Pokój wspólny na oddziale zamkniętym
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój wspólny na oddziale zamkniętym
Pomieszczenie służące za salon dla tymczasowych mieszkańców oddziału psychiatrycznego. Brudnobiałe ściany, brzydkie, żółtawe linoleum na podłodze, źle skompletowane meble, kulawe fotele z obiciami w niezbyt gustowne kwiaty roztaczają wrażenie wnętrza sklepu ze starzyzną. Znajduje się tu regał, na którym stoi kilka książek, znanych pensjonariuszom szpitala już niemal na pamięć od wielokrotnego czytania, gramofon wymagający częstych napraw, a także stos sfatygowanych, wytartych płyt. Dla osób zachowujących większą przytomność umysłu, w rogu pokoju ustawiono szachownicę z mugolskim kompletem figur, żeby nie wyzwalać w pacjentach agresji.
Kim był po godzinach? Samotnikiem, jeszcze większym niż dotychczas; zamykał się w swojej sypialni lub gabinecie, rozmowy z najbliższymi ucinał do codziennych wymian uprzejmości, nie wysypiał się, nie miał apetytu, czuł się źle ze samym sobą. Odtrącał pomoc, kpił z troski, ignorował życzliwe porady i nie chciał istnieć dla świata, który został skonstruowany w taki sposób, że nigdy nie będzie mu dane związać się z kobietą, którą kochał ponad wszystko. Ach, gdyby ona też kochała Perseusa! Być może wówczas ciężar zakazanego uczucia nie byłby tak przytłaczający, a świat nie przybrał odcieni szarości.
Kim był po godzinach? Smutnym człowiekiem, desperacko chwytającym się drobnych chwil radości. Teraz jednak przed Ronją siedział drapieżnik; zimny, wyrachowany, bezwzględny, wciąż gotowy do ataku. Ale to nie panna Fancourt miała być jego ofiarą, a nieśmiała pielęgniarka, za którą wodził spojrzeniem atramentowych oczu. Nie zamierzał jednak robić niczego, co mogłoby zostać uznane za niewłaściwe, jedynie napawać się jej obecnością, cierpliwością i życzliwymi gestami. Wybrał ją tylko dlatego, że pod wieloma względami przypominała jasnowłosą dziewczynę z Doliny Godryka.
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i wyciągnął z szuflady biurka teczkę. Najwidoczniej dosyć gorliwie analizował ten przypadek, skoro dokumenty znalazły się na honorowym miejscu w jego gabinecie. — Edith Yale, lat dwadzieścia trzy, trafiła do nas pół roku temu ze stwierdzoną schizofrenią. — podsunął Ronji historię choroby, nawet nie zagłębiając się w jej treść, co było kolejnym dowodem na to, jak dużo czasu poświęcał na rozmyślanie nad tym przypadkiem. — Półtora roku temu przeżyła traumę związaną ze śmiercią dziecka i zgodnie z tym, co mówi rodzina, od tamtego czasu pojawiły się u niej zachowania wskazujące na zaburzenia psychotyczne. Uważa, że jej syn żyje. Zaczęła nawet nosić ze sobą lalkę, którą uważa za dziecko; dbała o nią, mówiła do niej, nawet próbowała ją karmić, zupełnie jakby miała do czynienia z prawdziwym niemowlakiem. Leczona chloropromazyną, rokuje dobrze, więc zaleciłem zmniejszenie dawki. W rozmowach świadoma, stany psychozy pojawiają się coraz rzadziej. — wyjaśnił pokrótce, ani na moment się nie wahając, zupełnie jakby przygotował tę mowę już wcześniej i recytował ją z pamięci. — Chciałaby dostać przepustkę na święta do domu i właśnie tu pojawia się problem, Ronju. Zasłużyła na spotkanie z rodziną, ale obawiam się, że nie jest gotowa na powrót do tamtego środowiska. — westchnął, kolejny raz tego dnia unosząc filiżankę herbaty do ust. Ciepło przyjemnie rozeszło się po jego ciele, a liściasty napar (choć wątpliwej jakości) przyjemnie pobudzał odrętwiałe ciało.
— Chciałabyś ją zobaczyć?
Kim był po godzinach? Smutnym człowiekiem, desperacko chwytającym się drobnych chwil radości. Teraz jednak przed Ronją siedział drapieżnik; zimny, wyrachowany, bezwzględny, wciąż gotowy do ataku. Ale to nie panna Fancourt miała być jego ofiarą, a nieśmiała pielęgniarka, za którą wodził spojrzeniem atramentowych oczu. Nie zamierzał jednak robić niczego, co mogłoby zostać uznane za niewłaściwe, jedynie napawać się jej obecnością, cierpliwością i życzliwymi gestami. Wybrał ją tylko dlatego, że pod wieloma względami przypominała jasnowłosą dziewczynę z Doliny Godryka.
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i wyciągnął z szuflady biurka teczkę. Najwidoczniej dosyć gorliwie analizował ten przypadek, skoro dokumenty znalazły się na honorowym miejscu w jego gabinecie. — Edith Yale, lat dwadzieścia trzy, trafiła do nas pół roku temu ze stwierdzoną schizofrenią. — podsunął Ronji historię choroby, nawet nie zagłębiając się w jej treść, co było kolejnym dowodem na to, jak dużo czasu poświęcał na rozmyślanie nad tym przypadkiem. — Półtora roku temu przeżyła traumę związaną ze śmiercią dziecka i zgodnie z tym, co mówi rodzina, od tamtego czasu pojawiły się u niej zachowania wskazujące na zaburzenia psychotyczne. Uważa, że jej syn żyje. Zaczęła nawet nosić ze sobą lalkę, którą uważa za dziecko; dbała o nią, mówiła do niej, nawet próbowała ją karmić, zupełnie jakby miała do czynienia z prawdziwym niemowlakiem. Leczona chloropromazyną, rokuje dobrze, więc zaleciłem zmniejszenie dawki. W rozmowach świadoma, stany psychozy pojawiają się coraz rzadziej. — wyjaśnił pokrótce, ani na moment się nie wahając, zupełnie jakby przygotował tę mowę już wcześniej i recytował ją z pamięci. — Chciałaby dostać przepustkę na święta do domu i właśnie tu pojawia się problem, Ronju. Zasłużyła na spotkanie z rodziną, ale obawiam się, że nie jest gotowa na powrót do tamtego środowiska. — westchnął, kolejny raz tego dnia unosząc filiżankę herbaty do ust. Ciepło przyjemnie rozeszło się po jego ciele, a liściasty napar (choć wątpliwej jakości) przyjemnie pobudzał odrętwiałe ciało.
— Chciałabyś ją zobaczyć?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Jeśli wcześniej rozmowie towarzyszyły jakiekolwiek ślady jej zaciekawienia, teraz ustąpiły one profesjonalizmowi, prostującymi plecy Fancourt i nadający jej łagodnym rysom ostrego skupienia. Przyjęła teczkę, odrywając wzrok od twarzy Blacka, by całkowicie skupić się na treści dokumentów i głosie towarzyszącemu jej magipsychiatry. Dementia praecox należała do stosunkowo świeżo opisanych przypadłości, mająca swoją genezę naukową dopiero kilkadziesiąt lat temu. Mimo tego, dość szybko udało się doprecyzować stwarzane przez nią objawy, przez co leczenie stało się stałym i często sukcesywnym procesem, w przeciwieństwie do wcześniejszych prób metodą błędów i szczęścia. Na rozwój choroby wpływały jednak nie tylko okoliczności danego traumatycznego wydarzenia, ale też szereg innych czynników poczynając od genetycznego podłoża chorego, środowiska w jakim się wychowywał, czy nawet wszelkie procesy socjologiczne i neurobiologiczne towarzyszące rozwojowi młodego organizmu. - Jaki tok leczenie zastosowano w psychoterapii? Indywidualne, grupowe spotkania? Trening umiejętności społecznych? Z tego co mówisz, dużą rolę w diagnozie odgrywała rodzina, istnieje szansa, że wywierali na niej presję wobec zamążpójścia i spłodzenia potomka? - Kolejne pytania wypadały w dzielącą ich przestrzeń, podczas gdy smukłe palce miarowo przerzucały kolejne kartki. Nie zamierzała się angażować ponad swój stan, ani też wpływać na decyzję uzdrowicieli bardziej niż ostrożnymi sugestiami, które przychodziły naturalnie na myśl. W końcu, chociaż przeszłość na zawsze miała połączyć ją z Św. Mungiem, to w obecnej sytuacji nie wyobrażała sobie gładkiego powrotu w grono personelu medycznego przybytku. Nie kiedy poznała smak pracy w terenie, a co najważniejsze odkryła jak wiele osób nie może sobie pozwolić na profesjonalną pomoc uzdrowicielską w obecnych czasach. Z natury skłonna do rywalizacji, tęskniła poniekąd za atmosferą zabiegania o awans, rozwój osobisty i motywowanie się dokonaniami swoich znajomych. Co prawda, nie była pewna na ile mogłaby sobie pozwolić obecnie, zważywszy na swój status córki imigrantki, płeć oraz chociaż pewne pochodzenie, wciąż niemogące się równać z tymi o arystokratycznych pochodzeniach. - Schizofrenia ma to do siebie, że do pewnego stopnia obecna jest na wielu etapach istoty człowieka chorego, w rozszczepieniu. - Zaczęła swój wywód w zastanowieniu. - Jeśli na oddział trafiła pół roku temu, ale początki traum miały miejsce dużo wcześniej, lub nawet sięgały w przeszłość przed poronieniem, to faktycznie proces zdrowienia może budzić na tym etapie wątpliwości wobec braku nadzoru. - Co miał na myśli mówiąc o “tamtym środowisku”? Nie mogła wydać jasnych decyzji, nawet jeśli tego by chciała, zważywszy, że to zawsze uzdrowiciel prowadzący stanowił główną ostoję wiedzy na temat indywidualnego przypadku. Jedna rozmowa z człowiekiem, niestety nie dawała Fancourt podstaw do tego, żeby uważać kobietę za znajomą i móc swobodnie wypowiadać się na temat jej stanu zdrowia. - Przez chwilę wodziła palcem po linijkach tekstu opisujących przebieg dawkowania leku, po czym sięgnęła po swoją herbatę i upiła duży jej łyk. - Co masz na myśli, mówiąc, że zasłużyła na powrót? Jeśli kontakt z bliskimi będzie dawał okazję ku wdrożeniu się w codzienne życie i dostrzeżeniu kontrastu między tym jakie ono jest w rzeczywistości, a tym co podpowiadają fałszywe wyobrażenia umysłu; to na pewno jest to dobra decyzja. Jeśli jednak masz jakieś podejrzenia, że rozmowa z rodziną będzie w stanie wywołać zapalniki błędnych norm zachowań, lub nawet gorzej, cofnąć osiągnięcia dotychczasowej terapii, w takim wypadku faktycznie lepiej będzie się z tą decyzją wstrzymać. - Podniosła się ze swojego miejsca, płynnym ruchem wygładzając zmarszczki na powierzchni ubrania. - Właściwe pytanie powinno chyba brzmieć, czy to ona chciałaby zobaczyć mnie. Nie chcę wprowadzać niepotrzebnej dezorientacji, ale jeśli nie ma takiego ryzyka i stan jest stabilny, to chętnie zamienię z nią kilka zdań. - Odparła zwracając bursztynowe spojrzenie w kierunku drzwi. - Oczywiście, nie mogę zagwarantować, że pomogę ci na tyle, na ile tego byś chciał. Twoja wiedza przekracza moją w kwestii szczegółowego poznania przypadku, zatem mogę zaoferować jedynie swoje przypuszczenia. - Odłożyła teczkę na krawędź biurka, mając już w pamięci wszystkie najistotniejsze informacje.
|zt.
|zt.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pierwszą myślą, jaka przeszła przez głowę Perseusa, było to, że Ronja — podobnie jak on, choć niewykluczone, że z zupełnie różnych powodów — musiała naprawdę lubić swoją pracę. Nie potrafił inaczej wytłumaczyć profesjonalizmu, jaki krył się za potokiem pytań (trafnych zresztą) oraz widocznego zainteresowania sprawą, jaką jej przedstawił. Wiedziała, czego chce się dowiedzieć, nie podchodziła do przypadku jak do jeża, a to z kolei ogromnie imponowało lordowi Blackowi. Przykro było mu to przyznawać, ale mało już pozostało magipsychiatrów z taką pasją. On sam, mimo, że pracował w zawodzie niespełna dwa lata, już zaczynał odczuwać pierwsze objawy wypalenia. Podejrzewał jednak, że to efekt prywatnego kryzysu emocjonalnego, który zażegnany pozwoli powrócić mu do pracy w pełni sił. — Stosuję wobec niej zarówno terapię indywidualną, jak i grupową, częściej jednak tę pierwszą. Oczywiście, że uczestniczy w sesjach treningu umiejętności społecznych i robi w nich coraz większe postępy. Wszelkie nieprawidłowości, a zaręczam, że nie jest ich wiele i nie odbiegają od, że tak się wyrażę, od innych znanych mi przypadków chorych na rozszczepienie duszy, zapisane są na końcu dokumentów, które właśnie przeglądasz. Co do środowiska... Małżeństwo nie było aranżowane, ale... — urwał, wyraźnie strapiony. Wyglądało na to, że wreszcie doszli do sedna sprawy. — ...cóż, miałem okazję porozmawiać z jej teściową i odniosłem wrażenie, że to kobieta roszczeniowa i despotyczna, która uwielbia rozstawiać innych po kątach. Dajesz wiarę, że kwestionowała nasze metody terapii, bo coś gdzieś przeczytała? — uśmiechnął się blado, bo wcale nie podobało mu się słuchanie sugestii starej matrony, której jedyny kontakt z leczeniem ludzkich umysłów polegał na odwiedzaniu synowej w szpitalu i rzucanie obleg pod adresem personelu szpitala.
Zupełnie inaczej podchodził do kwestii porad od Ronji; była magipsychiatrą znacznie dłużej niż lord Black, miała zatem większe doświadczenie. Nie zamierzał całkowicie na niej polegać, ale też z wdzięcznością przyjmował każdą jej radę. Nie pracowała już w Mungu, zatem była w stanie spojrzeć na każdy przypadek z boku, zauważyć coś, co umykało Perseusowi.
Tak, jak teraz.
— Często rodziny uważają chorobę umysłową jako powód do wstydu, odcinają się od pacjentów, ograniczają kontakt z nimi i nami do niezbędnego minimum. Tutaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jej mąż i jej siostra oraz matka odwiedzają moją pacjentkę regularnie, dopytują o jej stan, troszczą się o nią. I ona w czasie ich wizyt zdaje się do nas wracać, aż czasem, gdy ją obserwuję w towarzystwie bliskich zastanawiam się, dlaczego w ogóle ją tu trzymam... Ale zaraz, sugerujesz, że choroba mogła zacząć się wcześniej? Chyba będę musiał porozmawiać jeszcze raz z jej matką... — zamyślił się, a następnie wyjął z szuflady biurka notes, w którym zapisał swoje spostrzeżenia i dopisał do listy rzeczy do zrobienia skontaktowanie się z rodziną pacjentki. — Podczas porannego obchodu twierdziła, że czuje się świetnie, dlatego nie widzę przeciwskazań do tego, abyś się z nią spotkała. — wyjaśnił, zbierając dokumenty, po czym przeniósł wzrok na uzdrowicielkę. — Dziękuję, Ronju. Tyle mi wystarczy.
| zt
Zupełnie inaczej podchodził do kwestii porad od Ronji; była magipsychiatrą znacznie dłużej niż lord Black, miała zatem większe doświadczenie. Nie zamierzał całkowicie na niej polegać, ale też z wdzięcznością przyjmował każdą jej radę. Nie pracowała już w Mungu, zatem była w stanie spojrzeć na każdy przypadek z boku, zauważyć coś, co umykało Perseusowi.
Tak, jak teraz.
— Często rodziny uważają chorobę umysłową jako powód do wstydu, odcinają się od pacjentów, ograniczają kontakt z nimi i nami do niezbędnego minimum. Tutaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jej mąż i jej siostra oraz matka odwiedzają moją pacjentkę regularnie, dopytują o jej stan, troszczą się o nią. I ona w czasie ich wizyt zdaje się do nas wracać, aż czasem, gdy ją obserwuję w towarzystwie bliskich zastanawiam się, dlaczego w ogóle ją tu trzymam... Ale zaraz, sugerujesz, że choroba mogła zacząć się wcześniej? Chyba będę musiał porozmawiać jeszcze raz z jej matką... — zamyślił się, a następnie wyjął z szuflady biurka notes, w którym zapisał swoje spostrzeżenia i dopisał do listy rzeczy do zrobienia skontaktowanie się z rodziną pacjentki. — Podczas porannego obchodu twierdziła, że czuje się świetnie, dlatego nie widzę przeciwskazań do tego, abyś się z nią spotkała. — wyjaśnił, zbierając dokumenty, po czym przeniósł wzrok na uzdrowicielkę. — Dziękuję, Ronju. Tyle mi wystarczy.
| zt
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pokój wspólny na oddziale zamkniętym
Szybka odpowiedź