Wydarzenia


Ekipa forum
Ferrels Wood
AutorWiadomość
Ferrels Wood [odnośnik]16.07.16 18:09
First topic message reminder :

Ferrels Wood

Znajdujące się na pograniczu hrabstwa lasy Northamptonshire określane są mianem angielskiego trójkąta bermudzkiego, coraz liczniej odwiedzanego przez żądnych wrażeń mugoli. Swoje niezwykle miano bor zawdzięcza licznym zniknięciom, zarówno niemagicznych gości jak i doświadczonych w podróżach czarodziejów. Stare, skrzypiące przy każdym podmuchu wiatru drzewa nie tylko stwarzają nastrój grozy, lecz przez swój jednakowy wygląd skutecznie osłabiają umiejętności rozeznania w otoczeniu. Im głębiej wejdzie się w las tym silniejsze powstaje wrażenie szybko upływającego czasu i oddalania się od jego skraju. Każdej nocy drzewa spowija gęsta mgła, która opada późnym wieczorem i utrzymuje się na poziomie ściółki jeszcze kilka godzin po wschodzie słońca, którego promienie praktycznie nie docierają do głębi lasu. Podróżnicy, którzy przebrnęli szczęśliwie wspominają o pojawiających się w ciemności twarzach, rzekomo należących do zbłąkanych przed wieloma laty dusz, które utknęły tu na zawsze.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ferrels Wood [odnośnik]05.04.18 19:23
Obserwowała go uważnie. Można było odnieść wrażenie, że nie ufała jego poczynaniom ale było wręcz odwrotnie. Znała go, wiedziała jak pracuje, był po ich stronie więc nic złego, przynajmniej z jego strony, nie mogło się wydarzyć. Bardziej obawiała się o anomalie, które mogły zaszkodzić im lub samemu Lupusowi. Na szczęście przez większość czasu nic się nie działo, oprócz tego incydentu, kiedy mężczyźnie nagle z nosa pociekła krew. Jednakże jego krew przy ich obrażeniach były niczym dlatego sama Marianna, oprócz krótkiego zmartwionego spojrzenia, nie powiedziała nic. W tej chwili była podobnie milcząca co jej towarzysz, lord Crouch, co zresztą nie było niczym dziwnym. Oboje byli przemęczeni używaniem magii, walczeniem z anomaliami, z potworami, z własnymi słabościami. To musiało się na nich odbić. W dodatku te obrażenia, które dopóki nie zostały wyleczone przez Lupusa bardzo dawały o sobie znać. Samo leczenie, można powiedzieć, że było wręcz przyjemne. Zabierało ból, osłabienie, jakby dodawało sił. No, może poza tym jednym gdy uzdrawiał połamaną rękę Marianny. Składanie i zrastanie kości nie było najprzyjemniejsze i na twarzy kobiety pojawił się w tym momencie grymas. Ale lepsze to niż picie Szkiele-Wzro, na które zdecydowanie nie mieli teraz czasu.
Kobieta zaczęła zastanawiać się gdzie mogliby się przenieść i w jaki sposób, aby zminimalizować kolejne ewentualne problemy. Już sama teleportacja mogła przynieść sporo niekorzyści. Ale nawet jeśli im się uda, to gdzie powinni się udać? Co powinni teraz zrobić? Może wrócić po pozostałych? Czy mieli ich teraz tak zostawić? Marianna była rozdarta pomiędzy wieloma drogami, wieloma możliwościami, które miała do wyboru i wręcz nie mogła się zdecydować. Z drugiej strony pojawienie się spowrotem w rejonie, jak sądziła, całkowicie zburzonej fabryki kominków mogło być bardzo, ale to bardzo nierozsądne. Uderzenie magii na pewno zwróciło już uwagę odpowiednich służb, tak przynajmniej sądziła Goshawk i niestety wracając tam sami by się podłożyli, a tego absolutnie nie chcieli. Ona nie chciała.
Jest wszystko dobrze - powtórzyła za mężczyzną.
Czuła się jeszcze obolała. Pozostały jej stłuczenia, jakieś siniaki, ale czuła się zdecydowanie lepiej niż jeszcze paręnaście minut wcześniej, gdzie miała wręcz wrażenie, że zaraz zejdzie z tego świata. Spojrzała na Rhysanda, on również wyglądał o niebo lepiej, dlatego Marianna w końcu podjęła decyzję, aby się stąd wynosić. I tak zdecydowanie zbyt długo już tutaj pozostawali.
- Nie wiem gdzie będzie bezpiecznie. Nie mogę pojawiać się w publicznych miejscach, czy Pan dał ci również wskazówki gdzie moglibyśmy się w tym momencie skryć? - zapytała. - Może być nawet twoja posiadłość. Byle daleko stąd i w bezpiecznym miejscu. Dostosuję się.
Była gotowa do tego, aby wstać i aby spróbować przenieść się w odpowiednie miejsce. Czekała jeszcze na potwierdzenie od Lupusa, że jest to możliwe i nic nie stoi na przeszkodzie. Miała już dość tego lasu.


-50 (stłuczenia), 155/205


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ferrels Wood [odnośnik]07.04.18 17:21
Cała ta sytuacja wydaje się tak abstrakcyjna, że niemal niemożliwa – przegraliśmy. Na dodatek wylądowaliśmy w środku dziwnego lasu i zrządzeniem losu spotkaliśmy uzdrowiciela. Nie ma już nawet znaczenia, że to Black: jest w służbie Czarnego Pana. To zobowiązuje. To wypełnia szacunkiem i strachem. Nie znam bliżej Lupusa, ale wydaje się być kompetentnym uzdrowicielem. I nie traci nerwów. Z pewnością z naszego grona jest osobą w tym momencie najbardziej zorganizowaną – choc dochodzi do tego fakt, że przecież to nie on przeżył magiczny wybuch, labirynt szaleńca udającego kanapę i to nie on zgubił połowę swoich towarzyszy w drodze. Percy. Im szybciej mija ból, tym bardziej bolesne staje się myślenie. Yvette. Kasjusz. Gdzie są? Co się z nimi stało? Czy jeszcze w ogóle ich zobaczymy?
Sam nie wiem do końca kiedy ból ustaje. Nie wiem też jak to się dzieje, że nie mamy wielkich problemów z anomaliami. Może nawet same anomalie boją się gniewu Czarnego Pana – bo zaklęcia lecznicze dosięgają celu. W połączeniu z pastą na oparzenia i wysoką wiedzą medyczną, wszystko idzie względnie sprawnie. Niemal jak na złość. Teraz, gdy przegraliśmy już walkę z czasem, wszystko idzie sprawnie. Oczywiście nie mnie na to narzekać – każdy wolałby szybciej pozbyć się obrażeń.
Wciąż odczuwam tępy ból, ale wydaje mi się, że powoli odzyskuję zdolność trzeźwego myślenia. Ból wciąż jest obecny, to niezaprzeczalne, ale nie jest już mdlący i rozmazujący rzeczywistość. Wciąż z pewnością jestem potłuczony i choć, z tego co zrozumiałem, Lupus skutecznie zajął się moim złamaniem, moja noga wciąż nie jest do końca w porządku. Być może tylko czas będzie potrafił to wyleczyć. Być może nie. Naprawdę mnie to nie obchodzi, nie w tym momencie. Rzucam porozumiewawcze spojrzenie Marie, kiwam mężczyźnie głową, składając nieme podziękowanie. Wciąż jestem w szoku. Wciąż nie wiem do końca co mamy robić.
Percy – przypominam cicho Mariannie. – Może być gdzieś w pobliżu...
Zaczynam, choć po chwili mój głos załamuje się, zupełnie zawiedzony.
Albo na drugim końcu świata – wzdycham krótko, wbijając wzrok w podłogę.
Czy naprawdę musimy ich zostawiać? Czy powinniśmy? Nie, napewno nie powinniśmy. Pytanie tylko jaki mamy wybór. Po raz kolejny obracam głowę w stronę uzdrowicielki. Ona dowodzi. Ona będzie musiała podjąć decyzję. Zresztą wygląda na to, że może już ją podjęła.
Co zdecydujesz – rzucam tylko krótko, wtrącając swoje trzy grosze.
Wciąż była dowódcą. Nawet jeśli zostałem tylko ja i ona. I drzewa. Bardzo, bardzo dużo drzew.
124/217 chyba
Rhysand Crouch
Rhysand Crouch
Zawód : Służby administracyjne Wizengamotu, znawca prawa
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Meet the time as it seeks us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 aut vincere aut mori
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5204-rhysand-crouch https://www.morsmordre.net/t5250-lyonesse#117101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5251-skrytka-bankowa-nr-1307#117104 https://www.morsmordre.net/t5312-rhysand-crouch
Re: Ferrels Wood [odnośnik]07.04.18 21:41
Całkowicie zatopiłem się w szale uzdrowicielstwa. Nie zważałem za bardzo na dolegliwości czy pomruki moich pacjentów, bo wiedziałem, że musieli po prostu zacisnąć zęby. Nic nie przychodziło nagle, nic nie działo się bez przyczyny i przede wszystkim bez wysiłku. To dlatego nie mogłem wyleczyć ich jednym machnięciem różdżki i musieli przyjąć to za pewnik. Ogólnie robiło się coraz ciszej i coraz bardziej przerażająco w tym ponurym lesie. I przede wszystkim coraz zimniej. Uznałem, że zanim dokończę proces uzdrawiania, musieliśmy się stąd czym prędzej zabrać. W dziczy istniały magiczne zwierzęta, które mogły zostać zwabione odgłosami, a być może nawet niepowołani ludzie mogli się tu kręcić. Uważałem, że odejście stąd będzie najlepszym wyjściem.
Nie chciałem jednak nikogo do niczego zmuszać i z tego powodu zerknąłem wyczekująco to na Mariannę, to na Rhysanda. Powinni zdecydować się szybko. Bez względu na ich ostateczne zdanie, podniosłem się z kucania przy nich i otrzepałem szatę, rozglądając się uważnie dookoła. Nasłuchiwałem kroków lub szelestu w krzakach, ale wszystko zamarło. Włącznie ze mną. Dopiero odpowiedź Goshawk sprowadziła mnie na ziemię.
- Zapadły pewne decyzje, ale już o nich wiesz – odpowiedziałem na jej pytanie. – Ponad godzinę temu skryłem Yaxleya i Dolohova, myślę więc, że wy również możecie iść ze mną – stwierdziłem neutralnie. W tej chwili to był najlepszy pomysł. Zjawianie się w Mungu było bardzo nieostrożne, a nie wiedziałem gdzie indziej moglibyśmy pójść. Cassandry na pewno nie było w domu; najprawdopodobniej tak jak ja była zajęta leczeniem pozostałych Rycerzy.
- Szukanie ich w dzikiej głuszy po ciemku też nie byłoby rozsądne – zwróciłem się tym razem do mężczyzny. – Doleczę was do końca, ugoszczę i wtedy możecie sobie iść gdzie chcecie – dodałem, dając im zielone światło do przeszukiwania terenów jeśli takie mieli życzenie. Czarny Pan wyraźnie nakazał mi zająć się tą dwójką, nie zamierzałem więc biegać po lesie szukając pozostałych. Bezpieczeństwo przede wszystkim. – Niedaleko stąd jest karczma z kominkiem – rzuciłem na koniec, pomagając czarownicy i czarodziejowi wstać. Temu drugiemu pomagałem iść, bo jego noga, choć już poskładana, potrzebowała jeszcze chwili do pewnej sprawności.
Spraszałem Croucha na Grimmauld Place, świat się kończył.

/nie, masz 167/217 <3 i z/t wszyscy
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Ferrels Wood [odnośnik]20.05.18 23:26
1-3 lipca

Obudziła się z krzykiem na ustach. Blade czoło zrosiły krople zimnego potu, koszulę nocną miała wilgotną, przykleiła się do skóry. Rozejrzała się wkoło szeroko otwartymi oczyma, rozchylonymi ustami, upewniając się, że leży we własnym łóżku, a nie na więziennej pryczy w ciasnej celi Azkabanu. Przed okno sączyło się blade światło księżyca, padało na pokryte gęstym futrem ciało owczarka niemieckiego, spokojnie drzemiącego na obok łóżka. Zerknęła na zegar na ścianie; wskazówki wskazywały pierwszą, było więc stanowczo za wcześnie, by zrywać się z łóżka. Wiedziała jednak, że już nie zaśnie. Nie miała eliksiru słodkiego snu, nie chciała więc poddawać się lepkim, przerażającym koszmarom, w których błądziła po więziennych korytarzach. To minie z czasem, przekonywała samą siebie, zaciskając mocniej zęby i wstając z łóżka. Przez następny kwadrans może, może dwa snuła się po domu jak cień, sącząc mocną kawę i ćmiąc papierosa za papierosem; czuła się podenerwowana, nie tylko snem, który nawiedzał ją każdej nocy po opuszczeniu Azkabanu, lecz przede wszystkim czekającym ją zadaniu – była pewna siebie, wierzyła, że nie zawiedzie. Przede wszystkim miała pewność, że tego chce, lecz jednocześnie gdzieś w piersi serce łopotało z niepokoju. Mogła przekroczyć granicę, zza której nie będzie już odwrotu. Chciała tego, chciała sprawie i Czarnemu Panu oddać się w pełni, lecz tylko głupiec nie czułby lęku przed taką magią i tak potężnym czarnoksiężnikiem. Ciemne moce były przewrotne, przekonała się o tym już nie raz; mogły obrócić się przeciwko człekowi w najmniej spodziewanym momencie; cena, jaką należało za nie zapłacić, była wielka. Czarna magia to kapryśna i przerażając kochanka, lecz lgnęła do niej niczym ćma do ognia, spragniona autodestrukcji i mocy jaką dawała. Tego ranka zamierzała oddać się jej w pełni.
Wciągnęła na siebie szatę, do jej kieszeni wetknęła różdżkę, założyła pas, który pozwalał jej nosić czarodziejską kuszę na plecach; Anglia wciąż pogrążona był w mroku, kiedy wzbijała się na miotle w powietrze, pośród chłodne mgły. Leciała długo, lecz słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, gdy lądowała na niewielkiej polanie. Noc był zimna, lecz rześka, zmyła senność z powiek i otrzeźwiła Sigrun mocniej od kawy. Ruszyła w gęsty las, trzymając przed sobą uniesioną różdżkę, której koniec jaśniał światłem zaklęcia Lumos. Stąpała cicho, lecz pewnie, uważnie rozglądając się wokół; wiedziała, że w tych lasach można odnaleźć stworzenia, których krwi pożądał Czarny Pan. Leciała długo nad koronami drzew, aby znaleźć się w głębokiej gęstwinie, gdzie nie docierało wielu czarodziejów, a zwierzyna czuła się bezpiecznie. Wiedziała jak wypatrywać śladów, na co zwracać uwagę; ojciec uczył ją tego odkąd tylko nauczyła się chodzić. Polowania były ich rodzinną rozrywką, często także i profesją; na swoim sumieniu Sigrun miała życia wielu istot, w tym magicznych, lecz nigdy jeszcze jej ofiarą nie padł jednorożec. Brakowało ich w lasach dystryktu Harrogate, a i ojciec nigdy ich szukał, choć włosie i róg były bardzo cenne. Czasami jedynie, gdy wędrowali po gęstwinach w innych częściach kraju, odnajdywali długie, srebrne włosy na gałęziach, które potem wykorzystywali jako sznur – były niesłychanie mocne. Teraz także je znalazła: na krzewach i niskich drzewach, połyskliwe i srebrne, jakby utkane z czystego szkła, bądź diamentów. To znaczy, że były blisko, że wędrowały po tych okolicach.
Blade światło poranka zaczęło sączyć się spomiędzy koron drzew, słońce wschodziło, a las pozostawał tak cichy, jakby wciąż był pogrążony we śnie; ciszę mąciło jedynie pohukiwanie sowy w oddali i szelest liści poruszanych wiatrem. To tylko ułuda, wiedziała to, większość leśnych zwierząt najłatwiej było odnaleźć właśnie na granicy dna i nocy. W oddali usłyszała szum strumienia, podążyła w tamtą stronę, lecz zamarła w bezruchu, gdy jej uszu dotarło jakby końskie prychnięcie. Ostrożnym ruchem ściągnęła kuszę z pleców; stąpała cicho i ostrożnie, nie chcąc zostać przez zwierzę usłyszaną – czy jednak zdoła ją wyczuć? Strumień szumiał coraz głośniej, a pośród kor drzew i zieleni liści wyraźnie dostrzegła srebrny blask. Najpiękniejsza z magicznych istot pochylała łeb nad wartką rzeczką, aby zaspokoić pragnienie. Sigrun zaparło dech w piersi. Widywała jednorożce już wcześniej, lecz teraz… W chwili, gdy miała odebrać mu życie – zdawał się jeszcze piękniejszy i niewinny.
Czy powinna…?
Nie pozwoliła sobie na tę myśl. Wstrzymała oddech i wypuściła bełt z kuszy, którą upuściła; samą strzałą nie zatrzyma jednorożca, choć wbiła się w długa, srebrzystą szyję. Sierść splamiła krew, zwierzę zawyło z wściekłości i bólu, ptaki poderwały się do lotu. Jednorożec zachwiał się, zaczął krztusić; bełt trafił w szyję, lecz jeszcze go nie dobił. Zerwał się do biegu, lecz Rookwood nie mogła pozwolić mu się oddać. Szybkim, pewnym gestem uniosła różdżkę i posłała ku magicznej istocie okrutną klątwę. Corescident, wyszeptała, koncentrując się na inkantacji i skupieniu całej swej mocy na tym zaklęciu; było trudne, lecz skupienie, siła woli i niezwykła determinacja sprawiły, ze z różdżki Rookwood pomknął czerwony promień.
Zapłaciła za to, z jej własnego nosa pociekła strużka krwi. Po Azkabanie wciąż czuła się osłabiona, nie w pełni sił, lecz pragnienie wypełnienia rozkazu zmuszały ciało do kolejnych ruchów. Jednorożec próbował się oddalić, lecz trafiony zaklęciem, które przerwało jego rdzeń kręgowy – ciężko upadł na ziemię, na prawy bok. Strużka krwi ciekła z szyi, zwierzę wyło z bólu, jeśli gdzieś w gęstwinie czaiły się inne zwierzęta, z pewnością czmychnęły dalej przerażone. Rookwood oddychała ciężko, gdy uniosła różdżkę, aby przy pomocy zaklęcia dostać się na drugi brzeg strumienia. Podeszła do nieruchomego ciała powoli, jakby niepewnie; jednorożec wciąż żył, oddychał, jeszcze mogła z tego zrezygnować – nie uczyniła tego jednak. Uklęknęła przy nim, urzeczona jego pięknem. Niemal czułym gestem pogładziła go szyi, srebrzystej sierści brzucha; nie mógł jej kopnąć, nie miał już władzy nad własnymi kończynami. Zza pasa, ze skórzanej pochwy, wyciągnęła nóż, którym pewnym gestem przecięła skórę na brzuchu. Z rany pociekła krew – nie czerwona, lecz srebrzysta, jakby perłowa. W lewej dłoni Sigrun znalazła się fiolka, do której pieczołowicie nabrała posoki magicznej istoty; zamknęła ją dokładnie i owinęła w miękki materiał, nim ukryła ją w wewnętrznej kieszeni szaty na piersi, aby uchronić ją przed stłuczeniem. Przeniosła spojrzenie na oczy jednorożca, były jasne i pełne bólu, niemego pytania dlaczego? Każdy na jej miejscu poczułby poczucie winy tak wielkie, że nocą nie zaznałby już snu; lecz struny człowieczeństwa w duszy Sigrun przegniły już przed laty, kiedy wstąpiła na ścieżkę mroku. Teraz brnęła w tę lepką i złowrogą ciemność jeszcze głębiej. Cordcordis, wyrzekła cicho, przykładając koniec nowej, cisowej różdżki do ciała jednorożca.
Westchnął ciężko – i był to jego ostatni oddech.
W tym samym momencie Rookwood skazała swą duszę na wieczne potępienia. Nie było na świecie istoty bardziej niewinnej i dobrej, niż ta, która leżała u jej stóp – a ona odebrała jej życie. Wyprostowała się, wyciągnęła z kieszeni papierosa, wetknęła go sobie do ust. Ćmiła go chwilę, zrobiło się jej nagle dziwnie niedobrze. Rzuciła go na ziemię i zgasiła butem. Spojrzała jeszcze raz na truchło, zakręciło się jej w głowie. Odwróciła się i zaczęła iść, po chwili – rzuciła się biegiem, jakby sam Merlin ją gnał. Za pomocą zaklęcia dostała się na drugi brzeg rzeki, a potem biegła dalej – dopóki nie znalazła miotły zostawionej gdzieś pod paprociami.

Czekała cierpliwie.
Nie mogła przedrzeć się przez zaklęcia ochronne, choć znała adres. To było niewielkie miasteczko na południu Anglii, niemal wiejskie jego przedmieścia. Znalazła dom numer dwanaście i piętnaście, lecz numer trzynasty pozostawał ukryty. Łamanie ich uznała jednak za zbędne; miała inny sposób. Na St. Helen pojawiła się pod postacią dziesięcioletniej dziewczynki – z lalką w dłoniach tkwiła pod drzewem. Para staruszków zatrzymała się przy niej, kobieta z dobrotliwym uśmiechem pytała, czy nie zgubiła się czasem; Sigrun pokręciła jedynie przecząco głową, starając się przy tym nie skrzywić z obrzydzenia. Przebywanie wśród mugoli napawało ją wstrętem, lecz musiała nad sobą zapanować – czekała. W domu pod numerem trzynastym mieszkał czarodziej, który poślubił mugolkę – i to na nią właśnie czekała. Zdrajcy krwi zasługiwali na karę, takie było polecenie Czarnego Pana, a Sigrun zamierzała wypełnić je z należytą starannością. Tkwiła na miękkiej trawie tak długo, że niemal zesztywniały jej wszystkie kończyny, lecz w końcu dostrzegła kobiecą sylwetkę, którą wcześniej widziała na zdjęciu. Podniosła się z klęczek i podeszła bliżej, uważnie przypatrując się twarzy – to była ona. Podbiegła do niej, złapała za rękę, choć w duchu targnął nią odruch wymiotny. Kłamstwa spływały z ust Sigrun pewnie i gładko. Historyjka o potrzebie pomocy w odnalezieniu zwierzęcia okazała się na tyle przekonująca, by kobieta, chwyciwszy ją za rękę, podążyła  z nią w stronę zagajnika po drugiej stronie ulicy. Na obcej, dziecięcej twarzy jawił się fałszywy uśmiech, gdy oddalały się od domów i ulicy. Szły tak dwa kwadranse. Różdżka w kieszeni sukienki zdawała się Sigrun dziwnie ciężka. O tam, mówiła, wskazując dłonią na wysokie drzewo, zmuszając tym samym kobietę, aby odwróciła od niej spojrzenie. Stanęła plecami do dziewczynki, w której dłoni nagle znalazła się różdżka.  Drętwota, powiedziała Sigrun; mugolka spojrzała na nią przez ramię, jej oczy były pełne przerażenia, lecz nim zdążyła krzyknąć – czerwony promień zaklęcia trafił ją prosto w plecy. Kilka chwil później w miejscu dziesięcioletniej, jasnowłosej dziewczynki stała już dorosła kobieta.
Sigrun rozejrzała się czujnie wkoło; nie sądziła, aby ktokolwiek za nimi szedł, co jakiś czas oglądała się za siebie. Znalazły się na niewielkiej polanie, blisko brzegu płytkiej rzeki, o tej porze nikt nie powinien się tu pojawić – lecz jaką miała pewność? Salvio Hexia, wyszeptała unosząc różdżkę i kierując ją w stronę rzeki; po chwili posłała to samo zaklęcie w drugą stronę, otaczając ją i nieruchome ciało mugolki barierą, za którą pozostawały niewidzialne, ukryte przed ludzkimi spojrzeniami. Dopiero, gdy były bezpiecne powróciła do kobiety pełnym wstrętu spojrzeniem. Mugolka zesztywniała cała, upadła na miękką trawę z rękoma wzdłuż tułowia; jedynie oczy pozostawały żywe i pełne strachu. Czy mąż nie powtarzał ci, aby nie ufać obcym?, zakpiła Rookwood, wiedząc, ze ją słyszy i rozumie. Trwała chwilę w bezruchu, ćmiąc papierosa i przyglądając się kobiecie z ciekawością; nie miała wątpliwości, nie czuła zawahania, serce nie stanęło na ułamek sekundy jak w chwili, gdy rzucała mordercze zaklęcie na niewinnego jednorożca – magiczne istoty były piękne dzięki swym czarom. U jej stóp leżało jedynie brudne robactwo. Nawet jeśli Czarny Pan nie życzyłby sobie ukarania zdrajców krwi, to i tak zasługiwała na śmierć. Zastanawiała się co z nią zrobić.
Lubiła zabawić się ze swą ofiarą, lecz czuła jednocześnie, ze to nie jest na to czas.
Czuła się spięta i poddenerwowana zadaniem, której powierzono; czy zdoła zadowolić Czarnego Pana? Czy przyniesione przez nią przedmioty okażą się wystarczające? Lękała się wizji chwili, w której okazałoby się, ze jednak nie. Zgasiła papierosa butem, zaschło jej w gardle. Przyklęknęła przy kobiecie. Ciszę mącił jedynie szum rzeki i śpiew drozda, skrytego gdzieś w koronie rzeki. Vulnerario, powiedziała z mocą, nie chcąc tracić energii i sił; igranie z czarną magią było niebezpieczne, zwłaszcza teraz, gdy anomalie wciąż panoszyły się po Wyspach. Światło w oczach mugolki zgasło, wokół niej rozlała się kałuża krwi. Jedynie kości chrupnęły, gdy niewidzialny miecz pozbawiał tułów głowy. Sigrun skrzywiła się na widok wnętrzności; odrywanie tkanek od kości budziło w niej obrzydzenie, choć robiła to nie raz – od lat polowała na zwierzęta, potrafiła oprawić je już jako dziecko, przywykła do tego. Nie zabiła mugola po raz pierwszy, lecz mimo wszystko serce biło jej dziwnie niespokojnie. Tkanki pod jej palcami był miękkie, ciepłe i lepkie. Starała się, aby jej ruchy były pewne i zdecydowanie, lecz dłonie drżały, gdy palce dotknęły mózgu. Żołądkiem targnęła dziwna niestrawność. W Azkabanie mocno ucierpiała, czarna magią ją zatruła, co czasami jeszcze dawało o sobie znać; odwróciła spojrzenie, gdy pozbywała się z czaszki zbędnych wnętrzności. Gdy to uczyniła, wstała z kolan, zakrwawioną i lepką czaszkę, wciąż oblepioną w tkankach, których nie zdołała się pozbyć, wsunęła do skórzanej torby, którą cały czas miała przewieszoną przez ramię. Wstała z kolan; sukienkę miała całą we krwi, podobnie jak i ręce. Teleportacja nie działała, drogę powrotną musiała odbyć na miotle. Zbliżyła się do rzeki, aby obmyć ręce i twarz, zmywając z niech zaschłą juchę. Plam z sukienki pozbyła się zaklęciem. Odwróciła się w stronę zakrwawionego, pozbawionego głowy ciała. Nie mogła go tutaj tak zostawić. Uniosła różdżkę i posłała ku niemu kulę ognia, sucha część sukienki mugolki natychmiast zajęła się płomieniem. W ten sposób pozbyła się ciała.
Miotłę znalazła tam, gdzie ją zostawiła, pod drzewem. Oddychała ciężko, z przejęciem i czując jak w skroniach pulsuje ból. Była już blisko.

Gwiazdy Wielkiego Wozu błąkały się gdzieś ponad dachami kamienic. Noc była bezchmurna, lecz próżno było szukać na ciemnym niebie srebrnego łuku księżyca. Jedynie dziwna, lepka mgła trzymała się blisko ziemi, oblepiała człowieka swym nienaturalnym zimnem, choć mieli już lipiec. Okolica zdawała się być pogrążona we śnie, jedynie w pubie na rogu rozbrzmiewała muzyka i głośne rozmowy, a w okna jaśniały od blasku świec wewnątrz. Sigrun siedziała przy stoliku, naprzeciwko mężczyzny o nazwisku Davies; nietrudno jej było go znaleźć, przez ostatnie dwa dni zdążyła dowiedzieć się gdzie go szukać i tego, że zwykł pijać szklaneczkę, a raczej kilka ognistej whisky, nim wróci do domu. Wystarczyło, że udawała zainteresowaną, podjęła temat pożaru Ministerstwa Magii; z udawaną, przerażoną miną kiwała głową i kłamała gładko, przyznając Daviesowi rację. To potwory, to prawda, powtarzała, w teatralnym geście łapiąc się za serce. Siedząc naprzeciwko niego miała blond warkocz i łagodne rysy twarzy, której nie szpecił dziś naburmuszony wyraz.
Uszy więdły jej od jego paplaniny, której musiała słuchać. O równości czarodziejów i mugoli, o potrzebie zwalczenia czarnej magii, o konieczności likwidacji Policji Antymugolskiej, o złapaniu winnych zamachu na Ministerstwo Magii. Mówił i mówił, z pewnością nie tylko jej, nie tylko w tym barze. Davies działał społecznie na rzecz mugolaków, miał wsparcie rodów szlacheckim wyraźnie opowiadających się za polityką promugolską; nie dziwiła się, że Czarny Pan życzył sobie go martwego. Im bardziej udawała przejętą, tym Davies mówił więcej i chętniej. Nie omieszkała dolewać mu ognistej wciąż i wciąż, nawet gdy mówił, że już nie trzeba; stał się bełkotliwy i dziwnie radosny, a ona pod stołem pogładziła go po łydce stopą. Nachyliła się ku niemu i zaczęła szeptać, wpierw dość niewinne,  o tym jak jej imponował. W końcu zaprosił ją do siebie, ponoć mieszkał nieopodal. Pub opuścił w towarzystwie nikomu nieznanej, ładnej dziewczyny i nigdy więcej nie zawitał już w jego progi. Szli ulicą, Davies obejmował ją ramieniem; pachniał alkoholem i tytoniem, czuła to doskonale, gdy nachylił się, by skraść jej pocałunek. Cofnęła głowę, śmiejąc się i mówiąc, że nie tutaj, tu może ktoś ich zobaczyć; złapała go za rękę i pociągnęła w najbliższy zaułek. Przejęła inicjatywę, pchnęła go, aby oparł się o ścianę; Davies zaśmiał się, wybełkotał, że nie spodziewał się tego po niej. Nie zdążył nawet zareagować, gdy  prędkim gestem sięgnęła po różdżkę do kieszeni; machnęła nią, a zaklęcie Petrificus Totalus unieruchomiło go skutecznie i uwięziło w gardle krzyk. W zaułku nie było nikogo prócz nich i tłustego szczura, który wychynął zza kubła na śmieci. Spojrzała w stronę ulicy i wycelowała tam różdżką: Salvio Hexia, wyszeptała, ukrywając ich za zasłoną. Każdy kto przejdzie obok ujrzy wyłącznie ciemną, pustą uliczkę, w którą nie warto zaglądać.
Zacisnęła usta wąską kreskę. Davies krew miał czystą, szkoda było ją przelewać; lecz jednocześnie zdradzał ją, opowiadając się głośno za polityką promugolską i równością pomiędzy czarodziejami, a szlamem. Serce biło jej mocno, gdy zwróciła się ku niemu. Był ostatni. Czuła dziwne… Podekscytowanie i strach jednocześnie. Oddychała ciężko, gdy zbliżała kraniec cisowej różdżki do jego piersiowej; błysnęło zaklęcie, a serce zaczęło zwalniać. Davies patrzył na nią przerażony , tylko to mu pozostało; nie odezwała się jednak ani słowem, wszystkie ruchy wykonywała w ciszy. Znów zza pasa dobyła sztyletu, którego ostrze przysunęła do jego szyi. Było tak ostre, że przecięło skórę z dziecinną łatwością; wbiła je głębiej, przecinając aortę. Krew trysnęła jej na twarz, zmrużyła wściekle oczy; dłoń jej zadrżała, zrobiła to zbyt nerwowo i prędko. Lewą dłonią wyjęła z kieszeni fiolkę, podobną do tej, w której miała już krew jednorożca. Napełniła ją juchą zdrajcy i zapieczętowała, po czym wsunęła do kieszeni szaty. Uczyniła kilka kroków w tył, cofnęła zaklęcie petryfikujące; Davies padł na kolana, jedną ręką łapiąc się za serce, drugą próbując zatamować krwotok z szyi. Patrzyła na niego paląc papierosa, choć prawa dłoń jej drżała.
Uczyniła wszystko, czego żądał Czarny Pan; zdobyła krew jednorożca, czaszkę zamordowanego mugola i krew zabitego czarodzieja. Skazała swą duszę na wieczne potępienie, wkroczyła na ścieżkę, z której nie było już odwrotu; czarnej magii, niebezpiecznej i kapryśnej, pragnęła oddać się w pełni, a raczej swemu Panu, któremu coraz bardziej fanatycznie zdawała się być oddana.
Z Daviesa uleciało życie, a ona skończyła palić. Tym razem nie spaliła jego ciała, nie było takiej potrzeby – niech wiedzą jak kończą zdrajcy krwi. W pubie pojawiła się jako obca dziewczyna, której nikt nigdy więcej już nie ujrzy. Nie było sprawcy, nie było kogo sądzić. Opuściła zaułek, wcześniej zaklęciem pozbywając się krwi. Zaklęcia Salvio Hexia nie cofnęła – niech tam gnije.

| zt


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Ferrels Wood [odnośnik]20.01.19 1:12
| 02.10

Hep!
Myślała, że nie mogło być już gorzej - los jawnie drwił z coraz bardziej przerażonej Rhiannon. Czuła się zmęczona czkawką w kółko przenosząca kobietę do różnych, naprawdę zadziwiających miejsc. Niektórych czarownica nigdy nie widziała na oczy, inne znała mniej czy bardziej, ale zawsze zaskakiwał ją zasięg tej choroby. Przerzucana z hrabstwa do hrabstwa, z miasta do miasta, z dzielnicy do dzielnicy - gdyby nie niekiedy zaskakujący przebieg całego procesu, mógłby być naprawdę niezłym sposobem na wycieczki krajoznawcze. Pojawianie się w nieznanych dotąd miejscach całkowicie za darmo i bez wkładania w to wysiłku podczas szukania informacji o takim czy innym rejonie Wielkej Brytanii - brzmiało fantastycznie.
Niestety rzeczywistość wyglądała już mniej fantastycznie. Przed chwilą omal się nie utopiła - to dopiero było dramatyczne przeżycie. Dotąd Ria lądowała raczej na stabilnej ziemi, nawet jeśli obmacana przez pokrzywy, ale woda przechodziła już jakiekolwiek pojęcie. Czuła się zziębnięta, przemoczona oraz przegrana. Przegrana w walce z chorobą jaka toczyła piegowate ciało. Kolejne zmiany miejsca, zmiany otoczenia i przede wszystkim ludzi. W kółko nowi, a jednak znajomi; dopiero teraz miało się to odmienić.
O czym Weasley jeszcze nie wiedziała. Z obawą otworzyła oczy chcąc rozejrzeć się gdzie tak właściwie trafiła tym razem - i nie zorientowała się. Dostrzegła już nieprzeniknioną ciemność i księżyc nad głową. Wychylał się ponad cieniami koron ogromnych drzew, musiała być w lesie. Niebo upstrzone konstelacją srebrzystych gwiazd nie przynosiła odpowiedzi. Nawigacja wydawała się być czarną, niezrozumiałą dziedziną wiedzy, bez której kobieta nie potrafiła nabrać rozpędu w pożądanym kierunku.
Zresztą Rhiannon nie umiała się ruszyć. Nie wtedy, kiedy drżała z zimna. Oblepione mokrymi ubraniami ciało trzęsło się w posadach, zęby uderzały o siebie nawzajem nieprzerwanie. Było tak cholernie lodowato. Gęste, mroźne powietrze zatrzymane w barierze grubych pni nie poprawiały samopoczucia rudowłosej. Rozejrzała się na lewo i na prawo, po czym oplotła ramiona swoimi rękoma. Usiłowała rozgrzać wychłodzone ciało, ale nie wiedziała gdzie iść. Dokąd podążać. Powinna nawoływać? Czy w ten sposób nie ściągnęłaby na siebie niebezpieczeństwa możliwie czającego się wśród przerażających o tej porze kniei?
Przeszła parę kroków; ściółka ustępowała miękko pod butami chrzęszcząc złowieszczo. Panującą wokół ciszę przecinało pohukiwanie sów ukrytych w gałęziach oprószonych mnogością liści, choć powoli nadchodziła jesień. Nieuchronnie. Część poszycia nabrało przyjemnych, żółto-pomarańczowo-czerwonych barw, ale wciąż znaczna ich część mieniła się zielenią. Ledwie dostrzegała te kolory wśród srebrzystej poświaty księżyca.
Wreszcie dosłyszała niepokojące dźwięki dobiegający prawdopodobnie na północ od miejsca, w którym Weasley tkwiła. Obejrzała się z niepokojem i dostrzegła lejący się czarny cień gdzieś w oddali. Oddech przyspieszył, tak samo jak puls oraz praca serca. Wreszcie otumaniona Ria ruszyła biegiem przed siebie, bojąc się tego co zostawiła za sobą. Tego, gdzie była - nie miała pojęcia. Jednak biegła, chcąc wydostać się z lasu, z ciemności; oddać się w ramiona cywilizacji. Pragnęła wreszcie wrócić do Ottery St. Catchpole.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ferrels Wood [odnośnik]09.02.19 22:21
Anonimowy donos o czarnomagicznych praktykach mających miejsce w samym sercu jednego z najbardziej tajemniczych lasów w Anglii, który brzmiał doprawdy abstrakcyjnie i niedorzecznie, dziwnym trafem nie okazał się głupim żartem jakiegoś małoletniego czarodzieja. Zresztą, pismo osoby zawiadamiającej Biuro Aurorów o łamaniu prawa wydawało się należeć do osoby dorosłej, nawet jeśli słowa spisane zostały pod wpływem wielkich emocji, ręką drżącą i niepewną, na co wskazywało mocno pochylone pismo, momentami ledwo czytelne. Nacisk pióra na pergamin też miał znaczenie w odczytaniu emocji nieznanego nadawcy. Oględziny wskazanego miejsca udowodniły jednak, że zawiadomienie przedstawiało stan faktyczny. Rineheart wolałby, żeby anonim okazał się głupim żartem, przez który musiał włóczyć się po lesie na darmo. Przedzieranie się przez leśny labirynt w środku nocy nie było prostym zadaniem. Ruszyli jednak kilkuosobową grupą, więc było odrobinę łatwiej.
Widok zmasakrowanego ciała, niezbyt wprawnie przepołowionego na pół i rozłożonego na ogromnym pniu po wielkim dębie był makabryczny. Ogromna otchłań prowadząca od kobiecego łona po same usta, aby jej wnętrzności spozierały na świat. Słyszał o rytualnych mordach jeszcze za czasów starożytności, niektóre przetrwały w dziczach aż do mrocznych wieków średniowiecza, jednak chyba właśnie z czymś takim musieli mieć do czynienia. Dla spokoju własnej duszy chciał zdjąć płaszcz i okryć nim ciało martwej dziewczyny. Jednak nie chciał zacierać takim czynem śladów. Dlatego wpatrywał się na kluczowy dowód w sprawie, ciało ofiary, jak najbardziej beznamiętnie. Potem zaczął szukać innych śladów, kiedy dwaj młodsi funkcjonariusze w końcu się ruszyli. Sam nie miał wątpliwości, że czarno magiczne zaklęcia musiały paść, jednak dwaj uczestniczący w sprawie młodzi funkcjonariusze dla pewności skorzystali z Czarnej Mary, wypuszczając z fiolki gaz, który pomimo nocy zdołał zabarwić powietrze na czarno i osiąść na ciele denatki.
Odnalazł ślady stóp, które sugerowały, że mają do czynienia tylko z jednym sprawcą. Ślady podeszw były wystarczająco duże i dość głębokie, aby mogły świadczyć o masywnej sylwetce zwyrodnialca, ale przede wszystkim były świeże. Właśnie dlatego zaraz po przekroczeniu granicy lasu rzucone zostało hasło, żeby nie ujawniali swojej obecności zbyt pochopnie. Światło księżyca pomagało im wystarczająco dostrzegać nawet szczegóły. Łudzili się, że dorwą winnego, tylko musieli uważać. Kieran podniósł wzrok, mimo wszystko wierząc, że ma jeszcze szansę na wypatrzenie podejrzanej sylwetki. I wtedy też dostrzegł poruszenie pomiędzy drzewami. Sprawca naprawdę pozostał w lesie? Psychole lubią czasem sycić oczy swoimi chorymi dziełami. Rineheart zbyt wiele słyszał zeznań tych popaprańców zafascynowanych czarną magią. Dlatego z resztą grupy podjęli decyzję o rozdzieleniu się. Rineheart ruszył na zachód, Hopkirk na południe, dwaj młodsi aurorzy ledwo po kursie ruszyli wspólnie na wschód, a jeden z kilkuletnim stażem obrał sobie za kierunek północ. Szósty w grupie miał pilnować miejsca zbrodni.
Las przemierzał spokojnym krokiem, mimo to energicznym i zdecydowanym. Mijał kolejne drzewa, stopami napierał na wilgotną ściółkę. Przeszedł dwa kilometry, może trochę większy dystans, gdy dostrzegł poruszenie między drzewami. Ciemna sylwetka zmierzała ku niemu, niższa niż podejrzewała po śladach, smuklejsza, bardzo szybka. W jakimś nietypowym rozgorączkowaniu niezidentyfikowana osoba biegła w jego kierunku, najwidoczniej go nie widząc. Było dwóch sprawców? Ślady przy ofierze temu przeczyły. Wystarczyło wykonać szybko kilka dużych kroków, odczekać na odpowiedni moment i mocno chwycić za ramię gnającej osoby i docisnąć ją do drzewa.
Mam go! – ryknął wściekle, bardziej po to, by zakomunikować o sytuacji pozostałych aurorów obecnych w lesie. Powinien jeszcze zgodnie z procedurą wymienić wszystkie prawa zatrzymanego, ale, do cholery jasnej, kto w środku nocy w lesie myśli o pieprzonych procedurach? Właściwie dopiero teraz przyjrzał się zatrzymanej osobie. Długie, rude włosy, delikatne rysy twarzy. Kobieta. Kobieta?
Dopiero potem dostrzegł drugą sylwetką wyłaniającą się z oddali. A potem usłyszał wykrzyczane Corio i dostrzegł jasny promień zaklęcia. Wręcz instynktownie uczynił pionowy ruch różdżką.
Protego Maxima!
Czarnomagiczne zaklęcie zostało pochłonięte przez jego tarczę. Przez las niósł się głos Hopkirka, bo ten wykrzykiwał jego nazwisko.
Tutaj!
Skrył się z ujętą młodą kobietą za drzewem, wciąż jednak dociskając ją do niego.
Auror Rineheart – wyrzucił z siebie ostro. Dopiero teraz dostrzegł, że kobieta jest przemoczona i przerażona. Czyżby natknął się na niedoszłą ofiarę zwyrodnialca? – Uciekłaś mu? – spytał w końcu, tylko odrobinę poluźniając uścisk lewej dłoni wokół jej ramienia. – Coś ci zrobił?
Wychylił się zza drzewa, by rozejrzeć, wówczas dostrzegł tylko kolejny jasny promień zaklęcia, więc ponownie skrył się za drzewem. Nie miał szans wypatrzeć dokładnego położenia tego drania.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ferrels Wood [odnośnik]09.02.19 22:21
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Ferrels Wood - Page 5 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ferrels Wood [odnośnik]11.02.19 21:39
Biegła, nie mogąc odnaleźć w myślach zrozumienia dla tego działania. Postępowała instynktownie, na zagrożenie reagowała ucieczką. Mogła przecież sięgnąć do kieszeni sukienki po różdżkę oraz zmierzyć się z niebezpieczeństwem twarzą w twarz. Niestety Ria wpadła na ten pomysł po dość długim już biegu; nie przerywając go sięgnęła do kieszeni po magiczne drewno, ale było ono całkowicie mokre. Do cna. Zapomniała go nawoskować ostatnimi czasy i oto właśnie borykała się z konsekwencjami nieroztropności. Czy magia wciąż w nim działała? Być może, ale w połączeni z szalejącymi w kraju anomaliami szanse na powodzenie wyprowadzenia ataku bądź obrony były niewielkie. Przeklęła siarczyście pod czerwonym od zimna nosem i choć nie wypuściła różdżki z dłoni, to biegła dalej. Odnalazła w tym pewną przyjemność - podczas wysiłku nie czuła tak tego cholernego zimna przenikającego w głąb ciała. Z kolei przylepiająca się do niego mokra sukienka utrudniała płynne ruchy; dobrze, że była zwinna, w przeciwnym razie mogłaby nie podołać szaleńczemu biegowi przez wystające konary, wśród porośniętych gęsto krzewów oraz odnajdywanych co jakiś czas wypukłych mrowisk. Oddech miała już świszczący kiedy zorientowała się, że niebezpieczeństwo znajdowało się coraz bliżej niej. Weasley usiłowała nie panikować, zamiast tego odnajdując spojrzeniem możliwą drogę ucieczki. Ewentualnie coś, czym mogłaby się obronić. Jakaś ciężka gałąź może? Tylko taką, którą zdołałaby pochwycić i unieść. Nim zdołała choćby rozpocząć realizację planów, poczuła bolesne szarpnięcie za ramię; zdławiła w gardle donośny krzyk spowodowany niespodziewanym wydarzeniem - choć ten nie mógłby się przebić przez męskie ryknięcie mające swoje źródło niedaleko ucha rudowłosej. Co? Jak to go? Co ten człowiek mówił? Wystraszona Rhiannon najpierw nie wiedziała co zrobić, później co powiedzieć. - Ja… - zaczęła, ale nie dokończyła. Nieświadoma toczącej się dookoła niej akcji zlękła się po raz kolejny. Tym razem słysząc za swoimi plecami czarnomagiczną inkantację. Co tu się u licha działo?! Jakim cudem trafiła w samo centrum pojedynku? W środku nocy, głęboko w lesie? Czkawka teleportacyjna kpiła z niej ponownie, wyrzucając w tak absurdalne miejsca, że Harpia wprost nie mogła pojąć ogromu towarzyszącego jej pecha. Dlaczego nie mogła pojawić się w jakimś miłym miejscu? Cukierni na przykład? Albo w barze z kominkiem, przy którym mogłaby się ogrzać? Czy prosiła o tak wiele?
Na pewno nie o walkę. Nie w takim stanie i nie z mokrą różdżką, aczkolwiek i tak zamierzała jej użyć jeśli zaszłaby taka potrzeba. Oby nie. Jednak wszystko wskazywało na to, że owszem, będzie musiała dobyć tego przeklętego patyka, ponieważ zostali zaatakowani. Nie zdążyła wyczarować tarczy - trzymający ją mocno mężczyzna wykazał się niesamowitym refleksem. Silna kopuła ochroniła ich oboje, ale znów Rii zabrakło czasu na wypowiedzenie bądź zrobienie czegokolwiek. Wkrótce nastąpiło kolejne szarpnięcie, następnie silne uderzenie plecami o nierówny pień drzewa. Jęknęła cicho pod nosem, bardziej w wyniku zaskoczenia niż faktycznego bólu - na treningach i meczach obrywała mocniej.
- Rhiannon Weasley - przedstawiła się niemal od razu. Kobieta momentalnie poczuła ulgę słysząc słowo auror - dźwięki oblepiły świadomość przyjemnym kokonem bezpieczeństwa, z jakim kojarzyła się ta profesja. Nie dlatego, że nie była ryzykowna, a po prostu dla Harpii znajoma. - Mój brat oraz kuzynostwo to aurorzy. Są tu? - spytała z nadzieją w głosie. Szeptem, nie chciała naprowadzać napastnika bliżej nich. Po głosie mógł się zorientować w ich dokładnym położeniu, choć i tak mniej więcej wiedział gdzie znajdowało się dwoje czarodziejów. - Nie, znalazłam się tu przypadkiem, czkawką teleportacyjną - przyznała równie cicho, na nowo trzęsąc się z zimna. Zacisnęła szczęki, żeby nie obijać zębami o zęby; fakt, że nie była już w ruchu utrudniał rozgrzewanie organizmu. - M-mogę jakoś p-pomóc? - spytała w momencie, w którym pan Rineheart wychylił się zza drzewa. Nie lubiła bezczynnie stać.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ferrels Wood [odnośnik]18.04.19 3:01
W ciemnościach łatwo było o pomyłkę, kiedy człowiek dostrzegał jedynie ciemne, rozmyte kształty przemieszczające się pomiędzy drzewami. Nawet nie pomyślał, że inna osoba, poza sprawcą, mogłaby znajdować się tej nocy w lesie. Szybko jednak zdał sobie sprawę z własnego błędu, dzięki czemu zdołali uniknąć tragedii. Silna tarcza magiczna wybroniła ich przed czarnomagicznym zaklęciem. Jednak przez wciąż dające o sobie znać anomalie mogło być z tym różnie, nie każde zaklęcie może się udać. Magia już wcześniej bywała kapryśna, ale przez ostatnie kilka miesięcy stan ten pogłębił się.
Gdy usłyszał nazwisko młodej czarownicy, spojrzał na nią jakby na nowo, nagle uznając za tak oczywiste, że pochodzi z najlepszego szlacheckiego rodu spośród wszystkich. Przecież to było od razu widać poprzez rude kosmyki i piegi. Ale przede wszystkim nie płakała rzewnie nad swym losem, udało jej się uniknąć nieszczęsnego losu ofiary. Waleczna dziewczyna.
Żadnego Weasleya tu nie ma – powiadomił ją krótko, może nieco oschle, ale nie miał czasu na żadne uprzejmości. Przynajmniej jej nie zignorował i dał znać, że nie musi martwić się teraz ani o brata, ani kuzyna. Kolejna wymiana zdań sugerowała, że czarownica musi mieć naprawdę wielkiego pecha. Czkawka teleportacyjna sprowadziła ją właśnie do tego lasu i to dokładniej w tej chwili, gdy jakiś szaleniec odprawiał chore rytuały.
Nie wychylaj się – poleciał jej stanowczo, nad wyraz surowym tonem. Gdyby jego głos miał przybrać namacalną formę, stałby się mieczem przecinającym z łatwością nawet skałę. Miecz ten rąbałby okoliczne drzewa z ogromna precyzją i bez najmniejszego trudu. Lecz słowa były niczym, unosiły się w powietrzu i tylko czasem osiadały w cudzych umysłach, ale tylko wtedy, jeśli ktoś chciał słuchać. Dla rudowłosej byłoby zdecydowanie lepiej, żeby uważnie go teraz słuchała i wypełniała wszystkie jego polecenia. To nie były przelewki, atakował ich cholerny psychopata i na całe szczęście jego kolejne zaklęcie uderzyło w drzewo. Ale następny plugawy czar z szerokiego wachlarza stworzonego przez czarnoksiężników może mieć zdecydowanie bardziej niszczycielską moc i wtedy nawet najgrubszy pień ich nie ochroni. – Na znak biegnij za kolejne drzewo – nakazał jej władczo. – Ty w prawo, ja w lewo – na wszelki wypadek wskazał jej kierunek, w którym miała ruszyć. Dla własnego bezpieczeństwa powinni się rozdzielić. Kieran zresztą zamierzał dalej toczyć bój z chorym zwyrodnialcem. – Teraz – wyrzucił z siebie w końcu, chwilę przed tym, jak padła kolejna inkantacja zaklęcia. Sam ruszył w lewo, aby skryć się za najbliższym drzewem. To wcześniejsze, za którym się chował wraz z przypadkowym świadkiem, zostało rozerwane mocną zaklęcia. Na siebie ściągnął atak, bo obok niego śmignął jasny promień. Udało mu się jednak schować za drzewem i wychylić zza niego, aby odpowiedzieć własnym zaklęciem. – Nebula Omnia!
Po chwili gęsta mgła rozprzestrzeniła się wokół jednego z drzew, skąd nadszedł ostatni atak. Rineheart mógł mieć jedynie nadzieję, że pieprzony drań utkwi w tej mgle na trochę.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ferrels Wood [odnośnik]21.07.19 2:08
Musiała za wszelką cenę skoncentrować umysł, żeby przezwyciężył ułomności ciała. Nadal zziębniętego, oblepionego mokrą fałdą materiałów. Może, gdyby pogoda była cieplejsza, Ria zdążyłaby nieco ochłonąć, natomiast sukienka wyschnąć. Niestety, dość późna pora wraz z panującym aktualnie miesiącem stanowiła całkowite przeciwieństwo aktualnych potrzeb czarownicy. Zaklęłaby pod nosem, gdyby nie to, że dziejąca się zaskakująco prędko akcja pochłonęła ją bez reszty. Trudno się nawet dziwić, skoro walczyła o życie - jak się dość szybko okazało. Nie ona jedna, choć aurorzy ścigający czarnoksiężnika w lesie mieli dużo więcej doświadczenia oraz umiejętności w walce niż zawodniczka Quidditcha. Weasley zamrugała intensywnie podczas kolejnej fali niespodziewanych bodźców i zdarzeń, których stała się częścią. Wbrew własnej woli. Nie było czasu na marudzenie ani żądania zadośćuczynienia skierowanego do opatrzności - musieli działać, jeśli chcieli przetrwać starcie z tajemniczym szaleńcem. Najlepiej to na dodatek zwyciężyć.
- To dobrze - rzuciła cicho, choć bez przekonania. Może gdyby tu byli, pomogliby im? A może wręcz przeciwnie, byłoby dokładnie tak samo. W końcu aurorzy mieli swoje taktyki łapania zbrodniarzy, zapewne fakt, że Rhiannon znalazła się w tym miejscu z tylko jednym stróżem prawa, nie był przypadkowy. Za to celowym działaniem. Chcieli go otoczyć? Lub zwyczajnie szukali poszlak, rozdzielając się i to właśnie panu Rineheartowi przypadł zaszczyt natknięcia się na uciekiniera? Wysoce prawdopodobne.
Nie przejmowała się oschłym, surowym tonem, choć z pewnością oddziaływał on na rudowłosą. Kobieta wzdrygnęła się, aczkolwiek na tym etapie niemożliwym było określenie powodu takiej reakcji organizmu - była już mocno wyziębiona, co mogło być przyczyną tej reakcji. Nie patrząc na nic, skinęła zdeterminowana głową, nie ośmielając się wychylić ani kawałka swej piegowatej łepetyny. Adrenalina nie przestawała buzować, klatka piersiowa unosiła się i opadała szybciej niż zazwyczaj; szumiało jej w uszach z tego wszystkiego. Ledwie słyszała odgłosy toczącej się nieopodal walki. Dość nieprzytomnie zwróciła spojrzenie ciemnych oczu w stronę czarodzieja, który postanowił zrealizować kolejny etap swojego planu. Weasley nie pozostało nic innego jak ponownie przytaknąć jego słowom i zrobić dokładnie to, czego od niej oczekiwał. Usłyszawszy znak mającym być punktem zwrotnym w tym całym zdarzeniu, Harpia rzuciła się do drzewa po prawej stronie. Biegnąc niemalże czuła jak serce wyskakuje jej przez gardło. Przycisnęła się całym ciałem do grubego pnia, pod drżącymi palcami wyczuwając szorstkość faktury kory. Co dalej? Miała tutaj stać tak wieczność? Przymknęła na chwilę oczy, doprowadzając się do porządku. Niestety, zęby na nowo rozpoczęły szczękanie, więc Rhiannon skupiła się na przyciskaniu zębów do siebie. Głupio byłoby w ten sposób zdradzić swoją pozycję.
Nie minęła długa chwila od wybrzmianej przez aurora inkantacji, nim jasna smuga zaklęcia przetarła drzewo, za którym stała czarownica. Promień minął ją dosłownie o kilka cali - czarnoksiężnik musiał strzelać czarami na ślepo. Ona tymczasem podskoczyła w miejscu, zaskoczona możliwością bliskiego spotkania z nieznanym urokiem. Cholera, wolałaby móc się jakoś bronić, albo nawet zaatakować tego sukinkota. Jedynie fakt posiadania przemoczonej różdżki wraz z brakiem imponujących umiejętności ofensywnych powstrzymywał ją przed rzuceniem się w wir walki. To nic, że będący z nią tutaj mężczyzna nie byłby zadowolony z podjęcia takiej decyzji.
Przestępca z kolei wypuścił jeszcze kilka nieskoordynowanych, nieudanych ataków wycelowanych w leśną ściółkę z dala od nich, ale potem… nagle zrobiło się dziwnie cicho. Czekał na ich ruch? Skradał się niepostrzeżenie? Uciekał w przeciwnym kierunku? Ria aż słyszała dudnienie własnego serca; mimowolnie powędrowała wzrokiem do miejsca, w którym powinien stać pan Rineheart. Co teraz?



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ferrels Wood [odnośnik]31.07.19 0:58
Próba rozdzielenia się nie była całkowicie pozbawiona ryzyka, ale była konieczna, jeśli chcieli zwiększyć szansę uniknięcia kolejnych ataków. Tkwienie za tym samym drzewem – i to we dwójkę – wiązało się zaś z wysokim prawdopodobieństwem doznania obrażeń i to z całą pewnością dotkliwych, ponieważ zwyrodnialec nie rzucał w ich stronę błahych Upiorogacków. Właściwie to znał całkiem szeroki asortyment czarnomagicznych inkantacji i nie sprawiało mu żadnej trudności wypowiadanie ich. Gnój musiał mieć ogrom szczęścia, bo jednak wyrzucanie z siebie tych plugastw nie ściągnęło na niego paskudnych anomalii. Na całe szczęście zaklęcia rzucone przez Kierana też pozbawione były dodatkowych atrakcji. Dodatkowo jego kontratak przyniósł zamierzony cel, ponieważ jasne promienie zaklęć szybowały zbyt wysoko i na wszystkie strony, jakby celowanie przynosiło przeciwnikowi większą trudność niż wcześniej. Zatem utkwił we mgle.
Rineheart chciał krzykiem zawiadomić swoich kamratów z Biura Aurorów o swoim położeniu, lecz to szybko mogłoby obrócić się przeciw niemu. Wyjawienie pozycji swoim towarzyszom było zarazem zaproszeniem dla wroga, a ten przestał nagle rzucać zaklęcia na oślep. Czyżby wyszedł z zamglonej strefy i na nowo przemyślał własną taktykę? Auror bardziej zmarszczył brwi, zirytowany tym, że w ciemności mógł zwyczajnie nie dostrzec przemykającej pomiędzy drzewami sylwetki. Kolejny raz musiał zaryzykować. Biegiem ruszył znów w lewo, aby znaleźć się za kolejnym drzewem i wtedy też usłyszał donośnie wykrzyczaną formułę zaklęcia. Ten skurwiel chciał trafić go Cruciatusem. Pieprzonym Cruciatusem! Jak tylko dorwie tego zwyrodnialca, tak go przemagluje, że już nigdy nie będzie w stanie tknąć jakiejkolwiek różdżki!
Zdołał jednak ochłonąć, bo musiał pamiętać, że nie znajduje się w tym bagnie sam. Zerknął w prawo, próbując odszukać smukłej sylwetki. Wiele ułatwiało to, że czarownica wiedziała jak się zachować w tak trudnej sytuacji. Nie zdradzała swojej pozycji niepotrzebnymi odgłosami, pozostawała również za drzewem, stosując się doskonale do życzeń wykwalifikowanego aurora. Jej bliscy, brat i kuzyn, też pełnili tę samą trudną służbę co Kieran, zatem mogła być zaznajomiona z podobnymi przypadkami choćby dzięki ich opowieściom.
Wychylił się zza drzewa, aby rzucić Petrificusa. Z boku usłyszał wykrzyczane przez znajomy głos Lamino. Nareszcie nadeszło wsparcie. Ucałuje nawet niezbyt urodziwą gębę Hopkirka, jeśli tylko trzy sztylety utrafią w cel. Jednak po lesie nie rozległ się bolesny wrzask popaprańca. Wielka szkoda.
Hopkirk, uważaj, mamy tu osobę postronną! – wrzasnął w jego stronę.
Co?! – odkrzyknął mocno zaskoczony druh. – W tym lesie?!
Tak, do cholery, w tym psidwaczym lesie!
Kieran zmienił kierunek przemieszczania się i pognał odrobinę do przodu, w prawo, chcąc znaleźć się bliżej Weasleyówny. Skoro ich siły się powiększyły, zamierzał za swój priorytet postawić ochronę jej osoby. Jasny promień pomknął w jego stronę i ledwo się przed nim uchylił, ale to dało szansę drugiemu aurorowi na wystosowanie kontrataku prosto w popapranego czarnoksiężnika.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ferrels Wood [odnośnik]24.09.19 22:39
Walka trwała w nieskończoność - tak właśnie wydawało się przemoczonej, zziębniętej Rii, cały czas dociskającej plecy do pnia drzewa. Dobrze, że był dość gruby; z tego powodu czarownica posiadała możliwość delikatnego poruszenia ciałem bez przykrej konieczności zostania zauważonym przez czarnoksiężnika. Choć musiałby mieć niesamowity wzrok, żeby widzieć w ciemnościach równie ciemną sylwetkę kobiety. Najgorsze pozostawały odgłosy - konkretniej to szczękających zębów. Starała się jak mogła, żeby utrzymać szczękę w ryzach, acz nie potrafiła całkowicie zapanować nad mimowolnymi ruchami wycieńczonego organizmu. W ciszy na pewno zbrodniarzowi udałoby się je usłyszeć, ale świst przecinających powietrze zaklęć oraz formuły wypowiadanych inkantacji skutecznie maskował identyfikację położenia rudowłosej. Przełknęła desperacko ślinę, ostrożnym ruchem wędrując dłonią do kieszeni. Nic, różdżka nadal mokra, niezdolna do rzucania uroków lub choćby obrony przed chaotycznymi atakami. Powinna bardziej o nią dbać - na pewno po powrocie do domu, gdy skończy się to całe teleportacyjne szaleństwo, zaimpregnuje drewno z należytą czcią, nie oszczędzając ani sykla na ten proces. Co dla kogoś o nazwisku Weasley było ogromnym poświęceniem i trudnością. Odetchnęła, wkrótce zaczynając modlić się w myślach do samego Merlina o to, żeby ten koszmar dobiegł końca. Serce trzepotało w klatce żeber, tłukąc się o nie boleśnie, mroźne powietrze paraliżowało płuca. Drżała, na całym ciele; ścisnęła mocniej kolana, jak gdyby ten proceder miał zapewnić większą ciepłotę ciała.
Usłyszawszy dźwięk niewybaczalnej klątwy, wzdrygnęła się jeszcze mocniej - wydawało się to niemożliwe. Kręgosłup wyprężył się w napiętym oczekiwaniu, nasłuchiwała pomimo szumu w uszach. Czy ktoś oberwał? Czekała na przerażający wrzask niosący się po całym lesie, ale szczęśliwie odpowiedziała jedynie cisza. Oznaczało to, że chroniący Rhiannon auror pozostał nietknięty przez tego padalca. Obracała dzielnie głowę, wzrokiem szukając tej nowopoznanej sylwetki, upewniając się przy tym, że wszystko w porządku. Na tyle, na ile może być pośrodku ciemnego lasu z szaleńcem dyszącym w kark. Wkrótce wzrok nieco przyzwyczaił się do panującego wokół mroku, stąd dostrzegała kształty sylwetek gdzieś nieopodal. Cisza buzowała w głowie wznosząc alarm - co się działo? Co planował? Czego chciał? Walczyła z pokusą wychylenia się zza pnia, ponieważ taka taktyka bez wątpienia mogłaby się skończyć po prostu źle. Szczególnie, że do paru klątw dołączyły noże. Później krzyk dwóch mężczyzn. Wzdrygnęła się po raz nie wiadomo który, mimo wszystko wyciągając różdżkę przed siebie, gotowa do obrony. Jednak Rię zaskoczył jakiś Hopkirk, najprawdopodobniej także auror. Odetchnęła głęboko, chowając i tak nieprzydatne drewno z powrotem do kieszeni sukienki.
Po paru minutach nie było już potrzebne. Jedno z zaklęć zdołało ugodzić czarnoksiężnika. Najpierw rozległ się cierpiętniczy krzyk, później przerażający śmiech jeżący włos na głowie. Wychodziło na to, że tamten współpracownik powalił przestępcę. Szczęście? Umiejętności? Najpewniej wszystko na raz. Pomimo tego Weasley jeszcze nie wyszła ani zza drzewa, ani nie poruszyła się o milimetr. Patrzyła tylko wyczekująco na pana Rinehearta, który zdążył zbliżyć się do rudowłosej. Bez wyraźnego znaku nie zamierzała zdradzać swojego miejsca pobytu.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ferrels Wood [odnośnik]28.09.19 22:14
Wymiana zaklęć trwała jeszcze chwilę. Próbowali dorwać drania, lecz ten w miarę skutecznie umykał przed atakami wyprowadzanymi z dwóch różdżek. Rineheart, choć postanowił wesprzeć jakoś osobę postronną, to jednak po odnalezieniu się za bezpiecznym pniem mógł wychylić się zza niego i rzucić kolejne zaklęcie. Jego Petrificus nie sięgnął celu, ale przynajmniej dopomógł tą próbą Hopkirkowi, który tym razem zdecydował się rzucić Lamino Glacio. Naprawdę mieli sporo szczęścia, że po korzystaniu z czarów nie wydarzyło się jeszcze nic złego, jakby anomalie na chwilę ustąpiły w tym lesie. Czy to mogło mieć coś wspólnego z rytuałem dokonanym na ciele zabitej czarownicy? Nawet nie chciał o tym myśleć, widok był doprawdy odrzucający. Uwaga zwyrodnialca skupiała się na Hopkirku, bo najwidoczniej ten zdołał go rozzłościć wyczarowanymi już lodowymi soplami. Ale nie rozległ się jego wrzask, drań musiał radzić sobie nie tylko z czarną magią, ale również obroną. Lecz nawet on powinien przypuszczać, że jego starania długo nie potrwają, zaraz do miejsca starcia ściągną pozostali aurorzy.
Tak się stało. Po dołączeniu trzeciej różdżki czarnoksiężnik nie mógł już z taką swobodą co wcześniej manewrować pomiędzy drzewami. Z boku dopadło go nagle Expulso, które odrzucił go z ogromną siłą o kilka metrów i pewnie jego bezwładny lot trwałby dalej, gdyby ciało nie napotkało na przeszkodę w postaci drzewa. Opadł na leśną ściółkę z głuchym łoskotem, a Hopkirk dopełnił dzieła i potraktował go Petrificusem, zaś Kieran dorzucił do tego Ignitio, aby dać nauczkę. I chyba to pierwsze zaklęcie go dopadło, bo zawył wściekle, a potem umilkł całkowicie. Zasłużył sobie na gorsze potraktowanie za zbrodnię, którą popełnił. Rzucone na niego Esposas uruchomiło go całkowicie i znajdujący się najbliżej przestępcy auror podszedł do obezwładnionego już czarnoksiężnika, aby odebrać mu różdżkę.
Kiedy walka ustała, Kieran ruszył w stronę pozostawionej samej sobie Weasley. Na pewno obrał dobry kierunek, choć nie był już pewien, za którym drzewem tak właściwie się skryła. Dobrze jednak, że zastosowała się do jego polecenia.
Możesz już wyjść – wyrzucił z siebie głośno, jak najbardziej spokojnym tonem, choć adrenalina wciąż krążyła w jego ciele. – Jest już bezpiecznie – po tych słowach zdecydował się zdjąć z siebie własny płaszcz, aby oddać go właśnie jej. Nie miał jednak pewności, czy czasem już nie zniknęła, bo zdołała wcześniej wspomnieć o czkawce teleportacyjnej.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ferrels Wood [odnośnik]03.10.19 21:49
Nie mogła wiedzieć, co dokładnie działo się za jej plecami - czasem słyszała urywane inkantacje niosące się po ciemnym lesie, ale i z tym Ria miała problem. Strach pompował dość sporą ilość adrenaliny, ta z kolei wywoływała pisk w uszach oraz kołatanie serca. Do przeciwwagi dla oziębionego organizmu, którego praca sukcesywnie zwalniała z każdą mijaną minutą. Czasem kobiecie wydawało się, że niebawem zemdleje z wysiłku - wkładała go nie tylko w stanie za drzewem, acz także uspokajanie samej siebie, przyciskaniem części ciała do siebie w celu uniknięcia wydawania donośniejszych odgłosów czy walką z wrodzoną ciekawością. Zmieszaną rzecz jasna z gryfońsko-weasleyowsko-skamanderowską brawurą, która podpowiadała konieczność pomocy. Nie, sprawdzała już uchwyt na różdżce setny raz; drewno nadal nie nadawało się do użycia. Zaklęła szpetnie w myślach, całkowicie niezgodnie z etykietą dam, stąd pojawiło się zmarszczenie piegowatego czoła. Gniewne, trochę też bezsilne. Jak długo można stać w jednym miejscu nie robiąc nic? Ruszając się może nieco ogrzałaby zamarzniętą skórę, choć dopóki Weasley nie zdejmie ubrań nic się nie zmieni. Wiedziała o tym - nierozsądnym pozostawał striptiz w ciemnym lesie z czarnoksiężnikiem dyszącym na karku. Zajęła więc myśli idiotycznymi wizjami gorącej czekolady z miętą w dłoniach, ciepłej kąpieli o zapachu ogrodowych róż, leżenia nad jeziorem w ciepły, letni dzień. Trochę pomogło, ponieważ delikatne ciepło rozlało się w trzewiach; myślała więc dalej, o najbliższych sprawiających jej nadzwyczajną radość, co pobudzało krew do wrzenia. Niestety - nadal za mało, żeby organizm poczuł się znacząco lepiej. Wyplenił z siebie pokłady lodu mrożącego każdą z wrażliwych tkanek.
Przyłapała się na tym, że przestała być czujna. Fatalny błąd. Przywołała się do porządku znów wytężając słuch. Rhiannon usiłowała przy tym obrócić nieco głowę, może odrobinę wychylić ją zza pnia, ponieważ żywcem nie wiedziała już co robić. Pobiec za nimi? Nie, aurorzy na pewno ściągnęli mordercę do siebie, tutaj nic jej nie groziło. Rudowłosa powtarzała to sobie w myślach jak zacięta płyta gramofonowa, w obawie, że jednak popełni niewybaczalny błąd. Wkrótce wszelkie obawy okazały się płonnie, ponieważ zbrodniarz rzeczywiście został pokonany. Dowiedziała się o tym od mężczyzny, który ją znalazł w tym miejscu. Głos przecinający powietrze uspokoił nieco Rię, przez co ta zdecydowała się ostatecznie opuścić i tak marną kryjówkę. Pospiesznie stawiała kroki na leśnej ściółce - po krótkiej wędrówce odnalazła zebranych przy spetryfikowanym czarodzieju pracowników departamentu przestrzegania prawa. - Dz-dziękuję - powiedziała przez szczękające zęby oraz z wdzięcznością nałożyła na ramiona ofiarowany płaszcz. Ciepło nie otuliło rudowłosej od razu, choć poczuła się znacznie lepiej; ciałem wstrząsnęły kolejne dreszcze biegnące po każdym zakamarku skóry, ale naprawdę było już lepiej. - K-kim-m… - zaczęła zadawać pytanie, acz… już nie skończyła. Rozpłynęła się w powietrzu, niestety zabierając własność pana Rinehearta za sobą. Rozległo się jedynie ciche czknięcie.
Hep!

| zt Ria



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ferrels Wood [odnośnik]04.10.19 17:20
Ulżyło mu, gdy wymiana zaklęć wreszcie ustała. Hopkirk rozpytywał jeszcze wszystkich, czy aby na pewno nic nikomu nie jest, w końcu to on dowodził tą akcją i brał odpowiedzialność za wszystkich, co dziś działali pod jego wytycznymi. Nikt jednak oberwał, choć Rineheart wściekał się na myśl, że leżący już pod ich nogami zwyrodnialec ośmielił się rzucić w jego stronę Cruciatusem. Skurwiel nie miał żadnych zahamowań, ale przynajmniej dał swoim zachowaniem aurorom niepodważalny dowód na to, aby mogli wysłać go do Azkabanu. Jego proces potrwa naprawdę krótko, z kolei wyrok był już oczywisty i rzecz jasna jak najbardziej słuszny. Niech drań do końca swych dni posiedzi w towarzystwie dementorów, bo właśnie na tę nieustanną torturę zasłużył za to, co zrobił tamtej biednej dziewczynie. A mógł dopaść kolejną, nawet jeśli całkowitym przypadkiem.
Okazało się, że jego niepokój o rudowłosą nie był aż tak potrzebny, choć jego zdaniem wciąż był jak najbardziej uzasadniony w obliczu całej tej chorej sytuacji. Dobrze, że zdecydowała się wyjść zza drzewa, ponieważ szukanie jej w leśnym labiryncie przy tych ciemnościach byłoby naprawdę trudnym zadaniem. Zbliżyła się i narzuciła na siebie zdecydowanie za duży na nią płaszcz, ale nadwyżka materiału zawieszona na zziębniętych ramionach mogła stanowić atut przed zimnem, dostarczając odrobinę więcej ciepła. Swymi pojawieniem się ściągnęła na siebie wszystkie spojrzenia, bo jej nagłe pojawienie się na miejscu zbrodni było naprawdę nieprawdopodobne. Hopkirk już otwierał usta, chcąc poinformować ją zapewne o konieczności złożenia szczegółowych zeznań, jednak czarownica pierwsa spróbowała coś powiedzieć.
I w tej jednej chwili przepadła. Tak po prostu. Kieran aż mrugnął z zaskoczenia, choć nie pierwszy raz stykał się z tą nietypową przypadłością. Czarownica nie dokończyła zdania, bo chwilę później czknęła i zniknęła z odgłosem świadczącym o dokonanej teleportacji. Czyli nie kłamała, naprawdę dotknęła ją czkawka, na którą trudno było coś zdziałać bez pomocy odpowiednich eliksirów. Rineheart po ich zniknięciu podzielił się z resztą współpracowników jej personaliami, nie wierząc w to, że dziewczyna mogła go okłamać. Zresztą, w razie czego rozpyta o nią Brendana i to jemu przekaże obowiązek poinformowania jej niezwłocznie o stawieniu się w Kwaterze Głównej Aurorów w celu przeprowadzenia odpowiednich czynności. Chciał jak najszybciej opuścić ten las, wtrącić zwyrodnialca do celi w Tower i zmyć z siebie trudy tej nocy we własnym domu. Ale musieli wrócić do ciała i je zabezpieczyć. To wciąż miała być dla niego długa noc.

| z tematu


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ferrels Wood - Page 5 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780

Strona 5 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Ferrels Wood
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach