Gabinet Katyi
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gabinet Katyi
Pomieszczenie, do którego nikt nie ma wstępu, o ile nie jest umówiony z lady. Rzadko kiedy wyraża zgodę na wizyty w tej części domu, wszak znajduje się tu wiele ksiąg związanych z czarną magią, którą studiuje, by wiedzieć z czym walczy, a także potrzebne rdzenie i drewna za pomocą, których tworzy najdoskonalsze różdżki.
Na środku niedużego pokoiku mieściu się duży, drewniany stół, którego nogi są ręcznie zdobione i przypominają kształtem dzikie pnącze. Dookoła znajdują się także półki, na których tkwią zbiory ksiąg wszelakich - od literatury angielskiej, przez francuską, a na nudnej łacinie kończąc. Obrazy i świeczniki ozdabiają skromne wnętrze, gdyż Katya nie przywiązuje szczególnej wagi do wyglądu swojego sanktuarium. Najważniejsze jest to, by panował tu względny porządek, a także bordowe kotary były zasłonięte.
To w mroku kryją się najgorsze demony.
Na środku niedużego pokoiku mieściu się duży, drewniany stół, którego nogi są ręcznie zdobione i przypominają kształtem dzikie pnącze. Dookoła znajdują się także półki, na których tkwią zbiory ksiąg wszelakich - od literatury angielskiej, przez francuską, a na nudnej łacinie kończąc. Obrazy i świeczniki ozdabiają skromne wnętrze, gdyż Katya nie przywiązuje szczególnej wagi do wyglądu swojego sanktuarium. Najważniejsze jest to, by panował tu względny porządek, a także bordowe kotary były zasłonięte.
To w mroku kryją się najgorsze demony.
[bylobrzydkobedzieladnie]
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Ostatnio zmieniony przez Katya Ollivander dnia 21.07.16 23:14, w całości zmieniany 1 raz
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
O niej można było powiedzieć to samo. Uciekła w pracę. Wycofała się. Zamknęła w sobie, ale wciąż myślała o wszystkim, co się wydarzyło w Londynie, nim skończyła kursy. Moment, kiedy opuszczała rodzinny dom, a mama szlochała, że nie powinna tego robić, uświadomił ją w tym, że... Nie będzie żałować. I tak też było. Wszystko układało się pomyślnie, bo najzwyczajniej w świecie udało jej się na kilka miesięcy zapomnieć o przykrościach związanych z nagłym zniknięciem Morpheusa, który ostatecznie okazał się mordercą, a także Madison, której nie mogła zawierzyć już żadnych sekretów. Te dwie osoby, które piastowały najważniejsze miejsce w jej dziewczęcym sercu - zniknęły. Odeszły w niepamięć i przez to Katya zrozumiała, że w życiu nie najważniejsze są relacje emocjonalne, bo te łatwo można połamać niczym porcelane. Na duszy lady Ollivander powstało zbyt wiele szram i choć teraz patrzyła inaczej na większość osób, nie mogłaby zaprzeczyć, że gdyby ktokolwiek podniósł rękę na Percivala czy Raphaela, to musiałby ponieść karę wykonaną z największą surowością. To samo tyczyło się Lilith, która była najwierniejszą z jej przyjaciółek. Znała każdy sekret i zajęła... Choć, nie. To było nieodpowiednie miejsce. Stała na równym miejscu niegdyś z siostrą Katty, która w tym momencie spoczywała w spokoju. Dlatego młoda aurorka obawiała się kolejnej straty i tego, że ktoś odważy się po raz kolejny wymierzyć cios, po którym już się nie podniesie.
Dlatego w pełni rozumiała Raphela, który był jej kuzynem, bratem Percy'ego, a to znaczyło, że bez względu na wszystko - zawsze będzie miał priorytetowe miejsce. Obydwoje takie posiadali, a to przez to, że od małego byli ze sobą blisko. Widzieli jak dorasta, jak się zmienia i staje kobietą. Nauczyli się jej, tak jak ona ich. Nie było w tym uczuć wyższych, które żywili do siebie kochankowie, a choć niegdyś Katya mogłaby stwierdzić, że nie patrzy na starszego Nott'a jak na brata, a mężczyznę, tak dzisiaj? Była wolna od tego i życzyła mu szczęścia z Inarą, pomimo że odczuwała lekki dyskomfort z tym związany. Nie musiała jednak o tym mówić na głos, bo to były jej rozterki i potrzebowała czasu.
Jedynie czasu.
-Raphaelu... - zaczęła spokojnie, bo głos przestał już się załamywać, a z oczu nie sączyły się gęste łzy. Odsunęła się też mimowolnie i spojrzała na niego. -To co się wydarzyło na Sabacie sprawiło, że przeszłość wróciła, a ja nie chcę jej pamiętać. Pragnęłabym wybawienia, a to tylko dlatego, że... - zawiesiła głos i spuściła na moment wzrok. -Potrzebuję zrozumieć, że też potrafię być szczęśliwa w sposób zwyczajny i normalny - dodała to już bezwiednie, wszak każdy marzył o tym. Może i taki miał być jej finał? U boku mężczyzny, którego będzie respektować, a który odda jej to co utraciła kilka lat temu? Z gromadką dzieci, które wesoło będą nazywą ją... Mamą.
Kiedy jednak wspomniał o poddaniu się, spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, bo była w szoku. Zaskoczył ją kompletnie i nie umiała mu odpowiedzieć.
-Zrobiłam to tylko po to, by nie przynosić większych problemów. Nie jestem zdolna biegać z misji na misję, a przymusowy urlop okazał się koniecznością... Te rany są świeże, ale to wcale nie oznacza, że upadłam i się nie podniosę - czyżby budziła się Katya Ollivander? Ta prawdziwa, która zaginęła gdzieś w czeluściach emocjonalnego gówna? -Dojdę do siebie, a wtedy ten kto podniósł rękę na tych wszystkich ludzi sczeźnie w Azkabanie - i w to chciała wierzyć i temu ufać. Nie widziała innej perspektywy na to, by w końcu dojść do siebie i pokazać, że wcale nie umarła. Nie tak - jak pragnęli tego wszyscy.
-Dobrze, wypiję, ale proszę... Nie pieklij się tak, bo wokół twoich oczu zrobią się kolejne zmarszczki - mruknęła przekornie i sięgnęła po fiolkę, by upić spory haust, który w ułamku sekundy rozgrzał jej mięśnie. -Muszę to brać codziennie?
Dlatego w pełni rozumiała Raphela, który był jej kuzynem, bratem Percy'ego, a to znaczyło, że bez względu na wszystko - zawsze będzie miał priorytetowe miejsce. Obydwoje takie posiadali, a to przez to, że od małego byli ze sobą blisko. Widzieli jak dorasta, jak się zmienia i staje kobietą. Nauczyli się jej, tak jak ona ich. Nie było w tym uczuć wyższych, które żywili do siebie kochankowie, a choć niegdyś Katya mogłaby stwierdzić, że nie patrzy na starszego Nott'a jak na brata, a mężczyznę, tak dzisiaj? Była wolna od tego i życzyła mu szczęścia z Inarą, pomimo że odczuwała lekki dyskomfort z tym związany. Nie musiała jednak o tym mówić na głos, bo to były jej rozterki i potrzebowała czasu.
Jedynie czasu.
-Raphaelu... - zaczęła spokojnie, bo głos przestał już się załamywać, a z oczu nie sączyły się gęste łzy. Odsunęła się też mimowolnie i spojrzała na niego. -To co się wydarzyło na Sabacie sprawiło, że przeszłość wróciła, a ja nie chcę jej pamiętać. Pragnęłabym wybawienia, a to tylko dlatego, że... - zawiesiła głos i spuściła na moment wzrok. -Potrzebuję zrozumieć, że też potrafię być szczęśliwa w sposób zwyczajny i normalny - dodała to już bezwiednie, wszak każdy marzył o tym. Może i taki miał być jej finał? U boku mężczyzny, którego będzie respektować, a który odda jej to co utraciła kilka lat temu? Z gromadką dzieci, które wesoło będą nazywą ją... Mamą.
Kiedy jednak wspomniał o poddaniu się, spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, bo była w szoku. Zaskoczył ją kompletnie i nie umiała mu odpowiedzieć.
-Zrobiłam to tylko po to, by nie przynosić większych problemów. Nie jestem zdolna biegać z misji na misję, a przymusowy urlop okazał się koniecznością... Te rany są świeże, ale to wcale nie oznacza, że upadłam i się nie podniosę - czyżby budziła się Katya Ollivander? Ta prawdziwa, która zaginęła gdzieś w czeluściach emocjonalnego gówna? -Dojdę do siebie, a wtedy ten kto podniósł rękę na tych wszystkich ludzi sczeźnie w Azkabanie - i w to chciała wierzyć i temu ufać. Nie widziała innej perspektywy na to, by w końcu dojść do siebie i pokazać, że wcale nie umarła. Nie tak - jak pragnęli tego wszyscy.
-Dobrze, wypiję, ale proszę... Nie pieklij się tak, bo wokół twoich oczu zrobią się kolejne zmarszczki - mruknęła przekornie i sięgnęła po fiolkę, by upić spory haust, który w ułamku sekundy rozgrzał jej mięśnie. -Muszę to brać codziennie?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Podobno życie trwało dalej. Podobno nic się nie zmieniło. Podobno inne serca biły dalej, inne neurony nadal przekazywały impulsy, inne mięśnie ciągle kurczyły się i rozciągały. Tymczasem Nott nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego życie, to prawdziwe, zakończyło się tamtego pamiętnego dnia, kiedy dowiedział się o śmierci ukochanej. Jak gdyby jego organizm był jakimś skomplikowanym mechanizmem, a tamto wydarzenie wywołało spięcie w jakimś obwodzie. Wszystko się zatrzymało; nagle, raptownie i nieodwracalnie. Wydawać się może, że wyrządzone szkody udało się naprawić, ale on nigdy nie był już taki sam. Funkcje życiowe zostały przywrócone, trybiki znów pracują na najwyższych obrotach ze stuprocentową dokładnością, uśmiech firmowy numer pięć ponownie zdobi przystojną twarz i olśniewa, kiedy jest to potrzebne. Ale to złudzenie. Pierwszy plan, który widzą wszyscy na pierwszy rzut oka, a większość nie ma, ani czasu, ani ochoty na zrobienie drugiego. Jeszcze łatwiej więc ukryć tę totalną automatyzację procesu, zepsucie się tego pierwiastka geniuszu, zniknięcie tej indywidualnej iskry życiowej, jaka pcha ludzi do czynów wielkich i pięknych.
Może wydawać się to straszne, ale Raphael zdążył się z tym oswoić. Było mu nawet już dobrze z takim obrotem spraw. Organ pracujący w jego klatce piersiowej służył już tylko i wyłącznie do przepompowywania krwi, co pozwalało skupić się na sprawach znacznie istotniejszych. Miał zadanie do wykonania, obowiązki do wypełnienia. Rodzina była dla niego najwyższą wartością, więc wiedział, że nie może ot tak zniknąć bez uiszczenia należności, jaką zaciągnął przychodząc na świat jako arystokrata. Potem jednak przeminie. To było proste. Wystarczyło przestać chodzić na transfuzje, unikać picia eliksirów i wieczny spokój pojawia się szybciej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Ale on wiedział. Przecież to była jego dziedzina, znajomość postępów chorób genetycznych była od niego wymaga, a dokładne rozpoznanie swoich nie stanowiło problemu.
Tak jak teraz Katyi. Nie był jej uzdrowicielem, a już na oko potrafił mniej więcej ustalić ile dni zwlekała z eliksirami rozgrzewającymi. Widział po niej, że sztywnienie robiło się coraz gorsze, bardziej bolesne. Postępowała głupio, bo w przypadku tej choroby zmiany można cofać, ale one i tak powracają, silniej, mocniej. Dlatego skoro już tutaj był chciał, żeby to zrozumiała. Była młoda, miała całe, piękne życie przed sobą. Widział teraz dokładnie, że kwestia nie leży jedynie w jego zakresie pracy, ale chodzi tu też o to, co dzieje się w ludzkim umyśle, a z tym szło mu już gorzej.
- Wielu z nas chciałoby wymazać przeszłość, ale to nie jest rozwiązanie. Trzeba wyciągać wnioski i żyć dalej. - Nie mogła tego wiedzieć, ale on sam czuł swąd hipokryzji ciągnący od tych słów. Zaciągnął się więc papierosem, aby go zabić. - Potrafisz - powiedział tylko tonem nieznoszącym sprzeciwu, bo wyciąganie jakichś łzawych argumentów na potwierdzenie wydawało mu się bezsensowne.
Słysząc jej kolejne słowa zakiełkowała w nim nadzieja, że jednak udało mu się coś osiągnąć. Już nie płakała, bo i tak poczytał sobie za wstęp do sukcesu. Wydawała się nabierać na sile, a on nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem kącika ust w zadowolonym uśmieszku.
- Sama więc przyznasz, że urlop by wystarczył? Prośba o zawieszenie to chyba troszkę zbyt gwałtowna decyzja. Wierzę, że to przemyślisz i jak już doprowadzę cię do porządku na ciele to na duchu też będziesz gotowa. - Ruszył w jej stronę widząc, że w końcu zmądrzała i sięga po eliksir. Cóż, lepiej późno niż wcale. - Nie przeszkadzają mi zmarszczki, pielęgniarki i tak ciągle się za mną uganiają - odparł rozbawiony jej uwagą. Żartowała, a to był dobry znak. - Nie, to są doraźne środki, silniejsze niż na codzienną kurację. To, co masz wypij do końca, ten drugi pół na pół z wodą przed snem. Rano poczujesz się jak nowo narodzona. I musisz iść na wizytę do uzdrowiciela. - Nie zasugerował siebie, bo nie wiedział, co o tym myśli. Przecież wcześniej nie zdecydowała się na to, więc może i teraz chciała tego uniknąć.
Może wydawać się to straszne, ale Raphael zdążył się z tym oswoić. Było mu nawet już dobrze z takim obrotem spraw. Organ pracujący w jego klatce piersiowej służył już tylko i wyłącznie do przepompowywania krwi, co pozwalało skupić się na sprawach znacznie istotniejszych. Miał zadanie do wykonania, obowiązki do wypełnienia. Rodzina była dla niego najwyższą wartością, więc wiedział, że nie może ot tak zniknąć bez uiszczenia należności, jaką zaciągnął przychodząc na świat jako arystokrata. Potem jednak przeminie. To było proste. Wystarczyło przestać chodzić na transfuzje, unikać picia eliksirów i wieczny spokój pojawia się szybciej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Ale on wiedział. Przecież to była jego dziedzina, znajomość postępów chorób genetycznych była od niego wymaga, a dokładne rozpoznanie swoich nie stanowiło problemu.
Tak jak teraz Katyi. Nie był jej uzdrowicielem, a już na oko potrafił mniej więcej ustalić ile dni zwlekała z eliksirami rozgrzewającymi. Widział po niej, że sztywnienie robiło się coraz gorsze, bardziej bolesne. Postępowała głupio, bo w przypadku tej choroby zmiany można cofać, ale one i tak powracają, silniej, mocniej. Dlatego skoro już tutaj był chciał, żeby to zrozumiała. Była młoda, miała całe, piękne życie przed sobą. Widział teraz dokładnie, że kwestia nie leży jedynie w jego zakresie pracy, ale chodzi tu też o to, co dzieje się w ludzkim umyśle, a z tym szło mu już gorzej.
- Wielu z nas chciałoby wymazać przeszłość, ale to nie jest rozwiązanie. Trzeba wyciągać wnioski i żyć dalej. - Nie mogła tego wiedzieć, ale on sam czuł swąd hipokryzji ciągnący od tych słów. Zaciągnął się więc papierosem, aby go zabić. - Potrafisz - powiedział tylko tonem nieznoszącym sprzeciwu, bo wyciąganie jakichś łzawych argumentów na potwierdzenie wydawało mu się bezsensowne.
Słysząc jej kolejne słowa zakiełkowała w nim nadzieja, że jednak udało mu się coś osiągnąć. Już nie płakała, bo i tak poczytał sobie za wstęp do sukcesu. Wydawała się nabierać na sile, a on nie mógł się powstrzymać przed uniesieniem kącika ust w zadowolonym uśmieszku.
- Sama więc przyznasz, że urlop by wystarczył? Prośba o zawieszenie to chyba troszkę zbyt gwałtowna decyzja. Wierzę, że to przemyślisz i jak już doprowadzę cię do porządku na ciele to na duchu też będziesz gotowa. - Ruszył w jej stronę widząc, że w końcu zmądrzała i sięga po eliksir. Cóż, lepiej późno niż wcale. - Nie przeszkadzają mi zmarszczki, pielęgniarki i tak ciągle się za mną uganiają - odparł rozbawiony jej uwagą. Żartowała, a to był dobry znak. - Nie, to są doraźne środki, silniejsze niż na codzienną kurację. To, co masz wypij do końca, ten drugi pół na pół z wodą przed snem. Rano poczujesz się jak nowo narodzona. I musisz iść na wizytę do uzdrowiciela. - Nie zasugerował siebie, bo nie wiedział, co o tym myśli. Przecież wcześniej nie zdecydowała się na to, więc może i teraz chciała tego uniknąć.
Gość
Gość
/ Felling any foe with my gaze
Steadily emerging with grace /
Steadily emerging with grace /
Nie umiała jasno sprecyzować, co nią kierowało podczas wysyłania tych wszystkich listów. Chciała przypomnieć, że żyje? A może chodziło o to, by ludzie nie zapomnieli o Katyi Ollivander, która zapadła się pod ziemię i nikt nie podjął się próby zrozumienia nagłej ucieczki? Sterta papierów w kopertach wciąż tkwiła na biurku dziewczyny i nie została nawet otworzona, jakby w obawie, że cokolwiek może okazać się poszlaką do odnalezienia śladów przeszłości, które wskazałyby odpowiednią drogę. Nie chciała spuszczać na swoje barki zbyt wiele obowiązków, gdyż niepewnie stawiała kroki i oglądała się za siebie, by mieć pewność, że żaden cień za nią nie podąża. To była paranoja, ale ktoś pomieszał zbyt wiele wydarzeń, a teraz żadne wspomnienie nie kleiło się z podstawą, którą miała. Bez reszty pochłonęło ją jednak czytanie na temat, który z każdym dniem stawał jej się coraz bliższy. Musiała znaleźć osoby, które byłyby w stanie poprowadzić ją po omacku, a przy tym kurczowo trzymając za dłoń, by przestała bać się patrzeć w lustro. Zwierciedła budziły w niej dziwnego rodzaju niepokój, tak samo jak ciemne pomieszczenia, w których brakowało powietrza, a gdy tylko przechodziła przez ciasne korytarze starego dworku Ollivanderów, dusiła się. Czuła ucisk w gardle i coś co ze zdwojoną siła zgniatło klatkę piersiową, odbierając przy tym świadomość rzeczywistości. Wiedziała już, że ktoś ingerował w jej pamięć, a Obliviate było tylko preludium do prawdziwej fali tsunami jaka miała zalać drobne ciało dawnej aurorki.
Kłopot w tym, że... Emocje także stały się obcym tematem.
Późnym popołudniem poinformowała swoją matkę o gościu, który przekroczy próg ich domostwa i tym samym jasno dała do zrozumienia, by skierować lady Fawley od razu do jej gabinetu. Od kilku dni to miejsce było doskonałą kryjówką przed całym światem, a po wczorajszym pogrzebie niczego bardziej nie pragnęła jak ciszy i spokoju. Nie zależało jej w końcu na wzniosłych słowach wsparcia i otuchy. Prowadziła notatki, czytała po raz setny dziennik, w którym przed wieloma tygodniami spisała frazy i nie wiedziała - dlaczego. Robiła wszystko, by nie myśleć i zapomnieć o tym, co ją tak naprawdę trapiło. Kolejny kieliszek wina nie uśmierzał bólu, ale i ten zdawał się być nad wyraz obcy i nieznany. Pamiętała smak tego konkretnego trunku i wiedziała, że go piła w towarzystwie kogoś, kto w jakiś pokrętny sposób odznaczył się silnie na jej psychice i zmusił ją do tego, że złamana pod naporem zdarzeń, padła na kolana. Odszukiwała w głowie konkretnej twarzy osoby, ale nic nie wskazywało na to, że jest w stanie odnaleźć się pomiędzy gąszczem zbyt wielu spraw.
Uniosła spojrzenie z nad książki o hipnozie, gdy drzwi jej sanktuatium zostały otworzone przez skrzata. Odbarzyła bojaźliwe stworzonko serdecznym uśmiechem, a czarne tęczówki szybko powędrowały ku twarzy Lizzy. Wstała od biurka i sięgnęła po różdżkę, którą machnęła lekko i stała się wydłużeniem dłoni, a także trzecią nogą. Za każdym razem po ćwiczeniach odczuwała dyskomfort i przez to wolała nie ryzykować ewnetualnego upadku, choć przecież jej zdrowie było dużo lepsze niż przy ostatniej wizycie Raphaela.
- Tak dobrze cię widzieć, moja droga - powiedziała z nieskrywaną radością, ale czuła, że to szczęście jest tylko pozą, której nauczyła się przez lata. W środku wciąż była pusta. Objęła wątłymi ramionami ciało blondynki i choć Katya była dużo niższa, w jakiś pokrętny sposób potrzebowała ulotnej świadomości, że ma kogoś obok; na moment, tylko na chwilę. - Rozgość się, a ja posprzątam ten bałagan na biurku i będziemy mogły poplotkować jak dawniej, a w tym czasie przekaż, by podano lady Fawley malinową herbatę, proszę - zaleciła skrzatowi i powróciła do swojego ołtarza, na którym rozłożona była cała sterta pergaminów, zwojów z bibliotek, literatury i notatek. - Opowiedz mi w międzyczasie o tej wisielczej atmosferze; zaintrygowało mnie to najmocniej.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Ludzie znikają każdego dnia. Wychodzą z domu, żegnając się z rodziną i nigdy nie wracają. Nie wiadomo czy spotkała ich śmierć za rogiem czy może ktoś zabrał im wolę o decydowania o sobie. Każdy spodziewa się, że kolejne wschody słońca są im pisane i jutrzejszy dzień nie będzie się różnił od poprzedniego, ale prawda jest taka, że nie ma pewności. Setki osób rocznie nie wraca do swoich domów i nikt nie wie co się z nimi stało. Sami uciekli postanawiając zmienić swoje życie? Zostali zamordowani z zimną krwią? Niepewność, która nie opuszcza rodziny od momentu rozpoczęcia poszukiwań nie przeminie. Po latach nadal nie będą mieli odpowiedzi chyba, że policja odnajdzie ciało, które zawsze jest odpowiedzią. Oznacza to koniec etapu nadziei i rozpoczyna żałobę. Najbardziej dramatyczne są zaginięcia dzieci, tych niewinnych istot, które zbyt mało świata widziały, by się z nim żegnać. Rozpacz rodziców, którą można rozpoznać w ich spojrzeniu czy żal jaki czują do policji, że zbyt mało szuka; do sąsiadów, że nikt nic nie widział czy wreszcie do samych siebie, że nie byli lepszymi rodzicami. Mimo że jest aurorem to nie raz miała kontakt właśnie z matkami i ojcami, których dzieci zniknęły. Takie akcje zawsze są głośne (za to dorośli często znikają po cichu, niezauważeni przez media czy społeczność, a dramat rodzinny przeżywany jest w czterech kątach domu) i każda osoba pomaga w pierwszych dniach poszukiwań, gdy szanse na znalezienie osoby żywej są największe. Obserwując jak drastycznie spadają szanse z każdym dniem człowiek wie jak ważna jest każda godzina. Nadal jednak dużo osób nigdy nie wraca. Zostają zapisani w kartotekach i zapomniani z czasem. Rodzina próbuje sobie ułożyć na nowo życie bez tak ważnego składnika , a policjanci zaangażowani w daną sprawę muszą sobie dopisać na swoje konto kolejną porażkę. Chyba każdy w swoim choć raz zastanawiał się czy ktoś zauważyłby ich zniknięcie. Zatrzymał się na chwilę i spostrzegł, że coś mu nie pasuje. Zastanowił się uznając, że kogoś mu brakuje? Elizabeth wierzyła, że ktoś zauważyłby, że nie mam jej na miejscu. Tak jak ona zauważyła, że Skamander wziął sobie wolne w styczniu i tak jak codziennie czuła się nieswojo przechodząc obok pustego biura Katyi. Mimo że aurorka nie spędziła dużo czasu w angielskim ministerstwie to Lizzy przyzwyczaiła się do jej obecności, która z czasem stała się naturalna. Nie powinna przyzwyczajać się tak szybko, było to wręcz niebezpieczne. Gdy usłyszała, że Katya nie wróci w najbliższym czasie do pracy (a może już nigdy?) musiała na kilka minut usiąść i mimowolnie skierowała swój wzrok na biurko, przy którym siadywała jej przyjaciółka (rościła sobie prawo do uznawania ją za osobę jej tak bliską, choć ich kontakt ostatnimi miesiącami nie był tak częsty). Niepokój wypełnił jej ciało, a w jej niebieskich tęczówkach można było zauważyć troskę, ale wzięła głębszy oddech i w jej głowie nie było już rudowłosej aurorki. List zarazem oczekiwany jak i niespodziewany pozostawił w niej poczucie winy za niezainteresowanie są losem Lady Ollivander wcześniej – mogła to tłumaczyć nowymi sprawami, powrotem Alastaira czy sytuacją polityczną, która nie pozwalała jej czasem w nocy spać. Prawdą jest, że powinna szybciej i stanowczo nalegać na spotkanie, gdyż tylko jej własny głupi strach przed tym co zobaczy (widok złamanej, chorej Katyi, który czasem nawiedzał ją w snach… ) czy usłyszy (historia Ally upewniła ją, że każda rodzina ma trupy pochowane na podwórku). Nie pozwoliła, by te emocje wzięły nad nią górę, nie należała do tych osób. Co więcej, zignorowała je i udawała, że w ogóle nie istnieją, bo zawsze była racjonalistką, która ma na bakier z uczuciami. Została wprowadzona do gabinetu, a jej kroki były pewne – nie było obecnie bardziej odpowiedniego miejsca, w którym powinna być.
- Nie minęło dużo czasu, ale czuje jakbym wieki Cię nie widziała. – powiedziała na przywitanie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Naprawdę mi Ciebie brakowało. - dodała delikatnym tonem pozwalając się oczom nacieszyć widokiem znajomej twarzy. Jej wprawne oko szybko zauważyło zmiany – sposób chodzenia, wydawała się chudsza i mizerniejsza jakby walczyła z ciężką chorobę. Ale najważniejsze były oczy, która straciły swój blask.
- Nigdy więcej nie stawiaj mnie w stanie takiej nie wiedzy, nie będę wówczas tak miła. – poinformowała ją stanowczo, ale Katya musiała zrozumieć, że się martwiła i to był jej pokrętny sposób na ukazania tego. Usiadła przy biurku po tej gorszej stronie (dla gościa), która sprawiała, że czuła się niekomfortowo (chyba każdy tak ma). Krzesło było wygodne, zachęcające do spędzenia tu paru chwil.
- Pracujesz nad czymś? – zapytała czując jak jej ciekawość rośnie, gdy spoglądała na kartki na stole. To tak teraz jej przyjaciółka spędza czas z dala od Biura Aurorów? Może znalazła nową pasję, a może to jej sposób, by nie zwariować siedząc w domu. Westchnęła cicho na słowa Katyi, odchylając się lekko na krześle zastanawiając się jak zacząć.
- Znasz to uczucie, że każdy wie, że nadchodzi coś złego ale nikt nie wie? Każdy jest przez to nerwowy i wolałby się już dowiedzieć, ale nie ma żadnej pewności. Wydaje mi się, że całe biuro na coś czeka, ale nie wiemy na co. Referendum, które jest pożywką dla ludu i wprowadzanie kolejne dekrety, które ograniczają naszą wolność. Niewyjaśniona sprawa z imprezy noworocznej, która nie pozwala zapomnieć, że coś się zmieniło i chyba przegapiliśmy ten moment. – podzieliła się z przyjaciółką swoimi wątpliwościami. Zamilkła gdy do pokoju weszła skrzatka wraz z jej herbatą.
- Nie minęło dużo czasu, ale czuje jakbym wieki Cię nie widziała. – powiedziała na przywitanie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Naprawdę mi Ciebie brakowało. - dodała delikatnym tonem pozwalając się oczom nacieszyć widokiem znajomej twarzy. Jej wprawne oko szybko zauważyło zmiany – sposób chodzenia, wydawała się chudsza i mizerniejsza jakby walczyła z ciężką chorobę. Ale najważniejsze były oczy, która straciły swój blask.
- Nigdy więcej nie stawiaj mnie w stanie takiej nie wiedzy, nie będę wówczas tak miła. – poinformowała ją stanowczo, ale Katya musiała zrozumieć, że się martwiła i to był jej pokrętny sposób na ukazania tego. Usiadła przy biurku po tej gorszej stronie (dla gościa), która sprawiała, że czuła się niekomfortowo (chyba każdy tak ma). Krzesło było wygodne, zachęcające do spędzenia tu paru chwil.
- Pracujesz nad czymś? – zapytała czując jak jej ciekawość rośnie, gdy spoglądała na kartki na stole. To tak teraz jej przyjaciółka spędza czas z dala od Biura Aurorów? Może znalazła nową pasję, a może to jej sposób, by nie zwariować siedząc w domu. Westchnęła cicho na słowa Katyi, odchylając się lekko na krześle zastanawiając się jak zacząć.
- Znasz to uczucie, że każdy wie, że nadchodzi coś złego ale nikt nie wie? Każdy jest przez to nerwowy i wolałby się już dowiedzieć, ale nie ma żadnej pewności. Wydaje mi się, że całe biuro na coś czeka, ale nie wiemy na co. Referendum, które jest pożywką dla ludu i wprowadzanie kolejne dekrety, które ograniczają naszą wolność. Niewyjaśniona sprawa z imprezy noworocznej, która nie pozwala zapomnieć, że coś się zmieniło i chyba przegapiliśmy ten moment. – podzieliła się z przyjaciółką swoimi wątpliwościami. Zamilkła gdy do pokoju weszła skrzatka wraz z jej herbatą.
Nie myślała już o pracy. Nie chciała wracać we wspomnieniach do tego co było. Poświęciła się całkowicie swoim obowiązkom, a także starała się oddzielić grubą kreską od tego, co kiedyś się wydarzyło, bo tak było wygodniej i lepiej. Dla niej z pewnością. Nie umiała jednak zidentyfikować tęsknoty, która co jakiś czas szumiała w jej sercu i przypominała o przeszłości odbijającej się echem. Wyrywkowe obrazy pojawiały się w najmniej odpowiednim momencie i to było najgorsze, bo nie umiała zaakceptować niejasności, które ją męczyły niczym najgorsze demony.
Czy to jeden z powodów, dla których napisała do Elizabeth? Zawsze mogła liczyć na lady Fawley, a kiedy powróciła do Londynu, to właśnie ona okazała się jedną z najbardziej pomocnych osób. Wdrożyła ją w arystokratyczny świat, a także wszelkie nowinki przepływające przez Ministerstwo. Sądziła, że da sobie radę i aurorstwo okaże się spełnieniem wszelkich marzeń i tak było, ale do czasu. Zaczęła poznawać niewygodne fakty, które tyczyły się bliskich, a potem? Najzwyczajniej w świecie odpuściła wszystko, by nie dobierać sobie do głowy; co jeśli jednak ktoś ingerował we wspomnienia? Nie wiedziała w końcu, że zbyt dużo ludzi zabawiło się zaklęciem zapomnienia i to stąd była próżnią emocjonalną. Miała wrażenie, że defekt polega na nauce legilimencji, która odbierała jej jakąś ważną część, ale obliviate?
Patrzyła na szlachciankę z szerokim uśmiechem, choć był on na tyle wystudiowany, że nikt nie poznałby kłamstwa bądź aktorstwa jakie płynęło z tego wygięcia ust. Nauczyła się doskonale maskować, ale przecież otaczała się ludźmi, którzy skrywali się pod wieloma twarzami i dzięki temu przyswoiła do siebie tę jakże wymagającą sztukę manipulacji społeczeństwem.
- Musisz mi wybaczyć to zniknięcie, ale... Nie było ode mnie zależne, niestety - przyznała szczerze i spuściła mimowolnie wzrok. Pamiętała spotkanie z Raphaelem - dokładnie dwa miesiące temu, gdy to po raz pierwszy wyrzuciła z siebie cały żal jaki posiadała. Dzisiaj nie byłaby do tego zdolna, bo nie umiała czuć smutku. To było tak obce i odległe.
- Szczerze powiedziawszy, nie informowałam nikogo o nagłym wyjeździe do ciotki. Zrobiłam to, żeby złapać oddech i chyba... Zapomnieć, ale nie jestem tego pewna, Lizzy - mówiła beznamiętnie, jakby składanie większej ilości słów sprawiało jej problem. Przygryzła jeszcze policzek od środka i patrzyła jak blondynka siada w fotelu, a zaraz potem pozwoliła podejść skrzatce do biurka i ułożyć herbatę. Podziękowała lekkim dygnięciem, a domowy pomocnik wydawał się usatysfakcjonowany. - Właściwie nie jestem pewna już niczego - dodała i sama zasiadła na wprost przyjaciółki, by wlepiać w nią ciekawskie spojrzenie, które było pozbawione blasku. Wsłuchała się jednak w słowa kobiety, bo to wydawało się dużo ciekawsze i dzięki temu mogła bez trudu stwierdzić, że pomimo nieobecności, to wcale wiele jej nie ominęło. Prawda na temat ministerialnych zagrywek, a także plotek docierała do niej nazbyt szybko i czyżby to dlatego była niemal na bieżąco ze wszystkim? - Trzeba zatem rozwiązać zagadkę, co się tak naprawdę dzieje, ale doskonale wiesz, że nie mogę tego zrobić i wam pomóc, choćbym chciała - ale nie chcę - I owszem, pracuję nad projektem naukowym, ale nie będę cię tym zanudzać - mruknęła z lekkim uśmiechem, jakby nie mając na celu urazić Elizabeth, ale przecież nie musiała być ciekawa tego. - Referendum? - zagaiła jeszcze luźno wracając do poprzedniego tematu, bo czy doprawdy ominęło ją coś jeszcze, oprócz tego co już wiedziała?
Czy to jeden z powodów, dla których napisała do Elizabeth? Zawsze mogła liczyć na lady Fawley, a kiedy powróciła do Londynu, to właśnie ona okazała się jedną z najbardziej pomocnych osób. Wdrożyła ją w arystokratyczny świat, a także wszelkie nowinki przepływające przez Ministerstwo. Sądziła, że da sobie radę i aurorstwo okaże się spełnieniem wszelkich marzeń i tak było, ale do czasu. Zaczęła poznawać niewygodne fakty, które tyczyły się bliskich, a potem? Najzwyczajniej w świecie odpuściła wszystko, by nie dobierać sobie do głowy; co jeśli jednak ktoś ingerował we wspomnienia? Nie wiedziała w końcu, że zbyt dużo ludzi zabawiło się zaklęciem zapomnienia i to stąd była próżnią emocjonalną. Miała wrażenie, że defekt polega na nauce legilimencji, która odbierała jej jakąś ważną część, ale obliviate?
Patrzyła na szlachciankę z szerokim uśmiechem, choć był on na tyle wystudiowany, że nikt nie poznałby kłamstwa bądź aktorstwa jakie płynęło z tego wygięcia ust. Nauczyła się doskonale maskować, ale przecież otaczała się ludźmi, którzy skrywali się pod wieloma twarzami i dzięki temu przyswoiła do siebie tę jakże wymagającą sztukę manipulacji społeczeństwem.
- Musisz mi wybaczyć to zniknięcie, ale... Nie było ode mnie zależne, niestety - przyznała szczerze i spuściła mimowolnie wzrok. Pamiętała spotkanie z Raphaelem - dokładnie dwa miesiące temu, gdy to po raz pierwszy wyrzuciła z siebie cały żal jaki posiadała. Dzisiaj nie byłaby do tego zdolna, bo nie umiała czuć smutku. To było tak obce i odległe.
- Szczerze powiedziawszy, nie informowałam nikogo o nagłym wyjeździe do ciotki. Zrobiłam to, żeby złapać oddech i chyba... Zapomnieć, ale nie jestem tego pewna, Lizzy - mówiła beznamiętnie, jakby składanie większej ilości słów sprawiało jej problem. Przygryzła jeszcze policzek od środka i patrzyła jak blondynka siada w fotelu, a zaraz potem pozwoliła podejść skrzatce do biurka i ułożyć herbatę. Podziękowała lekkim dygnięciem, a domowy pomocnik wydawał się usatysfakcjonowany. - Właściwie nie jestem pewna już niczego - dodała i sama zasiadła na wprost przyjaciółki, by wlepiać w nią ciekawskie spojrzenie, które było pozbawione blasku. Wsłuchała się jednak w słowa kobiety, bo to wydawało się dużo ciekawsze i dzięki temu mogła bez trudu stwierdzić, że pomimo nieobecności, to wcale wiele jej nie ominęło. Prawda na temat ministerialnych zagrywek, a także plotek docierała do niej nazbyt szybko i czyżby to dlatego była niemal na bieżąco ze wszystkim? - Trzeba zatem rozwiązać zagadkę, co się tak naprawdę dzieje, ale doskonale wiesz, że nie mogę tego zrobić i wam pomóc, choćbym chciała - ale nie chcę - I owszem, pracuję nad projektem naukowym, ale nie będę cię tym zanudzać - mruknęła z lekkim uśmiechem, jakby nie mając na celu urazić Elizabeth, ale przecież nie musiała być ciekawa tego. - Referendum? - zagaiła jeszcze luźno wracając do poprzedniego tematu, bo czy doprawdy ominęło ją coś jeszcze, oprócz tego co już wiedziała?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Gabinet Katyi
Szybka odpowiedź