Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna [ŚLUB]
AutorWiadomość
Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]29.07.16 17:22

Sala główna

Jedna z największych sal lodowego pałacu, wybudowanego specjalnie na okoliczności ślubu i znajdującego się na tyłach posiadłości. To właśnie tutaj odbędzie się ceremonia zaślubin Lady Greengrass oraz Lorda Avery. Całość została zaczarowana tak, że przebywający tu czarodzieje nie odczuwają ani zimna, ani chłodu. Zarówno posadzki jak i ściany, wzniesione zostały z ogromnych, bogato zdobionych kawałków lodu, który to za pomocą zaklęć nie topnieje. Z sufitu zaś leniwie opadają płatki śniegu, które dotknąwszy ziemi lub jakiejkolwiek innej przeszkody znikają, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]05.08.16 1:51
Na sali pojawiła się jako jedna z pierwszych osób. Nie wyczekiwała lorda Burke’a, ponieważ nie zdążyła się jeszcze przywiązać do myśli spędzenia z nim wspólnie dnia ślubu swojego kuzyna. Jej suknia idealnie nawiązywała kolorystyką do barw rodowych, tak przezornie, jakby Quentin miał problemy ze znalezieniem jej w tłumie, bo chociaż w fakt, że część oczu padnie na nią, nie mogłaby wątpić i nie przemawiała przez nią pycha, a zwykła, chłodna kalkulacja, że większość dam, przy okazji takich wydarzeń, zostaje taksowana wzrokiem. A ona nie należała do większości, tylko raczej do grona tych szczęśliwych, które mogły wyróżniać się na tle innych, chociaż konkurowanie ze szlachciankami to było nie lada wyzwanie. Dopasowana rodowa biżuteria brzęczała lekko przy jej poruszeniu, kiedy odnalazła sobie odpowiednie miejsce na sali. Dostatecznie blisko środka, żeby rzucała się w oczy i jednocześnie dość daleko, żeby ktoś nie uznał jej usadowienia za taktyczne działanie. To, co poddawała wątpliwościom to bystre i czujne oko Quentina, bo gdyby patrzył lepiej i dalej, sięgał przez panujące na tyłach posiadłości, być może dostrzegłby w nestorze – jej wuja, wcześniej i pozwoliłby jej uniknąć przykrości patrzenia w jego puste, martwe oczodoły. Zgadywała jednak, że Quentin nie miał w sobie tak wiele wyczucia dla kobiecej wrażliwości. Typowy, smętny, mający braki w wychowaniu Burke. Wstrząsnęła jednak głową, prostując się po chwili, powolnym ruchem zaczesując jeden kosmyk włosów do luźnego upięcia na głowie. Nie w celu wytykania mu niekompetencji zaprosiła go na ślub swego kuzyna. Odetchnęła, dając sobie czas do przyswojenia okoliczności i zarezerwowanie dużego zapasu cierpliwości dla zaproszonego tutaj przez siebie mężczyzny.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]13.08.16 3:49
Światło lodowych lamp, odbijał w sobie niezliczona ilość obrazów, malując srebrzysta ręką, niby wytrawny malarz. Inara nie mogła oderwać wzroku od blasków, dziwnie hipnotyzujących, kusząc do wejścia głębiej, zatopienia się w fasadzie chłodu, który - nie drażnił skóry, łaskotał przyjemnie i nie można było pozbyć się uśmiechu, który wciąż pełgał na ustach.
Niemal do późnego popołudnia towarzyszyła przyszłej pannie młodej, starając się wspomóc przyjaciółkę samą obecnością. To nie było zwyczajne spotkanie, a Inara nadal kreśliła w głowie scenariusze, które miałaby powiedzieć Perseusowi. I odsuwała od siebie niebezpiecznie bliskie obrazy - jej samej w bieli sukienki - co jednocześnie przerażało i wywoływało nieustannie przyspieszony łomot serca. Przyjaciółka musiała czuć się podobnie, ale...bliżej. To jej ślub był za niecałe kilka godzin. Możliwe, że umysł świadomie zsuwał jej świadomość w zakamarki inne, niż pamiętne czerwienie, sabatowej nocy.
Pozostawiła Lilith w końcu z pocałunkiem w policzek, otoczoną girlandą kobiet i obietnicą, że wróci najszybciej, jak będzie to możliwe, ale...chciała zdążyć nie tylko na ślub. Percival miał odebrać ją z dworku, by na uroczystości pojawić się razem, jako oficjalni narzeczeni.
Jeśli tylko uważne spojrzenie zatrzymało się na sylwetce Inary, można było dostrzec mieniący się zielenią pierścionek, który od niedawana zdobił kobiecą dłoń, odznaczając się na tle jasnej skóry. I jej spojrzenie czasem wędrowało do miejsca, w którym widniała delikatna biżuteria. Nadal dziwiła się, jakim cudem los tak łatwo potrafił bawić się kosztem jej serca, by na koniec odrzucić wszystkie karty i zaserwować absolutny zwrot. Tak jak Łowca, który pojawił się u drzwi jej mieszkania we Francji.
Mocniej zacisnęła palce na ramieniu narzeczonego, starając się odwrócić tym gestem od galopujących szaleńczo myśli. Jednocześnie spijała ciepło, które oferował swoją obecnością i denerwowała ją łatwość, z jaką zdradzała emocje, kwitnące czerwienią na policzkach. Pytania, jakie nasuwała wyobraźnia, prowadziły wciąż do jednego skojarzenia, dlatego usta alchemiczki, jak zaklęte - to otwierały się, nabierając powietrza w planowanym wypuszczaniu słowa, to zamykały się, gdy niepokorny ciąg przyczynowy drążył tę sama kwestię. - Obiecałam ci kiedyś taniec - odezwała się w końcu lekko, zsuwając wolną dłoń na materiał sukienki, wygładzając niewidzialne załamanie. Nie patrzyła na Percivala, (a przynajmniej próbowała) tkwiąc wzrokiem gdzieś na kolejnych gościach. Pochyliła głowę w powitaniu Dracy, zerkając przelotnie na wybijająca się w otoczeniu czerwień sukienki. I zapewne powinna była skupić się na własnym towarzystwie, ale Inara uparcie nie przyglądała się Łowcy. Zostałaby tam zbyt długo.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 13.08.16 11:47, w całości zmieniany 1 raz
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala główna [ŚLUB] 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]13.08.16 10:29
Musiał przyznać, że wnętrze sali balowej, w której się znaleźli, robiło wrażenie; lodowe posadzki, wysoko sklepione sufity i ściany, przywodzące na myśl pnące się gałęzie, a wszystko to oświetlone dziwnym, niebieskawym światłem, które mieniło się błękitami nie tylko na dekoracjach, ale również i zgromadzonych gościach. Percival widział, że niektórzy z nich z zainteresowaniem śledzili wędrówkę opadających leniwie płatków śniegu, choć sam, wyjątkowo, nie należał do ich grona. Mimo że wewnątrz z całą pewnością było na czym zawiesić oko, jego spojrzenie uparcie uciekało w bok, zatrzymując się na znajomej sylwetce i pozostając tam odrobinę dłużej, niż wynikałoby to z okoliczności.
Wyglądała pięknie w tej zwiewnej, błękitnej sukience i w odczuwał jakieś proste, niegasnące zadowolenie na myśl, że jej drobna dłoń zaciskała się właśnie na jego ramieniu. Gdyby nie wymagała tego przyzwoitość, najchętniej w ogóle nie odrywałby od niej wzroku, bez końca wodząc nim po odsłoniętej linii pleców i okrytych misternym, materiałowym wzorem ramionach, uśmiechając się przelotnie na widok zaróżowionych policzków. Tymczasowo zadowalał się jednak tymi ulotnymi chwilami, w czasie których skradał dla siebie sekundę czy dwie, wykorzystując fakt, że akurat nie spoglądała w jego kierunku. Jednocześnie nie zapominał o pozorach, z wyważoną dozą uprzejmości kiwając głową w stronę twarzy znajomych lub tych, z którymi zwyczajnie należało się liczyć.
Przeniósł spojrzenie niżej, gdy poczuł, że jej drobne palce zacisnęły się na jego ramieniu odrobinę mocniej; bez problemu wychwycił padające z jej ust słowa i wygiął wargi w uśmiechu – trochę beztroskim, trochę nieprzeniknionym, nadal podszytym wspomnieniem okoliczności, w jakich ich ostatni, obiecany taniec miał pierwotnie się odbyć. Chociaż z całych sił starał się na ten jeden wieczór wyrzucić z głowy niechciane myśli, te co jakiś czas i tak wracały, niczym nieproszeni goście, nie potrafiący przyjąć odmowy. – Obiecałaś – przytaknął, nachylając się do niej nieco bliżej – najprawdopodobniej nie musiał, szum rozmów nie zagłuszał ich głosów aż tak bardzo – i zatrzymując się kilka centymetrów od jej ucha. – A ponieważ od tej obietnicy minęło już półtorej miesiąca, to dzisiaj rezerwuję sobie co najmniej dwa – dodał. I wyprostował się, bo miał wrażenie, że jeżeli wdychałby świeżą woń bzu odrobinę dłużej, zrobiłby coś, czego arystokracie w żadnym wypadku nie wypadało robić publicznie.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]13.08.16 17:03
Titus był skołowany - z jednej strony matka już od kilku dni truła, że MUSI pojawić się na uroczystości zaślubin lady Greengrass oraz lorda Avery, bo przecież Abbottowie utrzymywali pozytywne stosunki z tym pierwszym rodem. Co za tym idzie - zwyczajnie wypadało. Z drugiej ojciec stanowczo twierdził, że ze względu na Averych wcale nie powinien tam iść. Obydwoje obrażali się kiedy Tytus co rusz zmieniał zdanie raz stając po stronie kobiety a raz mężczyzny. Doprawdy! Czasem miał wrażenie, że jego rodzice zachowują się mniej dojrzale od niego, jednak... najwidoczniej taki był ich urok i chłopak w przeciągu przeszło dziewiętnastu lat naprawdę zdążył się przyzwyczić.
W końcu, w dzień uroczystości, korzystając z nieobecności głowy rodziny, matka wcisnęła młodego Ollivandera w najbardziej elegancką szatę wyjściową i wystawiła za próg życząc udanej zabawy oraz prosząc by nie narobił wstydu. No cóż - z braku laku ruszył więc w krótką podróż do Derbyshire, na włości Greengrassów. Szkoda, że nie wziął ze sobą żadnej uroczej panny (wszystkie, które przedstawił matce uważała za niegodne wstąpienia na salony), ale przecież były walentynki! Może właśnie dzisiaj, w lodowej, zalanej błękitem sali znajdzie swoją drugą połówkę? Któż to wie, któż to wie!...
W końcu przekroczył próg sali głównej - musiał przyznać, że dekoracyje wyglądały fantastycznie! Przepięknie! Nigdy wcześniej nie widział tak niezwykłego wnętrza, a perspektywa zabawy pośród kryształów lodu wyglądała zachęcająco. W dodatku śnieżynki tańczące w powietrzu jak miniaturowe baletnice dodawały sali uroku... Ollivander był autentycznie zachwycony! Pożerał wzrokiem wnętrze, dopiero po krótkiej chwili przystępując do obserwowania gości - kłaniał się grzecznie każdemu, znajomym posyłając serdeczne uśmiechy. Gdzieś tam mignął mu starszy kuzyn wraz z narzeczoną, ale zdawali się zajęci tańcem. Titus z kolei zdecydował zacisnąć palce na chudej nóżce kielicha podsuniętego mu przez kogoś z obsługi - zamoczył wargi w trunku, spijając kilka niewielkich łyków i czekał aż ceremonia się zacznie. Śluby były w końcu niezwykle piękne oraz wzruszające, zaś następująca po nich zabawa prawdziwie niezapomniana! Młody zdawał się podekscytowany tą myślą.
Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]13.08.16 17:51
Dzisiejszy wieczór był w pewnym sensie dla mnie wyjątkowy, ponieważ po raz pierwszy miałam pojawić się gdzieś jako osoba towarzysząca lorda Nott, któremu zapowiedziana zostałam jako przyszła narzeczona. Chociaż nadal nie spoczywał na moim palcu pierścionek zaręczynowy i nadal nie wiedziałam kiedy on się tam pojawić, czy za dzień, dwa, tydzień, a może miesiąc, chciała jak w najlepszy sposób zaprezentować się u jego boku.
Dostając więc zaproszenie zostałam poinformowana o obowiązującym dress codzie, a jako żadne z odcieni niebieskiego, czy też turkusowego, czy innego wymienionego oprócz srebrnego, mi nie pasowało, zdecydowałam się na ten ostatni. Suknia z najnowszej kolekcji Domu Mody Parkinson, została dopracowana specjalnie do mojej figury przez jedną z moich ciotek. Leżała więc idealnie. Włosy postanowiłam spiąć, pozostawiając lekkie kosmyki, aby opadały mi na ramiona. Jako, że sama suknia była już niezwykle ozdobna, postawiłam więc tylko na nieduże kolczyki ze szmaragdowym oczkiem i srebrnym pierścionkiem z rodowym klejnotem, który zawsze spoczywał na moim palcu.
Idąc obok swojego towarzysza, rozglądałam się delikatnie, spoglądając na inne zgromadzone kobiety. Jeśli jakąś kojarzyłam bądź znałam, to witałam się lekkim skinieniem głowy, a przed mężczyznami dygałam, okazując im szacunek. Dzisiaj musiałam się bardzo starać, wiedziałam, że byłam przez lorda Notta bacznie obserwowana, co tylko powodowało u mnie rosnące zdenerwowanie.
Kroczyłam tam gdzie mnie zaprowadził, jeśli podał mi kieliszek szampana, to z go od niego przyjęłam, zamaczając w alkoholu swoje usta. Póki co czekaliśmy na rozpoczęcie wydarzenia. Miałam nadzieję niedługo ujrzeć pana i panią młodą. Ani jego, ani jej zbytnio nie znałam, widocznie lord Nott był im bardziej bliski, skoro dostał zaproszenie. Miałam jednak nadzieję, że uda mi się ich poznać i zrobić dobre wrażenie.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]14.08.16 16:28
Zmieniało się. Czuła to w płynącej ku niej bodźcach, po prześlizgującym się po jej sylwetce spojrzeniu, którego od dłuższego czasu uparcie unikała. Nie bała się, strach nie miał z tym nic wspólnego. Wiedziała jednak, że z chwilą utkwienia wzroku w spojrzeniu zieleni tęczówek - przepadnie. O tym, że nie umiała zbytnio kłamać - nie trzeba było wspominać. Uważny obserwator z łatwością odczyta emocje, które malowały jej lica, niby misterny obraz. A on samą obecnością wyzwalał w niej takie pokłady mieszanych uczuć, że musiała kontrolować gesty, niepokornie sunące ku Łowcy. I powoli zaczynała się z tym godzić, albo inaczej - coraz bardziej podobało się jej łamanie granic, które dawno temu postawiła.
Początkowo myślała, że mrowienie, które rozlewało się po jej skórze, swoje źródło miało na dłoni, którą obejmowała ramię Percivala. Bardzo szybko zdała sobie sprawę, że intensywność impulsu zmieniała swoją kumulację, przesuwając lokalizację, wędrując od podstawy podstawy pleców, wędrując wyżej wzdłuż kręgosłupa, i znowu mknąć gdzieś na ramiona, szyję i twarz. Zupełnie, jak łapany kątem oka wzrok mężczyzny, prześlizgujący się przez wspomniane punkty. On był źródłem.
Potrząsnęła lekko głową, starając się oderwać uwagę. Wyrównała oddech, przypominając sobie bardziej o przyjaciółce, która musiała teraz trwać w emocjonalnej burzy oczekiwania.
Pierwszy wyraz nie zwiastował nic szczególnego, potwierdził jej wypowiedź, jakoś miękko skłaniając ją do urwanego spojrzenia. Kolejne słowa, same w sobie nie powinny wywołać dzikiego uderzania w piersi, ale w połączeniu z bliskością i ciepłem oddechu rozlewającym się tuż przy uchu, schodzącym niżej a na szyję - efekt miał niemal paraliżujący.
Wciągnęła głośno powietrze odliczając powoli do trzech, byleby tylko opanować falę gorąca rozlewaną nieśpiesznie wzdłuż jej ciała - Spodziewałam się.. - zaczęła, gdy była pewna, że nie zdradzi więcej, niż już pokazała, że podyktowany nagłym drżeniem głos, nie wyda jej - że zechcesz poprowadzić mnie przynajmniej do trzech melodii - powoli odwróciła głowę, spoglądając wyżej i chwytając umykające spojrzenie - Postaram sobie jednak znaleźć... - chciała dodać "godnego następcę, ale prawda była taka, że nie chciała nikogo innego i nawet jej język zbuntował się, urywając odpowiedź. - Będziesz musiał zarezerwować jeden taniec pannie młodej - dokończyła, zmieniając pierwotny zamiar - Ja zajmę w tym czasie Perseusa - zwróciła twarz już całkowicie do mężczyzny, zatrzymując w końcu kroki przy srebrzystej, półprzeźroczystej formie pnia i miękkich fotelach, skrzących się błękitem w lodowym blasku, tuż przy początku kawalkady siedzeń. Mijały ich kolejne postaci zbierających się gości, a Inara zwróciła się w kierunku podwyższenia, gdzie za niedługi czas, mieli stanąć państwo młodzi. To nie było bezpieczne, szczególnie, jeśli wciąż wisiała nad nimi niezręczna rozmowa o wydarzeniu, które miało się odbyć w maju. Taki termin pozostawili im nestorowie rodów. Łaskawie ofiarując im wybór daty.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala główna [ŚLUB] 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]23.08.16 16:14
Nie znam państwa młodych. Lub zwyczajnie nigdy nie zaprzątałem sobie nimi głowy. Sam już nie wiem, który wariant jest prawdziwy. Wiem jedynie, że nic mnie tak nie zdziwiło w ostatnich dniach co list od lady Rosier. Z początku węszyłem w nim podstęp (nadal tak jest, jeśli mam być absolutnie szczery) i długo wahałem się nad odpowiedzią. Szukałem wiarygodnej wymówki, planowałem nawet zaopatrzyć się w rzetelne alibi, ale ostatecznie zmieniłem zdanie. Moje poczucie winy zostało wzbudzone, co udaje się niewielkiej garstce osób stąpających po tej ziemi. To niecodzienne uczucie, pali mi klatkę piersiową, wwierca się do świadomości i tam puchnie powodując migrenę. Rozpoznanie jest natychmiastowe, bezbłędne wręcz. Dolegliwość, która pojawia się tak rzadko, nie może zostać pomylona z niczym innym. Wzdycham na myśl o treści pergaminu dostarczonego przez sowę, kręcę głową, pochylam się znużony nad papierem przy drewnianym biurku. Jestem niewychowany. Mylą mi się zwroty grzecznościowe, wieczność zajmuje mi dobór odpowiednich dla damy słów. Z tego, co zdążyłem wywnioskować, kwiat Rosierów jest niezwykle delikatny, wrażliwy na każdy gest, gotów obrazić się o cokolwiek i zamknąć swe szkarłatne płatki przed dostępem świata zewnętrznego. Mijają kolejne godziny, a ja nie jestem nawet w połowie odpowiedzi. Krztuszę się zdaniami wydającymi się boleśnie prostymi, niegodnymi razić oczu tak wymagającej persony. Poprawiam się niecierpliwie na krześle, zasycha mi w gardle. Sięgam po szklankę wody, z nieuwagą wylewam jej zawartość na kartkę. Cała zabawa zaczyna się od nowa. Kolejne sklejanie ze sobą liter w jak najlepszą całość. Nie jestem wielkim mówcą, pisarzem też już nie zostanę. Podpieram głowę na dłoniach przybierając posępną minę. Wreszcie dociera do mnie - nic, co napiszę, nie spotka się z aprobatą. Dlatego macham ręką z jawnym lekceważeniem, dokańczam niedbale list, uzupełniając go o brakującą do tej pory treść. Jeszcze zamaszysty podpis, udaje się uniknąć kleksa, każę korespondencję wysłać zaufanemu skrzatowi. Koniec, postanowione, za kilka dni muszę stawić się w Derbyshire udając, że jestem żywo zainteresowany ceremonią. Śluby to tylko szopka dla rodziny, czuję się jak zbędny mebel wprowadzający chaos. Milczę. Milczę podczas dobierania dla mnie odpowiedniej garderoby. Czarna jak najciemniejsza noc szata, srebrzyste dodatki skrzące się przy odrobinie światła. Nawiązujące do barw Burke’ów, do pogody za oknem, do tematyki ceremonii, do kolorów charakteryzujących także Averych. Przeglądam się w lustrze obserwując niemo swoje blade oblicze, pozwalam sługom robić wszystko za mnie. Oprócz wypicia dziennej porcji eliksiru wzmacniającego, bez niego nie ruszę się z domu. Nikt za mnie nie może przeżyć piekącego gardła, nieprzyjemnego smaku na języku. Wpycham w siebie tonę miętowych odświeżaczy, ale świadomość nadal pozostaje bolesna.
Przybywam wreszcie do Derbyshire, będąc później niż większość gości, ale nie spóźniony. Różdżka spoczywa spokojnie za paskiem, niewidoczna dla kogokolwiek. Zaproszenie zostaje wręczone, odzienie wierzchnie zostaje oddane odpowiedzialnym za to osobom, alkoholowi dziękuję. Upiję może łyk za szczęście państwa młodych podczas toastu, nic więcej. Smak używek jest odrażający, a utrata kontroli pod wpływem procentów rozchodzących się wraz z krwią po całym organizmie jeszcze bardziej uwłaczający. Rozglądam się w tłumie, widzę lady Carrow z narzeczonym - czyli przeżyli noworoczny Sabat. Dobrze. Witam ich skinięciem głowy, nie ustaję w poszukiwaniach. Nie widzę nikogo więcej znajomego, dopiero po długich kilku minutach dostrzegam cel mojego przybycia w te strony. Kieruję się do niego niespiesznym krokiem.
- Witaj, lady Rosier - witam się z Darcy, czemu towarzyszy uprzejmy ukłon. Wszystkie mięśnie są napięte, bez trudu można dostrzec mój brak luzu, towarzyszący mi jak wierny pies swojemu panu. - Czy pani rodzina zjawi się na uroczystości? - pytam, starając się być możliwie neutralnym. Przez moment myślałem o komplemencie, zaniechałem jednak tej kontrowersyjnej praktyki - i tak zostałoby to źle odebrane, a mistrz pochlebstw ze mnie żaden. Jeszcze palnąłbym coś głupiego. Zależy mi na spokojnym odbębnieniu powinności, co by móc bez przeszkód w nocy zasnąć. Bywam bardzo naiwny.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]23.08.16 16:47
Normalnie lubił chodzić na śluby. Wesele w końcu to czasami bardzo dobra impreza. Nigdy tak fajna jak stypa, ale no... to taka przypadłość tych imprez, które powinny jednak być najsmutniejsze. Teraz raczej zachwycony wyjściem na ślub Avery’ego nie był. Jednak miał co najmniej dwa powody, żeby się tutaj pojawić. Po pierwsze dlatego że po prostu wypadało. Skoro został zaproszony to ujmą by było nie pojawienie się. Ten powód można byłoby jakoś zatrzeć uprzedzeniami między ich rodami, ale akurat Perseusa lubił. Na ile lubić można kogoś, kto pochodzi z rodu Averych. I to był właśnie powód drugi. Zazwyczaj lubił pojawiać się na wszelkiego typu zbiegowiskach, ale teraz w głowie miał to, że równie dobrze mogłoby to być jego wesele. A do własnego ślubu się nie kwapił, a zostało do niego już niewiele czasu. Starał się po prostu o tym nie myśleć, a tego typu uroczystości jednak sprawiały, że nie mógł odganiać myśli od swoich obowiązków względem rodu, do którego należał. W każdym razie pojawił się na dworze Greengrassów w Derbyshire z Astorią Malfoy u boku. W końcu nie mógł pojawić się sam skoro oficjalnie jest już zaręczony. Nie mógł też swobodnie zmieniać sobie towarzystwa w czasie wieczoru kiedy tylko mu się podobało jak to miał w zwyczaju. Nie wyglądałoby to dobrze. Teraz musiał być statecznym mężczyzną, co mu się średnio podobało. Czuł się przez to ograniczony. Współczuł trochę nawet Perseusowi, bo na jego palcu już dzisiaj pojawi się obrączka. Nick miał jeszcze trochę czasu. Może nie dużo, ale miał czas na oswojenie się z tą myślą, że kawalerskie życie dobiega końca i niedługo znajdzie się w takiej samej pozycji jak Perseus dzisiaj. Był dzisiaj raczej milczący, co nie oznacza, że oziębły w stosunku do swojej partnerki. Uważał, że skoro ma z nią spędzić resztę życia to nie ma co robić sobie z niej wroga. Starał się, żeby nawet go polubiła. Oczywiście wszystko w granicach panującej wśród arystokracji etykiety. Już raz pojawił się na ślubie z narzeczoną. Ale wtedy była to Beatrice. Przy niej nigdy nie był spięty i właściwie wydawało się wręcz naturalnym, że razem brylują w towarzystwie. Kochali się bardziej jak rodzeństwo ale jednak. Teraz było inaczej. Gdy zobaczył Persivala z Panną Carrow u boku uśmiechnął się nieznacznie i postanowił podejść się przywitać.
- Lady Carrow – skinął głową na powitanie najpierw kobiecie rzecz jasna. Następnie wyciągnął rękę do Persivala. – Dawno się nie widzieliśmy, kuzynie – rzucił na powitanie i uśmiechnął się delikatnie. – Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem – dodał z trochę bardziej zadziornym uśmiechem na twarzy. Jemu się trafiło. Oboje wydawali się być zadowoleni z tego związku. Nick nie narzekał na wybór nestora. Narzekał na to, że w ogóle decyzja zapadła. Zobaczymy, co będzie później. Może się dogadają i rzeczywiście nie będzie tak źle jak teraz to widział. – Rozumiem, że młodych jeszcze nie ma? Oby się nie rozmyślili – zadał pytanie retoryczne, żeby w jakiś sposób podtrzymać rozmowę. W końcu, gdyby byli to nie byłby to teraz czas na ploteczki.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]23.08.16 17:44
Darcy wie, że Quentin przybędzie. Szlachcianek nie wystawia się do wiatru. On sam musiał się pilnować ze zdaniem socjety w tym samym stopniu, co ona. Dlatego była spokojna, trzymając się swojego miejsca. Wzrokiem wyłapała obecność Inary. Skinęła jej głową, jeszcze chwilę obserwując narzeczonych, których uwaga chwilę później pochłonęła siebie nawzajem. To była tylko kwestia czasu, nim Inara ulegnie pokusie spojrzenia w oczy swojego lorda. Darcy obserwowała te zmagania z niemym, chociaż trochę smutnym, rozbawieniem. Jej myśli instynktownie zeszły na tory, po których nie powinna kroczyć w towarzystwie arystokratycznej śmietanki towarzyskiej. Oderwała więc wzrok od pary, wycofując się głębiej w tłum. Chciała osunąć się na bok towarzystwa, dać niechcianym myślom opuścić jej głowę. Zamiast tego jej wzrok padł na mężczyznę, który zagrodził jej drogę. W pierwszej kolejności dostrzegła barwy jego garnituru, skrzące się srebro i głęboką czerń. Dopiero później wzrok, powoli, skierował się wyżej, do jego twarzy. Uśmiechnęła się łagodnie, przeklinając go jednocześnie w myślach za wyczucie z jakim zjawił się w najmniej dogodnym momencie. Przynajmniej niespóźniony.
Lordzie Burke.
Dygnęła mu nieznacznie. Od czasu zaproszenia go na ślub, wiele rzeczy zdążyło ulec zmianie. Jej samopoczucie, jej problemy, priorytety. Utrzymała wzrok Quentina, nie mogąc nie zauważyć przy okazji spiętych mięśni jego twarzy. Prostując się, położyła dłoń na jego ramieniu, przełykając nieprzyjemną gorycz świadomości, że zajmowała na tym ślubie miejsce u boku mężczyzny, który najpewniej wolałby być teraz wszędzie, tylko nie tutaj. Nawet jej narzeczony podzielał jego myśli, może dlatego znajdował się teraz po drugiej stronie kraju, na smoczej wyprawie, uwolniony od jej towarzystwa.
Mógł pan trafić na gorsze towarzystwo niż moje — zapewniła go. Jej twarz nie wyrażała zawodu, jaki spotkał ją po spojrzeniu w jego tęczówki oczu. Kobiecie, która cały wieczór szykowała się na taką uroczystość, nie w smak było patrzeć, jak mężczyzna katuje się w jej towarzystwie, chociaż jeszcze nawet nie zdążyła się wcale odezwać. Cofnęła dłoń, zachowując pozę, niewzruszenie, chociaż Burke już od wejścia, swoją postawą, spowodował nieprzyjemne ukłucie przykrości, w skrzywionym sercu kobiety, która ostatnimi czasy doświadczyła zbyt wielu upodleń, złamań i rys na duszy, żeby rzeczywiście, pozostać niewrażliwą na tak drobne gesty. Wciągnęła powietrze do płuc, przerzucając wzrok na znajomą twarz Inary, uroczo oblaną rumieńcem. To bolesne wrażenie, jakie poczuła wpatrując się w nią i jej narzeczonego, to nie było ukłucie zazdrości. To było drażliwe przypomnienie. Darcy przyłożyła dłoń do brzucha, czując jak zaciska się jej żołądek.
Z pewnością są jeszcze gorsi — szepnęła pokrzepiająco, bardziej do siebie niż do swojego weselnego partnera, a kiedy powróciła do niego wzrokiem, uśmiechnęła się wbrew swoim odczuciom, grzecznie, do swojego towarzysza.
Dziękuję — rzuciła mało przytomnie, bo nie miała pojęcia co właśnie powiedział. Na pewno chwalił jej suknię. To zawsze jest chwalenie sukni, jako zalążek prawidłowej, arystokratycznej rozmowy. Albo pytanie o rodzinę. Nie wiedziała, które z tych zadał, dlatego dodała: — Wszyscy zdrowi.
Trochę lekceważąc tym możliwości Quentina, co do rozpoczęcia dialogu w inny sposób. Tym samym wyraźnie dała do zrozumienia, że zupełnie nie słyszała co mówił.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]23.08.16 21:12
Czas płynął szybko. Zdecydowanie za szybko. Avery miał wrażenie, że nie panuje nad biegiem zdarzeń, które ostatnio miały słodko-gorzki posmak. Tak jak uroczystość, na której się dzisiaj pojawił. Ślub. Wspaniała ceremonia mająca złączyć nierozerwalną więzią dwójkę osób. Wśród szlachetnie urodzonych rzadko kiedy można było uczestniczyć w tym podniosłym wydarzeniu zgodnym z tymi założeniami. Większość była przecież aranżowana przez głowy rodu tylko dla poszerzenia swoich wpływów, utrwalenie relacji czy zagrania wrogom na nosie. Albo miało tu utemperować krnąbrnych małolatów. Tymczasem Søren nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Jego myśli bezwolnie wędrowały do tamtej sylwestrowej nocy, kiedy jego spotkanie z matką przerwało pojawienie się Perseusa. Kuzyn, bliski mu jak brat pojawił się wtedy z już narzeczoną. Lilith Greengrass. Czy jemu jednemu udało się uciec utartym schematom i mieć za wybrankę osobę, którą obdarzał prawdziwym uczuciem? Wydawało się to być wręcz nieprawdopodobne, ale z drugiej strony przecież nie każdy miał w życiu pecha. Na pewno istnieją ludzie, którym dane jest przejść przez życie bez większych boleści. Spokojnie stąpają swoją ścieżką dzięki tym doświadczanym bólem każdego dnia.
Ale nie zazdrościł Persowi, był daleki od tej emocji względem człowieka, któremu zawdzięczał naprawdę wiele. To przecież on był u niego, kiedy zostawili go wszyscy, których kochał. To on zawlókł go na ten nieszczęsny Sabat, pozwalając mu wypełnić braterską powinność względem bliźniaczki. Nie rozważał już jednak tego, czy musiał to zrobić, czy nie. To już się stało, a nie jest on w stanie w żaden sposób cofnąć słów, które padły. Poza tym jego stan diametralnie różnił się od tego podczas wigilii Nowego Roku. Nie był teraz wstawiony, dziś nawet nie zamoczył ust w alkoholu. Był winny to temu Avery'emu, którego uważał za swojego prawdziwego brata. A czy był to winny Wynnonie Burke? Zerknął kątem oka na towarzyszącą mu kobietę. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Ta sytuacja była dla niego kompletnie nowa. Nigdy wcześniej nie był na oficjalnym przyjęciu z kimś, kto nie był Allison czy Mavis. Wiedział, że ludzie zaczną gadać, kiedy tylko wejdą do głównej sali. Co jednak miał zrobić? Przecież wkrótce wszyscy dowiedzą się o boskim planie świętej już pamięci nestora, który zdążył skrzyżować ich drogi. Mimo wszystko czuł się lepiej z nią, osobą, którą przecież już w jakiś sposób znał niż z jakąś kompletnie obcą lady, po której mógł spodziewać się wszystkiego. Z lady Burke przynajmniej milczenie było komfortowe. Nie mógł się jednak powstrzymać od komentarza, kiedy wreszcie dotarli w wyznaczone miejsce. Sala była imponująca.
- Nie wierzę, że mój kuzyn miał na to wpływ - mruczy pod nosem, rozglądając się z rozbawieniem po lodowych ścianach. Doprawdy uroczo.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]24.08.16 0:15
Czas był dziwnym zjawiskiem. I nieprzejednanym. Nie dawał się uprosić, ani by zwolnić, ani by przyśpieszyć. Był trochę jak rzeka drążąca skałę. Z pozoru to skała zdawała się być silniejsza, jednak na przestrzeni lat okazywało się, że to niepozorny strumień na przestrzeni lat zyskał przewagę. I choć ślub z założenia był zjawiskiem nacechowanym pozytywną energią, tak samo jak i walentynki, to te dwa święta mocno odstręczały Wynonne Burke. Zacznijmy od walentynek. Nie znosiła tego święta za to że było takie płytkie i zakłamane. Już raz, że litość budzili w nią ludzie, którzy wierzyli w to, że miłość istnieje. Dwa zaś, jeszcze większość litość budzili ludzie, którzy uznawali, że tylko jeden dzień nadaje się do wyznawania sobie miłości. Jakby każdy inny nie był równie dobry. Poza tym walentyki za każdym razem przypominały jej to, co zdarzyło się dziesięć lat temu. Złamała nos mugolakowi, sama zaś otrzymała policzek do tego plebsu. Jednocześnie to wspomnienie bawiło ją, ale sprawiało, że jeszcze mocniej nie lubiła walentynek. Idąc dalej, nie miała kompletnie nic do założeń jakie niosło z sobą małżeństwo, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że w arystokratycznym świecie małżeństwo z miłości to czysta legenda. Albo inaczej, coś tak rzadkiego jak czterolistną koniczyną. Znaczy, tak by pewnie to wszystko opisała, gdyby wierzyła w to, że miłość w ogóle istnieje. W jej świecie miłość była propagandą. Niczym więcej jak umową biznesową i wcale nie zdziwiła się, gdy jakiś czas temu przedstawiono jej wybranego kandydata którym okazał się być dawny znajomy ze szkolnej drużyny. Ich znajomość nie była jakoś nadmiernie ekscytująca. Zazwyczaj spotykali się przypadkiem, chociaż do tej pory pamięta spotkanie sprzed dwóch lat. Mogła trafić gorzej. Na kogoś kto przyprawia ją o białą gorączkę. Przebywanie z Sorenem było proste. Tak samo jak i ona nie rzucał słowami na lewo i prawo. Dodatkowo miała wrażenie, że jest jedną z niewielu osób, których jej milczenie nie przyprawia o dyskomfort.
Gdy otrzymała list nie przystawało zachować się w żaden inny sposób, jak tylko zgodzić się, by towarzyszyć mu na tej uroczystości. I o ile Peresua znała jeszcze ze szkoły, a ich znajomość przeszła długą drogę od dziecięcej nienawiści, po dość osobliwą formę przyjaźni, którą mało kto rozumiał poza tą dwójką, o tyle faktu, że jego wybranka jest prawdziwą miłością nie komentowała. Nie było to jej działką. Poza tym, nie zamierzała być Jehowym, który pojawi się pięćdziesiąt lat później, po to by chodzić od drzwi do drzwi i namawiać do swojego zdania. W jej przypadku brzmiałoby to jakoś tak „ Dzień Dobry, czy ma Pan/Pani chwilę, by porozmawiać o tym, że miłość nie istnieje?
W każdym razie, choć pojawienie się na przedsięwzięciu, które w jednym miejscu skupiało tyle ludzi było dla niej mocno nie wygodne, nie wypadało się nie zjawić. Jednak jak na prawdziwego Burke’a przystało stawiała dobro rodziny nad swoje wygody. A za kilkanaście dni jej związanie z towarzyszącym jej dzisiaj lordem Averym miało być już oficjalne. Dlatego jej własne niewygody były mało ważne, jednocześnie posiadane go u swojego boku w jakiś sposób przynosiło jej spokój. Była wdzięczna losowi, że trafiła na niego. Głównie przez jego usposobienie. Pewnie chodziłaby struta, gdyby musiała wisieć u boku lorda, który lubił ilością słów maskować swoje ubytki w mózgu. I pewnie jednym komentarzem doprowadziłaby do jego ośmieszenia w towarzystwie, na co on rubasznie roześmiałby się, mówiąc, jaka to zabawna przyszła narzeczona mu się trafiła. A Wynonnie nie pozostałoby nic innego, jak rzucenie mu lodowatego spojrzenia pełnego pogardy. Zerkając więc do końcowego bilansu, spokojnie można było dojść do wniosku, że wychodził on co najmniej na neutralne zero, jeśli nawet nie na malutkie saldo dodatnie.
W końcu z Sorenem u boku zjawili się w sali. Wyglądali tak różnie. Już sam wzrost zaznaczał różnicę między nimi. Pomimo butów na obcasie Soren nadal nad nią górował. Jego jasne włosy były przeciwieństwem jej ciemnych kosmyków, które dzisiaj postanowiła pokręcić i pozwolić, by kaskadami opadały jej na gołe ramionami. Jak nigdy jej ust nie zdobiła wściekła czerwień, przez co mogła sprawiać wrażenie trochę łagodniejszej. Oczy zaś podkreśliła ciemną kreską i ziemistymi cieniami. Na ciało zarzuciła granatową w szwie prostą sukienkę, na której dekolcie krawiec ukazał swój kunszt. Poprawiła dłoń na ramieniu Sorena, jakby ten gest miał jej pomóc w przygotowaniu się do spotkania z tymi wszystkimi ludźmi. Rozejrzała się po sali i jedno musiała przyznać – cieszyła ona oczy. Przypominała ona trochę jedną z magicznych lodowych grot, które widziała gdy odwiedzała najmroźniejsze tereny Rosji. Komentarz jej towarzysza sprawił, że uniosła leciutko kącik ust i zwróciła w jego stronę głowę, dodatkowo zadzierając lekko brodę, by móc zawiesić na nim spojrzenie. Cóż za straty doznawał cały świat przez fakt, że Lady Burke tak rzadko prezentowała światu pełny uśmiech. Wyglądała wtedy doprawdy oszałamiająco. Ta zaś namiastka tego pozytywnego gestu spowodowana było nie tylko słowami jej towarzysza, ale i samą myślą, że Perseus mógłby mieć jakikolwiek wpływ na wygląd pomieszczenia. Nie posądzała go o brak finezji, ale we wnętrzu czuć było kobiecą rękę. I choć Wynonna nie przykładałaby wagi do takich detali na swoim ślubie, to musiała przyznać, że lady Greengras należały się słowa uznania.
-Sorenie, myślę że oboje wiemy, że tak jak żaden przed nim - nie miał i jak żaden po nim - mieć nie będzie. – odezwała się, porzucając przy nim tytuły. Nie od dziś było wiadomo, że to kobiety były romantyczkami. Poza tym, jako płeć piękna, lubiły otaczać się pięknością. Na dodatek, Wynonna zawsze odnosiła wrażenie, że możliwość wyprawienia ślubu wedle własnego uznania jest jedyną nagrodą, jaką niejedna arystokrata dostaje. Ona zaś sama zamierzała zadanie to komuś zlecić, w tym czasie wybierając się na kolejną wyprawę. Nie mogąc zapanować nad lekkim zdenerwowaniem i jednocześnie swoim gestem uniosła dłoń i założyła pokręcone włosy za ucho. Nieprzyzwyczajona do ich formy zapomniała jednak, że w takiej formie nie utrzymają się długo za uchem, już po chwili wracając na swoje poprzednie miejsce na powrót zakrywając narząd słuchu. Oderwała na chwilę spojrzenie od twarzy Sorena ogarniając nim całą salę, zauważyła kilka znajomych osób, jednak uwagę postanowiła poświęcić dziś swojemu partnerowi, mając nadzieję, że znajdzie się niewielu pasjonatów rozmów z nimi. Wróciła spojrzeniem zielonych oczu do Sorena i jeszcze raz ponowiła gest, który tak samo jak wcześniej na niewiele się zdał z jej pokręconymi włosami. Ten niewinny gest ujawniający się tylko w momentach, większego niż przeważnie, zdenerwowania sprawiał, że wyglądała niewinnie. Proszę jednak nie dać zmylić się temu złudnemu wrażeniu, bowiem do tej grupy kobiet nie należała i z pewnością nie była małą kruchą istotką, która by poradzić sobie w życiu potrzebowała mężczyzny.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]24.08.16 22:34
Raz danego słowa nie cofam. Może jestem burakiem i szumowiną, na pewno nie rzucam słów na wiatr. Wypowiadam ich tak niewiele, że to niemożliwe, abym miał je trwonić. Sprawiać, że stają się powoli niewiarygodne. Nie mogę sobie na to pozwolić. I to nie tak, że jestem zły do szpiku kości. Nie chodzi o samą Darcy - mogłaby tu być ze mną Lucy, a i tak daremnie byłoby szukać u mnie zadowolenia. Marny ze mnie lew salonowy, jeszcze marniejszy towarzysz. Nie sypię żartami jak z rękawa, nie opowiadam błyskotliwych anegdotek, nie posiadam magnetyzującej osobowości. Jestem jaki jestem. Zwyczajny, posępny, małomówny. Gdyby się nad tym tak dłużej zastanowić, to los naprawdę poskąpił mi zalet. Nie jestem tak pewny siebie jak większość arystokratycznego światka - wszystko staram się nadrabiać wystudiowanymi, sztywnymi pozami. Nie dopuścić innych do oglądania moich słabości, niepewności czających się w duszy. Zjedliby mnie na śniadanie, rozerwali tchawicę na strzępy, nie zostałoby po mnie nic. Dlatego stoję jak grubo ciosany kołek. Bez delikatności, subtelności, wartości estetycznych. Nie dostrzegłszy ich u siebie zapełniam brakujące elementy kontemplacją sztuki. Nienawidzę ludzi tak mocno jak nienawidzę samego siebie i tak mocno jak oni nienawidzą mnie. To błędne koło, z którego nie ma ucieczki.
Naprawdę się jednak staram. Całą niechęć do tej błazenady zakopuję pod grubą warstwą uprzejmości. Podchodzę do ciebie z czystą kartą nie myśląc o naszej niechlubnej przeszłości. Tylko nie dajesz mi rozwinąć skrzydeł. Duszę się pod naporem czekającej na mnie kolejnej porażki. Zaciskam mocno palce zakładając ręce za plecy. Zmuszam się do uśmiechu - wyglądającego tak żałośnie, jak chyba nigdy dotąd. Kąciki ust znajdują się na różnych wysokościach, mięśnie twarzy nieprzyzwyczajone do takich zabiegów wyostrzają moje rysy. Paradoksalnie wyglądam jeszcze bardziej blado i mizernie niż dotychczas.
- Śmiem twierdzić, że nie mógłbym trafić lepiej - odpowiadam spokojnie, kończąc wygłupy z wykrzywianiem ust. Jestem beznadziejnym przypadkiem, nie potrafię się uśmiechać. Chyba… nie, chyba są takie osoby, które potrafią wykrzesać ze mnie naturalną wesołość. Są pewne pięcioletnie młode damy i… Lynn. Tak, w galerii uśmiechałem się właśnie dzięki niej. Co odkryłem dopiero po powrocie do domu, czyli bardzo niedawno. To są osoby nieprzejmujące się etykietą oraz pozorami, dlatego potrafię czuć się przy nich swobodniej. W tych warunkach było to niemożliwe.
Naprawdę się jednak staram. Bezskutecznie. Ignorujesz mnie ostentacyjnie nie słuchając tych kilku jedynych słów, które jestem w stanie wypowiedzieć. Zaciskam usta w wąską linię bacznie na ciebie patrząc. Może problem leżał gdzie indziej?
- Dobrze się pani czuje, lady Rosier? Sprowadzić uzdrowiciela? - pytam wreszcie. Opuszczam ręce wzdłuż tułowia, moja twarz łagodnieje, a spojrzenie zdradza niepewność i obawę. Nie zdawałem sobie dotąd sprawy, że moje towarzystwo jest aż tak szkodliwe. Przez to, nazwijmy to zamieszaniem, w ogóle nie zauważam przybycia mojej siostry.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]25.08.16 1:35
Darcy chce wierzyć, ze to jej suknia ją dusi, a nie widok tych wszystkich twarzy, par, narzeczeństw, przyszłych, obecnych – tych na wieki i tylko na chwilę. Jest smutna. Smutek czyni ją złą, a złość przeradza się w złośliwość z każdym pełnym zajadliwości słowem, które spływa z jej ust. Dzieje się tak każdorazowo, kiedy stara się oddzielić swoje doświadczenia i ostatnie przeżycia od bieżących wydarzeń. Zamiast spokoju i samokontroli, natrafia na mur. Każda próba uchwycenia swoich myśli w ryzy i utrzymania tych, które nie powinny być głośno wypowiadane, pozostaje spalona. Darcy nie potrafi już mówić, filtrując słowa. Zwraca się do ludzi, mężczyzn konkretnie, z pogardą i nieufnością. Traktuje ich jak głupich, bo w gruncie rzeczy – głupcami właśnie są, zabijając w niej wszystko, co jeszcze niedawno było w niej ludzkie. Kobiece. Nie chce być już więcej wrażliwą, słabą płcią, dającą się tłamsić przez męską ordynarność i surowość. Obwinia wszystkich wokół siebie za błędy, jednej, dwóch, czy trzech osób. Ostatnio znaczna część tych mężczyzn, którzy ją otaczali, zawiodła jej zaufanie. Zawodzi jej oczekiwania. Inni zawodzą ją samą, odbierając jej pewność siebie i zdecydowanie. Rosier czuje, jak krztusi się tym smakiem bezsilności. Bezradność to nie jest to, czego Rosierów się uczy. Bierność i marazm, jaki przejmuje nad nią kontrolę, to wielka choroba, która odbiera jej oddech. Tym razem fizycznie. A suknia wcale nie jest aż tak ciasna, żeby móc uwierzyć w to, że to wina opiętego w pasie materiału.
Wszystko w porządku — kłamie w odpowiedzi na pytanie mężczyzny, unosząc do niego wzrok. Jst jej niedobrze. Wbrew pozorom nie na jego widok, nie przez wzgląd na krzywo goszczący na jego twarzy uśmiech, nieumiejętnie dobrany. Jej jest tak samo nieuczciwy, ale w swojej nieuczciwości, ładniejszy. Ona uczyła się go przybierać na twarz długie lata. Na jej twarzy nie widać napiętych mięśni, nieszczerości, kiedy unosi kąciki ust niemalże powabnie, patrząc wprost w oczy mężczyzny, który… jak każdy inny, stworzony jest, żeby ją krzywdzić, chociaż pyta, czy wszystko w porządku.
Nic nie jest ok. Gula zaciska jej się na gardle stalową pięścią i nie chce puścić. Powietrze nie dociera do jej płuc. Przestrzeń nagle staje się dla niej zbyt wąska, kiedy uświadamia sobie, że zwyczajnie… to co czuje to żal i zawód i tęsknota. Za tymi bestialskimi kreaturami. Tymi paskudnymi kreaturami, które świat zwie mężczyznami, a ona… niszczycielami.
Potrzebuję tylko… powietrza — mruczy w końcu zrezygnowana, kiedy ten zdecydowany uśmiech znika z jej twarzy, a ona nie ma więcej zapasów tlenu, żeby udawać niewzruszenie. Uderza ją gorąco tkliwej chwili ślubnego ceremoniału i poczucie kompletnego odosobnienia. Bo chociaż obok niej stoi ktoś, kogo nazwala swoim partnerem weselnym, to tylko… nieszczęśnik, którego – ku jego udręce ؎ jej udało się namówić na towarzyszenie jej przy ślubie. Czego nie mogła powiedzieć o swoim narzeczonym, znajdującym się setki mil stąd. Najpewniej zapijającym sukces, jakim było zadanie jego wybrance – Darcy Rosier – krzywdy. Czuła się upodlona. W ten szczęśliwy dla jej kuzyna dzień, bardziej niż w każdy inny, który był zwyczajnie… codziennością. Ten wieczór był czyjąś deklaracją miłości, kiedy jej – róży Rosierów, deklarowało się najszczerszą nienawiść, bo tylko najgorszemu wrogowi życzyłaby tego, czego jej życzył Lorne Bulstrode.
Darcy — odzywa się gorzko, bo wspomnienie jego nazwiska nie pozwala jej oddzielić myśli od słów, wypowiadanych przecież do kogoś innego — przeżyliśmy wspólnie śmierć mojego wuja. Myślę, że możemy mówić sobie po imieniu.
Nie patrzy jednak na niego, szuka wyjścia. Gdy przed nią rozsuwa się nagle idealne przejście pomiędzy szlachcicami do drzwi wyjściowych na taras, kieruję się w tamtym kierunku. I nie byłaby zdziwiona, gdyby Quentin nie poszedł za nią. Przecież ona się tylko dusi. Nie jest to nic, z czym nie może poradzić sobie sama. W końcu przez jakiś czas właśnie sama będzie. Dopóki nie znajdzie się kolejny udręczony mężczyzna, który być może chciałby podzielić nienawiść wszystkich jej byłych – przyjaciół, czy narzeczonych — do jej osoby. Za wszystkie jej grzechy.
Żałuj, Darcy.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Sala główna [ŚLUB] [odnośnik]25.08.16 19:44
Umiesz kłamać, mi przychodzi to z oporem. Nie jestem też ani spostrzegawczy, ani domyślny. Jestem tylko mężczyzną. Wybrakowanym w zalety, tak na dokładkę. Dlatego stoję zaniepokojony, ale dam się udobruchać słowem. Słyszę, że wszystko jest w porządku, rozluźniam się na tyle, na ile potrafię. Najpierw unoszę lekko brwi w geście zaskoczenia. Następnie przyjmuję wszystko do wiadomości. Twarz moja na nowo nie wyraża absolutnie niczego. Zamierzam zaproponować ci miejsce do siedzenia, czy też przejście w kierunku miejsca uroczystości, ale jednak potrzebujesz powietrza. Rozglądam się niepewnie - przecież nie wypada teraz wyjść. Nie widzę młodej pary ani nikogo, kto miałby nas właśnie rozstawiać po kątach przez rychłe rozpoczęcie ceremonii. Dlatego w duchu zgadzam się na to. Na nietaktowne posunięcie, bylebyś mogła zaczerpnąć wielkiego haustu zbawiennego powietrza. Może i ja trochę otrzeźwieję.
Och. Zmieniasz w locie tor moich myśli na takie, których się nie spodziewam. Patrzę na ciebie z mieszanką zdziwienia i konsternacji jednocześnie. Nie przeszkadza mi osobliwa propozycja. Robi mi się zwyczajnie źle na wspomnienie tamtego wieczoru, nocy. Makabryczne obrazy na nowo pojawiają się przed moimi oczami, na języku odczuwam smak minionej porażki, a mięśnie ulegają naprężeniu. Jest wiele rzeczy, których żałuję.
- Quentin - odpowiadam czując, jak zasycha mi w gardle. Chrząkam konspiracyjnie chcąc polepszyć jakość mojego mówienia. Powinna doskonale tuszować brak interesującej treści. I… nie wiem co więcej powiedzieć. Żadne słowa (szczególnie moje) nie zmienią już niczego. Nie zabrzmią melodyjnie, kojąco. Nie cofną czasu. Milknę - nic innego zrobić po prostu nie mogę.
Kiedy powracam myślami na ziemię, ty idziesz już przodem pomiędzy rozstępującymi się ludźmi. Nie wypada mi zostawić ciebie samą, ale coś mi mówi, że to nie jest najlepszy pomysł. Skoro tak się źle czujesz w moim towarzystwie, to nawet świeże powietrze ci nie pomoże kiedy jestem tuż obok. Wzdycham męczeńsko szukając wsparcia w niebiosach - nie ma go tam. W końcu ruszam z miejsca i cię doganiam, w duchu żałując, że zdecydowałem się na ten krok. Niestety nic co zrobię nie będzie właściwe, więc szybko odganiam wyrzuty sumienia. Zamiast tego znajduję wyjście na niewielki balkon. Otwieram drzwi, które z łoskotem ustępują wlewając falę zimnego powietrza do sali. Zapraszam cię gestem do wyjścia co najmniej, jakbyśmy mieli udać się do teatru na przedstawienie. To nie możliwe, przecież właśnie gramy.
Nic nie mówię myśląc, że potrzebujesz trochę samotni. Jedynie ściągam z siebie marynarkę odświętnej szaty niedbale zakładając ją na twoje ramiona. Jest mroźnie, mamy luty, pamiętam o tym. Coś mi mówi, że nie masz do tego głowy, dlatego postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Sala główna [ŚLUB]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach