salon
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
***
Tutaj łóżko a tam szafa,
tutaj dzieje się zabawa
Kilka słów i zdanek kilka
i opisu jest linijka
nie bądź gałgan dodaj opis,
Daj nam wyobraźni popis
tutaj dzieje się zabawa
Kilka słów i zdanek kilka
i opisu jest linijka
nie bądź gałgan dodaj opis,
Daj nam wyobraźni popis
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wymyślanie wymówek nie szło Edgarowi najgorzej, bo nigdy nie był wylewny i większość rzeczy po prostu pomijał milczeniem. Nie inaczej było po pożarze w Wywernie, choć na szczęście jego oparzenia ładnie się goiły i za jakiś czas nie powinno zostać po nich żadnego śladu. Na tym mu zależało - nie chciał do końca życia nosić na sobie znamion tego przeklętego wieczoru ani dawać aurorom dowodów na jego obecność w tamtym miejscu. Wystarczająco obciążało go nazwisko wraz z reputacją, i choć ufał koneksjom nestora, wolałby więcej nie widywać jego czarnego kruka za oknem.
Przyjął informację o dziewczynkach ze spokojem, lecz nie tylko one cierpiały z powodu nagłego wybuchu czarnej magii. Marius, który do tej pory nie pokazał swoich magicznych zdolności, przeżywał je tak samo mocno jak one. Na szczęście miał dopiero rok, dużo spał, a sen zdawał się łagodzić buzujące w nim anomalie. Bliźniaczki jednak były w stanie choć trochę to zrozumieć, on był na to jeszcze zdecydowanie za mały, a Edgar coraz bardziej martwił się o jego zdrowie. - To dobrze. A Marius? - Zapytał więc, oczekując podobnej informacji. Zresztą gdyby stało się coś poważniejszego, Ziva prawdopodobnie nie siedziałaby teraz na kanapie, spokojnie popijając herbatę. Nie zaskoczyło go jej pytanie, musiała w końcu odczuć potrzebę otrzymania jaśniejszego wyjaśnienia ostatnich wydarzeń, ale Edgar nie miał zamiaru go dawać. - Pracuję na Nokturnie - przypomniał jej, strzepując z rękawa pozostałości proszku fiuu. - Tam zdarzają się takie rzeczy - dodał spokojnie, jakby faktycznie spotykał się z szatańską pożogą średnio raz na miesiąc. Tak nie było; wcale nie wychylał się często ze sklepu, a jeżeli już to robił, niebezpieczeństwa zdawały się go omijać szerokim łukiem. Niezbyt opłacało się atakować któregokolwiek z Burke'ów. Wytrzymał jej wściekłe spojrzenie, samemu będąc nad wyraz spokojnym, co w zasadzie mogło ją jeszcze bardziej zdenerwować. Nie miał jednak zamiaru się tłumaczyć, nie miał na to ani siły ani ochoty. Na szczęście do salonu wpadła Alivia z mnóstwem swoich pytań. - Ulica w Londynie - powiedział zgodnie z prawdą, zawsze starał się odpowiadać na ich pytania tak jak sprawa miała się w rzeczywistości zamiast wymyślać bzdurne wymówki. Dzieci rozumiały więcej niż się większości dorosłym wydawało, a już na pewno Esmee i Alivia. - Tak, ale nie powinnaś mnie o to pytać. To niegrzeczne - skarcił ją, choć starał się zrozumieć jej ciekawość. Sam też taki był w jej wieku, chciał wszystko wiedzieć, wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć. Nie mógł jej winić za dziecięcy głód wiedzy, w zasadzie cieszył się, że właśnie taka jest.
Przyjął informację o dziewczynkach ze spokojem, lecz nie tylko one cierpiały z powodu nagłego wybuchu czarnej magii. Marius, który do tej pory nie pokazał swoich magicznych zdolności, przeżywał je tak samo mocno jak one. Na szczęście miał dopiero rok, dużo spał, a sen zdawał się łagodzić buzujące w nim anomalie. Bliźniaczki jednak były w stanie choć trochę to zrozumieć, on był na to jeszcze zdecydowanie za mały, a Edgar coraz bardziej martwił się o jego zdrowie. - To dobrze. A Marius? - Zapytał więc, oczekując podobnej informacji. Zresztą gdyby stało się coś poważniejszego, Ziva prawdopodobnie nie siedziałaby teraz na kanapie, spokojnie popijając herbatę. Nie zaskoczyło go jej pytanie, musiała w końcu odczuć potrzebę otrzymania jaśniejszego wyjaśnienia ostatnich wydarzeń, ale Edgar nie miał zamiaru go dawać. - Pracuję na Nokturnie - przypomniał jej, strzepując z rękawa pozostałości proszku fiuu. - Tam zdarzają się takie rzeczy - dodał spokojnie, jakby faktycznie spotykał się z szatańską pożogą średnio raz na miesiąc. Tak nie było; wcale nie wychylał się często ze sklepu, a jeżeli już to robił, niebezpieczeństwa zdawały się go omijać szerokim łukiem. Niezbyt opłacało się atakować któregokolwiek z Burke'ów. Wytrzymał jej wściekłe spojrzenie, samemu będąc nad wyraz spokojnym, co w zasadzie mogło ją jeszcze bardziej zdenerwować. Nie miał jednak zamiaru się tłumaczyć, nie miał na to ani siły ani ochoty. Na szczęście do salonu wpadła Alivia z mnóstwem swoich pytań. - Ulica w Londynie - powiedział zgodnie z prawdą, zawsze starał się odpowiadać na ich pytania tak jak sprawa miała się w rzeczywistości zamiast wymyślać bzdurne wymówki. Dzieci rozumiały więcej niż się większości dorosłym wydawało, a już na pewno Esmee i Alivia. - Tak, ale nie powinnaś mnie o to pytać. To niegrzeczne - skarcił ją, choć starał się zrozumieć jej ciekawość. Sam też taki był w jej wieku, chciał wszystko wiedzieć, wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć. Nie mógł jej winić za dziecięcy głód wiedzy, w zasadzie cieszył się, że właśnie taka jest.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była już przyzwyczajona do stylu bycia Edgara. Pogodziła się z tym, bo cóż innego miałaby zrobić? Nawet w pewnym sensie odpowiadała jej milcząca postawa męża. Do niedawna. Ostatnie dni skłoniły ją do głębszej refleksji. Mógł mieć swoje tajemnice, prowadzić podejrzane interesy skoro było to wpisane w cały ród Burke’ów. Nie wtrącała się w to i nie zadawała trudnych pytań, z których najrozsądniejszym wyjściem byłoby skłamanie i zamydlenie jej oczu bajeczką. Jednak w sytuacji, kiedy zostaje wezwana do Świętego Munga, aby usłyszeć, że jej mąż został spetryfikowany; albo kiedy lord Burke wraca do domu z wyglądem pozostawiającym wiele do życzenia, ze spopielonymi kosmykami włosów i bliznami po poparzeniach, to zaczynają się rodzić pytania, które muszą wreszcie paść. Starała się zachowywać względny spokój, chociaż ze wszystkich stron była przytłoczona kolejnymi problemami i zmartwieniami.
- Dzięki Merlinie, bez większych ekscesów. - Westchnęła z nieukrywaną ulgą. Marius był dziedzicem, pierwszym ich męskim potomkiem, na którego tak długo czekali. Nie mogła stać mu się żadna krzywda.
Lady Burke nie spodobała się wymijająca, naiwna odpowiedź Edgara. Przez pięć lat podobne sytuacje nie miały miejsca. Wychodził i wracał cały. Nie dawał jej powodów do nieprzespanych nocy. Wściekłość narastała i Ziva już otworzyła usta, aby drążyć temat dalej, ale do salonu wpadła niczym piorun, jedna z bliźniaczek. Spojrzała na córkę, a gotujące się w niej emocje, jakby od razu zelżały. Na dzieciach nie powinny się odbijać problemy dorosłych, a tych przecież było ostatnio od groma. Zacisnęła wargi w wąską linię, słysząc karcący głos męża. Czy nie mógł chociaż na chwilę odpuścić ze swoją dyscypliną?
- Nie, Esmee nie jest wilą - pokręciła przecząco głową, nie zamierzając wdawać się w głębsze dyskusje na temat tego, czym są wile. Zresztą guwernantki chyba wystarczająco dobrze przybliżyły to zagadnienie. - Owszem, wile potrafią miotać kulami ognia, ale tylko wtedy gdy są rzeczywiście złe. - Wyjaśniła zwięźle. Przekrzywiła głowę, przyglądając się córce i szukając jakichkolwiek fizycznych objawów zwiększenia się jej dziecięcej magii. Dzieci nie rozumiały wszystkiego, co się działo wokół nich i możliwe, że obwiniały same siebie, o niektóre wydarzenia z ostatnich dwóch dni. - Alivio, dobrze się czujesz? Nic ci nie dolega?
- Dzięki Merlinie, bez większych ekscesów. - Westchnęła z nieukrywaną ulgą. Marius był dziedzicem, pierwszym ich męskim potomkiem, na którego tak długo czekali. Nie mogła stać mu się żadna krzywda.
Lady Burke nie spodobała się wymijająca, naiwna odpowiedź Edgara. Przez pięć lat podobne sytuacje nie miały miejsca. Wychodził i wracał cały. Nie dawał jej powodów do nieprzespanych nocy. Wściekłość narastała i Ziva już otworzyła usta, aby drążyć temat dalej, ale do salonu wpadła niczym piorun, jedna z bliźniaczek. Spojrzała na córkę, a gotujące się w niej emocje, jakby od razu zelżały. Na dzieciach nie powinny się odbijać problemy dorosłych, a tych przecież było ostatnio od groma. Zacisnęła wargi w wąską linię, słysząc karcący głos męża. Czy nie mógł chociaż na chwilę odpuścić ze swoją dyscypliną?
- Nie, Esmee nie jest wilą - pokręciła przecząco głową, nie zamierzając wdawać się w głębsze dyskusje na temat tego, czym są wile. Zresztą guwernantki chyba wystarczająco dobrze przybliżyły to zagadnienie. - Owszem, wile potrafią miotać kulami ognia, ale tylko wtedy gdy są rzeczywiście złe. - Wyjaśniła zwięźle. Przekrzywiła głowę, przyglądając się córce i szukając jakichkolwiek fizycznych objawów zwiększenia się jej dziecięcej magii. Dzieci nie rozumiały wszystkiego, co się działo wokół nich i możliwe, że obwiniały same siebie, o niektóre wydarzenia z ostatnich dwóch dni. - Alivio, dobrze się czujesz? Nic ci nie dolega?
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spoglądam ponownie na ojca, a twarz moja wykrzywia się w nieznacznym grymasie. Dlaczego większość pytań zawsze jest uważana za niegrzeczne. Niegrzeczny to jest placek jak wyje całą noc, że aż się psy dołączają ale jemu to już nikt uwagi nie zwraca. Swoją drogą myśl o stojącym nad łóżeczkiem syna Edgarze i prawiącego mu morały na temat tego, jak niegrzecznie się zachowuje, rozbawiła mnie ogromnie. Niestety ojciec miał świadomość tego, że placek jest tylko plackiem i zrozumieć, nie zrozumie go przez jeszcze długi czas. Dlatego kazania - rzadko ale jednak - prawił nam, swoim ukochanym, niesfornym bliźniaczkom.
- Przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna - odpowiadam, zgodnie z prawdą. Ojciec znikał ostatnio częściej, niż miało to miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Zastanawiałam się gdzie wtedy jest i co robi i co to za przygody, skoro wraca bez kluczowych części swojego ciała. - Ale cieszę się, że jesteś cały - dodaję i przytulam się do ojca nieco mocniej. Nie chciałabym, żeby stało mu się coś poważnego. Bardzo kochałam swoich rodziców i wizja tego, że mogłoby im dolegać coś równie poważnego jak Esmee, była straszna. Puszczam w końcu ojca, oddając mu pełną swobodę ruchu a swe kroki kieruję teraz ku matce.
- Nic mi nie jest - odpowiadam, wzruszając lekko ramionami. Nie wiem czemu tak się o nas martwią, przecież nic złego się nie dzieje, prawda? - Może tylko trochę się nudzę- dodaję po chwili zastanowienia. - Dlatego przyszłam do was. - Łobuzerski uśmiech tańczy na moich malinowych usteczkach a w oczach płoną iskierki. Mam dzisiaj niezwykle dobry humor i nie bardzo wiem, dlaczego wszyscy inni są jacyś markotni. Trochę czuję się też zawiedziona, że moja siostra nie zostanie wilą. To pewnie przez te włosy, wile muszą być blondynkami a Es jak wiadomo, włosy ma czarne niczym sierść Demona.
- W sumie nie wyglądała na złą, kiedy rzuciła kulą w pana Alberta - rzucam, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Co się z nami stało? - pytanie wędruje do obojga rodziców, o czym świadczy moje przeskakujące z jednego na drugie, spojrzenie. - Czemu nagle potrafimy robić takie dziwne rzeczy? To przez burze? - kolejne gradobicie pytań zasypuje państwa Burke. Nic jednak nie potrafię zrobić z faktem, że ciekawość to moje drugie imię a niewiedza doprowadza mnie do szału.
- Przepraszam, nie chciałam być niegrzeczna - odpowiadam, zgodnie z prawdą. Ojciec znikał ostatnio częściej, niż miało to miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Zastanawiałam się gdzie wtedy jest i co robi i co to za przygody, skoro wraca bez kluczowych części swojego ciała. - Ale cieszę się, że jesteś cały - dodaję i przytulam się do ojca nieco mocniej. Nie chciałabym, żeby stało mu się coś poważnego. Bardzo kochałam swoich rodziców i wizja tego, że mogłoby im dolegać coś równie poważnego jak Esmee, była straszna. Puszczam w końcu ojca, oddając mu pełną swobodę ruchu a swe kroki kieruję teraz ku matce.
- Nic mi nie jest - odpowiadam, wzruszając lekko ramionami. Nie wiem czemu tak się o nas martwią, przecież nic złego się nie dzieje, prawda? - Może tylko trochę się nudzę- dodaję po chwili zastanowienia. - Dlatego przyszłam do was. - Łobuzerski uśmiech tańczy na moich malinowych usteczkach a w oczach płoną iskierki. Mam dzisiaj niezwykle dobry humor i nie bardzo wiem, dlaczego wszyscy inni są jacyś markotni. Trochę czuję się też zawiedziona, że moja siostra nie zostanie wilą. To pewnie przez te włosy, wile muszą być blondynkami a Es jak wiadomo, włosy ma czarne niczym sierść Demona.
- W sumie nie wyglądała na złą, kiedy rzuciła kulą w pana Alberta - rzucam, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Co się z nami stało? - pytanie wędruje do obojga rodziców, o czym świadczy moje przeskakujące z jednego na drugie, spojrzenie. - Czemu nagle potrafimy robić takie dziwne rzeczy? To przez burze? - kolejne gradobicie pytań zasypuje państwa Burke. Nic jednak nie potrafię zrobić z faktem, że ciekawość to moje drugie imię a niewiedza doprowadza mnie do szału.
Gość
Gość
The member 'Alivia Burke' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Z ulgą przyjął informację o Mariusie. Martwił się o całą trójkę swoich potomków, ale to o niego martwił się najbardziej. I nie dlatego, że był jego dziedzicem - pod tym względem córki były dla niego równe ważne, syn po prostu miał być trochę inaczej wychowany - ale dlatego, że był tak mały. Nawet nie opanował jeszcze samodzielnego chodzenia, jego słownik zaczynał się i kończył na kilku dwusylabowych słowach, a już musiał doświadczać anomalii. Nie zwykłych jakie posiadają dzieci w jego wieku - niewielkich podpaleń czy zamiany czegoś twardego w coś miękkiego - a poważnych, męczących i zapewne budzących strach u tak małego człowieka. Nawet dla dziewczynek to bywało trudne, co tu mówić o rocznym dziecku. - Zauważyłaś, że nie ma anomalii, kiedy śpi? - Choć Edgar rzadko zaglądał do jego pokoju, prawdopodobnie za rzadko, opiekunki od pamiętnej burzy bez przerwy przybiegały do niego by poinformować o kolejnym niekontrolowanym użyciu magii. W nocy to się zdarzało rzadziej, dziewczynkom również się to nie przydarzyło. I tu leżał pies pogrzebany - Zastanawiam się czy nie podawać bliźniaczkom eliksiru nasennego. Z dwojga złego lepsze to niż miotanie kulami ognia - powiedział, ale wzruszył ramionami, bo wcale nie był przekonany do tego pomysłu. Usypianie własnych dzieci - od czasu do czasu nie widział przeciwwskazań, ale każdego dnia? Musiał najpierw porozmawiać z Quentinem o ewentualnych skutkach ubocznych, ostatnie czego chciał, to szkodzić własnym dzieciom. Urwał jednak temat, kiedy do pomieszczenia wpadła Alivia. Już wyobrażał sobie te protesty, żeby wypić cokolwiek, jakby dowiedziały się o tym planie. Planie niedopracowanym, czysto teoretycznym, i zapewne nie mającym odbicia w rzeczywistości, ale jednak. - A ja się cieszę, że ty jesteś cała - westchnął, odwzajemniając jej uścisk, po czym zaśmiał się cicho pod nosem na to nudzenie się. - Nie wierzę, że nie wymyślisz czegoś z Esmee - powiedział, a w jego oczach czaiło się wyzwanie. Były nierozłączne, znały siebie nawzajem lepiej niż on sam, wymyślanie zabaw szło im naprawdę łatwo. Zerknął na magiczny zegar, stojący w rogu pomieszczenia, który miał niedługo wybić pełną godzinę. - Zresztą zaraz macie zajęcia - postanowił z nich nie rezygnować przez wzgląd na anomalie. Nie było wiadomo, kiedy znikną, a one nie mogły w tym czasie tworzyć dziury w swoim wykształceniu. Zresztą uważał, że powinni żyć tak normalnie jak tylko się da.
Wezwał do siebie Paprocha, nakazując mu zrobienie sobie herbaty z mlekiem i trzema łyżeczkami cukru. Innej nie tolerował. Usłyszawszy pytanie córki, przeniósł na moment spojrzenie na Zivę, dopiero potem skupiając się na Alivii. - Możliwe, że przez burze - odpowiedział, zgadzając się z dedukcją córki. - Dzieciom, zanim dostaną różdżkę i pójdą do szkoły, zdarzają się takie rzeczy. Pamiętasz jak kiedyś stłukłaś wazon? Od czasu burzy się w was to nasiliło - wytłumaczył spokojnie, wierząc, że wszystko zrozumiała. Zawsze dużo rozumiała jak na swój wiek, z czego był niezmiernie zadowolony. Nigdy nie chciał wychować swoich córek na puste szlachcianki, jakie często można było spotkać na salonach. Kobiety z ich rodu zawsze były niewiele mniej silne od mężczyzn i chciał żeby tak pozostało.
Wezwał do siebie Paprocha, nakazując mu zrobienie sobie herbaty z mlekiem i trzema łyżeczkami cukru. Innej nie tolerował. Usłyszawszy pytanie córki, przeniósł na moment spojrzenie na Zivę, dopiero potem skupiając się na Alivii. - Możliwe, że przez burze - odpowiedział, zgadzając się z dedukcją córki. - Dzieciom, zanim dostaną różdżkę i pójdą do szkoły, zdarzają się takie rzeczy. Pamiętasz jak kiedyś stłukłaś wazon? Od czasu burzy się w was to nasiliło - wytłumaczył spokojnie, wierząc, że wszystko zrozumiała. Zawsze dużo rozumiała jak na swój wiek, z czego był niezmiernie zadowolony. Nigdy nie chciał wychować swoich córek na puste szlachcianki, jakie często można było spotkać na salonach. Kobiety z ich rodu zawsze były niewiele mniej silne od mężczyzn i chciał żeby tak pozostało.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Edgar miał ogromne szczęście. Doprawdy ogromne - że słowa o usypianiu jego córek nie trafiły do uszu kogoś, kto darzył te dwa ruchliwe i przekochane urwisy wyjątkowo głęboką miłością - to jest, do ich babki. Chociaż wszyscy Burke'owie odznaczali się raczej wstrzemięźliwością w okazywaniu swoich uczuć i niezwykłą oszczędnością, jeśli chodzi o wysławianie się, rodzina była dla nich główną świętością. Elvira, matka Edgara, chociaż pochodziła z innego rodu, przez lata zdążyła już przyswoić sobie ten tok myślenia i sposób bycia - ba! wychowała przecież w ten sposób trójkę dzieci! Więc nawet jeśli pomysł najstarszego z jej synów był kierowany troską o bezpieczeństwo bliźniaczek... nasłuchałby się od matki, oj nasłuchałby. Aż by mu uszy zwiędły!
- Nareszcie jesteś! - starsza kobieta wkroczyła do salonu niemal w tej samej chwili, w której skrzat otworzył przed nią drzwi. Nie zaszczyciła brzydkiej, uniżonej kreatury nawet spojrzeniem. Była silną niewiastą, nawet pomimo słusznego już wieku wciąż miała w sobie sporo wigoru. Choćby nie wiadomo co się działo, jej ubiór zawsze był nienaganny, fryzura ułożona a makijaż dopracowany. Tego samego wymagała od innych, dlatego też posłała w stronę Zivy nieco niechętny wzrok. Jak to wyglądało? Przecież dziewczynki powinny oglądać swoją matkę zawsze w najlepszym wydaniu by pragnąć ją naśladować... eh!
- Zivo, ponoć Esmee chce, żebyś przyszła do jej pokoju - odezwała się, znów z lekką niechęcią w głosie. Od czasu pamiętnej pierwszomajowej nocy i wybuchu anomalii małe były markotne, szczególnie Esmee. Elvira próbowała nad nimi czuwać, skupić na sobie nieco więcej uwagi wnuczek. Te jednak wciąż zapatrzone były głównie w matkę. To chyba była zazdrość, jednak w życiu by tego nie przyznała...!
A kiedy tylko młodsza kobieta opuściła salon razem z drugą z bliźniaczek, Elvira z cichym westchnięciem spoczęła na sofie obok syna.
- Martwię się o was. O was wszystkich - spojrzała na Edgara z uwagą. Nie wyrażała tego głośno, jednak była równie zaniepokojona, co Ziva. Ostatnie wydarzenia sprawiły jej wiele bólu, tym bardziej, że miała znacznie większe grono osób, o które musiała się troszczyć. Żona Edgara miała na uwadze głównie dobro swoich dzieci. Elvira musiała baczyć zarówno na jej potomstwo, jak i swoje własne - a do nich zaliczał się przecież sam Edgar.
- Nareszcie jesteś! - starsza kobieta wkroczyła do salonu niemal w tej samej chwili, w której skrzat otworzył przed nią drzwi. Nie zaszczyciła brzydkiej, uniżonej kreatury nawet spojrzeniem. Była silną niewiastą, nawet pomimo słusznego już wieku wciąż miała w sobie sporo wigoru. Choćby nie wiadomo co się działo, jej ubiór zawsze był nienaganny, fryzura ułożona a makijaż dopracowany. Tego samego wymagała od innych, dlatego też posłała w stronę Zivy nieco niechętny wzrok. Jak to wyglądało? Przecież dziewczynki powinny oglądać swoją matkę zawsze w najlepszym wydaniu by pragnąć ją naśladować... eh!
- Zivo, ponoć Esmee chce, żebyś przyszła do jej pokoju - odezwała się, znów z lekką niechęcią w głosie. Od czasu pamiętnej pierwszomajowej nocy i wybuchu anomalii małe były markotne, szczególnie Esmee. Elvira próbowała nad nimi czuwać, skupić na sobie nieco więcej uwagi wnuczek. Te jednak wciąż zapatrzone były głównie w matkę. To chyba była zazdrość, jednak w życiu by tego nie przyznała...!
A kiedy tylko młodsza kobieta opuściła salon razem z drugą z bliźniaczek, Elvira z cichym westchnięciem spoczęła na sofie obok syna.
- Martwię się o was. O was wszystkich - spojrzała na Edgara z uwagą. Nie wyrażała tego głośno, jednak była równie zaniepokojona, co Ziva. Ostatnie wydarzenia sprawiły jej wiele bólu, tym bardziej, że miała znacznie większe grono osób, o które musiała się troszczyć. Żona Edgara miała na uwadze głównie dobro swoich dzieci. Elvira musiała baczyć zarówno na jej potomstwo, jak i swoje własne - a do nich zaliczał się przecież sam Edgar.
I show not your face but your heart's desire
Edgar przerwał rozmowę, słysząc jak ktoś wchodzi do salonu. Nie potrafił ukryć zdziwienia, które wymalowało się na jego twarzy, kiedy w progu ujrzał swoją matkę. Nie spodziewał się jej tutaj - prawdę mówiąc rzadko zaszczycała ich swoją obecnością, a już na pewno nie tak bez zapowiedzi. Zazwyczaj to Edgar wraz ze swoją rodziną przychodził do Durham Castle na cotygodniowe uroczyste kolacje i tyle kontaktu wystarczało - większość innych spotkań była podyktowana jakimś dodatkowym i poważnym powodem, o co więc chodziło tym razem?
Posłał matce nieprzyjazne spojrzenie, kiedy posłała podobne Zivie. Nie podobało mu się to jak ją traktuje - w końcu była jego żoną, i to już od ponad sześciu lat. Czy to oznaczało, że tak już będzie zawsze? Odprowadził żonę wzrokiem aż nie wyszła z pomieszczenia, przenosząc zaciekawione spojrzenie na matkę. Spodziewał się wielu słów, które mogły paść z jej ust, ale nie tych. Elvira Burke rzadko wypowiadała takie słowa - zdawało się, że przez te wszystkie lata małżeństwa przejęła większość cech rodziny swojego męża, a jednak zdarzały się takie momenty jak teraz. Edgar westchnął głęboko, nie wiedząc co jej powiedzieć. Nigdy nie był dobry w pocieszanie czy długie rozmowy - mało kiedy nad czymkolwiek się roztkliwiał, będąc z natury człowiekiem zdecydowanym. - Nie ma potrzeby - odpowiedział po chwili, wciąż przyglądając się matce z pewną dozą niepewności. - Zawsze sobie radzimy - dodał, mając na myśli nie tylko siebie, ale i resztę swojej rodziny. Doskonale wiedziała czym się zajmują; wystawiali się na działanie czarnej magii niemal każdego dnia, dużo przeżyli i równie dużo widzieli; z anomaliami również powinni sobie poradzić. Co prawda nie wierzył, żeby szybko zniknęły, ale już tym podejrzeniem nie zamierzał się dzielić. Nie było takiej potrzeby. Wolał poruszyć temat Zivy, zerknął więc na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła. - Dlaczego wciąż jej nie tolerujesz? Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat - zauważył, nie mając już zamiaru wytykać palcem kto kazał im wziąć ślub, bo to przecież nie był wybór ani Edgara ani tym bardziej Zivy. Zazwyczaj machał na to ręką, ale dzisiaj nie potrafił puścić tego w niepamięć.
Posłał matce nieprzyjazne spojrzenie, kiedy posłała podobne Zivie. Nie podobało mu się to jak ją traktuje - w końcu była jego żoną, i to już od ponad sześciu lat. Czy to oznaczało, że tak już będzie zawsze? Odprowadził żonę wzrokiem aż nie wyszła z pomieszczenia, przenosząc zaciekawione spojrzenie na matkę. Spodziewał się wielu słów, które mogły paść z jej ust, ale nie tych. Elvira Burke rzadko wypowiadała takie słowa - zdawało się, że przez te wszystkie lata małżeństwa przejęła większość cech rodziny swojego męża, a jednak zdarzały się takie momenty jak teraz. Edgar westchnął głęboko, nie wiedząc co jej powiedzieć. Nigdy nie był dobry w pocieszanie czy długie rozmowy - mało kiedy nad czymkolwiek się roztkliwiał, będąc z natury człowiekiem zdecydowanym. - Nie ma potrzeby - odpowiedział po chwili, wciąż przyglądając się matce z pewną dozą niepewności. - Zawsze sobie radzimy - dodał, mając na myśli nie tylko siebie, ale i resztę swojej rodziny. Doskonale wiedziała czym się zajmują; wystawiali się na działanie czarnej magii niemal każdego dnia, dużo przeżyli i równie dużo widzieli; z anomaliami również powinni sobie poradzić. Co prawda nie wierzył, żeby szybko zniknęły, ale już tym podejrzeniem nie zamierzał się dzielić. Nie było takiej potrzeby. Wolał poruszyć temat Zivy, zerknął więc na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła. - Dlaczego wciąż jej nie tolerujesz? Jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat - zauważył, nie mając już zamiaru wytykać palcem kto kazał im wziąć ślub, bo to przecież nie był wybór ani Edgara ani tym bardziej Zivy. Zazwyczaj machał na to ręką, ale dzisiaj nie potrafił puścić tego w niepamięć.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ten ślub nie był także pomysłem Elviry, jeśli już zwalamy winę z jednych na drugich. Ten przedziwny związek powstał głównie za sprawą jej męża - i z jednej strony niezwykle się radowała, doczekała się w końcu dwóch roześmianych i promiennych wnuczek, jednak z drugiej nigdy nie potrafiła wybaczyć mu jednej konkretnej rzeczy. Dla mężczyzn takie sprawy nie miały najmniejszego znaczenia, jednak Elvira wciąż ubolewała, że jej wnuczki nigdy nie będą mieć skóry białej jak mleko. Rzekomo miała coś do powiedzenia w kwestii zaślubin swojego syna siedem lat temu, w praktyce jednak ojciec Edgara zwyczajnie stracił już cierpliwość i wydał syna za pierwszą lepszą szlachetnie urodzoną kobietę - jeśli już więc musimy zwalać na kogoś winę za ten ślub i niechęć, którą Elvira odczuwała do swojej synowej, wskazać należy samego Edgara! Za jego ślamazarność i opieszałość w kwestii ożenku!
Na pytanie syna nie udzieliła jednak żadnej konkretnej odpowiedzi. Doskonale wiedziała, że mimo faktu zmuszenia go do poślubienia Zivy, odnaleźli wspólny język. Na pewno zacząłby ją bronić przed opiniami matki, a Elvira wcale nie chciała zaczynać z nim wojny. Nie po to przybyła.
- Tak, wiem. - Zawsze sobie radził, był już dorosły, a do tego był Burke'm. Tak go z resztą wychowała. Nic jednak nie mogło powstrzymać niepokoju w sercu matki, kiedy docierały do niej takie niepokojące wieści. - Twój skrzat jak raz na coś się przydał. Wytłumaczysz mi dlaczego właśnie z takich źródeł dowiaduję się o tych wszystkich wypadkach, które ci się przytrafiają?
Znała swoje miejsce w rodzinie, odchowała już swoje dzieci, lecz jako taką władzę sprawowała jeszcze jedynie nad Quentinem oraz Wynnoną. Edgar, będący teraz głową swojej własnej rodziny, wykraczał już poza jej jurysdykcję. Nie znaczyło to jednak, że nie martwiła się o niego i że nie była zła, kiedy okazywało się, że jako ostatnia dowiaduje się o pewnych rzeczach! Nawet jeśli wszystkie te wypadki przytrafiały się na Nokturnie, w miejscu znanym z kradzieży, morderstw a nawet gorszych przestępstw, nawet mimo że Edgar był Burke'm i tam pracował... serce matki nigdy nie przestanie się martwić.
Na pytanie syna nie udzieliła jednak żadnej konkretnej odpowiedzi. Doskonale wiedziała, że mimo faktu zmuszenia go do poślubienia Zivy, odnaleźli wspólny język. Na pewno zacząłby ją bronić przed opiniami matki, a Elvira wcale nie chciała zaczynać z nim wojny. Nie po to przybyła.
- Tak, wiem. - Zawsze sobie radził, był już dorosły, a do tego był Burke'm. Tak go z resztą wychowała. Nic jednak nie mogło powstrzymać niepokoju w sercu matki, kiedy docierały do niej takie niepokojące wieści. - Twój skrzat jak raz na coś się przydał. Wytłumaczysz mi dlaczego właśnie z takich źródeł dowiaduję się o tych wszystkich wypadkach, które ci się przytrafiają?
Znała swoje miejsce w rodzinie, odchowała już swoje dzieci, lecz jako taką władzę sprawowała jeszcze jedynie nad Quentinem oraz Wynnoną. Edgar, będący teraz głową swojej własnej rodziny, wykraczał już poza jej jurysdykcję. Nie znaczyło to jednak, że nie martwiła się o niego i że nie była zła, kiedy okazywało się, że jako ostatnia dowiaduje się o pewnych rzeczach! Nawet jeśli wszystkie te wypadki przytrafiały się na Nokturnie, w miejscu znanym z kradzieży, morderstw a nawet gorszych przestępstw, nawet mimo że Edgar był Burke'm i tam pracował... serce matki nigdy nie przestanie się martwić.
I show not your face but your heart's desire
Edgar nie chciał brać ślubu, bo wiedział, że to oznacza zmianę stylu życia. Nie aż taką zmianę jak w przypadku kobiet, ale i tak wiele rzeczy miało ulec zmianie. Wydawało mu się, że dalej nie jest gotowy na takie obowiązki. Odpowiadało mu podróżowanie po świecie, życie poszukiwacza artefaktów - ostatnie na co miał ochotę to stały powrót do Wielkiej Brytanii. A wiedział, że prędzej czy później to będzie koniecznie. Ślub wiązał się nie tylko z nową rolą męża i ojca, ale również z zadbaniem o rodzinne interesy tutaj na miejscu. Jego brat przede wszystkim znał się na alchemii i choć był mistrzem eliksirów, nie znał się tak na asortymencie sklepu jak Edgar. Poza tym był na to jeszcze za młody. Dlatego Edgar był świadomy, że po ślubie będzie musiał zadbać o swoją małżonkę i przyszłe dzieci (a jeżeli jest coś czego nie jeszcze bardziej nie mógł sobie wyobrazić niż bycie mężem to z pewnością bycie ojcem) oraz przejąć część obowiązków ze sklepu na Nokturnie zamiast jeździć po świecie i narażać się na niebezpieczeństwo. Od tamtego dnia minęło niemalże siedem lat i wszystkie z tych niechęci minęły bezpowrotnie. Rola męża i ojca przyszła do niego bardzo naturalnie, a do rzadkich podróży udało mu się z czasem przyzwyczaić. W zasadzie wpadł w wir pracy w sklepie, której było po prostu mnóstwo, dlatego nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Zresztą w asortymencie sklepu pojawiały się tak ciekawe przedmioty, które musiał zbadać przed sprzedażą, których zapewne sam nigdy by nie odnalazł i nie zobaczył. W dodatku wymagająca praca na Nokturnie pozwalała mu na rzadkie wizyty w domu - lubił ten zapach kurzu na zapleczu i przyjemną samotność.
- Bo są nieistotne - westchnął, wciąż nie rozumiejąc dlaczego tak się tym wszystkim przejmuje. Żyje w tej rodzinie od prawie czterdziestu lat - czy to niewystarczający okres żeby przyzwyczaić się do specyficznego trybu życia mieszkańców Durham? - Jeżeli będzie się działo coś naprawdę poważnego, na pewno się o tym dowiesz - powiedział, po czym wstał i położył rękę na jej dłoni. - Nie przejmuj się nami, radzimy sobie - puste słowa. Wiedział, że nie przyniosą jej ulgi, ale i tak czuł potrzebę zapewnienia jej, że nic im się nie dzieje. Uśmiechnął się lekko, jakby dla potwierdzenia swych słów, po czym poszedł do dzieci. Przez anomalie często do nich zaglądał, musząc się upewnić, że nic im nie jest.
| zt
- Bo są nieistotne - westchnął, wciąż nie rozumiejąc dlaczego tak się tym wszystkim przejmuje. Żyje w tej rodzinie od prawie czterdziestu lat - czy to niewystarczający okres żeby przyzwyczaić się do specyficznego trybu życia mieszkańców Durham? - Jeżeli będzie się działo coś naprawdę poważnego, na pewno się o tym dowiesz - powiedział, po czym wstał i położył rękę na jej dłoni. - Nie przejmuj się nami, radzimy sobie - puste słowa. Wiedział, że nie przyniosą jej ulgi, ale i tak czuł potrzebę zapewnienia jej, że nic im się nie dzieje. Uśmiechnął się lekko, jakby dla potwierdzenia swych słów, po czym poszedł do dzieci. Przez anomalie często do nich zaglądał, musząc się upewnić, że nic im nie jest.
| zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oczywiście że jego słowa jej nie uspokoiły. Bo były puste. Doskonale wiedziała, że nawet gdyby przydarzyło mu się coś naprawdę poważnego - Edgar i tak by jej nie poinformował. Zapewne znów musiałaby się tego dowiadywać od wszędobylskiego i, wiedzącego zdecydowanie najwięcej w tym domu, skrzata. Ta pomarszczona, paskudna istota często podsłuchiwała tajemnice swoich panów. No, ewentualnie gdyby Elvira miała dość szczęścia, może niewesołe wieści przekazałby jej mąż. Chociaż i przed nim Edgar lubił ukrywać pewne rzeczy. A ona miała nadzieję, że chociaż przed ojcem jej syn nie będzie miał tajemnic!
Westchnęła tylko więc cicho, spoglądając jak jej syn opuszcza pokój. Mogłaby spędzić w tej rodzinie i sto lat, a i tak nie przestałaby się martwić o swoje dzieci oraz wnuczki. Czas nie grał tutaj żadnej roli. Elvira martwiła się o swojego pierworodnego w przeszłości, gdy jeździł po całym świecie i odkrywał nowe, nieznane artefakty, ale tak samo martwiła się o niego teraz. Mimo że jego praca była ponoć zdecydowanie spokojniejsza niż w przeszłości, jak widać nawet Burke'owie nie mogli się do końca uchronić przed niebezpieczeństwem, które czyhało na Nokturnie.
Starsza kobieta jeszcze przez dobrych kilka minut siedziała w salonie, pogrążając się w rozmyślaniach. Bolało ją to, jak bezsilna jest w tym momencie. Nie mogła już nic więcej zrobić, żeby ochronić swoją rodzinę. Z resztą, jej ochrony nikt już nie chciał. Była tylko podstarzałą szlachcianką, która odchowała już swoje dzieci, a obecnie jej zadaniem było... po prostu trwać. Jej uroda w dużej mierze już dawno uleciała, nie można było więc mówić, że jest ozdobą swojego męża. Jej rola jako matki również powoli dobiegała końca - jej dzieci były w końcu już dorosłe i zupełnie samodzielne.
Jej pierś, przyozdobiona lśniącymi, mlecznobiałymi perłami, uniosła się w ciężkim westchnięciu. Potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się niewesołych myśli, a następnie dwa razy zaklaskała - był to znak, na który skrzat domowy Burke'ów natychmiast pojawił się przy jej boku.
- Zrób mi herbaty. I zanieś ją do mojego pokoju. - zarządziła, po czym wstała z kanapy i opuściła salon.
zt
Westchnęła tylko więc cicho, spoglądając jak jej syn opuszcza pokój. Mogłaby spędzić w tej rodzinie i sto lat, a i tak nie przestałaby się martwić o swoje dzieci oraz wnuczki. Czas nie grał tutaj żadnej roli. Elvira martwiła się o swojego pierworodnego w przeszłości, gdy jeździł po całym świecie i odkrywał nowe, nieznane artefakty, ale tak samo martwiła się o niego teraz. Mimo że jego praca była ponoć zdecydowanie spokojniejsza niż w przeszłości, jak widać nawet Burke'owie nie mogli się do końca uchronić przed niebezpieczeństwem, które czyhało na Nokturnie.
Starsza kobieta jeszcze przez dobrych kilka minut siedziała w salonie, pogrążając się w rozmyślaniach. Bolało ją to, jak bezsilna jest w tym momencie. Nie mogła już nic więcej zrobić, żeby ochronić swoją rodzinę. Z resztą, jej ochrony nikt już nie chciał. Była tylko podstarzałą szlachcianką, która odchowała już swoje dzieci, a obecnie jej zadaniem było... po prostu trwać. Jej uroda w dużej mierze już dawno uleciała, nie można było więc mówić, że jest ozdobą swojego męża. Jej rola jako matki również powoli dobiegała końca - jej dzieci były w końcu już dorosłe i zupełnie samodzielne.
Jej pierś, przyozdobiona lśniącymi, mlecznobiałymi perłami, uniosła się w ciężkim westchnięciu. Potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się niewesołych myśli, a następnie dwa razy zaklaskała - był to znak, na który skrzat domowy Burke'ów natychmiast pojawił się przy jej boku.
- Zrób mi herbaty. I zanieś ją do mojego pokoju. - zarządziła, po czym wstała z kanapy i opuściła salon.
zt
I show not your face but your heart's desire
05/04
Migrena znaczyła dni Adeline, od jakiegoś czasu. Snuła się niczym duch po posępnej twierdzy, ciągnąc za sobą rodową czerń. Krzywiła się na widok delikatnych, aczkolwiek rażących zmian w otoczeniu, które coraz śmielej wprowadzała młodsza kuzynka, która od niedawna była także małżonką jej szwagra. Nikt nie jest bez skazy, każdy posiadał jakieś ułomności, do których trudno było się przyznać. Lady Burke nie była od tego wyjątkiem, chociaż w oczach wielu mogła - i chciała - uchodzić za chodzącą perfekcję. Niemniej jednak pojawienie się nowej lady w murach Durham wytrąciło ją z dotąd niezachwianej równowagi. I szczęściem w nieszczęściu był fakt, iż to słodka Elodie uświetniła swoją obecnością dwór, wszakże dla innej damy Adeline nie znalazłaby wyrozumiałości. A raczej nie potrafiłaby powstrzymać złośliwości, słownych przytyków, które czasem pojawiały się w jej głowie. A wszystko to w imię zazdrości, której zazdrością nazwać nie chciała; przecież darzyła Elodie niczym prócz sympatią, chciała, aby ta znalazła sposób na to, aby nazwać Durham swoim domem, tak jak Adela. A jednak, dla kobiety, która stawiała pierwsze kroki w czwartą dekadę swojego życia, wspomnienie ulotnego, młodzieńczego piękna było palące. Irracjonalne, prawda? Sama Adeline zdawała sobie z tego sprawę, a jednak nie mogła skutecznie pozbyć się szkodliwego uczucia z własnego serca, wieczorami coraz dłużej wpatrywała się we własne odbicie.
I wtedy przyszedł kwiecień, z wiadomością, której się nie spodziewała. Jednocześnie jej serce mogło się radować i trwożyć. Wszakże historia wiele razy pokazała, że przyparci do muru, pozbawieni złudzeń na pokoje przepchnięcie swoich absurdalnych idei okrutnicy, byli gotowi przekroczyć linię, zrobić krok dalej i rzucić się w przepaść, zabierając ich - w tym przypadku czarodziejów stojących na straży nieskazitelności czarodziejskiego dziedzictwa - razem ze sobą w głęboką przepaść. To jedynie sprawiło, że migrena lady nestorowej pogłębiła się. Nie pomógł spacer wśród dzikich ogrodów okalających Durham, na nic zdała się też lekka lektura Czarownicy. W końcu osiadła w bibliotece, pozwalając sobie na moment odprężenia. Przymknęła powieki, osłaniając strudzone oczy przed wiązkami światła, a przede wszystkim chroniąc wzrok przed widokiem artykułu Walczącego Maga, który leżał tuż obok.
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nowy nabytek ich rodziny, lady Elodie, wyraźnie wyróżniała się pośród pozostałych mieszkańców Durham. Nie dało się jej nie zauważyć w tym ponurym zamku, gdzie każda zmiana szczególnie rzucała się w oczy. Ten proces powtarzał się regularnie – każda nowo poślubiona żona była jak niepasujący kawałek układanki, który dopiero z czasem znajdował swoje miejsce w rodzinie. Tak było też z Adeline, na początku sprawiającej wrażenie zbyt jaskrawej na te ciemne korytarze, a jednak w tym momencie Edgar nie potrafił sobie wyobrazić Durham bez niej. Jednak mimo wszystko miał wrażenie, że z Elodie będzie inaczej. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ktoś z jego krewnych wziął ślub z przedstawicielem tak głośnego rodu za jaki uważa się Parkinsonów. Dom Mody nijak nie współgrał z szemranym biznesem na Nokturnie, ich charakter i zamiłowanie do zabaw na salonach też stało w przeciwieństwie do stylu życia Burke'ów. Nie wiedział jak Elodie sobie poradzi w nowej rzeczywistości, ale podejrzewał, że zderzenie z nową codziennością może jej się nie spodobać.
Większość dzisiejszego dnia spędził na Nokturnie, planując nową wyprawę. Niestety skończyły się czasy, kiedy mógł swobodnie opuszczać Wielką Brytanię, ale przynajmniej mógł się trochę porządzić przy sporządzaniu planu. Dyskusje obejmowały mnóstwo kwestii: trzeba było wybrać odpowiedni transport, wyznaczyć najlepszą trasę i zabezpieczyć się na wszystkie niedogodności, które mogły się na niej pojawić, oraz wszystkich współpracowników, którzy mieli dołączyć do wyprawy – łamaczy, runistów, numerologów, ochroniarzy, i wielu innych. Cały czas słyszał szum w uszach przez te długie i głośne rozmowy, tym bardziej z ulgą przyjął powrót do domu. Skrzat powitał go ciepłą kolacją, którą zjadł z przyjemnością, po czym wziął do ręki filiżankę z herbatą i poszedł do biblioteki. Musiał jeszcze sprawdzić jedną rzecz, która nie dawała mu spokoju, a wiedział, że znajdzie odpowiedź w którymś z rodowych woluminów.
Nie spodziewał się spotkać tutaj Adeline, ale nie miał zamiaru jej przeszkadzać w drzemce. Odstawił herbatę z cichym brzdękiem na niewielki stolik i zniknął między półkami.
Większość dzisiejszego dnia spędził na Nokturnie, planując nową wyprawę. Niestety skończyły się czasy, kiedy mógł swobodnie opuszczać Wielką Brytanię, ale przynajmniej mógł się trochę porządzić przy sporządzaniu planu. Dyskusje obejmowały mnóstwo kwestii: trzeba było wybrać odpowiedni transport, wyznaczyć najlepszą trasę i zabezpieczyć się na wszystkie niedogodności, które mogły się na niej pojawić, oraz wszystkich współpracowników, którzy mieli dołączyć do wyprawy – łamaczy, runistów, numerologów, ochroniarzy, i wielu innych. Cały czas słyszał szum w uszach przez te długie i głośne rozmowy, tym bardziej z ulgą przyjął powrót do domu. Skrzat powitał go ciepłą kolacją, którą zjadł z przyjemnością, po czym wziął do ręki filiżankę z herbatą i poszedł do biblioteki. Musiał jeszcze sprawdzić jedną rzecz, która nie dawała mu spokoju, a wiedział, że znajdzie odpowiedź w którymś z rodowych woluminów.
Nie spodziewał się spotkać tutaj Adeline, ale nie miał zamiaru jej przeszkadzać w drzemce. Odstawił herbatę z cichym brzdękiem na niewielki stolik i zniknął między półkami.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
salon
Szybka odpowiedź