Pracownia alchemika
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Pracownia alchemika
Obszerne, skryte w półmroku pomieszczenie, w którym pracuje jeden z zatrudnianych przez Munga alchemików. Znajdujące się w nim obszerne, strzeliste regały mieszczą niezliczone zakurzone woluminy, słoje czy buteleczki różnych kształtów i kolorów. Na mocnym, dębowym stole ustawionym w centrum ulokowane zostały kociołki mniejszych rozmiarów, stojaki na drobne, kryształowe fiolki czy moździerze i niewielkie, służące do krojenia ingrediencji nożyki. Z boku, nad dużym, okrągłym palnikiem, zawieszony jest miedziany kocioł numer pięć – przydatny do masowej produkcji antidotów czy lekarstw.
Okna zostały przesłonięte ciężkimi materiałowymi zasłonami, gdyż niektóre z przygotowywanych tutaj specyfików muszą dojrzewać w ciemnościach. Alchemicy pracują przy blasku świec, zazwyczaj samotnie, spędzając całe dnie w oparach bulgoczących cicho wywarów.
Okna zostały przesłonięte ciężkimi materiałowymi zasłonami, gdyż niektóre z przygotowywanych tutaj specyfików muszą dojrzewać w ciemnościach. Alchemicy pracują przy blasku świec, zazwyczaj samotnie, spędzając całe dnie w oparach bulgoczących cicho wywarów.
10 sierpnia
W swojej pracy nie lubiłam tylko samotności. Doskwierała mi ona każdego dnia, gdy zamykałam drzwi do pracowni. Gdy eliksir nie wymagał uwagi, starałam się odwiedzać innych alchemików, aby zmienić z nimi chociaż słówko. Prawdę mówiąc, częściej wykorzystywałam te przerwy na papierosa niż na innych ludzi. Alchemicy aż nadto cenili ciemne pomieszczenia, których nikt ich nie dosięgnie. Ja nie potrafiłam wytrzymać. Ciągle chodziłam po pokoju, sprawdzałam, czy wszystko jest na miejscu. Odhaczałam kolejne recepty, których nie mogłam wydać od razu i błagałam samego Merlina, aby zesłał mi jakąś duszę. Avery aż zbyt chętnie wydawał każdemu eliksiry, więc przez niego miałam kupę roboty. Dziwiłam się, że nie chciał wywarów od nikogo innego. W końcu dla pacjentów nie zmieniałam przepisów, robiłam dokładnie to samo, co każdy alchemik. Nasłuchiwałam kroków z korytarza, kręciłam się na krześle. Nawet zaczęłam używać zapachowych świec, aby ożywić nieco to pomieszczenie. Już nie mogłam wytrzymać. Zerknęłam na godzinę, czy Avery przyjmował jeszcze pacjentów?
W swojej pracy nie lubiłam tylko samotności. Doskwierała mi ona każdego dnia, gdy zamykałam drzwi do pracowni. Gdy eliksir nie wymagał uwagi, starałam się odwiedzać innych alchemików, aby zmienić z nimi chociaż słówko. Prawdę mówiąc, częściej wykorzystywałam te przerwy na papierosa niż na innych ludzi. Alchemicy aż nadto cenili ciemne pomieszczenia, których nikt ich nie dosięgnie. Ja nie potrafiłam wytrzymać. Ciągle chodziłam po pokoju, sprawdzałam, czy wszystko jest na miejscu. Odhaczałam kolejne recepty, których nie mogłam wydać od razu i błagałam samego Merlina, aby zesłał mi jakąś duszę. Avery aż zbyt chętnie wydawał każdemu eliksiry, więc przez niego miałam kupę roboty. Dziwiłam się, że nie chciał wywarów od nikogo innego. W końcu dla pacjentów nie zmieniałam przepisów, robiłam dokładnie to samo, co każdy alchemik. Nasłuchiwałam kroków z korytarza, kręciłam się na krześle. Nawet zaczęłam używać zapachowych świec, aby ożywić nieco to pomieszczenie. Już nie mogłam wytrzymać. Zerknęłam na godzinę, czy Avery przyjmował jeszcze pacjentów?
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Po wyjściu z gabinetu od razu ruszyła w kierunku pracowni alchemicznej, której położenie wskazała jej chodząca w białym kitlu po korytarzu kobieta, na oko czterdziestoletnia i chyba przyjaźnie nastawiona do świata.
Już się tak nie stresowała. Dostała kilka rad i całą listę eliksirów razem z dawkami oraz czasem podania. W gruncie rzeczy to było to mniejsze zło. Wolała łykać przez jakiś czas herbaty zakrapiane magicznymi specyfikami, niż po raz kolejny doświadczać modyfikacji pamięci za pomocą zaklęć. Bardzo wierzyła w to, że przebywanie przy Charlusie i wysłuchiwanie jego opowieści o ich małżeństwie, pomoże jej odzyskać dawną harmonię.
Gdy odnalazła właściwy gabinet, zapukała do niego niepewnie i rozejrzała się po korytarzu. Daleko do niego w końcu nie miała. Oby ta wizyta nie była długa. Pragnęła legnąć na kanapie z kubkiem gorącej herbaty.
Już się tak nie stresowała. Dostała kilka rad i całą listę eliksirów razem z dawkami oraz czasem podania. W gruncie rzeczy to było to mniejsze zło. Wolała łykać przez jakiś czas herbaty zakrapiane magicznymi specyfikami, niż po raz kolejny doświadczać modyfikacji pamięci za pomocą zaklęć. Bardzo wierzyła w to, że przebywanie przy Charlusie i wysłuchiwanie jego opowieści o ich małżeństwie, pomoże jej odzyskać dawną harmonię.
Gdy odnalazła właściwy gabinet, zapukała do niego niepewnie i rozejrzała się po korytarzu. Daleko do niego w końcu nie miała. Oby ta wizyta nie była długa. Pragnęła legnąć na kanapie z kubkiem gorącej herbaty.
Gość
Gość
Rozległo się pukanie, a ja podskoczyłam zaskoczona. Nikt nigdy nie szanował tu naszej prywatności. Wszyscy wparowywali do gabinetu, wrzeszcząc całą listę eliksirów, a gdy skończyli, wybiegali i trzaskali drzwiami. Odłożyłam pióro na biurko, zastanawiając się, czy nikt nie przyszedł sprawdzić porządku i poprawności moich zapisków, a nawet wydawanych eliksirów. Ostrożnie otworzyłam drzwi, próbując trzymać emocje na wodzy. A co jeśli to naprawdę kontrola? Uśmiechnęłam się na widok drobnej brunetki, wpuszczając ją od razu do środka.
- Sykes, zapraszam, zapraszam - przedstawiłam się ciepłym głosem. Kobietę mogła przerazić na wszechogarniająca ciemność, rozjaśniania jedynie zapachowymi świecami. Cały czas próbowałam zabić odór niektórych składników eliksirów. Schowałam kosmyk włosów za ucho, prowadząc Dorea do fotela - Co potrzeba, moja droga? - spytałam, uważnie się jej przyglądając. Nie wiedziałam w zasadzie, z jakiego działu jest ani co jej dolega. Od razu chciałam jej pomóc, czując tę dziwną wieź między pacjentami. Jakbym odczuwała ich ból, smutek. Szybko musiałam temu zaradzić, więc uśmiechnęłam się jeszcze ciepło, czekając na odpowiedź.
- Sykes, zapraszam, zapraszam - przedstawiłam się ciepłym głosem. Kobietę mogła przerazić na wszechogarniająca ciemność, rozjaśniania jedynie zapachowymi świecami. Cały czas próbowałam zabić odór niektórych składników eliksirów. Schowałam kosmyk włosów za ucho, prowadząc Dorea do fotela - Co potrzeba, moja droga? - spytałam, uważnie się jej przyglądając. Nie wiedziałam w zasadzie, z jakiego działu jest ani co jej dolega. Od razu chciałam jej pomóc, czując tę dziwną wieź między pacjentami. Jakbym odczuwała ich ból, smutek. Szybko musiałam temu zaradzić, więc uśmiechnęłam się jeszcze ciepło, czekając na odpowiedź.
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdy tylko drzwi się otworzyły, Doreę uderzyła mieszanka przeróżnych, aromatycznych składników eliksirów i zapach palonego wosku, który zdawał się być czymś nakrapiany. Kwiatowy aromat? Jakieś owoce? Ktoś najwyraźniej chciał przytłumić nieprzyjemny zapach pracy, jaka znajdowała się w jego gabinecie.
Na jej ustach zatańczył lekki uśmiech, gdy zobaczyła, że ma ją obsłużyć kobieta. Im bardziej ufała.
- Dorea Potter - przedstawiła się, wchodząc do środka i patrząc przy tym pod nogi, by czasami nie wywinąć orła na wstępie. - Byłam kilka minut temu na spotkaniu z magipsychiatrą, przepisał mi eliksiry i pomyślałam, że może znajdę alchemika, który będzie w stanie mi je zrobić na miejscu...
Rozejrzała się ostrożnie. Na Merlina, jak ta drobna kobietka widziała w tych ciemnościach?! Z jednej strony świece ogrzewały ten sterylny pokój swoim światłem, ale z drugiej nadawały mu nieco... upiornego wyglądu.
- Oh, proszę, recepta. Eliksir słodkiego snu i eliksir uspokajający - powiedziała, wyciągając w kierunku panienki Sykes świstek papieru zapisany pismem Avery'ego.
Miała nadzieję, że kobieta jednak ma czas i Dorea wyjdzie stąd z odpowiednimi buteleczkami w rękach.
Na jej ustach zatańczył lekki uśmiech, gdy zobaczyła, że ma ją obsłużyć kobieta. Im bardziej ufała.
- Dorea Potter - przedstawiła się, wchodząc do środka i patrząc przy tym pod nogi, by czasami nie wywinąć orła na wstępie. - Byłam kilka minut temu na spotkaniu z magipsychiatrą, przepisał mi eliksiry i pomyślałam, że może znajdę alchemika, który będzie w stanie mi je zrobić na miejscu...
Rozejrzała się ostrożnie. Na Merlina, jak ta drobna kobietka widziała w tych ciemnościach?! Z jednej strony świece ogrzewały ten sterylny pokój swoim światłem, ale z drugiej nadawały mu nieco... upiornego wyglądu.
- Oh, proszę, recepta. Eliksir słodkiego snu i eliksir uspokajający - powiedziała, wyciągając w kierunku panienki Sykes świstek papieru zapisany pismem Avery'ego.
Miała nadzieję, że kobieta jednak ma czas i Dorea wyjdzie stąd z odpowiednimi buteleczkami w rękach.
Gość
Gość
Gdy kobieta się przedstawiła, wcale jej nie kojarzyłam. Nic nie szkodzi! Najpierw trzeba poznać nieznajomego, żeby się z nim zaprzyjaźnić. Z ciepłym uśmiechem na twarzy uścisnęłam jej dłoń. Nie chciałam, żeby czuła się tu upiornie. Gdybym mogła, to ciągle przejmowałabym tu gości i częstowała każdego herbatą i ciasteczkami. Zapach cynamonu z jabłkiem wirował wraz z dymem świeczki. Dziękowałam, że w końcu znalazłam taką firmę, która jest w stanie zabić odór każdego nieprzyjemnego składnika.
- Jesteś w dobrych rękach - zapewniłam ją, obchodząc bulgoczące kociołki, żeby stanąć trochę bliżej Dorea. - Inni kazaliby przyjść dopiero za tydzień, ale spokojnie, ja już coś wynajdę - powiedziałam, przeglądając swoje gablotki. Zazwyczaj tak popularne eliksiry trzymałam już we fiolkach. Czasami śmiałam się z Uzdrowicielami, że powinniśmy otworzyć produkcję masową. Każdy alchemik powinien mieć uruchomione po jednym kociołku z eliksiru słodkiego snu i uspakajającego.
- Masz ochotę na ciasteczko? Piekłam dzisiaj rano, jest dużo czekolady na pewno poprawi humor - spytałam przyjaźnie, wskazując na srebrną tacę małych babeczek z kremem. Seth, dziecko, którym się opiekowałam je wprost uwielbiał. Często robiłam je rano, a potem częstowałam go, gdy był grzeczny i wykonał zadanie domowe. Bez przesady oczywiście, nie kazałam mu już siedzieć z księgami, ale czasami prosiłam, aby poopowiadał mi, co powinno się robić przy stole albo jak powinien się zachowywać, gdy mamusia ma gości. To był złoty chłopak. Przejrzałam wszystkie gablotki i cmoknęłam niezadowolona. - Nie mam gotowego, ale poczekasz dosłownie chwilkę to dostaniesz świeżą porcję, spieszysz się gdzieś? Musiałby tylko trochę wystygnąć - spojrzałam sugestywnie na dwa dymiące kociołki.
- Jesteś w dobrych rękach - zapewniłam ją, obchodząc bulgoczące kociołki, żeby stanąć trochę bliżej Dorea. - Inni kazaliby przyjść dopiero za tydzień, ale spokojnie, ja już coś wynajdę - powiedziałam, przeglądając swoje gablotki. Zazwyczaj tak popularne eliksiry trzymałam już we fiolkach. Czasami śmiałam się z Uzdrowicielami, że powinniśmy otworzyć produkcję masową. Każdy alchemik powinien mieć uruchomione po jednym kociołku z eliksiru słodkiego snu i uspakajającego.
- Masz ochotę na ciasteczko? Piekłam dzisiaj rano, jest dużo czekolady na pewno poprawi humor - spytałam przyjaźnie, wskazując na srebrną tacę małych babeczek z kremem. Seth, dziecko, którym się opiekowałam je wprost uwielbiał. Często robiłam je rano, a potem częstowałam go, gdy był grzeczny i wykonał zadanie domowe. Bez przesady oczywiście, nie kazałam mu już siedzieć z księgami, ale czasami prosiłam, aby poopowiadał mi, co powinno się robić przy stole albo jak powinien się zachowywać, gdy mamusia ma gości. To był złoty chłopak. Przejrzałam wszystkie gablotki i cmoknęłam niezadowolona. - Nie mam gotowego, ale poczekasz dosłownie chwilkę to dostaniesz świeżą porcję, spieszysz się gdzieś? Musiałby tylko trochę wystygnąć - spojrzałam sugestywnie na dwa dymiące kociołki.
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dobrze było zobaczyć przyjaźnie wyglądającą twarz po pełnej powagi i grzecznych uwag rozmowie z magipsychiatrą. Aromat unoszący się z zapachowych świec kojarzył jej się ze świętami, z kominkiem, w którym tańczyły języki ognia, z ciepłym kocem na plecach, wieloma kolorowymi poduszkami rozłożonymi na podłodze i z kubkiem grzanego wina z aromatycznymi przyprawami.
- Tak sądzisz? - weszła nieco głębiej, rozglądając się. Gdy zaproponowała jej fotel, usiadła na nim, kiwając przy tym głową, jako niemą zgodę na ciasteczko. - Na razie mam za sobą pierwsze spotkanie z tym lekarzem, więc nie chciałabym wydawać osądu.
Zerknęła w bok, na tacę, która zajęta była przez babeczki z kremem. Ostatnio sporo czasu spędzała w kuchni. To było jedyne miejsce w domu, które, dzięki przeróżnym, naturalnym odgłosom płynącym z obijania się o siebie garnków, bulgoczącej w czajniku wody, dzwonienia łyżeczki od brzegi kubka, potrafiło zająć myśli Dorei na wystarczająco długi czas. Może też spróbowałaby upiec takie babeczki? Nie mogły być przecież trudne, prawda?
Wzięła jedną do dłoni, odpakowała jeden brzeg z papierka i odgryzła niewielki kęs. Uniosła brwi, uśmiechając się przy tym, gdy przełknęła.
- Pyszna - wydawała jednoznaczny osąd, po czym kontynuowała w zgoła innym temacie. - Oczywiście, poczekam. Na razie nigdzie mi się nie spieszy. Ile zapłacę za oba eliksiry?
- Tak sądzisz? - weszła nieco głębiej, rozglądając się. Gdy zaproponowała jej fotel, usiadła na nim, kiwając przy tym głową, jako niemą zgodę na ciasteczko. - Na razie mam za sobą pierwsze spotkanie z tym lekarzem, więc nie chciałabym wydawać osądu.
Zerknęła w bok, na tacę, która zajęta była przez babeczki z kremem. Ostatnio sporo czasu spędzała w kuchni. To było jedyne miejsce w domu, które, dzięki przeróżnym, naturalnym odgłosom płynącym z obijania się o siebie garnków, bulgoczącej w czajniku wody, dzwonienia łyżeczki od brzegi kubka, potrafiło zająć myśli Dorei na wystarczająco długi czas. Może też spróbowałaby upiec takie babeczki? Nie mogły być przecież trudne, prawda?
Wzięła jedną do dłoni, odpakowała jeden brzeg z papierka i odgryzła niewielki kęs. Uniosła brwi, uśmiechając się przy tym, gdy przełknęła.
- Pyszna - wydawała jednoznaczny osąd, po czym kontynuowała w zgoła innym temacie. - Oczywiście, poczekam. Na razie nigdzie mi się nie spieszy. Ile zapłacę za oba eliksiry?
Gość
Gość
Nie chciałam nigdy mówić źle na jakiegoś Uzdrowiciela, ale czasami miałam wrażenie, że gdyby pan Avery dał komuś więcej ciepła, pacjenci zdecydowanie lepiej by się czuli. Chodziłam od kociołka do kociołka, sprawdzając, który z nich jest już na tyle zimny, aby przelać go do fiolki. Zawsze cieszyłam się jak pacjenci do mnie przychodzili zamiast Uzdrowicieli. Mogłam dzięki temu łapać z nimi lepszy kontakt. Angażować się jeszcze mocniej w swoją pracę. Personel medyczny dyktował mi eliksiry jakby oznajmiał, o której przyjedzie pociąg, a ja chciałam znać tę drugą stronę medalu. Poznać człowieka, który potrzebuje ukojenia, spokoju.
- Do Szpitala nie dostają się Uzdrowiciele, którzy nie mają tego czegoś. Musisz mu zaufać – chciałam powiedzieć „to dobry człowiek”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie potrafiłam okłamać pacjentki, ale z drugiej strony nie znałam dobrze pana Avery’ego, więc prędko ugryzłam się w język. Weszłam na drabinę, patrząc na najwyższe półki. Nie schodząc z podwyższenia, przechodziłam do kolejnych regałów. Właśnie tego nauczyła mnie bibliotekarka w Hogwarcie. Powinnam dopisać to sobie do doświadczenia. Sięgnęłam po fiolkę, krzycząc w triumfie.
- Nie specjalizuje się w magipsychitryce, ale robiłam jeszcze niedawno eliksir wzmacniający. Ledwo zdążył dojrzeć, ale ma piękną turkusową barwę, czyż nie? Dam Ci naprawdę malutką fioleczkę, bo nie powinnam… Ale w najgorszych momentach, gdy wypijesz jego dosłownie łyczek, będziesz czuła się o wiele lepiej. Tylko niech to zostanie między nami. – dodałam cicho i prędko. Z dużej butli przelałam trochę zawartości do malutkiej fiołeczki. Wiedziałam, że taka ilość nie zrobi jej krzywdy, ale z drugiej strony, nie powinnam się sama rządzić. Och, ale chciałam, żeby poczuła się jak najlepiej! – Tylko pamiętaj, maksimum to raz dziennie! – prędko zapisałam dawkowanie oraz nazwę na karteczkę, którą przyczepiłam do naczynia. Nie dodałam tam swojego nazwiska, w razie czego jakby ktoś to znalazł. Chociaż wszyscy wiedzieli, że tylko ja używam fioletowego atramentu. Ach niech mnie to.
- Bardzo się cieszę! – rzuciłam ciepło, gdy spróbowała moich babeczek z kremem – Jak chcesz, mogę wysłać przepis, jest trywialny – odstawiłam drabinę na swoje miejsce i znów zerknęłam na kociołki – Jeszcze chwilka, dosłownie dwie minutki – nie wiedziałam, czy mówię do siebie czy do pacjentki. Złapałam niesforny, falowany kosmyk włosów i pospiesznie wsadziłam go za ucho – Och, cenę poznasz w recepcji, my nie przyjmujemy opłat za eliksiry, oczywiście próbka eliksiru wzmacniającego jest na mój koszt, nawet nie wspominaj, że go masz. Prędko, schowaj go – poradziłam jakby ktoś wszedł i zaczął nas sprawdzać.
- Do Szpitala nie dostają się Uzdrowiciele, którzy nie mają tego czegoś. Musisz mu zaufać – chciałam powiedzieć „to dobry człowiek”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie potrafiłam okłamać pacjentki, ale z drugiej strony nie znałam dobrze pana Avery’ego, więc prędko ugryzłam się w język. Weszłam na drabinę, patrząc na najwyższe półki. Nie schodząc z podwyższenia, przechodziłam do kolejnych regałów. Właśnie tego nauczyła mnie bibliotekarka w Hogwarcie. Powinnam dopisać to sobie do doświadczenia. Sięgnęłam po fiolkę, krzycząc w triumfie.
- Nie specjalizuje się w magipsychitryce, ale robiłam jeszcze niedawno eliksir wzmacniający. Ledwo zdążył dojrzeć, ale ma piękną turkusową barwę, czyż nie? Dam Ci naprawdę malutką fioleczkę, bo nie powinnam… Ale w najgorszych momentach, gdy wypijesz jego dosłownie łyczek, będziesz czuła się o wiele lepiej. Tylko niech to zostanie między nami. – dodałam cicho i prędko. Z dużej butli przelałam trochę zawartości do malutkiej fiołeczki. Wiedziałam, że taka ilość nie zrobi jej krzywdy, ale z drugiej strony, nie powinnam się sama rządzić. Och, ale chciałam, żeby poczuła się jak najlepiej! – Tylko pamiętaj, maksimum to raz dziennie! – prędko zapisałam dawkowanie oraz nazwę na karteczkę, którą przyczepiłam do naczynia. Nie dodałam tam swojego nazwiska, w razie czego jakby ktoś to znalazł. Chociaż wszyscy wiedzieli, że tylko ja używam fioletowego atramentu. Ach niech mnie to.
- Bardzo się cieszę! – rzuciłam ciepło, gdy spróbowała moich babeczek z kremem – Jak chcesz, mogę wysłać przepis, jest trywialny – odstawiłam drabinę na swoje miejsce i znów zerknęłam na kociołki – Jeszcze chwilka, dosłownie dwie minutki – nie wiedziałam, czy mówię do siebie czy do pacjentki. Złapałam niesforny, falowany kosmyk włosów i pospiesznie wsadziłam go za ucho – Och, cenę poznasz w recepcji, my nie przyjmujemy opłat za eliksiry, oczywiście próbka eliksiru wzmacniającego jest na mój koszt, nawet nie wspominaj, że go masz. Prędko, schowaj go – poradziłam jakby ktoś wszedł i zaczął nas sprawdzać.
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Musisz mu zaufać. Łatwo jej było mówić. Ot tak nie da się zbudowania zaufania z osobą, którą spotyka się po raz pierwszy w życiu i w dodatku trzeba opowiedzieć jej o swoich demonach przeszłości, skrzętnie ukrytych w skrzyni swojego serca. Jedynie dobrze użyte słowo w tym zdaniu to "musisz". Bo faktycznie musiała mu chociaż odrobinę zaufać, by terapia dała pozytywne skutki.
Obserwowała poczynania dziewczyny, w skrytości swoich myśli analizując całą tę sytuację. Miała ochotę pójść do kogoś, kto rozwieje jej wątpliwości na cztery strony świata i nie powie, że zbzikowała i teraz po prostu musi wyzdrowieć.
Uśmiechnęła się lekko, kończąc powoli jedzenie babeczki. Nie lubiła eliksirów, chociaż należała do domu Węża, który właśnie w nich się specjalizował. Nie rozumiała formuł, które czytała, nie rozumiała kolorów, które eliksiry uzyskiwały pod koniec ich warzenia. Wszystko jakoś tak... uchodziło jej płazem. Nawet końcowe egzaminy, na których musiała zdawać ten nieszczęsny przedmiot, by dostać się na kurs aurorski.
Uniosła brwi w geście zaskoczenia.
- Dziękuję... właściwie to chciałam się po niego zgłosić, bo ten, który przepisała mi pani Vanity, już się skończył, ale ciągle o tym zapominałam. - wzięła do ręki fiolkę z karteczką, by dobrze im się przyjrzeć. - Dziękuję jeszcze raz.
Odstawiła ten mały komplet na stolik i odetchnęła. Zapach jabłek i cynamonu nieco gryzł ją w nos.
- Jeśli to nie jest tajemnica, to poproszę! - uśmiechnęła się łagodnie. - Może nie jestem aż takim beztalenciem kulinarnym i uda mi się je upiec mężowi...
Charlus był jednak łakomczuchem i pewnie zjadłby je nawet, gdyby się spaliły!
- Ah, w porządku. - zachichotała i spakowała od razu eliksir do torebki. - Wydaje mi się, że jesteś alchemiczką z powołania. Jeszcze nigdy nie miałam styczności z tak energiczną osobą, jak ty!
Obserwowała poczynania dziewczyny, w skrytości swoich myśli analizując całą tę sytuację. Miała ochotę pójść do kogoś, kto rozwieje jej wątpliwości na cztery strony świata i nie powie, że zbzikowała i teraz po prostu musi wyzdrowieć.
Uśmiechnęła się lekko, kończąc powoli jedzenie babeczki. Nie lubiła eliksirów, chociaż należała do domu Węża, który właśnie w nich się specjalizował. Nie rozumiała formuł, które czytała, nie rozumiała kolorów, które eliksiry uzyskiwały pod koniec ich warzenia. Wszystko jakoś tak... uchodziło jej płazem. Nawet końcowe egzaminy, na których musiała zdawać ten nieszczęsny przedmiot, by dostać się na kurs aurorski.
Uniosła brwi w geście zaskoczenia.
- Dziękuję... właściwie to chciałam się po niego zgłosić, bo ten, który przepisała mi pani Vanity, już się skończył, ale ciągle o tym zapominałam. - wzięła do ręki fiolkę z karteczką, by dobrze im się przyjrzeć. - Dziękuję jeszcze raz.
Odstawiła ten mały komplet na stolik i odetchnęła. Zapach jabłek i cynamonu nieco gryzł ją w nos.
- Jeśli to nie jest tajemnica, to poproszę! - uśmiechnęła się łagodnie. - Może nie jestem aż takim beztalenciem kulinarnym i uda mi się je upiec mężowi...
Charlus był jednak łakomczuchem i pewnie zjadłby je nawet, gdyby się spaliły!
- Ah, w porządku. - zachichotała i spakowała od razu eliksir do torebki. - Wydaje mi się, że jesteś alchemiczką z powołania. Jeszcze nigdy nie miałam styczności z tak energiczną osobą, jak ty!
Gość
Gość
Nie potrafiłam jej powiedzieć, że każdy Uzdrowiciel jest specyficzny. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy Samael jej pomoże. Już czułam, że nie mogę powiedzieć na niego ani jednego złego słowa. Miałam ochotę ją przytulić i powiedzieć, że zaufanie przyjdzie z czasem. A ja już zadbam o to, żeby teraźniejszość nie dała stłamsić się przeszłości. Nie potrafiłam jej rozszyfrować, ale chciałam zarazić tym swoim ciepłem i uśmiechem. Nie mogłam pozwolić, żeby wyszła niezadowolona!
- Kochanie, głowa do góry, te eliksiry pozwolą ci naprawdę wypocząć, poczujesz się o wiele lepiej – dotknęłam jej ramienia, gdy zeskakiwałam z drabiny. Nie wiedziałam, czy mogę ją przytulić, ale chciałam obdarować panią Potter tym jednym, delikatnym gestem, który czasami wyraża więcej niż pokrzepiające słowa.
- Och, nie ma sprawy. Tylko nie zapomnij mnie odwiedzać, będzie mi przykro jak zastąpisz mnie, swoimi własnymi babeczkami – puściłam jej oczko, a następnie chwyciłam pergamin. Ponownie fioletowym atramentem zaczęłam wypisywać składniki i krok po kroku, co powinna zrobić, aby otrzymać takie wyśmienite ciastka. Eliksiry zawsze kojarzyły mi się z kuchnią, nie potrafiłam wręcz tego rozdzielić. Często piekłam coś, a w kociołku robiłam kolejny wywar. To stało się już częścią mnie. Nie było dnia, w którym miedziany kociołek stałby pusty.
- Och, to nic wielkiego, nie mogę dać ci większej fiolki, ale jak ci się skończy, to mogę dawać próbki, jeśli uzdrowiciel ci tego nie wypisze. W końcu nikt nie powiedział, ile mogę ich dać na głowę, prawda? – odpowiedziałam radośnie, kończąc swoją wypowiedź głośnym klaśnięciem. Przepis zawinęłam w rulonik i podałam go Dorci. Wstałam z krzesełka, krytycznie zerkając na eliksiry. Tak, tak, obydwa były gotowe. Zerkając jeszcze raz na receptę, dobrałam odpowiednią fiolkę . Opisałam wszystko ponownie z dawkowaniem i własnym nazwiskiem na każdej buteleczce. – Tak żeby nie wyleciało ci to z głowy – dodałam prędko, wręczając jej kolejne fiolki. Dygnęłam , słysząc komplement z jej ust – Ach, nawet nie wiesz, jak mnie to uszczęśliwia! Jakby się coś działo, nie bój się do mnie podejść, może wcisnę cię nawet między pacjentów Avery’ego, a jak nie, to sama służę rozmową i wyśmienitym ciastem, prawda, że chociaż trochę ci jest lepiej od tych babeczek? Och, czekolada jest najlepsza na wszystko
- Kochanie, głowa do góry, te eliksiry pozwolą ci naprawdę wypocząć, poczujesz się o wiele lepiej – dotknęłam jej ramienia, gdy zeskakiwałam z drabiny. Nie wiedziałam, czy mogę ją przytulić, ale chciałam obdarować panią Potter tym jednym, delikatnym gestem, który czasami wyraża więcej niż pokrzepiające słowa.
- Och, nie ma sprawy. Tylko nie zapomnij mnie odwiedzać, będzie mi przykro jak zastąpisz mnie, swoimi własnymi babeczkami – puściłam jej oczko, a następnie chwyciłam pergamin. Ponownie fioletowym atramentem zaczęłam wypisywać składniki i krok po kroku, co powinna zrobić, aby otrzymać takie wyśmienite ciastka. Eliksiry zawsze kojarzyły mi się z kuchnią, nie potrafiłam wręcz tego rozdzielić. Często piekłam coś, a w kociołku robiłam kolejny wywar. To stało się już częścią mnie. Nie było dnia, w którym miedziany kociołek stałby pusty.
- Och, to nic wielkiego, nie mogę dać ci większej fiolki, ale jak ci się skończy, to mogę dawać próbki, jeśli uzdrowiciel ci tego nie wypisze. W końcu nikt nie powiedział, ile mogę ich dać na głowę, prawda? – odpowiedziałam radośnie, kończąc swoją wypowiedź głośnym klaśnięciem. Przepis zawinęłam w rulonik i podałam go Dorci. Wstałam z krzesełka, krytycznie zerkając na eliksiry. Tak, tak, obydwa były gotowe. Zerkając jeszcze raz na receptę, dobrałam odpowiednią fiolkę . Opisałam wszystko ponownie z dawkowaniem i własnym nazwiskiem na każdej buteleczce. – Tak żeby nie wyleciało ci to z głowy – dodałam prędko, wręczając jej kolejne fiolki. Dygnęłam , słysząc komplement z jej ust – Ach, nawet nie wiesz, jak mnie to uszczęśliwia! Jakby się coś działo, nie bój się do mnie podejść, może wcisnę cię nawet między pacjentów Avery’ego, a jak nie, to sama służę rozmową i wyśmienitym ciastem, prawda, że chociaż trochę ci jest lepiej od tych babeczek? Och, czekolada jest najlepsza na wszystko
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uciekało z niej to gęste powietrze, którego się nałykała w gabinecie Avery'ego. Niemal czuła tę pozytywną energię, którą Eilis chciała jej przekazać. Wyglądała na młodą, niedoświadczoną jeszcze przez życie, ale za to z pasją, która zdawała się powoli sięgać chmur.
- Spróbuję cię kiedyś jeszcze odwiedzić. Może za dwa tygodnie? Mam już umówioną wizytę z magipsychiatrą, więc wydaje mi się, że to całkiem dobry moment. - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach.
Patrzyła nią, wirującą w tańcu między fiolkami, śmiejącą się do niej i okazującą taką szczerość. Widziała w niej trochę siebie, jeszcze zanim została porwana, zanim przyjęła oświadczyny Charlusa. To był ten szalony czas pokazywania, że jest się najlepszym aurorem w Ministerstwie, ten szalony czas, gdy biegała po ulicach Londynu z Crispinem i Samuelem, gdy razem w trójkę naprawili zepsucie, jakie powoli szerzyło się w świecie czarodziejów. Też była wtedy pełna energii, pełna pasji do pracy, jaką wykonywała.
Wstała z fotela, pakując powoli i ostrożnie wszystkie flakoniki do torebki. Miała nadzieje, że nie ucierpią w czasie teleportacji, bo miała zamiar odwiedzić jeszcze jedną osobę, nim ten dzień dobiegnie końca.
- Dziękuję ci za wszystko, Eilis. Za czekoladę, która pomogła, za fiolki, które, mimo, że są odrobinę nielegalne - puściła jej przyjazne oczko. - na pewno mi pomogą wrócić do pełni zdrowia. I za ciepłe słowa. Potrzebowałam ich. Dziękuję... i do zobaczenia, może i niedługo.
Posłała jej ostatni, ciepły uśmiech i wyszła z jej pracowni, ostatni raz wdychając zapach jabłek z cynamonem.
| zt x2
- Spróbuję cię kiedyś jeszcze odwiedzić. Może za dwa tygodnie? Mam już umówioną wizytę z magipsychiatrą, więc wydaje mi się, że to całkiem dobry moment. - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach.
Patrzyła nią, wirującą w tańcu między fiolkami, śmiejącą się do niej i okazującą taką szczerość. Widziała w niej trochę siebie, jeszcze zanim została porwana, zanim przyjęła oświadczyny Charlusa. To był ten szalony czas pokazywania, że jest się najlepszym aurorem w Ministerstwie, ten szalony czas, gdy biegała po ulicach Londynu z Crispinem i Samuelem, gdy razem w trójkę naprawili zepsucie, jakie powoli szerzyło się w świecie czarodziejów. Też była wtedy pełna energii, pełna pasji do pracy, jaką wykonywała.
Wstała z fotela, pakując powoli i ostrożnie wszystkie flakoniki do torebki. Miała nadzieje, że nie ucierpią w czasie teleportacji, bo miała zamiar odwiedzić jeszcze jedną osobę, nim ten dzień dobiegnie końca.
- Dziękuję ci za wszystko, Eilis. Za czekoladę, która pomogła, za fiolki, które, mimo, że są odrobinę nielegalne - puściła jej przyjazne oczko. - na pewno mi pomogą wrócić do pełni zdrowia. I za ciepłe słowa. Potrzebowałam ich. Dziękuję... i do zobaczenia, może i niedługo.
Posłała jej ostatni, ciepły uśmiech i wyszła z jej pracowni, ostatni raz wdychając zapach jabłek z cynamonem.
| zt x2
Gość
Gość
Kochałam swoją pracę nie tylko ze względu na to, że mogłam przelać wszystkie swoje myśli na papier, legalnie obrażać ludzi, niszczyć im życie, a przy tym się dobrze bawić, ale przede wszystkim dlatego, że jeszcze mi za to płacili. Im większą aferę wywołałam - ja lub któryś z moich kolegów z redakcji - i im większe zamieszanie powstało z tego powodu, tym większe pochwały zbierałam od swoich przełożonych, a wizja awansu i stałego zatrudnienia stawała się coraz bardziej wyraźna. Niemałą furorę zrobił tekst o tej półwili-zołzie, która tak bezczelnie potraktowała mnie na Festiwalu Miłości, a której odwdzięczyłam się z nawiązką w swoim tekście. Jej biedny mąż najwyraźniej w końcu zrozumiał, jaką zrzędliwą wywłokę wziął pod swój dach, bo z tego wszystkiego postanowił kopnąć w kalendarz, niż żyć z nią dalej. Pewnie ten ich cały syn również nie był niego. Och, tak, tak, plotki mają bardzo potężną moc i trzeba umieć się z nimi prawidłowo obchodzić; wiedzieć, gdzie i kiedy zaatakować i jak dopiec, by bolało najbardziej. Czymże było wyświechtane Crucio w obliczu społecznego ostracyzmu i wygnania?
Nie zamierzałam zostawić sprawy niedokończonej. Nie udało mi się co prawda wejść na stypę, a ceremonia pogrzebowa niezbyt mnie interesowała, więc kwestia tego, co się wydarzyło na tej ponurej uroczystości, pozostawała wciąż otwarta. Musiałam więc dowiedzieć się wszystkiego - najlepiej z pierwszej ręki - a któż nadawał się lepiej, niż ta dziewczyna od Naifehów, która opiekowała się ich synem? Panna Sykes, jeśli mnie pamięć nie myliła. Nie miałam pewności, czy jedynie sobie u nich dorabia, czy łączą ją z Naifehami (a raczej z panią Naifeh) jakieś rodzinne więzy, ale nie było trudno się dowiedzieć, gdzie na co dzień pracuje. Jak i nie było trudno przejść się kilka przecznic z redakcji Czarownicy do Świętego Munga, wejść na odpowiednie piętro, zapukać do właściwych drzwi i wślizgnąć się do środka. Prosta, niepozorna dziewczyna taka jak ja nie miała z tym najmniejszych problemów.
- Dzień dobry - powiedziałam chwilę po tym, jak moja głowa znalazła się za progiem, a oczy bystro rozejrzały się po pomieszczeniu. Alchemiczne odczynniki i inne magiczne składniki wydzielały dziwny zapach, ale na szczęście nie był on nieprzyjemny dla nosa i dało się tu wytrzymać trochę dłużej niż dwa wdechy. - Czy mam przyjemność z panną Sykes? - zapytałam, mierząc uważnym spojrzeniem znajdującą się w środku dziewczynę... a może już kobietę? Wyglądała na mniej więcej mój wiek, ale cóż, alchemiczki mają to do siebie, że potrafią się odmładzać odpowiednimi eliksirami...
Nie zamierzałam zostawić sprawy niedokończonej. Nie udało mi się co prawda wejść na stypę, a ceremonia pogrzebowa niezbyt mnie interesowała, więc kwestia tego, co się wydarzyło na tej ponurej uroczystości, pozostawała wciąż otwarta. Musiałam więc dowiedzieć się wszystkiego - najlepiej z pierwszej ręki - a któż nadawał się lepiej, niż ta dziewczyna od Naifehów, która opiekowała się ich synem? Panna Sykes, jeśli mnie pamięć nie myliła. Nie miałam pewności, czy jedynie sobie u nich dorabia, czy łączą ją z Naifehami (a raczej z panią Naifeh) jakieś rodzinne więzy, ale nie było trudno się dowiedzieć, gdzie na co dzień pracuje. Jak i nie było trudno przejść się kilka przecznic z redakcji Czarownicy do Świętego Munga, wejść na odpowiednie piętro, zapukać do właściwych drzwi i wślizgnąć się do środka. Prosta, niepozorna dziewczyna taka jak ja nie miała z tym najmniejszych problemów.
- Dzień dobry - powiedziałam chwilę po tym, jak moja głowa znalazła się za progiem, a oczy bystro rozejrzały się po pomieszczeniu. Alchemiczne odczynniki i inne magiczne składniki wydzielały dziwny zapach, ale na szczęście nie był on nieprzyjemny dla nosa i dało się tu wytrzymać trochę dłużej niż dwa wdechy. - Czy mam przyjemność z panną Sykes? - zapytałam, mierząc uważnym spojrzeniem znajdującą się w środku dziewczynę... a może już kobietę? Wyglądała na mniej więcej mój wiek, ale cóż, alchemiczki mają to do siebie, że potrafią się odmładzać odpowiednimi eliksirami...
Gość
Gość
11.09.1955
Martwiłam się Charliem po pogrzebie bardziej niż kiedykolwiek. Sama nie miałam siły już piec, a wszystkie pozytywne myśli odlatywały w nieznane, gdy słyszałam jak malec płakał w nocy. Nawet liczba filiżanek po kawie do umycia zmniejszyła o co najmniej połowę. Nieobecność Zaima dawała mi się we znaki, a co dopiero Harriett czy Sethowi. Odliczałam każdą godzinę do końca pracy, ale starałam się nie okazywać jak mój zapał ewidentnie zmalał. Chociaż nie miałam ciast przygotowanych dla każdego pacjenta, który przekroczył drzwi pracowni, nadal witałam ich z udawanych entuzjazmem. Dzięki pracy nie skupiałam się cały czas na tragedii, która dotknęła domowników.
Próbowałam się trzymać, żeby pokazać przede wszystkim Charliemu, że ma moje wsparcie. Udawałam silną, ale brałam wszystko do siebie, chowając pod grubymi oparami eliksirów. Teraz robiłam ich jeszcze więcej, próbując skupić się na pracy. Robiłam jeszcze więcej fiolek, wypełniając pomieszczenie ciepłem. Nawet jeśli nie będę zbyt wylewa, to może te zapachy ugoszczą pacjenta. Teoretycznie nie musiałam nikogo przyjmować. Wszyscy przynosili mi tylko zlecenia, lecz nie miałam obowiązku nikogo wpuszczać. Mimo wszystko opary pachniały zbyt dobrze, więc uchyliłam drzwi, zapewniając chociaż minimalną cyrkulację powietrza. Pukanie spowodowało, że podskoczyłam gwałtownie ze strachu. Nim zdążyłam się obrócić już ktoś stał w drzwiach. Wydawała się być w moim wieku, lecz nie kojarzyłam jej ze szkoły.
- Och, kochana, jak potrzebujesz jakieś eliksiry pójdź piętro wyżej – powiedziałam sympatycznie, wychodząc z kłębu dymu. Kaszlałam przez chwilę, prędko zaplotłam włosy warkocz, żeby nie zamoczyły się w jednym z kociołków. Zdziwiłam się, że ktoś zna moje nazwisko, zwykle ludzie wchodzili, pokazywali mi receptę, a ja próbowałam ich zagadać rozmową. Wytarłam dłonie o fartuszek, zainteresowana przenosząc na nią swój wzrok.
- Tak, coś się stało? – spytałam. W zasadzie tylko Uzdrowiciel Avery polecał mnie pacjentom i za każdym razem jak mówiłam, że powinni skierować się do alchemika z danego oddziału, to opowiadali mi swoją historię i nie miałam serca ich już wygonić.
Martwiłam się Charliem po pogrzebie bardziej niż kiedykolwiek. Sama nie miałam siły już piec, a wszystkie pozytywne myśli odlatywały w nieznane, gdy słyszałam jak malec płakał w nocy. Nawet liczba filiżanek po kawie do umycia zmniejszyła o co najmniej połowę. Nieobecność Zaima dawała mi się we znaki, a co dopiero Harriett czy Sethowi. Odliczałam każdą godzinę do końca pracy, ale starałam się nie okazywać jak mój zapał ewidentnie zmalał. Chociaż nie miałam ciast przygotowanych dla każdego pacjenta, który przekroczył drzwi pracowni, nadal witałam ich z udawanych entuzjazmem. Dzięki pracy nie skupiałam się cały czas na tragedii, która dotknęła domowników.
Próbowałam się trzymać, żeby pokazać przede wszystkim Charliemu, że ma moje wsparcie. Udawałam silną, ale brałam wszystko do siebie, chowając pod grubymi oparami eliksirów. Teraz robiłam ich jeszcze więcej, próbując skupić się na pracy. Robiłam jeszcze więcej fiolek, wypełniając pomieszczenie ciepłem. Nawet jeśli nie będę zbyt wylewa, to może te zapachy ugoszczą pacjenta. Teoretycznie nie musiałam nikogo przyjmować. Wszyscy przynosili mi tylko zlecenia, lecz nie miałam obowiązku nikogo wpuszczać. Mimo wszystko opary pachniały zbyt dobrze, więc uchyliłam drzwi, zapewniając chociaż minimalną cyrkulację powietrza. Pukanie spowodowało, że podskoczyłam gwałtownie ze strachu. Nim zdążyłam się obrócić już ktoś stał w drzwiach. Wydawała się być w moim wieku, lecz nie kojarzyłam jej ze szkoły.
- Och, kochana, jak potrzebujesz jakieś eliksiry pójdź piętro wyżej – powiedziałam sympatycznie, wychodząc z kłębu dymu. Kaszlałam przez chwilę, prędko zaplotłam włosy warkocz, żeby nie zamoczyły się w jednym z kociołków. Zdziwiłam się, że ktoś zna moje nazwisko, zwykle ludzie wchodzili, pokazywali mi receptę, a ja próbowałam ich zagadać rozmową. Wytarłam dłonie o fartuszek, zainteresowana przenosząc na nią swój wzrok.
- Tak, coś się stało? – spytałam. W zasadzie tylko Uzdrowiciel Avery polecał mnie pacjentom i za każdym razem jak mówiłam, że powinni skierować się do alchemika z danego oddziału, to opowiadali mi swoją historię i nie miałam serca ich już wygonić.
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jedno puf i pomieszczenie stało w kłębach dymu, które na szczęście nie docierały w miejsce, gdzie stałam, ale i nie zachęcały, aby dać jeden czy dwa kroki do przodu. Bezpieczna miejscówka przy drzwiach wydawała się idealna także z innego powodu: miałam wyjście ewakuacyjne pod ręką, gdyby panna Sykes postanowiła werbalnie mi pokazać, że nie odpowie na żadne z moich pytań. A miałam ich naprawdę i wiele i to takich, które w niektórych kręgach uważane były za wyjątkowo wścibskie. Praca w Czarownicy pokazała mi jednak, że wścibskość i ciekawość to pojęcia względne, a gruby pancerz, który na siebie założyłam po bolesnym zerwaniu z Selwynem tylko pomagał w wykonywaniu codziennych obowiązków. Zdmuchnęłam kłębek dymu, który zbliżał się niebezpiecznie i chciał zaatakować moje płuca - nówki sztuki, nieśmigane i nigdy nie skażone żadnym magicznym naparem i innym wziewem. Pomijam już skażenie mojego gardła tym dziwnym czymś od Weasley'a, ale byłam pewna, że magiczne narkotyki nie staną się podstawowym składnikiem mojej codziennej diety.
- Powiedziano mi, że panią tu znajdę. Jestem Annabelle... przyjaciółka Harriett - skłamałam gładko, co dzięki mojemu doświadczeniu i francuskiemu temperamentowi wcale nie było trudne. Delikatny francuski akcent, który starałam się lekko zniwelować, ale zwykle wcale mi to nie wychodził, tym razem okazał się pomocny, podkreślając wyraźnie, skąd mogłam znać Harriett. Z pewnością wdowa Naifeh nie byłaby przeszczęśliwa, gdyby się dowiedziała, że nasza nieprzyjemna relacja awansowała właśnie na przyjaźń, ale powiedzmy sobie szczerze, co mnie to obchodziło? Informacja była informacją i jeśli wymagała ostrych środków - jak malutkie kłamstewko - to nie widziałam powodu, aby z nich rezygnować. - Nie mogłam dotrzeć na pogrzeb, a nie chce jej nachodzić tak niespodziewanie - brnęłam dalej, zaliczając właśnie kolejne etapy wybitnego kłamcy i rozglądając się jednocześnie po pomieszczeniu. - Chciałam najpierw się upewnić, że wszystko z nią w porządku... oczywiście pomijając ten nieszczęśliwy wypadek. - Eliksiry nie były przeze mnie szczególnie lubiane, stokroć bardziej wolałam ćwiczyć się w pojedynkach, nawet tych nie do końca legalnych, rozgrywanych na szkolnych korytarzach. I byłam pewna, że znajomość złośliwych zaklęć przyda mi się bardziej, niż umiejętność uwarzenia trującego eliksiru dla Selwyna. Ponoć jego narzeczona też maczała palce w alchemii, więc było całkiem prawdopodobne, że na czas uratowałaby jego bezwartościowy odwłok.
- Powiedziano mi, że panią tu znajdę. Jestem Annabelle... przyjaciółka Harriett - skłamałam gładko, co dzięki mojemu doświadczeniu i francuskiemu temperamentowi wcale nie było trudne. Delikatny francuski akcent, który starałam się lekko zniwelować, ale zwykle wcale mi to nie wychodził, tym razem okazał się pomocny, podkreślając wyraźnie, skąd mogłam znać Harriett. Z pewnością wdowa Naifeh nie byłaby przeszczęśliwa, gdyby się dowiedziała, że nasza nieprzyjemna relacja awansowała właśnie na przyjaźń, ale powiedzmy sobie szczerze, co mnie to obchodziło? Informacja była informacją i jeśli wymagała ostrych środków - jak malutkie kłamstewko - to nie widziałam powodu, aby z nich rezygnować. - Nie mogłam dotrzeć na pogrzeb, a nie chce jej nachodzić tak niespodziewanie - brnęłam dalej, zaliczając właśnie kolejne etapy wybitnego kłamcy i rozglądając się jednocześnie po pomieszczeniu. - Chciałam najpierw się upewnić, że wszystko z nią w porządku... oczywiście pomijając ten nieszczęśliwy wypadek. - Eliksiry nie były przeze mnie szczególnie lubiane, stokroć bardziej wolałam ćwiczyć się w pojedynkach, nawet tych nie do końca legalnych, rozgrywanych na szkolnych korytarzach. I byłam pewna, że znajomość złośliwych zaklęć przyda mi się bardziej, niż umiejętność uwarzenia trującego eliksiru dla Selwyna. Ponoć jego narzeczona też maczała palce w alchemii, więc było całkiem prawdopodobne, że na czas uratowałaby jego bezwartościowy odwłok.
Gość
Gość
Dla alchemika kłęby dymu były jak powietrze, bez którego nie mógłby żyć. Nie znam cię, więc nie mam pojęcia, co lubisz i czy takie warunki są dla ciebie komfortowe. Czuję się tu ja w niebie, w moim szklanym kloszu, gdzie nikt nie pyta o Zaima. Zaszywam się tu codziennie od pierwszego września, gdy dowiedzieliśmy się o jego śmierci. Nie piekę, nie zapraszam gości. Nawet przez ten tydzień starałam się nie nosić obcasów, aby stać się w jakiś niepojętny sposób niezauważalna. Zostało mi tylko kilkanaście minut pracy, a kociołki wciąż bulgotały. Musiałam wszystko zaczął ogarniać, a nie wpatrywać się zafascynowana w opary dymu.
- Ach, dobrze, zapraszam, usiądź – przyjaciele przyjaciół są moimi przyjaciółmi, ale nie pasowało mi to, że nigdy jej na oczy nie widziałam. Większość znajomych Harriett przybywała do nas tłumnie po śmierci Zaima i nie było dnia bez gości. Nikt nie chciał zostawić jej z tym wszystkim samej, więc wcale nie opanowałam, gdy za każdym razem czułam się obco, schodząc na dół. Szybko z fotela przeznaczonego dla pacjentów zdjęłam swój fioletowy płaszcz, robiąc trochę miejsca. Ech, naprawdę nie było mi to na rękę. Chciałam wrócić do domu, skryć się w łóżku i nawet nie myślałam o tym, że powinnam zjeść jakiś obiad.
- Niepotrzebnie, proszę ją odwiedzić, na pewno się ucieszy – nie rozumiałam tych podchodów. Nigdy nie wiedziałam, jaki ludzie mają problem, aby odwiedzić drugą osobę. Ona nawet tłukła się Błędnym Rycerzem, aby złapać chociaż na pięć minut Garretta w drzwiach, wręczając mu kilka babeczek i życząc miłej pracy i budząc Lyre głośnym okrzykiem. Jak się chce, to można wszystko!
- Nie wiem, czy można określić czyjkolwiek stan po śmierci kogoś bliskiego jak „w porządku”, aczkolwiek myślę, że sama powinna pani z nią porozmawiać – zgodziłam się na ten irracjonalny dystans, chociaż nawet do żadnego ze swoich pacjentów nie zwracałam się w formie grzecznościowej. Nie chciałam wracać myślami do pogrzebu, który wywoływał w głowie helikopter. Wciąż bałam się zapytać Garretta, czy jak mnie zaniósł do pokoju to od razu grzecznie zasnęłam, czy może zwymiotowałam do jakieś wazy.
- Cmentarz jest w Dover, wciąż go może pani odwiedzić – rzuciłam luźno, siląc się na uprzejmy ton. Powoli gasiłam ogień we wszystkich kociołkach, ciesząc się, że uda mi się wyjść wcześniej z pracy niż ostatnio. – Może herbaty? – pytam, przypominając sobie o zasadach dobrego wychowania. Harriett, dlaczego twoje przyjaciółki przychodzą do mnie, a nie do ciebie?
- Ach, dobrze, zapraszam, usiądź – przyjaciele przyjaciół są moimi przyjaciółmi, ale nie pasowało mi to, że nigdy jej na oczy nie widziałam. Większość znajomych Harriett przybywała do nas tłumnie po śmierci Zaima i nie było dnia bez gości. Nikt nie chciał zostawić jej z tym wszystkim samej, więc wcale nie opanowałam, gdy za każdym razem czułam się obco, schodząc na dół. Szybko z fotela przeznaczonego dla pacjentów zdjęłam swój fioletowy płaszcz, robiąc trochę miejsca. Ech, naprawdę nie było mi to na rękę. Chciałam wrócić do domu, skryć się w łóżku i nawet nie myślałam o tym, że powinnam zjeść jakiś obiad.
- Niepotrzebnie, proszę ją odwiedzić, na pewno się ucieszy – nie rozumiałam tych podchodów. Nigdy nie wiedziałam, jaki ludzie mają problem, aby odwiedzić drugą osobę. Ona nawet tłukła się Błędnym Rycerzem, aby złapać chociaż na pięć minut Garretta w drzwiach, wręczając mu kilka babeczek i życząc miłej pracy i budząc Lyre głośnym okrzykiem. Jak się chce, to można wszystko!
- Nie wiem, czy można określić czyjkolwiek stan po śmierci kogoś bliskiego jak „w porządku”, aczkolwiek myślę, że sama powinna pani z nią porozmawiać – zgodziłam się na ten irracjonalny dystans, chociaż nawet do żadnego ze swoich pacjentów nie zwracałam się w formie grzecznościowej. Nie chciałam wracać myślami do pogrzebu, który wywoływał w głowie helikopter. Wciąż bałam się zapytać Garretta, czy jak mnie zaniósł do pokoju to od razu grzecznie zasnęłam, czy może zwymiotowałam do jakieś wazy.
- Cmentarz jest w Dover, wciąż go może pani odwiedzić – rzuciłam luźno, siląc się na uprzejmy ton. Powoli gasiłam ogień we wszystkich kociołkach, ciesząc się, że uda mi się wyjść wcześniej z pracy niż ostatnio. – Może herbaty? – pytam, przypominając sobie o zasadach dobrego wychowania. Harriett, dlaczego twoje przyjaciółki przychodzą do mnie, a nie do ciebie?
self destruction is such a pretty little thing
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia alchemika
Szybka odpowiedź