Słodka Eea
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Słodka Eea
Znajdująca się na pierwszym piętrze budynku, jasna sala z przeszklonym dachem zaaranżowała została na potrzeby bardziej kameralnych spotkań. Znajdują się tu eleganckie i wygodne sofy oraz fotele i pojedyncze kawowe stoliki. Mimo swojego codziennego przeznaczenia, to również świetne miejsce dla przygotowania imprezy tanecznej. Ciągnąca się przez prawie całą długość pomieszczenia galeria daje wtedy świetną okazję do obserwacji tańczących.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 3 razy
| 14.04
Słodka Próżności. Bez wątpienia jedno z przyjemniejszych miejsc na ulicy Pokątnej, zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy panująca na ulicy atmosfera zauważalnie zaczęła się zmieniać. Dobrze jednak, że wciąż istniały miejsca, gdzie wszystko wydawało się być po staremu i gdzie można było zrelaksować się po pracy... A także po kłótni z matką, która miała miejsce po kolejnym ataku jej choroby, który przydarzył się w obecności Josie. Dziewczyna chciała tylko jej pomóc i zatroszczyć się o nią, ale spadła na nią cała lawina wyrzutów oraz czarnych myśli ze strony matki, która była trudną osobą, szczególnie w fazach zaostrzenia jej genetycznej choroby, która od lat stopniowo coraz bardziej ograniczała jej życie i dawno temu zdruzgotała marzenia o dobrym zamążpójściu i karierze artystycznej. Te wszystkie żale latami kumulowały się w Thei, która nie omieszkała wylewać ich na swoich bliskich. Odkąd zaginął Thomas, którego i tak prawie nie zauważała, pozostał jej tylko mąż i córki. Wszyscy musieli znosić fakt, że z roku na rok było coraz trudniej, ale mimo to Josie wciąż zależało na dotarciu do matki i zadowoleniu jej, w nadziei, że to pozwoli unikać podobnych sytuacji, a jej ostatnie (jak zdawała się uważać sama Thea) lata będą pomyślne.
Przygnębiona całym zajściem, z ulgą zostawiła matkę pod opieką ojca, który wrócił z pracy i mógł przy niej zostać, po czym deportowała się w miejsce, które jako pierwsze przyszło jej na myśl. Wylądowała nieopodal lubianej przez siebie cukierni, ale nie od razu do niej weszła, przez dłuższą chwilę po prostu się wahając. Po sytuacji z matką wciąż była nieco roztrzęsiona, a jej oczy były nieznacznie zaczerwienione. Ale nie chciała teraz znajdować się w domu, potrzebowała miejsca, które mocno się od niego różniło.
Pokątna zdawała się wyglądać dziś prawie normalnie. Przynajmniej w tym odcinku ulicy, w którym się teraz znajdowała. Rozejrzała się przelotnie, ale po chwili wsunęła się do wnętrza cukierni, licząc, że odrobina gorącej czekolady i ciastek poprawi jej nastrój, złagodzi zmęczenie spowodowane pracą oraz stresami związanymi z matką i da jej siłę na kolejne zmagania z Theą, która zapewne nie będzie zadowolona, że w trakcie kłótni Josie tak nagle pożegnała się i opuściła dom.
Wchodząc do wnętrza zastanawiała się, czy zastanie tu Bertiego, dawnego znajomego z Hogwartu. Może nigdy nie byli blisko, ale dobrze byłoby zobaczyć jakąś optymistycznie nastawioną do świata duszę, tym bardziej, że od dłuższego czasu nie mieli okazji się widzieć. Gdy Josie była tu poprzednim razem, za ladą stał ktoś inny. Ale jak się okazało, dzisiaj udało jej się trafić na Botta.
- Witaj, Bertie – powiedziała cicho, przywołując na bladą twarz lekki uśmiech, choć zapewne wyszedł jej trochę niewyraźnie. – Macie jakieś słodkie wypieki, które mógłbyś mi dziś polecić? Do tego chętnie zamówię gorącą czekoladę - zaczęła, mając nadzieję, że Bott nie domyśli się, że coś było nie tak.
Słodka Próżności. Bez wątpienia jedno z przyjemniejszych miejsc na ulicy Pokątnej, zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy panująca na ulicy atmosfera zauważalnie zaczęła się zmieniać. Dobrze jednak, że wciąż istniały miejsca, gdzie wszystko wydawało się być po staremu i gdzie można było zrelaksować się po pracy... A także po kłótni z matką, która miała miejsce po kolejnym ataku jej choroby, który przydarzył się w obecności Josie. Dziewczyna chciała tylko jej pomóc i zatroszczyć się o nią, ale spadła na nią cała lawina wyrzutów oraz czarnych myśli ze strony matki, która była trudną osobą, szczególnie w fazach zaostrzenia jej genetycznej choroby, która od lat stopniowo coraz bardziej ograniczała jej życie i dawno temu zdruzgotała marzenia o dobrym zamążpójściu i karierze artystycznej. Te wszystkie żale latami kumulowały się w Thei, która nie omieszkała wylewać ich na swoich bliskich. Odkąd zaginął Thomas, którego i tak prawie nie zauważała, pozostał jej tylko mąż i córki. Wszyscy musieli znosić fakt, że z roku na rok było coraz trudniej, ale mimo to Josie wciąż zależało na dotarciu do matki i zadowoleniu jej, w nadziei, że to pozwoli unikać podobnych sytuacji, a jej ostatnie (jak zdawała się uważać sama Thea) lata będą pomyślne.
Przygnębiona całym zajściem, z ulgą zostawiła matkę pod opieką ojca, który wrócił z pracy i mógł przy niej zostać, po czym deportowała się w miejsce, które jako pierwsze przyszło jej na myśl. Wylądowała nieopodal lubianej przez siebie cukierni, ale nie od razu do niej weszła, przez dłuższą chwilę po prostu się wahając. Po sytuacji z matką wciąż była nieco roztrzęsiona, a jej oczy były nieznacznie zaczerwienione. Ale nie chciała teraz znajdować się w domu, potrzebowała miejsca, które mocno się od niego różniło.
Pokątna zdawała się wyglądać dziś prawie normalnie. Przynajmniej w tym odcinku ulicy, w którym się teraz znajdowała. Rozejrzała się przelotnie, ale po chwili wsunęła się do wnętrza cukierni, licząc, że odrobina gorącej czekolady i ciastek poprawi jej nastrój, złagodzi zmęczenie spowodowane pracą oraz stresami związanymi z matką i da jej siłę na kolejne zmagania z Theą, która zapewne nie będzie zadowolona, że w trakcie kłótni Josie tak nagle pożegnała się i opuściła dom.
Wchodząc do wnętrza zastanawiała się, czy zastanie tu Bertiego, dawnego znajomego z Hogwartu. Może nigdy nie byli blisko, ale dobrze byłoby zobaczyć jakąś optymistycznie nastawioną do świata duszę, tym bardziej, że od dłuższego czasu nie mieli okazji się widzieć. Gdy Josie była tu poprzednim razem, za ladą stał ktoś inny. Ale jak się okazało, dzisiaj udało jej się trafić na Botta.
- Witaj, Bertie – powiedziała cicho, przywołując na bladą twarz lekki uśmiech, choć zapewne wyszedł jej trochę niewyraźnie. – Macie jakieś słodkie wypieki, które mógłbyś mi dziś polecić? Do tego chętnie zamówię gorącą czekoladę - zaczęła, mając nadzieję, że Bott nie domyśli się, że coś było nie tak.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Cukiernia to wyjątkowe miejsce, po trosze jego ostoja, miejsce w którym wszystko wydaje się cały czas trwać w najlepsze, życie po prostu płynie, a wszystko co złe jakoś tutaj nie zagląda, przynajmniej póki co. Wszystko od jakiegoś czasu jest inne: nie można tego nie zauważyć. Ludzie są inni, bardziej poddenerwowani, często wystraszeni, niektórzy martwią się o przyszłość, czy o swoich bliskich, nikt do końca nie wie czego się spodziewać po nowej rzeczywistości.
W środku jednak wiele osób zdaje się ukrywać także przed tymi nastrojami. Po części pojawia się tu już pewna stała klientela, ci sami staruszkowie nauczyli się kończyć swoje spacery właśnie tutaj, kilka osób wracając z pracy raz w tygodniu, czasem odrobinę częściej zagląda po kolejne wypieki, niektóre osoby które mieszkają blisko nad ranem zaglądają na coś słodkiego odpowiedniego na śniadanie. Niektórych Bertie zaczął już rozpoznawać z imienia, z niektórymi zamieniał kilka zdań, a to zjawisko bardzo mu się podobało, po części świadczyło o tym, że to jasne i przyjemne miejsce wkleiło się w krajobraz Pokątnej już bardzo solidnie.
Często też widywał tu inne znajome twarze, jak ta która pojawiła się w drzwiach. Znali się raczej z Hogwartu, tu znów zaczęli od czasu do czasu widywać. Dostrzegł od razu, że coś jest nie tak: w pierwszej chwili pomyślał o tym, co mogło się stać, powitał ją jednak szerokim uśmiechem, bo i właśnie tą bronią najlepiej zwalczać wszelkie smutki.
- Witam piękną panią. - odpowiedział zaraz. Nie znali się blisko, nie był pewien, czy powinien pytać o przyczyny jej gorszego samopoczucia, na pewno nie na wejściu, a jednak chciał trochę poprawić jej nastrój. Nie chciał też, by pomyślała, że źle wygląda, wszak młode panienki są na podobne rzeczy bardzo uczulone. - Mamy wyłącznie rzeczy, jakie mógłbym polecić, w końcu odpowiadam za pieczenie. Wraz z pozostałymi pracownikami oczywiście.
I choć wciąż konkurowali i każdy starał się jak najlepiej, nie mogli się wzajemnie niedoceniać w końcu.
- Musisz powiedzieć, czy masz ochotę na coś bardziej kwaskowatego, typowo słodkego, coś magicznego czy bardziej zwyczajnego? Mamy spory wybór jak widać. - stwierdził, skinieniem różdżki wskazując na duży kubek, by od razu zabrać się za przygotowywanie napoju. - Możesz do tego dodać, jak ci mijają początki pięknej wiosny.
Dodał jeszcze, skoro nikt więcej nie ustawiał się w kolejce i nie musiał się spieszyć.
W środku jednak wiele osób zdaje się ukrywać także przed tymi nastrojami. Po części pojawia się tu już pewna stała klientela, ci sami staruszkowie nauczyli się kończyć swoje spacery właśnie tutaj, kilka osób wracając z pracy raz w tygodniu, czasem odrobinę częściej zagląda po kolejne wypieki, niektóre osoby które mieszkają blisko nad ranem zaglądają na coś słodkiego odpowiedniego na śniadanie. Niektórych Bertie zaczął już rozpoznawać z imienia, z niektórymi zamieniał kilka zdań, a to zjawisko bardzo mu się podobało, po części świadczyło o tym, że to jasne i przyjemne miejsce wkleiło się w krajobraz Pokątnej już bardzo solidnie.
Często też widywał tu inne znajome twarze, jak ta która pojawiła się w drzwiach. Znali się raczej z Hogwartu, tu znów zaczęli od czasu do czasu widywać. Dostrzegł od razu, że coś jest nie tak: w pierwszej chwili pomyślał o tym, co mogło się stać, powitał ją jednak szerokim uśmiechem, bo i właśnie tą bronią najlepiej zwalczać wszelkie smutki.
- Witam piękną panią. - odpowiedział zaraz. Nie znali się blisko, nie był pewien, czy powinien pytać o przyczyny jej gorszego samopoczucia, na pewno nie na wejściu, a jednak chciał trochę poprawić jej nastrój. Nie chciał też, by pomyślała, że źle wygląda, wszak młode panienki są na podobne rzeczy bardzo uczulone. - Mamy wyłącznie rzeczy, jakie mógłbym polecić, w końcu odpowiadam za pieczenie. Wraz z pozostałymi pracownikami oczywiście.
I choć wciąż konkurowali i każdy starał się jak najlepiej, nie mogli się wzajemnie niedoceniać w końcu.
- Musisz powiedzieć, czy masz ochotę na coś bardziej kwaskowatego, typowo słodkego, coś magicznego czy bardziej zwyczajnego? Mamy spory wybór jak widać. - stwierdził, skinieniem różdżki wskazując na duży kubek, by od razu zabrać się za przygotowywanie napoju. - Możesz do tego dodać, jak ci mijają początki pięknej wiosny.
Dodał jeszcze, skoro nikt więcej nie ustawiał się w kolejce i nie musiał się spieszyć.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Takie miejsca jak to miały w sobie pewien urok kojarzący się przyjemnie z czasami dzieciństwa. Jako dziecko wraz z Iris wprost uwielbiała być przyprowadzana do tego typu lokali. Jej matka co prawda gustowała w znacznie bardziej wysublimowanych miejscach, ale opiekunki i od czasu do czasu ojciec zabierali je do cukierni lub magicznej lodziarni, by mogły bez wiedzy matki nacieszyć się słodkimi smakołykami. Może i za sprawą matki otrzymywały staranne wychowanie, ale nadal były dziećmi i potrzebowały tego, co inne dzieci w ich wieku i nie potrafiły przechodzić obojętnie obok czekolady, ciastek czy lodów.
Teraz, w dorosłości, nie było zbyt wiele czasu na takie wypady. Krótko po skończeniu Hogwartu rozpoczęła kurs uzdrowicielski, który pochłaniał sporo czasu. Dużo zajmowała go także dodatkowa nauka; Josie musiała regularnie ślęczeć nad ciężkimi księgami dotyczącymi magii leczniczej i anatomii, by nie zostać w tyle za innymi stażystami i dobrze radzić sobie z wyzwaniami stawianymi przed nią w pracy. Łatwo nie było, kurs uzdrowicielski był trudny i to nawet nie tylko ze względu na naukę i wymogi rozwijania umiejętności, ale też na stres i presję, świadomość, że od jej działań mogło zależeć czyjeś zdrowie, a nawet życie. Na ten moment, jako stażystka, głównie pomagała bardziej doświadczonym i uczyła się od nich, ale pewnego dnia, jeśli uda jej się dopiąć swego i ukończyć kurs, to ona mogła być osobą odpowiedzialną i musiała się do tego zadania przygotować.
Dodatkowy stres w ostatnim czasie stanowiła matka i jej choroba. To niejednokrotnie potrafiło być bardziej męczące niż praca w Mungu – bo dotyczyło bliskiej jej osoby, co potrafiło być wyniszczające psychicznie. Było to po niej widać dzisiaj, chociaż i tak była zahartowana – w końcu matka była chora odkąd sięgała pamięcią i to zawsze odbijało się na relacjach w rodzinie Vane.
Na widok Bertiego uśmiechnęła się blado i podeszła bliżej do lady, by przyjrzeć się temu, co miał do zaoferowania. Ciasta i inne wypieki wyglądały naprawdę zachęcająco i na ich widok Josie od razu poczuła się głodna.
- Może wezmę kawałek tego ciasta – wybrała w końcu jakieś ciasto z kremem i dużą ilością owoców, które wydało jej się szczególnie apetyczne. – I gorącą czekoladę. I... może trochę tych ciasteczek na wynos, moja siostra bardzo je lubi – wskazała jeszcze na chrupiące ciasteczka z posypką, które lubiła Iris.
Westchnęła cicho i poprawiła pojedynczy kosmyk jasnych włosów, który uparcie łaskotał ją w policzek.
- Całkiem dobrze, dziękuję. Chociaż na stażu jest trochę pracy i równie dużo nauki, powoli zbliżam się do końca drugiego roku – powiedziała po krótkiej chwili zawahania, spoglądając na niego uważniej. Nie wspomniała ani słowem o swoich problemach. – A jak ty sobie radzisz? Często tu bywasz? Ostatnim razem nie udało mi się na ciebie trafić. Aż się zastanawiałam, czy nadal tu pracujesz... Ale cóż, cieszę się, że najwyraźniej na siebie uważasz, bo w Mungu też cię nie widziałam.
Parę razy zdarzało jej się składać Botta, ale może z wiekiem mijały mu skłonności do pakowania się w tarapaty?
Teraz, w dorosłości, nie było zbyt wiele czasu na takie wypady. Krótko po skończeniu Hogwartu rozpoczęła kurs uzdrowicielski, który pochłaniał sporo czasu. Dużo zajmowała go także dodatkowa nauka; Josie musiała regularnie ślęczeć nad ciężkimi księgami dotyczącymi magii leczniczej i anatomii, by nie zostać w tyle za innymi stażystami i dobrze radzić sobie z wyzwaniami stawianymi przed nią w pracy. Łatwo nie było, kurs uzdrowicielski był trudny i to nawet nie tylko ze względu na naukę i wymogi rozwijania umiejętności, ale też na stres i presję, świadomość, że od jej działań mogło zależeć czyjeś zdrowie, a nawet życie. Na ten moment, jako stażystka, głównie pomagała bardziej doświadczonym i uczyła się od nich, ale pewnego dnia, jeśli uda jej się dopiąć swego i ukończyć kurs, to ona mogła być osobą odpowiedzialną i musiała się do tego zadania przygotować.
Dodatkowy stres w ostatnim czasie stanowiła matka i jej choroba. To niejednokrotnie potrafiło być bardziej męczące niż praca w Mungu – bo dotyczyło bliskiej jej osoby, co potrafiło być wyniszczające psychicznie. Było to po niej widać dzisiaj, chociaż i tak była zahartowana – w końcu matka była chora odkąd sięgała pamięcią i to zawsze odbijało się na relacjach w rodzinie Vane.
Na widok Bertiego uśmiechnęła się blado i podeszła bliżej do lady, by przyjrzeć się temu, co miał do zaoferowania. Ciasta i inne wypieki wyglądały naprawdę zachęcająco i na ich widok Josie od razu poczuła się głodna.
- Może wezmę kawałek tego ciasta – wybrała w końcu jakieś ciasto z kremem i dużą ilością owoców, które wydało jej się szczególnie apetyczne. – I gorącą czekoladę. I... może trochę tych ciasteczek na wynos, moja siostra bardzo je lubi – wskazała jeszcze na chrupiące ciasteczka z posypką, które lubiła Iris.
Westchnęła cicho i poprawiła pojedynczy kosmyk jasnych włosów, który uparcie łaskotał ją w policzek.
- Całkiem dobrze, dziękuję. Chociaż na stażu jest trochę pracy i równie dużo nauki, powoli zbliżam się do końca drugiego roku – powiedziała po krótkiej chwili zawahania, spoglądając na niego uważniej. Nie wspomniała ani słowem o swoich problemach. – A jak ty sobie radzisz? Często tu bywasz? Ostatnim razem nie udało mi się na ciebie trafić. Aż się zastanawiałam, czy nadal tu pracujesz... Ale cóż, cieszę się, że najwyraźniej na siebie uważasz, bo w Mungu też cię nie widziałam.
Parę razy zdarzało jej się składać Botta, ale może z wiekiem mijały mu skłonności do pakowania się w tarapaty?
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Oh, matka Bertiego, Samantha Bott choć był osobą bardzo twardo stąpającą po ziemi odmawianie dzieciom słodyczy nazwałaby zapewne bestialstwem. Oczywiście do granic, nigdy nie utuczyłaby swojego dziecka i nie nagradzała go ciasteczkami, kiedy nabroił, jednak mimo to (i mimo, że lubił broić), jego życie było pełne ciastek, ciasteczek, cukierków, ciast, babeczek i innych pyszności, jakie radują dziecięce (i nie tylko!) podniebienia. Oczywiście, na słodycze należy uważać, jednak Bertie Bott podobnie jak jego mama uważał, że ich niedobór jest jeszcze gorszy, niż ich nadmiar.
Zawsze też sam Bertie współczuł dzieciakom, które zdecydowanie za często słuchały o tym, że cukier psuje zęby i figury. Czy on sam nie jest dowodem, że to bzdura?
A może to tylko kolejny dowód na to, że ma szczęście w życiu.
Bott lubił spojrzenia ludzi podchodzących do lady. Oczy zazwyczaj lekko zaczynały błyszczeć, szerzej się otwierać, wybór dla większości był trudny i większości od razu napływała do ust ślinka. Już tak blisko! Najwspanialsze w tym były dzieci: szczere i nieskrępowane.
- Już się robi. Nie martw się, gdyby jagody zaczęły chichotać, to dość wesoły wypiek. Jego przepis powstał kiedyś w wyniku całkowitego przypadku, ale... cóż, zachował się, bo był tego wart. - zapewnił. - Wiele pysznych rzeczy powstaje przypadkowo.
To niezaprzeczalny fakt. Przy pomocy różdżki wyjął kawałek ciasta które zamówiła dziewczyna i przełożył je na talerzyk, by już po chwili zaczęło lewitować w kierunku wolnego stolika niedaleko, za to blisko okna. Widok na Pokątną był całkiem przyjemny, szczególnie w tak ciepłe, leniwe dni.
- Mamy też nowość, ciasteczka, które sprawiają że po zjedzeniu na jakiś czas zaczyna się pachnieć jak one. - dodał, bo i promowanie nowych produktów to w końcu część ich wspaniałego biznesu! Każdy pracownik Próżności bardzo dbał o jej renomę, bo i chyba każdy szczerze uwielbiał to miejsce i tę pracę. - Tutaj są jeszcze waniliowe, a niedługo mają się pojawić cynamonowo pomarańczowe.
Mówiąc to zerknął w stronę kuchni, z której dopiero co słyszał, co w tej chwili będzie pieczone. Eh, jakże był dumny z tych ciasteczek! Podał jednak oczywiście to, co zamówiła Joce.
- To dobrze, pomyśl o tym jak będziesz dumna, kiedy wszystko skończysz. - odpowiedział jej z uśmiechem, nie naciskając. Nie czuł, że może bezpośrednio pytać ją o zbyt osobiste sprawy, na pewno jednak może jej podać trochę pyszności na poprawę nastroju.
- Ostatni poważniejszy wypadek miałem w sumie w lutym, od tej pory pozostaję przy drobnych urazach, na szczęście. - odpowiedział trochę rozbawiony, choć był pewien, że długo się ten stan nie utrzyma. Znał swoje życie! - I dobrze mi tu. Może nie na zawsze, ale nie szukam też nic innego. To miejsce ma w sobie magię, którą lubię.
To prawda. Robił coś co lubił, tylko czemu nie myślał o tym na stałe? Czego więcej oczekiwał? Może powinien przestać to powtarzać, skoro na prawdę było mu tu dobrze.
Zawsze też sam Bertie współczuł dzieciakom, które zdecydowanie za często słuchały o tym, że cukier psuje zęby i figury. Czy on sam nie jest dowodem, że to bzdura?
A może to tylko kolejny dowód na to, że ma szczęście w życiu.
Bott lubił spojrzenia ludzi podchodzących do lady. Oczy zazwyczaj lekko zaczynały błyszczeć, szerzej się otwierać, wybór dla większości był trudny i większości od razu napływała do ust ślinka. Już tak blisko! Najwspanialsze w tym były dzieci: szczere i nieskrępowane.
- Już się robi. Nie martw się, gdyby jagody zaczęły chichotać, to dość wesoły wypiek. Jego przepis powstał kiedyś w wyniku całkowitego przypadku, ale... cóż, zachował się, bo był tego wart. - zapewnił. - Wiele pysznych rzeczy powstaje przypadkowo.
To niezaprzeczalny fakt. Przy pomocy różdżki wyjął kawałek ciasta które zamówiła dziewczyna i przełożył je na talerzyk, by już po chwili zaczęło lewitować w kierunku wolnego stolika niedaleko, za to blisko okna. Widok na Pokątną był całkiem przyjemny, szczególnie w tak ciepłe, leniwe dni.
- Mamy też nowość, ciasteczka, które sprawiają że po zjedzeniu na jakiś czas zaczyna się pachnieć jak one. - dodał, bo i promowanie nowych produktów to w końcu część ich wspaniałego biznesu! Każdy pracownik Próżności bardzo dbał o jej renomę, bo i chyba każdy szczerze uwielbiał to miejsce i tę pracę. - Tutaj są jeszcze waniliowe, a niedługo mają się pojawić cynamonowo pomarańczowe.
Mówiąc to zerknął w stronę kuchni, z której dopiero co słyszał, co w tej chwili będzie pieczone. Eh, jakże był dumny z tych ciasteczek! Podał jednak oczywiście to, co zamówiła Joce.
- To dobrze, pomyśl o tym jak będziesz dumna, kiedy wszystko skończysz. - odpowiedział jej z uśmiechem, nie naciskając. Nie czuł, że może bezpośrednio pytać ją o zbyt osobiste sprawy, na pewno jednak może jej podać trochę pyszności na poprawę nastroju.
- Ostatni poważniejszy wypadek miałem w sumie w lutym, od tej pory pozostaję przy drobnych urazach, na szczęście. - odpowiedział trochę rozbawiony, choć był pewien, że długo się ten stan nie utrzyma. Znał swoje życie! - I dobrze mi tu. Może nie na zawsze, ale nie szukam też nic innego. To miejsce ma w sobie magię, którą lubię.
To prawda. Robił coś co lubił, tylko czemu nie myślał o tym na stałe? Czego więcej oczekiwał? Może powinien przestać to powtarzać, skoro na prawdę było mu tu dobrze.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
To nie tak, że matka Josie wszystkiego jej zabraniała; dbała jednak, żeby córka dobrze się sprawowała i żeby nie folgowała sobie nadmiernie. Miała wyrosnąć na dobrze ułożoną młodą pannę, ale na szczęście inni członkowie rodziny byli mniej wymagający i pozwalali dzieciom na drobne dziecięce przyjemności a nie tylko na naukę etykiety, historii, sztuki czy tańca.
Dzisiaj też potrzebowała takiej drobnej przyjemności. Czegokolwiek, co mogłoby stanowić jasny promyk w tym niezbyt przyjemnym dniu i osłodzić gorycz kłótni z matką. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to nie taka prosta sprawa, bo garść ciastek nie sprawi, że zapomni o kłótni, a po powrocie do domu wszystko będzie dobrze... Ale sam fakt.
- Zapewne pieczenie sprzyja ciekawym eksperymentom ze składnikami? – zapytała, patrząc, jak Bertie nakłada jej ciasto. – Zdarzają się też mniej udane przypadki? Pamiętam, jak kilka miesięcy temu trafił do nas czarodziej, który zjadł jakieś dziwne zaczarowane cukierki i jego skóra przybrała fioletowy odcień, który zniknął dopiero po kilku dniach i odpowiednich eliksirach.
Ostatecznie eksperymenty same w sobie bywały ryzykowne. Obojętnie czy dotyczyły zaklęć, eliksirów czy nawet... jedzenia. Zwłaszcza takiego wspomaganego czarami, które bywały zdradliwe w przypadku nieodpowiedniego użycia. Josie musiała mieć nadzieję, że dopuszczone do sprzedaży w tej cukierni ciastka nie wywołają skutków ubocznych i że mogła bezpiecznie zjeść to smakowite ciasto z chichoczącymi jagodami.
- Chętnie spróbuję i tych i tych. Myślę, że Iris się nie pogniewa o wybór smaków. Możesz mi je spakować na wynos – zgodziła się. Ach, za łatwo jej to przychodziło, ale cóż poradzić?
Wbiła łyżeczkę w postawione przed nią ciastko i spróbowała go.
- Naprawdę dobre – pochwaliła. – I tak, chyba każdy, kto kończy ten kurs, może być z siebie dumny. Ale przede mną jeszcze rok stażu podstawowego i dwa lata specjalizacji.
Bertie miał w sobie coś takiego, że mimowolnie się rozluźniła i na moment zapomniała o przygnębieniu.
- I miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Nie lubię oglądać na oddziale swoich znajomych. – Wystarczyło, że regularnie musiała widzieć tam matkę. Zdecydowanie wolała, żeby inni krewni i znajomi unikali urazów i trwali w dobrym zdrowiu, ale w życiu bywały różne przypadki. – Najważniejsze to robić coś, co daje nam szczęście i satysfakcję. Nie ma nic gorszego niż spędzać życie, robiąc coś wbrew sobie i nie znajdując w tym żadnej przyjemności.
Dzisiaj też potrzebowała takiej drobnej przyjemności. Czegokolwiek, co mogłoby stanowić jasny promyk w tym niezbyt przyjemnym dniu i osłodzić gorycz kłótni z matką. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to nie taka prosta sprawa, bo garść ciastek nie sprawi, że zapomni o kłótni, a po powrocie do domu wszystko będzie dobrze... Ale sam fakt.
- Zapewne pieczenie sprzyja ciekawym eksperymentom ze składnikami? – zapytała, patrząc, jak Bertie nakłada jej ciasto. – Zdarzają się też mniej udane przypadki? Pamiętam, jak kilka miesięcy temu trafił do nas czarodziej, który zjadł jakieś dziwne zaczarowane cukierki i jego skóra przybrała fioletowy odcień, który zniknął dopiero po kilku dniach i odpowiednich eliksirach.
Ostatecznie eksperymenty same w sobie bywały ryzykowne. Obojętnie czy dotyczyły zaklęć, eliksirów czy nawet... jedzenia. Zwłaszcza takiego wspomaganego czarami, które bywały zdradliwe w przypadku nieodpowiedniego użycia. Josie musiała mieć nadzieję, że dopuszczone do sprzedaży w tej cukierni ciastka nie wywołają skutków ubocznych i że mogła bezpiecznie zjeść to smakowite ciasto z chichoczącymi jagodami.
- Chętnie spróbuję i tych i tych. Myślę, że Iris się nie pogniewa o wybór smaków. Możesz mi je spakować na wynos – zgodziła się. Ach, za łatwo jej to przychodziło, ale cóż poradzić?
Wbiła łyżeczkę w postawione przed nią ciastko i spróbowała go.
- Naprawdę dobre – pochwaliła. – I tak, chyba każdy, kto kończy ten kurs, może być z siebie dumny. Ale przede mną jeszcze rok stażu podstawowego i dwa lata specjalizacji.
Bertie miał w sobie coś takiego, że mimowolnie się rozluźniła i na moment zapomniała o przygnębieniu.
- I miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Nie lubię oglądać na oddziale swoich znajomych. – Wystarczyło, że regularnie musiała widzieć tam matkę. Zdecydowanie wolała, żeby inni krewni i znajomi unikali urazów i trwali w dobrym zdrowiu, ale w życiu bywały różne przypadki. – Najważniejsze to robić coś, co daje nam szczęście i satysfakcję. Nie ma nic gorszego niż spędzać życie, robiąc coś wbrew sobie i nie znajdując w tym żadnej przyjemności.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
- Tak, na pewno. Chcemy, żeby to miejsce się rozwijało, więc ciągle szukamy nowości.
Przyznał szczerze, bo dokładnie tak było. We współpracy z lodziarnią spotykali się i tworzyli powoli, jednak bardzo skutecznie kolejne pyszności. Na wzmiankę o trefnych słodyczach zmarszczył jednak lekko brwi i pokręcił głową.
- To jakieś partactwo, my nigdy byśmy nie sprzedali, lub nie dali nikomu słodyczy bez przetestowania, jeśli mocniej eksperymentujemy z ich składem.
Nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji, a wyobrażał sobie doprawdy wiele rzeczy! Robił głupie dowcipy ludziom, jednak nawet gdyby umieścił coś w ciasteczkach, nigdy nie byłoby to coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób faktycznie zagrażać jedzącemu. Oczywiście zmiana koloru skóry nie brzmiała źle, jednak domyślał się, że skoro mężczyzna wymagał kilkudniowej hospitalizacji, było w tym jednak coś więcej. Nie dopytywał jednak, był spokojny o to, że Słodka Próżności nie miała z tym nic wspólnego.
Próżności musiała dbać o swoją renomę. Była nowym lokalem, a jednak już stawała się całkiem popularna, zbierała nowych klientów, mieli już spore grono stałych klientów, nie mogli sobie pozwolić na podobne rewelacje. Wszystko, co podawali było pewne i sprawdzone, a pracowały tu tylko osoby, które dobrze wiedzą do czego służą jakie składniki.
Skinął głową, pakując więc także porcję nowych ciasteczek. Reklamował je chętnie, jednak też klienci zaczynali same po nie wracać. Oczywiście był z nich dumny, w końcu pracował przy tworzeniu ich! Razem rzecz jasna z rodzeństwem Frotesceau.
Skinął głową na pochwałę i uśmiechnął się nieznacznie, choć szczerze i wesoło.
- Sporo, ale na pewno dasz radę. A potem będziesz wspominała, jak wygodnie było być stażystką. - stwierdził nadal z tym samym uśmiechem, bo i widział, że zazwyczaj tak jest. Ludzie martwią się kursami, po czym obejmują pełne posady i wspominają nawet, jeśli lubią swoją pracę, bo i często tak jest. Nauka ma w sobie pewne przywileje, odrobina spokoju i bezpieczeństwa, moment kiedy jeszcze coś uchodzi na sucho. Bertiego przerażałby podobnie odpowiedzialny zawód. Na szczęście jednak są bardziej odpowiedni do tego ludzie. Tacy na przykład, którzy nie upuszczają przedmiotów na każdym kroku.
- Nie mogę obiecać, ale się postaram. - oj, nie raz tam pewnie wróci, on zawsze się stara nie wracać, a potem to samo się dzieje. I cóż on może poradzić? No właśnie. - Też prawda. Warto doceniać przyjemną pracę.
Sam na swoją nie narzekał. Nawet, kiedy było dużo do robienia, po prostu nie mógł.
Przyznał szczerze, bo dokładnie tak było. We współpracy z lodziarnią spotykali się i tworzyli powoli, jednak bardzo skutecznie kolejne pyszności. Na wzmiankę o trefnych słodyczach zmarszczył jednak lekko brwi i pokręcił głową.
- To jakieś partactwo, my nigdy byśmy nie sprzedali, lub nie dali nikomu słodyczy bez przetestowania, jeśli mocniej eksperymentujemy z ich składem.
Nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji, a wyobrażał sobie doprawdy wiele rzeczy! Robił głupie dowcipy ludziom, jednak nawet gdyby umieścił coś w ciasteczkach, nigdy nie byłoby to coś, co mogłoby w jakikolwiek sposób faktycznie zagrażać jedzącemu. Oczywiście zmiana koloru skóry nie brzmiała źle, jednak domyślał się, że skoro mężczyzna wymagał kilkudniowej hospitalizacji, było w tym jednak coś więcej. Nie dopytywał jednak, był spokojny o to, że Słodka Próżności nie miała z tym nic wspólnego.
Próżności musiała dbać o swoją renomę. Była nowym lokalem, a jednak już stawała się całkiem popularna, zbierała nowych klientów, mieli już spore grono stałych klientów, nie mogli sobie pozwolić na podobne rewelacje. Wszystko, co podawali było pewne i sprawdzone, a pracowały tu tylko osoby, które dobrze wiedzą do czego służą jakie składniki.
Skinął głową, pakując więc także porcję nowych ciasteczek. Reklamował je chętnie, jednak też klienci zaczynali same po nie wracać. Oczywiście był z nich dumny, w końcu pracował przy tworzeniu ich! Razem rzecz jasna z rodzeństwem Frotesceau.
Skinął głową na pochwałę i uśmiechnął się nieznacznie, choć szczerze i wesoło.
- Sporo, ale na pewno dasz radę. A potem będziesz wspominała, jak wygodnie było być stażystką. - stwierdził nadal z tym samym uśmiechem, bo i widział, że zazwyczaj tak jest. Ludzie martwią się kursami, po czym obejmują pełne posady i wspominają nawet, jeśli lubią swoją pracę, bo i często tak jest. Nauka ma w sobie pewne przywileje, odrobina spokoju i bezpieczeństwa, moment kiedy jeszcze coś uchodzi na sucho. Bertiego przerażałby podobnie odpowiedzialny zawód. Na szczęście jednak są bardziej odpowiedni do tego ludzie. Tacy na przykład, którzy nie upuszczają przedmiotów na każdym kroku.
- Nie mogę obiecać, ale się postaram. - oj, nie raz tam pewnie wróci, on zawsze się stara nie wracać, a potem to samo się dzieje. I cóż on może poradzić? No właśnie. - Też prawda. Warto doceniać przyjemną pracę.
Sam na swoją nie narzekał. Nawet, kiedy było dużo do robienia, po prostu nie mógł.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Josie nie wiedziała, skąd pochodziły trefne cukierki, które zjadł tamten mężczyzna. Być może ktoś podarował mu je w ramach mało zabawnego dowcipu, który skończył się dla niego niezbyt miło, bo najwyraźniej ktoś celowo lub przypadkiem dodał do nich składnik, który wywołał silną reakcję oraz zmianę koloru skóry na intensywny fiolet, którego trudno było się pozbyć.
- Zdaję sobie z tego sprawę, że nie zrobilibyście czegoś takiego. Sama zresztą nigdy nie mogłam narzekać na kupione tu słodycze, zawsze byłam z nich bardzo zadowolona – powiedziała więc. Cukiernia nie mogła sobie pozwolić na żadne podejrzane sytuacje. – Ale nie brakuje ludzi, którzy biorą się za eksperymenty nie mając pojęcia o tym, co robią. I to dotyczy nie tylko tworzenia słodyczy. – Na oddziale często lądowali samozwańczy alchemicy, którzy próbując stworzyć nowy eliksir doprowadzali do wybuchów kociołków lub innych dziwnych efektów, a także czarodzieje, którzy myśleli, że stworzenie nowego zaklęcia to taka prosta sprawa... Odkrywanie nowych rzeczy wymagało poświęceń, ale mimo to niektórzy ludzie po prostu nie mieli do tego predyspozycji ani przygotowania i w ich przypadku takie próby musiały kończyć się fatalnie.
Zamyśliła się na moment, biorąc kolejny kęs ciasta.
- Pewnie tak. Bycie na stażu ma pewne zalety. – Na przykład to, że to nie na nich spoczywał główny ciężar odpowiedzialności. Ale były i wady, jak przydzielanie niewdzięcznych obowiązków, lekceważący stosunek niektórych uzdrowicieli i pacjentów, czy ryzyko, że w którymś momencie mogą odpaść ze stażu, jeśli nie będą dostatecznie dobrzy. – Kto wie, może za kilka lat będę bardzo tęsknić za obecnym stanem rzeczy? Teraz na przykład zdarza mi się tęsknić za beztroskimi latami Hogwartu. Pozostawił po sobie dużo miłych wspomnień i czasem żałuję, że to już się skończyło. Dobrze było przejmować się głównie egzaminami.
Może nie zawsze było tak różowo, ale łatwiej było nie myśleć o pozostawionych w domu problemach. Tęskniła za Hogwartem, nawet jeśli jej ostatnie dwa lata nauki przypadły na czas niepokojących przemian. Było całkiem możliwe, że za kilka lat będzie podobnie myśleć o stażu. Ale też nie wybiegała bardzo daleko w przyszłość, nie miała pojęcia, jak potoczy się dalej jej życie. Chociaż lubiła swoje zajęcie, była osóbką, która wciąż nie do końca wiedziała, czego pragnie w swoim życiu. Na razie było tu i teraz, nauka, zdobywanie nowych umiejętności, a także zmaganie się z sytuacją rodzinną – chorobą i ciężkimi nastrojami matki, a także wciąż nierozwiązaną sprawą zaginięcia Thomasa. Jej starszy brat od jakiegoś roku nie dawał znaku życia. Zdawała sobie jednak sprawę, że Bertie miał podobny problem – jego starsza siostra również zniknęła. Ale choć trochę brakowało jej śmiałości, by zboczyć na tak trudny temat, spojrzała na niego z ukosa, zastanawiając się, czy już coś wiedział, czy może wciąż oczekiwał w niepokoju na wieści tak jak ona.
- Zdaję sobie z tego sprawę, że nie zrobilibyście czegoś takiego. Sama zresztą nigdy nie mogłam narzekać na kupione tu słodycze, zawsze byłam z nich bardzo zadowolona – powiedziała więc. Cukiernia nie mogła sobie pozwolić na żadne podejrzane sytuacje. – Ale nie brakuje ludzi, którzy biorą się za eksperymenty nie mając pojęcia o tym, co robią. I to dotyczy nie tylko tworzenia słodyczy. – Na oddziale często lądowali samozwańczy alchemicy, którzy próbując stworzyć nowy eliksir doprowadzali do wybuchów kociołków lub innych dziwnych efektów, a także czarodzieje, którzy myśleli, że stworzenie nowego zaklęcia to taka prosta sprawa... Odkrywanie nowych rzeczy wymagało poświęceń, ale mimo to niektórzy ludzie po prostu nie mieli do tego predyspozycji ani przygotowania i w ich przypadku takie próby musiały kończyć się fatalnie.
Zamyśliła się na moment, biorąc kolejny kęs ciasta.
- Pewnie tak. Bycie na stażu ma pewne zalety. – Na przykład to, że to nie na nich spoczywał główny ciężar odpowiedzialności. Ale były i wady, jak przydzielanie niewdzięcznych obowiązków, lekceważący stosunek niektórych uzdrowicieli i pacjentów, czy ryzyko, że w którymś momencie mogą odpaść ze stażu, jeśli nie będą dostatecznie dobrzy. – Kto wie, może za kilka lat będę bardzo tęsknić za obecnym stanem rzeczy? Teraz na przykład zdarza mi się tęsknić za beztroskimi latami Hogwartu. Pozostawił po sobie dużo miłych wspomnień i czasem żałuję, że to już się skończyło. Dobrze było przejmować się głównie egzaminami.
Może nie zawsze było tak różowo, ale łatwiej było nie myśleć o pozostawionych w domu problemach. Tęskniła za Hogwartem, nawet jeśli jej ostatnie dwa lata nauki przypadły na czas niepokojących przemian. Było całkiem możliwe, że za kilka lat będzie podobnie myśleć o stażu. Ale też nie wybiegała bardzo daleko w przyszłość, nie miała pojęcia, jak potoczy się dalej jej życie. Chociaż lubiła swoje zajęcie, była osóbką, która wciąż nie do końca wiedziała, czego pragnie w swoim życiu. Na razie było tu i teraz, nauka, zdobywanie nowych umiejętności, a także zmaganie się z sytuacją rodzinną – chorobą i ciężkimi nastrojami matki, a także wciąż nierozwiązaną sprawą zaginięcia Thomasa. Jej starszy brat od jakiegoś roku nie dawał znaku życia. Zdawała sobie jednak sprawę, że Bertie miał podobny problem – jego starsza siostra również zniknęła. Ale choć trochę brakowało jej śmiałości, by zboczyć na tak trudny temat, spojrzała na niego z ukosa, zastanawiając się, czy już coś wiedział, czy może wciąż oczekiwał w niepokoju na wieści tak jak ona.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Grunt to zadowolony klient, prawda? Bott uśmiechnął się szeroko, zadowolony z tego co powiedziała Jocelyne. Fakt, że klienci ufają Próżności i temu co w niej kupują jest bardzo istotny, w końcu wszyscy pracownicy dzielnie walczą o renomę tego miejsca i dają z siebie wszystko zawsze, kiedy trzeba.
- Dobrze słyszeć takie słowa. - stwierdził więc szczerze. Zawsze dobrze być docenionym!
Na dalsze słowa dziewczyny skinął głową. Sam należał do takich osób, lubił robić nowe rzeczy, kombinować i próbować, problem leżał tylko w tym, że jako osoba z natury niecierpliwa zazwyczaj nie przygotowywał się w pełni. Zaczynał, nie kończył. To jednak kiedy robił coś wyłącznie dla siebie i we własnym zakresie, nie w pracy oraz: nigdy nie dałby czegoś zrobionego w taki sposób komukolwiek, nie testując tego wcześniej.
- To jestem w stanie zrozumieć, ale jeśli już ryzykować to wyłącznie swoim zdrowiem, nie wiem jak można dać komukolwiek do jedzenia coś magicznego, co do czego działania nie ma się całkowitej pewności. - stwierdził, choć nadal mówił tonem lekkim i wskazującym na wesołość. Skoro sytuacja miała dobre zakończenie, nie było sensu się przejmować. - Może to psikus.
Dodał po chwili obojętnie. Choć psikusy kończące się w szpitalu też są raczej nędzne.
- Na pewno. Dobre czasy nauki. - eh, Bertie był szczęśliwą, zadowoloną z życia osobą, a jednak i on by wiele dał, by mieć szansę jeszcze raz zajrzeć w mury Hogwartu, spędzić tam jeszcze jeden rok. Wspaniale wspominał ten czas, wszystkie siedem lat. Oczywiście, były złe chwile, o tych jednak zgodnie ze swoją naturą optymisty raczej nie myślał, pamiętając raczej o zamku pełnym ludzi, odkryć i dobrej zabawy.
- Taak. Pamiętam, jak pierwsze miesiące dały mi po twarzy. Niby to całkiem logiczne, że jeśli nie kupisz nic do jedzenia to nie będziesz jeść, a jednak doznałem szoku, kiedy beztrosko wróciłem pewnego dnia do domu. - przyznał ze szczerym rozbawieniem. Pewne rzeczy się nie zmieniają, na pewno nie jego roztrzepanie. - A jakie wszelkie opłaty były przerażające, szukanie pokoju, szukanie pracy, jakie to się skomplikowane wydawało.
Nie chciał wracać do rodzinnego domu. Kochał rodziców, miał z nimi bardzo silne więzi jednak źle by się czuł dając im się nadal utrzymywać, ale także pozwalając im nadal mieć znaczny wpływ na swoje życie i czas wolny.
- W szkole jedyny obowiązek to nauka, a i to szczerze mówiąc robiłem wybiórczo, jak tu nie tęsknić? - choć teraz tego żałował i starał się czasem nadrabiać braki. Był dobry, całkiem niezły z zaklęć i obrony, jednak z taką transmutacją było już zdecydowanie gorzej. A okazywała się czasami przydatna. Kiedy był młodszy nie lubił się zmuszać, uczył się tego co lubił, teraz nadszedł czas to nadrobić.
Podliczył zamówienie na przeznaczonym to tego notatniku. Miał charakterystyczne, dość duże i bardzo okrągłe pismo.
- Ale chyba nie mamy na co narzekać, wtedy wszystkim się spieszyło do dorosłości, hm? - puścił jej oczko.
Ten miesiąc miał być przełomem jeśli chodzi o poszukiwanie jego siostry: jego osobistym przełomem. Teraz jednak o tym nie myślał, nieświadom że wieści mogą nareszcie nadejść.
- Dobrze słyszeć takie słowa. - stwierdził więc szczerze. Zawsze dobrze być docenionym!
Na dalsze słowa dziewczyny skinął głową. Sam należał do takich osób, lubił robić nowe rzeczy, kombinować i próbować, problem leżał tylko w tym, że jako osoba z natury niecierpliwa zazwyczaj nie przygotowywał się w pełni. Zaczynał, nie kończył. To jednak kiedy robił coś wyłącznie dla siebie i we własnym zakresie, nie w pracy oraz: nigdy nie dałby czegoś zrobionego w taki sposób komukolwiek, nie testując tego wcześniej.
- To jestem w stanie zrozumieć, ale jeśli już ryzykować to wyłącznie swoim zdrowiem, nie wiem jak można dać komukolwiek do jedzenia coś magicznego, co do czego działania nie ma się całkowitej pewności. - stwierdził, choć nadal mówił tonem lekkim i wskazującym na wesołość. Skoro sytuacja miała dobre zakończenie, nie było sensu się przejmować. - Może to psikus.
Dodał po chwili obojętnie. Choć psikusy kończące się w szpitalu też są raczej nędzne.
- Na pewno. Dobre czasy nauki. - eh, Bertie był szczęśliwą, zadowoloną z życia osobą, a jednak i on by wiele dał, by mieć szansę jeszcze raz zajrzeć w mury Hogwartu, spędzić tam jeszcze jeden rok. Wspaniale wspominał ten czas, wszystkie siedem lat. Oczywiście, były złe chwile, o tych jednak zgodnie ze swoją naturą optymisty raczej nie myślał, pamiętając raczej o zamku pełnym ludzi, odkryć i dobrej zabawy.
- Taak. Pamiętam, jak pierwsze miesiące dały mi po twarzy. Niby to całkiem logiczne, że jeśli nie kupisz nic do jedzenia to nie będziesz jeść, a jednak doznałem szoku, kiedy beztrosko wróciłem pewnego dnia do domu. - przyznał ze szczerym rozbawieniem. Pewne rzeczy się nie zmieniają, na pewno nie jego roztrzepanie. - A jakie wszelkie opłaty były przerażające, szukanie pokoju, szukanie pracy, jakie to się skomplikowane wydawało.
Nie chciał wracać do rodzinnego domu. Kochał rodziców, miał z nimi bardzo silne więzi jednak źle by się czuł dając im się nadal utrzymywać, ale także pozwalając im nadal mieć znaczny wpływ na swoje życie i czas wolny.
- W szkole jedyny obowiązek to nauka, a i to szczerze mówiąc robiłem wybiórczo, jak tu nie tęsknić? - choć teraz tego żałował i starał się czasem nadrabiać braki. Był dobry, całkiem niezły z zaklęć i obrony, jednak z taką transmutacją było już zdecydowanie gorzej. A okazywała się czasami przydatna. Kiedy był młodszy nie lubił się zmuszać, uczył się tego co lubił, teraz nadszedł czas to nadrobić.
Podliczył zamówienie na przeznaczonym to tego notatniku. Miał charakterystyczne, dość duże i bardzo okrągłe pismo.
- Ale chyba nie mamy na co narzekać, wtedy wszystkim się spieszyło do dorosłości, hm? - puścił jej oczko.
Ten miesiąc miał być przełomem jeśli chodzi o poszukiwanie jego siostry: jego osobistym przełomem. Teraz jednak o tym nie myślał, nieświadom że wieści mogą nareszcie nadejść.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jocelyn zamyśliła się.
- Taak... Może. Chociaż jeśli to psikus to raczej nie był zabawny dla jego... ofiary, skoro jego efekty uparcie nie chciały zniknąć – zauważyła. Tak czy inaczej, bez względu na intencje, Josie nie pochwalała używania niewypróbowanych produktów, które nie wiadomo czy były bezpieczne. W obecnych czasach należało zresztą jeszcze bardziej uważać, skoro działo się tyle złych rzeczy.
Może też dlatego ostatnio Jocelyn lubiła uciekać do wspomnień. Zaledwie kilka dni wcześniej wieczorem zakradła się do sypialni siostry i spędziły razem pół nocy, leżąc obok siebie i rozmawiając o przeszłości i o zmianach, które od tamtego czasu zaszły w ich życiu. Czasami wydawało jej się, jakby ukończyła szkołę może parę miesięcy temu, a tymczasem minęły niemal dwa lata. W samym Hogwarcie spędziła siedem dobrych, przyjemnych lat z przerwami na letnie wakacje oraz ferie. Był to czas, którego z pewnością nigdy nie zapomni.
- Podejrzewam, że w twoim przypadku zderzenie było jeszcze wyraźniejsze, skoro postanowiłeś od razu rzucić się na głęboką wodę – zauważyła; sama, jak przystało na dobrze wychowaną pannę, po ukończeniu szkoły powróciła do rodzinnego domu, gdzie miała mieszkać aż do ślubu, na który na ten moment się nie zanosiło, ale była jeszcze bardzo młoda i miała na to czas. Nie była jednak wielkim obciążeniem dla ojca, gdyż otrzymywała pewne sumy za swój staż i pracę na rzecz Munga i mogła za nie pokryć wydatki na swoje zachcianki. W przypadku Bertiego było jednak zrozumiałe, że jako młody mężczyzna szukał samodzielności i chciał uniezależnić się od rodziny podczas poszukiwań własnej życiowej drogi. Thomas po wejściu w dorosłość też stawał się coraz bardziej niezależny, aż w końcu zaczął oddalać się od rodziny... i na końcu zniknął.
- Moim największym zmartwieniem były wtedy oceny z egzaminów. Teraz naprawdę doceniam, jak miłe to były czasy – uśmiechnęła się lekko; oczywiście i w Hogwarcie gdzieś z tyłu głowy czaiło się widmo niepokoju o chorą matkę, ale było to mniej odczuwalne niż wtedy, gdy była w domu i stykała się z nią. Była zresztą bardzo pilną uczennicą i poświęcała sporo czasu na naukę, martwiła się swoimi wynikami, choć w tym wszystkim znalazł się i czas na spacery, rysowanie czy nawiązywanie znajomości. – Ale brakuje mi też moich ulubionych miejsc w zamku i na błoniach, i oczywiście biblioteki, mówiących obrazów, wyjść do Hogsmeade... Chociaż wioskę nadal mogę odwiedzać, mieszka tam mój kuzyn, który jest nauczycielem w Hogwarcie. Czasem do niego zaglądam, jeśli akurat ma czas i mogę też posłuchać co nieco o szkole.
Przyjemnie było tak porozmawiać o tym z kimś w podobnym wieku, kto także był w szkole w podobnym czasie co ona i zapewne pamiętał wszystko równie dobrze. To zdumiewające, ale chyba brakowało jej takich zwykłych rozmów, nie dotyczących pracy ani tego typu spraw, a właśnie czegoś zupełnie błahego.
- Tak, rzeczywiście. Sama to pamiętam, i pamiętam, że wtedy wszyscy bardzo chcieli być już dorośli i wcielać w życie swoje wspaniałe plany – zauważyła, obserwując, jak Bertie notuje coś w swoim kajecie. Pamiętała wielu ludzi o wielkich ambicjach, choć większość z nich ostatecznie zajmowała się czymś zupełnie innym. – Później dorosłość okazywała się jednak mniej kolorowa niż wtedy, kiedy mieliśmy po piętnaście lat. Ale nie narzekam. Dostałam się na kurs tak jak sobie wtedy wymarzyłam. – Nawet jeśli i on był dużo mniej kolorowy niż mogła kiedyś myśleć. W wieku piętnastu lat to brzmiało tak wspaniale – być uzdrowicielem jak ojciec, uczyć się trudnych czarów i walczyć z chorobami, może nawet takimi jak ta, która dręczyła jej matkę? Piękne, naiwne czasy.
- Taak... Może. Chociaż jeśli to psikus to raczej nie był zabawny dla jego... ofiary, skoro jego efekty uparcie nie chciały zniknąć – zauważyła. Tak czy inaczej, bez względu na intencje, Josie nie pochwalała używania niewypróbowanych produktów, które nie wiadomo czy były bezpieczne. W obecnych czasach należało zresztą jeszcze bardziej uważać, skoro działo się tyle złych rzeczy.
Może też dlatego ostatnio Jocelyn lubiła uciekać do wspomnień. Zaledwie kilka dni wcześniej wieczorem zakradła się do sypialni siostry i spędziły razem pół nocy, leżąc obok siebie i rozmawiając o przeszłości i o zmianach, które od tamtego czasu zaszły w ich życiu. Czasami wydawało jej się, jakby ukończyła szkołę może parę miesięcy temu, a tymczasem minęły niemal dwa lata. W samym Hogwarcie spędziła siedem dobrych, przyjemnych lat z przerwami na letnie wakacje oraz ferie. Był to czas, którego z pewnością nigdy nie zapomni.
- Podejrzewam, że w twoim przypadku zderzenie było jeszcze wyraźniejsze, skoro postanowiłeś od razu rzucić się na głęboką wodę – zauważyła; sama, jak przystało na dobrze wychowaną pannę, po ukończeniu szkoły powróciła do rodzinnego domu, gdzie miała mieszkać aż do ślubu, na który na ten moment się nie zanosiło, ale była jeszcze bardzo młoda i miała na to czas. Nie była jednak wielkim obciążeniem dla ojca, gdyż otrzymywała pewne sumy za swój staż i pracę na rzecz Munga i mogła za nie pokryć wydatki na swoje zachcianki. W przypadku Bertiego było jednak zrozumiałe, że jako młody mężczyzna szukał samodzielności i chciał uniezależnić się od rodziny podczas poszukiwań własnej życiowej drogi. Thomas po wejściu w dorosłość też stawał się coraz bardziej niezależny, aż w końcu zaczął oddalać się od rodziny... i na końcu zniknął.
- Moim największym zmartwieniem były wtedy oceny z egzaminów. Teraz naprawdę doceniam, jak miłe to były czasy – uśmiechnęła się lekko; oczywiście i w Hogwarcie gdzieś z tyłu głowy czaiło się widmo niepokoju o chorą matkę, ale było to mniej odczuwalne niż wtedy, gdy była w domu i stykała się z nią. Była zresztą bardzo pilną uczennicą i poświęcała sporo czasu na naukę, martwiła się swoimi wynikami, choć w tym wszystkim znalazł się i czas na spacery, rysowanie czy nawiązywanie znajomości. – Ale brakuje mi też moich ulubionych miejsc w zamku i na błoniach, i oczywiście biblioteki, mówiących obrazów, wyjść do Hogsmeade... Chociaż wioskę nadal mogę odwiedzać, mieszka tam mój kuzyn, który jest nauczycielem w Hogwarcie. Czasem do niego zaglądam, jeśli akurat ma czas i mogę też posłuchać co nieco o szkole.
Przyjemnie było tak porozmawiać o tym z kimś w podobnym wieku, kto także był w szkole w podobnym czasie co ona i zapewne pamiętał wszystko równie dobrze. To zdumiewające, ale chyba brakowało jej takich zwykłych rozmów, nie dotyczących pracy ani tego typu spraw, a właśnie czegoś zupełnie błahego.
- Tak, rzeczywiście. Sama to pamiętam, i pamiętam, że wtedy wszyscy bardzo chcieli być już dorośli i wcielać w życie swoje wspaniałe plany – zauważyła, obserwując, jak Bertie notuje coś w swoim kajecie. Pamiętała wielu ludzi o wielkich ambicjach, choć większość z nich ostatecznie zajmowała się czymś zupełnie innym. – Później dorosłość okazywała się jednak mniej kolorowa niż wtedy, kiedy mieliśmy po piętnaście lat. Ale nie narzekam. Dostałam się na kurs tak jak sobie wtedy wymarzyłam. – Nawet jeśli i on był dużo mniej kolorowy niż mogła kiedyś myśleć. W wieku piętnastu lat to brzmiało tak wspaniale – być uzdrowicielem jak ojciec, uczyć się trudnych czarów i walczyć z chorobami, może nawet takimi jak ta, która dręczyła jej matkę? Piękne, naiwne czasy.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Nie odpowiedział. Cóż, nie znał dokładniej sprawy, jeśli chodziło wyłącznie o kolor skóry, nie było aż tak strasznie, choć sam Bertie nie uważał odsiadki w szpitalu za przyjemność i był zdania, że jeśli żart jest magiczny, jego skutki powinny same zniknąć. To jednak osobna kwestia, nie znał szczegółów, okoliczności, nic właściwie nie wiedział. A sam w końcu pokolorował kuzyna w prima aprillis! No, na jeden dzień. I owszem, miał z tego niezły ubaw. Eh, mentalność kilkulatka, co poradzić!
Bertie mało kiedy wspominał. Patrzył raczej do przodu, nie lubił się zatrzymywać, myśleć o tym co już minione. Zdarzało mu się jak każdemu, były to jednak raczej chwile, po których znów zaczynał planować albo kombinować nad tym, co zrobić w chwili obecnej.
- Możliwe. Po prostu wiedziałem, że jak wrócę na chwilę to potem będzie trudniej opuścić dom. - przyznał. Tak to działało, osiadłby i byłoby wygodnie: a nie chciał tego, lubił planować i kombinować, a dorosłość choć wiązała się nie raz ze stresem, dawała dużo satysfakcji i swobody. Jedno i drugie bardzo sobie cenił.
- Hmm, tylko to nie to samo. Znaczy Hogsmeade do którego nie idzie się drogą z zamku nie brzmi już tak, jak kiedy to była jedna jedyna szansa na opuszczenie szkolnych murów. Sama wiesz. - uśmiechnął się lekko. Hogsmeade było jak nagroda od czasu do czasu. Choć i tak będzie musiał tam wpaść któregoś razu, przy jakiejś okazji chociażby żeby napić się kremowego piwa. Może odezwie się do kogoś ze szkolnych lat? To był cudowny czas.
Zerknął w stronę drzwi, bo akurat wszedł kolejny klient. Przywitał się, jednak mężczyzna przystanął przed ladą i poprosił o chwilę na podjęcie decyzji, więc Bertie znów spojrzał na Jo.
- Ja się nie przejmowałem. Całe życie mi przeszło chyba na zasadzie szczęścia. I ludzi, którzy potrafili mnie kopnąć kiedy trzeba. - przyznał. Jeśli ktoś uważa, że Bertie teraz jest nieodpowiedzialny, powinien znać go w szkole. Ale cóż, chyba wolno mu było, skoro mimo to przetrwał do dziś jako całkiem radosny człowiek bez większych traum. Za wyjątkiem zaginięcia Anny rzecz jasna.
- Tak, prawda. Miało to wiele uroku. - przyznał. Zaraz podał drugiemu klientowi ciasteczka, które ten zamówił. Przeprosił Jo na chwilę realizowania zamówienia, klient zaraz wyszedł. - Też prawda. Teraz jest w porządku, choć trzeba się starać, żeby było lepiej.
Przyznał. I miał tu na myśli zarówno życie prywatne, jak i to, co działo się w kraju. Nie kontynuował jednak myśli, nie chcąc zaczynać politycznej dyskusji: szczególnie, że już zaraz musiał się zająć kolejnymi klientami, którzy weszli do cukierni: trzy osoby siadły przy jednym stoliku, kolejna poszła do lady. Zajął się więc szybko osobą zamawiającą na wynos, by zaraz ruszyć do stolika.
zt
Bertie mało kiedy wspominał. Patrzył raczej do przodu, nie lubił się zatrzymywać, myśleć o tym co już minione. Zdarzało mu się jak każdemu, były to jednak raczej chwile, po których znów zaczynał planować albo kombinować nad tym, co zrobić w chwili obecnej.
- Możliwe. Po prostu wiedziałem, że jak wrócę na chwilę to potem będzie trudniej opuścić dom. - przyznał. Tak to działało, osiadłby i byłoby wygodnie: a nie chciał tego, lubił planować i kombinować, a dorosłość choć wiązała się nie raz ze stresem, dawała dużo satysfakcji i swobody. Jedno i drugie bardzo sobie cenił.
- Hmm, tylko to nie to samo. Znaczy Hogsmeade do którego nie idzie się drogą z zamku nie brzmi już tak, jak kiedy to była jedna jedyna szansa na opuszczenie szkolnych murów. Sama wiesz. - uśmiechnął się lekko. Hogsmeade było jak nagroda od czasu do czasu. Choć i tak będzie musiał tam wpaść któregoś razu, przy jakiejś okazji chociażby żeby napić się kremowego piwa. Może odezwie się do kogoś ze szkolnych lat? To był cudowny czas.
Zerknął w stronę drzwi, bo akurat wszedł kolejny klient. Przywitał się, jednak mężczyzna przystanął przed ladą i poprosił o chwilę na podjęcie decyzji, więc Bertie znów spojrzał na Jo.
- Ja się nie przejmowałem. Całe życie mi przeszło chyba na zasadzie szczęścia. I ludzi, którzy potrafili mnie kopnąć kiedy trzeba. - przyznał. Jeśli ktoś uważa, że Bertie teraz jest nieodpowiedzialny, powinien znać go w szkole. Ale cóż, chyba wolno mu było, skoro mimo to przetrwał do dziś jako całkiem radosny człowiek bez większych traum. Za wyjątkiem zaginięcia Anny rzecz jasna.
- Tak, prawda. Miało to wiele uroku. - przyznał. Zaraz podał drugiemu klientowi ciasteczka, które ten zamówił. Przeprosił Jo na chwilę realizowania zamówienia, klient zaraz wyszedł. - Też prawda. Teraz jest w porządku, choć trzeba się starać, żeby było lepiej.
Przyznał. I miał tu na myśli zarówno życie prywatne, jak i to, co działo się w kraju. Nie kontynuował jednak myśli, nie chcąc zaczynać politycznej dyskusji: szczególnie, że już zaraz musiał się zająć kolejnymi klientami, którzy weszli do cukierni: trzy osoby siadły przy jednym stoliku, kolejna poszła do lady. Zajął się więc szybko osobą zamawiającą na wynos, by zaraz ruszyć do stolika.
zt
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jocelyn była osobą, która myślała o przeszłości całkiem sporo, szczególnie ostatnio. Pewnie zdrowiej byłoby po prostu iść do przodu i nie przejmować się niczym, ale ona tak nie potrafiła. Jej wspomnienia były integralną częścią jej osoby, a przeżycia miały wpływ na to, kim była teraz. Wierzyła jednak, że jest szczęśliwa, a przynajmniej taką ułudą się karmiła, żyjąc w przekonaniu, że dobrze kierowała swoim życiem i podejmowała słuszne decyzje. Tak sobie powtarzała, ilekroć dopadały ją jakieś wątpliwości.
- Może masz rację... To znaczy, teraz czuję się zupełnie inaczej, wybierając się do Hogsmeade. Mam świadomość, że mogę się tam udać właściwie w każdej chwili i opuścić je z równą łatwością, jak się tam pojawiłam – zaczęła po chwili namysłu. Niestety także sobie to uświadomiła – to już nie było to samo co dawniej. – To nadal są cudowne wyjścia, pomagają obudzić wspomnienia i jeszcze raz poczuć się jak wtedy, ale nie mają już tej samej magii, którą miały, gdy były jedyną okazją do wyrwania się ze szkolnych murów. – Takie wypady miały miejsce raz na kilka tygodni i zawsze były wielkim wydarzeniem, którym żyli wszyscy uczniowie pragnący oderwać się od codziennej rutyny i nauki. Teraz było inaczej. To świat poza szkołą był czymś normalnym i codziennym, pomijając godziny pracy mogła w każdej chwili przenieść się w dowolne miejsce w kraju. W Hogwarcie nie miała takiej możliwości, do rodzinnego domu udając się tylko w wakacje i ferie, a raz na kilka tygodni mogąc iść do Hogsmeade i kupić nowy zapasik słodyczy lub napić się kremowego piwa w „Trzech Miotłach” wraz z siostrą i ich wspólnymi znajomymi.
W momencie, gdy pojawił się kolejny klient, prawie skończyła już swoje ciastko. Wiedziała, że powinna się zbierać, nie powinna zajmować Bertiemu wiele czasu w pracy ani odwlekać w nieskończoność konfrontacji z rozeźloną matką. Choć miała nadzieję, że ta zasnęła i że dzisiaj uniknie kolejnej nieprzyjemnej rozmowy.
Przytaknęła mu jeszcze, po czym zaczęła się zbierać. Wzięła przygotowane dla niej wcześniej ciasteczka na wynos i zapłaciła za wszystko.
- Dziękuję za rozmowę, Bertie. Mam nadzieję, że za jakiś czas znowu się spotkamy. – Oby nie na oddziale, dodała już w myślach. Zabrała swoje pakunki, pożegnała się i wyszła, mając lepszy nastrój niż w momencie, gdy tu przyszła.
| zt.
- Może masz rację... To znaczy, teraz czuję się zupełnie inaczej, wybierając się do Hogsmeade. Mam świadomość, że mogę się tam udać właściwie w każdej chwili i opuścić je z równą łatwością, jak się tam pojawiłam – zaczęła po chwili namysłu. Niestety także sobie to uświadomiła – to już nie było to samo co dawniej. – To nadal są cudowne wyjścia, pomagają obudzić wspomnienia i jeszcze raz poczuć się jak wtedy, ale nie mają już tej samej magii, którą miały, gdy były jedyną okazją do wyrwania się ze szkolnych murów. – Takie wypady miały miejsce raz na kilka tygodni i zawsze były wielkim wydarzeniem, którym żyli wszyscy uczniowie pragnący oderwać się od codziennej rutyny i nauki. Teraz było inaczej. To świat poza szkołą był czymś normalnym i codziennym, pomijając godziny pracy mogła w każdej chwili przenieść się w dowolne miejsce w kraju. W Hogwarcie nie miała takiej możliwości, do rodzinnego domu udając się tylko w wakacje i ferie, a raz na kilka tygodni mogąc iść do Hogsmeade i kupić nowy zapasik słodyczy lub napić się kremowego piwa w „Trzech Miotłach” wraz z siostrą i ich wspólnymi znajomymi.
W momencie, gdy pojawił się kolejny klient, prawie skończyła już swoje ciastko. Wiedziała, że powinna się zbierać, nie powinna zajmować Bertiemu wiele czasu w pracy ani odwlekać w nieskończoność konfrontacji z rozeźloną matką. Choć miała nadzieję, że ta zasnęła i że dzisiaj uniknie kolejnej nieprzyjemnej rozmowy.
Przytaknęła mu jeszcze, po czym zaczęła się zbierać. Wzięła przygotowane dla niej wcześniej ciasteczka na wynos i zapłaciła za wszystko.
- Dziękuję za rozmowę, Bertie. Mam nadzieję, że za jakiś czas znowu się spotkamy. – Oby nie na oddziale, dodała już w myślach. Zabrała swoje pakunki, pożegnała się i wyszła, mając lepszy nastrój niż w momencie, gdy tu przyszła.
| zt.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
27.09
- Dam sobie rękę uciąć, że to była Bella*- mówi przejęta Polly Havisham, kiedy drzwi z dzwoneczkiem już się zamknęły, a z zasięgu wzroku zniknęła piękna dama w równie pięknym, a może nawet piękniejszym futrze. Polly aż miała rumieńce na policzkach, kiedy odwróciła się i tak pisnęła zachwycona, informując Bertiego o tym jaka gwiazda była gościem ich cukierni. Zagryzła usta zaaferowana tym co tutaj się wydarzyło i odwróciła się twarzą do kuchni z której wychodził Bertie. - Ona jest wspaniała, widziałam ją tylko raz na scenie jak wygrałam bilety na jej koncert. Jaka ona jest piękna, a na żywo miała tak lśniące włosy. Bertie, a może bym zaczęła się tak czesać?? - i zaraz złapała swoje bardzo modne (w mugolskiej części Londynu) loki do góry i pokazuje mu jak wyglądałaby w eleganckim koku. Puściła mu oczko, ale zaraz przestała się tak do niego szczerzyć i opuściła włosy, bo sobie przypomniała, że nie może mu takich tutaj dawać zalotnych sygnałów. Są w pracy, nawet jeżeli Bertie już niedługo będzie z niej odchodził, to jednak wciąż to jest praca i trzeba być profesjonalnym. Ostatnio jak tak się do niego wdzięczyła, to skończyło się na złamanym sercu i tym, że przez cały miesiąc była powodem serii zakalców - a jak wiemy, to dla cukierni może być zgubne. Fakt, że cukiernia jeszcze stała, był przestrogą dla Polly, żeby w przyszłości już nigdy nie angażować się w uczucia z kolegami z pracy. Smutno jej było, kiedy czasami wspominała jak się to wszystko potoczyło w przeszłości - dlatego postanowiła oddzielić to grubą czarną kreską i zapomnieć. Szczególnie, że słyszała (z plotek w grupce), że i jemu nieszczególnie się z tą całą
Musiał jednak zauważyć, że jej humor się dziwnie zniszczył, a ona patrzy się na niego jakaś taka poruszona. Może to napadło ją dziś przez to, że po raz pierwszy od bardzo dawna byli sami ? Zawsze ktoś tu się kręcił, albo Bertie uciekał, albo Polly musiała wyjść. Potem przychodziły koleżanki i czekały aż zamkną, czasami koledzy też. A teraz byli tylko oni, bez pani Cynthi, bez gości czy klientów. I chyba się Havishamowej wydawało, że powietrze się tak nagle zelektryzowało.
- Będzie mi brakować Cię tu - przyznała w końcu, bo wyrwała jej się ta myśl tak nagle z głowy, ale była najprawdziwsza dzięki temu. I już niczym niezakłócona, bo przecież wybiła godzina końca ich zmiany. Mogli zamknąć cukiernię.
*tutaj masz kto to jest haha
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Nie bardzo interesował się sztukami wyższymi jak opera. Może trochę wstyd, choć z drugiej strony mało kto by się tego po nim spodziewał. Może gdyby mu pokazać coś ciekawego, bardziej zainteresowałby się tematem, a jednak kiedy podekscytowana Polly zaczęła skakać za ladą, Bertie z trudem skojarzył w ogóle artystyczny przydomek śpiewaczki.
- Mogę się założyć, że mamy wielu sławnych klientów, w końcu jesteśmy najlepsi. - stwierdził, uśmiechając się przy tym. A on wielu sław pewnie nawet by nie poznał, bo i pamięci do twarzy za szczególnej nie miał.
Mówienie "my" o ludziach z Próżności było dla niego już na tyle naturalne, że kiedy stąd odejdzie - a to przecież już tylko krótka chwila - będzie mu z tym cholernie dziwnie.
- Hm, czemuby nie. - uśmiechnął się wesoło, patrząc jak Polka dobiera sobie włosy na podobieństwo diwy. - W tym futrze w każdym razie na pewno wyglądałabyś lepiej od niej.
Puścił jej jeszcze oczko, opierając się o ścianę. W kuchni w sumie wszystko było posprzątane, ostatni klienci właśnie wstawali od stolika. Widział jej nastrój, trochę przy tym nie wiedząc jak na niego zareagować - czasem nadal miał wyrzuty sumienia, że wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób, wiedział że było to nie w porządku, choć kiedy zobaczył swoją dawną wieloletnią miłość, świat dosłownie stanął mu na głowie. Tak czy inaczej ruszył żeby sprzątnąć ostatni stolik, kiedy usłyszał kolejne słowa.
- Teraz będziesz musiała nadrabiać urokiem za dwóch. - stwierdził, bo lubił żartować, że klienci to dla ich dwójki, ich powabu i uroku przychodzą do Próżności, a najlepsze na świecie słodycze to tylko dodatek. No, te słodycze to on teraz zamierzał przebić. - Też będę tęsknił.
Dodał jeszcze. I za nią i za całą grupą i za tym miejscem. To była najlepsza praca jaką miał kiedykolwiek. A teraz ruszał dalej i w sumie to bał się tego cholernie i chyba było to po nim widać, bo po nim w końcu widać absolutnie wszystko, a od jakiegoś czasu był jakiś nieswój i jakoś tak częściej w swojej wesołości i głupich żartach łapał się na jakimś takim czarniejszym humorze o upadających biznesach.
- Ale będę wpadał. Trzeba podglądać konkurencję, hm?
Nie spieszył się jakoś wyjątkowo. Ostatnio w kółko był zabiegany. Chodził z miejsca w miejsce, raz Ministerstwo, raz ten swój lokal, raz Próżności, to kolejne kulinarne eksperymenty. To był jednak jeden z ostatnich dni.
- Napijesz się jeszcze kawy? Ja zrobię.
Zaoferował, niosąc naczynia do kuchni.
- Mogę się założyć, że mamy wielu sławnych klientów, w końcu jesteśmy najlepsi. - stwierdził, uśmiechając się przy tym. A on wielu sław pewnie nawet by nie poznał, bo i pamięci do twarzy za szczególnej nie miał.
Mówienie "my" o ludziach z Próżności było dla niego już na tyle naturalne, że kiedy stąd odejdzie - a to przecież już tylko krótka chwila - będzie mu z tym cholernie dziwnie.
- Hm, czemuby nie. - uśmiechnął się wesoło, patrząc jak Polka dobiera sobie włosy na podobieństwo diwy. - W tym futrze w każdym razie na pewno wyglądałabyś lepiej od niej.
Puścił jej jeszcze oczko, opierając się o ścianę. W kuchni w sumie wszystko było posprzątane, ostatni klienci właśnie wstawali od stolika. Widział jej nastrój, trochę przy tym nie wiedząc jak na niego zareagować - czasem nadal miał wyrzuty sumienia, że wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób, wiedział że było to nie w porządku, choć kiedy zobaczył swoją dawną wieloletnią miłość, świat dosłownie stanął mu na głowie. Tak czy inaczej ruszył żeby sprzątnąć ostatni stolik, kiedy usłyszał kolejne słowa.
- Teraz będziesz musiała nadrabiać urokiem za dwóch. - stwierdził, bo lubił żartować, że klienci to dla ich dwójki, ich powabu i uroku przychodzą do Próżności, a najlepsze na świecie słodycze to tylko dodatek. No, te słodycze to on teraz zamierzał przebić. - Też będę tęsknił.
Dodał jeszcze. I za nią i za całą grupą i za tym miejscem. To była najlepsza praca jaką miał kiedykolwiek. A teraz ruszał dalej i w sumie to bał się tego cholernie i chyba było to po nim widać, bo po nim w końcu widać absolutnie wszystko, a od jakiegoś czasu był jakiś nieswój i jakoś tak częściej w swojej wesołości i głupich żartach łapał się na jakimś takim czarniejszym humorze o upadających biznesach.
- Ale będę wpadał. Trzeba podglądać konkurencję, hm?
Nie spieszył się jakoś wyjątkowo. Ostatnio w kółko był zabiegany. Chodził z miejsca w miejsce, raz Ministerstwo, raz ten swój lokal, raz Próżności, to kolejne kulinarne eksperymenty. To był jednak jeden z ostatnich dni.
- Napijesz się jeszcze kawy? Ja zrobię.
Zaoferował, niosąc naczynia do kuchni.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Oczywiście że tak, ale wiesz to jednak Bella, nie widziałeś jaka była piękna? - Polly obróciła się jeszcze w stronę okna, jakby miała ujrzeć po raz kolejny plecy pani celebrytki (czy w latach 50 byli celebryci, chyba nie, ale nie wiem jakiego użyć słowa), niestety ta zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i powoli ulatujący zapach drogich perfum.
Kiedy tak się wdzięczyła z puklami włosów w rękach, a on zaczął jej tutaj opowiadać, że niby wyglądałaby lepiej od DIWY w tym futrze, to aż wytrzeszczyła na niego oczy. No jak on mógł tak opowiadać, przecież Bella była najpiękniejszą dziewczyną w całym Londynie!
- Przestań opowiadać głupoty, Bertie, bo się na ciebię śmiertelnie obrażę! - jednak dziewcząt nie umie zrozumieć nikt, a już na pewno trudno jest zrozumieć Poleczkę. Ale jej nie trzeba rozumieć, ją się po prostu uwielbia i na tym się kończy cała filozofia.
A skoro o obrażaniu mowa, to pewnie wiele dziewcząt by się dziwiło, że Polly dotąd się nie obraziła NA ŚMIERĆ na Bertiego za to co jej zrobił. Och oczywiście, że się troche obraziła, ale potem poszła po rozum do głowy i zrozumiała, że Bertie wciąż żyje w przeszłości. Och, to ich tak strasznie różniło. Ona potrafiła zapomnieć o przeszłości pstrykając palcami. Pstryk i już liczy się tylko to co nowe. Jest czysta kartka a na niej uczucie kiełkujące. Nie wszyscy niestety potrafili tak podchodzić do życia, no i Bertie nie umiał, wciąż zakochany w dziewczynie, która nie była dla niego dobra.
Spojrzeniem go goni, kiedy ten pośpieszył ze sprzątaniem. Może by mu powiedzieć, że nie musi wcale odchodzić... Polly jednak pstryknęła palcami i pozwoliła mu iść do nowego. Może dzięki temu i on odkryje możliwość posiadania białej kartki?
Zrobiło się trochę niezręcznie, więc wzięła wdech i odwróciła się, żeby zamknąć drzwi do kawiarenki i zasłonić okna. Dziś już nieczynne.
Wyprostowała fartuszek i znów się do niego odwraca. Konkurencję? Aż się uśmiechnęła.
- Och Bertie, przecież wiesz doskonale, że nie będziemy konkurować. Na szczęście ludzie mają tą cechę, że w trudnych czasach uwielbiają poprawiać sobie humor jedzeniem, a zarówno Ty jak i my zapewniamy im najlepsze desery w całej Anglii! - oczywiście była o tym przekonana, nawet nie miała żadnych wątpliwości, przecież pieczenie z Bertim sprawiało im obojgu tak dużą przyjemność, że to co się rodziło z ich wspólnych eksperymentów musiało zachwycać gości! I rzeczywiście klienci zawsze chwalili najbardziej to, co Bertie i Polly zrobili razem.
- Tylko.. - ruszyła za nim do kuchni i została w drzwiach, kiedy ten już wstawiał kawkę - bez mleka bo się odchudzam - mówi w końcu, bo sama nie wiedziała dlaczego chciała wcześniej powiedzieć mu coś innego. Nie, no to nie ma sensu! Polly przestań się tak katować i po prostu to powiedz!
- Bertie, tak bardzo chciałam ci coś sprawić na to, że odchodzisz, ale... - pogubiła gdzieś spojrzenie po kątach kuchni - ale to by znaczyło jakieś pożegnanie, a ja go wcale nie chcę... Obiecujesz, że nie zapomnisz o tym miejscu i hm, o mnie?
Bo ona się strasznie boi tego, że jednak zapomni!
Kiedy tak się wdzięczyła z puklami włosów w rękach, a on zaczął jej tutaj opowiadać, że niby wyglądałaby lepiej od DIWY w tym futrze, to aż wytrzeszczyła na niego oczy. No jak on mógł tak opowiadać, przecież Bella była najpiękniejszą dziewczyną w całym Londynie!
- Przestań opowiadać głupoty, Bertie, bo się na ciebię śmiertelnie obrażę! - jednak dziewcząt nie umie zrozumieć nikt, a już na pewno trudno jest zrozumieć Poleczkę. Ale jej nie trzeba rozumieć, ją się po prostu uwielbia i na tym się kończy cała filozofia.
A skoro o obrażaniu mowa, to pewnie wiele dziewcząt by się dziwiło, że Polly dotąd się nie obraziła NA ŚMIERĆ na Bertiego za to co jej zrobił. Och oczywiście, że się troche obraziła, ale potem poszła po rozum do głowy i zrozumiała, że Bertie wciąż żyje w przeszłości. Och, to ich tak strasznie różniło. Ona potrafiła zapomnieć o przeszłości pstrykając palcami. Pstryk i już liczy się tylko to co nowe. Jest czysta kartka a na niej uczucie kiełkujące. Nie wszyscy niestety potrafili tak podchodzić do życia, no i Bertie nie umiał, wciąż zakochany w dziewczynie, która nie była dla niego dobra.
Spojrzeniem go goni, kiedy ten pośpieszył ze sprzątaniem. Może by mu powiedzieć, że nie musi wcale odchodzić... Polly jednak pstryknęła palcami i pozwoliła mu iść do nowego. Może dzięki temu i on odkryje możliwość posiadania białej kartki?
Zrobiło się trochę niezręcznie, więc wzięła wdech i odwróciła się, żeby zamknąć drzwi do kawiarenki i zasłonić okna. Dziś już nieczynne.
Wyprostowała fartuszek i znów się do niego odwraca. Konkurencję? Aż się uśmiechnęła.
- Och Bertie, przecież wiesz doskonale, że nie będziemy konkurować. Na szczęście ludzie mają tą cechę, że w trudnych czasach uwielbiają poprawiać sobie humor jedzeniem, a zarówno Ty jak i my zapewniamy im najlepsze desery w całej Anglii! - oczywiście była o tym przekonana, nawet nie miała żadnych wątpliwości, przecież pieczenie z Bertim sprawiało im obojgu tak dużą przyjemność, że to co się rodziło z ich wspólnych eksperymentów musiało zachwycać gości! I rzeczywiście klienci zawsze chwalili najbardziej to, co Bertie i Polly zrobili razem.
- Tylko.. - ruszyła za nim do kuchni i została w drzwiach, kiedy ten już wstawiał kawkę - bez mleka bo się odchudzam - mówi w końcu, bo sama nie wiedziała dlaczego chciała wcześniej powiedzieć mu coś innego. Nie, no to nie ma sensu! Polly przestań się tak katować i po prostu to powiedz!
- Bertie, tak bardzo chciałam ci coś sprawić na to, że odchodzisz, ale... - pogubiła gdzieś spojrzenie po kątach kuchni - ale to by znaczyło jakieś pożegnanie, a ja go wcale nie chcę... Obiecujesz, że nie zapomnisz o tym miejscu i hm, o mnie?
Bo ona się strasznie boi tego, że jednak zapomni!
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Poleczko ja jestem Bottem, opowiadanie głupot to mój obowiązek wobec rodu, chcesz żeby mnie wydziedziczono? - przechylił lekko głowę i w sumie to mógł wyglądać jakby mówił poważnie, ale w sumie to kto go tam wie? Zaraz z resztą na jego twarz powrócił uśmiech, ten nie mógł przecież znikać na długo, oj to byłby bardzo zły znak.
- Poza tym to akurat głupoty nie były, wierz mi potrafię to rozpoznać. - zapewnił jeszcze patrząc na Polly, która w końcu miała swój urok i nie potrzebowała do tego jakichś dodatkowych magicznych genów, co nie?
- W sumie. - wzruszył ramionami, bo i konkurencja nie byłaby znowu taka zła, ostatecznie jego lokal miał mieć trochę inny charakter więc mogłoby to być całkiem zdrowe jednocześnie. Wahał się jeszcze co prawda nad sprawą ich wspólnych wynalazków, czy tych które powstały z rodzeństwem Fortescue - mógł je wykorzystać bez problemu, a czasu na tworzenie wszystkiego od nowa miał niewiele, choć jednocześnie nie był przekonany co do sprzedawania tych samych produktów. - Byle tylko znowu nam Pokątnej nie zasypało anomaliami to damy sobie jakoś radę. - uśmiechnął się. Wiedział, że to szalone czasy na zakładanie biznesu, szczególnie że te czasy po części dodatkowo zajmowały mu kolejne dni. A raczej walka o to żeby się zmieniły. Nie chciał jednak czekać, nigdy nie był w czekaniu dobry.
Zerknął na Polly, kiedy ta go zaczepiła i uniósł brew ku górze.
- Powinienem ci za te słowa zrobić deser śmietankowo karmelowy z dodatkiem kawy. - stwierdził, bo w sumie to zawsze był trochę ślepawy i nie widział, że coś innego chciała chyba Polly powiedzieć. - Ale czarna jest najlepsza. - dodał. Najlepsza do wszystkiego, szczególnie do słodyczy. - Niby z czego chcesz się odchudzać?
Dziewczyny chyba tak mają. Nigdy tego za bardzo nie pojmował, ale jednocześnie dostrzegał w tym dziwny sens. One chciały być jak najładniejsze żeby zwracać uwagę, a faceci choć im też przecież zależało na tym żeby jakąś z nich do siebie przyciągnąć zwracali tę uwagę innymi metodami.
Jedynie nigdy nie sądził że Poleczce by takie bzdury do głowy przyszły, no ale widocznie każdy miewa gorszy czas, co nie?
Dopiero po chwili do niego dotarło, że chyba jednak nie do końca o kawę chodziło, akurat z dwiema filiżankami wracał do stolika i stawiając je spojrzał na blondynkę uważnie. Uśmiechnął się przy tym dość wesoło i ze sporą dozą ciepła, jaką zawsze w sobie miał.
- Żartujesz sobie? To jest miejsce w którym wreszcie doszedłem ze sobą do jakiegoś ładu. - rozłożył ręce, patrząc nadal na Polkę. Słodka Próżności zawsze będzie dla niego ważnym miejscem, ta praca pomogła mu nadać swojemu życiu zawodowego jakiś konkretny tor, do tej pory tułał się z posady w posadę, tutaj był już jak na siebie dość długo i wcale nie do końca rezygnował.
A Polly? Pokręcił lekko głową.
- Odchodzę z pracy, nie wyjeżdżam z Londynu, hm? Będę niedaleko i zawsze gdybyś miała gorszy dzień albo lepszy dzień albo po prostu ochotę, możesz tam zajrzeć. Załatwię ci stałą rezerwację na jeden ze stolików. - puścił jej oczko. Bał się tego początku, bał się prowadzenia działalności i trochę czuł że wszystko mu przelatuje przez palce i nie panuje nad własnym życiem. Możliwe, że wróci tu z potwornymi długami i kopniakiem od losu, ale chciał wierzyć że będzie dobrze. - Jesteś urocza, wiesz? Nie zapomnę cię, obiecuję. A jeśli coś dziwnego się stanie i to zrobię to po prostu wpadnij wylać mi kubeł wody na głowę.
Puścił jej jeszcze oczko.
- Poza tym to akurat głupoty nie były, wierz mi potrafię to rozpoznać. - zapewnił jeszcze patrząc na Polly, która w końcu miała swój urok i nie potrzebowała do tego jakichś dodatkowych magicznych genów, co nie?
- W sumie. - wzruszył ramionami, bo i konkurencja nie byłaby znowu taka zła, ostatecznie jego lokal miał mieć trochę inny charakter więc mogłoby to być całkiem zdrowe jednocześnie. Wahał się jeszcze co prawda nad sprawą ich wspólnych wynalazków, czy tych które powstały z rodzeństwem Fortescue - mógł je wykorzystać bez problemu, a czasu na tworzenie wszystkiego od nowa miał niewiele, choć jednocześnie nie był przekonany co do sprzedawania tych samych produktów. - Byle tylko znowu nam Pokątnej nie zasypało anomaliami to damy sobie jakoś radę. - uśmiechnął się. Wiedział, że to szalone czasy na zakładanie biznesu, szczególnie że te czasy po części dodatkowo zajmowały mu kolejne dni. A raczej walka o to żeby się zmieniły. Nie chciał jednak czekać, nigdy nie był w czekaniu dobry.
Zerknął na Polly, kiedy ta go zaczepiła i uniósł brew ku górze.
- Powinienem ci za te słowa zrobić deser śmietankowo karmelowy z dodatkiem kawy. - stwierdził, bo w sumie to zawsze był trochę ślepawy i nie widział, że coś innego chciała chyba Polly powiedzieć. - Ale czarna jest najlepsza. - dodał. Najlepsza do wszystkiego, szczególnie do słodyczy. - Niby z czego chcesz się odchudzać?
Dziewczyny chyba tak mają. Nigdy tego za bardzo nie pojmował, ale jednocześnie dostrzegał w tym dziwny sens. One chciały być jak najładniejsze żeby zwracać uwagę, a faceci choć im też przecież zależało na tym żeby jakąś z nich do siebie przyciągnąć zwracali tę uwagę innymi metodami.
Jedynie nigdy nie sądził że Poleczce by takie bzdury do głowy przyszły, no ale widocznie każdy miewa gorszy czas, co nie?
Dopiero po chwili do niego dotarło, że chyba jednak nie do końca o kawę chodziło, akurat z dwiema filiżankami wracał do stolika i stawiając je spojrzał na blondynkę uważnie. Uśmiechnął się przy tym dość wesoło i ze sporą dozą ciepła, jaką zawsze w sobie miał.
- Żartujesz sobie? To jest miejsce w którym wreszcie doszedłem ze sobą do jakiegoś ładu. - rozłożył ręce, patrząc nadal na Polkę. Słodka Próżności zawsze będzie dla niego ważnym miejscem, ta praca pomogła mu nadać swojemu życiu zawodowego jakiś konkretny tor, do tej pory tułał się z posady w posadę, tutaj był już jak na siebie dość długo i wcale nie do końca rezygnował.
A Polly? Pokręcił lekko głową.
- Odchodzę z pracy, nie wyjeżdżam z Londynu, hm? Będę niedaleko i zawsze gdybyś miała gorszy dzień albo lepszy dzień albo po prostu ochotę, możesz tam zajrzeć. Załatwię ci stałą rezerwację na jeden ze stolików. - puścił jej oczko. Bał się tego początku, bał się prowadzenia działalności i trochę czuł że wszystko mu przelatuje przez palce i nie panuje nad własnym życiem. Możliwe, że wróci tu z potwornymi długami i kopniakiem od losu, ale chciał wierzyć że będzie dobrze. - Jesteś urocza, wiesz? Nie zapomnę cię, obiecuję. A jeśli coś dziwnego się stanie i to zrobię to po prostu wpadnij wylać mi kubeł wody na głowę.
Puścił jej jeszcze oczko.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słodka Eea
Szybka odpowiedź