwycona! Ale wyczuła niepewność synowej i obdarzyła ją łagodnym uśmiechem - Pewnie się boisz, ale zobaczysz, że ciąża to cudowny stan, widzisz, ja tak bardzo go polubiłam, że nie poprzestałam na jednym potomku, a Glaucus na pewno będzie cię wspierał. Zresztą nie tylko on, w każdej chwili możesz do mnie przyjść, nikt nie zrozumie kobiety tak jak druga kobieta. - kiwnęła głową, z matczyną wręcz czułością muskając dziewczęcy policzek by dodać jej otuchy, po czym odsunęła się, powracając na poprzednie miejsce. Ponownie wsparła dłonie na kolanach.
- Tak się cieszę! Chociaż powinnam być na was zła, że nie powiedzieliście mi od razu. - zażartowała - Jak się teraz czujesz? Będziesz musiała o siebie zadbać i jeść dużo szparagów, podobno jak się je dużo szparagów to urodzi się chłopiec. - ciężko stwierdzić skąd to wiedziała, zapewne przeczytała ową informację w jakimś pisemku dla kobiet. Może w Czarownicy?
- Bardzo cieszy mnie również fakt, że nie ograniczacie się nawzajem. - pokiwała głową. Nie mogłaby patrzeć gdyby Lyra chciała trzymać swojego męża pod kloszem odcinając od morza, nie mogłaby również przejść obojętnie gdyby sytuacja była odwrotna. Należała raczej do osób empatycznych, a smutek w rodzinie przygnębiał ją tym bardziej. Kolejny raz skosztowała zarówno ciasta jak i letniego już, aromatycznego naparu.
Pokręciła głową - miała nadzieję, że Glaucus był po prostu zajęty, wciąż oczekiwała go w posiadłości, a może zwyczajnie ominęła ją jego wizyta? Damy przecież nie siedziały tylko w domu, musiały pokazywać się na salonach i pani Travers robiła to bardzo chętnie spędzając czas z innymi arystokratkami - owszem, były szlachciankami, ale były również kobietami; lubiły plotkować, chodzić na zakupy i wymieniać się spostrzeżeniami na różnorakie, czasem nawet nieco intymne tematy, dyskutowały o modzie, makijażu i tych wszystkich niby to damach, których sukienki kończyły się tuż pod kolanem! Cudowne, kobiece życie!
Nieznacznie zmarszczyła brwi, zaciskając palce na rączce łyżeczki. Milczała, nie chciała przerywać swojej synowej, zamiast tego badawczo wbijając w nią spojrzenie, sunąc wzrokiem po jej twarzy i dłoniach splecionych na kolanach.
Prawdopodobnie jestem w ciąży...
To jedno zdanie odbiło się echem w głowie Azure. Łyżeczka wypadła jej z rąk stukając o porcelanowy talerzyk. Splotła dłonie na wysokości piersi, zaś jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Lyro! To cudownie! - dawno nie była tak rozentuzjazmowana, z przejęcia róż wstąpił na jej jasne policzki. Opuściła ręce, zaciskając palce na dłoniach synowej - Jak zareagował Glaucus? Ucieszył się? Na pewno! Nauplius również będzie zachwycony! I Cressida i Tezeusz! - sama była zachwycona! Ale wyczuła niepewność synowej i obdarzyła ją łagodnym uśmiechem - Pewnie się boisz, ale zobaczysz, że ciąża to cudowny stan, widzisz, ja tak bardzo go polubiłam, że nie poprzestałam na jednym potomku, a Glaucus na pewno będzie cię wspierał. Zresztą nie tylko on, w każdej chwili możesz do mnie przyjść, nikt nie zrozumie kobiety tak jak druga kobieta. - kiwnęła głową, z matczyną wręcz czułością muskając dziewczęcy policzek by dodać jej otuchy, po czym odsunęła się, powracając na poprzednie miejsce. Ponownie wsparła dłonie na kolanach.
- Tak się cieszę! Chociaż powinnam być na was zła, że nie powiedzieliście mi od razu. - zażartowała - Jak się teraz czujesz? Będziesz musiała o siebie zadbać i jeść dużo szparagów, podobno jak się je dużo szparagów to urodzi się chłopiec. - ciężko stwierdzić skąd to wiedziała, zapewne przeczytała ową informację w jakimś pisemku dla kobiet. Może w Czarownicy?
I show not your face but your heart's desire
Lyra pokiwała głową.
- Chciałabym, żeby tak było – powiedziała po chwili. Czasami lubiła tak sobie wyobrażać przyszłość: siebie odnajdującą szczęście z mężem i gromadkę dzieci bawiących się w ogrodzie. Być może szybciej niż kiedyś myślała usłyszy tupot małych stópek na korytarzach dworku. Może nowe obowiązki pochłonęłyby ją na tyle, że nawet długie nieobecności Glaucusa stałyby się mniej dojmujące. Zapewne trudno było czuć się samotnym, gdy trzeba było zajmować się małą istotą ciągle domagającą się uwagi i troski.
Związek Glaucusa i Lyry pod tym względem był raczej zdrowy i pełen wyrozumiałości. Oboje mieli zarówno wspólną sferę życia, jak i swoje własne, których nie utracili po zawarciu małżeństwa. Glaucus nadal pływał statkiem, a Lyra malowała. Zmieniło się tylko to, że teraz mieszkali razem i uczyli się ze sobą żyć. Lyra mimo niewielkiej wiedzy o szlacheckim świecie zdawała sobie sprawę, jaką rzadkością były takie małżeństwa, więc mogła mówić o ogromnym szczęściu.
Może po prostu Glaucus trafił do domu rodziców pod nieobecność matki, a może sam był tak zmieszany niespodziewaną wieścią, że nie wiedział, jak przedstawić ją rodzicom i dlatego odwlekał wizytę. Nawet go o to nie zapytała, sama miała problem z tym, żeby wreszcie zebrać się w sobie i udać do domu teściów. Miała pewne opory przed mówieniem komuś o tym na tak wczesnym etapie, kiedy ledwo co dowiedziała się o ciąży i sama jeszcze nie zdążyła w pełni oswoić się z tą myślą.
Dopiero po chwili, po tym, jak jej ostatnie słowa rozbrzmiały w niewielkim saloniku, zdecydowała się znowu spojrzeć na piękną sylwetkę Azure. Matka Glaucusa wydawała się zachwycona wieścią o ciąży dziewczęcia, jednak na policzkach Lyry nadal malowały się rumieńce. W końcu nie codziennie mówiła komuś takie rzeczy. Do tej pory o jej ciąży wiedział tylko Glaucus i uzdrowiciel, który się nią zajmował. Nawet Cressidzie nie napisała o tym ani słowa.
- Myślę... Że jest tym wszystkim zaskoczony – przyznała odnośnie swojego małżonka. On też niecodziennie słyszał takie rzeczy. Dla nich obojga to była szokująca wiadomość. – I przyznaję, że boję się. Nie minął nawet rok od momentu, gdy skończyłam Hogwart. Czasami mam wrażenie, że to wszystko dzieje się bardzo szybko, a teraz... Och, boję się, że nie dam rady być dobrą matką, skoro tak niewiele wiem o życiu! Co, jeśli nie jestem jeszcze na to gotowa? – westchnęła, zwierzając się z targającego nią niepokoju, chociaż zwykle przy Azure starała się trzymać emocje na wodzy i starać się pokazywać z jak najlepszej strony. Onieśmielona swoimi wyznaniami sprzed chwili, powoli podniosła spojrzenie na sylwetkę półwili, gdy ta przysunęła się i ścisnęła jej ręce, a potem pogładziła ją po policzku, ale jej drobne palce nerwowo mięły materiał sukienki. – Ale oczywiście... Przyjdę, gdy tylko będę mieć jakiś problem. Dziękuję za okazanie mi wyrozumiałości.
Uśmiechnęła się blado, mimo wszystko ciesząc się, że ma to wyznanie za sobą.
- Sami nie wiedzieliśmy, jak wam to powiedzieć, ale pani sama nas uprzedziła, pojawiając się u nas – powiedziała po chwili. – Czuję się... Już trochę lepiej, uzdrowiciel zmienił mi eliksiry na łagodniejsze i przepisał ziółka. Zdaję sobie sprawę, że teraz powinnam bardzo uważać...
Na szczęście ciąża nie wykluczała malowania, ale będzie musiała być ostrożna w innych względach. I tak jak mówiła Azure, musiała mieć baczenie na odpowiednie odżywianie i wypoczynek w tym odmiennym stanie.
- Chciałabym, żeby tak było – powiedziała po chwili. Czasami lubiła tak sobie wyobrażać przyszłość: siebie odnajdującą szczęście z mężem i gromadkę dzieci bawiących się w ogrodzie. Być może szybciej niż kiedyś myślała usłyszy tupot małych stópek na korytarzach dworku. Może nowe obowiązki pochłonęłyby ją na tyle, że nawet długie nieobecności Glaucusa stałyby się mniej dojmujące. Zapewne trudno było czuć się samotnym, gdy trzeba było zajmować się małą istotą ciągle domagającą się uwagi i troski.
Związek Glaucusa i Lyry pod tym względem był raczej zdrowy i pełen wyrozumiałości. Oboje mieli zarówno wspólną sferę życia, jak i swoje własne, których nie utracili po zawarciu małżeństwa. Glaucus nadal pływał statkiem, a Lyra malowała. Zmieniło się tylko to, że teraz mieszkali razem i uczyli się ze sobą żyć. Lyra mimo niewielkiej wiedzy o szlacheckim świecie zdawała sobie sprawę, jaką rzadkością były takie małżeństwa, więc mogła mówić o ogromnym szczęściu.
Może po prostu Glaucus trafił do domu rodziców pod nieobecność matki, a może sam był tak zmieszany niespodziewaną wieścią, że nie wiedział, jak przedstawić ją rodzicom i dlatego odwlekał wizytę. Nawet go o to nie zapytała, sama miała problem z tym, żeby wreszcie zebrać się w sobie i udać do domu teściów. Miała pewne opory przed mówieniem komuś o tym na tak wczesnym etapie, kiedy ledwo co dowiedziała się o ciąży i sama jeszcze nie zdążyła w pełni oswoić się z tą myślą.
Dopiero po chwili, po tym, jak jej ostatnie słowa rozbrzmiały w niewielkim saloniku, zdecydowała się znowu spojrzeć na piękną sylwetkę Azure. Matka Glaucusa wydawała się zachwycona wieścią o ciąży dziewczęcia, jednak na policzkach Lyry nadal malowały się rumieńce. W końcu nie codziennie mówiła komuś takie rzeczy. Do tej pory o jej ciąży wiedział tylko Glaucus i uzdrowiciel, który się nią zajmował. Nawet Cressidzie nie napisała o tym ani słowa.
- Myślę... Że jest tym wszystkim zaskoczony – przyznała odnośnie swojego małżonka. On też niecodziennie słyszał takie rzeczy. Dla nich obojga to była szokująca wiadomość. – I przyznaję, że boję się. Nie minął nawet rok od momentu, gdy skończyłam Hogwart. Czasami mam wrażenie, że to wszystko dzieje się bardzo szybko, a teraz... Och, boję się, że nie dam rady być dobrą matką, skoro tak niewiele wiem o życiu! Co, jeśli nie jestem jeszcze na to gotowa? – westchnęła, zwierzając się z targającego nią niepokoju, chociaż zwykle przy Azure starała się trzymać emocje na wodzy i starać się pokazywać z jak najlepszej strony. Onieśmielona swoimi wyznaniami sprzed chwili, powoli podniosła spojrzenie na sylwetkę półwili, gdy ta przysunęła się i ścisnęła jej ręce, a potem pogładziła ją po policzku, ale jej drobne palce nerwowo mięły materiał sukienki. – Ale oczywiście... Przyjdę, gdy tylko będę mieć jakiś problem. Dziękuję za okazanie mi wyrozumiałości.
Uśmiechnęła się blado, mimo wszystko ciesząc się, że ma to wyznanie za sobą.
- Sami nie wiedzieliśmy, jak wam to powiedzieć, ale pani sama nas uprzedziła, pojawiając się u nas – powiedziała po chwili. – Czuję się... Już trochę lepiej, uzdrowiciel zmienił mi eliksiry na łagodniejsze i przepisał ziółka. Zdaję sobie sprawę, że teraz powinnam bardzo uważać...
Na szczęście ciąża nie wykluczała malowania, ale będzie musiała być ostrożna w innych względach. I tak jak mówiła Azure, musiała mieć baczenie na odpowiednie odżywianie i wypoczynek w tym odmiennym stanie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Mężczyźni zawsze są bardzo onieśmieleni takimi sprawami, ale zobaczysz, jak tylko oswoi się z tą myślą z pewnością będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. - roześmiała się. Zresztą... Glaucus nie miał już dwudziestu lat! Był w takim wieku, że winien wreszcie spłodzić potomka, nawet pomimo tego, że jego żona jeszcze niedawno ledwie sięgała ponad stół. Azure pamiętała jak jej małżonek zareagował na wieść o pierwszym dziecku i jakby trochę spąsowiała, to było bardzo intymne wspomnienie, którym raczej nie chciała się z nikim dzielić.
- Rozumiem twoje obawy. Strach jest rzeczą ludzką, nie jest powodem do wstydu. - pokiwała głową - Ale ufam, że to wszystko odejdzie jak tylko poczujesz pierwsze kopnięcie, a później kiedy po dziewięciu miesiącach weźmiesz w ramiona swoje pierwsze dziecko... Tego uczucia się nie zapomina, nie da się go opisać słowami. - westchnęła, przypominając sobie gdy chwyciła w ramiona swoje pierwsze dziecko - ono płakało i ona również roniła łzy; poród był bolesny oraz męczący, ale nie płakała wówczas z tych powodów, płakała ze szczęścia.
- Lyro, jesteśmy rodziną, a rodzina jest najważniejsza. - teraz, kiedy była Weasleyówna nosiła nowe nazwisko obowiązkiem jej teściów było wspieranie młódki, szczególnie, że wychowała się gdzie wychowała i wciąż uczyła się jak być dobrą szlachcianką. Można rzec, że szło jej wybornie - spełniała się w sztuce, a teraz jeszcze ta cudowna wieść!
- Który z uzdrowicieli będzie cię doglądał podczas ciąży? Mam nadzieję, że nie jakiś młodzik-stażysta? Potrzebujesz profesjonalnej opieki, najlepszej. - wiedziała o zdrowotnych problemach swojej synowej i wiedziała także, że potrzebowała ona tym więcej odpoczynku oraz opieki - Myśleliście już o jakimś imieniu? Wiem, że ta wieść spadła na was dopiero co, ale lepiej zacząć wcześniej niż później. W rodowych księgach jest mnóstwo przodków, którzy zasługują na pamięć. - zasugerowała, chociaż to chyba oczywiste, że dziedzic winien otrzymać imię po którymś ze swoich szlachetnych przodków.
- Rozumiem twoje obawy. Strach jest rzeczą ludzką, nie jest powodem do wstydu. - pokiwała głową - Ale ufam, że to wszystko odejdzie jak tylko poczujesz pierwsze kopnięcie, a później kiedy po dziewięciu miesiącach weźmiesz w ramiona swoje pierwsze dziecko... Tego uczucia się nie zapomina, nie da się go opisać słowami. - westchnęła, przypominając sobie gdy chwyciła w ramiona swoje pierwsze dziecko - ono płakało i ona również roniła łzy; poród był bolesny oraz męczący, ale nie płakała wówczas z tych powodów, płakała ze szczęścia.
- Lyro, jesteśmy rodziną, a rodzina jest najważniejsza. - teraz, kiedy była Weasleyówna nosiła nowe nazwisko obowiązkiem jej teściów było wspieranie młódki, szczególnie, że wychowała się gdzie wychowała i wciąż uczyła się jak być dobrą szlachcianką. Można rzec, że szło jej wybornie - spełniała się w sztuce, a teraz jeszcze ta cudowna wieść!
- Który z uzdrowicieli będzie cię doglądał podczas ciąży? Mam nadzieję, że nie jakiś młodzik-stażysta? Potrzebujesz profesjonalnej opieki, najlepszej. - wiedziała o zdrowotnych problemach swojej synowej i wiedziała także, że potrzebowała ona tym więcej odpoczynku oraz opieki - Myśleliście już o jakimś imieniu? Wiem, że ta wieść spadła na was dopiero co, ale lepiej zacząć wcześniej niż później. W rodowych księgach jest mnóstwo przodków, którzy zasługują na pamięć. - zasugerowała, chociaż to chyba oczywiste, że dziedzic winien otrzymać imię po którymś ze swoich szlachetnych przodków.
I show not your face but your heart's desire
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Mały salonik
Szybka odpowiedź