Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire
Sherwood [I]
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sherwood
Tajemnicze, pełne magii lasy Sherwood przynależą do hrabstwa Nottinghamshire. Od stuleci znajdują się one pod opieką Nottów, którzy dbają o bezpieczeństwo na jego granicach oraz pilnują, by nikt niepowołany nie zakłócał spokoju żyjącym tam istotom ani nie niepokoił driad zamieszkujących osławiony dąb Major Oak. Czyjakolwiek obecność bez uzyskania pozwolenia ze strony opiekunów Sherwood skończy się tragedią, bowiem lasy te same potrafią się obronić przed niepotrzebną ingerencją. Każdy nieupoważniony zabłądzi w gęstwinach i nie znajdzie drogi powrotnej, dlatego lepiej uważać, czy rzeczywiście pragnie się móc podziwiać to piękno po raz ostatni.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.16 15:07, w całości zmieniany 1 raz
Selwyn szedł traktem do miejsca, w którym zbierali się już czarodzieje i zwierzęta. Znaleźć to miejsce trudno nie było - nie dość, że droga była wyznaczona, to jeszcze kłębowisko ludzko-zwierzęce emitowało gwar i woń nie do pomylenia, tudzież przeoczenia. Raz za razem Alexander zaciągał się papierosem, zostawiając za sobą wijące się w zimowym powietrzu kłęby dymu. Zresztą, co to była za zima. Ledwie ostatnie jej tchnięcie przed ostatecznymi roztopami i przejęciu władzy przez wiosnę.
Nie jeździł dawno - może zbyt dawno? - bo ostatnią taką okazję miał jeszcze w Beauxbatons. Z lekkim opóźnieniem zauważył, że właściwie wszyscy byli już gotowi. Zgniótł niedopałek na popiół, strzepnąwszy go następnie z dłoni i ruszył do swojego dzisiejszego towarzysza w tej niezwykłej przygodzie, na którą namówiła go jego rodzona kuzynka. Idź, dobrze ci to zrobi, Lex. Sranie po ścianie, nadal czuł się przykuty nierozerwalnym łańcuchem do swojej depresji i nie miał zamiaru jej porzucać.
Zbliżył się do czarnego jak noc wierzchowca i poklepał go po szyi, a następnie pogładził delikatną chrapkę.
- Witaj, Kopciuszku - powiedział miękko do konia. A właściwie klaczy. Była jeszcze młoda, ledwo zasłużyła na miano dorosłego konia. Jednak zwierzę i jeździec pasowali do siebie - każde z nich było nieprzyzwoicie wysokie i od stóp do głów czarne. Selwyn bowiem przywdział czarny strój jeździecki. Idealnie oddający jego stan wewnętrzny.
Wskoczył na konia, a kierując się w stronę startu skinął głową Emery, gdy ją mijał.
Nie jeździł dawno - może zbyt dawno? - bo ostatnią taką okazję miał jeszcze w Beauxbatons. Z lekkim opóźnieniem zauważył, że właściwie wszyscy byli już gotowi. Zgniótł niedopałek na popiół, strzepnąwszy go następnie z dłoni i ruszył do swojego dzisiejszego towarzysza w tej niezwykłej przygodzie, na którą namówiła go jego rodzona kuzynka. Idź, dobrze ci to zrobi, Lex. Sranie po ścianie, nadal czuł się przykuty nierozerwalnym łańcuchem do swojej depresji i nie miał zamiaru jej porzucać.
Zbliżył się do czarnego jak noc wierzchowca i poklepał go po szyi, a następnie pogładził delikatną chrapkę.
- Witaj, Kopciuszku - powiedział miękko do konia. A właściwie klaczy. Była jeszcze młoda, ledwo zasłużyła na miano dorosłego konia. Jednak zwierzę i jeździec pasowali do siebie - każde z nich było nieprzyzwoicie wysokie i od stóp do głów czarne. Selwyn bowiem przywdział czarny strój jeździecki. Idealnie oddający jego stan wewnętrzny.
Wskoczył na konia, a kierując się w stronę startu skinął głową Emery, gdy ją mijał.
Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 02.12.16 22:57, w całości zmieniany 1 raz
Nie mogę odmówić prośbie swej ukochanej córki, która doskonale wie, że zrobiłbym dla niej wszystko. Nemesis jednak nie wykorzystuje mojej pobłażliwości i również dlatego z biegiem lat, miast przemieniać się w coraz bardziej surowego rodzica, łagodnieję i poczynam zgodnie z jej troskliwymi prośbami używać życia. Ja na to zasługuję... ona chyba również, bo widzę, iż przejmuje się ojcem i że chce, bym choć na moment oderwał się od zakurzonego sklepu, pachnącego cytrusami oraz po prostu Kretą. Ulegam namowom, racząc się wraz ze swym najstarszym skarbem, złocistym jabłkiem wprost z ogrodu Hesperyd świeżym, lutowym powietrzem, gdy razem przenosimy się do lasu Sherwood, niemal na pewno zamieszkałego przez driady i satyry, Może, gdy będziemy przejeżdżać obok zaśnieżonej, ukrytej polany, napotkamy na orszak Dionizosa wraz z jego szalonymi kapłankami oraz przygrywającego na fletni Pana, usiłującego dźwięczną muzyką uwieść słodką nimfę? Nieomal mylę baśniowy, angielski zakątek ze swoją cudowną ojczyzną, której nie widziałem znacznie dłużej, niż Odyseusz Itaki - czyżbym stał się kosmopolitą, zapominając o moim kraju i jego tradycjach? Zostawiam córkę z panną podobną jej wiekiem, wcześniej skłaniając przed nią dwornie głowę, może to szlachcianka, jakich wiele zgromadziło się na konnej gonitwie? Życzę obu dziewczętom powodzenia, całując przelotnie czoło Nemesis i odchodząc w kierunku linii startowej, prowadząc za uzdę krępego gniadosza. Ogier jest ogromny, narowisty, lecz w niczym nie przypomina Pegaza, jak go nazywam w hołdzie dla Bellerofonta i jego wierzchowca. Klepię zwierzę po aksamitnych chrapach, nakładając nań siodło wraz z uprzężą; dopiero kiedy prostuję plecy, zauważam lorda Notta, poważnego pretendenta do ręki mej ukochanej Nemo. Powinienem go nie lubić, aczkolwiek przecież sam sprzedaję własne dziecko, a Raphael wśród szerokiego grona kandydatów prezentuje się zdecydowanie najlepiej. Pozdrawiam mężczyznę skinieniem głowy, po czym przeczesuję tłum wzrokiem, aby się upewnić, że i Nem dotrze w porę na rozpoczęcie wyścigu. Mimo, że Nemesis ma niedługo wyjść za mąż, nadal widzę w niej swoją małą córeczkę.
No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Gdy Liliana zwróciła mi uwagę na to, że jakiś obcy dla mnie mężczyzna się do mnie uśmiecha, dopiero zwróciłam na niego uwagę. Przyjrzałam mu się, zaciskając usta, a następnie przerzuciłam wzrok na przyjaciółkę, wzruszając delikatnie ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale na pewno go nie znam - odpowiedziałam ze szczerością.
Oczywiście, że bawić będę się doskonale. Nie musiałam wygrać, tak jak mówiła moja przyjaciółka, jednak również chciałam pokazać się z dobrej strony. Naprawdę obawiałam się, że spadnę z siodła, ale jeśli uda mi się na nim utrzymać, to będę bardzo zadowolona.
- Postaram się, więc nie zdziw się, jeśli będziesz musiała poczekać na mnie na mecie - uśmiechnęłam się do niej.
Rozejrzałam się, obserwując przybycie kolejnych osób, aż trafiłam wzrokiem na niego. Mój przyszły narzeczony przemierzał właśnie teren na swoim koniu, witając się z innymi osobami. Miałam nadzieję, że do mnie podejdzie, przywita się i pozna moją przyjaciółkę. Lord Nott natomiast posłał mi jedynie delikatny uśmiech, z którym w dodatku było coś nie tak. Był to zupełnie inny rodzaj uśmiechu od tego, którym obdarowywał mnie na naszym pierwszym spotkaniu. Z jakiegoś dziwnego powodu trochę mnie to martwiło, chociaż nie rozumiałam, dlaczego czuje coś takiego. Kiwnęłam mu jednak delikatnie głową, odwzajemniając jego uśmiech, a kiedy się oddalił, w stronę mojej kuzynki, odwróciłam się w stronę Liliany, spoglądając na nią.
- To on, Cassius Nott - kiwnęłam delikatnie, ledwie zauważalnie, w stronę mojej kuzynki, Emery. - Oficjalnie nie jesteśmy jeszcze narzeczeństwem, być może nie chciał dawać ludziom powodów do plotek. Liczę jednak na to, że podejdzie po wyścigu.
Czego ja się właściwie spodziewałam? Że do mnie podejdzie, przywita się? Przecież praktycznie się nie znaliśmy, a między nami, oprócz zapowiedzi, nie było kompletnie nic. A ja jednak z jakiegoś powodu chciałam być blisko niego, czułam swoją powinność.
- Jest zupełnym przeciwieństwem Aarona - wyszeptałam, uspokajając swoją klacz. - Ale myślę, że mój brat byłby zadowolony z wyboru ojca. Martwi mnie jednak różnica wieku, wygląda na starszego ode mnie, prawda?
Jeszcze raz delikatnie odwróciłam się w stronę Cassiusza, dosłownie na moment, by tylko móc na niego spojrzeć. Tak, zdecydowanie był przeciwieństwem mojego brata. Westchnęłam cicho pod nosem, przybierając na twarzy wesoły uśmiech.
- Nie powinnam tak rozmawiać na jego temat, chodź Liliano, ustawmy się już przy linii startu, bo zaczną bez nas - powiedziałam do niej, delikatnie zmuszając konia do ruchu.
Naprawdę, bardzo dziwnie czułam się na jego grzbiecie.
- Nie mam pojęcia, ale na pewno go nie znam - odpowiedziałam ze szczerością.
Oczywiście, że bawić będę się doskonale. Nie musiałam wygrać, tak jak mówiła moja przyjaciółka, jednak również chciałam pokazać się z dobrej strony. Naprawdę obawiałam się, że spadnę z siodła, ale jeśli uda mi się na nim utrzymać, to będę bardzo zadowolona.
- Postaram się, więc nie zdziw się, jeśli będziesz musiała poczekać na mnie na mecie - uśmiechnęłam się do niej.
Rozejrzałam się, obserwując przybycie kolejnych osób, aż trafiłam wzrokiem na niego. Mój przyszły narzeczony przemierzał właśnie teren na swoim koniu, witając się z innymi osobami. Miałam nadzieję, że do mnie podejdzie, przywita się i pozna moją przyjaciółkę. Lord Nott natomiast posłał mi jedynie delikatny uśmiech, z którym w dodatku było coś nie tak. Był to zupełnie inny rodzaj uśmiechu od tego, którym obdarowywał mnie na naszym pierwszym spotkaniu. Z jakiegoś dziwnego powodu trochę mnie to martwiło, chociaż nie rozumiałam, dlaczego czuje coś takiego. Kiwnęłam mu jednak delikatnie głową, odwzajemniając jego uśmiech, a kiedy się oddalił, w stronę mojej kuzynki, odwróciłam się w stronę Liliany, spoglądając na nią.
- To on, Cassius Nott - kiwnęłam delikatnie, ledwie zauważalnie, w stronę mojej kuzynki, Emery. - Oficjalnie nie jesteśmy jeszcze narzeczeństwem, być może nie chciał dawać ludziom powodów do plotek. Liczę jednak na to, że podejdzie po wyścigu.
Czego ja się właściwie spodziewałam? Że do mnie podejdzie, przywita się? Przecież praktycznie się nie znaliśmy, a między nami, oprócz zapowiedzi, nie było kompletnie nic. A ja jednak z jakiegoś powodu chciałam być blisko niego, czułam swoją powinność.
- Jest zupełnym przeciwieństwem Aarona - wyszeptałam, uspokajając swoją klacz. - Ale myślę, że mój brat byłby zadowolony z wyboru ojca. Martwi mnie jednak różnica wieku, wygląda na starszego ode mnie, prawda?
Jeszcze raz delikatnie odwróciłam się w stronę Cassiusza, dosłownie na moment, by tylko móc na niego spojrzeć. Tak, zdecydowanie był przeciwieństwem mojego brata. Westchnęłam cicho pod nosem, przybierając na twarzy wesoły uśmiech.
- Nie powinnam tak rozmawiać na jego temat, chodź Liliano, ustawmy się już przy linii startu, bo zaczną bez nas - powiedziałam do niej, delikatnie zmuszając konia do ruchu.
Naprawdę, bardzo dziwnie czułam się na jego grzbiecie.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Tak piękny poranek w Nottinghamshire nie mógłby się skończyć inaczej niż widowiskową wygraną. Skrupulatnie wytyczona trasa przez owiany tajemnicami las Sherwood czekała, aż któryś z uczestników nastąpi na jedną z zasadzek i sobie z nią nie poradzi, zostając daleko w tyle. Z drugiej jednak strony nie czekało na nich zagrożenie, z którym by sobie nie poradzili z odrobiną magii oraz trzeźwym umysłem. W innym wypadku czekał szereg niepowodzeń. Ale o tym później.
W powietrzu rozległ się gwizd wzmocniony zaklęciem, a chwilę później wszystkim uczestnikom ustawionym na linii startu ukazał się przysadzisty czarodziej z różdżką przytkniętą do gardła.
— Witam wszystkich bardzo ciepło w ten mroźny poranek na zimowej gonitwie w Sherwood! — zawołał, przerywając ostatecznie wszystkie pomniejsze rozmowy. — Zebraliśmy się tutaj wszyscy, by rozstrzygnąć, które z was urodziło się w siodle, a kto nie powinien w ogóle na nie wsiadać. Zanim jednak zaczniemy, pragnąłbym uczcić chwilą ciszy tragedię, która wydarzyła się na Sabacie, a która jest jedną z przyczyn dzisiejszego spotkania. — Opuścił różdżkę, milknąc na krótką chwilę, jednocześnie przeznaczając ją na szybką ocenę zawodników. Mimo śmiertelnej powagi w trakcie czczenia pamięci tragicznie zmarłych arystokratów, na jego twarzy błąkał się niewielki uśmiech zadowolenia. Patrzył na dostojnych lordów, piękne lady nietrącące wdzięku pomimo tak niecodziennego ubioru, czarodziei i czarownice, którzy mieli odwagę przybyć. Było ich tak niewielu, lecz doceniał poświęcenie jakiego dokonali, wstając dziś z łóżka. Wreszcie dotarł do samego końca, westchnął teatralnym gestem, po czym ponownie przytknął różdżkę do gardła, wzmacniając swój głos.
— Nim wyruszycie w pogoń, pamiętajcie: wolno wam użyć różdżki — ogłosił, na moment unosząc własną. —Nie możecie jednak zranić nią ani dosiadanego przez was konia, ani innego uczestnika wyścigu. W przeciwnym wypadku zostaniecie wykluczeni z wyścigu. Jakakolwiek próba utrudnienia zabawy innej osobie skończy się tak samo.
Zamilkł, przechadzając się po ośnieżonej ziemi, zerkając na co poniektórych. Długie lata życia nauczyły go ograniczonego zaufania i mógł spodziewać się, że nie każdy będzie przestrzegać ustalonych reguł; przynajmniej z tego powodu cieszył się, iż zaostrzono środki bezpieczeństwa, bowiem w innej sytuacji pozwoliłby im na zostanie pochłoniętym przez las i driady, które ukarają każdego niepożądanego na ich terenie. Przystanął na końcu linii startowej, aby uniknąć stratowania przez konie i machnął różdżką, uwalniając trzy złote chorągiewki.
— Zapamiętajcie je dobrze. One wyznaczą wam drogę, lecz nie złapiecie ich bliżej niż przed metą. W trakcie gonitwy traficie na możliwość zdobycia dodatkowych punktów. Pokonujcie przeszkody, zdobywajcie to, co powinno być zdobyte, a zasłużycie na nagrodę. A teraz: trzy, dwa, jeden, start! — I machnął różdżką, posyłając wyczarowane chorągiewki w las.
Wyścig rozpoczął się, a zwycięzca mógł być tylko jeden.
|Mistrz Gry wita wszystkich na wyścigu i pragnie przypomnieć, że event ten jest formą zabawy oraz czystej rywalizacji, a nie rzucania komuś kłód pod nogi. Bawcie się dobrze, wykorzystajcie czas, który zostanie wam dany, w końcu udział w wydarzeniu to nie tylko punkty doświadczenia!
Bleach/Asterion, ponieważ nie można korzystać z multikont w trakcie eventów, stawiam przed tobą wybór, którą z postaci chcesz brać udział w wyścigu. Zasady zostały przedstawione jasno i od ciebie zależy, jakie podejmiesz wyzwanie. Zaznaczam też, że pojawienie się posta którejś z postaci jest wiążące i nie będzie możliwości jego usunięcia.
Co zaś się tyczy tego etapu wyścigu: wszystkich, bez wyjątku, obowiązuje rzut kością k100, czy udało wam się przekroczyć linię startu. ST wynosi 10 i doliczana jest do niego biegłość jazdy konnej, które powinny znajdować się w waszych kartach postaci. Jeśli komuś nie uda się ruszyć, może próbować zmuszać konia do skutku (ST wówczas rośnie o 5 za każdą próbę).
Deadline: 24 godziny, jeśli uwiniecie się szybciej, następna reakcja Mistrza Gry może pojawić się wcześniej.
Mistrz Gry życzy powodzenia!
W powietrzu rozległ się gwizd wzmocniony zaklęciem, a chwilę później wszystkim uczestnikom ustawionym na linii startu ukazał się przysadzisty czarodziej z różdżką przytkniętą do gardła.
— Witam wszystkich bardzo ciepło w ten mroźny poranek na zimowej gonitwie w Sherwood! — zawołał, przerywając ostatecznie wszystkie pomniejsze rozmowy. — Zebraliśmy się tutaj wszyscy, by rozstrzygnąć, które z was urodziło się w siodle, a kto nie powinien w ogóle na nie wsiadać. Zanim jednak zaczniemy, pragnąłbym uczcić chwilą ciszy tragedię, która wydarzyła się na Sabacie, a która jest jedną z przyczyn dzisiejszego spotkania. — Opuścił różdżkę, milknąc na krótką chwilę, jednocześnie przeznaczając ją na szybką ocenę zawodników. Mimo śmiertelnej powagi w trakcie czczenia pamięci tragicznie zmarłych arystokratów, na jego twarzy błąkał się niewielki uśmiech zadowolenia. Patrzył na dostojnych lordów, piękne lady nietrącące wdzięku pomimo tak niecodziennego ubioru, czarodziei i czarownice, którzy mieli odwagę przybyć. Było ich tak niewielu, lecz doceniał poświęcenie jakiego dokonali, wstając dziś z łóżka. Wreszcie dotarł do samego końca, westchnął teatralnym gestem, po czym ponownie przytknął różdżkę do gardła, wzmacniając swój głos.
— Nim wyruszycie w pogoń, pamiętajcie: wolno wam użyć różdżki — ogłosił, na moment unosząc własną. —Nie możecie jednak zranić nią ani dosiadanego przez was konia, ani innego uczestnika wyścigu. W przeciwnym wypadku zostaniecie wykluczeni z wyścigu. Jakakolwiek próba utrudnienia zabawy innej osobie skończy się tak samo.
Zamilkł, przechadzając się po ośnieżonej ziemi, zerkając na co poniektórych. Długie lata życia nauczyły go ograniczonego zaufania i mógł spodziewać się, że nie każdy będzie przestrzegać ustalonych reguł; przynajmniej z tego powodu cieszył się, iż zaostrzono środki bezpieczeństwa, bowiem w innej sytuacji pozwoliłby im na zostanie pochłoniętym przez las i driady, które ukarają każdego niepożądanego na ich terenie. Przystanął na końcu linii startowej, aby uniknąć stratowania przez konie i machnął różdżką, uwalniając trzy złote chorągiewki.
— Zapamiętajcie je dobrze. One wyznaczą wam drogę, lecz nie złapiecie ich bliżej niż przed metą. W trakcie gonitwy traficie na możliwość zdobycia dodatkowych punktów. Pokonujcie przeszkody, zdobywajcie to, co powinno być zdobyte, a zasłużycie na nagrodę. A teraz: trzy, dwa, jeden, start! — I machnął różdżką, posyłając wyczarowane chorągiewki w las.
Wyścig rozpoczął się, a zwycięzca mógł być tylko jeden.
|Mistrz Gry wita wszystkich na wyścigu i pragnie przypomnieć, że event ten jest formą zabawy oraz czystej rywalizacji, a nie rzucania komuś kłód pod nogi. Bawcie się dobrze, wykorzystajcie czas, który zostanie wam dany, w końcu udział w wydarzeniu to nie tylko punkty doświadczenia!
Bleach/Asterion, ponieważ nie można korzystać z multikont w trakcie eventów, stawiam przed tobą wybór, którą z postaci chcesz brać udział w wyścigu. Zasady zostały przedstawione jasno i od ciebie zależy, jakie podejmiesz wyzwanie. Zaznaczam też, że pojawienie się posta którejś z postaci jest wiążące i nie będzie możliwości jego usunięcia.
Co zaś się tyczy tego etapu wyścigu: wszystkich, bez wyjątku, obowiązuje rzut kością k100, czy udało wam się przekroczyć linię startu. ST wynosi 10 i doliczana jest do niego biegłość jazdy konnej, które powinny znajdować się w waszych kartach postaci. Jeśli komuś nie uda się ruszyć, może próbować zmuszać konia do skutku (ST wówczas rośnie o 5 za każdą próbę).
Deadline: 24 godziny, jeśli uwiniecie się szybciej, następna reakcja Mistrza Gry może pojawić się wcześniej.
Mistrz Gry życzy powodzenia!
W porę pojawiłyśmy się wraz z Lilianą na linii startu. W porę, ponieważ chwilę później pojawił się mężczyzna, który zapowiedział rozpoczęcie wyścigu. Zanim wyjaśnił nam wszystkie zasady, uczciliśmy chwilą ciszy ostatnie wydarzenia na sabacie. W między czasie zerknęłam na swoją przyjaciółkę, bowiem wiedziałam, że jej to w mocniejszy sposób dotyczyło, niż mnie. Następnie usłyszałam o zasadach, zdziwił mnie fakt, że mogliśmy używać różdżek, ale jednocześnie bardzo ucieszył, ponieważ to oznaczało, że w razie tarapatów byłam sobie w stanie jakoś poradzić. Ale to również oznaczało, że przy moim poziomie umiejętności jeździectwa te tarapaty mogły mnie dużo kosztować. Rodzice wysyłali mnie na wszystkie dodatkowe zajęcia, dlaczego nie na jeździectwo również?
Zacisnęłam mocniej dłonie na lejcach przygotowując się do startu. Na Merlina, żeby tylko ja moja klacz mnie posłuchała i ruszyła w odpowiednim momencie. Miałam nadzieję, że wybrana przez mojego przyszłego narzeczonego przyniesie mi szczęście. Ruszyłam więc wraz z rozpoczęciem wyścigu.
Zacisnęłam mocniej dłonie na lejcach przygotowując się do startu. Na Merlina, żeby tylko ja moja klacz mnie posłuchała i ruszyła w odpowiednim momencie. Miałam nadzieję, że wybrana przez mojego przyszłego narzeczonego przyniesie mi szczęście. Ruszyłam więc wraz z rozpoczęciem wyścigu.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Ta zabawa była intrygująca, a już w szczególności, gdy odezwała się do niej Inara. Uśmiechnęła się kącikowo, wszak Katya była zazdrosna o samą zainteresowaną, a nie kuzyna. Tęskniła za lady Carrow, co zdawało się być dość oczywiste, ale prawdopodobnie nie na tyle, by koleżanka wyłapała tę drobną sugestię, że jest zaniedbywana.
-Twoja wiara jest piękna, ale myślę, że dzisiaj będziemy wznosić inne toasty - dodała jeszcze przekornie, a następnie posłała przeciągłe spojrzenie Ulli. Rozumiały się bez słów i niewiele trzeba było, żeby pozgrywać się z lorda. Wierzyła jednak, że Percival nie będzie chował zbyt długo urazy, bo byłoby to niewskazane, a i tak powinni sobie coś wyjaśnić i wierzyła, że im się uda. Nie mieli w końcu dużo czasu.
Spojrzała na czarodzieja, który zaczął przemawiać i wsłuchała się w jego głos. Zastanawiała się, ile jeszcze pamięta z jazdy konnej, bo przecież ta nie była nad wyraz trudna, ale tak naprawdę miała nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze. Tak, po prostu.
Ujęła pewniej lejce i pochyliła nieznacznie do przodu, bo to co było jej ostatnim celem, to zostanie w tyle. Kiedy rozbrzmiał więc dźwięk, a sugestie zostały zakodowane, pyknęła piętami konia i wierzyła, że już na starcie nic jej się nie przydarzy. Chciałaby jeszcze krzyknąć, to magiczne słowo, od którego stroniła, ale dzisiaj? Dzisiaj potrzebowała czegoś innego, niż kolejnych nut sympatycznego nastawienia.
-Twoja wiara jest piękna, ale myślę, że dzisiaj będziemy wznosić inne toasty - dodała jeszcze przekornie, a następnie posłała przeciągłe spojrzenie Ulli. Rozumiały się bez słów i niewiele trzeba było, żeby pozgrywać się z lorda. Wierzyła jednak, że Percival nie będzie chował zbyt długo urazy, bo byłoby to niewskazane, a i tak powinni sobie coś wyjaśnić i wierzyła, że im się uda. Nie mieli w końcu dużo czasu.
Spojrzała na czarodzieja, który zaczął przemawiać i wsłuchała się w jego głos. Zastanawiała się, ile jeszcze pamięta z jazdy konnej, bo przecież ta nie była nad wyraz trudna, ale tak naprawdę miała nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze. Tak, po prostu.
Ujęła pewniej lejce i pochyliła nieznacznie do przodu, bo to co było jej ostatnim celem, to zostanie w tyle. Kiedy rozbrzmiał więc dźwięk, a sugestie zostały zakodowane, pyknęła piętami konia i wierzyła, że już na starcie nic jej się nie przydarzy. Chciałaby jeszcze krzyknąć, to magiczne słowo, od którego stroniła, ale dzisiaj? Dzisiaj potrzebowała czegoś innego, niż kolejnych nut sympatycznego nastawienia.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Nie słuchał powitania z jednego jasnego powodu - nieszczególnie go obchodziło. Kurtuazyjnie spojrzał w kierunku gospodarza, w taki sposób, by nikt nie mógł mu mieć niczego nieprzyzwoitego do zarzucenia, lecz kątem oka dostrzegł nadjeżdżającą Druellą i to na niej skoncentrował się najmocniej.
- Mam nadzieję, że w trakcie gonitwy wyda się jednak bardziej imponujący - odmruknął jej, po cichu, by nie przeszkadzać w ceremonii otwarcia; koń wyglądał bardzo dobrze, ale jego imię nie mogło budzić większego szacunku. Reksio - tak do diabła mogła nazwać kundla z hodowli swojego męża, a nie majestatycznego rumaka. - Na pewne pytania lepiej jest nie znać odpowiedzi - dodał, wciąż patrząc na przemawiającego czarodzieja. Nie dostrzegł jej uśmiechu niewiniątka, ale potrafił go sobie wyobrazić, znał ją zbyt dobrze, by nie wiedzieć, jaki miała teraz wyraz twarzy. Zabiłem dwójkę mugoli, droga siostro, jednego z nich, płonącego i wrzeszczącego, zrzuciłem z klifu w morskie odmęty. Ale szczegółów ci oszczędzę - przynajmniej tym razem, nie tylko dlatego, że muszę. Obrócił głowę w jej stronę i skinął, życząc powodzenia, kiedy oczywistym było, że przemowa zbliżała się do końca.
- Uważaj na siebie i nie prowokuj garoborogów - poprosił, zbierając konia, a kiedy wykrzyknięty został start - ścisnął boki konia i pchnął go do przodu.
- Mam nadzieję, że w trakcie gonitwy wyda się jednak bardziej imponujący - odmruknął jej, po cichu, by nie przeszkadzać w ceremonii otwarcia; koń wyglądał bardzo dobrze, ale jego imię nie mogło budzić większego szacunku. Reksio - tak do diabła mogła nazwać kundla z hodowli swojego męża, a nie majestatycznego rumaka. - Na pewne pytania lepiej jest nie znać odpowiedzi - dodał, wciąż patrząc na przemawiającego czarodzieja. Nie dostrzegł jej uśmiechu niewiniątka, ale potrafił go sobie wyobrazić, znał ją zbyt dobrze, by nie wiedzieć, jaki miała teraz wyraz twarzy. Zabiłem dwójkę mugoli, droga siostro, jednego z nich, płonącego i wrzeszczącego, zrzuciłem z klifu w morskie odmęty. Ale szczegółów ci oszczędzę - przynajmniej tym razem, nie tylko dlatego, że muszę. Obrócił głowę w jej stronę i skinął, życząc powodzenia, kiedy oczywistym było, że przemowa zbliżała się do końca.
- Uważaj na siebie i nie prowokuj garoborogów - poprosił, zbierając konia, a kiedy wykrzyknięty został start - ścisnął boki konia i pchnął go do przodu.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
- Idealna - twarz miała wystawioną do zimnego słońca, dlatego dopiero po chwili przeniosła wzrok na Cassiusa, puszczając jego chorobę mimo oczu. Był dorosły, chyba wiedział co robi, przychodząc w takim stanie na wyścig. - Wydaje się, że po Sabacie właśnie takiej odskoczni było nam potrzeba - zwraca się do kuzyna zanim u jej boku pojawia się Nemesis. Przeniosła wzrok na przyjaciółkę, jej widok ją uszczęśliwia - dopiero teraz wszystko i wszyscy znajdują się na miejscu. Pomału zaczęło robić się o wiele zbyt tłoczno - Emery zwróciła uwagę na oddaloną od nich kuzynkę, Victorię, która choć jest w pewnej odległości, wyraźnie mówi o ich trójce. Dziwne... Czyżby pewne plotki dotyczące domniemanego narzeczeństwa, okazały się prawdziwe? Spogląda z zaskoczeniem na blady, wręcz wymuszony uśmiech Cassiusa, lecz teraz nie będzie o nic pytać, skoro dołączyła do nich Nemesis. Cóż, rozmowa wymagająca prywatności może poczekać. - O, oto i moja olimpijska bogini - lustruje nową towarzyszkę spojrzeniem pełnym iskierek zadowolenia. - Szukałam cię w tłumie, jednak chyba ty tutaj masz sokoli wzrok. I bardzo dobrze, chodźmy pokazać tym amatorom jak powinno się jeździć - w jej głosie rozbrzmiewało przekonanie, jednak komentarz był na tyle cichy, że tylko kilka najbliższych osób mogło go usłyszeć. Posłała im uprzejmy, czarujący, ale w rzeczywistości dość nieprzyjemny uśmiech, który nabiera odrobiny enigmatyczności, gdy lord Selwyn kiwa w jej kierunku głową. Cóż, nie spodziewała się go tutaj zobaczyć. Czyżby integracja na gonitwach miała być terapią po straconej dziewczynie? - Obstawiamy podium? - rzuciła zaczepnie do swoich towarzyszy, wyrzucając młodzieńca z umysłu, tak szybko jak się tam pojawił. Lekko ścisnęła łydkami konia, by ustawił się odpowiednio; narowisty wierzchowiec nie potrafił ustać w miejscu, więc wciąż odrobinę się przesuwał; nagle poczuła się niepewnie - czy będzie w stanie nad nim zapanować? Wkrótce po tym zabiegu rozbrzmiał wzmocniony głos prowadzącego. Zasady były proste: trasa, przeszkody, zapewne dodatkowo punktowane, a na koniec chorągiewki... Pytanie tylko jak to wszystko wyjdzie w praktyce, w dzikim pędzie, pomiędzy ciasno rozmieszczonymi koronami drzew.- Nie próbujcie się połamać - zwróciła się jeszcze do Nemesis i Cassiusa zanim ścisnęła boki konia, od razu próbując narzucić mu szybkie tempo.
Emery Parkinson
Zawód : Projektantka mody
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Appear like the innocent flower, but be the deadly snake beneath it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Emery Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Skrzywiła się na zdawkowe odpowiedzi Tristana. Z chęcią wysłuchałaby historii o mugolach, gdyby tylko mogła o nich coś wiedzieć. W porównaniu z jej własnym życie jej brata zdawało się być pełne ekscytujących wydarzeń. Gdzieś musiała popełnić błąd.
- Oh, na pewno będzie imponujący. Będziesz mógł to nawet zobaczyć jak cię wyprzedzę - rzuciła prowokując brata, nie zaszczycając gospodarza nawet jednym spojrzeniem. Wokół działo się wiele ciekawszych rzeczy, na które nie reagować mogło tylko tak ciekawe świata stworzenie jak Reksio.
- Ale prowokowanie graborogów jest najciekawsze - mruknęła, kiedy Tristan popędził na swoim wierzchowcu. Spojrzała na siostrę, której posłała uśmiech. Jej też Tristan pewnie kazał na siebie uważać. Ciekawe czy jemy też ktoś zdążył to powiedzieć zanim poleciał wygrywać kolejne wyścigi. Druella koniecznie musiała się dowiedzieć.
- Dalej, Reksio, nie zawiedź mnie - rzuciła do konia wbijając mu pięty w boki, zachęcając do ruszenia.
- Oh, na pewno będzie imponujący. Będziesz mógł to nawet zobaczyć jak cię wyprzedzę - rzuciła prowokując brata, nie zaszczycając gospodarza nawet jednym spojrzeniem. Wokół działo się wiele ciekawszych rzeczy, na które nie reagować mogło tylko tak ciekawe świata stworzenie jak Reksio.
- Ale prowokowanie graborogów jest najciekawsze - mruknęła, kiedy Tristan popędził na swoim wierzchowcu. Spojrzała na siostrę, której posłała uśmiech. Jej też Tristan pewnie kazał na siebie uważać. Ciekawe czy jemy też ktoś zdążył to powiedzieć zanim poleciał wygrywać kolejne wyścigi. Druella koniecznie musiała się dowiedzieć.
- Dalej, Reksio, nie zawiedź mnie - rzuciła do konia wbijając mu pięty w boki, zachęcając do ruszenia.
Gość
Gość
The member 'Druella Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
skracam mocno, bo #wyścig
Ich – początkowo kameralne – grono powiększało się z każdą chwilą, przez co wkrótce Percival zaczął gubić się w uprzejmościach, spontanicznie rzucanych zakładach i mniej lub bardziej zdawkowych powitaniach, które posyłał w stronę znajomych twarzy. Prawdziwie szczere uśmiechy zachowywał dla nielicznych, jeden z nich – rozbawiony i nieco zuchwały – posyłając bratu. – Musiałeś się przesłyszeć – odpowiedział, unosząc wyżej brwi. – Nie śmiałbym określić cię w ten sposób. – Ale nie ukrywał nawet, że ucieszył go jego widok; nie zapomniał jeszcze, że to właśnie w dużej mierze dzięki Raphaelowi znalazł się tu dzisiaj, prezentując się względnie normalnie, a nie zapijając własne żałosne smutki gdzieś w samotności pustego mieszkania. Te tymczasem gdzieś umknęły, na dobre poddając się prawie beztroskiej, ciepłej atmosferze, doprawionej do smaku wiszącą w powietrzu nutą rywalizacji. Która błysnęła również w percivalowym spojrzeniu, które posłał młodszemu Nottowi, gdy kobieca część towarzystwa zajęła się chwilowo obstawianiem zwycięzcy. Słowne przepychanki słownymi przepychankami, ale to jego miał zamiar tym razem prześcignąć.
Przez jego twarz przemknęło krótkotrwałe zaskoczenie, gdy nagle zauważył u swojego boku Katyę; spojrzał na nią wzrokiem, w którym zamigotały podskakujące znaki zapytania, ale żadnego z nich nie zwerbalizował, uznając, że nie był to czas ani miejsce na poważne rozmowy. Ewentualne pytania i wyrzuty ukrył natychmiast pod kolejnym uśmiechem, zresztą – nie miał zbyt wiele czasu na roztrząsanie tej kwestii w myślach, bo jego uwagę skutecznie odwróciło lekkie muśnięcie w policzek.
Odwrócił się do Inary, na chwilę – ułamek sekundy, nie więcej – zapominając, że otaczał ich tłum czarodziejów, i że znajdowali się na otwartej polanie, doskonale widoczni dla każdego, kto tylko zechciałby odwrócić w ich kierunku wzrok. Odnalazł spojrzeniem jej oczy, a w jego własnych mignęło coś nieuchwytnego i prawie nierzeczywistego. Pojawiło się tam tylko na moment, po czym zniknęło, gdy tylko otworzył usta. – Podejrzewam, że przyszła lady Nott jednak mnie wyprzedzi – odpowiedział, zgodnie zresztą z prawdą – ale obiecuję dzielnie deptać jej po piętach.
Wyprostował się, zauważając Tristana. – Powodzenia – odpowiedział, również kierując się bardziej do ogółu, niż do konkretnej osoby. I zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, powietrze przeciął głośny gwizd, sygnalizując konieczność przygotowania się do startu. Ruszył w kierunku wyznaczonej linii, po drodze zbliżając się jeszcze do Ulli. – Kto tym razem będzie bardziej nieznośny? – zapytał cicho i nadal żartobliwie, choć w spojrzeniu miał ten niepowtarzalny rodzaj troski, który od zawsze był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. – Uważaj na siebie – dodał jeszcze ciszej, słowa prawie zginęły w odgłosie trzeszczącego śniegu; nie potrafił ich jednak powstrzymać. I nawet nie zamierzał, ale mimo wszystko oddalił się zapobiegawczo zaraz po tym, jak wybrzmiały, nie dając siostrze okazji do zgromienia go wzrokiem.
Wysłuchał krótkiej przemowy czarodzieja z uwagą, wykorzystując każdą mijającą sekundę do zebrania rozproszonej rozmowami uwagi i skupienia jej na drodze przed sobą. Wyrównał oddech, poprawił się w siodle, ścisnął mocniej wodze; miał nadzieję, że los nie miał zamiaru spłatać mu dzisiaj figla. Zauważył machnięcie różdżki i odruchowo uderzył piętami w boki konia, równocześnie przenosząc wzrok na mknące do przodu złote chorągiewki.
Ich – początkowo kameralne – grono powiększało się z każdą chwilą, przez co wkrótce Percival zaczął gubić się w uprzejmościach, spontanicznie rzucanych zakładach i mniej lub bardziej zdawkowych powitaniach, które posyłał w stronę znajomych twarzy. Prawdziwie szczere uśmiechy zachowywał dla nielicznych, jeden z nich – rozbawiony i nieco zuchwały – posyłając bratu. – Musiałeś się przesłyszeć – odpowiedział, unosząc wyżej brwi. – Nie śmiałbym określić cię w ten sposób. – Ale nie ukrywał nawet, że ucieszył go jego widok; nie zapomniał jeszcze, że to właśnie w dużej mierze dzięki Raphaelowi znalazł się tu dzisiaj, prezentując się względnie normalnie, a nie zapijając własne żałosne smutki gdzieś w samotności pustego mieszkania. Te tymczasem gdzieś umknęły, na dobre poddając się prawie beztroskiej, ciepłej atmosferze, doprawionej do smaku wiszącą w powietrzu nutą rywalizacji. Która błysnęła również w percivalowym spojrzeniu, które posłał młodszemu Nottowi, gdy kobieca część towarzystwa zajęła się chwilowo obstawianiem zwycięzcy. Słowne przepychanki słownymi przepychankami, ale to jego miał zamiar tym razem prześcignąć.
Przez jego twarz przemknęło krótkotrwałe zaskoczenie, gdy nagle zauważył u swojego boku Katyę; spojrzał na nią wzrokiem, w którym zamigotały podskakujące znaki zapytania, ale żadnego z nich nie zwerbalizował, uznając, że nie był to czas ani miejsce na poważne rozmowy. Ewentualne pytania i wyrzuty ukrył natychmiast pod kolejnym uśmiechem, zresztą – nie miał zbyt wiele czasu na roztrząsanie tej kwestii w myślach, bo jego uwagę skutecznie odwróciło lekkie muśnięcie w policzek.
Odwrócił się do Inary, na chwilę – ułamek sekundy, nie więcej – zapominając, że otaczał ich tłum czarodziejów, i że znajdowali się na otwartej polanie, doskonale widoczni dla każdego, kto tylko zechciałby odwrócić w ich kierunku wzrok. Odnalazł spojrzeniem jej oczy, a w jego własnych mignęło coś nieuchwytnego i prawie nierzeczywistego. Pojawiło się tam tylko na moment, po czym zniknęło, gdy tylko otworzył usta. – Podejrzewam, że przyszła lady Nott jednak mnie wyprzedzi – odpowiedział, zgodnie zresztą z prawdą – ale obiecuję dzielnie deptać jej po piętach.
Wyprostował się, zauważając Tristana. – Powodzenia – odpowiedział, również kierując się bardziej do ogółu, niż do konkretnej osoby. I zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, powietrze przeciął głośny gwizd, sygnalizując konieczność przygotowania się do startu. Ruszył w kierunku wyznaczonej linii, po drodze zbliżając się jeszcze do Ulli. – Kto tym razem będzie bardziej nieznośny? – zapytał cicho i nadal żartobliwie, choć w spojrzeniu miał ten niepowtarzalny rodzaj troski, który od zawsze był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. – Uważaj na siebie – dodał jeszcze ciszej, słowa prawie zginęły w odgłosie trzeszczącego śniegu; nie potrafił ich jednak powstrzymać. I nawet nie zamierzał, ale mimo wszystko oddalił się zapobiegawczo zaraz po tym, jak wybrzmiały, nie dając siostrze okazji do zgromienia go wzrokiem.
Wysłuchał krótkiej przemowy czarodzieja z uwagą, wykorzystując każdą mijającą sekundę do zebrania rozproszonej rozmowami uwagi i skupienia jej na drodze przed sobą. Wyrównał oddech, poprawił się w siodle, ścisnął mocniej wodze; miał nadzieję, że los nie miał zamiaru spłatać mu dzisiaj figla. Zauważył machnięcie różdżki i odruchowo uderzył piętami w boki konia, równocześnie przenosząc wzrok na mknące do przodu złote chorągiewki.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Sherwood [I]
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire