Wnętrze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze
Wnętrze pubu tonie w mroku; za ladą brodaty barman gromi wszystkich spojrzeniem, nieprzerwanie wycierając szmatką kufle. Co dziwne, te i tak zawsze są brudne i kleją się do dłoni oraz ust. Nie przeszkadza to jednak miłośnikom wysokoprocentowych trunków oraz hazardu, którzy i tak licznie gromadzą się tutaj każdej nocy. Stoliki są od siebie dość oddalone - na tyle, aby dźwięki rozmów i zawieranych umów nie docierały do nieodpowiednich uszu.
Sala ma wysoki sufit i kilka okien, przez co pomieszczenie to wydaje się być dużo większe, niż jest w rzeczywistości. W nocy oświetlone jest dzięki nie gaszącym się świecom. Między kilkoma stołami, przy których niemal zawsze zasiada komplet gości, lawiruje kelnerka starająca się dopilnować, aby każdy z gości miał zawsze pełny kufel.
Sala ma wysoki sufit i kilka okien, przez co pomieszczenie to wydaje się być dużo większe, niż jest w rzeczywistości. W nocy oświetlone jest dzięki nie gaszącym się świecom. Między kilkoma stołami, przy których niemal zawsze zasiada komplet gości, lawiruje kelnerka starająca się dopilnować, aby każdy z gości miał zawsze pełny kufel.
Czarodziejskie oczko, Kościany Poker
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:56, w całości zmieniany 1 raz
Dobrze, że była świadoma, jak trudna może być nauka, która ją czeka, a on sam nie zamierzał być litościwym nauczycielem. Jeśli tylko magia nie zbuntuje się przeciw niemu, a różdżka będzie współpracować, zamierzał zrobić jej powtórkę z rozrywki. Sięgnąć ponownie po zaklęcia z dziedziny, która nie wybaczała błędów ani ofierze ani rzucającemu. Chciał udowodnić jej jak słaba jest, a jeśli uzna, że warto… wypracuje to z nią. Naprawią błędy, które popełniała. Krótkie przejawy dobroci względem obojętnych mu osób, zdarzały się.
Skrzywił się, gdy próbowała werbalnie obronić się względem jego słów.
- Pieprzenie głupot.- burknął ostro, nie akceptując tego, co mówiła. Rozumiał, że mogła być zaskoczona, że nie spodziewała się go wtedy w środku lasu, ale powinna być zdolna do szybkiej obrony. Nawet jeśli pierwsze zaklęcie trafiło ją, miała okazję bronić się przed kolejnymi i nie wykorzystała tego. Dała się pokonać, doprowadzić do stanu, gdy już nie mogła zrobić nic. Przemilczał dalszą część jej wypowiedzi, nie widząc sensu w tłumaczeniu jej tego teraz. Przy kolejnym spotkaniu, zamierzał pokazać Wren, jak powinna zareagować. Obecnie zastanowiło go jedynie, jak został przez nią określony. Nie miał złudzeń, że zapisał się w jej pamięci inaczej, wściekłość napędzała go wtedy i odebrała cały rozsądek. Jednak określenie, że był dzikszy niż bestia, zwróciło jego uwagę, bardziej niż powinno. Mimo to nadal nie czuł ani odrobiny wyrzutów sumienia. Odkładając trening na inny dzień, robił przysługę im obojgu. Wypity alkohol nie działał na niego dobrze, nie był osobą, która chętnie sięgała po zaklęcia, gdy wychyliła już trochę procentów. Zdecydowanie częściej szedł wtedy na pięści, dając się ponieść emocją i tracąc zahamowania, które uparcie utrzymywał od pewnego czasu.
Pokręcił głową, kiedy przyznała się, że uczyła się sama. Miała rację, że sprawiało mu to przyjemność, ale teraz, gdy zgodził się pomóc, kierowało nim też coś innego.
- Nie rób tego więcej. Nie ucz się sama, a przynajmniej nie defensywy, rób to zawsze z kimś, kto w razie czego wyeliminuje błędy, uświadomi ci, co robisz źle.- poradził, chociaż wydawał się powoli znudzony. Pomyłkę mogła przypłacić życiem lub zdrowiem i nawet jeśli nie przejąłby się wieścią, że coś poważnego jej się stało, tak wolał, aby była świadoma, że źle wyuczone ruchy niosły ze sobą konsekwencje. Magii ofensywnej, czarnej magii czy transmutacji można było uczyć się samemu, atakować nieruchomy cel, lecz w defensywnie to nie wystarczyło. Cel, który się nie rusza, nie uświadomi, jak wolnym się jest. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego nie zdążyła się obronić, zareagować.
Obserwował ją, gdy dopijała alkohol i wstała. Uśmiechnął się krzywo na jej jawną próbę sprowokowania go, zagrania mu na nerwach. Była głupio odważna, ale nie krytykował tego, może była to jedna z niewielu interesujących cech, jakie przejawiała.
- Napiszę.- odparł, jakby słowa dziewczyny nie trafiły do niego.- Tylko nie ucieknij, gdy się umówimy.- rzucił zaczepnie, kiedy już odchodziła. Niedługo później, również opuścił lokal, aby wprowadzić w życie plan, jaki miał na ten wieczór.
| zt
Skrzywił się, gdy próbowała werbalnie obronić się względem jego słów.
- Pieprzenie głupot.- burknął ostro, nie akceptując tego, co mówiła. Rozumiał, że mogła być zaskoczona, że nie spodziewała się go wtedy w środku lasu, ale powinna być zdolna do szybkiej obrony. Nawet jeśli pierwsze zaklęcie trafiło ją, miała okazję bronić się przed kolejnymi i nie wykorzystała tego. Dała się pokonać, doprowadzić do stanu, gdy już nie mogła zrobić nic. Przemilczał dalszą część jej wypowiedzi, nie widząc sensu w tłumaczeniu jej tego teraz. Przy kolejnym spotkaniu, zamierzał pokazać Wren, jak powinna zareagować. Obecnie zastanowiło go jedynie, jak został przez nią określony. Nie miał złudzeń, że zapisał się w jej pamięci inaczej, wściekłość napędzała go wtedy i odebrała cały rozsądek. Jednak określenie, że był dzikszy niż bestia, zwróciło jego uwagę, bardziej niż powinno. Mimo to nadal nie czuł ani odrobiny wyrzutów sumienia. Odkładając trening na inny dzień, robił przysługę im obojgu. Wypity alkohol nie działał na niego dobrze, nie był osobą, która chętnie sięgała po zaklęcia, gdy wychyliła już trochę procentów. Zdecydowanie częściej szedł wtedy na pięści, dając się ponieść emocją i tracąc zahamowania, które uparcie utrzymywał od pewnego czasu.
Pokręcił głową, kiedy przyznała się, że uczyła się sama. Miała rację, że sprawiało mu to przyjemność, ale teraz, gdy zgodził się pomóc, kierowało nim też coś innego.
- Nie rób tego więcej. Nie ucz się sama, a przynajmniej nie defensywy, rób to zawsze z kimś, kto w razie czego wyeliminuje błędy, uświadomi ci, co robisz źle.- poradził, chociaż wydawał się powoli znudzony. Pomyłkę mogła przypłacić życiem lub zdrowiem i nawet jeśli nie przejąłby się wieścią, że coś poważnego jej się stało, tak wolał, aby była świadoma, że źle wyuczone ruchy niosły ze sobą konsekwencje. Magii ofensywnej, czarnej magii czy transmutacji można było uczyć się samemu, atakować nieruchomy cel, lecz w defensywnie to nie wystarczyło. Cel, który się nie rusza, nie uświadomi, jak wolnym się jest. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego nie zdążyła się obronić, zareagować.
Obserwował ją, gdy dopijała alkohol i wstała. Uśmiechnął się krzywo na jej jawną próbę sprowokowania go, zagrania mu na nerwach. Była głupio odważna, ale nie krytykował tego, może była to jedna z niewielu interesujących cech, jakie przejawiała.
- Napiszę.- odparł, jakby słowa dziewczyny nie trafiły do niego.- Tylko nie ucieknij, gdy się umówimy.- rzucił zaczepnie, kiedy już odchodziła. Niedługo później, również opuścił lokal, aby wprowadzić w życie plan, jaki miał na ten wieczór.
| zt
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
|02.12.1957
Interes zaczął w końcu się kręcić. Maszyna, odpowiednio naoliwiona ruszyła do przodu, przynosząc kolejne zlecenia. Zajebiście. Opłacało się skakać po jebanych krzakach Durham, zarywać nocki i dorobić się magicznego kataru, oj opłacało.
Tym razem nowe zlecenie przyszło od młodszego lorda Burke. Podobne zlecenie - znaleźć typa-mugololuba, co im jeszcze w jakiś sposób dodatkowo nabruździł i odjebać. Proste? Chyba proste. Tylko dlaczego w takim razie dokooptowano mi… „partnera”? Wolępracować w samotności, a od dodatkowych osób są same problemy, bo trzeba się zgrać, ustalić granice, jakoś to wszystko rozplanować, żeby zmienić się w zgranie działający organizm, a nie chaotyczną masę gówna.
Chociaż w tym wypadku, może i nie będzie tak źle? W końcu Rookwoodowie mieli całkiem przyzwoitą reputację. Jeszcze w domu za dzieciaka o nich słyszałam. No cóż, za chwilę się przekonamy, jak będzie wyglądać to nasze… wspólne polowanie.
Czy mogłam marudzić jaśnieszanownym lordom Durham? Nie, nie mogłam. Bo klient - nasz pan. Lord wymaga - a my, malutcy - robimy. To chyba dlatego Czerwoni w końcu jebli i pozbyli się cara i innych szlachciurów. Tak definitywnie. Przynajmniej był spokój. No i w końcu każdy miał możliwość osiągnięcia czegoś. Wystarczyło tylko… zdobyć odpowiednich przyjaciół. Rzucić właściwym groszem w kogo trzeba. Zamknąć ryj i robić swoje.
Jak tam się to mówi? Kiedy cię karmią - jesz, kiedy poją - pij? Chujowo, ale dało się tak żyć.
Rozsiadłam się wygodnie z litrowym kuflem miejscowego piwa przy jednym ze stolików przy ścianie - takim, który pozwalał mi mieć idealny widok na drzwi. Ostatnio ten manewr bardzo mi pomógł w uniknięciu rozpierdolu w portowym barze o wdzięcznym imieniu „Parszywy Pasażer”. Ten przybytek miał równie milutką nazwę. Może czas odwiedzać jakieś inne lokale? Takie, gdzie nazwa nie ocieka syfem. Ot, nokturnowa „Biała Wywerna”. Ale Nokturn… Cóż, to zupełnie inny świat.
Robię łyk sikacza, który tu nazywają piwem. Kufel jest ciężki, przez co proteza, ukryta pod skórzaną kurtką wydaje z siebie niebezpieczny metalowy zgrzyt. Kurwa, muszę w końcu znaleźć kogoś, kto mi to naprawi…
Słysząc skrzypnięcie drzwi i kroki, odrywam spojrzenie od podejrzanie żółtej zawartości szklanego naczynia, żeby sprawdzić, czy przyszedł w końcu mój towarzysz. Jestem przed czasem - jak zwykle. Chciałam mieć tę chwilę, żeby przed wyruszeniem na misję odpowiednio się do niej przygotować.
Interes zaczął w końcu się kręcić. Maszyna, odpowiednio naoliwiona ruszyła do przodu, przynosząc kolejne zlecenia. Zajebiście. Opłacało się skakać po jebanych krzakach Durham, zarywać nocki i dorobić się magicznego kataru, oj opłacało.
Tym razem nowe zlecenie przyszło od młodszego lorda Burke. Podobne zlecenie - znaleźć typa-mugololuba, co im jeszcze w jakiś sposób dodatkowo nabruździł i odjebać. Proste? Chyba proste. Tylko dlaczego w takim razie dokooptowano mi… „partnera”? Wolępracować w samotności, a od dodatkowych osób są same problemy, bo trzeba się zgrać, ustalić granice, jakoś to wszystko rozplanować, żeby zmienić się w zgranie działający organizm, a nie chaotyczną masę gówna.
Chociaż w tym wypadku, może i nie będzie tak źle? W końcu Rookwoodowie mieli całkiem przyzwoitą reputację. Jeszcze w domu za dzieciaka o nich słyszałam. No cóż, za chwilę się przekonamy, jak będzie wyglądać to nasze… wspólne polowanie.
Czy mogłam marudzić jaśnieszanownym lordom Durham? Nie, nie mogłam. Bo klient - nasz pan. Lord wymaga - a my, malutcy - robimy. To chyba dlatego Czerwoni w końcu jebli i pozbyli się cara i innych szlachciurów. Tak definitywnie. Przynajmniej był spokój. No i w końcu każdy miał możliwość osiągnięcia czegoś. Wystarczyło tylko… zdobyć odpowiednich przyjaciół. Rzucić właściwym groszem w kogo trzeba. Zamknąć ryj i robić swoje.
Jak tam się to mówi? Kiedy cię karmią - jesz, kiedy poją - pij? Chujowo, ale dało się tak żyć.
Rozsiadłam się wygodnie z litrowym kuflem miejscowego piwa przy jednym ze stolików przy ścianie - takim, który pozwalał mi mieć idealny widok na drzwi. Ostatnio ten manewr bardzo mi pomógł w uniknięciu rozpierdolu w portowym barze o wdzięcznym imieniu „Parszywy Pasażer”. Ten przybytek miał równie milutką nazwę. Może czas odwiedzać jakieś inne lokale? Takie, gdzie nazwa nie ocieka syfem. Ot, nokturnowa „Biała Wywerna”. Ale Nokturn… Cóż, to zupełnie inny świat.
Robię łyk sikacza, który tu nazywają piwem. Kufel jest ciężki, przez co proteza, ukryta pod skórzaną kurtką wydaje z siebie niebezpieczny metalowy zgrzyt. Kurwa, muszę w końcu znaleźć kogoś, kto mi to naprawi…
Słysząc skrzypnięcie drzwi i kroki, odrywam spojrzenie od podejrzanie żółtej zawartości szklanego naczynia, żeby sprawdzić, czy przyszedł w końcu mój towarzysz. Jestem przed czasem - jak zwykle. Chciałam mieć tę chwilę, żeby przed wyruszeniem na misję odpowiednio się do niej przygotować.
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Nieaktywni
W ten chłodny wieczór próżno było dopatrywać się wielu ludzi na londyńskich suburbiach. Śnieg prószył na głowy przechodniów, co rusz rozpływających się za drzwiami przytulnych tawern, by ogrzać się i spędzić wieczór przy kuflu łychy. Hannibal spacerował alejkami w poszukiwaniu umówionej gospody. Nierozłącznie podróżowały z nim psie pupile, które zdawały się żywo korzystać z uroków nadchodzącej pory roku. Mężczyzna odpłynął ze świata doczesnego, wracając myślami do otrzymanego listu od Lorda Burke. Sprzymierzony z Rycerzami Walpurgii nawet nie rozważał przyjęcia zlecenia; każda wykonana przysługa wpływała na jego reputację w strukturach organizacji, której miał szansę stać się częścią dzięki Sigrun. To właśnie ona wprowadziła go w zawirowania współczesnej wojny, dając mu szansę opowiedzenia się po zwycięskiej stronie. Wykonując powierzone zadanie, mógł dołożyć cegiełkę do przedsięwzięcia Czarnego Pana; jego treść bowiem zakładała zabójstwo promugolskiego zbiega.
— Spotkam się z umówionym kontaktem. Wiem, czego się spodziewać; jeśli puszczą mi nerwy, ostudźcie mój zapał, to nie jest miejsce i czas. Zostańcie na straży przed lokalem. — Zwrócił się do psich kompanek, znikając w progu pubu Pod Wypatroszonym Zającem. Zwierzęta zdawały się rozumieć każde jego słowo i wzięły do serca polecenie właściciela, gdyż niemal w bezruchu zasiadły czujnie przed lokalem. Jego wejście odnotowała najpewniej cała gospoda; trudno było nie ściągnąć na siebie uwagi, dysponując taką tężyzną fizyczną. Po kilku krokach przystanął w miejscu i rozejrzał się uważnie. Wzrok Hannibala momentalnie przykuła półgoblinka gapiąca się w jego stronę. To musiał być ten splugawiony mieszaniec, z którym przyszło mu pracować.
— Kurwa mać, spodziewałem się pokurcza. — Rzucił na nią nietęgie spojrzenie, wypowiadając te słowa, gdy znajdował się na odległość wyciągniętej ręki. — Wiedz, że nie znam łaski dla mieszańców, jesteś hańbą naszej społeczności. A teraz przejdźmy do rzeczy, skoro powitanie mamy za sobą, karlico - nie spotkaliśmy się tutaj, żeby pić szczyny i wymieniać się uprzejmościami.
— Spotkam się z umówionym kontaktem. Wiem, czego się spodziewać; jeśli puszczą mi nerwy, ostudźcie mój zapał, to nie jest miejsce i czas. Zostańcie na straży przed lokalem. — Zwrócił się do psich kompanek, znikając w progu pubu Pod Wypatroszonym Zającem. Zwierzęta zdawały się rozumieć każde jego słowo i wzięły do serca polecenie właściciela, gdyż niemal w bezruchu zasiadły czujnie przed lokalem. Jego wejście odnotowała najpewniej cała gospoda; trudno było nie ściągnąć na siebie uwagi, dysponując taką tężyzną fizyczną. Po kilku krokach przystanął w miejscu i rozejrzał się uważnie. Wzrok Hannibala momentalnie przykuła półgoblinka gapiąca się w jego stronę. To musiał być ten splugawiony mieszaniec, z którym przyszło mu pracować.
— Kurwa mać, spodziewałem się pokurcza. — Rzucił na nią nietęgie spojrzenie, wypowiadając te słowa, gdy znajdował się na odległość wyciągniętej ręki. — Wiedz, że nie znam łaski dla mieszańców, jesteś hańbą naszej społeczności. A teraz przejdźmy do rzeczy, skoro powitanie mamy za sobą, karlico - nie spotkaliśmy się tutaj, żeby pić szczyny i wymieniać się uprzejmościami.
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Gdybym za każdy tego typu tekst w swoim życiu dostawała po knucie, kupiłabym sobie wyspę w jakim przyjemnym miejscu z dala od tych wszystkich ludzi oraz armię skrzatów domowych, żeby mnie obsługiwała. Dlatego jedynym moim komentarzem do zaistniałej sytuacji i wypowiedzianych słów było kompletne brak emocji i kolejny łyk piwa.
-Wiedz, że nie znam łaski dla nikogo. - powtarzam w podobny sposób, lodowatym głosem, kompletnie odartym z emocji. - Ciekawa strategia, obrazić kogoś, z kim wybiera się na misję, a z której przypadkiem może powrócić tylko jedna osoba. Z tymi szlamolubami przecież nigdy nic nie wiadomo, prawda?
Mówię to, patrząc mu prosto w oczy, nie mrugając. Chyba takim oto pokracznym sposobem wyznaczyliśmy sobie granice i to, jak potoczy się nam zlecenie. Miejmy to już za sobą - rozwalmy, kogo trzeba, dostańmy złoto i rozejdźmy się każdy w swoją stronę.
-Cel ostatni raz był widziany na granicy Buckinghamshire i Oxfordshire. Byłeś tam, żeby się teleportować, czy lecisz?
Sama do pracy zawsze odpowiednio się przygotowywałam. Porządek wciąż ten sam: zdobyć maksymalną ilość informacji, zrobić rekonesans, sprawdzać teren, wyznaczyć miejsca “lądowania”. Pogoda była do dupy i wiało jak skurwysyn, tak że miotła odpadała. Nie byłam nigdy zwolenniczką odmrażania sobie czegokolwiek.
-Obstawiam, że nie będzie kitrać się w lesie, bo piździ mrozem i śniegiem, a ze zdobytych informacji nie wynika, jakoby był mistrzem przetrwania w dziczy. - leniwie przykładam się do kufla, zawartość którego nieubłaganie się kończyła. - Jest tam w okolicy coś, co by pozwalało się ukryć, a nie było lasem? Wystarczająco duże, żeby można łatwo zgubić trop?
Przypomniało mi się, że największym problemem w Durham było znalezienie kryjówki w starym składzie amunicji. Mało tego, że było to niedaleko zabudowań miejskich, taki i sam kompleks budynków był prawdziwym labiryntem. Na szczęście teraz mamy sojusznika w postaci śniegu… Ale minus taki, że chuj też umie czarować. A jeśli ma trochę oleju w głowie, to wie jak ukrywać swoje ślady.
-Jakieś pomysły? - zeruję zawartość kufla i w końcu mój chujowy nastrój zmienia się po prostu w podły.
-Wiedz, że nie znam łaski dla nikogo. - powtarzam w podobny sposób, lodowatym głosem, kompletnie odartym z emocji. - Ciekawa strategia, obrazić kogoś, z kim wybiera się na misję, a z której przypadkiem może powrócić tylko jedna osoba. Z tymi szlamolubami przecież nigdy nic nie wiadomo, prawda?
Mówię to, patrząc mu prosto w oczy, nie mrugając. Chyba takim oto pokracznym sposobem wyznaczyliśmy sobie granice i to, jak potoczy się nam zlecenie. Miejmy to już za sobą - rozwalmy, kogo trzeba, dostańmy złoto i rozejdźmy się każdy w swoją stronę.
-Cel ostatni raz był widziany na granicy Buckinghamshire i Oxfordshire. Byłeś tam, żeby się teleportować, czy lecisz?
Sama do pracy zawsze odpowiednio się przygotowywałam. Porządek wciąż ten sam: zdobyć maksymalną ilość informacji, zrobić rekonesans, sprawdzać teren, wyznaczyć miejsca “lądowania”. Pogoda była do dupy i wiało jak skurwysyn, tak że miotła odpadała. Nie byłam nigdy zwolenniczką odmrażania sobie czegokolwiek.
-Obstawiam, że nie będzie kitrać się w lesie, bo piździ mrozem i śniegiem, a ze zdobytych informacji nie wynika, jakoby był mistrzem przetrwania w dziczy. - leniwie przykładam się do kufla, zawartość którego nieubłaganie się kończyła. - Jest tam w okolicy coś, co by pozwalało się ukryć, a nie było lasem? Wystarczająco duże, żeby można łatwo zgubić trop?
Przypomniało mi się, że największym problemem w Durham było znalezienie kryjówki w starym składzie amunicji. Mało tego, że było to niedaleko zabudowań miejskich, taki i sam kompleks budynków był prawdziwym labiryntem. Na szczęście teraz mamy sojusznika w postaci śniegu… Ale minus taki, że chuj też umie czarować. A jeśli ma trochę oleju w głowie, to wie jak ukrywać swoje ślady.
-Jakieś pomysły? - zeruję zawartość kufla i w końcu mój chujowy nastrój zmienia się po prostu w podły.
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Nieaktywni
Oh, ona doskonale wiedziała, jak zagrać na nerwach Rookwooda, by wyprowadzić go z równowagi. Wystarczyłoby szarpnąć za jeszcze jedną strunę, by kaskada krwi zalała podmiejski przybytek. W jego oczach było widać czystą, niepohamowaną agresję. Zmiana tematu i kilka głębokich oddechów przywróciły mu rezon, odwracając uwagę od żądzy skrzywdzenia półgoblinki.
— Obie opcje odpadają, pojadę Błędnym Rycerzem. Mam towarzystwo, które pomoże nam wytropić zdrajcę krwi. — sugestywnie kiwnął w kierunku drzwi, jak gdyby chciał przekazać, że ktoś czeka na zewnątrz. — Nie musimy się rozdzielać, znajdzie się miejsce dla pokurcza, choćby w schowku na bagaż. Odwiedziłem dziś Ministerstwo Magii i zasięgnąłem języka w sprawie tego Bastiana Dankworth. Zrewidowano jego stare mieszkanie, dzięki czemu dysponujemy jego przedmiotem osobistym.
Wyciągnął z kieszeni zawiniątko, w którym prezentowała się... szczoteczka do zębów. Obok zaś położył parę skórzanych rękawiczek, które, jak mogła wnioskować - należały do poszukiwanego.
— Dzięki temu łatwiej będzie nam odnaleźć kurwę po zapachu. Przydatny bajer, gdy weźmiemy pod uwagę, że najpewniej zmienił wizerunek i nie wiemy, jak wygląda. — wyrwał jej z dłoni kufel i uraczył się kilkoma łykami trunku, odstawił go ponownie na jej miejsce. — Oxfordshire słynie ze swojego Uniwersytetu. Nie wiem, czy dalej funkcjonuje jako mugolska placówka, ale obiło mi się o uszy, że jest aktywnym przybytkiem. Kolesie z Ministerstwa sugerowali obranie tego tropu, tak też zrobimy. Stawiam na klasyczną rozpierduchę, ktoś w końcu puści parę z ust; nie spodziewaj się, że go tam zastaniemy, byłby skończoną ciotą gdyby został w miejscu. Przy odrobinie szczęścia zyskamy dalsze poszlaki, natrafimy na jego ślad. Nie wykluczajmy też lasu, chuj wie co to za jeden; w końcu potrafi władać różdżką, a magia czyni cuda.
Podniósł się z krzesła i spojrzał na Zlatę z nieskrywanym obrzydzeniem. Splótł ramiona w oczekiwaniu, aż podniesie swoje parszywe dupsko. Zniecierpliwiony kiwnął głową w stronę drzwi.
— Koniec mitrężenia, krasnalu. Mamy robotę.
Podszedł jeszcze do baru, by zamówić pęk kiełbas i opuścił przybytek, karmiąc nimi swoje dwa wygłodniałe psy.
— Obie opcje odpadają, pojadę Błędnym Rycerzem. Mam towarzystwo, które pomoże nam wytropić zdrajcę krwi. — sugestywnie kiwnął w kierunku drzwi, jak gdyby chciał przekazać, że ktoś czeka na zewnątrz. — Nie musimy się rozdzielać, znajdzie się miejsce dla pokurcza, choćby w schowku na bagaż. Odwiedziłem dziś Ministerstwo Magii i zasięgnąłem języka w sprawie tego Bastiana Dankworth. Zrewidowano jego stare mieszkanie, dzięki czemu dysponujemy jego przedmiotem osobistym.
Wyciągnął z kieszeni zawiniątko, w którym prezentowała się... szczoteczka do zębów. Obok zaś położył parę skórzanych rękawiczek, które, jak mogła wnioskować - należały do poszukiwanego.
— Dzięki temu łatwiej będzie nam odnaleźć kurwę po zapachu. Przydatny bajer, gdy weźmiemy pod uwagę, że najpewniej zmienił wizerunek i nie wiemy, jak wygląda. — wyrwał jej z dłoni kufel i uraczył się kilkoma łykami trunku, odstawił go ponownie na jej miejsce. — Oxfordshire słynie ze swojego Uniwersytetu. Nie wiem, czy dalej funkcjonuje jako mugolska placówka, ale obiło mi się o uszy, że jest aktywnym przybytkiem. Kolesie z Ministerstwa sugerowali obranie tego tropu, tak też zrobimy. Stawiam na klasyczną rozpierduchę, ktoś w końcu puści parę z ust; nie spodziewaj się, że go tam zastaniemy, byłby skończoną ciotą gdyby został w miejscu. Przy odrobinie szczęścia zyskamy dalsze poszlaki, natrafimy na jego ślad. Nie wykluczajmy też lasu, chuj wie co to za jeden; w końcu potrafi władać różdżką, a magia czyni cuda.
Podniósł się z krzesła i spojrzał na Zlatę z nieskrywanym obrzydzeniem. Splótł ramiona w oczekiwaniu, aż podniesie swoje parszywe dupsko. Zniecierpliwiony kiwnął głową w stronę drzwi.
— Koniec mitrężenia, krasnalu. Mamy robotę.
Podszedł jeszcze do baru, by zamówić pęk kiełbas i opuścił przybytek, karmiąc nimi swoje dwa wygłodniałe psy.
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Kącik moich ust lekko drgnął, kiedy zauważyłam, że mój towarzysz miał problemy z samokontrolą. Tu cię boli. Zapamiętam.
-Niech będzie. - kiwam głową i również spoglądam w stronę drzwi. Oby nas nie było jeszcze więcej, bo chyba jebnę. - Ja się wolę teleportować. Muszę po drodzę odebrać zamówienie przed naszym polowaniem.
Eliksiry mogą się przydać, jeśli dojdzie do jakiejś konfrontacji. Albo, jeśli ktoś będzie wyjątkowo oporny i standardowe tortury i zastraszanie nie dadzą rady. Nigdy nic nie wiadomo, ale lepiej być przygotowanym nawet na taki rozwój wydarzeń.
Przekrzywiam głowę i z zaciekawieniem przyglądam się zdobytym fantom. Szkoda, że nie dało się zdobyć krwi tego skurwiela, to bym puściła na eliksiry tropiące. Bo chyba mój towarzysz nie jest wilkołakiem, żeby latać samemu z nosem przy śniegu. To, kim jest jego towarzystwo? Zwierzęta?
-Na szczęście nie jest metamorfomagiem, a eliksir wielosokowy nie jest wieczny. Ale chuj wie, ile on tego badziewia ma ze sobą. No i nie wiadomo, czy nie ma w terenie jakiegoś swojego... dilera.
Zanim zdążyłam zareagować, typo zabrał mi piwo. Zmarszczyłam brwi, obserwując, jak pochłania alkohol. Mój, kurwa, alkohol. Teraz to się mnie nie brzydzi? Podwójne standardy. Jak zwykle.
-Zobaczymy. Może akurat będziemy mieć szczęście i okaże się tępą pizdą. Przerabiałam w pracy i takie scenariusze. - parę razy stukam palcami lewej dłoni w blat stołu, szybko coś kalkulując. Zawsze wszystko obliczam. To śmieszne, że ludzie nie ogarniają, jak łatwo jest przewidywać rozwój wydarzeń przy pomocy prostych numerologicznych trików.
-Magia ma ograniczenia. Znajomi naszego celu mówili, że nie był specem w transmutacji, więc nie ogrzeje się tak łatwo, no, chyba że i z tym się ukrywał. - wzruszam ramionami. - Może zaryzykować i próbować ukryć siebie i ognisko przy pomocy Salvio Hexia… tylko że o ile nad światłem da się zapanować, odpowiendnio ukryć, o tyle z dymem to już nie. Widać go z odpowiedniej wysokości i jebie na odległość.
Podnoszę się z miejsca, kiedy kufel już ostatecznie definitywnie być pełny.
-To do zobaczenia na miejscu. Na granicy miasteczka od strony południowo-wschodniej. - przeciągam się, żeby usłyszeć przyjemny trzask w okolicy karku. - A i następnym razem mów wprost, że nie masz hajsu, to ci postawię kolejkę.
Po czym wychodzę, zanim zrobi to mój nowy "przyjaciel".
|ztx2, idziemy tu
-Niech będzie. - kiwam głową i również spoglądam w stronę drzwi. Oby nas nie było jeszcze więcej, bo chyba jebnę. - Ja się wolę teleportować. Muszę po drodzę odebrać zamówienie przed naszym polowaniem.
Eliksiry mogą się przydać, jeśli dojdzie do jakiejś konfrontacji. Albo, jeśli ktoś będzie wyjątkowo oporny i standardowe tortury i zastraszanie nie dadzą rady. Nigdy nic nie wiadomo, ale lepiej być przygotowanym nawet na taki rozwój wydarzeń.
Przekrzywiam głowę i z zaciekawieniem przyglądam się zdobytym fantom. Szkoda, że nie dało się zdobyć krwi tego skurwiela, to bym puściła na eliksiry tropiące. Bo chyba mój towarzysz nie jest wilkołakiem, żeby latać samemu z nosem przy śniegu. To, kim jest jego towarzystwo? Zwierzęta?
-Na szczęście nie jest metamorfomagiem, a eliksir wielosokowy nie jest wieczny. Ale chuj wie, ile on tego badziewia ma ze sobą. No i nie wiadomo, czy nie ma w terenie jakiegoś swojego... dilera.
Zanim zdążyłam zareagować, typo zabrał mi piwo. Zmarszczyłam brwi, obserwując, jak pochłania alkohol. Mój, kurwa, alkohol. Teraz to się mnie nie brzydzi? Podwójne standardy. Jak zwykle.
-Zobaczymy. Może akurat będziemy mieć szczęście i okaże się tępą pizdą. Przerabiałam w pracy i takie scenariusze. - parę razy stukam palcami lewej dłoni w blat stołu, szybko coś kalkulując. Zawsze wszystko obliczam. To śmieszne, że ludzie nie ogarniają, jak łatwo jest przewidywać rozwój wydarzeń przy pomocy prostych numerologicznych trików.
-Magia ma ograniczenia. Znajomi naszego celu mówili, że nie był specem w transmutacji, więc nie ogrzeje się tak łatwo, no, chyba że i z tym się ukrywał. - wzruszam ramionami. - Może zaryzykować i próbować ukryć siebie i ognisko przy pomocy Salvio Hexia… tylko że o ile nad światłem da się zapanować, odpowiendnio ukryć, o tyle z dymem to już nie. Widać go z odpowiedniej wysokości i jebie na odległość.
Podnoszę się z miejsca, kiedy kufel już ostatecznie definitywnie być pełny.
-To do zobaczenia na miejscu. Na granicy miasteczka od strony południowo-wschodniej. - przeciągam się, żeby usłyszeć przyjemny trzask w okolicy karku. - A i następnym razem mów wprost, że nie masz hajsu, to ci postawię kolejkę.
Po czym wychodzę, zanim zrobi to mój nowy "przyjaciel".
|ztx2, idziemy tu
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Nieaktywni
Czasami warto spróbować czegoś nowego. Nawet jeśli tą nowością jest nie do końca odpowiedni dla arystokraty lokal na spotkanie z przyjacielem. Może i Nott lubował się w bardziej wysublimowanych rozrywkach niż picie miernej jakości whiskey w spelunie na przedmieściach, ale może i potrzebował tego rodzaju rozrywki. Przez chwilę nie być Lordem Nottem tylko całkowicie anonimową osobą. Zapewne nestor, a tym bardziej ciotka nie pochwaliliby tego pomysłu, ale Nick był wręcz podekscytowany nowym doświadczeniem. Nie oznacza to, że nie bywał nigdy w szemranych miejscach. Zdarzało mu się, szczególnie kilka lat temu bywać nawet na Nokturnie ale zwykle chodziło o interesy, a nie o wyjście dla czystej przyjemności. Z niektórymi osobami lepiej nie być widzianym, ale akurat z Rosierem to mógł pojawić się gdziekolwiek. Brak konieczności przestrzegania etykiety był natomiast ciekawym eksperymentem. Pojawianie się w tym miejscu było ewidentnym szukaniem guza, ale może potrzebował w tym momencie jakiś silniejszych emocji? A Mathieu zdecydowanie potrzebował oderwania się od rzeczywistości i swojego arystokratycznego życia. Przynajmniej w mniemaniu Nicka.
Na ich "męski wypad" przygotował się tak, żeby być jak najbardziej incognito i nie rzucać się w oczy jako arystokrata. Włosy ułożył jedynie na grzebieniu, odpuszczając sobie żel a nawet włożył szaty ze starej kolekcji Parkinsonów, co wzbudziło w nim lekki niesmak, gdy patrzył w lustro. Podobny niesmak pojawił się na jego twarzy, gdy tylko przestąpił próg lokalu. W swoim własnym mniemaniu idealnie pasował do tego miejsca, mimo że barman spojrzał na niego spode łba. Posłał swój firmowy uśmiech jednej z kelnerek, chociaż nie spodobała mu się. Może gdyby była trochę bardziej zadbana i lepiej ubrana... Jednak przez chwilę lustrował ją wzrokiem i spojrzał gdzieś indziej dopiero, gdy barman chrząknął. Nick zorientował się, że krótkie spojrzenie trwa za długo. Zamówił szklankę ognistej whisky i usiadł przy jednym ze stolików. Nie jakoś bardzo na widoku, ale też nie wybrał miejsca w kącie. W końcu nie musieli się chować. Rosier z pewnością też ubierze się odpowiednio do miejsca, w którym się umówili.
Na ich "męski wypad" przygotował się tak, żeby być jak najbardziej incognito i nie rzucać się w oczy jako arystokrata. Włosy ułożył jedynie na grzebieniu, odpuszczając sobie żel a nawet włożył szaty ze starej kolekcji Parkinsonów, co wzbudziło w nim lekki niesmak, gdy patrzył w lustro. Podobny niesmak pojawił się na jego twarzy, gdy tylko przestąpił próg lokalu. W swoim własnym mniemaniu idealnie pasował do tego miejsca, mimo że barman spojrzał na niego spode łba. Posłał swój firmowy uśmiech jednej z kelnerek, chociaż nie spodobała mu się. Może gdyby była trochę bardziej zadbana i lepiej ubrana... Jednak przez chwilę lustrował ją wzrokiem i spojrzał gdzieś indziej dopiero, gdy barman chrząknął. Nick zorientował się, że krótkie spojrzenie trwa za długo. Zamówił szklankę ognistej whisky i usiadł przy jednym ze stolików. Nie jakoś bardzo na widoku, ale też nie wybrał miejsca w kącie. W końcu nie musieli się chować. Rosier z pewnością też ubierze się odpowiednio do miejsca, w którym się umówili.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wyrwanie się z „bogactwa” do podrzędnego pubu przestało być dla niego zadziwiającym wydarzeniem. Największym wyzwaniem było stworzenie takiej kreacji własnej osoby, aby wtopić się w tłum i nie być podobnym do nikogo, stać się jedną z wielu twarzy, które bywają w takich miejscach, pijąc wątpliwej jakości alkohole i zadowalając się ploteczkami. Zabawne, ale ostatnia wyprawa ze sztywnym jak kij od miotły Zacharym w takie miejsce skończyła się dziwnie. Powinien odezwać się do przyjaciela, tak swoją drogą. Przez myśl przeszło mu to będąc jeszcze w swojej komnacie, kiedy odrzucał kolejne odzienia wierzchnie, dochodząc do wniosku, że łatwiej byłoby pożyczyć coś od Fernsby’ego, niż znaleźć cokolwiek adekwatnego do sytuacji we własnej szafie. Nie najgorszy pomysł, wybierze się z braciszkiem na zakupy do jego ulubionych sklepów i na pewno znajdzie tam coś… odpowiedniego. To chyba właściwe w tym przypadku słowo. Najprostsza czarna peleryna wylądowała ostatecznie na jego barkach, wybrał najmniej wyzywającą klamrę jaką posiadał i stwierdził, że nadal nie pasuje wyglądem na pierwszego lepszego, ale chyba nic więcej w temacie nie mógł zrobić. No, może poza zmierzwieniem włosów. Aż był ciekaw, jak w tej sytuacji poradzi sobie Nicholas. Znał Notta i wiedział, że na pewno dzisiejszego wieczoru stał przed podobnym dylematem.
Na miejscu zjawił się z lekkim opóźnieniem. Odbył krótką konwersację z małżonką, która złapała go w progu i spojrzała najbardziej podejrzliwym wzrokiem, jaki kiedykolwiek u niej widział. No cóż, nie musiał się tłumaczyć ze swoich wypadów, ale w rzeczy samej – Mathieu w słabej jakości odzieniu wyglądał niecodziennie i mógł wzbudzać podejrzenie. Nic więc dziwnego, że się zdziwiła. Niemniej jednak, dotarł do Pubu Pod Wypatroszonym Zającem i wszedł do jego wnętrza dość szybko. Był tutaj jakiś czas temu i wtedy nie udało mu się zbudzić podejrzeń, teraz nie mogło być inaczej. Omiótł spojrzeniem wnętrze lokalu i wychwycił wzrokiem Nicholasa. Bez żelu? Szokujące wtapianie się w tłum. Uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową. Najpierw podszedł do baru, wątpliwej jakości rozcieńczona zapewne ognista whisky była w szklance chwilę później. Przechodząc koło Nicholasa zmierzwił mu lekko uczesane włosy, powodując… niemały nieład.
- Teraz lepiej. – mruknął siadając naprzeciwko niemu. – Witaj, przyjacielu. Zastanawiałem się jak poradzisz sobie z wtapianiem się w tłum. – stwierdził. Jeszcze tylko kwestia pozbycia się wysublimowanej wymowy i arystokratycznych praktyk i będzie całkiem dobrze. – Opowiadaj, dawno się nie widzieliśmy. Co u Twojego wuja? Zwalczył mumblemumps czy dalej… mamrocze? – spytał, zauważając, że dwóch gości siedzących przy stoliku obok nich zwróciło uwagę na niecodzienny widok. Lekcja wtapiania się w tłum część pierwsza – improwizacja.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nick przywykł do wygodnego życia. To trzeba przyznać. Wycieczki do podrzędnych pubów były ciągle dla niego wydarzeniem, chociaż czasami miał wyrzuty sumienia, że spędza czas w domu w miękkich pantoflach zamiast zaangażować się w sprawy, które aktualnie się działy. Mathieu imponował mu z tej strony – potrafił zawiesić wystawne życie dla wyższego celu. Przebranie się przed wejściem do takiego miejsca nie było trudne tylko ze względu na to, że rzadko przebywał między ludźmi spoza śmietanki towarzyskiej świata czarodziejów. Nawet większym wyzwaniem było to, że czuł pewien opór w zakładaniu ubrań właściwie przypominających mugolskie czy nie przykładając uwagi do fryzury, przez którą zwykle wyglądał jak ostatni sztywniak. To kuriozalne przebranie było do pewnego stopnia kreowaniem się na swoistego księcia z bajki. W każdym razie nad kamuflażem powinien jeszcze popracować. Zdecydowanie.
- Eeeeej – zaprotestował przeciwko czochraniu mu włosów, które były na tyle długie, żeby zrobić z nich rozczochraną czuprynę, ale na tyle krótkie, żeby jednak zaczęły się elegancko układać pod swoim ciężarem. – Ja rozumiem, że lubisz mój image z III roku szkoły, ale może nie przesadzajmy – wywrócił oczami udając, że nie szuka spojrzeniem lustra. W końcu układanie bez żelu zajmowało naprawdę dużo czasu. A tu bach i już po fryzurze.
- I jak? Myślę, że po Twojej interwencji to co najmniej Powyżej Oczekiwań? – zażartował przyglądając się temu jak ubrał się jego przyjaciel. Nick w myślach uznał, że nawet jakby obaj ubrali się w worek to widać by było po samych rysach twarzy, postawie i zachowaniu, że nie są pierwszymi z brzegu przechodniami z ulicy. Ale tanie ubrania trochę jednak robiły robotę. Musiał to przyznać. Nott nie zwrócił uwagi na to, że zainteresowało się z nimi dwóch typów, ale zorientował się, że coś jest nie tak po samym pytaniu Rosiera. Rozejrzał się średnio dyskretnie odpowiadając: – Jeszcze nie, ale ma się trochę lepiej. Przekażę pozdrowienia - upił łyk swojej podłej whisky i przyszedł czas na broń ostateczną – Hmm... Niezła – skomentował spoglądając porozumiewawczo na kumpla.
- Eeeeej – zaprotestował przeciwko czochraniu mu włosów, które były na tyle długie, żeby zrobić z nich rozczochraną czuprynę, ale na tyle krótkie, żeby jednak zaczęły się elegancko układać pod swoim ciężarem. – Ja rozumiem, że lubisz mój image z III roku szkoły, ale może nie przesadzajmy – wywrócił oczami udając, że nie szuka spojrzeniem lustra. W końcu układanie bez żelu zajmowało naprawdę dużo czasu. A tu bach i już po fryzurze.
- I jak? Myślę, że po Twojej interwencji to co najmniej Powyżej Oczekiwań? – zażartował przyglądając się temu jak ubrał się jego przyjaciel. Nick w myślach uznał, że nawet jakby obaj ubrali się w worek to widać by było po samych rysach twarzy, postawie i zachowaniu, że nie są pierwszymi z brzegu przechodniami z ulicy. Ale tanie ubrania trochę jednak robiły robotę. Musiał to przyznać. Nott nie zwrócił uwagi na to, że zainteresowało się z nimi dwóch typów, ale zorientował się, że coś jest nie tak po samym pytaniu Rosiera. Rozejrzał się średnio dyskretnie odpowiadając: – Jeszcze nie, ale ma się trochę lepiej. Przekażę pozdrowienia - upił łyk swojej podłej whisky i przyszedł czas na broń ostateczną – Hmm... Niezła – skomentował spoglądając porozumiewawczo na kumpla.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W pewien sposób każdy z nich był przyzwyczajony do wygodnego życia. Było im na rękę, kiedy wszystko w zasadzie mieli podane na tacy i nie musieli się specjalnie starać. Ta wygoda dawała pewien wewnętrzny spokój. Nigdy nie rozważał sytuacji, że to wszystko mogłoby zostać im nagle odebrane. A tym bardziej nie zastanawiał się w jaki sposób by sobie poradził. Będąc szczerym, nie interesował się tym zwykłym życiem, bo uważał, że nie należało do niego. Niemniej jednak – przywykł do sytuacji, kiedy należało stać się plastycznym. Wtopić w tłum, co w ich przypadku było naprawdę trudne. Nie posiadali w swoich zasobach przetartych spodni, rozciągniętych koszul czy sprawnych marynarek lub płaszczy. Kiedyś zażartował, że następnym razem pożyczy od Kennetha, bo w jego pozbawionym jakiegokolwiek smaku i stylu odzieniu, z całą pewnością w tłumie odnalazłby się idealnie. Obawiałby się tylko, że słabej jakości materiał mógłby pozostawić trwałe ślady na jego psychice.
- Powyżej Oczekiwań. Naciągane, ale jest. – rzucił z rozbawieniem. Miał rację, nawet jak przyszliby tutaj w worku jutowym, musieliby najpierw natrzeć się błotem, żeby choć trochę nie wyglądać na arystokrację. Stąd pewnie te dziwne spojrzenia typów, które siedziały kilka stolików dalej. Pewnych rzeczy nie dało się ukryć, nawet jeśli bardzo się tego chciało.
- Skąd on to w ogóle złapał…. Albo nie chcę wiedzieć. Wiem jakim pasjonatem towarzyskim jest. – mruknął kiwając głową i upił łyk alkoholu ze szklanki. Smakowało jak… cudem się nie skrzywił. Ten napój palił w gardło, ale whisky nie oglądał nawet przez dziurę w beczce. Nawet nie chciał wiedzieć skąd oni to mieli, z czego to było zrobione i co było wcześniej kiszone w tej samej beczce. To karygodne, aby takie szczyny nazywać alkoholem, a tym bardziej whisky. – Zdecydowanie, wyraźnie wyczuwam tu nutę słodu jęczmiennego. – odparł na jego słodkie kłamstwo, ciągnąc temat. Broń, którą Nicholas wybrał była chyba najgorszą z możliwych opcji. No cóż, musieli robić swoje, grać swoje bo przecież po to udali się właśnie tutaj. Show must go on, jak to mawiają.
- Blondynka przy barze co chwilę na Ciebie patrzy. Ja jestem żonaty, ale wiesz… może w końcu uda Ci się jakąś poderwać! – rzucił z rozbawieniem, a do blondynki przy barze, które rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę Nicholasa puścił oczko. Nott naprawdę nie wiedział co najlepszego zrobił, wybierając się z Rosierem do podrzędnego baru zasmakować mało arystokratycznego życia.
- Powyżej Oczekiwań. Naciągane, ale jest. – rzucił z rozbawieniem. Miał rację, nawet jak przyszliby tutaj w worku jutowym, musieliby najpierw natrzeć się błotem, żeby choć trochę nie wyglądać na arystokrację. Stąd pewnie te dziwne spojrzenia typów, które siedziały kilka stolików dalej. Pewnych rzeczy nie dało się ukryć, nawet jeśli bardzo się tego chciało.
- Skąd on to w ogóle złapał…. Albo nie chcę wiedzieć. Wiem jakim pasjonatem towarzyskim jest. – mruknął kiwając głową i upił łyk alkoholu ze szklanki. Smakowało jak… cudem się nie skrzywił. Ten napój palił w gardło, ale whisky nie oglądał nawet przez dziurę w beczce. Nawet nie chciał wiedzieć skąd oni to mieli, z czego to było zrobione i co było wcześniej kiszone w tej samej beczce. To karygodne, aby takie szczyny nazywać alkoholem, a tym bardziej whisky. – Zdecydowanie, wyraźnie wyczuwam tu nutę słodu jęczmiennego. – odparł na jego słodkie kłamstwo, ciągnąc temat. Broń, którą Nicholas wybrał była chyba najgorszą z możliwych opcji. No cóż, musieli robić swoje, grać swoje bo przecież po to udali się właśnie tutaj. Show must go on, jak to mawiają.
- Blondynka przy barze co chwilę na Ciebie patrzy. Ja jestem żonaty, ale wiesz… może w końcu uda Ci się jakąś poderwać! – rzucił z rozbawieniem, a do blondynki przy barze, które rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę Nicholasa puścił oczko. Nott naprawdę nie wiedział co najlepszego zrobił, wybierając się z Rosierem do podrzędnego baru zasmakować mało arystokratycznego życia.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Zasmakowanie tego "zwykłego życia" było dla nich obu do pewnego stopnia zabawą. Może i dobrze się czuli na salonach, a z pewnością dobrze na salonach czuł się Nick, ale wyjście do miejsca, w którym nie przystoi pojawiać się arystokracie to sprawiało, że Nott czuł się o przynajmniej 10 lat młodszy. Pojawiał się jakiś dreszczyk adrenaliny, gdy znajdował się w miejscu, w którym ciotka nie pochwaliłaby jego obecności. Niby dorosły facet, ale zawsze przejmował się opinią starszych członków jego rodu. Po wystawieniu oceny za niedbałą fryzurę jeszcze raz przeczesał włosy palcami. Kamuflaż kamuflażem, ale no nie może wyglądać źle, gdy kelnerka jest taka ładna.
– Od kiedy się tak znasz na jęczmiennym słodzie? – zaśmiał się. Dobrze wiedział, że obaj są koneserami whiskey, ale koło prawdziwego turnu to to-to nie leżało. Odgrywanie teatrzyku jednak szło im bardzo dobrze, przynajmniej w opinii totalnie nie znającego się na tym Notta. Jeszcze kilka takich wypadów i naprawdę będą umieli mieszać się z tłumem plebsu. No może kilkanaście, a nie kilka.
- To wyzwanie? – uniósł jedną brew i spojrzał pytająco na kumpla. Może i się wygłupiali, ale poderwaniu blondynki siedzącej przez barze wydawało się naprawdę kuszące jeszcze zanim usłyszał, że "w końcu" może kogoś poderwie. Wypił duży łyk tej paskudnej whisky i pewny siebie ruszył w kierunku baru. – Lubię blondynki – rzucił jeszcze na odchodne do przyjaciela i dosiadł się do dziewczyny przy barze. – Dwa razy to samo – rzucił w kierunku barmana wskazując na drinka, którego piła dziewczyna i uśmiechnął się do niej zawadiacko. – Lubię próbować nowych drinków, a wyglądasz na kogoś, kto nie pije byle czego. Mam nadzieję, że mogę dotrzymać Ci towarzystwa – zagadał pierwszym tekstem jaki przyszedł mu do głowy, chwilę później napił się paskudnego drinka, ale zaczął komplementować naprawdę ładną dziewczynę. Nie minął kwadrans, kiedy razem z panienką wrócił do stolika przy którym siedział Rosier.
- Mathieu, to Rosie, pochodzi ze Szkocji. Rosie, to mój kumpel – widzę po nim, że bardzo chciał cię poznać – uśmiechnął się złośliwie do przyjaciela. Teraz jak mają jeszcze panienkę do towarzystwa to podły alkohol może nie będzie aż taki podły.
– Od kiedy się tak znasz na jęczmiennym słodzie? – zaśmiał się. Dobrze wiedział, że obaj są koneserami whiskey, ale koło prawdziwego turnu to to-to nie leżało. Odgrywanie teatrzyku jednak szło im bardzo dobrze, przynajmniej w opinii totalnie nie znającego się na tym Notta. Jeszcze kilka takich wypadów i naprawdę będą umieli mieszać się z tłumem plebsu. No może kilkanaście, a nie kilka.
- To wyzwanie? – uniósł jedną brew i spojrzał pytająco na kumpla. Może i się wygłupiali, ale poderwaniu blondynki siedzącej przez barze wydawało się naprawdę kuszące jeszcze zanim usłyszał, że "w końcu" może kogoś poderwie. Wypił duży łyk tej paskudnej whisky i pewny siebie ruszył w kierunku baru. – Lubię blondynki – rzucił jeszcze na odchodne do przyjaciela i dosiadł się do dziewczyny przy barze. – Dwa razy to samo – rzucił w kierunku barmana wskazując na drinka, którego piła dziewczyna i uśmiechnął się do niej zawadiacko. – Lubię próbować nowych drinków, a wyglądasz na kogoś, kto nie pije byle czego. Mam nadzieję, że mogę dotrzymać Ci towarzystwa – zagadał pierwszym tekstem jaki przyszedł mu do głowy, chwilę później napił się paskudnego drinka, ale zaczął komplementować naprawdę ładną dziewczynę. Nie minął kwadrans, kiedy razem z panienką wrócił do stolika przy którym siedział Rosier.
- Mathieu, to Rosie, pochodzi ze Szkocji. Rosie, to mój kumpel – widzę po nim, że bardzo chciał cię poznać – uśmiechnął się złośliwie do przyjaciela. Teraz jak mają jeszcze panienkę do towarzystwa to podły alkohol może nie będzie aż taki podły.
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wnętrze
Szybka odpowiedź