Wydarzenia


Ekipa forum
Ptaszarnia
AutorWiadomość
Ptaszarnia [odnośnik]11.07.16 22:25
First topic message reminder :

Ptaszarnia

Konstrukcja ta obejmuje nie tyle samą zadaszoną ptaszarnię, dla wolno latających ptaków, co cały kompleks pomieszczeń i areałów dla sympatyków magicznej ornitologii. Obok woliery można ujrzeć również oszklone wystawy wewnątrz budynku. Te za swoimi szybami obejmują przestrzenie dla posiadanych w kolekcji ogrodu magizoologicznego ptaków ozdobnych. Niektóre z nich łączą się z otwartymi wolierami, inne stanowią raczej zamknięte terrarium. Do części przestrzeni w ptaszarni można wejść, podziwiając piękno prezentujących się tu dumnie, najbardziej popularnych w świecie czarodziejskim, gatunków ptaków. Największym zainteresowaniem cieszą się klatki lelków wróżebników, wystawy ze świergotnikami, ptaszarnie pełne ozdobnych papug na sprzedaż, czy zamknięte i otwarte woliery z pozostałymi gatunkami ptaków ozdobnych – widzianych w kraju, jak i ściąganych zza granicy, jako ptaki egzotyczne. Całość uwieńcza okrągła aula, w której często organizowane są spotkania oraz bankiety przy okazji nabycia nowych unikatowych sztuk ptaków w ogrodzie, czy zaprezentowane są wystawy ze zdjęciami posiadanej kolekcji gatunków ptaków. Czasami przeprowadzane są tu również seminaria dla specjalnie zaproszonych gości, prowadzone przez największych znawców ornitologii. Na budynek zostało rzucone zaklęcie powiększające wnętrze gmachu, zapewniające ptakom wiele przestrzeni do rozprostowania skrzydeł.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ptaszarnia - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ptaszarnia [odnośnik]14.10.19 0:22
Cressida nie należała do silnych charakterów. Sama uważała się raczej za dziewczątko słabe i delikatne, w czym utwierdzał ją pan ojciec, w opinii którego była zbyt wydelikacona i miękka nawet jak na kobietę. Flintówny nie były znane z płomiennych charakterów, były niczym ziemia, albo wiekowy las Charnwood – stałe, stabilne emocjonalnie, oddane swoim wartościom i idące przez życie z pokorą, respektując patriarchalny porządek rzeczy. Jedyne co było w Cressidzie płomienne to jej włosy, bo na pewno nie temperament, który przywodził raczej na myśl szemrzący cichutko strumyk, roślinę o delikatnych łodyżkach lub malutkiego leśnego ptaszka. Była też przewidywalna, nudna wręcz, bo podążała utartymi ścieżkami, bojąc się choćby pomyśleć o zboczeniu z nich. Szablonowa córka, żona i matka, jeśli nie liczyć paru odstępstw od normy, jak ptakoustość, którą nie mogła pochwalić się żadna inna ze znanych jej dam. Jednocześnie była naiwna, łagodna i prostolinijna, daleka od świata dworskich intryg.
Może mimo wszystko obie tego potrzebowały – zderzenia się płomiennej natury lady Selwyn oraz spokojnej i delikatnej Cressidy. Niemniej jednak potrzeba było dużo pracy nad dziewczątkiem, by spróbować choć częściowo wykorzenić z niej niepewność siebie i niską samoocenę. Czasem nawet (co było niezdrowe) przyłapywała się na rozmyślaniu o tym, że William traktuje ją zbyt dobrze i w pewien pokręcony sposób tęskniła za ojcowską surowością. Tak dziwnie było nie być deprecjonowaną, a chwaloną. Powinna się cieszyć i na ogół się cieszyła, ale czasem, a zwłaszcza na początku małżeństwa, było jej dziwnie z tym, że William wcale nie uważał jej za gorszą, a wydawał się być nią... zafascynowany. Nią, nie jej siostrą. To nie mieściło jej się w głowie, że naprawdę mogła się komuś spodobać i że ktoś chciał pojąć ją za żonę, mając do wyboru jej siostrę.
Czy miałyby szansę zostać przyjaciółkami? Nie była pewna, jak na dłuższą metę wyglądałaby relacja ich dwóch bardzo różnych charakterów. Nie wybiegała tak daleko w przyszłość, bo w jej przypadku przyjaźń była czymś, co rodziło się przez lata, nie szafowała tym określeniem wobec ludzi znanych w gruncie rzeczy krótko. Sama często tęskniła za Cynthią, z którą przyjaźniła się w Beauxbatons, a która odrzuciła ją po jej ślubie i nie chciała więcej mieć z nią nic wspólnego, co złamało delikatne serduszko Cressie i do tej pory ją bolało, zwłaszcza po spotkaniu na sabacie, które rozgrzebało stare rany. Minie wiele czasu, zanim znajdzie godne zastępstwo tej dawnej relacji, bo absolwentki Hogwartu nadal znała zbyt krótko, przed dniem debiutu prawdopodobnie nawet nie wiedziała o istnieniu kogoś takiego jak Isabella Selwyn, bo nie byli oni przyjaciółmi Flintów.
- Dziękuję, chętnie złożę kiedyś wizytę w twych stronach – powiedziała; chętnie poznałaby posiadłość Selwynów, gdzie za panieńskiego życia nigdy nie była. Uśmiechnęła się nieśmiało, gdy Isabella lekko musnęła jej rękę. – Mój pan ojciec zawsze najmocniej cenił mego brata i siostrę, którym lepiej szło wpasowywanie się w jego oczekiwania i bycie szablonowymi Flintami. Ja... nie byłam doskonała, ale kocham go i szanuję, i doceniam wszystko to, co dla mnie zrobił i czego mnie nauczył – przyznała ostrożnie, ale nie było to wielką tajemnicą. Prawdopodobnie każdy z rodziny mógł w dawnych latach zauważyć, że Cressida jest dzieckiem, którym Leander Flint chwalił się najmniej, właściwie prawie wcale. Pierwsze skrzypce zawsze grał pierworodny, a także starsza siostra Cressidy. Dopiero niedawno zaczęło się to zmieniać, kiedy powiła bliźnięta. Pan ojciec patrzył na nią teraz inaczej niż kiedyś, gdy była dzieckiem i nastolatką. Zaczynał widzieć w niej kobietę, która potrafiła spełnić obowiązek, już nie dziewczynkę która rozpaczała na widok ptaka przebitego strzałą. Ona zaś nadal widziała w nim największy autorytet. Nigdy nie mówiła o nim tata, to zawsze był ojciec, lub wręcz pan ojciec, co miało podkreślać wielki szacunek, którym go darzyła. Ale wyrażało to też brak ciepłych, poufałych relacji. Może u Isabelli było inaczej, skoro użyła słowa „tata”. Może dla swojego ojca rzeczywiście była drogą, umiłowaną córką, rozpieszczaną i hołubioną. Cressie żałowała, że w jej przypadku tak nie było, przynajmniej w jej mniemaniu, bo w rzeczywistości ojciec na swój sposób ją kochał i zależało mu na jej dobru, na tym, by nauczyć ją niezbędnych umiejętności, choć miał szorstki, surowy charakter i nie potrafił okazywać uczuć. Od bycia ciepłą i kochającą zawsze była jej matka. Ale jej uczucia otrzymywała bezinteresownie, a o aprobatę pana ojca musiała walczyć i rywalizować z rodzeństwem, co czyniło jego uwagę cenniejszą i zdanie bardziej znaczące od zdania matki.
- Opowiadają mi wiele o tym, jak wygląda ich świat, ale sama chciałabym przekonać się, jak to jest latać na własnych skrzydłach, tak jak one. Żadne opowieści tego nie zastąpią – rzekła; w skrytości ducha marzyła o opanowaniu animagii. O tym, by nie tylko rozmawiać z ptakami, ale zostać ptakiem. Unieść się w przestworza, poczuć wiatr w skrzydłach i spojrzeć na świat ptasimi oczami. Od miesięcy studiowała tę umiejętność, w czasie anomalii głównie teoretycznie. Może któregoś dnia zostanie animagiem? Niemniej jednak były to plany jeszcze bardziej sekretne niż jej ptakoustość. Osoby które wiedziały o tym, czego się uczyła, można było policzyć na palcach jednej ręki.
- W dzieciństwie czasem próbowałam śledzić je na miotle, ale im byłam starsza, tym bardziej niestosowne mi się to wydawało. Od kilku lat nie dotykałam miotły, pan ojciec mówił, że damie nie wypada – dodała. Gdy była dzieckiem pozwalano jej czasem polatać, ale gdy stała się dorastającą panienką ojciec zaczął jej to wyperswadowywać, i w końcu również nabrała przekonania że miotła to plebejski środek lokomocji, i że nie wypada go dotykać nawet gdy nikt nie widzi. – Wolę latać na ateonanach, ale i to nie jest do końca tym samym, co lot ptaka. Niemniej jednak to też jest żywe, czujące stworzenie, z którym trzeba umieć sobie poradzić. – A Cressida potrafiła, bo jak przystało na Flinta była starannie uczona jazdy zarówno na zwykłych koniach, jak i tych skrzydlatych.
- Gdybym miała stać się ptakiem, być może byłabym... rudzikiem? Lubię te ptaszki – odpowiedziała. Zawsze lubiła rudziki, to taką postać przybierał jej patronus, i to przy rudziku pierwszy raz obudził się jej dar. Były bliskie jej sercu. – A może sową, jak moja szlachetna przodkini, Bloddeuwedd. – To też wydawało się piękną wizją, być jak kobieta która dała początek jej rodowi. Tak, mogłaby równie dobrze być sową, ale nie wiedziała, w co przemieni się, kiedy (i jeśli w ogóle) nauczy się animagii. Miała gorącą nadzieję, że byłoby to coś skrzydlatego.
- Jakim zwierzęciem ty mogłabyś się stać? – zapytała nagle. – A jeśli chodzi o smoki, pozostaje mi tylko pozazdrościć, że mogłaś je ujrzeć na własne oczy. Choć sama pewnie bałabym się znaleźć blisko, są piękne, ale i bardzo niebezpieczne...
Ale Isabella na pewno była dzielniejsza od niej. Nietrudno było być odważniejszym od Cressidy.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]14.10.19 22:22
To ostatnie miesiące w rodzinnym pałacu, ostatnie poranne wejrzenia na podpalane przez słoneczne promienie obrazy przedstawiające dumne spojrzenia przodków. Tam narodziła się jej dusza i nikt nie zdoła jej wywlec spod tych dachów. O tym pomyślała, gdy Cressida wyraziła chęć odwiedzin. Przechadzka po pałacu to nie byłoby tylko serdeczne podglądanie strojnych wnętrz. Gdy stawała przed wyzwaniem oprowadzenia kogoś po domu, zwykle przedstawiała też siebie, zwracała uwagę na detale ściśle z nią związane. Na gęsto porośnięte szklarnie, które jeszcze dwadzieścia lat temu nie istniały, a dziś rozkwitały, stając się jej najmilszym gniazdem, miejscem roziskrzonych pasji – tak zaskakujących dla każdej starszej salamandry. To były też stare drzewa, na które wspinała się wspólnie z kuzynostwem (lub raczej udawała, że to robi), wypatrując zwierzęcych oczu i wdychając gęsty zapach natury. Wciąż nie wyobrażała sobie, jak się poczuje, gdy to wszystko utraci. Pałac rodzinny zawsze miał pozostać miejscem dla niej otwartym i rodzice nigdy nie odmówiliby jej już gościny, ale gromadziły się w niej wątpliwości. Beulieu ją oczarowało, zagarnęło dla siebie tak, jak i zrobiła to legendarna Wendelina Dziwaczna, jak zrobił to ogień, jak zrobił to teatr i pozostałe elementy, z których się składała. Choć nie można było odmówić uroku posiadłości Rosierów, a już szczególnie wręcz mitycznych ogrodom, to jednak czuła, że będzie musiała się tego nauczyć. Nauczyć się pokochania nowych krain i nowych korytarzy, a także i ludzi, ale jej wrodzona otwartość już skłaniała ku temu serce, nie pozwalając sobie na najmniejszą namiastkę wrogości. To nie miał być przystanek taki, jakim stanie się Beaulieu dla lady Fawley, gdy ta zechce zrobić krok w stronę płomienia. To miało być to prawdziwe życie, pełne wdzięcznych płatków bogactwa i wszechmocy, choć kolczaste i bez wątpienia wymagające.
Pozostawała jednak wielce ciekawa wrażeń rudowłosej, dla której przecież nieobce były sprawy natury i sztuki. Często sprowadzana do jednego głosu szlachta okazywała się różna, kiedy już przestało się podziwiać kolejny piękny zamek i weszło do środka, gdy źródła opinii nie stanowiły jedynie widoki, zdobne stroje, ale i moc obyczaju oraz rozmowa. Wbrew pozorom to drobiazgi, przelotne elementy i pojedyncze twarze budowały sieć tradycji, za którymi opowiadały się później długie pokolenia. Arystokracja wierzyła w nieustanne krzyżowanie się ze sobą linii dwudziestu siedmiu rodów, przez co wielkie opowieści znów stawały się jednością – zbudowaną z licznych gałęzi, ale dumnie pnącą się ku słonecznej potędze. Mimo docierających z różnych stron śladów niepokojów, Isabella czuła się bezpieczna jako człowiek, ale zbyt niepewna jako sama dla siebie, a to, choć raczej niewidzialne, mogło okazać się groźniejsze.
– Nie zawsze pod herbem rodziny rodzi się dziecko idealnie wyrzeźbione pod ramy tradycji – powiedziała najpierw, miękko i łagodnie. Słowa towarzyszki wydawały jej się przykre, bliski krewny krzywdził ja surowością swoich osądów. – Masz prawo skłaniać swe serce w nieco innych kierunkach. Gdybyś stała się podręcznikowym Flintem na zewnątrz, to nie byłoby prawdziwe, bo w środku rozpaliły się inne pasje, ale jednak to twoje nazwisko, część dziedzictwa, korzenie, z których wyrosłaś i nikt ci tego nie odbierze. Popatrz na mnie, matka do dziś zastanawia się, skąd we mnie tyle zainteresowania sztuką leczenia. W jej oczach powinnam podziwiać teatralne sztuki i rozwijać się retorycznie. Robię to, ale znalazłam miejsce dla innych zajęć. Czy myślisz, że to źle? – zapytała, przy okazji wyłapując okazje do odkrycia faktycznej opinii Cressidy na temat jej osoby. Isabella Selwyn była salamadrą, gdy biegła, jej suknia powiewała płomieniami, nie można było odmówić jej energii i cwanych słówek, ale przy tym ukochała zajęcia dość nietypowe dla potomków Wendeliny. Krewni zdołali się już przyzwyczaić, niektórzy nawet wysyłali pozytywne sygnały. Gdyby ojciec nie akceptował tego, już dawno ukróciłby całą praktykę, a jednak nie robił tego. Czasem zastanawiała się, czy naprawdę ufał jej pasjom, czy tylko był to podarowany jej czas, bo przecież zamiłowania wkrótce miały raz na zawsze zgasnąć. Nigdy się tego nie dowiedziała.
– Och, jestem pewna, że jest jakiś sposób, byś mogła pofrunąć ponad szczytami wież, ze swoimi skrzydłami – stwierdziła zamyślona, choć i nieco zaintrygowana wyrażonymi przez dziewczynę chęciami. To dość odważne jak na nią. Czy faktycznie ośmieliłaby się ubrać skrzydła i polecieć? Isa nie myślała o animagii, a bardziej o odpowiednim zaklęciu lub wywarze, który przemieniłby jej delikatne ręce w ptasie atrybuty.  – Lady Fawley, nie posądziłabym ciebie o takie odważne praktyki! Chętnie posłuchałbym więcej... – powiedziała wesoło, melodyjnie. Między żartami wyrażała podziw i zaskoczenie dla zmagań Cressidy z miotłą. Wyobrażała sobie, że od zawsze stroniła od tego typu aktywności. Wolała nie wspominać, że sama nocami zakrada się na wysokie balkony i frunie na miotle wysoko, aż do gwiazd.  – Dlaczego rudzik? Czy to przez ubarwienie? – zapytała, przywołując obraz tego właśnie gatunku. Z pewnością był wyborem ciekawszym niż sowa, choć  w tym przypadku odsłonięte przez rudowłosą motywacje wydawały się niezmącenie bliskie Belli. Wyglądało na to, że obydwie pozostawały dość mocno oddane rodowym legendom.  – Są niebezpieczne, nawet gdy podglądałam je z oddali, nie umiałam uspokoić rozszalałego serca. Piękno jednoczy się z siłą – przyznała. – Może byłabym właśnie smokiem? Albo feniksem? – zaczęła się zastanawiać, gdy ruszyły dalej ptasią ścieżką.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ptaszarnia - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Ptaszarnia [odnośnik]15.10.19 1:06
Cressida również pamiętała swoje ostatnie miesiące w Charnwood, to jak starała się maksymalnie wykorzystać każdą chwilę, by nacieszyć się domem. Tym prawdziwym, w którym przyszła na świat i wychowywała się przez dziewiętnaście lat, z przerwą na edukację. Do tej pory słowo „dom” wyzwalało w niej wspomnienia Charnwood. I gdyby tak teraz nagle umarła, to kto wie, czy jej duch nie powróciłby właśnie tam, do leśnego dworku?
Teraz, jako mężatka, mogła tam wracać, ale była już tylko gościem, nie prawdziwą mieszkanką. Było więc inaczej niż kiedyś i gdyby poznała bolączki Isabelli, zrozumiałaby je doskonale, bo i jej nie był obcy sentyment do rodzinnych stron. Dodatkowo Cressie była osóbką która do zmian adaptowała się powoli, więc nadal uczyła się być lady Fawley, dobrą żoną i matką. Próbowała odnaleźć się w nowej roli, ale nie odrzucała tej starej, dążąc do tego, by harmonijnie połączyć nową siebie z tą starą. Bo nie można było zapomnieć, że mimo swojej fascynacji sztuką dorastała jako Flint, choć to, co było bardzo pożądane dla Fawleyów, jak talent malarski, niekoniecznie uchodziło za takie w jej rodzinnym domu. Mogła liczyć na akceptację, bo było to zajęcie odpowiednie dla damy, ale pan ojciec interesował się sztuką tylko wtedy, gdy chodziło o ilustrowanie zielników. Tak to pozostawał obojętny na to, co wychodziło spod pędzla jego najmłodszej córki, bo nie miał w sobie za knut artystycznej wrażliwości. Był całkowicie skupiony na dziedzictwie Flintów, zwłaszcza na interesie zielarskim i na polowaniach.
Jej odstępstwo od normy było jednak niegroźne. Owszem, malowała, rozmawiała z ptakami i nie chciała polować, ale poza tym była grzeczną, przykładną córką stosującą się do ojcowskich zasad, dziewczątkiem o cichej, uległej naturze. Niektórzy wyłamywali się dużo groźniej, a nawet pozwalali sobie na niestosowne fascynacje niegodnym światem nizin.
- Ale chciałam taka być. W dzieciństwie i w wieku nastoletnim niczego nie pragnęłam tak, jak aprobaty mego pana ojca, ujrzenia wyrazu dumy na jego twarzy – powiedziała. To długo było dla niej najważniejsze. Właściwie nadal było jedną z najważniejszych rzeczy, ale gdyby tak miała spojrzeć w legendarne zwierciadło Ain Eingarp, raczej ujrzałaby siebie u boku męża, otoczoną liczną gromadą dzieci dorastających bezpiecznie i szczęśliwie. Ale jeszcze parę lat temu na pewno byłby to dumny z niej ojciec, chwalący ją, nie jej rodzeństwo. – I naprawdę pokochałam zielarstwo, którego tak wytrwale mnie nauczał, i nawet jeśli nie chciałam polować, chętnie przemierzałam lasy na grzbiecie ateonana. Dziedzictwo Flintów to element mojej krwi, cenne dla mnie nawet teraz, gdy noszę już inne miano.
Naprawdę starała się być dobrym Flintem. I nie musiała udawać, bo zielarstwo interesowało ją naprawdę, ukochała sobie też rodowe lasy i jazdę konną. A że pokochała też malować? To zostało jej wspaniałomyślnie wybaczone. Poza tym w jej charakterze także było bardzo wiele z Flintówny i pod tym względem nie odstawała.
- Miałam szczęście, że moja malarska fascynacja została doceniona w rodzinie męża – rzekła. – Ale może masz rację, nie ma nic złego w niegroźnych odstępstwach od tradycyjnych rodowych pasji, pod warunkiem że pamiętamy o zasadach, szanujemy tradycje i nie robimy rzeczy naprawdę niestosownych i niegodnych damy. A to tylko niegroźne hobby w czasie wolnym, prawda?
Tak więc ciche zainteresowanie magią leczniczą również nie wydało jej się czymś bardzo złym, w końcu Isabella nie pohańbiła się pracą w Mungu i nurzaniem dłoni w mugolskiej krwi. Cressida jako matka małych dzieci sama chętnie poznałaby parę podstawowych zaklęć leczniczych. Ale nigdy nie pohańbiłaby się plebejskim bądź męskim zajęciem, jak praca w ministerstwie czy Mungu. Prawdziwą pracę pozostawiała więc mężczyznom.
Tak, był sposób na to, by mogła pofrunąć. Bardzo trudny i czasochłonny – animagia. Ale może kiedyś po nią sięgnie? Może pewnego dnia dane jej będzie oderwać się od ziemi na własnych skrzydłach? Za pomocą zaklęcia też mogła przemienić siebie w ptaka, ale gęś wydawała się tak mało dostojna, zaś tego typu czary kończyły się zbyt szybko i groziły upadkiem.
- Byłam wtedy dzieckiem, a dzieciom wybaczano więcej, zwłaszcza gdy nikt tego nie widział. Później, gdy zaczęłam dorastać, nie mogłam już oddawać się tak plebejskiemu zajęciu – przyznała, nie wiedząc, że Isabella w sekrecie nadal lubiła latać. Ale powtarzała niejako poglądy swego pana ojca, który zawsze uważał miotły za plebejskie i zdecydowanie preferował szlachetne ateonany. Również Cressida wolała ateonany i marzyła o własnym, bo ten, którego dosiadała w Charnwood, musiał tam pozostać.
- Rudziki zawsze były mi bliskie, i to właśnie przy rudziku pierwszy raz przekonałam się, że jestem... odmienna – wyznała. Te ptaszki wiele dla niej znaczyły i miała do nich ogromny sentyment. Mogłaby je wskazać jako swoje ulubione ptaki. Ale i sowy były jej bliskie przez wzgląd na pamięć wielkiej przodkini, według legend nadal żyjącej w lasach Charnwood w tej postaci. Jako dziecko często próbowała wypatrzeć ją wśród drzew.
- To odważny wybór – odezwała się na słowa Isabelli. Cressida przyrównywała się do maleńkiego, pospolitego rudzika bądź sowy, a Isabella mierzyła dużo wyżej, w smoka lub feniksa, do których Cressie nigdy nie ośmieliłaby się porównać, bo nie widziała w sobie nic z potęgi i siły tych istot. To także wyraźnie zaznaczało pewne różnice w ich usposobieniu i pewności siebie.
Jeszcze długo spacerowały po ptaszarni, a Cressie opowiadała znajomej o ptakach, które napotykały na swojej drodze. Ale ani się obejrzały, jak obeszły wszystko i znów wróciły do punktu wyjścia.
- Do zobaczenia – powiedziała młódka. Miło gawędziło jej się z lady Selwyn, więc miała nadzieję, że rzeczywiście jeszcze się spotkają. A później dołączyła do czekającej na nią kobiety i razem opuściły ptaszarnię.

| zt. x 2


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]26.01.21 18:00
15 października
Carlisle&Cressida

Gdyby była ptakiem rozwinęłaby skrzydła i uniosła się wysoko ku przestworzom. Byłaby wolna od zmartwień, szybowała pośród chłodnego powietrza i pozwalała by pióra niosły ją tam, gdzie skieruje się kolejny podmuch wiatru.
Najczęściej nie rozumiała swojej więzi z nimi. Zatrzymywała się w połowie drogi, by odwrócić głowę, słysząc czyiś głos, a ten okazywał się nie należeć do czarodzieja. Nie przypominała ich w żadnym stopniu. Nie była tak sprytna jak one, tak przebiegła i zręczna w omijaniu przeszkód, nie miała siły codziennie walczyć o przetrwanie z nieprzerwaną determinacją, jaką przejawiały tylko te istoty, które wiedziały, że zaczynają bitwę z przegranej pozycji. Tak delikatne były te ptaki, które towarzyszyły Carlisle podczas bezsennych nocy, dzieliły się opowieściami posłyszanymi na tłocznym bruku ulic, czy też rechotem przygód wziętych prosto z serca puszczy. Całe lata zajęło Flamel pogodzenie się z talentem, długo wydającym się czymś nienaturalnym i obcym w ciele kobiety. Łatwiej przychodziło tłumienie podchwyconych głosów niż wsłuchanie się w ich muzykę, piękną w swojej beztroskiej prawdziwości.
Carlisle oderwała wzrok od szyby rozdzielającą blondynkę od terrarium egzotycznego gatunku i ruszyła przed siebie, kierując kroki zgodnie z przeczuciem. Londyńska ptaszarnia była kolebką niesamowitości, jakiej nigdy jeszcze nie miała okazji zobaczyć w żadnym innym ze odwiedzonych państw. Owszem widywała pojedyncze okazy rzadkich przedstawicieli, ale nigdy tak dużo w jednym miejscu, nigdy na tak bezpiecznej, ale zarazem otwartej przestrzeni. Pod tym względem nie sposób było ukryć jej lekkie współczucie wobec trzymanych wewnątrz ptaków. Flamel nie wątpiła, że opieka ptaszarni z pewnością dotrzymuje swoich obowiązków z najwyższym profesjonalizmem, ale nawet najbardziej luksusowa klatka nie mogła równać się z wolnością. Pod tym względem widziała w siebie podobieństwo do ptaków już od dawna - tak jak i błękitnooka były podróżnikami. Przemieszczały się z miejsca na miejsce, tam, gdzie pokierował ich bezbłędny instynkt, gdzie istniała możliwość znalezienia lepszego miejsca do założenia gniazda. Roześmiała się w duchu na myśl, gdzie przyszło Carlisle zakładać jej własne. Dotychczas przyszłość wydawała się oczywiste i jasna jak słońce, a perspektywa bezpiecznej starości odległa, ale nierozerwalnie związana z Francją, z powrotem do korzeni rodziny w Bretanii. Jak bardzo plany się zmieniły mogła odczuć na własnej skórze, przechadzając się właśnie po ptaszarni miasta, którego tajemnice wciąż w większości czekały na odkrycie. Zdrowy rozsądek nie brał pod uwagę ironii losu. Ptaki nie posiadały zagubionych braci, którzy niespodziewanie okazywali się lub co najmniej pozbawieni moralnych skrupułów. Z oczywistych względów zatem Carlisle nie mogła być ptakiem i chociaż wielokrotnie nadchodziła ją chęć ucieczki, jak przystało na prawdziwego Flamela pozostawała na swoim miejscu, niewzruszona i gotowa do reakcji w odpowiednim czasie.
- Są piękne, tak piękne... - Zanim zorientowała się, że wypowiedziała słowa na głos było już za późno. Momentalnie odwróciła głowę, próbując namierzyć najbliższą osobę, a wzrok Carlisle padł na filigranową kobietę o twarzy obsypanej piegami i hipnotyzującorudych włosach. Ze zdziwieniem odkryła, iż wydaje się ona znajoma, nie mogła jednak przywołać konkretnej sytuacji, w jakiej obie miały się poznać. Umysł podrzucał kolejne nazwiska, by wreszcie pojawiło się odpowiednie - Fawley. Nie spodziewała się spotkać tu kogokolwiek z jej dawnego życia, a jednak obarczona marginesem błędu, upewniała się, że ma do czynienia z młodą żoną Williama Fawleya.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. - Dodała zaraz, uświadamiając sobie, że cisza, jaką wywołało jej zamyślenie mogła zostać uznana za niegrzeczną.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything



Ostatnio zmieniony przez Carlisle Flamel dnia 29.01.21 21:19, w całości zmieniany 1 raz
Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Ptaszarnia [odnośnik]27.01.21 15:11
Dawniej była dość częstym gościem w londyńskiej ptaszarni. Później, kiedy miasto stało się niespokojne, bywała w nim o wiele rzadziej. Teraz jednak Londyn podobno był już bezpieczny, co skłoniło dziewczątko do chęci odwiedzenia ptaszarni. Naturalnie nie mogła wybrać się tam sama; raz, że strach, a dwa, że nie wypadało damie podróżować samotnie, bez asysty służki, która miała jej pomóc w razie problemów oraz stać na straży jej przyzwoitości, gdyby tak chciał ją zaczepić jakiś obcy mężczyzna. Jej mąż wyraził zgodę na to wyjście, uznając że dobrze jej zrobi odwiedzenie jednego z jej najbardziej ulubionych miejsc w Londynie. Martwił się o nią, dlatego liczył że to wyjście poprawi jej humor. Od czasu dowiedzenia się o śmierci ulubionego kuzyna z Blacków, Alpharda, była nieswoja i przygnębiona. Trudno było pogodzić się ze stratą kogoś, kto był jej bliski. Alphard już nigdy nie zakradnie się po kryjomu do dworku Fawleyów, nie rozjaśni jej wątpliwości odnośnie różnych spraw, o których nie chcieli jej opowiadać inni krewni, ani nie zobaczy, jak dorastają jej dzieci, dla których miał być wujkiem.
Październikowe dni były już zimniejsze niż te wrześniowe, więc na sukni pojawił się jesienny płaszczyk z obszernym kapturem chroniącym ciemnorude kosmyki przed deszczem. Zrzuciła go z włosów dopiero po wejściu do pomieszczenia ptaszarni rozbrzmiewającej głosem ptasich rozmów. Cressida zawsze dobrze czuła się w otoczeniu ptaków, stąd już od dziecka lubiła miejsca, gdzie mogła mieć z nimi do czynienia. Melodie ptasich głosów towarzyszyły jej od najmłodszych lat i były dla niej naturalne, choć zarazem wśród rówieśników czuła się odmieńcem i starała się swoją odmienność ukrywać, zwłaszcza przed osobami, do których nie miała zaufania. Jej rodzina jednak wiedziała od zawsze (w końcu która mała dziewczynka wie, że powinna zachować dla siebie to, że słyszy ptasie głosy?) i dla jej pana ojca jej dar zawsze był swego rodzaju zadrą, drażniła go jej słabość i nadwrażliwość.
Cressida kochała ptaki, ale i sama była w pewnym sensie ptakiem. Ale nie wolnym ptakiem, lecz takim trzymanym od urodzenia w złotej klatce, która chroniła ją przed złem świata i czającymi się na zewnątrz drapieżnikami, przed którymi byłaby bezbronna. Nie znała tego prawdziwego, złego świata, jej rzeczywistością był szlachecki klosz, poza którym szybko by zmarniała i zginęła.
Służka trzymała się na dystans, pozwalając dziewczątku cieszyć się kontaktem z ptakami, u których tak dawno nie była. Ostatni raz była tu, gdy spotkała się z Isabellą, która jakiś czas później zdradziła swój ród, a więc Cressie była zmuszona całkowicie się od niej odciąć, uznać ją za martwą i zapomnieć o dawnej sympatii, którą do niej żywiła. Wciąż nie potrafiła pojąć tego, że ta miła dziewczyna, z którą znajomość tak dobrze się zapowiadała, mogła popełnić tak straszliwy i niegodny ich stanu społecznego czyn, ale szybko odegnała myśli o niej, woląc skupić się na ptakach.
Myśląc, że jest sama, Cressie odezwała się do ptaszyn siedzących najbliżej niej, pytając je, jak się czują i przepraszając za to, że dawno ich nie odwiedzała. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wcale nie była sama, że zaaferowana ptasią obecnością pominęła obecność innej ludzkiej sylwetki. Nieznajomy kobiecy głos wprawił ją w popłoch, a nakrapiane policzki, jeszcze przed chwilą białe jak mleko, natychmiast zaczęły powlekać się czerwienią zaznaczającą się pod piegami.
Co, jeśli ta kobieta usłyszała wydobywające się z jej malinowych ust ćwierknięcia i uzna ją za szaloną? Cressie zlustrowała ją krótkim, nieco zlęknionym spojrzeniem zielonych oczu. Nie znała jej, nie mogła pamiętać jednej z wielu odwiedzających tamtą czarodziejską galerię we Francji, gdzie parę lat temu, krótko po ślubie zabrał ją mąż, by obejrzała wernisaż, który pomógł zorganizować. Nie mogła też wiedzieć, że owa kobieta uczyła się w Beauxbatons w podobnym czasie co jej małżonek.
- Nie przeszkadza pani – odezwała się nieśmiałym, delikatnym głosikiem. Nie zachowywała się jak większość lady. Choć była jak one elegancko ubrana i było widać wyraźnie, że pochodziła z wysokiego rodu, to brakowało jej ich arogancji i buty. Jej wzrok szybko utkwił się w czubkach pantofelków, brakowało jej śmiałości, zwłaszcza wobec obcych. – Ja tylko… podziwiałam ptaki. To prawda, że są przepiękne – odezwała się po chwili, mobilizując się w końcu do tego, by przerwać niezręczną ciszę. Choćby po to, by odegnać uwagę kobiety od wcześniejszego ćwierkania Cressidy, i zająć jej myśli czymś innym. Zmusiła się też do tego, by unieść wzrok i znów spojrzeć na nieznajomą, nie chcąc by jej uciekanie wzrokiem zostało uznane za niegrzeczne.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]28.01.21 15:16
Kiedy pierwszy raz przybyła do Beauxbatons jako dziesięcioletni podlotek, pozwoliła sobie na jedno gdyby. Co by było gdyby urodziła się jako arystokratka? Piękna, eteryczna i niewinna w swoich przywilejach do bogactwa. Widziała jak zaprzęgi abraksanów przywoziły ich kufry przepełnione drogocennymi strojami, a służący pilnowali by kwatery mieszkalne spełniały najwyższe standardy wygody. Wydawały się szczęśliwe, a ich żywot przepełniony bezgranicznym dostatkiem. Carlisle musiałaby być ślepa, by nie chcieć w dziecięcych wyobrażeniach być jedną z nich. Im więcej czasu jednak upływało od inauguracji roku szkolnego, tym częściej Flamel zauważała jak bardzo ograniczone okazywał się idealny świat dam. Nie wypadało im odzywać się nieproszonym, zbyt głośno się śmiać, gwałtownie gestykulować. Nie mogły też być członkiniami drużyny Quidditcha, ani doszkalać się w zakresie zaklęć wymagających ruchu i uników. Śpiewały, malowały i tańczyły, ale granica pozostawała niezmienna od dziesiątek lat, zamykając niczego nieświadome młode kobiety w szponach ograniczeń. Niektórym one odpowiadały, inne nigdy nie były nawet świadkami trybu życia odbiegającego od ich normy, nie mogły zatem zorientować się jak wiele tradycja zagarniała dla siebie, ile życia ulatniało się między ich delikatnymi palcami.
Carlisle stosunkowo szybko wyzbyła się podobnych marzeń, dziękując matce i ojcu za to, że bez zawahania może sięgnąć po miotłę, uczyć się zaklęć obronnych i podjąć wykonywania zawodu, który w pełni realizował jej potencjał. Kiedy jeszcze marzyła, zapewne w głowie pojawiał się obraz ideałem odwzorowujący Cressidę Fawley. Stała przed nią w pięknej sukni i lekkim płaszczyku, ogniste włosy skręcały się w elegancko ułożone loki, a wzrok lady co jakiś czas dyskretnie uciekał na bok, najwyraźniej w swojej nieśmiałości. Twarz obsypana konstelacją piegów i różowe, pełne usta stanowiły widok, na jaki bez wątpienia wielu kawalerom brakowało tchu w piersiach, a również Carlisle nie była obojętna na piękno młodej damy. W końcu by je zignorować, musiałaby być ślepa. Zielone oczy badały twarz Flamel, a cichy głos przejawiał cechę, jakiej ze świecą było szukać u większości arystokratek. Wydawała się… Skromna. Przeświadczenie to wprawiło Carlisle w jeszcze głębsze zainteresowanie rozmówczynią. Teraz wyraźniej przypomniała sobie jak jej własnej obserwacji ptaków, towarzyszył cichy szept kobiecego głosu, znajomy w swoim wyrazie, ale bez wątpienia dystyngowany. Czy to możliwe?
- Carlisle Flamel, powinnam przedstawić się od razu, lady Fawley. Mam nadzieję, że nie przypisze pani mojemu zainteresowaniu złych intencji. Zwyczajnie zdawałam się przypominać sobie ostatni raz gdy się spotkałyśmy. Paryski wernisaż, kilka lat temu, w towarzystwie pani męża. Byłam tylko jednym z wielu gości, ale wciąż pamiętam jak doskonale się wtedy bawiłam. Na imię mu William zgadza się? - Wspomnieniami wróciła do tamtego dnia, kiedy wyjątkowo po powrocie do Francji z Egiptu, bliska znajoma historyk sztuki zaoferowała jej wspólne spotkanie. Williama znała jedynie z murów zamku Beauxbatons, jako ucznia starszego rocznika, z którym kilka razy wymieniła uprzejmości, różnica statusów społecznych uniemożliwiała im bowiem głębszą znajomość. Wydawał się jednak stosunkowo łagodnym człowiekiem, a w przekonaniu utwierdziło ją zachowanie Fawleya podczas tamtego  wydarzenia towarzyskiego.
- Chodziliśmy w podobnym czasie do Beauxbatons. Byłam prefektem Smoków od 1942, chociaż teraz te czasy wydają się bardzo odległe. - Dodała w celu rozjaśnienia sytuacji, uśmiechając się delikatnie na wspomnienie dawnej szkoły. Chociaż w trakcie uczęszczania do niej, Carlisle towarzyszyły różnorakie uczucia, to z pewnością wiele w życiu zawdzięczała swojemu wykształceniu.
- Kiedyś nieszczególnie przepadałam za ptakami. - Przyznała, kontynuując podchwycony przez Cressidę wątek. - Z czasem przekonałam się do ich obecności, nawet mimo okazjonalnej niewygody. Nie każdą więź można wybrać, nie sądzi pani? Czasami rodzimy się tacy, a nie inni i musimy to zaakceptować. Mam wrażenie, że podobnie jest w relacjach z ptakami. To wyjątkowe zwierzęta, tajemnicze i bystre. Nie ufają byle komu. - Kiedyś przyszło blondynce do głowy, że w gruncie rzeczy wszystko, co robi mogło być już z góry ustalone. Mogło jej się jedynie wydawać, iż podejmuje decyzje samodzielnie, ale w praktyce realizowała jedynie istniejący od zarania dziejów plan. Ciekawiło ją, czy arystokratki w swoich pięknych złotych klatkach również zastanawiały się, co by było gdyby ktoś pozwolił im rozwinąć skrzydła i poderwać się do nieograniczonego lotu.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything



Ostatnio zmieniony przez Carlisle Flamel dnia 29.01.21 21:21, w całości zmieniany 1 raz
Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Ptaszarnia [odnośnik]29.01.21 12:41
Życie młodych lady oprócz blasków posiadało i cienie. Za bogactwa i dostatek płaciły swoją cenę, nawet jeśli wydawało się, że los podarował im to wszystko za darmo. Tą ceną był brak swobody, jaką mogły się cieszyć niżej urodzone dziewczęta. Nie miały możliwości w pełni samodzielnie decydować o swoim życiu ani małżeństwie, to rodziny wybierały dla nich mężów, a wyłamanie się z ram tradycji często kończyło się tragicznie. Musiały płynąć z prądem i wyrzekać się wielu rzeczy tak oczywistych dla ich rówieśnic z normalnych rodzin. Nie wypadało im grać w quidditcha, wałęsać się samotnie po Londynie ani rozmawiać z obcymi mężczyznami bez przyzwoitki. Nie wypadało im również pracować, dopuszczalne były jedynie zadania odpowiednio kobiece i godne ich statusu. Chodzenie na wyrobki czy wystawianie się na pokaz dla gawiedzi nie wchodziło w grę. Ich życie opierało się na długiej liście zakazów i nakazów.
Tym sposobem Cressida była ptakiem w złotej klatce, od urodzenia uczona tego, kim miała się stać, starannie przygotowywana do roli, jaką musiała pełnić – roli dobrej córki, a w odpowiednim wieku również żony i matki. Miała rodzić dzieci i poświęcać się małżeństwu i macierzyństwu. Starała się dopasować, żyć zgodnie z wolą rodu, z którego się wywodziła, bo w dzieciństwie nic nie przerażało jej równie mocno jak rozczarowanie surowego i wymagającego pana ojca. Teraz była żoną swego męża i matką swoich dzieci. Ale choć tak starannie wypełniała swoje obowiązki, trzymała się tego, co stosowne i unikała kontrowersji, można było zauważyć, że jej zachowanie odbiega od typowego zachowania większości dam. Próżno było szukać w jej postawie arogancji i buty, była nieśmiała, wręcz skromna, i w tym momencie wyraźnie speszona obawą, że nieznajoma kobieta mogła słyszeć jej ćwierkanie do ptaków.
Uniosła brwi, kiedy okazało się, że nieznajoma zna jej nazwisko. Początkowo w ciszy słuchała jej słów i wyjaśnień, dopiero po chwili decydując się odezwać. Choć samej Carlisle nie mogła znać, nazwisko Flamel było jej znajome, każdy uczeń Beauxbatons kojarzył je ze znanym naukowcem, który niegdyś uczył się w murach francuskiej akademii i o którym wiele wspominano na lekcjach eliksirów czy historii magii. Nie musiała się przynajmniej obawiać, że owa kobieta jest mugolaczką, o ile oczywiście mówiła prawdę na temat tego, kim jest. Ale nie można było wykluczyć tego, że rzeczywiście znała jej męża ze szkoły, mogła być w podobnym jemu wieku. William niewiele opowiadał jej o swoich dawnych szkolnych znajomościach, poza rzecz jasna tymi znajomymi, którzy byli związani ze światem wyższych sfer lub sztuki.
- Miło mi panią poznać, pani Flamel – odezwała się więc grzecznie i uprzejmie. – Tak, mój mąż ma na imię William – potwierdziła nieśmiało. Jej małżonek na pewno był bardziej rozpoznawalny, bo potrafił brylować na salonach w odróżnieniu od chowającej się lękliwie za jego plecami małżonki. Pod tym względem byli przeciwieństwami, on był towarzyski, otwarty i pewny siebie, a ona nieśmiała, zahukana i płocha. Nadal nie udało mu się w pełni wyciągnąć Cressidy z jej skorupki, choć niestrudzenie próbował od czasu narzeczeństwa. – Jest pani rodziną Nicolasa Flamela, tego alchemika, o którym uczono w szkole? I rzeczywiście odwiedziłam w przeszłości kilka paryskich wernisaży, i choć pani nie pamiętam, to… bardzo możliwe, że mogłyśmy się tam spotkać.
Nie sposób było przecież pamiętać wszystkich osób z tych wernisaży, zwłaszcza że minęło wiele czasu. Miała pełne prawo zapomnieć twarz tej kobiety.
- Ja… też uczyłam się w Beauxbatons. Choć znacznie później niż mój mąż – dodała po chwili. Jej głos wciąż był cichy i nieśmiały. William był od niej dziesięć lat starszy, więc on i jego znajomi skończyli już szkołę nim ona w ogóle tam trafiła. A gdy już trafiła, to i tak niewiele miała do czynienia z uczniami z ostatnich roczników, jej towarzystwo było złożone głównie z rówieśników oraz dziewcząt rok, góra dwa lata starszych. W 1942 roku miała dopiero sześć lat i jeszcze nawet nie wiedziała, że będzie się uczyć w Beauxbatons, a nie w Hogwarcie jak większość jej rodziny. Większość ludzi w Anglii kończyła Hogwart i rzadko spotykała kogoś, kto ukończył tę samą szkołę co ona. To sprawiło, że spojrzała na kobietę inaczej, bowiem nieczęsto miała do czynienia z kimś, kto uczył się we Francji i mógł dzielić podobne wspomnienia. Wśród hogwarckich dziewcząt zawsze czuła się wyobcowana.
Słowa na temat ptaków brzmiały tak… prawdziwie. Zupełnie jakby ta kobieta wiedziała, że Cressidę łączy z ptakami coś więcej niż tylko bierne podziwianie ich urody. Czy to możliwe, że jednak słyszała jej ćwierkanie i domyśliła się jej odmienności? Dar rozmowy ze zwierzętami, choć rzadki, występował wśród czarodziejów i każdy urodzony w magicznej rodzinie zdawał sobie sprawę z tego, że istnieją ludzie potrafiący porozumiewać się z określonymi stworzeniami, tak jak i istnieli metamorfomagowie, jasnowidze czy potomkinie wil. Nie przypuszczała jednak tego, że kobieta nie mówiła tylko o Cressidzie, ale i o sobie. Początkowo nie wiedziała, co odpowiedzieć, nie chciała przyznawać się do tego, co potrafiła obcej osobie. Pamiętała, jak podzieliła się swoim sekretem z Isabellą, mając nadzieję że znajdzie w niej przyjaciółkę, a tymczasem ona zdradziła nie tylko swój ród, ale i zaufanie dziewczątka.
- Tak, ja… ma pani dużo racji – odpowiedziała w końcu, znowu się jąkając i na moment ponownie uciekając wzrokiem. Ptaki siedzące najbliżej zerkały na nią ciekawie i przysłuchiwały się. – Ptaki są wyjątkowe. Lubię znajdować się w pobliżu tych stworzeń, nawet jeśli przykro mi patrzeć na to, że te tutejsze są w zamknięciu. – Większość z tych ptaków nie znała jednak wolności, przyszły na świat już w niewoli. Były jak Cressida, od urodzenia przyzwyczajone do klatki i nie znające nic poza nią. – W moich rodzinnych stronach ptaki były wolne, ich domem był las, a ja zawsze lubiłam je podziwiać w ich naturalnym otoczeniu.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]29.01.21 21:58
Często zastanawiała się dłużej od innych nad tym co powie. Miewała znajomych, których usta nie zamykały się, a języki niezmordowanie mieliły kolejne porcje chaotycznie rozprzestrzenianych słów. uważała, że o ile nie ma w tym nic złego, to sama Carlisle znacznie bardziej preferowała wypowiadanie na głos tylko tych myśli, których racji i sensu była pewna. Z tego powodu nad wyraz często przypisywano jej cechy zamkniętej w sobie i nieśmiałej. Chociaż z pierwszym aspektem osobowości mogła się jeszcze zgodzić, to już drugi pozostawał w granicy nieznanej Flamel problemów. Wiedziała jaką wypowiedź wystosować, a kiedy nadchodził odpowiedni moment, nie stroniła od zwrócenia uwagi, czy skrytykowania kogoś z typową dla siebie rezerwą i chłodnym rozumowaniem. Nie robiła z tego ze względu na prywatną potrzebę zemsty, ani odegrania się, ale poprzez wewnętrzną potrzebę słyszenia prawdy. jeśli wiedziała o czyimś błędzie, nie omieszkała daną osobę uświadomić w pomyłce. Bycie niepewnym musiało być zupełnie innym uczuciem.
Chwilami czuła się niepewnie w swoim rodzinnym domu, otoczona bliskim ze strony ojca, których najtrafniej kwalifikowałoby określenie "inteligencji stanu średniego". Za dawnych czasów służyli przy królewskich dworach jako alchemicy, doradcy naukowi, a także medycy samej rodziny władcy, z czasem natomiast swoją profesję sprowadzili również na uboższą część społeczeństwa, stając się poważanymi alchemikami oraz osobistościami świata badaczy. Nikt jednak dotychczas nie mógł nawet próbować równać się z ich najzacniejszym przodkiem, o którego wielkich czynach zdążyło narosnąć tyle legend ile prawdziwych historii. O Nicholasie nie wiadomo było zbyt wiele, ze skromnych źródeł historycznych, jakie po sobie pozostawił, a rodzinna wiedza nie uzupełniała brakującej wiedzy o nazbyt wiele szczegółów. Faktem na pewno było, że jego rozpoznawalność onieśmielała, a widmo sukcesu kładło nacisk na kariery wszystkich kolejnych potomków.
- Istotnie, Nicholas Flamel to nasz daleki przodek w prostej linii. Niech pani się nie obawia, wernisaż to szalenie dynamiczne wydarzenie, nic dziwnego, że nie miała pani okazji poznać każdego z uczestników. William musiał włożyć w to wydarzenie całe swoje serce, wyszło bowiem doskonale i bardzo w jego stylu. - Wyciągnęła dłoń przed siebie, by oprzeć łokcie na balustradzie oddzielającą obie kobiety od części terrarium, w której znajdowały się ptaki.
- Beauxbatons wspominam z ogromnym sentymentem, chociaż skłamię mówiąc, że wszystkie aktywności przychodziły mi tam z łatwością. Można wiedzieć, do jakiego domu lady uczęszczała? - Flamel zadała pytanie przez grzeczność, każdy bowiem kto chociaż powierzchownie orientował się w systemie podziału Akademii gołym okiem dostrzegłby, że Cressida była Harpią od samego początku do końca. Zwinna, lekka i o charakterystycznej aurze artystki, bez wątpienia musiała związana być ze sztuką w sposób bardziej czynny niż śpiewające Gryfy, czy piszące Smoki. Malarka, rzeźbiarka, tego nie potrafiła powiedzieć. Bycie prefektem jednak dało Carlisle wyjątkową okazję do analizy dużej ilości uczniów, z których każdy przejawiał specyficzną wrażliwość na swój unikatowy sposób.
Kiedy wypowiadała ostatnie zdanie, na pobliską gałąź, wystającą na taras dla zwiedzających tuż na poziomie ich oczu usiadł egzotyczny ptak o barwnym upierzeniu. Flamel nie należała do specjalistek, toteż zgadując zmarszczyła nos w zastanowieniu. Jakiś rodzaj papugi?
- Zazdroszczę w takim razie pani takiego oka do nich. Kiedy jeszcze mieszkałam we Francji, nie przywiązywałam do ptaków aż tak dużej uwagi. Teraz żałuję, może łatwiej byłoby mi zrozumieć ich mowę gdybym wówczas tak uparcie jej nie ignorowała. - Sens pozornie niezobowiązującej wypowiedzi dotarł do Carlisle kiedy było już za późno. Widziała wprawdzie wcześniej, jak lady Fawley zbliżyła się do ptaków, w żaden sposób nie mogła jednak być pewna, że ich porozumienie posiadało tę samą podstawę co jej własne. Teraz było już jednak za późno, musiała liczyć na łut szczęścia, albo fakt, iż rudowłosej nie przerazi, ani zniechęci fakt, że Flamel regularnie i nie zawsze zgodnie ze swoją wolą rozmawiała z ptakami.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything

Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Ptaszarnia [odnośnik]30.01.21 13:38
Cressida nigdy nie należała do najbardziej gadatliwych dziewcząt. Nie znaczyło to, że była całkowitym milczkiem, bo znajdując odpowiedniego rozmówcę zaczynała się powoli otwierać, ale początki znajomości zawsze były dla niej dość niezręczne. Często bywało i tak, że lubiła posiedzieć w ciszy. Miała naturę introwertyka i zbyt duża ilość ludzi wokół działała na nią przytłaczająco. Była też skromna i lubiła stać w cieniu, z dala od centrum uwagi. Z tego powodu nie mogła i nie chciała zrobić kariery jako artystka, i mimo tych kilku wernisaży, w jakich wzięła udział, nie dążyła do tego, by stawać się rozpoznawalną. Tworzyła przede wszystkim dla siebie i dla osób bliskich, niekiedy gościnnie użyczając obrazów czarodziejskim galeriom sztuki. Częściej podziwiała twórczość innych niż wystawiała na pokaz własną, ale niewątpliwie posiadała wielki talent, który Fawleyowie wytrwale szlifowali od czasu przyjęcia jej do rodziny.
Cressida nigdy nie interesowała się zbytnio historią magii, ale o Nicolasie Flamelu słyszała i nazwisko kobiety jednoznacznie skojarzyło jej się właśnie z nim. Świat magiczny był na tyle mały, że zbieżności nazwisk rzadko się zdarzały. I tak jak Anglia miała swoje rody i rodziny, tak i we Francji można było dopatrzeć się mniej lub bardziej znanych nazwisk, choć Cressie nie była w nich obeznana poza tym, co mogła usłyszeć w szkole.
- O tak, mój zawsze wkłada wiele serca w swoją pracę, choć wernisaże nie są tylko jego dziełem, a efektem współpracy z galeriami, innymi mecenasami sztuki oraz samymi artystami – powiedziała. W tamtym francuskim wernisażu William był jednym ze współorganizatorów, jego koledzy po fachu z Francji poprosili go o udział w związku z tym, że wiedzieli jaką reputację w świecie malarstwa posiadał jego ród. A że małżeństwu wypadało pokazywać się razem, zabrał Cressidę ze sobą. Jako ozdobę, bo wszystkimi poważnymi sprawami zajął się on sam. Ona niespecjalnie znała się na kwestiach organizacyjnych i tym podobnych rzeczach, które wymagały większej siły przebicia i pewności siebie. – Uczęszczałam do domu Harpii. Zajmowałam się i nadal zajmuję malarstwem – rzekła po chwili, w odpowiedzi na pytanie o szkolny dom. Rzeczywiście każdy były uczeń Beauxbatons mógł się łatwo domyśleć, że Cressie idealnie wpisywała się w ducha tego domu. I chociaż ród Flintów, z którego się wywodziła, nie słynął z wydawania na świat zdolnych artystów ani z posyłania dzieci na nauki do Francji, ona pasowała do Beauxbatons. Była wrażliwą artystyczną duszą, pełną gracji, zwinną i eteryczną jak leśna nimfa. Choć często doskwierało jej to, że większość jej krewnych oraz członków wyższych sfer uczyła się w Hogwarcie, to sama czasem cieszyła się, że tam nie trafiła. Jako dziecko panicznie bała się trafienia do Hufflepuffu, co z pewnością nie spotkałoby się z aprobatą ojca i większości rodziny. Dobrze, że podziały domowe w Beauxbatons nie były tak silne i określające ludzi jak te hogwarckie, no i były efektem własnego wyboru. Hańbę niewłaściwego przydziału w brytyjskiej placówce trudno byłoby zmazać, bo mogło się zdawać, że etykietka domu przylegała do czarodzieja już na zawsze, na lata określając go i przypisując mu pewne cechy. A w jej sferach, czyli w rodach o tradycyjnych wartościach niemile widziane było trafianie gdzieś indziej niż do Slytherinu lub ewentualnie Ravenclawu. Gdzie indziej trafiały zepsute owoce, dzieciaki, z którymi było coś nie tak. Jej przydział do Domu Węża byłby bardzo mocno wątpliwy i pewnie żadne błagania w stronę Tiary nie zmieniłyby nieuchronnego wyroku, który mógłby wysłać ją, wrażliwą, dobrą i prostolinijną, prosto w szeregi Domu Borsuka. Ewentualnie do Ravenclawu, jeśli miałaby szczęście i zostałaby uznana za dość mądrą. – Jeśli była pani wśród Smoków, to pewnie lubiła pani literaturę, prawda? – zapytała po chwili. Każdy wybierał w końcu dom odpowiadający jego własnym artystycznym preferencjom, nawet jeśli dana osoba w dorosłym życiu nie zajmowała się już aktywnie sztuką.
Ale potem jej uwagę przykuła rozmowa o ptakach, krążąca tak blisko kwestii jej odmienności, czy może raczej daru, dzięki któremu mogła poznawać ptaki w sposób niedostępny tym, którzy urodzili się bez takich zdolności. I… czy to naprawdę możliwe, żeby ta nowo poznana kobieta była… taka sama jak ona? Zamrugała szybko oczami, wyraźnie się wahając. Ostrożność i obawa przed wyśmianiem nieco ustąpiły myśli, że może właśnie spotkała kogoś, kto był jej podobny. A zawsze w głębi duszy pragnęła spotkać kogoś, kto potrafił to co ona i rozumiał, co oznacza życie z tego typu zdolnością.
I w końcu, po dłuższej chwili zawahania, w końcu się przełamała.
- Czy mówi pani... tym? – zapytała w języku ptaków, by coś sprawdzić. Jeśli mylnie zinterpretowała słowa kobiety, mogła później spróbować udawać, że ćwierkała, naśladując dźwięki ptaka, który śpiewał nieopodal nich. Ostatecznie byli ludzie, którzy nie posiadając daru umieli naśladować ptasie odgłosy, choć nie były one ptasim językiem, a jedynie powtarzaniem dźwięków bez zrozumienia ich. Cressida była młoda, ale spędziła wiele czasu w swoim życiu na rozmowach z ptakami i używanie ich mowy przychodziło jej całkowicie naturalnie. A im była starsza, tym lepiej sobie radziła z zyskiwaniem zaufania ptaków, w czym pomagał nie tylko dar, ale i wiedza o zwierzętach. Cressidzie nie wypadało zbyt mocno angażować się w zajęcia związane z dziedzinami ofensywnymi i defensywnymi, dlatego w używaniu różdżki była mierna i nie rozwijała pewnych umiejętności ponad to, co musiała poznać w szkole, ale jako dawna lady Flint zarówno w rodzinnym domu, jak i w szkole mogła poszerzać wiedzę z zakresu zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami, które były bardzo odpowiednie dla jej pochodzenia. Pracować jej nie wypadało, nie była też żadną mistrzynią tych dziedzin, ale wiedziała coś więcej niż podstawy.
Wpatrywała się ukradkiem w kobiecą twarz, czekając co teraz nastąpi. Oddychała nieco szybciej, a jej policzki znowu zaczęły leciutko różowieć. Czy się pomyliła i zaraz zostanie wyśmiana? Czy może okaże się, że po tylu latach osamotnienia ze swoimi umiejętnościami przez zupełny przypadek spotkała kogoś, kto także rozumie język ptaków?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]07.02.21 18:09
Lata wychowania pomiędzy arystokratami sprawiły, że Carlisle wykształciła dwa rodzaje uśmiechów. Pierwszym obdarzała często i bez zastanowienia. Był niczym dodatkowa ozdoba stroju, wstążka wplatana we włosy, czy też przypinana do mankietów zapinka. Rozświetlał jej twarz przelotnie, bez większego znaczenia rozdawany pracodawcom, lordom i każdemu, komu winna była nawet pozorną sympatię. Przyzwyczaiła się do tego uśmiechu, często zapominając nawet, że gdzieś głęboko w sobie posiadała jeszcze jeden.
Szczera oznaka zadowolenia, pragnienie ukazania swoich autentycznych emocji jakie miała w zwyczaju skutecznie tłamsić w sobie. Flamel rzadko ufała na tyle, by pozwolić mu na uwolnienie się, poniekąd odczuwając wtedy słabość. Poczucie winy o irracjonalnym podłożu, ale jednak na tyle silnym, że w żaden sposób niezdolnym opuścić podświadomości kobiety.
Dlatego właśnie Carlisle zdziwiła się jak łatwo przyszedł jej ten uśmiech w rozmowie z Cressidą, niespodziewany, ale naturalny.
- Koniecznie będzie musiała lady go pozdrowić w moim imieniu, jeśli to nie będzie problemem oczywiście. - Odparła lekko, w myślach wracając do wspomnień z lat swojej edukacji. Daleko Carlisle było do idealnego Smoka, literaturę traktowała bardziej jako narzędzie niż cel, ale nie brakowało potwierdzeń faktu, iż to właśnie ta, a nie inna kultura wychowania doprowadziła ją w miejsce jakie obecnie zajmowała. Dopiero pobyt w Anglii skłonił Flamel do przelotnych przemyśleń odnośnie swojej przeszłości i tego jak wyglądałoby jej życie gdyby ukończyła Hogwart.
- Można powiedzieć, że kochałam i kocham literaturę, ale mój warsztat pisarski pozostawia niestety wiele do życzenia. Jest to zatem uczucie, poetycko nieodwzajemnione, jak ujęliby to wielcy profesorowie w murach naszej Akademii. - Dawno już nie pisała niczego co nie byłoby suchym raportem, albo zwięzłą analizą. Czasami tęskniła do prozy lekkiej, niezobowiązującej, ale szybko zbywała niedorzeczne zachcianki bardziej palącymi obowiązkami. Pod tym względem wydawała się wręcz idealną kandydatką Ravenclaw, pilną i skoncentrowaną na pogłębianiu własnej wiedzy. Coś jednak zdawało się podszeptywać, że gdyby przyszło co do czego, Dom Węża również byłby jednym  z kandydatów. Nie ze względu na zło, czy bezduszność jakie mieściły się w Carlisle. Cechy te nie były u niej silniejsze niż zmory męczące zwykłych ludzi, posiadała jednak w sercu pewnego rodzaju ambicję. Ambicję, której głód mógł wyrwać się spod kontroli, jeśli nie skierowany ku właściwym celom. Jakie one były, tego nie potrafiła Flamel jeszcze określić.
Z chwilowego zamyślenia wyrwały ją kolejne słowa rudowłosej, brzmiące równie zwyczajnie i dziwnie komfortowo co cała ich konwersacja. Wreszcie Carlisle zrozumiała, co tak charakterystycznego przywodziło w postaci Fawley dziwną znajomość. Przypominała Flamel jej młodszą siostrę, sposobem poruszania się, wymową pewnych słów i aurą niemożliwą do pomylenia z jakąkolwiek inną osobą. Carlisle tęskniła za nią bardziej niż skłonna była przyznać przed kimkolwiek, zwłaszcza samą sobą i chociaż z całych sił pragnęła zapomnieć, nie była w stanie.
Wtedy zrozumiała wreszcie, dlaczego słowa Cressidy wydawały się wyjątkowe, dlaczego ich brzmienie poruszało ducha Carlisle i przyprawiało o gęsią skórkę. Rozumiała ją. Poprzednie przypuszczenia, niepewność wobec przypadkowego wprawienia swojej rozmówczyni w zakłopotanie, wszystkie te przeczucia ulotniły się wobec wszechogarniającego zrozumienia.
- A więc, pani również… Wiedziałam, że są inni tacy jak ja, ale nigdy nie wydawało mi się, że tak łatwo będzie ich spotkać. To… Niesamowite. - Język ptaków nadawał głosowi blondynki innego brzmienia, nieco głębszego i pełniejszego od jej zwyczajowego tonu, raczej cichego i spokojnego. Mowa ptaków dodawała słowom kolorytu o jakim zwykli ludzie mogli jedynie pomarzyć, a jaki ona miała przyjemność rozumieć w najlepszej formie  z możliwych. Tej prawdziwej.
- Nigdy nie rozmawiałam z nikim innym o tym, prócz ptaków. Myślałam, że… Nie zrozumieją. Ja sama zresztą rozumiem nie wiele, a im więcej odkrywam, tym bardziej zagubione zdają się moje myśli. Bycie zwierzęcoustym, nawet teraz ciężko mi to powiedzieć. - Co jakiś czas przerywała, pozwalając zebrać swoje myśli, ale jednocześnie zatracając się w ekscytującym temacie. Carlisle nauczona od najmłodszych lat swoje uczucia, niezależnie od wydźwięku, trzymać na wodzy, powoli jednak zbliżyła się do arystokratki, na odległość odpowiadającą rozmowie dyskretnej i prywatnej, pomiędzy dwoma osobami dzielącymi tę samą tajemnicę. Tajemnicę, o której wreszcie miała okazję usłyszeć więcej od kogoś, kogo spotykały podobne przeszkody co samą Flamel.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything

Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Ptaszarnia [odnośnik]09.02.21 13:21
W salonowym świecie wiele było fałszu i pozorów. Cressida nieszczególnie dobrze sobie z grą pozorów radziła, ale pewne podstawy musiała przyswoić. Była dobrze wychowaną damą, grzeczną i uprzejmą nawet wobec czarodziejów niższego stanu. Na salonach często też musiała mieć do czynienia z osobami za którymi nieszczególnie przepadała, i choć kłamczuchą była beznadziejną od zawsze, to z wiekiem coraz łatwiej przychodziły te wszystkie uprzejmości, które trzeba było wypowiadać. Ale i tak z reguły osób nielubianych po prostu unikała, ograniczając kontakt do minimum.
Jej pełne usta pomimo wrodzonej nieśmiałości czasem jednak wyginały się w uśmiechu i praktycznie zawsze był to uśmiech szczery, choć często niepewny. Nie inaczej było dzisiaj, nie miała bowiem powodu do uprzedzeń wobec tej kobiety, wydawała się miła i nie wyglądała podejrzanie. Skoro wpuszczono ją do Londynu, to znaczy, że mogła tu być i nie była żadną niebezpieczną, zakazaną sylwetką rodem z plakatów, które straszyły na niektórych budynkach, ukazując twarze groźnych zbrodniarzy. W to przynajmniej wierzyła Cressida – że ludzie z plakatów są naprawdę niebezpieczni i wraz z wieloma sobie podobnymi pragną obalić ustalony porządek i hierarchię opartą na statusie krwi, by sprowadzić wszystkich do swojego poziomu. Czy przyświecała im czysta zazdrość, czy może coś innego – tego nie wiedziała. Nie chciała zbyt wiele o tym myśleć, bo tylko ją to stresowało. Wolała się zrelaksować wśród ptaków; przebywanie wśród ptactwa zawsze działało na nią kojąco, bo pomimo tego, że jej pan ojciec dość szorstko podchodził do jej sentymentalnej natury i miękkiego serduszka, ptaki były jej bliskie odkąd pamiętała.
- Oczywiście, wspomnę mu o spotkaniu z panią – zapewniła; ciekawe czy William pamiętał Carlisle ze szkoły? Możliwe że tak. Nigdy nie rozmawiali zbyt wiele o jego szkolnym życiu towarzyskim, bo i tak uczyli się w akademii w różnym czasie i otaczały ich inne osoby. – Rozumiem. Czasem bywa i tak, nie każdy musi odnaleźć swoje życiowe powołanie w sztuce, choć w sferach, z jakich pochodzę, artystyczne pasje są bardzo mile widziane. Jeśli mogę spytać, czym się pani zajmuje? – zapytała, nawet nie tyle co z samej uprzejmości, co naprawdę ją zaciekawiło. Nieczęsto rozmawiała z kobietami spoza wyższych sfer, ich świat wydawał jej się abstrakcyjny. W końcu sama nigdy nie musiała tak naprawdę pracować, a mogła jedynie oddawać się hobby malarskiemu w ramach odskoczni od obowiązków żony, matki i damy. Nie musiała urabiać sobie rąk, by zapewnić swoim dzieciom byt, utrzymanie zarówno jej, jak i ich spoczywało na barkach męża i jego rodu.
Cressida dość często rozmyślała nad tym, do jakiego domu trafiłaby w Hogwarcie. Teraz już może mniej, ale kiedy była młodsza podobne myśli nawiedzały ją często, kilka razy nawet zdarzyły się koszmary o trafieniu do Hufflepuffu i przyniesieniu panu ojcu zawodu. Ale przeszłość i tak już się dokonała, była absolwentką Beauxbatons i nie miała czego żałować, poza jednym – tym, że nie mogła uczyć się razem z bratem i większością kuzynów, i że wkroczyła na salony mając mniejszą ilość znajomości, bo absolwentów Hogwartu musiała dopiero poznawać, nie licząc tych, których znała wcześniej z racji pokrewieństwa lub przyjaźni rodów.
O ile używanie ptasiego języka przy ptakach było dla niej naturalne jak oddychanie, tak mówienie nim przy ludziach zawsze budziło pewien dyskomfort i obawę przed niezrozumieniem, może nawet wyśmianiem. Była przecież odmieńcem, posiadaczką rzadkiej zdolności, którą nie mogła się chyba pochwalić żadna znana jej dama. I o ile półwile budziły powszechny zachwyt (lub czasem zazdrość), tak miała obawy, że ptakoustość nie przez każdego byłaby dobrze widziana. Ale ta kobieta nie była lady, nie odwiedzała salonów, była z zupełnie innego środowiska i możliwe nawet, że już nigdy więcej się nie spotkają, dlatego zdecydowanie się na użycie ptasiej mowy przyszło jej łatwiej.
Chciała zrozumieć, czy łączyła je ta sama odmienność, czy może mylnie zinterpretowała jej wcześniejsze słowa. Zawsze chciała poznać kogoś, kto także potrafił się porozumieć z ptakami. Pierwszy raz słyszała ptasią mowę z ust innej osoby i było to doświadczenie zupełnie nowe, niecodzienne… ale i napełniające dziwnym ciepłem, dodające odrobiny pewności.
Nie była sama w swojej odmienności. Ktoś inny był taki jak ona.
- Nigdy wcześniej nie rozmawiałam po ptasiemu z innym czarodziejem – wyznała cicho, wracając już do normalnego języka. Jej głos zdradzał przejęcie i rozemocjonowanie. – Zawsze czułam się trochę… odmienna przez to co potrafię, i poza najbliższą rodziną i garstką przyjaciółek niewielu ludzi o tym wie.
A jeśli wiedział ktoś spoza tego grona, to zwykle przez przypadek, kiedy ją nakrył na ćwierkaniu gdy myślała, że jest sama. Ale w szkole i po niej starała się uważać i pilnować. Czy ta kobieta doświadczała tego samego? Czy też bała się niezrozumienia i drwin otoczenia, i szukała kontaktu z ptakami gdy myślała, że nikt tego nie widzi?
- Czy dawno odkryła pani to co potrafi? – zapytała z ciekawością, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jak rozwój daru mógł przebiegać u innej osoby, bo znała tylko swój własny przypadek. Mówiła jednak cicho, tak, żeby mogła ją słyszeć tylko Carlisle. – Tego co dziś umiem musiałam nauczyć się sama przez te wszystkie lata obcowania z ptakami, obserwowania ich zachowań i rozmów z nimi.
Taka była prawda. Rozwój umiejętności Cressidy przebiegał na przestrzeni lat, nie miała wsparcia w krewnych, a musiała nauczyć się wszystkiego sama. Krewni mogli jedynie podzielić się wiedzą na temat magicznych stworzeń i w tym ptaków, ale ptasia mowa była dla nich całkowicie obca i nieznana, więc na ten grunt Cressie jeszcze jako mała dziewczynka wkraczała samotnie.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]13.06.21 12:33
Delikatne kroki rozbrzmiały gdzieś z daleka, jeszcze wcześniej, gdy rozmowa wybrzmiewała pomiędzy Cressidą i Carlisle. Nie były to dumne kroki dam na obcasach, dające się rozpoznać już w momencie, kiedy dama wchodziła do pomieszczenia, ani też ciężkie, męskie kroki, zwiastujące nadchodzącego kawalera. Tym razem poza obydwiema damami był ktoś jeszcze, zanim jednak wszystko ucichło. Jasne, łagodne oczy ostrożnie spoglądały na obydwie panie gdzieś zza eleganckiej kolumny, tak jakby mała dziewczyna w zafascynowaniu po raz pierwszy widziała kobiety, które tak ładnie ćwierkały! Jej mama zawsze jej powtarzała, że jej papużka Charles nigdy nie będzie mówić jak człowiek – ale gdyby młoda Elizabeth umiała mówić tak ładnie, jak te dwie panie, na pewno by się porozumiała ze swoim towarzyszem! Na pewno też by wiedziała, czemu ostatnimi czasy był taki smutny i już w ogóle nie chciał śpiewać! W końcu mała Eliza starała się dbać o niego jak najlepiej, stąd nie mając pojęcia, czemu papużka wydawała się ostatnimi czasy taka cicha i wycofana, próbowała wszystkiego. Mimo to, ciężko było wyprosić się u jej zapracowanych rodziców wizyty u jakiegoś magizoologa, postanowiła więc przynieść jego klatkę do ptaszarni kiedy wybierała się z opiekunką. Może to właśnie towarzystwa mu brakowało?
Wychodząc zza kolumny, poprawiła czerwoną sukienkę i skierowała się w stronę pani Fawley, podchodząc do niej z niepewnością wypisaną na twarzy, ale jednocześnie z odwagą, nie martwiąc się tym, że rozmowa z Cressidą mogłaby się nawet nie odbyć, gdyby ta postanowiła od niej uciec. Lady Fawley mogła więc w pewnym momencie poczuć delikatne pociągnięcie ją za sukienkę kiedy to młode dziecko postanowiło poprosić ostrożnie o jej uwagę. Spoglądając na dziewczynkę, mogła stwierdzić, że ma nie więcej, niż sześć lat, a dobrze skrojone ubranie wskazywało, iż pochodziła z raczej bogatszej rodziny. Dość nieposłusznie uciekając w tym momencie swojej opiece, trzymała sporych rozmiarów klatkę, w której na żerdzi siedziała nieco smętna papużka.
- Przepraszam, mówi pani tak jak ptaszki? – Dziecko wydawało się niepewne, a jednocześnie w ogóle nie kwestionowało tego, jak do wydarzenia podchodziła kobieta. Mogłaby nawet ryczeć jak lew i Eliza nie byłaby wcale zaskoczona. W końcu magia była bardzo różna, prawda? Jej starsza czasem sprawiała, że ich zabawki latały, więc każdy miał swoje talenty. Eliza mogła mieć jedynie nadzieję, że kiedyś będzie mogła rozmawiać z ptaszkami, jak ta prześliczna pani przed nią. – Bo moja papużka jest taka smutna ostatnio! A ja nie chcę, aby była smutna.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ptaszarnia - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ptaszarnia [odnośnik]14.06.21 12:59
Cressidę bardzo podekscytowała świadomość tego, że ktoś inny też miał tak samo jak ona i borykał się z tą samą odmiennością. Oczywiście musiała się hamować i powściągać emocje, gdyż zamężnej damie nie wypadało się ekscytować, a już na pewno nie przy obcych, ale nieznajoma urosła w jej oczach do rangi kogoś bardzo ciekawego i chętnie poznałaby ją lepiej. Tym samym może mogłaby też lepiej zrozumieć siebie i swój dar, bo wreszcie miałaby jakiś punkt odniesienia, a do tej pory wszystkiego co wiedziała o swojej umiejętności musiała nauczyć się sama, ewentualnie z pomocą co bardziej cierpliwych ptaków.
Ale w pewnym momencie podczas rozmowy z Carlisle poczuła ciągnięcie za suknię i odruchowo spojrzała w dół, zauważając małą dziewczynkę, na pierwszy rzut oka może sześcioletnią. Tym co najbardziej rzucało się w oczy była spoczywająca w rękach dziecka klatka z papużką, poza tym Cressida mogła zauważyć też, że dziecko było ubrane w sposób, który wskazywał na pochodzenie z raczej zamożniejszej rodziny. Zanim odpowiedziała przesunęła wzrok dalej, wypatrując rodziców lub opiekunów dziewczynki, ale w najbliższym otoczeniu nie widziała nikogo. Może dziewczynka usłyszała ćwierkanie dwóch czarownic i odłączyła się od opiekunów, by do nich podejść? Cressie, która sama była mamą, uśmiechnęła się ciepło, ale wiedziała, że później będzie trzeba poszukać opiekunów dziewczynki, nie mogła pałętać się tu samotnie. Nawet Cressida, choć była dorosła, nie chodziła samotnie po miejscu takim jak Londyn.
- Tak, mówię jak ptaszki – odpowiedziała, bo w końcu to było tylko niewinne dziecko, które nie powinno jej w żaden sposób zaszkodzić. Poza tym dzieci postrzegały świat w swój charakterystyczny, prostolinijny sposób, tak bardzo niewinny dopóki dorośli nie nasączyli ich głów uprzedzeniami. Spojrzała uważniej na papużkę. – Mogę z nią porozmawiać i zapytać, dlaczego jest smutna – zaproponowała, jednocześnie gestem przywołując swoją służkę stojącą do tej pory na uboczu i szeptem prosząc ją, by poszukała kogoś, komu mogło się zgubić dziecko. Przeprosiła też Carlisle, a potem używając ptasiego języka zwróciła się prosto do siedzącej w klatce papużki, żeby za pomocą swojego daru spróbować ustalić, co było nie tak. Nie była zawodowym magizoologiem i nie potrafiła leczyć chorych zwierząt, ale może przyczyna smętności papużki leżała gdzieś indziej i wystarczyło po prostu z nią porozmawiać, żeby się dowiedzieć?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ptaszarnia [odnośnik]16.06.21 12:17
Dziewczynka uśmiechnęła się, a jej oczy zaświeciły się lekko na potwierdzenie, że oczywiście, śliczna pani właśnie potrafiła ćwierkać jak ptaszki. Umysł dziecka, cudowny w swojej prostocie, sprawiał, że nie widziała w tym nic wstydliwego ani takiego, co wymagałoby skrywania, ale nie oznaczało też, że teraz biec będzie, by rozpowiedzieć o tym każdej osobie, którą napotka. Paradoksalnie, ten sekret był z nią równie bezpieczny, jak byłby z każdą inną zaufaną osobą. Elizabeth wydawała się bardziej zachwycona powabem który miała w sobie Cressida. Być może to spotkanie z panią Fawley będzie dla niej niesamowitą okazją. Czy dało się nauczyć ćwierkać? Czy dałoby się rozmawiać z innymi zwierzętami? Tyle pytań, których nie chciała teraz zadawać, bo najbardziej zależało jej teraz na papużce.
Odstawiła ostrożnie klatkę na ziemie, kiedy w międzyczasie służąca skinęła głową, udając się w stronę, z której wydawało się, że zjawiła się dziewczynka, rozglądając się za osobą która mogłaby poszukiwać zagubionego dziecka. W tych czasach nikt nie powinien chodzić samotnie, zwłaszcza kiedy czasy nie sprzyjały pojawianiu się na ulicy. Niezależnie od tego, jaką stronę chciało się popierać. Nie to było jednak teraz w umyśle tej drobnej dziewczynki, wcale nie miało to znaczenia. Po prostu chciała aby papużka była w dobrym samopoczuciu i znów będzie śpiewać tak jak dawniej.
- Jakby pani mogła, bardzo proszę! – Drobne, nieco zbyt pulchne rączki sięgnęły po smukłą dłoń pani Fawley, łapiąc ją i trzymając, z perspektywy dziecka dość mocno, z perspektywy dorosłej osoby tak, iż łatwo było ją wysunąć. Za to papużka wydawała się zainteresowana czymkolwiek po raz pierwszy od momentu, kiedy wraz z Elizabeth znalazła się w tym miejscu. Podfruwając do krat uczepiła się prętów, zerkając z zaciekawieniem na Cressidę i przechylając nieco głowę.
- Dobra pani, proszę o chociaż małą pomoc, o cokolwiek! Moja opiekunka, ta słodka istota, jest naprawdę dobra, ale klatka, w której mnie trzyma, jest już dla mnie za mała. Czuję się tutaj tak jakbym dusiła się coraz mocniej, nie mogę często nawet rozprostować skrzydeł. O nic więcej nie proszę, tylko nieco większą przestrzeń!


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ptaszarnia - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ptaszarnia [odnośnik]17.06.21 14:16
Cressida niestety szybko nauczyła się postrzegać swój dar jako coś z jednej strony cudownego, ale z drugiej czyniącego ją odmieńcem. Starała się, by wieść o jej umiejętnościach nie rozeszła się po salonach, nie chciała żeby wszyscy wiedzieli o tym, że potrafiła rozmawiać z ptactwem, bo panicznie bała się wyśmiania i drwin. Już w szkole kryła się z odmiennością, choć czasem zdarzały się sytuacje, gdy ktoś akurat nakrył ją na ćwierkaniu. Niektórzy z tych, którzy wiedzieli, zazdrościli jej umiejętności, ale na pewno byli i tacy, którzy uważali to za dziwaczne, choć na szczęście ptakoustość nie miała tak negatywnych skojarzeń jak wężoustość. Cressida taka po prostu się urodziła, od dziecka ptaki w tajemniczy sposób do niej ciągnęły i do niej mówiły, a ona je rozumiała. Jej rodzice ani rodzeństwo tego nie potrafili, ale ponoć wśród dalszych przodków zdarzały się przypadki zwierzęcoustości. Pan ojciec jednak nie był specjalnie zachwycony jej darem, gdyż uważał, że czyniło ją to zbyt miękką i wrażliwą, zwłaszcza po tym jak w dzieciństwie kilkukrotnie popsuła rodowe polowania w lasach Charnwood, zawczasu ostrzegając ptactwo. Nikt nie wiedział, dlaczego właśnie ona narodziła się z taką umiejętnością, tak po prostu było.
Lubiła przebywać w miejscach takich jak ptaszarnia, choć z drugiej strony ptaki w niewoli napełniały jej serduszko smutkiem, wiedziała jednak, że niektóre z różnych powodów nie miały szans przetrwać na wolności i miejsca takie jak to były dla nich szansą na przeżycie. Były tu pod dobrą opieką.
Podczas gdy jej służka udała się na poszukiwanie kogoś, komu mogła uciec dziewczynka, Cressida zajęła się nią oraz jej papużką. Kiedy dziewczynka ścisnęła jej drobną dłoń w błagalnym geście uśmiechnęła się ciepło; może za parę lat to jej własne dzieci będą ją w taki sposób ściskać i patrzeć na nią w podobny sposób? Młódka lubiła mieć do czynienia z dziećmi, zwłaszcza odkąd urodziła własne, co jeszcze bardziej ją uwrażliwiło. Spojrzała na papużkę, która najwyraźniej wyczuła jej dar i ożywiła się, po czym uczepiła się prętów klatki i zaczęła do niej mówić. Cressie także zaczęła ćwierkać, porozumiewając się z papużką i mówiąc do niej ciepłym, kojącym tonem. Uwielbiała mieć do czynienia z ptakami i lubiła im pomagać, gdy tylko miała taką możliwość. Dowiedziawszy się więc, co jest przyczyną smutku papużki, mogła zwrócić się do jej małej właścicielki.
- Twoja papużka potrzebuje większej przestrzeni, jej klatka jest dla niej za ciasna – powiedziała do dziewczynki. – Jak każdy ptak chciałaby polatać, a w małej klatce nie jest to możliwe, dlatego jest smutna.
Ona sama swoich ptaków nie zamykała w klatkach. Jej sowa miała zawsze otwarte drzwiczki i mogła wylatywać kiedy tylko chciała, czasem nawet znikała na parę dni, by korzystać z wolności i polować. Także jej słowik, podarek otrzymany na ostatnim noworocznym sabacie, miał dużo swobody i często towarzyszył Cressidzie w ciągu dnia, przyciągany jej darem. W swoim życiu miała wielu ptasich przyjaciół, a jej relacje z ptakami opierały się na swobodzie i dobrowolności, nie lubiła ich niewolić i trzymać na siłę w klatce, zresztą nie musiała tego robić, gdyż ptaki z którymi udawało jej się nawiązać więź same chciały ją odwiedzać, a niektóre nawet zamieszkiwały z nią. Swój dar rozwijała przez lata, a im była starsza, tym lepiej sobie z nim radziła.
Porozmawiała jeszcze chwilę z dziewczynką, a także z jej papużką, do momentu dopóki jej służka nie przyprowadziła opiekunki dziecka. Wtedy Cressie oddała małą pod jej pieczę, mając nadzieję, że jej relacja z papużką zacznie się poprawiać, gdy zostanie spełnione życzenie ptaka odnośnie większej przestrzeni. Pożegnała się, a potem wraz ze służką mogły opuścić ptaszarnię.

| zt. dla Cressie


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Ptaszarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach