Wydarzenia


Ekipa forum
Teatr na klifach
AutorWiadomość
Teatr na klifach [odnośnik]16.07.16 18:11
First topic message reminder :

Teatr na klifach

Wśród nagich, granitowych skał klifów nadmorską straż pełnią kamienne rzędy widowni, usytuowane w zboczu. Wzorowany na swych antycznych poprzednikach, Teatr Minack uosabia w sobie esencję sztuki teatralnej. Chociaż na pierwszy rzut oka cały przybytek wydaje się być niepozorny, to jednak jego twórcy szczegółowo zadbali o odtworzenie całej infrastruktury starożytnej. Gdy akurat nie są w teatrze wystawiane żadne sztuki, Minack jest doskonałym miejscem na wybranie się na popołudniowy spacer - zasiadając na widowni można wtedy obejrzeć niezwykły spektakl, jaki prezentuje zachodzące na horyzoncie słońce, powoli opadając ku morskiej toni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teatr na klifach - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Teatr na klifach [odnośnik]14.09.19 15:51
Lodowaty wiatr smagał jego policzki, kiedy lądował na jednym z nadmorskich klifów, tuż obok opuszczonego tego dnia teatru; nic dziwnego – temperatury zdecydowanie nie zachęcały do wystawiania przedstawień na świeżym powietrzu, i właściwie był to jeden z powodów, dla którego zdecydował się wybrać to miejsce: oddalone od wioski o piętnaście minut lotu na miotle i jakąś godzinę szybkiego marszu, jeśli zostałby zmuszony przebyć trasę piechotą, wydawało się być położone jednocześnie odpowiednio daleko i wystarczająco blisko. Skalne ławy odkrył przypadkiem, niecały miesiąc temu, w trakcie jednej z długich wypraw odbywanych na grzbiecie Cienia – szukanie odosobnienia w towarzystwie aetonana zdarzało mu się ostatnio coraz częściej – ale dopiero feralne wydarzenia na Pokątnej skłoniły go do głębszego zastanowienia nad kwestiami bezpieczeństwa. Własnego i nie tylko; teleportacja co prawda już działała, musiał jednak brać pod uwagę, że w stanie fizycznego wycieńczenia i tak pozostawała poza jego zasięgiem; nie mówiąc już o tym, że nie pozwalała na przetransportowanie kogoś, kto mógł potrzebować pomocy.
Wyprostował się, przekładając miotłę do lewej ręki i szybko poprawiając ubranie, które trudny lot wśród porywistych porywów wiatru pozostawił w nieładzie. Naciągnął czapkę na zmarznięte uszy, wytarł łzy z kącików zaczerwienionych oczu i dopiero wtedy rozejrzał się dookoła, bardzo szybko dostrzegając samotną sylwetkę, stojącą w pobliżu zejścia do teatru. Nie wiedział, jak wyglądała czarownica, z którą miał się spotkać, granatowy płaszcz i czerwony, wyraźnie odcinający się od krajobrazu szalik stanowiły jednak dla niego wystarczające potwierdzenie. Ruszył w jej stronę, po drodze zerkając na zapięty na nadgarstku zegarek; miał nadzieję, że się nie spóźnił. – Dzień dobry! – krzyknął jeszcze z daleka, oddzielony od niej o kilkanaście dobrych kroków – dystans, który zniwelował w ciągu następnych sekund, zatrzymując się tuż przed kobietą i wyciągając w jej stronę dłoń. Wydawała mu się młodsza niż sądził, że będzie, ale nauczył się już nie oceniać książki po okładce; Charlene była najlepszym przykładem na to, że młody wiek nie wykluczał imponujących umiejętności. – Nazywam się Percival, kontaktowaliśmy się listownie – przedstawił się; podejrzewał, że jego towarzyszka już sama dodała dwa do dwóch, ale wolał wykluczyć ewentualne wątpliwości. – Dziękuję, że zgodziła się pani na to spotkanie, mimo że pogoda nie zachęca do wypraw w teren – dodał po chwili, jak każdy Brytyjczyk narzekanie na pogodę mając we krwi. – Miejsce, o którym pisałem jest dosłownie dwie minuty w tamtą stronę, musimy tylko zejść na dół, na wybrzeże. – Wskazał dłonią na schody, po czym jakby sobie o czymś przypomniał; poklepał się dłonią po przodzie kurtki, szukając charakterystycznego wybrzuszenia, po czym sięgnął za pazuchę, wyciągając różdżkę. – Caelum – rzucił, czekając, aż ochronna bariera odetnie ich od ostrych podmuchów, wciskających w oczy drobinki śniegu. – Tak powinno być nam wygodniej. Możemy? – zapytał, ruszając w stronę śliskich stopni; przynajmniej nie musiał przekrzykiwać już huku wiatru.

| mam ze sobą srebrny gwiezdny pył (x2)




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]14.09.19 23:52
Przesunęła spojrzenie w stronę dźwięku innego od świszczącego wiatru od razu dostrzegając człowieczą sylwetkę odcinającą się od śnieżnej monotonii - Fantastyczny... - odkrzyknęła mu ciągle przytrzymując nakrycie głowy. No naprawdę... Widząc jak wychodzi jej na przeciw sama się również poruszyła podkasując wolną dłonią ciężka, zimową spódnicę. Dopiero ściskając jego dłoń zdała sobie sprawę, że zapomniała rękawiczek - Shelta Vene, miło mi pana poznać osobiście. Proszę się nie przejmować. Sama sobie to robię od kilku lat - posłała mu serdeczny uśmiech przełamany zakłopotaniem. Pan Blake wydał się jej bardzo dobrodusznym człowiekiem. Nie chciała więc by nękały go wyrzuty sumienia bez względu na to czy były podszyte grzecznością, czy też nie. Rozluźniła spiętą od oporu stawianego zawiei sylwetkę czując niewypowiedzianą ulgę w chwili w której ochronne zaklęcie otuliło ją swoimi właściwościami. Pokiwała ze zrozumieniem i zgodą głową spoglądając na multum stopnie prowadzących w dół, w stronę wybrzeża. Ściągnęła brwi ku sobie czując nieprzyjemnie zaciskające się na klatce piersiowej uczucie niepewności - Miałby pan coś przeciwko, gdybym... - wysunęła zakłopotana w jego stronę rękę w poszukiwaniu zgody na odnalezienie w męskim ramieniu podpory oraz odwagi. Nie chciała się narzucać, jednak licznie ciągnące się w dół skalne, oblodzone stopnie wyglądały na jedne z tych lubiących wchodzić w szranki z trzewikami na nie wysokim (ale jednak!) obcasie.
- Zdecydował się pan na ingrediencje z jakiej chciałby pan mieć uwitego świstoklika? Jakby miał pan jeszcze jakieś wątpliwości to służę słowem - zaoferowała póki jeszcze była możliwość wprowadzenia jakichkolwiek zmian. W razie potrzeby posiadała przy sobie kilka astronomicznych ingrediencji, które mogła wykorzystać - Chciałabym się już tak trochę przyszłościowo podpytać czy ostatnią styczność z numerologią kojarzy pan ze szkoły czy też miał okazję się pan o nią ocierać gdzieś później - wyglądał na dojrzałego mężczyznę, który na pewno miał okazję doświadczyć garść różnego rodzaju sytuacji. Shelta chciała wiedzieć, czy może wśród nich było coś związanego z numerologią, tą inną od teoretycznej wykładanej w szkole - Chciałam się tez zapytać o przedmiot. Co pan wybrał? - wlepiła w niego zaciekawione spojrzenie wielkich, brązowych oczu.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Teatr na klifach [odnośnik]15.09.19 14:25
Chwilowa niezręczność, wywołana świadomością narażenia jego dzisiejszej towarzyszki na okrutną pogodę, rozmyła się niemal tak samo szybko, jak się pojawiła, starta życzliwą odpowiedzią i rozjaśniającym jasną twarz uśmiechem. Zaraźliwym – uśmiechnął się w ślad za nią, zastanawiając się przelotnie, czy mówiła tak tylko z grzeczności; niewiele wiedział na temat świstoklików, ale wydawało mu się, że czarodzieje na ogół wybierali na miejsce docelowe tereny przydomowe i chronione, którym daleko było do targanych wiatrem klifów. W spokojniejszych czasach sam postąpiłby podobnie, teraz jednak nie mógł ryzykować; dokładne położenie leśnego domu znała garstka osób, a on nie mógł narazić kryjówki na przypadkowe odkrycie – zwłaszcza, że nie chodziło tylko o jego własne bezpieczeństwo. – W takim razie jest nas dwoje – odpowiedział. On również od lat pracował w terenie, tradycyjnie klnąc na trudne warunki, żeby później wspominać je z rozrzewnieniem.
Och – mruknął w odpowiedzi na kolejne słowa Shelty, na ułamek sekundy zawieszając spojrzenie na stromych stopniach; skupiony na osłonięciu ich przed wiatrem i śniegiem, nie pomyślał o tym, że zejście może okazać się problematyczne. Oparł pospiesznie miotłę o jeden z białych kamieni – nie było sensu targać jej ze sobą, wróci po nią później – po czym wyciągnął ramię w kierunku czarownicy, by mogła wygodnie się o nie oprzeć. – Oczywiście. Proszę mi wybaczyć, kiedy byłem tutaj po raz ostatni, nie było aż tyle śniegu, schody wyglądały znacznie lepiej – powiedział przepraszająco. – Ostrożnie – dodał jeszcze po chwili, gdy ruszyli w dół, ku wybrzeżu; starał się iść powoli, utrzymując względnie stabilną pozycję, nieznacznie na przodzie – na tyle przynajmniej, na ile pozwalała nierówna ścieżka.
Tak, udało mi się zdobyć srebrny gwiezdny pył – pięć osób i dwa użycia, dobrze zapamiętałem? Myślę, że na ten moment takie właściwości mi wystarczą, nie spodziewam się transportować większych grup. – Musiał też myśleć o własnych finansach – co było dla niego nowością, ale taką, której nie mógł już dłużej ignorować; zawartość jego skrytki miała w zwyczaju topnieć nad wyraz szybko, gdy zapominał, że nie napełniała się sama. – Zastanawiam się – nie ma możliwości, żeby ktoś aktywował świstoklik przez przypadek, prawda? – zapytał, gdy wspomniała już o wątpliwościach. Miał ich kilka, większość wynikających z niewiedzy; podróżowanie świstoklikami nie było co prawda dla niego pierwszyzną, ale do tej pory nie musiał przejmować się procesem ich powstawania. Kiedy potrzebował ich na wyprawę, wystarczyło napisać odpowiedni list. – I czy osoba trzecia, która znalazłaby taki przedmiot, będzie w stanie stwierdzić, że jest świstoklikiem? – Musiał pomyśleć o tym z wyprzedzeniem; celowo wybrał co prawda na miejsce docelowe takie, które pozostawało w pewnym oddaleniu od jego domu, ale wciąż – samo kornwalijskie wybrzeże stanowiło oczywistą wskazówkę.
Przed udzieleniem odpowiedzi na następne pytanie zawahał się na dłuższą chwilę, jako wymówkę wykorzystując fakt, że dotarli do podnóży schodów; pomógł czarownicy zejść z ostatniego, wyższego niż pozostałe stopnia, następnie prowadząc ją dalej – węższym przejściem, kończącym się na niewielkiej, kamienistej plaży, z jednej strony zamkniętej ścianą wysokiego klifu. – Niestety muszę przyznać, że po ukończeniu Hogwartu mnie i numerologii nigdy nie było po drodze – odpowiedział z ociąganiem, ostatecznie pomijając jednak fakt, że nawet w szkole numerologiczny podręcznik pełnił dla niego głównie rolę brudnopisu; między skomplikowanymi równaniami zawsze było wystarczająco dużo pustych przerw, żeby można było nabazgrać na nich zabawny rysunek smoka albo spadającego z miotły Gryfona. – Jeśli chodzi o przedmiot – odezwał się szybko, skory do przeskoczenia na mniej problematyczny temat – myślałem o tym. – Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, trochę obdrapaną, zdecydowanie mugolską. – Nie ma żadnych magicznych właściwości – zaznaczył. – Zastanawia mnie tylko jej rozmiar, pięciu osobom trudno byłoby złapać je jednocześnie – ale z tego, co rozumiem, nie muszą dotknąć jej bezpośrednio, mogą siebie nawzajem? – Upewnił się, nie był pewien. – Jesteśmy na miejscu – dodał po chwili; zatrzymali się na krawędzi plaży, wciąż osłonięci przed wiatrem zaklęciem – choć tutaj nie wydawało się to konieczne, zataczające krąg skały stanowiły same w sobie naturalną barierę przed przykrą pogodą.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]18.09.19 4:06
Może nie dziś i nie za rok, czy nawet pięć lat, lecz kiedyś, kiedy zwątpienie i czara goryczy związana z pracą z klientem się przeleje to dla oczyszczenia swej duszy spisze wszystkie najdziwniejsze zlecenia które przyszło jej realizować nie omieszkując wspominać wyjątkowości zachowania co poniektórych pracodawców. Już teraz mogła się pochwalić kilkoma większymi kwiatkami, jak i soczystym bukietem mniejszych. Nie na darmo w końcu nauczyła się przypominać klientom o pewnych oczywistościach jak na przykład - poręczność przedmiotu mającego być świstoklikiem. Samo miejsce dzisiejszego zlecenia pomimo nie bycia typowym domowym zaciszem nie wzbudzało w niej jednak zaskoczenia. Mimo wszystko nie musiała się wysilać by oczami wyobraźni widzieć Pana Blake'a przemieszczającego się wiosennym, późnym popołudniem brukowanymi uliczkami Londynu. Pogoda oczywiście by dopisywała. Towarzyszyłoby mu kilku równie szarmanckich przyjaciół z którymi po wychyleniu kieliszka skrzaciego wina i po rozprawianiu o męskich sprawach przenieśliby się świstoklikiem na pobliskie wybrzeże by zwieńczyć dzień nadmorskim spektaklem. To byłoby miłe - spędzić tak lekko dzień. Wiedziała, że to wszystko było jej pięknym wyobrażeniem lecz nikt nie mógł jej zabronić dopowiadać sobie przyjemnych historii przełamujących coraz mniej przyjemną rzeczywistość.  
- Brzmi jak coś na co cierpi ostatnio cała Anglia wraz z Irlandią - ten nadmiar śniegu. Nie jest to jednak takie złe. Przynajmniej póki nie grzmi - starała się doszukiwać tych dobrych stron wplatając się z wdzięcznością pod męskie ramie. Podciągnęła rąbek spódnicy starając się przy tym uważnie śledzić to, jak stawia kolejne kroki. Była w końcu ofermą i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Tak, dokładnie tak, Panie Blake - świstoklik ze srebrnego pyłu miał nośność do pięciu osób, i limit dwóch użyć - Co do zasady przypadkowa aktywacja jest niemożliwa. Przynajmniej jeżeli mówimy o świstokliku typu pierwszego, czyli takim, jakiego pan sobie życzy. On sam w sobie jest dość skomplikowanym tworem numerologicznym. By zadziałał należy nie tylko go aktywować w określony sposób, lecz również później tą aktywność podtrzymać w przeciwnym razie może dojść do niebezpiecznego rozszczepienia zagrażającego zdrowiu i życiu pasażerów, jak i pana samego. Nie chcę mówić, że nie ma na to stuprocentowej pewności bo zawsze jest szansa, jednak trzeba byłoby mieć naprawdę prawdziwego pecha by coś podobnego się zdążyło i zdecydowanie nie miałoby to zdrowego finału. Na pocieszenie dodam, że do dziś nie słyszałam o takim przypadku, a trochę w branży około transportowej już pracuję - jako numerolog, lepiej niż ktokolwiek, zdawała sobie sprawę z tego, że w życiu nie istniało nigdy nic stałego i pewnego. Nawet jeżeli uważaliśmy inaczej, nawet jeżeli chcieliśmy się łudzić życie zawsze pozostawiało miejsce na szanse. Mniej lub bardziej oczekiwane, chciane - Nie, nie ma możliwości by postronna osoba mogła na pierwszy rzut oka rozpoznać świstoklik. Musiałaby zbadać sobie trud sprawdzenia go pod odpowiednim kątem, a do tego też trzeba mieć pewne wyczucie i umiejętności - zapewniła śledząc wzrokiem ostatnie mijane stopnie po których pokonaniu dziękczynnie skinęła głową mężczyźnie wyplatając swoją rękę z pod jego ramienia.
- Proszę się nie przejmować. Większość moich klientów jest przeważnie w podobnej sytuacji. Mimo wszystko numerologia kojarzy się z niemającymi końca wyliczeniami i zniechęca do siebie jeszcze przed praktycznym jej wykorzystaniem. Nie jest to jednak coś, czego nie przeskoczymy, panie Blake - nie chciała by się przejmował. Sama w końcu wiedziała, jak nieprzyjemnie było się przyznawać do elementarnych braków, a tych miała całkiem sporo. Była tu dziś jednak po to by mu pomóc. Chuchnęła w rozgłaszane dłonie gładząc je ciepłem własnego oddechu sięgając po niepozornie malutki przedmiot - Mogę...? - dopiero po wyrażeniu zgody ujęła przedmiot między palcami wznosząc wyżej ciemne brwi - Faktycznie, złapanie tego na raz przez piątkę osób mogłoby być kłopotliwe ale tak, jest tak jak pan mówi - wystarczy, że wspólnie teleportujące się osoby będą miały kontakt z kimś kto trzyma świstoklik. Same nie muszą mieć z nim bezpośredniej styczności - wymruczała badając fakturę i materiał przedmiotu, a zaraz potem sięgając po różdżkę zatoczyła okrąg wokół wskazanego miejsca wodząc spojrzeniem za czymś niewidzialnym. Przekrzywiła wyceniająco łepek, a potem przecięła obserwowaną płaszczyznę pojedynczym ruchem różdżki. Ponowiła zabieg czyniąc kilka kroków na wschód od wskazanego miejsca gdzie też ostatecznie kucnęła i po uklepaniu w śniegu niewielkiego poletka złożyła na nim zapalniczkę - Będzie panu przeszkadzało, jeżeli będzie to tu? I mogłabym prosić ingrediencje?



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Teatr na klifach [odnośnik]20.09.19 0:19
Było coś przygnębiającego w świadomości, jak bardzo stało się to dla niego normalne: wznoszenie wokół siebie coraz grubszych warstw zabezpieczeń, przygotowywanie planów ucieczki, zakładanie, że w najbliższej przyszłości będzie zmuszony ratować się z rąk wroga – prawdopodobnie wraz z grupą zupełnie niewinnych osób, które – podobnie jak ostatnim razem Florean – znajdą się nieszczęśliwie w ogniu krzyżowym między toczącymi ze sobą wojnę stronami. Nie myślał o tym na co dzień, zdarzały się jednak momenty, w których rzeczywistość uderzała w niego wyjątkowo mocno, przypominając, jak wiele czasu spędzał ostatnio na ćwiczeniach, i to bynajmniej nie dla własnej satysfakcji: nie podjął się nauki oklumencji w ramach wystawienia własnych umiejętności na próbę, nie wprawiał się w magii obronnej dla rozrywki i nie dbał o stworzenie świstoklika, by wygodniej było mu wracać z towarzyskich wieczorów, gdy będzie już zbyt pijany, by bezpiecznie się teleportować – choć czasami lubił sobie wyobrażać świat, który właśnie w ten sposób by wyglądał.
Na razie skupiał się jednak na dniu obecnym, a dokładniej: na tym, by nie pozwolić swojej towarzyszce na niefortunny upadek ze stromych schodów. – To prawda, zdecydowanie wolę śnieżyce od grzmotów – przyznał, myśląc głównie o tym, co czarnomagiczne wyładowania niosły ze sobą. Chwilami trudno było mu uwierzyć, że naprawdę zostawili to już w przeszłości, a rzucanie zaklęć nadal – trochę irracjonalnie – niosło ze sobą lekki niepokój. – To rzeczywiście pocieszające – odparł bez ironii, kiedy Shelta skończyła odpowiadać na jego pytanie. Rzeczowo i konkretnie, w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do wiarygodności przekazywanej wiedzy; kiwnął głową, starając się zapamiętać to wszystko. Wyglądało na to, że o nieplanową deportację martwić się nie musiał, bardziej o nauczenie się, jak przeprowadzić tę planowaną – to jednak był w stanie uczynić; gdy mu na czymś zależało, zapierał się rękami i nogami, żeby to osiągnąć, a w tym wypadku gotów był przełamać nawet niechęć do numerologii. Nieuzasadnioną; nie miał szczególnie przykrych przeżyć z tą dziedziną magii, podejrzewał więc – całkiem słusznie – że wewnętrzny opór brał się raczej z konieczności przyznania się do niewiedzy i rozpoczęcia czegoś od zera, od poziomu kojarzącego mu się z bezradnością uczącego się chodzić dziecka. Miał nadzieję, że jego przyszła nauczycielka miała więcej wyrozumiałości w tej kwestii, niż on sam. – Czyli krótko mówiąc, musiałaby wiedzieć, że szuka akurat świstoklika – mruknął potakująco, bardziej do siebie niż do czarownicy.
Zatrzymał się na chwilę u podnóża schodów, czekając, aż Shelta ruszy dalej – i ruszając u jej boku. – Mam taką nadzieję, nie chciałbym sprawić pani kłopotu – przyznał z lekkim zmieszaniem, które przykrył uśmiechem. Kiedy wyciągnęła w jego stronę rękę (nie umknęło mu, że pozbawioną rękawiczki), bez słowa podał jej zapalniczkę, przyglądając jej się, gdy ważyła ją w dłoni – jakby czekając na werdykt. – To świetnie, to mi wystarczy – powiedział, złapanie się rękawa kurtki i tak było wygodniejsze, niż jednoczesne uchwycenie książki czy buta; no i zapalniczka była znacznie łatwiejsza do ukrycia i transportu.
Zamilkł odruchowo, cofając się o krok, żeby zapewnić kobiecie potrzebną przestrzeń, gdy rozglądała się wokół zataczając różdżką kręgi wokół czegoś, co było chyba widocznie jedynie dla niej samej; przyglądał się jej działaniom z niemą konsternacją, na usta cisnęły mu się kolejne pytania – ale nie chciał jej przeszkadzać. Podejrzewał, że proces należał do skomplikowanych, wymagających skupienia – odezwał się więc dopiero, kiedy Shelta zwróciła się bezpośrednio do niego. – Nie, tutaj wydaje się w porządku. I – oczywiście, już – odpowiedział szybko, sięgając za pazuchę, zza której wyciągnął niewielki woreczek ze srebrnym gwiezdnym pyłem. W ilości odmierzonej na oko, liczył jednak na to, że jego towarzyszce nie będzie to przeszkadzało.

| przekazuję Shelcie 2 porcje srebrnego gwiezdnego pyłu




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]20.09.19 18:36
Jak zwykle starała się sprostać oczekiwaniom i potrzebom swego klienta. Tym bardziej, że ten powiązany był nicią przyjaźni z lordem Olivanderem, którego zaufania i wiary w swoje umiejętności nie chciała nadszarpnąć. Do tego pan Blake wydawał się być zwyczajnie życzliwym człowiekiem, a takim po postu chciało się pomagać tak bardziej chętnie. Miała nadzieję, że jak na razie wychodziła na przeciw wszystkim jego potrzebom.
- Dokładnie tak. Jeśli to pana martwi to teraz, kiedy działa już teleportacja, raczej mało kto z góry podejrzewałby kogokolwiek o posiadanie przy sobie świstoklika - urokliwe wyobrażenie o wykorzystaniu tworzonego dla tego pana świstoklika się zachwiało. Nie była jednak naiwna, zaskoczona dociekliwością dotyczącą możliwości utrzymania istnienie zaklętego przedmiotu w tajemnicy. Zwłaszcza w takich czasach. Było w tym jednak coś smutnego. Nieznacznie przygasła pozwalając czemuś niewidzialnemu obciążyć barki, płuca. Część tego wydusiła z siebie wraz z ciepłym oddechem. szczęśliwie chwilę później złapać mogła się skupienia na podjętym się zadaniu w nadziei, że oddali się od troskliwych myśli.
Początkowo rozejrzała się po otoczeniu badając magiczną strukturę miejsca w którym stała. Poruszała magię własną kierując ją różdżką i szukając najdogodniejszego miejsca. Przypominało to szukanie miejsca na materiale wielokrotnie łatanej i ozdobionej mnogą ilością naszywek szaty na wszycie kolejnej aplikacji. Odpowiednia kompozycja miała znaczenie. Gdy się jej to udało, a klient nie zgłaszał sprzeciwu - wygniotła niewielki fragment śniegu tak by przedmiot leżał na lodowym klepisku. Przejęła również ingrediencję od Perciwala. Rozwiązała sznureczki woreczka i rozwarła mieszek układając go na ziemi tuż pod swymi stopami. W wolną rękę ujęła garść srebrnego gwiezdnego pyłu podnosząc się tym samym z klęczek na równe nogi - Jak wspominałam, tworzenie świstoklika może trochę potrwać. Jeśli pan chce, może pan wrócić tu za około godzinę - poinformowała zdając sobie sprawę, że to jak wygląda zaklinanie przestrzeni nie dla każdego musi być czymś ciekawym. Następnie zabrała się za czyny. Początkowo pozwoliła sobie na przygotowanie miejsca budowy magicznego połączenia. Odepchnęła chwilowo naturalnie przecinające ten szlak magiczne nici tak by opływały obok lub nad okolicą. Podwieszała zbłąkane strumienie, wyciszała wpływ naturalnej aury. Wszystko po to by w kolejnej chwili już mniej zamaszystymi, a dokładniejszymi pociągnięciami różdżki skupionymi wokół miejsca docelowego oraz zaklinanym przedmiotem wznosić coś nowego. Stawiać niewidzialne filary odnajdującymi w sobie nawzajem jakieś oparcie. Wiązała je cienką siatką wiązań. Krzyżowała je wywołując delikatne skrzenie powietrza, a potem z cierpliwością splatała w coś co powoli nabierało kształtu, mocy. Gdy przyszła decydująca chwila rozrzuciła w przestrzeń nad zapalniczką srebrny, gwiezdny pył - Portus! - wypowiedziała inkantację niemalże jednocześnie. Gwiezdny proszek miał wejść w interakcję z niewidzialnym, numerologicznym konstruktem i pod wpływem zaklęcia zapaść się wraz z nim w niemagicznym przedmiocie wypalając w nim splecioną magię, wypalając moc i pamięć tego miejsca.

|Tworzę świstoklik typu I; przedmiot niemagiczny: zapalniczka; zużyta ingrediencja: 1 porcja srebrnego gwiezdnego pyłu



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Teatr na klifach [odnośnik]20.09.19 18:36
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 75
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teatr na klifach - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Teatr na klifach [odnośnik]23.09.19 11:36
Skinął głową, przyjmując jej zapewnienie bez słowa – nie chcąc wyjaśniać, że nie do końca się z nim zgadzał; że obracał się aktualnie wśród ludzi, którzy wszystkich podejrzewali o wszystko, i którzy mieli ku temu dobry powód. Nie było sensu obarczać jej tą świadomością; tłumaczyć, że świstoklik, który tworzyła, najprawdopodobniej użyty zostanie w walce, a nie do wygodniejszego powrotu z rodzinnej wycieczki do ogrodu magizoologicznego. Zresztą – być może z jej perspektywy nie miało to wcale znaczenia, był w końcu tylko jednym z dziesiątek klientów; twarzą, o której jutro, najdalej za miesiąc zapomni.
Przyglądał się przez chwilę jej działaniom w milczeniu, śledząc płynne ruchy różdżki z niejaką fascynacją, i dopiero później orientując się, że patrzenie na ręce komuś, kto pracował, nie miało nic wspólnego z dobrym wychowaniem. Jej słowa zdawały się to potwierdzać – a chociaż nie brzmiały tak, jakby celowo go wyganiała, to nie miał zamiaru testować jej cierpliwości. – Oczywiście – w takim razie wrócę za godzinę. Upewnię się, że nikt nie zakłóci pani pracy – przytaknął, posyłając jej uśmiech i kierując się z powrotem ku kamiennym kręgom teatru, i wyżej, na klif; nie planował wracać do domu, nie miało to sensu – byłaby to jedynie droga w tę i z powrotem – ale dłuższy spacer po okolicy nie wydawał się takim złym pomysłem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że od tej pory nie miała już być dla niego jedynie przypadkowym punktem na mapie, a drogą ewentualnej ewakuacji; powinien poznać ją lepiej, sprawdzić możliwe kryjówki, przygotować więcej niż jedną trasę ucieczki.
Mało brakowało, a straciłby w tym wszystkim poczucie czasu; kiedy zorientował się, że minęła wyznaczona godzina, znajdował się kilkaset metrów dalej, ruszył więc szybkim krokiem ku plaży, docierając do niej z lekką zadyszką; zatrzymał się gwałtownie w kamiennym przejściu, nie chcąc przez przypadek naruszyć potrzebnego do wykonania zadania spokoju – i posłał jej pytające spojrzenie. – Mogę wrócić później, potrzebuje pani więcej czasu? – zapytał; w otaczającej ją przestrzeni nie dostrzegł żadnej zmiany, ale z drugiej strony – czy w ogóle powinien? Czy miejsca powiązane ze świstoklikami w jakikolwiek sposób stawały się widoczne, na przykład dla numerologów? Będzie musiał ją o to zapytać, na razie chciał tylko się upewnić, czy mógł.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]23.09.19 21:17
Była względnie przyzwyczajona do tego, że patrzono jej na ręce. W końcu mało kto interesował się numerologią jako tako, a jeszcze mniej było osób które sięgali po jej praktyczne zastosowanie - wznoszenie magicznych, a więc i niewidzialnych, konstruktów samo w sobie brzmiało całkiem abstrakcyjnie i tajemniczo. Dodając do tego fakt, że w wyglądało to jak bezsensowne wymachiwanie różdżką przez ciągnące się godziny potrafiło zasiać sceptycyzm w niejednym czarodzieju. Szczęśliwie wypełnianie świstokliczych zleceń nie było głównym źródłem dochodu pani Vane, a i mimo wszystko lwia cześć klientów potrafiła wykazać się zrozumieniem, nie przeszkadzała jej w pracy. Tak samo teraz ceniła sobie, że pan Blake postanowił dostosować się do jej sugestii pozostawiając ją sam na sam z magią.
Cały proces zaklinania przestrzeni, wypalania jej jej koordynat magią w przedmiocie przebiegł pomyślnie. Moc srebrnego, magicznego pyłu naznaczyła zapalniczkę w sposób trwały. Powietrze na moment stało się gęste, ciężkie, namacalne. Zaskrzyło się mocą, a potem zapadło, znikło rozmywając aurę niesionego wyplecionymi z przestrzeni konstruktu niosącego na swym grzbiecie pokłady energii zamkniętej w tym momencie w niewielkim przedmiocie. Shelta podniosła go ostrożnie, oceniła spojrzeniem i numerologicznym zmysłem, a potem schowała do kieszeni płaszcza wraz z skostniałymi, sztywnymi od zimna palcami. Ciepło materiału iskało ją niemalże boleśnie po lodowatej skórze sprawiając, że aż się wzdrygnęła. Rozejrzała się za zleceniodawcą. Mrużąc powieki na tle skutego lodem klifu zdawało jej się, że dostrzega zbliżająca się męską sylwetkę. Jej uwaga szybko została jednak przykuta przez prędko zbliżającą się ku niej ciemna plamę z której uformowała się ostatecznie jej własna sowa. Nieco zaskoczona pośpiesznie wyciągnęła ku niej przedramię by ta miała gdzie osiąść. Szczęśliwie gruby materiał rękawa chronił przed bolesną siłą zakleszczających się na kości sowich szponów. Wolną ręką wyciągnęła z dzioba Fiu notkę. Rozpakowała ją korzystając pomocy ust, a potem z lekkim niepokojem wczytała się w treść z lekką ulgą wypuściła podświadomie wstrzymywane powietrze, lecz strapienie nie uciekło z jej twarzy.
- Nie, nie ma potrzeby - udało się, wszystko przebiegło tak jak miało i świstoklik jest już gotowy! - oznajmiła podnosząc głos, a potem ruchem ręki wybiła ciążącą jej na ramieniu sowę w powietrze z nakazem powrotu do domu. Zwolnioną ręką podciągnęła rąbek spódnicy by żwawym i swobodnym krokiem wyjść Percivalowi na przeciw - Zastanawiam się, czy byłoby dużym kłopotem dla pana, gdybyśmy przełożyli część szkoleniową na jutro lub pojutrze...? Bo, głupia sprawa, ale obecnie zostawiłam pracownie pod opieką stażystki i wywiązała się pod moją nieobecność dość niespodziewana sytuacja, którą jestem w stanie rozwiązać tylko ja tak więc... byłabym bardzo wdzięczna, gdyby nie byłoby to dla pana dużym kłopotem. W ramach rekompensaty jestem gotowa dostosować się do dowolnie wskazanej przez pana pory dnia i powiedzmy, że całość usługi, czyli świstoklik i przystosowanie do jego użytkowania wyniesie pana łącznie dziesięć sykli - zaproponowała i widać było po niej, że cała sytuacja była dla niej nieco kłopotliwa - Zapłaciłby pan już po przeszkoleniu - dodała by sobie nie myślał, że teraz zamierzała zniknąć z jego świstoklikiem i resztką ingrediencji - jedno i drugie przekazała mu w posiadanie wyczekując jego werdyktu. Mimo wszystko - klient nasz pan.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Teatr na klifach [odnośnik]24.09.19 0:47
W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na uczepioną kobiecego ramienia sowę, czy może – nie połączył odpowiednio szybko faktów, skupiając się przede wszystkim na kontrolnej obserwacji przestrzeni oraz stojącej w samym jej środku postaci, informującej go, że się udało. Słowa, które ostatnio słyszał raczej rzadko, zmuszony do obserwowania dosyć długiego i smutnego pasma porażek, kończących się – czy na pewno? – wraz z ustaniem anomalii, zmytych z powierzchni Wielkiej Brytanii dziwnym, lśniącym błękitnawo deszczem. Wciąż miał ze sobą jego skrawki, przejrzyste kryształy trzymane w bezpiecznym miejscu, których przeznaczenia jeszcze do końca nie pojmował, ale przeczuwał niezwykłą wartość, jaką w sobie kryły. Zastanawiał się, przelotnie, mgliście, czy zdolny numerolog nie byłby w stanie pomóc mu także i w nakreśleniu działania nietypowego znaleziska, ale póki co nie chciał przeciągać struny – zwłaszcza, że jego towarzyszkę zdawały się wzywać inne, istotniejsze obowiązki.
Otrzymawszy odpowiednie przyzwolenie, podszedł jeszcze kilka kroków do przodu, pokonując oddzielający ich dystans i jednocześnie łapiąc w locie wypływające spomiędzy kobiecych warg zdania. – Spokojnie – odezwał się, z trudem odnajdując przerwę w wypowiadanych prędko sylabach, i jakby dla potwierdzenia unosząc w górę dłoń. Przesunięcie terminu szkolenia mu nie przeszkadzało – nie pracował jak w zegarku od ósmej do szesnastej, czasy jego urzędniczej kariery w Ministerstwie Magii na szczęście już minęły, a zajmowana aktualnie pozycja pozwalała mu na pewną elastyczność w kwestii czasu pracy. – Nie musi się pani tłumaczyć, to żaden problem. Jutro, o tej samej porze? – zaproponował, posyłając jej pytające spojrzenie, i już zastanawiając się, czy zdąży jeszcze dzisiaj zajrzeć mimo wszystko do rezerwatu. Mógłby zrobić wszystko to, co miał zaplanowane na następny dzień, i tym samym kupić sobie dodatkowe godziny; nie miał pojęcia, jak długo mogło potrwać szkolenie – Shelta podała mu co prawda ramy czasowe, ale ich rozstrzał był dosyć szeroki, a on nie potrafił obiektywnie ocenić własnych umiejętności (i prawdę mówiąc – nie chciał tego robić, obawiając się, że mógłby wypaść raczej marnie) – wolał więc zarezerwować cały dzień. Tak na wszelki wypadek. – Proszę tylko podać mi adres, pod którym powinienem się pojawić – dodał po chwili, przypomniawszy sobie o oczywistościach. Zapisał namiary na skrawku pergaminu, by następnie ostrożnie schować go do kieszeni i wreszcie wyciągnąć rękę po zapalniczkę. Zważył ją w dłoni, zdawała się nie zmienić w żaden sposób – ale właściwie niczego innego nie powinien był się spodziewać; było dokładnie tak, jak powiedziała czarownica: osoba postronna nie była w stanie rozpoznać świstoklika w świstokliku, o ile nie wiedziała, czego szukać. On nie wiedział.
Włożył zapalniczkę do wewnętrznego schowka w płaszczu, wszytego na wysokości klatki piersiowej. – Dziękuję pani bardzo, w takim razie przygotuję pełną kwotę – i widzimy się jutro? – upewnił się jeszcze, unosząc wyżej ciemne brwi i uśmiechając się lekko. – Postaram się niczego do tego czasu nie zepsuć. – A najlepiej – nie dotykać wcale skrytego w podszewce świstoklika; co prawda Shelta zapewniła go, że przypadkowa aktywacja raczej nie jest możliwa, ale wolał nie kusić losu. – Proszę na siebie uważać – dodał jeszcze, po czym skinął nisko głową i odwrócił się w stronę schodów, domyślając się, że czarownica deportuje się wprost z plaży; w przeciwieństwie do niego, nie przyleciała tutaj na miotle.

| zt x2 <3




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]12.10.19 0:20
Data?
_____________

Pogoda wyjątkowo dzisiaj sprzyjała samotnym lotnikom. Było praktycznie bezchmurnie, bezwietrznie, choć na niebie przeważała szarość, aniżeli błękit. Śnieg zalegiwał zaspami, choć już gdzieniegdzie przebijała się wymęczona zimową aurą roślinność. Warunki doskonałe - biały puch nie oślepiał odbitym słońcem, nie było nawet jakoś specjalnie zimno - choć dalej na minusie. Zima już po prostu trochę łagodniała, zaczynając od południa Anglii, w tym Kornwalii. Jeden Macmillan - acz na pewno nie jedyny - postanowił skorzystać z korzystnych warunków pogodowych i wybrać się na mały trening, połączony z rekreacyjnym lotem nad klifami.
Był już po porządniejszej części treningu, co zdradzał między innymi - mało odpowiedzialnie, ale jednak - ubiór Coinneacha. Mężczyzna zdążył już pozbyć się ciepłej kurtki, która teraz łopotała wesoło, przewiązana na trzonku miotły. Poza tym ubrany był typowo sportowo - choć nieco zbyt lekko, czego jednak nie odczuwał, nadal rozgrzany po niedawnym wysiłku. Jedyną porządniejszą rzeczą były buty do Quidditcha - wysokie do kolan, z miękkiej skóry.
Nie myślał o niczym konkretnym, dawał sobie chwilę oddechu od wszystkiego - jak zawsze, kiedy wybierał się na trening. Myśli krążyły po meandrach jego umysłu spokojnie, bezimienne i niewymagające uwagi. Swoiste katharsis, podsypane wydzielającymi się endorfinami - i pięknymi widokami z lotu ptaka.
I właśnie chłonąc takie krajobrazy całym sobą - zaleciał aż do teatru na klifach. A tam czekała na niego miła niespodzianka w postaci koleżanki po fachu.
Właściwie już z daleka dostrzegając znajomą - bo z boiska - kobiecą sylwetkę, zapikował w dół, żeby zwolnić dopiero tuż-tuż nad ziemią. Zeskoczył płynnie z miotły, lądując w kuckach - żeby nie uszkodzić sobie stawów - i wyprostował się, ściągając z błękitnych, wesołych oczu google ochronne. Łobuzerski uśmiech wykwitł mu już dawno na ustach, a teraz jedynie się poszerzył.
Jamie! — bezpardonowo usiadł tuż obok McKinnon, zamykając ją w przyjacielskim, nieco nawet męskim uścisku. — Moja ulubiona, mała Harpia...! — Nie mógł się opanować, zwłaszcza, że miał iście szampański humor. Poza tym, gdyby się opanował, nie byłby sobą - a Jamie znała go już kilka naprawdę dobrych lat. Chyba mu to wybaczy.
Co Cię przywiało aż do Kornwalii? Na klify? — zagaił, zaraz jednak dostrzegł miotłę leżącą u boku kobiety. Rozpromienił się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. — Widzę, że to co mnie.


– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść?– Co wtedy?
- Nic wielkiego. Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.



Coinneach Macmillan
Coinneach Macmillan
Zawód : Pałkarz Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
A man can be des­troyed, but not de­feated.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzina: najnowszy sport ekstremalny.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7783-coinneach-macmillan https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7860-skrytka-bankowa-nr-1869#221030 https://www.morsmordre.net/t7872-coinneach-macmillan#221867
Re: Teatr na klifach [odnośnik]12.10.19 2:00
| 01.03?

Lubiła latać. Pasjonowała się tym od dziecka, odkąd tylko była w stanie dosiąść najpierw miotełki dziecięcej, a potem coraz większych egzemplarzy, aż do pierwszego pełnowymiarowego. Quidditch podbił jej serce już w dzieciństwie, tym bardziej że miała w rodzinie zawodniczkę Harpii, która zabierała ją na mecze swojej drużyny. Skład złożony z samych kobiet imponował jej nie tylko dlatego, że grała w nim ciotka. Im była starsza tym bardziej odzywał się w niej feminizm, babska solidarność i gdy zamarzyła o tym, żeby zostać zawodniczką, to właśnie w Harpiach chciała się znaleźć. Nie od razu się udało, najpierw pograła trochę dla Os, ale pewnego dnia dopięła swego. Została Harpią, dumnie nosząc barwy ukochanej drużyny i grając dla niej.
Nie miała dziś treningu drużynowego, ale i tak po śniadaniu wybrała się, by polatać. Tak po prostu, testując możliwości swojej nowej sportowej miotły, którą niedawno nabyła. Była wprost zachwycona swoim cackiem, które potrafiło rozwinąć znacznie większe prędkości niż miotła, na której zmuszona była latać kiedy poprzedni model sportowy został zniszczony wskutek anomalii.
Pogoda poprawiała się, stanowiąc przyjemną zapowiedź nadejścia wiosny. Prawdziwej, wolnej od anomalii wiosny, więc było się z czego cieszyć. Widziany z miotły świat nadal był w znacznej mierze pokryty śniegiem, ale można było odnieść wrażenie, że powoli go ubywało, i może za parę tygodni zniknie całkiem. Świeciło słońce, cudowna odmiana po minionych ponurych miesiącach. Choć momentami raziło ją w oczy, jego dotyk na bladej skórze był przyjemny i wytęskniony.
Mieszkała w Dolinie Godryka, znajdującej się w Somerset, które sąsiadowało z Kornwalią, ale wybór akurat tego kierunku był dość przypadkowy. Nawet nie odnotowała w którym momencie znalazła się na ziemiach rodziny Macmillanów, których oczywiście kojarzyła jako ściśle powiązanych z quidditchem, a zwłaszcza z drużyną Zjednoczonych z Puddlemere. Choć od zawsze kibicowała Harpiom i od paru lat dla nich grała, szanowała tę drużynę, a nawet miała w jej gronie znajomych.
W pewnym momencie, przelatując nad miejscem znanym jako teatr na klifach, postanowiła zrobić sobie przerwę. Zniżyła lot i wylądowała. Wiejący od morza wiatr w poprzednich dniach najwyraźniej częściowo zwiał stąd śnieg, więc można było przysiąść nad wolnym od niego kamieniu i utkwić wzrok w szarej, falującej wodzie, w której odbijało się światło słońca. Miotła spoczywała obok niej, lekko za jej plecami, ale w zasięgu dłoni. Wiatr dzisiaj był lżejszy niż w mniej pogodne dni, więc jedynie lekko targał krótkie, bo kończące się tuż za linią żuchwy czarne włosy, wyglądające jakby zostały byle jak ścięte kuchennymi nożycami.
Nie spodziewała się, że pojawi się tu jeszcze ktoś. Najpierw spostrzegawcze oko mogło wychwycić poruszający się szybko cień, a potem zadarła głowę do góry, dostrzegając pikującą na miotle sylwetkę. Przez moment zastanawiała się nad sięgnięciem po różdżkę, na wypadek gdyby okazało się, że to ktoś o złych zamiarach (cóż, wojna robiła swoje i sprawiała, że odruchowo dopatrywała się zagrożenia nawet tam, gdzie go nie było), ale zaraz potem rozpoznała przybysza. Był to Coinneach Macmillan, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że była na ziemiach jego rodziny.
- Witaj, Coin – odezwała się, gdy usiadł obok, zamykając ją w uścisku. Krzepy trochę miał, był dobrze zbudowany i bardzo wysoki. A ona, mimo rywalizacji podczas gry, nie miała problemów z tym, by nawiązywać relacje z członkami innych drużyn poza boiskiem. – Nie spodziewałam się ciebie tutaj, choć widzę, że najwyraźniej też postanowiłeś wykorzystać dobrą pogodę, by polatać. – Spojrzała znacząco na jego miotłę i strój. Sama też miała na sobie strój do quidditcha, choć nie ten Harpii, a zwykłą szatę bez drużynowych oznaczeń, pod tym spodnie, sweter i buty miotlarskie. – Nie miałam dzisiaj treningu, więc postanowiłam polatać sama i przywiało mnie aż do Kornwalii. Nadal testuję możliwości nowej miotły, jest naprawdę szybka. – Czule poklepała trzonek swojego nowego cacka. – Zaskakujący zbieg okoliczności, że wybrałeś te same rejony co ja, ale cieszę się, dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie słychać? Jak forma przed nadchodzącymi meczami?
Nie rozmawiała z Coinem od miesięcy, chyba od ostatniego meczu, kiedy grali przeciwko sobie. Później jakoś nie wpadali na siebie, ale mimo przepaści pochodzenia nigdy tego zbyt mocno nie odczuwała, był jednym z wielu jej kumpli ze świata quidditcha, znanym jeszcze z czasów Hogwartu, gdzie uczył się ledwie dwa lata wyżej od niej i przez jakiś czas grali razem w drużynie Gryffindoru.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Teatr na klifach [odnośnik]21.11.19 11:13
27 marca, nocą; kontynuacja: wątku

Percival z powodzeniem przetransportował na plażę grupkę czterech osób, trzech mężczyzn i jednej kobiety z pokładu rumuńskiego okrętu, który miał przetransportować uciekinierów do Hiszpanii. Nikt z nich nie wiedział, gdzie aktualnie znajduje się Mirabella, ale po krótkich negocjacjach z nowopoznanym mężczyzną, zdecydowali się mu zaufać. Podróży świstoklikiem towarzyszyło wiercenie w żołądku, które poczuł on sam, ale także wszyscy pozostali. Wydawali się to jednak znieść dzielnie i z godnością, nikt nie odważył się wymiotować.
Na miejscu pogoda była zupełnie inna niż w dokach. Na klifach szalał porywisty, chłodny wiatr, część nieba była przysłonięta chmurami, ale nie zanosiło się na deszcz. Nadchodząca wiosna sprawiała, ze aura wydawała się kapryśna, ale czym to było względem szalejących przez ostatnie miesiące anomalii? Grupa czarodziejów odetchnęła głośno; wiatr szarpał ich ubraniami. Vanessa szczelniej otuliła się kocem, który ciężko falował.
— I co teraz? Mamy tu zostać? Tak w środku niczego?— spytał Roger, rozglądając się dookoła. Znajdując się na plaży, po jednej strony mieli bezbrzeżną ciemność wody, po drugiej klify i teatra na nich, a także prowadzącą do niego ścieżkę. Nie było miejsca, w którym mogli się schronić. Mogli próbować wyłącznie pomiędzy skałami.

| Ma odpis masz 48h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teatr na klifach - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Teatr na klifach [odnośnik]22.11.19 1:51
Nie znosił uczucia towarzyszącego podróży świstoklikiem, a jeszcze bardziej – nienawidził poczucia niewiadomej, które ogarnęło go, gdy tylko z jego pola widzenia zniknął pokład zacumowanego w porcie okrętu; wylądował na kamienistej plaży, przez moment walcząc z mdłościami i starając się utrzymać równowagę, a dopiero potem rozglądając się dookoła. Miejsce, w którym się znaleźli, wyglądało nieco inaczej niż za dnia, rozpoznał je jednak bez problemu: niewielka, skryta za skalnym załomem plaża, z jednej strony zamknięta przez klify, z drugiej – otwarta na morze. Odetchnął bezgłośnie, gdy uderzył w niego wiatr, szarpiąc połą peleryny, ale bardziej niż na tym odczuciu, skupił się na ocenie warunków: było chłodniej niż w Londynie, ale końcówka marca nie groziła już przymrozkami, nawet nocą; porywisty wiatr wyciskał z oczu łzy i przewiewał ubrania, lecz można było się przed nim schronić pod prostym zaklęciem. Spojrzał w niebo – granatową czerń przecinały chmury, ale nie wyglądało na to, by miał z nich lunąć deszcz. – Wszyscy cali? – zapytał, przesuwając spojrzeniem po grupie zgromadzonych na plaży ludzi, na końcu zatrzymując wzrok na Rogerze, w którego głosie znów pobrzmiewały wątpliwości. Percival je rozumiał – ale wiedział też, że nie było już na nie miejsca; podjęli decyzję, z której nie mogli się wycofać, pozostawało im jedynie wykonać plan do końca. – Nie zostaniecie tutaj sami na długo. Wracam na statek, wkrótce powinna do was dołączyć reszta. Starszy mężczyzna, który poszedł szukać waszych towarzyszy – to twój ojciec? – zapytał. Nie chodziło mu jednak o zaspokojenie ciekawości, a o skierowanie uwagi młodzieńca na fakt, że od jego zachowania zależał również los członka jego rodziny. – Przekażę mu świstoklik. My postaramy się w tym czasie odnaleźć Mirabellę, a później wrócimy po was. Jeżeli coś by nam przeszkodziło, przyślemy po was kogoś zaufanego. Nie zostawimy was samych sobie – powtórzył im schemat działań raz jeszcze, dbając o to, by jego głos był czysty i pewny; nie mógł okazać przy nich zdenerwowania ani niepokoju, musieli wierzyć, że sytuacja była pod kontrolą – i że jeśli tylko będą postępować zgodnie z poleceniami, wszystko będzie dobrze. – Cofnijcie się bliżej tych skał, wiatr powinien być przy nich mniej dokuczliwy. Macie różdżki? – Przemknął spojrzeniem po ich twarzach. – Niech jedno z was rzuci Caelum, to proste zaklęcie, ale ochroni was przed chłodem. Ja osłonię was barierą, która uczyni was niewidocznymi. Nikt oprócz nas nie wie, że świstoklik prowadzi do tego miejsca, więc nikt, kto nie będzie wiedział dokładnie, gdzie szukać, was tutaj nie znajdzie – dodał, mając nadzieję ich w ten sposób uspokoić. – Nie ruszajcie się stąd, dopóki nie zjawi się tutaj ktoś z nas. Jeżeli nie będziecie pewni, zapytajcie o nasze imiona. – Przedstawił im je na statku.
Cofnął się razem z nimi, spojrzeniem odnajdując najlepsze miejsce do rozciągnięcia bariery: od punktu, w którym skalna ściana wysuwała się nieco dalej od lądu, prawie dotykając morza, do powierzchni sąsiedniego klifu. Wyciągnął różdżkę, ściskając ją mocno w dłoniach i starając się przywołać do siebie białą magię; zaklęcie nie należało do łatwych, ale nie rzucał go po raz pierwszy. – Salvio Hexia – wypowiedział starannie, przesuwając końcem różdżki od jednej strony do drugiej, wzrokiem wypatrując charakterystycznego drgania powietrza.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Teatr na klifach [odnośnik]22.11.19 1:51
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 72
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Teatr na klifach - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Teatr na klifach
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach